Poznaj egzotyczne smaki w niezwykłych kombinacjach, odwiedź kawiarnie „AMBASADA SMAKÓW”. Znajdź najbliższą!
***
– No, i jak ci się tu podoba?
Rozglądam się. Na ścianach dzikie wzory: spirale, łąki fraktalnych kwiatów, wzory, które zdają się migać i przemieszczać, chociaż zwyczajnie je namalowano, iluzje optyczne… A wszystko w oczojebnych, psychodelicznych kolorach. Na stworzenie tych bohomazów musiało pójść więcej kwasu niż farby. Po kilku godzinach w tej kawiarni mógłbym zabić, szczególnie zagryźć. Albo oszaleć. Najprawdopodobniej jedno i drugie.
Ale nie takiej odpowiedzi oczekuje Ola. Jej oczy świecą entuzjazmem.
– Ktoś się nad tym napracował. – Chyba ślepy z ADHD, dodałem w myślach. – Bardzo śmiałe wzornictwo. Mocna rzecz. Mimo wszystko wolę patrzeć na ciebie.
Przynajmniej to ostatnie jest prawdą. Ola ma niesamowicie harmonijną twarz. Wszystko w niej jest piękne – od owalnego kształtu całości po delikatne wygięcie brwi. Uśmiechem może sterować moim ciśnieniem. W tej chwili wielkimi krokami zbliżam się do stanu przedzawałowego. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziła się ze mną spotkać.
– Fantastyczne miejsce, prawda? Nie dziwię się, że jest na topie i każdy po prostu musi tu się pojawiać!
– O tak! Zamawianie przez stolik bardzo praktyczne – zgadzam się skwapliwie.
To rozwiązanie naprawdę mi się podoba – przychodzisz i mówisz stolikowi, na co masz ochotę. A jeśli jeszcze nie wiesz (jak i my nie mieliśmy pojęcia), na powierzchni wyświetla się menu. Bez czekania na znudzoną albo zabieganą obsługę. Blat nie tylko słucha, także potrafi coś doradzić, odpowiedzieć na niektóre pytania…
Zastanawiam się, jakie jeszcze zalety kawiarni mógłbym podać dla podtrzymania rozmowy. Ceny bardzo przystępne. Ale raczej nie wypada o tym wspominać na – jak mam nadzieję – randce. Jeszcze Ola pomyśli, że marnie zarabiam albo skąpię.
Przyniesienie naszych zamówień wybawia mnie od kłamstw.
Ja wybrałem kawę i szarlotkę. A dostaję… Żebym to ja wiedział! Płyn w filiżance ma kolor moich nowych dżinsów i pachnie pizzą z anchois ze słodką nutą. Po powierzchni pływają oka żółtego tłuszczu. Co, u licha? Nieufnie mieszam i nabieram odrobinę na łyżeczkę.
A fuj! Smakuje jak bulion wołowy z dodatkiem wanilii.
Zdegustowany, nieufnie oglądam szarlotkę. Wygląda obiecująco – ciasto na spodzie, gruba warstwa brązowawych jabłek, na wierzchu cukier puder. Dziabię łyżeczką i próbuję.
Błąd. „Jabłka” smakują jak masa na placki ziemniaczane. „Puder” okazuje się gorzko-słony. Spód przypomina wiórowate pieczywo chrupkie, którym katowała się moja eks.
Symulowanym westchnieniem zdmuchuję chociaż gorzkie paskudztwo z wierzchu i pytam:
– I jak twój torcik?
– Interesujący. Wprawdzie nie spodziewałam się, że będzie wytrawny, ale to całkiem zabawne zaskoczenie. – Ola pakuje do ust kolejną porcję, zamyka oczy (o, postarała się przy makijażu, jak miło), żuje. – Ciekawa kompozycja smaków; czosnek, imbir, kokos i… Chyba dynia.
Czosnek? Czyli nici z intymnego zakończenia spotkania. Nawet długi pożegnalny pocałunek staje się mało prawdopodobny.
Nie lubię Ambasady Smaków.
***
Lemoniada małosolna to najnowszy i najmodniejszy napój gazowany. Produkowany jest wyłącznie na potrzeby sieci kawiarni Ambasada Smaków. Jego skład okryty jest tajemnicą, jak niegdyś receptura coca-coli. Laboratoria na całym świecie podejmowały liczne próby odtworzenia unikalnego, słonawego smaku, ale cel pozostaje w sferze marzeń. Wytwórca odmawia odpowiedzi.
A sekret wzmaga pragnienie.
Ale oddajmy głos specjalistom od żywienia. Doktor Sawicka, dietetyczka z warszawskiej poradni Żyję Zdrowo, twierdzi: „W odróżnieniu od napojów z wysoką zawartością cukru, lemoniada małosolna doskonale gasi pragnienie. Oczywiście polecam głównie delikatnie gazowaną wersję”.
Miesięcznik „Twoja Kuchnia”
fragment artykułu sponsorowanego
***
– Musimy się tutaj spotykać? – pytam. – Tyle jest różnych knajp i kawiarni. Jakiej tylko kuchni byś nie chciała…
Ola patrzy na mnie, jakbym zamienił się w ogromnego, włochatego pająka (a przy zwykłym krzyżaku omal nie wywróciła ławki w parku) albo jakbym ze szczegółami opowiedział, jak mnie przeczyściło po ziemniaczanej szarlotce w ubiegłym tygodniu.
– Heloł! Jestem bloggerką kulinarną. Muszę pokazywać to, co jest na topie, a nie dania z pamiętniczka Ćwierczakiewiczowej! Czas czerniny i ruskich pierogów już minął. Ambasada Smaków to przyszłość. Czy ty w ogóle wiesz, kto bywa w tej kawiarni?
Może nie powinienem się przyznawać, ale nie mam pojęcia. Za to uwielbiam pierogi. Rosyjskie pielmieni, gruzińskie chinkali albo wigilijne uszka babcinej roboty, z ciasta cienkiego jak kartka papieru… Ach!
Kładę uszy po sobie i czekam, co dziś przyniesie los w postaci pyzatego kelnera.
Zamawiałem sok pomarańczowy i bułkę z łososiem – po wpadce z ciastem postanowiłem przetestować kanapki. Dostaję coś przypominającego bułkę. Ale zamiast pieczywa mam dwa spore kapelusze grzybków. Może to zwykłe pieczarki, a może sromotniki. Nie zamierzam testować na sobie.
Jednak ledwie odsuwam talerz, Ola wygłasza wykład o nieszanowaniu jedzenia i głodujących dzieciach w Afryce. Czego zakochany mężczyzna nie zrobi dla kobiety… Domniemany wędzony łosoś okazuje się grubym plastrem marynowanego imbiru. Nawet jadalnym, ale przecież nie w takim stężeniu!
Kroję grzyby na kawałki i ukradkiem zrzucam pod stół. Ola bez przerwy nawija o marnowaniu żywności. Że niby ja marnuję?! To ta cholerna knajpa!
***
<paweł183cm> Dzisiaj o 21.20 na TV4 leci bardzo fajny program o lemoniadzie małosolnej. Musicie obejrzeć!!! :)))))
<skrzat> Dziwny ten koncept słonego napoju gazowanego. Ani to smaczne, ani zdrowe.
<Walery Skowron> Co Ty opowiadasz, mordeczko? Chluśnij trochę do sosu do wołowiny albo gulaszu. Cuda wychodzą! Podawać z wytrawnym winem. ;>
<Relief> Córka! Od kiedy Ty pijesz wino do obiadu? Musimy poważnie porozmawiać.
<łłowca> Spróbujcie ugotować na lemoniadzie jakąś zupę. Nie musi to wcale być ogórkowa, wbrew pozorom. Ale lemoniadę trzeba zrobić samemu w domu.
<Relief> Niech ktoś krzyknie na Ozryrysa, zaraz wysmaży legitny sernik o smaku ogórków kiszonych.
<QQŁKA> Z rodzynkami o smaku cebulki! XD
<Świryb> Bosz, wreszcie zniknie stary problem: czy można zagryzać ciastem. Kwalę pomysła.
Shoutbox na portalu NF
***
– Znowu dostałem coś niejadalnego. – Mam już serdecznie dosyć tej całej ambasady biegunki i konsulatu wrzodów na żołądku. – Nie rozumiem, dlaczego ciągle upierasz się przy tej kafejce. Bez trudu mógłbym znaleźć śmietnik z lepszym żarciem. Zdaje się, że jedzenie rzeczy, które ktoś wywalił, też jest ostatnio modne. Pokazałabyś coś nowego na swoim blogu, a nie zanudzasz internautów opisami kolejnego niesłodkiego ciastka.
– Tomaszu Rędziewski! Czy ja dobrze usłyszałam, że próbujesz zaprosić dziewczynę na randkę na śmietniku?
Też mi randki… Albo Ola dostaje taką ilość czosnku, że oddechem może strącać liście z drzew, albo ja wychodzę z taką rewolucją w brzuchu, że marzę wyłącznie o samotnym posiedzeniu w łazience, a nie o poleżeniu w łóżku we dwoje.
– Wolałbym normalną knajpę, gdzie człowiekowi przynoszą to, co zamówił: kawałek tortu z okropnie niezdrowym, ale pysznym cukrem, a nie z arszenikiem, skwierczący stek wołowy, a nie surowy plaster bakłażana, spaghetti z owocami morza, a nie kiełki Bóg wie czego w sosie gorzko-cierpkim, gdzie w cukierniczkach trzymają cukier, a nie mąkę ziemniaczaną, od której namiastka herbaty zamienia się w oślizły glut… Ale jeśli z jakiegoś powodu to dla ciebie tabu, mogę się dostosować i poszukać szczęścia na wysypisku.
– Marudzisz. Ja zawsze dostaję coś ciekawego w smaku. Każda wizyta tutaj jest niepowtarzalna i zaskakująca. Nie ekscytuje cię to?
– Ani trochę. Ale właściciel apteki w pobliżu jest wniebowzięty. To jakiś twój krewny?
– Może po prostu masz pecha?
Niebieskie oczy patrzą na mnie podejrzliwie. Wiadomo, nikt nie potrzebuje pechowców, których kolokwium zawsze spada z biurka, a CV trafia do kupki lądującej bez czytania w koszu.
– Przepraszam na chwilę.
Wlewam do ust gorzką jak piołun zawartość filiżanki do espresso (malutkie porcje to mój najnowszy plan na przetrwanie) i maszeruję do toalety, żywiąc nadzieję, że zdążę wypluć świństwo, zanim puszczę pawia. Kible to jedyna przyjaźnie nastawiona część tej strasznej speluny.
***
Wpływ lemoniady małosolnej na system immunologiczny badano na próbie 1068 ochotników. Próbę podzielono na cztery grupy: grupa A przez 100 dni piła codziennie co najmniej 200 ml lemoniady małosolnej, grupa B – analogiczne ilości słodkiej lemoniady i/lub oranżady, grupa C – słodkie napoje niegazowane, grupa D (kontrolna) piła wyłącznie wodę, kawę i herbatę. Po 100 dniach pobrano próbki krwi i zbadano liczebność limfocytów. Grupy B, C i D nie wykazywały istotnych statystycznie różnic, natomiast w grupie A stwierdzono poziom limfocytów o 5,46% niższy. Poziom limfocytów B w grupie A był o 9,78% niższy od przeciętnego w grupie kontrolnej. U kobiet odnotowano spadki poziomu liczebności wszystkich limfocytów przeciętnie o 1,3 punktu procentowego wyższe niż u mężczyzn.
Abstrakt artykułu „Spożycie lemoniady małosolnej a system odpornościowy”
prof. dr hab. n. med. Bartosz Zawiejko
***
– Poproszę bajgla z twarożkiem rzodkiewkowym – mówi Ola do gładkiego jak lód blatu. – A do picia lemoniadę małosolną.
– Dla mnie to samo.
Czoło Oli marszczy się w wyrazie dezaprobaty. Ech, nawet tak wykrzywiona twarz zachowuje klasyczne proporcje.
– Wolę, kiedy mężczyzna ma własną wolę, a nie tylko potulnie robi, co mu się każe. Chcę lidera, a nie naśladowcę.
– W porządku, skarbie. Następnym razem spotykamy się w hamburgerowni.
Obraża się. Bańka jej milczenia wypełnia całą Ambasadę, a potem przelewa się na ulicę. Ludzie zwalniają, jakby szli pod prąd rzeki, rzeki gniewu.
Ale przynajmniej tym razem żarcie jest jadalne. Wprawdzie bajgiel jest zrobiony z tortilli, a twarożek okazuje się pikantną pastą o zapachu brzoskwini, ale to najlepsze, co kiedykolwiek dostałem w tej wrednej knajpie. Słonawą lemoniadę nawet mógłbym polubić.
***
Z ogromnym bólem dowiedzieliśmy się, że pan Zawiejko dokonał plagiatu części rozprawy doktorskiej. Samo to aż nadto wystarczyło do relegowania go z grona wykładowców naszej akademii. Trudno mi wypowiadać się, czy fałszował również wyniki badań, nie dysponuję bowiem żadnymi danymi na ten temat. Cała ta sytuacja jest niebywale żenująca dla środowiska medycznego.
Fragment wywiadu z prof. J. Modzelewskim, rektorem Akademii Medycznej
***
Małosolna lemoniada da się wypić, ale dostaję po niej zgagi. Musiałem więc opracować nowy patent. Dzisiaj mam przyklejoną pod pachą piersiówkę. Trochę się czuję jak amerykański policjant z kaburą, jednak nie jest to niemiłe wrażenie. Gumowy wężyk biegnie pod rękawem, kończy się przy nadgarstku. W kilku miejscach przymocowałem go plastrem. Wystarczy zrobić facepalma, aby pociągnąć łyk pysznej, czystej wody.
Po to mężczyzna ma rozum, żeby przetrwać wszystkie kaprysy kobiety.
Zamówiłem bezę. I nie dbam o jej smak. Liczy się niewielka masa i piankowa struktura. Starannie rozgniatam kawałki na talerzyku. Odrobina ćwiczeń i z wielkiego ciastka zostaje szczypta proszku. Plus dwa większe okruchy, które zrzuciłem ze stołu, kiedy Ola rozglądała się po sali, wypatrując celebrytów.
Oblizuję łyżeczkę w ramach symulowania, że jem. Kwaśna jak ocet siedmiu złodziei.
Popijam wodą. Wprawdzie nagrzała się ode mnie i nie smakuje tak wybornie, jak schłodzona, ale i tak bije na głowę wszystkie serwowane tu napoje. Muszę uważać, żeby się nie polać. Nic to! Prawo naczyń połączonych plus cała fizyka kwantowa na dokładkę to pikuś w porównaniu z rozmytą logiką płci pięknej.
Ola siedzi naprzeciwko mnie i nawija coś o statystykach swojego bloga. Nie mam pojęcia, czy sto wejść dziennie to dużo, ale w stosownych momentach wydaję aprobujące pomruki. Wkrótce tracę kontakt z fonią na rzecz nieporównanie ciekawszej wizji.
Bombkę naszej sielanki rozbijają odgłosy wymiotowania. To ktoś dwa stoliki dalej przegrał walkę z kuchnią Ambasady. Ze ścian natychmiast wysuwają się przegrody, blokując widok.
Ale odgłosy pozostają. Rzyganie jest zaraźliwe! Mój żołądek natychmiast przypomina sobie wszystkie paskudztwa, które tutaj dostał, i w odruchu solidarności postanawia się ich pozbyć.
Wybiegam w ostatniej chwili.
Do diabła z Olą i jej oślim uporem! Niech sobie sama przesiaduje w tej podłej spelunie do obrzyganej śmierci!