Profil użytkownika


komentarze: 3, w dziale opowiadań: 3, opowiadania: 1

Ostatnie sto komentarzy

Mam nadzieję, że Cię nie uraziłem moim komentarzem – ja już tak mam, że wolę co do swojego tekstu usłyszeć brutalną, ale uczciwą opinię czytelnika, niż słodzenie i to samo staram się robić pod opkami innych.

Absolutnie nie mam do nikogo pretensji, że napisałem marne opowiadanie! :-) Przez myśl mi to nie przeszło. Dziękuję za rzetelną krytykę, tylko dzięki takiej można się czegoś nauczyć.

 

Cieszę się, że dajesz mi jeszcze jedną szansę!

Na większość pytań istnieje odpowiedź, skoro jednak wyrobiony czytelnik nie zrozumiał zamysłu autora znaczy to, że tekst jest do bani…

Skoro jednak tyle osób zechciało skomentować mój „wypot”, za co jeszcze raz dziękuję, czuję się w obowiązku napisać parę słów.

 

Tło fabularne, choć delikatne tylko, najwyraźniej za słabo zaznaczone, ale jest. Bohater, właściwie antybohater, pracuje w korporacji. Już dziś taki pracownik poddawany jest ogromnej presji; nie ma prawa do złych dni, każdy nowy dzień ma być najlepszym w życiu; jego mózg „ładowany” jest przekazami (korpogadką) o zdobywaniu, podbojach, wygrywaniu i wojnie z konkurencją. Kiedy coś mu nie wyjdzie, szef potrafi zapytać „…i jak ty się z tym teraz czujesz?”, szczególnie jeśli podwładnego zaliczono do zielonego typu osobowości wg. topologii Insight (niewiarygodne pytanie, prawda Rex87?). Już dzisiaj pracownik korporacji ma mieć zunifikowany wygląd i zachowanie. Jego służbowy telefon ma być stale włączony. Każdy ruch jest monitorowany za pomocą GPS, a wydruki przesyłane są do bezpośredniego przełożonego. Niedługo w samochodach zainstalują alkomaty a potem pewnie monitory pracy serca. Następnym krokiem będzie sprawdzanie nastroju, jeśli będzie niski – pojazd nie pozwoli uruchomić silnika.

 

Nie opisywałem tego w szczegółach, bo wydawało mi się to nieistotne dla czytelnika (założenie okazało się być błędnym…). Nie ma wielkiego znaczenia gdzie protagonista pracuje; jest członkiem korporacji (korpoludkiem, jak sami siebie nazywają), prezesem, adwokatem, czy sfrustrowanym robotnikiem rolnym. Ważne jest, że część populacji lubi życie pod presją, ale dla większości staje się ono mordęgą. Szczególnie jeśli do pracy, której nienawidzą, uwiązani są kredytem, zobowiązaniami, etc. Stają się niewolnikami, którym nie wolno mieć złych dni, zawsze muszą być uśmiechnięci, zawsze pałać niepohamowaną ochotą do pomagania klientom. Presja rośnie. Poziom frustracji też. Podobno funkcjonariusze Stasi musieli pasować do kanonu komunisty pod każdym względem (także prywatnym, co było kontrolowane) i dlatego w ich rodzinach przemoc była powszechna i powszednia.

 

Psychotyczny frustrat nie potrzebuje logicznego powodu do wybuchu. Szuka jedynie zaczepki, szczególnie po alkoholu.

 

I wreszcie dochodzimy do sedna. Moim zdaniem, Finklo, jest duża różnica, czy podmiotem przemocy jest żona i dzieci, pies, czy robot, szczególnie z punktu widzenia maltretowanych. Nie postawiłbym znaku równości pomiędzy tymi bytami. Myślałem, że głównym zarzutem z Waszej strony będzie to, że mało prawdopodobnym jest, żeby to, czyli obicie gadającego przedmiotu, frustratowi wystarczyło. Na razie robot kelner jest na tyle mało popularny, że nie sposób tego sprawdzić…;-)

Jak ocenić mojego bohatera? Wszyscy ocenili go jednoznacznie fatalnie. Pewnie dlatego, że opowiadanie napisane zostało źle a robot został za bardzo spersonifikowany…

 

Uffff. Nie świadczy to dobrze o tekście, jeśli autor musi pisać taki elaborat w celu jego wyjaśnienia… :-(

 

Tym bardziej dziękuję za cierpliwość i uwagi. Wiem, co zrobiłem źle.

 

Regulatorzy – słońce nie świeciło przez witraż, dlatego będę się upierał przy „pomarańczoworóżowych promieniach”. Natomiast flaga Polski jest z pewnością biało-czerwona.

Mospanie – racja!

Co do trzonka, wydawało mi się, że czytelnik sam wie, że trzonek jest częścią młotka, siekiery, czy jakiegoś narzędzia; w tamtej chwili nie jest ważne jakiego… Może nie mam racji…

Bardzo, bardzo dziękuję za komentarz!

 

Rzeczywiście trudno nie czuć obrzydzenia do bohatera mimo, że  wyżywa się na robocie, a nie, jak wielu innych frustratów, na swojej żonie lub dziecku. Czy takim typom wystarczyłaby w zamian gadająca maszyna?

Jak ocenilibyście styl? Proszę choć ze dwa słowa! Bez owijania w bawełnę. Jeśli jest do d… to jest, nie że „nie przemówiło”… :-)

Nowa Fantastyka