- Opowiadanie: Abteris - Warte poświęcenia

Warte poświęcenia

Krótkie opowiadanie. Będę wdzięczna za sugestie :) Mam nadzieję, że udało mi się wyłapać wszystkie literówki i zagubione przecinki ;)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

zygfryd89

Oceny

Warte poświęcenia

Regent przemierzał szybkim krokiem swoją komnatę. Wypełniona wygodnymi sprzętami sala stanowiła świadectwo bogactwa korony i umiłowania właściciela do luksusu. Bardzo niewielu miało wstęp do jego prywatnych kwater. Ese był jednym z tych nielicznych. Stał wyprostowany, z dłońmi założonymi na plecach. Cierpliwie czekał, aż jego pan zbierze myśli i poinformuje, dlaczego został wezwany. Z doświadczenia, jakie dawały lata służby wiedział, że może to chwilę potrwać. Bynajmniej nie świadczyło to o niekompetencji regenta. Przeciwnie, przed ważną decyzją zwykł rozważać wszelkie opcje, szukając najlepszego rozwiązania. Czasami poszukiwania ciągnęły się całymi dniami, ale zrodzone z nich decyzje przynosiły świetność koronie.

Fakt, że Roti wezwał go do prywatnych pokoi, z dala od wścibskich oczu i uszu, powiedział Ese dwie rzeczy. Sprawa nie dotyczyła żadnej z omawianych na ostatnim posiedzeniu królewskiej rady; nieuchronnie zbliżającej się wojny z sąsiednim krajem, powstania rebeliantów na północy, czy też nowego sojuszu z krajem zza morza, który miał pomóc rozwiązać obie poprzednie kwestie. O nich wiedzieli wszyscy, nadawały rytm życia w królestwie, zmuszały regenta do kompromisów, poświeceń i targów, by obronić skarbiec i koszary przed zbędnymi stratami. Ese, który podążał śladem tymczasowego władcy, cichy i niezauważalny jak cień, był świadkiem wszystkich dysput, które regent prowadził z doradcami, handlarzami, strategami czy mędrcami królestwa. I chociaż regent cenił sobie jego słowa, nie wezwał go dzisiejszej nocy, by prosić o radę.

 Ustronność prywatnych kwater podszepnęła Ese, że stawał przed obliczem swojego pana nie jako dowódca królewskiej gwardii, a członek Wysłanników. Zabójca. I po raz pierwszy poczuł w swoim życiu lęk. Nie strach, który był przyjacielem w bitwie, pompujący w żyłach siłę do dalszej walki, wytężający instynkt do przetrwania. Nie ten, który otulał ciało elektryzującym napięciem, podczas wykonywania delikatnych misji dla królestwa, stąpając po cienkiej linii demaskacji. Po raz pierwszy poczuł strach bezsilności, ponieważ istniała tylko jedna osoba, której jego pan mógł chcieć się pozbyć, a której Ese nie chciał zabijać.

– Nie mam wyboru – mruknął do siebie regent. Spojrzał na podwładnego z niezłomnym postanowieniem w oczach. – Za trzy dni księżniczka obchodzi urodziny.

Ese zacisnął pięść. Cieszył się, że dłonie schował za plecami.

– Dziewiętnaste. Osiągnie pełnoletność.

– Ceremonię koronacji zaplanowano na dzień po jej urodzinowym balu.

– Czego ode mnie chcesz, panie?

– Dziewczyna nie może dojść do władzy – stwierdził twardo. – Wszystko, co udało nam się osiągnąć dla królestwa w ciągu ostatnich lat, zostałoby stracone.

– Jakie są moje rozkazy, panie? – Ese powtórzył pytanie, choć znał odpowiedź. Nie zamierzał mówić tego za niego.

– Zabij ją.

 

***

Kiedy piętnaście lat temu Roti przejął władzę w imieniu czteroletniej, osieroconej Ari, królestwo było w ruinie. Matka dziewczyny zmarła w połogu. Wraz z jej życiem, zakończyły się kierowane sercem i rozsądkiem rządy młodego króla. Pogrążony w żałobie, wycofał się do swoich komnat by opłakiwać zmarłą, porzucając nie tylko córkę, ale i cały kraj. Królewska Rada była bezsilna. Prawo mówiło, że żadna decyzja nie może zostać podjęta, bez zgody władcy. Roti, brat króla, bezskutecznie próbował pocieszyć go w bólu i nakłonić do rządzenia. Wewnętrzną destabilizację bezwzględnie wykorzystał sąsiad, łupiąc i wybijając wioski. Sojusznicy wycofali się z handlowych i militarnych umów, nie widząc dla siebie korzyści we wspieraniu skazanego na upadek kraju.

Aż pewnego dnia ciało króla znaleziono na dziedzińcu. Wyskoczył z rozpaczy, mówiono. Miał zbyt miękkie serce, mówiono.

Obowiązki władcy przejął Roti, do czasu, aż prawowita dziedziczka osiągnie pełnoletność. Zmobilizował wojsko i odbił zajęte przez wroga tereny. Twardą ręką ustawił w szeregu buntujących się przeciwko podatkom arystokratów. Skierował handel na pionierskie szlaki. Znalazł nowych przyjaciół korony. Zaostrzone prawo zabarwiło czerwienią Dziedziniec Skazańców. Poddani bali się go, ale nie tak, jak najeźdźców. Niewielu możnych odważyło się na otwartą krytykę, by nie trafić pod katowski topór, jako wrogowie korony. Był okrutny, ale skuteczny, za najważniejszy cel obrał dobro ogółu, choćby kosztem jednostek.

Królestwo rozkwitało.

Ese miał dwanaście lat, gdy jego wioska spłonęła. A wraz z nią ciała rodziców i młodszego brata. Jak większość osieroconych w najazdach dzieci mógł umrzeć, najpewniej z głodu, lub przeżyć za wszelką cenę. Zaczął więc od kradzieży. Bochen chleba tu, miedziana moneta tam. Życie na ulicy nie było proste. Jedna noc zmieniła zaś wszystko. Pierwszy raz zmuszony był wtedy, by zabić. Niewyszkolony, wychudzony nastolatek, desperacko trzymający się życia, pokonał dwukrotnie większego napastnika. Wydarzenia ciemnej i zawilgłej uliczki poszłyby w zapomnienie, gdyby nie świadek, przysadzisty mężczyzna w płaszczu, jakie zwykle nosiła dworska szlachta. Ese uciekł, pewny, że wkrótce znajdzie go straż i zawlecze na Dziedziniec Skazańców. Odnalazł go jednak ktoś inny. I złożył ofertę nie do odrzucenia. Pozostać na ulicy, by ostatecznie zginąć od choroby, głodu lub z ręki kata, lub wstąpić w szeregi Wysłanników, z których brali się najlepsi skrytobójcy i szpiedzy królestwa. Ese nie zastanawiał się zbyt długo.

W tym samym roku mężczyzna w płaszczu arystokraty przejął władzę, a Ese pierwszy raz usłyszał jego imię. Nigdy nie dowiedział się, co regent robił tamtej nocy w najbiedniejszej części stolicy. Nie zapytał o to, gdy pięć lat później Roti był świadkiem jego zaprzysiężenia do Wysłanników. Nie pytał odbierając kolejne rozkazy. Nie zapytał, gdy Roti wcielił go w szranki gwardzistów, by pozbyć się spiskowców, ani gdy po latach służby mianował go na swojego kapitana. Ese wiedział, że Roti ceni dyskrecję i postanowił nigdy nie zawieść swojego darczyńcy. Wiedział, że został wybrany i wyszkolony po to, by stać się użytecznym narzędziem. Jako jeden z nielicznych rozumiał twardą i okrutną stronę Rotiego, której bali się pozostali poddani. Bo to dzięki niej wioski przestały płonąć, a osierocone przez najeźdźców dzieci umierać na ulicach miast. I to było dla Ese najważniejsze.

Księżniczkę Ari zobaczył po raz pierwszy, gdy miała jedenaście lat. Ze sztandarem czarnych jak obsydian włosów, przebiegła dziedzińcami i korytarzami zamku, goniona i besztana przez opiekunki, zakradała się na plac treningowy, gdzie on i reszta gwardzistów wprawiała się w walce, ukrywała w stajniach, wspinała na drzewa. Podrapane dłonie i kolana, nad którymi rozpaczały niańki, zbywała wzruszeniem ramion, a jej nieustanny ruch zatrzymać mogli jedynie dworscy bajarze, chwytając w pułapkę opowieści. Ese widział w niej zalążek silnej i mądrej władczyni, która kiedyś przejmie na swoje ramiona ciężar od wuja, podnosząc królestwo jeszcze wyżej w jego rozkwicie.

Wtedy jeszcze wierzył, że on i Roti, uchronią ją przed wrogami. Nie przypuszczał, że sami nimi zostaną.

 

***

Wiosenne, popołudniowe słońce oświetlało drobną postać, skrytą w obsadzonej różami altance. O tej porze dnia księżniczkę Ari można było zastać z nosem w książce. Dokładnie w tym samym czasie Roti i jego doradcy zasiadali w gabinecie regenta, by decydować o naglących dla królestwa sprawach. Ari przestała pojawiać się na posiedzeniach rady w dniu, gdy tupiąc ze złości oznajmiła, że wojna jest głupia i szkoda na nią czasu, a następnie wybiegła trzaskając drzwiami i wprawiając w osłupienie wszystkich zebranych. Ese był świadkiem, jak przez lata, bezskutecznie, Roti próbował zaznajomić przyszłą władczynię z polityką królestwa, zawsze trafiając na dziecinny opór. Księżniczka, przekonana że wie lepiej, podważała każdą decyzję swojego zastępcy, z dziewczęcą przekorą obserwując, jaka będzie jego reakcja. Ese nie rozumiał dlaczego Ari darzyła wuja niechęcią, wyczekiwał dnia, w którym dziecięcy upór przerodzi się w rozsądek, a księżniczka zrozumie, że pewne decyzje, choć nieprzyjemne, muszą być podjęte.

Ostatecznie Ese zaakceptował rozczarowanie, gdy młodzieńczy upór zastąpiła zaciętość, a niechęć przerodziła się we wrogość. Roti zostawił księżniczkę samą sobie.

Obserwując Ari zza ogrodowej kolumny Ese żałował tego, co musi zrobić. Zbliżył się do dziewczyny, wspinając po małych stopniach jej ustroni, tworząc cień na kartach, które właśnie czytała.

– Nie sądzisz, że białe róże wyglądają lepiej, od kiedy rosną wraz z różowymi? – zapytała nie odrywając spojrzenia od książki. Trejaż z pnączami otaczał łukiem ściany altanki.

– Twoje kwiaty są bardzo piękne, księżniczko – odpowiedział, przywołując jej spojrzenie. Jak zawsze omiotło jego sylwetkę pozostawiając w jej oczach zadumanie. Nigdy nie potrafił zgadnąć o czym Ari myśli.

– Posadziłam je w zeszłym roku, choć opiekun ogrodu to odradzał. Podobno zaburzyły harmonię tego miejsca – drobne wygięcie ust zdradziło jej rozbawienie. – Uważasz, że powinnam je wyciąć?

– To twoje kwiaty, pani, możesz z nimi zrobić co chcesz – z wprawą ukrył w głosie irytację. Nie wiedział, dlaczego odszukał księżniczkę, ale czuł potrzebę, by spojrzeć na nią ostatni raz, nim wcieli w życie plan dla regenta. Nie chciał rozmawiać teraz o zielsku.

– Ciekawe, czego pragną róże.

-Kwiaty nie mają zdania, pani.

W jej oczach pojawiło się rozczarowanie, a on zdusił impuls, by natychmiast przeprosić, że ją zawiódł. I to właśnie była jej moc. Potrafiła spojrzeć w taki sposób, jakby dotkała czyjejś duszy. Wnikliwie i z uwagą. Czasami miał wrażenie, że mieszkają w niej dwie, zupełnie odmienne osoby.

Dworzanie ją kochali, a podani skandowali imię, gdy pojawiała się na balkonach. Nawet Roti, zniechęcony jej ignorancją wobec najważniejszych kwestii w królestwie, nie mógł zaprzeczyć, że pośród pospólstwa czyniła cuda, umacniając nadzieję i wiarę tłumu w monarchię, zupełnie, jakby chciała odkupić dawne winy ojca. Być może to dzięki niej, często bezwzględne działania Rotiego, nie zwróciły poddanych przeciw koronie. Ese wiedział jednak, że to za mało, by zapewnić królestwu bezpieczeństwo. Podobnie jak regent wiedział, że Ari, jak tylko obejmie władzę, zaprzepaści od miesięcy przygotowywaną strategię, by raz na zawsze rozwiązać problem z północną granicą. Roti planował spektakularny pokaz siły, który miał umocnić ich pozycję na dobre.

– Regent i doradcy zgromadzili się w jego gabinecie – zaczął ostrożnie, pamiętając wybuchy złości, jakie prezentowała, gdy namawiano ją na uczestnictwo w planowaniu militarnych działań.

– Tracą czas – ucięła.

– Rządzą twoim krajem – odpalił, zanim zdążył ukryć gniew. Tylko ona potrafiła wyprowadzić go z równowagi, zburzyć przez lata wyćwiczoną wolę i powściągliwość. Prawie się wzdrygnął, gdy przeszyło go jej spojrzenie. Jak osoba tak młoda, może patrzeć z taką siłą? I dlaczego brakuje jej tej siły, by zrozumieć, czego potrzebuje kraj?

– Już nie długo – mruknęła.

Przymknął oczy, gdy jej słowa uświadomiły mu, po co tutaj przyszedł. Poszukiwał dowodu, że Roti ma rację. Potwierdzenia, że wydanie wyroku na młodą, upartą dziewczynę jest konieczne.

– Pozwolę ci wrócić do lektury, pani. – Głos miał tak suchy jak karty, które przewracała. Gdy schodził z altanki, zatrzymało go pytanie.

– Czy wiesz, dlaczego oba krzewy róż kwitną, choć ich pąki tak bardzo się od siebie różnią? – Nie czekała, aż odpowie. – I białe i różowe dostają to, czego im potrzeba.

– Nie rozumiem, pani.

– Mój wuj też nie – stwierdziła gorzko. – I nie lubi słuchać.

Skaza rodu, pomyślał Ese. Patrzyła mu w oczy, jakby oczekiwała, że coś powie. Po chwili wróciła do czytania, bez dalszych słów.

 Opuszczając ogród Ese nie mógł pozbyć się wrażenia, że zdradza niewłaściwą osobę.

 

***

Jaskinie Wysłanników wbijały się grotami w głąb ziemi, rozciągając swoje korytarze i pieczary od zamkowych murów po pobliskie wybrzeże. Rekruci gromadzili się w nich co noc, by wprawiać w walce, oszustwie i zabijaniu. Przybrani w czerń, z twarzami zakrytymi maskami lub tkaniną, wyzbywali starych i słabych tożsamości, przemienili w oszlifowane diamenty, walutę cenniejszą, niż cały skarbiec zamku. Mężczyźni, kobiety i dzieci chwytali szansę, by znaleźć dla siebie miejsce i poprawić swój los. Większość nie przeżywała treningu, ci najlepsi zaś mogli liczyć na przychylne oko władcy i hojne wynagrodzenie. Korona dbała o swoje diamenty. Dniami podążali od misji do misji, wypełniając zadania, które gruntowały pozycję kraju, usuwały jego wrogów czy też powiększały dobra. Wracali z sukcesem lub wcale. Jedynie Wielki Mistrz, opiekun jaskiń, znał twarze wszystkich rekrutów, on decydował kto zasłużył na znamię i złożenie przysięgi koronie.

Ese dotknął wypalonej na ramieniu blizny. Sam regent uczynił mu honor, wybierając go na swojego najbardziej zaufanego Wysłannika. Teraz jednak, pierwszy raz, od kiedy ich ścieżki skrzyżowały się w ciemnej uliczce, Ese rozważał oszukanie swojego pana. Kiedy Ari wdzieje koronę, będzie za późno. Rozkazy i żądania Rotiego stracą moc. Gwardia, wojsko, możni i Wysłannicy podążą za wolą królowej. A wróg wyczuje jej słabość, zobaczy w niej łatwą ofiarę i zaleje granicę wszystkimi siłami. Historia nauczyła ich, że na sojuszników liczyć mogą do czasu, aż sami są godną respektowania siłą.

Pokonując korytarze jaskini, Ese dotarł do głównej pieczary, której kopuła zataczała łuk wysoko, otwierając niewielkie okno na niebo. Pochodnie umieszczone na ścianach rozjaśniały kamienne podwyższenie, na którym dwie postaci walczyły na noże. Niewielki tłumek pozostałych rekrutów dopingował ich okrzykami. Chwilę później barczysty mężczyzna przyskoczył do przeciwnika wykonując szybkie cięcie. Z odsłonionej w niewłaściwej chwili krtani trysnęła krew. Jego ciało upadło na kamień, nieruchomiejąc. Druga z postaci, znacznie smuklejsza i niższa, stanęła nad pokonanym ignorując wiwaty zebranych.

Zwycięzca przyklęknął na kolano, składając swoją broń u stóp. Hołd poległym był jedną z ważniejszych tradycji Wysłanników. Euforia z wygranej musiała poczekać.

– To ostrze, które poszukujesz.

Opiekun jaskiń bezszelestnie stanął u boku Ese.

– Wiesz po co tu przybywam.

– Echa zamku wędrują po naszych jaskiniach. Nawet te najcichsze – wsparty na lasce starzec obserwował go ze spokojem.

– I zgadzasz się z tym? – zapytał Ese krzywiąc, gdy przeszyło go ostre spojrzenie mistrza.

– Nie jest naszym zadaniem, by się zgadzać lub nie. Służymy koronie. – Napomnienie opiekuna zapiekło. – Służba pośród gwardzistów cię rozpieściła. Nie zapominaj kim przede wszystkim jesteś.

Starzec odwrócił się do gromadzonych przy ringu rekrutów. Kilku poklepywało zwycięzcę po plecach. Mistrz wezwał go gestem. Reszta rozproszyła się po jaskiniach.

Zbliżająca się do nich postać nosiła tradycyjną czerń. Tkanina okrywająca głowę posiadała wycięcie na oczy, przez które Ese mógł dostrzec niebieskie tęczówki. Rekrut poruszał się lekko i bezdźwięcznie. Ese wiedział, dlaczego mistrz wskazał właśnie jego. Nastoletnie ciało pozwoli mu wtopić się w pałacową służbę, podszywając pod stajennego lub chłopca od noszenia wody. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Ese nie miał też wątpliwości, co do umiejętności rekruta. Jego bezwzględność i kunszt widział kilka chwil temu.

– Jesteś gotowy na znamię – mistrz oznajmił chłopakowi. Nieznaczne skinienie było jedyną reakcją. Jego oddech pozostawał równy, a ciało rozluźnione. Ese nie potrafił ocenić, czy cieszy się z wyróżnienia, czy raczej obawia ostatniej próby, która musiała przed nim nastąpić.

– Co mam zrobić, mistrzu? – zapytał głosem starej kobiety.

– Zlikwidujesz zagrożenie dla królestwa – Ese zmusił się, by zachować neutralny ton. Być może mistrz miał rację. Służba w pałacu go rozmiękczyła.

– Nie zawiodę cię, panie – odparł rekrut, tym razem brzmiąc, jak kilkuletni chłopiec.

Ese wytłumaczył mu, co musi zrobić.

 

***

Urodzinowy bal księżniczki Ari był wydarzeniem, o którym mówiono od miesięcy, a zaplanowana na kolejny dzień koronacja wzbudzała tyle samo nadziei, co obaw. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać, plotki o niezgodzie między bratanicą a wujem krążyły po pałacu, a Rotiemu co raz trudniej było podtrzymać iluzję, że księżniczka będzie kontynuować jego rządy. Napięcie narastało z każdym dniem, a jego kulminacją było pojawienie się Ari na wieczornym bankiecie. Poruszała się dostojnie i lekko, w błękitnej sukni podkreślającej oczy, z czarnym splotem włosów, tworzącym naturalną koronę, którą wkrótce miały zastąpić złoto i szlifowane kamienie. Nikt z zebranych nie przypuszczał, że wkrótce zamiast klejnotów, jej ciało przyozdobi całun. 

Ese ściskał w dłoni kielich wina i przełykał trunek haustem za każdym razem, gdy jego wzrok padał na uśmiechniętego Rotiego, witającego gości u boku bratanicy. Regent niewątpliwie był wyśmienitym aktorem, lepszym, niż niejeden Wysłannik. Pogodna twarz księżniczki również nie zdradzała niechęci wobec wuja, być może zapomnianej na czas własnego święta.

Ese śledził z uwagą twarze wszystkich zgromadzonych, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że wypatruje młodego chłopaka o niebieskich oczach. Czy rekrut krążył pośród gości, udając sługę lub syna możnego? Przemierza pałac w mundurze gwardzisty? Ese wiedział, że wypełni swoje zadanie cicho i sprawnie, a zabójstwo księżniczki zostanie przypisane północy, z którą Roti wypowie wojnę. Naród powstanie, by pomścić swój klejnot, a regent umocni swoją władzę i kraj.

Gdy godzinę później Ari podała wujowi kielich, by wspólnie wznieść toast, Ese opuścił salę. Tańce, które miały zaraz nastąpić, były ostatnim, na co miał ochotę. Nie chciał widzieć zwłaszcza pierwszego, w którym wuj poprowadzi bratanicę na parkiet.

 

***

Słodkie wino, którym zalał swoje wnętrze w poszukiwaniu ukojenia, przyniosło Ese wspomnienia. Ari roześmianej, chowającej się przed nauczycielami. Ari bawiącej z dziećmi służby, mimo zakazu wuja. Ari słuchającej bajarza. Ari znacznie starszej, flirtującej z możnymi, dysputującej z mędrcami, kradnącej serca dworzan. I jego. Jej imię brzęczało w myślach jak dzwon oznajmiający południe. Z godziny na godzinę pałac cichł, goście zapadali w sen, a w Ese narastała wątpliwość.

 

***

Biegnąc korytarzami zamku wiedział, że przybędzie za późno. Drzwi sypialni księżniczki oświetlały pierwsze promienie świtu. Wysłannik z pewnością wypełnił już zadanie i zniknął z zamku jak duch. A jednak, gdy ciche skrzypnięcie drewna wewnątrz pokoju przebiło ciszę i przymglony od trunku umysł, Ese poczuł desperacką nadzieję, że zdąży.

W mroku panującym w sypialni, prawie nie zauważył niewielkiej postaci, skrytej na tle ciężkich granatowych zasłon.

– Przyszedłeś mnie powstrzymać czy zastąpić? – Tym razem rekrut skrzypiał głosem znużonego starca.

– Gdzie ona jest? – Rozglądając się po pokoju, Ese nie mógł dostrzec ciała księżniczki. Błękitna suknia leżała porzucona na łóżku.

– Zagrożenie zostało usunięte. – Kpiący, kobiecy głos zabrzmiał głucho. Ese osunął się na kolana, czując jak wino w jego żołądku zmienia się w kwas.

– Miała rację. Białe i różowe kwiaty mogą kwitnąć obok siebie.

Przez długie minuty ciszę rozpraszał tylko jego przyspieszony oddech i Ese był pewny, że rekrut odszedł. Słysząc szelest ubrań uniósł głowę. Opadająca na podłogę czerń odsłoniła drobne piersi i biodra. Sylwetkę Ari otulały uwolnione spod chusty włosy. Podeszła do szafy, by włożyć poranny strój. Dłonią rozczochrała kosmyki. Wyglądała, jakby właśnie wstała z łoża.

– Służba wkrótce znajdzie ciało wuja – oznajmiła melodyjnym, doskonale znanym mu głosem. – Medyk stwierdzi, że serce nie wytrzymało emocji i picia.

Ese skulił się pod naporem światła, gdy szarpnięciem odsłoniła zasłony. Pochylił głowę jeszcze niżej, gdy stanęła nad jego klęczącą postacią.

– W kielichu, który podałaś, była trucizna – zgadł.

– Roti zabił mojego ojca. To moje pierwsze wspomnienie – wyszeptała głosem, którym zdradza się tajemnice. – Nie wiedział, że lubiłam chować się w jego pokoju. Już wtedy rozumiałam, że będę następna. Być może przeczuwałam to wcześniej, niż sam Roti.

– Chciał chronić…

– Własną dumę – syknęła. – Na koronację przybędzie posłaniec z północy. Podpiszę pakt, który odda objęte rebelią ziemie. Północ chce dostępu do morza, a rebelianci powrotu ich wybrzeża do ojczyzny i wolności, którą im kiedyś zabraliśmy. Jeden dokument dzieli nas od pokoju. Jeden podpis, którego Roti w swojej pysze, nie był w stanie złożyć.

– Białe i różowe mogą kwitnąć obok siebie – szepnął. Wyciągnął zza pasa sztylet, kierując ostrze w swoją stronę. Drobna dłoń Ari oplotła rękojeść – Jestem ostatnim, co pozostało po jego dumie.

Był gotowy, by odkupić zdradę. Cios jednak nie nadszedł.

– Teraz jesteś mój. 

Koniec

Komentarze

Co do przecinków to zauważyłam tylko jeden brak:

Księżniczka, przekonana że wie

Poza tym nie skupiałam się na błędach, bo zbytnio wciągnęła mnie historia ;) Twój styl i sposób prowadzenia akcji jest całkiem ciekawy. Z ogromną przyjemnością poznałabym dalsze losy Ari i Ese, bo coś czuję, że mogłaby być z tego niezła opowieść ;) 

OK, opowieść ciekawa, ale gdzie tu fantastyka?

Cierpliwie czekał, aż jego pan zbierze myśli i poinformuje, dlaczego został wezwany.

Co jest podmiotem na końcu? Uważaj na uciekające pomioty.

Historia nauczyła ich, że na sojuszników liczyć mogą do czasu, aż sami są godną respektowania siłą.

Na pewno “do czasu, aż”? Bo to trochę bez sensu.

– To ostrze, które poszukujesz.

Którego?

Babska logika rządzi!

Wypełniona wygodnymi sprzętami sala stanowiła świadectwo bogactwa korony i umiłowania właściciela do luksusu.

Tutaj powinnaś trochę opisać te sprzęty. Kiedy tak po prostu mówisz, że były, nie widzimy ich, a kiedy je pokażesz, sami się domyślimy, o czym świadczą.

 Cierpliwie czekał, aż jego pan zbierze myśli i poinformuje, dlaczego został wezwany.

Niejednoznaczność – podmiotem zdania jest Ese, ale gramatyka wskazuje równie dobrze na niego i na jego pana.

Z doświadczenia, jakie dawały lata służby wiedział, że może to chwilę potrwać. Bynajmniej nie świadczyło to o niekompetencji regenta. Przeciwnie, przed ważną decyzją zwykł rozważać wszelkie opcje, szukając najlepszego rozwiązania. Czasami poszukiwania ciągnęły się całymi dniami, ale zrodzone z nich decyzje przynosiły świetność koronie.

Trochę to rozwlekłe, zupełnie niepotrzebnie. Nie musisz nas zapewniać, że rozwaga świadczy o kompetencji, bo już to wiemy.

 Sprawa nie dotyczyła żadnej z omawianych na ostatnim posiedzeniu królewskiej rady

Nie "sprawa nie dotyczyła" bo to musiałabyś uzupełnić (czego nie dotyczyła?), a do uzupełnienia pcha się znowu "sprawa" – ale może: nie mogło chodzić o żadną ze spraw omawianych…

 O nich wiedzieli wszyscy, nadawały rytm życia w królestwie, zmuszały regenta do kompromisów, poświeceń i targów, by obronić skarbiec i koszary przed zbędnymi stratami.

Nie. Kwestie nie mogą niczemu nadawać rytmu. Trochę za bardzo tłumaczysz rzeczy oczywiste.

Ese, który podążał śladem tymczasowego władcy, cichy i niezauważalny jak cień, był świadkiem wszystkich dysput, które regent prowadził z doradcami, handlarzami, strategami czy mędrcami królestwa. I chociaż regent cenił sobie jego słowa, nie wezwał go dzisiejszej nocy, by prosić o radę.

Ja napisałabym tak: Ese jak cień towarzyszył regentowi, zza oparcia jego fotela słuchając dyskusji z doradcami, handlarzami, strategami i mędrcami królestwa. A chociaż władca cenił sobie jego opinie, dziś wezwał Esego nie po to, by prosić o radę.

 Ustronność prywatnych kwater podszepnęła Ese, że stawał przed obliczem swojego pana

Po pierwsze – ustronność nic mu nie podszepnęła. Może, gdyby był tam pierwszy raz… ale nie, wtedy ta metafora też byłaby naciągana. Po drugie – w języku polskim nie ma następstwa czasów, więc nie "stawał", a "stoi".

 I po raz pierwszy poczuł w swoim życiu lęk.

Składnia: Po raz pierwszy w życiu poczuł lęk.

Nie strach, który był przyjacielem w bitwie, pompujący w żyłach siłę do dalszej walki, wytężający instynkt do przetrwania. Nie ten, który otulał ciało elektryzującym napięciem, podczas wykonywania delikatnych misji dla królestwa, stąpając po cienkiej linii demaskacji.

Pióro Ci się wymyka, metafory opanowują Ciebie, kiedy Ty powinnaś panować nad nimi. Nie bardzo w tej chwili wiem, jak to przerobić.

Po raz pierwszy poczuł strach bezsilności, ponieważ istniała tylko jedna osoba, której jego pan mógł chcieć się pozbyć, a której Ese nie chciał zabijać.

Niejednoznaczne – mogłoby (zgodnie z tym zdaniem) istnieć wiele osób, których pan chciałby się pozbyć, a Ese nie miał nic przeciwko temu, żeby je zabić. I poczuł strach – czy lęk?

 Spojrzał na podwładnego z niezłomnym postanowieniem w oczach.

Telepatia – lepiej opisz wyraz oczu, może mars na czole, zamiast podawać od razu interpretację Esego, bo kiedy tak robisz, wygląda, jakby czytał panu w myślach.

 Matka dziewczyny zmarła w połogu.

Co się stało z dzieckiem?

Wraz z jej życiem, zakończyły się kierowane sercem i rozsądkiem rządy młodego króla.

Przecinek jest zbędny. Ja dałabym troszkę krócej, choć może bardziej patetycznie: Wraz z jej życiem dobiegły kresu mądre rządy młodego króla.

Pogrążony w żałobie, wycofał się do swoich komnat by opłakiwać zmarłą, porzucając nie tylko córkę, ale i cały kraj.

Znam tę baśń. Zapomniałam tylko tytułu… Wracając do tematu – przed "by" przecinek.

 Prawo mówiło, że żadna decyzja nie może zostać podjęta, bez zgody władcy.

Nie rozdzielaj rzeczy, które osobno nie mają sensu: Prawo mówiło, że żadna decyzja nie może zostać podjęta bez zgody władcy. (Swoją drogą – coś tu nielogicznie wyszło, bo skoro to władca podejmuje decyzje, nikt inny nic do nich nie ma. To monarchia konstytucyjna, czy jaka?)

 Wewnętrzną destabilizację bezwzględnie wykorzystał sąsiad, łupiąc i wybijając wioski.

Język nie pasuje do fantasy (destabilizacja).

 Wyskoczył z rozpaczy, mówiono. Miał zbyt miękkie serce, mówiono.

Nie, wyskoczył z okna. To "mówiono" też jest ciutkę komiczne, a celowałaś w tragedię, więc pozbądź się go. Może: Ludzie powiadali, że nie mógł już żyć z pękniętym sercem. (Nie wyszło mi to za dobrze, ale rozumiesz, o co chodzi.)

 Zaostrzone prawo zabarwiło czerwienią Dziedziniec Skazańców.

Zbyt dalekosiężna metafora.

 Niewielu możnych odważyło się na otwartą krytykę, by nie trafić pod katowski topór, jako wrogowie korony.

Przecinek przed "jako" zbędny. W pojedynkę żaden władca nie da rady – musi mieć jakieś poparcie, żeby cokolwiek przeprowadzić. Rozumiem, że Roti rządzi w oparciu o strach, ale to nie jest wcale takie skuteczne (nie czytał Machiavellego…).

 Jedna noc zmieniła zaś wszystko. Pierwszy raz zmuszony był wtedy, by zabić.

Ale wszystko się zmieniło tamtej nocy, kiedy po raz pierwszy zabił.

 Wydarzenia ciemnej i zawilgłej uliczki poszłyby w zapomnienie, gdyby nie świadek, przysadzisty mężczyzna w płaszczu, jakie zwykle nosiła dworska szlachta.

Za wysoko celujesz. Wydarzenia uliczki? Może tak: U wylotu uliczki stał przysadzisty mężczyzna, przyglądając się Esemu spod kaptura.

 Pozostać na ulicy, by ostatecznie zginąć od choroby, głodu lub z ręki kata, lub wstąpić w szeregi Wysłanników, z których brali się najlepsi skrytobójcy i szpiedzy królestwa. Ese nie zastanawiał się zbyt długo.

Rytm zdań (w ogóle, w całym tekście) kuleje. A ten fragment może zmienić tak: Zostać na ulicy, na pastwę chorób i głodu, o ile nie da wcześniej głowy pod katowski topór – czy wstąpić w szeregi Wysłanników, by wykonywać specjalne poruczenia władcy. Nie zastanawiał się długo.

 W tym samym roku mężczyzna w płaszczu arystokraty przejął władzę

Tego samego roku. Wiem, że ten facet to nasz ulubiony regent, ale to sformułowanie wydaje mi się jednak niezgrabne.

 gdy Roti wcielił go w szranki gwardzistów, by pozbyć się spiskowców, ani gdy po latach służby mianował go na swojego kapitana.

"Szranki" to plac do turniejów rycerskich (https://sjp.pwn.pl/sjp/;2527114), a wcielić kogoś można w szeregi. I co to ma do pozbycia się spiskowców? Rozwiń. Nie mianował go na "swojego" kapitana, bo nie jest statkiem – po prostu na kapitana.

 Bo to dzięki niej wioski przestały płonąć, a osierocone przez najeźdźców dzieci umierać na ulicach miast.

Tj. dzieci najeźdźców – to wynika z tego zdania. Przeczytaj uważnie.

Ze sztandarem czarnych jak obsydian włosów, przebiegła dziedzińcami i korytarzami zamku, goniona i besztana przez opiekunki, zakradała się na plac treningowy, gdzie on i reszta gwardzistów wprawiała się w walce, ukrywała w stajniach, wspinała na drzewa.

Ten sztandar włosów nawet mi się podoba, ale obsydian do niego nie pasuje – na razie dałabym po prostu "czarnych", a do obsydianu porównała je, kiedy będą uczesane w koronę. Dlaczego? Dlatego, że sztandar powiewa, ale obsydian nie. Dajesz w jednym zdaniu formy częstotliwe (zakradała się, wspinała) i sugerujące, że zrobiła coś raz (przebiegła) – to literówka? Przy okazji – byłoby jaśniej, gdybyś napisała "on i pozostali gwardziści" – wtedy gwardzistów dotyczyłby czasownik w rodzaju męskim i byłoby wyraźniej widać, że to nie Ari się wprawia.

a jej nieustanny ruch zatrzymać mogli jedynie dworscy bajarze, chwytając w pułapkę opowieści.

Kapkę zbyt wydumane.

Ese widział w niej zalążek silnej i mądrej władczyni, która kiedyś przejmie na swoje ramiona ciężar od wuja, podnosząc królestwo jeszcze wyżej w jego rozkwicie.

Stryja (wyżej mówisz, że to brat jej ojca, czyli stryj). "Zalążek" władczyni brzmi bardzo dziwnie – może lepiej "zapowiedź"? "podnosząc królestwo jeszcze wyżej w jego rozkwicie" jest strasznie poplątane. O co chodzi?

 Wtedy jeszcze wierzył, że on i Roti, uchronią ją przed wrogami. Nie przypuszczał, że sami nimi zostaną.

Zbędny przecinek: on i Roti uchronią. Drugie zdanie jest zbyt łopatologiczne – zostawiaj takie niedomówienie, więcej inteligentnie.

 Wiosenne, popołudniowe słońce oświetlało drobną postać, skrytą w obsadzonej różami altance.

No, nie wiem. Może przydałoby się trochę więcej opisu?

O tej porze dnia księżniczkę Ari można było zastać z nosem w książce.

Królewnę. Córka króla to królewna, księżniczką nazywamy córkę księcia. Angielskie "princess" oznacza je obydwie, a także księżną (żonę księcia, matkę księżniczki), co może być mylące.

Dokładnie w tym samym czasie Roti i jego doradcy zasiadali w gabinecie regenta, by decydować o naglących dla królestwa sprawach. Ari przestała pojawiać się na posiedzeniach rady w dniu, gdy tupiąc ze złości oznajmiła, że wojna jest głupia i szkoda na nią czasu, a następnie wybiegła trzaskając drzwiami i wprawiając w osłupienie wszystkich zebranych.

Nie napawa mnie to wielką sympatią – ot, rozhisteryzowana niunia. Rozumiem, że Ari próbuje przekonać stryja o własnej nieszkodliwości, ale chyba trochę za mocno się stara. Na jego miejscu dawno bym ją otruła ;)

 z dziewczęcą przekorą obserwując, jaka będzie jego reakcja.

z dziewczęcą przekorą obserwując jego reakcje.

Ese nie rozumiał dlaczego Ari darzyła wuja niechęcią, wyczekiwał dnia, w którym dziecięcy upór przerodzi się w rozsądek, a księżniczka zrozumie, że pewne decyzje, choć nieprzyjemne, muszą być podjęte.

Przecinki, następstwo czasów: Ese nie rozumiał, dlaczego Ari darzy wuja taką niechęcią, wyczekiwał dnia, w którym dziecinny upór ustąpi miejsca rozsądkowi, a królewna zrozumie, że pewne decyzje trzeba podjąć, choć jest to przykre.

 Obserwując Ari zza ogrodowej kolumny Ese żałował tego, co musi zrobić.

Żałował, że musi to zrobić.

 Zbliżył się do dziewczyny, wspinając po małych stopniach jej ustroni, tworząc cień na kartach, które właśnie czytała.

Trochę to chaotyczne – może ustaw się w jednym punkcie i stamtąd opisuj? I nie "tworząc cień na kartach", ale "rzucając cień na karty księgi, którą właśnie czytała".

odpowiedział, przywołując jej spojrzenie. Jak zawsze omiotło jego sylwetkę pozostawiając w jej oczach zadumanie.

Jak on "przywołał" jej spojrzenie? Drugie zdanie podobnej urody – mam wrażenie, że jesteś zmęczona i chcesz już kończyć tekst (czy to projekcja?).

Posadziłam je w zeszłym roku, choć opiekun ogrodu to odradzał. Podobno zaburzyły harmonię tego miejsca

On nie wie, kiedy je posadziła? I co to znaczy, że "zaburzyły harmonię"?

 z wprawą ukrył w głosie irytację.

Nie bardzo mi się to podoba – sugeruje, że jakoś włożył tę irytację do głosu.

 ale czuł potrzebę, by spojrzeć na nią ostatni raz, nim wcieli w życie plan dla regenta.

Plan regenta – "dla" jest rusycyzmem. Może tak: Sam nie rozumiał, po co szukał królewny, ale musiał jeszcze raz na nią spojrzeć, zanim wykona rozkaz regenta. Nie chciał rozmawiać o zielsku.

 – Ciekawe, czego pragną róże.

 -Kwiaty nie mają zdania, pani.

Hmmm… Mogłabyś trochę to wzmocnić – kwiaty symbolizujące biednych poddanych?

W jej oczach pojawiło się rozczarowanie, a on zdusił impuls, by natychmiast przeprosić, że ją zawiódł.

Ese znowu jest telepatą. Opisz te oczy.

 Dworzanie ją kochali, a podani skandowali imię, gdy pojawiała się na balkonach.

Poddani.

 Nawet Roti, zniechęcony jej ignorancją wobec najważniejszych kwestii w królestwie, nie mógł zaprzeczyć, że pośród pospólstwa czyniła cuda, umacniając nadzieję i wiarę tłumu w monarchię, zupełnie, jakby chciała odkupić dawne winy ojca.

Nawet Roti, choć zniechęcony jej obojętnością wobec prawdziwej polityki, nie mógł zaprzeczyć, że królewna porywa tłumy, napawa pospólstwo nadzieją na lepsze jutro i wiarą w monarchię, jakby chciała naprawić zaniedbania swego ojca.

 

Przy okazji – nie może jej zatrzymać jako figurantki i rządzić zza kulis? Od razu musi zabijać? Owszem, ma powody sądzić, że panna go przejrzała, ale wystarczy ją "odpowiednio" wydać za mąż, niech urodzi następcę, a potem ruta i tojad…

Być może to dzięki niej, często bezwzględne działania Rotiego, nie zwróciły poddanych przeciw koronie.

Niepotrzebne przecinki, ale całość mogłaby być zgrabniejsza: Może to dzięki niej lud nie zbuntował się jeszcze przeciwko okrutnemu Rotiemu.

 Podobnie jak regent wiedział, że Ari, jak tylko obejmie władzę, zaprzepaści od miesięcy przygotowywaną strategię, by raz na zawsze rozwiązać problem z północną granicą.

Skąd to wiedział? "jak" jest zbyt kolokwialne, lepiej pasowałoby "gdy", poza tym zaprzepaści… by… – to sugeruje, że ona tę strategię zaprzepaści po to, żeby rozwiązać problem. Może tak: Zdawał sobie sprawę, że Ari nigdy nie pozwoli regentowi wykonać jego z dawna przygotowywanego planu rozwiązania problemów na północnej granicy.

pamiętając wybuchy złości, jakie prezentowała, gdy namawiano ją na uczestnictwo w planowaniu militarnych działań.

Nie "prezentowała" wybuchów – po prostu wybuchała złością. Namawiano ją do. "Militarnych działań" brzmi trochę niezręcznie.

 odpalił, zanim zdążył ukryć gniew

Wystarczy "odpalił", reszta jest jasna z kontekstu.

 Prawie się wzdrygnął, gdy przeszyło go jej spojrzenie.

Jak mógł się wzdrygnąć "prawie"?

 Jak osoba tak młoda, może patrzeć z taką siłą?

Zbędny przecinek.

 Już nie długo – mruknęła.

Niedługo.

 jej słowa uświadomiły mu, po co tutaj przyszedł

Może raczej przypomniały?

 Potwierdzenia, że wydanie wyroku na młodą, upartą dziewczynę jest konieczne.

Bo nie można było zmienić konstytucji, żeby to nie ona objęła tron?

 Głos miał tak suchy jak karty, które przewracała.

Nie kupuję tej metafory.

 Czy wiesz, dlaczego oba krzewy róż kwitną, choć ich pąki tak bardzo się od siebie różnią?

A dlaczego nie miałyby? Rozumiem, w co celujesz, ale przestrzeliłaś. Kto nie dostaje tego, czego potrzebuje?

 Skaza rodu, pomyślał Ese.

Dlaczego skaza rodu? Od kiedy on krytykuje Rotiego?

 Patrzyła mu w oczy, jakby oczekiwała, że coś powie. Po chwili wróciła do czytania, bez dalszych słów.

Może faktycznie oczekiwała? Ja zrobiłabym tak: Przyglądała mu się bez słowa. Po dłuższej chwili pokręciła głową i zajęła się książką, jakby Ese nigdy nie istniał.

 Jaskinie Wysłanników wbijały się grotami

Pleonazm.

 Rekruci gromadzili się w nich co noc, by wprawiać w walce, oszustwie i zabijaniu

Jak się wprawiali w oszustwie? O zabijaniu nie wspomnę, bo do tego mogli mieć świnie z królewskich chlewów, ale w oszustwie trudno się wprawiać na sucho.

 Przybrani w czerń, z twarzami zakrytymi maskami lub tkaniną, wyzbywali starych i słabych tożsamości, przemienili w oszlifowane diamenty, walutę cenniejszą, niż cały skarbiec zamku.

"Przybrany" znaczy "ozdobiony". Wyzbywali się – poza tym tożsamość nie może być "słaba". Przemienili – jednokrotnie? Diamenty to nie waluta. Skarbiec nie jest cenny – cenna jest jego zawartość. Poza tym porównanie tajnych zbirów jego wysokości z diamentami jakoś mi źle wygląda – oni nie mają zdobić, tylko ciąć. Może raczej stal? Albo obsydian?

 Dniami podążali od misji do misji, wypełniając zadania, które gruntowały pozycję kraju, usuwały jego wrogów czy też powiększały dobra.

To nie po polsku: Dni spędzali pracując dla chwały królestwa, dyskretnie usuwając jego wrogów i zdobywając cenne informacje.

 Wracali z sukcesem lub wcale.

Nie można wrócić z sukcesem, najwyżej z powodzeniem, ale to też źle by brzmiało.

 Jedynie Wielki Mistrz, opiekun jaskiń, znał twarze wszystkich rekrutów, on decydował kto zasłużył na znamię i złożenie przysięgi koronie.

Znamię jest naturalne – oni dostawali wypalone piętna, sądząc z następnego zdania.

 Kiedy Ari wdzieje koronę

Nie można "wdziać" korony, tylko ją włożyć.

 Rozkazy i żądania Rotiego stracą moc.

Dlaczego? To, co już zrobił, pozostanie zrobione.

 Historia nauczyła ich, że na sojuszników liczyć mogą do czasu, aż sami są godną respektowania siłą.

Godną szacunku, albo respektu. Nie "do czasu, aż", tylko "dopóki".

 Pokonując korytarze jaskini

Które rzucały się na niego z pazurami. Przepraszam, jestem już zmęczona, ale to po prostu wywołuje głupi obraz.

 pieczary, której kopuła zataczała łuk wysoko, otwierając niewielkie okno na niebo. Pochodnie umieszczone na ścianach rozjaśniały kamienne podwyższenie

Nie widzę tego miejsca. Kopuła jest trójwymiarowa, łuk – dwu, i gdzie to okno? A pochodnie oświetlały, nie rozjaśniały.

 na którym dwie postaci walczyły na noże.

Postaci nie walczą – walczą ludzie.

 Z odsłonionej w niewłaściwej chwili krtani trysnęła krew. Jego ciało upadło na kamień, nieruchomiejąc.

"Odsłoniętej" brzmiałoby lepiej. Nie upadło, nieruchomiejąc, bo to sugeruje, że zrobiło te dwie rzeczy na raz.

 składając swoją broń u stóp

Jakoś mi to nie pasuje, choć w tej chwili nie do końca wiem, dlaczego.

 Hołd poległym był jedną z ważniejszych tradycji Wysłanników. Euforia z wygranej musiała poczekać.

Hołd składany poległym. "Euforia" nie zawsze może zastąpić "radość".

 To ostrze, które poszukujesz.

Ostrze, którego poszukujesz.

 Wiesz po co tu przybywam.

Wiesz, po co tu przybywam.

 Echa zamku wędrują po naszych jaskiniach. Nawet te najcichsze – wsparty na lasce starzec obserwował go ze spokojem.

Bardzo zen. Nie mógł go obserwować spokojnie? Może wyblakłymi ze starości oczami?

I zgadzasz się z tym? – zapytał Ese krzywiąc, gdy przeszyło go ostre spojrzenie mistrza.

Z czym? Krzywiąc się. To spojrzenie nie jest włócznią.

 Napomnienie opiekuna zapiekło.

Zabolało. Nie szarżuj.

 Zbliżająca się do nich postać nosiła tradycyjną czerń. Tkanina okrywająca głowę posiadała wycięcie na oczy, przez które Ese mógł dostrzec niebieskie tęczówki. Rekrut poruszał się lekko i bezdźwięcznie.

Nie używaj "posiadać" zamiast "mieć". Może tak: Cicho jak kot, rekrut w tradycyjnej czerni podszedł do nich i skłonił się, lecz Ese zdążył zauważyć błysk niebieskiego oka w wycięciu maski.

 Ese wiedział, dlaczego mistrz wskazał właśnie jego. Nastoletnie ciało pozwoli mu wtopić się w pałacową służbę, podszywając pod stajennego lub chłopca od noszenia wody. Nikt nie zwracał na nich uwagi.

Spróbuj tak: Chłopiec był młody, z łatwością mógł się wmieszać między służbę, może udać pazia, może stajennego. Byłby jak niewidzialny.

 czy raczej obawia ostatniej próby, która musiała przed nim nastąpić.

Wiem, że "przed" dotyczy wyróżnienia, ale niezgrabne to jakieś.

 odparł rekrut, tym razem brzmiąc, jak kilkuletni chłopiec.

Niepotrzebny przecinek przed "jak", poza tym "brzmiąc" jest kolokwialne.

 plotki o niezgodzie między bratanicą a wujem krążyły po pałacu

Myślę, że Ari nie pozostawiła wątpliwości w tej kwestii.

 Rotiemu co raz trudniej było

Coraz trudniej.

 Poruszała się dostojnie i lekko, w błękitnej sukni podkreślającej oczy, z czarnym splotem włosów, tworzącym naturalną koronę, którą wkrótce miały zastąpić złoto i szlifowane kamienie.

Może suknia powinna raczej podkreślać kolor oczu (wtedy będziesz miała wskazówkę co do tożsamości "rekruta", choć subtelną), a włosy tu właśnie mogłyby wyglądać jak obsydian: Dostojna w sukni równie błękitnej, jak jej oczy, uczesana w koronę z włosów czarnych i lśniących jak obsydian.

 Nikt z zebranych nie przypuszczał, że wkrótce zamiast klejnotów, jej ciało przyozdobi całun.

To zdanie można całkiem wyciąć.

 przełykał trunek haustem

Haustem, czyli łykiem.

 zabójstwo księżniczki zostanie przypisane północy, z którą Roti wypowie wojnę

Której wypowie wojnę. I nie północy, tylko jej mieszkańcom – wiem, że to metonimia, ale jednak zbyt skrótowe.

 Słodkie wino, którym zalał swoje wnętrze w poszukiwaniu ukojenia, przyniosło Ese wspomnienia.

Oooj. Nie wiem, jak to przerobić – ale jest niezgrabne. Jedyne wnętrze, jakie można zalać winem, to wnętrze żołądka.

 Z godziny na godzinę pałac cichł, goście zapadali w sen, a w Ese narastała wątpliwość.

Może lepiej: pałac ogarniała cisza?

 Biegnąc korytarzami zamku wiedział, że przybędzie za późno.

Całą noc bił się z myślami?

 Drzwi sypialni księżniczki oświetlały pierwsze promienie świtu.

Drzwi niczego nie oświetlały – przerób to tak, żeby było jasne, co jest podmiotem.

 A jednak, gdy ciche skrzypnięcie drewna wewnątrz pokoju przebiło ciszę i przymglony od trunku umysł

Skrzypnięcie nie może niczego przebić.

 W mroku panującym w sypialni, prawie nie zauważył niewielkiej postaci, skrytej na tle ciężkich granatowych zasłon.

Pierwszy przecinek zbędny. Nie była skryta na tle, ale raczej zlewała się z tłem.

 Kpiący, kobiecy głos zabrzmiał głucho.

Kpiący głos nie brzmi głucho, nawet, jeśli to Esemu szwankuje słuch, co jest w tej sytuacji możliwe.

 Ese osunął się na kolana, czując jak wino w jego żołądku zmienia się w kwas.

Śmiesznie to brzmi. Przeczytaj na głos.

 Opadająca na podłogę czerń odsłoniła drobne piersi i biodra. Sylwetkę Ari otulały uwolnione spod chusty włosy. Podeszła do szafy, by włożyć poranny strój. Dłonią rozczochrała kosmyki.

Czerń potrzebuje jakiejś powierzchni, nie może sama opadać. Włosy nie otulały sylwetki (rozpuść swoje i spójrz w lustro).

 Ese skulił się pod naporem światła

To kac :)

 wyszeptała głosem, którym zdradza się tajemnice.

Troszkę zbyt wprost.

 Podpiszę pakt, który odda objęte rebelią ziemie.

Pakt niczego nie odda: Zamierzam podpisać traktat pokojowy. Zwrócimy ziemie, które odebraliśmy naszym sąsiadom.

 Jeden podpis, którego Roti w swojej pysze, nie był w stanie złożyć.

Wtrącenie: Jeden podpis, którego Roti, w swojej pysze, nie był w stanie złożyć.

 Wyciągnął zza pasa sztylet, kierując ostrze w swoją stronę. Drobna dłoń Ari oplotła rękojeść – Jestem ostatnim, co pozostało po jego dumie.

Nie, drogi stryjaszek zbudował przecież sporą siatkę szpiegowską. "Drobna dłoń oplotła" jest nienaturalne.

 

I tyle moich uwag. Wykreśl wszystkie słowa "postać" i próbuj dalej. Jesteś wrażliwa, ale to bardzo młody tekst, i niestety, mało fantastyczny (nie wystarczy zmyślone królestwo). Między jego początkiem, a końcem zieje luka (tj. rozwiązanie akcji jest nie tyle niespodziewane, co przylatuje z kosmosu i rozwala Nowy Jork) – może gdybyś wcześniej pokazała, że Ari zależy, a Roti nie jest ideałem władcy? Buntownicy, przestępczość i wojna u granic nie bardzo się do tego nadają, bo takie problemy ma każdy rządzący (wszystkim nie dogodzisz), a że brak mu miłosierdzia i stosuje Realpolitik – to niestety jest powszechne i w naszych czasach. Też chciałabym żyć pod rządami Artura Pendragona, ale świat jest, jaki jest. Twój regent poczyna sobie jak władca Bizancjum i tamtejsi kronikarze pialiby nad nim z zachwytu.

 

Trzymaj się i nie trać ducha.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Odwieczna walka o władzę i dworskie intrygi, aby tę władzę wszelkimi sposobami utrzymać/ zdobyć. Opowiadanie, poza końcówką nie zaskakuje niczym, rzecz toczy się według schematu i tylko szkoda, że zabrakło fantastyki.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

– Jakie są moje roz­ka­zy, panie? – Ese po­wtó­rzył py­ta­nie, choć znał od­po­wiedź. –> Raczej: – Jakie rozkazy masz dla mnie, panie? Lub: – Co rozkażesz, panie?

Rozkazy wydawał regent, nie Ese.

 

Zna­lazł no­wych przy­ja­ciół ko­ro­ny. –> Raczej: Znalazł koronie nowych przyjaciół.

 

Ese miał dwa­na­ście lat, gdy jego wio­ska spło­nę­ła. A wraz z nią ciała ro­dzi­ców i młod­sze­go brata. –> Raczej: Ese miał dwa­na­ście lat, gdy jego wio­ska spło­nę­ła, a wraz z nią ciała ro­dzi­ców i młod­sze­go brata.

 

Nie­wy­szko­lo­ny, wy­chu­dzo­ny na­sto­la­tek, de­spe­rac­ko trzy­ma­ją­cy się życia… –> Nastolatek to słowo, które powstało mniej więcej w połowie ubiegłego wieku. W tym opowiadaniu nie ma racji bytu.

 

Ese wie­dział, że Roti ceni dys­kre­cję i po­sta­no­wił nigdy nie za­wieść swo­je­go dar­czyń­cy. –> …nigdy nie za­wieść swo­je­go dobroczyń­cy.

Chyba że Ese otrzymywał od Rotiego dary/ prezenty, o których dowiem się później.

 

– Posadziłam je w zeszłym roku, choć opiekun ogrodu to odradzał. Podobno zaburzyły harmonię tego miejsca – drobne wygięcie ust zdradziło jej rozbawienie. –> – Posadziłam je w zeszłym roku, choć opiekun ogrodu to odradzał. Podobno zaburzyły harmonię tego miejsca.Drobne wygięcie ust zdradziło jej rozbawienie.

Opiekun ogrodu to chyba ogrodnik.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

-Kwia­ty nie mają zda­nia, pani. –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

W jej oczach po­ja­wi­ło się roz­cza­ro­wa­nie, a on zdu­sił im­puls, by na­tych­miast prze­pro­sić, że za­wiódł. I to wła­śnie była jej moc. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Ese do­tknął wy­pa­lo­nej na ra­mie­niu bli­zny. –> Blizna to ślad po zagojonej ranie. Blizny nie wypala się.

 

za­py­tał Ese krzy­wiąc, gdy prze­szy­ło go ostre spoj­rze­nie mi­strza. –> Co krzywił Ese? 

 

Sta­rzec od­wró­cił się do gro­ma­dzo­nych przy ringu re­kru­tów. –> Literówka.

 

Tka­ni­na okry­wa­ją­ca głowę po­sia­da­ła wy­cię­cie na oczy, przez które Ese mógł do­strzec nie­bie­skie tę­czów­ki. –> Czy dobrze rozumiem, że przez oczy mógł dostrzec niebieskie tęczówki?

 

Na­sto­let­nie ciało po­zwo­li mu wto­pić się w pa­ła­co­wą służ­bę… –> To słowo nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

 

czy ra­czej oba­wia ostat­niej próby, która mu­sia­ła przed nim na­stą­pić. –> Raczej: …czy ra­czej oba­wia ostat­niej próby, której musiał się poddać.

 

czar­nym splo­tem wło­sów, two­rzą­cym na­tu­ral­ną ko­ro­nę… –> Czarne były włosy, nie splot.

Proponuję: …z czar­nymi wło­sami splecionymi/ upiętymi w ko­ro­nę… 

 

że wy­pa­tru­je mło­de­go chło­pa­ka o nie­bie­skich oczach. –> Masło maślane. Chłopak jest młody z definicji.

 

by po­mścić swój klej­not, a re­gent umoc­ni swoją wła­dzę i kraj. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Ari ba­wią­cej z dzieć­mi służ­by, mimo za­ka­zu wuja. –> Ari ba­wią­cej się z dzieć­mi służ­by

 

Jej imię brzę­cza­ło w my­ślach jak dzwon oznaj­mia­ją­cy po­łu­dnie. –> Dzwon nie brzęczy, jeśli wydaje dźwięk, jest on donośny.

 

Ese sku­lił się pod na­po­rem świa­tła, gdy szarp­nię­ciem od­sło­ni­ła za­sło­ny. –> Czy zasłony były czymś zasłonięte?

Z reguły zasłony, jak sama nazwa wskazuje, coś zasłaniają. Tu okna.

Proponuję: Ese sku­lił się pod na­po­rem świa­tła, gdy szarp­nię­ciem od­sło­ni­ła okna/ rozsunęła zasłony.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie jest świetne. Czasami tylko, niektóre opisy mi się dłużyły, ale poza tym nie mam się do czego przyczepić. Z niecierpliwością czekam na następne teksty :)

Kiedyś dostanę Nobla.

Jest tu pomysł, ale zabrakło bardziej szczegółowego wykonania. Akcja ma dobre tempo, ale moim zdaniem za mało nakreśliłaś tło – co to za królestwo, kim jest sojusznik zza morza (i co się z nim stanie w nowym układzie). Fabuła nie należy do oryginalniejszych, ale opisałaś ją na tyle interesująco, że przeczytałem do końca pomimo innych grud :)

Postacie są okej, widać zamysł przy ich tworzeniu, ale zabrakło nadania wyrazistości księżniczce, by wiedzieć, czemu Ese (poza głupim zauroczeniem) chce darować jej życie. Brakuje właśnie tego uwypuklenia świata, by rozwiązanie Ari nie spadło jak grom z jasnego nieba. W ogóle Ari tworzysz na tyle jednowymiarowo, że nawet darowanie życia Esemu wychodzi z lekka niespodziewanie.

Technicznie jest sporo błędów, zgubionych przecinków czy niewłaściwych znaków interpunkcyjnych. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Choć domyśliłem się rozwiązania, opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Może jest to związane Ari, bo mam słabość do takich postaci. Sam dylemat głównego bohatera ładnie przedstawiony, a zakończenie satysfakcjonujące.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka