- Opowiadanie: Nessekantos - Wybór

Wybór

Tekst zainspirowała prawdziwa rozmowa, a wynikająca z niej zgroza musiała znaleźć swoje ujście i zostać “przelana na papier”. Poddając się ignorancji bezwiednie oddajemy nasze prawa, przywileje i sposób życia w ręce tych, którzy nie zawahają się wykorzystać tej obojętności i niewiedzy przeciw nam.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wybór

Pol-luks (nie mylić z Polluksem, czerwonym olbrzymem z gwiazdozbioru Bliźniąt!) był średniej wielkości skalistą planetą pozbawioną co prawda pór roku, ale mogącą poszczycić się grawitacją równą prawie dziesięciu metrom na sekundę kwadrat. Na powierzchni tegoż globu, w budynku służącym zazwyczaj za miejsce edukacji i wychowania najmłodszych, w tłumie podobnych sobie osób, stała kobieta.

Z długopisem w dłoni pochylała się nad pulpitem, na którym schludnie rozłożona została karta z niewinnie brzmiącym pytaniem: “Czy chcesz zostać matką?” I choć doskonale znała odpowiedź, zawahała się i zamarła z dłonią uniesioną w pół gestu. Przypomniało jej się jak przed ośmiu laty stała w tym samym miejscu i dokonywała innego wyboru. Wyboru, który zmienił wszystko. Wtedy nie miała żadnych wątpliwości. Wszak ktoś, komu ufała najbardziej na świecie, powiedział jej co myśleć.

– Tradizio, mam pytanie – zaczęła, niespokojnie wiercąc się na kanapie.

– Tak, kochanie? – Uprzejmie uniósł głowę jej mąż.

– Bo wiesz, rozmawiałam dzisiaj z moją szefową i zapytała mnie czy mam zamiar wybierać. Stwierdziłam, że nie wiem. Że chyba nie, bo się na tym nie znam.

– I co ci odpowiedziała? – dopytywał Tradizio.

– Że mam wybierać, choćby nie wiem co. Bo to ważne. Ale… – Kobieta spuściła wzrok, zawstydzona. – Ale ja nie wiem kogo, naprawdę się nie znam.

– Och, Cass… – mężczyzna uśmiechnął się protekcjonalnie. – Przecież to jasne, że wybór jest tylko jeden.

– Tak?

– Konglomeracja, oczywiście!

Cass nie dopytywała, nie było sensu. Pewnie i tak by nie zrozumiała tych politycznych zawiłości. Poza tym, mąż wiedział najlepiej!

Czternaście cykli później, młodzi Pol-luksiańscy mężczyźni (przekonani o tym, że przejrzeli zdziadziały system), wspólnie z żonami (przeświadczonymi o nieomylności małżonków), postanowili “wywrócić stolik” i dokonali wyboru. Cass nie miała żadnych wątpliwości jaki głos oddać. I tak, Konglomeracja wygrała z miażdżącą przewagą, a Pol-luks wreszcie miał się stać prawdziwie wolnościowym światem. Radości nie było końca.

Cztery lata później Cass była już szczęśliwą niepracującą matką. Tak było właściwie. Poza tym, mogli sobie na to pozwolić. Tradizio dobrze zarabiał, a że nie musiał już oddawać większości swojej pensji na jakieś chore podatki, pieniędzy im nie brakowało. Pędzący do tej pory nie wiadomo dokąd i chylący się ku moralnemu upadkowi świat, w końcu zaczął odzyskiwać równowagę. Pchając wózek, w którym spokojnie spał jej synek, Cass niespiesznie przechadzała się ulicami Faeyina uprzejmym gestem pozdrawiając znajome matki i obdarzając bawiące się dzieci ciepłym uśmiechem. Czasem tylko sielankę psuł widok bezdomnego, który całkiem zgnuśniawszy pod opieką dawnego nadopiekuńczego państwa, nie był w stanie odnaleźć się w nowym świecie i niedojda lądował na ulicy. Na szczęście młodzież wszechpol-luksiańska szybko zajmowała się takim delikwentem, usuwając element niepożądany z sielankowego obrazka faeyinowego krajobrazu.

Cichy ochrypły kaszel wyrwał kobietę z zamyślenia. Spojrzała do wózka i przyjrzała się wijącemu dziecku.

– Yean, synku. Co się dzieje?

Ostrożnie wzięła niemowlę na ręce i przyjrzała się jego nabrzmiałej, poczerwieniałej buzi. Napady kaszlu przeplatały się z cichym kwileniem, a czoło biednego dziecka stało się niepokojąco gorące.

Gdy uświadomiła się, że Yean jest chory, Cass przebiegł po plecach, jak każdej chyba matce, zimny dreszcz. “To tylko przeziębienie,” powtarzała sobie. “Wszystko będzie dobrze”.

W ciągu następnych tygodni Tradizio i Cass kłócili się często. On wyrzucał jej, że nie dbała wystarczająco o ich pierworodnego, ona kontrowała, że gdyby mieli ubezpieczenie nie byłoby problemu. W takich chwilach Tradizio solidnym, acz nieprzesadnie mocnym policzkiem ustawiał swoją niezdarną żonę do pionu. Jak każdy poważny pan domu dbał o męski autorytet. I tylko w największej skrytości przyznawał Cass rację. Byli młodzi i zdrowi i w końcu mogli pozwolić sobie, by żyć na poziomie. Cały czas powtarzali, że muszą wykupić ubezpieczenie, ale zawsze mieli pilniejsze wydatki. Teraz nie było już nic pilniejszego.

Nie najmniejsze, acz też dalekie od imponujących, oszczędności młodej pary kurczyły się w zatrważającym tempie. Lekarze, specjaliści, badania, leki. W nowym świecie nic nie było za darmo, wszak “Pol-luksianie to nie idioci i sami potrafią zadbać o swoje zdrowie,” powtarzali liderzy Konglomeracji. A mimo to…

Czterdzieści cykli od diagnozy, skończyły się pieniądze. Dwa później, ciało Yeana zostało zabrane do spalarni. Na zwykły pochówek jego rodzice nie mogli już sobie pozwolić…

 

***

Mijały lata. Cass w końcu wygrzebała się z pozornie bezdennej otchłani rozpaczy i powoli wracała do równowagi. I choć bała się myśleć o ponownym zajściu w ciążę, bez dziecka jej życie było boleśnie puste. Skazana na spędzanie całych dnia w domu, za jedyną rozrywkę miała grę w karty z przyjaciółkami z bloku. Na zewnątrz nie wychodziła, gdyż chwilowo było to zbyt niebezpieczne. Gdy inne planety popadały w ruinę (w obliczu rosnącej wspaniałości Pol-luksa), nielegalni tłumnie szturmowali świat mlekiem i miodem płynący. Żołnierze Hrastusa uwijali się jak w ukropie, wyłapując i anihilując przybyszy, ale nigdy nie można było mieć stuprocentowej pewności, że jakiś pedzianin, transpozyta lub afrolański czarnołap nie umknął obławie akurat w twojej okolicy. Mężowie, jako żywiciele rodziny, dzielnie stawiali czoła zagrożeniu. Natomiast kobiety, dla swojego własnego bezpieczeństwa oczywiście, miały pozostawać w domach.

Atmosfera strachu narastała, a bohaterscy przywódcy Konglomeracji zapewniali, że są już o krok od rozwiązania problemu nielegalnych i agresywnych przybyszy z innych planet. Cass nie rozumiała jak to możliwe, że tak kompetentni ludzie nadal nie mogli znaleźć rozwiązania. Gdy podzieliła się tym spostrzeżeniem z mężem, ten obdarzył ją kolejnym ze swej nieskończonej gamy protekcjonalnych uśmiechów i konspiracyjnym szeptem wyjaśnił co przyczyniało się do obecnych niepowodzeń.

– Zdrajcy. Urakańcy spiskują za naszymi plecami. Chcą nas osłabić i przejąć Pol-luks.

– Naprawdę? – Cass nie dowierzała. – Ale czy to nie są zwyczajne nienawistne plotki?

– Żadne plotki! – obruszył się Tradizio. – Urakaniec twój wróg!

Cass nie była przekonana. Urakańcy pochodzili z najbliższej Pol-luksowi planety i stanowili najliczniejszą mniejszość w konglomerackim państwie. Sama znała wiele urakańskich kobiet i zawsze świetnie się z nimi dogadywała. Tenia była zresztą najlepszą przyjaciółką Cass…

I chociaż nie kwestionowała istnienia “elementu wywrotowego” wśród tej bratniej pol-luksianom społeczności, ciężko byłoby jej wrzucić wszystkich do jednego worka. Dlatego też, gdy po serii zamachów, zatrzymań i egzekucji urakańskich dywersantów, Konglomeracja ogłosiła referendum, Cass bała się postawionego w nim pytania. “Czy jesteś za przymusową eksterminacją wszystkich pol-luksiańskch Urakańców, jako naturalnie skłonnych do zdrady, zawiści i dywersji?” Wtedy kobieta po raz pierwszy się zawahała. Wiedziała co było słuszne i zgodnie z sumieniem, acz w największej tajemnicy przed mężem, zaznaczyła “NIE”.

Jakaż była jej radość, gdy podali wyniki referendum. Niemal dziewięćdziesiąt procent pol-luksian zagłosowało tak samo! Nie mogło przecież być inaczej. Zdrajcy zostali już przecież ukarani, zagrożenie zostało zażegnane. Wszyscy mogli żyć dalej.

Co prawda Tradizio miotał się po całym domu, wściekły i rozgoryczony, ale Cass, mimo strachu, z najwyższym trudem ukrywała radość. Pod byle pretekstem wymknęła się do Teni i razem świętowały przez całą noc. Tańcząc, śpiewając i pijąc, zupełnie nie po kobiecemu, najprzedniejszy urakański samogon.

A wtedy, na całym Pol-luksie zawyły syreny i został nadany specjalny komunikat. Wszystkie odbiorniki na planecie zabuczały, zaskrzeczały i pokazały ten sam obraz oraz nadały ten sam dźwięk. Oto najwyższy przywódca Konglomeracji, Koramin Yuuz miał wygłosić przemówienie. Stary pomarszczony polityk odchrząknął flegmatycznie, zaczesał swój okazały wąs i oznajmił wszem i wobec, że element wywrotowy nie został doceniony. Referendum zostało przekłamane przez wpływy obcych sił i interesów, a najświętszym obowiązkiem Konglomeracji było dopilnowanie, by jego wynik odzwierciedlał PRAWDZIWE zdanie pol-luksian.

Tenia zniknęła trzy cykle później. Jeden po drugim, urakańcy rozpływali się w powietrzu lub bardzo namacalnie byli wywlekani ze swych domów przez ochotnicze patrole młodzieży wszechpol-luksiańskiej oraz doborowe oddziały antyterrorystyczne Żołnierzy Hrastusa. Nikt nie wiedział jaki dokładnie był los aresztowanych, ale Cass się domyślała. Nie raz widziała jak daleko na horyzoncie, wiele kilometrów poza granicami Feyina, niekończący się sznur pociągów towarowych zmierzał w kierunku dawno już nieczynnych fabryk. Konglomeracja nakazała je zamknąć, uznając produkowane w nich bezmięsne konserwy za obrzydliwą abominację godzącą w pol-luksiańską kulturę i tradycje. Teraz jednak, znowu wróciły do życia, a czarny gęsty dym całymi tygodniami unosił się z ich upiornie strzelistych, powykrzywianych kominów.

 

***

Zgodna z wolą ludu eksterminacja Urakańców miała zasadniczo dwa skutki. Po pierwsze, problem nielegalnych przybyszy zniknął, gdyż nikt już nie chciał ryzykować przymusowej wizyty w fabryce bezmięsnych konserw. Po drugie, brakowało rąk do pracy. Gospodarka Pol-luksa złapała kolejną z wielu zadyszek, a wrogowie planety mlekiem i miodem płynącej ostrzyli sobie zęby na jej bogactwa naturalne. Konglomeracja, z woli ludu niepodzielnie sprawująca władzę od blisko ośmiu już lat, postanowiła temu przeciwdziałać w najbardziej logiczny i wydajny sposób. Dzieci, zrodzone wszak z miłości kobiety i mężczyzny, stały się na tyle pożądanym dobrem, że obowiązkiem każdej kobiety było tej miłości dawać z siebie jak najwięcej. Najtęższe męskie głowy zasiadły więc nad problemem, nakreśliły liczne plany i podjęły rozmaite projekty, aż w końcu (i bez zaskoczenia) zrodziło to rozwiązanie.

Obowiązki jednak swoją drogą, ale wolność, której Konglomeracja hołubiła od zawsze i hołubić będzie po wieki, rządziła się swoimi prawami. Każda kobieta miała więc zgodnie ze swoją wolą, w powszechnym referendum, odpowiedzieć na jedno proste pytanie: “Czy chcesz zostać matką?”

– No, już! Na co czekasz? – Tradizio poganiał Cass. – Zaznaczaj “TAK”.

– Boję się, panie mężu – zadrżała kobieta i błagalnie spojrzała stojącemu za nią mężczyźnie w oczy. – Może jednak moglibyśmy naturalnie?

– W żadnym wypadku – odmówił kategorycznie. – To za mało wydajne. Wóz albo przewóz. Znasz swoje obowiązki. Pol-luks cię potrzebuje.

“A czego potrzebuję ja?” pomyślała Cass. To powinien być jej wybór, ale nie miała już najmniejszych złudzeń jak było naprawdę. Prawo stanowiło, że sama musiała zaznaczyć odpowiedź, ale wiedziała, że mąż coraz bardziej się niecierpliwi i pewnie już się zastanawia czy nie złapać jej za nadgarstek i nie poprowadzić niezdecydowanej dłoni ku jedynej właściwej odpowiedzi.

Wtedy z drugiego końca sali dobiegło rozpaczliwe:

– NIE! PROSZĘ, NIE!!!

Cass podskoczyła przestraszona i ujrzała jak dwójka Żołnierzy Hrastusa odciąga inną z głosujących pod ścianę. Strażnik pokoju z odrazą trzymał przed sobą wydartą zatrzymanej kobiecie kartę do wybierania i wyciągnął ją w kierunku pozostałych obecnych.

– Ta kobieta – wskazał oskarżycielskim palcem na skuloną, płaczącą nastolatkę, która zdaniem Cass była zdecydowanie zbyt młoda, aby zostać matką. – Ta kobieta, zgodnie ze swoim sumieniem wyrzekła się możliwości zostania matką. Jest to jej prawo i jej wybór, który musimy uszanować. Osobista wolność nie zmienia jednak przepisów prawa, a zgodnie z Najwyższą Ustawą o Zapobieganiu Bezdzietności odmowa macierzyństwa traktowana jest jako zdrada Pol-luksa.

Strażnik pokoju kiwnął głową na jednego z żołnierzy, który bez wahania wyciągnął pistolet i strzelił nastolatce w głowę.

– Karą za zdradę jest śmierć.

Ciało zabitej usunięto, a referendum dalej przebiegało bez przeszkód. Cass nie miała już wątpliwości jaką odpowiedź zaznaczyć.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

laugh

Każda sroczka swoją partię chwali a konkurencję dziobie…heh

wink

dum spiro spero

@Fascynator, traktowanie tego tekstu w ten sposób spłyca jego przesłanie. To nie jest pamflet wyborczy. Podobne opowiadanie z powodzeniem mogłoby powstać na temat każdej z głównych partii politycznych. Chodziło mi o coś zgoła innego: studium (oczywiście wyolbrzymione i przesunięte ku extremum), ale jednak studium zagrożeń wynikających z takich, a nie innych poglądów. Przede wszystkim jednak, chciałem ukazać grozę (bo nie znajduję tu innego określenia) ignorancji. Wielu ludzi ma gdzieś co się dzieje wokół i pozwalają innym wybierać ludzi, którzy mają wizję świata absolutnie sprzeczną z tym w co sami wierzą.

Fascynator, traktowanie tego tekstu w ten sposób spłyca jego przesłanie.

Taki wniosek nasuwa się sam po lekturze. Trudno zorientować się po takim krótkim

tekście, co autor naprawdę miał na myśli. Tym bardziej, że to zagadnienia towarzyszące

ludzkości odkąd zaczęła tworzyć pierwsze organizmy społeczne. Temat – rzeka… 

dum spiro spero

Owszem, nie zawsze można łatwo ocenić, gdzie przebiega granica pomiędzy literaturą piękną a agitacją. Sprawnie zrealizowany utwór fantastyczny z morałem typu “głosuj świadomie, bo obudzisz się w kraju, którego sobie nie życzyłaś” na pewno byłby wart lektury. Ten tekst jednak wymienia bardzo określone postulaty, nieznacznie tylko zniekształcone nazwy, tak że odczytuję przesłanie raczej jako “nie głosuj na konkretną partię, bo wprowadzą obozy zagłady dla uchodźców i publiczne egzekucje obywateli bez sądu”. I chociaż sam widzę wiele zagrożeń w programie rzeczonej partii, to przy tak radykalnych wnioskach oczekiwałbym jednak bardziej szczegółowej argumentacji. A i wtedy obawiałbym się, że takie skupienie się na doraźnych problemach obniży wartość literacką opowiadania.

Pozdrawiam i życzę na przyszłość wielu przyjemniejszych inspiracji!

Nessekantosie, zarzekasz się, że nie napisałeś pamfletu wyborczego, jednak przypadki poruszone w szorcie i sposób ich przedstawienia, nie pozwalają mi zgodzić się z Twoim widzeniem sprawy.

 

– Och, Cass… – męż­czy­zna uśmiech­nął się pro­tek­cjo­nal­nie.– Och, Cass… – Męż­czy­zna uśmiech­nął się pro­tek­cjo­nal­nie.

 

Spoj­rza­ła do wózka i przyj­rza­ła się wi­ją­ce­mu dziec­ku. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Ska­za­na na spę­dza­nie ca­łych dnia w domu… → Literówka.

 

I cho­ciaż nie kwe­stio­no­wa­ła ist­nie­nia “ele­men­tu wy­wro­to­we­go” wśród tej brat­niej pol-luk­sia­nom spo­łecz­no­ści, cięż­ko by­ło­by jej wrzu­cić wszyst­kich do jed­ne­go worka.I cho­ciaż nie kwe­stio­no­wa­ła ist­nie­nia “ele­men­tu wy­wro­to­we­go” wśród tej brat­niej pol-luk­sia­nom spo­łecz­no­ści, trudno by­ło­by jej wrzu­cić wszyst­kich do jed­ne­go worka.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Nie raz wi­dzia­ła jak da­le­ko na ho­ry­zon­cie… → Nieraz wi­dzia­ła jak da­le­ko na ho­ry­zon­cie

 

– NIE! PRO­SZĘ, NIE!!! ->Ktoś umiał krzyczeć wielkimi literami???

 

– Ta ko­bie­ta – wska­zał oskar­ży­ciel­skim pal­cem na sku­lo­ną, pła­czą­cą na­sto­lat­kę… → – Ta ko­bie­ta – wska­zał oskar­ży­ciel­sko pal­cem sku­lo­ną, pła­czą­cą na­sto­lat­kę

Można coś mówić oskarżycielskim tonem, ale palec nie może być oskarżycielski. Palcem pokazujemy kogoś, nie na kogoś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Ślimak Zagłady, dziękuję za konstruktywną krytykę. Rozumiem Twój punkt widzenia i faktycznie, napisałem tekst zbyt bezpośredni. Jestem gorącym zwolennikiem wszelkiego rodzaju “sztuki zaangażowanej” oraz uważam, że największa wartość fantastyki wyraża się w możliwości komentowania naszej codzienności i przedstawianiu nierzeczywistych wizji i koncepcji, które jednak wynikają z sytuacji, technologii, zjawisk i problemów nas otaczających.

Mój tekst powstał w wyniku impulsu i z potrzeby serca, zabrakło mu więc subtelności.

 

@regulatorzy, dzięki za przeczytanie i komentarz oraz jak zwykle wyłapanie baboli. Poprawię w wolnej chwili :)

Bardzo proszę, Nessekantosie, miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Generalnie to dobry absurdzik nie jest zły, ale Twój mi wyjątkowo nie pasuje. Pal diabli, że brak w nim fantastyki, bo samo przeniesienie wydarzeń na odległą planetę nie wystarcza, by tekst uznać za fantastyczny. Pal diabli, że walisz z grubej rury tam, gdzie przydałoby się trochę subtelności. Tak naprawdę rzecz w tym, że czuję się Twoim tekstem urażona.

Główną bohaterkę czynisz typową przedstawicielką żeńskiej części społeczności Pol-luksu, czyli można domniemywać, że takie właśnie są pol-luksiańskie kobiety… głupie, bezmyślne, nie mające własnego zdania, bez oporu godzące się na „opiekę” mężczyzn, bez słowa sprzeciwu akceptujące przemoc. Po prostu idiotki. Cóż, nie czuję się idiotką.

Wierz mi, albo nie, ale statystycznie rzecz ujmując niedobory intelektualne wśród kobiet nie są większe niż w przypadku mężczyzn. Kobiety nie są debilkami. Potrafią myśleć samodzielnie i nie potrzebują w tym celu faceta, który będzie je instruował. Mało tego, zawsze potrafiły. Nawet w najbardziej mrocznych czasach. Jeśli nie mogły być głową, były szyją, która zakutym w zbroję łbem poruszała, dając jednocześnie właścicielowi owego łba złudzenie, że to on rządzi. I być może właśnie z tego złudzenia władzy biorą się nieporozumienia dotyczące kobiecej bezmyślności.

Nawet dzisiaj  tak zwane słodkie idiotki niekoniecznie są głupie, zazwyczaj po prostu dochodzą do wniosku, że taka rola jest wygodna. A do tego trzeba już inteligencji. Jeśli więc spotkasz na swojej drodze słodką idiotkę ze śrubokrętem w ręku próbującą zmienić koło w samochodzie, która – trzepocząc rzęsami – pyta Cię, czemu śrobokręt nie pasuje, wiedz, że ona liczy na to, że wstrząśnięty bezmiarem jej głupoty, wykonasz tę robotę za nią. I nawet jeśli teraz – rozumiejąc prawdziwą naturę tego zjawiska – odejdziesz wzruszając ramionami, nie ma problemu. Znajdzie się kilku samców gotowych praktycznie (czyt. zmienią to cholerne koło) udowodnić wyższość swojej płci.

Przy tym pragnę zwrócić Twoją uwagę, że wciąż jeszcze, niestety, miłościwie panująca nam władza boleśnie przekonała się, co oznacza wściekłość kobiet. Bez kobiecych wyborów pewnie dalej by sobie panowała. I nie mam wątpliwości, że w razie czego, kobiety jeszcze raz pokażą, na co je stać. Więc bardzo Cię proszę, nie zwalaj winy za wszystkie nieszczęścia tego kraju – sorry, planety – na kobiety.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Są takie sytuacje, że zgadzam się z przekazem, a jednocześnie odrzuca mnie forma. I właśnie coś takiego tutaj mamy. Tekst słusznie krytykuje demagogów, prototalitarystów i przeciwników praw człowieka. Ale robi to w formie “przekonywania najtwardszej części już przekonanych”.

Czasami właściwie tylko zmiana języka by wystarczyła, by tekst nadal był “dla konkretnej grupy”, ale już nie wywoływał takiego efektu, jak powyżej. Znaczenie ma zresztą też medium i okoliczność, bo gdyby podobne rzeczy mówić przy piwie, zostałyby pewnie inaczej odebrane. Ale słowo pisane rządzi się innymi prawami i trzeba mieć to na względzie. Bo taka zmiana języka mogłaby sprawić, że tekst mógłby być np. humorystyczny lub gorzki, ale jednak opakowujący przesłanie w jakąś warstwę.

 

Jeśli mogę podsunąć przykład dobrze zrealizowanego komentarza społecznego (który też zbierał zarzuty, ale jednak moim zdaniem będący zrobiony bardzo dobrze), to tekst Chrościska: klik.

 

Edit: to, co pisze Irka, o pokazywaniu kobiet biernymi, to Irka ma rację.

 

Wpadłem tutaj, bo realizacja bieżączki politycznej w fantastycznym sosie, to coś, co sam popełniłem niedawno (Kiełbasa wybiórcza) – i chciałem porównać, jak inni sobie z tematem radzą.

Utwór ma zamkniętą, klamrową budowę, którą sam lubię – zaczyna i kończy się wyborem, który jest zakłócony przez zewnętrzną presję i dlatego staje się pseudowyborem. Ale zarówno wybory jak i pseudowybory – mają swój koszt i do tego jeszcze wrócę.

Tekst ma jasne przesłanie – i to może być odczytywane zarówno jako zaleta, jak i jako wada – zależy do jakiego czytelnika trafi. Tu mamy grono wyrobionych odbiorców, którzy wolą gdy skłania się ich do refleksji, ale nie podaje na tacy, co z tych refleksji ma wyjść. Z drugiej strony, jeśli ważkie pytania, które stawia tekst będą zbyt ukryte pod którymś tam dnem – nawet tutaj nikomu nie zechce się każdego kamyka przewracać i zachwycać – ach, tak, jakże sprytnie autor ukrył tu na najważniejsze o conditio humana – raczej taki tekst przejdzie niezauważony i bez echa.

Ty, drogi autorze, wybrałeś tutaj przegięcie w tę stronę, by nikt, żadnego ze wspomnianych wyżej kamyków, przewracać nie musiał. I wbrew przedpiścom – dostrzegam pewną zaletę takiego podejścia (ja sam w swojej Kiełbasie, też nie ukrywałem o czym to i czego to dotyczy) – skoro utwór ma być pewnego rodzaju agitką, satyrą na konkretną partię i jej program i ostrzeżeniem przed jego realizacją – to jasność przekazu jest istotna.

Tym bardziej, że znajduję tu coś więcej niż tylko to bieżące przesłanie – nie tylko grozę ignorancji, o której sam pisałeś, Nessekantos -ie, w komentarzu, ale też ostrzeżenie przed bierną postawą, przed godzeniem się z tym, co przyniesie los, przed pozwalaniem, by ktoś dokonywał wyboru za nas.

I tutaj chyba włożę kij w mrowisko, bo nijak się nie zgadzam z komentarzami, że w jakikolwiek sposób szkalujesz tu / obrażasz kobiety:

 

Irka_Luz

Główną bohaterkę czynisz typową przedstawicielką żeńskiej części społeczności Pol-luksu, czyli można domniemywać, że takie właśnie są pol-luksiańskie kobiety… głupie, bezmyślne, nie mające własnego zdania, bez oporu godzące się na „opiekę” mężczyzn, bez słowa sprzeciwu akceptujące przemoc. Po prostu idiotki. Cóż, nie czuję się idiotką.

 

Po pierwsze, z tekstu wynika, że Tradizio jest o wiele głupszy i bezmyślny niż jego żona, a jego zdanie tak naprawdę nie jest własnym, a zinternalizowanym poglądem partii. Czyż tacy są Twoim zdaniem Irko, wszyscy mężczyźni? Albo nawet, uściślając – wszyscy popierający Konfederację? Partię tę można popierać z rozlicznych powodów, niekoniecznie się zgadzając w 100% z jej programem – a Tradizio jest całkowitym “betonem”.

 

Wierz mi, albo nie, ale statystycznie rzecz ujmując niedobory intelektualne wśród kobiet nie są większe niż w przypadku mężczyzn. Kobiety nie są debilkami.

Masz tu rację, powiem więcej – statystycznie rzecz ujmując to osób z niedoborami intelektualnymi wśród mężczyzn jest więcej niż wśród kobiet, wynika to ze kształtu krzywej gaussa dla IQ – jest ona bardziej płaska dla mężczyzn, odchylenie standardowe jest większe, więcej kobiet jest w normie intelektualnej, więcej mężczyzn odbiega od tej normy na plus albo minus.

 

Tyle tylko… że autor wcale nie pokazuje tej dziewczyny jako debilki.

Wszystko wskazuje na to, że jest to osoba w normie umysłowej. Nie wiem jaka była intencja, ale nawet jeśli Nessekantos chciał zrobić z bohaterki idiotkę – to nie wyszło. Ogólnie trudno się pisze teksty, w których świat ma być przedstawiony okiem osoby kognitywnie ułomnej, polecam, jeśli nie czytałaś “Kwiaty dla Algernona” – utwór do którego wracam co jakieś dziesięć lat, za każdym razem znajdując go jeszcze lepszym niż przy poprzednim czytaniu.

Sam próbowałem pokazywać świat okiem osoby o dużo niższym poziomie intelektualnym od przeciętnego – i jest to cholernie trudne (zresztą nie zostało to przez Was drodzy czytelnicy docenione, więc raczej się nie udało). Ale nie sądzę by Nessekantos rzeczywiście chciał zrobić z tej dziewczyny idiotkę czy osobę w jakiś inny sposób intelektualnie upośledzoną lub zaburzoną.

Jej działania i zachowania nie wskazują wcale problemów z percepcją rzeczywistości czy problemów z jej przetwarzaniem i wyciąganiem wniosków, co więcej, ma zdrowy instynkt samozachowawczy, i funkcjonuje w tym świecie najlepiej, jak to jest w tamtych realiach możliwe.

A jakie są te realia? Celowo dystopijne. Autor kreśli dość ponurą wizję, w której wolność jest bardzo mocno wypaczona…

 

Wojna to pokój.

Wolność to niewola.

Ignorancja to siła.

I dziełu temu daleko do geniuszu utworu Orwella, to przecież ta siła ignoracji jest tu pokazana jasno.

Ale – ignorancja – nie zawsze wynika z niedoborów intelektualnych, a wręcz, przeważnie – wynika z czegoś zupełnie innego.

Piszesz, Irka_Luz:

 

Nawet dzisiaj  tak zwane słodkie idiotki niekoniecznie są głupie, zazwyczaj po prostu dochodzą do wniosku, że taka rola jest wygodna.

I to nie trzeba być wcale kobietą, by chcieć wieść życie wygodne. Gdy byłem dużo młodszy, zanim rzuciłem na ćwierć wieku pisanie w diabły, żartowałem że dam w prasie ogłoszenie (Internet wtedy był w powijakach):

 

Młody, gniewny twórca, szuka bogatej muzy.

 

I gdyby się taka muza wtedy znalazła, pewnie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mnie utrzymywała i nawet – by podejmowała za mnie większość decyzji, bo to wygodne. Niestety, moja narzeczona, a późniejsza ex-wife, się wtedy na to nie zgodziła i podjęła za mnie decyzję, że bogatej muzy nie potrzebuję. Więc potem przymieraliśmy głodem :)

Wszelkie decyzje – w tym wybory – są kosztowne. Tak naprawdę – nie lubimy wybierać. I tu nie chodzi o to, że kobiety są bierne. Czy mężczyźni są bierni. Jesteśmy homo sapiens sapiens – ale tak naprawdę mimo podwójnego “sapiens” – nie lubimy za dużo myśleć. Myślenie męczy. Myślenie boli. Myślenie przygnębia.

I wiem – zaprotestujesz, że w Twoim przypadku wcale tak nie jest. Ale czy jesteś pewna, że właśnie Ty jesteś typową przedstawicielką całej populacji? Bo mam wrażenie, że tutaj, na tym forum, mamy taki wycinek społeczeństwa, który z myśleniem zwykle przegina (często na własną szkodę, niejednokrotnie chciałbym, naprawdę chciałbym – mniej myśleć).

Kiedyś, w czasach licealnych, bardzo spodobała mi się pewna dziewczyna, wizualnie bardzo interesująca, intelektualnie mocno mniej, ale to mnie aż tak bardzo wtedy nie interesowało. Udało mi się sprawić, by się do niej dosiąść na wszystkie lekcje (mieliśmy w jednej sali) – od ósmej rana kombinowałem jak tu pokonać własną nieśmiałość i się do niej odezwać, w końcu, około 13-tej spytałem jej (wiem, kiepski tekst na podryw)

–O czym myślisz?

–O niczym. Jeszcze dziś nie myślałam.

Zdumiało mnie to i myślałem, że żartuje, ale z toku dalszej rozmowy wynikło, że powiedziała prawdę. Zazdroszczę. I takie osoby – które w ciągu dnia nie myślą, nie planują, nie rozważają, a jedynie funkcjonują na zasadzie reaktywnej – też istnieją.

I pokazanie kogoś takiego w utworze literackim – w swojej bierności – nie jest wcale paszkwilem na konkretną płeć. Całkiem możliwe, że duża część społeczeństwa tak właśnie funkcjonuje – bo w toku mojego życia poznałem potem więcej osób, które z ręką na sercu mogłyby powiedzieć, że “jeszcze dziś nie myślały”.

 

Wracając do utworu – Nessekantos – wydaje mi się, że jeśli chcesz kogoś przekonywać, to musisz się zastanowić, jak do tej osoby trafić, jeśli chcesz dać do myślenia – potrzebujesz wczuć się w czytającego i podążyć jego szlakiem myśli (a nie swoim). Czy spróbowałeś tej sztuki?

Pytam, bo zastanawiam się, dla kogo właściwie napisałeś ten utwór? Kto miałby być Twym wyobrażonym odbiorcą? Czy jakoś się zastanowiłeś, do kogo właściwie piszesz?

 

entropia nigdy nie maleje

Po przeczytaniu komentarzy zapomniałem w dużej części o czym było opowiadanie. Dla mnie jest to krytyka demokracji jako takiej, chociaż poglądy autora raczej są prawicowe, a przynajmniej antyliberalne.

Irka_Luz nigdy bym nie podejrzewał, że kobiety są aż tak sprytne, chociaż wiem, że są bardzo (chodzi mi o wymianę koła za pomocą śrubokręta).

Jim ,,ignorancja to zbawienie’’ – wypowiedź Sajfera z pierwszej części Matrixa. Co do tej dziewczyny z liceum, to albo chciała Cię spławić, albo była piekielnie inteligentna i mądra oraz przekonać się, czy potrafisz to dostrzec :) (ale to zdanie singla, nie musisz brać go pod uwagę).

Nie wiem czemu wszyscy tak piętnują biednego Nessecantosa, po prostu napisał w nieodpowiednim czasie. Ja wolałem przeczekać kampanię wyborczą i publikować po święcie demokracji. (Poprzednicy byli szczerzy, to i ja będę trochę).

Pozdrawiam.

audaces fortuna iuvat

Trochę mnie tu nie było i wygląda na to, że w międzyczasie mój tekst (choć właściwszym określeniem byłaby “wyplujka”, ale o tym za chwilę) wywołał całkiem mocne reakcje. Niezbyt pozytywne, ale trudno :)

Pozwolę sobie w tym miejscu wyjaśnić genezę tejże “wyplujki” (by nie używać gorszych określeń), która powstała jako wyraz silnych emocji i ogólnego przedwyborczego wku**u.

Zacznijmy od tego, że za moimi niezbyt subtelnymi metaforami kryje się nie tylko odniesienie do naszego kraju i naszej sceny politycznej, ale też do prawdziwych ludzi i ich zachowań. A konkretnie, małżeństwa moich (niezbyt bliskich, ale jednak) znajomych. Ludzie to są młodzi (lat 30) i stanowią przykład typowej klasy średniej (jakieś wykształcenie wyższe jest, praca nienajgorsza, mieszkanie na kredyt, wakacje za granicą ograniczane ilościowo raczej czasem niż pieniędzmi, do kościoła nie chodzimy, ale dziecko trzeba było ochrzcić, i tak dalej i tak dalej). Słowem, “Siri, wygeneruj typową polską rodzinę millenialsów”. Znamy się od ładnych paru lat, oboje są sympatyczni, do pogadania, intelektualnie normatywni i generalnie “spoko”.

Nie zmienia to jednak faktu, że on to konfederacyjny beton, który gejów i Murzynów najchętniej by oglądał z daleka lub wcale (bo z bliska może ręka mu nie zadrży, ale swoje niepochlebnie sobie pomyśli). Ona natomiast najbardziej interesuje się tym co influencerki z Insta mają do powiedzenia i nie kupuje niczego co nie jest modne i na topie.

Podkreślę raz jeszcze, zwyczajni ludzie, a jak ktoś myśli inaczej, to być może żyje we własnej banieczce poznawczej.

No i mając już taki kontekst, przejdźmy do sedna. Zbliżają się wybory, a w narodzie budzi się przeświadczenie, że “kurde, to chyba ważna sprawa jest”. Nie w tych najbardziej świadomych i zainteresowanych. Patrząc na frekwencję jaką mieliśmy, to przeciętny Kowalski wszedł właśnie na ten poziom myślenia i to bez względu na polityczne preferencje.

I teraz zaczyna robić się nieśmiesznie. Moja własna osobista małżonka, surfując na tej przedwyborczej fali mobilizacji, zaczyna wypytywać swoje koleżanki o to czy wybierają się na wybory. Chcąc upewnić się (jak mi się wydawało na początku, zupełnie niepotrzebnie i na wyrost), że tamte ruszą się i zagłosują. No i okazuje się, że nie. Na trzy strzały trzy pudła. W tym u protoplastki bohaterki mego opowiadania, która stwierdza, że na polityce się nie zna, się nie interesuje i jeśli już zagłosuje to pewnie zagłosuje na Konfederację, jak jej mąż. Młoda, wykształcona kobieta z jednego z większych miast w Polsce. Jak to usłyszałem to mózg mi wypłynął uchem i aż poszedł się przewietrzyć, bo jeśli tutaj natrafiamy na taką pustkę, to czego spodziewać się po ludziach, którzy światopogląd mają węższy, wiedzę mniejszą, a myślenie perspektywiczne kończy się u nich na “nie wpychaj palucha do ognia, bo będzie bolało”?

I nie chcę tutaj nikogo obrażać, no ale bądźmy świadomi, że większość osób ma gdzieś to co dzieje się wokół nich. I o ile czasem łatwiej ten fakt przełknąć, tak tutaj, nie mogłem. Byłem autentycznie zdjęty grozą i ta groza zrodziła taki oto koszmarek jaki mieliście okazję przeczytać.

 

No dobrze, to teraz troszkę odnosząc się do komentarzy.

@feniks103

Po przeczytaniu komentarzy zapomniałem w dużej części o czym było opowiadanie. Dla mnie jest to krytyka demokracji jako takiej, chociaż poglądy autora raczej są prawicowe, a przynajmniej antyliberalne.

Z ciekawości, skąd takie wnioski? Demokracji krytykować nie chciałem, a z poglądami prawicowymi mi nie po drodze (mańkut z urodzenia, więc w sumie nie ma co się dziwić). Raczej bym powiedział, że to właśnie te prawicowe i antyliberalne poglądy i postawy krytykuję :).

 

@Jim, bardzo dziękuję Ci za Twoją obszerną wypowiedź oraz obronę. Doskonale zrozumiałeś moje intencje i to co chciałem przekazać.

Natomiast jeśli chodzi o @Irka_Luz, przykro mi, że poczułaś się urażona. Nie taka była moja intencja. Jednakowoż, jako że charakter mam paskudny, to bez ogródek przyznam, że mocno rozbawił mnie Twój wykład i próba uświadomienia mnie, że kobiety jednak nie są bezmyślnymi idiotkami (no shit, Sherlock!). Więc w ramach uporządkowania: zdaję sobie z tego sprawę. Ba! Uważam nawet, że statystycznie kobiety są bardziej inteligentne od mężczyzn. I co słusznie zauważył Jim, można to nawet zauważyć na przykładzie Tradizia i Cass. Ona myśli cały czas, on raczej z tym nie przesadza. Także odbijając piłeczkę: czuję się urażony, że uznałaś mnie za troglodytę, który kobiety uważa za gorsze. 

A wracając do samego opowiadania, podkreślę to raz jeszcze, nie miało ono na celu ukazać WSZYSTKICH kobiet jako biernych, słabych, głupich, tudzież wybierz inny patriarchalny bełkot. Chciałem pokazać raczej ryzyko wynikające z podejścia opisanych przez Ciebie “słodkich idiotek”, które zamiast nauczyć się zmieniać cholerne koło, postanowiły wyręczyć się mężczyzną. Bo potem może się okazać, że to wygodnictwo przyniosło bardzo nieprzyjemne skutki uboczne. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować pewien szowinistyczny żart:

“Kobieta u mechanika.

– Proszę Pani, niestety padła skrzynia biegów. Potrzebna będzie nowa.

– A co to skrzynia biegów?

– Oj, i to nie jedna!”

 

Na litość boską! Przecież nie o inteligencję tu chodzi, a ignorancję, która choć wygodna, no cóż, może mieć konsekwencje.

 

A więc podsumowując: tekst nie jest szowinistyczną ekspresją, a jedynie wyolbrzymionym i groteskowym studium postawy prawdziwej osoby, z mało subtelną prezentacją potencjalnych skutków tejże. 

 

Nowa Fantastyka