– Ej, chodźcie tu wszyscy, za dziesięć minut cofamy czas! – darł się z dołu pijany Mick Jagger.
Ubrany w nieco za duży biały golf wyglądał komicznie, zwłaszcza, że lider Rolling Stonesów raczej nie posiadał wyraźnie zarysowanego pod swetrem brzuszka. Zdecydowanie późny Elvis, w tej roli wypadłby dobrze, oceniła Pola, sama przebrana za Brigitte Bardot. Jej krótka, czerwona sukienka ładnie kontrastowała z dopasowaną w talii czarną bluzką z małym, zaokrąglonym kołnierzykiem i była pewna, że gdyby w auli instytutu pojawił się prawdziwy Alain Delon, wykrzyknąłby na jej widok to swoje francuskie ouh la la! No chyba, że zaniemówiłby z wrażenia.
Kolorowy tłum, przebrany w mniej lub bardziej nawiązujące do ówczesnej mody stroje, bawił się w najlepsze przy dźwiękach muzyki z lat sześćdziesiątych. Nie ma co, udał im się wieczór. To jednak był dobry pomysł, by zorganizować imprezę firmową, zamiast szukać towarzystwa w zatłoczonym mieście. O ile w ogóle znaleźliby jakieś miejsce.
W sobotni wieczór ludzie wypełniali bary i dyskoteki, bawiąc się do rana przy oldskulowej muzyce. Czasami królowały klimaty sprzed góra dwudziestu lat, ale można sobie było wybrać właściwie każdą epokę, bo nawet amatorzy chorału gregoriańskiego mogli wyszukać w internecie coś dla siebie. Już od tygodnia sklepy i stacje benzynowe pełne były banerów z hasłem: „Cofamy czas – cofamy ceny” i gdyby przeprowadzić ankietę dotyczącą plusów zmiany czasu w ostatni weekend października, większość respondentów z pewnością wskazałaby właśnie na stosunkowo młodą tradycję masowego świętowania tej raczej ponurej okazji. Niezadowolone były chyba tylko dzieciaki – nowe święto z roku na rok zyskiwało na popularności, wypierając Halloween.
Aż podskoczyła, gdy poczuła czyjąś dłoń na swojej pupie.
Na szczęście to był Adam, jej Adam. Choć tej nocy wyglądał jak skrzyżowanie Cybulskiego z Jeanem-Paulem Sartre`em. W śmiesznie grubych oprawkach okularów i czarnej peruce prezentował się nieco zabawnie, ale i tak emanował tą swoją piekielną mieszanką uroku i intelektu, która kiedyś wysadziła w powietrze całą jej pewność siebie, razem z wiarą, że faceci to samo zło.
– Wiesz, Polka, mam dla ciebie świąteczną niespodziankę – powiedział, zbliżając twarz do jej ucha. – Pójdziesz ze mną na górę?
– Hmmm, daj pomyśleć – udała wahanie. – A nie wykorzystasz mnie, kiedy będziemy sami?
– No co ty, jaaa? – oburzył się niemal teatralnie, marszcząc śmiesznie nos, jakby poczuł się dotknięty jej insynuacją.
– To nie idę, nie ma po co. Myślałam, że będziesz się ze mną kochał aż po kres czasu. A przynajmniej, letniego czasu – parsknęła śmiechem, bo do trzeciej zostało może z pięć minut.
– Chodź, mam dla ciebie coś wyjątkowego, nie pożałujesz – powiedział poważnie, ignorując zaczepkę.
“Czyżby jej szalony naukowiec nagle postanowił się oświadczyć”, pomyślała zaintrygowana. Takie romantyczne gesty dotąd nie leżały w jego naturze. Chociaż… Znając jej zamiłowanie do klimatów lat sześćdziesiątych, stoczył prawdziwy bój z grupą instytutowych fanów Mettaliki, żeby dzisiejsza noc przypadła jej do gustu. Ewidentnie się dla niej postarał, kochany wariat!
– Dostałeś sprawdzoną wiadomość, że nadciąga koniec świata? – próbowała go jakoś wybadać.
– Kto wie, od dwóch dni leje bez przerwy, całe szczęście, że ulokowaliśmy nasz instytut na górze. Może jesteśmy ostatnimi homo sapiens pod Kielcami?
– Topinambur – zaryzykowała słowny kalambur. Całkiem udany, bo przecież budynek w którym się znajdowali, mieścił się pośród lasów.
– No właśnie, ciemno, zimno i mokro, dlatego pomyślałem, ze może chciałabyś się stąd wyrwać. No chodź – dodał, ciągnąc dziewczynę za rękę.
– Ale dokąd, Adam, w taką pogodę? Zwariowałeś?
– Obiecuję, że ani jedna kropla deszczu nie kapnie na twoją sześćdziesięcioletnią fryzurę, Bardotko. A wycieczka raczej ci się spodoba, zobaczysz. Bo tak naprawdę cały dzisiejszy wieczór był tylko wstępem do tego, co przygotowałem specjalnie dla ciebie – mówił z przejęciem, wyraźnie dumny z siebie.
Niewielkie pomieszczenie, w którym ekipy sprzątające trzymały swój sprzęt,cieszył się tej nocy sporym wzięciem, bo kiedy zapalili światło, zobaczyli na stole puste kieliszki i wściekle zielony szal – boa, który bardziej nadawałby się do chyba do ozdobienia choinki niż damskiej kreacji.
– Nasi tu byli – stwierdziła Pola. – I pewnie zaraz ktoś znów nas odwiedzi. Ale okej, powiedz wreszcie, co kombinujesz, mój filozofie.
Adam chwycił dziewczynę za obie dłonie i stał teraz blisko niej, twarzą w twarz, jakby właśnie kręcili jakiś trzeciorzędny romans. Wyraźnie nie potrafił ukryć zdenerwowania.
– No, wyrzuć to w końcu z siebie, żenimy się czy rozstajemy? Jeśli to drugie, to daj mi chwilę, skoczę po nalepki „ostrożnie, nie rzucać” – próbowała żartować, ale i jej udzielił się dziwny nastrój mężczyzny.
– Eeee… Dobra, już mówię. Ale, po pierwsze: Co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas, tak? Wszystko co ci powiem i co się wydarzy jest tylko dla ciebie i nie piśniesz ani słowa, nikomu. Obiecujesz?
Kiwnęła głową, żeby w końcu zaczął mówić.
– Pola, wiem jak to zabrzmi, ale zabieram cię w lata sześćdziesiąte. Prawdziwe, nie takie, jak to tutaj – machnął dłonią w stronę auli. – Mały, krótki rekonesans, a potem wracamy i bawimy się, jak gdyby nigdy nic, łapiesz?
Roześmiałaby się, gdyby… No właśnie, gdyby ta propozycja padła od kogoś innego, puknęłaby się palcem w czoło, ale Adam z pewnością nie był pod wpływem narkotyków i przynajmniej pół godziny temu był zupełnie normalny. No i jak coś mówił, to dotrzymywał słowa. Na bank.
– Chcesz powiedzieć, że wynaleźliśmy w instytucie wehikuł czasu i zapomniałeś mnie o tym poinformować? – zaczęła dosyć spokojnie.
– Nie wynaleźliśmy niczego, ale powiedzmy, że zaczynamy testować nową technologię, która przypadkiem wpadła nam w ręce i z oczywistych względów nie wolno mi było o tym mówić – westchnął. – Dlatego nie możesz potem nikomu powiedzieć nawet słowa.
– Ale jak w lata sześćdziesiąte? Bez pieniędzy i dokumentów? Nikogo to nie zdziwi? Policja nas nie zgarnie, ponieważ formalnie nawet jeszcze się nie urodziliśmy? – dociekała zszokowana.
– Nie zgarnie, no chyba że zdecydowalibyśmy się na ZSRR, ale mam lepszy pomysł, więc po prostu zachowuj się naturalnie i udawaj, że jesteś u siebie, tyle. A gdyby coś się działo, wrócimy tutaj w ułamku sekundy, już to sprawdzałem.
– Zaraz, mam rozumieć, że podróżowałeś w czasie? – spojrzała groźnie na mężczyznę.
– Raz czy dwa, musiałem się przekonać, że to bezpieczne, zanim zaproszę i ciebie – odparł. – Obiecuję, że wszystko ci potem wyjaśnię, ale robi się późno i albo lecimy teraz, albo nie było rozmowy i zapominamy o całej sprawie, ok?
– Zbywasz mnie, Adam – parsknęła zagniewana.
– Nie, ani trochę, tylko czy nie moglibyśmy się dalej sprzeczać po powrocie? Bo wiesz, zegar tyka – wskazał palcem na swój wypasiony smartwatch z milionem funkcji, wśród których chyba jednak nie było staromodnego tykania.
– Tak, z takim zegarkiem na pewno nie zwrócisz na siebie uwagi w tamtych czasach, mój ty geniuszu.
– Nie zwrócę, bo właśnie go miałem zdejmować i ty też sprawdź, czy nie masz czegoś podejrzanego. No wiesz, głupie dziesięć groszy z 2020 roku mogłoby tam trafić na pierwsze strony gazet…
– Jeśli o mnie chodzi, moje przebranie jest perfekcyjne w każdym szczególe. Nawet bieliznę mam w oryginale, z babcinej szafy – zachichotała. – Dobrze już, nie traćmy czasu. To gdzie ten wehikuł?
Adam poklepał się po kieszeni.
– Tutaj. To bardzo mały, dosłownie kieszonkowy wehikuł.
Pogmerał chwilę i pokazał jej dwie małe, niepozorne pigułki.
– Połykasz i nawet nie trzeba popijać. A po minucie jesteś daleko stąd. Pod każdym względem.
Pola podrapała się po brodzie.
– Dobra, a skąd ta mądra piguła wie, dokąd mamy zamiar wyskoczyć, co? Czy nie rzuci nas prosto w środek stada mięsożernych dinozaurów?
– Spokojnie, pigułka jest kobietą. Wie wszystko. Potem ci to dokładniej przedstawię. – Pomyślał, że lepiej nie opowiadać dziewczynie, że w istocie za chwilę połkną po jednym nanoreaktorze, mającym za zadanie rozbić ich ciała na pojedyncze atomy, rzucić we wspólny punkt czasoprzestrzeni a potem, poskładać z powrotem do kupy co do jednego wiązania. To mogło być, delikatnie mówiąc, zniechęcające. – Po prostu, uwierz, w końcu jestem inżynierem i mam wobec ciebie poważne plany na przyszłość, na tyle poważne, że nie dam ci się zgubić w przeszłości. Jesteś gotowa?
– Tak, o ile zdejmiesz ten cholerny zegarek.
– No tak, proszę bardzo. To co? Łykamy i spadamy? Na trzy?
Zebrany na dole tłum głośno odliczał kolejne uderzenia bijącego zegara: Raz! Dwa! Trzy!
Pigułka nie miała smaku.
Miasto było dziwne. Facet, który otrąbił ich z pędzącego w szalonym tempie garbusa, zdążył przez otwartą w drzwiach szybę rzucić głośne Idiot. Zignorowała go, nie będąc pewną, czy w dawnych czasach używało się już wyprostowanego, środkowego palca, czy może jednak był to nowszy wynalazek. Tak jak kultura u kierowców. Najważniejsze, że Adam był tuż obok.
– Wszystko dobrze, Pola – zapytał.
Kiwnęła głową. Wszystko było dobrze. Czuła w powietrzu przyjemną świeżość. Musieli być blisko rzeki, a może morza. Przejeżdżające obok nich samochody były, wszystkie bez wyjątku, stare. Jeśli Adam ją wkręca, musiałby zorganizować cały ogromny zlot oldtimerów. Chwyciła go za dłoń.
– To dokąd mnie zabrałeś? Powiesz wreszcie?
Adam przecząco pokręcił głową.
– Jestem spokojny o to, że niedługo się domyślisz, skoro lata sześćdziesiąte to naprawdę twoje hobby – odparł. – Zresztą odpowiedź jest tuż za rogiem.
Zauważyła na ceglanym murze tabliczkę z nazwą ulicy. Grosse Freiheit. Wielka wolność, tyle umiała z niemieckiego. Czyli Niemcy. Za dużo świateł jak na te wschodnie. Berlin, a może Wiedeń, analizowała, omijając niewielkie kałuże. Tu też niedawno musiało popadać.
Za rogiem było dużo kolorowych neonów, pod nimi, jeszcze więcej, hmmm… sex workerek, poprawiła szybko w myślach, wyrzucając słowo „dziwka”. Starych, młodych, pijanych, ładnych i brzydkich kobiet chyba z całego świata. Wszystko tu było tandetne jak jaskrawy makijaż tych dam.
Niektóre domy nosiły wciąż wyraźne ślady bombardowań – dotkliwych ran poukrywanych za krzykliwymi tablicami reklamującymi Sex – Paradise i tani alkohol. Ile lat mogło być po wojnie? Paręnaście? W spojrzeniach mijanych ludzi nie było beztroski, zrobiło się jakoś chłodniej. To na pewno nie było dobre miejsce, na pewno nie w środku nocy. Wtuliła się mocniej w Adama.
Reeperbahn, odczytała na jednej ze ścian. Brzmiało zimno jak stal. Nie chciała tu być. Za nic.
– To tutaj, jesteśmy na miejscu. – Głos Adama rozproszył ponure myśli. – Witaj w Top Ten Club. Zobaczysz, że było warto – dodał, jakby odgadując jej myśli.
Zobaczyć nie było łatwo, bo kiedy weszli do środka, dało się zauważyć, że miejscowa atmosfera składała się w przeważającej części z tytoniowego dymu. Dymu i głośnej muzyki. I tłumu spoconych ludzi. W większości ignorujących to, co się działo na niewielkiej scenie. Miała wrażenie, że wszyscy gapili się wyłącznie na nią. Nie miała najmniejszej ochoty na jakiś podryw po niemiecku. Co to, to nie.
– Adam, dlaczego mnie tu zabrałeś? – Miała nadzieję, że w jej głosie usłyszy wystarczającą dozę pretensji. W gardle drapało ją od dymu, a wszędobylska woń piwa też nie należała do jej ulubionej palety zapachów.
Ale mężczyzna tylko się uśmiechnął.
– Odpręż się Pola. Posłuchaj muzyki, bo warto.
Tylko, że nie przepadała za takim prymitywnym rock and roll`em. Występujący na scenie muzycy z pewnością nie byli wirtuozami. Kawałek ciągnął się niemiłosiernie, znała chyba ten standard, ale faceci ewidentnie nie potrafili, albo nie chcieli go skończyć. Solówka ciągnęła się za solówką już od dziesięciu minut. Choć musiała przyznać, że przynajmniej wokal był dobry.
– Co to za zespół? – zapytała, przekrzykując hałas.
– Ty mi powiedz. – Adam najwyraźniej bawił się jej zdegustowaniem.
Wspięła się na palce, żeby zobaczyć cokolwiek. A potem podeszła bliżej.
Serce biło jej coraz mocniej. “Jak mogłaś aż tak nie skojarzyć, głupia cipo”, pomyślała o sobie.
Teraz widzieli się nawzajem. Ona i oni.
Muzycy nagle przestali grać. Ubrany w skórzaną kurtkę gitarzysta ukłonił się jej zamiatając dłonią parkiet jak najprawdziwszy muszkieter .
– Hej ludzie, mała przerwa, bo odwiedziła nas prawdopodobnie najpiękniejsza kobieta Hamburga i całego świata – zawołał po angielsku. – Zakochałem się i muszę się napić.
Zarumieniła się. Dobrze, że tego nie było widać w półmroku.
– Hej Paul – zagadał do kolegi z zespołu – To musi być anioł albo przynajmniej prawdziwa dama, nie jak te wszystkie tanie Volksvagin z Sankt Pauli – wołał dalej, podchodząc do niej.
Zmieszana, cofnęła się o krok. Adam stał za nią z kpiącą miną. Chwycił jej dłoń.
– Stu, co myślisz? Chyba ładniejsza od twojej Astrid, co? – dopytywał zawstydzonego całą sytuacją basisty.
– A street? Masz całą ulicę dziewczyn? – odezwał się w końcu Adam. Wypadło to nawet przekonująco.
John Lennon ryknął niepohamowanym śmiechem i wskazał dłonią długowłosą blondynkę przy barze. Sączyła piwo, wtulona w dobrze już wstawionego faceta w czarnym golfie. Rzeczywiście była ładna. Nie tylko na tle kobiet przebywających w lokalu.
– Stu, słyszałeś, zadajesz się z ulicznicą. Chodzisz z a street – rechotał przez dłuższą chwilę. – Astrid to prawdziwie artystyczna dusza, robi nam zdjęcia, bardzo dobre zdjęcia. Myślę, że tylko ona z nas kiedyś będzie sławna. Pewnie i teraz ma ze sobą aparat. Chodź, chcę mieć z tobą pamiątkę z dzisiejszego wieczoru. Nigdy tu ciebie nie widziałem. Jestem John, ten obok to George, tam jest nasz perkusista Pete, czegokolwiek by nie robił, zawsze jest najlepszy. Ten z gitarą to Paul. A ty, jak masz na imię i co robisz w Hamburgu?
– Pola z Polski – odpowiedziała zmieszana, bo nieco dziwnie to brzmiało. Jakby była Anglą z Anglii. Spojrzała niepewnie na wyraźnie rozbawionego Adama.
– Ja jestem John i ożenię się z tobą za jednego buziaka – zadeklarował, zbliżając usta do jej twarzy.
– Ej, powoli kolego, ona jest ze mną – zaprotestował Adam. – Zwolnij trochę i zapamiętaj: All you need is slow! To ma być tylko zdjęcie.
Lennon uniósł dłoń w przepraszającym geście.
– Dobrze, już dobrze. Wiem, że nie chciałaby się zadawać z takim przegrywem jak ja.
Stanęli na tle baru. Pola, John, George i Stu. McCartney I perkusista Best, poszli po piwo.
– Pola zamiast Paula – dowcipkował Lennon. – Jeśli o mnie chodzi, podoba mi się ta zmiana. Nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny.
To może powinniście go nazwać Paul-exit? – wtrącił Adam.
– Funny – rzucił bez przekonania Lennon.
Widać było, że Astrid nie słyszała o selfie. Ustawiała ich kilka minut, jakby szczególnie zależało jej, żeby zdjęcie dobrze wyszło. W końcu mruknęła aprobująco.
– Miałam trochę słabe światło, ale te pasma papierosowego dymu snującego się w powietrzu mogą dać nadspodziewanie ciekawy efekt – powiedziała w końcu, zadowolona. – Obrobię to na jutro. Przyjdziesz wieczorem? – zwróciła się do Poli.
– Nie wiem, chciałabym bardzo…
Astrid spojrzała na nią badawczo, jakby wyczuwając w jej głosie smutek.
Adam objął dziewczynę, wskazując palcem na przegub dłoń, gdzie tym razem nie było zegarka.
– Pola, przepraszam, musimy iść, jutro wcześniej wstaję do pracy. Zaraz trzecia.
– Jesteś jakimś zasranym Kopciuszkiem?– roześmiał się John.
– Jestem zasranym pracownikiem biurowym i wywalą mnie na bruk, jak tylko się spóźnię. Życie to nie zawsze rock and roll, bracie.
– Akurat ja wiem o tym dużo. Zdzieramy co wieczór gardła za marne grosze i prędzej się tutaj rozpiję, niż zdobędę jakiś kontrakt płytowy.
– Myślę, że macie szansę na jedno i drugie, naprawdę nieźle gracie.
– Nieźle? – oburzył się George. – Jesteśmy najlepsi na świecie. Najlepsi!
– Widziałem was ze dwa lata temu w Liverpoolu w The Cavern, chyba jeszcze bez Paula, już wtedy byliście dobrzy, ale dzisiaj naprawdę spadły mi buty, nie słyszałem zespołu z taką energią…
Harrison wrzasnął jak opętany.
– Hej, pipole, to nasz wielki dzień. Wreszcie spotkałem kogoś, kto był dwa razy na naszym występie i nie chce zwrotu pieniędzy! Mamy fana!
– Za to się chętnie napiję – zawołał Lennon. – Masz piękną dziewczynę, pilnuj jej dobrze, choć niestety dla mnie, widać, że cię kocha.
– Nawet nie wiesz, jak miło było usłyszeć to „she loves you” właśnie od ciebie, John… – Machnął dłonią w pożegnalnym geście reszcie chłopaków – See you, guys, może się jeszcze kiedyś spotkamy.
– Kurcze, chciałabym to zdjęcie. I miałeś rację, to była niesamowita wyprawa – powiedziała Pola, gdy wyszli z klubu. – Dziękuję za tę noc.
– Cóż, nie każda kobieta może powiedzieć, że John Lennon proponował jej małżeństwo – zaśmiał się Adam. – Ale ze zdjęciami nie da się niczego zrobić. Po prostu, żadna rzecz stąd nie wróci z nami do naszych czasów, nawet gdyby ją schować do kieszeni. To tak nie działa. Nawet gdybyś się z kimś zamieniła na ubranie, powrócisz w tym samym, w którym byłaś w instytucie.
Przeszli za róg i znowu byli u siebie. Zielone boa leżało na stole. Ktoś głośno załomotał w drzwi.
– Cud! To cud! Była trzecia, jest druga, można pić godzinę dłużej. Chodźcie się napić, wszyscy! – zawołał czyjś zaaferowany głos.
*
Dwa dni po i sześćdziesiąt dwa lata przed.
Zdjęcia Astrid Kirchherr były genialne. Wyluzowani młodzi Beatlesi kontrastowali z subtelną blondynką o wielkich, smutnych oczach. W tle unosiły się pasemka tytoniowego dymu, nadając całości irracjonalny klimat.
Nie wzięła za nie ani marki, za to postarała się o autografy całej piątki. Dopisek Johna z całą pewnością spowodowałby kolejny rumieniec u Poli, gdyby go mogła przeczytać. Faktem jest, że od tamtego wieczora zaczął pisać więcej i coraz lepiej. Słów i piosenek.
Gdyby Astrid za niespełna dwa lata po tym spotkaniu zechciała kasować po choćby pięćdziesiąt fenigów od każdego mężczyzny na świecie, który nosił wymyśloną przez nią dla The Beatles fryzurę, stałaby się w parę miesięcy milionerką.
Sztuka jest potęgą.
*
Cztery dni po i sześćdziesiąt dwa lata przed.
Młody mężczyzna w grubych, dodających powagi okularach, wszedł do siedziby Deutsche Bank przy Speersort 10 w Hamburgu. Bez najmniejszych kłopotów otworzył sobie konto, wpłacił pięćset marek, po czym poprosił o udostępnienie niewielkiej skrytki bankowej, w której umieścił zaklejoną kopertę, płacąc z góry za sześćdziesiąt cztery lata. Kiedy urzędnik, najwyraźniej zdumiony zadeklarowaniem tak długiego terminu przechowywania depozytu, pytająco spojrzał na mężczyznę, ten bez wahania wyjaśnił.
– Wie pan, jestem z Polski. Cholera wie, kiedy znowu dostanę paszport.
mi eście.
spacja
Jean-Paul Sartre`m.
Jeanem-Paulem Sartre'em » właściwa odmiana francuskiego nazwiska.
Helloween.
Halloween.
To takie tam drobiażdżki… Pomysł ciekawy, ale moim zdaniem niedopracowany. Za dużo
“królików z kapelusza”. No i ten twist końcowy:
Wie pan, jestem z Polski. Cholera wie, kiedy znowu dostanę paszport.
Mimo tego, że dotyczy innego czasu, to czytamy teraz i brzmi nieco niezręcznie. Jak kawał z brodą.
dum spiro spero
dziękuję bardzo, poprawione. Kawał z brodą zostawię do przemyślenia.
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Witaj po długiej nieobecności.
Miewasz za dużo spacji i paskudne odstępy przed przecinkiem. Jak tu:
Kolorowy tłum , przebrany w mniej
To jednak był dobry pomysł, zorganizować imprezę firmową, zamiast szukać towarzystwa w zatłoczonym mieście.
Brakuje mi tu czegoś. Albo by zorganizować, albo zorganizowanie imprezy.
do jej ucha
Kropka po uchu.
Nie, to nie idę, nie ma po co
Może wywal pierwsze nie, bo się powtarza.
Czyżby jej szalony naukowiec nagle postanowił się oświadczyć, pomyślała zaintrygowana.
Jak dla mnie to skoro to ona myśli to powinno być zapisane jak myśl i pisane w pierwszej osobie.
Kto wie, od dwóch dni leje bez przerwy, całe szczęście, że ulokowaliśmy nasz instytut na górze, bo może jesteśmy ostatnimi homo sapiens pod Kielcami?
Rozbiłabym to na dwa zdania.
chyba tej nocy cieszył się sporym wzięciem,
Wolałabym: cieszył się tej nocy sporym wzięciem.
pomyślał, że lepiej nie opowiadać dziewczynie, że w istocie za chwilę połkną po jednym nanoreaktorze, mającym za zadanie rozbić ich ciała na pojedyncze atomy, rzucić we wspólny punkt czasoprzestrzeni a potem, poskładać z powrotem do kupy co do jednego wiązania.
Pomyślał z dużej.
Jak mogłaś aż tak nie skojarzyć, głupia cipo, pomyślała o sobie.
Zaznacz myśl.
Fajny pomysł. Zwłaszcza dla wielbicieli czwórki z Liverpoolu.
Lożanka bezprenumeratowa
Witaj.
Opowiadanie dość ciekawe, dobrze się czytało. Pomysł na podróże w czasie oryginalny, ale moim zdaniem nie dopracowany. No bo jak wyznaczyć punkt czasu, do którego mamy trafić za pomocą połkniętej pastylki? No i jeżeli dobrze zrozumiałem, to jeszcze do innego miejsca na świecie? Myślałem też, że fakt, że akcja dzieje się tuż przed zmianą czasu na zimowy będzie miała jakieś znaczenie dla fabuły, spowoduje jakieś komplikacje przy powrocie. Okazało się, że to mylny trop. Mimo wszystko jednak jakieś skutki takich podróży są przedstawione, jak ten z niemożnością zabrania z przeszłości żadnych przedmiotów. No i piszesz o artystach, trudnych początkach zespołu The Beatles chyba, a ja lubię słuchać tekstów, o, nie wiem jak to się fachowo nazywa, problemach i rozterkach artystów, takich odautorskich, jak zaczynali, przez co musieli przechodzić, aby być tam, gdzie są.
Kawał z brodą przemyślałem, oby nie stał się proroczy.
Pozdrawiam.
Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
CBŚ zapytało by jeszcze skąd magik miał 40.000,– DEM na konszachty z bankiem, skoro
owej waluty od lat nie ma w obiegu… Taki był koszt owych operacji, plus parę DEM na drinki.
To jeden z owych ‘królików z kapelusza’…
dum spiro spero
Fascynator,
1.) Zaledwie 500 DEM, rozmowa w banku odbyła się po 10 rano, w piątek, 14 lipca 1961 roku. Deutsche Mark jak najbardziej była w obiegu w całym Hamburgu.
2.) W “Top Ten Club” nie zakupili żadnego drinka. Ale mogli.
3.) Nasz bohater nie mógł się zaopatrzyć w niemiecką walutę w 2023 roku i zabrać jej do przeszłości, fakt. Mógł, na przykład, włożyć do kieszeni parę cennych kolczyków po babci, sprzedać je w 1961 roku w hamburskim lombardzie za 500 DEM i zabrać gotówkę do banku. Jeśli uwzględnimy, że do naszych czasów powraca się co do atomu w stanie, w jakim następuje skok w przeszłość, kolczyki sprzedane w Hamburgu znajdują się ponownie w kieszeni. Taka mała dziura budżetowa. :) Między innymi dlatego podróże w czasie podlegają ścisłym regulacjom.
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Heh, dlatego wzmiankowane “króliki”…
Nie “zaledwie” – 500 DEM to tylko wpłacona gotówka, wynajęcie niewielkiej skrytki bankowej
na okres sześćdziesięciu czterech lat (wtedy 600 DEM rocznie) to kolejne 38 400 DEM plus
trochę drobnych na ‘bywanie’ i taxi… I wychodzi jak wyszło… Ale w końcu to s-f…
Edit
Jeśli uwzględnimy, że do naszych czasów powraca się co do atomu w stanie, w jakim następuje skok w przeszłość
I tu się nowy króliczek lęgnie… Włazimy z butami w najsubtelniejsze rejony fizyki. Nie da się wrócić
co do atomu i kwantu energii. Nasz organizm nieustannie niszczy stare komórki, produkuje nowe
i to niekoniecznie identyczne… W mózgu też nieustannie iskrzy i nigdy nie jest tak samo jak było.
Gdybyż jednak zaangażować jakiegoś wujka – typu Aldi albo Rossman – który w porywie dobrego
serca założył biednemu krewnemu z Polski lokatę w Deutsche Bank w Hamburgu na drobne sto
tysięcy marek problem byłby rozwiązany? Byłby. Bez liczenia atomów…
PS – polecam wszystkim “Koniec wieczności” Asimova, stare ale jare zabawy z czasem…
dum spiro spero
Fascynator,
600DM rocznie za skrytkę w 1961 roku? Jakieś źródło? Czy z kapelusza, zamiast króliczka? :)
No i te opłaty zapewne zmieniały się na przestrzeni lat, więc trudno o jakieś uśrednienie.
Nie, żeby to był jakiś zarzut wobec Ciebie. Mam świadomość, że moje opowiadanie nie należy do szczególnie dopracowanych. Pisane szybko, taki przerywnik w mojej pracy. Następne będzie (?) lepsze.
Dziękuję za cenne uwagi, naprawdę!
feniks103,
dziękuję za przeczytanie. Rzeczywiście, aż się prosi, żeby wykorzystać motyw zmiany czasu, może w kolejnej wersji? Myślę, że problemy paszportowe jeszcze przez jakiś czas nam nie grożą. W opisywanym czasie dokładnie po miesiącu ruszyła budowa Muru Berlińskiego, skazując całe pokolenie na pozbawienie wolności. Mimo wszystko wolę nasze czasy.
Ambush,
Dzień dobry ponownie.
Masz rację. :/ Te spacje to mój koszmar, zatrudnienie zacin ającej się klawiatury z epoki, to nie był dobry pomysł. Obiecuję poprawę wszystkich spacji, przecinków i kropek. Uwzględniłem Twoje wszystkie sugestie. Dziękuję Ci bardzo!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Jakieś źródło? Czy z kapelusza,
Heh, ‘źródeł ci w necie dostatek’… No i ceny raczej rosną niż maleją – obecnie do kilku tysięcy
euro czy CHF a w Polsce do kilkunastu tysięcy zlp… Nie wchodzi się też do banku (i nie wchodziło)
jak do saloonu: skrytkę rraz! heh. Na skrytkę się czeka, czasami długo. Życie to nie film amerykański.
Popyt jest dużo większy (skąd ludzie maja tyle kopert, hehe) niż podaż…
Perfectus usus facit – więc powodzenia.
dum spiro spero
Cześć, Andyql!
To ja, Twój piątkowy dyżurny!
Podobało mi się! Bardzo fajnie napisane (za wyjątkiem tych przeklętych spacji – widzę, że już Ambush zwróciła na to uwagę – nie wiem w czym piszesz, ale przykładowo w Wordzie możesz wyświetlić znaki niewidoczne i w ten sposób sprawdzić co gdzie nie zagrało – pewnie inne programy też mają takie funkcjonalności).
Dialogi według mnie wyszły całkiem spoko – musiałeś się dodatkowo nagimnastykować, żeby wpleść w dialog pisany po polsku angielskie gry słów/żarty. Imo, wyszedłeś z tarczą, bo zrobiłeś przy tym fajną mieszankę miejsc/języków → jesteśmy w Polsce, przeskakujemy do Niemiec, gdzie gra angielska kapela. Uważam, że to zadziałało, nawet jeśli miało być tylko wiernym odwzorowaniem historii.
Jako osoba posiadająca alergię na obcojęzyczne tytuły w polskiej literaturze, chciałem Ci pocisnąć, że taki tytuł musi mieć jakieś zagnieżdżenie w treści. Niestety nie mogę Ci pocisnąć, bo faktycznie je ma.
Musiałem chwilę pokminić co i jak z końcówką, ale ostatecznie jestem przekonany.
Końcówka choć z twistem, to jednak jakoś tak najmniej mi zagrała. Zastanawiam się, czy nie dlatego, że przez większość tekstu zwyczajnie nie wiedziałem do czego konkretnego dążymy – jest parka, która podróżuje w czasie, bo facet chce zrobić prezent dziewczynie. No ok – ale co z tego wyniknie? To chyba mój największy zarzut – w trakcie nie wiedziałem do czego chcemy w ogóle zabrnąć, stąd może koniec nie wybrzmiał dla mnie tak, jak powinien.
W kwestie SF nie będę wchodził, bo ograniczyłeś się do minimum z wyjaśnieniami – pójdę więc rozumowaniem, że to nie tyle Science-Fiction, co bardziej Science-Fantasy ;)
Pozdrawiam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Panie Krokus-ie!
Cóż, bardzo jestem zadowolony z Twojej recenzji, serdecznie dziękuję!
Co do – słusznych, oczywiście – zarzutów, to trochę się ich spodziewałem i w sumie, nie sposób ich było uniknąć. No bo tak: Bardzo chciałem jeszcze w tym roku napisać jakieś opowiadanie :) Ale, że nie było czasu i nie wymyśliłem niczego sensownego, użyłem nowego rozdziału większej całości, nad którą parę lat siedzę (bardziej siedzę, niż piszę :/ ) i “sprzedałem” Wam jako opowiadanie. Co naturalnie ma sporo wad, bo nie wyjaśniam, skąd się wzięły piguły i co było dalej. Czyli, to złe opowiadanie jest, bo nie zapewnia czytelnikowi “spełnienia”. Obiecuję poprawę. Prawdziwe opowiadanie od A do Z. W którym pojawią się krokusy. :)
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Hej.
Mechanizm działania piguły łatwo wytłumaczyć, wpadłem na to pięć minut po napisaniu komentarza, ale zabrakło czasu, że by napisać kolejny komentarz. To, jak daleko mamy się cofnąć w czasie, może zależeć od ilości substancji czynnej, natomiast inne miejsce na świecie łatwo można osiągnąć dodając odpowiednią ilość dodatkowego składnika. Tylko że każda piguła musiała by być, w zasadzie, inna. Czy dobrze kombinuję?:)
Pozdrawiam.
audaces fortuna iuvat
feniks103,
rzecz nie jest warta kombinowania. :) Myślę, że w takiej sytuacji musielibyśmy jeszcze uwzględnić wagę osoby używającej piguły. Ja sobie wymyśliłem, że specyfik pochodzący z dalekiej przyszłości jest tak zaawansowany technologicznie, że reaguje na sterowanie “myślowe” – myślisz sobie, chcę być tu i tu, w roku, w dniu, o godzinie takiej a takiej, a po, na przykład, trzech godzinach masz mnie przerzucić z powrotem. Istnieje zresztą drugi rodzaj piguły. Zielone (żeby nie pomylić) umożliwiają przemieszczanie się w dowolne miejsca na Ziemi w czasie rzeczywistym. Łykasz i bum… Hawaje. W ułamku sekundy. Mam nadzieję, że pomysłodawcy budowy CPK się o tym nie dowiedzą. :)
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Cześć Andyql!
W ogólnym rozrachunku tekst mnie nie porwał, chociaż sporo pozytywnych akcentów odnalazłem. Jak na mój gust w otwierającej scenie zarzucasz czytelnika zbyt dużą ilością postaci (wiem, że to przebrania, ale zawsze…), po pierwszych trzech-czterech miałem przesyt, kolejne wprawiły mnie w lekkie znużenie.
Po przeskoku w czasie było już znacznie lepiej. Spotkanie z Beatlesami w początkowym momencie ich kariery jest sympatyczną koncepcją. Szkoda tylko, że trwa dosłownie mrugnięcie oka. Warto było ten wątek rozwinąć, bo potencjał był ogromny (rewelacyjne były smaczki, jak chociażby propozycja matrymonialna Lennona czy śmieszki z McCartneya).
Finałowy twist niezły, ale także lekko niewykorzystany. Aż prosiło się o kilka dodatkowych zdań, może o rozbudowaną scenę z otwarciem depozytu?
Mimo narzekania uważam, że w opowiadaniu drzemie potencjał :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Nie ma niczego gorszego od drzemiącego potencjału, który się nie obudził. :)
Zarzuty przyjmuję, rzeczywiście można to było napisać dużo lepiej. Dziękuję za poczytanie i obiecuję, że następne opowiadanie będzie lepsze, albo nie będzie go wcale.
Do kiedyś!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Podoba mi się podróżowanie w czasie i przestrzeni za pomocą pigułki. Może napisz coś jeszcze z wykorzystaniem tego wynalazku. Lepsze od skomplikowanych pojazdów, z którymi nie wiadomo, co zrobić. :)