- Opowiadanie: ośmiornica - Strunoskoczek

Strunoskoczek

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Strunoskoczek

Opan­ce­rzo­ny trans­por­ter wy­rwał przed sie­bie z wście­kłym ry­kiem sil­ni­ka. Chło­pak na przej­ściu za­trzy­mał się jak ska­mie­nia­ły i otwo­rzył usta w nie­mym krzy­ku. Prze­ra­że­nie na jego twa­rzy od­bi­ło się sa­tys­fak­cją w oczach kie­row­cy. Zgi­nie. Musi zgi­nąć! Na eon przed zde­rze­niem, roz­legł się huk. Szo­fer­ka prze­chy­li­ła się gwał­tow­nie, a całym po­jaz­dem szarp­nę­ło w bok.

Co pękło? Opona, oś… – Myśli w gło­wie Wę­drow­ca urwa­ły się w chwi­li, gdy do­strzegł bły­ska­wicz­nie zbli­ża­ją­cą się ścia­nę. Prze­szedł go strach – uczu­cie, któ­re­go do nie­daw­na nie znał i które teraz do­pa­da­ło go raz za razem. W tej rze­czy­wi­sto­ści rów­nież prze­grał i to na niego cze­ka­ła śmierć. W ostat­niej pin­ta­se­kun­dzie przed zde­rze­niem prze­ka­li­bro­wał swoją masę w ener­gię i wy­sko­czył z ho­ry­zon­tu zda­rzeń.

Domy, mia­sto, kon­ty­nen­ty zlały się w ko­lo­ro­wą smugę świa­tła, aż cała droga mlecz­na zmie­ści­ła się w cien­kiej nici nie­skoń­czo­ne­go ukła­du przy­wo­dzą­ce­go na myśl sieć ga­lak­tycz­ne­go pa­ją­ka. Znowu po­raż­ka.

 

*

 

Wę­dro­wiec za­wisł w próż­ni i wcią­gnął głę­bo­ko w płuca chłod­ne ko­smicz­ne po­wie­trze. Wy­pu­ścił je z ci­chym sy­kiem. Od sa­me­go po­cząt­ku ist­nie­nia nie do­świad­czał ta­kiej fali emo­cji, które nie tylko na­ra­sta­ły w in­ten­syw­no­ści, lecz rów­nież po­głę­bia­ły się w spek­trum wąt­pli­wo­ści i lęku. W spek­trum, któ­re­go jesz­cze do nie­daw­na nie eks­plo­ro­wał ten, kto trwał w prze­ko­na­niu o wła­snej nie­śmier­tel­no­ści i po­tę­dze.

Wę­dro­wiec po­wiódł wzro­kiem po splą­ta­nych stru­nach.

W któ­rejś z nich na pewno czeka mnie inna przy­szłość. Muszę tylko szu­kać dalej – po­my­ślał. Pier­dy­lion prób wcze­śniej na­praw­dę w to wie­rzył, lecz stop­nio­wo odczuwana przezeń pew­ność za­czę­ła za­tru­wać się zwąt­pie­niem.

Wy­brał nić. Ka­lo­rie jego ist­nie­nia pę­dzi­ły ku ko­lej­nej rze­czy­wi­sto­ści, by za chwi­lę zwol­nić i po­now­nie uczy­nić go isto­tą z kości i krwi. Lo­do­wa­ty wiatr szarp­nął płasz­czem Wę­drow­ca, a wokół ust ufor­mo­wa­ła się de­li­kat­na wo­al­ka pary. Ota­cza­ła go zimna, wil­got­na mgła, su­ną­ca wolno po­mię­dzy sta­lo­wy­mi bel­ka­mi wieży. Zna­lazł się w la­ta­ją­cym mie­ście – jed­nym ze spo­so­bów ludz­ko­ści na prze­trwa­nie zlo­do­wa­ce­nia. 

Wę­dro­wiec wy­obra­ził sobie fu­te­rał z za­mknię­tym w środ­ku ka­ra­bi­nem snaj­per­skim i ener­gią in­ten­cji spra­wił, że wizja stała się ma­te­rial­na. Uśmiech sa­tys­fak­cji zgasł pra­wie w tej samej chwi­li, w któ­rej się po­ja­wił. Wę­dro­wiec jesz­cze do nie­daw­na wie­rzył, że osią­gnął nie­mal boski sta­tus. Przez nie­zli­czo­ną ilość plan­ków wy­bie­rał swój los, ska­cząc po­mię­dzy stru­na­mi, aż w jed­nej z nich spoj­rzał w oczy śmier­ci. Od tego czasu pró­bo­wał ją zgu­bić, lecz wciąż na niego pa­trzy­ła.

 Wy­chy­lił się za kra­tow­ni­cę i ro­zej­rzał. Znaj­do­wał się gdzieś w po­ło­wie wieży, któ­rej po­kry­ty sło­necz­ny­mi pa­ne­la­mi szczyt wy­sta­wał ponad war­stwę chmur już w stre­fie śmier­ci. Po­ni­żej, na wpół za­kry­te kłę­bią­cą się mgłą, znaj­do­wa­ły się domy i ulice mia­sta.

Prze­ło­żył nogi przez ba­lu­stra­dę i sko­czył. Spa­da­jąc, zmniej­szył swoją masę. Chmu­ry kłę­bi­ły się wokół niego i stłu­mi­ły od­głos ude­rze­nia butów o bla­chę chod­ni­ka. Z mgły kilka kro­ków dalej wy­ło­ni­ła się za­sło­nię­ta gru­bym płasz­czem po­stać. Prze­szła obok Wę­drow­ca, nie za­szczy­ca­jąc go nawet spoj­rze­niem, po czym znów znik­nę­ła w mlecz­nej ni­co­ści. Miesz­kań­cy mia­sta co rusz wy­ła­nia­li się z chmur i znów w nich za­ta­pia­li, a ota­cza­ją­ca wszyst­ko mięk­ka cisza upodob­nia­ła ich do du­chów.

Wę­dro­wiec zi­gno­ro­wał ich i sku­pił na struk­tu­rze rze­czy­wi­sto­ści. Nie po­trze­bo­wał wiele czasu, aby na­mie­rzyć tego, któ­re­go na­zwał Cen­trum Zda­rzeń. Wy­czu­wał ge­ne­ro­wa­ne przez niego za­krzy­wie­nie cza­so­prze­strze­ni – było jak czar­na dziu­ra wrzu­co­na do stawu. Po­dą­żył w jego stro­nę. Kilka prze­cznic dalej od­na­lazł ma­syw­ny gmach In­sty­tu­tu elek­tro­bio­in­ży­nie­rii imie­nia Elona Muska. Wy­star­czy­ło tylko przy­cza­ić się i cze­kać.

Wę­dro­wiec cof­nął się w mgłę. Upew­niw­szy się, że nikt go nie widzi, wy­ko­rzy­stał ener­gię ki­ne­tycz­ną zgro­ma­dzo­ną wcze­śniej w po­de­szwach butów, aby teraz zmie­nić jej kie­ru­nek i wy­sko­czyć w górę na kilka pię­ter. Zła­pał kra­wędź sta­lo­wej plat­for­my wieży i wcią­gnął się na nią. Nie zwra­ca­jąc uwagi na stop­nio­wo ciem­nie­ją­ce chmu­ry oraz coraz sil­niej­sze po­ry­wy wia­tru, zło­żył ka­ra­bin snaj­per­ski, oparł lufę o ba­lu­stra­dę i za­stygł w ocze­ki­wa­niu. Tym razem mu­sia­ło mu się po­wieść.

Da­le­kie po­mru­ki burzy zdą­ży­ły za­mie­nić się w grzmo­ty, zanim z gma­chu wy­szła zna­jo­ma po­stać. Jakby wie­dzio­na in­stynk­tem spoj­rza­ła w stro­nę wy­ce­lo­wa­nej w nią lufy, lecz jej wzrok nie był w sta­nie prze­bić się przez war­stwę gra­fi­to­wych chmur. 

Wę­dro­wiec ak­ty­wo­wał w oku ra­chu­nek praw­do­po­do­bień­stwa, aby zwięk­szyć cel­ność strza­łu. Wy­mie­rzył, wstrzy­mał od­dech i… Po­tęż­ne wy­ła­do­wa­nie tra­fi­ło w wieżę tuż obok niego. Zanim spo­pie­li­ła go wście­kła elek­trycz­ność, wy­sko­czył poza obręb rze­czy­wi­sto­ści.

 

*

 

Ko­lej­na stru­na, ko­lej­ny świat, ko­lej­na moż­li­wość. Me­tro­po­lia tęt­ni­ła ży­ciem, noc roz­świe­tla­ło ty­sią­ce neo­nów. Wę­dro­wiec brnął po­przez pstro­ka­ty tłum ni­czym ogar, który zła­pał trop. Dło­nią ukry­tą w kie­sze­ni ści­skał rę­ko­jeść sze­ścio­strza­ło­we­go re­wol­we­ru na an­ty­ma­te­rię. Tym razem zrobi to twa­rzą w twarz. Zli­kwi­du­je po­ten­cjal­ność śmier­ci i przy­wró­ci utra­co­ny, trans­cen­dent­ny sta­tus. Na za­wsze po­zbę­dzie się stra­chu.

Skrę­cił w ciem­niej­szą alej­kę, która przy na­stęp­nym za­krę­cie zmie­ni­ła się w ciem­ny za­ułek roz­ja­śnia­ny tylko ro­ze­dr­ga­nym, czer­wo­nym świa­tłem uszko­dzo­ne­go neonu, za­wie­szo­ne­go nad pan­cer­ny­mi drzwia­mi. Wę­dro­wiec ru­szył w ich stro­nę, kiedy drogę za­gro­dzi­ła mu zwa­li­sta po­stać. Wy­so­ki dry­blas z po­ło­wą twa­rzy za­kry­tą bla­chą, mie­rzył go wzro­kiem me­cha­nicz­nych oczu, ob­ra­ca­ją­cych się z ci­chym szu­mem ser­wo­mo­to­rów.

– A ty dokąd?

Wę­dro­wiec nie bawił się w wy­szu­ka­ne od­po­wie­dzi. Wy­pa­lił, nie wy­cią­ga­jąc broni z kie­sze­ni. Oczy dry­bla­sa stały się okrą­głe ze zdzi­wie­nia, a chwi­lę póź­niej strze­li­ły z nich iskry. Upadł, nie wy­da­jąc żad­ne­go dźwię­ku. W jego pier­si dy­mi­ła dziu­ra.

Wę­dro­wiec prze­stą­pił przez trupa, lecz zanim do­tarł do drzwi, wy­su­nę­ło się z nich dział­ko me­cha­nicz­ne. Umknął, zanim roz­szar­pa­ły go kule.

Ko­lej­ny świat, w któ­rym nie­mal do­pa­dła go śmierć, ko­lej­ny nie­pra­wi­dło­wy wybór, ko­lej­na po­raż­ka. Wę­dro­wiec na­bie­rał pew­no­ści: los, lub jakiś wszech­po­tęż­ny, wy­my­ka­ją­cy się moż­li­wo­ściom po­zna­nia byt, chro­nił tego, z któ­re­go uczy­nił Cen­trum Zda­rzeń.

 

*

 

Wę­dro­wiec wnik­nął w ko­lej­ną ze strun. Tym razem spró­bu­je oszu­kać los i dowie się, dla­cze­go tam­ten jest aż tak ważny.

Po­wie­trze w mie­ście pod ko­pu­łą przy­po­mi­na­ło za­pa­chem starą szafę, pełną prze­żar­tych mo­la­mi, weł­nia­nych płasz­czy. Jed­nak gdyby Wę­dro­wiec po­wie­dział o tym gło­śno, żaden z tu­tej­szych miesz­kań­ców nie wie­dział­by, o czym mówi. W tej rze­czy­wi­sto­ści wszyst­ko było syn­te­tycz­ne; syn­te­tycz­ne stro­je, syn­te­tycz­ne domy, syn­te­tycz­ne niebo. Syn­te­tycz­ne były też drzwi spe­lu­ny, w któ­rej znaj­do­wał się Cen­trum Zda­rzeń.

Wę­dro­wiec zmru­żył oczy w pół­mro­ku i wy­ło­wił z niego przy­gar­bio­ną po­stać. Pew­nym kro­kiem pod­szedł i usiadł na są­sied­nim ho­ke­rze. Za­mó­wił syn­te­tycz­ne piwo i w lu­strze za­wie­szo­nym na ścia­nie za barem za­czął ob­ser­wo­wać tego, na któ­re­go po­lo­wał. Cen­trum nie miał w sobie ni­cze­go szcze­gól­ne­go. Wy­glą­dał jak spło­szo­ny, wy­gło­dzo­ny stu­den­cik, z ocza­mi prze­krwio­ny­mi od wpa­try­wa­nia się przez dłu­gie go­dzi­ny w mo­ni­tor kom­pu­te­ra. Zu­peł­nie nie pa­so­wał do tego miej­sca, peł­ne­go twar­dych zde­spe­ro­wa­nych męż­czyzn i do­świad­czo­nych przez życie ko­biet.

Gdzieś w głębi sali wy­bu­chła sprzecz­ka, a pod­nie­sio­ne głosy przy­cią­gnę­ły uwagę chło­pa­ka. Wę­dro­wiec wy­ko­rzy­stał ten mo­ment, aby wrzu­cić do jego na­po­ju pa­styl­kę – nar­ko­tyk prze­pę­dza­ją­cy obawy i roz­wią­zu­ją­cy język. 

Są­cząc piwo, Wę­dro­wiec ob­ser­wo­wał, jak z każ­dym ko­lej­nym ły­kiem stu­den­cik otrzą­sa się z ner­wo­wej nie­pew­no­ści.

– To miej­sce nie wy­glą­da na bez­piecz­ne – za­ga­ił Wę­dro­wiec – czę­sto tu by­wasz?

– Ee… Ja? Tak. To zna­czy nie.

Wę­dro­wiec zdo­łał utrzy­mać na war­gach do­bro­dusz­ny uśmiech, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc się przed ko­lej­ną próbą mordu. Nie chciał jed­nak po­now­nie igrać z chro­nią­cym chło­pa­ka losem. Przy­naj­mniej jesz­cze nie teraz.

– Wie­rzysz w Boga? – za­py­tał.

– Ee… Co?

– Py­ta­łem, czy wie­rzysz w ist­nie­nie Boga.

Chło­pak strze­lał spło­szo­nym spoj­rze­niem po sali, aż po­cią­gnął spory łyk, który wresz­cie roz­wiał jego zmie­sza­nie.

– Wie­rzę w ist­nie­nie trans­cen­den­tal­ne­go bytu, nie­wzru­szo­ne­go przez upływ czasu – od­parł moc­niej­szym gło­sem. – Wie­rzę w ist­nie­nie nie­zmien­ne­go punk­tu re­fe­ren­cyj­ne­go. Ro­zu­miem po­ję­cie Boga jako ko­smicz­nej sta­ło­ści, która nie pod­le­ga re­la­ty­wi­stycz­nym fluk­tu­acjom.

Wę­dro­wiec za­ga­pił się w jego pod­puch­nię­te, prze­krwio­ne oczy, ha­czy­ko­wa­ty nos, blade za­pa­dłe po­licz­ki i ster­czą­ce na wszyst­kie stro­ny cien­kie, nie­zdro­we włosy.

– Je­steś nim? Czy ty je­steś Bo­giem? – za­py­tał po dłuż­szej chwi­li.

Chło­pak za­krztu­sił się śliną, roz­kasz­lał.

– Co? Ja… – wy­du­kał w końcu i ku zdzi­wie­niu Wę­drow­ca, w jego gło­sie po­ja­wi­ła się nuta wa­ha­nia. – Nigdy tak o tym nie my­śla­łem, ale… może.

– Wy­ja­śnij.

Cen­trum Zda­rzeń ro­zej­rzał się ukrad­ko­wo po sali i na nowo spoj­rzał na roz­mów­cę. Wę­dro­wiec po­czę­sto­wał go swoim naj­ser­decz­niej­szym uśmie­chem, choć z tru­dem nad sobą za­pa­no­wał, aby nie ze­rwać się z miej­sca i nie po­trzą­snąć nim za ra­mio­na. 

Chło­pak pod­jął wresz­cie de­cy­zję, na­chy­lił się i po­wie­dział kon­fi­den­cjo­nal­nym tonem.

– Chodź, po­ka­żę ci.

Wy­pro­wa­dził Wę­drow­ca na tyły spe­lu­ny, do bu­dyn­ku wy­glą­da­ją­ce­go jak opusz­czo­na fa­bry­ka. Prze­szli przez nie­czyn­ne hale pro­duk­cyj­ne, aż do­szli do so­lid­nych, zbro­jo­nych drzwi. Chło­pak wstu­kał kod w panel na ścia­nie. Gdy przej­ście się otwar­ło, ru­szył przez oświe­tlo­ny świa­tła­mi awa­ryj­ny­mi ko­ry­tarz. Jego wcze­śniej­sza nie­pew­ność i za­gu­bie­nie znik­nę­ły bez­pow­rot­nie. Szedł teraz wy­pro­sto­wa­ny, a jego twarz zda­wa­ła się pro­mie­nio­wać we­wnętrz­nym ul­tra­fio­le­tem.

Pchnął ko­lej­ne drzwi i uśmiech­nął się dum­nie.

– Oto moje kró­le­stwo!

Wę­dro­wiec gwizd­nął mi­mo­wol­nie. Po­miesz­cze­nie ude­rza­ło szpi­tal­ną bielą i ste­ryl­ną czy­sto­ścią. Pod jedną ze ścian usta­wio­no ogrom­ne szafy ser­we­rów, po­łą­czo­nych z mo­ni­to­ra­mi, na któ­rych spły­wa­ły zie­lo­ne cyfry kodów. Po­środ­ku znaj­do­wał się spory stół, za­sta­wio­ny na­rzę­dzia­mi chi­rur­gicz­ny­mi oraz naj­no­wo­cze­śniej­szym sprzę­tem la­bo­ra­to­ryj­nym, na jaki ta rze­czy­wi­stość mogła sobie po­zwo­lić.

Ktoś musi go fi­nan­so­wać – uświa­do­mił sobie Wę­dro­wiec. – Ktoś, kto byłby gotów zabić za to, co tutaj po­wsta­je.

Chło­pak z na­masz­cze­niem pod­niósł pro­bów­kę z po­ły­sku­ją­cym sre­brzy­ście pły­nem.

– Każdy czło­wiek ma swoją in­dy­wi­du­al­ną aurę, in­dy­wi­du­al­ną ener­gię, którą zdo­ła­łem uchwy­cić w cząst­ki róż­nicz­ko­we. To, co wi­dzisz, to owe cząst­ki wła­śnie; na­sie­nie życia; iskra stwo­rze­nia; nuty przy­szło­ści. – Słowa wy­pły­wa­ły z niego rwą­cym po­to­kiem, jakby nar­ko­tyk osta­tecz­nie znisz­czył za­trzy­mu­ją­cą je tamę. – To na­no­bo­ty, które po­tra­fią prze­cho­wać ma­try­cę duszy i na­mna­ża­jąc się, od­wzo­ro­wy­wać ją w nie­zli­czo­nych ilo­ściach kopii. Są za­pro­gra­mo­wa­ne na prze­trwa­nie. Będą chro­nić no­si­cie­la, le­czyć go, od­twa­rzać jego znisz­czo­ne frag­men­ty. Będą po­tra­fi­ły to zro­bić, nawet jeśli pier­wot­ny or­ga­nizm ule­gnie cał­ko­wi­tej za­gła­dzie, lecz prze­trwa choć jeden mi­kro­sko­pij­ny bot. Za­pew­nią mu nie­śmier­tel­ność. I… i tak! Uczy­nią go Bo­giem!

Ostat­nie zda­nie nie­mal wy­krzyk­nął, a cisza, która po nim za­pa­dła, była gęsta i na­pię­ta ocze­ki­wa­niem.

Wę­dro­wiec uniósł dłoń i de­li­kat­nie trą­cił pal­cem szkło pro­bów­ki. Znaj­du­ją­cy się w niej płyn po­ru­szył się ni­czym żywa isto­ta. Ma­try­ca duszy umiesz­czo­na w na­no­bo­cie… To nie mogło być praw­dą. Coś ta­kie­go nie miało prawa ist­nieć. A jed­nak… Ten chło­pak po­ja­wiał się we wszyst­kich stru­nach, a jego obec­ność była wy­ro­kiem dla Wę­drow­ca. Czy to stwo­rze­nie na­no­bo­tów uczy­ni­ło zeń Cen­trum Zda­rzeń?

– Jak to dzia­ła? – za­py­tał Wę­dro­wiec.

Chło­pak uśmiech­nął się w wy­raź­ną dumą i się­gnął po me­ta­lo­wą strzy­kaw­kę. Na­brał nie­wiel­ką ilość płynu, na igle za­mi­go­ta­ła sre­brzy­sta kro­pla.

– Wy­star­czy wpro­wa­dzić je do krwio­obie­gu – wy­ja­śnił.

Wę­dro­wiec ru­chem szyb­szym niż świa­tło się­gnął po strzy­kaw­kę i od­sko­czył w głąb sali. Wbił igłę w przed­ra­mię i na­ci­snął tło­czek, zanim kto­kol­wiek zdą­żył­by za­re­ago­wać. Od­rzu­cił głowę w tył i wy­buch­nął trium­fal­nym śmie­chem. Tyle nie­uda­nych prób, tyle za­ma­chów, a teraz to on sta­nie się Cen­trum Zda­rzeń, to on sta­nie się Bo­giem!

– Co ty zro­bi­łeś – wy­szep­tał chło­pak po­bie­la­ły­mi war­ga­mi. W jego oczach od­ma­lo­wał się strach, ale także cień cho­rej fa­scy­na­cji.

Wę­dro­wiec po­czuł nagłe ukłu­cie nie­po­ko­ju, które mo­men­tal­nie prze­szło w strach, gdy miej­sce po igle prze­szył ostry ból. Ze zgro­zą do­strzegł, jak skóra na przed­ra­mie­niu ciem­nie­je. Krzyk­nął. Spró­bo­wał zmie­nić się w ener­gię, lecz nie mógł. Ma­te­ria przy­ku­ła go do tego miej­sca, do tej stru­ny rze­czy­wi­sto­ści. Do­padł do stołu, chwy­cił skal­pel i wbił w ciało; sap­nął, gdy ostrze we­szło ni­czym w masło. Od­cię­te przed­ra­mię upa­dło na zie­mię, lecz za­miast krwi, sypał się z niego pył. Czar­ne plamy ob­ję­ły już skórę nad ki­ku­tem i pięły się wyżej.

– Nie, nie, NIE! – wrza­snął Wę­dro­wiec i utkwił roz­go­rącz­ko­wa­ny wzrok w Cen­trum Zda­rzeń. – Coś ty mi zro­bił?

– Na­no­bo­ty po­sia­da­ją ma­try­cę MOJEJ duszy. – Na war­gach chło­pa­ka po­ja­wił się gry­mas uśmie­chu, zmie­nia­ją­cy twarz w maskę sza­leń­ca. – Ten świat po­trze­bu­je tylko jed­ne­go Boga. Po­trze­bu­je mnie!

Wę­dro­wiec cof­nął się, po­zo­sta­wia­jąc za sobą czar­ny całun pyłu. Chciał krzy­czeć, lecz dła­wił się po­pio­łem. Zanim na za­wsze roz­padł się w proch, jego nik­ną­ca świa­do­mość po­czu­ła jesz­cze, jak stru­ny wszech­świa­ta drga­ją i spla­ta­ją się w tym jed­nym punk­cie cza­so­prze­strze­ni. W cen­trum zda­rzeń. 

Koniec

Komentarze

Też zaciągnęłam się powietrzem w próżni;)

 

kolejna nieprawidłowy

Specjalnie?

 

Miało być zabawnie a wyszło opowiadanie grozy.

Rozsypujący się kandydat na boga niezłe;)

 

Fajne opowiadanie, wyłapałam kilka śmieszków. Nie wiem o co chodzi z nanobotami, bo tylko z Pingwinów z Madagaskaru znam to pojecie;/

Lożanka bezprenumeratowa

Co pęknęło? ← Co pękło?

kolejna nieprawidłowy wybór, ← literówka

Antynaukowość goni antynaukowość. Powodzenia. :)

Ambush, ja kojarzę nanoboty z Minionków, ale nie wytłumaczę ci o co w tym chodzi, bo jestem pisarzem, a nie inżynierem przecież. Miało być zabawnie, ale przy zaawansowanej nauce, to jednak zawsze trochę groźnie jest. Cieszę się, że się spodobało i dzięki za klika :)

 

Koala75, no antynaukowość musi być, bo przecież rusercz to podstawa! Dzięki.

Cóż, z moją wiedzą z zakresu nauk ścisłych, byłbym to w stanie kupić (tak w 90%). :P (Ostatnio walczę z futurystycznym tekstem i obawiam się, że będzie brzmiał… właśnie tak.) Ale eon przed zderzeniem i kalorie istnienia były dobre. XD

Jest bardzo dużo dziwnych sformułowań, jakby tryb grafomanii się włączył. Na przykład: 

mierzył go wzrokiem mechanicznych oczy

To celowo? Bo w mianowniku musiałyby być ,,ocza”, a może w tym świecie jest coś takiego. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, jeśli twój futurystyczny tekst będzie brzmiał właśnie tak, to z pewnością też go kupię w 90% ;)

Te ocza to babole przenikające do tekstu z równoległych rzeczywistości (zapomniałam uruchomić pole siłowe Firefoxa).

eon to, wg sjp, największa jednostka czasu w dziejach Ziemii. Eon dzieli się na ery. Czy taki właśnie eon miałeś na myśli w szóstym zdaniu tego …hmmm… dzieła ?

A ta "pintasekunda" to co za wynalazek ? Może by nam, ciemniakom, ktoś podał definicję tejjednostki ?

Jednak rekordowym dokonaniem Autora jest wzięcie głębokiego oddechu chłodnym KOSMICZNYM powietrzem. W PRÓŻNI ! BRAVO.Tutaj naprawdę zadziałała wyobraźnia. Czy niewiedza ?

SPW, wszystkie niezbędne definicje znajdziesz tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/31403

Cześć ośmiornica !!-!

 

Fajny tekst. Ale najbardziej mi się podobała druga jego część, kiedy wędrowiec pojawił się w barze i dodał narkotyk do szklanki chłopaka. Od tego momentu do końca było super. Wcześniej niestety nie kapowałem o co chodzi :)

 

pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Ok. Przeczytałem wskazane definicje. I nawet zrozumiałem. SORRY.

Podoba mi się!

Wiedziałem, że opowiadanie jest antynaukowe, ale gdyby pseudo-fachowy miszmasz nieprzystających terminów fizycznych, inżynierskich i Bóg wie jeszcze jakich innych trwał z taką samą intensywnością choćby akapit dłużej, to czytając ryzykowałbym psychosomatyczne zapalenie błędnika i pożegnanie z kolacją. Rzucałaś kostką nad słownikiem, przyznaj!

Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

Witam.

Świetne opowiadanie, dobrze się czytało. Zgrabne połączenie nauki i sensacji, jest też prawo, które sprawia, że Centrum Zdarzeń nie można zgładzić, coś jak prawo przy podróżach w czasie, które sprawia, że przeszłości nie można zmienić. Doskonałe wykorzystanie teorii strun i nanobotów.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

dawidiq150, nie martw się, ja początku tez nie kapowałam, za dużo tam było fizyki ;) Cieszę się, że końcówka podeszła.

SPW, spoko, fajnie, że wyłapałeś antynaukowe wstawki ;)

Tārāntarayātrī, 

Rzucałaś kostką nad słownikiem, przyznaj!

Masz mnie ^^

Dobrze, że opowiadanie krótkie i nie musiałeś wysłałeś mi rachunku za straconą kolację ;)

 

feniks103, cieszę się, że się podobało. 

Doskonałe wykorzystanie teorii strun i nanobotów.

No wiem, Ainsztain by się nie powstydził. ^^

Podoba mi się wymieszanie bzdur z poważnymi fragmentami. Dzięki temu trzeba samemu wyłapywać co, gdzie i jak. Choć w takim natężeniu nie było to trudne. Z drugiej strony, fizyka jest wewnętrznie spójna i spokojnie ktoś mógłby to na poważnie napisać. :))

No i przecież wiadomo, że w kosmosie powietrze jest lodowate, bo gwiazdy zabierają całe ciepło!

Przyjemne, rytmiczne opowiadanie, podobało mi się, miłego weekendu!

Mesembri, cieszę, że się podobało. Również miłego weekendu!

No, fajny, wypasiony naukowo tekst. Rzadko kto kusi się o używanie strun w fantastyce.

Ja to bym chciała mieć buty, które magazynują energię kinetyczną.

Babska logika rządzi!

Finkla, takie buty to nowszy model tych siedmiomilowych. Niestety ciężko je dostać, ale mogę ci załatwić rewolwer na antymaterię.

Hmmm. Tego to bym się bała w domu trzymać. Jeśli mechanizm izolujący antymaterię od materii zawiedzie, to Hiroszima wyglądałaby przy tym jak puszczenie bąka…

Babska logika rządzi!

No to potrzebny byłby solidny termos!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Tylko nie da się szybko użyć rewolweru trzymanego w termosie. I kabura robi się mocno nieporęczna. ;-)

Babska logika rządzi!

Taki rewolwer to wielka moc, a z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. To co? Dasz dyszkę, to załatwię.

A daj spokój, nie chcę z dopłatą. Mam już wystarczająco dużo odpowiedzialności.

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł i takież przedstawienie ciągu osobliwych zdarzeń. Opowiadanie zaciekawiło, wciągnęło i utrzymało uwagę do samego końca.

 

– Ee.. Ja?– Ee Ja?

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Ktoś, kto byłby gotów zabić za to, co tutaj po­wsta­je. → Zbędna półpauza – przed myśleniem nie stawiamy półpauzy.

 

– Nie, nie, NIE! – wrza­snął Wę­dro­wiec… → Umiał wrzeszczeć wielkimi literami?

A może: – Nie, nie, nie!!! – wrza­snął Wę­dro­wiec

 

– Na­no­bo­ty po­sia­da­ją ma­try­cę MOJEJ duszy. → Chłopak też umiał mówić wielkimi literami?

A może: – Na­no­bo­ty po­sia­da­ją ma­try­cę  m o j e j  duszy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, bardzo się cieszę, że opowiadanie zdołało zaciekawić. Dziękuje za przeczytanie, komentarz i łapankę.

Bardzo proszę, Ośmiornico. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej. Wędrowiec taki trochę mało rozgarnięty, że ot tak sobie wstrzymuje co popadnie, ale to tłumaczy jego poprzednie porażki;). Fajne opowiadanie dużo się dzieje i nie można się nudzić, na koniec opko zwalnia by podbudować napięcie przed finałem :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Widzę, że Elon niejednemu zalazł za skórę wink.

Interesujące, jak różnie można potraktować temat antynauki. W tym opowiadaniu zjawiska fizyczne sprowadzone są do totalnego absurdu “wciągnął głęboko w płuca chłodne kosmiczne powietrze.”, a pseudo-fachowe zlepki powodują pękanie oczu: “… pintasekundzie przed zderzeniem przekalibrował swoją masę w energię i wyskoczył z horyzontu zdarzeń”. U mnie w (betowanym) opowiadaniu bzety bardziej przypominają to, co naprawdę trafia się u w miarę poczytnych autorów, na przykład totalne niezrozumienie zjawiska skali i relacji odległości w przestrzeni kosmicznej. W przypadku tego konkursu obydwie konstrukcje shit-generatora wydają mi się słuszne, bo wytwarzają zamierzony efekt. Chyba najtrudniejsze w przypadku tej zabawy, jest niepopadnięcie w totalny rechot – tobie moim zdaniem się udało.

W komentarzach robię literówki.

Cześć ośmiornico!

 

Ciekawe opowiadanie. Jest dobrze nakreślony protagonista (Wędrowiec), oryginalny antagonista (Centrum Zdarzań), intrygujący motyw podróży (struny) i masa sympatycznych głupotek technologiczno-naukowych :)

 

Zakończenie dość przewidywalne, spodziewałem się, że Wędrowiec wstrzyknie sobie zawartość strzykawki i, że nie zadziała to zgodnie z jego założeniami. Generalnie chętnie poczytałbym nieco dłuższy tekst z tymi samymi bohaterami i w tej konwencji ponieważ czytało się bardzo dobrze, chociaż krótko :)

 

Opowiadanie zasługuje na bibliotekę, więc lecę klikać. 

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

 

Bardjaskier, cieszę się, że się spodobało, dzięki za odwiedziny i komentarz :)

NaN, pisząc, obawiałam się, że w ogóle nie będzie zabawnie. Mam nadzieję, że jednak choć trochę zdołałam rozbawić ;)

cezary_cezary, tekst musiał być krótki, bo jakbym wdawała się w szczegóły, to by się mogło jeszcze okazać, że nie do końca ogarniam tej całej fizyki :P Cieszę się, że się podobało i dziękuję za klika.

Cześć, 

przyznam, że na początku antynaukowość brzmiała dla mnie sztucznie, jakbyś próbowała ją wsadzić tam na siłę i za dużo, ale później historia wciągnęła, a i humor też bardziej zaskoczył. 

Stąd tekścik oceniam pozytywnie. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarz, cieszę się, że humor w końcu zaskoczył, dzięki za pozytywną ocenę ^^

Łomatko, ale ciężko się to czyta ;) W sensie, że czyta się świetnie i opowiadanie prowadzi do przodu naprawdę fajnie, ale te absurdy naukowe aż mnie bolą. Ale przecież o to w konkursie chodzi!

Oddech w kosmosie i kalorie są super, ale mój zdecydowanie ulubiony fragment to:

Każdy człowiek ma swoją indywidualną aurę, indywidualną energię, którą zdołałem uchwycić w cząstki różniczkowe. To, co widzisz, to owe cząstki właśnie; nasienie życia; iskra stworzenia; nuty przyszłości. […] To nanoboty, które potrafią przechować matrycę duszy i namnażając się, odwzorowywać ją w niezliczonych ilościach kopii.

No, aż boli!!!

Dzięki za bolesną lekturę wink

XXI century is a fucking failure!

Caern, konkurs dał mi możliwość wejścia w tryb bełkotu naukowego i chełpienia się moją antywiedzą, z czego z radością skorzystałam ;)

Dzięki za bolesną lekturę wink

Polecam się na przyszłość :D

Cześć!

 

Niezłe. Nie idziesz w absurd, a traktujesz sprawę nieco bardziej poważnie, a w końcówce bierzesz wręcz na warsztat poważniejsze tematy. Głupot i technobełkotu sporo, jak się ktoś nie zorientuje, to może wpaść w pułapkę.

Tekst zdecydowanie antynaukowy, dynamiczny, całkiem wciągający, mroczny i dystopijny. Klimat cyberpunkowy się udał. I nawet Elon się załapał, jedni go lubią, inni nie, ale skubany zdobył już przyczółek w popkulturze ;-)

wciągnął głęboko w płuca chłodne kosmiczne powietrze.

Kosmiczne klimaty zdecydowanie zdominowały konkurs :-)

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Przerażenie na jego twarzy odbiło się satysfakcją w oczach kierowcy.

Uff. Przekombinowane.

Na eon przed zderzeniem, [przecinek raczej zbędny] rozległ się huk.

No bardzo ciekawe, szczególnie opisy światów, te chmury i wieże. Sama śmierć klimatyczna i zabawna, ale trafił się też potężnie infodumpowy monolog. Mam wrażenie, że bardzo starannie odwzorowałaś światy, choć nie mają tak dużego znaczenia dla fabuły, a antagonista i jego świat nie zostali odpowiednio dopieszczeni.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

krar85 Obawiałam się, że tekst będzie zbyt poważny i zbyt mroczny, przez co bełkot naukowy nie zdoła rozbawić. Mam nadzieję, ze udało się to trochę zrównoważyć. Dzięki za komentarz i również powodzenia w konkursie!

 

GreasySmooth

Mam wrażenie, że bardzo starannie odwzorowałaś światy, choć nie mają tak dużego znaczenia dla fabuły, a antagonista i jego świat nie zostali odpowiednio dopieszczeni.

Chyba muszę przyznać ci rację. Trochę się zagalopowałam z tymi strunami, a mogłam bardziej przemyśleć bohaterów.

 

Anet dzięki :)

Świat kwantów i teoria strun są tak dziwaczne, że już nie wiem, czy Twoje opowiadanie jest znowu takie antynaukowe. A teorie o wieloświecie mówią, że wszystko właściwie jest możliwe. Przecież opowiadanie nie dzieje się w naszym świecie. No dobra, wiem, że ciężko jest oddychać powietrzem, będąc w próżni, ale z drugiej strony zdanie “Wędrowiec zawisł w próżni i wciągnął głęboko w płuca chłodne kosmiczne powietrze”, może być po prostu metaforą.

Podobało mi się. 

Bardzo ciekawe opowiadanie. I bardzo antynaukowe. Ale na szczęście nie przekombinowane i nie absurdalne. Początek może trochę zbyt ciężki, ale z drugiej strony struny i podróże aż proszą się o rozwinięcie. Druga część bardziej refleksyjna niż zabawna, ale nie traktowałabym tego jako złej strony opowiadania. No i duży plus za nanoboty. I jeszcze większy za przemiany energii (jak dla mnie najlepszy wątek). Trzymam kciuki :)

"Naucz ich żeby się nie bali. Strach przydaje się w niewielkich dawkach, ale kiedy towarzyszy ci stale, przytłacza, zaczyna podważać to kim jesteś i nie pozwala stwierdzić co jest służne a co nie."

AP 

Świat kwantów i teoria strun są tak dziwaczne, że już nie wiem, czy Twoje opowiadanie jest znowu takie antynaukowe.

Tez nic z tego nie rozumiem więc może istnieje cień szansy, że coś z tekstu jest możliwe ;)

Cieszę się, że się podobało, dzięki za komentarz.

 

Black Rose 

I jeszcze większy za przemiany energii (jak dla mnie najlepszy wątek).

Przedstawiłam naukowe podstawy butów siedmiomilowych, może w końcu pojawią się w masowej produkcji ^^

Dzięki i pozdrawiam.

Cześć,

 

Nie pierwsza antynaukowa farsa, której miejscem akcji jest przestrzeń kosmiczna. Przyznam szczerze, że gdzieś do połowy tekstu ciężko było mi się wdrożyć i zrozumieć przesłanie, ale potem wszystko stało się bardziej klarowne. No i dobra, rozstrzygająca końcówka, zahaczająca o horror. Antynaukowych tez i teorii jest tu z pewnością pod dostatkiem. Długimi fragmentami opowiadanie ma charakter suchej relacji, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Powodzenia.

 

Pozdrawiam

Super opowiadanie, dobrze się bawiłem. Barwne opisy i porównania do tego ciekawe antynaukowe motywy.

 

Wędrowiec aktywował w oku rachunek prawdopodobieństwa, aby zwiększyć celność strzału. Wymierzył, wstrzymał oddech i… Potężne wyładowanie trafiło w wieżę tuż obok niego. Zanim spopieliła go wściekła elektryczność, wyskoczył poza obręb rzeczywistości.

heart

grzelulukas, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Bardzo się cieszę, że się spodobało <3

Nowa Fantastyka