- publicystyka: faszyzm jenzykowy i jego reperkósje na inne rzycia dziedziny (lub raczej inne rezultaty tej samej pszyczyny)

publicystyka:

felietony

faszyzm jenzykowy i jego reperkósje na inne rzycia dziedziny (lub raczej inne rezultaty tej samej pszyczyny)

czensto zapomina sie co jest właściwje niezmienną osadzoną na twardym wengle praw logiki i pszyrody prawdą a co jedynie umową społeczną czy stanami psyhicznymi – pozytywnymi bonć nie. O tej zatrfarzajoncej niewjedzy luckjej dowiedziałem sie czytajonc niedawno odpowjeć na pytanie zadane poradni jenzykowej dotyczonce tak zwanej poprawności.

 

pytanie: Czy prawidłowym jest zwrot w każdym bądź razie? Jest on bardzo popularny w mowie potocznej, jednak bardziej prawidłowym wydaje mi się być zwrot w każdym razie. Niemniej jednak czy ten pierwszy jest błędny?

odpowiedź: Wydawnictwa poprawnościowe na czele z Nowym słownikiem poprawnej polszczyzny pod red. A. Markowskiego za formę poprawną uważają w każdym razie, argumentując, że niepoprawne !w każdym bądź razie powstało jako efekt kontaminacji (skrzyżowania, przemieszania), w tym przypadku kontaminacji frazeologicznej. Cytuję wspomniany słownik: „Za nadmiarowy uznaje się związek w każdym bądź razie powstały wskutek kontaminacji wyrażeń bądź co bądź i w każdym razie”. Dodać warto, że Słownik wyrazów kłopotliwych M. Bańko i M. Krajewskiej (Warszawa 1994, s. 351) zawiera uwagę, że wersja w każdym bądź razie jest bardzo częsta w polszczyźnie potocznej i w związku z tym powinna być w języku potocznym tolerowana. Jako że zwrócił się Pan do poradni językowej, nie mogę pozostać obojętna wobec form zawartych w Pana pytaniu. Zwracam zatem uwagę, że zgodnie z zasadami poprawnego konstruowania polskich zdań orzecznik (część orzeczenia imiennego) wyrażony przymiotnikiem lub imiesłowem powinien mieć formę mianownika, nie zaś narzędnika, a zatem nie prawidłowym jest zwrot, lecz prawidłowy jest zwrot. Drugą sprawą jest fakt, że używa Pan niewłaściwie przymiotnika prawidłowy, który w znaczeniu ‘poprawny, odpowiedni, właściwy’ jest rusycyzmem, rosyjską kalką znaczeniową (por. Nowy słownik poprawnej polszczyzny). O formach, wyrażeniach, zachowaniu itp. po polsku mówimy wyłącznie poprawne.

(szczegulnie zadziwiajonce jest tutaj potempienie rusycyzmuf, przynajmniej patrzonc na zatrfażajonco niski otsetek słuf rodzimie słowjańskich we wspułczesnej polszcyzźnie – rusycyzm wydaje siee w podobnyh hfilach prawdziwym zbawjeniem dla „czystości jenzyka”)

nie tylko głupota lucka snać nie zna granic ale i lucka pyha, albowjem osoba, zapewne uczona i inteligjentna, w powyższej odpowjedzi zdaje się nie rozumjeć suptelnej rurznicy mjędzy faktami a społeczną umową. nie tylko bowiem muwi o „poprawnyh zwrotah” jako o niezmienialnej żeczywistości, ale i sama do owych kretyńskih zasad siee nie stosóje. czymrze bowjem jest stwierdzenie „ O formach, wyrażeniach, zachowaniu itp. po polsku mówimy wyłącznie poprawne”? poprawne wszak, w znaczeniu na pszykłat „poprawna odpowiedź”, ktura to pono jest jedyną właściwą, oznacza „zgodny z prawdą”, przynajmniej wedłuk arbitralnych zasad języka, co na potrzeby argumentu uznane muszą być za objektywne. f stfjerdzeniu pytajoncego „prawidłowy” wydaje siee całkjem na mjejscu, albowiem prawidła, znowusz, według zupełnie arbitralnyh wytycznyh, oznacza „zasada, pszepis, norma”. Czym wjenc są zasady jenzykowe? Nieodłączną i niezapszeczalną cehą wszechśfjata, czy morze raczej ogulnie pszyjentą normą? Według uczonej a inteligjentnej pani lingwistce tym pierfszym – jest według niej dla lingwistyki tym samym co prawa termodynamiki w fizyce. a i tu rużnica jest taka że fizyk ujżafszy łamacza praw grawitacji li termodynamiki na ołtarze by go wyniusł, do nagrody nobela zgłosił – tu zaś atakuje siee go, jak gdyby conajmniej maseczki do sklepó nie założył albo ronk nie zdezynfekował pszet masturbacją. Do czego zmjerza śfjat lingwistyki? Zamjast skupjać się na prawdziwych problemach jenzyka, systemu słóżoncego do ułatfjania rzycia, wyszukóje siee problemy tam gdzie ich nie ma. Pszes jenzyk w dzisiejszych czasach karzdy i nikt jest faszystom, borz to słowo wszystko znaczyć morze, każdy i nikt jest neoliberałem, każdy i nikt jest ateistom i wjerzoncym. Wieloznaczność, ta niefortunna cecha jenzyka utrudnia rzycie na każdym kroku, w dziedzinach tak warznych jak społeczeństfo polityka czy filozofja, a nikt nie pragnie tych kfestji normalizować. Na lekcjach jenzyka polskjego w szkole nikt nie pokazuje jak czerpać radość z jenzyka i literatury, jakie rozkosze czekają na tyh, co sie ośmjelą stworzyć własne postaci, własne historie, własne słowa, miłość swą i nienawiść przelać na papjer, swoją gorycz i radość, swoje słabości, kompleksy i siły, wszyscy natomjast wytykają karzdy najdrobniejszy „błont”, wogule nie zwracajonc uwagi na walory estetyczne jenzyka, a o historji jusz nie fspominajonc.

to tak, jak gdyby na lekcjach o seksułalności człowieka prawić nie o odpowiedzialnym i pełnym rozkoszy oddawaniu sie miłosnym uniesieniom, lecz bez końca bajdużyć o tym, jakąsz to pszewiną są masturbacja, pornografja czy antykoncepcja… Chwilaż… Czysz nie tak właśnie jest?

(nie poruwnuje tu wszak seksu do literatury, to znaczy poruwnuje, lecz rużnica mjendzy nimi jest na tyle duża, isz należy o niej fspomnieć, a taka mjanowicie, że literarurą można bez wjenkszych trudności czy uszczerbkuf na zdrowju roskoszować sie godzinami, przy czym roskosze te są znacznie mniejszego natenrzenia)

To tak jak gydby nałuczuciel wyhowania fizycznego za kaszde głupje zahowanie „karał” robieniem pompek, zapominajonc zupełnie, że ruch to pszyjemność, jak gdyby uczniowie, kturzy normalnie krencą siee i wjercą bes pszerwy, specjalnie sie z włefu zwalniali, uznafszy ten pszedmjot za torture. To tak, jak gdyby rodzice zabraniali dzieciom biegać po domu, krzyczonc na nie i bijonc za podobną aktywnośc fizyczną po łapach… Chwilaż… Czysz nie tak właśnie jest?

To tak jak gdyby na lekcjach o zdrowym rzywjeniu zamjast o sposobach na syconce i zdrowe delicjozy straszono nieustannie złodzikami, glutenem i zabraniano jeść do pełności… Chwilaż… Czyż nie tak właśnie jest?

To tak jak gdyby pszestrzegano codziennie pszet „narkotykami”, do jednego wora wrzucajonc metamfetaminę oraz elesde, nie wspominajonc nawet o możliwje pozytywnych właściwościah niekturyh psyhodelikuf w leczeniu depresyji czy innyh shożeń. Jak gdyby pszestrzegano ludzi pszet sterydami, zapominajonc zupełnie o zbawjenności terapji hormonalnej dla ludzi starzejącyhsie i innych. Chwilaż… Czyż nie tak właśnie jest?

Ludzie bowjem lubią skupjać siee na negatywach, lubją krempować, zabraniać i straszyć a jakoś trudno im przychodzi motywowanie i prowadzenie pszes ścieszki kreatywności i pszygody jaką jest rzycie.

Takje patszenie na fprawdzie urzyteczny lecz bynajmniej nieświęty wynalazek, jakim są zasady jenzykowe, jest świadectfem pyhy człowieczej – choć nie morzemy zapanować nat termodynamiką czy grawitacją, to jednak morzemy nad jenzykjem czy czasem, popszes na pszykład durne zmjany z czasu letniego na zimowy. Koncentrowanie sie zaś na ograniczeniach zwionzanyh z jenzykiem zamiast na nieograniczonyh wrencz morzliwościach świadectfem jest tak zwtanego kija w dupje, co snać objawja sie także w inych rzycia dziedzinach.

Komentarze

Ktoś tu się zbuntował!  :)

 

Na początku chciałbym napisać, abyś się autorze nie zdziwił, jeśli mój komentarz będzie jedynym pod tym tekstem. Nie będzie to wynikało z niezrozumienia Twoich dylematów, bądź dezaprobaty dla Twych wywodów. Nie będzie to przejaw arogancji, pychy, czy zobojętnienia innych portalowiczów. Proszę, abyś nie dopatrywał się w tym złej woli ani żadnych negatywnych intencji. Po prostu możliwym jest, że tego tekstu nikt więcej nie przeczyta, a dlaczego – o tym za chwilę.

Przejdźmy do języka, a dokładniej do zasad pisowni, bo chyba głównie o to chodzi. Piszesz, że zasady językowe nie są niezmiennymi prawami fizyki, a jedynie formą społecznej umowy. Masz rację, co nie znaczy, że różnego rodzaju zasady i normy określane przez społeczność należy łamać, czy choćby stosować wybiórczo. One są tworzone zazwyczaj nie po to (jak sugerujesz) aby ludzi ograniczać, lecz po to, aby im życie ułatwiać. Taką formą społecznej umowy jest przykładowo kodeks karny. Czy jeśli to jest tylko taka społeczna umowa, a nie prawa fizyki, to powinniśmy ją łamać, kraść, gwałcić, mordować? Mam nadzieję, że tak nie sądzisz. Podobnie z prawem o ruchu drogowym – to tylko umowa, ale spróbuj się nie stosować. Kilka razy uda ci się przejechać na czerwonym, czy wymusić pierwszeństwo, ale za którymś razem przypłacisz to życiem. 

Do sedna. Oczywiście niestosowanie się do zasad pisowni nie jest tak brzemienne w skutkach, jak łamanie innych “umów społecznych” (przykładowo prawa). Nie stracisz przez to życia i nikt Cię nie zamknie w więzieniu. Najwyżej oblejesz jakiś egzamin, ktoś Cię niewłaściwie zrozumie, albo nie zada sobie trudu by zrozumieć. Wyrzuci Twój list do kosza, nie przyjmie książki do druku. Dlaczego? Bo ludzie są wredni? Nie! Bo łamiesz zasady, przez co utrudniasz im życie. 

Widzisz, gdy uczymy się czytać, zaczynamy od pojedynczych literek, bo jest ich niewielka ilość i tak jest łatwiej, ale potem czytamy coraz więcej i więcej (wiem że nie wszyscy) i nasz mózg uczy się rozpoznawać całe wyrazy, a czasem nawet zwroty. Dzięki temu czytamy coraz szybciej i płynniej. Zasadom, na jakich działają ludzkie mózgi zdecydowanie bliżej już do niezmiennych praw fizyki, niż do umów społecznych. Zasady pisowni natomiast mają w efekcie ułatwić nam życie, bo dzięki nim nie musimy dręczyć naszych umysłów wszelkimi możliwymi wariantami (także zapisem fonetycznym) pisowni wszystkich słów w naszym języku. Nie musimy też dukać po literce. Młodzi ludzie mają z tym problem i często nie rozumieją, co to za różnica, napisać przez “u” czy “ó”. Z czasem, gdy poczytają więcej i będą czytać płynnie, powinni zauważyć, że przykładowo przez wyraz “zrób” przelecą płynnie, a na “zrub” będą się musieli zatrzymać. Im więcej takich kwiatków będzie w tekście, tym częściej czytelnik będzie wybijany z rytmu i tym mniejszą przyjemność odczuje z lektury. Zdaje się, że o tym pisałeś. O przyjemności z czytania, o zwracaniu uwagi na fabułę, opisy i tak dalej. Uwierz mi, każdy czytając tu opowiadania chce się dobrze bawić, tylko czasem to trudne, gdy zacinamy się na co drugim zdaniu.

No właśnie. Z tego też powodu uważam, że mało kto przeczyta powyższy tekst. Większość polegnie na pierwszych zdaniach i odpuszczą. Nie dlatego, że są językowymi snobami, czy fanatycznymi wyznawcami językowej poprawności. Zwyczajnie nie będzie im się chciało męczyć, bo czytanie po literce to męczarnia, lub zwykła strata czasu. Ja się jakoś przemęczyłem, choć czułem się jak pierwszoklasista. Rozumiem, że udziwniłeś tak swój tekst na znak protestu. Chciałeś też udowodnić, że mimo niestosowania ogólnie przyjętych zasad pisowni tekst ten można przeczytać i zrozumieć. Owszem, można, ale lektura do przyjemnych nie należy. Moim skromnym zdaniem udowodniłeś tym tekstem właśnie to, że stosowanie się do norm językowych ułatwia ludziom życie. Nie wierzysz? Spróbuj przeczytać płynnie i na głos swój tekst, a potem jakikolwiek inny. Sprawdź, przy którym będziesz się mniej męczył.

Co do odpowiedzi poradni językowej – żadnej pychy, ani innych negatywnych symptomów w niej nie widzę. Skoro ktoś się do takiej poradni zwraca, to można domniemywać, że zależy mu na poprawności językowej, a skoro tak, to nie uważam za niegrzeczne udzielenia kilku porad dodatkowo. To trochę tak, jakbyś poszedł na badanie do lekarza z podejrzeniem zapalenia płuc, a lekarz po osłuchaniu ich stetoskopem powiedziałby, że masz arytmię serca. Obrazisz się na takiego lekarza? Bo, chcąc ci pomóc, powiedział dodatkowo o innym problemie, niż ten, z którym przyszedłeś? Wykazał się złą wolą?

Nikt nie lubi krytyki, ale nie szukajmy jej na siłę tam, gdzie jej nie ma. Proszę, nie szukaj jej też w moim komentarzu.

Pozdrawiam

Unfallu, pójdź w me ramiona. Napisałeś bowiem wszystko to, co ja napisać powinnam – więc już nie muszę heart

Szanowny Autorze! Chcesz sobie żyć (przepraszam, “rzydź”) na bezludnej wyspie? Proszę bardzo. Kup ponton (za pieniądze, których wartość wynika z umowy społecznej) i płyń sobie.

A jeśli potrzebujesz, żeby ktoś Cię nauczył, jak czerpać radość z czegokolwiek... to smutne. Serio.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję za komentarz, jednak muszę odnieść się do kilku kwestii.

Nie zarzucałem osobie, która udzieliła odpowiedzi w poradni językowej, że zachowała się niegrzecznie. Chciałem zauważyć, że słowo “prawidłowy” odnosi się do prawideł, a więc umów i przepisów, a tym właśnie są zasady językowe. Poprawny zaś raczej powinno łączyć się z kwestiami obiektywnymi, jak na przykład poprawna odpowiedź na pytanie dające się obiektywnie zweryfikować. Twierdzenie, jakoby “prawidłowy zwrot” lub “prawidłowa forma” powinno być zastąpione na “poprawny/poprawna” świadczy bądź to o niezrozumieniu definicji słów, bądź też o nieodróżnianiu rzeczy umownych od obiektywnych. Poza tym nawet stwierdzenie np. “prawidłowe równanie”, które już by było według tych zasad błędem, nie wpływałoby na trudność zrozumienia tekstu, podobnie jak inne, według mnie nieuzasadnione, wymysły uczonych językoznawców typu “poszedłem jest formą poprawną, a poszłem już nie” – zawsze bowiem w takich sytuacjach dojdzie do porozumienia. Stąd też dziwi mnie porównanie do zasad moralnych, lecz wynika to porównanie najpewniej z formy tekstu.

Forma faktycznie była niemądrym pomysłem z mojej strony. Z drugiej strony pokazuje, że owe normy są do pewnego stopnia niezbędne.

Wielu ludzi potrzebuje się nauczyć, jak czerpać z życia przyjemność – o czym świadczą bowiem ludzie, opowiadający o tym, jak nienawidzą biegać czy pływać, a mimo to to robią, bo wiedzą o pozytywnych skutkach ruchu? Wystarczy, że ktoś pokaże im, jakie są inne możliwości na zdrowe spędzenie czasu i poszuka z nimi sportu najprzyjemniejszego – tym się zajmują trenerzy personalni (czy w przypadku żywienia dietetycy). Nauczanie, jak czerpać z czegoś radość, zdaje się, można by nazwać zachęcaniem lub sugerowaniem przyjemniejszych rozwiązań. Może istotnie jest to smutne, co ja tam wiem.

Poza tym wydaje mi się, że rada “Kup ponton (za pieniądze, których wartość wynika z umowy społecznej) i płyń sobie” oznacza zwyczajnie, że krytykowanie umów społecznych per se z mojej strony było niemądre. Możliwe, że faktycznie napisałem coś tak głupiego, lecz pragnąłbym wiedzieć, gdzie dokładnie coś takiego zrobiłem. Przeczytawszy po raz kolejny swój tekst, znajduję fragment, który sugeruje coś zupełnie przeciwnego (tym razem zapiszę go normalnie):

“Do czego zmierza świat lingwistyki? Zamiast skupiać się na prawdziwych problemach języka, systemu służącego do ułatwiania życia, wyszukuje się problemy tam, gdzie ich nie ma. Przez język w dzisiejszych czasach każdy i nikt jest faszystą, boż to słowo wszystko znaczyć może, każdy i nikt jest neoliberałem, każdy i nikt jest ateistą i wierzącym. Wieloznaczność, ta niefortunna cecha języka utrudnia życie na każdym kroku, w dziedzinach tak ważnych jak społeczeństwo polityka czy filozofia, a nikt nie pragnie tych kwestii normalizować”.

Domagałem się tu nawet normalizacji pewnych kwestii semantycznych, aby, no właśnie, ułatwić życie, ułatwić porozumienie w kwestiach społecznych i światopoglądowych. Taka normalizacja byłaby chyba normą społeczną, więc nie wiem skąd to atakowanie chochoła.

Wyznaję, że krew zalała mi oczy (kłóciłam się na ten właśnie temat z ludźmi, ba, kłóciłam. Trąbiłam! Awanturowałam się!), ale czytając teraz zacytowany przez Ciebie fragment (parę błędów zostało) nijak nie rozumiem, co on miał oznaczać. Czyżbyś chciał usunąć z języka wieloznaczność? Przykro mi, kolego, to już było i nie wyszło. I całe szczęście! Jest bowiem projektem utopijnym, i jak wszystkie utopie, bezdennie głupim, kiedy się spojrzy za ładną fasadę. Spójrz na pierwszy z brzegu przymiotnik: “zielony”. Dla uproszczenia rozważymy tylko jego znaczenie dosłowne – ale co on właściwie oznacza? Kolor liści? Kolor liścia lipy różni się od koloru liścia forsycji. Dwie różne cechy. Podobne, tak. Ale różne. Czemu nazywamy je tak samo?

Bo język jest w pewnym stopniu abstrakcyjny, i właśnie dzięki temu potrafi wyrażać nie tylko to, co widzimy, ale też to, co sobie wyobrażamy. Fantazje.

Poza tym nawet stwierdzenie np. “prawidłowe równanie”, które już by było według tych zasad błędem, nie wpływałoby na trudność zrozumienia tekstu

Prawidłowe w jakim sensie? Według jakich prawideł?

Wielu ludzi potrzebuje się nauczyć, jak czerpać z życia przyjemność

Bo ich tego usilnie i z uporem maniaka oduczano. To nie jest smutne?

Możliwe, że faktycznie napisałem coś tak głupiego, lecz pragnąłbym wiedzieć, gdzie dokładnie coś takiego zrobiłem

Wybór wskazujących na to fragmentów:

    niezmienną osadzoną na twardym wengle praw logiki i pszyrody prawdą a co jedynie umową społeczną czy stanami psyhicznymi

Tu owszem, muszę przyznać, że umowa społeczna nie jest dana na zawsze przez prawa fizyki. Ale uwiera mnie to "jedynie". Jakby można było ją odrzucić dla byle kaprysu (spróbuj odrzucić tę, która nakazuje płacenie podatków).

    szczegulnie zadziwiajonce jest tutaj potempienie rusycyzmuf, przynajmniej patrzonc na zatrfażajonco niski otsetek słuf rodzimie słowjańskich we wspułczesnej polszcyzźnie

A całkowicie zrozumiałe, jeśli spojrzeć na historię ludzi, którzy się tym (polskim) językiem posługują. Bo oderwać go od nich nie możesz, nie zabijając jednego i drugiego. Język nie powstaje w próżni! Nawiasem, język angielski zawiera jakieś 60% słów pochodzących z łaciny – czy to znaczy, że nie jest "czysty"? Jak większość tworów kultury, język ma historię, która go kształtuje.

    nie rozumjeć suptelnej rurznicy mjędzy faktami a społeczną umową

Sugerujesz tutaj, znowu, że umowy społeczne są po to, żeby je łamać. Owszem, robisz to nie wprost. Ale sugerujesz.

     muwi o „poprawnyh zwrotah” jako o niezmienialnej żeczywistości, ale i sama do owych kretyńskih zasad siee nie stosóje

Zarzut bezzasadny, bo:

    czymrze bowjem jest stwierdzenie „ O formach, wyrażeniach, zachowaniu itp. po polsku mówimy wyłącznie poprawne”? poprawne wszak, w znaczeniu na pszykłat „poprawna odpowiedź”, ktura to pono jest jedyną właściwą, oznacza „zgodny z prawdą”

"Poprawny" nie oznacza "zgodny z prawdą". Zob. tutaj: https://sjp.pwn.pl/sjp/poprawny;2505021.html  i nie twórz etymologii z własnej głowy, to rzadko działa.

     jenzyka, systemu słóżoncego do ułatfjania rzycia

Myślę, że życie z stanie natury byłoby łatwiejsze (aczkolwiek paskudne, brutalne i krótkie). Ug jeść jagoda. Ug bzyknąć baba. Ug uciekać tygrys. Ug nie przejmować, bo Ug nie myśleć. Kumać?

     Pszes jenzyk w dzisiejszych czasach karzdy i nikt jest faszystom, borz to słowo wszystko znaczyć morze, każdy i nikt jest neoliberałem, każdy i nikt jest ateistom i wjerzoncym

Słowo "faszysta" jest już wyłącznie obelgą, nie ma znaczenia sensu stricte, tylko nacechowanie emocjonalne. Pozostałe postawy – jeśli chcesz zamknąć świat w słowach, to nie rozumiesz, po co są słowa. Koan zen: jeśli mam królika, nie potrzebuję pułapki. Jeśli mam sens, nie potrzebuję słów.

    Wieloznaczność, ta niefortunna cecha jenzyka utrudnia rzycie na każdym kroku

Bardzo fortunna, patrz wyżej. A utrudnia życie tylko leniom.

    rozkosze czekają na tyh, co sie ośmjelą stworzyć własne postaci

Nie będę tu omawiała hedonizmu, ale – rozkosze? Owszem. Ale na pewno nie po to to robimy.

    wogule nie zwracajonc uwagi na walory estetyczne jenzyka, a o historji jusz nie fspominajonc.

Twoim zdaniem taki zapis jest estetyczny? Widziałam ładniejsze na murach. Tylko w świecie mułów nie ma regułów.

     lekcjach o seksułalności człowieka prawić nie o odpowiedzialnym i pełnym rozkoszy oddawaniu sie miłosnym uniesieniom, lecz bez końca bajdużyć o tym, jakąsz to pszewiną są masturbacja, pornografja czy antykoncepcja

... zielony Cthulhu, Ty w to wierzysz. Nie należy do tematu wyjaśnianie, dlaczego (to jest pierwsze pytanie, które powinieneś sobie zadać!) wymienione przez Ciebie praktyki są złe – ale i tak to zrobię. Są złe, bo instrumentalizują człowieka. Sprowadzają drugiego, albo i Ciebie samego, do roli narzędzia dającego tę "rozkosz", którą chyba uważasz na cel życia (mylnie, jeśli mogę to ocenić z wysokości zaledwie licencjatu z filozofii), narzędzia, które można wyrzucić, kiedy się zużyje, które nie ma nic do powiedzenia. Ale skoro liczy się tylko Twoja przyjemność...

    jak gdyby rodzice zabraniali dzieciom biegać po domu, krzyczonc na nie i bijonc za podobną aktywnośc fizyczną po łapach

Co też jest instrumentalizacją. Ale zaraz, czyżby piętro niżej spała babcia? A może babcia też chce mieć spokój? (Co nie zmienia faktu, że dzieci należałoby wypuścić na dwór, ale, do ciężkiej cholery, spójrz raz poza czubek własnego nosa).

    nie wspominajonc nawet o możliwje pozytywnych właściwościah niekturyh psyhodelikuf w leczeniu depresyji czy innyh shożeń (...) Jak gdyby pszestrzegano ludzi pszet sterydami, zapominajonc zupełnie o zbawjenności terapji hormonalnej dla ludzi starzejącyhsie i innych.

Każdy lek ma skutki uboczne. Które mogą przeważać nad skutkami pożądanymi, pomyślałeś o tym?

     Ludzie bowjem lubią skupjać siee na negatywach, lubją krempować, zabraniać i straszyć a jakoś trudno im przychodzi motywowanie i prowadzenie pszes ścieszki kreatywności i pszygody jaką jest rzycie.

I tu jest pies pogrzebany. Obrażasz się na świat, bo świat Cię "ogranicza". Nie pytasz, jaki sens mają te ograniczenia. Skąd się wzięły. Bo i po co? Ty chcesz, a jak Ty chcesz, to jest prawem, czyż nie?

W zasadzie Twój tekst jest zapisem, przepraszam za wyrażenie, wkurwu ("atakuje siee go, jak gdyby conajmniej maseczki do sklepó nie założył albo ronk nie zdezynfekował pszet masturbacją"), który nie ma żadnego uzasadnienia. Absolutnie żadnego. Wyszedłeś tak, jak wyszedłeś na swoje własne życzenie, amigo. Zachowałeś się (nie, nie będę przepraszała za szczerość) bardzo dziecinnie, żądając, żeby było tak, jak Ty chcesz, albo będzie awantura.

Tutaj piszę o sprawie więcej: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842810

Tu masz ciekawy artykuł o kwestiach pokrewnych: https://filozofuj.eu/justyna-melonowska-poglady-analfabetow-na-literature/

A tu masz muzykę relaksacyjną, bo chyba się przyda: https://www.youtube.com/watch?v=NuIAYHVeFYs (serio, włączyłam sobie i nie obrzuciłam Cię tyloma złośliwościami, iloma miałam ochotę, więc chyba działa)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ponownie dziękuję za odpowiedź, ale po prostu z wiola Twoimi stwierdzeniami się nie zgadzam.

Wieloznaczność języka jest nieunikniona, lecz ja zwracałem uwagę na to, że się ją wykorzystuje do manipulacji – wówczas jest zdecydowanie zła i należy się jej pozbyć. Umówmy się na przykład na to, że faszysta oznacza jedną rzecz i łatwiej będzie zweryfikować, kto jest faszystą, a kto nie jest. Tak samo z wolnością, prawdą, neoliberalizmem itd. Moim błędem było natomiast niewspomnienie w tamtym fragmencie, że np. wieloznaczność w większości przypadków jest całkowicie nieszkodliwa np. w przypadku słowa “zamek”.

Poza tym nawet stwierdzenie np. “prawidłowe równanie”, które już by było według tych zasad błędem, nie wpływałoby na trudność zrozumienia tekstu

Prawidłowe w jakim sensie? Według jakich prawideł?

 

Żadnych prawideł, bo istotnie, przez językoznawców taka forma jest uznawana za błędną. Ale porównajmy to do argumentu odnoszącego się do subiektywności/arbitralności zasad moralnych. Zgadzam się, że zarówno zasady językowe, jak i moralne mają wpływać pozytywnie na jakość naszego życia (w mniejszym lub większym stopniu), ale jak ma wpływać pozytywnie uznanie, że “prawidłowe równanie” lub “prawidłowa odpowiedź” jest błędne? Nijak, dla mnie jest to czepialstwo.

 

"Poprawny" nie oznacza "zgodny z prawdą". Zob. tutaj: https://sjp.pwn.pl/sjp/poprawny;2505021.html  i nie twórz etymologii z własnej głowy, to rzadko działa.

Pierwsza definicja to «zgodny z faktami lub prawami logiki». Czy naprawdę tak to się różni od “zgodny z prawdą”?

 

    nie rozumjeć suptelnej rurznicy mjędzy faktami a społeczną umową

Sugerujesz tutaj, znowu, że umowy społeczne są po to, żeby je łamać. Owszem, robisz to nie wprost. Ale sugerujesz.

 

 

Jeśli tak, to sugerowałem absolutne bzdury. Umowy społeczne, jeśli są kretyńskie, nieprzydatne i szkodliwe, powinno się je łamać. Czy takie istnieją – na pewno, “mądrość” kolektywu wcale nie jest niezawodna. Ale jeśli umowy społeczne są dobre, jak np. uznanie kradzieży za naganną moralnie, to oczywiście nie można jej łamać.

 

 

 szczegulnie zadziwiajonce jest tutaj potempienie rusycyzmuf, przynajmniej patrzonc na zatrfażajonco niski otsetek słuf rodzimie słowjańskich we wspułczesnej polszcyzźnie

A całkowicie zrozumiałe, jeśli spojrzeć na historię ludzi, którzy się tym (polskim) językiem posługują. Bo oderwać go od nich nie możesz, nie zabijając jednego i drugiego. Język nie powstaje w próżni! Nawiasem, język angielski zawiera jakieś 60% słów pochodzących z łaciny – czy to znaczy, że nie jest "czysty"? Jak większość tworów kultury, język ma historię, która go kształtuje.

 

 

Oczywiście, że nie jest czysty i nie jest to nic złego, ale mojego – i zapewne Twojego – nie podziela wielu językoznawców. Wiem, że może być ich mniej, niż się wydaje, ale to przeciwko nim był mój argument.

 

    Wieloznaczność, ta niefortunna cecha jenzyka utrudnia rzycie na każdym kroku

Bardzo fortunna, patrz wyżej. A utrudnia życie tylko leniom.

 

 

Albo ludziom, którzy rzeczowo chcą prowadzić debaty społeczne, polityczne itp. Może są leniami, może powinni za każdym razem, gdy używa się słowa “neoliberał” precyzować, w jakiej z setek definicji go używają? Co za lenie, i do tego hedoniści! Wstyd.

 

    wogule nie zwracajonc uwagi na walory estetyczne jenzyka, a o historji jusz nie fspominajonc.

Twoim zdaniem taki zapis jest estetyczny? Widziałam ładniejsze na murach. Tylko w świecie mułów nie ma regułów.

 

Nie. Przyznaję, że ten zapis był błędem, eksperymentem, który się nie powiódł i nie zamierzam się w żaden sposób usprawiedliwiać.

 

... zielony Cthulhu, Ty w to wierzysz. Nie należy do tematu wyjaśnianie, dlaczego (to jest pierwsze pytanie, które powinieneś sobie zadać!) wymienione przez Ciebie praktyki są złe – ale i tak to zrobię. Są złe, bo instrumentalizują człowieka. Sprowadzają drugiego, albo i Ciebie samego, do roli narzędzia dającego tę "rozkosz", którą chyba uważasz na cel życia (mylnie, jeśli mogę to ocenić z wysokości zaledwie licencjatu z filozofii), narzędzia, które można wyrzucić, kiedy się zużyje, które nie ma nic do powiedzenia. Ale skoro liczy się tylko Twoja przyjemność...

 

Nie rozumiem potępienia hedonizmu, ale, jak już mówiłem, moralność jest subiektywna i jeśli twoimi wartościami są dążenie do maksymalizacji cierpienia i minimalizacji przyjemności, to po pierwsze jesteś w zdecydowanej mniejszości, a po drugie... Cóż... To trochę dziwne. Poza tym instrumentalizacja człowieka jest, moim skromnym zdaniem oczywiście, zła tylko wtedy, gdy prowadzi do obniżenia jakości życia owej instrumentalizowanej osoby. Dlatego na przykład gwałt, choć zapewne przyjemny dla gwałciciela, jest zły, bo oznacza cierpienie gwałconego.  Równie dobrze za złom podłom instumentalizację, można uznać chodzenie z przyjaciółmi do kina, na piwo, rozmawianie i śmianie się z nimi, bo przecież też robi się dla przyjemności (oczywiście nie wszystkim to sprawia przyjemność, np. mnie, któremu pomysł udania się na bezludną wyspę całkiem spodobał).

 

 jak gdyby rodzice zabraniali dzieciom biegać po domu, krzyczonc na nie i bijonc za podobną aktywnośc fizyczną po łapach

Co też jest instrumentalizacją. Ale zaraz, czyżby piętro niżej spała babcia? A może babcia też chce mieć spokój? (Co nie zmienia faktu, że dzieci należałoby wypuścić na dwór, ale, do ciężkiej cholery, spójrz raz poza czubek własnego nosa).

 

Oczywiście, dla wielu decyzji można znaleźć okoliczności, które będą stanowiły uzasadnienie. Czy gdybym powiedział, że zabijanie jest złe, tobyś powiedziała: “Jak to, a co ma zrobić osoba w ramach samoobrony?! Zagilgać oprawce czy rozbroić miłością”? Jeśli aktywnośc fizyczna dzieci powoduje czyjś dyskomfort, to należy znaleźć jakieś dogodne dla obu stron rozwiązanie, ale wielu rodziców – przynajmniej tak wynika z moich obserwacji – uznaje bieganie po domu samo w sobie za złe.

 

    nie wspominajonc nawet o możliwje pozytywnych właściwościah niekturyh psyhodelikuf w leczeniu depresyji czy innyh shożeń (...) Jak gdyby pszestrzegano ludzi pszet sterydami, zapominajonc zupełnie o zbawjenności terapji hormonalnej dla ludzi starzejącyhsie i innych.

Każdy lek ma skutki uboczne. Które mogą przeważać nad skutkami pożądanymi, pomyślałeś o tym?

 

 

Nie o skutki uboczne się tu rozchodzi, ale o to, że nie ma przyzwolenia społecznego ani na psychodeliki, ani na sterydy. Bierze LSD? Ćpun!!! Bierze testosteron? Nie jest prawdziwym mężczyzną, no i oczywiście to wbrew naturze!

 

I tu jest pies pogrzebany. Obrażasz się na świat, bo świat Cię "ogranicza". Nie pytasz, jaki sens mają te ograniczenia. Skąd się wzięły. Bo i po co? Ty chcesz, a jak Ty chcesz, to jest prawem, czyż nie?

W zasadzie Twój tekst jest zapisem, przepraszam za wyrażenie, wkurwu ("atakuje siee go, jak gdyby conajmniej maseczki do sklepó nie założył albo ronk nie zdezynfekował pszet masturbacją"), który nie ma żadnego uzasadnienia. Absolutnie żadnego. Wyszedłeś tak, jak wyszedłeś na swoje własne życzenie, amigo. Zachowałeś się (nie, nie będę przepraszała za szczerość) bardzo dziecinnie, żądając, żeby było tak, jak Ty chcesz, albo będzie awantura.

 

Nie ogranicza mnie, bo jak udowodniłem formą tekstu, robię sobie, co chcę. Ale wielu ludzi ma do życia złe podejście i na to chciałem zwrócić uwagę. Jeśli zawiodłem, to ponownie – biję się w piersi i postaram się na przyszłość pisać rzeczowiej.

 

 

Myślę, że życie z stanie natury byłoby łatwiejsze (aczkolwiek paskudne, brutalne i krótkie). Ug jeść jagoda. Ug bzyknąć baba. Ug uciekać tygrys. Ug nie przejmować, bo Ug nie myśleć. Kumać?

Są oczywiście jeszcze walory estetyczne języka, o których wspominałem. Ale reguły gramatyczne zdecydowanie ułatwiają życie. Ja iść na przykład pozostawia spore pole do interpretacji w kwestii czasu, nastawienia, powtarzalności, intensywności itp. omawianej czynności i w przypadku prostych i prymitywnych języków często będzie dochodziło do nieporozumień.

 

Wielu ludzi potrzebuje się nauczyć, jak czerpać z życia przyjemność

Bo ich tego usilnie i z uporem maniaka oduczano. To nie jest smutne?

 

Faktycznie, jest smutne i tu się chyba zgadzamy. Wolałbym jednak zwrócić uwagę na to, że o  pewnych przyjemnościach, (szczególnie tych nienaturalnych; w naszym materiale genetycznym nie ma najprawdopodobniej zapisanego instynktu, który każe chodzić do kina czy teatru, w przeciwieństwie do np. instynktu jedzenia, picia, pociągu seksualnego itd.)  dowiadujemy się, uczymy się ich. Wiele osób, które znam, pokochały pewne sporty, dziedziny sztuki dopiero wtedy, gdy ktoś je usilnie przekonywał, że są warte poświęcenia na nie czasu. Dla mnie taką funkcję powinni pełnić nauczyciele, trenerzy, czy po prostu przyjaciele i znajomi.

 

Jeśli jakichś uwag nie skomentowałem, to znaczy, że po prostu się z nimi zgadzam i pokornie przyznaję się do błędu.

Poza tym chcę powiedzieć, że bynajmniej nie jestem zły. Prowadzę tę dyskusję tylko dlatego, że jestem hedonistą i sprawia mi ona przyjemność, i za prowadzenie jej ze mną bardzo Ci dziękuję. Zwłaszcza że, jak stwierdziłaś, that thread didn’t matter anyway.

 

 

 

    zwracałem uwagę na to, że się ją wykorzystuje do manipulacji – wówczas jest zdecydowanie zła i należy się jej pozbyć

W którym, przepraszam, miejscu? Bo doprawdy nie zauważyłam.

     jak ma wpływać pozytywnie uznanie, że “prawidłowe równanie” lub “prawidłowa odpowiedź” jest błędne? Nijak, dla mnie jest to czepialstwo.

Po prostu – uściśla. Słowo "prawidłowy" (i każde inne) ma określone pole semantyczne i łączliwość frazeologiczną. Użycie tego słowa, kiedy ma się na myśli inne znaczenie myli czytelnika, zbija go z tropu. Spójrz na moją krucjatę przeciwko pchaniu "delikatnie" w każdy możliwy otwór. "Delikatnie" nie znaczy "tylko troszeczkę"! Kiedy je widzę tak użyte, muszę przystanąć, a wręcz się cofnąć, bo trzepnął mnie nonsens. Muszę rozkodować, co autor raczył mieć na myśli i wkurzam się, że nie napisał tego, tylko coś obok.

    Pierwsza definicja to «zgodny z faktami lub prawami logiki». Czy naprawdę tak to się różni od “zgodny z prawdą”?

Tak. Prawda jest własnością zdań. Według definicji korespondencyjnej, którą ja na przykład przyjmuję, zdanie "zachodzi a" jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, kiedy faktycznie zachodzi a.

    Umowy społeczne, jeśli są kretyńskie, nieprzydatne i szkodliwe, powinno się je łamać.

Owszem. Ale też nie zawsze. Przykład – bigamia w Ameryce Południowej. Misjonarze przywożą religię, która zabrania wielożeństwa – i co? Którą żonę wybierzesz? Na jakiej podstawie? Tutaj ważniejsze jest prawo bardziej podstawowe, pacta sunt servanda. Zobowiązałeś się do opieki nad jedną i drugą, i tego musisz dotrzymać. Ślubu nie dostaniesz z żadną, ale wychowaj synów tak, żeby bigamistami nie byli. Gdyby natychmiast pooddalać nadmiarowe żony, nagle pojawiłyby się setki tysięcy bezdomnych kobiet, większość pewnie z dziećmi. Na tym raczej nikt by nie skorzystał.

    umowy społeczne są dobre, jak np. uznanie kradzieży za naganną moralnie, to oczywiście nie można jej łamać.

Kto powiedział, że to jest umowa społeczna? (tak, tak, temat-rzeka).

    Wiem, że może być ich mniej, niż się wydaje, ale to przeciwko nim był mój argument.

Możesz wyeksplikować ten argument? Bo żadnego tu nie widzę.

    Może są leniami, może powinni za każdym razem, gdy używa się słowa “neoliberał” precyzować, w jakiej z setek definicji go używają?

Było to powszechną praktyką w wieku czternastym. Dokładniej – obie strony zaczynały dyskusję od ustalenia definicji. Znaczy się, można.

    Nie rozumiem potępienia hedonizmu

Hedonizm prowadzi donikąd. Polecam Twojej uwadze dzieje szkoły cyrenajskiej (pierwszej greckiej szkoły hedonistycznej, założonej przez Arystypa z Cyreny, swoją drogą, niezły był z niego numer – problem w tym, że jego uczniowie nie mieli za grosz poczucia humoru). A także (książkę, nie film, którego nie widziałam i nie zamierzam).

    moralność jest subiektywna

NIE! Absolutnie nie jest subiektywna. Gdyby taka była, nie moglibyśmy ocenić absolutnie niczego, patrz tutaj: http://www.ghandchi.com/IONA/newsword.pdf

    Poza tym instrumentalizacja człowieka jest, moim skromnym zdaniem oczywiście, zła tylko wtedy, gdy prowadzi do obniżenia jakości życia owej instrumentalizowanej osoby.

A kiedy nie prowadzi?

    Równie dobrze za złom podłom instumentalizację, można uznać chodzenie z przyjaciółmi do kina, na piwo, rozmawianie i śmianie się z nimi, bo przecież też robi się dla przyjemności

Ale to nie jest przyjemność płynąca z instrumentalizacji, tylko z bycia z sobie podobnymi (philia) i doświadczania świata w sposób bezinteresowny. Spójrz na taki przykład – profesjonalizacja sportu. Płacisz komuś, żeby się bawił za Ciebie. I co z tego wynika? Dorośli ludzie żyją z zabawy, która ich nie bawi, inni dorośli ludzie tyją, oglądając ich z kanapy, nikt nie ma z tego przyjemności, bo nikt nie docenia tego, co robi, i tylko sprzedawcy napojów gazowanych zarabiają więcej. Gdzie tu sens? A interes mają przecież wszyscy.

    Czy gdybym powiedział, że zabijanie jest złe, tobyś powiedziała: “Jak to, a co ma zrobić osoba w ramach samoobrony?! Zagilgać oprawce czy rozbroić miłością”?

Touche. Owszem, wielu rodziców wolałoby mieć dzieci z wyłącznikiem i trzymać je na półce.

    Nie o skutki uboczne się tu rozchodzi, ale o to, że nie ma przyzwolenia społecznego ani na psychodeliki, ani na sterydy.

Ale to nie wynika z Twojej wypowiedzi. Ponadto, jako córka farmaceutów, powtórzę to, co mnie od dzieciństwa powtarzano: leki to nie cukierki. One mają leczyć chorobę, autentyczną chorobę, nie tylko złe samopoczucie.

     Ale wielu ludzi ma do życia złe podejście i na to chciałem zwrócić uwagę.

Szczerze? To Ci nie wyszło.

    Jeśli zawiodłem, to ponownie – biję się w piersi i postaram się na przyszłość pisać rzeczowiej.

Facet, nie bij mi tu czołem. Nie wyszło, dostałeś informację, co jest nie tak, zrobisz lepsze kiedy indziej. OK? Nie jestem dyktatorem, cholera.

    Wolałbym jednak zwrócić uwagę na to, że o  pewnych przyjemnościach, (szczególnie tych nienaturalnych; w naszym materiale genetycznym nie ma najprawdopodobniej zapisanego instynktu, który każe chodzić do kina czy teatru, w przeciwieństwie do np. instynktu jedzenia, picia, pociągu seksualnego itd.)  dowiadujemy się, uczymy się ich.

Prawda. Ale to są sposoby, nie samo czerpanie przyjemności.

    Prowadzę tę dyskusję tylko dlatego, że jestem hedonistą i sprawia mi ona przyjemność, i za prowadzenie jej ze mną bardzo Ci dziękuję. Zwłaszcza że, jak stwierdziłaś, that thread didn’t matter anyway.

Nie rozwalaj mi cywilizacji, to nie będę się rzucać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Co do obiektywności praw moralnych. Unfall, z którym się zgadzałaś, napisał tak:

Masz rację, co nie znaczy, że różnego rodzaju zasady i normy określane przez społeczność należy łamać, czy choćby stosować wybiórczo. One są tworzone zazwyczaj nie po to (jak sugerujesz) aby ludzi ograniczać, lecz po to, aby im życie ułatwiać. Taką formą społecznej umowy jest przykładowo kodeks karny. Czy jeśli to jest tylko taka społeczna umowa, a nie prawa fizyki, to powinniśmy ją łamać, kraść, gwałcić, mordować? Mam nadzieję, że tak nie sądzisz. Podobnie z prawem o ruchu drogowym – to tylko umowa, ale spróbuj się nie stosować. Kilka razy uda ci się przejechać na czerwonym, czy wymusić pierwszeństwo, ale za którymś razem przypłacisz to życiem. 

Sądziłem, że z tym także się zgadzasz, choć oczywiście wprost nie było to powiedziane. Myliłem się, przyznaję.

Polecam natomiast posłuchać poniższych filmów, w których według mnie lepiej niż gdziekolwiek jest ten temat wyjaśniony.

https://www.youtube.com/watch?v=6tcquI2ylNM

https://www.youtube.com/watch?v=ZUtXmT_sIxI

 

Ale to nie wynika z Twojej wypowiedzi. Ponadto, jako córka farmaceutów, powtórzę to, co mnie od dzieciństwa powtarzano: leki to nie cukierki. One mają leczyć chorobę, autentyczną chorobę, nie tylko złe samopoczucie.

 

Nie mogą wydłużać życia i wpływać pozytywnie na samopoczucie, wygląd? I z tym się właśnie nie zgadzam; powinno się je przyjmować pod kontrolą lekarza, który stwierdza, jaka dawka byłaby bezpieczna i czy w ogóle. https://www.youtube.com/watch?v=nN2INcItnRY

 

Wiem, że może być ich mniej, niż się wydaje, ale to przeciwko nim był mój argument.

Możesz wyeksplikować ten argument? Bo żadnego tu nie widzę.

 

Argument za korzystnością rusycyzmów dla języka polskiego, który opierał się na założeniu, że im większy odsetek słownictwa słowiańskiego, tym lepiej. Teraz jednak, gdy nad tym dłużej pomyślałem, zauważyłem, że to raczej atakowanie chochoła, bo żaden polski lingwista nie mówił o tym, że lepiej jest, gdy w naszym języku jest więcej słów słowiańskich. Jeśli już to rodzimych, a więc słowa zapożyczone z rosyjskiego odpadają. To kolejny błąd, do którego się przyznaję.

 

 

    Sądziłem, że z tym także się zgadzasz, choć oczywiście wprost nie było to powiedziane. Myliłem się, przyznaję.

Ufall nie napisał o normach moralnych, tylko o prawie stanowionym (karnym, drogowym, od siebie dorzucę jeszcze podatkowe, bo tak). To nie jest to samo! Gdyby to było to samo, nie można by mówić o niesprawiedliwym prawie (powiedzmy, w jakimś państwie totalitarnym), bo prawo byłoby automatycznie sprawiedliwe. A tak nie jest. N'cest pas?

    Polecam natomiast posłuchać poniższych filmów

Dzisiaj nie zdążę, później.

    Nie mogą wydłużać życia i wpływać pozytywnie na samopoczucie, wygląd?

Każdy lek jest trucizną, o ile w ogóle działa. I tak, tutaj przyda się lekarz – ale nawet pod jego kontrolą każde leczenie jest niebezpieczne. Chodzi właśnie o to, żeby było jak najmniej niebezpieczne. Analogia chirurgiczna – powiększanie biustu. Może i komuś poprawi samopoczucie. Ale niebezpieczne jest, to raz (każda operacja niesie ryzyko zakażenia, z anestezji można się nie wybudzić), a dwa – nigdzie nie jest powiedziane, że to będzie trwała poprawa. Albo, że duże cycki nie okażą się zadrą w tyłku (bóle pleców, wieczne poszukiwania dobrego stanika, kłopoty przy bieganiu etc.).

    Argument za korzystnością rusycyzmów dla języka polskiego, który opierał się na założeniu, że im większy odsetek słownictwa słowiańskiego, tym lepiej.

To założenie faktycznie było tam widoczne, ale argument – mocno implicite. Wskazują na niego tylko takie słowa jak "zatrważająco". Zresztą, jak już zauważyłeś, słowa słowiańskie to niekoniecznie te zapożyczone z rosyjskiego (a ile jest zapożyczeń w samym rosyjskim!).

 

ETA: filmiki przesłuchane, notatki zrobione. Przekonana nie jestem, ale to materiał na kolejny elaborat.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka