- Opowiadanie: KrzysztofDetyna - Sezon na nosorożca

Sezon na nosorożca

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Sezon na nosorożca

Nikt się nie spodziewał, że prezesi Sądów Okręgowych wpiszą na listę biegłych Doktora Mgiełkę. Nie po tym, co zrobił. Dla większości wydawało się to nierealne nawet wtedy, gdy podeszwy jego ołowianych butów uderzyły o podłogę sali rozpraw. Nawet gdy zabierał głos z mównicy, publiczność – zarówno ta zasiadająca na sali sądowej, jak i przed telewizorami w domach – nie do końca była w stanie w to uwierzyć. A mówił tak:

– Ani Wysoki Sąd, ani pani prokurator, ani nikt z tu zebranych, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo zły byłby ostatni człowiek na świecie. Teraz tego nie widać, bo jest was za dużo. Pycha, chciwość, nieczystość, łakomstwo, zazdrość, gniew, lenistwo, wszystkiego od zawsze jest tyle samo, ale rozkłada się na większą liczbę dusz. A to tylko siedem grzechów głównych. A co z niegłównymi? Tymi zapomnianymi, pobocznymi jak nieufność albo pogarda? Dla nich też musi znaleźć się miejsce. Dziesięć miliardów ludzi na ziemi plus trzech w kosmosie na tej waszej, pożal się Boże, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i każdy dostaje po trochę. Im was więcej, tym mniejsza dawka per capita. Wystarczy popatrzeć w przeszłość. Przecież średniowiecze to czterysta milionów ludzi, a życie usłane różami nie było, no chyba że liczyć same kolce. Wiem, bo widziałem na własne oczy. Teraz też się dzieje, ale spreparowane społeczeństwo, zbyt zajęte oglądaniem filmików na YouTube i scrollowaniem stron memów jest za bardzo otępiałe, by cokolwiek zauważyć. W 1939 było was ponad dwa miliardy i działo się, oj działo. Nie wiem jak bardzo musielibyście się rozmnożyć, aby dostatecznie rozcieńczyć zło, które w was siedzi, ale w mojej eksperckiej opinii i dwadzieścia miliardów byłoby mało.

– Nie odpowiedział pan na pytanie – zauważyła pani prokurator.

 – Może pani powtórzyć?

– Czy na podstawie pańskich… zdolności, biegły uważa, że oskarżony Michał Stokrotka, to zły człowiek?

– A faktycznie! Zatem już śpieszę z odpowiedzią. Otóż nie uważam, aby oskarżony był złym człowiekiem. Przynajmniej nie bardziej niż cała reszta.

– Bo pan, panie Doktorze, nie uważa się za człowieka, prawda?

– Czy może pani zdefiniować człowieka, pani prokurator? – odpowiedział pytaniem na pytanie biegły. – Wie pani jaki jest najbardziej lubiany komentarz pod filmikiem z tego, jak w 2038 rozpierdalam Pałac Kultury?

Sędzia podniósł młotek odruchowo, z zamiarem upomnienia biegłego odnośnie używania wulgarnego języka, ale opuścił go równie szybko jak podniósł, zdając sobie sprawę z tego, jak znikomy sens w tym przypadku miałaby próba straszenia grzywną.

– „W trzydziestej sekundzie słychać strzały” – kontynuował Doktor. – Dziewięć miliardów wyświetleń, z czego jestem całkiem zadowolony, choć proporcja łapek w górę do łapek w dół mogłaby być lepsza.

– Co biegły ma na myśli?

– Ano to, że zeszliście na psy i nie poczuwam się do przynależności. Wyraziłem już swoją ekspercką opinię.

– Wysoki Sąd słyszał! Świadek nie uznaje się za człowieka – zwróciła się tym razem w stronę sądu prokurator. – Wnoszę zatem, aby opinia biegłego została uznana za nieprzydatną.

– Sprzeciw Wysoki Sądzie! – poderwał się nad wyraz ochoczo z ławy nadany z urzędu obrońca.

Po międzynarodowej unifikacji systemów karnych Federacji Krajów Świata, polska sala rozpraw coraz częściej przypominała amerykański dramat sądowy i młody mężczyzna poczuł, że swoim głośnym sprzeciwem idealnie wpisał się w jego kadr.

– Sprzeciw? Na jakiej podstawie? – zawetowała prokurator.

– Próbujemy ustalić charakter oskarżonego.

– Próbujecie go ustalić na podstawie opinii zbrodniarza, który nie dość, że nie uważa się za członka rasy ludzkiej, to ewidentnie traktuje całą tę rozprawę jak tanią rozrywkę – żaliła się prokurator.

– Sprzeciw Wysoki Sądzie! Odsiedziałem już swoje i występuję w roli eksperta, świadka moralności! – zaprotestował na stojąco Doktor Mgiełka.

– Sprzeciw! Biegły nie może wnosić sprzeciwu, bo jest biegłym! – zauważyła prokurator, na co Mgiełka odpowiedział zalotnym uśmiechem i usiadł.

– Proszę zachować spokój – zwrócił się do uczestników sędzia.

– Mój klient zasługuje na uczciwy proces, tym bardziej w tak poważnej sprawie, gdzie gra toczy się o dwadzieścia pięć lat jego życia – wtrącił obrońca. – Oskarżacie niewinnego człowieka o usiłowanie zabójstwa w sytuacji, w której zabójstwo nie było możliwe.

– Wysoki Sądzie – kontrowała prokurator. – To, że kula wystrzelona z pistoletu oskarżonego odbiła się od twarzy Majora Grzmota, nie znaczy, że oskarżony nie chciał popełnić zabójstwa w chwili pociągania za spust. Twierdzenie obrony, jakoby fakt, że skóra Majora jest kuloodporna, była wiedzą powszechną, jest niedorzeczne. Nie przypominam sobie aby jakikolwiek instytut przeprowadzał w tej sprawie testy dermatologicznie – spuentowała myśl, wzbudzając śmiech osób zebranych na sali.

– Wysoki Sądzie – podjął znów obrońca. – Wnoszę o uznanie opinii biegłego Doktora Mgiełki, jakoby w jego ocenie, oskarżony nie był złym człowiekiem. Zwracam uwagę na fakt, iż Doktor jest jedyną istotą z ponadludzkimi zdolnościami, której opinii możemy zasięgnąć, szczególnie w sytuacji, gdy jedyna druga taka istota na świecie jest poszkodowaną w tej sprawie, a zatem stronnicza. Proszę również pamiętać, że po wydarzeniach 2038 roku, Doktor ma dożywotnio wszczepiony „Monitor Praworządności”…

– Nazwa tak samo durna, jak cały ten wasz wynalazek – wtrącił pod nosem Doktor.

– …i nawet gdyby chciał, to nie może popełniać żadnych przestępstw, a do takowych zaliczałoby się krzywoprzysięstwo! – tłumaczył dalej obrońca.

– Dobrze. Oddalam sprzeciw. Sąd uzna opinie biegłego – orzekł zasiadający na środku sali, starszy mężczyzna w todze. – Czy są jeszcze jakieś pytania do Doktora? Jeśli nie, chciałbym usłyszeć, co do powiedzenia o tej całej sprawie ma sam poszkodowany.

Gdy Doktor Mgiełka i Major Grzmot mijali się w drodze z i do miejsca dla świadka, cały świat na moment zaparł dech, bo cały świat wiedział, że wystarczyłaby jedna iskra. Trzydzieści lat temu nikt by nie pomyślał, że żaden z nich nie skorzysta z pierwszej nadarzającej się okazji, by spróbować zniszczyć drugiego, a to, że pewnego dnia jeden z nich będzie biegłym sądowym w sprawie o próbę zabójstwa drugiego, można by postawić tuż obok bajek o latających świniach i zamarzniętym piekle.

– Właściwie to nic nie poczułem – tłumaczył Major. – Trochę nieprzyjemnie. Ciężko mi określić dokładnie doznania z tamtej chwili.

– Więc nie zareagował pan? – dopytywała prokurator

– A czy nosorożec reaguje na kapiszon? Jestem kuloodporny.

– Pan wybaczy, ale nie wiem, na co reagują nosorożce. Czy Major w trakcie swojej superbohaterskiej kariery został trafiony w każde miejsce na swojej twarzy?

– Co proszę?

– Czy dostał pan kiedyś kulą w lewe lub prawe oko, ucho, nos, zęby, policzki? A co by było, gdyby oskarżony trafił pana w sam środek symbolu „G” na pańskim czole?

– Szanowna pani prokurator, niewielu miało okazję, trafić mnie w cokolwiek, tym bardziej ze zwykłej broni palnej, a jeszcze tym bardziej w twarz. Na palcach jednej ręki zliczę takie przypadki, choć Doktor musiałby liczyć na dwóch – podzielił się uszczypliwą uwagą Major, podczas gdy zasiadający w ostatnim rzędzie widowni sali rozpraw Mgiełka schował okaleczoną lewą dłoń pod pachę.

– Czyli nie jest pan w stanie stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że całe pańskie ciało jest kuloodporne.

– Sprzeciw Wysoki Sądzie – zaprotestował obrońca. – Przecież to oczywiste, że albo się jest kuloodpornym, albo się nie jest.

– Wysoki Sądzie, kość czołowa Majora być może jest w stanie wytrzymać uderzenie pocisku, ale zastanówmy się co by było gdyby oskarżony trafił w skroń lub gałkę oczną. Jak rozumiem, Major nie ma takiego doświadczenia.

– Nie mam i jeśli pani myśli, że dla dobra sprawy pozwolę sobie obstrzelać gębę z karabinu, to się pani grubo myli.

– Dobrze. Ostatnie pytanie. Czy na sali znajduje się człowiek, który w nocy z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego kwietnia bieżącego roku, strzelił panu w twarz z pistoletu.

– Tak – odpowiedział donośnym tonem Major Grzmot i wskazał palcem na młodego chłopaka siedzącego na ławie oskarżonych obok obrońcy.

– Proszę o zaprotokołowanie, że ofiara wskazała zasiadającego na sali oskarżonego – Michała Stokrotkę.

Gdy nastała jego kolej na zadawanie pytań, miękkie kolana obrońcy nie pozwoliły mu na podejście do stanowiska dla świadków tak szybko jakby sobie tego życzył. Młody mężczyzna miał jednak nadzieję, że brak pośpiechu zostanie odebrany jako pewność siebie i tak też się stało.

– Dlaczego tamtej nocy nie wykonał pan uniku przed kulą? Nie zdążył pan? Przecież posiada pan nadludzki refleks i prędkość – zapytał obrońca.

– Pan wybaczy, ale nie do końca rozumiem pytanie – odpowiedział Major.

– Powiedział pan, że niewielu osobom udało się pana trafić z broni palnej w twarz. Czym wyróżniali się Ci, którym się to udało?

– Mieli dużo szczęścia – odpowiedział Major.

– Gówno Prawda! Raczej Ty miałeś za dużo promili – wykrzyczał z widowni pozostający wciąż na sali Doktor Mgiełka, a sędzia tym razem zdążył tylko złapać za trzon młotka, ale rozmyślił się na tyle szybko, że nawet nie podniósł go z blatu.

Rzadko się zdarzało, by tak młody obrońca został przypisany do sprawy o tak wysokim profilu. Mecenas Bartłomiej Bąk został do niej jednak przydzielony z urzędu, losowo z kapelusza. Wiedział, że nie dostanie drugiej takiej szansy, bo nie do pomyślenia jest, by superbohater ciągał po sądach młodego chłopaka, którego i tak już dawno oddał w ręce policji. Czyn zarzucany oskarżonemu też był zresztą ścigany z urzędu, bo tylko pech chciał, że kamera przemysłowa w sklepie monopolowym uchwyciła moment strzału i sprawa musiała trafić do sądu.

– Czy Major tamtej nocy spożywał alkohol? – dopytał obrońca.

– Byłem trzeźwy jak nosorożec.

– Co on ma z tymi nosorożcami debil… – wyszeptał pod nosem Mgiełka, upewniając się, że zrobił to na tyle głośno, by najbliżsi widzowie na sali mieli okazję się zaśmiać.

– Nagranie z kamery przemysłowej ukazuje nam jednak co innego. Widać na nim jak podchodzi pan do lady chwiejnym krokiem i kupuje litr Wiśniówki.

– No przecież mówię, że jak nosorożec – powtórzył z uśmiechem Major. – A ta butelka z nagrania się stłukła i nie zdążyłem wypić, bo oskarżony wparował do sklepu z bronią.

– Czy oskarżony miał już wyciągniętą broń w momencie wejścia do sklepu.

– Chyba nie. A co to ma za znaczenie?

– A więc możliwe jest, że mój klient, wszedł do sklepu, zobaczył przy ladzie wyglądającego agresywnie, pijanego nadczłowieka z butelką w ręce, przestraszył się i wyciągnął broń.

– Sprzeciw Wysoki Sądzie! – przypomniała o sobie pani prokurator. – Spekulacja i do tego niedorzeczna. Oskarżony miał na sobie kominiarkę. Oczywistym jest z jakim zamiarem wszedł do sklepu, w dodatku mając przy sobie naładowaną broń.

– To pani spekuluje pani prokurator! Nawet jeśli mój klient miał taki plan, to nie możemy z całkowitą pewnością stwierdzić czy by go zrealizował.

– Fakty są takie, że pański klient z premedytacją, użył śmiercionośnego narzędzia, niewspółmiernego do istniejącego niebezpieczeństwa.

– Tyle że dla Majora owo narzędzie nie tylko nie było śmiercionośne, ale jak sam Major to określił, właściwie nic nie poczuł.

– Rzuć arbuzem w dziecko! – odezwał się z trybun Mgiełka, który akurat przesiadał się z trzeciego do drugiego rzędu, naumyślnie szurając krzesłami po posadzce, bardziej niż było to konieczne.

– Co takiego?! – odwróciła się z niedowierzaniem pani prokurator.

– Jeśli rzucimy arbuzem w dziecko, to jest to niewspółmierny sposób obrony. Jeśli rzucimy arbuzem w lwa, to jest on niewystarczający. Wszystko zależy od tego w kogo rzucamy arbuzem. Próbowała się pani kiedyś bronić arbuzem przed lwem?

– Otóż to! – wtórował obrońca. – Pan Michał doskonale wiedział, że nie wyrządzi krzywdy panu Grzmotowi. Przecież co chwilę w wiadomościach pokazują jak ten kogoś ratuje z ognia, albo ktoś do niego strzela i nic mu nie jest. Jeśli ktokolwiek znalazł się w tej sytuacji w niebezpieczeństwie, to właśnie mój klient, gdy stanął oko w oko z pijanym superbohaterem, który mógł po kominiarce błędnie zinterpretować zamiary pana Michała.

– Chyba usłyszałem już wystarczająco – oświadczył sędzia.

Kiedy powrócili na salę na odczytanie wyroku, starszy mężczyzna w todze podniósł wzrok znad kartki papieru zawierającej wyrok i oczyścił gardło chrząknięciem tak głośnym i mokrym, na jakie tylko starszemu mężczyźnie przystało.

– Jeśli chodzi o zarzut usiłowania zabójstwa z premedytacją przy użyciu śmiercionośnego narzędzia, uznaję oskarżonego niewinnym. Za zarzut posiadania nielegalnej broni palnej uznaję oskarżonego winnym. Z uwagi na ewidentne przygotowanie do popełnienia czynu zabronionego jakim jest rabunek, uznaję oskarżonego winnym takiego zamiaru. Za powyższe dwa przestępstwa, skazuję się Michała Aleksandra Stokrotkę na osiemnaście miesięcy więzienia o złagodzonym rygorze. Skazany zgłosi się do zakładu karnego przy ulicy Montelupich w Krakowie w ciągu siedmiu dni od wygłoszenia wyroku celem odbycia kary – przeczytał, po czym z zadowoleniem użył wyczekującego dotyku młotka.

Kiedy woźny poprosił chłopaka o podniesienie nóg, ten nie zarejestrował prośby. Gdy mokry mop przejechał w końcu po czubkach jego butów, zrozumiał, że zasiedział się tutaj zbyt długo, ale nie chciał jeszcze wracać do domu.

– Zostało Ci siedem dni wolności. Na Twoim miejscu nie marnowałbym cennych godzin na przesiadywanie w pustym korytarzu pod salą sądową – doradził zjawiwszy się znikąd Doktor Mgiełka.

– Mówiłeś, że mnie nie zamkną. Ja nie mogę iść do więzienia. Co mi po tych pieniądzach w pierdlu?

– Mówiłem, że Cię nie zamkną za usiłowanie zabójstwa i miałem rację. Co do pieniędzy, to całkowicie legalna darowizna nadal będzie na Ciebie czekać po wyjściu i nadal będzie całkowicie legalna. Głowa do góry Michał. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, co udało nam się tu dzisiaj osiągnąć. Ustanowiliśmy precedens. Od dzisiaj można mu strzelać w twarz. Teraz to już tylko kwestia znalezienia odpowiednich nabojów.

– Na przykład jakich?

– Największych. Akurat takich na nosorożce.

Koniec

Komentarze

Nawet mi się podobało. Mam wrażenie, że niekiedy kulała tu interpunkcja (czy zagubione przecinki odnajdą drogę do domu?), ale sam pomysł ciekawy i przyzwoicie napisany. Wydaje mi się, że te nosorożce tutaj są nieprzypadkowe i bardzo cwanie wplątałeś je w tekst. Możliwe oczywiście, że to nadinterpretacja… Ale mimo wszystko ten potencjalny żart bardzo mnie ubawił :D W tytule usunęłabym wielkie litery “Sezon na nosorożce” będzie po polsku prawidłowym zapisem. Podoba mi się takie zagranie na temacie superbohaterów i super złoczyńców. Jedyne co, to końcówka jakoś tak rozczarowała wpisując się za bardzo w pewien stereotyp. Nie jestem w stanie odnieść się do wiarygodności opisanego procesu sądowego, bo się nie znam. Wyszło bardzo filmowo, co zaznaczyłeś, ale trochę nie wierzyłam w tego biernego sędziego. Niby rozumiem, że skoro miał na sali super-złoczyńcę, to nie widział sensu w zwracaniu mu uwagi, ale z drugiej strony, taka jego praca, więc nawet, gdyby to nie miało przynieść rezultatów, moim zdaniem powinien tym młotkiem chociaż zastukać ;) Ogólnie – zabawnie, pozytywnie, zadowolonam z tej krótkiej lektury, chociaż majtki nie spadły ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

@rosebelle Ogromnie dziękuję za przeczytanie i komentarz. Tytuł poprawiony, a i przecinki w najbliższym czasie postaram się ustawić do pionu (przynajmniej na tyle, na ile umiejętności pozwolą). Wszystkie uwagi biorę do serca i płynącą z nich naukę postaram się wykorzystać w kolejnych utworach. Nosorożce są absolutnie nieprzypadkowe, chociaż hipopotamy również były brane pod uwagę ;) Ciepłe pozdrowienia.

A wiesz, że mi się podobało. Są tam jakieś trzaski i zgrzyty, ale to kwestia szlifowania. Nie podjąłbym się opisu przesłuchania w sądzie, bo się na tym nie znam. Nie wiem, co na to znawcy, jednak ten jest dla mnie wiarygodny. Bardzo przyjemna lektura i mimo, że końcówka nie jest “bum”, to nie czuję się ani oszukany, ani rozczarowany. Zgrabnie poprowadziłeś czytelnika przez historię.

I na zakończenie.

 1939 i reszta – liczebniki słownie.

 

– Czy na podstawie Pańskich… zdolności, biegły uważa, że oskarżony – (zapis wprowadza w błąd, skasuj dywiz i będzie dobrze) Michał Stokrotka, to zły człowiek?

 

Pan, pani, pańskie małą literą.

Cześć, KrzysztofieDetyno. :-)

O:o! nie fantasy, ale fajnie, ale nie chwalmy dnia przed zachodem, bo tag superhero jest wieloznaczny i kto wie, jaki rodzaj magii zapowiada.

 

Ciekawie i logicznie wymyślona historia, Krzysztofie. Zakończenie mnie zaskoczyło. Natomiast, jeśli chodzi o środki przekazu opowieści wydaje mi się, że tekst wymagałyby jeszcze trochę pracy. Całość budujesz na jednej scenie, a właściwie jednym dialogu. Aby utrzymać uwagę czytelnika, dialog (przy takiej długości) musiałby zawierać zwroty akcji, w innym przypadku staje się nużący. Dodatkowo pierwsza długa wypowiedź doktora Mgiełki, zamieszczona na samym początku opowiadania, wymaga od czytelnika uważności, co utrudniało mi płynne wejście w opowieść.

Sam dialog jest poprawny, stylizowany na wymianę zdań w sądzie i niejako dystansuje czytelnika, więc chociaż w atrybucjach dialogowych mógłbyś coś przemycać, coś charakterystycznego. Tymczasem zarówno w treści, jak i – co może ważniejsze – formie budowane są w jednaki sposób. Skutkiem tego wymiana zdań staje się jeszcze bardziej przewidywalna i nienaturalna, niebezpiecznie zbliżając się do szkolnej. Mamy figury wygłaszające do siebie pewne kwestie.

Popatrz na kilka następujących po sobie atrybucji dialogowych.

,– zawetowała prokurator.

,– żaliła się prokurator.

,– zaprotestował na stojąco Doktor Mgiełka.

,– zauważyła prokurator, na co Mgiełka odpowiedział zalotnym uśmiechem i usiadł.

,– zwrócił się do uczestników sędzia.

,– wtrącił obrońca. 

,– kontrowała prokurator… – spuentowała myśl, wzbudzając śmiech osób zebranych na sali.

,– podjął znów obrońca.

,– wtrącił pod nosem Doktor.

,– tłumaczył dalej obrońca.

,– orzekł zasiadający na środku sali, starszy mężczyzna w todze.

 

Spróbowałabym zdynamizować albo sam dialog, albo co było dużo łatwiejsze – pociąć go na kawałki i cześć kwestii wypowiadanych przez bohaterów (objaśniających sytuację, tzw infodumpy) przenieść do narracji, albo do jakiejś sceny poza salą sądową. 

 

Z poziomu poprawności zapisu poprawiłabym stosowanie dużej litery. O ile Sąd Rejonowy, Sąd Okręgowy i Wysoki Sąd są ok, to już „Pani prokurator” – nie, tj. pani Prokurator (jeśli koniecznie chcesz dużą literę przy prokuratorze, ale  pisałabym małą, gdyż nie jest postacią, raczej dodatkiem w opku), pan, major Grzmot, major, doktor Mgiełka, pan doktor, doktor (ma nazwisko, więc nie widzę powodu używania zamiennika pisanego dużą literą. Chodzi mi o to, że jeśli postać nie miałabym imienia, nazwiska i byłaby tylko postacią nazywaną Doktorem, to duża litera byłaby dopuszczalna, przynajmniej IMHO).

rozpierdalam

Użycie wulgaryzmu w przypadku zresocjalizowanej postaci zdaje mi się nielogiczne.

 

Jest też trochę brakujących przecinków, powtórzeń słów. Te, które zauważyłam na szybko, znajdziesz poniżej. 

Nie po tym(+,) co zrobił.

To(+,) że kula wystrzelona z pistoletu

Jeśli nie(+,) to chciałbym usłyszeć(+,) co do powiedzenia o tej całej sprawie ma sam poszkodowany.

To – do usunięcia.

by spróbować zniszczyć drugiego, a to, że pewnego dnia jeden z nich będzie biegłym sądowym w sprawie o próbę zabójstwa drugiego, można by postawić tuż obok bajek o latających świniach i zamarzniętym piekle.

– Właściwie to nic nie poczułem

To i tuż – niepotrzebne, chyba? zwróć uwagę na „to”.

Pan wybaczy, ale nie wiem(+,) na co reagują nosorożce. 

Jeśli mamy dwa czasowniki (orzeczenia) – przecinek musi być, gdyż dwa zdania (wiem, reagują).

A co by było(+,) gdyby oskarżony trafił Pana w sam środek symbolu „G” na Pańskim czole?

Tu, jw.

 

Podsumowując, wydaje mi się, że opowiadanie kładzie statyczny sposób opowiedzenia historii przy pomocy jednego zabiegu – dialogu. Trzeba byłoby spróbować zróżnicować, bo pomysł i jego rozwiązanie są ciekawe.

Jest superhero, ale nie taki magiczny, więc podobało misię.

pozdrawiam serdecznie :-)

piątkowa asylum w późne ,niedzielne popołudnie

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zgadzam się z Asylum, w tekście pokazujesz nam jedną scenkę, właściwie jeden dialog. Zabrakło rozbudowania tej opowieści, pokazania choćby kilku ujęć budujących spójną historię, np. jak doszło do spotkania Michała i Mgiełki.

Podobał mi się absurd, manipulacje faktami na potrzeby procesu. Dobry początek, całkiem udany humor i postać doktora. Interesujące wydają się wynalazki, o których wspominasz w tekście, szkoda, że nie rozbudowałeś tych wątków.

@Asylum Cześć i Tobie! :) Czytałem Twój komentarz z niedowierzaniem, że istnieją ludzie, którzy są jeszcze w stanie bezinteresownie poświęcić swój cenny czas na pomoc w ulepszeniu cudzego dzieła. Wydaje mi się, że ta szczegółowa analiza musiała zająć co najmniej kilkadziesiąt minut, a może godzinę. Potwierdza to tezę, że nie każdy superbohater nosi pelerynę (choć kto Cię tam wie, może nosisz). ;-) Szczerze dziękuję.

Większość poprawek już wprowadziłem. Naprawione zostały wspomniane przecinki i dzienne liczebniki słowne (dzięki @ManeTekelFares), choć te roczne z premedytacją, i trochę pod prąd, pozostawiam w oryginalnym zapisie.

Może myślę naiwnie, a może to przez wzgląd na mój krótki staż na fantastyce.pl, ale chyba w całej sieci nie ma bardziej pomocnej i dzielącej się prawdziwą, konstruktywną krytyką społeczności. Ogromnie dziękuję za komentarze, porady i poprawki (szczególnie te odnośnie przecinków, z którymi to miewam jeszcze problemy). Każdy pozytywny odbiór jest bardzo budujący i zachęca do dalszego pisania.

Hejka! 

I ja podpisuję się pod długaśnym komentarzu Asylum.

Od siebie mogę dodać, że mimo niewielkiej ilości znaków, opowiadanie mnie znużyło. Praktycznie jeden dialog i w dodatku dziejący się w sądzie… oj nie moje klimaty. 

Czytało się co prawda bez zgrzytów, bez rażących oka błędów, jednak problem był z zainteresowaniem. 

Mam nadzieję, że następny tekst będzie bardziej wciągający ;p 

Pozdrawiam. 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Pomysł, fabuła i ogólny koncept przemyślany. Zakończenie bardzo na plus. Widać, że masz idee i wiesz, co chcesz pokazać. Tekst ma cel.

Co szwankuje to wykonanie. Właściwie mogę Ciebie odesłać do komentarza Asylum, bo ona z grubsza wymieniła rzeczy, które i mi się nasunęły. Tak więc, by się nie powtarzać za nią, odsyłam jeszcze raz tam, a od siebie daję garść przydatnych linków, których treść pomoże Ci szlifować te aspekty techniczne oraz podpowiedzą, jak najwięcej skorzystać z pomocy na forum:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

@NoWhereMan Równie mocno dziękuję za słowa z pierwszego akapitu pochwalnego, jak i dalsze wskazówki. Linki okazały się bardzo pomocne i wprowadziłem już kilka poprawek. Zarówno jako nowicjuszowi w świecie pióra, jak i dumnemu posiadaczowi “3=” z polskiego w liceum, brakowało mi takiego przewodnika.

Fajni bohaterowie, nietypowi. Chętnie dowiedziałabym się więcej o Mgiełce. Na czym polegały jego zdolności?

A czy w amerykańskim sądownictwie nie ma instytucji ławników? Nie znam się, więc pytam.

Puenta trochę słabo wybrzmiewa. Ogólnie, brakowało mi walnięcia w końcówce.

– Zostało Ci siedem dni wolności.

Ty, twój itp. też piszemy małą w dialogach. W listach dużą.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam bez przykrości, ale do pełnego zadowolenia z lektury nieco zabrakło. Dojrzałam tu sporo absurdu i zapowiedziany humor, nie dostrzegłam zapowiedzianego SF.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

wpi­szą na listę bie­głych Dok­to­ra Mgieł­kę. ―> Dlaczego wielka litera? Pytanie dotyczy także pozostałych przypadków użytych w tekście.

 

Dla więk­szo­ści wy­da­wa­ło się to nie­re­al­ne… ―> Więk­szo­ści wy­da­wa­ło się to nie­re­al­ne… Lub: Dla więk­szo­ści było to nie­re­al­ne

Coś może wydawać się komuś, nie dla kogoś.

 

w nocy z dwu­dzie­ste­go siód­me­go na dwu­dzie­ste­go ósme­go kwiet­nia… ―> …w nocy z dwu­dzie­ste­go siód­me­go na dwudziesty ósmy kwiet­nia

 

Czym wy­róż­nia­li się Ci, któ­rym się to udało? ―> Czym wy­róż­nia­li się ci, któ­rym się to udało?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

– Gówno Praw­da! Ra­czej Ty mia­łeś za dużo pro­mi­li… ―> – Gówno praw­da! Ra­czej ty mia­łeś za dużo pro­mi­li

 

i ku­pu­je litr Wi­śniów­ki. ―> …i ku­pu­je litr wi­śniów­ki.

 

Oczy­wi­stym jest z jakim za­mia­rem wszedł do skle­pu… ―> Oczy­wi­ste jest, z jakim za­mia­rem wszedł do skle­pu

 

ska­zu­ję się Mi­cha­ła Alek­san­dra Sto­krot­kę… ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka