- Opowiadanie: Felunia - Odmówimy nawet i śmierci

Odmówimy nawet i śmierci

Cześć, to pierwsze opowiadanie, które tu wrzucam, więc witam się z wszystkimi :)

 

Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż obawiam się, że mogło zabraknąć mi umiejętności, żeby przelać wszystkie moje pomysł na papier tak, żeby zabrzmiały równie fajnie jak w mojej głowie.

 

Historia ma dość otwarte zakończenie, ale nie planuje tworzyć jakiejś bezpośredniej kontynuacji.

Miłego czytania :3

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Odmówimy nawet i śmierci

Nikifor rozejrzał się dookoła siebie. Piękny, sosnowy las, przecięty szerokim traktem, rozciągał się po horyzont, a słońce rumieniło się i powoli chowało się za widnokręgiem, jak nieśmiałe dziewczę, z ukrycia podglądające swojego lubego. Po ubitej drodze przemieszczał się powoli konwój wozów, wokół którego szły, kapłanki, śpiewając radośnie. Nosiły białe szaty, przystrojone kwiatami. Nie pasując do sielankowej sceny, z przodu, konno podróżował oddział rycerzy ubranych w barwione na biało brygantyny i proste hełmy. Drugi taki oddział znajdował się za kolumną wozów. Lata temu taka eskorta byłaby zbędna, ponieważ w czasach pokoju nikt nie odważyłby się podnieść ręki na kapłanki bogini Paleyi, które ruszały do świętego zagajnika by odprawić letnie modły. Jednak czasy były niespokojne. Nikifora, który jako główny dowódca jechał w środku konwoju, dogoniła wojowniczka z tylnej grupy. Na jej rudych włosach, związanych w obwiązany dookoła głowy warkocz, znajdował się wianek, który prawdopodobnie otrzymała od którejś z kapłanek. Mężczyzna wiedział jednak, że swój hełm trzyma w jukach, gotowa, żeby w razie potrzeby niezwłocznie go przyodziać. Była ona dowódczynią jadącego z tyłu oddziału.

-Mężu – powiedziała. – Strażnicy ponownie dojrzeli tajemnicze postacie pomiędzy drzewami. Zdaje się, że ktoś podąża za nami.  

– Dostrzeżono jakieś szczegóły? Kochanie, myślisz, że te osoby mogą stanowić dla nas jakieś niebezpieczeństwo?

– Z tego co udało się nam zauważyć starają się kryć w na granicy wzroku i unikać wykrycia – odpowiedziała Berenika.

– Zwykli leśni bandyci czy dezerterzy, którzy mogliby być zainteresowani ograbieniem daru dla Bogini, zniechęciliby się widząc w jakiej sile zebrana jest straż… Może to wieśniacy ukradkiem przyglądający się orszakowi?

– Możesz mieć rację, ale co, jeśli są to odziały nieprzyjaciela? Nie jesteśmy daleko granicy, być może mniejsza grupa mogłaby się tu prześliznąć niezauważenie.

Nikifor zastanowił się nad tą odpowiedzią. Tradycja odprawiania wiosennych rytuałów była kultywowana przez stulecia i miała niezwykłą wagę w kulturze Liwadii – królestwa, z którego pochodzili wojownicy i kapłanki. Atak na kobiety podróżujące by złożyć modlitwy, byłby barbarzyńskim czynem jednak bez wątpienia, zasiałby niepokój wśród ludu.  

– Jeśli to prawda, muszą być gotowi na spotkanie się z oporem.

– Właśnie – powiedziała Berenika. – A biorąc pod uwagę, że siła, która mogłaby przedostać się ukradkiem nie może liczyć wielu ludzi, musimy spodziewać się, że spróbują uderzyć znienacka.

– Masz rację. – Nikifor zawsze liczył się z zdaniem swojej żony, z którą bez wątpienia spędził więcej czasu, na polach bitew, niż w przytulnym majątku na południu kraju.

– Jeszcze jedno. Boję się, że jeśli te podejrzenia to prawda, mają więcej asów w rękawie niż atak w niespodziewanym momencie.

– Oby Paleyia nad nami czuwała, jeśli masz rację. Miejmy nadzieję, że twoje obawy są mylne, lecz szykujmy się do starcia. Czy sprowadzisz do mnie dowódcę przedniego oddziału?

 

***

 

Nikifor wydał stosowne rozkazy. Na czas nocnego postoju wozy ustawiono w półkole, mające ograniczyć możliwości atakujących. Nad obozem czuwały wzmocnione straże, a kilka patroli przeczesywało pobliskie tereny, by zaalarmować resztę w przypadku zauważenia zagrożenia. Nikifor jako dowódca nie brał osobiście udziału w wartach i jadł przyrządzoną przez młodsze kapłanki kolację, patrząc się jak mający czas na odpoczynek wojownicy przygotowują się do snu. Gdyby nie atmosfera niepokoju cieszyłby się z jedzonych potraw. Pszenne placki z suszoną rybą i oliwkami, które popijał rozcieńczonym, jednak smacznym winem to dania, które rzadko kiedy można było uświadczyć podczas wojskowej misji. Obok niego, pojawiła się Berenika, która skończyła swoją służbę i przeodziała się w prostą, czarną tunikę, oraz szerokie spodnie w niebiesko-fioletowe pasy, które zebrała u dołu owijkami. Na głowie nadal miała kolorowy wianek. W jednej ręce trzymała miskę z swoją porcją jedzenia, a w drugiej swój potężny dwuręczny miecz, z którym nie rozstawała się, gdy niebezpieczeństwo czyhało w powietrzu. Jelec był prawie równie długi jak przedramię kobiety, a broń postawiona pionowo sięgała jej do czoła. Na głowni znajdowało się owinięte skórą podkrzyże, zakończone żelaznymi hakami. Rękojeść, na końcu została ozdobiona rzeźbą przedstawiającą rogatego słowika – symbolem wszystkich kobiet-wojowniczek. Obraz tej klingi był wyryty w pamięci Nikifora na zawsze, tak samo jak bohaterskie czyny jego ukochanej. Widział jak rozbijała w licznych bitwach formacje włóczników, wspominał jej niebywałe pojedynki lub jak otoczona wrogami, zataczała śmiercionośne kręgi potężną bronią, oddając się zabójczemu tańcowi. Berenika była bohaterką, na którą ludzie patrzyli z podziwem, a chłopcy i dziewczęta marzyli o tym, żeby wyrosnąć na kogoś równie wspaniałego. Mężczyzna błogosławił los, dzięki któremu ta kobieta była nie tylko jego towarzyszką broni, ale również pokochała go całym swoim sercem, mimo, że nie była skłonna okazywać tego otwarcie. Berenika usiadła obok niego odkładając miecz na ziemię, a on pocałował ją w policzek, wiedząc, że ona nie będzie tolerować większych gestów czułości w towarzystwie innych żołnierzy.

– Mam nadzieje, że martwimy się na zapas – powiedziała.

– Ja też, kapłanki nie są doświadczone w takich sytuacjach i bronienie ich będzie stanowiło wyzwanie.

– Dlatego lepiej, żeby nic się nie stało – odpowiedziała, jednak w tonie wojowniczki było słychać niepokój. Mimo słów kobiety Nikifor wiedział, że nie ma siły, która zachwiałaby nieugiętą wolę i odwagę Bereniki, i jeśli zagrożenie pojawiłoby się, ta stawiłaby mu czoła bez zawahania.

Siedzieli chwilę w ciszy jedząc swoje porcje, jednak po chwili mężczyzna pomiędzy obozowym zgiełkiem usłyszał jak jego żona śpiewa:

 

Kiedyś serca w jednej piersi zabiły,

Wiedźm, które czarem na zawsze się scaliły

Jak drzewa co rosną z wspólnych korzeni

Obok siebie, wiosną, latem i wśród jesieni

Wichrów i pośród tchnącej spokojem zimy

Tak właśnie związane razem, po grób by żyły

Piękna Alaen i Uriel o włosach srebrnych

Jednak miał nadejść koniec ich dni szczęśliwych

 

Młodzieniec Hik z boskiego rodowodu

Zakochany w Alean, doznał zawodu

Poprosił on więc swoją świętą matulę

By dwie niewiasty kochające się czule

Haniebnie rozdzieliła dla jego sprawy

A ona tajemnie utkała spisek krwawy

Bo choć widziała podłość w tym pragnieniu

Uległa dziecięcia smutnemu skomleniu

 

Do kołczanu schowała zatrute strzały

Myśliwemu co w zwyczaju miał szukać

Zwierza w gaju, który zamieszkiwały

Wiedźmy, którym przyszło się wielce zakochać

Kiedy nocą, zbierały one na eliksiry

Kwiaty polne, padły na ich los smutne kiry

Miały się dziś dokonać plany zdradliwe

Za które niech Hik w hańbie wielkiej zginie

 

Zazdrosne jego serce, się uradowało

Gdy myśliwy ku tragedii ruszył śmiało,

Na nocne polowanie wiedziony nicią

Przeznaczenia, przez boginię zastawioną

By poprowadzić go, w straszliwą matnię

W lichym świetle zdało mu się, że jagnię

Które z pastwiska uciekło zobaczył

I zatrutą strzałę na cięciwę nałożył

 

Wypuścił ją przedwcześnie, i przeszyła ona

Uriel, która zapłakała zadziwiona 

Gdy poczuła jak jad zły zatruwa jej krew

I uświadomiła sobie, że zbliża się kres,

Jej żywota, jad bowiem zmieniał w popiół

Ciało piękne, a Myśliwy wnet zgiął się w pół

Pod ciężarem przewiny, którą popełnił

a tym samym, plan zdradliwy się wypełnił

 

I rozsypało się ciało Uriel w proch

Pozostała po niej jątrząca się rana,

Alaen nieprzerwany płacz, rozpaczy mrok,

Odeszła od niej, piękna jej wiedźma ukochana

Po czarodziejce, z którą stała się jednym,

Została tylko krwawa, bolesna szrama,

Kiedyś serca w jednej piersi zabiły,

Wiedźm, które czarem na zawsze się scaliły…

 

-Ta pieśń brzmi złowróżbnie, kochanie. – Przerwał swojej żonie Nikifor.

-Ale ma szczęśliwe zakończenie – odpowiedziała. Mężczyzna znał tę historię, ponieważ była przekazywana ustnie od wieków mimo, że nigdy nie słyszał tego opracowania. Alean w rozpaczy, szukając zemsty zaczęła przyzywać magiczne błyskawice, które zwróciły uwagę bogów. Ci po pobieżnym przyjrzeniu się sprawie skazali wiedźmę i myśliwego na wieczną karę w mrocznej części zaświatów. Nie było to jednak w smak Hikowi, który razem z matką nie przewidział takiego obrotu spraw, więc raz jeszcze poprosił ją o pomoc a ta dała mu szansę rozmówić się z Urmielem – bogiem umarłych. Młodzieniec błagał na kolanach, o to, żeby zwrócono mu ukochaną. Pan zmarłych zdziwił się prośbą, bowiem nie widział nigdy, ażeby Hik kiedykolwiek próbował wyznać Alean swoje uczucia, kiedy ta żyła. Jako litościwe bóstwo postanowił dać mu szanse odnaleźć kobietę w ciemnych zakamarkach krainy zmarłych i zaprowadzić ją do świata żywych, lecz wiedziony przeczuciem rzucił chłopakowi wyzwania do których przezwyciężenia potrzebował siły, którą mogła mu dać tylko czysta i szlachetna miłość. Hik znalazł szybko ducha Alean, lecz w drodze powrotnej zastał przeciwności, którym nie tylko nie podołał, ale także w szczególnie dramatycznej chwili zdradził przed wiedźmą swoją intrygę. Gdy jego spisek wyszedł na jaw, bogowie ponownie zebrali się by osądzić całą sprawę. Hik został skazany zająć miejsce Alean w piekle, jego matka została wygnana i zmuszona do prowadzenia życia pozbawionej mocy śmiertelniczki. Myśliwemu i czarownicy – jako zadośćuczynienie krzywdy pozwolono zadecydować o swojej przyszłości. Łowca wybrał wrócić do świata żywych, a błogosławiony przez bogów dokonał wielu bohaterskich czynów. Alean z kolei poprosiła, żeby mogła zająć miejsce u boku Uriel – w jasnej i wiecznie radosnej części zaświatów. Kiedy Nikifor rozmyślał o tej opowieści, Berenika przysunęła się do męża i szepnęła do jego ucha:

– Pamiętasz o naszej przysiędze?

– Nigdy bym nie zapomniał – odpowiedział.

 

***

 

Nikifora obudził okropny trzask i uczucie gorąca, a po chwili dęcie w róg. Wyszedł z namiotu, biorąc z sobą swój miecz i tarczę spodziewając się, że nadszedł atak, którego tak się obawiał. W obozie panowało ogromne zamieszanie. Wiele osób budziło się z snu i reagowało na nagły hałas wpadając w panikę. Zobaczył jak Berenika i Aureliusz – dowódca oddziału, który patrolował przód konwoju, oraz ich zastępcy wydają rozkazy, a żołnierze próbują opanować przerażone kapłanki. Mimo że panowała noc, było jasno zaskakująco jasno, a wszystko skąpane było w pomarańczowej łunie. Prawie natychmiast, przy Nikiforze znalazł się jeden z rycerzy, który wyjaśnił sytuację:

– Lordzie dowódco, za nami wybuchł pożar. Jest jeszcze daleko, ale musimy niezwłocznie uciekać. Jedyna droga, którą możemy podjąć to na przód, dalej podążając traktem. Pani Berenika i sierżant Aureliusz chcą porzucić wozy i już zaczęli ewakuację.

Nikifor ruszył przed siebie by objąć dowodzenie, lecz jego podkomendni obrali najlepsze możliwe decyzje. Kiedy obejrzał się za siebie uznał, że zaprzęgnięcie do wozów zwierząt pociągowych i wyprowadzenie ich z defensywnej formacji byłoby zbyt czasochłonne. Wiedział jednak, że las nie kończy się daleko, a na końcu formacji drzew znajdowała się szeroka rzeka, która stanowiłaby barierę dla płomieni, lub chociaż spowolnić je na tyle by grupa uciekła daleko.

– Żołnierzu czy patrole zdążyły już wrócić do obozu?

– Nie, ale nawiązaliśmy kontakt z nimi za pomocą rogów. Z wszystkimi, poza tym, który przeczesywał ćwiartkę, w której wybuchł ogień. Boje się, że są straceni. Pożar wybuchł bez ostrzeżenia i przybrał na sile w zastraszającym tempie.

Ta informacja zaniepokoiła Nikifora. Nie miał jednak innych możliwości niż poprowadzić ludzi naprzód. Dołączył do Bereniki i Aureliusza, i razem z nimi uporał się z zorganizowaniem wystraszonych kapłanek. Grupie udało się zebrać nawet jakieś zapasy, ale Nikifor nakazał ograniczyć je tylko do tego co było zupełnie niezbędne, by nie spowalniać ucieczki. W tym czasie do grupy dołączył patrol z południowo-wschodniej ćwiartki. Jeśli nie liczyć oddziału, który prawdopodobnie został uwięziony przez płomienie, pozostałe jednostki powinny znajdować się w pobliżu planowanej trasy i Nikifor założył, że będą w stanie dołączyć, kiedy reszta grupy będzie już w drodze. Mogli ruszać. Sporo osób musiało poruszać się pieszo –  osoby nie będące rycerzami, w drodze poruszały się idąc na własnych nogach, lub na wozach. Najstarsze i najmniej sprawne kapłanki posadzono, w miarę możliwości na koniach, które miałby ciągnąć wozy, ponieważ uznano, że łatwiej będzie im zapanować nad nimi, niż nad bojowymi rumakami, jednak kilkoro z wojowników musiało użyczyć swoich wierzchowców i ruszyć pieszo. Część rycerzy poruszała się pomiędzy zwierzętami pomagając niewprawionym w jeździectwie kobietom. Wyruszyli biegnąc tak szybko, na ile byli w stanie, utrzymując zwartą grupę. Po kilku minutach dołączył do nich jeden z przednich patroli, lecz również szalejące za nimi piekło nabierało na sile. Kłęby dymu zbliżały się do nich niczym ciemna sztormowa fala, a gorąco stawało się coraz bardziej odczuwalne. W grupie można było wyczuć napięcie, a patrząc na kapłanki, nie trudno byłoby zauważyć, że chciałyby ruszyć na przód najszybciej jak się da. Nikifor wiedział jednak jak tragiczne to w skutkach mogłoby się to okazać, gdyby ogień został wzniecony przez potencjalnych wrogów, którzy mogli chcieć w ten sposób zapędzić ich w zasadzkę. Tak jakby dowódca oddziału, swoimi myślami przyciągną zły los, z lasu wyskoczyło kilka ciemnych kształtów, które rzuciły się na najbardziej wysunięte osoby. Natarcie zostało przeprowadzone nieludzko szybko i żadna z jego ofiar nie zdążyła zebrać się do obrony. Kiedy napastnicy wytracili początkowy impet, wojownicy, którzy nie zginęli natychmiast, zdążyli zacząć kontratak. Nikifor zauważył, czym były istoty, które ich zaatakowały i popadł w przerażenie. Rozpoznał bowiem w ciemnych kształtach Durbaghi, ogniste ogary pożerające popioły swoich ofiar. Mężczyzna miał z nimi do czynienia jedynie dwa razy w przeszłości, jednak nauczył bać się tych bestii. Miały one kształt podobny do psa, lecz były niewiele mniejsze od dorosłego osła. Były pozbawione sierści, a ich skóra wyglądała na zwęgloną. Nie miały one oczu, a ich pyski, które wyróżniały się pomarańczową barwą, jakby to właśnie tam znajdował się ich wewnętrzny żar, przykryte były ogromnymi uszami, które opadały na ich twarze jak żałobne welony. Mimo tego jak potężne były ich mięśnie, kły i pazury, Nikifor wiedział, że ich najbardziej przerażającą cechą było to, jak współpracowały z sobą. Ten atak był zresztą doskonałym tego przykładem – potwory, by mogły prowadzić swój okropny żer, zostały przez naturę obdarzone możliwością stanięcia w płomieniach, jednak umiejętność ta kosztowała ogary mnóstwo energii, dlatego używały jej zazwyczaj, żeby spopielić zabite lub unieruchomione ofiary. Dowódca jednak domyślił się, że część stada zrezygnowała z swojego miejsca w łowach, by rozniecić pożar za nimi, wykorzystująca otoczenie, kiedy pozostałe stwory przygotują dla nich ucztę. Prawdziwym koszmarem, było to jaki strategiczny geniusz krył się w tych poczwarach. Nikifor zadął w swój róg sygnał nakazujący przybrać żołnierzom obroną formację. Byliby bezbronną zwierzyną, gdyby w tym momencie się rozproszyli. A ryzyko było wielkie – wśród kapłanek zapanowała nowa fala paniki, konie chciały poddać się pierwotnym instynktom by uciec przed siebie, a część żołnierzy gotowała się, żeby rzucić się do walki i pomścić poległych kompanów. Obrońcom udało powalić się jednego lub dwa Durbaghi, lecz wiedzeni dźwiękiem rogu cofnęli się podnosząc tarcze do góry. Bestie widząc to zawróciły do lasu, w harmonii, której mogłyby pozazdrościć najlepiej wytrenowane i zdyscyplinowane oddziały w królewskiej armii. Kolejny przejaw ich przerażającego intelektu. Nikifor wiedział jednak co to oznacza. Grupa ludzi nie mogła poruszać się zbyt szybko utrzymując defensywną formację, a to oznaczało, że szybko dogoni ich pożar. Gdyby jednak ich grupa rozbiła się, żeby przyśpieszyć ucieczkę zostaliby zaatakowani ponownie – potwory tylko czekały, aż strach doprowadzi ich ofiary do popełnienia błędu. Nikifor wydał rozkaz by ruszyć naprzód, desperacko szukając jakiegoś rozwiązania. Rozejrzał się za Bereniką, mając nadzieję, że znajdzie w jej obrazie odrobinę otuchy, lecz nie mógł odnaleźć jej w tłumie. Poruszali się przerażająco wolno, a ciemne chmury dymu i ogień zbliżały się groźnie. Coś jednak nie dawało Nikiforowi spokoju. Dużo bardziej skuteczną wydawała mu się strategia, w którym Durbaghi wznieciłyby pożar znacznie bliżej swoich ofiar. Być może nie chciały się zbliżać do ludzi za nim były gotowe do ataku, żeby nie zaalarmować swoich ofiar zbyt wcześnie. Nie był w stanie skupić się na tym, bo w sercu poczuł strach – uczucie, którego nie były w stanie wzbudzić w nim rzesze ludzkich wrogów, odżyło za sprawą stada bestii i rozjuszonego żywiołu.

 

***

 

Grupa posuwała się monotonie, a wytrenowani żołnierze stojący w szeregu z każdej strony powstrzymywali na razie, wszystkie próbujące wyłamać się z grupy kapłanki. Zapewne wiele z nich nie rozumiało sytuacji i konieczności poruszania się w ten sposób, lub ulegało narastającemu strachowi każącemu im uciekać. Z zwierzętami było jeszcze gorzej i mogły rozbiec się w panice w każdej chwili. Widząc w tym zagrożenie Nikifor wydał rozkaz by, podany za pośrednictwem sąsiednich rycerzy by porzucić konie i wypłoszyć je z dala od ludzi. Niech biegną – ryzyko, że rozbiją szereg tratując wszystkich ludzi dokoła nich było zbyt wielkie. Starsze kobiety, które siedziały na nich zaprotestowały, jednak skupienie się odparciu ataków Durbaghów dawało im największe szanse na przetrwanie. Los im sprzyjał, ponieważ ogień za ich plecami, mimo tego jak gwałtownie się pojawił i nieubłaganie się do nich zbliżał, w ocenie Nikifora nie miał warunków by rozprzestrzeniać na tyle szybko, żeby dogonić ich zanim dotrą do rzeki. Dawało im to szanse dotrzeć w bezpieczne miejsce, jeśli nie zostaną po drodze rozszarpani na kawałki. Jednak chwila zwłoki, spowodowana przez protesty kapłanek okazała się zabójcza. Nagle rozległ się świst, a niebo przecięły strzały wymierzone w konie. Te które zostały ranne ruszyły z zgiełkiem przed siebie, miażdżąc pod swoimi kopytami ludzi, którzy nie zdążyli jeszcze przygotować się, żeby je przegnać. Prawdziwa groza sytuacji objawiła się w tej chwili. Nikifor, mimo walczenia na polach bitew na każdej stronie świata, nigdy nie słyszał nawet najmniejszych plotek o tym by komukolwiek udało się wytresować Durbaghi, dlatego kiedy zobaczył te potwory, uznał, że zostali zaatakowani przez dzikie stado. Jednak w tym momencie stało się jasne, że się myli. Analizując to wszystko, w mgnieniu oka doszedł to wniosku, wrogowie próbują zapędzić ich w stronę rzeki, gdzie czeka ich główny oddział gotowy, by wyrżnąć osłabionych niedobitków, a pożar został wzniecony w dużej odległości, nie tylko po to, żeby zachować element zaskoczenia, ale dać atakującym ludziom czas na wycofanie się. Nikifor, nie miał żadnego pomysłu jak miałby wyprowadzić swoich ludzi z tej pułapki. Kiedy formacja została rozbita przez ich własne wierzchowce ponowiły się ataki ognistych ogarów, tym razem wspierane przez nie noszących żadnych barw ludzi. Wyłonili się z niepłonącej części lasu i zaczęli mordować bez litości wszystkich, których napotkali na swojej drodze. Nieprzygotowani żołnierze Nikifora zareagowali zbyt późno. Widział, jak zostają powaleni mieczami, pałkami, szponami i kłami. Napastnicy nie oszczędzali też kapłanek. Mężczyzna widział jak ich odświętne szaty brukają się krwią i jak przerażone niewiasty padają pod gradem śmiertelnych ciosów. Przeczucie nie myliło Bereniki, tej nocy miała wypełnić się ich przysięga. Poszukał jej wzrokiem i zobaczył ją na prawym skrzydle, akurat jak wymierzyła potężne, zdolne do zatrzymania galopującego rumaka pchnięcie, przebijając biegnącego do niej ogara. Nie miał jednak czasu jej się przyglądać, ponieważ dodarł do niego pierwszy przeciwnik, których zamachnął się młotem bojowym w jego stronę. Nikifor błyskawicznie zablokował cios tarczą i wyprowadził własny, trafiając oponenta w głowę. Zobaczył jak oczy jego wroga zalewają się krwią – mężczyzna miał na głowie kolczy kaptur i przeszywanice, jednak uderzenie musiało być na tyle silne by jego czaszka pękła pod siłą ataku, prowadząc do wewnętrznego krwotoku. Obok niego któryś z towarzyszy Nikifora pojedynkował się z wrogim włócznikiem jednak, z boku skoczył na niego potężny Durbagh, którego ogromne uszy, rozpostarły się na kształt skrzydeł, kiedy bestia była w powietrzu. Okropne szczęki wbiły się w ramię mężczyzny, który został pociągnięty na ziemię przez bestię. Nikifor ruszył przed siebie chcą staranować potwora tarczą, jednak za nim dobiegł w to miejsce, ktoś z jego ludzi uciął Durbaghowi łeb toporem. W tym samym czasie włócznik dobił leżącego wściekłym ciosem pomiędzy splamioną krwią i sadzą napierśnik, a hełm. Dowódca zwrócił się w jego stronę i wymierzając ku niemu silny atak znad głowy, upadł jednak popchnięty, a w jego plecach rozległ się ogromny ból. Musiał zostać zdradziecko uderzony od tyłu. Chciał wstać jednak ciało odmówiło mu posłuszeństwa i padł na ziemię, pośród zmasakrowanych ciał towarzyszy broni i kapłanek, które miał ochraniać. Zanim umarł obrócił głowę, i zobaczył jak Aureliusz zasłonił swoim ciałem Berenikę przed ciosem, którego ta nawet nie dostrzegła i padł martwy. Widział jak kobieta zaciekle walczy z grupą wrogów zataczając ogromne łuki swoim mieczem, jednak nagle jej pierś przeszył zagubiony bełt. W momencie, kiedy ta zatrzymała się na chwilę, któryś z jej przeciwników wykorzystał moment i uderzył ją nadziakiem w ramię, a reszta oprychów rzuciła się na ranną kobietę, by dobić ją, a potem ruszyć dalej mordować…

 

***

 

Nikifor obudził się w pięknym ogrodzie. Gdzie okiem sięgnął roztaczały się pola kwiatów i malowniczo rozsiane drzewa, których nie potrafił nazwać. Przed nim znajdowała się pusta altanka, tak piękna, że żaden śmiertelny rzemieślnik nie mógłby jej odtworzyć. Chłodny powiew wiatru przyniósł mężczyźnie poczucie orzeźwienie i musiał zabrać ze sobą jego ostatnie wspomnienia, ponieważ ten zapomniał o walce, którą stoczył. Obrócił się, ponieważ na dłoni poczuł delikatne, wilgotne muśnięcie. Zobaczył za sobą dużego kota. Zwierz wyglądem przypominał rysia, jednak jego futro miało pastelowo-błękitny kolor, poprzecinany jasno różowymi pasami. Język stworzenia był gładki i miły w dotyku, w przeciwieństwie do szorstkich języków domowych kotów, a jego zęby były drobne i nie przypominały kłów drapieżników. Bajeczny ryś miał trzy ogony, każdy zakończony pióropuszem granatowych i pomarańczowych piór. Zwierzę polizało go ponownie i położyło się na plecach, mrucząc głośno. Nikifor nieśmiało zbliżył swoją dłoń do brzucha kota, a widząc, że ten nie zagregował, zaczął go troskliwie głaskać. Po dłuższej chwili ryś wstał jednak i odbiegł na niewielki dystans, po czym zatrzymał się, tak jakby chciał gdzieś poprowadzić rycerza. Ten ruszył chętnie za zwierzęciem, które prowadziło go w głąb ogrodu. Z daleka zaczęły dobiegać dźwięki przepięknej muzyki, a wśród słodkiego aromatu kwiatów, Nikifor zaczął wyczuwać zapach wspaniałej uczty. Po chwili spokojnego spaceru dodarł pod niewielki, malowniczy zagajnik. Pomiędzy drzewami zobaczył biesiadujących ludzi, odzianych w pastelowe szaty, siedzących przy bogato zastawionym stole. Kilku z nich zaczęło wzywać go do siebie gestami. Zbliżając się do nich zobaczył, że byli otoczeniu wieloma zwierzętami, równie pięknymi i baśniowymi jak ryś, który go przyprowadził.

– Dołącz do nas wędrowcze. – Zakrzyknął radośnie ktoś z grupy.

– Z wielką radością.

Nikifor został przywitany przez licznych i pięknych ludzi, którzy po kolei przedstawili mu się, lecz ich imiona brzmiały tak egzotycznie, że nie był w stanie ich zapamiętać. Kiedy o tym powiedział, jeden z mężczyzn, przystojny i atletycznie zbudowany, ubrany w jasnozieloną tunikę i brązowy płaszcz, powiedział:

– To zrozumiałe, jeśli jednak zechcesz z nami zostać, po czasie poradzisz sobie z tym.

Następnie jedna z kobiet, szczupła, z pięknie splątanymi czarnymi włosami powiedziała:

– Zwierzak, który cię tu przyprowadził do Fin’lwe. Kiedy już zaspokoisz głód wędrowcze, mogę cię zapoznać z wszystkimi stworzeniami, które mieszkają w tym ogrodzie.

Zasiadł do stołu razem z pozostałymi, a przyjazne dłonie szybko podały mu potrawy i napoje, które smakowały niepodobnie, do czegokolwiek co jadł wcześniej. Jedząc, wsłuchiwał się w muzykę. Była tajemnicza i nowa dla niego. Zapytał się swojego sąsiada o nią, a ten odpowiedział:

– Nasze utwory tworzymy bazując na dwunastostopniowej skali. Żaden dźwięk nie jest w niej uprzywilejowany. Nie powtarzamy też żadnego z nich za nim nie wykorzystamy wszystkich innych tworząc, jak to nazywamy serię.

– Fascynujące, naprawdę. Zasady, według których komponowana jest muzyka, którą znam są zupełnie inne…

Mężczyźni pogrążyli się w dyskusji o sztuce, która została przerwana, kiedy muzycy zaczęli grać nowy utwór. Był dostojny i elegancki, z silnymi akcentami, a melodia, tym razem nie wydawała się Nikiforowi obca, ponieważ przypominała tradycyjną muzykę z królestwa Wołchwszyc.

-Grają do tańca, będziesz mi towarzyszyć? – Zapytał się rozmówca Nikifora. – Pokaże ci kroki.

– Tak, chodźmy.

Ucztująca chwilę wcześniej grupa, zebrała się niedużej polanie i ustawiła w złożonej z par kolumnie.

– Ten taniec jest prosty, będziemy maszerować razem, powoli i dostojnie. Co trzeci krok, powinieneś wyprostować swoją zewnętrzną nogę… o w taki sposób. – Powiedział i zademonstrował podstawowy krok. – Poprowadzę cię przez późniejsze figury i układy. Troszkę później cała grupa ruszyła w pięknym orszaku maszerując malowniczymi alejami. W trakcie tańca Nikifor przyjrzał się swojemu towarzyszowi. Młody dorosły, był szczupły i niezbyt wysoki. Miał elegancko ułożone czarne włosy i duże brązowe oczy. Był ubrany w fioletową sukienkę, a szyję, kostki i nadgarstki przyozdobił srebrną biżuterią. Widząc, że jego partner mu się przygląda chłopak uśmiechną się szeroko. Wokół pochodu maszerowały różne bajeczne zwierzęta. Kilka kotów podobnych do Fin’lwe, duże zielone pająki, z których odwłoków wyrastały ogromne, różnobarwne kwiaty, a oczy wyglądały uroczo i życzliwe. Kolorowe lisy, które szły powoli, rozkładając każde z swoich sześciu złotych skrzydeł, by zaprezentować je, w geście dumy. W niebie unosiły się pomarańczowe motyle, których górne krawędzie skrzydełek były spowite w płomieniach, które rozjaśniały gęstniejącą ciemność. A po zachodzie słońca, budząc się z snu, wleciały w niebo, ogromne meduzy, w których półprzeźroczystych ciałach pływały gwiazdy. Upływ czasu przypomniał jednak, Nikiforowi o tym, że nie miał pojęcia jak znalazł się w tym miejscu. Pomyślał jednak, że nie jest to właściwy moment, by zapytać się kogoś.

– Za niedługo nasza zabawa się skończy. – Powiedział chłopak w fioletowej sukience. – Ale czeka nas coś jeszcze.

Po chwili orszak zatrzymał się pod ogromnym drzewem z srebrnymi liśćmi. Pary rozdzieliły się, a ludzie usiedli na trawie. Muzyka grana przez ludzi ucichła i zapanowała cisza, ponieważ nie wznowiono rozmów. Na gałęziach drzew pojawiły się przeróżne ptaki, który zaczęły śpiewać. Ich głosy zdawały się przemyślane, tak jakby wykonywały utwór napisany przez mistrza kompozycji. Melodie splatały się w przepięknym kontrapunkcie. Przyglądając się nim Nikifor zobaczył kilka rogatych słowików. Te piękne majestatyczne ptaki, wyglądały jakby na ich głowach znajdowała się korona. Przypomniały mu jednak o Berenice. Jak mógł o niej zapomnieć? Pomyślał, o rudych włosach i umięśnionych rękach. O jej odwadze i sile. Zastanawiał się jak znalazł się w tym ogrodzie bez niej. Powoli jak przez mgłę wróciły do niego wspomnienia o jego śmierci. I przysiędze, którą złożył swojej żonie lata temu. Wstał z ziemi wywołując zamieszanie wśród innych osób.

-Jestem martwy, a to są zaświaty? – Powiedział nie zważając na ptasi koncert.

– Tak – odpowiedziała siwa, starsza kobieta, która również wstała. – Nie powinieneś się tym martwić, ponieważ czekają cię wieczność niezmąconego szczęścia. Jeśli chcesz zapomnieć o swoim dawnym życiu, mogę przygotować odwar z…

Nikifor jednak zignorował ją i zapytał się:

– Czy odnajdę tutaj kobietę o imieniu Berenika?

Zapadła niepokojąca cisza. Zwierzęta ucichły, a nikt nie spieszył się z udzieleniem odpowiedzi. Po chwili staruszka przemówiła ponownie:

– Nie, nie ma jej wśród nas i nie odnajdziesz jej w tej krainie. Nie martw się nią, przygotuję miksturę dla ciebie…

Nikifor przestał słuchać jej dalszych słów. Nie miał zamiaru tutaj być ani chwili dłużej. Przypomniał sobie dzień, w którym wzajemnie z Bereniką złożyli sobie obietnicę, której wypełnienia nadszedł czas. Po Liwadii, krążyły plotki o ludziach, którzy powstawali zza grobu, zyskując magiczne zdolności. Mężczyzna myślał, że są to bajania pospólstwa, jednak na jednym polu bitwy spotkał się z wojownikiem, który po utrzymaniu śmiertelnej rany, zwyczajnie powstał, tak jakby podnosił się po przypadkowym upadku. Zyskał on również taką siłę, że Nikifor nie przeżyłby tej walki, gdyby jego żona nie była u jego boku. Obydwoje zostali wtedy ciężko ranni. Kolejnej nocy, kiedy ocknęli się w lazarecie, poprzysięgli siebie, że jeśli śmierć miałaby ich rozdzielić, oni odmówią nawet i śmierci. Teraz nadszedł czas by ta obietnica została wypełniona. W Nikiforze zaczęły narastać uczucia – tęsknota za ukochaną, żal wywołany rozłąką, radość na myśl o ponownym spotkaniu. Wszystko, co miał do zaoferowania rajski ogród wydało mu się teraz mierne i nieciekawe, w porównaniu do jego pięknej żony. Jakby przyzywane jego emocjami nad ogrodem pojawiły się burzowe chmury, z których bez ostrzeżenia spadł gwałtowny deszcz. Niebo zaczęły przecinać błyskawice. Wszystko dokoła niego zaczęło rozpuszczać się i tracić kolor, jakby zmieniało się w miękką glinę. Ludzie, zwierzęta, rośliny, rozpadały się w bezkształtną masę, która zaczęła spadać w otchłań. W mgnieniu oka, Nikifor znalazł się samemu pośród kosmicznej pustki. Z dala widział gwiazdy, planety podążające swoimi tajemniczymi ścieżkami i bajecznie piękne mgławice. Zanim stracił przytomność ujrzał jeszcze wstęgi tajemniczej energii, biegnące z tajemniczego źródła.

 

***

 

Nikifor obudził się i poczuł, że leży na czymś twardym. Kiedy jednak próbował wstać, podpierając się ręką trawił na coś miękkiego i stracił równowagę, upadając. Kiedy w końcu udało mu się wstać spojrzał za siebie i poczuł przerażenie połączone z obrzydzeniem. Zobaczył bowiem zmaltretowane zwłoki. Rozpoznał białe brygantyny i szaty, malowane hełmy, i kolorowe wianki – teraz zniszczone, brudne od krwi, i popiołu. Zobaczył też wiele znajomych twarzy – towarzyszy broni, kapłanek, których miał bronić i przyjaciół – teraz zastygłych w wyrazie cierpienia, który pozostanie na nich, dopóki nie zmienią się w proch, lub dopóki nie zostaną zjedzone przez robaki. Z trudem oderwał wzrok od makabrycznego obrazu i rozejrzał się dookoła. Znajdował się za rzeką, do której ostatniej nocy próbował desperacko dotrzeć. Z drugiej strony widział poczerniałe pozostałości lasu, którego piękno jeszcze wczoraj podziwiał. Na brzegu rzeki na którym obecnie się znajdował, zostało rozbite obozowisko, pośród którego przechadzali się ludzie. Sądząc po liczbie namiotów, odział nieprzyjaciela był trochę mniejszy niż wojsko Nikifora i ten był przekonany, że w uczciwej walce, jego ludzie wygraliby bez trudu. Stos zwłok znajdował się kilkanaście metrów dalej. Drugi taki stos, leżący trochę dalej Nikifor zobaczył, kiedy odwrócił głowę. Był otoczony przez wygłodniałe Durbaghi, a trzy potwory położył się pośród ciał i spowiły swoje cielska płomieniami by przygotować posiłek. Trochę z tyłu, stało kilkoro ludzi odzianych w grube kaftany, którzy jak domyślał się rycerz, mieli spętać bestie, kiedy te się posilą, a także, w razie potrzeby zapobiec wybuchowi kolejnego pożaru. Nikifor czuł, jak narasta w nim gniew. Szubrawcy i przebrzydłe potwory w taki sposób traktowali szczątki najszlachetniejszych i najwspanialszych mężczyzn, i kobiet jakich miał zaszczyt poznać w swoim życiu. Domyślał się również, że gdzieś pośród zwłok, leżało ciało Bereniki, która prędzej czy później dokona swoją część przysięgi i powstanie zza grobu. Wściekły wojownik, pośród martwych rycerzy, znalazł długi miecz i zbrojny w ten sposób ruszył, ku drugiemu stosowi, niesiony przez skrzydła furii. Zbliżył się do wrogów tak szybko, że zdołał ich zaskoczyć. Był jednak bardziej honorowy niż tamci – dał im chwycić za broń, zanim wymierzył pierwszy bezlitosny cios, który rozpłatał szyję pierwszej z jego ofiar. Krew poleciała ku niebu niczym konfetti, rzucone by cerberować śmierć takiego, nic niewartego zbója. Kolejny próbował zaatakować Nikifora, jednak ten bez wysiłku sparował cios i krocząc do przodu wyprowadził własny, który pozbawił wroga ręki, która jeszcze niedawno została wzniesiona by nieść śmierć. Zanim jednak rycerz zdążył dobić swoją ofiarę, powietrze, jak prujący przez niebo orzeł, przeciął skaczący ku niemu Durbagh. Kiedy, pasące się zwierzę nie dojrzało by nawet, pikującego z góry drapieżnego ptaka i zginęło by, porwane przez potężny dziób, nieświadome skąd nadeszła zguba, tak zwykły człowiek zostałby rozszarpany przez błyskawiczny atak ogara – lecz Nikifor – ten który wyrwał się z ramion śmierci, uskoczył przed nienawistnymi kłami i wyprowadził miażdżący kontratak, który przepłatał głowę bestii na pół. Odcięte, gigantyczne ucho odsłoniło rozżarzoną czaszkę, której wewnętrzny ogień przygasał szybko, jak węgielek wrzucony do morza, kiedy z potwora uchodziło życie. Lecz jeden orzeł, zmienił się w stado krwiożerczych kruków i wron, kiedy pozostałe potwory skakały do walki. I jak wygłodniałe ptactwo, które służąc boskim rozkazom rzuca się do trzewi grzesznika, by wyrwać z jego żywota każdy kęs strawy i każdy łyk napoju, aby ten cierpiał wieczne katusze, tak bestie rzuciło się by wyrwać Nikiforowi jego ostatnie tchnienie i upuścić ostatnie krople krwi. Lecz ten był sprawiedliwym mężem, który jeszcze nie zdążył się splamić niewinną krwią i niesłuszna kara nie miała nad nim mocy, dlatego z nieludzką prędkością uchylił się od wielu szczęk i pazurów, wymierzonych przeciw niemu, a następnie zaczął gniewnie ciąć mieczem. Z każdym atakiem powietrze przecinał coraz to nowy skowyt bólu zranionych i umierających Durbaghów, kiedy kolejne ciosy łamały żebra, odcinały łapy i uszy, podrzynały gardła i zagłębiały się w rozżarzonych pyskach. Nagle rozległ się dźwięk rogu, pozbawiony glorii rogów hufców rycerzy ruszających do wielkiej bitwy – sygnał ten był słaby i wątpliwy – był przerażonym wzywaniem o pomoc. Osoba, która go podniosła, jeden z zbirów próbował zresztą haniebnie uciec. Jednak jej nogi nie dały rady ponieść jej daleko, gdyż zostały odcięte błyskawicznym atakiem. Tchórz został szybko dobity przez swojego oponenta, silnym pchnięciem w gardło, z którego krew wzleciała ku niebu, jak płatki kwiatów rzucane przez dziewczyny podczas wiosennych świąt. Podobny los spotkał bandytę, któremu Nikifor odciął wcześniej rękę, a który padł w trawę, szlochając z bólu. Jednak walka się nie skończyła. Z obozu nadeszli wezwani dźwiękiem rogu, który być może był zbyteczny, bo nietrudno byłoby zauważyć dziejącą się nieopodal rzeź, kolejni wojownicy, którzy półkręgiem ustawili się wokół samotnego rycerza. Towarzyszyły im ostanie pozostałe przy życiu ogniste ogary, które czy to dzięki tresurze czy to dzięki swojej inteligencji, powstrzymywały jeszcze krwiożercy instynkt. Z tłumu zbirów i obwiesi, na przód wyszła jedna osoba, która wyróżniała się na tle grupy. Była ona ubrana w poczernioną, płytową zbroję trzy czwarte – to jest pozbawioną żelaznych trzewików, zamiast których, postać przywdziała wysokie buty z ciemnej skóry, by ułatwić sobie jazdę konną i poruszanie się w polu. Pancerz był ozdobiony srebrnymi inkrustacjami kojarzącymi się raczej z okultyzmem, niż symbolami używanymi przez rycerstwo. Na napierśniku i fartuchu przedstawiono trujące zioła, wykorzystywane do tworzenia przerażających mikstur, na tarczka opachowych – na lewej cienki jak sierp księżyc, a na drugiej przerażające, otwarte oko. Zdobienia i rzeźbienia na hełmie sprawiały, że ten wyglądał jak twarz demona, skrzywiona w wyrazie gniewu. Przywdziana w zbroję osoba powiedziała czystym i wyraźnym głosem: 

– Nie oszczędziliśmy nikogo, mniemam więc, że uciekłeś z objęć śmierci, wojowniku.

Nikifor milczał i czekał w bezruchu. Nie miał zamiaru wdawać się w rozmowy, jednak czekał aż nowy wróg będzie gotowy do walki, nie pragnął bowiem atakować podstępnie.

– Wiesz, że większość ludzi, tak daje się ponieść przyjemnościom zaświatów, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że są martwi? A tym bardziej nie pragnie od nich uciec. – Odziana w ciężką zbroję osoba kontynuowała. – Zastanawiam się więc, co poszło nie tak. W twojej wersji raju musiało czegoś brakować, czegoś o niewyobrażalnej wartości. Nie mylę się, prawda?

Te słowa, sprawiły, że gniew opuścił na chwilę żądnego sprawiedliwości Nikifora, a jego ciało przeszedł dreszcz. Nie był tchórzliwym człowiekiem, lecz było coś głęboko niepokojącego, w osobie, która praktycznie natychmiast poznała się na nim, oraz zdawała się dogłębnie rozumieć to co dla żywych było największą tajemnicą – śmierć.

– Nie bój się, nie bój się – mówił dalej nieznajomy. – Przeszedłem to samo. Może powinniśmy porozmawiać, zamiast kontynuować tą walkę?

– Nie będę dyskutował z złoczyńcami, mordercami niewinnych kobiet, i chowającymi się za plecami potworów tchórzami.

– Zrobiliśmy to co było konieczne. Zresztą czy ty właśnie nie zabiłeś ludzi, którzy nie mieli z tobą żadnych szans w walce? Nie zauważyłeś, że odkąd powstałeś z zmarłych, jesteś szybszy, silniejszy i bardziej spostrzegawczy niż kiedykolwiek wcześniej?

Nikifor nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć, pogrążony w złości nie zwrócił na to uwagi, ale faktem byłem, że w jednej chwili zabił kilkoro ludzi i grupę niezwykle groźnych bestii, nie zostając nawet zadrapany. Pamiętał też jakim trudem była walka, z ożywionym wojem wtedy, gdy związał się przysięgą z Bereniką. Pomyślał jednak, że takie zarzuty, wypowiedziane z ust osoby, która jak się domyślał stała za nocnym atakiem i rzezią na kapłankach, nie mogą mieć większej wartości, dlatego odrzekł:

-Nie będę z tobą rozmawiać. Szykuj się do walki.

Jednak opancerzony wojownik, zamiast sięgnąć po swój miecz, przemówił ponownie:

– Myślę, że możemy dojść do porozumienia. Nie sądzisz, że coś jest nie tak z naszym światem, skoro bogowie, próbując stworzyć radosne życie pozagrobowe, mylą się czasem i odnoszą porażkę, a rozczarowane dusze wracają do ciał, bogate w wiedzę i umiejętności, których nie powili posiadać ludzie? Jeszcze nie rozumiesz w pełni tego kim się stałeś. Ale wszystko mogę ci wytłumaczyć, tylko wysłuchaj mnie.

– Twoje czyny rozbrzmiewają, głośniej niż cokolwiek co możesz mi powiedzieć. To co mówisz, może brzmieć logicznie, jednak, kiedy twoje ręce ociekają niewinną krwią, mogę sądzić, że twoje usta plują jadem i kłamstwami. To jest ostatnie ostrzeżenie – gotuj się do walki – wykrzyknął Nikifor.

– Zrobiłem to co konieczne i zostanę oczyszczony z moich grzechów, służę bowiem czemuś większemu… – Lecz nie dane było mu dokończyć zdania, bowiem jedyny ocalały z wczorajszego pogromu rycerz, zgodnie z swoimi słowami zaatakował. Nieznajomy nie zdążywszy sięgnąć do broni, zablokował cięcie czarną rękawicą i cofnął się kilka kroków w tył chwytając za miecz. W tym czasie otaczający dwójkę wojowników opryszkowie, dołączyli do walki atakując jednocześnie i wznosząc agresywne wrzaski. „Umrzyj na dobre”, „Razem go, bracia, razem”, „Nie dajcie mu wytchnąć”, to kilka które Nikifor wyłapał. Czuł jednak, że jak całun ma skryć przed światem brzydotę rozkładającego się ciała, tak ich okrzyki miała ukryć przerażenie. Pomyślał, że słusznie się go boją, bowiem ta obszarpana gromada nadawała się do obrabowania pijanego kupca w ciemnym zaułku, a nie do tego, żeby stawić czoła rycerzowi Liwidii. Nie przyszło mu do głowy, że grozą napełniał ich fakt, jak bez zawahania rzucił się do walki przeciw tak licznemu gronu, że jego ruchy były silne i szybkie, niczym sztormowa fala, która wśród ogłuszającego huku, miażdżyła kadłuby największych statków i łamała dumnie pnące się w przestworza maszty. Nie myślał o tym, że ci z kamratów i potworów, którzy dotychczas stawiali mu czoła skończyli jak marynarze, którzy w próżnej próbie stawili czoła wzburzonemu żywiołowi, i że zostawił po sobie jedynie zmasakrowane ciała, o wyprutych trzewiach, tak samo jak morze po uspokojeniu się podnosi czasem na powierzchnie resztki pożartych przez nie okrętów. Mimo tego, jak zabójcze połączenie tworzyła nowo uzyskana przez wojownika siła i zwinność oraz lat doświadczenia i doskonalenia się w szermierce, ilość nadchodzących ataków z strony zbójów i Durbaghów sprawiła, że Nikifor musiał przejść do defensywy, nie mając czasu, ani przestrzeni na własne natarcie. Odbijał jednak ataki nadchodzące z każdej strony reagując na najsubtelniejsze sygnały, zwiastujące nadchodzący cios, które to normalny wojownik przegapiłby w ferworze walki i od których zginąłby, uderzony z tyłu. Z każdym odbitym uderzeniem, Nikifor dostrzegał rzecz, która nie powinna istnieć w tym świecie – wokół niego zaczęły pojawiać się wstęgi tajemniczej siły, takie same jakie zobaczył tuż przed tym jak obudził się na stosie zwłok. Czasem przybierały one kolor fuksji i ultramaryny, czasem rozbłyskiwały światłem odległych słońc, a czasem biła od nich tajemnicza ciemność, która zdawała się wciągać wszystko dookoła. Były one energią kosmosu, którą mogli dostrzec jedyni ci, którzy przedarli się przez granicę zaświatów. I z każdym odbitym atakiem, w Nikiforze rosła frustracja, chciał on bowiem zakończyć tą walkę jak najszybciej, i zacząć szukać zwłok swojej ukochanej, i czekać cierpliwe, aż ponownie zagości w nich życie. I jakby w odpowiedzi na te uczucia, kosmiczna siła nabrzmiała i wzburzyła się. I dzięki jej mocy stała się rzecz nadzwyczajna – w powietrze, z stosów zwłok, podniosła się broń zabitych rycerzy, tak jakby ich duchy powstałyby pomścić swoją gwałtowną śmierć. Podniesiony przez magiczną siłę oręż nagle, ruszył do przodu, w stronę wrogów Nikifora, jak wzburzona fala, która wtarga do portu, kiedy łapczywe zniszczenia morze nie zaprzestaje na porwaniu tego co znalazło się na otwartych wodach, ale wdziera się do ludzkich siedzib, by tam ostatecznie zaspokoić swój apetyt. I ta stalowa fala, stworzona z włóczni, toporów, mieczy, młotów i nadziaków, uderzyła w niespodziewających się tego zbójów i Durbaghi, porywając ze sobą porozrywane i pocięte szczątki, dłonie, głowy, łapy i nogi oderwane od reszty ciała. Wszystkie gardy, uniki czy tarcze okazały się nieskuteczne przeciw takiej dzikiej sile. Cisnęła ona w dal trzewia i wnętrzności, tak jak morze wyrzuca czasem z swoich głębi muszle, i korale. A jucha rozbryznęła się na raz, w takiej ilość, że patrząc na nią, można byłoby odnieść wrażenie, że przybrała ona kształt kolejnej fali – zamiast jednak utworzonej z stali, uformowanej z krwii. Tylko jedna osoba poza Nikiforem przetrwała ten sztorm, a był to, stojący dumnie, tak jak kamienna morska latarnia, przyodziany w czarną zbroję nieznajomy, a przed nim stał cień, stworzony na jego podobieństwo cień, ukształtowany z tych samych kosmicznych wstęg, które podniosły po raz ostatni broń zmarłych. Sobowtór ten trzymał w rękach dwie, ogromne tarcze, wyglądem przypominające ościeża drzwi, którym osłonił swój pierwowzór przed ciosami. Nieznajomy przemówił:

-Czy teraz widzisz do czego jesteś zdolny? Po raz kolejny proszę zaprzestań walki…

Jednak nie był to czas na rozmowy, bowiem gniew, który wzbierał się w Nikiforze, odkąd ten powstał zmarłych i w końcu stał się nie do opanowania, i ten rzucił się na swojego oponenta wiedziony ślepą furią. Za każdym jego ciosem, jak echo podążały ataki magicznie tańczących w powietrzy broni. Jednak czarna postać uchylała się przed nimi lub blokowała je swoim mieczem, a czasem przyzywała swojego sobowtóra, by ten pomógł obronić się przed szalejącą burzą żelaza. Nagle jednak, gdy na chwilę Nikifor stracił czujność, wyposażonych w tarcze cień pojawił się z jego boku i uderzył go nimi jak taranem. Wściekły rycerz padł na ziemię, a jego wróg, odrzuciwszy swój miecz, rzucił się na niego przygniatając go swoim ciężarem i wymierzył w jego twarz potężny cios, okutą w stal rękawicą. Mimo uzyskanej przewagi widać było, że ten nie zamierza wykończyć oponenta, a jedynie go obezwładnić.

– Może teraz w końcu mnie wysłuchasz? – Krzyknął.

Jednak nie spotkał się z odpowiedzią, ponieważ Nikifor wolną ręką wyszarpną, przypasaną do pasa mizerykordię i szybkim, lecz precyzyjnym ruchem pchnął ją w wizjer hełmu nieznajomego. Jego ciało opadło bezwładnie, bowiem taki cios musiał być śmiertelny. Rycerz zapchnął z siebie zwłoki oponenta i wstał obolały. Nie zdążył jednak, nawet odwrócić się do niego plecami, a ten zaczął samemu podnosić się z ziemi.

– Dla sprawy, której służę mogę umrzeć nawet tysiąc razy – Rzekł powstający wojownik. Tym razem nie czekając na moment, w którym jego wróg będzie gotowy do walki, Nikifor zaatakował, jednak przed nim wyrósł trzymający tarczę sobowtór i przyjął za jej pomocą uderzenie. Cień rozpłynął się w powietrzu tak szybko jak się pojawił, ujawniając nadciągający za niego cios, przyodzianą w czerń pięścią. Atak nieznajomego trafił Nikifora w brzuch, sprawiając, że ten zwijając się z bólu wypuścił swój miecz, a wirujący w powietrzu oręż, upadł na ziemię razem z nim. Opancerzona postać kontynuowała natarcie, uderzając bez przerwy. Okładany bezlitośnie rycerz nie mógł znaleźć okazji, żeby wyrwać się spod tego gradu ciosów. Czuł, że zaraz ból i zmęczenie powalą go, i będzie musiał zaakceptować wyższość swojego wroga, zostanie na pastwie tego okropnego mordercy. W ostatnim dramatycznym wysiłku, skupił swoją wolę i tym razem w pełni świadomie, wzniósł z pomocą kosmicznej energii jeden z leżących na ziemi mieczy, i nie dotykając go nawet, wymierzył atak, w jedyną nieosłoniętą ciemną zbroją część ciała swojego wroga, jaką były nogi, przywdziane w skórzane buty. Klinga lecąca z niebywałą siłą odcięła je tuż poniżej kolan, a nieznajomy upadł gwałtownie. Nikifor złapał oddech, a jego gniew w końcu z niego uszedł. Obawiał się, że walka jeszcze się nie skończyła. Nie mógł po prostu dobić swojego oponenta, ponieważ ten mógłby po raz kolejny odmówić śmierci. Nie mógł go również po prostu zostawić w takim stanie, w bólu i goryczy., zwłaszcza, że jego oponent mógł wbrew pozorom nie być bezsilny. Gdyby zastał kogoś w takim stanie, po normalnej bitwie, zaciągnąłby go do lazaretu nie bacząc czy ta osoba była wrogiem czy przyjacielem. Jednak jego przeciwnik nie był normalnym kombatantem i Nikifor domyślał się, że gdy tylko ból choć odrobinę ochłonie, ten będzie w stanie kontynuować walkę za pomocą swojej magicznej mocy. Wojownikowi przyszło na myśl tylko jedno rozwiązanie, które jednak było zaprzeczeniem wszystkich wartości jakie wyznawał do teraz, z racji na swoje okrucieństwo. Nie miał jednak innego pomysłu. Złapał swojego wroga i zaczął ciągnąć go za sobą, a ten nie odzywał się, jednak jęczał z bólu. Po krótkiej chwili dotarł do mostu znajdującego się nad pobliską rzeką i zatrzymał się na jego środku.

– Mam nadzieję, że szybko pogodzisz się z śmiercią i nie będziesz cierpieć na próżno. – Powiedział Nikifor.

– Co zamierzasz zrobić? – Krzyknął tamten.

Jednak rycerz nie odpowiedział i zepchnął ciało nieznajomego w dół mostu. To było jedyne rozwiązanie, jakie był w stanie wymyślić. Nieznajomy nawet z pomocą magii nie byłby w stanie wydostać się z głębi rzeki, pozbawiony nóg i odziany w pełną zbroję. Mimo, że utopienie wroga, było okrutne i Nikifor nigdy nie potraktował w taki sposób żadnego z swoich przeciwników, w ten sposób sprawiał, że ten nawet, jeśli tamten powstałby z zmarłych ponownie, umrze ponownie w przeciągu kilku minut. Dlatego właśnie życzył mu, żeby ten szybko zaakceptował zaświaty i odszedł na wieczny spoczynek.

 

***

 

Nikifor odnalazł ciało Bereniki jeszcze tego samego dnia, kiedy zakończyła się jego walka z nieznajomym oddziałem. Czuwał przy nim do ranka kolejnego dnia. Jednak jego ukochana nie wracała do żywych. Ponieważ nie byłby w stanie zmrużyć oka, nie przeżywając ponownie koszmarów ostatnich dwóch dni, postanowił zająć się chowaniem martwych. Nie tracił jednak nadziei na ponowne spotkanie z ukochaną, ponieważ ta – zawsze wierna rycerskim cnotom, wolałaby cierpieć po kres świata, niż złamać raz dane słowo. Coś musiało ją zatrzymywać, jednak wierzył, że tak szybko jak zauważy nieobecność ukochanego męża w zaświatach, zrobi wszystko by wyrwać się z objęć śmierci. Każdemu z zabitych sporządzał własny grób, nie patrząc czy był to ktoś z jego towarzyszy czy wrogów, każdy bowiem zasługiwał chociaż na tą odrobinę godności. Tylko ciała Durbaghów, zakopał w masowej mogile. Praca ta zajęła mu kilka dni, w trakcie których cały czas doglądał ciała Bereniki. Wierzył, że wróci do niego, pomimo tego, że na jej zwłokach zaczęły pojawiać się pierwsze znaki rozkładu. Kiedy, jednak pochował wszystkie szczątki, poza tym jednymi, rozpacz ogarnęła jego serce. Usiadł przy ciele i na dwa dni zamarł w takiej pozycji, czuwając na choć najmniejszy znak życia. Jednak po tym czasie smutek i zmęczenie ostatecznie zabiły jego nadzieję. Mimo, że nawet na chwilę, nie zwątpił, że jego żona dopełniłaby przysięgi, gdyby mogła, coś musiało się stać. Być może bogowie sprzeniewierzyli się przeciw nim albo dowódca morderców towarzyszy Nikifora, który mógł wiedzieć kogo atakują, a który zdawał się wiedzieć wiele o sprawach życia i śmierci, obłożył wojowniczkę jakąś paskudną klątwą, która nie pozwalała jej wrócić do żywych. Mężczyzna jednak nie był w stanie znaleźć odpowiedzi na pytanie o to, co mogło ją powstrzymać. Z czasem beznadzieja pozbawiła go nawet zdolności do tego, żeby spróbować znaleźć na tą zagadkę logiczną odpowiedź i ostatecznie, pochował również i ją. Nie był w stanie sporządzić jej godnego nagrobku, dlatego jako skromną namiastkę, wbił jej dwuręczny miecz, który również znalazł, a który został prawdopodobnie zabrany z pola pierwszej potyczki, jako łup przez któregoś z nieprzyjaciół, tuż nad jej ciałem. Do jego głowy przyszła ponura świadomość tego co się naprawdę stało. Poświęcił swoje miejsce w rajskim ogrodzie, na rzecz brutalnej rzezi, a później krwawego pobojowiska. Stracił jakikolwiek cel w życiu. Stracił nawet to kim był, ponieważ po tym jak dał się ponieść gniewowi i zabił wszystkich, mimo nawoływania do zaprzestania walki, po tym jak brutalnie utopił jednego z wrogów, Nikifor nie był w stanie nazwać się szczerze honorowym rycerzem, jakim był w przeszłość. Przez chwilę zastanawiał się, co mogło być motywacją jego wrogów i czy gdyby wtedy się powstrzymał, znaleźliby wspólny język. Mimo, żalu jaki odczuwał z tego co zrobił, wątpił w to. Ale może chociaż wszystko można było rozstrzygnąć inaczej? Może byłby w stanie w jakiś sposób, doprowadzić swoich przeciwników przed obliczę sprawiedliwości, zamiast okrutnie ich zabić. Przede wszystkim jednak, przysięga, która miała sprawić, że nawet śmierć nie rozdzieli go z Bereniką, zawiodła i okrutny los ostateczne zatriumfował. Jedyne co wywalczył stawiając czoła przeznaczeniu to kilka dni, w których mógł popatrzeć jak doczesne szczątki jego żony zaczynają gnić i powoli obracać się w proch. Beznadzieja i rozpacz ogarnęły jego serce, i Nikifor zastanawiał się, czy naprawdę wyrwał się śmierci, ponieważ wydawało mu się, że w środku jest równie martwy jak wszyscy pozostali na tym przeklętym pobojowisku.

Koniec

Komentarze

Cześć,

fajnie, że tu trafiłaś, tak więc witamy :)

Jako dyżurny chciałbym przeczytać cały Twój tekst, niestety nie podałam temu zadaniu.

Pierwszy akapit jest niestety na tyle niechlujny, że czytanie 50k znaków byłoby lekką katorgą. Widzę natomiast, że starasz się budować barwne zdania, ale przy obecnych umiejętnościach co drugie zdanie wychodzi najzwyczajniej w świecie… pokracznie? Zabrakło co najmniej jednej korekty przed publikacją. 

Dobra rada na początek: zacznij publikację tutaj od krótkich tekstów. Uwierz mi, że to znacznie szybciej pozwoli Ci się rozwinąć.

Dla przykładu pokażę Ci kilka błędów z tego pierwszego fragmentu, i to takich na pierwszy rzut oka, a na pewno jest więcej.

 

Nikifor rozejrzał się dokoła siebie. – gdzieś czytałem, że ta forma jest niby poprawna, mimo wszystko dookoła jest raczej lepszym rozwiązaniem.

 

słonce rumieniło się i powoli chowało się za widnokręgiem, jak nieśmiałe dziewczę, z ukrycia podglądające swojego lubego. – Literówka.

 

Po ubitej drodze przemieszczał się powoli konwój wozów, wokół którego szły, odziane w białe szaty, przystrojone świeżo zerwanym kwieciem kapłanki, śpiewając radośnie. – Dziwny szyk zdania.

Nie pasując do sielankowej sceny, z przodu, konno podróżował odział rycerzy odzianych w barwione na biało brygantyny i proste hełmy. – powtórzenie, którego można spokojnie uniknąć. Oraz: oddział

 

Drugi taki odział znajdował się za kolumną wozów. – To samo.

 

Nikifora, który jako główny dowódca, jechał w środku konwoju dogoniła wojowniczka, z tylnej grupy. – Przecinki i szyk, przeczytaj sobie to zdanie na głos uwzględniając przecinki.

 

Na jej rudych włosach, związanych w obwiązany dokoła głowy warkocz, znajdował się wianek, który prawdopodobnie otrzymała od którejś z kapłanek. – związanych w obwiązany? Nie brzmi najlepiej. 

 

-Mężu. – Powiedziała. - tutaj masz link do fajnego poradnika dotyczącego zapisywania dialogów:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Na tym zakończę póki co.

 

 

Realuc, dziękuję za uwagi. Poradnik o dialogach na wagę złota :) Na razie czasu mi starczyło, żeby przejrzeć pierwszy akapit, żeby poprawić zapis dialogów i poszukać w własnym zakresie podobnych błędów do tych, które wypunktowałeś. Cóż, starałam się doprowadzić opowiadania to jak najlepszego stanu przed wrzuceniem czytając je wiele razy, więc tylko pokazałeś mi jak wiele pracy przede mną

Cześć,

 

Przeczytałem, choć nie było to łatwe zadanie (i nie chodzi tu bynajmniej o fabułę).

 

Więc tak. Ogólnie historia jest fajna, pełna fantastyki. Momentami są bardzo plastyczne opisy i przyznam, że byłem ciekawy, jak się to skończy. Mnie początek akurat zachęcił do dalszego czytania ;). Niestety przyjemności w czytaniu tego opowiadania odbierają dwie rzeczy, które musisz koniecznie wyeliminować jeśli będziesz chciała zatrzymać czytelnika przy swoim tekście (szczególnie tak długim)

Po pierwsze, błagam, nie serwuj ściany tekstu, która tak zamula wzrok, że trzeba odejść na chwilę od monitora. W opowiadaniu pojawia się kilka takich ścian, 20-25 wierszy bez akapitu to już dużo, a Ty w jednym miejscu masz ponad 70 (!) wierszy bez podziału. To się zwyczajnie źle czyta.

Po drugie, czy w tych 70 wierszach nikt do siebie nie mówił? Dialogi dodają dynamiki, przyspieszają narrację, korzystaj z tego. Nawet z jakiś krótkich wtrąceń.

Ponadto mam wrażenie, że tekst jest zwyczajnie za długi, w sensie jest dużo opisów, które fabularnie nic nie wnoszą albo w pewnym sensie się powielają (np. pieśń żony Nikifora i późniejszy opis tej historii z POV Nikifora).

Szkoda też, że mimo tylu znaków nie dowiedziałem się, dla jakiej sprawy warto umrzeć nawet tysiąc razy.

 

Poniżej rzeczy, na które zwróciłem uwagę – na pewno w tekście jest ich znacznie więcej (chociażby z powodu jego długości) lub występują seryjnie. 

 

Łącznik (dywiz), półpauza, pauza.

To są różne znaki – w kontekście zapisywania dialogów, bo pojawiają się różne zapisy.

 

Mężczyzna znał tą historię,

tę https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/te-czy-ta;1598.html

 

Mimo, że panowała noc, było jasno[,] zaskakująco jasno, a wszystko skąpane było w pomarańczowej łunie.

Mimo że https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-mimo-b-ze;14798.html

 

 

Wiedział jednak, że las nie kończy się daleko, a na końcu formacji drzew znajdowała się szeroka rzeka, która stanowiłaby barierę dla płomieni, lub chociaż spowolnić je na tyle by grupa uciekła daleko.

Tu chyba czegoś brakuje.

 

Ta informacja zaniepokoiła Nikifora.

Tu pojawia się tak soczysta ściana tekstu, że aż oczy bolą, musisz to podzielić ;) 

 

lecz wiedzeni dźwiękiem roku

Rogu?

 

Część rycerzy poruszała się pomiędzy zwierzętami pomagając nie wprawionym w jeździectwie kobietom.

Niewprawionym

 

W grupie można było wyczuć napięcie, a patrząc na kapłanki, nie trudno byłoby zauważyć, że chciałyby ruszyć na przód najszybciej jak się da.

Nietrudno

 

Jednak chwila zwłoki, spowodowana przez protesty kapłanek okazała się jednak zabójcza

 

Analizując to wszystko, w mgnieniu oka doszedł to wniosku, wrogowie próbują zapędzić ich w stronę rzeki

Tu chyba czegoś brakuje.

 

Brutalni napastnicy nie oszczędzali też kapłanek.

Niech ta brutalność wybrzmi opisem (co IMO się akurat udaje w tym konkretnym przypadku), nie trzeba tego dodatkowo pisać. To ogólna uwaga do całego opowiadania. Pojawiają się takie zwroty jak okropne szczękigroźny ogień. Dlaczego ten ogień jest groźny? Dlaczego te szczęki są okropne? Lepiej to opisać np. ogień zaczął trawić wóz stojący kilka metrów od rycerza, który czuł na skórze bijący żar płomieni (czy coś w tym stylu).

 

Gdzie okiem sięgną roztaczały się pola kwiatów i malowniczo rozsiane drzewa, których nie potrafił nazwać.

Sięgnął?

jasno różowymi

jasnoróżowymi

 

Nikifor został przywitany przez licznych i pięknych ludzi, którzy po kolei przedstawili mu się, lecz ich imiona brzmiały tak egzotycznie, że nie był w stanie ich zapamiętać

Hmm jakoś dziwnie to brzmi, chodzi mi tu o połączenie licznych i pięknych. Może lepiej napisać wprost, że przywitała go duża grupa ludzi + opis, z którego wynika, że są piękni.

 

Był on młodym dorosłym, był szczupły i niezbyt wysoki.

 

Był jednak lepszy niż tamci – dał im chwycić za broń, zanim wymierzył pierwszy bezlitosny cios, który rozpłatał szyję pierwszej z jego ofiar.

Lepszy, w sensie bardziej honorowy?

 

Jednak jej nogi dały rady ponieść jej daleko, gdyż zostały odcięte błyskawicznym atakiem.

Tu chyba czegoś brakuje w tym zdaniu.

 

Odziana w ciężką zbroję osoba kontynuowała

Już wiemy, jak ta zbroja wygląda, mamy jej obraz w głowie. Nie musisz tego ponownie pisać

 

Nikifor odnalazł ciało Bereniki jeszcze tego samego dnia, kiedy zakończyła się jego walka z nieznajomym odziałem.

 

– Dla sprawy, której służę mogę umrzeć nawet tysiąc razy.

 

 

Na koniec podrzucam Ci zestaw linków, które kiedyś zostawił mi NoWhereMan:

 

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

 

Dodatkowo zachęcam Cię do przejrzenia podlinkowanych artykułów/poradników na profilu Tarniny oraz przejrzenia Jej publicystyki, warto.

 

Jeśli chodzi o informację zwrotną, to polecam Ci pisać krótsze teksty – szorty, krótkie opowiadania są zwyczajnie częściej czytane.

 

Ogólnie jest okej, z chęcią przeczytam Twoje kolejne opowiadania (bez ścian tekstu!).

grzelulukas,

 

Cieszę się, że chociaż niektóre elementy przypadły ci do gustu.

 

Dziękuje, za wyłapanie błędów technicznych, zarówno tych gramatycznych etc., jak i tego z podziałem na akapity oraz zalinkowanie poradników, które bez wątpienia wykorzystam w przyszłości :)

 

Dużo do myślenia dała mi twoja krytyka elementów, na które zdecydowałam się świadomie, a żeby być konkretniejszą, to ilości opisów, oraz pominięcie celów złoczyńców. Wydaje mi się, że masz sporo racji, a mi nie udało się za bardzo spojrzeć na tekst oczami czytelnika – np. dość celowo nie napisałam, co tak motywuje tego złego rycerza, żeby skupić się postaci Nikifora. Ale czytając twój komentarz doszłam do wniosku, że sama byłabym niezbyt zadowolona czytają tekst, w którym nie ma jakiejkolwiek wzmianki o tym co motywuje złoczyńców do działania. 

Fajnie, że mój komentarz Ci się przydał :)

 

Po prostu zostałem z niedosytem, bo zwyczajnie liczyłem, że będzie jakieś rozwiązanie tej „tajemnicy”. 

Dobrnełam do trzecich gwiazdek i, wybacz Feluniu, na tym poprzestanę. Lektura przeczytanego fragmentu była drogą przez mękę, albowiem tekst jest napisany bardzo źle – jest tu wiele błędów, powtórzeń, fatalnie skonstruowanych zdań, trafiają się literówki, źle zapisane dialogi, że o nie najlepszej interpunkcji i wielkich blokach tekstu nie wspomnę.

Wypisałam zaledwie część usterek, bo do poprawy jest tu niemal każde zdanie. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Zgadzam się ze zdaniem Realuca – na początek pisz krótkie opowiadania. Łatwiej je przeczytać i wskazać usterki.

 

Pięk­ny, so­sno­wy las, prze­cię­ty sze­ro­kim trak­tem, roz­cią­gał się po ho­ry­zont… → Obawiam się, że nawet stojąc na skraju lasu nie można zobaczyć, że ciągnie się on po horyzont, bo drzewa zasłaniają horyzont.

 

nie­śmia­łe dziew­czę, z ukry­cia pod­glą­da­ją­ce swo­je­go lu­be­go. → Zbędny zaimek – czy nieśmiałe dziewczę podglądałoby cudzego lubego?

 

Na jej ru­dych wło­sach, zwią­za­nych w ob­wią­za­ny do­oko­ła głowy war­kocz… → Brzmi to fatalnie. Ponadto warkoczy się nie związuje, a plecie.

Proponuję: Na ru­dych wło­sach, splecionych w okalający głowę war­kocz

 

Była ona do­wód­czy­nią ja­dą­ce­go z tyłu od­dzia­łu. → Zbędny zaimek.

 

-Mężu – po­wie­dzia­ła. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Z tego co udało się nam za­uwa­żyć sta­ra­ją się kryć… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – Z tego co zauważyliśmy, sta­ra­ją się kryć

 

Atak na ko­bie­ty po­dró­żu­ją­ce by zło­żyć mo­dli­twy… → Jak składa się modlitwy?

 

pa­trząc się jak ma­ją­cy czas na od­po­czy­nek wo­jow­ni­cy… → …pa­trząc, jak ma­ją­cy czas na od­po­czy­nek wo­jow­ni­cy

 

W jed­nej ręce trzy­ma­ła miskę z swoją por­cją je­dze­nia, a w dru­giej swój po­tęż­ny dwu­ręcz­ny miecz… → Zbędne zaimki – czy chodziłaby z cudzym jedzeniem i cudzym mieczem?

 

po­ko­cha­ła go całym swoim ser­cem… → Zbędny zaimek – czy pokochałaby go cudzym sercem?

 

Be­re­ni­ka usia­dła obok niego od­kła­da­jąc miecz na zie­mię, a on po­ca­ło­wał w po­li­czek, wie­dząc, że ona nie bę­dzie to­le­ro­wać więk­szych ge­stów czu­ło­ści… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Gesty wykonuje się rękami – pocałunek nie jest gestem.

Proponuję: Be­re­ni­ka usia­dła obok, od­kła­da­jąc miecz na zie­mię, a on po­ca­ło­wał ją w po­li­czek, wie­dząc, że nie bę­dzie to­le­ro­wać więk­szych przejawów czu­ło­ści

 

– Mam na­dzie­je, że mar­twi­my się na zapas… → Literówka.

 

Sie­dzie­li chwi­lę w ciszy je­dząc swoje por­cje, jednak po chwili… → A może wystarczy: Sie­dzie­li chwi­lę w ciszy je­dząc, jednak po chwili

 

po chwi­li męż­czy­zna po­mię­dzy obo­zo­wym zgieł­kiem usły­szał jak jego żona śpie­wa… → Nie wydaje mi się, aby istniało coś pomiędzy zgiełkiem.

Proponuję: …po chwi­li, mimo obozowego zgiełku, męż­czy­zna usły­szał śpiew żony

 

My­śli­wy wnet zgiął się w pół… → My­śli­wy wnet zgiął się wpół

https://ciekawostki-jezykowe/w-pol-czy-wpol-

 

-Ta pieśń brzmi zło­wróżb­nie, ko­cha­nie.Prze­rwał swo­jej żonie Ni­ki­for. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą. Zbędny zaimek. Winno być:

Ta pieśń brzmi zło­wróżb­nie, ko­cha­nie – prze­rwał żonie Ni­ki­for.

 

-Ale ma szczę­śli­we za­koń­cze­nie – od­po­wie­dzia­ła. Męż­czy­zna znał tę hi­sto­rię, po­nie­waż była prze­ka­zy­wa­na ust­nie od wie­ków… → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

Ale ma szczę­śli­we za­koń­cze­nie – od­po­wie­dzia­ła.

Męż­czy­zna znał tę hi­sto­rię, po­nie­waż była prze­ka­zy­wa­na ust­nie od wie­ków

 

bo­wiem nie wi­dział nigdy, ażeby Hik kie­dy­kol­wiek pró­bo­wał wy­znać Alean swoje uczu­cia… → Dwa grzybki w barszczyku. Skoro nie widział czegoś nigdy, nie mógł też widzieć tego kiedykolwiek.

 

po­sta­no­wił dać mu szan­se od­na­leźć… → Literówka.

 

Łowca wy­brał wró­cić do świa­ta ży­wych… → Łowca wy­brał powrót do świa­ta ży­wych

 

Be­re­ni­ka przy­su­nę­ła się do męża i szep­nę­ła do jego ucha: → Zbędny zaimek – czy mogła szepnąć do własnego ucha?

 

Ni­ki­fo­ra obu­dził okrop­ny trzask… → Na czym polega okropność trzasku?

 

Wy­szedł z na­mio­tu, bio­rąc z sobą swój miecz i tar­czę… → Zbędne zaimki.

Proponuję: Wy­szedł z na­mio­tu z mieczem i tar­czą

 

do­wód­ca od­dzia­łu, który pa­tro­lo­wał przód kon­wo­ju… → Mam wrażenie, że patrolował teren przed konwojem, a nie konwój.

 

a żoł­nie­rze pró­bu­ją opa­no­wać prze­ra­żo­ne ka­płan­ki. Mimo że pa­no­wa­ła noc, było jasno za­ska­ku­ją­co jasno, a wszyst­ko ską­pa­ne było w po­ma­rań­czo­wej łunie. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …a żoł­nie­rze pró­bu­ją uspokoić prze­ra­żo­ne ka­płan­ki. Mimo że pa­no­wa­ła noc, było za­ska­ku­ją­co jasno, a wszyst­ko rozświetlała pomarańczowa łuna.

 

Je­dy­na droga, którą mo­że­my pod­jąć to na przód, dalej po­dą­ża­jąc trak­tem. → A może: Przed nami je­dy­na droga – musimy ruszyć naprzód i po­dą­ża­ć trak­tem.

 

jego pod­ko­mend­ni ob­ra­li naj­lep­sze moż­li­we de­cy­zje. → A może: …jego pod­ko­mend­ni podjęli decyzje naj­lep­sze moż­li­wych.

Decyzje można podjąć, można wybrać jedną z wielu, ale nie wydaje mi się, aby można je obrać.

 

Kiedy obej­rzał się za sie­bie uznał… → Zbędne dookreślenie – czy mógł obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: Kiedy obej­rzał się, uznałKiedy spojrzał za sie­bie, uznał

 

i wy­pro­wa­dze­nie ich z de­fen­syw­nej for­ma­cji… → Chyba miało być: …i wy­pro­wa­dze­nie ich z de­fen­syw­nej sytuacji

 

Wie­dział jed­nak, że las nie koń­czy się da­le­ko, a na końcu for­ma­cji drzew znaj­do­wa­ła się sze­ro­ka rzeka, która sta­no­wi­ła­by ba­rie­rę dla pło­mie­ni, lub cho­ciaż spo­wol­nić je na tyle by grupa ucie­kła da­le­ko. → Pomieszały się czasy, skutkiem czego całe zdanie brzmi dość koślawo.

Proponuję: Wie­dział jed­nak, że las koń­czy się nieda­le­ko, a za linią drzew płynie sze­ro­ka rzeka, mogąca być ba­rie­rą/ zaporą dla pło­mie­ni, lub cho­ć spo­wol­nić je na tyle, by grupa zdołała ucie­c.

 

Boje się, że są stra­ce­ni. → Literówka.

 

Pożar wy­buchł bez ostrze­że­nia… → A czy pożarowi zdarza się ostrzegać, że wybuchnie?

 

Sporo osób mu­sia­ło po­ru­szać się pie­szo –  osoby nie bę­dą­ce ry­ce­rza­mi, w dro­dze po­ru­sza­ły się idąc na wła­snych no­gach, lub na wo­zach. → Powtórzenia. Zbędna spacja po półpauzie. Czy ci, którzy szli, mogli to robić na cudzych nogach? Czy dobrze rozumiem, że byli tacy, którzy szli na wozach?

Może wystarczy: Rycerze jechali konno, reszta mu­sia­ła iść pie­szo.

 

Naj­star­sze i naj­mniej spraw­ne ka­płan­ki po­sa­dzo­no, w miarę moż­li­wo­ści na ko­niach, które miał­by cią­gnąć wozy… → A dlaczego starych kapłanek nie posadzono na wozach?

 

ru­szyć pie­szo. Część ry­ce­rzy po­ru­sza­ła się… → Nie brzmi to najlepiej.

 

do­łą­czył do nich jeden z przed­nich pa­tro­li, lecz rów­nież sza­le­ją­ce za nimi pie­kło na­bie­ra­ło na sile. → Co, prócz szalejącego piekła, również nabierało na sile?

 

pa­trząc na ka­płan­ki, nie trud­no by­ło­by za­uwa­żyć, że chcia­ły­by ru­szyć na przód naj­szyb­ciej jak się da. → …pa­trząc na ka­płan­ki, nietrud­no by­ło­by za­uwa­żyć, że chcia­ły­by ru­szyć naprzód naj­szyb­ciej jak się da.

 

wie­dział jed­nak jak tra­gicz­ne to w skut­kach mo­gło­by się to oka­zać… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

Tak jakby do­wód­ca od­dzia­łu, swo­imi my­śla­mi przy­cią­gną zły los… → Zbędny zaimek – czy mógł coś przyciągnąć cudzymi myślami?

Proponuję: Tak jakby do­wód­ca od­dzia­łu my­śla­mi przy­cią­gnął zły los

 

Miały one kształt po­dob­ny do psa, lecz były nie­wie­le mniej­sze od do­ro­słe­go osła. Były po­zba­wio­ne sier­ści, a ich skóra wy­glą­da­ła na zwę­glo­ną. Nie miały one oczu, a ich pyski, które wy­róż­nia­ły się po­ma­rań­czo­wą barwą, jakby to wła­śnie tam znaj­do­wał się ich we­wnętrz­ny żar, przy­kry­te były ogrom­ny­mi usza­mi, które opa­da­ły na ich twa­rze jak ża­łob­ne we­lo­ny. Mimo tego jak po­tęż­ne były ich mię­śnie, kły i pa­zu­ry, Ni­ki­for wie­dział, że ich naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­cą cechą było to, jak współ­pra­co­wa­ły z sobą. Ten atak był zresz­tą… → Przykład byłozy, lekkiej miałozy i nadmiaru zaimków.

 

Ni­ki­for zadął w swój róg sy­gnał… → Zbędny zaimek.

Proponuję: Ni­ki­for zadął w róg, dając sy­gnał

 

na­ka­zu­ją­cy przy­brać żoł­nie­rzom obro­ną for­ma­cję. → Nie wydaje mi się, aby formację można było przybrać. Literówka.

Proponuję: …na­ka­zu­ją­cy żoł­nie­rzom uformować szyk obronny.

 

pod­dać się pier­wot­nym in­stynk­tom by uciec przed sie­bie, a część żoł­nie­rzy go­to­wa­ła się, żeby rzu­cić się do walki i po­mścić po­le­głych kom­pa­nów. Obroń­com udało po­wa­lić się jed­ne­go lub dwa Dur­ba­ghi, lecz wie­dze­ni dźwię­kiem rogu cof­nę­li się pod­no­sząc… → Przykład siękozy.

 

cof­nę­li się pod­no­sząc tar­cze do góry. → Masło maślane – czy można podnieść coś do dołu?

Wystarczy: …cof­nę­li się, pod­no­sząc tar­cze.

 

zbyt szyb­ko utrzy­mu­jąc de­fen­syw­ną for­ma­cję, a to ozna­cza­ło, że szyb­ko do­go­ni… → Nie brzmi to najlepiej.

 

znacz­nie bli­żej swo­ich ofiar. Być może nie chcia­ły się zbli­żać do ludzi… → Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dałem radę dojść tylko do połowy tekstu, ale obiema rękami podpisuję się pod komentarzem Grzelulukasa. Jest tu pomysł na naprawdę fajną fabułę. Ale jak każdy pomysł potrzebuje on odpowiedniej oprawy. A Grzegorz punktuje wady, które i mnie się rzuciły w oczy.

Linków nie podaję, bo ponownie Grzelulukas mnie ubiegł :)

Powodzenia! 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka