Głośne dudnienie o drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Odłożyła na stół nabitą fajkę, odgarnęła siwe włosy z czoła i wstała z fotela. Ruszyła w stronę drewnianych drzwi tak szybko jak pozwalały jej na to stare już kości. Deski podłogi skrzypiały lekko przy każdym jej kroku. Mimo, iż z zewnątrz dochodził szum potężnej ulewy, rozbijającej się o szyby i drewniany dach chaty, przybysz nie zapukał po raz kolejny i czekał cierpliwie aż zamieszkująca dom staruszka dotrze w końcu do wejścia.
Pomarszczoną ręką odsunęła starą mosiężną zasuwę i odchyliła drzwi. Na zewnątrz, opatulony w brudnozieloną pelerynę stał średniego wzrostu mężczyzna. Woda ściekała z niego strumieniami. Choć twarz miał szczelnie zakrytą kapturem, tak że nie sposób było go rozpoznać, staruszka tylko zaśmiała się na jego widok ochrypłym głosem i wpuściła go do środka. Stanęli w przedsionku. Przybysz zsunął z głowy kaptur. Wyglądał na trzydziestoparolatka. Grzywka jego jasnej czupryny najwyraźniej nie zdołała uchronić się przed deszczem i teraz lepiła się cała wilgotna do czoła.
– Udało ci się? – spytała staruszka ze złośliwym uśmiechem na twarzy, ani myśląc wpuszczać go dalej.
Mężczyzna zsunął plecak na podłogę i otworzył jedną z bocznych kieszeni. Wyjął z niej rzepę wielkości kuli do kręgli, całą czarną jak noc z niewiarygodnie jaskrawozielonymi liśćmi. Staruszka przyjrzała się uważnie warzywu, po czym ruszyła do kuchni.
– Wejdź proszę, zaparzę coś ciepłego – rzuciła do niego – Musisz mi wszystko opowiedzieć.
Przybysz zdjął kompletnie przemoczoną pelerynę, wszedł w głąb chaty i usiadł na starym fotelu przy stole. Położył rzepę obok wciąż tlącej się fajki. W izbie panował półmrok, rozświetlany jedynie przez trzaskające lekko w kominku polana i niewielką ilość dziennego światła na jaką w ten ulewny dzień mogli liczyć. Staruszka po dłuższej chwili wróciła niosąc tacę z imbrykiem i dwoma filiżankami. Usiadła naprzeciw przybysza, nalała herbaty i pociągnęła z fajki. Przez chwilę patrzyła na rzepę po czym spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się tajemniczo.
– Więc – zaczęła – Jak go znalazłeś?
Mężczyzna wyjął z bocznej kieszeni spodni kawałek zmiętej gazety. „Kolejna grupa turystów utrzymuje, że na wiele dni zabłądziła w górach” głosił tytuł artykułu na skrawku papieru.
– Użyłem przynęty – odpowiedział jej. Staruszka zaniosła się donośnym śmiechem.
***
Mężczyzna siedział na kamieniu przy szlaku i czekał. Wrzesień zbliżał się już ku końcowi. Dni były coraz krótsze, pogoda zaś coraz mniej dopisywała. Turystów w okolicy było coraz mniej, lecz on nie tracił nadziei. Spojrzał w niebo. Wyglądało jakby pogoda mimo wszystko miała dzisiaj dopisywać. Las szumiał lekko na wietrze. Zza zakrętu dobiegły go śmiechy i głośne rozmowy. Po chwili ujrzał czwórkę młodych turystów. Wyglądali na studentów. Jedna z dziewczyn miała piękne, długie jasne blond włosy i nieskazitelną cerę. „Nada się” pomyślał. Wyjął z kieszeni flakonik z ciemnoczerwoną cieczą i pomoczył lekko palce. Grupka minęła go, witając się z nim radosnym „cześć” i ruszyła szlakiem pod górę przez las. Mężczyzna strzepnął niezauważalnie kilka kropel cieczy na plecak idącego na końcu, wpatrzonego w mapę chłopaka. Odczekał chwilę i ruszył za nimi.
***
– Krew koguta? – zagadnęła przybysza staruszka, popijając herbatę z filiżanki. Była wyraźnie uradowana – Zapobiegawczy jesteś. Choć myślę, że sam widok tej blondynki mógł wystarczyć. Ten stary zbereźnik zawsze miał do takich słabość!
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Wolałem nie ryzykować marnowania czasu – odpowiedział jej.
– Dobrze, dobrze. Mów co było dalej! – ponagliła go wyraźnie zainteresowana. Uchwyciła jego lekko zniecierpliwione spojrzenie – Nie martw się. Dostaniesz swoją zapłatę. No, opowiadajże staruszce. Siedzę tu sama, sił już nie mam, żeby w góry iść to chociaż jakiejś opowieści posłucham – spojrzała na niego niewinnym wzrokiem. Przybysz westchnął ciężko i kontynuował.
***
– Piotrek! – wykrzyknęła lekko zdenerwowana blondynka na idącego z mapą chłopaka – Mówiłeś, że sprawdzałeś pogodę!
Grzejące jeszcze godzinę temu słońce skryło się teraz całkowicie za chmurami. Otaczający ich gęsty las pełen stojących tu i tam ostańców zaczynał powoli skrywać się w coraz gęstszej mgle. Piotr wzruszył tylko ramionami.
– To są góry, Basiu – odpowiedział jej – Ciężko przewidzieć jaka będzie pogoda.
Pozostał dwójka, wysoki, ciemnowłosy chłopak i niska rudowłosa dziewczyna przytaknęli koledze.
– Może powinniśmy zawrócić? – spytała ruda.
– Spróbujmy iść jeszcze trochę – powiedział Piotr. Ruszyli dalej, kręta, coraz bardziej stromą ścieżką.
Mężczyzna wyszedł cicho zza skały i rozejrzał się. Mgła gęstniała coraz bardziej i to w nienaturalnie szybkim tempie. Wędrowiec wyglądał na zadowolonego. Narzucił kaptur na swą jasną czuprynę i ruszył bezszelestnie za czwórką studentów.
***
– Mówiłam, że nie lubię gór! – marudziła Basia – Powinniśmy byli jechać nad morze!
Pozostali starali się ją ignorować. Byli wykończeni. Od dobrych kilku godzin błądzili w skalnym labiryncie, przeciskając się ciasnymi, krętymi ścieżkami. Mgła kompletnie zasnuła okolicę, także widzieli ledwie na parę metrów przed siebie.
– Właśnie dlatego nie lubię gór – mruczała dalej Basia pod nosem – Jak pójdziesz w góry i stwierdzisz, że już ci się dalej nie chce iść, to nie możesz tak po prostu wrócić.
– Wydaję mi się, że już przechodziliśmy obok tej skały – stwierdził Piotr.
– Nieprawda! – odparł jego kolega poirytowany – Idziemy za szlakiem. Dawaj tę mapę!
Wyszarpnął mu ją z ręki i zaczął uważnie studiować. Ruda dziewczyna zajrzała mu przez ramię.
– Dlaczego uważasz, że już tu byliśmy? – spytała.
– Spójrz, Kasia. Czy to drzewo nie wygląda znajomo? – Piotr wskazał na pokrzywioną sosnę, walczącą o przetrwanie, przeciskając się w skalnej szczelinie ku niebu.
– No nie wiem – odpowiedziała mu, wzruszając ramionami – Co myślisz, Bartek?
Czarnowłosy chłopak oderwał się od mapy i spojrzał we wskazanym kierunku.
– Cholera wie – odparł – Wszystkie tu wyglądają podobnie. Na dodatek wciąż nie mam zasięgu w komórce. Co tam znalazłaś? – zwrócił się nagle do Basi, która podnosiła coś z ziemi.
– Moją gumkę do włosów! Spójrzcie! – zakrzyknęła uradowana – Pamiętacie, jak jakieś dwie godziny temu mówiłam, że chyba ją zgubiłam? Zaraz po tym jak zatrzymaliśmy się żeby coś zjeść? Znalazła się.
Wszyscy spojrzeli na trzymaną przez nią różową gumkę z maleńką tacką sushi z plastiku. Zapadła grobowa cisza.
– Czy to znaczy, że krążymy w kółko? – spytała nagle Basia, tracąc przed chwilą odzyskany humor.
Usłyszeli dziwny stukot. Coś zbliżało się szybko w ich kierunku. Basia krzyknęła, gdy impet uderzenia pchnął ją na skałę. Pozostali uskoczyli na boki. Z mgły wystrzelił na nich jeleń, potrącił w biegu bokiem blond dziewczynę i ułamek sekundy później rozpłynął się za nimi wśród oparów, tak jakby go nigdy nie było.
– Nic ci nie jest? – spytał Piotr, podnosząc Basię za rękę.
– Chyba nie – odpowiedziała, masując ręką tył głowy, którym uderzyła o skałę – Tylko mnie potrącił.
– Chodźmy stąd lepiej – stwierdził Bartek – Musimy jakoś wrócić na dół.
***
Słońce zaszło jakąś godzinę temu. Czwórka przyjaciół nie pomyślała by wziąć latarki, siedzieli więc teraz w ciemności, skuleni pod skałą, przytuleni do siebie, aby się ogrzać. Mimo to, trzęśli się niemiłosiernie. Było coraz zimniej a mgła ani myślała się przerzedzić. Obok nich, w szczelinie skalnej, rosła powyginana sosna.
– Mamy coś jeszcze do jedzenia? – spytał Bartek z nikłą nadzieją w głosie.
– Nic – odpowiedział mu Piotr.
Obok niego Basia szlochała cicho przerażona. Kasia z kolei siedziała wpatrzona w ekran telefonu, wstukując numer.
– Dlaczego nikt z nas nie ma kompletnie zasięgu! – krzyknęła wkurzona.
– Chyba musimy jakoś przeczekać do rana – stwierdził Piotr – Może wtedy mgła się przerzedzi.
Obok niego Kasia ziewnęła głośno.
– Może… może masz racje – odpowiedziała sennie. Obok niej Bartek zaczął nagle chrapać. Jej oczy też nagle się zamknęły.
***
– Cała czwóreczka od razu zasnęła? – dopytywała podekscytowana staruszka – Jego magia wciąż jest silna w tych górach – pociągnęła z fajki, kiwając z uznaniem głową. Jej gość dopił herbatę i rozparł się wygodniej w starym fotelu. Pogodził się już z faktem, że będzie musiał spędzić tu tyle czasu, by opowiedzieć całą historię do końca.
– A ty? Jak tobie się udało uniknąć jego czarów? – zapytała go po chwili.
– Usiadłem wyżej na skale – odpowiedział jej – Większy przewiew. Siedziałem i czekałem.
***
Pierwszy ocknął się Piotr. Siedział na skraju i chłód poranka wybudził go pierwszego. Słońce zaczynało już wschodzić i mgła zaczynała się przerzedzać. Również Kasia i Bartek otwierali powoli oczy.
Piotr zerwał się na nogi.
– Gdzie jest Basia!? – krzyknął.
***
Mężczyzna bezszelestnie skakał nad ścieżką z jednej skały na drugą, co rusz kucając, by upewnić się, że nie został zauważony. Parę metrów przed nim szedł szlakiem wysoki na dwa i pół metra stwór. Cały był pokryty brązową sierścią, nogi zaś miał zakończone jelenimi kopytami, które stukały lekko o kamienie. Miał długi jeleni pysk i majestatyczne poroże. W jednej z owłosionych dłoni trzymał pokaźnej wielkości kostur, którym się podpierał. W drugiej, za kostkę u nogi, trzymał Basię, ciągnąc ją po ziemi. Była nieprzytomna. Jej długie włosy zamiatały skutecznie ich ślad.
Po chwili opuścili skalny labirynt i wyszli na niewielką leśną polane. W okolicy szumiał wartko górski strumień, rozbijając się niewielkim wodospadem. Na skraju polany, zarośla rosły nachylając się ku sobie, tworząc schronienie. Obok niego, było niewielkie poletko, pełne pięknych i jaskrawozielonych liści rzepy. Stwór zaciągnął Basie przed wejście do szałasu i puścił. Po czym odwrócił się i spojrzał uważnie na stojącego przy płaskim głazie na brzegu polany mężczyznę. Przybysz przykucnął powoli i zdjął plecak. Wyjął z niego ostrożnie przenośną lodówkę i otworzył. Czarne jak węgiel oczy stwora otworzyły się szerzej. Na głazie leżał czarny kogut z ukręconym karkiem. Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się w tył. Z kolei stwór ruszył w kierunku kamienia. Po chwili dopadł do martwego ptaka i podniósł go do pyska. Kości chrupały głośno, gdy przegryzał je swymi wielkimi zębami. Krew zaś ściekała mu po sierści.
Mężczyzna ostrożnie obszedł polanę i zbliżył się do ogródka. Szybkim ruchem wyszarpnął rzepę i wsadził do plecaka. Spojrzał na potwora. Ten nadal rozkoszował się przygotowaną dla niego ofiarą. Spojrzał na blondynkę. Była nadal nieprzytomna.
– Hej, obudź się – poklepał ją otwartą dłonią po twarzy. Dziewczyna otworzyła oczy.
– Co się dzieje? – spytała nieprzytomna.
– Musimy iść – szepnął – Prędko.
Wziął ją za rękę i przewiesił sobie na szyi. Po cichu ruszyli ku wyjściu z polany. Na szczęście dziewczyna była na wpół przytomna, wiec nie robiła zbyt wiele hałasu. Gdy tylko wrócili do skalnego labiryntu, przyspieszył.
– Co się dzieje? Hej, kim ty jesteś! – Basia przebudziła się na dobre. Za nimi rozległ się dziki, złowieszczy ryk – Co to było?
– Musimy iść, szybko! – ponaglił ją.
Biegli teraz, klucząc pomiędzy skałami. Zza ich pleców wciąż dobiegały pełne wkurzenia ryki.
– Basia! – przed nimi, z mgły wyłonił się Piotr z dwójką przyjaciół – Nic ci nie jest? Dziękujemy, że ją pan znala…
– Nie ma na to czasu! – skarcił go mężczyzna, oglądając się nerwowo za siebie – Dalej, tędy!
Czwórka turystów przez chwilę patrzyła na niego zdezorientowana, jednak kolejne porykiwanie, zdające się być znacznie bliżej niż poprzednie i przepełnione jakby żądzą krwi, skłoniło ich by pobiec za nim. Dwie minuty później opuścili skalny labirynt i wbiegli do lasu.
– To szlak, którym wczoraj szliśmy! Poznajecie? – krzyknęła uradowana Kasia – Niesamowite, byliśmy tak blisko!
– Nie zatrzymujcie się! – ponaglił ich mężczyzna.
Mgła była coraz rzadsza, a porykiwania coraz odleglejsze. Mimo to, nie przestawali biec, aż kompletnie opuścili opary a na niebie znów pojawiło się słońce. Szli teraz szybkim krokiem za nieznajomym i wkrótce zobaczyli pierwsze zabudowania. Z naprzeciwka szedł ktoś w ich stronę.
– To przecież właściciel naszego pensjonatu! – rozpoznał go Piotr – Proszę pana! Proszę pana!
– O już wracacie? – spojrzał na nich zdziwiony starszy jegomość – A ja właśnie wyszedłem sobie na mały spacer.
– Jak to już wracamy?! – zdziwił się Bartek – Nie było nas ponad dobę! Spędziliśmy noc w lesie!
Staruszek wybuchnął głośnym śmiechem.
– A co też pan opowiada! – odparł rozbawiony – Ledwie dwie godziny temu rozmawialiśmy.
Spojrzeli na niego zdziwieni. Piotr odezwał się pierwszy.
– Tam w lesie coś nas goniło! Zaraz, gdzie jest ten gość co znalazł Basię? – chłopak zaczął rozglądać się nerwowo. Tajemniczego mężczyzny już jednak nie było.
***
Staruszka pokiwała głową z uznaniem.
– Lepiej nie pokazuj się prędko w tych górach – powiedziała po chwili – Duch Gór nie lubi, gdy kradnie się jego zdobycz. Taki jest ten nasz Liczyrzepa.
Zarechotała głośno. Szybko jednak przestała widząc minę swego gościa.
– A tak, tak. Zapłata – powiedziała. Z kieszeni wyjęła plik banknotów i położyła je na stole. Mężczyzna przeliczył je dokładnie.
– Pięć tysięcy – odpowiedziała – Tak jak się umawialiśmy. Przecież bym cię nie oszukała – uśmiechnęła się zalotnie – Niby tylko pieniądze ważne, a tej czwórki nie zostawiłeś na pastwę losu. Sporo dla nich ryzykowałeś – pokiwała znów głową – Ba, zamiast zajmować się blondynką, mogłeś wyrwać jeszcze jedną rzepę.
Przybysz nie odpowiedział jej jednak. Na dworze deszcz powoli ustawał i już tylko kropiło lekko. Mężczyzna wstał, schował pieniądze do kieszeni, zarzucił plecak i ruszył do drzwi. Po chwili zatrzymał się jednak i odwrócił.
– Co właściwie robisz z rzepy Ducha Gór? – zapytał.
Staruszka zaśmiała się głośno po raz kolejny.
– Synku, gdybym tak wszystkim zdradzała moje sekrety, nie miałabym z czego żyć – odpowiedziała mu.
Mareqyr, prawie 14000 znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Historia fajna, ale wykonanie nie porywa.
Przecinki, końcówki (e-ę, a-ą) – proponuję jeszcze raz uważnie przejrzeć i poprawić.
Ciężko mi się czytało, zdania są dla mnie przegadane. Już pierwszy akapit to zwiastuje: “siwe włosy”, “stare kości”, “staruszka”, a w następnym już na początku jest “pomarszczona ręka”. Następny przykład:
Grzywka jego jasnej czupryny najwyraźniej nie zdołała uchronić się przed deszczem i teraz lepiła się cała wilgotna do czoła.
W sumie informacja, jaką chcesz przekazać, to fakt, że bohater jest blondynem i ma grzywkę, bo to, że pada deszcz już wiadomo. Zatem zdanie mogłoby brzmieć na przykład tak:
Jasna grzywka lepiła mu się do czoła.
Zwróć uwagę na powtórzenia:
Dni były coraz krótsze, pogoda zaś coraz mniej dopisywała. Turystów w okolicy było coraz mniej, lecz on nie tracił nadziei.
Oraz niezręczności:
zarośla rosły
Pozwolę sobie jeszcze skrytykować radykalnie poniższy fragment:
W jednej z owłosionych dłoni trzymał pokaźnej wielkości kostur, którym się podpierał. W drugiej, za kostkę u nogi, trzymał Basię, ciągnąc ją po ziemi. Była nieprzytomna. Jej długie włosy zamiatały skutecznie ich ślad.
Po pierwsze, kostur służy do podpierania się, więc skoro stwór korzysta z niego konwencjonalnie, może nie warto o tym wspominać.
Po drugie: jeśli kopyta tego stwora stukały o kamienie, to chyba tak samo musiała stukać głowa Basi? Ten obraz staje się niezamierzenie komiczny…
Po trzecie i ostatnie: jakoś trudno mi sobie wyobrazić jak włosy mogą zamiatać ślady (czyli sprawiać, że śladów nie ma?) na górskiej ścieżce? Samo “zamiatanie śladów” wydaje mi się mocno problematyczne.
Ostatnia rzecz, o której chcę napisać:
Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się w tył.
Hmmm…
Podsumowując, sugeruję przejrzeć jeszcze raz uważnie tekst i poprawić także stylistycznie.
A historia całkiem fajna. Osobiście, dodałabym jeszcze coś z topografii Karkonoszy, skoro to Liczyrzepa. I ta staruszka (może lepsza byłaby “starucha” ) jakoś taka mało demoniczna. A bohater to, jak rozumiem, tak sobie dorabia zdobywaniem rzepy – może parę słów o jego sytuacji życiowej? O, pardon, to przecież nie moja opowieść…
Pozdrawiam
No cóż, opowiadanie nie przypadło mi do gustu, głównie z powodu, że nie zdołałam dopatrzyć się w nim większego sensu. Nie wiem kim jest staruszka i dlaczego kupuje rzepę za kilka tysięcy, nie wiem kim jest dostawca warzywa ukradzionego Liczyrzepie. W ogóle nie wiem, o co chodzi, albowiem nic mi się tu kupy nie trzyma.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Pomarszczoną ręką odsunęła starą mosiężną zasuwę i odchyliła drzwi. ―> Raczej: Pomarszczoną ręką odsunęła starą mosiężną zasuwę i uchyliła drzwi.
…nie sposób było go rozpoznać, staruszka tylko zaśmiała się na jego widok ochrypłym głosem i wpuściła go do środka. ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?
– Wejdź proszę, zaparzę coś ciepłego – rzuciła do niego – Musisz mi wszystko opowiedzieć. ―> Brak kropki po didaskaliach.
Zbędny zaimek ― czy mogła powiedzieć to do kogoś innego?
Czy mogła zaparzyć coś zimnego?
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
…niewielką ilość dziennego światła na jaką w ten ulewny dzień mogli liczyć. ―> Nie brzmi to najlepiej.
…miała piękne, długie jasne blond włosy… ―> …miała piękne, długie jasnoblond włosy…
„Nada się” pomyślał. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli:
http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/
Grupka minęła go, witając się z nim radosnym „cześć”… ―> Wystarczy: Grupka minęła go, witając się radosnym „cześć”…
Ciężko przewidzieć jaka będzie pogoda. ―> Trudno przewidzieć, jaka będzie pogoda.
Pozostał dwójka… ―> Literówka.
Narzucił kaptur na swą jasną czuprynę… ―> Zbędny zaimek ― czy narzucałby kaptur na cudzą czuprynę?
Mgła kompletnie zasnuła okolicę, także widzieli ledwie na parę metrów przed siebie. ―> Mgła kompletnie zasnuła okolicę, tak że widzieli ledwie na parę metrów przed sobą.
– Idziemy za szlakiem. ―> – Idziemy szlakiem.
Piotr wskazał na pokrzywioną sosnę, walczącą o przetrwanie, przeciskając się w skalnej szczelinie ku niebu. ―> Piotr wskazał pokrzywioną sosnę, walczącą o przetrwanie, przeciskającą się w skalnej szczelinie ku niebu.
…spytał Piotr, podnosząc Basię za rękę. ―> Raczej: …spytał Piotr, pomagając Basi wstać.
Obok niego Kasia ziewnęła głośno.
– Może… może masz racje – odpowiedziała sennie. Obok niej Bartek… ―> Powtórzenie. Literówka.
…i wyszli na niewielką leśną polane. ―> Masło maślane ― polana jest leśna z definicji. Literówka.
Wystarczy: …i wyszli na niewielką polanę.
W okolicy szumiał wartko górski strumień… ―> Strumień może wartko płynąć, ale nie może wartko szumieć.
Proponuję: Niedaleko głośno szumiał wartki strumień.
Stwór zaciągnął Basie przed wejście… ―> Literówka.
…przenośną lodówkę i otworzył. Czarne jak węgiel oczy stwora otworzyły się szerzej. ―> Powtórzenie.
Na głazie leżał czarny kogut z ukręconym karkiem. ―> Czy drób ma kark?
Proponuję: Na głazie leżał czarny kogut z ukręconym łbem.
Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się w tył. ―> Masło maślane ― czy można wycofywać się w przód?
Wystarczy: Mężczyzna zaczął powoli wycofywać się.
Kości chrupały głośno, gdy przegryzał je swymi wielkimi zębami. ―> Zbędny zaimek ― czy mógł przegryzać kości cudzymi zębami?
Po cichu ruszyli ku wyjściu z polany. ―> Od kiedy polany mają wyjścia/ wejścia?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mnie niestety też nie porwało. Strasznie przegadane dialogi turystów. W to miejsce mogłabyś więcej wyjaśnić, bo pojęłam prawie nic. Klimatu tu nie ma za grosz, a aż się prosi, skoro mamy chociażby koguta z ukręconym łbem.
“Z mgły wystrzelił na nich jeleń, potrącił w biegu bokiem blond dziewczynę i ułamek sekundy później rozpłynął się za nimi wśród oparów, tak jakby go nigdy nie było.”
Patronus? :D Nie widzę sensu, nawet w formie ozdobnika.
Pomysł był, trochę błędów się wkradło, ale tragedii nie ma. :)
Dziękuję za uwagi i komentarze :)
Pomysł mi się podoba: człowiek przechytrzył Liczyrzepę. Narracyjnie i stylistycznie jest nieźle. To, co mi się nie podoba, to niepoprawione babole. Kliknę, ale dopiero, gdy poprawisz błędy.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Idea leżąca u podstawy jest prosta – ot, człowiek przechytrzył demona. Jednak mocno przegadałeś ten tekst. Turyści mówią i mówią. Brakuje tutaj też budowanie klimatu – czegoś, co pozwoli wczuć się w tekst. Przez to jest często średnio, ze spadkami przy dialogach.
Chwytaj przydatne linki:
Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794
Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego
Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850
Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133
Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676
Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782
Powodzenia przy kolejnych tekstach!
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Nie porwało mnie :(
Przynoszę radość :)