- Opowiadanie: Reinee - Język Apollina

Język Apollina

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Język Apollina

 

W uniesionej dłoni księcia spoczywa czaszka.

– Być albo nie być – mówi książę, kontemplując trupi uśmiech – okazało się grą o sumie zerowej. Przykro mi, amico, lecz musiałeś umrzeć, bym ja mógł żyć. No, ale dosyć tych smutów!

Książę rzuca czaszkę za siebie i wyciąga miecz z pochwy, przeszywa ostrzem powietrze, rzuca wyzwanie światu.

– Na stolicę! Czas objąć tron, moje skąpane we krwi i pocie proletariatu dziedzictwo!

Zastyga w pozie zdobywcy. Jego proklamacji odpowiada cisza. Widownia teatru jest pusta, nie licząc dwóch mężczyzn w pierwszym rzędzie. Na zmianę kręcą i kiwają głowami.

– Mhm, mhm… – mruczy jeden z nich, otyły mężczyzna z resztką siwych włosów związanych w lichy kucyk. – Interesująca technika, taka vivant, jak mawiają teoretycy sztuki z akademii na Côte d’Abażur, lecz ja bym to widział bardziej w formie, prawda, nieorganicznej. Gdy widz, w pobieżnej choćby analizie, rozbierze księcia Filizzio z teatralnej otoczki nie powinien ujrzeć człowieka, lecz zbiór, prawda, nawiązań, taką la pensée sauvage, jego gesty, jego sposób wypowiedzi, wszystko powinno być ideografią, rozumiesz, buntu, a jest to bunt pierwotny, bunt przeciwko światu i, prawda, naturalizmowi.

Mężczyzna z zadowoleniem splata dłonie na imponującym brzuchu i wraca do mruczenia pod nosem. Jego kompan, staruszek w czerwonym płaszczu, wybałusza oczy.

– Beppo, toż to idiozia! – ocenia. – Chcesz zrobić szopkę!

– Panie prezesie, gdyby przeczytał pan mój scenariusz od początku do końca i ze zrozumieniem, wiedziałby pan, że to świat jest szopką.

– Pseudoartyzm! – krzyczy starzec. – Ja nie chcę wchodzić w polemikę, ja chcę wchodzić na listę najbardziej kasowych przedstawień w historii! To się robi szczerą, brutalną grą, która złapie ludzi za serca i portfele, a nie pomizia ich po pierwotnej idei!

– Przepraszam… – Cichy głos przerywa narastającą dyskusję.

Dramatopisarz i prezes spoglądają na przestępującego z nogi na nogę księcia.

– W świetle artystycznej różnicy poglądów… Może kontynuujemy, gdy wizja się wykrystalizuje? Muszę do toalety, niedobrze mi…

– Idź, idź. – Prezes macha ręką. – Tylko nie waż się rozchorować, dziewczyno!

Książę zdejmuje z głowy zdobiony pióropuszem trójróg i czochra zaczesane włosy, pozwalając złotym pasmom opaść na czoło. Nie jest już księciem, nie jest nawet mężczyzną, teraz to czarująca aktoreczka. Kłania się i schodzi ze sceny.

– Sirenna ma talent – wzdycha w podziwie Beppo. – Gdzie pan ją znalazł, panie Vezzio?

Prezes śmieje się pod nosem.

– Nie było łatwo, ani nie było tanio, panie Beppo, tylko tyle mogę powiedzieć.

– Mhm… Żeby tylko pan zdążył, prawda, oszlifować diament jej umiejętności. Ten scenariusz to moje największe osiągnięcie, a książę Filizzio jest mi niby ukochany syn… Tu się ważą losy rzeczywistości, panie prezesie! Jeśli Sirenna nie będzie umiała uzewnętrznić struktury i intencji księcia to pozostanie nam jedynie ceremonialny, gorzki dyskurs o strukturze psychologii! Filizzio, dolce Filizzio! Tyś jest, prawda, kluczem, otwierającym bramy szczerego zrozumienia mechanizmów sprzeczności dążenia sił zbiorowej nieświadomość…! Ten, tego… Do dezintegracji osobowości uwięzionej w świecie nierówności! Ach, psychodynamika…

– Beppo… – Prezes zakłada maskę opanowania. – Świat jest o wiele, o wiele za mały, by zmieściło się na nim wszystko, co chcesz uzewnętrznić. Daj mi swój najgorszy scenariusz, a Sirenna zrobi z niego arcydzieło. Tylko pozwól jej grać.

Beppo długo waży usłyszane słowa, wyklepując wolny rytm na potężnym brzuchu.

– Panie Vezzio… Proszę mi pomóc coś zrozumieć. Przez wszystkie długie dekady działalności jako prezes agencji aktorskiej i nauczyciel techniki teatralnej nigdy nie odważyłby się pan podjąć arcyryzyka współpracy z ludźmi bez doświadczenia. Sirenna ma wielki potencjał, zgadzam się, lecz żeby oddać jej główną rolę, do tego w przedstawieniu, które jest naszym być lub nie być…

– Sirenna nas uratuje – odpowiada natychmiast Vezzio. – Jestem tego pewien.

– I co jest, prawda, źródłem tak niezachwianego przekonania?

– Zostało mi to objawione we śnie.

Nad mężczyznami staje nagle wysoka postać, której wejścia na salę, pochłonięci rozmową, nie zauważyli.

– Buongiorno signori.

Prezes i pisarz podskakują zaskoczeni, zaraz też zrywają się do powitań.

– Pan dyrektor Magnus Aquiliusz! Miło pana, prawda, widzieć!

– Tak, bardzo miło. Jak spotkanie?

Magnus Aquiliusz, wysoki i postawny niczym antyczny heros, przejeżdża wypielęgnowanymi palcami po nie mniej wypielęgnowanej brodzie.

– Spotkanie… – Przeciąga to słowo tak długo, aż staje się ono jedynie smutnym, zmęczonym westchnieniem. – Tak, jak podejrzewaliśmy, panowie, Związek Teatralny będzie zmuszony zamknąć kilka placówek na terenie kraju. Może kilkanaście. W pierwszej kolejności te, które w przeszłości wystawiały sztuki mogące uchodzić za problematyczne w kontekście najnowszych ustaleń Komediowej Międzynarodówki. Wiemy, co to oznacza dla ludzi takich jak ja. Oraz dla tych, którzy z ludźmi takimi jak ja kiedykolwiek współpracowali.

Vezzio bladnie, Beppo czerwienieje.

– Lecz nie ma się czego obawiać! – Dyrektor klaszcze w dłonie i przywołuje szczery uśmiech. – Mój teatr jeszcze stoi! Mamy przecież asa w rękawie, panowie! Obiecuję wam sztukę, jakiej świat nie widział!

-

 

Dyrektor Magnus Aquiliusz popija kawę w swoim gabinecie. Spokój sceny burzy agresywne pukanie do drzwi.

– Proszę.

Do środka wpada piękna kobieta, zaraz za nią przystojny mężczyzna. Stają nad biurkiem dyrektora pełni buty i wyniosłości.

– Ach! – Magnus Aquiliusz rozkłada ręce, wylewając nieco kawy na dywan. – Perfecto i Primavera, moje gwiazdy! W czym mogę wam pomóc?

– Gwiazdy? – burzy się Primavera.

– Twoje? – Bach! Perfecto uderza pięścią w blat.

– Jak mogłeś, jak mogłeś, Magnusie Aquiliuszu! Czemu to ja nie gram księcia?

– Albo ja! – Bach! Uderza ponownie.

– Oddajecie główną rolę jakiejś małolacie!

– Męską rolę! – Bach!

– Mówiłeś, że ta sztuka to nasze być lub nie być!

– Tak mówiłeś, Magnusie Aquiliuszu! – Bach!

– I stawiasz wszystko na nieznaną aktoreczkę? Nam dajesz role poboczne? Co ona ma, czego ja nie mam?!

– A ja mam jeszcze więcej! – Bach.

– A ja… A ja…! – Primavera unosi drżące dłonie i łapie się za piersi. – A ja mogę pokazać biust! Czy ona pokaże biust?!

Perfecto zastyga z uniesioną pięścią i po chwili uderza nią w powietrze.

– Kochani, spokojnie. – Dyrektor uśmiecha się pogodnie. – Właśnie dlatego, że to być lub nie być, musimy zrobić coś nowego, odważnego! Wasze role, może nie główne, może nie tytułowe, też są ważne! Jesteście intrygantami, motorem napędowym, axis mundi i axis fabulae!

Perfecto unosi palec w ostrzegawczym geście.

– Nie próbuj nami manipulować, Magnusie Aquiliuszu!

– Właśnie! – wtóruje Primavera. – Piękne słówka na nas nie działają!

– Pamiętaj, Magnusie Aquiliuszu! – Aktor nachyla się konspiracyjnie. – Ja mam znajomości w Komediówce Międzynarodowej! Tfu, przepraszam… W Międzynarodówce Komediowej!

– Tak jest! – Primavera krzyżuje ręce na piersi. – Kilka telefonów i Komedintern przyśle takich krytyków, że tylko my wyjdziemy z tego cało! Nie wspominając, że znamy się długo, Magnusie Aquiliuszu, na tyle długo, że wiemy o sobie co nieco. O dawnych działalnościach, na przykład. O skłonnościach reakcyjnych i agitowaniu na rzecz reżimów polityczno-teatralnych uznanych powszechnie za wysoce nieeleganckie, na przykład!

Dyrektor unosi dłonie w poddańczym geście.

– Dobrze już, dobrze! Posłuchajcie! Sirenna to pupilka Vezzio, a Beppo też ja lubi. Jeśli z ich dwójki zrobię sobie wrogów, to żadnego przedstawienia nie będzie, a wtedy po nas. Znajomości nie pomogą, gdy komisarze Komedinternu zaczną ciągnąć z kapelusza, kogo wysłać na dziesięć lat w Teatrze Dzieci Koła Podbiegunowego, rozumiecie?

Przez twarze aktorów przebiega cień niepewności.

– Chodźmy, Perfecto. – decyduje Primavera, odwracając się na pięcie. – Magnus Aquiliusz najwidoczniej nie ma już nic do powiedzenia we własnym teatrze.

Wychodzą, a dyrektor dopija kawę i uśmiecha się pod nosem.

 

-

 

Perfecto i Primavera dyskutują w korytarzu.

– Myślisz, że mówił prawdę?

– Tak, chyba tak… Ale to wciąż my mamy mocniejsze karty.

– Jeśli ten scenariusz jest tak dobry, jak twierdzi Beppo… Nie możemy pozwolić sobie na role drugoplanowe!

– Tak, jedno z nas…

– Jedno z nas musi zagrać księcia, a drugie…

– Drugie niech gra czaszkę przyjaciela! Zwycięzca może być tylko jeden, mój drogi!

Śmieją się głośno.

– Och, Prima! Gdybym cię nie nienawidził, to bym cię nawet lubił!

– Perfecto, gdybyś mnie lubił, to ja bym siebie nienawidziła!

Wpadają sobie w ramiona, ich czoła i nosy stykają się. Aktorzy sapią, szczerzą zęby, lecz gdy jedno próbuje skraść pocałunek, drugie ucieka.

– Chodźmy napędzić nieco fabułę, Perfecto!

– Chodźmy napędzić świat!

 

-

 

Młody mężczyzna stoi na środku sceny, wsparty na miotle. Leniwym wzrokiem patrzy na swojego przyjaciela, sprawdzającego stan dekoracji.

– Ty to masz fajne życie, Luca. Asystent dyrektora, rekwizytor, na kostiumach się znasz, na makijażu… Nie to, co ja, tylko tu zamiatam…

– Eufio, tak po prawdzie, to często widzę cię z miotłą w ręku, ale nigdy, żebyś jej używał! – odpowiada zirytowany Luca, próbując ustawić tekturowe drzewo tak, by nie upadało.

– Ech… Pieniądz masz pewnie ładny, hm? Nie to, co ja…

– Eufio, proszę cię, nie przeszkadzaj…

– Hmm… Masz rację, przyjacielu, masz rację, to tylko zazdrość przeze mnie przemawia! – Uderza się kilkukrotnie w głowę, próbując polepszyć filtrowanie myśli. – I to o co! O pieniądze! To jedna z najgorszych rzeczy, jakie może mieć człowiek! Jak już miałbym czegoś chcieć… To może miłości?

Luca spogląda na Eufio zza tekturowego pnia, który puszczony natychmiast się przechyla.

– Ta nowa aktoreczka…

– Sirenna?

– Mhm. Co za anioł! I nawet w tym męskim stroju jest wspaniała, choć z początku czułem się zakłopotany! Całe życie nie rozumiałem, czym jest dysonans poznawczy, a ona mi pokazała!

Luca łamie zbuntowaną dekorację na kolanie.

– Skoro tak, to powinieneś się odwdzięczyć.

– Ale jak?

– Mam złe przeczucia… – Rekwizytor rozgląda się przezornie. – Perfecto i Primavera coś knują, słyszałem piąte przez dziesiąte, ale…

Eufio zakrywa dłońmi otwarte w szoku usta, miotła upada na deski.

– Ale co? Mówże!

– Pilnuj dziewczyny. Bądź jej cieniem. I donoś mi o wszystkim.

 

-

 

Sirenna siedzi przed toaletką w swojej garderobie, rozczesuje włosy. Jej wzrok pada na wiszący na krawędzi lustra trójróg.

– Och, książę – mówi do siebie dziewczyna. – Mój słodki principe… Mężczyźni w moim życiu są tacy… Niespektakularni. Jestem wdzięczna za wszystko panu Vezzio i panu Beppo… Ale oni tylko gadają! Dużo gadają! Hm! Sami gadacze! Gdzie ci wojownicy, ci zdobywcy światów! Generałowie i gladiatorzy! Czy żyją już jedynie w marzeniach i w teatrze? Książę, gdybyś ty tylko był prawdziwy, och, wpadłabym ci w ramiona szybciej, niż motyl umie zatrzepotać skrzydłami! Gdybyś tylko… Książę! Jesteś wszak prawdziwym mężczyzną! Sam odbiłeś swe królestwo, sam rzuciłeś wyzwanie potęgom skali galaktycznej! Czymże dla ciebie jest zaistnieć? Czy pozostajesz fikcją, bo mną gardzisz? Och, książę! Książę!

Dziewczyna upuszcza szczotkę do włosów i chwyta kapelusz, zrywa się z krzesła. Pośrodku pokoju stoi masywna kolumna, Sirenna wbiega za nią.

– Gdzie jesteś, mój ukochany książę? – pyta, wystawiając głowę z prawej strony.

– Tutaj, Sirenno – odpowiada Filizzio, wystając z lewej. Poprawia włosy wciśnięte niedbale pod trójróg i posyła do lustra uwodzicielskie spojrzenie. – Przybyłem na twe wezwanie!

– Jakże spektakularnie cudownie! – szczebiocze z prawej aktorka. – Już się bałam, że… Że…

Kilka lśniących łez spływa po gładkich policzkach.

– Nigdy, Sirenno! – zapewnia Filizzio. – Nigdy nie wzgardziłbym twoją miłością!

– Książe! – Dziewczyna ociera oczy. – Ti amo!

– Ja też cię kocham!

– Czemu los tak okrutnie z nas zadrwił? Czemu ja jestem prawdziwa, a ty fikcyjny?

– Nasze uczucie jest silniejsze od archaicznego podziału na prawdę i fikcję, Sirenno!

– Lecz czy przetrwa nadchodzącą burzę? – Trzeci głos włącza się do rozmowy.

Z dwóch zacienionych kątów pomieszczenia wyłaniają się Perfecto i Primavera.

– Perfecto i Primavera! – krzyczy zaskoczona Sirenna.

– Tak jest, miłosny ptaszku. – Aktor podchodzi do niej. – Nie obawiaj się, jesteśmy tu jako twoi sojusznicy.

– Właśnie. Chcemy pomóc. – Primavera staje przy księciu i głaszcze jego policzek. – Wam obojgu.

– O jakiej burzy mówicie? – Filizzio odsuwa twarz i taksuje aktorkę hardym spojrzeniem.

– Chcą zamknąć teatr. – Rozpacz sprawia, że słowa z trudem opuszczają gardło Perfecto. – Ciebie zaś rzucą na polityczną ofiarę!

– Ojej! – Sirenna chowa usta w dłoniach.

– Niech spróbują! – grozi książę.

– Jak myślisz, czemu dają główną rolę nowej aktorce? – pyta Perfecto. – Bo sztuka ma być klapą! Magnus Aquiliusz dostał od Związku Teatralnego ostatnią szansę, by przypodobać się nowemu artystycznemu ustrojowi! Tylko, że zamiast wystawić najlepsze przedstawienie, wystawi najgorsze możliwe, ale w taki sposób, by było na kogo zwalić winę! Dyrektor powie, że zrobił, co mógł, ale nowa aktorka, którą przyjął, by odświeżyć wizerunek teatru, okazała się reakcjonistką, że zrobiła sabotaż! Związkowi to się spodoba, zachowają twarz, jeśli będą musieli pozbyć się jednej aktorki zamiast kilku wieloletnich pracowników. Magnus Aquiliusz, Vezzio i Beppo przeczekają sobie jakiś czas w prowincjonalnych teatrach i wrócą na swoje, ale ty? Obstawiam Obóz Komediowej Reedukacji, dwadzieścia pięć lat!

– To spisek! – Primavera z trudem łapie oddech. – Okropna intryga! Myśląc o niej nie mogę spać, nie mogę jeść, serce wali mi jak oszalałe! – Chwyta księcia za nadgarstek i kładzie sobie jego dłoń na piersi. – Czujesz?

– Hej! – krzyczy Sirenna, ale Perfecto łapię ją pod brodę i delikatnie zmusza, by patrzyła mu w oczy.

– Musisz oddać główną rolę. Tak możesz się uratować.

– Ale… – Dziewczyna próbuje uciec wzrokiem. – Ja nie mogę… Pan Vezzio, on wyciągnął mnie z…

– Sirenna! To nie są żarty!

W jej spojrzeniu czai się strach.

– Ja… Czułam, że to dziwne. Główna rola, dla mnie…

– Nie bój się, ukochana! – Filizzio z ociągnięciem zdejmuje rękę z biustu Primavery. – Pomogę ci we wszystkim! Uratuję cię!

Dwójka starszych aktorów posyła sobie porozumiewawcze spojrzenie.

– Chodźmy zatem! – zarządza Perfecto. – Wszystko mamy obmyślone, nie pozwolimy wydać aktorskiej koleżanki na pastwę Komedinternu!

– Nie pozwolimy! Niech żyje wolność i swoboda sztuki teatralnej!

Wszyscy opuszczają pomieszczenie w atmosferze doniosłości. Z trzeciego zacienionego kąta wychodzi Eufio.

– Więc jednak! Luca miał rację! – Zaciska pięści, lecz gniew szybko ustępuje miejsca rozpaczy. – Tylko że… Sirenna kocha Filizzio! O ja nieszczęśliwy!

Ucieka z pokoju, ukrywając łzy.

Z czwartego zacienionego kąta wyłania się Magnus Aquiliusz. Zaciera dłonie i śmieje się cicho.

– Wszystko zgodnie z planem…

Już ma wychodzić, lecz zatrzymuje się nagle. Przezorny dyrektor rozgląda się, w obawie przed piątym zacienionym kątem i wbiega szybko za kolumnę.

– Och, Magnusie Aquiliuszu, Magnusie Aquiliuszu! – woła, wyłaniając się z jednej strony.

– Jestem, jestem tu! – odpowiada z drugiej Magnus Aquiliusz.

– Chciałem ci powiedzieć… Że jesteś wspaniały!

– Och, doprawdy?

– Sirenna jeszcze tego nie wie, ale… To ty jesteś un generale e un gladiatore!

– Ja?

– Tak! Ty rzuciłeś wyzwanie światu, Związkowi i Komedinternowi! Ty jesteś zdobywcą galaktyk!

– Jakże spektakularnie cudownie!

– Walcz dalej, słodki dyrektorze! Chcą ci narzucić swoją wizję sztuki, swoje tanie zwroty akcji, swoje zaskakiwanie widza na siłę!

– Nie obawiaj się, Magnusie Aquiliuszu! Tym razem… Tym razem to ich ktoś zaskoczy!

Śmieją się obaj, znikając powoli za kolumną.

 

-

 

Magnus Aquiliusz i Luca spotykają się na scenie.

– Wszyscy już poszli, panie dyrektorze. – Rekwizytor kłania się nisko. – Możemy zamykać.

Va bene. Jak nasze plany?

– Faza pierwsza ukończona! Eufio śledzi Sirennę jak pan nakazał!

Tubalny śmiech Magnusa Aquiliusa wypełnia salę.

– Eccellente! – Zaciera ręce. – Zapamiętaj jedynie, że nie była to faza pierwsza, lecz czwarta, a może i piąta!

– Jak to?

– Głupcze! Plan rozpoczął się już wiele miesięcy temu! – Dyrektor prycha i kręci głową. – Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie… Hmm… W sumie, czemu nie teraz?

Zaczyna chodzić w kółko, Luca wodzi za nim wzrokiem.

– Słyszałeś kiedyś o Języku Apollina? – pyta Magnus Aquiliusz.

– Nie, proszę pana.

– To stara teatralna legenda – wyjaśnia dyrektor. – Umiejętność dana nielicznym aktorom. W czasach antycznego teatru miała ponoć związek z upadkiem kilku królestw! Sirenna, wedle moich źródeł, nabyła ją będąc dzieckiem, gdy karuzela uderzyła dziewczynę w głowę. Wystąpiła potem w kilku szkolnych przedstawieniach, następnie przez parę lat uciekała przed teatrbiurem, aż złapana trafiła do Instytutu Leczenia Przypadków Dramatycznych…

– Skąd wydobył ją pan Vezzio? – Domyśla się Luca.

– Dokładnie tak! Przebrany za starą Cygankę wywróżyłem mu, że wielkie bogactwa czekają na niego w twierdzy na północy prowincji, jak elegancko określiłem Instytut. Potem podrzucałem tylko tropy i pomysły. Vezzio ma środki i znajomości, których mi brakuje, musiałem więc sprytnie się nim posłużyć! Ha! Potem, tym razem grając antykwariusza, sprzedałem Beppo pozornie stary pamiętnik. Nasz pisarz nie tworzy na zamówienie, a ja potrzebowałem bardzo konkretnej sztuki. Odkryłem na szczęście, że czerpie inspirację ze starych ludzkich historii i taką właśnie historię mu napisałem! Teraz mam i Język Apollina i godną go sztukę!

Luca klaszcze żywo.

– Brawo, panie dyrektorze, przednia intryga! Nie wiem jedynie, jak planuje się pan uporać z knowaniami Perfecto i Primavery, oraz czym właściwie jest Język Apollina!

– Głupi Luca! – Magnus Aquiliusz parska gniewnie. – Perfecto i Primavera knują, bo zaplanowałem, że będą knuć! Ech… Dosyć gadania na dzisiaj! Kurtyna w dół!

– Tak jest, panie dyrektorze. Buona notte.

Luca odprowadza odchodzącego Magnusa Aquiliusza wzrokiem i ostatnim ukłonem umierającego dnia układa teatr do snu.

 

-

 

– Panie dyrektorze, tragedia! – krzyczy prezes Vezzio, biegając szaleńczo po gabinecie Magnusa Aquiliusza. – Sirenna odmawia zagrania w przedstawieniu!

– Spokojnie. – odpowiada dyrektor, racząc się poranną kawą. – Zagra.

– Boi się, że rola jest zbyt duża! – Vezzio wznosi kościste ręce do nieba. – Że rozpoczynając karierę od pierwszoplanówki będzie z nią już zawsze kojarzona i że nie będzie mogła się rozwijać w innych kierunkach! Grozi strajkiem! Co mamy robić, panie dyrektorze? – Zrozpaczony Vezzio pada na kolana i łapie krawędź biurka niczym rozbitek dryfującą deskę. – Ona miała być gwiazdą…!

– Będzie gwiazdą, panie prezesie. – Dyrektor odstawia filiżankę i splata dłonie. – Zrobimy tak. Oddasz mi Sirennę.

– Jak to, oddam?

– Po prostu. Nie będzie aktorką pańskiej agencji, tylko mojego teatru. Jesteśmy jeszcze przed ewaluacją przez Komedintern, więc mogę działać na zasadzie starego systemu. Zacznie strajk, to wilczy bilet i do widzenia. Może się odwoła, ale po pierwsze jej lata świetności miną, zanim dostanie decyzję, a po drugie to słyszałem, że nie do końca legalnie weszła do świata sztuki. Czy nie tak, panie prezesie?

Chytre oczka Vezzio spoglądają znad krawędzi biurka.

– Ile na tym zarobię?

– Połowę tego, co sobie wyobrażasz.

Staruszek odlatuje, niby uderzony niewidzialną pięścią, upada na plecy i zaczyna się miotać.

– Niech pan nie przesadza, nie będzie tak źle. – Dyrektor spogląda na niego z politowaniem.

Mija kilka chwil, nim prezesowi udaje się pozbierać. Wstaje powoli, sapiąc.

– Nie ma pan pojęcia, dyrektorze, ile mnie kosztowała… – mówi poważnym tonem. – Musiałem użyć znajomości, których używać nigdy nie chciałem, zapłaciłem gigantyczne łapówki…

– Które się zwrócą. Tylko trochę wolniej, niż zakładałeś.

– Wyciągnąłem ją z Instytutu Dramatycznego, dyrektorze. – Vezzio wykłada karty na stół. – Ordynator, mój stary przyjaciel, wydoił ode mnie małą fortunę… Dziewczyna oficjalnie wciąż tam jest. Nie znam nawet jej prawdziwego imienia… Ona… Magnusie Aquiliuszu, ona mówi Językiem Apollina!

Dyrektor otwiera oczy szeroko, bardzo przekonująco udaje zaskoczenie.

– Rozumiem. Doceniam szczerość i traktuję ją jako zgodę na mój plan. Teraz jesteśmy w tym razem, lecz Sirenna jest mym problemem, a tobie pozostaje liczyć dochody.

– Może i dobrze, może i tak jest lepiej. – Staruszek ociera czoło. – Te intrygi to już nie na moje nerwy…

– Widzisz, przyjacielu? – Magnus Aquiliusz uśmiecha się promieniście. – Luca da ci dokumenty do podpisu. Zawołasz proszę pana Beppo? Wydaje mi się, że też miał do mnie jakąś sprawę…

 

-

 

– Panie dyrektorze, prawda, tragedia! – Pisarz obgryza paznokcie. – Sirenna przyszła do mnie jako Filizzio i powiedziała… Eee… Powiedział, że może i stworzyłem jego postać, lecz jej nie rozumiem! Żąda zmian w scenariuszu, zmian, na które nie mamy czasu! Toż to sytuacja bez precedensu, by aktor twierdził, że rozumie rolę lepiej, niż scenarzysta!

– Och, więc mamy do czynienia z aktorstwem metodycznym?

– Raczej psychosomatycznym! Obawiam się, że za głęboko weszła w postać! Jest bardziej księciem, niż sobą! Co robić?

Dyrektor wzrusza ramionami.

– Zmień scenariusz.

– Mówiłem, nie ma czasu!

– Więc pozwólmy jej improwizować!

Zaskoczony Beppo zastyga.

– To… Interesujące… I ryzykowne! – wyrokuje. – Może, może… Chcemy wszak sztuki niepowtarzalnej, a cóż jest bardziej niepowtarzalnego niż, prawda, spontaniczność! Tylko, ach, czy Sirenna podoła? Uczynimy z niej prywatnego Atlasa, dźwigającego nasz świat na ramionach! Jeśli upadnie…!

– Nie upadnie. Wierzę w nią nie mniej niż pan Vezzio.

– Hmm… No dobrze, dobrze! I ja pokładam w dziewczynie nadzieję, przyznaję, lecz nie zgadzam się! Panie dyrektorze, każda moja sztuka jest do granic osobista! Wszystkie badane były w ujęciu ontologicznym i udowodnione zostało, że jest jedno arche wszelkich bytów i sił przedstawionych i że nazywa się ono Beppo! Panie dyrektorze, cokolwiek dziewczyna powie, mnie zostanie przypisane! Nie mogę przyzwolić na tak niebezpieczny manewr!

– To rzeczywiście zagwozdka… Lecz znam jej rozwiązanie. Uczyń mnie współautorem!

– Jakże to?

– Bardzo prosto, panie Beppo! Pańskie fragmenty są pańskie, a co Sirenna wymyśli wezmę na siebie ja.

– Hmm… Intymny porządek artysty dojrzałego i publiczny chaos artystki młodej! Cóż za alchemiczne połączenie! Ja gustuję w takich koktajlach, panie dyrektorze!

– Cieszy mnie to niezmiernie! Podeślę Lucę z dokumentami do podpisu.

 

-

 

Rekwizytor Luca przemierza korytarze teatru, pod pachą niesie poranną gazetę. Spotyka zamyślonego Eufio, chłopak nieobecnym wzrokiem wpatruje się w przestrzeń.

– Wszystko w porządku?

Eufio otrząsa się stopniowo, najpierw głowa, potem ręce, na końcu nogi.

– Słabo spałem… – tłumaczy się. – Cały wczorajszy dzień szpiegowałem Sirennę i… Och, nie wiem, jak ci to powiedzieć!

– Spisek – podpowiada asystent dyrektora. – Mroczny spisek jest dziergany wokół dziewczyny na drutach nikczemności.

– Co? – Eufio mruży oczy. – Ach, tak… To też. Ale co innego nie pozwoliło mi zmrużyć oka. Sirenna, ona… Jest inna. Jest czymś innym. Przemawia do mnie w dziwny sposób. Językiem, którego nie znam, a który nie wślizguje się do ucha, lecz uderza w serce dudniącymi echami… Rozumiesz coś z tego?

Rekwizytor wypuszcza głośno powietrze i ogląda swoje stopy w poszukiwaniu inspiracji.

– To chyba miłość, Luca – szepce Eufio.

– Ach, amore! To dobrze, już się bałem, że coś gorszego. Powodzenia zatem!

Luca klepie przyjaciela po ramieniu i oddala się pospiesznie.

– Miłość… – powtarza Eufio, wpatrując się tępo w sufit. – Jakże spektakularnie cudownie!

 

-

 

– Dzisiejsza prasa – mówi Luca, podając dyrektorowi gazetę.

Grazie.

Magnus Aquiliusz wychyla się z fotela i odbiera z rąk asystenta poranną porcję wiadomości. Rozsiada się wygodnie, pospiesznie wertuje strony.

– Och nie! – krzyczy nagle, zatrzymując się na doniesieniach lokalnych. – Luca, tragedia! Perfecto i Primavera nie żyją!

– Co!? – Zszokowany asystent łapie się za głowę.

– Tu podają, że w nocy przyszli do eleganckiej restauracji, zjedli kolację, zatańczyli, a na koniec popełnili samobójstwo za pomocą trucizny!

Magnus Aquiliusz rzuca nieszczęsną gazetę na biurko i chowa twarz w dłoniach.

– Tacy młodzi… – wzdycha ciężko Luca. – I tacy dobrzy aktorzy. Szkoda, wielka szkoda…

Powaga sytuacji pryska, gdy Magnus Aquiliusz nie wytrzymuje i parska, a zaraz potem odsłania uśmiechnięte oblicze.

– Oj, Luca, nie popadaj w żałobę! Założę się, że tylko bardzo dobrze zagrali własną śmierć, a są już pewnie w połowie drogi do jakiegoś pięknego, egzotycznego kraju. Miejsca, mam nadzieję, gdzie ich miłość będzie mogła wreszcie rozkwitnąć.

– To oni się kochali? Nie miałem pojęcia! – Luca miota się po gabinecie, próbując okiełznać myśli. – I dlaczego zrobili to wszystko?

Magnus Aquiliusz opiera łokcie o blat, kładzie brodę na splecionych palcach.

– Perfecto i Primavera otrzymali ostatniego wieczoru kopie kasety z podręcznego dyktafonu. Na nagraniu słychać, jak próbują namówić młodą aktorkę do odrzucenia przełomowej roli męskiej. Bardzo niewspółcześnie z ich strony. Jest tam jakiś kontekst, ale czy komisarza teatrbiura będzie to obchodziło? Też bym uciekł na ich miejscu. Widzisz, Luca, oni wiedzieli o mnie trochę zbyt wiele, to po pierwsze. Po drugie mieli zbyt wiele kontaktów w Komedinternie, lada moment zostaliby dramatycznymi donosicielami. Po trzecie zaś potrzebowałem ich do wprowadzenia małego zamieszania. Teraz Sirenna i Filizzio będę moi, tylko moi. Trzeba jeszcze tylko wytłumaczyć dziewczynie, że padła ofiarą manipulacji, lecz wcale nie z mojej strony, ba, ja pozbyłem się mrocznych sił, które próbowały odebrać jej rolę!

– Przednio rozegrane, panie dyrektorze!

– Ha! Grazie, Luca! Teraz pozostaje nam czekać na wielki finał… Wieczorem wyjeżdżam na kilka dni, muszę zorganizować kampanię reklamową, złożyć raport w Związku… Wypatruj mego powrotu, bo gdy on nadejdzie, całuny tajemnicy opadną i prawda wreszcie się ukaże!

 

-

 

– Być, albo nie być… – mówi książę.

Vezzio i Beppo oglądają występ w zamyśleniu. Nie widzą Luki, który rozsiadł się na bocznym balkonie. Magnus Aquiliusz zachodzi asystenta od tyłu.

– Robią postępy? – pyta wesołym tonem.

– Pan dyrektor! – Luca staje na baczność. – Co tu się działo, nie ma pan pojęcia! Proszę spojrzeć! Czy pan na to wydał zgodę!?

Drżącym palcem wskazuje scenę, na którą wybiega właśnie ubrany w sukienkę Eufio.

– Książę, och, książę! – Rzuca się Filizzio na szyję i całuje jego policzki. – Odpuść, proszę! Na cóż mi twa stolica, na cóż twój tron? Chce jedynie, byś został ze mną…

– Sirenna! Niczego bym nie pragnął bardziej, lecz galaktyka mnie potrzebuje…

Dyrektor parska cicho i siada na jednym z foteli.

– Luca, Język Apollina łatwo zakwalifikować jako magię, lecz ja myślę, że bliżej mu do hipnozy. Jest to bardzo rzadko spotykana kombinacja motoryki, tonu, rytmiki… Wszystkich bodźców, którymi aktor atakuje widza. Publiczność jest takim występem oczarowana do tego stopnia, że podświadomie wybierze spośród siebie przedstawiciela, osobę o najkruchszej psychice, by przejął on tożsamość występującego. Unicestwiony instynkt samozachowawczy nie powstrzymuje już aktora przed całkowitym zapadnięciem się w rolę, doprowadzając w końcowym stadium do gry idealnej. Sam widzisz, Luca, artystka dawniej znana jako Sirenna jest teraz już tylko i wyłącznie księciem Filizzio i gra go perfekcyjnie! Nie oznacza to jednak, że odeszła! Jest tam obok, jej tożsamość wciąż żyje w ciele naszego dawnego współpracownika Eufio! Rozumiesz już, czemu miał nie odstępować dziewczyny? By szybciej wywarła na nim swój wpływ. Biedaczek, poświęciłem go w teatralnej wojnie… Lecz czy wygląda na nieszczęśliwego? Można by raczej zasugerować, że spełniłem wszystkie jego marzenia! Teraz, mio amico, mam sztukę, jakiej świat jeszcze nie widział, do tego kobieta gra tu mężczyznę, a mężczyzna kobietę! Komedintern kocha takie zabiegi, dla nich to jest nowoczesne, ich zdaniem to przemawia do ludzi! Będą mnie po rękach całować! Nie wspominając już, że dzięki kilku sprytnym zabiegom stałem się de facto posiadaczem i Sirenny, i Filizzio i całej tej sztuki, mogę z nimi robić, co zechcę! Ha!

Luca kręci głową z niedowierzaniem.

– Panie dyrektorze, incredibile! Z każdym odsłoniętym rąbkiem tajemnicy rósł pan w mych oczach, lecz ten finał, to zagranie, które pozwoliło panu zgarnąć całą stawkę, wynosi pana między antycznych bogów! Apoteosi!

Magnus Aquiliusz powoli odwraca głowę w stronę asystenta i posyła mu spojrzenie tak upiorne, że Luca ześlizguje się z fotela. Udaje mu się jedynie unieść nieco rozdygotane ręce i, sparaliżowany strachem, w takiej pozie zastyga.

– Finał? – cedzi dyrektor. – Głupcze! Wszystko, co dotąd się wydarzyło, nawet to, co wziąłeś za największe zwycięstwo, to jedynie preludium! Zapomniałeś o jednym elemencie układanki, Luca, o scenariuszu, którego pragnąłem! Pamiętnik podrzucony Beppo… To moje własne wspomnienia! W nieco innych czasach, w nieco innym miejscu… Lecz Filizzio to ja! Jestem księciem, jestem conquistatore di galassie i teraz… Jestem nieśmiertelny! Będziemy to wystawiać we wszystkich teatrach świata, a gdy zmienimy repertuar w każdym mieście narodzi się nowy Filizzio! Będziemy armią, Luca! Pod przykrywką nowoczesnych dialogów i postmodernizmu skrywa się zaś archetypiczny buntownik i historia stara jak świat! Wrócimy do dawnych, dobrych opowieści! Nadejdzie kontrrewolucja, Luca! Nadejdzie! Mój! Czas!

Potem dyrektor już tylko śmieje się zwycięsko. Spogląda dumnie na swój teatr, a w jego oczach odbijają się galaktyki.

 

-

 

– I to już koniec naszej sztuki – mówi Luca, wchodząc na scenę. – Magnus Aquiliusz był górą, lecz kto wie, co wydarzy się jutro lub pojutrze? Może Komedintern przejrzy przebiegły plan? Nie wiem, mam co innego na głowie. Widzicie, kochani, sprytny sługa zawsze wychodzi na swoje. Piszę własną sztukę. Międzynarodówka wierzy w podlizywanie się współczesnemu odbiorcy, kryptoarchetypiści w powielanie starych schematów, a ja uważam, że życie pisze najlepsze historie. To się nazywa niewidzialna ręka wolnego scenarzysty. Toteż spisuję, co się tu wydarzyło. Filizzio i Sirenna wzięli oczywiście ślub i byli bardzo szczęśliwi, a wyglądało to mniej więcej tak…

Dochodzi do środka sceny, poprawia koloratkę, staje między wpatrzonymi w siebie młodymi.

– Zebraliśmy się tutaj…

 

 

Koniec

Komentarze

No no ! Tylko kto dziś jeszcze pamięta tę atmosferę ? Gdzie są niegdysiejsze śniegi …

 

trzebiotała – cóż za piękny NEOLOGIZM

to też – toteż

/°> kraa!

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

:D Cóż za doborowe towarzystwo ;)

 

Hej 

Doceniam, że tu motyw konkursu został potraktowany dosłownie i autor szarpnął się na sztukę przez duże SZ :). Dowcip jest tu bardziej w stylu Fredry ale to pasuje do pomysłu. Opowiadanie w stylu sztuki o sztuce – bardzo ambitnie :). W mojej ocenie, choć muszę się przyznać, że się trochę gubiłem w trakcie, wypadło to bardzo dobrze. Czytało się trudno ale Fredro też łatwo się nie czyta :). Na końcu mamy motyw fantastyczny – czy bardzo spektakularny? No raczej nie, ale całe opowiadanie zmierza do niego więc w mojej ocenie jest ok :). Teraz brakuje tylko kogoś upartego… ee znaczy się ambitnego, żeby sprawdził czy te wszystkie włoskie wstawki są poprawnie zapisane oraz czy wszystkie ciekawostki językowe są poprawne :P – ale coś czuje, że Tarnina jest odpowiednią do tego osobą. Tak też myślę, że może opowiadanie jest pewnego rodzaju, prezentem/wyzwaniem dla Tarniny :).

Jeszcze raz gratuluję pomysłu i wykonania, klikam i pozdrawiam :) 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przeczytałem. Powodzenia (w pisaniu komedii dell’arte też). :)

Intryga goni intrygę, fabuła ciekawie osadzona w teatrze, atmosfera rozgrywek aktorskich dobrze oddana. Podwójna osobowość dodaje smaczku bohaterce. Tylko nieco mało fantastyki, choć rozumiem, że Język Apollina grał tu jako element nie z tej ziemi. :) Pozdrawiam! 

Ciao! Jestem Luca, autor sztuki! Dziękuję wam, amici, za lekturę, ocenę i podpowiedzi! 

 

Signor Jaskier il Bardo, sztuka jest w oryginale po włosku, potem została puszczona przez translator google, stąd ewentualne błędy w tłumaczeniu ;) Saluti!

Wyznam Ci anonimie, że jestem rozdarta.

Z jednej strony napisałeś historię pełną smakowitości, jest książę z czachą, teatr, spiski i heroiny. No bajka.

Do tego opowieść jest ładnie okraszona mądrymi zwrotami branżowym. Do tego dokonałeś dezintegracji mojej osobowości, w świecie nierówności;)

Początek super, intrygujący i wciągający, końcówkę też udało się spiąć. Natomiast w środku zainteresowanie mi lekko siadło. No i wyznam, że teatralny komintern do mnie nie przemówił;)

Lożanka bezprenumeratowa

Signora JolkaK, ja bym pragnął, by było tu więcej fantastico, lecz jedynie spisywałem tę historię ;)

 

Signora Ambush, czyż nie taka właśnie jest amore? Wciągająca na początku, nieco monotonna pośrodku i szczera na końcu? Grazie za klika!

Cześć Anonimie! 

 

Widzę, że utraciłem monopol na wstawki po włosku pisane kursywą… :)

 

Co do samego tekstu, na pewno wyszło osadzenie w konwencji comedia dell’arte. Fajnym zabiegiem było też osadzenie akcji w teatrze. Na plus traktuję też fakt, że opowiadanie zdaje się być lekką parodią politycznej poprawności :)

 

Brakło za to fantastyki :)

 

Rozważyłbym też dodanie tagu “absurd” :) 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Buongiorno, autore, bardzo mi się podobało, w zasadzie wszystko: smakowita dramatyczna konwencja, wszystko przerysowane i teatralne, każdy z bohaterów obdarzony wyrazistym charakterem, no i oczywiście humor – Komedintern bawi i przeraża. Jest to bez dwóch zdań, prawda, karnawałowe i czyta się, prawda, z przyjemnością, a opowieść sprawia wrażenie dopracowanej i przemyślanej. Congratulazioni!

 

– Och, więc mamy do czynienia z aktorstwem metodycznym?

– Raczej psychosomatycznym!

W tym momencie zaśmiałem się w głos ;)

 

Rekwizytor Luca przemierza korytarze teatru, pod pachę niesie poranną gazetę

A tutaj wypatrzona przeze mnie nieduża usterka. Daj pod pachą.

 

Oczywiście będę uprzejmy polecić do biblioteki.

Pozdrawiam!

Bardzo zacny pomysł, a i forma jego przedstawienia niezmiernie mi się spodobała. Mimo natłoku postaci i sporego chaosu, czytało się całkiem nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze. Anonimie, sugeruję baczniej spojrzeć na zapis dialogów.

 

z reszt­ką si­wych wło­sów zwią­za­ną w lichy kucyk. → Związane są włosy, więc: …z reszt­ką si­wych wło­sów zwią­za­nych w lichy kucyk.

 

– Beppo, toż to idio­zia! – Oce­nia.– Beppo, toż to idio­zia! – oce­nia.

 

Bu­on­gior­no si­gno­re. → Zamiast dywizu wypowiedź powinna otwierać półpauza.

 

– Wła­śnie! – Wtó­ru­je Pri­ma­ve­ra.– Wła­śnie! – wtó­ru­je Pri­ma­ve­ra.

 

– Chodź­my, Per­fec­to. – De­cy­du­je Pri­ma­ve­ra, od­wra­ca­jąc się na pię­cie. → – Chodź­my, Per­fec­to – de­cy­du­je Pri­ma­ve­ra, od­wra­ca­jąc się na pię­cie.

 

– Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie! – Trze­bio­cze z pra­wej ak­tor­ka. → Co robi aktorka??? A może miało być: – Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie! – szcze­bio­cze z pra­wej ak­tor­ka.

 

Ec­cel­len­te! – Za­cie­ra ręce. → Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Prze­bra­ny za starą cy­gan­kę prze­po­wie­dzia­łem mu… → Prze­bra­ny za starą Cy­gan­kę prze­po­wie­dzia­łem mu

 

– Spo­koj­nie. Od­po­wia­da dy­rek­tor, ra­cząc się po­ran­ną kawą. → – Spo­koj­nie – od­po­wia­da dy­rek­tor, ra­cząc się po­ran­ną kawą.

 

Zroz­pa­czo­ny Vez­zio pada na ko­la­na i łapię kra­wędź biur­ka… → Literówka.

 

– Może i do­brze, może i tak jest le­piej – Sta­ru­szek ocie­ra czoło. → Brak kropki po wypowiedzi.

 

Ja w gu­stu­ję w ta­kich kok­taj­lach… → Coś się tutaj przyplątało.

 

Ma­gnus Aqu­iliusz rzuca nie­szczę­sna ga­ze­tę na biur­ko… → Literówka.

 

Nie widzą Luci, który roz­siadł się… → Nie widzą Luki, który roz­siadł się

Tu znajdziesz odmianę imienia Luca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jury będzie miało ciężki orzech do zgryzienia, bo każdy na konkurs powstało aż tyle dobrych tekstów. 

Na początku jakoś mnie porwało. Humor nie śmieszył, fabuła nie przekonywała, ale nim w dalej w las, to tym było lepiej. Gdzieś w połowie zacząłem się dobrze bawić, dałem się wciągnąć w fabułę, żarciki kilka razy rozbawiły.

Instytut Dramatyczny to cudo. Najlepszy żart w całym tekście. :)) 

Bardzo często korzystałeś z trudnego słownictwa. Nie zmieniło, to jednak mojego odbioru, ale niektórych mogłoby zrazić. 

Najbardziej skorzystał Luca, bo to on stworzył najbardziej nieśmiertelne dzieło hehe. 

Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Signore cezary_cezary, chodził mi ten absurd po głowie, skoro zalecasz, to dodam! Sztuka nie miała być polityczna, lecz dodając do fabuły siły wiszące nad bohaterami pewne rzeczy same wskoczyły na swoje miejsca ;) Przepraszam za monopol! 

 

SIgnora Tarnina, aż tak makabrycznie chyba nie było! Mam nadzieję…

 

Signore AmonRa, miło mi, że doceniłeś wyrazistość bohaterów, bo nie każdemu mogłem poświęcić tyle scen, ile bym chciał. Wywołanie śmiechu na głos mizia moje dramatopisarskie ego!

 

Signora reg, o ja nieszczęśliwy, ile błędnych zapisów dialogów w mej sztuce! Dziękuję za wyłapanie i presto wszystko poprawiam! Z chaosem próbowałem walczyć silnie zarysowanymi postaciami, lecz intrigo jest w rzeczy samej, zawiła! 

 

Signore skryty, cieszę się, że doceniłeś Luki, znaczy moje, szczęśliwe zakończenie! Trudne słownictwo to w większości brednie Beppo, jedynie luźno powiązane z zagadnieniami, na temat których myśli, że mówi, radzę nie przykładać większej wagi ;)

 

Kłaniam się, dziękując za odwiedziny, komentarze i kliki! Grazie!

 

Anonimie, cieszę się, że łapanka pozwoliła Ci dostrzec drobne usterki w dziele, a skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sztuka absurdalna, nieco fantastyczna, na pewno zaś ciekawa i zabawna! Liczę, że autor nie narazi się żadnej opcji politycznej i premiera odbędzie się, jak zaplanowano, w antycznym teatrze w Taorminie, może Etna lekko zaryczy ze śmiechu? ;) 

Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.

Signora reg, grazie za wrzucenie sztuki alla biblioteca!

 

Signore Sanderka, planujemy premierę bez zakłóceń! Fantastyki jest tu faktycznie mniej niż absurdu, ale skoro jest zabawnie, to komedię uznaję za udaną! 

Bardzo proszę, Anonimie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajny tekst. Zawiła intryga, każdy spiskuje, jak może.

Fantastyki trochę mało, ale wreszcie Syrenka wciela się/wydziela z siebie Hamleta, więc element f. zaliczony.

Ładnie oddane postawy aktorów i włoski blask.

Bravo!

Babska logika rządzi!

Signora Finkla, dziękuję za pozytywną recenzję! Choć zaczęło się od pomysłu na Język, a ten wyłonił się z potrzeby elementu fantastycznego pasującego tematycznie do teatru, to jednak intryga przejęła główną rolę! 

W pewnym momencie zaczęło mi się dłużyć, ale ogólnie czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

 

Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być, choć nie mają na to odwagi, i jakimi są (Tove Jansson)

 

Jest to niewątpliwie opowiadanie szalenie ambitne i szalone w swej ambicji. Postmodernistyczne? Metafikcyjne? Satyryczne? O, tak. Ale czy śmieszne? Satyra jest w nim raczej smutna, a humor subtelny, oparty przede wszystkim na postaciach – to są typy komediowe. Trochę psują tę subtelność metafory (o tym za chwilę), chociaż w zasadzie język prezentuje się dobrze. Są wyraźne wpływy commedia dell'arte (ale bohaterowie wychodzą z tych ramek – z korzyścią dla całości!), choć skupiłeś się przede wszystkim na knuciu planu, stanowczo zwariowanego, a na ślub już niewiele zostało miejsca. Także sposób pozbycia się Perfecta i Primavery wyszedł trochę… pospiesznie. Podobnie Luca i Eufio spadają z sufitu, ale wcześnie, więc to nie razi. Parę miejsc jest streszczonych – waham się powiedzieć, że to źle, bo to bardzo gęsty semantycznie (;P) tekst.

 

Światotwórstwo to główny nośnik satyry – lustro odbijające nasz świat, i to nawet nie takie krzywe.

Metafory. Największe wrażenie zrobiła na mnie ta: „Mroczny spisek jest dziergany wokół dziewczyny na drutach nikczemności.” Niestety, nie było to dobre wrażenie. Metafora jest bowiem cokolwiek pijana, a strona bierna jeszcze to upojenie podkreśla.

 

Błędy językowe: jest trochę literówek, parę błędów w zapisie didascaliów dialogowych (zob.: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#sposob_oznaczania), stare, niedobre „dokładnie” (uch) oraz „wciąż” zamiast „i tak”. „Cyganka” piszemy dużą literą (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-grup-etnicznych;15109.html). Zamieniasz wzrok ze spojrzeniem, a zamiast "blednie" piszesz „bladnie” (nie jest to jedyna taka literówka).

 

Nie można odpowiedzieć proklamacji, tylko na proklamację – odpowiadamy komuś na coś. Westchnienie nie jest osobą i nie może być zmęczone; podobnie wzrok nie jest osobą i nie może być leniwy. Głaszcze się kogoś w policzek, a nie czyjś policzek, nie można też niczego robić „z ociągnięciem” (wszystko musicie urzeczowić? Dziwni ludzie…) tylko „ociągając się”. I – trąbię o tym, aż się chwieją mury Jerycha! – „działalność” się NIE pluralizuje (https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880) – to abstrakt! Z innych drobiazgów: śpi się „źle”, „marnie”, ale nie „słabo”. Często powtarza się słowo „spektakularne”… myślałam, że to coś zapowiada, ale niestety. Nie znam żargonu teatralnego, ale „metodyczny” to chyba jednak nie to, co myślisz (można grać metodą).

 

I największy błąd językowy: co oznacza zdanie „Nie możemy pozwolić sobie na role drugoplanowe!”? Oni nie chcą się takimi rolami zadowolić, nie chcą się dać zepchnąć na drugi plan, ale „pozwolić sobie”? Co to znaczy, drogi Autorze?

 

Ogólnie jednak – wyszło dobrze. Niespecjalnie śmiesznie (zaczynam podejrzewać, że coś jest ze mną nie tak poważniej, niż sądziłam), ale satysfakcjonująco.

 

Błędy, jak zwykle, są tylko o priv od Ciebie. Proszę też o adres, na który jednorożce mają zanieść nagrodę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po pierwsze chciałbym przeprosić, bo w przedmowie do Harmonii napisałem, że to mój powrót do pisania, a w rzeczywistości taki wstęp należy się temu tekstowi. Zobaczyłem taki fajny konkurs i pomyślałem, że zabawnie będzie wystąpić jako autor, którego nikt nie odgadnie. 

 

Po drugie dziękuję Tarnino za komentarz, a właściwie za dwa, bo ten pod Harmonią też dużo mi pokazał. Trochę sobie przypomniałem i dużo nauczyłem.

 

skupiłeś się przede wszystkim na knuciu planu, stanowczo zwariowanego, a na ślub już niewiele zostało miejsca. Także sposób pozbycia się Perfecta i Primavery wyszedł trochę… pospiesznie. Podobnie Luca i Eufio spadają z sufitu, ale wcześnie, więc to nie razi. Parę miejsc jest streszczonych – waham się powiedzieć, że to źle, bo to bardzo gęsty semantycznie (;P) tekst.

 

Perfecto i Primavera są tak naprawdę najbardziej zbędnymi postaciami w tym opowiadaniu, ich rolę w intrydze mógłby odegrać Luca lub zmanipulowany Eufio, lecz, och, za bardzo polubiłem tę parę, by ich wyrzucić! Mógłbym dać więcej Sirenny, rozbudować inne wątki, ale nie żałuję, bo opowiadanie straciłoby w moim odczuciu dużo uroku, a intryga byłaby mniej zawiła, a zawiła miała być też przez mnogość postaci.

 

Humor rzeczywiście delikatny, ślub/wątek miłosny ustąpił miejsca knowaniom, ciężko mi się nie zgodzić. Błędy idą do poprawy, chętnie zapoznam się z pełną listą, bardzo przyjemnie mi się pisało ten tekst i z chęcią doprowadzę go do porządku.

 

Dziękuję za wyróżnienie i cieszę się, że mimo wszystko Ci się podobało! Grazie!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka