Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
1. miasto wtedy i tutaj
Przytulił ją ostatni raz, bo już naprawdę
…muszę iść -szepnęła.
Godzina policyjna za 10 minut.
Jej czarne smutne oczy patrzyły jakby z wyrzutem.
Poprzez jego ramię rzuciła spojrzenie
na miasto za oknem,
które żyło mimo ran bombardowań, połamanych jak zęby domów,
ruin, kikutów drzew ,oddychało jak zmęczony ptak.
-Czy naprawdę nie zasługujemy na to by mieć swój kraj -
jej dłoń zaciśnięta na jego ramieniu-
gdzie nikt nie będzie nas prześladował, polował na nas jak zwierzęta, pokazywał palcami na ulicy ?
Delikatnie ruszył po pokoju, trzymając ją w ramionach, jakby tańczyli,
a z portretów na ścianach patrzyły na nich postacie wyblakłych wujów, ciotek i kuzynów.
Zamknęła oczy i poddała się rytmowi.
Obserwował jej rozmarzoną twarz,
unosił ją coraz śmielej,
przyspieszał i zwalniał kroku,
jak wtedy na raucie w ambasadzie…
Natarczywy terkot przywołał ich do rzeczywistości :
maleńka radiostacja wbudowana w maszynę do szycia odezwała się nagle i
– tak,rozumiem, już idę-
znowu smutne spojrzenie.
Poprawiła fryzurę,cmoknęła go w nieogolony policzek i już zakładała fioletowy płaszczyk:
kapral Rozalia odmeldowywuje się : odwzajemnił jej gest salutując do nieistniejącej czapki.
Objęła go od tyłu w pasie, on nadal kontemplował panoramę tego miasta,
dłoń oparta o stolik gdzie stała maszyna
wydawała się rwać jak rasowy wyścigowy chart.
Do zobaczenia – szepnął i zabrakło jej objęcia,
stuknęły obcasy i kroki dziewczyny zadudniły na schodach.
Wiedział że musi się zająć młodszym braciszkiem,
jeśli zostawi go samego na podwórku w niewłaściwym czasie,
raczej nikt mu nie uwierzy że nazywa się Szymek Małecki…
Odczekał jeszcze chwilę.
Jego niecierpliwe dłonie już wkładały do uszu słuchawki,
działał jak w transie.
Terkotanie się powtórzyło,
a on słuchał i pisał.
Potem chrząknął, stuknął palcem w mikrofon i zaczął mówić.
Na poziomie ulicy zaskoczeni mieszkańcy getta usłyszeli jasny,klarowny
głos młodego mężczyzny biegający wprost z głośników znienawidzonych szczekaczek :
Udało się kolejny raz ,mój konspiratorze– Rozalia uśmiechnęła się i przyspieszyła kroku,przeciskając się pomiędzy szarymi,zgarbionymi ludżmi o spopielałych twarzach na przystanku.
Gdzieś niedaleko zawyły syreny.
2. Tam i teraz
Pisk mewy przywrócił go do rzeczywistości.
Tuż obok ,zaryte w piasek, stało nowe skandynawskie cudo Davida i rzucało na nich miły cień.
Butelki soku chłodziły się ,do połowy zagrzebane w piasku,
z koszyka wysuwały się kusząco kanapki z francuskim serem i nowy numer „Q”.
Znowu się zamyśliłeś ,Yigal – jego przyjaciel Gideon gapił się na nieliczne obłoki i nadal leżał obok niego na plaży,podpierając rekami brodę– może się zakochałeś ?!
Popatrz tylko na Ester -wskazał mu 2 dziewczyny leżące na skraju plaży,
obmywane łagodnym językiem ciepłego morza – naprawdę, brachu, robi co może byś ją zabrał wreszcie do Eilat na weekend,
a Ty – poderwał się i sypnął piaskiem na trzymaną przez Yigala książkę – zakochałeś się znowu w gwiazdach w biały dzień ?
Yigal też się zerwał i ruszył niby w pogoń za nim.
Nieliczni jeszcze przechodnie obserwowali jak 2 mężczyzn nagle zmieniło kierunek,
dopadło wygrzewających się obok dziewcząt ,
które z dobrze udawanym przerażeniem dawały się zaciągnąć do wody :
Aliya , to koniec– jesteśmy otoczone – Ester symulowała fachowe kopnięcie w krocze, po którym Gideon upadł na piasek,
a Yigal zatrzymał się i utkwił spojrzenie w błękitnych oczach jej koleżanki, a nad nimi znowu piszczały mewy, szumiały beztrosko palmy ,cudownie grzało słońce i kolejny letni dzień dopiero dojrzewał.
Wybuchnęli śmiechem. Yigal stanął po kolana w morzu i zanurzył w nim głowę jak leśny zwierzak.
Złapał pod wodą nogę dziewczyny.
Nie broniła się.
Zabulgotał wesoło i opłynął ja jak rozbawiony delfin.
Ester cofnęła się jednak po chwili.
Kątem oka zarejestrował jakiś ruch w tle ,wychodzili szybko z wody.
Wynurzył się i parsknął : co jest ,rekiny z biurowca , zmiana scenariusza ?
Z auta wynurzył się David i dawał im bezgłośnie znaki rękami :
Twój braciszek pewnie znowu złapał częstotliwość Mosadu –
Yigal rozczarowany wyszedł na plaże.
Podbiegli do auta.
David kucał na podłodze i kręcił gałką radia -mam jakiś nowy zakres…
Coś konkretnego -Gideon starał się ukryć ekscytację w głosie -
znowu zostawiłeś pluskwę w hotelu ?
Dziewczyny zachichotały,
a David odwrócił się do nich.
Jego spojrzenie było poważne jak nigdy dotąd -
tu było zawsze jazz fm z Cypru, a teraz -
jego dłoń zmieniała przełączniki na panelu radia,
a na dachu lekko zawarczał talerz kierunkowej anteny -był maniakiem krótkofalówki.
Po chwili usłyszeli coś faktycznie – jakiś głos -
jak ..jak ze starego , czarno-białego filmu -szepnęła Aliya,
poprawiając zielony kostium
oparła dłoń na ramieniu Yigala.
-to w Yiddish ?
David skinął powoli głową i oblizał zaschnięte wargi -
tak ,już od kilku minut,
a teraz ,słuchajcie, to się zapętliło -
w tle
było słychać wybuchy, strzały ,syreny.
Trzask, i od nowa– dodał i zgłośnił.
Słuchali jak zaczarowani,ciasno skupieni nad Davidem przy siedzeniu pasażera :
powtarza się ,myślałem ze to jakaś audycja historyczna…ale nie.
A może znowu Twój odtwarzacz nadaje z kieszeni jak wtedy na campingu -
Ester zaśmiała się nerwowo– spadamy,chcę pobiegać zanim przyjdą tu tłumy bo-
David uciszył ja gestem ręki : teraz :
Kolejny trzask, potem wyrażnie usłyszeli jakieś dudnienie,
kaszlnięcie i przejęty głos oznajmił ze starodawnym akcentem :
W tej godzinie próby,
gdy nasze życie jest na szali,
chcę byście wiedzieli że został nam tylko jeden kierunek.
Pokażmy im ,że można się nas bać, że potrafimy żyć i umierać jak ludzie,
jak żołnierze– ogłaszam rozpoczęcie powstania w getcie. Tu radiostacja żegota ,komunikat specjalny , dziś dla Warszawer geto ojfsztand…– trzask i znowu dżwięki jak kroki na schodach, stuki i chrząkanie -
to się powtarza od dobrej chwili -mruknął Dawid i skręcił potencjometr.
Gapili się to na niego, to na odbiornik.
Niedaleko ,na małym placyku przed molo,
grupka wyznawców wschodniej religii w kolorowych strojach ustawiała megafon.
Kobiety w sari o słowiańskich twarzach zaczęły rytmicznie klaskać w dłonie :
Hare Kryszna, Hare Hare…
intonując podniosłą pieśń i przyciągając uwagę przechodniów.
A morze wtórowało jakby nigdy nic delikatnemu szumowi palm.
Yigal zobaczył jak na twarzy Gideona pojawiają się kropelki potu :
wszyscy słyszeli ?
Skinęli ponuro głowami.
Powtarza się to faktycznie jak mantra – David szepnął, patrząc w oczy przyjaciół -
pętla czasowa ?
Może to Twój pradziadek – mina Yigala dała im do zrozumienia że był śmiertelnie poważny :
Gideon wykonał jakiś nieokreślony ruch głową,po czym zebrał ręczniki z plaży-
gdybym sam to słyszał, nie uwierzyłbym.
Wracam do Instytutu .
Delikatny plusk fal był tylko tłem do ciszy,jaka zapadła pomiędzy nimi.
A za nimi piękne miasto witało kolejny upalny, lipcowy dzień.
3.
Gdyby nie Holocaust , nie było by nas tu dzisiaj-
mruknął Yigal, oglądając pod światło zawartość szklanki.
Co konkretnie – rosyjska kelnerka gapiła się na niego rozmarzonym wzrokiem-
gdyby np ktoś załatwił Adolfa w 1940,
Alianci szybciej wylądowali w Europie i zdobyli Berlin przed Rosją,
miliony Żydów pozostały by na całym Kontynencie,
a wojna skończyła by się ze dwa lata wcześniej i wtedy-`
Co konkretnie zamawiamy -warknęła Aliya,
widząc spojrzenie tamtej.
4 tofu-burgery,sałatkę grecką i tempeh– Gideon kiwnął głową-
raczej nie było by potrzeby ucieczki z Europy,
utworzenia medinat israel
na tej spalonej słońcem ,prawie pustynnej ziemi jałowej
a Żydzi mimo lokalnych wybuchów rasizmu nadal stanowili
by pokażną diasporę w wielu krajach-
och ,przynudzasz ,misiu…mruknęła dziewczyna ,a
kelnerka odeszła z zawiedzioną miną, widząc jadowity uśmiech Aliyi.
Głównym ukrytym motywem naszej współczesnej historii jest kwestia Trzeciej Świątyni,
wszystkie inne tzw polityczne wątki mają tylko zamaskować temat…
Ktoś z nas w to wątpi ?
Natomiast oprócz wariantu s-fi typu historia o bombowcu który startuje z Rammstein,
wpada w czarną dziurę i wyłania się nad Reichstagiem 70 lat wstecz,
bombarduje go a przy okazji pół Berlina ,potem rozwala Wilcze Gniazdo
i dolatuje do Anglii , to niestety karma była taka jak widać i…
a słyszeliście o Liese, córce genialnego Alberta – Dawid uśmiechnął się znad sałatki-
podobno zaginęła bez śladu.
Jest koncepcja że zarówno ona jak i jej brat wzięli samowolnie udział w laboratoryjnym
projekcie słynnego ojca …
Burza elektromagnetyczna ?
Liese utkwiła w przeszłości,
a jej brat zobaczył coś takiego że gdy wrócił,
resztę życia spędził w domu bez klamek..
Bewakasha – kelnerka już wróciła,
uśmiechając się ustawiła duży talerz na środku stołu.
Stawia pierwsze kroki w hebrajskim – Aliya skomentowała jej straszny akcent.
Yigal nachylił się nad stołem i szepnął :
skoro wszyscy słyszeliśmy tamten komunikat,
może dałoby się coś wysłać w tamta stronę ?
Gideon udał ze nadstawia ucha, Yigal wyciągnął się jeszcze bardziej ,
nachylił nad stołem.
musiał podeprzeć się dłońmi i…
2 burgery wepchnięte dłońmi przyjaciół
wylądowały w jego otwartych ustach, oczy stanęły mu w słup
Chwilę potrwa zanim połkniesz -milcząca do tej pory Ester wybuchła śmiechem-
a my w między czasie zastanowimy się nad komunikatem do przeszłości, tak ?
Prognoza pogody dla Eilatu czy może jakiś zdjęcia z intifady w Jeruszalaim,
żydowskie IDF traktujące Arabów prawie jak Adolf Żydów,
getta Gazy, Ramallah, Hebronu…
pętla karmiczna,
historia zatacza koło ?
A jeśli to coś zupełnie innego– pomyślał Gideon-
moi mili ,żadne tam rammsteiny czy czarne dziury,
Tak, po prostu weszli w zakres pola elektromagnetycznego
o niespotykanej amplitudzie,
wygenerowanego w warunkach laboratoryjnych ,
jak w eksperymencie…-oczy mu błyszczały.
Zrobiło się tak cicho że melodia świerszczy za oknem zabrzmiała nieco za głośno.
Ich ukradkowe spojrzenia konspiratorów zetknęły się -
to prawie jak fabuła grafomańskiej powieści-
Ester spuentowała bezlitośnie -
wyeksploatowany wątek :
w przeszłości spotykam swego dziadka,
odsłaniam jego przyszłość… i wówczas on zamiast zrobić to co zrobił bla bla bla,
robi coś zupełnie innego bo poszedł po rozum do głowy.
I w wyniku tego – Dawid głośno przełknął duży płat tofu-
nie istnieję ,bo wydarzyła wtedy się inna sytuacja,
inny wariant czasoprzestrzeni ,
gdy wracam do terażniejszości to nie ma mojego mieszkania,
konta bankowego ani mailowego,
nikt mnie nie poznaje i znikam także ze zdjęć haha…
Znowu zapadła cisza.
Spotkajmy się za 3 dni znowu ,mam pewien pomysł – i dzięki za burgery
Yigal odchrząknął i przybrał bardzo poważny wyraz twarzy.
Na jego brodzie powiewały przyklejone 2 pokażne listki sałaty.
Mazeł tow – zawołali chórem.
Ze stolika w kącie obserwowała ich bacznie japońska para -
patrz uważnie ,to pewnie stary żydowski zwyczaj ,Yoshiko -
mruknął turysta do swej partnerki-
rytualne karmienie się nawzajem i obklejanie sałatą jak symbolem obfitości.
Hai – mruknęła zafascynowana dziewczyna, usiłując zrobić zdjęcie spod stołu
kiczowatym
chińskim scyzorykiem udającym all-in-one Victorinoxa.
Ale nie mają rogów jak ten ich Mojżesz ,prawda ?
Gdzieś w oddali zagrzmiało i światła na ulicy mrugnęły na chwilę.
4.
Deszcz padał i padał,
co było zupełnie niezwykłe jak na tą porę roku.
Avner wyszedł z biura i skierował się do małej trafiki na rogu.
Dziś to możesz sobie poczytać w sieci tylko zajawki artykułów -
Moshe uśmiechnął się do niego znad okularów -
Arabusy z sąsiedztwa wzięli 15 egzemplarzy bo ten El Presidente wreszcie zrezygnował,
aj waj…
Skinął głową i przepuścił dwoje europejskich turystów -
ja ,bitte , Frankfurter allgemeine zeitung : rechts -wskazał z ukłonem na półkę z resztką gazet.
Para skomentowała coś w melodyjnym narzeczu i wyszła pośpiesznie -
to Francuzi, a Ty do nich po niemiecku, już nigdy nie wrócą ,Moshe -
skomentował Avner ksztusząc się ze śmiechu,
po czym porwał z lady dorodną ,soczystą pomarańczę udając ze chowa ją do torby-
dopłacasz do tego biznesu ?
Stary zmierzył go szelmowskim spojrzeniem znad okularów -
Za dużo myślisz ,po prostu wpadnij znowu na szachy kiedyś wieczorem, dobrze ?
Moja Lea uwielbia Cię jak syna,
przecież wiesz.
Avner złapał się na tym że machinalnie powtarza gesty przyjaciela,
bo myślami był gdzie albo raczej kiedy indziej :
zakurzoną drogą jechała wojskowa ciężarówka z podziurawioną plandeką,
a poboczem szła gromadka wracających ze szkoły dzieci,
pojazd zwolnił, z tyłu wychyliła się uśmiechnięta głowa w polowym kasku i duża dłoń sypnęła
garść cukierków dzieciakom : Szkopy podpisali dziś bezwarunkową,
to wielki dzień ,maluchy ,Szalom…
Może 6 letni chłopiec odpowiedział uśmiechem mimo braku większości mleczaków :
To Królowa psyjedzie i nie będzie lekcji ?
Avner patrzył na ulicę niewidzącym wzrokiem.
Wizja odpłynęła ,a pomarańcza została na blacie,tam gdzie ją odłożył.
Przejechał ręką po włosach roztargnionym gestem, mruknął coś uprzejmie do starego
i wyszedł przed sklep.
Znowu pomyślał o pustyni.
I ta twarz kobiety ze snów…
Przed nim gorące powietrze letniego miasta falowało jak zasłona.
5.
Zostań jeszcze -mruknęła Aliya – jakaś paskudna pogoda ,
to zupełnie nietypowe o tej porze.
Tak– obserwował profil dziewczyny oświetlony smugą jasności lampy-
porozmawiajmy o pogodzie, haha, jak Anglicy.
Ja wolałabym o miłości-
Aliya skrobała go po głowie z zamyślonym wyrazem twarzy.
Było prawie zupełnie cicho.
Papuga spała w klatce przykrytej ścierką.
Dochodziła 22.
Z zestawu hi-fi na podłodze dobiegały delikatne dżwięki muzyki.
Nastrojowy jazz sączył się z głośników, tworząc kameralną atmosferę.
Wyobrażam sobie -szepnęła dziewczyna -jak…
i wtedy usłyszeli .
Ten daleki szum,
jak fala przyboju,
jakby grzmoty,
powietrze momentalnie zrobiło się inne,
koty sąsiada zapiszczały ostrzegawczo w patio.
Objął ją i zobaczył jak włosy na jej głowie stają prawie dęba.
Paranormal activity ?
Pomyślał.
Lampa zamigotała kilka razy,
tak jak uliczne latarnie.
Wstał ,podszedł do okna ,
podomykał uchyły.
Wyjdę na chwilę do auta, zaraz wrócę – uśmiechnął się do niej-
Aliya wstała i podeszła do półki z książkami ,
jednak błyskawicznie odwróciła się po chwili i podbiegła do niego-
tygrysiczka boi się burzy ?
Zachichotał ,drapiąc ją w kark -
uniosła szybko głowę ,w jej spojrzeniu było tylko zdziwienie-
kompas zwariował , wiruje jak oszalały !
Pójdę wyłączyć alarm w samochodzie –
Yigal wykonał uspokajający ruch dłonią.
Dziewczyna usiadła na kanapie ,opierając się plecami o ścianę.
Słyszała jak papuga zaczyna kręcić się niespokojnie w klatce.
Drzwi cicho trzasnęły, Yigal wyszedł przed dom.
Powietrze było ciężkie, jakby naelektryzowane,
podmuchy wiatru iskrzyły na jego flanelowej koszuli.
Przeszedł kilka metrów do samochodu i wtedy nagle zrobiło się
prawie całkiem ciemno.
Nie była to ciemność nocnej uliczki developerskiego osiedla,
czuł się jakby przebywał w innym niż powietrze ośrodku.
Oparł dłonie na masce.
Niedaleko przeszła szybkim krokiem grupa rozbawionych ludzi.
Ich głosy dolatywały do niego jakby z przerwami.
I wtedy usłyszał ten dziwny śpiew.
****************
Szymon ściągnął słuchawki,
wyłączył radiostację i przykrył maszynę do pisania starą kapą.
Wszystko tu jest stare ,zniszczone, prawie zużyte -pomyślał-
to piękne miasto zestarzało się przez cholerną wojnę.
A nasze lekarstwo może okazać dla niego cyjankiem potasu-
uśmiechnął się gorzko,
założył zniszczona marynarkę,
poprawiając na głowie kaszkiet.
Jakie będzie kiedyś to nasze miasto,
tych nas którzy przeżyją i wyjadą TAM ?
Białe miasto, nad ciepłym morzem …
Zamknął cicho drzwi i zbiegł po starych schodach kamienicy.
Chwilę stał w bramie ,obserwując uliczny ruch.
Coś szumiało i dudniło nad dachami zniszczonych domów.
Jakby zbliżała się nawałnica, mimo bezchmurnego nieba.
Wyszedł szybko z bramy, kierując się w stronę Placu Wilsona.
Usłyszał trzaski w powietrzu,
kątem oka zobaczył jak staje tramwaj a ludzie uciekają na obie strony zniszczonej jezdni.
To nie łapanka . Już powstanie w getcie ?
Powietrze zadrgało, zrobiło się gęste ,kolejne trzaski i fioletowe iskry pojawiły się na jego ubraniu.
Szedł dalej mimo tego dziwnego wichru i szumu.
Słońce znikło za szafirowym niby to obłokiem.
Na ulicy cały ruch stanął ,a on szedł dalej,
przyciskając kaszkiet do głowy.
I wtedy jakby czas przyspieszył, zaczęło robić się ciemniej i zimniej.
Z bocznej uliczki wyszła kobieta w podniszczonym,
eleganckim płaszczu dziwnego kroju i kapeluszu.
Szła jakby po spirali,
prawie wpadła na Szymona.
Odsunął się,
lecz ona uczepiła się go na chwilę,
łapiąc równowagę :
I tak nikt Ci nie uwierzy ,pamiętaj – szepnęła – a jednak teoria Alberta dowodzi że…
kim Pani– wtedy zerwała kapelusz, jej siwe włosy sterczały jak strąki na wszystkie strony.
Nagle pokazała mu język i odeszła bez słowa.
Skręcił w Chłodną , szedł jakby sam przez to miasto,
już nie widział brązowych mundurów ani cywilów odzianych w łachmany
lecz tylko to naładowane elektrycznością,
gęste od fioletu powietrze.
Zawirowały suche liście pod jego wysłużonymi butami.
Trzasnęły okna w pobliskiej kamienicy,
wiatr rzucił mu w twarz zerwany ze sznurka ręcznik.
Zasłonił się odruchowo,
jakby zawahał i przystanął…
A gdy opuścił dłonie było już prawie ciemno.
Jakby nagle nastał wieczór,
i ogólnie zrobiło się jakoś inaczej.
Wokół niego opadał tuman trzaskających iskier,
zawirowało jeszcze raz powietrze
i wtedy zaśpiewał sobie kilka zwrotek piosenki z dzieciństwa dla animuszu.
W jidysz .
Co to za dzielnica ?
Wokół siebie zobaczył ładne , niskie budowle .
Kilka metrów od niego przeszło kilka rozbawionych par,
mężczyżni i kobiety w wieczorowych,swobodnych strojach ,
o ciemnej jak jego karnacji,
rozmawiając w swojsko brzmiącym języku, z dziwnym akcentem .
Psst ! Pełno tu Niemców, bądżcie cicho ,to niebezpieczne !
Obrzucili go dość pobieżnymi spojrzeniami,
ironiczne uśmieszki jakby w komentarzu do jego znoszonego stroju.
Zaśmiali się głośno z jakiegoś dowcipu i odeszli ,
jakby nie było godziny policyjnej, wojny :
tak dawno nikt się już nie śmiał w jego świecie…
Jestem w żydowskim niebie czy jak ?
Zamyślił się Szymon.
Iskry tańczyły już tylko po chodniku,
zaskakująco dobrze utrzymanym.
Powietrze miało ładny zapach, było ciepłe i ostre, jakby przesycony solą.
Zobaczył mężczyznę opartego o dziwny pojazd na końcu spokojnej uliczki.
Po chwili przed luksusowy budynek wyszła młoda kobieta i zawołała mężczyznę.
Podbiegł do niego,
potykając się niczym kulawy bo jego ciało zachowywało się jak odrętwiałe.
To chyba nie Polacy ?
Mężczyzna przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
Szalom , Dobry wieczór -
wykrztusił z siebie Szymon -
jaka to dzielnica , gdzie jestem ?
Witaj, na skraju Ramat Gan -
uśmiechnął się mężczyzna–
mówił jakimś dziwnym dialektem lecz Szymon rozumiał.
Obserwował tamtego ,jego nowe ciuchy,błyszczące zęby.
zgubiłeś się ?
Ramat jak ? Zakaszlał Szymon.
Szedłem z getta do Placu Wilsona,
gdy nastała ta burza i wtedy …
Yigal przyglądał mu się nadal ciekawie lecz bez natarczywości -
uciekasz przed kimś ?
Tak ,chciałem zdążyć przed godziną policyjną,
kolejną łapanką ,moja dziewczyna chyba już się niecierpliwi -
wyglądał na cywila ,zatem Szymon próbował przybrać obojętny wyraz twarzy.
Podniósł ręce do twarzy, nie mogąc zrozumieć dlaczego powietrze jest takie ciepłe
i wtedy podarta koszula odsłoniła rękę aż do łokcia.
Yigal zobaczył numer wytatuowany na ręce tamtego,
oczy błysnęły mu z niedowierzaniem -
zapraszamy Cię na kolację ,to… bezpieczne miejsce -
poklepał przybysza po ramieniu i lekko pchnął w stronę otwartych drzwi,
gdzie młoda kobieta uśmiechała się do niego przyjażnie.
Szymon postanowił że zaryzykuje. Tak czy inaczej, nie miał przy sobie lewych dokumentów ani broni.
Nie wyglądają na szpicli .
Podszedł do gościnnie rozwartego wnętrza domostwa.
Przedpokój był jasny,
wymalowany świeżo,
szafki na buty lśniły nowością ,
nowe ubrania z niezwykłej tkaniny pyszniły się na wieszakach.
wiklinowe krzesełka aż zapraszały by usiąść .
To konsulat ? Ambasada ? Gdzie jestem …
Ukłonił się młodej kobiecie,
miała czyste włosy i pełne policzki.
Przecież nie mam skarpetek.
Mimo tego schylił by ściągnąć swe podniszczone obuwie.
Z wnętrza sączyła się nastrojowa ,francuska muzyka .
Może to gorączka ? Albo gaz rozweselający ? I obudzę się za chwilę w jakiejś norze na Powiślu ?
Wzrok Szymona padł na zwitek zmiętych gazet,
upchanych w rogu przedpokoju.
Trochę tu bałagan -uśmiechnęła się przepraszająco dziewczyna -
gazeciarz odrabiał dziś zaległości z tygodnia-
zjesz z nami kolację,prawda ?
To halucynacje z głodu .
Młody mężczyzna już wrócił,
przymknął eleganckie drzwi wyjściowe i ściągał jakieś piękne trzewiki.
Wszystko ok ? Uśmiechnął się do Szymona .
To zapraszamy do środka.
Ten przykucnął przy stercie gazet z pięknego papieru-
wychudłym palcem dotykał nagłówka ,
jego twarz wyrażała kompletne zaskoczenie -
miał wrażenie ze świat wokół niego ponownie zawirował :
10 lipca 2010, Tel Aviv Yaffo – wyszeptał do siebie .
Jakiś ptak zaskrzeczał melodyjnie we wnętrzu mieszkania.
Szymon podniósł się tylko na tyle by opaść na wiklinowy fotelik.
6.
Avner szedł środkiem opustoszałej prawie uliczki.
Z szeroko otwartych okien po obu stronach dudniła muzyka,
mieszały się ze sobą głosy, rozmowy, dżwięczała zastawa stołowa.
Party time. Keep walking.
A nad nim na bezchmurnym ,wieczornym niebie biała tarcza Księżyca trwała jak drogowskaz.
Coś zabłyszczało na chodniku tuż przed nim.
Przystanął i zamknął w dłoni niewielki przedmiot.
Okrągły , fioletowy kamień, jakby zerwany z naszyjnika.
Jak talizman.
A może tylko bezwartościowe szkiełko.
Robię się sentymentalny.
Uśmiechnął się do siebie i szedł dalej w stronę plaży miejskiej.
Dotarł do bulwaru….
Tu ruch był większy,
trąbiły klaksony,
Powietrze niosło woń spalin ,taniego oleju i hummusa.
natrętna muzyka wylewała się z przejeżdzających aut i cichła w oddali.
Snopy świateł kolejnych pojazdów wyłuskiwały z wieczornego zmroku sylwetkę mężczyzny ,
kierującego się w stronę piaszczystego nadbrzeża.
Było ciepło, delikatna bryza muskała jego skórę.
Potrafię pobyć sam ze sobą, jednakże wspaniale jeśli Ona przyjdzie.
Przeszedł przez okolice mola,
gwarny jeszcze i nagrzany słońcem deptak,
odwzajemnił kilka uśmiechów.
Zrzucił buty i brnął po piasku w południową stronę.
Mijali go nieliczni już spacerowicze i uprawiający jogging.
Jak co miesiąc, szedł w kierunku Bat Yam.
Obok przeszła arabska para,
przyjrzeli mu się nieufnie.
Po kilkuset metrach przystanął,
ściągnął koszulę i ułożył ją na ciepłym jeszcze piasku.
Położył się na wznak , nad jego głową mrugały gwiazdy i lśnił księżyc.
A także krążyły satelity, fale radiowe ,krzyżowały się myśli i smsy,
bzyczały samoloty i Bóg jeden wie co jeszcze…
za nim odległe już dżwięki miasta i jego blask zlały w jedno,
zresztą czy miało to jakieś znaczenie ?
przed sobą miał tylko przestwór pofałdowanej wody.
Trochę jak na kiczowatej pocztówce,wysłanej tuż przed powrotem z wakacji.
Uniósł się chwilę na łokciach i patrzył w dal,
gdzieś tam była Grecja, może Sycylia ?
A morze mruczało jak duży kot,
obojętne wobec jego rozważań.
Chwilę też mruczał, próbując się dostroić do żywiołu.
Czuł jak przenika go całego ten naturalny ,kojący dżwięk.
Synchronicity…Nie pochlebiasz sobie ?
Zanucił kilka linijek ulubionego tekstu.
Powoli otworzył prawą dłoń,
zaciśniętą w pięść od momentu gdy podniósł naszyjnik.
Leżał tak dłuższą chwilę na wznak,
z wałkiem koszuli pod głową,
ze wzrokiem utkwionym na suficie z gwiazd,
trwając w stanie pozbawionym myśli.
Znowu we właściwym czasie i miejscu.
7.
Budził się powoli , świadomość tego gdzie się znajduje docierała do niego stopniowo.
Leżał na dużym,miękkim, wygodnym łóżku,
przykryty czystą ,pachnącą, lekką pościelą.
Pokój był duży i jasny,
na biurku stała jakaś dziwna maszyna do pisania.
To dobra kryjówka…A Powstanie ,getto, Rozalia ?
Grube zasłony częściowo odgradzały go od słonecznego blasku,
za osobą usłyszał wesołą rozmowę,
jeden męski głos relacjonował drugiemu, nieobecnemu , jakąś historię,
znowu tym dziwnym, lecz zrozumiałym dialektem :
Tak, nasz bohater zjadł kilka falafeli w kanapce, zupę i spał chyba z 15 godzin,
mocne wrażenia, daleka podróż --
nadal trudno mi w to uwierzyć, Dawid– głos zachichotał.
Do telewizji ?
Nie ,trzymamy to w tajemnicy !
On jest jak żywy muzealny eksponat.
Tak, Gideon ustalił w międzyczasie część danych
i potwierdził nam że -
psst budzi się…
Szymon otworzył oczy szeroko– witamy w naszym teraz -
zobaczył nad sobą dwie przyjażnie uśmiechnięte twarze :
Poruczniku, gorąca kąpiel i śniadanie czeka.
Mamy też dla Ciebie sporo ciekawych informacji.
Pokręcił głową z niedowierzaniem :
To nadal …Tel Aviv ?
Tak, a na dworze cudowna letnia pogoda,
zjesz na tarasie ?
C d n …
Maciek Bielawski,
artmagic(moonkey)op.pl
Post obserwacyjny
(to znaczy, że chcę mieć automatycznie zaznaczony ten tekst w razie nowych komentarzy)
W dzisiejszych czasach wystarczy kliknąć na lornetkę obok tytułu :)
co
to
kurwa
jest?
nie
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Z alternatywą, to chyba nie to forum :( ;p
Nie wiem co miało na celu takie dziwne formatowanie, ale odpuszczam. Doczytałem trochę, a to przez co udało mi się przebrnąć, skojarzyło mi się z takim filmem "Częstotliwość". Ale film był ciekawy, a to opowiadanie nie jest.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dziękuję i czekam ...cierpliwie ?
Maćko
Dziękuję i czekam ...cierpliwie ?
Maćko
Na?
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Pomnik?
Forma moze kontrowersyjna,ale warsztat to masz. Dotknela mnie burza obrazow.sa swietne i dlatego czekalem na to cos co sie wyloni,a tu nagle cdn.Doladuj tekst , czekam na jeszcze.
Pozdrawiam