– A może by tak… – zastanawiała się Ewolucja. Jeszcze nigdy nie obdarzyła samoświadomością istot na planecie, na której byłoby to całkowicie bezużyteczne. Jednak ostatnio świat zrobił się zbyt nudny i przewidywalny, więc jak pomyślała tak zrobiła.
Żarty na bok, każdy inteligentny człowiek wie, że prawdziwy świat tak nie działa, ewolucja jest procesem częściowo losowym, zależnym przede wszystkim od filtru otoczenia, a zagadka samoświadomości jest do tej pory niewyjaśniona. Tymczasem na planecie GJ1214b szczęśliwym, bądź nie, ale zrządzeniem Losu zaistniała pewna dziwna, sytuacja. Warto wspomnieć, że planeta ta składa się w całości z wody. A przynajmniej tak wydawało się organizmom ją zamieszkującym, gdyż nigdy niczego innego nie doświadczyły…
Było cicho. Albo i nie? Tego nie wiedział (wiedziała?). Nie został wyposażony w zmysł zdolny to potwierdzić. Dla niego świat był również ciemny, bezwonny i bez smaku. Jednak jak się można domyślić, nie wiedział o tym. Jego ciało w kształcie przypominające powiększone ziarenko ryżu, w całości pokryte było tylko dwoma rodzajami narządów: malutkimi płetwami pozwalającymi wysyłać informacje do świata zewnętrznego, oraz receptorami przyjmującymi informacje. Informacją w tym wypadku były generowane wyżej wspomnianymi narządami, fale mechaniczne rozchodzące się w wodzie. Receptory pełniły również funkcje przyjmowania pokarmu. Wystarczyło w niego wpłynąć. Żywił się czymś w rodzaju planktonu. Poza tym receptory pozwalały mu na ruch. Pozwalały na wysysanie pewnych nieznanych nam gazów z wody i następnie wypuszczenie ich w odpowiednią stronę. Oczywiście ruch również generował fale mechaniczne, ale zupełnie inne w odbiorze. Na wykrywaniu takiego ruchu opierało się poszukiwanie pożywienia. Na GJ1214b żyło około miliona podobnych mu. Dla uproszczenia nazwijmy ich ryżowcami.
Przedstawiłem ogólną charakterystykę gatunku, ale uważny czytelnik na pewno spyta: ”A co z rozmnażaniem?”. Każdy przedstawiciel gatunku ryżowców w pewnym momencie życia może zdecydować się na zajście w ciążę. Jednak jest jeden mały haczyk. Narodziny polegają na tym, że ciało osobnika jest rozsadzane od środka przez jednego lub dwóch nowych osobników. Stąd na GJ1214b powstała i szybko zdobyła ogromną popularność organizacja, którą najprościej można przyrównać do wspólnoty religijnej. Dla uproszczenia nazwijmy ją więc Kościołem, Kościół wierzył, że narodziny nowego osobnika to nie śmierć jednego i narodziny drugiego. lecz pewnego rodzaju przemiana. Brak wspomnień tłumaczył oczyszczeniem z brudu starego życia. Co więcej wyznawał zasadę, że im wcześniejsza przemiana tym lepiej. Kilku jak na standardy ryżowców starców rządziło organizacją i wpajało młodym powyższe dogmaty już od samego urodzenia. Brak swojej przemiany tłumaczyli misją zesłaną od Tego, który pozwolił na Oczyszczenie.
Jednak nawet dziecko wie, że akcja budzi reakcję, dlatego też powstała organizacja wyznająca pogląd przeciwny. Dla nich przemiana była śmiercią, której należy się bać. Oczywiście w pewnym okresie życia w każdym ryżowcu zaczynały się budzić myśli związane z bezsensownością ich żywota, oraz pragnienie powołania do życia nowej osoby, coś jak instynkt macierzyński. Czasem nie dało się temu przeciwstawić. Jak się można domyślać Kościół uznawał te myśli za wezwanie do oczyszczenia zsyłane przez Boga. Dla uproszczenia nazwijmy drugą organizacje Antykościołem. Antykościół uczył jak walczyć z pragnieniem zajścia w ciążę, jak odrzucać od siebie owe myśli i pozostać sobą.
Świat GJ1214b nie znał wielu dla nas podstawowych pojęć, takich jak: rodzicielstwo lub przemoc. Dlatego nowo powstały osobnik był wychowywany przez wspólnotę, w której się narodził. I jak można się domyślać, w każdym momencie mógł po prostu odpłynąć by wstąpić do przeciwnej organizacji lub wieść samotnicze życie. Przemoc nie miała racji bytu ze względu na budowę ciała ryżowców. Dlatego też, techniki perswazji, manipulacji i ogółem retoryki były niewyobrażalnie rozwinięte.
Wróćmy jednak do naszego głównego bohatera. Wychowany w Kościele po niedługim czasie odpłynął na teren Antykościoła. Jednak tu też nie czuł się dobrze. Na pewno bliższe mu było pragnienie życia, ale dalej coś było nie tak. Nie wiedział do końca co. Rozmyślał bardzo długo, w końcu to była najbardziej popularna forma spędzania wolnego czasu, jako, że GJ1214b nie oferowała innych rozrywek. Aż pewnego dnia wymyślił co zrobić. Jednak, aby zrozumieć istotę jego rozwiązania niezbędny jest kolejny wywód na temat życia na GJ1214b.
Kościół i Antykościół miały jedną wspólną cechę. Pragnęły poznać świat, nie ma znaczenia, czy dla podziwiania dzieła Tego, który pozwolił na Oczyszczenie, czy z ciekawości. Popełniały jednak podstawowy błąd. Ufały wiedzy zdobytej wiele stuleci wcześniej. Nie spodziewały się, że czas może wywołać jakieś zmiany w ich planecie, ale trudno im się dziwić, w końcu środowisko na GJ1214b było praktycznie całkiem statyczne. Konkretnie chodziło o granice, w które może dotrzeć ryżowiec. Każdy tuż po urodzeniu zostawał zapoznawany z faktem, że nie wolno pływać ani za nisko, ani za wysoko. Tak jak wszystkie inne fale, ryżowce potrafiły wyczuwać fale grawitacyjne. Stąd, miały wręcz idealne poczucie wysokości. Wyznaczono dokładne granice, których należało przestrzegać, aby przeżyć. Oczywistym jest fakt, iż cała nauka ryżowców oparta była na doświadczeniach i wynikających z nich przemyśleniach. Współcześni nie chcieli więc powtarzać doświadczeń przodków jeśli groziły one śmiercią. Połowa społeczeństwa uważała się za niemogącą umrzeć śmiercią naturalną, druga połowa zwyczajnie nie chciała umierać. Życie, było więc dla wszystkich zbyt cenne, aby je tak głupio ryzykować.
Już od przedszkola wiemy, że wynik zsumowania dwóch połów to całość. A jednak nie. Jak wszędzie znajdą się wyjątki, jednym z nich był już kilkukrotnie wspomniany główny bohater. Doszedł do wniosku, że popłynie w górę. Nie istniało coś takiego jak przygotowania. Na tym świecie jeśli ktoś chciał coś robić to, to robił. Pożywienie można było znaleźć wszędzie, a coś takiego jak dobytek nie istniało.
Jednak, to może nasunąć kolejne pytanie. Jeśli on to zrobił to dlaczego nikt przed nim tego nie zrobił? Odpowiedź jest prosta. Wspomniałem wcześniej o ewolucji. To był jeden z jej błędów, jak to można potocznie nazwać. Powyższy osobnik był pozbawiony strachu. W takim razie czemu nie popłynął wcześniej? Bo dopiero w tamtym momencie wymyślił takie rozwiązanie swojego problemu.
Popłynął. Zajęło mu to pewną ilość czasu, bez znaczenia. W końcu osiągnął granicę wyznaczoną przez pradawnych uczonych. Nic się nie stało. Fale grawitacyjne planety słabły, ciśnienie się zmniejszało, jednak nie odczuwał żadnego dyskomfortu, ani bólu. W pewnym momencie poczuł coś, czego nie czuł nigdy wcześniej. Fale inne niż wszystkie do tej pory. Zupełnie innej długości, częstotliwości. Każdy parametr, który potrafił rozpoznać różnił je od znanych mu do tej pory fal. Im wyżej tym wyraźniej je czuł. Podobało mu się to uczucie, dlatego jeszcze bardziej przyspieszył. Teraz już dokładnie wiedział czego chce. Chciał dotrzeć do źródła fal, chciał być jak najbliżej nich. Czuł dumę, jako pierwszy ryżowiec wzniósł się tak wysoko.
Zadanie jednak miało okazać się trudniejsze niż myślał. Razem z malejącym ciśnieniem malała prędkość nieustraszonego ryżowca.
Pierwsze pióro odpadło i ciągnąc za sobą kropelkę wosku zataczając kręgi zniknęło w dole. On nawet nie zauważył.
Walczył z nieubłaganą boginią-fizyką. Przybliżenia nieskończoności przestawały mieć zastosowanie, dlatego pewne mechanizmy działania ciała ryżowca przestawały działać. Jednak to tylko jeszcze bardziej podsycało pragnienie, aby poczuć jeszcze więcej nieznanych fal, nasz główny bohater zaczął wysyłać jak najmocniejsze fale mechaniczne w dół, aby wspomóc gazowy napęd.
Drugie zobaczył, jednak nie przejął się. Bez jednego pióra też się da latać. Wzbił się jeszcze wyżej. Nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze.
Wystarczyło, a stopień przyjemności wywołanej odbiorem fal słonecznych był wręcz niewyobrażalny. Gdyby ktoś wtedy znalazł się tuż ponad powierzchnią planety GJ1214b zobaczyłby jak coś w kształcie gigantycznego ziarenka ryżu wypada ponad powierzchnię, a potem momentalnie wybucha rozsadzone przez próżnię, zostawiając po sobie jedynie plamę zielonkawej mazi na powierzchni oceanu.
I spadł. A spadając czuł dumę i wiedział, że warto było.