- Opowiadanie: Adgamaris - Aquaria

Aquaria

Pustynna burza zna tajemnicę Powietrza i Ziemi. Przebrzmiewa echem dawnej cywilizacji po której zostały ruiny dawnej świetności i Rdzawe Królestwo. Wsród pustynnych kłębów wyłaniacie się Wy – Rebelia Pokolenia X. Nie jesteście nieśmiertelni. Nie jesteście wyjątkowi. Jeszcze nie jesteście martwi.

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Aquaria

 

Yerayah spojrzała przez lornetkę. Żelazny las od strony północnej wydawał się nadzwyczaj spokojny. Nie był to rodzaj ciszy, który mógł się kojarzyć z kojącym spokojem. Pomimo, że na zwiad udała się wczesnym rankiem, zdążyła już wykryć obecność rdzewiarzy przeczesujących teren. Ci byli nieszkodliwi, interesowało ich wyłącznie żelastwo, które mogliby sprzedać u miejscowych handlarzy. Znalezione “skarby” składowali w lesie powiększając piętrzące się piramidy swojego pokrytego korozją królestwa. Miasto zakazywało bezpośredniej wymiany towarów, więc las był traktowany jako swego rodzaju składzik. Jeśli poszukiwacze mieli szczęście i zdążyli dostarczyć znalezione części do bazy unikając schwytania, nie musieli wyruszać na wyprawę przez kilka tygodni. 

Gorzej sprawy się miały z delatorami. Kilkunastu uzbrojonych szpicli regularnie wyruszało na objazdy kontrolne wokół całej opuszczonej części miasta, wyłapując wszelkie żywe bądź zmechanizowane istoty, które odważyły się zapuścić na zakazane tereny. Wyposażeni w dalekosiężne detektory ruchu bez problemu wykrywali każdego nieuważnego “turystę”, konfiskując jego zdobycze jak i jego samego. Yer zauważyła jednak, że przez ostatnie kilka dni ich aktywność widocznie zmalała. Coś poważnego musiało dziać się w samym mieście, skoro nie mieli wystarczającej ilości ludzi do patrolowania zakazanej części Tethris. Spojrzała przelotnie na pasmo wydm od strony południowej. Nikt nie zapuszczał się w pustynne tereny. Wędrujące piaski szybko pokrywały “skarby” z czasów świetności miasta, a otwarta przestrzeń tylko zwiększała ryzyko schwytania przez szpicli. Odłożyła lornetkę. Tego ranka również nie spodziewała się niezapowiedzianych gości od strony pustyni. Ze szczytu komina opuszczonej elektrowni miała doskonały widok na całe przedmieścia. Od wschodu w oddali majaczyło jezioro Kralibi, które było jedynym naturalnym zbiornikiem wodnym w promieniu dwustu kilometrów. Wysychało ono z roku na rok coraz bardziej, odsłaniając stopniowo wraki zatopionych w nim maszyn. Rdzewiarze, którzy próbowali wydobyć je na powierzchnię tonęli, a samo jezioro zyskało miano “przeklętego”. Siłą rzeczy liczba śmiałków mających chrapkę na zatopione skarby drastycznie zmalała. Dostęp do wody w królestwie miała wyłącznie królowa i mieszkańcy stolicy, którzy kontrolowali tamę. W wyschniętym korycie dawnej rzeki mieszkali “wyklęci”, czyli większość społeczeństwa, które nie było godne przebywać w pobliżu władczyni i jej świty.  

Yerayah westchnęła. Ciszy która tu panowała nie dało się porównać z niczym innym. Opustoszałe domy na osiedlach zionęły pustką niczym postapokaliptyczne zjawy, które raz po raz zawodziły skrzypieniem furtki bądź poluzowaną rynną chyboczącą się na wietrze. Natura powoli przejmowała każdy element niegdyś wszędobylskiej, dumnej, ludzkiej obecności. Młode drzewa przebijały asfalt jak igła satynę wyznaczając swoje własne ścieżki, nie dbając o to czy było to jedno z najruchliwszych skrzyżowań czy też mała, cicha uliczka. Bluszcze oplotły już wszystko co było na ich drodze przez co dawne fabryki przypominały bardziej zamki z basztami obronnymi niż potężne, buchające parą industrialne kolosy. Nikt tak naprawdę nie wiedział, czemu władze zakazały wstępu właśnie na ten obszar. Dlaczego wysyłali delatorów do patrolowania opuszczonych przedmieść? Wyłapywanie rdzewiarzy było tylko czystym pretekstem. Yerayah była pewna, że chcą coś ukryć i to COŚ znajdowało się w właśnie tutaj. Jej krótkofalówka zatrzeszczała.

– Yer, zmywaj się. Wysyłają tethralot na twój grajdołek. – Davin nigdy nie owijał w bawełnę, krótko i konkretnie, dlatego go lubiła. Rozejrzała się ostatni raz po czym zwinęła sprzęt, zarzuciła kuszę na ramię i zwinnie zsunęła się po linie. Sznur umocowała podczas swojej pierwszej wspinaczki na szczyt elektrowni, po wewnętrznej stronie komina. Jak dotąd szpicle nigdy nie wpadli na to by przeczesywać mury sypiącego się przybytku z lotu ptaka. Była pewna, że i tym razem niczego nie zauważą. Zmurszała, zzieleniała lina idealnie wpasowała się do krajobrazu opuszczonej metropolii, nie wskazując na ślady użytkowania. W oddali słyszała charakterystyczny dźwięk śmigieł przecinających powietrze. Przylgnęła do ściany i z dołu obserwowała skrawek nieba widoczny przez otwór komina. Hałas szybko narastał, byli blisko. Musiała wiedzieć jakiego rodzaju heliks zbliżał się w jej kierunku.

– Davin, co za rzęcha wysłali tym razem? – Krótkofalówka zatrzeszczała. – Dwuwirnikowiec – odparł rzeczowo – ledwo charczy – dodał po chwili, a Yerayah mogłaby przysiąc, że uśmiecha się pod nosem. Dobrze wiedziała, że ta kupa złomu nie ma zaawansowanego sprzętu zwiadowczego. Odpalali go tylko wtedy, kiedy wszystkie inne statki powietrzne brały udział w misjach poza miastem.

– Yer.. – wycharczał, a jego głos był coraz mniej słyszalny – jest jeszcze szturmowiec. – Przełknęła głośno ślinę. Żarty się skończyły, coś wisiało w powietrzu. – To nie jest zwykły tethralot bojowy – dodał po chwili milczenia – Yerayah, ogłaszam odwrót. Spotkamy się przy generatorze. – Dziewczyna w dwóch susach znalazła się na zewnątrz. Przykucnęła w zaroślach i spojrzała w niebo. Dwuwirnikowiec przelatywał właśnie nad elektrownią, a w oddali majaczyła druga maszyna bojowa. Davin miał rację, to nie był zwykły szturmowiec. Yerayah wytężyła wzrok wpatrując się w coraz wraźniejszy kształt. – A niech to licho – wymamrotała pod nosem, przesuwając się ostrożnie w stronę opuszczonych baraków. Takiego czegoś jeszcze nie widziała. Maszyna powietrzna miała kształt osy i śmigła zamiast skrzydeł. Poruszały się one milionowymi obrotami i rozmywały w powietrze, zupełnie jak u prawdziwego owada. Wydawały przy tym wysokie, irytujące dźwięki, o wiele cichsze niż normalny tethralot. Żelazny insekt wyglądał jak futurystyczny potwór z żelaza, mutant który ewoluował i postanowił zapolować, bynajmniej nie na pyłki kwiatów. Kabina pilota znajdowała się w głowie osy, a oczy służyły jako wizjery. Podejrzewała, że czułki pełniły rolę anteny w procesie sygnałowym. Zamiast płóz jak w normalnym tethralocie, po obu stronach znajdowały się trzy pary odnóży. Latający obiekt lśnił metalicznym blaskiem, połyskując szczegółowymi ornamentami wygrawerowanymi na tułowiu. Yer stała chwilę bez ruchu, wpatrując się w osłupieniu jak zahipnotyzowana. – Szlag, kamuflaż! – zaklęła pod nosem. W ostatniej chwili wczołgała się do betonowej rury i zamarła w bezruchu. Nie miała pojęcia, w jaki sprzęt wyposażona była nowa maszyna powietrzna. Nie zdziwiłaby się gdyby już wiedzieli o jej obecności. Słyszała zbliżające się brzęczenie. Miała wrażenie, że świdrujący dźwięk wdziera się do jej umysłu zagłuszając myśli i paraliżując ciało. Dźwięk emitowała osa, hałas wzrastał wraz z przybliżaniem się maszyny. Tysiące brzęczących insektów. Odruchowo zaczęła odganiać się od niewidzialnych szerszeni, momentalnie tracąc poczucie tego co jest rzeczywistością, a co wyimaginowanym obrazem. Irytujący dźwięk narastał, a jego częstotliwość rosła. Zatkała uszy ale niewiele to pomogło. Poczuła, że traci kontrolę nad własnym ciałem. Zwinęła się w kłębek i zaczęła nucić gorączkowo pierwszą melodię, która przyszła jej do głowy. Musiała to zagłuszyć, wyrwać się z amoku, nie zwariować.

Rewolucja w ich umysłach – dzieci zaczną maszerować

Przeciwko światu, w jakim muszą żyć.

Och! Ta nienawiść w ich sercach!

Są zmęczone popychaniem

I mówieniem co mają robić,

Będą walczyć ze światem, dopóki nie zwyciężą.

Jej słowa zbyt słabo przebijały się w przestrzeń, brzęczenie wciąż było zbyt wyraźne.

Więc, dzieci świata, słuchajcie tego, o czym mówię

Jeśli chcecie żyć w lepszym świecie,

Przekażcie dziś tę wiadomość:

Pokażcie światu, że musicie być odważni.

Albo wy, dzieci dnia dzisiejszego, będziecie reliktami przeszłości.

Wbrew własnej woli powoli czołgała się w stronę wyjścia. Nie mogła tu zostać. Betonowa rura, która jeszcze niedawno wydawała jej się świetnym schronieniem, teraz kojarzyła się z klaustrofobicznym więzieniem z którego natychmiast musiała się wydostać. Bzzzzzzzzzzzzzzz… – Dźwięk stawał się nie do zniesienia, głowa pękała na pół. Mimowolnie zaczęła czołgać się ku wyjściu, potrzebowała przestrzeni. Jej krótkofalówka zatrzeszczała ponownie.

– Yer gdzie jesteś do licha? Wszyscy już są w bazie! Musimy się zmywać! – Mimo, że słyszała komunikat czysto i wyraźnie nie mogła przetworzyć informacji. Dźwięki maszyny powodowały, że nie była w stanie złożyć jednej logicznej myśli, nie mówiąc o przemyślanym planie ewakuacyjnym. Starała się skupić na oddechu, zaczerpnęła powietrza i serię krótkich wydechów zastąpiła jednym długim. Wdech. Wydech. Spokojnie i jednostajnie. Wyeliminować dźwięk, wyrzucić z umysłu. Czuła, że ciśnienie wzrasta coraz bardziej i nie da rady utrzymać dłużej swojej pozycji. Opierając się jeszcze przez ostatnie sekundy wyszła na zewnątrz. Tethralot był tuż nad jej głową ale teraz nie miało to znaczenia. Dźwięk ustał, choć jeszcze przez chwilę słyszała piszczące echo, jakby umysł nie był w stanie rejestrować nowych bodźców. Teraz wszystko widziała w zwolnionym tempie. Podniosła głowę patrząc na żelazną osę. Obserwowała otwierający się właz i wysuwającą się żelazną sieć. Zanim zorientowała się co się dzieje unosiła się wraz z pułapką. Obraz powoli rozmywał się, widziała oddalające się zabudowania. Nic więcej nie zapamiętała.

***

Miała dziwny sen. Płynęła okrętem pirackim, który sunął w przestworzach unosząc się wysoko nad ziemią. Kapitanem był Davin, a resztę załogi tworzyła jej grupa zwiadowcza. Rudowłosa Rosi, brodaty Fhas, Linn skośnooka wojowniczka i Mart – chłopak o ostrych rysach twarzy i bujnej czuprynie. Statek płynął spokojnie wpływając w puszyste obłoki różowiące się od zachodzącego słońca. Powietrze przyjemnie muskało twarz i rozwiewało włosy. Yer wspięła się na dziób i rozpostarła ręce. Wydawało się, że frunie, a jej ciało jest lekkie jak obłok. Oddychała spokojnie i czuła lekką mżawkę na twarzy kiedy okręt wpływał w pierzaste cirrusy. Widziała przelatujące ptaki w różnobarwnych kolorach i małe łódki w których rybacy ze stoickim spokojem czekali na łów. Wszystko wydawało się idealne. Zbyt idealne.

– Yerayah! – Usłyszała głos Davina. Złociste obłoki przybrały kolor ciemnego granatu. Wpływali w chmurę burzową. Silny wiatr szarpał żagle, a pioruny i błyskawice przecinały niebo. – Luzować szoty! Wybierać gejtawy! – krzyczał Davin, pośpieszając załogę do akcji. – Załoga na perty! – Okręt który do niedawna mocny i stabilny, miotany przez wiatr, wydawał się teraz skorupką orzecha. Niebo przybrało kształt cyklonu, wiru który pochłaniał wszystko dookoła. Widziała rybackie łódki i kolorowe pióra niknące w otchłani huraganu. Cała załoga walczyła na rejach, desperacko zwijając to co zostało z żagli. Davin wytężał wszystkie siły by utrzymać ster, a Yeraha zamarła wpatrując się w powiększający się, rozświetlany błyskawicami wir. Walka z żywiołem wydawała się bezsensowna, burzowe chmury otaczały okręt, a pioruny strzelały nad ich głowami. Zaczęli mimowolnie unosić się wciągani przez siłę cyklonu. – Załoga, ewakuacja! – krzyczał Davin, a wszyscy na komendę odpięli się od reji i rozkładali skrzydła. Rzucali się ze statku niczy spadochroniarze, a Yerayah przyglądała się niknącym cieniom, słysząc oddalające się dźwięki furkotu piór w dole. 

– Yer skacz! – krzyczał Davin, starając się przekrzyczeć grzmoty. Statek nabierał coraz więcej wody, a ona zamarła w bezruchu. Czuła silne krople deszczu obijające jej twarz ale nie była w stanie się poruszyć, nie miała skrzydeł. Obudziła się z krzykiem.

Leżała na szpitalnym łóżku przywiązana pasami. Całe pomieszczenie było oślepiająco białe i potrzebowała dobrej chwili żeby przyzwyczaić wzrok. Spróbowała się poruszyć, jednak bezskutecznie. Dość ciasno związano ją pasami, krępującymi kończyny. Obserwowała przez chwilę kroplówkę sączącą się leniwie, kropla po kropli. Rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie było wyjątkowo surowe i nieprzytulne. Żadnych mebli, obrazów lub jakichkolwiek akcentów kolorystycznych. Jedyną rzeczą znajdującą się w pokoju była szafka nocna z białymi kwiatami obok łóżka. Powoli odwróciła głowę w przeciwną stronę. Jedna ze ścian była szklana, a za nią widok na miasto. Musiała znajdować się w jednym z drapaczy chmur, jako że wszystkie wieżowce w dole wyglądały jak miniaturowe makiety. Któro to mogło być piętro, dwusetne? Przymknęła oczy i próbowała przypomnieć sobie co zdarzyło się na zakazanym terenie. Tethralot, świdrujący dźwięk i sieć. Co się stało z jej ekipą zwiadowczą? Czy udało im się opuścić zonę? Musiała uwolnić się z krępujących ją pasów. Nie miała pewności. gdzie się znajduje, ale wiedziała jedno; ludzie zabrani przez delatorów (zwanych przez miejscową ludność denatorami) nigdy nie wracali. Nikt tak naprawdę nie wiedział co się z nimi działo. Oczami swojej wyobraźni widziała siebie w podziemiach na sali tortur. A może używali innych metod do wydobycia informacji? A później zrzucają z klifu w cementowych bucikach i po sprawie. Wzdrygnęła się ma sama myśl. Próby uwolnienia spełzły na niczym, nie mogła poruszyć kończynami, a co dopiero poluzować pasy. Po chwili szarpaniny usłyszała wyraźnie kroki i głos. Wstrzymała powietrze, instynktownie czuła, że idą w jej stronę. Nie myliła się.

– O proszę, nasza pacjentka obudzona! – zaświergotała lekarka, chodź o tym, że jest panią doktor świadczył jedynie stetoskop na jej szyi. Była ubrana w obcisły, brązowy gorset ze złotymi zdobieniami na talii, krótką czarną spódnicę i białą, koronkową bluzkę z broszką w kształcie nietoperza. Miała dosyć wyrazisty makijaż. Ciemne przydymione oczy, podkreślone kości policzkowe i bordową szminkę. Jej rude włosy były upięte w elegancki kok, ozdobiony kilkoma pawimi piórami. Złote oprawki okularów odbijały refleksy słoneczne. Yerayah przełknęła głośno ślinę. Czekała na rozwój wydarzeń.

– Jak się czujemy? – zapytała, zerkając w wykres wiszący przy łóżku. Jakie to miało znaczenie jak się teraz czuje? Przykuli ją do łóżka jak skazańca albo pomyleńca i oczekują szerokiego uśmiechu i wdzięczności za utrzymanie przy życiu.

– Jak mnie rozwiążecie, zapewne lepiej – odburknęła łypiąc z niechęcią na kobietę. Lekarka zaśmiała się perliście jakby właśnie usłyszała dobry żart.

– Oczywiście moja droga! Najpierw weźmiesz tylko jedną, małą tableteczkę i już cię rozwiązuje. – Yer nie wiedziała czy bardziej irytowało ją dziecinne zdrabnianie słów czy to, że lekarka wspomniała o lekach. Zakładała, że był to psychotrop jakiegoś rodzaju który miał ją uśpić, uspokoić albo wspomóc z zejściu z tego łez padołu. W tej sytuacji nie miała wiele opcji.

– Jaką tabletkę?! Czuję się dobrze, jedyną rzeczą potrzebującą ratunku w tej chwili są moje kończyny, ścierpły niemiłosiernie. – Lekarka poprawiła okulary nie przestając się szczerzyć. Yer miała wrażenie, że sama jest pod wpływem środków odurzających.

– O nic się nie bój kochaniutka! Nad wszystkim czuwamy! Proszę, otwieramy ładnie buzię i łykamy pastylkę! – Lekarka z trudem próbowała wepchnąć jej ogromną, niebieską pigułę. Najchętniej wypluła by ją natychmiast, jednak rozwiązanie pasów wydawało jej się teraz niebiańskim luksusem.

– Bardzo ładnie! – zaświergotała ponownie odpinając pasy. Yer poczuła krążącą krew, a po chwili mogła ponownie poruszać kończynami. Lekarka obserwowała ją przez chwilę. – To co, może mała zmiana dekoracji? Ta biel jest nieco przygnębiająca. – Yerayah nie miała pojęcia co oznacza „zmiana dekoracji”, toteż obserwowała lekarkę z ironicznie uniesioną brwią. Lekarka widząc jej grymas zaśmiała się ponownie, po czym nacisnęła jeden z przycisków przy jej łóżku. Nagle usłyszała zgrzyt, a całe pomieszczenie ożyło. Ściany obróciły się horyzontalnie, a biel zamieniła się w burgund ze złotymi ornamentami. W centralnym punkcie każdej ze ścian otworzył się właz, z którego kolejno wyłaniły się obrazy przedstawiające zwierzęta. Każdo z nich stworzone było z różnej wielkości mosiężnych i srebrnych trybików, które wprawione w ruch sprawiały, że ikony ożywały. Ryczący lew, mrugające sowy i wyjący do księżyca wilczur. Poniżej obrazu lwa, który znajdował się naprzeciwko szpitalnego łóżka, wyłonił się kominek z trzaskającym ogniem, którego płomienie przybierały formę tańczących postaci. Patrzyła przez chwilę zauroczona jak płomień w formie dżentelmena w cylindrze kłania się nisko damie w falującej sukni, po czym wirują w tańcu zamieniając się w jeden ognisty wir. Kiedy myślała, że przedstawienie dobiegło końca, z sufitu wysunął się potężny żyrandol zrobiony z miliona wiszących gwintami do dołu śrubek. Kiedy poruszały się przy lekkich powiewach powietrza, uderzały o siebie wydając wysoki, metaliczny dźwięk. Jej łóżko również drgnęło i zaczęło podwyższać się, a pod nim wyrósł pół metrowy podest i schody. Podłoga momentalnie zmieniła kolor na połyskującą czerń, sprawiając wrażenie ciemnego stawu, który odbijał całe pomieszczenie w swojej gładkiej tafli. Yer zakręciło się w głowie i nie wiedziała na czym skupić wzrok. – Dobre te pigułki – szepnęła do siebie.

– Cudnie! – Klasnęła w dłonie lekarka i cmoknęła z zachwytem. – O niebo lepiej prawda? – Yerayah nie odpowiedziała. Zmrużyła oczy i potrząsnęła lekko głową aby upewnić się czy to nie halucynacja. Czuła się jakby była świadkiem jakiegoś przedstawienia, nie była jednak pewna jaką rolę ma w nim odegrać. Lekarka zamilkła na chwilę spodziewając się zapewne słów zachwytu lub prostego “ach!”, a kiedy to nie nastąpiło odchrząknęła teatralnie i zaczęła coś skrzętnie notować w swoim małym zeszyciku. Yerayah zerknęła ponownie na kominek. Tym razem ogień przekształcił się w lecącą osę. Wzdrygnęła się.

– Co ze mną zrobicie? Po co ten cyrk! – Lekarka odskoczyła z lękiem kiedy zobaczyła, że zakładniczka zeszła z łóżka i podniosła głos. Odruchowo chwyciła za strzykawkę, którą miała w jednej z kieszeni spódnicy. – Zaraz wszystko będzie jasne, tylko bez paniki. – Uniosła drugą rękę jaky chciała zyskać na czasie w razie ataku „niepoczytalnej” pacjentki. Nagle z włazu w podłodze wyunął się ogromny ekran, a na nim pojawiła się kobieta do złudzenia przypominająca lekarkę stojącą obok.

– Numer dwa na widzenie w Sali Tronowej za 40 minut. – monotonny głos odczytał formułkę, a kobieta z ekranu uważniej spojrzała na Yerayę. – Wszystko tam w porządku doktor Ross? – Lekarka ścisnęła rękę Yer i powoli skinęła głową. 

– Numer dwa będzie w gotowości na czas. Bez odbioru. – Po chwili ekran zgasł i zniknął w podłodze. Tym więc tym dla nich była. Numerem dwa.

– Będziesz współpracować czy mam wezwać pomoc? – Lekarka spojrzała na nią wyczekująco, a w jej głosie po raz pierwszy było słychać ostrzejszą nutę. Yer skinęła niechętnie głową. Lekarka klasnęła w dłonie a do pokoju weszła filigranowa kobieta z niezbyt wyższym od niej mężczyzną. Oboje wyglądali dość ekstrawagancko. Kobieta miała na sobie długi, szmaragdowy płaszcz sięgający ziemi, który spięty był złotą klamrą w kształcie węża. Zdjęła go jednym ruchem i rzuciła niedbale na łóżko. Pod spodem miała marszczoną suknię i złote szpilki, o teksturze smoczej łuski. Talia kobiety opięta była beżowym gorsetem z wyszywanymi ornamentemi, przypominającymi kompas i mapę. Jej rzęsy wyglądały na nienaturalnie długie, podobnie jak krwistoczerwone paznokcie. Brokatowy cienie na powiekach połyskiwały w różnych odcieniach błękitu, a na włosach miała błękitno-różowe dredy. Mężczyzna ubrany był w kamizelkę w biało czarne pasy, szeroki skórzany pas, przy którym było mnóstwo różnej wielkości sakw. Na głowie miał cylinder z lornetką, która wyglądała bardziej na element dekoracyjny niż sprzęt szpiegowski. Rękawy koszuli, która była pod spodem miały delikatne rozcięcia, a na nadgarstku połyskiwało coś, co wyglądało jak wielofunkcyjny zegarek ze skomplikowanym mechanizmem manualnym.

– Doskonale! Lekarka przyklasnęła w dłonie. – Zostawiam cię pod okiem stylistów: Louis i Vivien. – Mrugnęła porozumiewawczo w stronę stylistów i oddaliła się tupiąc głośno obcasami.

– Ulala! Mamy niewiele czasu, bierzmy się do roboty! – Vivien bez ceregieli złapała Yer za podbródek i zaczęła oglądać z każdej strony. – Idziesz na Salę Tronową, musisz jakoś wyglądać, a my mamy niewiele czasu! Oh! – Teatralny głos kobiety był o wiele mniej irytujący niż piskliwy głos lekarki. Louis trzymał się na dystans, nie wchodząc w paradę kompance, która zdawała się być w swoim żywiole.

– Zostawcie mnie w spokoju! – Yerayah próbowała wykręcić się z tego niedorzecznego cyrku, jednak Vivien nie dała jej dojść do słowa.

– Nie ruszamy się, muszę pobrać dokładne wymiary. – Yerayah zerkała krytycznie na miarkę, którą mierzyła jej dosyć szerokie barki i umięśnione ręce. – Mamy tu niestandardowy wymiar no no no, cóż tu począć? – Yerayah powoli sięgnęła do zawiniętej nogawki. Scyzoryk nadal był na swoim miejscu. Nie mogli go wykryć, nie był zrobiony z metalu. Tygrysim skokiem złapała Vivien za gardło i przywarła ostrze do krtani. Mężczyzna zamarł w panice i obserwował całe zajście z szeroko otwartymi oczyma. Nie zamierzał interweniować, był stylistą, a nie zabijaką.

– Zaprowadź mnie do królowej albo pożegnasz się z asystentką! – krzyknęła, nie zwalniając uścisku. Louis drżąca ręką pociągnął za pozłacaną dźwignię.

Z włazu w podłodze wysunęła się szklana winda. Bez słowa wskazał na przycisk w kształcie berła. Silnym ruchem odepchnęła omdlewającą stylistkę i wbiegła do windy. Miała wrażenie, że nie wyjdzie z tego żywo ale nie miała nic do stracenia. Przez chwilę czuła się jak szczur w terrarium, odizolowana od świata zewnętrznego. Czuła na sobie pełne wyrzutu spojrzenie Louisa, obserwującego znikającą w tunelu windę. Yer zjeżdzała w dół przed dobrą chwilę, mijając kolorowe piętra mieniące się jak kalejdoskop. „Przejażdżka” zdawała się trwać w nieskończoność, a pstrokate kształty za szklaną szybą, zaczęły zlewać się w jedną plamę. Zamknęła na chwilę oczy. Miała wrażenie, że zjeżdża do podziemi, zatapiała się w ciemność. Po chwili winda zatrzymała się. Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Przez chwilę wsłuchiwała się w grobową ciszę, przerywaną jedynie uderzającymi o ziemię kroplami. Yerayah poruszała się na przód, po czym zatrzymała się nasłuchując. Wydawało jej się, że słyszy czyjś oddech. Każdy jej krok zdawał się nieść echem odbijając się od ścian, niczym szept w akustycznym pomieszczeniu. Nagle ledwo słyszalny oddech stał się głośniejszy i przemienił się w charczenie. Zdawało jej się, że ktokolwiek kryje się na końcu alei stara się coś powiedzieć.

– Podejdź – Usłyszała słaby głos wydobywający się z ciemności. Nie przyspieszyła kroku, szła tym samym jednostajnym tempem starając się zobaczyć rozmówcę. Po kilkunastu krokach zauważyła obszerne schody, a na ich szczycie srebrny tron. 

– Bliżej, podejdź bliżej. – Yerayah, zaczęła wspinać się po schodach, wytężając wzrok. Gdy dotarła na szczyt jej oczom ukazała się czerwonowłosa kobieta o nienaturalnie bladym kolorze skóry. Ubrana była w zwiewną, jedwabistą, białą suknię, a na jej głowie dostrzegła mały diadem. U jej boku stał robo-wilk, gotowy do ataku na każde skinienie.

– Królowa Adya. – wychrypiała Yer, a jej głos wydał się nienaturalnie głośny.

Kobieta uśmiechnęła się z wysiłkiem, a po chwili zwinęła się w grymasie bólu. Wydawało się, że cierpi na poważną chorobę. Jej postać wydawała się krucha i słaba. Yerayah mimowolnie pomyślała, że jej koniec jest bliski, co równałoby się z uwolnieniem od męk i zgryzot nękających kraj. Mimowolnie umiechnęła się pod nosem. Nikt tak naprawdę nie pamiętał kiedy Tethris miało innego władcę niż Adya. Jarzmo jej okrutnej, królewskiej dyktatury wydawało się trwać w nieskończoność. Niektórzy mówili, że wynalazła środek na nieśmiertelność i będzie rządzić w nieskończoność. Królowa zakasłała przeciągle.

– Ty jesteś tą nową. – wychrypiała. – Złapali się w zakazaniej zonie prawda? – Jej zielone oczy zdawały się świdrować dziurą w umyśle jakby chciała zastraszyć rozmówcę samym spojrzeniem.

– Co za różnica? – odburknęła Yerayah i stanęła w szerokim, bojowym rozkroku.

Adya zaśmiała się ale zaraz ucichła jakby ruch przepony sprawiał jej ból.

– Buntowniczka, ha? – dodała gdy z trudem zdołała wyprostować się na tronie. Przez dłuższą chwilę mierzyła ją wzrokiem. – Nie pasuje Ci ten strój… – wyszeptała przeciągle – wyglądasz niczym tygrys w futrze norki. – Echo jej chrapliwego głosu zawisło w powietrzu. – Chciałam, żeby przyprowadzali mi pięknych ludzi w pięknych strojach, jako namiastkę estetyki tego świata, rozumiesz? – Yerayah zacisnęła zęby. Miała ochotę pomóc królowej zakończyć jej żywot i zakończyć ten „estetyczny cyrk”. Parada próżności aby nacieszyć królewskie oko, podczas gdy jej poddani przymierali głodem. Po chwili milczenia Adya, zachrypiała ponownie. – Widzisz nie mogę stąd wychodzić. Po serii małych eksperymentów moje ciało nie akceptuje światła. Mam problemy z funkcjonowaniem w tym naszym małym pustynnym światku ale nie bój się, nie zginę. – Yer zgrzytnęła zębami.

– Jesteś ślepcem Adyo. Kretem, który tchórzliwie ukrywa się w swoich korytarzach by nie oglądać efektów nikczemności, które wyrządziłaś. – Adya zaśmiała się cicho i rzuciła jej jedno z groźnych spojrzeń. 

– Ty nic nie wiesz. Ja jestem tylko pośrednikiem. To wyrocznia kieruje naszym małym państewkiem, to ona prowadzi nas do lepszego jutra. To ona wybiera, kto jest godny, a kto ma zginąć. To od niej zależą losy świata. Niebawem sama się przekonasz. Spójrz! – Przywołała ją gestem, a na jej dłoni pojawił się miniaturowy hologram. Przedstawiał maszynę, która przypominała ogromny mózg z milionem trybików. Obok dla porównania pojawiły się postacie ludzkie, ukazując prawdziwą skalę urządzenia. Jeśli wierzyć holograficznej prezentacji, maszyna była wielkości całej stolicy. Coś takiego nie umknęłoby uwadze ludzkiej. Yerayah uważnie spojrzała na Adyę i już wiedziała. Machina ukrywana była pod ziemią w zakazanej strefie X. To był główny powód do zamknięcia zony. Wyrocznia. Patrząc na królową widziała teraz obłąkanego człowieka, opętanego przez machinę. Człowieka niezdolnego do funkcjonowania w świecie rzeczywistym. Przez chwilę próbowała dojść do ładu z tysiącem kłębiących się myśli.

– Naprawdę uważasz, że maszyna poprowadzi ludzkość ku lepszemu? Myślisz, że sztuczna inteligencja, zbudowana ludzką ręką ma prawo rozkazywać człowiekowi?! – Yerayah dyszała ze złości, a królowa patrzyła na nią z politowaniem.

– To starożytna machina. To ona potrafi przedłużać nasze życia. Popatrz tylko! – Królowa klasnęła w ręce, a Yerayah rozejrzała się nie wiedząc czego może się spodziewać. Z podziemi wynurzyło się mnóstwo szklanych, delikatnie podświetlonych tub, a w każdym z nich coś zdawało się poruszać. Yerayah podeszła bliżej i zamarła w osłupieniu. Byli to uznani za zaginionych mieszkańcy Tethris. Nie mieli aparatury tlenowej, a mimo zdawali się swobodnie oddychać. Yer spojrzała pytająco na królową.

– Przyjrzyj się – wycharczała cicho. – Yer podeszła niepewnie do jednej z tub. Teraz mogła dostrzec dziwne uwypuklenia na klatkach piersiowych. Wyglądały jak miliony podskórnych węży, które poruszały się nieznacznie z każdym wdechem. Królowa uchyliła suknię ukazując idetyntyczny mechanizm w jej ciele.

– Ta maszyna was przez to kontroluje! – krzyknęła Yer trzesąc się z gniewu. – Niedługo nikt nie będzie podlegał wolnej woli, a jedynie nieznanej misji sztucznej inteligencji! – Adyah wywróciła oczami.

– Nie zrozumiesz dopóki nie dołączysz. – Lodowady głos królowej zmroził w niej krew. Rozejrzała się uważniej po sali. Z jej piersi wydarł się krzyk. Znała większość z tych ludzi, niektórzy nawet należeli do jej grupy zwiadowczej! Chert, Martya, Pim. Każdy z nich miał zamontowane urządzenia i każdy z nich wydawał się odmieniony. Ich oczy miały w sobie coś niepokojącego , blade, szklane, bez wyrazu. Jakby nie mieli duszy..

– Widzę, że znalazłaś swoich znajomych – szepnęła królowa z niekrytą satysfakcją. – Tylko pod wodą czują się dobrze..gdybym ich uwolniła, mieliby problemy z mową tak jak ja. Wyrocznia ma plan – Yerayah nie chciała tego słuchać. Zamknęła usta rękami żeby nie krzyczeć. Miała nadzieję, że to koszmarny sen z którego obudzi się lada chwila. – Widzisz, wyrocznia chce by zniszczyć tamę i zalać całe Tethris. Przeżyją wybrańcy, a ty miałaś szczęście znaleźć się wśród nich. Gratulacje! Wyrocznia ma wobec ciebie plan.

– Nigdy! Krzyknęła rozpaczliwie biegnąc ku windzie. Robo wilk był jednak szybszy i jednym susem zagrodził jej drogę szczerząc kły.

– Gdzież ci tak śpieszno? Oh dziewczyno, chyba nie martwisz się, bladością naszych oczu? Wyrocznia przyciemni dla nas słońce, światło nie będzie nas drażnić. Będzie idealnie! Ludzkość wkroczy na nowy poziom! A teraz stań proszę pod tą ścianą, o tu. – Yerayah spojrzała na kły mechanicznego wilka i na trzęsących nogach ruszyła w stronę ściany. Przez chwilę oślepił ją krótki błysk. – Widzisz, przed każdą przemianą robimy pamiątkowe zdjęcie w postaci ludzkiej. Styliści jak widzisz bardzo się starali, byłoby im przykro gdyby ich praca poszła na marne, choć w Twoim przypadku niewiele dało się zrobić. – Zaśmiała się charcząc. – Ja zawsze patrzę na swoją fotografię i wiem, że ewoluowałam. Jestem nad-człowiekiem i ty też niebawem staniesz pośród nas. Przed przemianą jednak, staniesz się świadkiem pewnego historycznego momentu. Właśnie zalewamy tamę, spójrz! – Yerayah nie chciała patrzeć. To był jakiś koszmar! Hologram pokazywał pękającą tamę i potężne masy wody zalewające dolinę. Grała na jej emocjach, to nie mogła być prawda.

– Kiedy Tethris będzie pod wodą, a ty przejdziesz przemianę, bedzięsz mogła zobaczyć wyrocznię na własne oczy! Nie cieszysz się? – Yerayah zamknęła oczy. Davin, grupa, zona, dom…Przypomniała sobie swój sen. Stała teraz bezradnie patrząc na umierającą zonę i nic nie mogła zrobić. Kompletnie nic.

Nie miała skrzydeł.

 

Koniec

Komentarze

Cześć Adgamaris !!!

 

Ależ wspaniała wyobraźnia!!! To mnie urzekło. Naprawdę. Tak powinno być, każde zdanie jest nowym pomysłem. W takim tekście po prostu nie sposób zgadnąć jakie będzie zakończenie choćby czytał to geniusz nie odgadnie co będzie działo się za chwilę. Extra zakończenie. Bardzo mi się twoje opowiadanie spodobało!!!

 

Pozdrawiam serdecznie :)))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć dawidiq150!

 

Bardzo dziękuję za pozytywny komentarz! Jest to pierwsze opowiadanie, którym podzieliłam się w sieci więc ta opinia wiele dla mnie znaczy. Cieszę się, że Ci się podobało!

 

Pozdrawiam z szerokim uśmiechem!

MG

 

 

Pierwszemu czytelnikowi chyba nie przeszkadzało fatalne wykonanie tekstu, lecz mi tak. Do tego stopnia, że nie da się przez to opowiadanie przebrnąć dalej niż ¼. 

Co tu się stało z dialogami?

Niżej uzasadnienie:

 

 

 

Davin, co za rzęcha wysłali tym razem? Krótkofalówka zatrzeszczała.

→ Tu rozumiem zaczyna się dialog? Brak jakiegokolwiek myślnika przed. Do dialogów wrócę też na samym dole, bo wszędzie jest problem. Poniżej kilka innych błędów:

Ci byli nieszkodliwi, interesowalo ich wyłącznie żelastwo które mogliby sprzedać u miejscowych handlarzy.

→ interesowało + brak przecinka przed “które”

 

Od wschodu w oddali majaczyło jezioro Kralibi, które było jedynym naturalnym zbiornikiem wodnym w promieniu 200 kilometrów.

→ Zapisujemy słownie, dwustu. 

 

 

Ciszy która tu panowała nie dało sie porównać z niczym innym.

→ się

 

Młode drzewa przebijały asfalt jak igła satynę wyznaczjąc swoje własne ścieżki,

→ wyznaczając

 

Tych błędów jest dość sporo, bo pojawiają się na samym początku, konkretnie przed pierwszym dialogiem. Wystarczy tylko spojrzeć na losowo wybrane zdania, bo przeleciałem wzrokiem czy dalej jest lepiej, ale niestety niezbyt. Nie łapałem wszystkiego.

Bedzięsz współpracować czy mam wezwać pomoc?

→ Będziesz

 

Nie pasuje Ci ten strój

→ Z małej, bo to nie list. 

 

– Yer..– jego głos był coraz mniej słyszalny – jest jeszcze szturmowiec. Przełknęła głośno ślinę. Żarty się skończyły, coś wisiało w powietrzu. – To nie jest zwykły tethralot bojowy – dodał po chwili milczenia. – Yerayah, ogłaszam odwrót. Spotkamy się przy generatorze. Dziewczyna w dwóch susach znalazła się na zewnątrz. Przykucnęła w zaroślach i spojrzała w niebo. Dwuwirnikowiec przelatywał właśnie nad elektrownią, a w oddali majaczyła druga maszyna bojowa. Davin miał rację, to nie był zwykły szturmowiec.

→ Myślałem, że ten chaos wdarł się przypadkowo, ale okazuje się, że cały tekst jest tak napisany. 

Brak oddzielenia myślnikiem wypowiedzi bohatera. Bo w takiej formie rozumiem, że to że przełknęła ślinę – to mówi cały czas ten gość. 

 

-Yerayah zacisnęła zęby. Miała ochotę pomóc królowej zakończyć jej żywot i zakończyć ten „estetyczny cyrk”. Parada próżności aby nacieszyć królewskie oko, podczas gdy jej poddani cierpieli głód. Podczas chwili milczenia Adya, zachrypiała ponownie. – Widzisz nie mogę stąd wychodzić. Po serii małych eksperymentów moje ciało nie akceptuje światła. Mam problemy z funkcjonowaniem w tym naszym małym pustynnym światku ale nie bój się, nie zginę. –Yer zgrzytnęła zębami i dodała po chwili milczenia:

→ Drugi przykład, byś wiedziała o czym mówię. Już nie wspominając o braku spacji przed myślnikami, bo przy tym problemie z zapisem dialogowym to pierdoła.

 

I trzeci, pokazujący to w prostszy sposób:

 

– Jaką tabletkę?! Czuję się dobrze, jedyną rzecza potrzebującą ratunku w tej chwili są moje kończyny,  ścierpły niemiłosiernie. Lekarka poprawiła okulary nie przestając się szczerzyć. Yer miała wrażenie, że sama jest pod wpływem środków odurzających.

→ literówka do tego – rzeczą. 

Powinno być:

 

– Jaką tabletkę?! Czuję się dobrze, jedyną rzecza potrzebującą ratunku w tej chwili są moje kończyny,  ścierpły niemiłosiernie. – Lekarka poprawiła okulary nie przestając się szczerzyć. Yer miała wrażenie, że sama jest pod wpływem środków odurzających.

 

 

 

Wydaje mi się, że nie czytałaś uważnie tego tekstu przed publikacją, bo opowiadanie jest napisane w strasznie niechlujny sposób i nie da się skoncentrować na historii przy tych problemach. Choćbym chciał, to nie ma opcji, by przy tak dezorientująco zapisanych dialogach czytać to dalej. 

Polecę Ci poradnik do zapisywania dialogów: 

Mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Moja opinia, lekko mówiąc, zapewne nie była budująca, ale służy temu byś w przyszłości skoncentrowała się na powyższych uwagach. Praca nad dialogami, uważne przyglądanie się tekstowi przed publikacją i już dałoby się czytać. W przyszłości zapewne tak będzie. 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

NearDeath zabawne jest, że opowiadanie, które mi się podoba przez fachowców określane jest jako słabe a to które mi się nie podoba wchodzi potem do biblioteki :)))

 

To już któryś raz mi się zdarza :)))))))))))

Jestem niepełnosprawny...

@NearDeath bardzo dziękuję za szczegółowy feedback i za link do poradnika! Zdecydowanie muszę popracować nad zapisem dialogowym, a wszystkie powyższe uwagi uważam za słuszne. Dzięki za poświęcony czas i konkretne przykłady, dzięki którym będę wiedziała na co zwracać uwagę w przyszłości.

Pozdrawiam!:)

MG

Cześć, Adgamaris!

 

Ktoś mi szepnął, że wrzuciłaś tekst w piątek, a to dzień mojego dyżuru, zatem…

 

Dostęp do wody w królestwie miała wyłącznie królowa i mieszkańcy stolicy, którzy kontrolowali tamę.

Ok, to w jaki sposób reszta żyła bez wody?

– Davin, co za rzęcha wysłali tym razem? – Krótkofalówka zatrzeszczała. – Dwuwirnikowiec – odparł rzeczowo – ledwo charczy – dodał po chwili, a Yerayah mogłaby przysiąc, że uśmiecha się pod nosem.

Oj, oj. Jak mówi inna osoba, to już inna linijka. To podstawy podstaw.

Później jest tak samo. Tu stosujemy prostą zasadę – jeśli ktoś coś mówi, to lecimy do następnej linii, jeśli jest wypowiedź innej osoby niż dotychczas – również. Myślę, że jeśli piszesz, to też coś czytasz, wystarczy więc otworzyć dowolną książkę, żeby zobaczyć jak to działa.

Poruszały się one milionowymi obrotami

To może i jeszcze jakoś przejdzie, ale co to są “milionowe obroty”? Z kontekstu rozumiem, że śmigła kręciły się bardzo szybko, ale dla mnie to jest dosyć dziwne określenie.

Któro to mogło być

literówka

– Bardzo ładnie! – zaświergotała ponownie odpinając pasy.

A tu widać jak ważną rzeczą jest interpunkcja. Zrozumiałem, że ponownie odpinała pasy.

– Numer dwa na widzenie w Sali Tronowej za 40 minut.

liczebniki zapisujemy słownie

 

Przed chwilą stanęła na nogach i krzyknęła na lekarkę, a jak tylko nazwali ją numerem dwa, to stwierdziła, że to strasznie źle, jest tylko numerem. Dlaczego nie działała, dlaczego nie atakuje?

Dlaczego poszła na współpracę, gdy była już wyswobodzona? Przez tabletkę? Nie widać za bardzo efektów jej działania.

kobieta z niezbyt wyższym od niej mężczyzną.

dziwnie to brzmi – raczej “niewiele”

Chwilę później dostajemy opisy dwóch postaci – zapamiętałem jedynie szmaragdowe płaszcze, bo były na początku – późniejsze bombardowanie informacjami o wyglądzie nuży. Przeleciałem tylko wzrokiem przez opis.

– Ulala! Mamy niewiele czasu, bierzmy się do roboty! – Vivien bez ceregieli złapała Yer za podbródek i zaczęła oglądać z każdej strony. – Idziesz na Salę Tronową, musisz jakoś wyglądać, a my mamy niewiele czasu! Oh!

Powtórzenie

Naprawdę nie wyciągnęli scyzoryka? I tak po prostu odpięli pasy? Amatorzy. A kto się boi amatorów? Napięcie siada. Żadnej straży? Nic?

Dlaczego porzuciła zakładnika? Miała polisę na życie, ale ją zostawiła i wlazła do ciasnej pułapki sama. Jedzie do królowej, zapewne do najbardziej strzeżonego miejsca w budynku.

pstrokate kształty za szklaną szybą, zaczęły zlewać się w jedną plamę. Zamknęła na chwilę oczy. Miała wrażenie, że zjeżdża do podziemi, zatapiała się w ciemność. Po chwili winda zatrzymała się. Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Przez chwilę wsłuchiwała się w grobową ciszę, przerywaną jedynie uderzającymi o ziemię kroplami. Yerayah poruszała się na przód, po czym zatrzymała się nasłuchując. Wydawało jej się, że słyszy czyjś oddech. Każdy jej krok zdawał się nieść echem odbijając się od ścian, niczym szept w akustycznym pomieszczeniu. Nagle ledwo słyszalny oddech stał się głośniejszy i przemienił się w charczenie. Zdawało jej się, że ktokolwiek kryje się na końcu alei stara się coś powiedzieć.

15x się – klasyczna siękoza. Niejedyna w tekście.

co równałoby się z uwolnieniem od męk i zgryzot nękających kraj

To nie będzie żadnego następcy? Liche to “impreium” czy cokolwiek to jest.

 

Łapanka była wybiórcza – nie wskazywałem wszystkiego. Ogólnie: leży interpunkcja i zapis dialogów. To niestety bardzo utrudnia lekturę.

Ogólnie przydałoby się czasem więcej akapitów – teraz tekst wygląda jak kolejne bloki tekstu, co nie zachęca do lektury. Jest to przegadane.

Natomiast najwięcej zastrzeżeń mam do warstwy logicznej. Wiele dzieje się tu pretekstowo. Już wyżej wskazałem kilka nielogiczności i niestety z każdą kolejną coraz mniej Ci wierzę w jakiekolwiek zamysły. Po prostu chciałaś uwolnić bohaterkę wewnątrz budynku, więc odpięłaś jej pasy; chciałaś żeby wzięła zakładnika, więc wsadziłaś jej scyzoryk do buta (czy gdzie on tam był).

I jeszcze bym przystał na to, że to wszystko wielki plan królowej, że właśnie tak chciała władczyni, żeby się potoczyły wypadki, ale… w zasadzie po co jest ta cała rozmowa? Ja widzę jedno tylko wytłumaczenie: po prostu przez usta królowej chciałaś wytłumaczyć czytelnikowi co i jak. Nie kupuję tego. Dla mnie to ten sam rodzaj infodump’a, co moment, gdzie czarny charakter ma zabić bohatera, ale zanim pociągnie za spust, to tłumaczy swoje zachowanie do dziesięciu lat wstecz.

Po co w ogóle była ta tabletka? Ona jakkolwiek działała? Nie zauważyłem.

W tagach masz cyberpunk, a mi tu bardziej zaleciało steampunkiem, choć to może tylko wrażenie.

 

Droga Adgamaris, wiele pracy jeszcze przed Tobą, ale wszystko da się zrobić. Jak przeczytałem, jest to pierwsze opublikowane przez Ciebie opko i to widać, ale przecież każdy kiedyś zaczynał. Tekst należałoby przeredagować i skorygować. Myślę, że spokojnie można przyciąć kilka tysięcy znaków, bez szkody, a wręcz z korzyścią dla tekstu.

Na portalu znajdziesz sporo poradników, jak np. ten podlinkowany przez ND.

Jeśli chcesz złapać więcej czytelników, to polecam czytać i komentować opka innych, a także brać udział w konkursach – aktualnie w toku jest Konkurs Świąteczny, którego zasady znajdziesz tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/27706

Najważniejsze jednak, żeby tekst odleżał swoje i przeszedł autoredakcję i korektę. Możesz też skorzystać z dobrodziejstw betowania.

Życzę Ci żeby pisanie sprawiało Ci frajdę, a kolejne teksty była znacznie bardziej udane. A teraz do roboty! :)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jak na pierwszy tekst, nie jest źle. Spodobało mi się światotwórstwo, to zdecydowanie najmocniejsza część opowiadania. Jest trochę usterek technicznych. Wydaje mi się, że fabuła mogłaby się zmieścić w mniejszej liczbie znaków, nie jest zła, ale na pewno nie należy do rozbudowanych.

Przykro mi to pisać, Adgamaris, ale przez Aquarię przebrnęłam z największym trudem, ustawicznie potykając się na błędach i usterkach, masie literówek, licznych powtórzeniach, zaimkozie i szalejącej siękozie, że o fatalnie zapisanych dialogach i zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. :(

Z pewnością miałaś pomysł na opowiadanie, ale jeszcze zabrakło umiejętności, aby całą rzecz wyłożyć czytelnie i ciekawie. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą zdecydowanie lepiej napisane i zdołają mnie bardziej zaciekawić.

 

Nie był to ro­dzaj ciszy, który mógł się ko­ja­rzyć… → Piszesz o ciszy, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: Nie był to ro­dzaj ciszy, która mogła się ko­ja­rzyć

 

ich ak­tyw­ność wi­docz­nie zma­la­ła. → Raczej: …ich ak­tyw­ność zauważalnie zma­la­ła.

 

nie mieli wy­star­cza­ją­cej ilo­ści ludzi… → Ludzi można policzyć, więc: …nie mieli wy­star­cza­ją­cej liczby ludzi

 

Blusz­cze oplo­tły już wszyst­ko co było na ich dro­dze… → Skoro brakowało wody, to obawiam się, że bluszcze raczej nie mogły opleść niczego, albowiem potrzebują cienia i sporo wilgoci.

 

Sznur umo­co­wa­ła pod­czas swo­jej pierw­szej wspi­nacz­ki… → Zbędny zaimek – czy mogła umocować sznur podczas cudzej wspinaczki?

 

Zmur­sza­ła, zzie­le­nia­ła lina… → Murszeje drewno, nie lina.

Gdyby lina była zużyta/ zniszczona i pokryta pleśnią, nie nadawałaby się do wspinaczki.

 

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem? – Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła. – Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li, a Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem. Do­brze wie­dzia­ła, że ta kupa złomu nie ma za­awan­so­wa­ne­go sprzę­tu zwia­dow­cze­go. → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– Davin, co za rzę­cha wy­sła­li tym razem?  

Krót­ko­fa­lów­ka za­trzesz­cza­ła.

– Dwu­wir­ni­ko­wiec – od­parł rze­czo­wo – ledwo char­czy – dodał po chwi­li.

Yeray­ah mo­gła­by przy­siąc, że uśmie­cha się pod nosem. Do­brze wie­dzia­ła, że ta kupa złomu nie ma za­awan­so­wa­ne­go sprzę­tu zwia­dow­cze­go.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Yer.. – wy­char­czał, a jego głos był coraz mniej sły­szal­ny. → Wielokropkowi brakuje jednej kropki; wielokropek ma zawsze trzy kopki!

 

wpa­tru­jąc się w coraz wraź­niej­szy kształt. → Literówka.

 

śmi­gła za­miast skrzy­deł. Po­ru­sza­ły się one mi­lio­no­wy­mi ob­ro­ta­mi… → Milionowy obrót wykona coś, co do tej pory obróciło się dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy, ale nie mam pojęcia, co to są milionowe obroty?

 

Sły­sza­ła zbli­ża­ją­ce się brzę­cze­nie. Miała wra­że­nie, że świ­dru­ją­cy dźwięk wdzie­ra się do jej umy­słu za­głu­sza­jąc myśli i pa­ra­li­żu­jąc ciało. Dźwięk emi­to­wa­ła osa, hałas wzra­stał wraz z przy­bli­ża­niem się ma­szy­ny. Ty­sią­ce brzę­czą­cych in­sek­tów. Od­ru­cho­wo za­czę­ła od­ga­niać się od nie­wi­dzial­nych szer­sze­ni, mo­men­tal­nie tra­cąc po­czu­cie tego co jest rze­czy­wi­sto­ścią, a co wy­ima­gi­no­wa­nym ob­ra­zem. Iry­tu­ją­cy dźwięk na­ra­stał, a jego czę­sto­tli­wość rosła. → W jakim celu kilkakrotnie powtarzasz tę samą informację?

 

czołgała się w stronę wyjścia. Nie mogła tu zostać. Betonowa rura, która jeszcze niedawno wydawała jej się świetnym schronieniem, teraz kojarzyła się z klaustrofobicznym więzieniem z którego natychmiast musiała się wydostać. Bzzzzzzzzzzzzzzz… – Dźwięk stawał się nie do zniesienia, głowa pękała na pół. Mimowolnie zaczęła czołgać się ku… → Siękoza. Powtórzenie.

 

otwierający się właz i wysuwającą się żelazną sieć. Zanim zorientowała się co się dzieje unosiła się wraz z pułapką. Obraz powoli rozmywał się, widziała oddalające się zabudowania. → Siękoza.

 

Sta­tek pły­nął spo­koj­nie wpły­wa­jąc w pu­szy­ste… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Wi­dzia­ła prze­la­tu­ją­ce ptaki w róż­no­barw­nych ko­lo­rach… → Masło maślane – kolory są różnobarwne z definicji.

Wystarczy: Wi­dzia­ła prze­la­tu­ją­ce róż­no­barw­ne ptaki

 

na ko­men­dę od­pię­li się od reji… → …na ko­men­dę od­pię­li się od rej

 

Rzu­ca­li się ze stat­ku niczy spa­do­chro­nia­rze… → Literówka.

 

– Yer skacz! – krzy­czał Davin, sta­ra­jąc się prze­krzy­czeć grzmo­ty. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Któro to mogło być pię­tro, dwu­set­ne? → Literówka.

 

zda­rzy­ło się na za­ka­za­nym te­re­nie. Te­th­ra­lot, świ­dru­ją­cy dźwięk i sieć. Co się stało z jej ekipą zwia­dow­czą? Czy udało im się opu­ścić zonę? Mu­sia­ła uwol­nić się z krę­pu­ją­cych ją pasów. Nie miała pew­no­ści. gdzie się znaj­du­je… → Kolejny przykład siękozy. I na tym poprzestanę.

 

Ocza­mi swo­jej wy­obraź­ni wi­dzia­ła sie­bie w pod­zie­miach… → Czy pierwszy zaimek jest konieczny? Czy mogła coś wiedzieć oczami cudzej wyobraźni?

 

Wstrzy­ma­ła po­wie­trze… → Na czym polega wstrzymanie powietrza?

Proponuję: Wstrzy­ma­ła oddech

 

Naj­pierw weź­miesz tylko jedną, małą ta­ble­tecz­kę i już cię roz­wią­zu­je. → Literówka.

 

– Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie od­pi­na­jąc pasy. → A kiedy wcześniej odpięła pasy, skoro teraz odpina je ponownie?

A może miało być: – Bar­dzo ład­nie! – za­świer­go­ta­ła po­now­nie, od­pi­na­jąc pasy.

 

Le­kar­ka wi­dząc jej gry­mas za­śmia­ła się po­now­nie, po czym na­ci­snę­ła jeden z przy­ci­sków przy jej łóżku. → Czy konieczne są oba zaimki?

 

ko­lej­no wy­ła­ni­ły się ob­ra­zy… → Literówka.

 

Każdo z nich stwo­rzo­ne było… → Literówka.

 

pod nim wy­rósł pół me­tro­wy po­dest… → …pod nim wy­rósł półme­tro­wy po­dest

 

od­bi­jał całe po­miesz­cze­nie w swo­jej gład­kiej tafli. → Zbędny zaimek.

 

za­czę­ła coś skrzęt­nie no­to­wać w swoim małym ze­szy­ci­ku. → Zbędny zaimek.

 

Od­ru­cho­wo chwy­ci­ła za strzy­kaw­kę… → Od­ru­cho­wo chwy­ci­ła strzy­kaw­kę

 

Unio­sła drugą rękę jaky chcia­ła… → Literówka.

 

Nagle z włazu w pod­ło­dze wy­unął się… → Literówka.

 

– Numer dwa na wi­dze­nie w Sali Tro­no­wej za 40 minut.– Numer dwa na wi­dze­nie w sali tro­no­wej za czterdzieści minut.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

we­szła fi­li­gra­no­wa ko­bie­ta z nie­zbyt wyż­szym od niej męż­czy­zną. → …we­szła fi­li­gra­no­wa ko­bie­ta z nieco/ trochę/ niewiele wyż­szym od niej męż­czy­zną.

 

…cie­nie na po­wie­kach po­ły­ski­wa­ły w róż­nych od­cie­niach błę­ki­tu… → …cie­nie na po­wie­kach po­ły­ski­wa­ły różnymi odcieniami błę­ki­tu

 

na wło­sach miała błę­kit­no-ró­żo­we dredy. → Dredy to włosy, tyle że w sfilcowanych pasmach. Dredów nie można mieć na włosach.

 

ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało czar­ne pasy… → …ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało-czar­ne pasy

 

Męż­czy­zna ubra­ny był w ka­mi­zel­kę w biało czar­ne pasy, sze­ro­ki skó­rza­ny pas, przy któ­rym było mnó­stwo róż­nej wiel­ko­ści sakw. Na gło­wie miał cy­lin­der z lor­net­ką, która wy­glą­da­ła bar­dziej na ele­ment de­ko­ra­cyj­ny niż sprzęt szpie­gow­ski. Rę­ka­wy ko­szu­li, która była pod spodem miały de­li­kat­ne roz­cię­cia, a na nad­garst­ku po­ły­ski­wa­ło coś, co wy­glą­da­ło jak wie­lo­funk­cyj­ny ze­ga­rek ze skom­pli­ko­wa­nym me­cha­ni­zmem ma­nu­al­nym. → Czy dobrze rozumiem, że mężczyzna miał koszulę pod kapeluszem, a od pasa w dół był goły?

Jakie znaczenie dla opowiadania ma to dość szczegółowe opisywanie strojów postaci?

 

– Zo­sta­wiam cię pod okiem sty­li­stów: Louis i Vi­vien. – Mru­gnę­ła po­ro­zu­mie­waw­czo w stro­nę sty­li­stów… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– Idziesz na Salę Tro­no­wą→ – Idziesz do sali tronowej

 

zła­pa­ła Vi­vien za gar­dło i przy­war­ła ostrze do krta­ni. → Obawiam się, że ostrza nie można przywrzeć do krtani.

Proponuje: …zła­pa­ła Vi­vien za gar­dło i przystawiła/ przytknęła/ przyłożyła ostrze do krta­ni.

 

Miała wra­że­nie, że nie wyj­dzie z tego żywo… → Literówka.

 

Yer zjeż­dza­ła w dół przed dobrą chwi­lę… → Literówka. Masło maślane – czy mogła zjeżdżać w górę?

 

Yeray­ah po­ru­sza­ła się na przód… → Na przód czego się poruszała?

A może miało być: Yeray­ah po­ru­sza­ła się naprzód

 

za­trzy­ma­ła się na­słu­chu­jąc. Wy­da­wa­ło jej się, że sły­szy czyjś od­dech. Każdy jej krok zda­wał się nieść echem od­bi­ja­jąc się od ścian, ni­czym szept w aku­stycz­nym po­miesz­cze­niu. Nagle ledwo sły­szal­ny od­dech stał się gło­śniej­szy i prze­mie­nił się w char­cze­nie. Zda­wa­ło jej się, że kto­kol­wiek kryje się na końcu alei stara się coś po­wie­dzieć. → Siękoza. Lekka zaimkoza. Powtórzenia.

 

Wy­da­wa­ło się, że cier­pi na po­waż­ną cho­ro­bę. Jej po­stać wy­da­wa­ła się kru­cha i słaba. → Powtórzenie.

 

z uwol­nie­niem od męk i zgry­zot… → …z uwol­nie­niem od mąk i zgry­zot

 

Mi­mo­wol­nie umiech­nę­ła się pod nosem. → Literówka.

 

trwać w nie­skoń­czo­ność. Nie­któ­rzy mó­wi­li, że wy­na­la­zła śro­dek na nie­śmier­tel­ność i bę­dzie rzą­dzić w nie­skoń­czo­ność. → Powtórzenie?

 

– Zła­pa­li się za­ka­za­niej zonie praw­da? → – Zła­pa­li cięza­ka­za­nej zonie, praw­da?

 

oczy zda­wa­ły się świ­dro­wać dziu­rą w umy­śle… → Literówka.

 

– Nie pa­su­je Ci ten strój→ – Nie pa­su­je ci ten strój

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

nie umknę­ło­by uwa­dze ludz­kiej. Yeray­ah uważ­nie spoj­rza­ła… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Z pod­zie­mi wy­nu­rzy­ło się mnó­stwo szkla­nych, de­li­kat­nie pod­świe­tlo­nych tub, a w każ­dym z nich coś zda­wa­ło się po­ru­szać. → Piszesz o tubach, które są rodzaju żeńskiego, więc: Spod­zie­mi wy­nu­rzy­ło się mnó­stwo szkla­nych, de­li­kat­nie pod­świe­tlo­nych tub, a w każ­dej z nich coś zda­wa­ło się po­ru­szać.

 

a mimo zda­wa­li się swo­bod­nie od­dy­chać. → Pewnie miało być: …a mimo to zda­wa­li się swo­bod­nie od­dy­chać.

 

Kró­lo­wa uchy­li­ła suk­nię uka­zu­jąc ide­tyn­tycz­ny me­cha­nizm w jej ciele. → Na czym polega uchylenie sukni? Literówka.

A może miało być: Kró­lo­wa rozpięła suk­nię, uka­zu­jąc iden­tycz­ny me­cha­nizm w swoim ciele.

 

 Lo­do­wa­dy głos kró­lo­wej… → Literówka.

 

Ich oczy miały w sobie coś nie­po­ko­ją­ce­go , blade… → Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

Jakby nie mieli duszy.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

– Tylko pod wodą czują się dobrze..gdybym… → Wielokropkowi brakuje jednej kropki. Brakuje też spacji po nim.

 

Robo wilk był jed­nak szyb­szy… → Wcześniej napisałaś: U jej boku stał robo-wilk… → Należałoby ujednolicić pisownię.

 

na trzę­są­cych no­gach ru­szy­ła w stro­nę ścia­ny. → …na drżących no­gach ru­szy­ła w stro­nę ścia­ny.

 

choć w Twoim przy­pad­ku… → …choć w twoim przy­pad­ku

 

nie­ba­wem sta­niesz po­śród nas. Przed prze­mia­ną jed­nak, sta­niesz się… → Powtórzenie.

 

be­dzięsz mogła zo­ba­czyć… → Literówka.

 

Davin, grupa, zona, dom…Przy­po­mnia­ła… → Brak spacji po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przybyłem, zobaczyłem, przeczytałem.

Wielki plus za ciekawe światotwórstwo. Ten tag “Fanfiction” mnie z lekka przeraził, bo z reguł zapowiada, że jeśli jako czytelnik nie znam świata, to autor nie zamierza mi nic po drodze tłumaczyć. Tutaj tego tak mocno nie poczułem – poszczególne elementy świata są dobrze naświetlone, skłądają się także w miarę spójną całość. Tak więc tutaj wyszło to dobrze.

Poprzednicy wspomnieli o aspektach technicznych, takich jak długość i podział na akapity czy powtórzenia. Nie będę się więc za nimi, nomen omen, powtarzał :)

Ale muszę zwrócić Twoją uwagę, Autorko, na używanie infodumpów. Bo jest to coś, co zauważyłem mocno nadużywasz w tekście. Sporo tutaj momentów, gdy wciszkasz pauzę w opisach czy działaniach, a zaraz potem ciskasz we mnie ciekawym, ale mimo wszystko wybijającym z akcji opisem wydarzenia. Tak, infodumpy są potrzebne, ale mogą być groźne, bo przy ich nadmiarze ma się wrażenie czytania encyklopedii, a nie płynięcia przez akcję tekstu.

Tyle ode mnie. Na koniec przydatne linki ze strony :)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

@Krokus, bardzo dziękuję za szczegółowe omówienie zarówno techniczne jak i merytoryczne. Tekst zdecydowanie idzie “do prania”, a dzięki takim komenarzom wiem gdzie są “plamy”.

@Zygfryd89 dziękuję za komentarz! Fabuła została skrócona ale tak jak mówisz, może być krócej, a “treściwiej”. Będę nad tym pracować!

@Regulatorzy wyszczególniłeś dla mnie bardzo istotne mankamenty, a trochę tego jest! Dzięki, że poświęciłeś swój czas i wprawne oko. Przyda się przy nadciągających poprawkach ;)

@NoWhereMan dziękuję za linki i uwagi o infodumpach! Wezmę pod uwagę, przy wygładzaniu tego tekstu i przy tworzeniu kolejnych. Pozdrawiam serdecznie!

MG

Miło mi, Adgamaris, że mogłam się przydać i że uznałaś uwagi za przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jakiś pomysł, ale jeszcze wypadałoby go ociosać.

Trochę zaskoczyło mnie, że dziewczyna jest taka wyjątkowa – budzi się w szpitalu i od razu chcą ją prowadzić do władczyni. Tak się nie robi z każdą buntowniczką. No, ale jeżeli wyrocznia kazała… Tylko nie wiadomo, po co dziewczyna wyroczni jest, a w ten sposób z tekstu robi się fragment.

Trochę była nieprzytomna, skoro w tym czasie zdążyli wyłapać jej bandę, poddać zmianom, przekabacić…

Czy zmurszała lina utrzymałaby ciężar dziewczyny? Liny na świeżym powietrzu bardzo szybko trafia szlag.

O technikaliach już sporo było. Dodam, że interpunkcja kuleje.

a na włosach miała błękitno-różowe dredy.

A to by znaczyło, że na włosach rosły jej kolejne włosy (jak peruka albo jak listki akacji na łodyżce) i te były przerobione na dredy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka