- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Rzecz o rozrywkach ludowych

Rzecz o rozrywkach ludowych

Pierwsze opowiadanie po rejestracji. Bardziej etiuda techniczna niż tekst poruszający głębokie problemy, ale ciekaw jestem odbioru. Jestem też szczerze otwarty na dyskusję, zwłaszcza o wszelkich zagadnieniach językowych. Życzę miłej lektury!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Rzecz o rozrywkach ludowych

Nawaliło się mieszczaństwa na Rynek owego dnia, oj, nawaliło! Byli patrycjusze i radcy ratuszowi, mistrzowie rzemieślniczy i bogaci kupcy. Przede wszystkim jednak ciągnął proletariat, z Rybnej i Ludwisarskiej, ze Skośnej i Okrężnej, i z Sobaczej Grobli tłum także napływał. Przez wielkie bramy miejskie: Rzeczną, Górską i obróconą ku północy Bramę Stryja – już od piątej rano igły by nie przecisnął, tyle chłopstwa kupiło się do środka.

Cóż, egzekucja podczas jarmarku z reguły owocuje znacznym zainteresowaniem społecznym. Egzekucja poetki sprzeciwiającej się reżimowi – tym bardziej. Oczywiście, zjawiło się także kilku natchnionych kaznodziejów będących wrogami kary głównej jako takiej lub w tym konkretnym przypadku. Możliwość obrzucenia ich zgniłymi płodami natury oraz elementami małej architektury miejskiej także wpłynęła korzystnie na frekwencję. Władze nieco obawiały się większych rozruchów, toteż burmistrz przezornie polecił wzmocnić kordon straży, a nawet wynajął własnym sumptem kilku strzelców wyborowych.

Na szafot wystąpił już mistrz małodobry i wyprowadzono skazaną, lecz wpierw jeszcze kazanie do tłumu wygłaszał przeor dominikanów. Wszystkich istotnie ciekawiło, w jaki sposób otyły ojciec Bartłomiej odniesie się do twierdzenia, że władca miasta „ma trzy uda, ale nie ma między trzema moralnego kręgosłupa”. Tudzież do zabijania za to twierdzenie. Otóż wybrał najprostsze rozwiązanie i nie odniósł się w ogóle. Zamiast tego mówił o wąskich bramach raju i palącej konieczności wspierania ubogich. Kat w tym czasie niecierpliwie postukiwał styliskiem trzymanego w trzech palcach topora o rusztowanie.

Ludności mogło się zebrać ze dwadzieścia pięć, trzydzieści tysięcy – jeżeli nie więcej. Nie brakowało wśród nich górali, gromadnie przybywających nawet w zwyczajne dni targowe. Nie dziwota zatem, że z początku rzadko kto zwrócił uwagę na młodego pasterza długim krokiem wchodzącego na rynek. Potem jednak wszyscy byli skłonni zarzekać się, że patrzyli nań cały czas. Najczęściej powtarzano, że nie nadszedł – jak należałoby się spodziewać – Bramą Górską ani Rzeczną, ani nawet Stryja, tylko od furty franciszkańskiej ulicami o nazwach Wątpliwa, Zwężona i Wielbłąd, miejscami niechcący poszerzając każdy ze wspomnianych zaułków. Może i tak było.

Mowa bowiem o człowieku, który odrósł od matki ziemi na blisko siedem stóp, a pod względem sylwetki najbardziej przypominał wygłodniałego niedźwiedzia. Niewątpliwie mógł ważyć osiem, dziewięć pudów. W prawicy dzierżył ciupagę o rozmiarze dającym wiele do myślenia, zarazem podtrzymując przewieszony skośnie przez plecy ciężki sztucer systemu Aubergine, w lewicy zaś, jak się zdawało, dwie liny okrętowe. Dokładniejsze spojrzenie pozwalało dojść do wniosku, że z wysokim prawdopodobieństwem mogą one pełnić rolę smyczy. Na końcach bowiem szarpały się dwa bardzo pierwotne owczarki, źle zsocjalizowane, brudnobiałe bestie o puchatych ogonach zawiniętych do pół kręgosłupa, przywodzące na myśl owe pradawne mastify, którymi Rzymianie szczuli lwy. Na szykowny smoking narzucił otłuszczoną baranicę i tak też nucił:

– Ciągną, ciągną sanie góralskie koniki, hej! jadą w saniach panie, przy nich zaś zbójniki. Coraz który gada, nie wiadomo na co, hej! echo odpowiada, bo mu za to płacą… bo mu za to płacą!… Pędzi, pędzi kulig niczym błyskawica, hej! wzięlim tych zazuli z rąk wojewodzica. Zbójnik z gór wysokich, zbójnik szarooki, hej! z wierzchu baranica, a pod spodem smoking… a pod spodem smoking!…

Nucąc tak, góral szedł spokojnie w stronę podwyższenia, a inni zebrani rozstępowali się przed nim, jak tylko zdołali. Zapewne w niejakim związku przyczynowo-skutkowym z tym, że psiska usiłowały wypruć tchawicę każdemu, kto zanadto zbliżył się do ich pana. Tymczasem przeor zakończył kazanie, a mistrz małodobry zapytał z emfazą:

– No, panienko? Jakieś słynne ostatnie słowa?

– Kiebyk… jo ci mioła klucyki łodednia… zamykołabyk jo nocke łod połednia… – oznajmiła trzęsącym się głosem skazana, patrząc gdzieś w tłum. Fachowiec wzruszył ramionami – wiadomo, nie byłby to pierwszy przypadek, że jego klient zwariował ze strachu. Tyle że zbliżający się góral podjął tubalnym basem:

– HOC HOC HOC, JESCE NOC, JESCE MIE NIE ŁODCHODŹ!!!

Po czym spuścił psy. Kordon otaczających szafot hajduków rozpierzchł się na oślep, z pominięciem trzech, którym się nie udało. Na wszystko jednak można spojrzeć pozytywnie – dla każdego z nich była to ostatnia rzecz, która mu się nie udała. Zbójnik zaś dał nieco większy krok i wstąpił na szafot.

– Co komu pisane – powiedział cicho kat, niemal dorównujący mu posturą, zaciskając dłonie na stylisku topora.

– Ano – zgodził się wesoło przybysz, po czym wyprowadził ciupagą, trzymaną oburącz, straszliwy cios z obszernym obrotem i znad prawego ucha.

Mistrz małodobry zastawił się symetrycznie, a silnie odbite własne żeleźce uderzyło go między oczy. Dał jeszcze kilka niepewnych kroków w tył, rozkrzyżował ręce na wiwat i zwalił się pod siebie jak zaszlachtowany wół. Następnie jął prezentować klasyczny obraz sztywności z odkorowania.

Góral podszedł do skazanej, rozwiązał jej ręce i powiedział cicho:

– Tak i wracamy na hale. Od początku mówiłem, żebyś ze mną została. Łatwiej o inspirację, trudniej o prześladowania.

Wtedy właśnie suchym, pojedynczym trzaskiem odezwała się broń skrytostrzelca ulokowanego w wieżyczce Domu pod Czterema Liliami, a zbójnik obrócił się w tę stronę, nagle dziwnie powoli i ospale, jak latarnia chyląca się ku katastrofie budowlanej…

Potem nagle przyspieszył ruchy, płynnie zsunął sztucer z pleców i dwukrotnie pocisnął spust. Strzelec wyborowy wychylił się bardziej z wieżyczki, potem wychylił się jeszcze bardziej, a potem złamał się wpół i zaczął w regularnych odstępach kapać mózgiem na sąsiadkę z dołu… Sąsiadka więc krzyknęła:

– Proszę bez głupich dowcipów, panie Kaziu! – potem przyjrzała się uważniej, krzyknęła dużo przeraźliwiej, zemdlała i runęła z balkonu ze skutkiem śmiertelnym. Niestety, tak to już jest, że akcje ratunkowe przynoszą ofiary również wśród przypadkowej ludności cywilnej.

Góral natomiast sięgnął pod lewą pachę i ułowił stygnącą już kulę ze skudlonej baranicy. Nawet smoking nie został naruszony. Stało się jasne, że poprzednia słabość była chwilowa lub wręcz tylko dobrze udana. Wziął dziewczynę na ręce i wzdłużonymi krokami opuścił rynek, podśpiewując radośnie:

– Na wysokim zamku stojom subienicki, tam se budzie wisoł Jasio z Brzezawicki…

Za nim truchtały dwa owczarki, syte krwi.

Koniec

Komentarze

Ślimaku Zagłady, Rzecz o rozrywkach ludowych liczy zalewie nieco ponad sześć tysięcy znaków. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy (czy to poprawna forma odmiany Twojego nicka?), nie spotkałem się w literaturoznawstwie z terminem takim jak szort, więc nie chciałem oznaczać nim swojego tekstu, ale nie znam jeszcze tutejszych zwyczajów. Skoro zapewniasz, że to właściwy wybór, oczywiście dostosowałem się.

Krótkie teksty, takie do 10000 znaków, noszą tu miano szortów, dłuższe to już opowiadania.

Tak, Regulatorzy to poprawna forma. Może być też Regulatorka, a także Reg. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Śli(ma)cznie dziękuję za wyjaśnienie, Regulatorko!

Bardzo proszę, Ślimaku. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Etiuda techniczna? Ok. Gdzie tutaj fantastyka? W tym smokingu? W tym snajperze? Kurcze, nie wiem.

Ale skoro jesteś otwarty na dyskusję, to lecimy z tematem ;)

 

Egzekucja poetki sprzeciwiającej się reżimowi – hm, tym bardziej.

To “hm” w tym miejscu i jeszcze gdzieś “ha” wybijają z rytmu czytelniczego. Moim zdaniem zbędne.

 

„ma trzy uda, ale nie ma między trzema moralnego kręgosłupa”.

Nie rozumiem tego zdania. Ma trzy uda, czyli co? Między trzema czym nie ma moralnego kręgosłupa? Udami?

 

Kat w tym czasie niecierpliwie kręcił toporem trzymanym między dwoma palcami.

Topór katowski to narzędzie sporych rozmiarów. Kręcenie nim dwoma palcami musi być wyjątkowo karkołomną zabawą :) Ale OK, kupuję, skoro kat dorównywał posturą góralowi.

 

Ludności mogło się zebrać na dwadzieścia pięć, trzydzieści tysięcy – jeżeli nie więcej.

Na dwadzieścia pięć tysięcy czego, skoro mamy w tym zdaniu “na”?

 

Mowa bowiem o człowieku, który odrósł od matki ziemi na blisko siedem stóp,

Nie czuję tego systemu miar. Dlaczego nie w metrycznym? Ale to akurat bardzo prywatna uwaga.

 

Za pas miał zatknięty ciężki sztucer systemu Aubergine, w prawicy dzierżył ciupagę dzisiejszego rozmiaru 7XL, w lewicy zaś dwie liny okrętowe – moment, to chyba smycze?

Pogrubione brzmi koslawo i źle. Wybija znów z rytmu i jeszcze forma pytania kończy psucie całego zdania. Rozmiar 7XL z kolei psuje klimat. To też są uwagi prywatne.

 

– Ano – zgodził się wesoło przybysz, po czym wyprowadził straszliwy, dwuręczny cios ciupagą,

A nie “oburęczny”?

 

Następnie jął prezentować klasyczny obraz sztywności z odkorowania.

Nie rozumiem co znaczy “sztywnośc z odkorowania”.

 

a potem złamał się wpół w pasie i zaczął w regularnych odstępach kapać mózgiem na sąsiadkę z dołu

Jak wpół, to w pasie. Pogrubione do usunięcia.

 

Wziął dziewczynę na ręce i wzdłużonymi krokami opuścił rynek, podśpiewując radośnie:

A nie “wydłużonymi”?

 

Czytało się nieźle. Choć nie rozumiem tego dodawania smokingu czy snajpera, którego obecność na wieżyczce jest z czapy. Napisane też jest przystępnie, ale sam sposób prowadzenia narracji, choć wciąga, pozostawia na końcu potężny niedosyt. Ot, scenka, bez jasnej fabuły. Nie wiem, co ma oznaczać.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Bardzo dziękuję za uwagi. Skoro jestem otwarty na dyskusję, postaram się na nie sensownie i systematycznie odpowiedzieć…

Gdzie tutaj fantastyka? W tym smokingu? W tym snajperze? Kurcze, nie wiem.

Osadzam akcję w świecie różnym od rzeczywistego, w którym zdarzają się zjawiska u nas skrajnie rzadkie lub niemożliwe (poczynając od jednoosobowej akcji ratunkowej tego typu, a kończąc na owczarku podhalańskim rozmiarów mastifa), więc to chyba fantastyka. Chyba. Nie jestem zupełnie pewien.

To “hm” w tym miejscu i jeszcze gdzieś “ha” wybijają z rytmu czytelniczego. Moim zdaniem zbędne.

Po namyśle podzielam Twoje zdanie.

Nie rozumiem tego zdania. Ma trzy uda, czyli co? Między trzema czym nie ma moralnego kręgosłupa? Udami?

Tak, między trzema udami. To wyrwany z kontekstu fragment wiersza, zamierzenie trudny do interpretacji. U początku i u końca brakuje par rymowych, możesz spróbować ich poszukać, ale za skutki niezupełnie odpowiadam.

Kręcenie nim dwoma palcami musi być wyjątkowo karkołomną zabawą.

Też element fantastyczny świata przedstawionego, ale nie wykluczam, że w tym miejscu lekko przesadziłem.

Na dwadzieścia pięć tysięcy czego, skoro mamy w tym zdaniu “na”?

Kiedyś chyba spotkałem się z podobną frazą, ale “na” nie jest tutaj szczególnie potrzebne. Można by usunąć bez żalu.

Nie czuję tego systemu miar. Dlaczego nie w metrycznym?

System metryczny gryzłby mi się z klimatem opowieści, rozpowszechnił się u nas dopiero w dwudziestoleciu.

Pogrubione brzmi koślawo i źle. (…) Rozmiar 7XL z kolei psuje klimat.

Z pierwszym się w pełni zgadzam. Rzeczywiście niezręcznie to wyraziłem. Co do drugiego, nie do końca to czuję, ale niewątpliwie warto wiedzieć, że może być tak odbierane.

A nie “oburęczny”?

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/dwureczny;5423831.html

Nie rozumiem, co znaczy “sztywność z odkorowania”.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Odkorowanie

Powoduje bardzo charakterystyczny obraz sztywności zgięciowej.

Jak wpół, to w pasie. Pogrubione do usunięcia.

Rzeczywiście, paskudny pleonazm. Nie powinienem był go tutaj wpuścić.

A nie “wydłużonymi”?

A to akurat celowy zabieg. “Wzdłużenie” kojarzy się raczej z fonetyką czy sonetem, tutaj ma więc oddawać charakter kroków górala: nie tylko ich długość, ale także wyczuwalny w nich spokój, pewność siebie i nawet pewną poetykę. Dopuszczam, oczywiście, myśl, że zabieg ten może być uznany za chybiony.

Choć nie rozumiem tego dodawania smokingu (…)

Dwie przyczyny. Pierwsza – chęć nadania góralowi pewnego rysu charakterologicznego; chyba nie bardzo udana, sądząc po Twoim komentarzu. Druga – pewne uzasadnienie pojawiającej się przyśpiewki, która to przyśpiewka jest z kolei próbą rekonstrukcji pierwotnej, ludowej wersji nieźle znanej piosenki o kuligu.

(…) czy snajpera, którego obecność na wieżyczce jest z czapy.

Chciałem lekko złamać klimat radosnej, w pełni usprawiedliwionej rzezi. Snajper Kazio był potrzebny, aby pojawiła się sąsiadka snajpera Kazia, przypadkowa ofiara cywilna. Czy sądzisz, że sprawiłby lepsze wrażenie, gdyby wspomnieć na początku coś w stylu “władze miasta nieco obawiały się rozruchów, toteż przezornie wzmocniły kordon straży oraz wynajęły kilku strzelców wyborowych”?

(…) pozostawia na końcu potężny niedosyt.

Nieprawdaż? Kilka razy przymierzałem się do części dalszej, próbując opisać, jak główni bohaterowie wiodą sielskie życie na halach, dorywczo zajmując się kolportażem utworów wywrotowych. Nie wychodziło. Ostatecznie machnąłem ręką i pozostawiłem to jako etiudę, uznając, że izolowana scenka psychoterapeutyczna o człowieku skutecznie przeciwstawiającym się systemowi w słusznej sprawie też może mieć swoją wartość. Gdyby w przekroju społeczeństwa choć jeden na stu przejawiał takie podejście, już sędziemu mogłaby zadrżeć ręka przed podpisaniem jawnie skandalicznego wyroku. Z drugiej strony, nasze skromne doświadczenia historyczne z terrorem indywidualnym nie są nazbyt budujące (łagodnie mówiąc). Tak czy inaczej, wydaje mi się, że tekst skłania czytelnika do rozważenia takich kwestii. Zapewne źle mi się wydaje.

 

Na koniec jeszcze jedno pytanie – czy edycja opowiadania w celu skorygowania wskazanych przez Ciebie błędów jest tutaj uznawana za dopuszczalną?

 

Ponownie: bardzo dziękuję za wyczerpującą krytykę.

 

Pozdrawiam

Ś

Yo!

Osadzam akcję w świecie różnym od rzeczywistego, w którym zdarzają się zjawiska u nas skrajnie rzadkie lub niemożliwe (poczynając od jednoosobowej akcji ratunkowej tego typu, a kończąc na owczarku podhalańskim rozmiarów mastifa), więc to chyba fantastyka.

No niby tak, ale brzytwa Lema nie pozostawiłaby na tekście grama fantastyki. Jednoosobowa akcja ratunkowa to raczej przesada a nie fantastyka per se. A psy to tak jakoś bez echa fantastycznego mi przeszły, ale ja się na psach nie znam.

 

Tak, między trzema udami. To wyrwany z kontekstu fragment wiersza, zamierzenie trudny do interpretacji. U początku i u końca brakuje par rymowych, możesz spróbować ich poszukać, ale za skutki niezupełnie odpowiadam.

Aha, spoko. Skoro to cytat to się nie czepiam.

 

Kiedyś chyba spotkałem się z podobną frazą, ale “na” nie jest tutaj szczególnie potrzebne. Można by usunąć bez żalu.

Tez kiedyś się kiedyś z taką frazą spotkałem, ale jakoś mnie mierzi. Dałbyś “ze” zamiast “na” i też będzie git ;) Ale możesz tak zostawić, to Twoje opowiadanie.

 

System metryczny gryzłby mi się z klimatem opowieści, rozpowszechnił się u nas dopiero w dwudziestoleciu.

OK. To była uwaga prywatna :)

 

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/dwureczny;5423831.html

No niby tak. Ale dla mnie intuicyjne jest coś dwuręcznego, przedmiot: miecz, młot, uchwyt. Natomiast uzycie tego przedmiotu odbywa się oburącz. Ciupaga mogła być dwuręczna, ale cios wyprowadzony został oburącz. Tak ja to widzę, ale nie będę się upierał, bo żadnym specjalistą nie jestem.

 

A to akurat celowy zabieg. “Wzdłużenie” kojarzy się raczej z fonetyką czy sonetem, tutaj ma więc oddawać charakter kroków górala: nie tylko ich długość, ale także wyczuwalny w nich spokój, pewność siebie i nawet pewną poetykę. Dopuszczam, oczywiście, myśl, że zabieg ten może być uznany za chybiony.

Nie no, spoko. Czy chybiony, to ja nie wiem. Rozumiem zamysł i oddaję honor.

 

Dwie przyczyny. Pierwsza – chęć nadania góralowi pewnego rysu charakterologicznego; chyba nie bardzo udana, sądząc po Twoim komentarzu. Druga – pewne uzasadnienie pojawiającej się przyśpiewki, która to przyśpiewka jest z kolei próbą rekonstrukcji pierwotnej, ludowej wersji nieźle znanej piosenki o kuligu.

Rys na pewno mu nadaje ciekawy. Mnie się to gryzie z klimatem tłuszczy, jarmarku, egzekucji, góralskich klimatów a tu nagle łup!, smoking. Zostaw, niech ma ten smoking :)

 

Chciałem lekko złamać klimat radosnej, w pełni usprawiedliwionej rzezi. Snajper Kazio był potrzebny, aby pojawiła się sąsiadka snajpera Kazia, przypadkowa ofiara cywilna. Czy sądzisz, że sprawiłby lepsze wrażenie, gdyby wspomnieć na początku coś w stylu “władze miasta nieco obawiały się rozruchów, toteż przezornie wzmocniły kordon straży oraz wynajęły kilku strzelców wyborowych”?

Ja tak sądzę, ale to Twoje opowiadanie, nie musisz wprowadzać poprawek wedle moich sugestii. Niemniej jednak, ja wolałbym się dowiedzieć, że na jarmarkach rozstawianie snajperów po okolicznych dachach nie jest zwyczajem, a raczej wyjątkiem spowodowanym napiętą sytuacją.

 

Tak czy inaczej, wydaje mi się, że tekst skłania czytelnika do rozważenia takich kwestii. Zapewne źle mi się wydaje.

Ten motyw niesprawiedliwości jest dość mocno zarysowany, więc nie wydaje Ci się źle. Naprawdę rzuca się w oczy kara niewspółmierna do przewiny (o ile w ogóle możemy mówic o jakiejkolwiek przewinie) i robinhoodowska próba odbicia niesłusznie skazanej. To jest OK. Tylko góral kradnie całe show i tylko te jego słowa (trafne i bardzo zgrabne IMO):

 

Od początku mówiłem, żebyś ze mną została. Łatwiej o inspirację, trudniej o prześladowania.

przypominają na końcu, po co on się w ogóle tam pojawił. Po namyśle i ponownym przeczytaniu stwierdzam, że to wystarczy :)

 

Na koniec jeszcze jedno pytanie – czy edycja opowiadania w celu skorygowania wskazanych przez Ciebie błędów jest tutaj uznawana za dopuszczalną?

Nie. Tutaj to jest wskazane, a nie tylko dopuszczalne. Oczywiście tylko w przypadku, kiedy uwagi są słuszne :)

 

Jestes więc tutaj nowy, aight? Zatem witam Cię serdecznie (wybacz, że dopiero pod koniec drugiego komentarza) i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Jesli masz taki zamiar, w hydeparku jest “Temat powitalny”, gdzie możesz przedstawić się wszystkim uzytkownikom.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Słyszałem kiedyś o brzytwie Lema, ale jakoś nie pomyślałem, aby ją zastosować do własnego tekstu. Jeżeli się zastanowić… nie ucierpiałby tak bardzo na osadzeniu we wczesnym XIX-wiecznym Krakowie lub Lwowie, oczywiście z zastrzeżeniem, że i tak nie oddawałby realiów historycznych, więc zysk też żaden. Co do psów, owczarki podhalańskie kąsają turystów po łydkach (niekiedy dosyć dotkliwie), ale zdecydowanie nie rozszarpują na strzępy kordonu hajduków.

Rys na pewno mu nadaje ciekawy. Mnie się to gryzie z klimatem tłuszczy, jarmarku, egzekucji, góralskich klimatów a tu nagle łup!, smoking. Zostaw, niech ma ten smoking :)

Spokojnie mogę sobie wyobrazić w miarę inteligentnego juhasa, bez formalnej edukacji, ale po jakichś kontaktach z inteligencją, może na poły zbójnika, który słyszał, że w mieście ludzie ubierają się “inaczej, elegancko”, więc przed wyruszeniem kupuje jakiś stary smoking z drugiej ręki, prawdopodobnie w karczmie u starozakonnego arendarza, ale i tak nie wyobraża sobie rozstania ze swoją “kuloodporną” baranicą.

Wprowadziłem większość polecanych przez Ciebie zmian. Uwielbiam konstruktywną krytykę! Miło mi też, że zostałem serdecznie powitany. Teraz popędzę (zostawiając za sobą charakterystyczną ścieżkę śluzu) do wskazanego tematu powitalnego. Również mam nadzieję, że zostanę na dłużej!

 

Z serdecznymi pozdrowieniami

Ś

Brzytwę Lema uważam za dziwaczny fetysz, ale nawet przy takim podejściu do sprawy, fantastyki w tym tekście dopatrzyć się tu nie mogę.

Co do samego opowiadania – widać, że bardzo sprawnie posługujesz się słowem, bogaty język, stylizacja trafiona. Może miejscami aż za bardzo, ale nie męczy to, wpada bardzo dobrze. Na dodatek można się tu i ówdzie doszukać aluzji społecnzych (czy trafnie czy nie, nawet nie ma to znaczenia, jest jakiś dodatek do tekstu, który poprawia lekturę).

Natomiast fabuły tu wiele nie ma, nast©ój tego nie wyrównuje, a humor, choć obecny, jest niewystarczający, by traktować ten tekst inaczej niż jako ćwiczenie literackie. Udane, ale jednak ćwiczenie.

 

Wilku Zimowy, nie przestraszyłeś się większego od Ciebie ślimaka fosforyzującego na niebiesko? Podziwiam i gratuluję. Zgadzam się z Tobą zupełnie, również traktuję ten tekst przede wszystkim jako ćwiczenie literackie (posłużyłem się sformułowaniem “etiuda techniczna”, ale chodzi o to samo). Bardzo dziękuję za uważną lekturę!

E, mnie się tam podobało, przy założeniu, że to szort, takie ćwiczenie właśnie. Nie szukałam wielce porywającej fabuły czy szarpania emocji, dzięki temu mogłam się cieszyć jak się bawisz słowami. Dłuższy tekst nawet mógłby być męczący, bo podpisuje się pod wypowiedzią Wilka o stylistyce – dobra, ale może być przytłaczająca. Dlatego myślę, że taka długość jest idealna. 

Wprawdzie to scenka tylko, ale wyszła gęsta i barwna. Fantastyka… niech mnie balwierze lemowscy zjedzą, ale wg mnie jest, delikatna, ale istnieje. Ja tam ją widzę w kreacji samego miasteczka, które jest bajkowo przerysowane, jak takie odbicie w krzywym zwierciadle, w potężnym, niedźwiedziowatym góralu (dla mnie to taki berserk!), w jego stroju jak z piosenki (a może to postać z przyśpiewki się zmaterializowała?) w kamizelce magicznej, w psiurach wielkich… 

Najczęściej powtarzano, że nie nadszedł – jak należałoby się spodziewać – Bramą Górską ani Rzeczną, ani nawet Stryja, tylko od furty franciszkańskiej ulicami Wątpliwa, Zwężona i Wielbłąd, miejscami niechcący poszerzając każdy ze wspomnianych zaułków. Może i tak było.

→ jeśli potraktujemy to dosłownie :D To mamy maga albo olbrzyma o nadludzkiej sile ;)

 

Swoją drogą, jak słyszę, że ktoś “nadszedł od strony bramy”, jakakolwiek by ona nie była, to już zawszę będę widzieć Geralta :D 

 

No i w sumie na koniec smutna myśl – tytuł. Rozrywki ludowe. Ano. Nie ważne czyja, ważne, by jucha była. 

 

Pozdrawiam Cię Ślimaku!

 

Koimeodo, pięknie dziękuję za miły komentarz!

 

To mamy maga albo olbrzyma o nadludzkiej sile ;)

Albo bardzo kiepskie budownictwo…

Swoją drogą, jak słyszę, że ktoś “nadszedł od strony bramy”, jakakolwiek by ona nie była, to już zawszę będę widzieć Geralta :D

Oczywiście, to świadome nawiązanie. Z tym, że już i Geraltowe “nadejście od strony bramy” było aluzją do wcześniejszej powieści, tytułu której niestety chwilowo nie pamiętam.

 

Cieplutko odwzajemniam pozdrowienia!

O, to widzisz, nie wiedziałam, że Geraltowa brama była nawiązaniem do czegoś wcześniejszego. No i spoko, świadome nawiązanie i u Sapka, i u Ciebie jest ok. Taki recykling jest dobry ^^ 

Albo bardzo kiepskie budownictwo…

→ :D ciii ja Ci tu fantastyki szukam! 

Jestem na pewno na tak, jeśli chodzi o góralski, nieoczywisty klimat! Jednak dla mnie stylistycznie momentami niespójnie, jakby narrator nie mógł do końca się zdecydować, czy to czasy zbójnickie, czy współczesne. Piję do katastrofy budowlanej, sztywności z odkorowania, runięciu z balkonu ze skutkiem śmiertelnym. Słownictwo, które widziałabym w zgoła innej etiudzie;) Mi by się podobało właśnie więcej stylizacji językowej. Tym bardziej, że fajnie się bawisz słowami. I może więcej regionalizmów? Oczywiście, to moje subiektywne zdanie Ślimaku. A jeśli chodzi o fantastykę, to przyjemnie czasem poczytać tutaj coś tylko z lekką nutą F, tak dla odmiany:) ja bym się nie przejmowała brzytwami. 

Przeczytałam z przyjemnością. Zabawna opowiastka z elementami absurdu, udana jako ćwiczenie. Trochę zgrzytała stylizacja na dawny tekst, a obok elementy współczesne. Fantastyki bardzo mało, chociaż pasterz nie wygląda na zwykłego człowieka. Na pewno zajrzę do Twoich kolejnych opowiadań.

Czarna Adelajdo, ANDO, dziękuję Wam za cenne uwagi. Piszecie o podobnych kwestiach, więc odpowiem mniej więcej łącznie.

Myślałem w zasadzie, że bohaterowie opowiadania powinni zachowywać się adekwatnie do swoich realiów (również pod względem języka i aparatu pojęciowego), natomiast narrator wszystkowiedzący ma prawo posługiwać się współczesnymi koncepcjami, aby lepiej oddać istotę zachodzących zdarzeń. Nigdy nie sądziłem, że może to wybijać czytelnika z klimatu opowieści. Czy dobrze rozumiem, co macie na myśli? Niewątpliwie odkrywanie takich rzeczy jest przyczyną, dla której warto konfrontować swoje próby z bardziej doświadczonymi autorami.

Mi by się podobało właśnie więcej stylizacji językowej. Tym bardziej, że fajnie się bawisz słowami. I może więcej regionalizmów?

Nie czuję się w dialekcie góralskim tak pewnie, aby prowadzić w nim narrację. Staram się, aby bohaterowie mówili językiem adekwatnym do swojego pochodzenia, ale tutaj akurat było mało dialogów.

Na pewno zajrzę do Twoich kolejnych opowiadań.

Na pewno będzie mi miło. Postaram się nie obniżyć lotów (kto wie, czy Ślimak Zagłady nie jest zdolny do lotu?). Jeszcze raz bardzo dziękuję!

(kto wie, czy Ślimak Zagłady nie jest zdolny do lotu?)

Wiedziałam, że Internet ma odpowiedź na wszystko :,) 

 

Nic nowego już chyba nie powiem, bo przede wszystkim pomyślałam o już wyżej wymienionych kwestiach. Najbardziej zgrzyta mi właśnie ta stylizacja na dawne/góralskie klimaty z elementami współczesnymi. Ten snajper chyba lepiej by mi pasował, jakby został już na spokojnie tym strzelcem wyborowym. Słysząc o snajperze widzę gościa w czarnym skafandrze i z celownikiem laserowym. Ale to może to tylko moje prywatne odczucia.

Drugą kwestią jest zdecydowanie niedosyt. Ciekawa etiuda, ale chciałabym poznać większą historię. Fajny temat do rozważań próbujesz tu przemycić, moim zdaniem warto byłoby coś więcej. Ja tu widzę potencjał, choć samą opowiastką wielce usatysfakcjonowana się nie czuję. Dlatego na pewno zerknę do Ciebie, gdy jeszcze coś napiszesz :D

I to by chyba było na tyle. Przynajmniej na razie ;)

 

Kłaniam się serdecznie i na zapas życzę powodzonka :> 

Hej :)

 

Janosik skrzyżowany z Robin Hoodem fantastyki nie czynią. Przy… czepię się tradycyjnie. Jakiejś dobrej historii tutaj także nie widzę, co chciałeś pokazać Ślimaku? Czy to miała być jakaś wprawka tylko, czy jest jakaś idea stojąca za tekstem?

Che mi sento di morir

Słowa doświadczony autor to nie o mnie, natomiast czytam bardzo dużo, chociaż krytykiem nie jestem:) Ale tak, Ślimaku, trafiłeś w sedno. Moim zdaniem Twoja historia wymaga spójności stylistycznej:) po prostu mi ten dysonans zgrzyta. Przynajmniej w przypadku tej etiudy. Trzymaj się!

Koimeodo, jest absolutnie prześli(ma)czny! Bardzo dziękuję!

 

Zuzajs14, słowo sniper występuje w języku angielskim już od przełomu XVIII/XIX wieku, natomiast rzeczywiście nie mam pojęcia, kiedy zostało zapożyczone do polskiego, więc możliwe, że w klimacie tej opowieści rzeczywiście będzie odbierane jako anachronizm. Kiedy już o tym wspomniałaś, zaczyna mnie kusić, aby posłużyć się tutaj terminem skrytostrzelec. Przy następnej okazji postaram się nie pozostawić takiego niedosytu. Odkłaniam się serdecznie. Z niesmakiem uchylasz się przed czułkami.

 

BasementKey, dziękuję za komentarz! Jak już wspominałem, bardzo mnie cieszy każda krytyka, ponieważ umożliwia rozwój.

Janosik skrzyżowany z Robin Hoodem fantastyki nie czynią.

Wydawało mi się, że kwestia przynależności gatunkowej była już wyczerpująco omówiona w poprzednich komentarzach – z konkluzją, że trudno o jednoznaczne rozstrzygnięcie. A kiedy się bliżej przyjrzeć, główny bohater tak naprawdę mało podobny do któregokolwiek.

Czy to miała być jakaś wprawka tylko, czy jest jakaś idea stojąca za tekstem?

Jak już zapewne wspomniałem, traktuję to przede wszystkim jako wprawkę stylistyczną. Nie chciałem zaczynać ze zbyt wysokiego C w nieznanym sobie środowisku; teraz, kiedy już wiem, jak wygląda tutaj odbiór tekstów i dyskusja (również od strony technicznej), może łatwiej mi będzie pokazać coś ambitniejszego. Co do idei stojącej za tekstem, zakładałem, że czytelnik najpierw całym sercem życzy góralowi powodzenia, a potem zaczyna się zastanawiać, na ile jego działania były usprawiedliwione i czy przypadkiem nie przyniosły więcej szkody niż pożytku, ogólniej: zadaje sobie pytania o rolę sumienia obywatelskiego względem wymiaru sprawiedliwości. Nie jestem pewien, na ile dobrze to wyszło. Jeszcze jedno. Skoro już mowa o stronie technicznej, czy istnieje tutaj jakiś mechanizm powiadomień o udzieleniu odpowiedzi, czy po prostu zakładamy, że każdy jeszcze zajrzy do wątku, który uprzednio skomentował? Jeszcze raz dziękuję!

 

Czarna Adelajdo, piękne dzięki, ale jak mianowicie mam się trzymać? Jak to sobie wyobrażasz technicznie? Mogę się co najwyżej zawinąć w skorupę.

Niestety, Ślimaku Zagłady, nie uwiodło. Wsadziłeś, moim zdaniem, do tego barszczu zbyt wiele grzybów i jeszcze więcej różnych warzyw, sowicie pokrasiłeś skwarkami humoru, skutkiem czego nie jest to ani barszcz, ani zupa grzybowa, ani jarzynowa, a i góralską kwaśnicą toto też nie jest.

Czytałoby się nieźle, gdyby nie usterki i ogólne wszystkiego pomieszanie z poplątaniem. Ale jako wprawka może być.

 

…która to przyśpiewka jest z kolei próbą rekonstrukcji pierwotnej, ludowej wersji nieźle znanej piosenki o kuligu.

Rzeczona utwór nie był ludową przyśpiewką. Piosenka Z kopyta kulig rwie (słowa napisał Andrzej Bianusz, muzykę Andrzej Zieliński) powstała w 1968 roku na potrzeby filmu muzycznego Kulig.

 

 

Wa­li­ło się miesz­czań­stwa na Rynek owego dnia, oj, wa­li­ło się! ―> Wa­li­ło miesz­czań­stwo na Rynek owego dnia, oj, wa­li­ło! Lub: Nawa­li­ło się miesz­czań­stwa na Rynek owego dnia, oj, nawa­li­ło!

Poznaj różnicę między: walić sięwalić.

 

po­et­ki sprze­ci­wia­ją­cej się re­żi­mo­wi – tym bar­dziej. Oczy­wi­ście, zja­wi­ło się także kilku na­tchnio­nych ka­zno­dzie­jów sprze­ci­wia­ją­cych się… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie bra­ko­wa­ło wśród nich gó­ra­li, wal­nie przy­by­wa­ją­cych… ―> Raczej: Nie bra­ko­wa­ło wśród nich gó­ra­li, licznie/ gromadnie przy­by­wa­ją­cych

Za SJP PWN: walny  1. «ogólny, powszechny» 2. «mający decydujące znaczenie»

 

z po­cząt­ku rzad­ko kto zwró­cił uwagę… ―> Raczej: …z po­cząt­ku mało kto zwró­cił uwagę

 

od furty fran­cisz­kań­skiej uli­ca­mi Wąt­pli­wa, Zwę­żo­naWiel­błąd… ―> …od furty fran­cisz­kań­skiej, uli­ca­mi Wąt­pli­wą, Zwę­żo­nąWiel­błąda

 

Tyle że zbli­ża­ją­cy się góral pod­jął tu­bal­nym basem: ―> Masło maślane – bas jest tubalny z definicji.

 

Zbój­nik zaś dał nieco więk­szy krok i wstą­pił na po­stu­ment. ―> Skąd tam postument? Czy aby nie miało być: Zbój­nik zaś dał nieco więk­szy krok i wstą­pił na szafot.

 

wy­pro­wa­dził strasz­li­wy, obu­ręcz­ny cios ciu­pa­gą… ―> A może: …wy­pro­wa­dził strasz­li­wy cios ciupagą, trzymaną oburącz

 

roz­krzy­żo­wał ręce na wiwat i zwa­lił się pod sie­bie jak za­szlach­to­wa­ny wół. ―> Można, upiwszy się, zwalić się pod stół, ale nie wiem, jak można zwa­lić się pod sie­bie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dorzuć absurd do tagów, to Ci się tak słownictwa czepiać nie będą ;)

To było poważnie, ale…

Myślałem w zasadzie, że bohaterowie opowiadania powinni zachowywać się adekwatnie do swoich realiów (również pod względem języka i aparatu pojęciowego), natomiast narrator wszystkowiedzący ma prawo posługiwać się współczesnymi koncepcjami, aby lepiej oddać istotę zachodzących zdarzeń.

Generalnie to chyba nie masz racji. To zgrzyta i wytrąca z płynności czytania. Zaczynasz dostrzegać narratora, a ten – wchechwiedzący czy nie – powinien nie rzucać się w oczy. To historia jest najważniejsza. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

 

Ten szorcik jednak na tyle bliski jest absurdowi, że ten dysonans językowy przełknęłam dość gładko i mi się Twoja etiuda podobała :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Ślimaku, jestem podobnego zdania co Reg, jako wprawka ten tekst jest okej – dzięki za wyjaśnienia. Widać potencjał na coś więcej ;)

 

Skoro już mowa o stronie technicznej, czy istnieje tutaj jakiś mechanizm powiadomień o udzieleniu odpowiedzi, czy po prostu zakładamy, że każdy jeszcze zajrzy do wątku, który uprzednio skomentował?

Jeżeli odpowiedź zostanie udzielona w miarę szybko, możesz założyć, że czytelnik zajrzy ponownie do komentarzy. Tekst skomentowany przez Ciebie a następnie skomentowany przez kolejną osobę jest opatrzony złotą gwiazdką.

Che mi sento di morir

Cześć, Ślimaku Zagłady. :-)

Podoba mi się językowo, koncepcyjnie, z tym że… Widzę, że miałeś już z wizytkami wielu użytkowników, wiec pewnie nic nowego nie powiem/napiszę.

Właściwie to scenka zawieszona w wyobraźni pomiędzy nowymi i starymi czasy. Lekko stylizujesz, narracja jest prowadzona przez kogoś, kogo nie poznajemy, czy to gap, czy główny bohater? A może kronikarz lub inny pisarz miejski, bądź narrator, którego nie znamy. Przypomniałeś mi jedną z moich ulubionych książek „Grę szklanych paciorków” i o dziwo – sceny, w których humor związany jest ze stosowaniem broni, pewną nieadekwatnością, w każdym razie jest, choć cokolwiek ukryty, a temu dystansowi kibicuję.

 

Nie będę się potrafiła odnieść do zagadnień językowych, ponieważ nie znam się na tym, na szczęście przede mną widzę komentarze wielu, w tym @reg, więc zrobiła to po stokroć lepiej, niż ja, przy swoim najlepszym staraniu i stawaniu na palce, zdołałabym. Natomiast chętnie się z Tobą podzielę intuicyjnymi odczuciami, bo miejscami chrobotało mi jak mysz grasująca kuchennej komorze. Pojedyncza mysz, całej rodzinki nie słyszałam. Za mały hałas robiła. 

W wielu przypadkach miałam wątpliwości, czy aby mam rację. Tekstów starych nie czytam, więc i wyczucie jest mizerne. Niemniej napiszę o nich:

1/ Wprowadzanie odniesień obserwatora (zdanie pierwsze, za kawałek dalej „hm..”, dalej „to chyba smycze”, „zapewne w niejakim”, „oczywiście” itd. To buduje wybrany przez ciebie sposób zapisu historii z wplątywaniem odczuć Gapia Mądrego (tak go nazwijmy) do relacji. I tu pojawiają się dwa kłopoty: emocjonalne wtrącenia Gapia – czasami wychodziło to niezręcznie; łamanie czasu – czy teraz to obserwuje, czy post factum. Te dwa porządki mieszały się, biorąc pod uwagę zapis i punkt widzenia. Wydaje mi się, że czystsze byłoby ustawienie obserwatora w określonym punkcie czasowym. W zasadzie przyjęłabym, że teraz ale, no właśnie mamy relację opowiadacza?

2/ Kolejna sprawa to nakładanie się słownictwa współczesnego, czasem lekko popularnonaukowego ze stylizacją. Tutaj chyba potrzebna byłaby decyzja Autora związana z tym, kim jest opisujący nam zdarzenie obserwator bądź przyjęcie założeń dotyczące świata. Mam wrażenie, że nie została jeszcze podjęta. :-)

Przykłady: zainteresowanie społeczne, pod względem sylwetki, związek przyczynowo-skutkowy, dzisiejszy rozmiar 7XL, fachowiec, architektura miejska, katastrofa budowlana.

3/ Inne sprawy i drobiazgi:

*broń – sztucer za pasem? no nie wiem, łatwiej gdyby był na pasie na ramieniu, chyba? ;-)

Wyrwać sztucer zza pasa byłoby raczej trudno, to nie rewolwer. ;-)

*Dwurącz dla mnie okejka, ale jak on odbił ten topór(?), znaczy że obuchem dostał i doszło do okresowego lub trwałego niedotlenienia? Bardziej poręczny byłby miecz katowski, ale ma niewielką główkę, a na tym Ci nie zależy, poza tym jeśli to mix średniowieczny to skoro skazana nie była rycerzem, kara śmierci musiała być wykonywana podlejszym narzędziem, mniej zaszczytnym, więc ok topór. Jednak z tym kręceniem – nie do wiary, poza tym widząc rosłego chłopa chwyciłby za stylisko. Pytanie tylko, jaki ruch nonszalancki mógłbyś pokazać, tu nie wiem. 

 

Dodam jeszcze, że szort – ćwiczenie zdaje mi się przemyślane i jestem „za” miksem. Przeczytałam w Twojej odpowiedzi, że nie bardzo wiedziałeś, co mogłoby się dziać dalej (wszystkich komentarzy nie czytałam). Siedzisz w głowie obserwatora i chciałbyś wymyślić parze historię, fabułę. Musiałbyś się przenieść do ich głów gorola i poetki. :-)

I jeszcze jedno, bardzo ciekawa była dla mnie była sprawa kręgosłupa między trzema udami(?), i skazanie poetki. Postaci też próbowałeś wprowadzić charakterystyczne, a więc witaj. :-)

 

pozdrawiam serdecznie :-)

piątkowa asylum komentująca w niedzielę

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Regulatorko, jestem Ci bardzo wdzięczny za tak szczegółowy komentarz, szczególnie że – jak powiadasz – opowiadanie Cię nie uwiodło, a jednak zechciałaś poświęcić mu tyle czasu. Metafora o zupach bardzo obrazowa; chyba rozumiem, co miałaś na myśli.

(…) usterki i ogólne wszystkiego pomieszanie z poplątaniem.

Spróbuję odnieść się do konkretnych usterek.

Rzeczony utwór nie był ludową przyśpiewką.

Ślady rymów, które mogłyby się łatwo pojawić, a jednak ich nie było (sanie – panie, kulig – zazuli) skłoniły mnie do myśli, że zapewne był niezręcznie przerabiany z jakiejś mało znanej lub zapomnianej ludowej przyśpiewki. Oczywiście, to tylko spekulacja.

Poznaj różnicę między: walić sięwalić.

Różnicę poznałem. Czy w tak stylizowanym tekście swobodna odmiana przez strony nie jest dopuszczalna? Ostatecznie to mieszczaństwo wykonuje czynność, której efektem jest pojawienie się go na Rynku, więc strona zwrotna wydaje się uzasadniona. Z drugiej strony – nie ma chyba sensu walczyć o tę wersję, skoro Twoja propozycja także brzmi zupełnie dobrze.

Nie brzmi to najlepiej.

Rzeczywiście, nie zauważyłem. Trudno tu będzie o dobry synonim, ale chyba muszę pokombinować.

Za SJP PWN: walny  1. «ogólny, powszechny» 2. «mający decydujące znaczenie»

Niezależnie od tego, czy w oparciu o starsze słowniki nie dałoby się bronić przysłówka “walnie” w tym znaczeniu, proponowany przez Ciebie “gromadnie” nie wydaje się gorszy.

Raczej: …z początku mało kto zwrócił uwagę

Tym razem ja powołam się na SJP PWN: rzadko (chodzi mi konkretnie o fragment w lewej kolumnie “rzadko (kto, co, kiedy) – patrz: mało”).

od furty franciszkańskiej, ulicami Wątpliwą, ZwężonąWielbłąda

Taka forma, moim zdaniem, zupełnie odpada. Pozostawiłem nazwy ulic nieodmienione, ponieważ w tej konstrukcji zdania można domyślać się fragmentu “ulicami o nazwach Wątpliwa, Zwężona…” pominiętego na zasadzie elipsy, ale to jeszcze kwestia sporna. Natomiast odmiana ulicy Wielbłąd pod żadnym pozorem nie wchodzi w rachubę. W realiach opowieści z całą pewnością nie byłaby to ulica nazwana na cześć zwierzęcia, tylko dlatego, że kojarzy się z nim kształtem lub charakterem (wielbłąd przez ucho igielne). Czy na warszawskiej Starówce mamy ulicę Krzywego Koła?

Masło maślane – bas jest tubalny z definicji.

W podanym przez Ciebie linku czytam: “tubalny «o głosie, dźwięku: głośny i niski»”. Bas jest z definicji niski, ale z pewnością nie jest z definicji głośny, więc nie można mówić o maśle maślanym.

Skąd tam postument?

Szafot, ewentualnie podniesienie. Postument rzeczywiście odpada. Dziękuję za czujność.

A może: …wyprowadził straszliwy cios ciupagą, trzymaną oburącz

Nie dostrzegam realnej różnicy pomiędzy tymi wersjami, ale jeżeli Tobie wydaje się to lepsze stylistycznie, chętnie ustąpię.

Można, upiwszy się, zwalić się pod stół, ale nie wiem, jak można zwalić się pod siebie?

Człowiek z resztkami świadomości może zwalić się na wznak albo twarzą do ziemi, ale jak mu całkiem odejmie napięcie mięśniowe, to raczej zwali się pod siebie. Tak, jak zrobiłby to rozpłatany wół z obrazu Rembrandta, gdyby go odciąć od ramy, na której jest rozwieszony – to właśnie była inspiracja tak sformułowanego opisu.

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i wszystkie cenne uwagi! Mam nadzieję, że adekwatna poprawa poziomu następnego opowiadania choć trochę wynagrodzi Ci ten wysiłek.

 

 

Irko_Luz, naprawdę się cieszę, że etiuda Ci się spodobała.

Generalnie to chyba nie masz racji. To zgrzyta i wytrąca z płynności czytania. Zaczynasz dostrzegać narratora, a ten – wszechwiedzący czy nie – powinien nie rzucać się w oczy. To historia jest najważniejsza. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Już kilka osób wyraziło podobną opinię. Myślę, że to najważniejsza nauka, jaką wyniosę z podzielenia się tym tekstem. Cieszę się możliwością rozwoju literackiego!

Dorzuć absurd do tagów, to Ci się tak słownictwa czepiać nie będą ;)

Wiesz, że chyba skorzystam. Dyskusje o słownictwie lubię i cenię, ale to może być celny tag.

 

 

BasementKey, nawzajem – dzięki za wyjaśnienia!

Ślimaku Zagłady, miło mi, jeśli mogłam się przydać.

Pragnę też dodać, że wszystkie moje uwagi to propozycje i sugestie. Wyłącznie od Ciebie zależy, czy zechcesz z nich skorzystać. To w końcu Twój szort i wyłącznie od Ciebie zależy jakimi słowami będzie napisany.

Muszę też wyznać, że – mimo Twojego wyjaśnienia – nie potrafię sobie imaginować sytuacji, w której ktoś zwala się pod siebie, no bo jak to możliwe, aby ten ktoś, upadłszy/ przewróciwszy się/ zwaliwszy się, mógł nagle znaleźć się pod sobą samym. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Asylum (nie widzę możliwości żeńskiej odmiany nicka, zakładam więc nieodmienność).

Nie znam “Gry szklanych paciorków”, więc na razie się nie odniosę. Może spróbuję poznać. Tak, masz oczywiście rację, że sceny walki są z zamysłem napisane nieco humorystycznie, odbite w krzywym zwierciadle. W rzeczywistości taka akcja ratunkowa wymagałaby przynajmniej kompanii komandosów ze wsparciem, byłaby obarczona olbrzymim ryzykiem niepowodzenia i mnóstwem ofiar cywilnych.

Bardzo zaciekawiły mnie Twoje komentarze dotyczące narratora (obserwatora). Chociaż temat był już poruszany, rzuciłaś nań w moim odczuciu nowe, intrygujące światło. W zasadzie dotychczas nie zdawałem sobie sprawy, że najwyraźniej przez cały proces twórczy podświadomie wahałem się pomiędzy dwiema koncepcjami narratora: Twój “Gap Mądry”, równoczesny obserwator ironicznie komentujący dane wydarzenia, kontra historyk, który po upływie wielu lat (może stuleci), w każdym razie współcześnie, opowiada o tej akcji znajomym czy może młodzieży na kółku przedmiotowym, starając się ich zainteresować. Przypuszczam, że właśnie ta dotąd nieuświadomiona dwoistość wpłynęła na dysonans odczuwany przez wielu czytelników. Będzie to dla mnie ważna lekcja na przyszłość.

Następna rzecz, która mnie zaciekawiła, a nawet zaniepokoiła: czy rzeczywiście widzisz w opowiadaniu “dzisiejszy rozmiar 7XL” oraz kręcenie toporem w dwóch palcach? Oznaczałoby to, że zmiany wprowadzone przeze mnie po krytycznych uwagach Outta Sewera są dla Ciebie niewidoczne. Nie rozumiem, dlaczego – czy to wada strony, czy raczej ja popełniłem jakiś błąd? Nie poznałem tu jeszcze wszystkich tajników technicznych, wolałbym się dowiedzieć…

Teraz odpowiedzi w kwestii “innych spraw i drobiazgów”:

Wyrwać sztucer zza pasa byłoby raczej trudno, to nie rewolwer. ;-)

Przydługi do tego celu, prawda? Z drugiej strony, jeżeli wziąć pod uwagę, że góral mierzył sobie ponad 2,1 metra wzrostu? W gruncie rzeczy nie jestem pewien, czy to bardziej element fantastyczny (który można potraktować z przymrużeniem oka), czy raczej element nieznajomości realiów uzbrojenia (który razi). Jak to odebrałaś?

(…) ale jak on odbił ten topór(?), znaczy że obuchem dostał i doszło do okresowego lub trwałego niedotlenienia?

Rzeczywiście, dokładnie tak to sobie wyobraziłem: że próbował blokować cios górala “krawędź o krawędź”, ale zabrakło mu siły, aby utrzymać zasłonę, więc z odbicia zarobił w czoło własnym obuchem (tępym końcem żeleźca). Chyba nie jest to całkiem nierealne?

Siedzisz w głowie obserwatora i chciałbyś wymyślić parze historię, fabułę. Musiałbyś się przenieść do ich głów gorola i poetki. :-)

Dostrzegam w tej uwadze pewną głęboką mądrość! Zapamiętam to sobie.

I jeszcze jedno, bardzo ciekawa była dla mnie była sprawa kręgosłupa między trzema udami(?), i skazanie poetki.

Komuś już poradziłem w którymś komentarzu powyżej, aby spróbował dopasować brakujące pary rymowe na początku i końcu urywka. Ostrzegłem też, że nie do końca odpowiadam za efekty.

 

Jeszcze raz dziękuję i również serdecznie pozdrawiam!

 

 

Regulatorko, za chwilę wprowadzę większość zaproponowanych i zasugerowanych przez Ciebie korekt – w każdym razie te, które po namyśle uważam za neutralne lub korzystne. Naprawdę jestem wdzięczny. Boję się tylko, czy efekt będzie skuteczny, bo z powyższego komentarza Asylum najwyraźniej wynika, że uprzednio już wprowadzone zmiany w opowiadaniu nie są dla niej widoczne.

Oczywiście nie pod sobą samym, tylko pod miejscem, które zajmował przed chwilą. Przypuszczałem, że to jasne.

Ślimaku Zagłady, bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

 

edycja

Mimo Twojego wyjaśnienia nadal uważam, że sformułowanie zwalić się pod siebie jest tyleż mało fortunne, co i mało zrozumiałe.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Naprawdę szanuję Twoją opinię. Pozostawiam w tej formie, ponieważ pomimo porządnego namysłu nie umiem znaleźć innej satysfakcjonującej mnie frazy opisującej całkowicie wiotki upadek.

Mam wrażenie, Ślimaku Zagłady, że bardzo Ci zależy na porównaniu do szlachtowanego wołu. Czy to konieczne? Bo może zaakceptowałbyś tę propozycję: Dał jeszcze kilka niepewnych kroków w tył, rozkrzyżował ręce na wiwat i jak stał, tak zwalił się z szafotu na ziemię.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzeczywiście, Regulatorko, do napisania tego fragmentu mocno zainspirował mnie zarówno obraz Rembrandta, jak i nawiązujący do niego wiersz Kaczmarskiego Zaszlachtowany wół, zależy mi więc na odzwierciedleniu tego w tekście. Niczego nie ujmując jakości językowej Twojej propozycji.

Obejrzałam obrazy Rembrandta, przeczytałam wiersz Jacka Kaczmarskiego i muszę powiedzieć, że chyba nie pojmuję Twojej inspiracji. Ale jak już rzekłam, to Twoje opowiadanie, Ty tu rządzisz, Ślimaku Zagłady.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż powiedzieć, ścieżki inspiracji bywają kręte. Sam chyba nie umiem dobrze wyjaśnić.

Ale jak już rzekłam, to Twoje opowiadanie, Ty tu rządzisz, Ślimaku Zagłady.

Mnie nie wydaje się to takie jednoznaczne, Regulatorko. Jeżeli będę odpowiadał taką frazą na każdą krytykę, w ogóle nie rozwinę się pisarsko, na czym mi przecież zależy. A jeżeli z kolei automatycznie wprowadzę każdą zaproponowaną zmianę, opowiadanie niejako przestanie być mojego autorstwa. Usiłuję znaleźć złoty środek, ale to nie jest proste, przecież dopiero zaczynam zdobywać doświadczenie.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie i zaangażowanie!

Ślimaku Zagłady, pozostaje mi życzyć Ci prostej i pozbawionej wybojów drogi zdobywania doświadczenia, i mieć nadzieję, że każde Twoje kolejne opowiadanie będzie lepsze od poprzedniego. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ano, Asylum – nieodmienna. ;-)

Oznaczałoby to, że zmiany wprowadzone przeze mnie po krytycznych uwagach Outta Sewera są dla Ciebie niewidoczne

Wszystko w porządku, widocznie czytałam tekst sprzed poprawek. W weekendy jestem prawie zupełnie poza siecią, a ponieważ ochotnicza ze mnie piątkowa dyżurna, zdarza się, że przed wyjazdem kopiuję opki z tego dnia, aby jeśli znajdę czas przeczytać je. 

 

Przydługi do tego celu, prawda? Z drugiej strony, jeżeli wziąć pod uwagę, że góral mierzył sobie ponad 2,1 metra wzrostu?

Ano, przydługi, powyżej metra na mur miał, chyba że kniejówka. Szafy na broń obstalowuje się bezpiecznie na około półtora metra, albo nawet sto siedemdziesiąt cm. Poza tym pomyślałam sobie, że bardzo niewygodnie chodzić z takim drągiem przy nodze, a już sprężyście, sadząc długie kroki? xd

,Jak to odebrałaś?

Ułatwiłam sobie zadanie – szedł, pogwizdując. W jednej ręce trzymał linkę z psami, a drugą przytrzymywał broń opartą na ramieniu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

brakujące pary rymowe na początku i końcu urywka

Aha. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Teraz w pełni pojąłem koncepcję piątkowej dyżurnej. Podziwiam zaangażowanie! Przed chwilą wprowadziłem zmiany mające na celu uwiarygodnienie posługiwania się bronią. Chociaż najmniej realistyczny sztucer znany mi z literatury i tak wystąpił w Nietocie Micińskiego – ten, z którego księżniczka Zolima niechybnie strzelała na cztery kilometry.

Pięknie dziękuję za pomoc!

Witaj Ślimaku Zagłady!

 

Primo: punkt za ksywkę (Ślimak zagłady brzmi wyjątkowo fantastycznie)

 

Secundo: gratulacje z okazji opublikowania pierwszego tekstu.

 

Powiadasz więc, że niejaki Harnaś wyskoczył z reklamy piwa by uratować damę swego góralskiego serca i porwać ją powrotem na hale ( Gdzie góralki, i górale, hej! ). Zgrabnie opisałeś scenkę i interwencję XIX-wiecznego superbohatera. Słownictwo miejscami trochę nie pasuje mi do epoki i realiów (strzelec wyborowy, panie Kaziu !?), ale można to potraktować jako pewien element fantastyczny chyba.

Bo fantastyki tu (jak dla mnie) jak na lekarstwo. Szorcik krótki i humorystyczny, owszem, jest Rumcajs na sterydach, ale jakoś fantasy w tym nie widzę. Jako etiuda techniczna spełnia swoja rolę, i pokazuje pewien klimat, ale zanim się wciągnąłem na dobre to się skończyło.

Pozdrawiam i weny życzę!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj, Krarze!

 

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Myślę, że wkrótce postaram się upichcić jakiś tekst, który nie będzie pozostawiał takiego niedosytu po lekturze. Co do pana Kazia – formacje jegrów, strzelców celnych i tym podobnych występowały w naszym świecie już od końcówki XVIII wieku. Z powrotem na hale, gdzie góralki i górale, hej! – brzmi bardzo dobrze, dopóki trwa lato. Potem jednak wciąż trzeba się ukrywać, pogoda przestaje sprzyjać, nadciąga osot (redyk jesienny), towarzystwo zejdzie z hal, a nasza poetka pozostanie

Panią bagien, mokradeł i śnieżnych pól…

Odwzajemniam życzenia weny!

 Wprawka, powiadasz… :-)

Rozpocząłem lekturę i dość szybko zacząłem zastanawiać się, co mnie uwiera w Twoim pisaniu. Olśniło mnie tu:

 

Kat w tym czasie niecierpliwie postukiwał styliskiem trzymanego w trzech palcach topora o rusztowanie.

 

Komplikujesz konstrukcje. Kat w tym czasie postukiwał toporem o rusztowanie. Kropka. Czy to, że trzymał go w trzech palcach coś zmienia? Albo, że dopisałeś „niecierpliwie”?

 

Co do całości… przyjemny czytelniczy relaks z uśmiechem w finale.

 

Bardzo dziękuję za komentarz! Komplikowanie konstrukcji raczej wyuczone, dawniej często mi mówiono, że moje teksty dziwnie przypominają suchy raport urzędniczy – mam kolejny materiał do przemyśleń. Cieszę się, że lektura sprawiła Ci przyjemność.

Sprawiła, serio. Pisz, chętnie poczytam.

Interesujący tekst pod względem technicznym. Jest stylizacja, ale nie nachalna ani doprowadzająca swym nadmiarem do rozpaczy. Widać też pomysł na konstrukcję – trochę humoru, trochę akcji, ciekawy baca-bohater.

Ale zarazem czuć, że to raptem ćwiczenie, bo fabuła jest tu prosta (co samo w sobie nie jest wadą), świat ni to nasz, ni to obcy, a pozostałe postacie poza bacą to raptem elementy dekoracyjne.

Tak więc czytało się fajnie, ale sam koncert fajerwerków to raptem wprawka.

Ode mnie, na koniec, przydatne linki ;)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Człowieku Znikąd, jestem wdzięczny za miłe słowa i przydatne linki. Na pewno się z nimi zapoznam. Sam chętnie przyznaję, że to raptem wprawka, ale ambitniejsze, szerzej zakrojone opowiadanie zaczęło już powstawać. “Świat ni to nasz, ni to obcy” – właściwie nie postrzegałem tego jako słabości tekstu, ale dobrze wiedzieć, że takie rozwiązanie może być uznane za niewskazane.

Skoro już tak chętnie udzielasz wyjaśnień, zastanawiam się, jakie są tutaj zwyczaje dotyczące oznaczania tekstu jako przeczytany. Czy wystarczy przebrnąć przez dane opowiadanie do końca, czy raczej powinienem zaznaczać tę opcję tylko wówczas, gdy tekst mi się wyjątkowo spodobał? A może wtedy, gdy opatrzyłem go dłuższym komentarzem merytorycznym?

Pozdrawiam i również życzę weny!

Jak dla mnie – za mało fantastyki. Ale czyta się przyjemnie.

Zgrzytało mi pomieszanie elementów z różnych epok. Egzekucja w stylu średniowiecznym, hajducy nieco późniejsi, prześladowanie poetów z totalitaryzmu, piosenka i sztucer całkiem współczesne… Może to miał być element humoru, ale bardziej przeszkadzało niż bawiło.

Ale podkreślam, że nie jest źle.

Edytka – pytałeś o zaznaczanie przeczytania. Rób, jak uważasz. To Twój osobisty guziczek, nikt się nie powinien czepiać jego użycia.

Babska logika rządzi!

Przepraszam za tak długą zwłokę w odpowiedzi, nie spodziewałem się, że ktoś tu jeszcze napisze po takim czasie, a nie mam wyrobionego nawyku regularnego zaglądania na swój profil. Masz rację, że elementy z różnych epok trochę pomieszane, chociaż egzekucje przez ścięcie tu i ówdzie przetrwały dosyć długo, a prześladowanie poetów to już w ogóle element uniwersalny, ale zasadniczo rozumiem, iż może to w pewnym stopniu razić.

Cieszę się, że mimo to uważasz, iż nie jest źle. W wolnych chwilach będę się starał dalej rozwijać, to był taki pierwszy eksperyment zapoznawczy z portalem.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, zgodnie ze swoim podpisem przyniosłaś odrobinę radości.

Nowa Fantastyka