Profil użytkownika


komentarze: 46, w dziale opowiadań: 46, opowiadania: 8

Ostatnie sto komentarzy

*Polewa piwa złocistego a pienistego*. :)

"Ale dlaczego sugestie nazwałaś krytyką? Używasz pejoratywnie nacechowanych słów w swoich replikach, usiłujesz ironizować"

Ależ absolutnie nie uważam slowa "krytyka" za pejoratywne, wręcz przeciwnie. A z ironizowaniem – no cóż, już tak mam. (Ale przyznam, mój stosunek do tekstów jest dosyć emocjonalny, i nawet, o zgrozo, nie uważam tego za wadę. IMHO wadą to zaczyna być dopiero jeśli wycieka przy konfrontacji z krytyką. Jeśli tutaj mi się nie udało – my bad, chyba pora przestać iść w zaparte. Chociaż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – inaczej pewnie nie wywiązała by się tak ciekawa dyskusja).   "A pierwszego, paskudnie wręcz zgrzytającego zaimkiem zdania nie zmieniłaś"

Bo czas minął. ;) Zresztą – rozumiem, że skoro tylu osobom się nie podoba, to pewnie jest z nim coś nie tak. Ale ja tej "nietakości" tam nadal nie widzę. Minie rok czy dwa, minie kilkadziesiąt przeczytanych książek – pewnie zobaczę.   "Ok ok, dygresja mała, by pokazać ci, że mimo najszczerszych chęci potrafisz być niekonsekwentna między deklaracją a realizacją."

No właśnie nie do końca – to, że tutaj nic nie zmieniłam nie musi oznaczać, że nie będę się stosować do uwag w kolejnych tekstach.   "Mamy XXI wiek, pewnie masz komputer z mikrofonem, ciach nagrywanko i czytasz ustęp tekstu w dwóch wariantach. Ładnie, z intonacją i takie tam. Odsłuchujesz. I w niektórych miejscach tej różnicy nie będzie, a w niektórych będzie – ogromna. Celem uwag stylistycznych jest skłonienie (jak zgaduję, regulatorzy niech poprawiają) do przemyślenia brzmienia niektórych fragmentów tekstu. Nie tam zaraz zmiana, ale właśnie – sprawdzenie, czy w innej odsłonie nie zadźwięczą nieco lepiej. niekoniecznie musi to być ta sugerowana wersja."

Opcja z nagrywaniem bardzo inspirująca i trzeba Ci za to polać. Zaś co do uwag stylistycznych – teoretycznie masz rację, ale weź pod uwagę, że nie siedzę Regulatorom w głowie i nie mam pojęcia, DLACZEGO poczynila takie uwagi. Pod tym względem – okej, przydatna rzecz. Ale jeśli coś pojawia się między wytkniętymi błędami, to chyba logiczne jest, że autor opowiadania odbiera to jako kolejny błąd czy niezręczność, a nie zawoalowany tip.   Słowem podsumowania – zrozumiałam Wasze stanowisko i zgadzam się z nim w sporej mierze, ale nie uważam, żeby moje wcześniejsze niezrozumienie świadczyło o tym, że "nie pozostawiam sobie miejsca na rozwój".

"Walczysz o drobiazgi jakby od nich zależało Twoje życie, starasz się udowodnić coś, co udowadniania nie wymaga…"

Nie, ja po prostu dyskutuję z ludźmi. Naprawdę nie mogę się pozbyć wrażenia, że część forumowiczów wychodzi z założenia, że jeśli nie zgadzam się z częścią krytyki tekstu, to automatycznie nie mam do niego dystansu…   "Zapoznanie z inną wrażliwością językową; kryje się pod tym ogólnikiem niemal wszystko, co można powiedzieć o języku, używanym przez daną osobę. Zakres słownictwa podstawowego i rozszerzonego, podejście do wszelakich norm, funkcjonujących oficjalnie i zwyczajowo, a także własne wyczucie harmonii wypowiedzi, zdania, umiejętność operowania stylem wysokim i niskim… Co człowiek, to język, chciałoby się rzec – i dobrze wiedzieć, że tak jest, Koleżanko. Wiedzieć i korzystać też…"

Nie mogę się z tym nie zgodzić. Tylko czy naprawdę widzisz związek między tym, a moją niemożnością zrozumienia ogromnej różnicy między użyciem "jaki" a który"?

"Jak wyobrażasz sobie poprawianie umiejętności pisarskich, bez zamieniania jednych poprawnych językowo konstrukcji na inne, zgrabniejsze?"

Nie wyobrażam sobie. Ale fajnie byłoby wiedzieć, dlaczego ktoś uważa inne konstrukcje za zgrabniejsze. Przecież o tym piszę od początku. :) "Ten argument broniłby się, gdybyś zawsze pisała bezbłędnie, co do słowa w swoim stylu."

Ale prosiłabym, żebyś nie odnosił się do zdań wyrwanych z kontekstu. Bo napisałam przecież wyraźnie, że to nie dotyczy błędów i ewidentnych niezręczności. :) "Jednak zdarza się, że o jakiejś konstrukcji się po prostu nie pomyśli, akurat uciekła z głowy. Wtedy to nie kwestia stylu i propozycja krytycznego czytelnika może przypomnieć o takim rozwiązaniu"

A tu się zgodzę.

Twoje zdanie jest błędne. ;) Gdzie ja zasugerowałam, że może albo powinno?

Protip: to, że ktoś nie zgadza się z częścią krytki, nie oznacza, że jest przeczulony. xD   "Siedzi, poświęca czas, stara się zrobić łapankę plus swoje sugestie. Zawsze sugestie, nie bezwzględne i jedyne słuszne poprawki. Czy ja jestem w przedszkolu, żebym tłumaczyć musiał różnicę między sugestią a bezwzględnie wymaganą poprawką?"

A teraz poczułam się, jakbyś nie czytał moich poprzednich wypowiedzi. Serio. Ja rozumiem, że to sugestie. Nie rozumiem tylko, jaki jest ich cel. Nie mam pojęcia, co przyjdzie mi z wiedzy, że ona tak uważa. Teraz rozumiesz? Bo nie wiem, jak to jaśniej przedstawić.   "Jeżeli dwoje z trzech czytaczy wskazuje mi element fu, to się nad nim pochylam."

No tak. No rzeczywiście. No hej, praktycznie we wszystkich komentarzach pisałam o tym, że jestem wdzięczna za wytknięte błędy…

Jasne że zwróciłam uwagę. Tylko co z tego, że ona by wolała i proponowała? DLACZEGO by wolała tak, a nie inaczej? Bo w kilku miejscach po prostu bez podania powodu zmienia jedne słowa na inne, brzmiące równie dobrze, a raz nawet wyśmiała poprawne zdanie…

Hm, moim zdaniem to tak nie działa. Mój styl (mimo rozlicznych niedoskonałości, których jestem całkowicie świadoma) trafia do pewnej grupy osób, innym się nie podoba. Do rzeczy, na które zwraca mi uwagę większa liczba osób, oczywiście przywiązuję wagę, ale nie widzę sensu w stosowaniu się do rad kogoś, komu moje pisanie po prostu nie przypadło do gustu. Podkreślę tu po raz kolejny, że mówię tu o radach dotyczących, hm, urody stylu, nie o wytykaniu błędów czy klisz językowych – za to zawsze jestem wdzięczna. Po prostu nie da rady dogodzić każdemu, po co więc kierować się gustem osób, które i tak nie będą czytały moich opowiadań z przyjemnością? :)

(Aha, żeby nie było, że jestem jakimś zarozumialcem – nie odnosiłam się do faktycznie wytkniętych błędów, np. powtórzeń, tylko do poprawnych zdań, które w nowej wersji miałyby być lepsze… tylko nieszczególnie wiem, czemu).

Ja się nie denerwuję, ja tylko nie dostrzegam sensu pisania takich uwag. No bo serio, co mi przyjdzie z tego, że Regulatorzy uważa, że "zabieranie się za to" jest gorsze od "zabierania się do tego" czy na odwrót, albo że ma jakieś dziwne skojarzenia z krzesełem? Żadnego uzasadnienia, tylko jej opinia. W jaki sposób ma mi to pomóc? I wybacz, ale nie uważam swojego stylu za słaby. ;)

To po kolei.   Gruby – cieszę się, że się podobało i że przyniosło natchnienie do grania. Wahałam się przed wrzuceniem tego, ale skoro komuś pomogło, to nie żałuję. :)   PsychoFish – dzięki za wytknięcie błędów. Akurat ten tekst był ciężki jeśli chodzi o synonimy, bo te wyszukane często brzmią niezręcznie ("mężczyzna siedzący na krześle", nie, naprawdę?), a o mniej wyszukane ciężko – zazwyczaj używam "chlopak/dziewczyna/mężczyzna" itp., ale tutaj mamy dwóch facetów w podobnym wieku.   Regulatorzy – uhm, dzięki za wytknięcie kilku błędów. Szkoda tylko, że zechciałaś poprawić też zdania, które nie były błędne, tylko po prostu Ci się nie spodobały. Ja rozumiem, że w paru miejscach Ty byś wolała – ale to moje opowiadanie i dopóki nie popełniam błędów czy rażących niezręczności, raczej nie uwzględnie Twoich uwag. Przykro mi.

Akcja tego opowiadania toczy się w uniwersum Neuroshimy, ale wszyscy bohaterowie (c)ja. Wahałam się przed wrzuceniem, ale widziałam tu już erpegowe fanfiki, więc… :)

Tak czy owak – pisanie zUych komci z zemsty jest nisie i głupie, a bezcelowego (jak sama zauważyłaś) flejmu nie mam zamiaru ciągnąć dalej. c:

Aha, to ja się przyczepię merytorycznie. Rozumiem, że to ma być przenośnia, a smok symbolizuje smutne życie nolife'a? Bo widzisz – duże gady raczej nie muszą jeść codziennie…   Też czekam na więcej i daleka jestem od kamienowania. :)

A ja nie bardzo wiem, jak mogłaby wyglądać kontynuacja – musiałaby chyba być kolejnym depresyjnym kawałeczkiem tekstu, bez większego związku fabularnego (?). Nie wątpię, że napisanie tego było dla autora ważne, ale średnio widzę sens w publikowaniu.

Anet – dzięki. :) Monivrian – pisanie komcia typu "ble, brzytkie" w zemście za wypisanie połowy błędów z Twojego opowiadania jest kiepskie. ;)

Ależ to działa w dwie strony. Ja tylko stwierdzam fakt. Ale od dalszych komenarzy się powstrzymam, bo nie widzę sensu w dyskutowaniu z kimś, kto nie widzi nic złego w żartowaniu sobie z tak ogromnej tragedii.

"Więc prawdopodobieństwo popełniania takich jak opisane czyny wydaje mi się całkiem sensowne."

A czy ja piszę, że to nieprawdopodobne? O gwałcie można pisać, tylko trzeba umieć, bo to cholernie drażliwy temat. A Ty nie umiesz. Poza tym pusty śmiech mnie bierze, jak czytam to: "Mimo wszystko nie odczuwam popełnienia jakiegoś karygodnego błędu w konstrukcji świata jak i psychiki bohaterów. Rocky jest świrem. I kropka. Działa jak świr, więc już tylko świr podobnego pokroju mógłby ocenić czy działa w tych ramach prawidłowo czy nie. Świr to świr, ma swoje popędy, chucie, sposoby myślenia nieliniowego i działania nie dające się przewidzieć. Więc prawdopodobieństwo popełniania takich jak opisane czyny wydaje mi się całkiem sensowne."

No tak. Masz rację. I jak to się odnosi do moich komentarzy?   "A narracja bezsronna, to i nie było powodu, aby narrator stawał za kimś i trzymał się jednej perspektywy."

Po pierwsze – bezstronna narracja średnio pasuje do takiego opisu. Po drugie – jeśli miała być bezstronna, to nie wyszło.   "I serio, cholernie się ciesze z Twojego, Nefariel, oburzenia"

Cóż… zazwyczaj cieszę się, jeśli moja reakcja – nawet negatywna – wywołuje pozytywne odczucia u osób krytykowanych. Teraz jestem głównie smutna i trochę zażenowana. Gdyby ten twór wywołał flashbacki u prawdziwej ofiary gwałtu, też byłabyś radosna i ahaha, jak fajnie, że ludzie reagują? Mam nadzieję, że nie.   Wydaje mi się, że po prostu bardzo, bardzo, BARDZO nie zdajesz sobie sprawy, o co tak naprawdę napisałaś i w jakie mrowisko wsadziłaś kij…

Nie ma rzeczy, o których się nie pisze. Są SPOSOBY, w które się nie pisze. I Ty napisałaś (na początku wzięłam Cię za faceta, może to i lepiej, że jesteś laską) właśnie w taki sposób.

Znaczy… ja przyjmuję możliwość, że to było specjalnie. Ale pewnych rzeczy się nie robi. Nie przedstawia się gwałciciela jako postaci, z którą czytelnik ma sympatyzować czy chociażby z pobłażaniem kiwać głową. Gdyby narracja była konsekwentnie prowadzona z punktu widzenia Jaxa (ewentualnie z wyłączeniem zakończenia, które mogłoby brzmieć np. "na szczęście nie poczuł już, jak Rocky zdejmuje mu gacie" – to oczywiście przykład, autor powinien ująć to o wiele zgrabniej), mogłoby być w porządku.

Uhm, to może ja pójdę poczytać Fasolettiego, u niego jest mniej obrzydliwie. Chyba.   "Był świrem. Brutalnym, zboczonym, perwersyjnym świrem, który nie miał kobiety od pół roku."

Wydaje mi się, że pobrzmiewa tu pewne pobłażanie dla kawałka gówna, jakim był ten cały "Rocky". Już wolę opowiadanka z "renkami" i "jabłókami" niż chore twory, w których pobłaża sie gwalcicielowi. Ja wiem, że gwaUt i seGZ i flaczky, i nekrofilia na deser miały sprawić, że opowiadanie będzie dojrzalsze i poważniejsze i bardziej realistyczne, ale mam tragiczne wieści – nie jest. Jest jeszcze gorszym gniotem, niż byłoby bez nich.

Nie przypuszczam, żeby jakikolwiek garbaty facet potrafił tak ładnie mówić "w czym mogę pomóc, Ilharess?". ;)

Proszę przestać być ubawionym, przystojni faceci z gier to poważny biznes! [;)]   Niebieska, to Falloutów też nie uznajesz? Tam może i nie ma smoków, ale można zatłuc trzymetrowego mutanta gazrurką…

Effecta bez apostrofu, proszę. Jeszcze w to nie grałam, a jak już zagram, to pewnie kobitką (kiepsko mi się gra facetami, nie umiem robić przystojnych bohaterów).

Kapitan straży to ten, co go Avelina uroczo niezgrabnie zawłaszczyła? Ten kłest był piękny. (A mnie osobiście ślina nie zdziwiła, znam laski, którym on się podoba… bardziej z charakteru, ale nadal).

Przyłączam się do teamu szczęśliwych posiadaczek braci… mój jest sporo młodszy i to ja jego wciągnęłam w gry. :D A lewacki terrorysta i wydziarany emo z DAII nie byli tacy tragiczni. Varrick był cudny jako przyjaciel, ale absolutnie (wybaczcie kolokwializm) nieruchalny.

Unfall – więc czuję się usprawiedliwiona! :)   Almari – paru może tak, ale nie aż tak zajebistych jak w Icewind Dale (II). ;) Niebieska – nie martw się o babę, niedługo znajdą się porządne ciuchy dla niej. Chociaż ja nie przypominam sobie żadnych skąpych fatałaszków, już w lochach spalonego miasteczka znalazłam przyzwoitą, ciepłą szatę – może to kwestia rasy, dawno nie grałam elfką. Co do modów – jak tylko dotrę do magicznej krainy z szybkim internetem, pobiorę mod survivalowy, ten z namiotami, wyziębieniem itp. W ogóle brakuje mi survivalowej gry fantasy albo postapo…

Nie ściągałaś żadnych podejrzanych modów? Moi bohaterowie ze Skyrima są zakutani od stóp do głów, tylko jedna czy dwie zbroje odkrywają kawał ciała (czy to damskiego, czy męskiego). No i w Skyrimie nie ma takich zajebistych facetów. Już w Oblivionie była jakaś lipna zbroja, która na kobietach wyglądała jak współczesna bluzeczka, ale Oblivion w ogóle ssał…   (Przepraszam za offtop).

Akurat w BG czy IWD niepraktycznych przedmiotów było stosunkowo niedużo, albo były na tyle mało niepraktyczne, że nie zwróciłam na nie większej uwagi (poza skąpymi strojami, w których bohaterowie zapylali na czterdziestostopniowym mrozie, ale to mi nie przeszkadzało z przyczyn, że tak to ujmę, parytetowości tego zjawiska – chyba wiesz, o kim myślę). Ale mój komentarz odnośnie cytatu nie był krytyką, absolutnie – bardziej refleksją.   (PS: Nie chcesz wiedzieć, kim jest Fasoletti).

Czy pozwolisz, że zostanę pół-fanką Twoich tekstów? Bo chociaż staniki nie latają, to czyta się wybitnie przyjemnie. Idea gier "9054386D" jak najbardziej do mnie przemawia, z tym, że na pewno byłyby to gry dla graczy, a nie dla szerszego odbiorcy. Niestety – twórcy odchodzą (czy też raczej już dawno odeszli) od robienia gier dla zapaleńców. Ale cóż, garnek sam się nie napełni, więc nie zamierzam odsądzać ich od czci i wiary. Tylko ból pozostaje, bo osobie od dwunastego roku życia młócącej w stare erpegi falloutowy tryb hardcore'a wydaje się banalnie prosty…   "Potok przekleństw opuścił jego usta, gdy wojownik zorientował się, że stoi w kałuży krwi. Buty z futra białego wilka, których zdobycie wiele go kosztowało, chłonęły śmierdzącą posokę jak gąbka."

A to mnie zastanawia – dlaczego w tak hiperrealistycznych grach nadal pojawiają się przedmioty zupełnie niepraktyczne, ale wyglądające (zazwyczaj tylko w opinii twórców) badaśśnie i zajebiście? Gdyby Marek była kobietą, mogłaby narzekać na przeraźliwie obcierające blaszane bikini… :)

A mnie się nie podobało.   Wulgarność bardzo nieumiejętnie przeplata się z przepoetyzowaniem. Na początku myślałam, że to wyjdzie, że Vlad będzie rzucał chamskimi odzywkami, a Ester zechce zostać nową mniszkówną. Nie bardzo rozumiem, dlaczego małolaty miałyby być "feminizujące". Bo nastolatki nieuznające równouprawnienia nie mają libido? Mają, tylko schowane. ;)   Ale nawet mniszkowate wypowiedzi obojga bohaterów nie raziłyby tak, gdyby narracja była poprowadzona normalnie. Jestem w stanie zrozumieć, że bohaterami jest parka kindergotów/kindermetali, którzy chcą być mhroczni i poważni, a wychodzi im przeplatanka "kurew" i "dziurek" z "definiowaniem aktualnego istnienia" i "fizyczną emanacją momentów bytowych", czy jakoś tak. Jednak u narratora w takim opowiadaniu lepiej by wyglądał zwyczajny, może nawet lekko potoczny styl. Przynajmniej w moim odczuciu.   Cały tekst jest dosyć niezrozumiały. Z czyim trupem oni rozmawiali? Dlaczego ten trup zachowywał się jak skarżące się starszym kolegom emo? Tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi. A tekst – niestety – pozostaje bez puenty.

Serio zaczęłam się zapowietrzać? xD Aż mi się przypomniała sentencja pewnego filozofa, cytowana w pewnej kultowej grze…

Ja się nie "przywalam", ja zwracam Ci uwagę na jedną rzecz. Elfy i krasnoludy są, że tak się wyrażę, dobrem wspólnym, bo pochodzą z podań nordyckich i celtyckich, o ile się nie mylę. Drowy jako siwi elficcy Murzyni mieszkający pod ziemią i czczący pająki są wymysłem twórców konkretnego systemu. Może za trzydzieści lat też zostaną dobrem wspólnym. Teraz nie są. Podobnie jak aasimarowie, thieflingi i masa innych stworzeń. Nie mówię, że masz o nich nie pisać w swoich opkach – ale tylko dopóki tego nie wydajesz. Zresztą twórcy DnD mieli podobny problem, bo wrzucili do swojej bajki wargów i hobbitów, na co (słusznie) zbulwersowali się spadkobiercy Tolkiena. Ludzie od dedeków dokonali kilku kosmetycznych zmian (podpowiedź – nazwy są ważne) i teraz wszyscy możemy zagrać niziołkiem tłukącycm worgi. Da się? Da. Ale mam wrażenie, że twórcy DnD nie zachwycali się tym, jakie ich dzieło jest oryginalne…

Więc po kolei – za "także" przepraszam i obiecuję, że to się nie powtórzy. Podwójny wstyd, bo "bynajmniej" zamiast "przynajmniej" sama tępię nienawistnie.   Dziękuję za miłe słowa, a teraz odniosę się do krytyki. Bach! Co do samego tła – to z założenia miało być postapo, gdzie każdy ma taką broń, jaką akurat znajdzie, dostanie albo ukradnie. Zombie tam nie było, ale sam pomysł brzmi inspirująco. Pewnie gdyby forma dopuszczała fabułę, poszłoby mi nieco lepiej. :) Uwagi co do chaotyczności przyjęte, w kolejnych opisach strzelanin (to moje drugie podejście) postaram się je uwzględnić. Oczywiście ostrożnie, biorąc pod uwagę możliwość, że to kwestia osobistego odbioru. ^^   "Może niech się tam wizgnie jakiś rykoszet po którymś, zadzwoni pocisk o rurę, cośkolwiek"

Dzięki za tę uwagę, PsychoFish. Przyda się.

(Aha – chwila googlania pozwoliła mi przekonać się, że Pathfinder to gra dość mocno wzorowana na DnD. Więc o żadnym braniu bez pozwolenia czegokolwiek nie może być mowy).

"Nikt mi nie zabroni ich wykorzystywać w moich światach. Podobnie jak nikt się nie dowalił z tego powodu do twórców Pathfindera (inny system rpg), że ich używają."

Nie mam pojęcia, jak wyglądają drowy w Pathfinderze. Ale tak czy inaczej, jeśli twórcy DnD się do Ciebie nie dowalą, to będzie to tylko i wyłącznie kwestia ich dobrej woli albo braku upierdliwości. Albo – co bardziej prawdopodobne – po prostu nigdy nie dowiedzą się o Twoich "dziełach".   "Bo widzę, że patrzysz na drowy jak wszyscy. Pod pryzmatem matriarchatu, a ja chcę zrobić z nimi coś oryginalniejszego niż matriarchat."

Matriarchat u drowów BYŁ oryginalny. Odwracanie tego na siłę jest nudne i przekombinowane, obok oryginalności nawet nie leżało, a patriarchalnych społeczności w fantasy jest od groma. Aha, i "przez pryzmat".   " Stworzyć dwie społeczności drowów nienawidzące się nawzajem."

To też nie jest nic oryginalnego. Patrz: wyznawcy Lolth i wyznawcy Vhaeruna. To mógłby być niezły pomysł na kolejną dedekową opowiastkę, ale nic poza tym. Nie przesadzaj z ambicjami. To NAPRAWDĘ nie jest oryginalne ani odkrywcze. Przykro mi.

 

Nie są chronione prawem autorskim? Na pewno w taki czy inny sposób są. Może wykorzystywanie ich we własnych uniwersach dnd przejdzie, nie znam szczegółów licencji, ale to wciąż konkretna rasa. O ile sama nazwa może być wykorzystywana (pochodzi z mitologii), o tyle drowy jako podziemne, siwe elfy-Murzyni zostały wymyślone przez konkretnych ludzi i raczej nie wypada ich podbierać do osobnych światów…

Dzięki, cieszę się. :) Właśnie to "bach" było dosyć problematyczne – nie wszystkie pochodziły z jej rewolweru, niektóre z pistoletów strzelających do niej ludzi. Także to nieścisłość warsztatowa, a nie błąd researchowy – bo specjalnie czytałam tę scenę po raz kolejny, właśnie pod kątem strzałów z rewolweru.

Ja bardzo przepraszam, ale… "Monivrian zesztywniała, czując na krtani lodowate ostrze sztyletu. Za plecami słyszała spokojny, miarowy oddech drowa, który cichcem zaszedł ją od tyłu. Zachowując zimną krew, wyjęła z rękawa cienki nóż i wbiła go aż po rękojeść w bok napastnika."

Sorry, gdyby poczuła to ostrze na krtani, to czułaby je bardzo krotko. Gdzie to się w ogóle dzieje? Jeśli było na tyle zimno, żeby sztylet był lodowaty, to drow pewnie nie oddychałby spokojnie, tylko szczękał zębami i dygotał z zimna – one są raczej ciepłolubne.   "Zacisnął rękę na rękojeści tkwiącego w jego ciele ostrza i z wielkim trudem je wyrwał. Odrzucił sztylecik w dal. Podniósł się z trudem. Spojrzał na Monivrian z jawną nienawiścią i dziewczyna już wiedziała, że walka nadal trwa"

Typowe przenoszenie mechaniki gry na realia opowiadania. Facet ze sztyletem wbitym głęboko w bok byłby wyłączony z walki… Ale ten najwyraźniej miał 90hp, a sztylet zadaje, o ile pamiętam, 1k4, więc nawet jeśli doliczymy mnożnik ukradkowego ataku i premię z umagicznienia…   "Widząc to, Monivrian nie traciła więcej czasu."

Dlaczego wcześniej to robiła?   "Drow osunął się na ziemię, kaszląc i krztusząc się własną krwią."

Ano tak. Bo wojownikowi dziesiątego poziomu trafienie krytyczne niestraszne. Ale nie, chyba nawet w dedekach było wspomniane, że niektóre sytuacje są po prostu śmiertelne i bez turlania kosteczkami.   "Po kilku minutach znieruchomiał. Otarła twarz z posoki wierzchem dłoni i odwróciła się na pięcie, by odejść. Wiedziała, że w każdej chwili mogą pojawić się następne mroczne i elfy i pragnęła oddalić się z tego miejsca jak najszybciej."

To po co czekała kilka minut? Nie, inaczej: dlaczego on umierał kilka minut? Bo miał 0hp, a nie -10?   "Nie zamierzali darować elficy śmierci tamtego mrocznego elfa, który chciał się do niej dobrać."

Drow dobierający się do kobiety. Drow, któremu seks kojarzy się z byciem w najlepszym przypadku rozpłodowcem, a w najgorszym – z regularnymi torturami i gwałtami na jego biednej osobie. Nie, sorry, to nawet w FR nie przejdzie.   "Wrogowie nie mieli na sobie zbroi, tylko lekkie kolczugi"

Kolczuga to też zbroja. A kolczugi drowów były jebutnie mocne. (Tak za nimi płakałam w Baldursie, jak się rozpadły na słońcu, cięzko było znaleźć dobrą zbroję dla Solaufeina…/off)   "– Będę miał przez ciebie bliznę, elfia szmato!"

A ty kto, krasnolud? Ogólnie jestem przeciwniczką wszelkiego rodzaju makaronizmów, ale drowy stanowią wyjątek – głównie dlatego, że spora część ich słów nie ma ścisłych odpowiedników. "Darthiir", nie "elfia szmata".   " Jej miecz zatoczył oszczędny łuk. Odcięta głowa drowa potoczyła po listowiu i wylądowała u stóp jego pobratymców. To wystarczyło, żeby rozjuszyć i pozostałych wrogów. Ruszyli na nią jednocześnie." Bo wcześniej czekali, żeby dać się pozabijać? xD   "Wysoki drow o przystrzyżonych na krótko białych włosach zaatakował ją brutalnie"

Jak się atakuje niebrutalnie? Poza tym nie ma potrzeby wspominaniu o kolorze włosów, jeśli jest typowy dla tej rasy. (Poza tym mam nadzieję że jesteś świadoma, że w przypadku drowów "wysoki" to jakieś 170cm?)   Opisane słabo pod każdym względem (IMHO nawet jak na DnD), ale miło zaskoczyło mnie zakończenie. Pochwaliłabym szczegółowiej, ale nie chcę spoilerować tym, którzy zaczynają od czytania komentarzy. :)

Mój błąd. Przez moment myślałam nawet nad dopisaniem przeprosin za początkową tragiczną formę, ale chciałam jak najszybciej dodać poprawioną wersję. :)

(I przepraszam za chaos w poprzednim komentarzu. Gdybym wiedziała, że entery tak się zlewają, porobiłabym odstępy między cytatami).

Chociaż do warsztatu mam kilka drobnych zastrzeżeń, to prawdziwością spostrzeżeń i poziomem dydaktycznego zaorania jestem po prostu zachwycona. Zdecydowanie przemawia do mnie klimat, jak ktoś to wcześniej ujął, oldschoolowej książki dla młodzieży.

"Brak opanowania elementarnych zasad interpunkcji. Na chuj mi te zasady! A od czego są korektorzy!" Jezu, ilu takich po Internetach chodzi! Masakrowałabym!   A teraz pozwolę sobie poutożsamiać się z Twoimi bohaterami. ;) "– Ale czad! – rzekł młodzieniec, gdy już odzyskał władzę nad aparatem mowy." To "rzekł" brzmi strasznie sztywno IMHO, zwłaszcza w takiej sytuacji. A "aparat mowy", który w zgrabniejszym zdaniu byłby fajny i dowcipny, po tym nieszczęsnym "rzekł" kojarzy się z małolatem, który na siłę szuka wymyślnych synonimów i nazywa kawę "czarną cieczą". "No jaha" Jestem przekonana, że powinno być "jacha". Nie wiem, jakie zasady pisowni dotyczą tego słowa i czy jakieś w ogóle, ale to "ch" po prostu tam słychać. "Stary ma haisu jak lodu" I jak wyżej. Hajs. Nie znam pochodzenia tego słowa, ale Internet twierdzi, że "hajs" – po wpisaniu "hais" w ogóle nie wyskakują polskie strony. "Ostatniej nocy młodsza z córek gorączkowała. Udało się jej zwolnić dziś z pracy" Tej córce, jak rozumiem? Poza tym w paru miejscach brakowało Ci przecinków przy wtrąceniach. Żeby nie kończyć komentarza krytyką. napiszę jeszcze raz, że całość podoba mi się bardzo, i pewnie sięgnę po inne Twoje teksty. Szczególnie dylogia (?) "wściekłe zombi" wygląda wyjątkowo zachęcająco.

Nowa Fantastyka