- Opowiadanie: mervedinh - Duch świąt

Duch świąt

Witam wszystkich!

Tekst napisany pod wpływem impulsu. Pierwszy raz coś dłuższego niż mail w pracy od czasów liceum. Błędów nie uniknę, ale może historia się spodoba!

Jeżeli chodzi o prezent, jako gatunek wybrałem High Fantasy, jako motyw - Świąt nie będzie.

Pozdrowienia!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Duch świąt

Koń gnał przed siebie ile sił w kopytach, z trudem omijając krzaki i gałęzie drzew. Jeździec obejrzał się za siebie i ze zdziwieniem stwierdził, że banda dziwnych gnomów zaprzestała pogoni za Nim. Stali w miejscu i machali siekierami w jego stronę, widocznie ciesząc się z tego i głośno rechocząc.

– Odjadę jeszcze kawałek i zatrzymam się gdzieś w gąszczu – stwierdził.

Nim się jednak odwrócił, poczuł mocne uderzenie w bok głowy i klatkę piersiową. Po ciosie nastąpił oślepiający błękitny błysk.

 

* * *

 

Zbudził go odór końskiego pyska. Zwierzę szturchało go w głowę i ramię prawdopodobnie sprawdzając, czy jego właściciel jeszcze dycha.

Nie czuł bólu, jedynie paraliżujące zimno. Kiedy podniósł głowę, jego oczom ukazał się pokryty śniegiem i skuty lodem krajobraz. Wszystko wydawało się zamarznięte, martwe. Między sosnowymi i świerkowymi gajami dostrzegł wysokie góry. U ich podnóża widać było wioskę.

– Dziwne. Jeszcze przed chwilą był tu zielony las. Jak się tu znaleźliśmy, przyjacielu? – koń zdawał się być równie zaskoczony i zdezorientowany jak on.

– Nie stójmy tak, bo zamarzniemy. Chodź, spróbujemy dostać się do tej osady.

Po kilkudziesięciu minutach podróży dotarli do drewnianej palisady i bramy osady. Napis "Hulluus" wybity na tablicy nie mówił mu absolutnie nic. Po głównej drodze krzątało się kilka pojedynczych osób. Podążał za gwarem dobiegającym zza rogu ulicy, by po chwili dojść do budynku, który niemal na pewno był karczmą. Przypiął konia obok innych koni stojących przy wodopoju. Wysupłał z juk sakiewkę z monetami, oraz krótki sztylet, który schował za pazuchę kurtki.

"Kirous", cokolwiek nie znaczyło, było prawdopodobnie nazwą tego przybytku. Karczma była przepełniona rozmawiającymi i pijącymi ludźmi. Nie znał języka, jakim porozumiewali się miejscowi. Wiedział jedynie, że to jakaś odmiana nordyckiej mowy. By uniknąć ciekawskich spojrzeń, udał się w stronę karczmarza.

– Mitä voin tarjota sinulle, tulokas? – zapytał karczmarz.

Ze studiów wojskowych zapamiętał kilka nordyckich słów i stwierdzeń.

– Coś ciepłego – pomyślał. – Glögi. Daj mi grzanego wina karczmarzu.

Rozejrzał się po karczmie, i znalazł tylko jedno wolne miejsce. W końcu zadymionego pomieszczenia przy stole siedziało dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich, starszy jegomość z siwą brodą, ubrany był w purpurową szatę. Obok niego stał oparty o ścianę drewniany kostur, z osadzonym na czubie purpurowym kamieniem. Drugi mężczyzna nie wyróżniał się niczym specjalnym. W oczy rzuciły mu się jedynie dłuższe ciemne włosy, księga ze zdobionym piórem, oraz krótki sztylet przyczepiony do skórzanej kurtki.

– Można? – zapytał we wspólnym języku.

– Śmiało, siadaj – odparł siwy gość.

– Jestem Reese, zwany Rysiem. Wiecie może co to za wioska?

– Nie do końca – odrzekł ten z księgą. – I szczerze, to zupełnie nie wiem jak znalazłem się na tym zadupiu.

– To tak jak ja – powiedział Reese – Uciekałem przed zgrają dziwacznych gnomów. Nagle poczułem uderzenie, i ocknąłem się w śniegu niedaleko stąd.

– Cóż. Ja po tygodniu w końcu namówiłem mą drogą Elizę, żeby uchyliła dla mnie rąbka sukni. Trafiłem delikatnie mówiąc dosyć nieszczęśliwie, gdyż jej ojciec okazał się miejscowym katem. Uciekając przed wizją perfekcyjnego cięcia uderzyłem w coś głową, i także obudziłem się w zaspie. Jestem Feuille, ale wszyscy mówią na mnie Kviath – wyciągnął rękę do przybysza.

– A co z Panem? – obaj spojrzeli na zamyślonego dziadka.

– Badałem dziwną energię nieopodal mojego laboratorium w Mile. Przedzierałem się przez gąszcz krzaków, i… Cóż. Reszta mojej historii jest identyczna jak Wasza. Znam trochę języków nordyckich, dogadałem się z karczmarzem na izbę na górze. Jeżeli masz trochę koron, możesz spać z Nami. Rano spróbujemy się zorientować gdzie jesteśmy.

– Jasne, a co innego mi pozostało, skwitował Reese.

 

* * *

 

Rano po obfitym śniadaniu karczmarz wskazał im chatę, w której mieszka kobieta znająca trochę wspólny. Ona z kolei niezbyt chętna na rozmowę, zaprowadziła ich pod drzwi wieży czarodzieja. Ten przyjął ich do siebie, ciesząc się na spotkanie z kimś innym, niż miejscowa ludność.

– Witajcie przybysze. Jestem Pyrokam, czarodziej zakonu z Innosy. Co Was do mnie sprowadza?

– Nie do końca wiemy jak się tu znaleźliśmy, magu. Wszystkich trzech wydarło ze swoich zajęć uderzenie i błękitny błysk. Wszyscy ocknęliśmy się w okolicy tej wsi – wyjaśnił Malamy, purpurowy mag.

– Ciekawe, co powiadacie. Mnie również kilkanaście dni temu spotkało coś podobnego. Miejscowi znaleźli mnie w śniegu. Kiedy wyjaśniłem że jestem magiem, przywlekli mnie do tej wieży. Powiedzieli, że kilka dni wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął pewien chłop, a zaraz po nim wiedźma, właścicielka tej wieży. 

– Czyli wszyscy tkwimy w podobnym bagnie. – stwierdził Kviath.

– Nie da się ukryć – odparł gospodarz. – Z moimi braćmi z zakonu badaliśmy pojawiające się i znikające co jakiś czas dziury energetyczne. Przywodziły na myśl coś na kształt portali. Jednak dobrze wiem, że nikomu do tej pory nie udało się, pomimo badań i prób, otworzyć żadnego.

– Jak widać ktoś tego w końcu dokonał – stwierdził Malamy. – Tylko dlaczego wszyscy wylądowaliśmy akurat tutaj?

– Tego nie wiem. Przekopuję księgi które znalazłem w tej wieży, żeby zorientować się jak mam wrócić do domu. Z map wynika, że jesteśmy gdzieś na odległej północy. Góry u podnóża których leży ta wioska, to prawdopodobnie Murh Hakku, Góry Strome.

– Niemożliwe! To niemal trzy miesiące podróży konną od mojej rodzinnej Allier – skwitował Feuille.

– Na ten moment tyle wiem. Jeżeli nie macie nic lepszego do roboty i potraficie czytać, możecie pomóc mi z tymi księgami. Może razem uda Nam się coś z tego zrozumieć – zaproponował Pyrokam.

– Popatrzyli po sobie i złapali za księgi licząc, że szybko uda im się rozwiązać tę dziwaczną zagadkę.

Reese i Kviath cały dzień wertowali wraz z Pyrokamem księgi i zwoje z notatkami, głównie w języku nordyków. Malamy zajął się z kolei próbami połączenia się ze swoim znajomym magiem z Uniwersytetu Aońskiego w Mile.

Dochodził wieczór, a nie udało im się w zasadzie nic osiągnąć. Gdy podążali na kufel piwa, zaczepiła ich Lara, która wcześniej zaprowadziła ich do wieży. 

– Jutro mamy tutaj doroczne święto Nuotio Talo, święto domowego ogniska. Nie zdziwcie się, bo będzie tu panował mały rozgardiasz.

Pili długo i dużo, bo nic im już dzisiaj nie pozostało. Gdy w karczmie zostały tylko niedobitki świętujących wieśniaków, zgarnęli z krzesła nieprzytomnego maga i udali się spać do wieży.

 

* * *

 

Reese zbudzony hałasami i krzykami dobiegającymi zza okna, długo zastanawiał się co zrobić. Łudził się, że to jakiś zły sen, i rano obudzi się we własnej kwaterze. Gdy zdał sobie sprawę, że patrzy na doświadczony przez czas sufit wieży, usiadł na krawędzi łóżka.

– Muszę się poruszać, bo oszaleję.

Ubrał śmierdzące wędzonym wczoraj świniakiem spodnie i kurtkę. Zacisnął pas ze sztyletem, sprawdził zawartość sakiewki. Założył ciężkie wojskowe buty, i udał się w stronę stadniny, by sprawdzić co z jego koniem. Idąc przez wioskę, zaskoczyła go obecność kilkudziesięciu dziwnych małych gnomów. Ni to elfy, ni to krasnoludy, pomyślał. Szpiczaste uszy i długie wąskie nosy jak u elfów, brody nieco krótsze niż u krasnoludów, wzrostem przypominały bardziej gnomy. Przypominały te same istoty, które goniły go niedawno w …. Te jednak dla odmiany wydawały się zupełnie wesołe, a siekiery służyły im do budowania czegoś na kształt stoisk żywcem wziętych z targowiska. Krzyczały wesoło do siebie, co jakiś czas podśpiewując dziwaczne pieśni.

W stajni koń parsknął wesoło na jego widok. Ryś wyciągnął szczotkę z juk, i począł czesać koński grzbiet. Gdy skończył, poklepał towarzysza podróży, i zaczął rozciągać po kolei wszystkie swoje mięśnie tak, jak to zwykł robić codziennie. Był żołnierzem na zamku  Księcia Huberta de Claire. 10 lat w służbach specjalnych pozwoliło mu zachować znakomitą formę i zdrowie. Od ponad roku nie miał co prawda wiele do roboty, bo trwał rozejm pomiędzy stronami konfliktu. Tułał się więc po okolicach Grodzic, w poszukiwaniu okazji do dorobienia do żołnierskiego żołdu.

Po krótkiej ale dokładnej rozgrzewce, sprawdził jeszcze swoje bagaże. Nic nie zginęło, włącznie z mieczem, który trzymał w ukryciu przed wzrokiem gapiów.

W drodze powrotnej do wieży zauważył, że stragany elfów są już gotowe, a Ci wykładają na stoły przeróżne przedmioty. Były tam między innymi tak dziwaczne rzeczy jak kule do wróżb, zdobione słoiki ze świetlikami w środku, różdżki, rzekomo zaczarowane kamienie i kości zwierząt. Różnej maści biżuteria i ozdoby przeplatały się ze zwykłymi przedmiotami gospodarstwa domowego, czy z zabawkami dla dzieciaków. Nieco bliżej karczmy stały stoiska z łowieckim i rzemieślniczym asortymentem. Narzędzia od kos, przez piły i młoty. Proce, łuki i kusze, a także topory, noże myśliwskie, oraz charakterystyczne dla elfików siekierki. Ominął całe to zamieszanie, i skierował swoje kroki w stronę wieży. 

– Witajcie Panowie. Udało Wam się coś znaleźć?

– A jak Ci się wydaje? – odparł ironicznie Kviath.

– Cóż, więc i Ja siadam do pracy.

Mijały godziny, podczas których wertował coraz więcej i więcej stron. Coraz częściej czuł, jak sklejają mu się ze sobą powieki. Co jakiś czas słyszał tylko przeklinanie Malamiego, że na falach magicznych coraz mniej wolnych częstotliwości do połączeń. W końcu zasnął.

 

* * *

 

Tym razem zbudził go potężny wybuch. Wszyscy w bibliotece wieży poderwali się na równe nogi, i pobiegli do drzwi. Reese rozejrzał się, i nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Elfiki z miłych handlarzy świątecznymi podarkami zmieniły się w te same bydlaki, które goniły go wcześniej. Tym razem gnały za mieszkańcami wioski, złowrogo wymachując siekierkami. Wszystkie straganiki znajdujące się przy wieży stały już w płomieniach. To, co wygoniło ich z wieży, to płonące i wybuchające co jakiś czas stoisko z fajerwerkami. Z głównej części wioski dochodziły do nich przeraźliwe krzyki zarówno mieszkańców, jak i morderczych elfów.

– Musimy dostać się w okolice karczmy – stwierdził żołnierz.

– Stworzę Nam na krótko barierę ochronną – odpowiedział Pyrokam, i wykonał kilka gestów dłonią, szepcząc pod nosem.

Gdy znaleźli się w obrębie niebieskiej kuli ochronnej, podążyli ścieżką w dół wioski. To co zobaczyli, przypominało małą bitwę. Część mieszkańców pochowana w chatach po lewej od nich, rzucała w grupę skrzatów czym popadnie. Po przeciwległej stronie placu mieszkańcy okopali się za straganem z kuszami, i strzelali do wszystkiego co się rusza. Nagle przez bramę wioski z impetem wjechał na plac wóz ciągnięty przez dwa konie, prowadzony przez dwa ryczące ze śmiechu elfy. Na wozie płonął wielki stos jodeł i świerków, ścinanych co roku z okazji święta. Ukryci w karczmie mieszkańcy zaczęli podpalać butelki jałowcówki przygotowanej specjalnie na dzisiejszy wieczór, i rozpoczęli ostrzał karłowatych elfów. Gdy te zaczęły się wycofywać, na dachu karczmy ukazało się światło przypominające błękitną pionową źrenicę. Po chwili wyszedł z niej zdenerwowany mężczyzna, a źrenica zniknęła.

Jego czarne oczy ziały złem, a przeraźliwy śmiech wiercił wszystkim dziury w mózgach.

– Święta w tym roku nie będzie! Wszyscy zostaniecie moimi niewolnikami!!!

– Kto to do cholery jest? – zapytał Kviath.

– Nie wiem.. – odparł z przerażeniem Malamy – Ale wiem, że jako pierwsi widzieliśmy jak otwiera się portal…

– Nie ważne, jesteś potężnym magiem! Wypal mu drugą dziurę w dupie! – krzyczał Reese.

Malamy zaczął strzelać do osobnika na dachu ognistymi kulami, ten jak się jednak okazało, potrafił odbijać je na boki przy pomocy magicznego zaklęcia.

– Musicie odwrócić jego uwagę – krzyczał mag – Może wtedy uda mi się go trafić!

Towarzysze uznali słusznie, że przebiegnięcie przez środek placu może skończyć się dla nich kilkoma nowymi otworami po bełtach. Ruszyli więc w stronę chat, w których skrywali się mieszkańcy wioski. Nad głowami dalej latały płonące flaszki i kamienne pociski, wystrzeliwane przez mieszkańców wsi ze znalezionych proc. Gdy dotarli do budynków natknęli się na wściekłą Larę, mieszającą wybuchowe słoje alkoholi.

– Wybiję te chędożone elfy w pień! – grzmiała kobieta.

– Co tu tak cuchnie? – zapytał Kviath po chwili.

– Co roku wieszamy na kominku skarpety na prezenty dla dzieci – odparła Lara.

– I to one tak śmierdzą?

– Panie, te elfy zasrały wszystkie moje skarpety. Lepiej podpalcie mi czymś te butelki!

Seria domowej roboty petard utorowała im drogę do karczmy. Stado elfików rozbiegło się pod daszki i ławki, szukając schronienia przed płonącym alkoholem. Gdy ostrzał na chwilę ustał, droga do karczmy stała przed nimi pusta. Reese zachował jedną butelkę, i gdy byli w pobliżu wroga, zaczął krzyczeć:

– Dalej Malamy, spal go na wiór! Teraz!!!!

Gdy czarnooki facet odwrócił wzrok w stronę lecącej butelki, czarodziej posłał w niego serię płonących pocisków. Gdy ten zdał sobie sprawę z sytuacji, stało się coś niezwykłego. Z ciała wydobyła się czarna chmura dymu, która po chwili uformowała się w coś na kształt ducha.

– W końcu jestem wolny! To dopiero początek Waszego końca, śmiertelnicy! Spotkamy się na końcu Waszej drogi!- wykrzyknął czarny duch, i odleciał gdzieś na południe.

– To jakiś koszmar… – skwitował Pyrokam.

 

* * *

 

Elfy ocknęły się z letargu, nie wiedząc co się wydarzyło. Razem z mieszkańcami wioski znosili trupy pod bramę, a rannych do karczmy. Ryś i Kviath sączyli pozostałą jałowcówkę. Czarodzieje Pyrokam oraz Malamy pomagali miejscowym w tamowaniu krwi i zabezpieczaniu ran pozostałych przy życiu.

– To był Thyperis – stwierdziła Lara.

– Kto? – spytał Kviath.

– Ten chłopak, który zaginął zaraz po wiedźmie.

– Cóż, pozostała po Nim kupka popiołu – skwitował Reese.

– Chyba wiem co się stało – wypalił nagle Pyrokam. – Ten duch… wydaję mi się, że to Berus, bóg zniszczenia i śmierci.

– Myślałem bardziej o jakimś dżinie. Uczyli mnie o nich na studiach oficerskich.

– Nie, to na pewno nie to. Zwykły wiejski chłopek nie uwolniłby dżina z lampy. Ten głupiec złożył w ofierze wiedźmę i myślał, że przyzwie ducha i przejmie jego moc. Duch wykorzystał jego ciało jako naczynie. Gdy naczynie pękło, potwor pokazał swoje prawdziwe oblicze. Mamy zatem święto odrodzenia boga Berusa.

– Czyli jesteśmy w środku rzyci – odparł Malamy. – Z tego co wiem, duch zanim został zamknięty w lochu przez wielkiego szamana orków, zdążył zniszczyć niemal całą cywilizację.

– Owszem, ale teraz jest jeszcze słaby. Możemy podążyć jego śladem, i spróbować go wtrącić z powrotem do lochu.

– Chętnie się przydam, i tak nie zapowiadało się teraz na wojnę. – stwierdził Reese.

– Cóż. Nie ma gorszej istoty, niż mój niedoszły teść kat. Mogę więc ruszyć z Tobą za demonem.

– Przygotuję Wam dwa talizmany magiczne. Jeżeli wsypiemy do nich trochę popiołu pozostałego z Thyperisa, będą Was prowadziły śladem demona – powiedział Pyrokam. – Ja sprawdzę chatę tego nieszczęśnika, może trzyma tam jakieś notatki wiedźmy.

– Ja lecę do mojego klasztoru, poinformować Zgromadzenie Magiczne. Ten cały Berus to nie przelewki. Nie wspominając już o otwarciu portalu.

– Wyruszycie rano, a póki co zbierzcie siły – zakończyła Lara.

Koniec

Komentarze

Wiesz, w konkursie może toto nie przejść, bo limit znaków jest przekroczony – nie dużo, ale jednak – no i ewidentnie jest to fragment (brak konkluzji). :\

Trochę szkoda, bo świat (fantastyczna Finlandia?) jest całkiem fajny. Przypomina Skyrim. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR Dzięki za przeczytanie! Mam nadzieję, że umiliło czas moje opowiadanie :) Co do limitu – cóż, mój błąd. To opowiadanie to pierwszy tekst, jaki dodałem na forum. Ilość znaków zobaczyłem już po publikacji, a telefon na którym pisałem trochę inaczej znaki policzył. Co do Skyrim'a – nie miałem okazji zagrać :) Moja przygoda ze światem TES zaczęła, i zakończyła się na Morrowindzie xD Ale może to pretekst do sprawdzenia :) Dzięki!

W sumie dla mnie to bardziej kwestia przełamania się, i wystawienia się na krytykę. Także nie muszę stawać do konkursu, i tak jestem dumny!

W takim razie gratuluję pierwszego kroku. :) A jeśli chodzi o pisanie pod limit – portalowy edytor zawsze nabija trochę więcej znaków niż teoretycznie jest w rzeczywistości. Ot, zagadka.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej 

mervedinh

 

Fajnie, że się przełamałeś. Jest to trudne, ale pocieszę Cię, dalej jest coraz gorzej :D. Jeśli zamierzasz pisać więcej i publikować na portalu, to pozwolę sobie na dobrą radę :). Wszystkie uwagi i krytyka nie jest po to by Cię zniechęcić, a jedynie wskazać dobrą drogę :). 

 

A jeśli chodzi o tekst to fabuła trochę kuleje. Możliwe, że tekst wymaga zwyczajnie dopracowania. Są jakieś sprawy techniczne, o których na pewno ktoś Ci napisze. 

 

Ale czytało się całkiem fajnie, opowiadanie ma klimat. Czuć w nim daleką północ :). Podobają mi się też bitwa z elfami, która jest opisana całkiem obrazowo, a do tego powaga miesza się tu z humorem, co jest na plus :) 

 

Ale muszę się zgodzić, że wrzucanie niedokończonego opowiadania na konkurs to nie jest najlepszy pomysł. Jeśli chodzi o limit to nie jest problem, bo można dostać dodatkowe znaki za czytanie innych opowiadani. 

 

Pozdrawiam i powodzenia :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jeśli skomentujesz przynajmniej połowę konkursowych teksów, to limit zwiększa się do 18 tyś. znaków. Masz więc jeszcze sporą rezerwę.

Fajną historię opowiedziałeś, choć również wydaje mi się, że to dopiero początek czegoś większego. Drużyna i cel misji już są. 

 

Pozdrawiam

Cześć mervedinh!

 

Przede wszystkim gratuluję debiutu, dobrze, że się przełamałeś, bo w Twoim pisaniu z pewnością jest potencjał. Opowiadanie, jako całość, nie przypadło mi do gustu. Wygląda mi to raczej na jeden (i to nie pierwszy) z kilku (kilkunastu) rozdziałów jakiegoś dłuższego tekstu. Jest, jak to się mówi, “za dużo grzybków w barszczyku”, a brakuje konkluzji. Od strony językowej też nie jest najlepiej. Jest sporo złych odmian, powtórzeń i brakujących przecinków. Są dostępne w Internecie programy do sprawdzania interpunkcji, mają dużo wad, ale na początkowym etapie bywają pomocne.

 

Jako przykład powtórzeń wskażę:

By uniknąć ciekawskich spojrzeń, udał się w stronę karczmarza.

– Mitä voin tarjota sinulle, tulokas? – zapytał karczmarz.

Ze studiów wojskowych zapamiętał kilka nordyckich słów i stwierdzeń.

– Coś ciepłego – pomyślał. – Glögi. Daj mi grzanego wina karczmarzu

W tym fragmencie występuje “karczmarzoza” :P

 

Żeby natomiast nie wyszło, że tylko narzekam. Spodobała mi się kreacja świata. Jest mroźno, jest plastycznie, jest wiarygodnie. Skojarzenia ze Skyrim wydają mi się w pełni uzasadnione :)

 

Odnośnie limitu znaków, jak pisał AP, wystarczy, że będziesz aktywnie komentował inne teksty konkursowe i będzie dobrze :)

 

Pozdrawiam i powodzenia!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze!

 

SNDWLKR – Już teraz będę wiedział, dzięki!

 

Bardjaskier – Dziękuję, z przyjemnością przyjmę każdą krytykę. Gdybym nie chciał jej znać, raczej nie wrzuciłbym tu nawet słowa.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze dużo pracy. Jak na pierwszy tekst i tak jest chyba całkiem nieźle.

Co do nie formuły – kiedy wymyślałem świat i postacie, starałem się to zrobić tak, żeby móc z nich jeszcze skorzystać. Co prawda sama część historii w tym akurat miejscu miała się już zakończyć, ale istotnie tekst wygląda na część większej opowieści.

Fajnie, że cokolwiek Ci się spodobało, dzięki!

 

AP – Jasne, zamierzam przeczytać i skomentować większość tekstów! Fajnie, że się podoba, dziękuję! Może stworzę kontynuację.

 

cezary_cezary – Dziękuję bardzo, za wyczerpujący komentarz!

To tak jak już pisałem powyżej. Techniczne problemy jak najbardziej rozumiem, to pierwszy taki tekst od ponad 10 lat, który napisałem. Dzięki za info o stronach z interpunkcją, chętnie skorzystam.

Co do “karczmarzozy” – cóż, nie miałem okazji zbyt długo sprawdzać swojej pracy, ze względu na ilość dostępnego czasu. Dzięki za zwrócenie uwagi.

Odnośnie limitu – jak wspomniałem, będę komentował!

Fajnie, że świat Ci się spodobał. Jeszcze raz dzięki za komentarz!

Witamy świeżynkę. Ostrzegam – będzie bolało. Ja się nie patyczkuję, ale wyrywam kręgosłupy i tańczę na nich hakę.

 Koń gnał przed siebie ile sił w kopytach, z trudem omijając krzaki i gałęzie drzew.

Koń gnał przed siebie, ile sił w kopytach, z trudem omijając krzaki i gałęzie drzew. Dobra, a teraz wyobraź sobie tego konia. Zasuwa bardzo szybko przed siebie – czy jest zwrotny? Czy może zasuwać slalomem? I czy w pełnym pędzie w ogóle zauważy gałęzie? Krzaki mógłby przeskakiwać (albo i nie, ale byłoby to spójne).

 Jeździec obejrzał się za siebie i ze zdziwieniem stwierdził, że banda dziwnych gnomów zaprzestała pogoni za Nim.

Drugi raz "siebie". Długie, spowalniające zdanie, a mamy tu pościg. "Nim" dużą literą sugeruje, że gnomy ścigały Boga Ojca (lub Syna) – p. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/zapis-zaimkow-wielka-litera/

 Stali w miejscu i machali siekierami w jego stronę, widocznie ciesząc się z tego i głośno rechocząc.

Z czego właściwie się cieszyli? Rytm zdań nie pasuje do pościgu, zresztą – czy bohater w pełnym pędzie, podrzucany na końskim zadku, widziałby takie szczegóły? Z daleka?

 – Odjadę jeszcze kawałek i zatrzymam się gdzieś w gąszczu – stwierdził.

Nie stwierdził, a postanowił. Stwierdza się fakty. Nie jest faktem powzięty plan (można stwierdzić, że ktoś plan powziął, ale sam plan faktem nie jest. Może nie wejść w życie).

 Nim się jednak odwrócił, poczuł mocne uderzenie w bok głowy i klatkę piersiową. Po ciosie nastąpił oślepiający błękitny błysk.

I to były osobne wrażenia? Na pewno?

 Zbudził go odór końskiego pyska.

…?

 Zwierzę szturchało go w głowę i ramię prawdopodobnie sprawdzając, czy jego właściciel jeszcze dycha.

Zwierzę szturchało go w głowę i w ramię, prawdopodobnie sprawdzając, czy właściciel jeszcze dycha.

 Nie czuł bólu, jedynie paraliżujące zimno.

Włóż nogę do zimnej wody. Boli? A teraz to zwielokrotnij. Większość ludzi doświadczyła bólu z zimna (niektórzy częściej…), więc nie będzie wiarygodna sytuacja, w której bohater powinien go czuć, a nie czuje (o ile tego jakoś nie wyjaśnisz). Zob. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842887

 Kiedy podniósł głowę, jego oczom ukazał się pokryty śniegiem i skuty lodem krajobraz.

To nic konkretnego. Postaw się w jego sytuacji. Co widzisz?

 Wszystko wydawało się zamarznięte, martwe.

To nadal nic konkretnego. Opisy zimy:

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dickens-opowiesc-wigilijna.html :

Tymczasem mgła i ciemność tak zgęstniały, że na ulicach zjawili się ludzie i biegali z pozapalanymi latarniami, ofiarując się iść przed końmi ciągnącymi powozy i prowadzić je po właściwej drodze. Starożytna wieża kościoła, z której gotyckiego okna ciekawie spoglądał wciąż na Scrooge'a stary rozbity dzwon, zniknęła i ów dzwon wybijał godziny oraz kwadranse wśród mgły z tak silnymi wibracjami, jak gdyby mu zęby szczękały z zimna.

Mróz bowiem z każdą niemal chwilą się wzmagał.

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/nasza-szkapa.html#m1209316379375

A mróz trzymał. Choć się i wiatr na zachód obrócił, zimnisko takie było w izbie, że aż para szła. A zelżało trochę pod wieczór, to znów śniegiem miotło tak, że świata widać nie było. Piotruś to już i do ochronki nie szedł, tylko za piecem, albo w nogach matczynego łóżka siedział, taki delikacik! A my z Felkiem pigułyśmy ze śniegu robili i walili w siebie na rozgrzewkę.

Zobacz też: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dziewczynka-z-zapalkami.html

 Między sosnowymi i świerkowymi gajami dostrzegł wysokie góry. U ich podnóża widać było wioskę.

I nareszcie konkret, ale gaje z martwotą nie konweniują. Nie jest to w ogóle zbyt wiarygodny opis – widać tę wioskę przez gaje?

 – koń zdawał się być równie zaskoczony i zdezorientowany jak on.

Nawet, jeśli to koń powiedział, to: – Koń zdawał się równie zaskoczony jak on. A jeśli to nie koń powiedział, to wyrzuć myślnik i daj to od nowej linijki.

 spróbujemy dostać się

Spróbujemy się dostać. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/p-Szyk-zaimka-zwrotnego-em-sie-em-p;23075.html

 dotarli do drewnianej palisady i bramy osady

Rym, powtórzenie. Palisada przeważnie jest drewniana. Można by to zrobić tak: dotarli do bramy w palisadzie.

 Napis "Hulluus" wybity na tablicy nie mówił mu absolutnie nic.

Komu? I wybity napis sugeruje tablicę z blachy – w świecie bohaterskiej fantasy?

 Po głównej drodze krzątało się kilka pojedynczych osób.

Na głównej drodze kręcili się pojedynczy ludzie. https://sjp.pwn.pl/szukaj/krz%C4%85ta%C4%87%20si%C4%99.html

 Podążał za gwarem dobiegającym zza rogu ulicy, by po chwili dojść do budynku, który niemal na pewno był karczmą.

Chaotyczny opis. Może zacznij od tego gwaru? I skąd bohater wnioskuje, że budynek jest karczmą?

 Przypiął konia obok innych koni stojących przy wodopoju.

Przypiął? Rower tak, ale konia? Ogólnie coś mi tu nie gra, ale opisu tu niewiele.

 Wysupłał z juk sakiewkę z monetami, oraz krótki sztylet

Z juków. Przecinek wyrzuć. https://wsjp.pl/haslo/podglad/110193/juk

 schował za pazuchę kurtki

Schował za pazuchę. Kropka.

 "Kirous", cokolwiek nie znaczyło, było prawdopodobnie nazwą tego przybytku.

Ale zamiast mnie o tym zapewniać, pokaż omszały i wiszący na jednym gwoździu szyld z nazwą. Albo właśnie błyszczący i ładny. Daj mi jakąkolwiek zahaczkę dla wyobraźni.

 Karczma była przepełniona rozmawiającymi i pijącymi ludźmi.

To jest bardzo mało obrazowe. Ile wynosi pojemność karczmy?

 Nie znał języka, jakim porozumiewali się miejscowi.

Którym.

 Wiedział jedynie, że to jakaś odmiana nordyckiej mowy.

Mowy nordyckiej, i skąd wiedział?

 Ze studiów wojskowych

? Znaczy się, bohater jest oficerem? O co chodzi?

 słów i stwierdzeń

Słów i wyrażeń.

 Daj mi grzanego wina karczmarzu.

Wołacz oddzielamy. Daj mi grzanego wina, karczmarzu.

 Rozejrzał się po karczmie, i znalazł tylko jedno wolne miejsce.

Bez przecinka.

 W końcu zadymionego pomieszczenia przy stole siedziało dwóch mężczyzn.

Znakomicie widocznych w tłoku? I dymie? Odegraj sobie w głowie tę sytuację.

z osadzonym na czubie

https://wsjp.pl/haslo/podglad/52296/czub Zobaczyłam kostur maga z punkową fryzurą XD Ale serio, kostur nie ma czuba. Ani czubka. Jest mniej więcej równej grubości od dołu do góry.

 Drugi mężczyzna nie wyróżniał się niczym specjalnym. W oczy rzuciły mu się jedynie dłuższe ciemne włosy

Kto jest podmiotem drugiego zdania? A włosy dłuższe od czego?

 księga ze zdobionym piórem

Ale co księga? Czytał ją, leżała przed nim na stole? I jak się ma do tego pióro? A zdobione musi być czymś – bez określeń może być "ozdobne".

 , oraz krótki sztylet przyczepiony do skórzanej kurtki.

Przecinek zbędny ("oraz" załatwia wyliczenie). Jak, uważasz, przyczepić sztylet do kurtki?

 Jestem Reese, zwany Rysiem

Taka mieszanina języków wygląda cokolwiek parodystycznie.

 Wiecie może co to za wioska?

Wiecie może, co to za wioska?

 I szczerze, to zupełnie nie wiem jak znalazłem się na tym zadupiu.

I szczerze, to zupełnie nie wiem, jak się znalazłem na tym zadupiu.

 – To tak jak ja – powiedział Reese – Uciekałem

– To tak, jak ja – powiedział Reese. – Uciekałem… Vid.: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 Nagle poczułem uderzenie, i ocknąłem się w śniegu niedaleko stąd.

Bez przecinka. Odradzam podobne rekapitulacje – myśmy to widzieli. Bohaterowie nie, ale możesz to załatwić po prostu mówiąc, że Reese o tym opowiedział.

 Ja po tygodniu w końcu namówiłem mą drogą Elizę, żeby uchyliła dla mnie rąbka sukni.

Mmmm… łatwa trochę ta Eliza. Nie, żeby coś.

 Trafiłem delikatnie mówiąc dosyć nieszczęśliwie, gdyż jej ojciec okazał się miejscowym katem.

Trafiłem, delikatnie mówiąc, dosyć nieszczęśliwie, gdyż jej ojciec okazał się miejscowym katem. I nie połapał się wcześniej? Dobrze mu tak.

 Uciekając przed wizją perfekcyjnego cięcia

…?

 – A co z Panem? – obaj spojrzeli na zamyślonego dziadka.

– A co z panem? – Obaj spojrzeli na zamyślonego starca. Pan da swemu ludowi błogosławieństwo pokoju, a "dziadek" (o ile nie chodzi o członka rodziny) brzmi lekceważąco.

 Przedzierałem się przez gąszcz krzaków, i… Cóż.

W laboratorium? Przecinek zbędny, "cóż" może być małą literą.

 Reszta mojej historii jest identyczna jak Wasza.

Nie po polsku. A dalej było tak, jak z wami.

 Jeżeli masz trochę koron, możesz spać z Nami.

Starszy pan nie jest, mam nadzieję, królem incognito, bo właśnie się wsypał. Jeżeli masz parę koron, możesz spać z nami.

Rano spróbujemy się zorientować gdzie jesteśmy.

Rano spróbujemy się zorientować, gdzie jesteśmy.

 – Jasne, a co innego mi pozostało, skwitował Reese.

– Jasne, a co innego mi pozostało – skwitował Reese. Hmm. Gwiazdki się nie wyśrodkowały.

 wskazał im chatę, w której mieszka kobieta znająca trochę wspólny

Wskazał im chatę, w której mieszkała kobieta znająca trochę wspólny.

 Ona z kolei niezbyt chętna na rozmowę, zaprowadziła ich pod drzwi wieży czarodzieja.

Ona z kolei, niezbyt chętna do rozmowy, zaprowadziła ich pod drzwi wieży czarodzieja.

 Ten przyjął ich do siebie, ciesząc się na spotkanie z kimś innym, niż miejscowa ludność.

Mało zgrabne zdanie. Lepiej to pokazać w dialogu.

 – Witajcie przybysze. Jestem Pyrokam, czarodziej zakonu z Innosy. Co Was do mnie sprowadza?

– Witajcie, przybysze. Jestem Pyrokam, czarodziej zakonu z Innosy. Co was do mnie sprowadza?

 Nie do końca wiemy jak się tu znaleźliśmy, magu.

Nie do końca wiemy, jak się tu znaleźliśmy, magu. Niezbyt to grzeczne, na moje oko.

 Wszystkich trzech wydarło ze swoich zajęć uderzenie i błękitny błysk.

Czym zajmowało się uderzenie? Bo z budowy zdania wynika, że uderzenie miało jakieś zajęcia i wydarło ich z tych zajęć, cokolwiek to znaczy.

 Mnie również kilkanaście dni temu spotkało coś podobnego. Miejscowi znaleźli mnie w śniegu. Kiedy wyjaśniłem że jestem magiem, przywlekli mnie do tej wieży.

… tak po prostu. Mhm.

 kilka dni wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął pewien chłop

I wiedzą, że nie zabłądził po prostu w lesie, bo…?

 – Czyli wszyscy tkwimy w podobnym bagnie. – stwierdził Kviath.

– Czyli wszyscy tkwimy w podobnym bagnie – stwierdził Kviath. Niezbyt naturalna wypowiedź.

 Przywodziły na myśl coś na kształt portali.

To brzmi tak, jakby czarodziej usiłował powiedzieć jak najmniej w jak największej liczbie słów. Tak ma być?

 Jednak dobrze wiem, że nikomu do tej pory nie udało się, pomimo badań i prób, otworzyć żadnego.

Po pierwsze – skąd on to wie? Po drugie – skąd wniosek, że te konkretne portale otworzył ktoś, a nie są zjawiskiem naturalnym?

 – Jak widać ktoś tego w końcu dokonał

– Jak widać, ktoś tego w końcu dokonał.

 Przekopuję księgi które znalazłem w tej wieży, żeby zorientować się jak mam wrócić do domu.

Przekopuję księgi, które znalazłem w tej wieży, żeby wymyślić, jak wrócić do domu.

 Góry u podnóża których leży ta wioska, to prawdopodobnie Murh Hakku, Góry Strome.

Wtrącenie: Góry, u podnóża których leży ta wioska, to prawdopodobnie Murh Hakku, Góry Strome. Prawdopodobnie? Nie mógł zapytać?

 To niemal trzy miesiące podróży konną od mojej rodzinnej Allier – skwitował Feuille.

Nie używaj słów, których nie rozumiesz: https://wsjp.pl/haslo/podglad/19578/skwitowac Podróży konnej, a najlepiej konnej jazdy. I – te nazwy nic mi nie mówią. Mają jakikolwiek wpływ na fabułę?

 Na ten moment tyle wiem.

Zbyt kolokwialne, jak na maga.

 Jeżeli nie macie nic lepszego do roboty i potraficie czytać, możecie pomóc mi z tymi księgami.

Możecie mi pomóc. Bo na pewno mają coś lepszego do roboty…

 Może razem uda Nam się coś z tego zrozumieć

Nie będę tego więcej wytykać (nie, wytykanie błędów nie jest moją największą przyjemnością), bo powinieneś już wiedzieć, że zaimki dużą literą zapisujemy ze względów grzecznościowych w zwrotach do adresata, którego darzymy szacunkiem. I tylko wtedy.

 – Popatrzyli po sobie i złapali za księgi licząc, że szybko uda im się rozwiązać tę dziwaczną zagadkę.

Myślnik dajemy na początku wypowiedzi. To nie jest wypowiedź. Ponadto – "licząc, że szybko uda im się rozwiązać tę dziwaczną zagadkę" jest zbędnym zapewnieniem, które wyrywa z zawieszenia niewiary.

 Reese i Kviath cały dzień wertowali wraz z Pyrokamem księgi i zwoje z notatkami, głównie w języku nordyków

Którego jeszcze dzień wcześniej nie znali…

 Dochodził wieczór, a nie udało im się w zasadzie nic osiągnąć.

Dlaczego tego nie pokazałeś?

 Gdy podążali na kufel piwa

Mogli podążać do karczmy, ale nie na kufel. https://wsjp.pl/haslo/podglad/34983/podazac Słowo jest dość pretensjonalne, tak w ogóle.

 Nie zdziwcie się, bo będzie tu panował mały rozgardiasz.

? Tnij zaimki.

 Pili długo i dużo, bo nic im już dzisiaj nie pozostało.

Dlaczego? Co jest takiego beznadziejnego w położeniu bohaterów?

 w karczmie zostały tylko niedobitki świętujących wieśniaków

Tymczasem bowiem wpadł do karczmy zabójca z innej bajki?

 udali się spać

Poszli spać. Używanie słów z wysokiej półki (tam, gdzie nie pasują) nie czyni tekstu lepszym.

 Reese zbudzony hałasami i krzykami dobiegającymi zza okna, długo zastanawiał się co zrobić

Reese, zbudzony hałasami i krzykami dobiegającymi zza okna, długo się zastanawiał, co zrobić. Ponieważ miała być impreza, wrzaski zza okna nie są niczym dziwnym i zastanowienie prowokującym. Nad czym się zastanawiał?

 Łudził się, że to jakiś zły sen, i rano obudzi się we własnej kwaterze.

Ale rano tak myślał? To nie jest jasne.

 na doświadczony przez czas sufit wieży

Sufit może być nadgryziony zębem czasu, ale doświadczony?

 – Muszę się poruszać, bo oszaleję.

Nie wiem, skąd to wynika.

 Ubrał śmierdzące wędzonym wczoraj świniakiem spodnie

Włożył śmierdzące dymem spodnie… https://wsjp.pl/haslo/podglad/7051/ubrac/4161863/plaszcz

 Zacisnął pas ze sztyletem, sprawdził zawartość sakiewki.

Aż tak nie ufa tamtym? Zaciska się pasa, nie pas – pas można dopiąć.

 Założył ciężkie wojskowe buty, i udał się w stronę stadniny, by sprawdzić co z jego koniem.

Czy rodzaj butów ma znaczenie? Przecinek zbędny. Stadnina to hodowla koni, nie stajnia, zresztą bohater "przypiął" wczoraj konia koło gospody, więc równie dobrze może zwierzaka już tam nie być. Przewaga roweru nad koniem polega na tym, że rower sam nie ucieknie, a na miejscu tego konia ja bym zwiała.

 Idąc przez wioskę, zaskoczyła go obecność

Dlaczego obecność szła przez wioskę? https://academicon.pl/imieslowy/

 wzrostem przypominały bardziej gnomy

Jeżeli były gnomami, elementarna logika podpowiada, że były mniej więcej wzrostu gnoma.

 Te jednak dla odmiany wydawały się zupełnie wesołe

?

 czegoś na kształt stoisk żywcem wziętych z targowiska

Wystarczyłoby jedno słowo: straganów.

 Krzyczały wesoło do siebie, co jakiś czas podśpiewując dziwaczne pieśni.

Nadal nie wiem, co mam tu widzieć.

 W stajni koń parsknął wesoło na jego widok.

Albo parsknął ze zniecierpliwieniem oraz rozczarowaniem. Spodziewał się przecież dobrej duszy, która go nocą ukradła i zaprowadziła do własnej stajni. A serio – słabo znam się na koniach, ale i o nich nie piszę. Ty piszesz. Więc dowiedz się o nich czegoś. Albo daj bohaterowi robokonia. Magicznego konia. Albo motocykl.

Ryś wyciągnął szczotkę z juk, i począł czesać koński grzbiet.

Ryś wyciągnął szczotkę z juków i zaczął czesać wierzchowca. "Począć" to mógł dziecię z dziewką z czworaków.

 zaczął rozciągać po kolei wszystkie swoje mięśnie tak, jak to zwykł robić codziennie.

A od razu po wstaniu tego nie zrobił, bo? Fraza niezgrabna. Wystarczy: zaczął swoje codzienne ćwiczenia rozciągające.

 Był żołnierzem na zamku Księcia Huberta de Claire.

"Księcia" mała literą, i na co mi ta informacja? Zwłaszcza w tej chwili?

 10 lat w służbach specjalnych pozwoliło mu zachować znakomitą formę i zdrowie.

Liczebniki piszemy słownie, a rekrutacja do wojsk księcia piętro niżej. My tu gryzipiórki jesteśmy.

 Od ponad roku nie miał co prawda wiele do roboty, bo trwał rozejm pomiędzy stronami konfliktu.

Jakiego konfliktu? I co mnie to obchodzi? A we wojsku zawżdy się jaka robota znajdzie, choćby przy malowaniu trawy na zielono. Rozejmy mają to do siebie, że nagle się kończą.

Tułał się więc po okolicach Grodzic, w poszukiwaniu okazji do dorobienia do żołnierskiego żołdu.

Znaczy się, dezerter. Przecinek zbędny, końcówka zdania wręcz śmieszna (przeczytaj to na głos! czy ludzie już w ogóle nie słyszą, co napisali?): Tułał się więc wokół Grodzic w poszukiwaniu zarobku.

 Po krótkiej ale dokładnej rozgrzewce, sprawdził jeszcze swoje bagaże.

Czyli ta rozgrzewka ("dokładna"? Hę?) na plaster nam była niepotrzebna. Podobnie jak przecinek w tym zdaniu.

 Nic nie zginęło, włącznie z mieczem, który trzymał w ukryciu przed wzrokiem gapiów.

W jukach. Nie przy sobie. Bo miecz nie kosztuje, nie trzeba się z niego wyliczyć w intendenturze i na pewno nie przyda się w obcym miejscu…

 a Ci wykładają na stoły przeróżne przedmioty

A oni. "Ci" w sensie "oni" – to nawet nie jest zaimek osobowy. Ale zdanie ogólnie jest mało urodziwe.

 zdobione słoiki

Ozdobne.

 rzekomo zaczarowane kamienie

https://wsjp.pl/haslo/podglad/8013/rzekomo Przypominam, że protagonista nie zna miejscowego języka.

 Różnej maści biżuteria i ozdoby przeplatały się ze zwykłymi przedmiotami gospodarstwa domowego, czy z zabawkami dla dzieciaków.

I co ja mam tu zobaczyć? Garnek okręcony naszyjnikiem? Przecinek zbędny.

 stoiska z łowieckim i rzemieślniczym asortymentem

https://wsjp.pl/haslo/podglad/19756/asortyment

 Narzędzia od kos, przez piły i młoty.

Co narzędzia? Sprzedawano narzędzia, od kos po piły i młoty.

 noże myśliwskie, oraz charakterystyczne dla elfików siekierki.

Bez przecinka, i – elfików? Coś zgubiłam?

 Ominął całe to zamieszanie, i skierował swoje kroki w stronę wieży.

Bez przecinka.

 Mijały godziny, podczas których wertował coraz więcej i więcej stron.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/wertowa%C4%87.html Nie podejmuję się poprawiać tego zdania, ponieważ nie do końca wiem, co ono znaczy.

 czuł, jak sklejają mu się ze sobą powieki

Tnij: czuł, jak sklejają mu się powieki.

 przeklinanie Malamiego, że na falach magicznych

…?

 Wszyscy w bibliotece wieży poderwali się na równe nogi, i pobiegli do drzwi.

Wytnij przecinek. Nie jest to obrazowe.

 Reese rozejrzał się, i nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

Co widział, ale zdanie ogólnie zapewniające i zbędne.

 To, co wygoniło ich z wieży, to płonące i wybuchające co jakiś czas stoisko z fajerwerkami

… what.

 Z głównej części wioski

A wioska ma jakieś części poboczne?

 zarówno mieszkańców, jak i morderczych elfów.

"I' zbędne.

 – Musimy dostać się w okolice karczmy – stwierdził żołnierz.

Lepiej: orzekł.

 odpowiedział Pyrokam, i wykonał

Nie dawaj przecinka między podmiot a orzeczenie.

 kilka gestów dłonią

Gesty zwykle robi się dłonią.

 w dół wioski

Gdzie wioska ma dół?

 To co zobaczyli, przypominało małą bitwę.

To, co zobaczyli, przypominało małą bitwę. A może faktycznie nią było?

 Część mieszkańców pochowana w chatach po lewej od nich, rzucała w grupę skrzatów czym popadnie.

Część mieszkańców, pochowana w chatach po lewej, rzucała w grupę skrzatów, czym popadnie. "Pochowana" nie jest tu najszczęśliwszym słowem…

 okopali się za straganem z kuszami, i strzelali do wszystkiego co się rusza

Rozumiem, że okopali się w ubitej od lat ziemi placu? Okopali się za straganem z kuszami i strzelali do wszystkiego, co się ruszało.

 i rozpoczęli ostrzał karłowatych elfów

…?

 błękitną pionową źrenicę

W jaki sposób? https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%B9renica

 Po chwili wyszedł z niej zdenerwowany mężczyzna, a źrenica zniknęła.

Miał na koszulce napis "jestem zdenerwowany"? Opisz go troszkę!

 Jego czarne oczy ziały złem, a przeraźliwy śmiech wiercił wszystkim dziury w mózgach.

 Wszyscy zostaniecie moimi niewolnikami!!!

Serio, z Power Rangers się urwał? Ten złol jest tak przerysowany, nie, wróć, nie przerysowany. Jest po prostu parodią.

 – Kto to do cholery jest?

– Kto to, do cholery, jest?

 – Nie wiem.. – odparł z przerażeniem Malamy

– Nie wiem… – jęknął Malamy. Trzy są w wielokropku kropki. Do trzech liczył będziesz, wielokropek stawiając.

 Nie ważne

Łącznie.

 ten jak się jednak okazało, potrafił odbijać je na boki przy pomocy magicznego zaklęcia.

Było to tak kozackie, że autor nie zdołał tego opisać.

 – Musicie odwrócić jego uwagę – krzyczał mag

Po tym powinna być kropka, patrz poradnik dialogów.

 Towarzysze uznali słusznie, że przebiegnięcie przez środek placu może skończyć się dla nich kilkoma nowymi otworami po bełtach.

… że co, przepraszam? Co ma piernik do wiatraka, on im nie każe biegać po placu, tylko odwrócić uwagę.

 ze znalezionych proc

Nie pytam, kto je pogubił…

 Gdy dotarli do budynków natknęli się na wściekłą Larę, mieszającą wybuchowe słoje alkoholi.

Gdy dotarli do budynków, natknęli się na wściekłą Larę. Nie wiem, dlaczego mieszała słoje.

po chwili.

Zbędne.

 szukając schronienia przed płonącym alkoholem

…?

 Dalej Malamy

Wołacz oddzielamy.

 Gdy ten zdał sobie sprawę z sytuacji, stało się coś niezwykłego.

Niezgrabne i zapewniające.

 która po chwili uformowała się w coś na kształt ducha.

Znaczy się co?

 – To jakiś koszmar… – skwitował Pyrokam.

Nie z gruszki ni z pietruszki.

 Elfy ocknęły się z letargu, nie wiedząc co się wydarzyło.

Co to jest letarg? Nie wiedząc, co się wydarzyło.

 Razem z mieszkańcami wioski znosili trupy pod bramę

Kto? Podmiotem poprzedniego zdania były elfy, a nie żadni "oni".

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło komentarz.

 Czarodzieje Pyrokam oraz Malamy pomagali miejscowym w tamowaniu krwi i zabezpieczaniu ran pozostałych przy życiu.

Czarodzieje opatrywali rannych. Kropka.

 – Ten chłopak, który zaginął zaraz po wiedźmie.

… to chyba miał być tzw. twist, ale wyszło raczej ostatnie tango w Paryżu. Nijak nie wynika z niczego, inna rzecz, że wynikanie w całym tekście jest raczej przypadkowe.

 – Chyba wiem co się stało – wypalił nagle Pyrokam.

– Chyba wiem, co się stało – rzucił nagle Pyrokam. https://wsjp.pl/haslo/podglad/17328/wypalic/4929585/powiedziec

 wydaję mi się

Literówka.

 Uczyli mnie o nich na studiach oficerskich

W szkole oficerskiej.

 Ten głupiec złożył w ofierze wiedźmę i myślał, że przyzwie ducha i przejmie jego moc.

Skąd ona to wie? Czy tam on, nie wiem, kto to mówi.

 duch zanim został zamknięty w lochu przez wielkiego szamana orków

Duch, zanim.

 – Chętnie się przydam, i tak nie zapowiadało się teraz na wojnę. – stwierdził Reese.

– Chętnie pomogę, i tak nie zapowiadało się teraz na wojnę – zaofiarował się Reese.

 Nie ma gorszej istoty, niż mój niedoszły teść kat. Mogę więc ruszyć z Tobą za demonem.

Brak wynikania logicznego. Teść – kat.

 Ja lecę do mojego klasztoru

Ponieważ nagle mogę to zrobić, a wcześniej nie robiłem, bo mi autor nie pozwolił?

 

Fabuła bez sensu. Bohaterowie z bibuły. Humor żenujący. Zakończenie z zupełnie innej bajki. Widać tu pewną radość z pisania, ale nie przekłada się ona na jakość tekstu, bardzo mi przykro. Niestety, świat nie ma obowiązku zapewniać Ci radości, kochany Autorze. Za to Ty, kiedy się do tego zobowiązujesz, powinieneś się wywiązać i dać czytelnikowi coś czytelnego. A tutaj brak opisów, brak łączności logicznej między zdarzeniami, pojawia się mnóstwo szczegółów zupełnie nic niemających do tego, co się akurat dzieje… wygląda to trochę jak ten słynny marasowski Pierwszy Rozdział Powieści, zwany też Fragmentem Fantasy (tu: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/22395). Chciałeś, przyznaj się, napisać Wielką, Epicką Historię Walki ze Straszliwym Demonem? To czemu napisałeś tekst na konkurs świąteczny, pudrując go tylko co nieco? Co to wszystko ma wspólnego ze świętami Bożego Narodzenia? (Przypominam, że nie są to święta wielkiego obżarstwa, wciskania ludziom śmieci/pieniędzy ani Kevina.) Ale nie ma co dyskutować o tym, czego nie napisałeś. Wróćmy do tego, co napisałeś, czyli do tekstu z dolnych warstw świeżynkowych. Czy jest dla niego nadzieja? Dla tego konkretnego – raczej nie. Dla innych, przyszłych… być może. Jeśli po radosnym napisaniu przysiądziesz i wyłowisz nonsensy. Poszerz także swój wokabularzyk – "stwierdził" nie jest synonimem "powiedział". No, i – research. Spróbuj na początek napisać o czymś, co znasz, z czym masz styczność na co dzień, umieść akcję tekstu np. u siebie w pracy (możesz nawet wziąć przykład z Wellsa i spuścić na nielubianych kolegów najazd Marsjan) i zobacz, co z tego wyjdzie.

Polecam mój poradnik interpunkcji (z uzupełnieniami Ślimaka): https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850 a także Fantazmaty (linkowałam wyżej).

 fabuła trochę kuleje

… o kulach chodzi. Przecież tu nic z niczego nie wynika! Zwłaszcza zakończenie – skąd oni tyle wiedzą o demonie/władcy ciemności/czy co to tam za cholera? I skąd w ogóle wiedzą, że to ten? Miał to napisane na koszulce?

 nie miałem okazji zbyt długo sprawdzać swojej pracy, ze względu na ilość dostępnego czasu

To źle. To bardzo źle. Nigdy nie wysyłaj tekstu bez sprawdzenia.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

"(Przypominam, że nie są to święta wielkiego obżarstwa, wciskania ludziom śmieci/pieniędzy ani Kevina.)" – hej ja napisałem o Kevinie :p A coś mi świta, że jeszcze jeden tekst z Kevinem w roli głównej ma się pojawić ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

O, tempora, o, mores…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cyceronem (za przeproszeniem) mi tu rzucasz w Kevina :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Kevin zakolejkowany. Sam tego chciałeś :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gem, set i mecz. Padłaś ofiarą misternie uknutej prowokacji :). Zatem widzimy się pod Kevinem… 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam taką nadzieję Tarnino :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Masochista… devil

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podczas lektury rzucały mi się w oczy różne kwestie techniczne do poprawy, ale nie sądzę, bym zwrócił uwagę na coś, czego nie wypatrzyła Tarnina.

Przyznaję, że historia mnie nie przekonała, trochę za dużo grzybów w barszczu i sporo narracyjnego chaosu. Poczynania bohaterów śledziłem niestety bez większego zaangażowania, nawet kiedy na scenę wkroczył złol. Ale nic to – fajnie, że podzieliłeś z nami swoją twórczością. Dzięki temu, że Tarnina sprawiła Ci prezent mikołajkowy, to opowiadanie może być dla Ciebie bardzo wartościową wprawką literacką.

Powodzenia w dalszym pisaniu, pozdrawiam!

Co do limitu – cóż, mój błąd. To opowiadanie to pierwszy tekst, jaki dodałem na forum. Ilość znaków zobaczyłem już po publikacji, a telefon na którym pisałem trochę inaczej znaki policzył.

Jakbyś jednak chciał wystartować, to wystarczy wyedytować i usunąć skądś te 87 znaków:P To niedużo, powinno pójść łatwo:P

 

Ewentualnie poczytać inne teksty;)

Слава Україні!

Opowiadanie jest tak chaotyczne, że trudno zorientować się, co miałeś nadzieję opowiedzieć w dodatku, poza wzmianką o jakimś lokalnym święcie, zabrakło świąt.

Wykonanie woła o pomstę do nieba a opowiadanie w obecnej postaci, moim zdaniem, nie powinno ujrzeć światła dziennego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trzymam kciuki, żeby tekst jednak wpadł w ramy konkursu albo poprzez ścięcie do limitu, albo skomentowanie odpowiednio dużej liczby tekstów. Komentarz w związku z tym będzie po konkursie, a na razie daję tylko znać, że przeczytałam.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Jest pomysł, ale trochę sama historia leży. Zaczynasz od cudownego przeniesienia bohaterów, ale później porzucasz ten wątek. Owszem, szukają odpowiedzi, próbują się kontaktować ze swiatem, ale ostatecznie czytelnik nie dowiaduje się, jak i czemu znaleźli się akurat w tym miejscu. A kwestia ta zajmuje w Twoim opku sporo miejsca. Czy to robota ducha? A jeśli tak, to po cholerę mu to było?

Z kolei zniknięcie wiedźmy i chłopa jest tylko wspomniane, a tymczasem okazuje się, że dla całej historii ma większe znaczenie niż dziwna zmiana miejsca pobytu bohaterów.

I wreszcie, bohaterowie wyganiają ducha, ale wygląda na to, że to nie koniec historii, bo cholerstwo pozostało na tym świecie. A to czyni z tekstu bardziej fragment, a nie pełnoprawne opko.

Czeka Cię trochę pracy nad spójnością tworzonych historii.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zgadzam się z okrutną dekonstrukcją Tarniny w zakresie: błędów stylu, (braku)logiki, itd. Byłbym bardziej wybaczający w zakresie samego projektu fabuły. Nie jest tak źle jak na debiut. Pomysłów chyba ci nie brakuje. Wykonanie… może nie leży, ale wygląda na to, że zatacza się na czworakach. Zdecydowanie też nie jest to opowiadanie konkursowe. Pewno mogłoby być stosunkowo niewielkiem kosztem, ale obecnie – NIE! Moja rada: czytać więcej i analitycznie pod kątem: składni, nazewnictwa, stylu. Nie zawadzi też zapoznanie się z przytaczanymi przez przedmówców poradnikami.

W komentarzach robię literówki.

Zgadzam się z okrutną dekonstrukcją Tarningy

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć,

 

Początki pisarskie są ciężkie i nie początki zresztą też:) Ale próbować trzeba… Historia nie wciągnęła mnie, ale głównie dlatego, że nie przepadam za takim gatunkiem. Elfy, magowie, dziwne krainy itp. to zupełnie nie moje klimaty. Poza tym jest to fragment opowiadania, chyba lepiej zaznaczyć to przed wrzuceniem tekstu, no i raczej nie dodawać nieukończonych tekstów jako konkursowe.

Liczne błędy językowe, stylistyczne nie ułatwiają zadania czytającemu, tu warto skorzystać z pomocy innych i/lub przynajmniej kilkukrotnie przeczytać tekst przed wrzuceniem (sam mam z tym jeszcze spore problemy).

 

Powodzenia w pisaniu i pozdrawiam!

Hej!

Komentarz powstanie na bieżąco. ;)

 

siebie ile sił w kopytach, z trudem omijając krzaki i gałęzie drzew. Jeździec obejrzał się za siebie

 

Za Nim

Za nim

 

– Odjadę jeszcze kawałek i zatrzymam się gdzieś w gąszczu – stwierdził.

Trochę dziwne, ledwo był goniony, a tu gada do siebie zamiast po prostu odjechać i skryć się w tym gąszczu?

 

Całkiem podoba mi się narracja, przyjemnie się czyta i zwracasz uwagę na drobiazgi, które doceniam (np. ten odór końskiego pyska).

 

– Dziwne. Jeszcze przed chwilą był tu zielony las. Jak się tu znaleźliśmy, przyjacielu? – koń zdawał się być równie zaskoczony i zdezorientowany jak on.

Wygląda to tak, jakby przemawiał koń. Po myślniku warto dać, że zapytał jeździec, a koń zdawał się…

 

Kolejny myślnik musi być w tej samej linijce, bo inaczej wygląda to jak rozmowa jeźdźca z koniem.

 

mówił mu absolutnie nic. Po głównej drodze krzątało się kilka pojedynczych osób. Podążał za

Podmiot uciekł

 

pewno był karczmą. Przypiął

I tu też

 

zapytał karczmarz.

Ze studiów wojskowych zapamiętał kilka

I tu

 

monetami, oraz

Bez przecinka

 

 zapamiętał kilka nordyckich słów i stwierdzeń.

– Coś ciepłego – pomyślał. – Glögi. Daj mi grzanego wina karczmarzu.

Skoro pomyślał to bez myślnika. Chyba że miało być powiedział.

No i:

wina, karczmarzu

 

karczmie, i znalazł

Bez przecinka

 

W końcu

Miało być w kącie?

 

nie wyróżniał się niczym specjalnym. W oczy rzuciły mu się jedynie dłuższe ciemne włosy

Uciekający podmiot często tu występuje, nie będę już poprawiać, warto przejrzeć opowiadanie pod tym kątem

 

uderzenie, i

Bez przecinka

 

krzaków, i…

To samo

 

Jak Wasza

wasza

 

Z Nami

nami

 

, skwitował

– skwitował

 

Ojej, właśnie widzę, że Tarnina też poprawiała, a poprawki nie są jeszcze naniesione… No nic, ufam jej, więc będę odnosić się do opowiadania, bo błędów jest tyle, że pewnie powielałabym te już wypatrzone.

 

Pomysł masz ciekawy, lubię portale i ogólnie filmy/opowiadania o grupce osób, które są w pewnym miejscu, nie wiedząc, jak do tego doszło. I chociaż to motyw dobrze znany, ja tam jestem jego fanką, zawsze można tu wymyślić coś innego. Ale sam pomysł to nie wszystko, bardzo długa scena z gadaniem nie daje nam żadnych wskazówek, nic się nie dzieje.

 

Scena z Rysiem w stajni zawiera tyle streszczeń i opisów, że robię się śpiąca…

 

Dalej zaczyna się coś dziać, ale nie rozumiem przemian elfów. Z czego to się bierze? W tekście nic o tym nie ma. Pyk – dobre, wesołe, pyk – złe, złośliwe.

Scena z rozgardiaszem mocno naszpikowana błędami, ale czytało się całkiem nieźle.

 

Za to bez sensu, że elfy po całej akcji pomagają i nikt się temu nie dziwi.

 

Samo zakończenie to jak pierwszy rozdział czegoś dłuższego. Dla mnie to fragment, a nie pełnoprawne opowiadanie, nic tu się nie kończy.

 

Pozdrawiam

Ananke

 

P.S. Zerknęłam na komentarze i polecam pomyśleć o tym doświadczeniu pozytywnie: odważyłeś się coś opublikować, dostałeś odzew, wiesz nad czym pracować. :) Teraz każde kolejne opowiadanie będzie coraz lepsze!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Szkoda, że nie poprawiasz błędów, bo opowieść ma sporo smaczków, rubasznego humoru i mogłaby złapać za serce. No ale zaimkoza do tego pisana z dużej litery i liczne powtórzenia osłabiają zapał;)

Lożanka bezprenumeratowa

Sympatyczne, przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Mervedinh!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Z całą pewnością pokazałeś nam tu high fantasy, nawet z fireball’ami (a wiadomo, że lubimy fireball’e), a i wierności hasłu „Świąt nie będzie” nie można Ci odmówić. Szkoda tylko, że to nie były te święta, z okazji których robimy konkurs.

Fabuła nie porwała, ale była (z drugiej strony, jaką fabułę można zrobić w 15k znaków?), natomiast jeśli chodzi o bohaterów, to nie zaszkodziłoby uszczuplić drużyny, by móc poświęcić więcej miejsca np. dwóm bohaterom. Całkiem sprawnie wybrnąłeś ze światotwórstwa – w High Fantasy łatwo ulec pokusie tłumaczenia zasad wielkimi infodumpami. W większości uniknąłeś ich, jednocześnie nie byłem skonfundowany.

Wykonanie techniczne wymaga miejscami szlifów, a miejscami małego remontu, ale nie jest tragicznie.

Jeśli to faktycznie pierwszy Twój dłuższy tekst, to startujesz drogą fantasy ;) mam do niej sentyment i będę kibicował!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Może razem uda Nam się coś z tego zrozumieć ← Może razem uda się nam coś z tego zrozumieć

To na dowód, że czytałem, bo jest usterek dużo więcej, chyba nie edytowałeś tekstu. Przyciągnął mnie tytuł. Nie znałem zasad konkursu i oczekiwałem czegoś innego. To nie moje klimaty. Nie zrażaj się ocenami, pisz i edytuj teksty.

Cześć Mervedinh!

Tekst całkiem w porządku fabularnie, nie wydawał mi się wcale chaotyczny, a wiem, że się takie zarzuty w komentarzach pojawiały. Tylko że moim zdaniem jest to fragment, wstęp do dłuższej historii.

Urywa się właściwie w najciekawszym momencie, kiedy jakieś zagadki są powoli wyjaśniane, ale tak naprawdę nie daje pełnych odpowiedzi – ani co to za bóg, ani jak się wydostał, dlaczego bohaterowie zostali przeniesieni, w jaki sposób i tak dalej.

Spodobało mi się za to rozróżnianie języków, bo w fantasy to często pomijana kwestia, ale potem delikatnie to zaburzyłeś, kiedy wiedźma krzyczała podczas walki we wspólnym, zamiast norskim. ;)

Bohaterowie byli trochę zarysowani, ale moim zdaniem nieco zabrakło im charakteru – wiemy, kim są i co robią w życiu, ale nie dostajemy obrazu jacy są, jakichś cech charakterystycznych, czegoś, po czym dałoby się ich odróżnić.

Świat jako taki nie jest przesadnie oryginalny, ot, magowie, rycerze, małe elfy. Swoją drogą, ich przemiana w potworki skojarzyła mi się z tym filmem, w którym jak się pomoczyło pluszaka, to nagle dostawał zębów, pazurów i chęci mordu. Nie wiem, na ile to słuszne skojarzenie. :p Siak czy tak, na dłuższą metę, światu brakuje nieco własnych cech, to raczej sztampowy świat fantasy.

Językowo na pewno opowiadanie wymaga dopracowania, zdarzyło się sporo błędów. Miałam wrażenie, że tekst pisany był na telefonie przez podmienione losowe słowa na inne (np. imię bohatera na Ryś), zdarzało się też dużo losowych znaków interpunkcyjnych czy zaimki osobowe pisane wielkimi literami.

Radziłabym jednak na przyszłość przejrzeć tekst na większym ekranie, a może i wrzucić do bety – portal ma taką opcję, może nie najwygodniejszą pod kątem technologii, ale działającą. Praca nad tekstem podczas betowania uczy bardzo dużo, więc serdecznie polecam. :)

Niemniej, jak na pierwsze opowiadanie po długiej przerwie, a tak rozumiem przedmowę i uwagi w komentarzach, całkiem nie najgorzej. Wykorzystałeś też dobrze wybrany gatunek oraz hasło konkursowe, choć i tu znalazło się sporo sztampy. Trzymam kciuki za dalsze pisarskie próby i dzięki za napisanie tekstu w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka