- Opowiadanie: Nessekantos - Dzieciak i diabeł

Dzieciak i diabeł

Postapo nie musi być szare, smutne i ponure. Nie musi być przepełnione beznadzieją i rozpaczą. Czasem można inaczej.

Dlatego to opowiadanie jest inne. Z jednej strony mamy postapo, z drugiej bajkę z młodym bohaterem (choć daleko mu do przeciętnego dwunastolatka!) i morałem. Świat jaki znaliśmy się skończył, ale jednak, życie nadal trwa.

Tekst był pisany z myślą zarówno o dorosłych (nie powinien więc popadać w przesadny infantylizm), jak i młodszych czytelnikach (na opisy kanibalizmu i wiadra krwi też bym więc nie liczył), wszystkim więc powinien się spodobać (mam taką nadzieję!)

“Dzieciak i diabeł” jest opowiadaniem stanowiącym kontynuację popełnionego kilka lat temu “Sześcianu władzy”, jednak znajomość poprzednich perypetii Nero absolutnie nie jest konieczna. Oba teksty to indywidualne przygody.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Dzieciak i diabeł

Dzieciak odgarnął z czoła mokry kosmyk rudych włosów i zrezygnowany spojrzał w niebo. Stalowoszare chmury rozciągały się nad światem, otulając go szczelnym płaszczem ponurej nieciekawości i wysączając z siebie nieprzebrane chyba pokłady deszczu. Zdawać by się mogło, że słońce poddało się całkowicie i już dawno zdezerterowało z nieboskłonu, ale mdłe i pozbawione określonego źródła światło dnia wciąż wyznaczało wyraźną granicę między tym co widoczne, a tym co ukryte w mrocznym wnętrzu ruinowzgórz. Porośnięte mchem i trawą pozostałości Dawnego Świata ciągnęły się bezkreśnie w każdym kierunku, tworząc zdradliwy krajobraz pełen głębokich rozpadlin, długich szczelin i ostrych jak brzytwa metalowych żeber, często ukrytych pod cienką warstwą ziemi. Każdy, przy zdrowych zmysłach, omijał te tereny szerokim łukiem, preferując nadłożenie drogi, niż ryzykowanie przeprawy. Jeden nieostrożny ruch i nabijałeś się na przerdzewiałe stalowe konstrukcje albo grzęznąłeś w rumowisku. Jeśli miałeś mniej szczęścia, po prostu przebijałeś się przez papierowej grubości błonę delikatnej gleby i leciałeś w dół, prosto do Podświata. Zaś tam…

 Dzieciak, Nero, aż się wzdrygnął. Z dzikimi zwierzętami zawsze umiał sobie poradzić, bandytów unikać, a zwykłych ludzi zwyczajnie się nie bał. Mieszkańcy Podświata, którymi od zawsze straszono i dzieci i dorosłych, to była jednak zupełnie inna historia. Zgapniki, truchłożery, urzędniki, wyrwikukle, krwawniki i diabły. Słyszał wiele o nich wszystkich, głównie od dziadka. I choć czuł, że opowieści muszą być przesadzone, nie miał zamiaru weryfikować tego na własnej skórze.

 Nero nie był już małym dzieckiem i jeśli nie pomylił się w swoich obliczeniach to dziś kończył całe dwanaście wiosen. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej pewnie teraz świętowałby z dziadkiem w ich chatce i śmiał do rozpuku słuchając przerysowanych opowieści staruszka. Los miał jednak dla dzieciaka inne plany, chłopiec mókł więc, cierpiał niewygodę, zimno i głód. Jego tułaczka trwała już od wielu miesięcy, a od wizyty w Mieście i rozwiązania zagadki Sześcianu Władzy minęły ponad dwa tygodnie. Nero od tamtej pory nie miał kontaktu z innymi ludźmi i, cały czas w drodze, powoli zaczynał zapominać czym jest dach nad głową, łóżko i ciepły posiłek. Zapasy, w które tak hojnie wyposażyli go mieścianie, skończyły się wczoraj. Rudzielec oszczędzał ostatnią marchewkę tak długo jak było to możliwe, ale w końcu musiał ją zjeść. Na dodatek była niezbyt dobra, podeschnięta już i gumowata. Na dzisiaj zostało mu już tylko kilka łyków czystej wody.

 Żałośnie pociągając nosem, dzieciak rozejrzał się po okolicy szukając dogodnego miejsca na wieczorny odpoczynek. Był zmęczony i marzył tylko o tym, by wcisnąć się w jakąś, choćby płytką, osłoniętą od deszczu jamę, wsunąć w śpiwór i zasnąć. Może jutro wstanie lepszy, pogodniejszy dzień.

 Wtem, uszu Nero dobiegły dźwięki świadczące o nadciągającym niebezpieczeństwie. Nerwowe przekrzykiwania ludzi szybko zbliżały się w jego kierunku, a towarzyszyło im przeszywające skrzeczenie i wizgi, które wcale nie poprawiały oceny sytuacji. Dzieciak przypadł do ziemi i poszukał najbliższej osłony, zza której mógłby bezpiecznie obserwować sytuację. Przyczaił się między dwoma dużymi blokami chropowatego betonu i czekał w napięciu.

 Zobaczył ich kilkanaście sekund później. Najpierw mignął mu biało-czerwony cień, a wkrótce za nim podążyło pięć innych. Łupieżcy. Brudni, zarośnięci i odziani w zwierzęce skóry, bardziej przypominali wściekłe bestie niż ludzi. Porozumiewali się ze sobą specyficzną mieszanką krzyków, gardłowych porykiwań, gwizdów i łamanej angierszczyzny. Nero z trudem rozpoznawał pojedyncze słowa, wymawiane ochryple i z dziwacznym akcentem: “Tam,” “Uważaj” “Złap” “Zabij”. Dzieciak skulił się. Z tymi ludźmi nie było żartów. Wiedział, że nie wahaliby się nawet chwili, próbując odebrać mu wszystko co miał. Ścisnął mocniej Tobołek, w którym trzymał A.R.T.U. To dla niego wyruszył w tę wędrówkę. Był jego jedynym przyjacielem, a Nero musiał mu pomóc. Nie czas jednak myśleć teraz o tym. Musiał się skupić. Musiał być czujny.

 Rudzielec z rosnącą zgrozą obserwował scenę dziejącą się poniżej. Teraz zrozumiał skąd wzięły się skrzeczenie i wizgi, które słyszał wcześniej. Bandyci nie gonili zwierzęcia ani człowieka, a prawdziwego diabła z Podświata: krwawnika. Trupioblady stwór przemykał przez gruzowisko, szukając schronienia lub drogi ucieczki, łupieżcy jednak metodycznie zacieśniali krąg. Spanikowany demon syczał i popiskiwał, czując że jest osaczony. Jego nienaturalnie długie, szczudłowate kończyny wyglądały jakby zaraz miały się złamać, wielkie wyłupiaste oczy patrzyły w przerażeniu w każdym możliwym kierunku, a wściekle czerwone skołtunione włosy falowały mimo deszczu i wilgoci. Dzieciak przypomniał sobie jak w Mieście ludzie szeptali o nim, że sam jest krwawnikiem i poczuł jak robi mu się zimno z przerażenia. Spektakl się skończył. Musiał się zmywać.

 Nim jednak postąpił krok, zapędzony w kozi róg diabeł wierzgnął, krzyknął i skoczył do ucieczki, pędząc prosto w kierunku kryjówki Nero.

 – Marchwi nać! – wykrzyknął dzieciak, gwałtownie acz dyskretnie ewakuując się z miejsca zdarzenia.

 Było już jednak za późno.

 – Tam! Jest! – wycharczał jeden z bandytów, wskazując dzieciaka palcem.

 Nero w odpowiedzi jedynie wybałuszył oczy, złapał pewniej swój nieodłączny Kij i z dyndającym na jego końcu Tobołkiem czym prędzej oddalał się gdzie pieprz rośnie. Nie oglądał się za siebie, ale słyszał przekrzykiwania goniących go ludzi. Większa grupa była tuż za jego plecami, ale głosy drugiej dobiegały gdzieś z boku. Tamci zdawali się też wcale nie gonić za nim. Dzieciak usłyszał jakiś szelest po swojej prawej i obejrzał się, a to był błąd. Ktoś z impetem wpadł prosto na niego, wytrącając Kij z ręki i powalając na ziemię. Oczekiwane zderzenie jednak nie nastąpiło. Ziemia rozstąpiła się pod ich ciałami, pęd powietrza rozwiał włosy, a potem wszystko pochłonęła ciemność.

 

***

 Nero odzyskał przytomność i aż stęknął, gdyż pulsujący ból zdawał się rozsadzać mu czaszkę. Próbował przypomnieć sobie gdzie jest i co się stało, ale wszystko było zamglone, niejasne. Bał się otworzyć oczy, licząc że może to wszystko tylko sen, z którego zaraz się obudzi. Nie zanosiło się jednak na to, więc wreszcie się przemógł i uchylił powieki, ale niewiele to zmieniło. Duszący pył wciąż jeszcze unosił się w powietrzu, jak niemy świadek niedawnego upadku.

 Nero stęknął i próbował się ruszyć, ale wtedy ktoś zakrył mu usta. Był zbyt słaby, aby walczyć. Przerażony nie szamotał się i nie wierzgał. Po prostu zamarł. A wtedy je usłyszał. Głosy. Choć dobiegały jak przez mgłę i z daleka, chłopak wyczuł, że rozbrzmiewające w nich jeszcze przed chwilą podekscytowanie ustąpiło miejsca zawodowi.

 – Już po nich – powiedział ktoś, a potem głosy oddaliły się i wkrótce całkiem ucichły.

 Niewidzialna ręka odsunęła się od ust Nero, a poczucie czyjejś obecności osłabło. Dzieciak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili wstrzymywał oddech. Głębiej nabrał więc powietrza i skrzywił się na ukłucie w piersi. Czuł, jakby ogromny kamień dociskał go do ziemi. Próbując nie wpaść w panikę, skupił zmysły wyławiając kolejne szczegóły: światło nad głową, pionowe ściany wokół i wszechogarniającą wilgoć. A co do kamienia, to rzeczywiście przygniatał dzieciaka od piersi w dół, unicestwiając jakiekolwiek nadzieje na wydostanie się z tej matni.

 “O, nie!” Nagle oszołomiony umysł poskładał wszystkie elementy układanki w jedną całość i Nero bardzo wyraźnie dostrzegł gdzie jest. Wpadł do głębokiego na ponad cztery metry dołu o praktycznie pionowych ścianach. A co gorsza, nie był tu sam.

 Krwawnik wkroczył w strugę światła, równie straszny jak w dziadkowych opowieściach. Nero był przerażony. Uwięziony, mógł jedynie bezczynnie obserwować zbliżającego się demona, rosnącego przed nim i gotowego go pożreć. Stwór pochylił się nad dzieciakiem, zionąc odorem niemytego ciała i zepsutych zębów. “A więc, to koniec?” pomyślał rudzielec, odwracając wzrok. Nagle poczuł jakby zrobił się bardzo lekki i zaskoczony aż sapnął. Tym razem ból w piersi był zdecydowanie mniejszy. Spojrzał w górę i ujrzał krwawnika z głazem w dłoniach, uniesionym wysoko nad głową. Nero spodziewał się uderzenia, po części wręcz na nie liczył, bojąc się tego co miało nastąpić potem, ale potwór nie obdarzył go tą łaską. Zamiast tego odrzucił kamień na bok i wyciągnął ku niemu długie szponiaste dłonie. Nero zareagował natychmiast, prostując prawe ramię i próbując wystrzelić w stwora linkę z hakiem. Ukryta w przedramieniu kusza jednak nie zadziałała, uszkodzona w wyniku upadku. Sama groźba jednak wystarczyła. Krwawnik odskoczył od dzieciaka z piskiem i skulił się w najdalszym kącie. Nero był skonsternowany, ale dało mu to też do myślenia. Nie tylko on był tutaj przestraszony.

 

***

 Diabeł. Nero nie był już taki pewien, czy to określenie jest odpowiednie. Używano go zamiennie z poszczególnymi nazwami mieszkańców Podświata, by nieustannie przypominać ludziom o jakiego rodzaju istotach była mowa. Demonicznych, przebiegłych, okrutnych i złych. Dzieciak nie widział tego ostatniego w stworzeniu, które kuliło się pod ścianą kilka metrów od niego. Krwawnik wyglądał demonicznie, to fakt. Nienaturalnie blada skóra, przekrwione żółtawe oczy i wściekle czerwone włosy. Stwór był tak przeraźliwie chudy, że można było mu policzyć wszystkie kości, a w połączeniu z nienaturalnie długimi członkami, potęgowało to jeszcze groteskowy wygląd “diabła”. W stworzeniu było coś niepokojącego, może to właśnie te proporcje, może zdecydowanie zbyt duże, wyłupiaste oczy albo zakończone długimi pazurami palce. Dzieciak nie wiedział. Wiedział natomiast, że krwawnik boi się go w równym stopniu, jak on jego. Napawało go to ostrożnym optymizmem.

 Chłopiec poprawił się w miejscu, gdyż od długiego siedzenia zaczął go już boleć tyłek. Krwawnik obserwował w skupieniu, nieruchomy i napięty, a Nero żałował, że nie ma na podorędziu Kija. Czułby się z nim zdecydowanie bezpieczniej. Miał nadzieję, że łupieżcy nie zabrali go, jednak raczej nie stanowił dla nich zbyt cennego trofeum. Na całe szczęście, Tobołek spadł do dołu razem z dzieciakiem. Nero rozsupłał go więc i spojrzał na A.R.T.U.

 Metaliczny korpus robota pozostawał zimny i nieruchomy. Chłopiec delikatnie rozsunął płytki, za którymi skrywało się rubinowe oko przyjaciela. Było pęknięte, zmatowiałe i ciemne.

 – Co my teraz zrobimy? Jak się stąd wydostaniemy? – szeptał, choć wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi. – Jesteś jedynym co mi zostało. Muszę ruszać dalej.

 Robot pozostał niewzruszony. A.R.T.U. rozmiarem i kształtem przypominał melona i dorastającemu dzieciakowi w postapokaliptycznym świecie służył za tłumacza i nauczyciela, teraz jednak pozostawał nieaktywny, uszkodzony. Nero obiecał sobie, że mu pomoże, naprawi go. Nie mógł się tak po prostu poddać. Musiał znaleźć stąd jakieś wyjście.

 Nagle głośne burczenie w brzuchu rozbrzmiało w powietrzu, a zaskoczony krwawnik aż podskoczył ze strachu. Speszony Nero uśmiechnął się przepraszająco, ale to nie powstrzymało jego żołądka przed kolejną demonstracją. Wtedy stwór zrozumiał o co chodzi i o dziwo, również uśmiechnął się w odpowiedzi.

 Krwawnik zaczął grzebać w worku przewieszonym przez chudą pierś wyciągając z niego prowiant. Nero ze zdumieniem patrzył na plastikową butelkę z wodą, kawałek ciemnego chleba i coś co wyglądało jak plastry mięsa. “Diabeł” podrapał się po głowie, coś przekalkulował i rozdzielił jedzenie na dwie równe porcje. A potem, bardzo ostrożnie zbliżył się z darami kładąc je mniej więcej na środku dołu.

Nigdy, ale to nigdy nie bierz niczego od mieszkańców Podświata! Będą cię kusić swoimi darami, tym czego najbardziej w danej chwili potrzebujesz, ale to podstęp!

Słowa dziadka zakołatały się w głowie Nero, jednak jego ciało miało swoje zdanie. Chłopak, nie spuszczając wzroku ze stwora, podszedł do jedzenia i złapał za chleb oraz wodę. Mięso zostawił. Nie jadł go, nie mógł znieść myśli o pożarciu innego stworzenia. Uśmiechnął się, unosząc chleb i wodę w wyrazie wdzięczności. Pieczywo było już mocno czerstwe, ale smaczne. Dzieciak żuł swoją porcję powoli, nie chcąc wywołać skurczów pustego żołądka. Woda jednak nie nadawała się do picia, była brudna i pachniała równie nieciekawie.

 Krwawnik w swoim kącie przypatrywał się temu dziwnemu stworowi, jakim był mały człowiek. Tak do niego podobnym, a jednocześnie tak różnym. Wydał z siebie dźwięk, by zwrócić uwagę dzieciaka, po czym wskazał najpierw na swoje włosy, a potem na czuprynę Nero. Ten zrozumiał go od razu i pokiwał głową. W międzyczasie, chłopiec wyciągnął z Tobołka miseczkę, nalał do niej wody z butelki i odstawił. Następnie zrobił coś co wprawiło jego towarzysza niedoli w prawdziwe osłupienie. Nero złapał za lewe przedramię i oddzielił je od ciała. Mechaniczna ręka zastępowała tę, której nigdy nie miał i stanowiła dla dzieciaka coś naturalnego. Nero postawił protezę na sztorc, z palcami w górze i umieścił między nimi miseczkę. A potem za pomocą przełącznika uruchomił palnik w dłoni i czekał.

 Zdumiony krwawnik poderwał się na równe nogi, gestykulując i pokrzykując w kierunku zaimprowizowanej kuchenki. Nero uspokoił go gestem. Stwór jednak nie był do końca przekonany.

 Za to gdy woda już się zagotowała i po nieznośnie długim czasie ostygła, Nero odlał oczyszczony płyn do swojej pustej już manierki, napił się, a potem rzucił ją do krwawnika. Ten złapał ją sprawnie, ale nadal przyglądał się Nero podejrzliwie. Za to, gdy już się napił, jego oczy rozbłysły. Widać też czuł różnicę.

 “Dobrze”, pomyślał Nero wstając. “Pora wymyślić jak się stąd wydostać”.

 Dzieciak przyjrzał się ścianom dziury i niechętnie musiał przyznać, że o wspinaczce nie mogło być mowy. Dół był też zbyt szeroki, by wyjść z niego zapierając się nogami. Nero przypomniał sobie o swojej lince z hakiem, bo choć kusza była zepsuta, mógł ręcznie wyrzucić linkę poza krawędź, licząc że ta się o coś zaczepi. Jak pomyślał, tak zrobił, jednak mimo wielu, wielu prób, nie udało się. “I co teraz?”

 Krwawnik, któremu udzieliła się chęć wyjścia na powierzchnię, próbował po prostu wbić się pazurami w ściany, jednak szybko okazało się, że te były z betonu. Dół musiał stanowić część jakiejś budowli Starego Świata, nie było więc szans, by się przekopać lub wydłubać uchwyty na dłonie.

 Byli w potrzasku.

 

***

 Minęła noc, na szczęście ciepła i nad światem wstał kolejny, mdły dzień. Deszcz rozpadał się na nowo, a mżawka, dokuczająca dzieciakowi przez prawie cały ostatni tydzień, przeszła w prawdziwą ulewę zamieniając dno dołu w wielką kałużę. O siedzeniu nie mogło być mowy, Nero stał już po kostki w wodzie, a sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna. Co gorsza, dzieciak nadal nie widział sposobu na ucieczkę z tej matni. Kręcił się w kółko próbując coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Totalna pustka.

 Nagłe syczenie rozległo się przy ścianie na lewo od Nero i z łączenia w betonie zaczął lać się strumień wody. Dzieciak przyglądał się temu z zaciekawieniem, paradoksalnie widząc w tym szansę na ucieczkę. Był dobrym pływakiem i jeśli dół wypełniłby się wodą wystarczająco szybko, mógłby po prostu unosić się na powierzchni do chwili, gdy byłby w stanie sięgnąć krawędzi.

 Wtedy jednak krwawnik zaczął panikować. Wspiął się na kamienie, które spadły do dołu wraz z nimi, krzyczał i pokazywał na lejącą się wodę, podskakując przy tym jak oparzony. W pierwszej chwili Nero pomyślał, że krwawnik po prostu nie potrafi pływać, ale szybko pojął prawdziwą przyczynę jego zachowania. Dziura, z której wylewała się woda rosła z każdą chwilą. Zbrojony beton syczał, skwierczał i rozpuszczał się pod naporem wyraźnie żrącej cieczy.

 – O, kurczaki – zreflektował się Nero i przełamując strach oraz brak zaufania wskoczył na gruzowisko, na którym schronił się krwawnik. 

Bardzo starał się zachować maksymalny dystans od stwora, ale i tak dzieliło ich nie więcej niż pół metra. Czuł odór “diabła”, zatęchły i siarkowy, rzeczywiście przywodzący na myśl piekło. Dzieciak skrzywił się i chciał odsunąć, ale to był błąd. Stracił równowagę i runął w tył. Stwór złapał go w ostatniej chwili i uratował przed wpadnięciem do podnoszącej się z każdą chwilą wody. Szarpnięcie sprawiło jednak, że metalowa miseczka wyślizgnęła się z niedbale zawiązanego Tobołka i chlapnęła wprost o dno. Głośny syk wypełnił uszy uwięzionych, a pechowa miseczka rozpuściła się na ich oczach. Żarty się skończyły.

Nero z przerażeniem rozglądał się wokół, nie miał też już problemu by stać tuż przy krwawniku, byle wyżej na kamieniach i byle dalej od żrącej wody. Musieli coś zrobić, i to szybko. Stwór poklepał Nero po ramieniu, by zwrócić uwagę chłopaka i zaczął coś gorączkowo pokazywać na migi. Dzieciak złapał w lot i rozpromienił się. Teraz, gdy pierwotny lęk został zażegnany, pojawiły się przed nimi nowe możliwości. Krwawnik zaproponował, że podsadzi Nero, tak by ten spróbował złapać się krawędzi dołu. Chłopiec przystał na to ochoczo i bez ociągania, wspiął się towarzyszowi na ramiona. Dzieciak myślał przy tym, że stwór wykazuje się dużą dozą zaufania względem obcego człowieka. Wszak Nero, po wydostaniu się mógł sobie po prostu pójść zostawiając krwawnika na pastwę losu. Nie żeby miał zamiar to zrobić, ale i tak.

Genialny w swej prostocie plan okazał się jednak niewypałem. Nero zwyczajnie nie sięgał szczytu. Krwawnik próbował go podsadzić wyżej, unosząc ramiona, był jednak za słaby i nie dał rady. Nero widząc jak tamtemu zaczynają trząść się nogi, szybko zszedł z powrotem. Nie udało się, a woda była coraz wyżej i coraz bliżej, zalewając już pierwsze kamienie. 

– Ty spróbuj – powiedział dzieciak, na co krwawnik odpowiedział zaskoczonym, nierozumiejącym spojrzeniem. – Stań na moich dłoniach, jestem silny. Podrzucę cię wyżej. Uda ci się.

Zapomniał zupełnie, że krwawnik raczej nie zna ludzkiego języka, ale podświadomie podparł swoje słowa gestami, które były zdecydowanie bardziej zrozumiałe. Stwór w lot pojął o co chodzi chłopcu i oczy aż zaszły mu łzami.

Nie było jednak czasu na ckliwości, żrąca woda już prawie dotarła do stóp uwięzionych i musieli działać jak najszybciej. Nero rozciągnął swoją linkę z hakiem i obwiązał nią krwawnika, a potem przyklęknął. Stwór wyglądał tak jakby robił już to wcześniej i ustawił się odpowiednio. Dzieciak uniósł w górę trzy palce, pokazując do ilu będzie liczyć, a krwawnik, o dziwo, przytaknął na ten widok.

– No dobra, raz kozie śmierć – rzucił Nero splatając dłonie, by dać stworowi oparcie dla stopy. – Na trzy. Raz. Dwa. Trzy!

Nero napiął wszystkie mięśnie i wyprostował się, płynnym ruchem wyrzucając ramiona ku górze. Okazało się to nadzwyczaj łatwe, gdyż krwawnik był lekki jak piórko. Czerwonowłosy “diabeł” wystrzelił ku górze i sprawnie złapał się krawędzi dołu, wyciągając się na powierzchnię. Dzieciak wykrzyknął z radości, zupełnie zapominając o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Krwawnik dźwignął się z ziemi, otrzepał i pomachał chłopcu z uśmiechem. A potem zniknął za krawędzią.

Dzieciakowi zrobiło się ciemno przed oczami. Stało się. Potwór zostawił go na pewną śmierć. Wydostał się dzięki niemu, a potem po prostu sobie poszedł. Może od początku tak to planował? Na pewno był silniejszy niż to pokazywał i gdyby chciał, to mógłby podnieść Nero wyżej. Milion myśli kołatało się chłopcu w głowie, a tymczasem woda podeszła tak wysoko, że zaczęła topić mu podeszwy butów. Wystraszony aż podskoczył i wtedy poczuł, że unosi się nad ziemią. Lina, którą w międzyczasie sam obwiązał się w pasie, napięła się i trzymała go w bezpiecznej odległości od żrącej zawartości dna dołu. Dzieciak spojrzał w górę i ujrzał tam krwawnika, machającego mu wesoło i pokazującego, by zaczął się wspinać. Widać zniknął nie by uciec lecz aby zamocować gdzieś linę. Nero, aż palnął się w czoło, zły na swoją głupotę i uprzedzenia, a potem czym prędzej zaczął wyciągać się na powierzchnię.

 

***

Jak cudownie było znów poczuć trawę, wilgotną i świeżą, delikatnie ocierającą się o kostki. Jak wspaniale patrzeć hen w dal ku horyzontowi, zamiast wgapiać się w wąski skrawek nieba widoczny z tego przeklętego dołu! Na dodatek zaczęło się rozpogadzać, ptaki latały wokół ćwierkając wesoło, a uśmiech wrócił na wciąż jeszcze dziecięco pucułowatą twarz Nero. Dzieciak nadal był nieco obolały po upadku, ale to nic. Znowu mógł ruszyć w drogę! Co więcej, odzyskał swój Kij, który grzecznie czekał w trawie, zgodnie z przypuszczeniami nie niepokojony przez łupieżców. Chłopiec chwilowo zapomniał nawet o głodzie, odkładając martwienie się o prowiant na później.

Krwawnik tymczasem szedł obok, cichy i skupiony, nie podzielając radosnego humoru towarzysza. Choć nie rozglądał się nerwowo na boki, znać było, że cały czas pozostaje napięty i gotowy do ucieczki.

– Nie martw się! – wesoło zagadnął Nero. – Na pewno już ich tu dawno nie ma!

Stwór kiwnął głową w odpowiedzi, zupełnie tak jakby zrozumiał. Dzieciak uśmiechnął się na ten widok, przypuszczając, że chyba rzeczywiście tak było.

– Co teraz zrobisz? – zapytał rudzielec. – Mogę ci jakoś pomóc zanim się rozstaniemy? Wiesz, ja muszę ruszać dalej. Na zachód.

Nero wyciągnął rękę we właściwym kierunku, by lepiej zobrazować swoje zamiary i zrobił to bez zawahania, zawsze bowiem miał doskonałą orientację w terenie. Krwawnik w odpowiedzi delikatnie pokręcił głową i wzruszył ramionami. Nie potrzebował pomocy i widać było, że dobrze zna tę okolicę. Poruszał się pewnie, bezwiednie omijając wszystkie miejsca, które mogły skrywać kolejne zdradzieckie doły i rozpadliny. Kilka razy nawet powstrzymał Nero przed wdepnięciem w taką, której ten nie zauważył. Dzieciak, wciąż jeszcze rozemocjonowany, miał problemy ze skupieniem się na otoczeniu.

Zatrzymali się przed resztkami dużego budynku, który upadając oparł się na innych wokół i stworzył w ten sposób strome podejście na szczyt okolicznych ruinowzgórz. Nero miał zamiar wspiąć się tam, by mieć lepszy widok i wyjść wreszcie spomiędzy ponurego gruzowiska. Krwawnik najwyraźniej planował ruszyć w jego głąb. 

– No cóż, wygląda na to, że tutaj się rozdzielamy.

Stwór przyjrzał się uważnie chłopcu, jakby coś rozważając. Jednak zanim się zdecydował z pobliskiej jaskini wybiegli krzyczący ludzie. Łupieżcy!

Nero natychmiast ich poznał, byli to ci sami mężczyźni, którzy gonili ich ostatnio. Musieli nie odejść tak daleko, jak mu się wydawało. Było ich pięciu i każdy mniej przyjemny od poprzedniego. Brudni, zarośnięci i z żądzą mordu w oczach. Dzieciak od razu sięgnął po Kij, gotów się bronić, ale wtedy poczuł jak ktoś dosłownie łapie go za fraki i ciągnie w kierunku pochylonego budynku.

– Ucieka! – wychrypiał krwawnik i popchnął Nero na ścieżkę w kierunku szczytu.

A potem stwór odwrócił się w stronę łupieżców i zasyczał paskudnie, obnażając kły i szeroko rozkładając pazurzaste dłonie. Nero pchany pierwotnym impulsem wziął nogi za pas, pędząc ile tchu w płucach. Zanim się opanował, odbiegł już spory kawałek, ale wtedy osłabiony organizm odmówił mu posłuszeństwa. Aż przysiadł, próbując powstrzymać mroczki. Poniżej, u stóp przewróconego budynku na który się wspinał, krwawnik toczył nierówną i skazaną na porażkę walkę z piątką bezwzględnych mężczyzn. Byli od niego zdecydowanie wolniejsi, ale za to mieli przewagę siły i liczebności.

Nigdy, ale to nigdy nie zostawiaj kogoś w potrzebie – usłyszał w głowie głos dziadka. – Inaczej silniejsi, zawsze będą żerować na słabszych.

Nie ma co, dziadzio lubił prawić morały i rzucać pompatycznymi frazesami, ale tym razem Nero miał zamiar posłuchać jego nauk.

Zbiegając z powrotem, trzymał się nisko i ukrywał jak mógł, planując atak z zaskoczenia. Łupieżcy zajęci walką z rozszalałym krwawnikiem nie mieli czasu myśleć o chłopcu. Będąc już całkiem blisko walczących, którzy coraz bardziej przypierali “diabła” z Podświata do ściany, Nero bliżej im się przyjrzał planując następny krok. Ściągnął Tobołek z końca Kija i zajrzał do środka, przeglądając swe skromne zapasy.

– A, ha! – rozpromienił się, wyciągając mały cylindryczny przedmiot. Co prawda planował zostawić go na jakąś absolutnie podbramkową sytuację, ale uznał, że to właśnie chwila obecna wymagała wyjątkowych środków. – Leć, malutki – wyszeptał, wyciągnął zawleczkę i zamachnął się.

Granat poleciał idealnym łukiem i trafił jednego z łupieżców w sam środek pleców. Wtedy z metalicznej tulejki wystrzeliło kilkadziesiąt linek, które oplotły nieszczęśnika, krępując go i powalając na ziemię. Jego kompan, stojący tuż obok, odskoczył i obrócił się w stronę Nero, jednak zanim zdążył choćby krzyknąć, dostał kamieniem prosto w czoło i padł na ziemię zamroczony. Dzieciak działał błyskawicznie. Dopadł oszołomionego łupieżcy i skrępował go plastikowymi opaskami, które zawsze miał na podorędziu. Zwykle wykorzystywał je w bardziej pacyfistycznych celach, ale i tutaj się sprawdziły.

– Szefie, ich jest dwóch! – wykrzyknął jeden z trzech pozostałych łupieżców.

Usłyszał to krwawnik, który na chwilę zawahał się i stracił czujność, co wykorzystał herszt bandytów, z całej siły uderzając stwora pięścią w brzuch i odrzucając go w tył.

– Niepotrzebnie wracałeś, gnojku – warknął mężczyzna odwracając się w stronę dzieciaka. – Już po tobie.

Nero darował sobie błyskotliwą ripostę, w stylu tych jakie rzucali bohaterowie książek ze Starego Świata, które zdarzyło mu się czytać. W prawdziwym życiu nie było na to czasu. Zamiast tego, z Kijem gotowym do ataku, rudzielec skoczył w kierunku przywódcy.

– Jest mój! – rzucił bandyta do kompanów i wyszedł dzieciakowi naprzeciw, wyciągając zza pasa wielki, paskudnie ząbkowany nóż.

Pacyfistyczny dwunastolatek versus dorosły zaprawiony w boju mężczyzna. To mogło skończyć się tylko w jeden sposób. To znaczy, gdyby Nero był zwyczajnym dzieckiem. Ale nikt nie mógł mu dorównać pod względem szybkości, nawet wycieńczonemu. A siła jego mikrego ciała całkowicie zaskoczyła bandytę. Gdy Kij i nóż skrzyżowały się ze sobą, Nero stawił opór, zatrzymując cios, wytrzymując napór stukilowego ciała mężczyzny i wreszcie odpychając go. Wyraz najwyższego niedowierzania odmalował się na twarzy draba, ale szybko zdusił go i zaatakował ponownie, jeszcze zacieklej. Śmiertelny taniec rozgorzał na dobre, a dwójka walczących w pełnym skupieniu wymieniała się kolejnymi ciosami, parowała, robiła uniki i zwody. W pewnym momencie, wyraźnie już zmęczony bandyta popełnił błąd, za bardzo się wystawił i dwa ciosy Kija później leżał już na ziemi, wpierw podcięty, a potem pozbawiony przytomności celnym uderzeniem.

– Stój, bo on zginie! – wykrzyknął ktoś.

Nero podniósł wzrok i zobaczył dwóch pozostałych łupieżców przytrzymujących szarpiącego się krwawnika. Mężczyźni trzymali jednak pewnie, a czerwonowłosy stwór był wyraźnie obolały po ciosie jaki otrzymał niewiele wcześniej. Jeden z bandytów przyłożył nóż do szyi “diabła”, by zilustrować swą groźbę. Sytuacja wydawała się patowa, ale dzieciak zawsze miał jakiegoś asa w rękawie. Uniósł lewe, metalowe ramię i zaciskając pięść wycelował w stronę łupieżców. Musiał postawić wszystko na jedną kartę.

– Puśćcie go albo dostaniecie zabójczymi strzałkami. Działają od razu i sflaczą was na dobre – powiedział Nero modląc się w duchu, by tamci nie przejrzeli jego blefu.

– Sflaczą?

– Aha, wszystkie mięśnie – potwierdził dzieciak.

– Kłamiesz! A jak nie, i tak zabijemy go zanim strzelisz.

 – A jak tak, nadal mam Kij – odparował Nero zachowując spokój. – Puśćcie diabła i dajcie się związać.

– Masz nas za idiotów?!

– Na dodatek upartych.

– Ty mały… 

– Mogłem zabić waszych przyjaciół, tych dwóch tam. – Nero przerwał bandycie, pokazując palcem związaną dwójkę leżącą nieopodal. Jeden z mężczyzn odzyskał już nawet przytomność i pojękiwał cicho. – Ale zamiast tego ogłuszyłem ich i związałem. To była strata czasu, a jednak. Jeśli się poddacie zwiążę was, a potem odejdziemy i już nigdy się nie spotkamy. Jeśli skrzywdzicie krwawnika, nie będę się bawił w wiązanie.

– Po prostu sobie pójdź – warknął ten z nożem. – Co on cię obchodzi? Sam powiedziałeś, że to diabeł.

– Pomógł mi, więc robię to samo. I nie żartuję. Zostawcie go.

Bandyci popatrzyli na Nero dziwnie, potem na siebie i zupełnie jakby czytali sobie w myślach, zgodnie puścili krwawnika. Stwór odskoczył jak poparzony, sycząc i obnażając kły.

– Hej, jesteś cały? – zapytał go Nero, a krwawnik przytaknął. – Dobrze, zwiąż ich proszę – dodał rzucając mu kilka opasek zaciskowych.

“Diabeł” działał sprawnie i szybko skrępował zrezygnowanych łupieżców. Udało się, ale mówiąc szczerze, Nero nadal nie wierzył, że tak po prostu się poddali. Nagle zmienili ton, zupełnie jakby wiedzieli o czymś o czym on nie…

Fala wpierw zimna, a potem gorąca, rozlała się po całym boku dzieciaka. Zaraz po nich przeszyła go błyskawica bólu, która wkrótce miała pozbawić chłopca przytomności. Nero upadł i ujrzał nad sobą triumfującego herszta bandytów, którego nie zdążył skrępować. W ręce trzymał zakrwawiony nóż. Wszystko zaczęło się rozmazywać i dzieciak odpłynął w mrok. Ostatnim co usłyszał był rozdzierający skowyt.

 

***

Pięć tygodni później

 

Nero niemal już się przyzwyczaił do życia wśród ruinowzgórz i do ciągłej obecności w tym życiu innej osoby. 

Zgramolił się z siennika i po raz pierwszy nie sprawiło mu to bólu. Ostrożnie przeciągnął się w każdą stronę i nadal nie czując niczego niepokojącego odwinął bandaż i przyjrzał się ranie. Blizna nie należała do najpiękniejszych, nierówna i postrzępiona, nosząca ślady szycia niezbyt wprawną ręką. Ale skóra wokół była już tylko delikatnie zaczerwieniona i rudzielec czuł się niemal w pełni zdrowia.

Gdy przywódca łupieżców ugodził go nożem, popełnił błąd i pchnął za wysoko, a ostrze ześlizgnęło się po żebrach. To uratowało chłopakowi życie. Co prawda bez pomocy wykrwawiłby się, ale na szczęście miał kogoś kto się nim zaopiekował. “Diabeł” z Podświata przyszedł mu z pomocą. Opatrzył go, a potem pielęgnował przez pierwsze tygodnie, gdy Nero zmagał się z gorączką i większość czasu spędzał na granicy snu i jawy. Dopiero leki przeciwzapalne, które wygrzebał z Tobołka w chwili świadomości, pomogły zwalczyć infekcję. Bez nich, mimo największych wysiłków nowego przyjaciela, Nero raczej by nie przeżył. Na szczęście wykaraskał się z tego i wychodziło na to, że już niemal w pełni odzyskał zdrowie. Ale miało to też pewne minusy. 

Dzieciak rozejrzał się po kryjówce. Była zaskakująco przytulna, urządzona skromnie i nieco zagracona, ale zdecydowanie lepsza od wielu ludzkich siedzib, które widział. Wchodziło się do niej przez gruzowisko wiodące w głąb ruinowzgórz, więc do środka docierało niewiele światła, ale był to jedyny mankament. Nero nie przeszkadzał nawet nisko zawieszony sufit, który nieustannie zmuszał krwawnika do chodzenia w pozycji wpół zgiętej. Rudzielec nie należał do najwyższych, nawet jak na swój wiek, toteż nie miał tego problemu. Doceniał za to, że ma miejsce do spania, nie pada mu na głowę i może ugotować sobie gorący obiad na piecyku. Dieta krwawnika nie należała co prawda do najbardziej obfitych w świeże warzywa i owoce, ale zawsze udawało mu się coś znaleźć dla Nero, który nawet w najgorszych chwilach odmawiał mięsa. Trzeba przyznać, dzieciak dzielnie trwał przy swoich przekonaniach.

Smakowicie pachnący warzywny bulion pyrkał właśnie nad ogniem i to jego aromat obudził Nero. Podszedł do garnka, zamieszał kilka razy i spróbował.

– Mmm – zamruczał zadowolony. – Dobry wyszedł ci ten wywar.

Odpowiedziała mu jednak cisza.

– Koyo, jesteś?!

Nadal nic.

Nero chcąc zabić czas, zgarnął Tobołek i usiadł przy stole, by przejrzeć jego zawartość. Choć znał ją doskonale i tak lubił to robić. Przejrzeć zapasy, zastanowić się co z tego będzie mu przydatne, a co powinien zużyć lub wyrzucić. Przez całą dotychczasową wędrówkę tylko jeden element zawiniątka pozostawał stały. A.R.T.U.

Dzieciak przyjrzał się nieaktywnemu robotowi i poczuł się rozdarty. Wiedział co musi teraz zrobić, ale wcale nie miał na to ochoty. Zadomowił się tu i znalazł sobie nowego przyjaciela. Koyo, bo tak na imię miał krwawnik, nie tylko rozumiał ludzką mowę, ale nawet sam potrafił się nią posługiwać. Mówił z dziwacznym, trudnym do zrozumienia akcentem, ale mówił. I w ciągu ostatnich tygodni pozwolił Nero poznać swoją historię oraz nieco lepiej zrozumieć mieszkańców Podświata.

Opowieści o potworach, demonach i diabłach nie tylko były przesadzone, ale też miały niewiele wspólnego z prawdą. Istoty z “Tampod”, jak nazywali Podświat prości ludzie, same były kiedyś ludźmi, ale Kataklizm dotknął je nieodwracalnie. Nie mogąc żyć na powierzchni pod zabójczym słońcem i zmagając się ze strachem i nienawiścią ze strony ludzi, istoty takie jak krwawniki ukryły się pod ziemią, w ruinach Starego Świata i próbowały jakoś związać koniec z końcem. A nie było to łatwe życie. Jedzenia było niewiele, bez światła praktycznie nic nie rosło, a w ciemne ruiny zapuszczało się niewiele zwierząt, ale jakoś udawało im się przetrwać. Zazwyczaj. Czasem zdarzało się jednak coś na co nie mieli wpływu. Jednego razu to niestabilne ruiny zawaliły się na całe podziemne miasteczko, drugiego powódź odcięła drogi na powierzchnię, a trzeciego mieszkańców Podświata trapiła zaraza. Pewnego wieczoru, Koyo wyznał Nero, że to właśnie choroba uczyniła z niego pustelnika. Trzy wiosny wcześniej odebrała krwawnikowi rodziców i zostawiła go samego na świecie. Dzieciak rozumiał ból straty, sam przed sześcioma miesiącami musiał pochować dziadka. A rodziców nawet nie pamiętał.

Dlatego tym cenniejsza była dla niego relacja jaką we dwóch zbudowali. W ten sposób codzienne życie było łatwiejsze i zawsze można było z kimś porozmawiać. A rozmawiali niemal o wszystkim. Poza tym co stało się z łupieżcami. Krwawnik nie chciał poruszać tego tematu, a dzieciak domyślał się dlaczego.

Starszy, liczący szesnaście wiosen Koyo mimo to był dla Nero jak brat, którego nigdy nie miał. I jak przyjaciel, którego przedtem miał tylko jednego. Dzieciak westchnął. Wiedział, że ten dzień musi nadejść, ale i tak nie było mu z tym dobrze. Nie mógł jednak postąpić inaczej, przecież obiecał.

Koyo wślizgnął się przez szczelinę w ścianie. W przewieszonej przez pierś torbie dyskretnie ukrywał główny składnik na swoją kolację, którym to najprawdopodobniej był zając. Za to w zawiniątku na plecach miał skarby, które z uśmiechem na ustach pokazał Nero. Marchewki, cała góra marchewek!

– Koyo, musimy porozmawiać – wybąkał Nero nie potrafiąc się cieszyć i wbijając wzrok w podłogę. Po prostu chciał mieć to już za sobą.

 

***

Wędrowali całą noc i łuna świtu majaczyła już nad horyzontem. Tuż przed wschodem słońca zawsze było najzimniej i Nero zadrżał, jednak tylko po części z chłodu. Po tym, co się wydarzyło, wizja samotnej wędrówki napawała go lękiem i choć wydostali się z wnętrza gruzowiska na grzbiet ruinowzgórz, była to tylko trochę łatwiejsza podróż. Do celu pozostawało jeszcze ponad dwieście kilometrów, prawie dwa razy więcej niż dzieciak przebył od momentu opuszczenia ostatniej ludzkiej siedziby, Miasta. Natomiast samotna, przycupnięta nad brzegiem jeziora chatka, z której wyruszył, znajdowała się wielokrotnie dalej, hen na wschodzie. Nero już powoli zapominał jak wyglądała okolica, w której się wychowywał. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy przeżył wiele przygód, lepszych oraz gorszych, a przez cały ten czas towarzyszyły mu jedynie własne myśli. Innych ludzi spotykał z rzadka i na krótko. Aż do teraz. Koyo, nie dał się jednak przekonać do wspólnej podróży, a Nero do porzucenia swej “misji”. Nadeszła więc pora rozstania. Krwawnik odprowadził dzieciaka na tyle daleko, na ile było to rozsądne. Blisko dziesięć godzin marszu.

Przystanęli. Słońce wyzierało już zza krawędzi nieboskłonu pomarańczowym nieśmiałym łukiem, a okoliczne ptaki zdało się, że oszalały, śpiewając jak najęte.

– Nie pójdziesz? – zapytał Nero.

– Nie zostaniesz? – pytaniem odparł Koyo.

Obaj znali odpowiedź. Nie pozostało im więc nic innego jak tylko się pożegnać. Uściskali się serdecznie, uronili kilka łez, a potem każdy ruszył w swoją stronę. Nero zarzucił Kij na ramię, a przewiązany na jego końcu Tobołek miło zaciążył chłopcu. Miał zapasów na kilka kolejnych tygodni podróży.

– Hej! – krzyknął ktoś za nim. Nero odwrócił się przesłaniając słońce wyciągniętą przed siebie ręką. 

– Co tam? Zmieniłeś zdanie? – łudził się dzieciak.

– Nie – zaprzeczył Koyo. – Ale jeśli ty spotka ludzi z podziemi, powie im: “Witajcie, przyjaciele ludzie”. Wtedy oni ci pomogą.

– Witajcie, przyjaciele ludzie – powtórzył Nero. – Tylko tyle? Bez żadnych amuletów, tajemnych znaków i spotkań o północy na cmentarzu?

Krwawnik parsknął śmiechem, raz jeszcze pomachał na pożegnanie i zniknął w rozpadlinie, chroniąc się przed palącym słońcem w świecie, do którego należał. Zadumany Nero wygrzebał marchewkę z Tobołka i drepcząc niespiesznie, chrupał soczysty korzeń myśląc o wszystkim co mu się przydarzyło przez ostatnie dwa miesiące. A było tego sporo. Wiele też się nauczył. W Mieście zrozumiał jak cenna jest wiedza i że należy chronić ją przed zapomnieniem, a teraz pojął coś chyba jeszcze ważniejszego. Przez całe życie bał się mieszkańców Podświata, straszył go nimi dziadek i z przerażeniem wspominali wszyscy ludzie, których poznał. Demony, bestie, potwory, diabły. Paskudne kreatury wyglądające jak karykatura człowieka i jedynie czyhające na nieostrożnego wędrowca. A tymczasem, pierwszy “diabeł”, którego Nero poznał, uratował mu życie i stał się jego prawdziwym przyjacielem. Dzieciak stwierdził, że wygląd nie tylko może być złudny, ale też potrafi przesłonić nam prawdziwe zalety danej osoby. Z niejakim zaskoczeniem zauważył też, że w całej tej sytuacji prawdziwymi potworami okazali się ludzie. 

Bogatszy o nowe doświadczenia, niezbyt urodziwą bliznę i drugiego przyjaciela, Nero ruszył przed siebie, by wypełnić obietnicę i naprawić A.R.T.U. Na zachód. Cały czas na zachód…

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Podczas czytania pojawiły się pewne sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia) – przykłady:

Dzieciak przypadł do ziemi i poszukał najbliższej osłony (przecinek?) zza której mógłby bezpiecznie obserwować sytuację.

Dzieciak nie widział tego ostatniego w stworzeniu (tu też go brak przed „którym”) które kuliło się pod ścianą kilka metrów od niego.

Chłopiec delikatnie rozsunął płytki (i tutaj także) za którymi skrywało się rubinowe oko przyjaciela.

Ktoś z impetem wpadł prosto na niego, wytrącając Kij z ręki dzieciaka i powalając go na ziemię. – zbędne, wiadomo, że to dzieciaka

Czuł się jakby ogromny kamień dociskał go do ziemi. – przecinek zamiast „się”?

Nagle poczuł jakby zrobił się bardzo lekki i (albo tu też przecinek, albo kolejny usunąć?) zaskoczony, aż sapnął.

 Krwawnik zaczął grzebać w worku przewieszonym przez chudą pierś i zaczął wyciągać z niego prowiant. – powtórzenie?

Bardzo starał się zachować maksymalny dystans od stwora, ale i tak dzieliło ich nie więcej więcej niż pół metra. – i tutaj

 “Nigdy, ale to nigdy nie bierz niczego od mieszkańców Podświata! Będą cię kusić swoimi darami, tym czego najbardziej w danej chwili potrzebujesz, ale to podstęp!” – brak kropki na końcu zdania?

“Pora wymyślić jak się stąd wydostać” – tutaj podobnie

Krwawnik, (zbędny przecinek?) w swoim kącie przypatrywał się temu dziwnemu stworowi, jakim był mały człowiek.. – na końcu albo jedna kropka, albo trzy, nie dwie

Mechaniczna ręka zastępowała, której nigdy nie miał i stanowiła dla dzieciaka coś naturalnego. – błąd gramatyczny – niepoprawna odmiana wyrazu

 

Często używasz nowych wyrażeń, takie neologizmy wzbogacają na pewno opowiadanie fantastyczne, lecz mam zapytania odnośnie niektórych:

kim są „mieścianie” („Zapasy, w które tak hojnie wyposażyli go mieścianie, skończyły się wczoraj”);

co to „angierszczyzna” („Porozumiewali się ze sobą specyficzną mieszanką krzyków, gardłowych porykiwań, gwizdów i łamanej angierszczyzny”)?

 

Nie wiem, czemu pewne wyrazy raz piszesz małą, a raz wielką literą (np. „tobołek”). Za każdym razem to błąd ortograficzny.

 

A zatem pod kątem językowym warto jeszcze wszystko przejrzeć i poprawić.

 

Pomysł na fabułę całkiem dobry, pokrzepiające jest to, co wyniósł „Dzieciak” z poznania „Diabła”., fajnie, że się zaprzyjaźnili i zaufali sobie, pomagając i wspierając w potrzebie.

Odnoszę wrażenie, że cała opowieść jest fragmentem – rozdziałem większej powieści. Zakończenie oraz wiele wzmianek na to wskazuje.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

@Bruce, bardzo dziękuję za komentarz i wyłapanie chochlików. Niby w ciągu ostatnich dwóch miesięcy czytałem tekst kilka razy, ale czasem ciężko jest wyłapać we własnej pisaninie nawet dosyć oczywiste błędy.

Co do neologizmów, na które zwracasz uwagę pytając o ich znaczenie: Czy to ważne? I nie jest to pytanie retoryczne. Jestem ciekaw opinii. Generalnie, fascynują mnie procesy ewolucji języka i to jakim deformacjom ulega wraz z upływem czasu. W świecie przedstawionym doszło do kataklizmu, który zniszczył współczesną cywilizację. Ogrom wiedzy został zapomniany, a te jej fragmenty, które przetrwały, często zostały wypaczone i zreinterpretowane. Stąd wzięła się angierszczyzna (źle zasłyszane i powielone “angielszczyzna”), czy mieścianie, jako mieszkańcy Miasta pisanego wielką literą i stanowiącego nazwę własną osady ludzkiej, a nie jej rodzaj. Czasem te przeinaczenia wynikają z niepełnego stanu wiedzy Nero, a czasem stanowią odpowiedź na to jak zmienił się świat wokół.

W temacie “Tobołka” i “Kija”, zawsze powinny być pisane wielką literą, jeśli gdzieś w tekście jest inaczej, jest to błąd z mojej strony (poprawię). Taki, a nie inny zapis wynika z faktu, że Nero traktuje je jako nazwy własne oraz niejako personifikuje te przedmioty. W tym opowiadaniu nie zostało to pokazane, ale dzieciakowi zdarza się gadać z Kijem (bez odpowiedzi oczywiście). Co więcej zapis wielką literą podkreśla zarówno znaczenie przedmiotów dla bohatera, jak i fakt, że to nie jest jakiś tam kij, tylko TEN Kij.

No i wreszcie, słusznie zauważasz, że opowiadanie stanowi część większej całości. Zamysłem jest stworzenie powieści szkatułkowej. Nie chciałbym jednak, by składające się na nią opowiadania były traktowane w kategoriach fragmentów. To niezależne utwory z własną fabułą, ale również odnoszące się do meta-opowieści o podróży Nero celem uratowania przyjaciela. Jak wspominałem we wstępie, polecam również moje poprzednie opowiadanie w tym samym uniwersum, czyli “Sześcian Władzy” :)

 

EDIT:

poprawiłem błędy zgodnie z sugestiami :)

 

 

I ja dziękuję. :)

Rzeczywiście, we własnym tekście dostrzega się rzadko pewne usterki, u Ciebie były to sprawy marginalne. :)

Neologizmy – jak najbardziej, doceniam i pochwalam, w fantastyce powinny występować, lecz w przypadku podobnie brzmiących – aby nie pojawiła się u czytelnika wątpliwość, czy to przypadkiem nie błędy, zwane potocznie literówkami – może lepiej dać je kursywą, albo w cudzysłowie, albo dodać do nich: “nazywane w owym świecie…”. :) To takie moje sugestie, do przemyślenia; zobaczymy, jakie zdanie wyrażą inni Komentujący. :)

Mimowolnie podczas czytania drąży pytanie, co stało się przed tymi wydarzeniami i co nastąpi po nich, ponieważ pewne fakty jedynie śladowo zaznaczasz, wzbudzając ciekawość i dając wskazówki co do kontynuacji, zatem “charakter fragmentu” daje się wyczuć. :)

Tak to właśnie odebrałam – że zarówno Kij, jak i Tobołek mają niebagatelne znaczenie. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Edit – zajrzałam, przeczytałam i skomentowałam, dziękuję za link. :) Opowieść o Sześcianie sporo mi wyjaśniła. :) 

Pecunia non olet

Jak przez mgłę pamiętam pierwsze opowiadanie, więc wróciłam do niego, przejrzałam i odświeżyłam wrażenia z tamtej lektury i z ciekawością przystąpiłam do śledzenia dalszych losów Nero.

Szczególne przygody każesz przeżywać dzieciakowi, stawiasz go w sytuacjach, zdawałoby się, przerastających możliwości dwunastolatka. Jednak czas, w którym przyszło mu żyć, wcześniejsze nauki dziadka i na bieżąco zdobywane doświadczenia sprawiają, że to, co wydawałoby się niemożliwe, staje się prawdopodobne, głównie z powodu bajkowości historii.

Spodziewam się, Nessekantosie, że na kolejne przygody Nero nie trzeba będzie czekać sześć lat. ;)

Sugeruję, abyś w przedmowie dodał link do Sześcianu Władzy.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

wska­zu­jąc pal­cem na dzie­cia­ka. → …wska­zu­jąc pal­cem dzie­cia­ka.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

wy­cią­gnął ku niemu swoje dłu­gie szpo­nia­ste dło­nie. → Zbędny zaimek – czy wyciągnąłby cudze dłonie?

 

post-apo­ka­lip­tycz­nym świe­cie… → …postapo­ka­lip­tycz­nym świe­cie

W tym słowie dywiz jest zbędny.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Przymiotnik-postapokaliptyczny;18525.html

 

Ten zła­pał ją spraw­nie, ale nadal przy­glą­dał się Nero po­dejrz­li­wie.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedna kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

 “Do­brze,” po­my­ślał Nero wsta­jąc. → Przecinek po zamknięciu cudzysłowu: “Do­brze”, po­my­ślał Nero wsta­jąc.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

wspiął się swemu to­wa­rzy­szo­wi na ra­mio­na. → Zbędny zaimek, wystarczy: …wspiął się to­wa­rzy­szo­wi na ra­mio­na.

 

– Na trzy. Raz. Dwa.Trzy! → Brak spacji po trzeciej kropce.

 

“Nigdy, ale to nigdy nie zo­sta­wiaj kogoś w po­trze­bie”, usły­szał w gło­wie głos dziad­ka. “Ina­czej sil­niej­si, za­wsze będą że­ro­wać na słab­szych”. → A może: – Nigdy, ale to nigdy nie zo­sta­wiaj kogoś w po­trze­bie – usły­szał w gło­wie głos dziad­ka. – Ina­czej sil­niej­si, za­wsze będą że­ro­wać na słab­szych.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.

 

– Jest mój! – rzu­cił ban­dy­ta do swych kom­pa­nów… → Zbędny zaimek.

 

do cho­dze­nia w pół­zgię­tej po­zy­cji. → …do cho­dze­nia w pozycji wpół ­zgię­tej.

 

łuna świtu ma­ja­czy­ła już nad wschod­nim ho­ry­zon­tem. Tuż przed wscho­dem słoń­ca… → Nie brzmi to najlepiej, a ponieważ wiadomo, że słońce wschodzi na wschodzie, proponuję: …łuna świtu ma­ja­czy­ła już nad ho­ry­zon­tem. Tuż przed wscho­dem słoń­ca

 

“Wi­taj­cie, przy­ja­cie­le lu­dzie.” → “Wi­taj­cie, przy­ja­cie­le lu­dzie”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, @regulatorzy! Dzięki za odwiedziny i komentarz. Wskazane błędy poprawiłem, choć miałem wątpliwości co do zapisu głosu dziadka słyszanego przez Nero. Ogólnie, dla zapisu komunikacji myślowej, ma to sens, ale tutaj mamy do czynienia z wspomnieniem czyichś słów w głowie bohatera. Także sam nie wiem :) Niemniej, zmieniłem, bo mimo wątpliwości dostrzegam logikę.

Jak zwykle mam problem z nadprogramowymi zaimkami i obawiam się, że to podświadome kalki z innych języków, którymi posługuję się na co dzień. Postaram się zwracać na to większą uwagę, tym bardziej, że poprawny zapis, przez wyżej wspomniane, stoi w sprzeczności z intuicją :P

Co do samej historii i postaci głównego bohatera. Nero nie jest przeciętnym dwunastolatkiem, co na pewno zauważyłaś i co staram się podkreślać. Pod wieloma względami na pewno zachowuje się w ponadprzeciętnie dojrzały sposób, nie chciałem go jednak czynić starszym, by mieć wymówkę dla licznych przejawów naiwności jakie przejawia. Chociaż Nero świetnie radzi sobie w postapokaliptycznym świecie, w którym przyszło mu żyć, to mimo wszystko pozostaje zagubiony i wciąż nie rozumie wielu elementów otaczającej go rzeczywistości. Paradoksalnie, w przeciwieństwie do innych ludzi, u niego dotyczy to głównie rzeczy najbardziej podstawowych (jak ogólnie zasady funkcjonowania w społeczeństwie, intencje i motywacje innych ludzi). Jednocześnie ze względu na swoją inteligencję i przekazaną przez dziadka wiedzę o Starym Świecie, dzieciak zyskuje często wyjątkową perspektywę i radzi sobie tam, gdzie inni nie mają szans.

No i obiecuję, że kolejna porcja przygód tego sympatycznego rudzielca pojawi się szybciej niż za kolejne kilka lat. Chyba nawet mam już pomysł, ale dajmy mu okrzepnąć. I przede mną kilka innych tekstów :)

 

…mia­łem wąt­pli­wo­ści co do za­pi­su głosu dziad­ka sły­sza­ne­go przez Nero.

Nessekantosie, zasugerowałam taki zapis, albowiem przeczytałam, że Nero usłyszał w głowie głos dziadka. Gdybyś napisał:  

“Nigdy, ale to nigdy nie zo­sta­wiaj kogoś w po­trze­bie”, przypomniał sobie słowa dziad­ka. “Ina­czej sil­niej­si, za­wsze będą że­ro­wać na słab­szych”. – nie widziałabym powodu do jakichkolwiek sugestii.

 

Owszem, zauważyłam już w pierwszym opowiadaniu, że Nero nie jest przeciętnym dzieckiem, ale trochę żałuję, że to jest pokazane jako „rzecz oczywista” – byłoby fajnie móc porównać Nero z jego równolatkami, ale jak do tej pory chłopak ma do czynienia wyłącznie z dorosłymi lub starymi ludźmi. Mam jednak nadzieję, że Nero nie będzie wiecznie dwunastolatkiem, że pozwolisz mu dorastać i nabywać nowych doświadczeń, nie pozbawiając przy tym zbyt gwałtownie naturalnej dziecięcości.

 

A skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytałem z zaciekawieniem i cieszyłem się, że zgodnie z tym, co napisałeś w przedmowie Twoje postapo nie jest dołujące, że dzieciak znalazł przyjaciela w ‘diable’ i sam okazał się przyzwoitym. To, że jednak rozstali się, jest plusem opowiadania. Chyba już usunąłeś niedociągnięcia, bo nic mi nie zgrzytało. Może wystarczy ten komentarz dla uzasadnienia klika, może nie, ale uważam, że tekst zasługuje na znalezienie się na półce bibliotecznej.

@Koala75, bałem się że tekst ma nieco zbyt banalną, pozbawioną zwrotów akcji fabułę, by skutecznie wzbudzić ciekawość czytelnika. Cieszę się, że było inaczej.

I choć świat się skończył, a cywilizacja upadła, nie chciałem tworzyć kolejnego dołującego uniwersum skąpanego w szarościach i ludzkiej podłości. Decyzje, przed którymi staje dzieciak nie zawsze będą proste i jednoznaczne, ale zależało mi, by w tym przypadku zawsze, gdzieś tam, tlił się przynajmniej promyk nadziei.

Porośnięte mchem i trawą pozostałości Dawnego Świata ciągnęły się bezkreśnie w każdym kierunku, tworząc zdradliwy krajobraz pełen głębokich rozpadlin, długich szczelin i ostrych jak brzytwa metalowych żeber, często ukrytych pod cienką warstwą ziemi.

Miód płynie :)

Każdy, przy zdrowych zmysłach, omijał te tereny szerokim łukiem, preferując nadłożenie drogi, niż ryzykowanie przeprawy.

Dość niefortunna konstrukcja, nadmiar przecinków.

 

“Weryfikować na własnej skórze” – mieszasz rejestr naukowy i ludowy, nieco mi to zgrzyta.

 Nero nie był już małym dzieckiem i jeśli nie pomylił się w swoich obliczeniach TU ABY NIE PRZECINEK? to dziś kończył całe dwanaście wiosen.

Gdyby wszystko potoczyło się inaczej J.W.? pewnie teraz świętowałby z dziadkiem w ich chatce i śmiał do rozpuku słuchając przerysowanych opowieści staruszka.

Na dodatek była niezbyt dobra, podeschnięta już i gumowata. Na dzisiaj zostało mu już tylko kilka łyków czystej wody.

 Żałośnie pociągając nosem, dzieciak rozejrzał się po okolicy szukając dogodnego miejsca na wieczorny odpoczynek.

Jak dla mnie nieco nadużycie imiesłowu współczesnego.

 Wtem, uszu Nero dobiegły dźwięki świadczące o nadciągającym niebezpieczeństwie.

Przecinek chyba zbędny.

Nerwowe przekrzykiwania ludzi szybko zbliżały się w jego kierunku, a towarzyszyło im przeszywające skrzeczenie i wizgi, które wcale nie poprawiały oceny sytuacji.

On ledwo coś usłyszał, może “nie brzmiały dobrze”?

Najpierw mignął mu biało-czerwony cień

Patriotycznie xd

Wiedział, że nie wahaliby się nawet chwili, próbując odebrać mu wszystko co miał.

Wahali próbując – za dużo warunkowości.

Teraz zrozumiał CHYBA PRZECINEK skąd wzięły się skrzeczenie i wizgi, które słyszał wcześniej.

Tamci zdawali się też wcale nie gonić za nim.

Hmm, nie wiem, czy szyk nie wymaga poprawy – np. “wcale nie zdawali się gonić”.

Dzieciak usłyszał jakiś szelest po swojej prawej i obejrzał się, a to był błąd.

Wyrzucić.

Ktoś z impetem wpadł prosto na niego, wytrącając Kij z ręki i powalając na ziemię.

Nadmiar określeń.

Oczekiwane zderzenie jednak nie nastąpiło.

To nastąpiło czy nie? :)

Ziemia rozstąpiła się pod ich ciałami,

Oni nie umarli, więc raczej pod nimi. Nastąpiła – rozstąpiła zaraz po sobie.

 Nero odzyskał przytomność i aż stęknął, gdyż pulsujący ból zdawał się rozsadzać mu czaszkę.

Sugeruję wywalić dla uproszczenia.

Był zbyt słaby, aby walczyć.

Brzmi, jakby ten, który go złapał, nie miał sił.

Przerażony nie szamotał się i nie wierzgał. Po prostu zamarł. A wtedy je usłyszał. Głosy.

Nieco za dużo prostych zdań.

Choć dobiegały jak przez mgłę i z daleka, chłopak wyczuł, że rozbrzmiewające w nich jeszcze przed chwilą podekscytowanie ustąpiło miejsca zawodowi.

Tu z kolei namotane trochę.

C.d.n.

 

Dysz Urny

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

a poczucie czyjejś obecności osłabło.

cz – cz – ś – ś – o – o. Nieco zgrzyta.

Nagle poczuł PRZECINEK CHYBA jakby zrobił się bardzo lekki i zaskoczony aż sapnął.

W pierwszej chwili przeczytałem to jako dwa przymiotniki, “lekki i zaskoczony”, nieco koślawa konstrukcja.

 

wodę w wyrazie wdzięczności.

4 x w

 Krwawnik, któremu udzieliła się chęć wyjścia na powierzchnię,

Hmm, po pierwsze nie dziwne, po drugie nieco barokowo napisane. 

 Minęła noc, na szczęście ciepła CHYBA PRZECINEK i nad światem wstał kolejny, mdły dzień.

Deszcz rozpadał się na nowo, a mżawka, dokuczająca dzieciakowi przez prawie cały ostatni tydzień, przeszła w prawdziwą ulewę CHYBA PRZECINEK zamieniając dno dołu w wielką kałużę.

 

Ta uśmiech i wesołość nieco zgrzytają w odniesieniu do stwora.

 Byli od niego zdecydowanie wolniejsi, ale za to mieli przewagę siły i liczebności.

Jak dla mnie niefortunne, sugeruję przepisać.

Nigdy, ale to nigdy nie zostawiaj kogoś w potrzebie – usłyszał w głowie głos dziadka. – Inaczej silniejsi, PRZECINEK ZBĘDNY zawsze będą żerować na słabszych.

C.d.n.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Będąc już całkiem blisko walczących, którzy coraz bardziej przypierali “diabła” z Podświata do ściany, Nero bliżej im się przyjrzał planując następny krok.

Zawiłe zdanie, akcję powinno się płynniej i prościej pisać :)

 

Ten dzieciak działa jak komandos momentami :)

 

Klimatyczna i zaskakująco ciepła jak na ilość krwi i zagrożeń opowieść. Post-apokaliptyczny klimat jest tu oddany może bez jakiegoś zaskoczenia, ale bardzo solidnie. Czytało się ogólnie dobrze.

 

Słabością jest fabuła idąca momentami trochę jak po sznurku – wpadają do dziury, akurat kwas czy cuś się wlewa, ratują się, akurat wracają łupieżcy.

 

Łupieżcy są nieco generyczni.

 

Szkoda, że więcej nie było czasu literowego dla robota i np. historii jego gadżetów, bo to ciekawe i chyba nieco niewykorzystane.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka