Miejsce nieznane, czas bliżej nieokreślony
Wszechmogący Boże,
Od lat pracuję w swoim fachu, wykonując obowiązki beż żadnego słowa sprzeciwu, lecz ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad kwestią, która nie daje mi spokoju. Zanim wyjaśnię, o co dokładnie mi chodzi, chciałabym, abyś poznał pewną historię.
W niewielkim nadmorskim miasteczku odbywała się kolonia dla dzieci w wieku szkolnym. Jeden z dwunastu dni poświęcony był na ognisko na plaży, przy którym dzieci miały bawić się, śpiewać i puszczać w niebo lampiony.
Kiedy uczestnicy dotarli na plażę, jeden z nich odłączył się od grupy, ponieważ w piasku ujrzał zakopaną do połowy butelkę. Tata wiele razy czytał mu opowieści o tym, jak rozbitkowie właśnie w takich butelkach wysyłali wiadomości z prośbą o pomoc. Chłopiec zawsze marzył o tym, żeby znaleźć podobną butelkę. Brakowało mu jeszcze tylko kilku kroków, by jego marzenie wreszcie się spełniło, lecz niestety nim dotarł do znaleziska, jakiś nieznajomy mężczyzna, którego wcześniej nie zauważył, wziął butelkę i odszedł w drugą stronę. Chłopiec był zawiedziony. Przyszło mu nawet do głowy, aby iść za mężczyzną, jednak zawołała go opiekunka, więc z braku innego wyjścia wrócił do grupy.
W tym samym czasie:
Szedłem brzegiem niespokojnego morza, zastanawiając się, co czynić ze swoim życiem. W kieszeni ściskałem pudełko z pierścionkiem zaręczynowym, które stało się głównym powodem moich rozmyślań. Nie miałem pewności, czy wybranka mego serca, była tą, z którą chcę spędzić resztę dni. "Najpierw zaręczyny, potem ślub i człowiek kończy z pieluchą w ręce, bez przyjaciół, wolności i z kredytem na głowie", pomyślałem, widząc gromadkę dzieci, ganiających się po plaży. Należałem do ludzi zbyt tchórzliwych, by podjąć jakąś konkretną decyzję, która miałaby wpływ na moją przyszłość.
Zatrzymałem się, ponieważ w piasku dostrzegłem coś, co wcale go nie przypominało. Schyliłem się. Nieznany obiekt okazał się być, zakopaną do połowy, szklaną butelką. Wygrzebałem ją i skierowałem się w stronę najbliższego śmietnika z myślą, że turyści powinni po sobie sprzątać, bo przecież jakieś dziecko mogłoby się skaleczyć. Już wyciągnąłem rękę, żeby wyrzucić butelkę w otchłań kubła, jednak dostrzegłem w niej pożółkłą kartkę papieru. Potem zdziwiło mnie jeszcze, że butelka jest zakorkowana. Z ciekawością małego dziecka otworzyłem znalezisko i wyjąłem z jego wnętrza list.
"Mój najdroższy synu,
Epidemia na statku się rozprzestrzenia. Coraz więcej ludzi choruje. Coraz więcej ludzi umiera. Zaraza dostała w swoje ręce również mnie, dlatego do Ciebie piszę.
Chcę, abyś wiedział, że żałuję naszych wspólnych chwil, które straciłem, decydując się na ten rejs. Powinienem odmówić. Przecież niczego nam nie brakowało. Gdybym mógł cofnąć czas, powiedziałbym kapitanowi, żeby szedł do diabła razem z tymi swoimi odkrywczymi wyprawami. Ale teraz i tak już jest za późno. Czuję, że śmierć nadchodzi.
Pamiętaj, że bardzo Cię kocham. Bądź dzielny i opiekuj się mamą.
Twój ojciec"
Po przeczytaniu treści, zapisanej niewyraźnym i koślawym pismem, targały mną różne emocje. Ogarnął mnie smutek, spowodowany tym, że list nigdy nie dotarł do adresata. W głowie wciąż krążyły mi słowa: "Gdybym mógł cofnąć czas…".
I nagle stało się dla mnie oczywistym, jak powinienem postępować. Żyć tak, abym nigdy nie chciał cofać czasu. Złożyłem list. Kartka rozcięła palec, jakby na uwiecznienie mojego postanowienia. Włożyłem ją z powrotem do butelki i puściłem się biegiem do przystani mego serca, ściskając w ręce małe pudełko.
Kilka dni po zaręczynach, wylądowałem w szpitalu z wysoką gorączką i niewysłowionym bólem. Opowiedziałem lekarzom o butelce i liście w niej zawartym. Okazało się, że wraz ze skaleczeniem zaraziłem się czarną ospą, która prawdopodobnie stanowiła powód epidemii na statku.
Czułem zbliżającą się śmierć, jednak w środku wciąż byłem rozbawiony, że list pomógł mi podjąć decyzję na resztę życia, a jednocześnie tak drastycznie je skrócił. Do pokoju weszła moja miłość w kombinezonie ochronnym. Ujęła moją słabą dłoń. Ostatkiem sił otworzyłem usta.
– Nie chcę cofać czasu.
Wszechmogący Boże, przecież wymyśliłam tak misterny plan. Butelka miała trafić do chłopca. Chłopiec miał zachorować, a potem zarazić inne dzieci, opiekunów oraz rodziców. Ich bliscy czuliby gniew. Zaczęliby obwiniać Ciebie za tę tragedię. Odwróciliby się od wiary. Nie jedliby, nie spaliby. Mogłabym zebrać kolejne żniwo. Tymczasem zjawił się młody mężczyzna, który nawet nie żałuje swojej śmierci! Dobrze wiem, że maczałeś w tym swoje Boskie palce. Dlaczego zawsze niweczysz moje plany? Gdybym mogła cofnąć czas, może choć raz byłabym o krok przed Tobą.
Podpisano,
Śmierć