- Opowiadanie: Mareqyr - Rzepa za blondynkę

Rzepa za blondynkę

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Rzepa za blondynkę

Głośne dudnienie o drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Odłożyła na stół nabitą fajkę, odgarnęła siwe włosy z czoła i wstała z fotela. Ruszyła w stronę drewnianych drzwi tak szybko jak pozwalały jej na to stare już kości. Deski podłogi skrzypiały lekko przy każdym jej kroku. Mimo, iż z zewnątrz dochodził szum potężnej ulewy, rozbijającej się o szyby i drewniany dach chaty, przybysz nie zapukał po raz kolejny i czekał cierpliwie aż zamieszkująca dom staruszka dotrze w końcu do wejścia.

Pomarszczoną ręką odsunęła starą mosiężną zasuwę i odchyliła drzwi. Na zewnątrz, opatulony w brudnozieloną pelerynę stał średniego wzrostu mężczyzna. Woda ściekała z niego strumieniami. Choć twarz miał szczelnie zakrytą kapturem, tak że nie sposób było go rozpoznać, staruszka tylko zaśmiała się na jego widok ochrypłym głosem i wpuściła go do środka. Stanęli w przedsionku. Przybysz zsunął z głowy kaptur. Wyglądał na trzydziestoparolatka. Grzywka jego jasnej czupryny najwyraźniej nie zdołała uchronić się przed deszczem i teraz lepiła się cała wilgotna do czoła.

– Udało ci się? – spytała staruszka ze złośliwym uśmiechem na twarzy, ani myśląc wpuszczać go dalej.

Mężczyzna zsunął plecak na podłogę i otworzył jedną z bocznych kieszeni. Wyjął z niej rzepę wielkości kuli do kręgli, całą czarną jak noc z niewiarygodnie jaskrawozielonymi liśćmi. Staruszka przyjrzała się uważnie warzywu, po czym ruszyła do kuchni.

– Wejdź proszę, zaparzę coś ciepłego – rzuciła do niego – Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Przybysz zdjął kompletnie przemoczoną pelerynę, wszedł w głąb chaty i usiadł na starym fotelu przy stole. Położył rzepę obok wciąż tlącej się fajki. W izbie panował półmrok, rozświetlany jedynie przez trzaskające lekko w kominku polana i niewielką ilość dziennego światła na jaką w ten ulewny dzień mogli liczyć. Staruszka po dłuższej chwili wróciła niosąc tacę z imbrykiem i dwoma filiżankami. Usiadła naprzeciw przybysza, nalała herbaty i pociągnęła z fajki. Przez chwilę patrzyła na rzepę po czym spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się tajemniczo.

– Więc – zaczęła – Jak go znalazłeś?

Mężczyzna wyjął z bocznej kieszeni spodni kawałek zmiętej gazety. „Kolejna grupa turystów utrzymuje, że na wiele dni zabłądziła w górach” głosił tytuł artykułu na skrawku papieru.

– Użyłem przynęty – odpowiedział jej. Staruszka zaniosła się donośnym śmiechem.

***

Mężczyzna siedział na kamieniu przy szlaku i czekał. Wrzesień zbliżał się już ku końcowi. Dni były coraz krótsze, pogoda zaś coraz mniej dopisywała. Turystów w okolicy było coraz mniej, lecz on nie tracił nadziei. Spojrzał w niebo. Wyglądało jakby pogoda mimo wszystko miała dzisiaj dopisywać. Las szumiał lekko na wietrze. Zza zakrętu dobiegły go śmiechy i głośne rozmowy. Po chwili ujrzał czwórkę młodych turystów. Wyglądali na studentów. Jedna z dziewczyn miała piękne, długie jasne blond włosy i nieskazitelną cerę. „Nada się” pomyślał. Wyjął z kieszeni flakonik z ciemnoczerwoną cieczą i pomoczył lekko palce. Grupka minęła go, witając się z nim radosnym „cześć” i ruszyła szlakiem pod górę przez las. Mężczyzna strzepnął niezauważalnie kilka kropel cieczy na plecak idącego na końcu, wpatrzonego w mapę chłopaka. Odczekał chwilę i ruszył za nimi.

***

– Krew koguta? – zagadnęła przybysza staruszka, popijając herbatę z filiżanki. Była wyraźnie uradowana – Zapobiegawczy jesteś. Choć myślę, że sam widok tej blondynki mógł wystarczyć. Ten stary zbereźnik zawsze miał do takich słabość!

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Wolałem nie ryzykować marnowania czasu – odpowiedział jej.

– Dobrze, dobrze. Mów co było dalej! – ponagliła go wyraźnie zainteresowana. Uchwyciła jego lekko zniecierpliwione spojrzenie – Nie martw się. Dostaniesz swoją zapłatę. No, opowiadajże staruszce. Siedzę tu sama, sił już nie mam, żeby w góry iść to chociaż jakiejś opowieści posłucham – spojrzała na niego niewinnym wzrokiem. Przybysz westchnął ciężko i kontynuował.

***

– Piotrek! – wykrzyknęła lekko zdenerwowana blondynka na idącego z mapą chłopaka – Mówiłeś, że sprawdzałeś pogodę!

Grzejące jeszcze godzinę temu słońce skryło się teraz całkowicie za chmurami. Otaczający ich gęsty las pełen stojących tu i tam ostańców zaczynał powoli skrywać się w coraz gęstszej mgle. Piotr wzruszył tylko ramionami.

– To są góry, Basiu – odpowiedział jej – Ciężko przewidzieć jaka będzie pogoda.

Pozostał dwójka, wysoki, ciemnowłosy chłopak i niska rudowłosa dziewczyna przytaknęli koledze.

– Może powinniśmy zawrócić? – spytała ruda.

– Spróbujmy iść jeszcze trochę – powiedział Piotr. Ruszyli dalej, kręta, coraz bardziej stromą ścieżką.

Mężczyzna wyszedł cicho zza skały i rozejrzał się. Mgła gęstniała coraz bardziej i to w nienaturalnie szybkim tempie. Wędrowiec wyglądał na zadowolonego. Narzucił kaptur na swą jasną czuprynę i ruszył bezszelestnie za czwórką studentów.

***

– Mówiłam, że nie lubię gór! – marudziła Basia – Powinniśmy byli jechać nad morze!

Pozostali starali się ją ignorować. Byli wykończeni. Od dobrych kilku godzin błądzili w skalnym labiryncie, przeciskając się ciasnymi, krętymi ścieżkami. Mgła kompletnie zasnuła okolicę, także widzieli ledwie na parę metrów przed siebie.

– Właśnie dlatego nie lubię gór – mruczała dalej Basia pod nosem – Jak pójdziesz w góry i stwierdzisz, że już ci się dalej nie chce iść, to nie możesz tak po prostu wrócić.

– Wydaję mi się, że już przechodziliśmy obok tej skały – stwierdził Piotr.

– Nieprawda! – odparł jego kolega poirytowany – Idziemy za szlakiem. Dawaj tę mapę!

Wyszarpnął mu ją z ręki i zaczął uważnie studiować. Ruda dziewczyna zajrzała mu przez ramię.

– Dlaczego uważasz, że już tu byliśmy? – spytała.

– Spójrz, Kasia. Czy to drzewo nie wygląda znajomo? – Piotr wskazał na pokrzywioną sosnę, walczącą o przetrwanie, przeciskając się w skalnej szczelinie ku niebu.

– No nie wiem – odpowiedziała mu, wzruszając ramionami – Co myślisz, Bartek?

Czarnowłosy chłopak oderwał się od mapy i spojrzał we wskazanym kierunku.

– Cholera wie – odparł – Wszystkie tu wyglądają podobnie. Na dodatek wciąż nie mam zasięgu w komórce. Co tam znalazłaś? – zwrócił się nagle do Basi, która podnosiła coś z ziemi.

– Moją gumkę do włosów! Spójrzcie! – zakrzyknęła uradowana – Pamiętacie, jak jakieś dwie godziny temu mówiłam, że chyba ją zgubiłam? Zaraz po tym jak zatrzymaliśmy się żeby coś zjeść? Znalazła się.

Wszyscy spojrzeli na trzymaną przez nią różową gumkę z maleńką tacką sushi z plastiku. Zapadła grobowa cisza.

– Czy to znaczy, że krążymy w kółko? – spytała nagle Basia, tracąc przed chwilą odzyskany humor.

Usłyszeli dziwny stukot. Coś zbliżało się szybko w ich kierunku. Basia krzyknęła, gdy impet uderzenia pchnął ją na skałę. Pozostali uskoczyli na boki. Z mgły wystrzelił na nich jeleń, potrącił w biegu bokiem blond dziewczynę i ułamek sekundy później rozpłynął się za nimi wśród oparów, tak jakby go nigdy nie było.

– Nic ci nie jest? – spytał Piotr, podnosząc Basię za rękę.

– Chyba nie – odpowiedziała, masując ręką tył głowy, którym uderzyła o skałę – Tylko mnie potrącił.

– Chodźmy stąd lepiej – stwierdził Bartek – Musimy jakoś wrócić na dół.

***

Słońce zaszło jakąś godzinę temu. Czwórka przyjaciół nie pomyślała by wziąć latarki, siedzieli więc teraz w ciemności, skuleni pod skałą, przytuleni do siebie, aby się ogrzać. Mimo to, trzęśli się niemiłosiernie. Było coraz zimniej a mgła ani myślała się przerzedzić. Obok nich, w szczelinie skalnej, rosła powyginana sosna.

– Mamy coś jeszcze do jedzenia? – spytał Bartek z nikłą nadzieją w głosie.

– Nic – odpowiedział mu Piotr.

Obok niego Basia szlochała cicho przerażona. Kasia z kolei siedziała wpatrzona w ekran telefonu, wstukując numer.

– Dlaczego nikt z nas nie ma kompletnie zasięgu! – krzyknęła wkurzona.

– Chyba musimy jakoś przeczekać do rana – stwierdził Piotr – Może wtedy mgła się przerzedzi.

Obok niego Kasia ziewnęła głośno.

– Może… może masz racje – odpowiedziała sennie. Obok niej Bartek zaczął nagle chrapać. Jej oczy też nagle się zamknęły.

***

– Cała czwóreczka od razu zasnęła? – dopytywała podekscytowana staruszka – Jego magia wciąż jest silna w tych górach – pociągnęła z fajki, kiwając z uznaniem głową. Jej gość dopił herbatę i rozparł się wygodniej w starym fotelu. Pogodził się już z faktem, że będzie musiał spędzić tu tyle czasu, by opowiedzieć całą historię do końca.

– A ty? Jak tobie się udało uniknąć jego czarów? – zapytała go po chwili.

– Usiadłem wyżej na skale – odpowiedział jej – Większy przewiew. Siedziałem i czekałem.

***

Pierwszy ocknął się Piotr. Siedział na skraju i chłód poranka wybudził go pierwszego. Słońce zaczynało już wschodzić i mgła zaczynała się przerzedzać. Również Kasia i Bartek otwierali powoli oczy.

Piotr zerwał się na nogi.

– Gdzie jest Basia!? – krzyknął.

***

Mężczyzna bezszelestnie skakał nad ścieżką z jednej skały na drugą, co rusz kucając, by upewnić się, że nie został zauważony. Parę metrów przed nim szedł szlakiem wysoki na dwa i pół metra stwór. Cały był pokryty brązową sierścią, nogi zaś miał zakończone jelenimi kopytami, które stukały lekko o kamienie. Miał długi jeleni pysk i majestatyczne poroże. W jednej z owłosionych dłoni trzymał pokaźnej wielkości kostur, którym się podpierał. W drugiej, za kostkę u nogi, trzymał Basię, ciągnąc ją po ziemi. Była nieprzytomna. Jej długie włosy zamiatały skutecznie ich ślad.

Po chwili opuścili skalny labirynt i wyszli na niewielką leśną polane. W okolicy szumiał wartko górski strumień, rozbijając się niewielkim wodospadem. Na skraju polany, zarośla rosły nachylając się ku sobie, tworząc schronienie. Obok niego, było niewielkie poletko, pełne pięknych i jaskrawozielonych liści rzepy. Stwór zaciągnął Basie przed wejście do szałasu i puścił. Po czym odwrócił się i spojrzał uważnie na stojącego przy płaskim głazie na brzegu polany mężczyznę. Przybysz przykucnął powoli i zdjął plecak. Wyjął z niego ostrożnie przenośną lodówkę i otworzył. Czarne jak węgiel oczy stwora otworzyły się szerzej. Na głazie leżał czarny kogut z ukręconym karkiem. Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się w tył. Z kolei stwór ruszył w kierunku kamienia. Po chwili dopadł do martwego ptaka i podniósł go do pyska. Kości chrupały głośno, gdy przegryzał je swymi wielkimi zębami. Krew zaś ściekała mu po sierści.

Mężczyzna ostrożnie obszedł polanę i zbliżył się do ogródka. Szybkim ruchem wyszarpnął rzepę i wsadził do plecaka. Spojrzał na potwora. Ten nadal rozkoszował się przygotowaną dla niego ofiarą. Spojrzał na blondynkę. Była nadal nieprzytomna.

– Hej, obudź się – poklepał ją otwartą dłonią po twarzy. Dziewczyna otworzyła oczy.

– Co się dzieje? – spytała nieprzytomna.

– Musimy iść – szepnął – Prędko.

Wziął ją za rękę i przewiesił sobie na szyi. Po cichu ruszyli ku wyjściu z polany. Na szczęście dziewczyna była na wpół przytomna, wiec nie robiła zbyt wiele hałasu. Gdy tylko wrócili do skalnego labiryntu, przyspieszył.

– Co się dzieje? Hej, kim ty jesteś! – Basia przebudziła się na dobre. Za nimi rozległ się dziki, złowieszczy ryk – Co to było?

– Musimy iść, szybko! – ponaglił ją.

Biegli teraz, klucząc pomiędzy skałami. Zza ich pleców wciąż dobiegały pełne wkurzenia ryki.

– Basia! – przed nimi, z mgły wyłonił się Piotr z dwójką przyjaciół – Nic ci nie jest? Dziękujemy, że ją pan znala…

– Nie ma na to czasu! – skarcił go mężczyzna, oglądając się nerwowo za siebie – Dalej, tędy!

Czwórka turystów przez chwilę patrzyła na niego zdezorientowana, jednak kolejne porykiwanie, zdające się być znacznie bliżej niż poprzednie i przepełnione jakby żądzą krwi, skłoniło ich by pobiec za nim. Dwie minuty później opuścili skalny labirynt i wbiegli do lasu.

– To szlak, którym wczoraj szliśmy! Poznajecie? – krzyknęła uradowana Kasia – Niesamowite, byliśmy tak blisko!

– Nie zatrzymujcie się! – ponaglił ich mężczyzna.

Mgła była coraz rzadsza, a porykiwania coraz odleglejsze. Mimo to, nie przestawali biec, aż kompletnie opuścili opary a na niebie znów pojawiło się słońce. Szli teraz szybkim krokiem za nieznajomym i wkrótce zobaczyli pierwsze zabudowania. Z naprzeciwka szedł ktoś w ich stronę.

– To przecież właściciel naszego pensjonatu! – rozpoznał go Piotr – Proszę pana! Proszę pana!

– O już wracacie? – spojrzał na nich zdziwiony starszy jegomość – A ja właśnie wyszedłem sobie na mały spacer.

– Jak to już wracamy?! – zdziwił się Bartek – Nie było nas ponad dobę! Spędziliśmy noc w lesie!

Staruszek wybuchnął głośnym śmiechem.

– A co też pan opowiada! – odparł rozbawiony – Ledwie dwie godziny temu rozmawialiśmy.

 Spojrzeli na niego zdziwieni. Piotr odezwał się pierwszy.

– Tam w lesie coś nas goniło! Zaraz, gdzie jest ten gość co znalazł Basię? – chłopak zaczął rozglądać się nerwowo. Tajemniczego mężczyzny już jednak nie było.

***

Staruszka pokiwała głową z uznaniem.

– Lepiej nie pokazuj się prędko w tych górach – powiedziała po chwili – Duch Gór nie lubi, gdy kradnie się jego zdobycz. Taki jest ten nasz Liczyrzepa.

Zarechotała głośno. Szybko jednak przestała widząc minę swego gościa.

– A tak, tak. Zapłata – powiedziała. Z kieszeni wyjęła plik banknotów i położyła je na stole. Mężczyzna przeliczył je dokładnie.

– Pięć tysięcy – odpowiedziała – Tak jak się umawialiśmy. Przecież bym cię nie oszukała – uśmiechnęła się zalotnie – Niby tylko pieniądze ważne, a tej czwórki nie zostawiłeś na pastwę losu. Sporo dla nich ryzykowałeś – pokiwała znów głową – Ba, zamiast zajmować się blondynką, mogłeś wyrwać jeszcze jedną rzepę.

Przybysz nie odpowiedział jej jednak. Na dworze deszcz powoli ustawał i już tylko kropiło lekko. Mężczyzna wstał, schował pieniądze do kieszeni, zarzucił plecak i ruszył do drzwi. Po chwili zatrzymał się jednak i odwrócił.

– Co właściwie robisz z rzepy Ducha Gór? – zapytał.

Staruszka zaśmiała się głośno po raz kolejny.

– Synku, gdybym tak wszystkim zdradzała moje sekrety, nie miałabym z czego żyć – odpowiedziała mu.

 

Koniec

Komentarze

Mareqyr, prawie 14000 znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Historia fajna, ale wykonanie nie porywa.

Przecinki, końcówki (e-ę, a-ą) – proponuję jeszcze raz uważnie przejrzeć i poprawić.

Ciężko mi się czytało, zdania są dla mnie przegadane. Już pierwszy akapit to zwiastuje: “siwe włosy”, “stare kości”, “staruszka”, a w następnym już na początku jest “pomarszczona ręka”. Następny przykład:

Grzywka jego jasnej czupryny najwyraźniej nie zdołała uchronić się przed deszczem i teraz lepiła się cała wilgotna do czoła.

W sumie informacja, jaką chcesz przekazać, to fakt, że bohater jest blondynem i ma grzywkę, bo to, że pada deszcz już wiadomo. Zatem zdanie mogłoby brzmieć na przykład tak:

Jasna grzywka lepiła mu się do czoła. 

Zwróć uwagę na powtórzenia:

Dni były coraz krótsze, pogoda zaś coraz mniej dopisywała. Turystów w okolicy było coraz mniej, lecz on nie tracił nadziei.

Oraz niezręczności:

 zarośla rosły

Pozwolę sobie jeszcze skrytykować radykalnie poniższy fragment:

W jednej z owłosionych dłoni trzymał pokaźnej wielkości kostur, którym się podpierał. W drugiej, za kostkę u nogi, trzymał Basię, ciągnąc ją po ziemi. Była nieprzytomna. Jej długie włosy zamiatały skutecznie ich ślad.

Po pierwsze, kostur służy do podpierania się, więc skoro stwór korzysta z niego konwencjonalnie, może nie warto o tym wspominać.

Po drugie: jeśli kopyta tego stwora stukały o kamienie, to chyba tak samo musiała stukać głowa Basi? Ten obraz staje się niezamierzenie komiczny…

Po trzecie i ostatnie: jakoś trudno mi sobie wyobrazić jak włosy mogą zamiatać ślady (czyli sprawiać, że śladów nie ma?) na górskiej ścieżce? Samo “zamiatanie śladów” wydaje mi się mocno problematyczne.

Ostatnia rzecz, o której chcę napisać:

Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się w tył.

Hmmm…

Podsumowując, sugeruję przejrzeć jeszcze raz uważnie tekst i poprawić także stylistycznie.

 

A historia całkiem fajna. Osobiście, dodałabym jeszcze coś z topografii Karkonoszy, skoro to Liczyrzepa. I ta staruszka (może lepsza byłaby “starucha” wink) jakoś taka mało demoniczna. A bohater to, jak rozumiem, tak sobie dorabia zdobywaniem rzepy – może parę słów o jego sytuacji życiowej? O, pardon, to przecież nie moja opowieść…

Pozdrawiam smiley

 

No cóż, opowiadanie nie przypadło mi do gustu, głównie z powodu, że nie zdołałam dopatrzyć się w nim większego sensu. Nie wiem kim jest staruszka i dlaczego kupuje rzepę za kilka tysięcy, nie wiem kim jest dostawca warzywa ukradzionego Liczyrzepie. W ogóle nie wiem, o co chodzi, albowiem nic mi się tu kupy nie trzyma.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.  

 

Po­marsz­czo­ną ręką od­su­nę­ła starą mo­sięż­ną za­su­wę i od­chy­li­ła drzwi. ―> Raczej: Po­marsz­czo­ną ręką od­su­nę­ła starą mo­sięż­ną za­su­wę i uchy­li­ła drzwi.

 

nie spo­sób było go roz­po­znać, sta­rusz­ka tylko za­śmia­ła się na jego widok ochry­płym gło­sem i wpu­ści­ła go do środ­ka. ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

– Wejdź pro­szę, za­pa­rzę coś cie­płe­go – rzu­ci­ła do niego – Mu­sisz mi wszyst­ko opo­wie­dzieć. ―> Brak kropki po didaskaliach.

Zbędny zaimek ― czy mogła powiedzieć to do kogoś innego?

Czy mogła zaparzyć coś zimnego?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

nie­wiel­ką ilość dzien­ne­go świa­tła na jaką w ten ulew­ny dzień mogli li­czyć. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

miała pięk­ne, dłu­gie jasne blond włosy… ―> …miała pięk­ne, dłu­gie jasnoblond włosy

 

„Nada się” po­my­ślał. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli:

http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Grup­ka mi­nę­ła go, wi­ta­jąc się z nim ra­do­snym „cześć”… ―> Wystarczy: Grup­ka mi­nę­ła go, wi­ta­jąc się ra­do­snym „cześć”

 

Cięż­ko prze­wi­dzieć jaka bę­dzie po­go­da. ―> Trudno prze­wi­dzieć, jaka bę­dzie po­go­da.

 

Po­zo­stał dwój­ka… ―> Literówka.

 

Na­rzu­cił kap­tur na swą jasną czu­pry­nę… ―> Zbędny zaimek ― czy narzucałby kaptur na cudzą czuprynę?

 

Mgła kom­plet­nie za­snu­ła oko­li­cę, także wi­dzie­li le­d­wie na parę me­trów przed sie­bie. ―> Mgła kom­plet­nie za­snu­ła oko­li­cę, tak że wi­dzie­li le­d­wie na parę me­trów przed sobą.

 

– Idzie­my za szla­kiem. ―> – Idzie­my szla­kiem.

 

Piotr wska­zał na po­krzy­wio­ną sosnę, wal­czą­cą o prze­trwa­nie, prze­ci­ska­jąc się w skal­nej szcze­li­nie ku niebu. ―> Piotr wska­zał po­krzy­wio­ną sosnę, wal­czą­cą o prze­trwa­nie, prze­ci­ska­jącą się w skal­nej szcze­li­nie ku niebu.

 

spy­tał Piotr, pod­no­sząc Basię za rękę. ―> Raczej: …spy­tał Piotr, pomagając Basi wstać.

 

Obok niego Kasia ziew­nę­ła gło­śno.

– Może… może masz racje – od­po­wie­dzia­ła sen­nie. Obok niej Bar­tek… ―> Powtórzenie. Literówka.

 

i wy­szli na nie­wiel­ką leśną po­la­ne. ―> Masło maślane ― polana jest leśna z definicji. Literówka.

Wystarczy: …i wy­szli na nie­wiel­ką po­la­nę.

 

W oko­li­cy szu­miał wart­ko gór­ski stru­mień… ―> Strumień może wartko płynąć, ale nie może wartko szumieć.

Proponuję: Niedaleko głośno szumiał wartki strumień.

 

Stwór za­cią­gnął Basie przed wej­ście… ―> Literówka.

 

prze­no­śną lo­dów­kę i otwo­rzył. Czar­ne jak wę­giel oczy stwo­ra otwo­rzy­ły się sze­rzej. ―> Powtórzenie.

 

Na gła­zie leżał czar­ny kogut z ukrę­co­nym kar­kiem. ―> Czy drób ma kark?

Proponuję: Na gła­zie leżał czar­ny kogut z ukrę­co­nym łbem.

 

Męż­czy­zna za­czął po­wo­li wy­co­fy­wać się w tył. ―> Masło maślane ― czy można wycofywać się w przód?

Wystarczy: Męż­czy­zna za­czął po­wo­li wy­co­fy­wać się.

 

Kości chru­pa­ły gło­śno, gdy prze­gry­zał je swymi wiel­ki­mi zę­ba­mi. ―> Zbędny zaimek ― czy mógł przegryzać kości cudzymi zębami?

 

Po cichu ru­szy­li ku wyj­ściu z po­la­ny. ―> Od kiedy polany mają wyjścia/ wejścia?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie niestety też nie porwało. Strasznie przegadane dialogi turystów. W to miejsce mogłabyś więcej wyjaśnić, bo pojęłam prawie nic. Klimatu tu nie ma za grosz, a aż się prosi, skoro mamy chociażby koguta z ukręconym łbem.

 

“Z mgły wystrzelił na nich jeleń, potrącił w biegu bokiem blond dziewczynę i ułamek sekundy później rozpłynął się za nimi wśród oparów, tak jakby go nigdy nie było.”

 

Patronus? :D Nie widzę sensu, nawet w formie ozdobnika. 

 

Pomysł był, trochę błędów się wkradło, ale tragedii nie ma. :)

Dziękuję za uwagi i komentarze :)

Pomysł mi się podoba: człowiek przechytrzył Liczyrzepę. Narracyjnie i stylistycznie jest nieźle. To, co mi się nie podoba, to niepoprawione babole. Kliknę, ale dopiero, gdy poprawisz błędy.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Idea leżąca u podstawy jest prosta – ot, człowiek przechytrzył demona. Jednak mocno przegadałeś ten tekst. Turyści mówią i mówią. Brakuje tutaj też budowanie klimatu – czegoś, co pozwoli wczuć się w tekst. Przez to jest często średnio, ze spadkami przy dialogach.

Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia przy kolejnych tekstach!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka