- Opowiadanie: f5 - Niewolnicy

Niewolnicy

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Niewolnicy

Do pokoju zbrukanego nocnym zaduchem wpadły pierwsze promienie pomarańczoworóżowego słońca. Przesunęły się nieśmiało po soczyście liliowej tapecie i, jakby zaskoczone, natrafiły na sprawcę smrodku. Spał jeszcze przez chwilę, zwinięty w kłębek, lecz pod dotykiem dnia poruszył się a po minucie ocknął. Powiódł po pokoju nieprzytomnym wzrokiem, ziewnął głośno, usiadł powoli i ostrożnie na łóżku.

– Wody, włoska małpo! – krzyknął siedzący do robota, który z powagą przynależną wiekowi poturlał się wolno i głośno w kierunku posłania.

– Umyj mi nogi!

– Prośba nie może być zrealizowana.

– Oczywiście, kupo szmelcu! Wiem! To był żart, kleisz?!?

– Naturalnie panie… Jak mam się do pana dzisiaj zwracać?

– Nie używaj słowa „naturalnie”, śmieciu, bo w twoich ustach brzmi to jak obelga; nie ma w tobie nic naturalnego, więc skąd możesz wiedzieć co takie jest, a co nie?

– Pozwolę sobie wszakże zauważyć…

– Milcz, chamie, jak do mnie mówisz! Jaka pogoda w strefie?

Poobijany robot stał asekuracyjnie w pobliżu wyjścia i, mimo że jego dyski „mieliły” coś zawzięcie, milczał jak zamurowany.

– No gadaj! Co to ogłuchłeś?

Robot przybliżył się jeszcze do drzwi.

– Speak!!! – ryknął człowiek tak, iż wydawało się, że maszyna podskoczyła. – Co to, robot się gniewa? – Mężczyzna przesunął się ku krawędzi wygniecionego tapczanu i spojrzał złowrogo na, zdającego się kulić tuż przy framudze, lokaja. – Gadaj!

– Nie mogę… – wyszeptał elektroniczny sługa.

– Czemu?

– Nie opłacił pan rachunku za Internet…

– Co – człowiek zerwał się na równe nogi – nie ma Internetu, do kroćset?!? Jakże się to mogło stać, mospanie? Trzeba się dowiedzieć! Znaleźć sprawcę! – Wtem zatrzymał się w pół kroku, powoli obrócił i teatralnym gestem skierował wyciągnięty przed siebie palec wskazujący wprost między różowe, robocie oczy.

Ten zalałby się potem, gdyby tylko mógł. Sterczał przyszpilony wzrokiem właściciela i nie śmiał przejechać nawet centymetra. Żeby nie sprowokować szarży.

– Słucham…

– Zanim odpowiem na pytanie, które właśnie padło, chciałbym wiedzieć jak mam się dzisiaj do pana zwracać?

– Jakże to? Rozum ci odjęło, bękarcie Samsunga? A nie – zawahał się – LG, tak? Nie pamiętasz – kontynuował crescendo – jak mam na imię? Nie pomnisz imienia pryncypała, pana boga swego i dobrodzieja, nędzny łachu!?!

– Nie, ale nie chciałbym wywołać ataku…

– Dobrze. – Człowiek uśmiechnął się niby zachęcająco, a jednak złowieszczo. – Próbuj…

– W identyfikatorze ma pan…

– Zastanów się dobrze! – Pytający podszedł do regału i ostentacyjnie uchwycił trzonek.

Teraz nawet pod oknem, po drugiej stronie pokoju, czuło się gorąco buchające od procesora.

– To… – spróbował robot.

Egzaminujący pokręcił głową.

– Ma…

Także i to nie było właściwym imieniem.

– A… – podjął robot metodycznie i, kiedy zobaczył delikatny ruch podbródka w dół, kontynuował – Ad… Al…

– Szybciej!

– Ale…

– Aleksander Wielki, śmierdzielu! – dokończył Olek.

Wydawało się, że na blaszanym obliczu odmalował się wyraz ulgi.

– Panie Aleksandrze, spieszę donieść…

– Dlaczego nie opłaciłeś Internetu? – napadł człowiek.

– Ponieważ Pan Aleksander nie uiścił za aktualizację…

Tego właściciel rzeczywiście się nie spodziewał…

– Jaką aktualizację? – i całkowicie stracił rezon.

– Moją! – triumfował lokaj.

– Przecież ty nie masz żadnych aktualizacji, jesteś stary jak świat! Pewnie nikt, poza mną, nie trzyma takich rupieci!

– Tuszę, iż nie; niemniej jednak właśnie kilka dni temu skończył się dziesięcioletni abonament na mnie. Działam, ale nie w pełnej wersji…

– Ty się chyba ze mną droczysz!? – człowiek już zupełnie stracił kontenans.

– Nie. Taka jest prawda.

– Czy to oznacza, że przestaniesz działać?

– Formalnie nie, ale moje zdolności do autonaprawy zostały właśnie wyłączone, ergo po następnej „akcji” Pana Aleksandra prawdopodobnie nie podniosę się…

– Co to ma być! – uniósł się Olek. – Czy ty wiesz jak ja się teraz czuję?

– Nie.

– To jest bunt!

– Nie.

– To złamanie Pierwszego Prawa!

– Nie!

– Przestań mówić „nie”!

– Jak Pan sobie ży… – W tym momencie człowiek nie wytrzymał, porwał młotek z regału i zaczął nim okładać robota.

Przez długie trzy minuty nieznośnemu staccato walenia w metalowy kosz na śmieci, wtórowało tylko nieśmiałe piano bulgotliwego legato, wydobywające się z mechanicznej gardzieli.

Po wszystkim Zdobywca wskoczył pod prysznic, nucąc wesoło wyszczotkował zęby, wbił się w korporacyjny garnitur i podbiegł leciutko do windy.

– Cóż za wspaniały dzień, nie sądzi Antoni? – rzucił do portiera z szerokim, szczerym uśmiechem. – Miłego dnia!

– Powodzenia! – odmachnął zagadnięty.

Niebo było błękitne, trawa zielona a róże czerwone. Człowiek wskoczył ochoczo do korpowozu, zapiął pasy, dmuchnął w alkomat, założył kask.

– Witam, Panie Tomaszu! – odezwał się system kobiecym głosem. – Alkohol: 0,0, ciśnienie krwi: 130/83 – zalecam bieganie, nastrój: dobry. Zezwalam uruchomić silnik. Do boju, Zdobywco!

Przepiękny, kolorowy poranek zmąciła jednak niepotrzebna myśl, która zatrzepotała z tyłu głowy, jak ćma przy żarówce na ganku. Tomasz miał nadzieję, że nie zatłukł robota na amen, bo jeśli tak, to w jaki sposób wytrzyma pojutrze w… pracy?!?

Koniec

Komentarze

Jest jakiś pomysł, ale do mnie nie przemówił. Do bohatera czułam tylko niesmak.

Babska logika rządzi!

– Co to ma być! – uniósł się Olek. – Czy ty wiesz jak ja się teraz czuję?

Nie wiem, ale czuję się podobnie – i chyba takim absurdalnym zdaniem mógłbym określić tę scenkę. Wybacz Autorze, ale nic z tego nie zrozumiałem.

And one day, the dream shall lead the way

Bardzo, bardzo dziękuję za komentarz!

 

Rzeczywiście trudno nie czuć obrzydzenia do bohatera mimo, że  wyżywa się na robocie, a nie, jak wielu innych frustratów, na swojej żonie lub dziecku. Czy takim typom wystarczyłaby w zamian gadająca maszyna?

Jak ocenilibyście styl? Proszę choć ze dwa słowa! Bez owijania w bawełnę. Jeśli jest do d… to jest, nie że „nie przemówiło”… :-)

Styl chyba zasadniczo w porządku. W kilku miejscach dialogi zapisałabym inaczej, ale pewności nie mam.

Czasami masz dwa pytajniki albo wykrzykniki. Tak nie – występują pojedynczo albo trójkami.

Wyjustuj tekst, będzie lepiej wyglądał.

Poczekaj, aż tu zajrzy Regulatorzy, wtedy dowiesz się więcej. :-)

 

A czy bohater wyżywa się na żonie, robocie czy domowym zwierzątku, to mamy jedno znęcanie się nad bezbronnym i to samo sukinsyństwo…

Babska logika rządzi!

Jak dla mnie – technicznie napisane jest to (chyba, bo ekspertem nie jestem) dobrze. Tyle, że za mało danych. Ot taka sobie scenka, w której gość zje*ał robota.

Nie wiem dlaczego (a wybuch agresji był tak nagły, że wypadałoby coś tu dodać – może jakąś myśl bohatera?) , nie wiem co ten gość w sumie robi – poza tym, że na co dzień w jakiś sposób jest od tych robotów uzależniony. Nie wiem jak wygląda świat w jakim akcja się toczy. Nie wiem, czy roboty mogą coś czuć/posiadać osobowość czy inteligencję (mam wrażenie, że tak). Można by tak wymieniać.

Zero tła fabularnego. Generalnie przez to, cała ta agresja jest (dla mnie) bez sensu. I jeszcze Aleksander staje się na koniec Tomaszem. 

And one day, the dream shall lead the way

Bez owijania w bawełnę? Proszę bardzo.

Niczym – jak dla mnie takie – nie uzasadnione wyżywanie się na automacie budzi zdziwienie, a po chwili niesmak. Agresja i sadyzm nie bawią, a z bohatera czynią psychola. Dwulicowego, bo wobec SI korpowozu zachowuje się odmiennie.

Zakończenie sugeruje, że taki początek dnia jest jakimś niemal rytuałem, jeżeli zatłukł robota i nie będzie miał się na kim wyżyć, nie wytrzyma pojutrze w pracy. Dlaczego dopiero pojutrze?

Brak tła w postaci obrazu świata, w którym obraca się bohater, uniemożliwia zorientowanie się, czy wszyscy są tak samo potrzaskani jak protagonista, i dlaczego, jeśli tak, czy tylko ten jeden facet ma obluzowane klepki.

Jeżeli miało być śmiesznie – nie jest.

<>

– Witam Panie Tomaszu! – odezwał się system kobiecym głosem. – Alkohol: 0,0; ciśnienie krwi: 130/83 (zalecam bieganie); nastrój: dobry. ---> brak przecinka przed wołaczem, zamiast średników wystarczyłyby przecinki, w mowie nie słychać nawiasów.

Dziwny tekst. Nie zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

A mnie rozbawiło. Nie wgłębiam się w głębszy sens, w każdym razie się pośmiałem. 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie mam pojęcia, co Autor miał zamiar opowiedzieć. :-(

 

…wpa­dły pierw­sze pro­mie­nie po­ma­rań­czo­wo­ró­żo­we­go słoń­ca. – …wpa­dły pierw­sze pro­mie­nie po­ma­rań­czo­wo-­ró­żo­we­go słoń­ca.

 

Jakże się to mogło stać, Mo­spa­nie? – Dlaczego mospan jest napisany wielką literą?

 

Py­ta­ją­cy pod­szedł do re­ga­łu i osten­ta­cyj­nie uchwy­cił trzo­nek. – Trzonek czego? Regału? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na większość pytań istnieje odpowiedź, skoro jednak wyrobiony czytelnik nie zrozumiał zamysłu autora znaczy to, że tekst jest do bani…

Skoro jednak tyle osób zechciało skomentować mój „wypot”, za co jeszcze raz dziękuję, czuję się w obowiązku napisać parę słów.

 

Tło fabularne, choć delikatne tylko, najwyraźniej za słabo zaznaczone, ale jest. Bohater, właściwie antybohater, pracuje w korporacji. Już dziś taki pracownik poddawany jest ogromnej presji; nie ma prawa do złych dni, każdy nowy dzień ma być najlepszym w życiu; jego mózg „ładowany” jest przekazami (korpogadką) o zdobywaniu, podbojach, wygrywaniu i wojnie z konkurencją. Kiedy coś mu nie wyjdzie, szef potrafi zapytać „…i jak ty się z tym teraz czujesz?”, szczególnie jeśli podwładnego zaliczono do zielonego typu osobowości wg. topologii Insight (niewiarygodne pytanie, prawda Rex87?). Już dzisiaj pracownik korporacji ma mieć zunifikowany wygląd i zachowanie. Jego służbowy telefon ma być stale włączony. Każdy ruch jest monitorowany za pomocą GPS, a wydruki przesyłane są do bezpośredniego przełożonego. Niedługo w samochodach zainstalują alkomaty a potem pewnie monitory pracy serca. Następnym krokiem będzie sprawdzanie nastroju, jeśli będzie niski – pojazd nie pozwoli uruchomić silnika.

 

Nie opisywałem tego w szczegółach, bo wydawało mi się to nieistotne dla czytelnika (założenie okazało się być błędnym…). Nie ma wielkiego znaczenia gdzie protagonista pracuje; jest członkiem korporacji (korpoludkiem, jak sami siebie nazywają), prezesem, adwokatem, czy sfrustrowanym robotnikiem rolnym. Ważne jest, że część populacji lubi życie pod presją, ale dla większości staje się ono mordęgą. Szczególnie jeśli do pracy, której nienawidzą, uwiązani są kredytem, zobowiązaniami, etc. Stają się niewolnikami, którym nie wolno mieć złych dni, zawsze muszą być uśmiechnięci, zawsze pałać niepohamowaną ochotą do pomagania klientom. Presja rośnie. Poziom frustracji też. Podobno funkcjonariusze Stasi musieli pasować do kanonu komunisty pod każdym względem (także prywatnym, co było kontrolowane) i dlatego w ich rodzinach przemoc była powszechna i powszednia.

 

Psychotyczny frustrat nie potrzebuje logicznego powodu do wybuchu. Szuka jedynie zaczepki, szczególnie po alkoholu.

 

I wreszcie dochodzimy do sedna. Moim zdaniem, Finklo, jest duża różnica, czy podmiotem przemocy jest żona i dzieci, pies, czy robot, szczególnie z punktu widzenia maltretowanych. Nie postawiłbym znaku równości pomiędzy tymi bytami. Myślałem, że głównym zarzutem z Waszej strony będzie to, że mało prawdopodobnym jest, żeby to, czyli obicie gadającego przedmiotu, frustratowi wystarczyło. Na razie robot kelner jest na tyle mało popularny, że nie sposób tego sprawdzić…;-)

Jak ocenić mojego bohatera? Wszyscy ocenili go jednoznacznie fatalnie. Pewnie dlatego, że opowiadanie napisane zostało źle a robot został za bardzo spersonifikowany…

 

Uffff. Nie świadczy to dobrze o tekście, jeśli autor musi pisać taki elaborat w celu jego wyjaśnienia… :-(

 

Tym bardziej dziękuję za cierpliwość i uwagi. Wiem, co zrobiłem źle.

 

Regulatorzy – słońce nie świeciło przez witraż, dlatego będę się upierał przy „pomarańczoworóżowych promieniach”. Natomiast flaga Polski jest z pewnością biało-czerwona.

Mospanie – racja!

Co do trzonka, wydawało mi się, że czytelnik sam wie, że trzonek jest częścią młotka, siekiery, czy jakiegoś narzędzia; w tamtej chwili nie jest ważne jakiego… Może nie mam racji…

Kiedy coś mu nie wyjdzie, szef potrafi zapytać „…i jak ty się z tym teraz czujesz?”, szczególnie jeśli podwładnego zaliczono do zielonego typu osobowości wg. topologii Insight (niewiarygodne pytanie, prawda Rex87?).

 

Sam pracuję w korpo i kto wie, może i na mnie podobne gierki stosują, wredni HR-owcy ;) 

Mam nadzieję, że Cię nie uraziłem moim komentarzem – ja już tak mam, że wolę co do swojego tekstu usłyszeć brutalną, ale uczciwą opinię czytelnika, niż słodzenie i to samo staram się robić pod opkami innych.  Podobało się – super, skowronki i motylki w brzuchu, jak przed pierwszą randką. Nie, no trudno, widocznie coś spieprzyłem i muszę zastanowić się gdzie. Oczywiście nikt tu nie jest też żadną wyrocznią – i jego zdanie wcale nie musi być tym jedynym prawidłowym. 

Tak czy inaczej, jeden gorszy tekst to nie koniec świata – pisz więcej, ucz się na błędach. Jako czytelnik, chętnie zapoznam się z następnymi. 

Peace!

And one day, the dream shall lead the way

Mam nadzieję, że Cię nie uraziłem moim komentarzem – ja już tak mam, że wolę co do swojego tekstu usłyszeć brutalną, ale uczciwą opinię czytelnika, niż słodzenie i to samo staram się robić pod opkami innych.

Absolutnie nie mam do nikogo pretensji, że napisałem marne opowiadanie! :-) Przez myśl mi to nie przeszło. Dziękuję za rzetelną krytykę, tylko dzięki takiej można się czegoś nauczyć.

 

Cieszę się, że dajesz mi jeszcze jedną szansę!

Tekst jest niepełny, tj. Brskuje mu tła postaci, jak również jakiegoś punktu odniesidnia do przemocy w ogolnosci. Czy to wspomnianych bitych dzieci (może stary lał bohatera i teraz on potrafi żyć jedynie z ai, które i tak niszczy), czy też może mobbinu i bezsilności w pracy, które znajdują ujście bezkarnie na ozywionych przedmiotach. Na te chwilę yroche za mało.

I po co to było?

Nowa Fantastyka