- Opowiadanie: Nessekantos - Sześcian Władzy

Sześcian Władzy

Postapo nie musi być szare, smutne i ponure. Nie musi być przepełnione beznadzieją i rozpaczą. Czasem można inaczej.

Dlatego to opowiadanie jest inne. Z jednej strony mamy postapo, z drugiej bajkę z młodym bohaterem (choć daleko mu do przeciętnego dwunastolatka!) i morałem. Świat jaki znaliśmy się skończył, ale jednak, życie nadal trwa.

Tekst był pisany z myślą zarówno o dorosłych (nie powinien więc popadać w przesadny infantylizm), jak i młodszych czytelnikach (na opisy kanibalizmu i wiadra krwi też bym więc nie liczył), wszystkim więc powinien się spodobać (mam taką nadzieję!)

Wielkie dzięki za betę dla Skulla i Blackburna. Wszystkie uwagi okazały się niezwykle cenne, a wyłapanie i wytknięcie rozmaitych błędów i baboli sprawiło, że tekst stał się dużo lepszy. Panowie, odwaliliście kawał porządnej roboty!

A teraz, po formalnościach, zapraszam do lektury. Jeśli się spodoba, na co szczerze liczę, będzie tego więcej, bo pomysły są, a jak łatwo wywnioskować z tekstu, opisana poniżej historia to tylko część większej przygody głównego bohatera.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Sześcian Władzy

Puszyste, nieskazitelnie białe obłoczki sunęły po nieboskłonie, leniwie przetaczając się z zachodu na wschód i jakby naumyślnie omijając słońce, które lśniło dziś wyjątkowo jasno. Żółtopomarańczowa gwiazda emanowała życiodajnym ciepłem, przenikającym wszystko i pozwalającym światu zabliźnić rany. Nero korzystał z pięknej pogody, wygrzewając się na miękkiej trawie i pogryzając marchewkę. Leżał wygodnie ze swoim podróżnym tobołkiem pod głową i Kijem przy boku. Nie bał się świata, ale też nie zamierzał niepotrzebnie ryzykować. Wysłużony kawałek drewna już nieraz ratował mu tyłek. Na razie nic jednak nie wskazywało na to, aby miał mu się przydać.

Zielone pagórki ciągnęły się wokół jak okiem sięgnąć, a gęsta trwa była krótka, regularnie odwiedzana przez stada spokojnych roślinożerców. Najgorszym, co można było spotkać w tej okolicy, była wataha dzikich psów, ale ich Nero nie bał się wcale. W tobołku, pośród innych skarbów, skrywał się mały gwizdek, który skutecznie przeganiał wilki i psy. A jeśli to by nie pomogło, zawsze miał Kij.

Tak więc, zupełnie zrelaksowany i spokojny, Nero sięgnął za głowę po kolejną marchewkę. Przypadkiem jednak, zamiast na nią, jego ręka trafiła na A.R.T.U. Chłopak usiadł i przyjrzał się trzymanej w ręce kuli. Była mniej więcej dwa razy większa od zaciśniętej pięści, wykonana ze srebrzystego, połyskliwego metalu i poprzecinana liniami znaczącymi połączenia poszczególnych płytek i części. Niezwykle lekka, niczym podobnych rozmiarów jabłko i zaskakująco ciepła. Nero pogładził A.R.T.U. i delikatnie rozsunął dwie wierzchnie płytki, by móc spojrzeć w ciemnoczerwone, mechaniczne oko.

– W końcu nam się uda, zobaczysz – wyszeptał, powstrzymując łzy.

Miał już dwanaście zim za sobą i był niemal mężczyzną. Nie powinien płakać. Tak mu powiedział dziadek, gdy osłabiony chorobą leżał przy palenisku. Nero obiecał mu wtedy, że nie będzie, choćby nie wiadomo co. Następnego dnia dziadek umarł, a Nero złamał swoją obietnicę. Wtedy złożył kolejną: zrobi wszystko, by nie mieć powodu do płaczu. Jak dotąd trzymał się jej dzielnie, ale też właśnie z jej powodu od wielu dni był w drodze, szukając ratunku dla przyjaciela.

Zduszony okrzyk wyrwał Nero z zamyślenia. Chłopiec rozejrzał się i w odległości kilkudziesięciu metrów, na jednym z wyższych pagórków, ujrzał szczupłego mężczyznę, wpatrującego się w niego w osłupieniu. Zaskoczony Nero poderwał się z ziemi, chwytając Kij i rozglądając wokół. Jednak poza nieznajomym, nikogo innego nie było w pobliżu. Mimo to, dzieciak miał się na baczności, wielokrotnie przekonał się, że kontakty z innymi ludźmi nie zawsze są najlepszym, ani najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Ale obcy nie wyglądał na bandytę. A Nero skończył się prowiant, więc nie pogardziłby staromodną gościnnością.

– Hej, przybywam w pokoju! – krzyknął, machając w stronę nieznajomego i ruszając w jego kierunku. – Witaj!

W tym momencie obcy zaczął uciekać. Niewiele myśląc, Nero wrzucił A.R.T.U. do tobołka, zasupłał zawiniątko i zatykając je na końcu Kija, ruszył pędem za uciekającym z krzykiem mężczyzną. Jeśli nieznajomy chciał w ten sposób powiadomić swoich towarzyszy, to należało go jak najszybciej złapać. Z jednym przeciwnikiem Nero mógł sobie bez problemu poradzić, z całą grupą już nie.

Dzieciak szybko dotarł do szczytu pagórka, na którym wcześniej stał nieznajomy, i zatchnął się, widząc krajobraz u swoich stóp. Szeroki pas ruinowzgórz ciągnął się w dół doliny o stromych zboczach, biegnąc ku szerokiej rzece. A w dole, po obu stronach wody, ruinowzgórza rozpościerały się w trzech kierunkach niemal po horyzont. Niebezpieczeństwo mogło tam czyhać wszędzie. Od ukrytych pod cienką warstwą gleby dołów, przez ostre metalowe szpikulce, tylko czekające, aby na nie nadepnąć, aż po nory niebezpiecznych stworzeń, których ani żaden ze skarbów tobołka, ani Kij nie przegoni.

Nero nie miał jednak wyboru. Nieznajomy mężczyzna biegł w wyraźnie znanym sobie kierunku, do miejsca, gdzie z pewnością czekali inni. Dzieciak rzucił się więc w pogoń, próbując podążać tą samą ścieżką co obcy. Pędził ile tchu w płucach, z każdą chwilą zbliżając się do uciekającego. Nie myślał, co może się stać, jeśli postawi stopę w niewłaściwym miejscu, po prostu biegł. Kilka razy kątem oka dostrzegł jamy ziejące czernią tuż przy ścieżce lub wystające żebra metalowych struktur pożartych przez niezłomną naturę. Miał nikłe pojęcie o tym, czym były, wiedział jednak jak niebezpieczne potrafią być takie miejsca.

– Heeej! Poczekaj, nie zrobię ci krzywdy. Chcę tylko porozmawiać! – wołał, ale obcy zdawał się go nie rozumieć.

Gdy dzieliło ich już zaledwie kilka metrów, Nero zdał sobie sprawę z tego, że obcy nie wrzeszczał tak po prostu, a wykrzykiwał coś. Choć rozróżniał poszczególne słowa, nie miał pojęcia w jakim języku może mówić (a raczej, krzyczeć) nieznajomy. Dzieciak spróbował więc starej, wielokrotnie sprawdzonej metody i dziękując w duchu dziadkowi, przeszedł na angierski:

– Nie chcę ci nic zrobić. Przybywam w pokoju!

Tym razem zadziałało. Mężczyzna najwyraźniej zrozumiał, bo obejrzał się zaskoczony, rozpoznając język, którym przed Kolizją mówiono praktycznie wszędzie. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo potknął się, poleciał w bok i upadając, przebił przez warstwę trawy oraz ziemi prosto w czarną otchłań. Nero, niewiele myśląc, skoczył w kierunku dziury, wyhamował na jej krawędzi i zarzucił przymocowany do paska hak. Ten poleciał w kierunku spadającego mężczyzny, ciągnąc za sobą cienką jak pajęcza nić żyłkę. Hak minął spadającego i skręcił, oplatając pierś nieszczęśnika i tworząc samozaciskającą się pętlę. Żyłka napęczniała do grubości kciuka i stała się miękka, a połączona z paskiem Nero wyciągarka zaczęła spowalniać prędkość wybierania żyłki. Dzieciak zaparł się z całej siły, próbując nie wpaść w głąb ruinowzgórza. Mokra od potu grzywka opadła mu na czoło, zasłaniając pół świata, ale nie miał jak jej odgarnąć. Urękawiczonymi dłońmi ściskał napęczniałą żyłkę i walczył o utrzymanie równowagi, jednak szamotający się w dole mężczyzna nie pomagał, coraz bardziej rozhuśtując linę.

– Przestań wierzgać, bo cię puszczę! – krzyknął Nero po angiersku.

Niestety miało to znikomy efekt. Nieznajomy najwyraźniej nie był zbyt rozumnym człowiekiem. Albo mimo wszystko nie rozumiał po angiersku. Bez względu na powód, dzieciak miał już tylko jednego asa w rękawie. Wyciągnął lewą dłoń, myślami uruchomił przyczepioną do przedramienia kuszę i wypuścił strzałkę prosto w tyłek dyndającego na linie mężczyzny.

– …pięć, cztery, trzy, dwa, już. – Nero obserwował jak ciało nieznajomego powoli nieruchomieje i wiotczeje. Odetchnął z ulgą i zaczął go wciągać na powierzchnię.

 

***

 

– Jaki dziwny!

– To karzeł?

– Nie, durnie. To dzieciak. Przyjrzyjcie się.

– To na pewno Zgapnik z Tampod. Ubijmy go!

– Głupiś! To zwykłe dziecko.

– A jak dziecko by przeżyło poza Miastem?

– Dobrze gada! I patrz na jego czuprynę. Czerwony jest czart, jak Krwawnik albo inny diabeł.

– Ale uratował Krzyka.

– By nas omamić i pożreć. Ubijmy go, mówię wam!

– Cisza!

Podekscytowane szepty urwały się jak nożem cięte, a zasuszony, wysoki mężczyzna w spłowiałej szacie przeszedł przez tłum i stanął naprzeciw usadowionego na szafocie Nero. Chłopak zdawał się nie przejmować tym, że mieszkańcy osady zaprowadzili go w pierwszej kolejności na miejsce egzekucji i tam kazali czekać na zarządcę. Dzieciak machał zwisającą z podestu nogą i leniwie chrupał marchewkę. Mimo iż w rzeczywistości był zaniepokojony i nieustannie analizował możliwe drogi ucieczki, wiedział, że nie może dać po sobie poznać zdenerwowania. Często zależało od tego jego życie.

– Kim jesteś, dziecko? Skąd przybywasz? Co tu robisz? – mężczyzna odezwał się stanowczym, acz pozbawionym wrogości głosem. To był dobry znak. Podobnie jak to, że mówił po angiersku.

– Według twoich ziomków jestem czerwonym diabłem z Podświata, panie – odparł Nero, wstając.

Tłum wydał z siebie strachliwe westchnienie i cofnął o krok. Wszak tylko demon mógł usłyszeć ich szepty.

– A tak naprawdę… – Nero zeskoczył z szafotu, by przestać górować nad pozostałymi i sprawiać wrażenie jak najmniej groźnego. – Tak naprawdę nazywam się Nero, jestem człowiekiem jak i wy i mam po prostu bardzo dobry słuch.

– Nadal nie odpowiedziałeś na pozostałe dwa pytania, chłopcze. – Starszy mężczyzna był nieporuszony. Wepchnął ręce w szerokie rękawy szaty i stał, wpatrując się w Nero uważnie.

– Nie wiem skąd jestem, gdyż dziś już prawie żadne miejsce nie ma nazwy. Szedłem ze wschodu na zachód i z północy na południe, a potem znowu na zachód, i na północ, i wschód, i w każdą możliwą stronę. Wędruję tak od dawna i nie wiem w jakim kierunku miałbym iść, by wrócić do miejsca, które było mi domem.

– Co tu więc robisz? – Mężczyzna tracił swój neutralny ton, a napięcie jego barków sugerowało jedno: w rękawach miał ukrytą broń, nad której użyciem właśnie się zastanawiał. Nero postanowił nie denerwować go więcej.

– Potrzebuję jedzenia i wody. W dziczy ciężko znaleźć nieskażoną wodę i świeże warzywa. Gdy zobaczyłem jednego z was, tego którego nazywacie Krzykiem, bardzo słusznie zresztą, postanowiłem zapytać, czy nie wie, gdzie mogę uzupełnić zapasy. Zanim mi się to jednak udało, było dużo krzyku, biegania i jedno wyciąganie z dziury. A potem pojawili się twoi ziomkowie i przyprowadzono mnie tutaj.

– To tylko twoje słowa. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś bandytą? Że nie sprawdzasz, jak nas podejść?

– Widziałeś kiedyś bandytę, który lubi marchewki?

 

***

 

– A więc jesteście królestwem bez króla? – Nero siorbał zupę warzywną z wyraźną satysfakcją. Od dawna nie jadł nic ciepłego. – Jak to się stało?

– Król umarł przed pięciu laty – odpowiedział Wiser, który może i był zbyt zasuszony i poważny, ale w gruncie rzeczy okazał się sympatyczny.

Mieszkańcy Miasta, jak nazywali swoją osadę tutejsi, generalnie nie byli tacy źli. Kuk, właściciel jedynej karczmy w okolicy, był na tyle miły, że zaproponował Nero miejsce do spania i jedzenie w zamian za opowieści o innych krainach. Wiser z kolei, za pomoc w naprawach murów, miał narysować dzieciakowi mapę z drogą prowadzącą na północny zachód, za rozległe ruinowzgórza. Mężczyzna był wśród mieścian najważniejszą obecnie osobą, sprawując funkcje zarządcy, sędziego i głównego budowniczego zarazem. To on nakazał odbudowę murów, które miały zapewnić obronę przed bandytami – największym problemem Miasta.

– W takim razie, dlaczego nie wybraliście nowego króla? – Nero wyraźnie nie rozumiał, na czym polegał problem.

– Nie możemy tego zrobić. Nie można zostać królem od tak! – Wiser był wstrząśnięty.

– Dlaczego nie? – Dzieciak skończył jeść i zaczął opróżniać półlitrowy dzbanek soku marchewkowego. Na raz.

Cisza, jaka nastała, mogła wynikać tylko z dwóch rzeczy: albo starszy mężczyzna nie wierzył, jak dwunastolatek jest w stanie zmieścić w sobie tyle jedzenia albo pytanie, które zadał Nero, wydało mu się szokująco głupie. Niepewny odpowiedzi, dzieciak postanowił wyjaśnić obie kwestie:

– Potrzebuję dużo energii. Dlatego tyle jem. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – A co do króla, to naprawdę, dlaczego nie możecie wybrać nowego?

– Bo to nie jest tylko tytuł. Król zyskuje władzę nad samym Miastem. Potrafi je obudzić, aby to zapewniło swoim mieszkańcom wszystko czego potrzebują. Jedzenie, wodę, schronienie. I dużo więcej. Kiedyś żyliśmy w luksusach. – Wiser rozmarzył się, błądząc po wspomnieniach. – Mieliśmy muzykę na zawołanie, i gorącą wodę, i światło zamknięte w kulach. Ale to nie wszystko. – Przytomny wyraz twarzy wrócił na oblicze mężczyzny, gdy spojrzał na Nero. – Miasto nas broniło. Nie tylko murami, ale też straszliwą mocą. Mogło spopielić potwory i… ludzi.

Oczy Nero zalśniły. Technologia Dawnych Dni. Jeśli Miasto naprawdę miało taką moc, może… może uda mu się tu znaleźć coś, co pomoże A.R.T.U.!

– Nadal nie rozumiem. – Upierał się dzieciak. – Skoro Miasto tyle wam dawało, czemu nie wybierzecie nowego króla?

– Bo kandydat musi przejść próbę. Stary król uważał, że tylko ktoś wystarczająco mądry będzie umiał wykorzystać potęgę Miasta we właściwy sposób. Dlatego zapieczętował Skarbiec i stworzył Sześcian, aby strzegł wejścia.

– Sześcian?

– Tak. Nazywamy go Sześcianem Władzy, bo to on skrywa tajemnicę tego, jak wejść do środka Skarbca.

– I nikomu przez tyle lat nie udało się tego rozgryźć? Nawet tobie? Przecież jesteś mądrzejszy od innych.

Mężczyzna westchnął zrezygnowany.

– Odkąd król umarł, było tylko kilku śmiałków, którzy próbowali poznać rozwiązanie zagadki i otworzyć Skarbiec.

– Dlaczego? Dlaczego więcej osób nie próbowało? – Nero uniósł rude brwi tak wysoko, że aż zlały się z grzywką.

– Chodź, pokażę ci.

 

***

 

Zamek, jak go nazywali mieścianie, był ogromnym, stalowym ruinowzgórzem, sercem Miasta strzegącym wejścia do Skarbca. Normalnie natura już dawno zrobiłaby swoje, oblepiając konstrukcję mackami z pnączy i mchu, przeżuwając metal i trawiąc go tak, że całe wzgórze zapadłoby się, tworząc jedną z wielu, nieskończenie wielu pułapek na nieostrożnych wędrowców. Tak się jednak nie stało. Ukryty w ramionach opiekuńczej doliny, Zamek jakimś cudem przetrwał Kolizję, a wytrwałość mieszkańców usuwających niesiony z wiatrem piach i wyrywających pleniące się chwasty, sprawiły, że dziś trudno było myśleć o tej budowli jak o ruinie.

Szerokie, wypolerowane na błysk stopnie pięły się wiele metrów w górę, wżynając coraz głębiej w gładkie, metalowe ściany. Schody kończyły się rozległym tarasem, poprzecinanym geometryczną siatką kanałów i sadzawek prowadzących ku łukowatemu wejściu. To zaś zagrodzone było jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie Nero w życiu widział: gigantyczną taflą szkła zamkniętą w stalowych ramach. Powyżej, w niebo strzelała smukła iglica, niezdobyta góra o pionowych ścianach.

– Robi wrażenie, prawda? – Wiser uśmiechnął się, widząc zachwyt na twarzy Nero.

– I to jakie! Tylko raz widziałem coś podobnego. Ale tamto ruinowzgórze nie mogło się równać do waszego Zamku.

– Zamka – poprawił chłopaka Wiser. – I nie jest ruinowzgórzem. To prawdziwy budynek, drapacz chmur.

– Budynek? Drapacz chmur? – zdziwił się Nero. – Nie znam tych słów. Mój angierski nie jest zbyt dobry.

Starszy mężczyzna przyjrzał się dzieciakowi z uwagą, próbując go rozgryźć. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu ufał Nero, ale czuł, że jest w nim coś dziwnego. Nie wiedział tylko co.

– No więc, co to jest drapacz chmur? – upomniał się chłopak.

– Hmmm… to bardzo wysoki budynek ze szkła i stali, tak wysoki, że jego czubek sięga chmur.

Nero zmarszczył brwi, trawiąc te informacje. Nadal jednak nie rozumiał. Rozłożył bezradnie ręce.

– Ach, no tak. – Zreflektował się starszy mężczyzna. – Budynek to na przykład chata. Albo obora, albo karczma. To co zbudował człowiek i do czego można wejść, by coś schować albo się schronić.

– Och, rozumiem! Ale skoro nie możecie wejść do Zamka, czy to nadal budynek?

Wiserowi brakło odpowiedzi. Nie spodziewał się takiego toku rozumowania.

– To, że my nie możemy wejść, nie znaczy, że się nie da, prawda?

– Prawda. – Nero zaśmiał się.

– Poza tym, nie możemy wejść jedynie do Skarbca. Sam Zamek jest dla mieścian zawsze otwarty.

– A czy dla mnie też?

– Tak, jeśli ja tak mówię. – Wiser uśmiechnął się ciepło. – Idziemy do środka?

– Aha. – Chłopak przytaknął.

Przy szklanej ścianie stało kilkunastu strażników. Jeden obok drugiego. Nieruchomo. W rękach mieli włócznie, a na głowach metalowe kapelusze. Drzwi były jednak otwarte. W środku kręciło się zaś wielu mieścian.

– Co oni tu wszyscy robią? – zapytał Nero, patrząc na krzątających się ludzi, nucących coś cicho, składających dary lub leżących nieruchomo na ziemi.

– Błagają Miasto o przebudzenie się, o otwarcie wnętrza Zamka dla swojego ludu. Albo proszą dozorców o łaskę wody lub uzdrowienie.

– I otrzymują to, o co proszą?

– Rzadko. Miasto nie może im odpowiedzieć, bo nie jest żywą istotą. A dozorcy to skąpcy. Mają dostęp do leków dla chorych, ale niechętnie się nimi dzielą. Podobnie jak wodą.

Nero starał się to wszystko zrozumieć, ale nie potrafił. Po co trzymać leki dla siebie, jeśli jest się zdrowym, a inni ich potrzebują?

– A co z wodą na zewnątrz? – dopytywał.

– Tą w sadzawkach?

– Aha.

– Jest zatruta. Dozorcy nazywają ją krwią Miasta i głoszą, że jest święta, zakazana, nie można jej pić. A ludzie w to wierzą. Tłumaczyłem, że wystarczy ją zagotować, ale po tym, jak kilku głupców zmarło w męczarniach, pijąc ją prosto z kanałów, każdy się boi.

– Dlaczego nie przegonicie dozorców? To dranie.

Wiser spojrzał na chłopca. Rudzielec pochylał głowę, tak że grzywka opadała mu na oczy. Drżał lekko, a dłonie zaciskał w pięści. Starszy mężczyzna nie mógł nadziwić się wrażliwości dzieciaka.

– To prawda. Ale tylko oni wiedzą, jak dbać o Zamek. Co robić, aby nie upadł. Pielęgnują go, aż ktoś godny otworzy drzwi do Skarbca i przebudzi Miasto. Do tego czasu jesteśmy zdani na ich łaskę. Nie słuchają nikogo, nawet mnie – dodał, widząc pytający wzrok rudzielca.

– Właśnie! – Gniew zniknął z twarzy Nero, zastąpiony czystą ekscytacją. – Test! Jak otworzyć Skarbiec?!

– Musisz rozwiązać zagadkę króla.

– Jaką zagadkę?

– Tę przed tobą.

Nero popatrzył we wskazanym przez Wisera kierunku. Po drugiej stronie grupy leżących na wznak mieścian znajdowały się drzwi, a za nimi na okrągłym postumencie leżał on, Sześcian Władzy. Zagadka króla.

 

***

 

– A więc? – Nero siedział ze skrzyżowanymi nogami na ławie nieopodal Sali Próby i wpatrywał się z niecierpliwością w swojego przewodnika.

Wiser uśmiechnął się zadowolony. Ciekawość dzieciaka cieszyła go. Od dawna nikt nie był zainteresowany jego opowieściami.

– Król doszedł do wniosku, że przebudzić Miasto może tylko ten, kto rozumie jego siłę. Jak mówiłem, miało ono nie tylko możliwość zapewnienia nam wygodnego i dostatniego życia, ale też moc, aby zniszczyć naszych wrogów. Lub nas samych. Król stworzył więc zagadkę, która miała wyłonić godnego. „Skarbiec otworzy tylko ten, kto zna i rozumie stary świat lub prawdziwy mędrzec, potrafiący pojąć jego tajemnice. Nikt inny.” to były jego słowa. Gdy pięć lat temu umarł, straciliśmy wszystko. Naszego przywódcę i nasze dawne życie. Nie było łatwo. O ile potwory nie zapuszczają się często w te rejony, to bandyci, niestety, tak. Już dawno zabrali nam wszystkie cenne rzeczy. I wielu z nas. Zazwyczaj udaje się nam ich odstraszyć, szczególnie mniejsze grupki, ale boimy się, że kiedyś okażą się silniejsi od nas i to będzie koniec. Mimo to nikt nie ma odwagi, by spróbować swych sił i wejść do Sali Próby.

– Dlaczego?

– Bo dla tych, którzy to zrobili, skończyło się to śmiercią. Gdy raz wejdziesz do Sali Próby, opuścić ją możesz tylko, kiedy znajdziesz rozwiązanie. Albo zginiesz. Do tej pory tylko trzy osoby próbowały. Pięć lat temu, tuż po śmierci króla wszedł do środka dowódca strażników, Breivius. To była ogromna strata dla… dla nas wszystkich… – Wiser zasmucił się. Oczy zaszkliły mu się delikatnie. Zaraz jednak odzyskał równowagę.

– Breivius był twoim przyjacielem? – zapytał Nero, kładąc rękę na ramieniu starszego mężczyzny.

– Więcej niż przyjacielem. Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Nie żyje. Podobnie jak inni, którzy weszli do Sali Próby.

– Inni mieścianie próbowali?

– Na szczęście, nie. Tylko dwóch przywódców bandytów. Byli bardzo pewni siebie, ale po godzinie Sala Próby i tak wyrzuciła na zewnątrz ich trupy. Pozostali bandyci nie byli zbyt zachwyceni. Zabili wielu z naszych w zemście. Ledwie ich pokonaliśmy.

– Rozumiem już, dlaczego nikt więcej nie próbował. No bo jakie są szanse?

– Jeśli nie znasz rozwiązania zagadki: żadne. Rozmawiałem o tym kiedyś z królem. Powiedział mi, że możliwych ustawień Sześcianu jest niemal nieskończenie wiele, ale poprawne tylko jedno.

– Hmmm… – Nero drapał się w zamyśleniu po brodzie. – Ale na czym tak właściwie polega ta zagadka, ta próba?

– Sześcian to klucz otwierający drzwi. Na jego ścianach wyryte są znaki. Linie i spirale. Każda ściana podzielona jest na dziewięć mniejszych fragmentów, które można przesuwać. Te w rogach, na boki lub z góry na dół. Boczne tylko w jeden z tych sposobów. Jeśli przesuwasz dany rząd, przesuną się także wszystkie inne fragmenty w tym rzędzie. Nieważne, czy są na tej samej ścianie, czy innej. Wszystko jest połączone. Tylko centralne elementy nie ruszają się, pokazują, jak reszta ściany ma być ułożona. Łatwo jest ułożyć każdą ze ścian osobno, ale wszystkich sześciu na raz, już nie. Dlatego to takie trudne. Nie ma układu ruchów, który jest odpowiedzią. Wszystko się ciągle zmienia. Sposobów ułożenia sześcianu jest nieskończenie wiele. Tak samo jak i błędnych ustawień. Poprawny rezultat jest zawsze jednak ten sam.

– Brzmi skomplikowanie.

– Bo takie jest. – Uśmiechnął się smutno Wiser. – Gdybyśmy mieli dostęp do Sześcianu, moglibyśmy znaleźć rozwiązanie. Ale gdy raz wejdziesz do Sali Próby, już nie wyjdziesz. Nie widzieliśmy przez to wszystkich ścian. A to, co wiemy, to za mało.

– Hmmm… Czy mógłbym przyjrzeć się Sześcianowi z bliższej odległości?

– Oby nie za bliskiej. – Znów ten smutny uśmiech. – Ale dobrze, chodź. Możemy podejść do drzwi.

Wiser poprowadził Nero między leżącymi ludźmi, pod same drzwi Sali Próby. Jej wnętrze było niemal puste, nie licząc piedestału z zagadką króla na jego szczycie. Sześcian był stalowoszary, pokryty wypukłymi znakami i podzielony z każdej strony na dziewięć mniejszych części, tak jak opisywał to starszy mężczyzna. Kształt tego niepozornego przedmiotu coś Nero przypominał. Chłopak nie był jednak jeszcze pewien co.

– Co to ma być?! – Niemiły, skrzekliwy głos wyrwał Nero z zamyślenia. – Obcy w naszym świętym Zamku? Co ty sobie wyobrażasz, Wiserze?

Nieprzyjemny głos należał do równie mało sympatycznego mężczyzny, ubranego w szary, dopasowany do ciała strój. Mężczyzna miał u pasa czarną pałkę z dziwnego materiału, nie drewnianą i nie stalową, a na nogach buty – rzecz nieczęsto dziś spotykaną. Nowo przybyły był stary, nie tak stary jak Wiser, ale jednak. Jego twarz znaczyły brzydkie, brązowe plamy, a głowa była prawie całkowicie łysa. Wąskie usta i długi, garbaty nos sprawiały, że człowiek ten przypominał sępa.

– Witaj, Najstarszy Dozorco – odezwał się Wiser głosem spokojnym, acz pozbawionym uprzejmości. – Nie boicie się chyba dziecka, prawda?

– Obawiamy się tylko tego, komu może powiedzieć o tym, co tu widział.

– Wątpię, aby miał komu. A nawet jeśli, co to zmieni? Miasto broni się samo.

– Miasto broni się samo – powtórzył jak mantrę Najstarszy Dozorca. – To prawda, Wiserze. Ale jego mieszkańcy już nie.

– Mieszkańcy są pod moją opieką.

Najstarszy westchnął z odrazą.

– Niech ci będzie. Zawsze możemy go wrzucić do Sali Próby.

Wiser zesztywniał i złapał Nero za ramię. Choć ściskał zdecydowanie za mocno, chłopak nawet nie stęknął.

– Ile trwa próba? – wypalił dzieciak.

Obaj starsi mężczyźni patrzyli na rudzielca z głębokim zaskoczeniem.

– Sześćdziesiąt minut – wyjaśnił Wiser. – Jakie to ma znaczenie?

Nero wzruszył ramionami.

– Tak tylko pytam.

A potem wyrwał się z uścisku i wbiegł do Sali Próby.

 

***

 

Stalowe drzwi zamykające się za chłopcem, szybko odcięły go od zduszonych okrzyków za plecami. Ściany sali izolowały niemal wszystkie dźwięki. To dobrze. Nero musiał się skupić. Przeszkodził mu jednak dobiegający z sufitu zgrzyt i sypiący się na głowę pył. Chłopak otrzepał rudą czuprynę i podszedł do piedestału ze spoczywającym na nim Sześcianem Władzy. Wyjął z kieszeni spodni zapasową marchewkę i wgryzł się w nią w skupieniu, patrząc na śmiertelną zagadkę. Starał się przy tym ignorować cichy chrobot powoli opadającego na jego głowę sufitu.

Nero przyglądał się Sześcianowi z uwagą, szybko upewniając się co do tego, co myślał już wcześniej: znał ten przedmiot. Nie w takiej formie, ale znał. Skończył więc na spokojnie marchewkę, zerknął jeszcze na otwór z charakterystycznymi rowkami, w który Sześcian miał pasować, po czym zabrał się do pracy.

 

***

 

Tłum, który zebrał się w hallu Zamka, kipiał. Ludzie prześcigali się w teoriach co do tego, kim jest ten szalony chłopiec i dlaczego zdecydował się na śmierć. Jedni byli za tym, że rudzielec naprawdę był w zmowie z bandytami, ale gdy zobaczył jak sympatyczni są mieścianie, wolał umrzeć niż ich zdradzić. Inni utrzymywali, że to oszalały krwawnik, który wlazł do Sali Próby, by na spokojnie rozpłynąć się w powietrzu. Jeszcze inni, jak choćby Wiser, po prostu ubolewali nad losem chłopca, nie będąc w stanie logicznie wytłumaczyć, dlaczego zrobił to, co zrobił.

Jakież było ich wspólne zaskoczenie, gdy po niecałych pięćdziesięciu minutach drzwi Sali Próby otworzyły się. Za nimi stał Nero. Cały i zdrowy.

 

***

 

Miasto przebudziło się, a jego mieszkańcy mogli, po raz pierwszy od ponad pięciu lat, świętować. Bawić się i pić bez obaw. A wszystko za sprawą dwunastoletniego rudego chłopca uwielbiającego marchewki.

Panoszące się chwasty znikały z każdą godziną, dzikie chaszcze zmieniały z powrotem w ogródki i żyzne poletka, sadzawki wypełniała krystalicznie czysta, pyszna woda, a zastałe fontanny znów szumiały i rozsiewały wokół łagodną bryzę. Spękane ściany domów i chodniki zasklepiły się, pozabijane dotąd deskami okna, obrastały w szyby. Ciepło wypełniało wnętrza ludzkich siedzib, a muzyka ulice. Delikatne światła latarni zmieniały wieczór w dzień, rozpraszając złowieszczy mrok. Odbudowywane z trudem mury zarastały się i pięły coraz wyżej, a czujne oczy strażnic wypatrywały niebezpieczeństw na zewnątrz.

– Nadal nie rozumiem. – Wiser pił piwo, swój ulubiony napój, który tylko Miasto potrafiło zapewnić i spoglądał uważnie na Nero. – Dlaczego to zrobiłeś? Ledwo nas znasz. Mogłeś zginąć.

– Raczej niekoniecznie. Wiedziałem, co robię. I nie wszedłem tam dla was. Nie tylko dla was. Mówiłem ci już, że kiedyś widziałem podobny… budynek do Zamka. Liczyłem na to, że w jego wnętrzu znajdę to, czego szukam.

Starszy mężczyzna uniósł pytająco brwi. Liczył na wyjaśnienie.

– Szukam czegoś, co może pomóc mojemu przyjacielowi. To coś pozwoli mu wrócić do… zdrowia.

– I znalazłeś to?

Nero pokręcił smutno głową, przykurczył się nieco i wbił spojrzenie w ziemię, grzebiąc Kijem w piasku.

– Niestety nie. Ale dowiedziałem się, gdzie mogę znaleźć to, czego szukam.

– Ech… a więc nie ma co liczyć, że z nami zostaniesz, królu?

– Nie nazywaj mnie tak! – Nero był oburzony. – Nie jestem waszym królem. Powinniście sami sobą rządzić.

– Niezbyt dobrze nam to wychodziło w ostatnich latach.

– Spójrz na siebie, Wiserze. Dzięki tobie przetrwali. To ty ich zmotywowałeś do odbudowy murów.

Mężczyzna zaśmiał się ironicznie.

– Tak, zmotywowałem ich do trudzenia się przy odbudowie dzień w dzień. A mimo to przez ostatnie kilka godzin Miasto zdziałało więcej niż pięćdziesięciu ludzi w ciągu dwóch lat.

– Być może, ale gdyby nie ty, Miasto nie miałoby dla kogo się dziś przebudzić. To ty powinieneś być królem.

– A więc to twoja rezygnacja? – Wiser uśmiechnął się do Nero po przyjacielsku, z delikatną tylko nutą smutku.

– Tak, ruszam o świcie.

– Szkoda. Bardzo szkoda. Ale… – Starszy mężczyzna zawahał się.

– Tak?

– Skąd ta pewność, że sobie poradzimy? Że nie obrócimy Miasta przeciw sobie, że nas nie zniszczy?

– Pytałeś mnie wcześniej, jak tego dokonałem. Jak udało mi się rozwiązać zagadkę starego króla w mniej niż godzinę. – Nero grzebał w swoim podróżnym tobołku, szukając pewnego bardzo konkretnego skarbu.

– A więc, jednak zdradzisz mi ten sekret?

– Tak – odparł krótko i grzebał dalej.

W końcu znalazł to, czego szukał. Uśmiechnął się triumfalnie i schował znalezisko w dłoniach.

– Mój dziadek powiedział mi kiedyś, że wiedza to władza. To siła, która zamienia niemożliwe w coś, co możemy wykorzystać.

– Trafne spostrzeżenie – przyznał Wiser. – Nie rozumiem jednak, do czego dążysz.

– Nie rozwiązałem waszej zagadki w pięćdziesiąt minut, tylko w trzy.

Wiser był zszokowany. Kim był ten dzieciak? I czy mówił poważnie? Trzy minuty? Czyżby rozwiązanie było naprawdę takie łatwe?

– Ale… – zająknął się. – Jak?

– Dzięki wiedzy – odparł Nero.

– Znałeś rozwiązanie?

– Nie, ale wiedziałem jak do niego dojść. Popatrz.

Chłopak wręczył Wiserowi trzymany w rękach przedmiot. Była to mała kolorowa kostka, wyglądająca jak mniejsza, dziecięca kopia Sześcianu, który strzegł wejścia do wnętrza Zamka. Wiser spoglądał na przedmiot z fascynacją i niedowierzaniem.

– Dziadek, tak jak wasz król, pamiętał czasy sprzed Kolizji. Obaj wiedzieli znacznie więcej niż my teraz. Rozumieli Stary Świat. – Spokojnie tłumaczył rudzielec. – To, na co patrzysz, to kostka Rubika. Zabawka ze Starego Świata. Łamigłówka, którą nawet wtedy nie wszyscy potrafili rozwiązać. Ale nauczyć się tego mógł każdy. Wystarczyło wiedzieć, co robić.

– Wiedza… stracona wiedza – szeptał mężczyzna.

– Dokładnie. Skarbiec jest jej pełen. Miałem tylko chwilę, ale widziałem wystarczająco. A to znaczy, że masz ręce pełne roboty.

– Ja?

– Tak, musisz dowiedzieć się i zrozumieć jak najwięcej. A potem uczyć innych. To ważne. Miasto nie zawsze będzie was chronić.

– Dlaczego akurat ja?

Nero uśmiechnął się, jakby rozumiał więcej. I chyba rzeczywiście tak było, bo powiedział tylko:

– W końcu jesteś Mądrzejszy niż inni, prawda?

 

***

 

Następnego ranka już go nie było. Nero odszedł z Miasta. Zniknął tak, jak się pojawił. Nagle. Jedni mówią, że ruszył na wschód, ku lasom. Inni, że na zachód, w stronę morza. Mylili się jednak wszyscy, nikt bowiem nawet nie przypuszczał, że dzieciak mógł ruszyć na północ, w głąb ruinowzgórz. Między bandytów i potwory. Ale tak właśnie zrobił. Parł przed siebie, z zapasem warzyw w tobołku, z Kijem u boku i upartym wyrazem twarzy. Bał się. I to bardzo. Nie mógł jednak zawrócić, musiał pomóc przyjacielowi. Obiecał to jemu i sobie. Musiał iść naprzód, bez względu na wszystko. Szczególnie teraz, gdy wiedział już, dokąd zmierza. W końcu wracał do domu.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Pierwsze opowiadanie na tym portalu, które przeczytałem bez bólu głowy, czy to dobry omen dla Twojej twórczości… nie wiem. :)

Podobało mi się. Zrozumiała akcja, prosty, czytelny przekaz. Łatwo przeniosłem się do wykreowanego przez Ciebie świata. Nie podobały mi się słowotwory typu: ruinowzgórze, ale rozumiem zasadność ich użycia. Dopieściłbym styl, akcja i pomysł wart jest tego. Zwłaszcza ten fragment, w którym chłopiec goni uciekającego człowieka. Dałbym Ci “cztery”, bo możesz to opowiadanie jeszcze wygładzić, dorzeźbić, co byłoby wskazane ze względu na bardzo interesującą akcję i wartościowy przekaz, ale nie mam możliwości wystawienia Ci oceny, ta funkcja nie jest u mnie aktywna (nie wiem, czemu).

Chętnie przeczytam o dalszych losach tego świata.

Szkoda, że chłopiec nie został królem :(

@trukszyn Bardzo mi miło, że się podobało. Każdy komentarz się liczy. Co do poprawek, jeśli masz jakieś sugestie to śmiało :)

Całkiem zacne opowiadanie, w dodatku z pomysłowym wykorzystaniem gadżetu, na punkcie którego pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku oszalał cały świat. ;)

Istotnie, opisałeś świat postapokaliptyczny, tu po Kolizji, zgoła inny od tych, o których czytałam, do których przywykłam. Co prawda w przedmowie uprzedziłeś, że będzie inaczej, bardziej bajkowo, czym mnie autentycznie zaciekawiłeś, dlatego bardzo się cieszę, że Sześcian Władzy nie zawiódł moich oczekiwań. ;D

Nurtuje mnie jednak pytanie: W jaki sposób rozwiązanie zagadki spowodowało natychmiastowe ożywienie i uruchomienie się Miasta?

Nie wiem też, czym było A.R.T.U., ale podejrzewam, że ta sprawa wyjaśni się w kolejnych opowiadaniach.

 

Pu­szy­ste, nie­ska­zi­tel­nie białe ob­łocz­ki su­nę­ły po nie­bo­skło­nie, le­ni­wie prze­su­wa­jąc się… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Wy­słu­żo­ny ka­wa­łek drew­na już nie raz ra­to­wał mu tyłek. – Raczej: Wy­słu­żo­ny ka­wa­łek drew­na już nieraz ra­to­wał mu tyłek.

 

Za­sko­czo­ny Nero po­de­rwał się z ziemi, chwy­ta­jąc w ręce Kij i roz­glą­da­jąc wokół. – Czy na pewno jednocześnie podrywał się i chwytał Kij? Czy mógł chwycić Kij inaczej, nie w ręce?

Może: Za­sko­czo­ny Nero poderwał się z ziemi i chwy­ciwszy Kij, spojrzał wokół.

 

Nero wrzu­cił A.R.T.U do to­boł­ka… – Chyba brakuje kropki po U.

 

– …5, 4, 3, 2, już. – Nero ob­ser­wo­wał… – – …pięć, cztery, trzy, dwa, już. – Nero ob­ser­wo­wał

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

We­pchnął ręce w sze­ro­kie rę­ka­wy szat i stał… – Czy miał na sobie więcej niż jedną szatę?

 

Wę­dru­ję tak dawna i nie wiem w jakim kie­run­ku miał­bym iść… – Pewnie miało być: Wę­dru­ję tak od dawna i nie wiem w jakim kie­run­ku miał­bym iść

 

Nie ważne, czy są na tej samej ścia­nie, czy innej.Nieważne, czy są na tej samej ścia­nie, czy innej.

 

Prze­szko­dził mu jed­nak do­bie­ga­ją­cy z su­fi­tu zgrzyt i sy­pią­cy na głowę pył. – …i sy­pią­cy się na głowę pył. Lub: …spadający na głowę pył.

 

Chło­pak otrze­pał swoją rudą czu­pry­nę… – Zbędny zaimek. Tam nie było inne czupryny.

 

Tłum, jaki ze­brał się w hallu Zamka, ki­piał.Tłum, który ze­brał się w hallu Zamka, ki­piał.

 

To, na co pa­trzysz, to Kost­ka Ru­bi­ka.To, na co pa­trzysz, to kost­ka Ru­bi­ka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Początek dosyć sztampowy, jak każdy opis przyrody. Potem jest standardowa bajka/opowieść o dobrym przybyszu, który ratuje mieszkańców od degeneracji. Mi nawet się spodobało. Polubiłem też rozwiązanie zagadki, choć logika postępowania króla była bardzo… bajkowa.

Podsumowując: jest okej, choć bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Regulatorzy, ja również bardzo się cieszę, że tekst nie zawiódł Twoich oczekiwań. I bardzo dziękuję za punkcik do Biblioteki. Miód na moje serce :D Za wszystkie uwagi, oczywiście, także dziękuję. Jak zwykle są trafne i w wolnej chwili podłubię przy tekście poprawiając co trzeba (swoją drogą widać błogosławieństwo bety, bo krytycznych uwag miałaś tym razem znacznie mniej :D)

Co zaś się tyczy tego jak rozwiązanie zagadki pozwoliło na przebudzenie Miasta. Sprawa jest bardzo prosta. Sześcian stanowił jedynie klucz do Skarbca, a więc sterowni miasta. Otworzenie Skarbca sprawiło zaś, że cała maszyneria została wprawiona w ruch. Proste.

 

NoWhereMan, jeśli opowiadanie nawet się podobało to już jest dobrze. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że sama historia jest bardzo standardowa jeśli chodzi o wykorzystane motywy, ale pamiętaj, że mimo oryginalnego settingu, to nadal bajka. Zresztą, tekst powstał w odpowiedzi na zadane sobie przez autora pytanie: “Jakie bajki chciałbym czytać swoim dzieciom?” Ważne było więc połączenie dwóch rozbieżnych konwencji, czyli postapo i bajki.

Regulatorzy, co do uwag, to dokonałem zmian i oto co następuje:

 

Puszyste, nieskazitelnie białe obłoczki sunęły po nieboskłonie, leniwie przetaczając się… –> mocno się zastanawiałem w jaki sposób uniknąć kakofonii, wydaje mi się, że to całe przetaczanie choć metaforyczne, w tym miejscu fajnie się wpasowuje.

 

Zaskoczony Nero poderwał się z ziemi, chwytając w ręce Kij i rozglądając wokół. – Czy na pewno jednocześnie podrywał się i chwytał Kij? Czy mógł chwycić Kij inaczej, nie w ręce?

Może: Zaskoczony Nero poderwał się z ziemi i chwyciwszy Kij, spojrzał wokół.

Po prostu usunąłem “w ręce”, bo masz racje, że przecież nie w zęby, pachę, ani nic innego tego Kija nie chwycił. Ale co do pierwszego pytania: tak, jednocześnie podrywał się i chwytał. A nawet go chwycił nim zdążył się poderwać, ale symultaniczność jest jak najbardziej zamierzona i pożądana.

 

Wepchnął ręce w szerokie rękawy szat i stał… – Czy miał na sobie więcej niż jedną szatę?

Jestem niemal stuprocentowo pewien, że forma w liczbie mnogiej normalnie i poprawnie funkcjonuje, ale dla spokoju ducha, zmieniłem :)

 

Co do pozostałych uwag, także się zastosowałem, ale jako, że nie wymagały komentarza postanowiłem się nie rozwodzić nad nimi.

Jeszcze raz dzięki za sugestie :)

 

Nessekantosie, pierwotnie napisałeś: Pu­szy­ste, nie­ska­zi­tel­nie białe ob­łocz­ki su­nę­ły po nie­bo­skło­nie, le­ni­wie prze­su­wa­jąc się… – Sunąćprzesuwać, znaczy to samo, mówi o tym, że obłoczki są w ruchu, przemieszczają się.

Teraz mamy: Pu­szy­ste, nie­ska­zi­tel­nie białe ob­łocz­ki su­nę­ły po nie­bo­skło­nie, le­ni­wie prze­ta­cza­jąc się – Sunąć i przetaczać się to, co prawda, nie to samo, ale jakby nie patrzeć, oba określenia oznaczają ruch. I, moim zdaniem, nadal nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Puszyste, nieskazitelnie białe obłoczki leniwie przemierzały nieboskłon z zachodu na wschód, jakby naumyślnie omijając słońce, które lśniło dziś wyjątkowo jasno.

 

Nessekantosie, jeśli w czymkolwiek pomogłam, bardzo się cieszę.

I dziękuję za wyjaśnienie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne opowiadanie. Bez fajerwerków, ale może być.

Chętnie poznałabym więcej szczegółów – kim/ czym jest tajemniczy przyjaciel i co mu dolega…

Wiele spraw dawało się łatwo przewidzieć, nawet sześcian-zagadka nasuwa silne skojarzenia.

 

Trukszynie, każdy powinien mieć możliwość oceniania. Próbowałeś manipulować gwiazdkami w prawym górnym rogu?

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję bardzo za punkcik do Biblioteki :) Szkoda, że opowiadanie tylko “​może być", no ale cóż :’​'D

A tak z ciekawości: o braku jakich fajerwerków mówisz? Coś niedomaga stylistycznie, czy raczej mówisz tutaj o prostocie historii?

Co do większej ilości szczegółów: mam już nawet pomysł na kolejne opowiadanie z Nero w roli głównej, więc jeśli tylko czas na to pozwoli, a i wena nie będzie zbytnio marudna, to wyskrobię następną postapokaliptyczną bajkę.

 

O prostocie historii – przewidywalności, spokojności akcji, każde założenie się sprawdzało, nie było twistów, które zwalałyby z nóg.

Babska logika rządzi!

Rozumiem o co chodziło i zgadzam się. W przyszłości postaram się was czymś zaskoczyć :)

Już podczas betowania napisałem, że opowiadanie spodobało mi się, mimo że z bajek wyrosłem. Przy opisach sześcianu skojarzyłem go z… (bez spoilerów) i spodobało mi się, że właśnie o to chodziło. Bardzo zaciekawiasz od początku, co to ARTU. I to niezly haczyk na utrzymanie uwagi czytelnika.  Na koniec się trochę rozczarowałem, że brak wyjaśnienia, ale skoro mają być kolejne części, to rozumiem takie podejście. Wciągająca historia i całkiem ciekawy świat. 

Mnie urzekło zupełnie inne podejście do tematyki postapo. Bajkowo i zarazem pozytywnie, biorąc pod uwagę koniec znanego świata. Chyba za dużo Metra miałem ostatnio…

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Finkla: baran ze mnie. Klikałem na punktację, nie na “gwiazdki”. A tak często zżymam się na niedorozwój użytkowników portali internetowych, które – niestety – czasem muszę robić. No i sam zostałem niedorozwojem.

Oj tam, od razu baran i niedorozwój… W złym miejscu szukałeś, a to się każdemu może zdarzyć.

Babska logika rządzi!

Dziękuję wszystkim za komentarze oraz nominacje do Biblioteki. Zarówno te bezpośrednie, jak i pośrednie. Teraz pozostaje liczyć na to, że znajdzie się ktoś komu się spodoba i kto posiada supermoce pozwalające na wysłanie tekstu do Biblioteki ^^ Bo przyznam szczerze, że trochę się boję, iż “Sześcian Władzy” skończy z 4 pkt. tak jak się to stało z “IX”

Myślę, że “IX” jeszcze dojdzie. Czasami ktoś zagląda do czwórek i przepycha kilka do Biblioteki. A świeżemu tekstowi jeszcze łatwiej.

Babska logika rządzi!

Finklo, pożyjemy, zobaczymy :) W każdym bądź razie, cholernie się cieszę, że dzięki portalowi udało mi się zmotywować do pisania. Wiadomo, nie od razu Rzym zbudowano i gorszy tekst też mi się zdarzyło popełnić, ale czuję, że już teraz sporo się nauczyłem dzięki publikowaniu tutaj. Jeszcze z dziesięć opowiadań i doczekam dnia, aż z regulatorzy napiszecie: “Technicznie nie mam uwag” :D

Bardzo bym chciała, Nessekantosie, aby ta chwila nastąpiła nie po dziesięciu opowiadaniach, ale zdecydowanie wcześniej. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Może spróbuj drabbli? Setki słówek łatwiej dopilnować. ;-)

Babska logika rządzi!

bujna trwa była krótka

No ja nie wiem, czy to nie jest sprzeczne.

Tak mu powiedział dziadek, leżąc chory przy palenisku.

Cholernie niezręczne :/

Z jednym przeciwnikiem Nero mógł sobie bez problemu poradzić, z całą grupą już nie.

To w końcu przychodzi w pokoju, czy nie? :|

Szeroki pas ruinowzgórz ciągnął się w dół doliny o stromych zboczach, biegnąc ku szerokiej rzece. A w dole, po obu stronach wody, ruinowzgórza rozpościerały się w trzech kierunkach niemal po horyzont

To, że wymyśliłeś ten wyraz, to nie znaczy, że możesz go powtarzać tak często ;] Tego, co podkreślone nie rozumiem, zupełnie nie widzę tego krajobrazu :/

Nero nie miał jednak wyboru.

A nie mógł go nie gonić na przykład…?

Nieznajomy mężczyzna biegł w wyraźnie znanym sobie kierunku, do miejsca, gdzie z pewnością czekali inni. Dzieciak rzucił się więc w pogoń, próbując podążać tą samą ścieżką co obcy.

Nie rozumiem. Dlaczego go gonił, skoro przedtem obawiał się większych grup. Trochę irracjonalne zachowanie.

Nie myślał, co może się stać, jeśli postawi stopę w niewłaściwym miejscu, po prostu biegł.

Pomimo tego, że:

Niebezpieczeństwo mogło tam czyhać wszędzie. Od ukrytych pod cienką warstwą gleby dołów, przez ostre metalowe szpikulce, tylko czekające, aby na nie nadepnąć, aż po nory niebezpiecznych stworzeń, których ani żaden ze skarbów tobołka, ani Kij nie przegoni.

Irracjonalnego zachowania ciąg dalszy. Jeśli tłumaczysz to tylko wiekiem bohatera, to będzie mi smutno, ale no nic, czytam dalej.

i zarzucił przymocowany do paska hak

No nie wiem, czy rzucanie na oślep hakiem w kogoś, kto spada to jest dobry pomysł… Ale po tym, że hak skręcił w locie uznaję, że jest jakiś magiczny. Albo technologiczny. Albo coś.

– Co tu więc robisz?

Trochę bez sensu pytanie. jak to co tu robi, przecież sami go przyprowadzili…

– Widziałeś kiedyś bandytę, który lubi marchewki?

Lodowce topnieją, niewykluczone, że dożyjemy czasów postapo. Jeśli kiedyś przyjdzie mi być bandytą, to własnie w ten sposób będę to ukrywał. Jakby coś, to będzie na Ciebie ;]

był zbyt zasuszony

Wiem, o co Ci chodzi, ale niezmiennie mi się ten przymiotnik w Twoim tekście kojarzy z jakimś salami albo inną kiełbą. Sorry :/

Przy szklanej ścianie stało kilkunastu strażników.

A to znaczy, że z daleka było widać, że jest to budynek w jakiś sposób zagospodarowany/używany, a z wcześniejszych fragmentów tekstu to nie do końca wynika. 

Wiser spojrzał na chłopca. Głowę miał pochyloną,

Podmiot trochę niejasny, kto miał głowę pochyloną? [potem się wyjaśnia, ale i tak, niezręczne]

 

Starszy mężczyzna nie mógł nadziwić się wrażliwości dzieciaka.

Z tym jest wszystko ok teoretycznie, ale zaraz do tego wrócę, bo mam pewną uwagę.

 

A potem wyrwał się z uścisku i wszedł do Sali Próby.

Jeżeli wyrwał, to może wbiegł? Luźna sugestia.

 

 

W tekście nie ma nic, co usprawiedliwiałoby pisownię “Kija” wielką literą. Wątek z kulką z plecaka rozpoczyna się i nie kończy. Domyślam się, że masz jakieś dalsze plany wobec tego bohatera, muszę Cię jednak przed tym przestrzec: dobrze jest pisać opowiadania jako zwarte całości, jeżeli będziesz kiedyś kontynuował tę opowieść, to powinieneś zrobić to tak, żebym obie [wszystkie?] części zrozumiał bez znajomości żadnej innej. Kolejna rzecz: chłopiec w komnacie próby reaguje na sześcian władzy jak na coś, co widział kiedyś, może, dawno temu, a nie jak na coś, czego praktycznie dokładną kopię ma w tobołku przy sobie. Dzieciak jest też troszkę zbyt elokwentny jak na dzieciaka wychowywanego przez postapokaliptyczny świat, to zmniejsza wiarygodność imho. Poza tym jeszcze te drobne nielogiczności, który wymieniłem wyżej…

No, a tak generalnie, to czytało się dobrze :D Styl jest ewidentnie do wyszlifowania, ale ma przyszłość. świat przedstawiony kojarzy mi się z grą Bastion [świetny soundtrack, nawet sobie odpaliłem czytając] albo z Enslaved, a oba te skojarzenia są pozytywne. Tytuł mnie zaintrygował, w pewnym momencie domyśliłem się już czym jest Sześcian i troszkę się tutaj rozczarowałem ale i tak rozwiązanie całkiem przyjemne. Trochę za dużo, według mnie, zbędnych informacji o świecie przedstawionym w stosunku do tego ile z elementów ma bezpośredni wpływ na fabułę [Nadzorca przyszedł, powiedział jedno zdanie, pokazał się jako niedobry koleś i nara, elo, koniec wątku].

Co do wytłuszczonego powyżej: przedstawiasz zdarzenia wewnętrzne [emocje, myśli] dwóch osób w jednym fragmencie. Chodzi mi o to, że narratora dobrze jest “przykleić” do jednej postaci na dany fragment tekstu, tak, żeby znał myśli tylko jednej z postaci, preferowalnie tej, o której jest dany fragment. Takie przeskoki między myślami postaci chyba nie są błędem, ale wprowadzają lekki zamęt, a z przybicia narracji do jednej postaci na fragment można dużo fajnych rzeczy wyprowadzić [inne przemyślenia, perspektywy, nawet inne opisy tych samych sytuacji przez różne postaci, etc]. Polecam Ci tak robić.

Hmmm, ale punktu do biblioteki chyba ode mnie nie dostaniesz. Dostaniesz od kogoś i tego Ci życzę [może nawet już dostałeś w momencie, w którym pisze ten komentarz], ale ja bym Ci go dawał “na zachętę” a tego robić nie lubię. Ale potencjał jest, pisz dalej, jakbyś chciał jakiegoś betaczytacza to wal jak w dym ;]

Fajnie, ale… ;]

No nieźle.

@Skoneczny, dzięki wielkie, że wpadłeś i postanowiłeś tak obszernie skomentować mój tekst. Szkoda, że Twoim zdaniem nie zasłużył na Bibliotekę, ale prawdą jest co rzeczesz, jeśli punkt miałby być na zachętę, to ja podziękuję i postoję. Nie o to tu przecież chodzi i albo warto (Twoim zdaniem) go polecić albo nie. Szanuję.

 

A teraz postaram odnieść się jakoś do Twoich komentarzy i uwag:

 

– trawa bujna i krótka rzeczywiście się wzajemnie wykluczają. Trawa została wymieniona na “gęstą”, teraz gra.

– z chorym dziadkiem też się zgadzam. Zresztą już w trakcie bety mi to wypomniano. Nie wiem czemu nie zmieniłem, ale od teraz “Tak mu powiedział dziadek, gdy osłabiony chorobą leżał przy palenisku”. Nadal jest trochę ambiwalentnie, ale mniej niezręcznie i wszystko się wyjaśnia zdanie później.

– zdanie z ruinowzgórzami przerobione: “Szeroki pas ruinowzgórz ciągnął się w dół doliny o stromych zboczach, biegnąc ku szerokiej rzece. A w dole, po obu stronach wody, metalowe, pożarte przez roślinność struktury rozpościerały się w trzech kierunkach niemal po horyzont.” – brzmi lepiej, prawda?

A, że tego krajobrazu nie widzisz. Przykro mi. Tutaj już nic nie poradzę. Kajam się.

– teraz słów kilka(dziesiąt) odnośnie zachowania głównego bohatera. Nero ma oczywiście pokojowe zamiary, ale tutaj też chodzi o jego życie. Jeśli zajdzie taka potrzeba to stłucze tego, czy tamtego. Tylko po co się w ogóle bić albo gonić jakiegoś obcego faceta po nieznanym terenie? No właśnie po to, aby ten uciekający facio nie zawiadomił swoich ziomków. Którzy mogli, by potem polować na Nero i go długo, długo nękać. Stąd też, takie, a nie inne zachowanie głównego bohatera. Kalkulując ryzyko postanowił spróbować złapać uciekającego zanim podniesie alarm, a potem szybko się ulotnić. Nie było to szczególnie bezpieczne i zachowawcze rozwiązanie, ale tu zadziałał impuls.

Co do samej gonitwy, to owszem, nie myślał co może się stać, w sensie, że starał się nad tym nie zastanawiać, choć doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, jak drogo może go kosztować pomyłka.

– Ok, dalej. Kwestia haka, który oczywiście, że był technologiczny (zresztą, jego natura tutaj nie ma żadnego znaczenia) i Nero mógł go kontrolować w locie. Poza tym, gdzie tam jest napisane, że rzucał na oślep? :)

– Co tu więc robisz?

Trochę bez sensu pytanie. jak to co tu robi, przecież sami go przyprowadzili…

No ej, ej! Myślmy trochę szerzej! Co robi w okolicy, tak generalnie, ogólnie. Przecież jasne, że go przyprowadzili. Ale pytanie odnosi się do tego na ki diabeł się w ogóle przypałętał w okolice miasta.

był zbyt zasuszony

Wiem, o co Ci chodzi, ale niezmiennie mi się ten przymiotnik w Twoim tekście kojarzy z jakimś salami albo inną kiełbą. Sorry :/

Możesz swobodnie wyobrażać sobie Wisera jako pęto salami z białą pleśnią. Nie obrazi się :)

 

Przy szklanej ścianie stało kilkunastu strażników.

A to znaczy, że z daleka było widać, że jest to budynek w jakiś sposób zagospodarowany/używany, a z wcześniejszych fragmentów tekstu to nie do końca wynika. 

Nieprawda, że było widać. Przecież kawałek wcześniej jak byk stoi, że wejście do Zamka znajdowało się na końcu tarasu, który wieńczył długie, wżynające się w górę schody. Przyznaję, skrót myślowy może być zbyt wielki, ale nikt z dołu, z poziomu Miasta nie mógł zobaczyć wejścia do Zamka. Toteż, nie widać, że jest zagospodarowany.

 

Wiser spojrzał na chłopca. Głowę miał pochyloną,

Podmiot trochę niejasny, kto miał głowę pochyloną? [potem się wyjaśnia, ale i tak, niezręczne]

A zatem: “Wiser spojrzał na chłopca. Rudzielec pochylał głowę, tak że grzywka (…)”

 

A potem wyrwał się z uścisku i wszedł do Sali Próby.

Jeżeli wyrwał, to może wbiegł? Luźna sugestia.

A i owszem, wbiegł brzmi lepiej. Dziękuję :)

 

Także, w odnosząc się do wszystkich powyższych sugestii. Wiele z nich doceniam, aczkolwiek w kwestii logiki działań bohatera, czy pytań Wisera, etc. uważam, że trochę się jednak czepiasz :P

 

Co do wytłuszczonego tekstu, zgadzam się w pełni. Na przyszłość postaram się więcej nie mieszać perspektyw. Podobnie, przyjmuję na klatę reakcje Nero na sześcian. Tobołek może i jest pojemny, ale rzeczywiście, Nero powinien kostki Rubika albo nie mieć, albo nieco szybciej rozpoznać czym jest Sześcian. Ze względów fabularnych kostkę mieć musiał, więc nie pozostało mi nic innego jak się pokajać za własną ciemnotę umysłu, która ogłupiła i Nero. Nie zgodzę się jednak, że poza tym jednym momentem jest zbyt elokwentny jak na dwunastolatka wychowanego przez pustkowia. To, że postać głównego bohatera wydaje się być dziwna, niespójna, niepasująca, to wszystko dobrze. Taki ma być. Kiedyś się wyjaśni dlaczego jest taki, a nie inny, normalniejszy. I pamiętaj, Skoneczny, że Nero mimo wszystko wychowywał dziadek. Mądry dziadek.

A.R.T.U. jest w tekście, bo ma was ciekawić i wkurzać, że nie wiecie o co chodzi. Zgadzam się, że najlepiej aby opowiadania stanowiły zamkniętą całość, ale podkreślę to znowu: historia związana z Sześcianem Władzy stanowi taką całość. To, że w opowiadaniu znajdują się elementy, które wybiegają poza to, nie jest według mnie żadnym błędem. Osobiście bardzo lubię takie smaczki i budowanie historii bohatera cegiełka po cegiełce (opowiadania o wiedźminie lub cykl inkwizytorski Piekary jako przykłady).

I na sam koniec, najprzyjemniejsze: cieszę się bardzo, że wspomniałeś o Bastionie. Soundtrack pasuje do Sześcianu jak ulał, gdyż, nie będę ukrywał, Kid stanowił inspirację dla Nero. Grałem z rok lub dwa lata temu w Bastion i zakochałem się w tym klimacie. Świat po Kolizji czerpie z niego sporo (ta cała steampunkowo, postapokaliptyczna, zakręcona baśniowość). Swoją drogą, ciekawi mnie, czy jesteś w stanie powiedzieć kto był drugą inspiracją dla Nero, opierając się o inne, charakterystyczne cechy jego osoby :)

Usiadłam do tekstu na tablecie z zamiarem napisanie komentarza “kiedy indziej”. Ale, szczerze mówiąc, to nie lubię pisać komentarzy poniewczasie. A o Twoim tekście z pewnością można sporo napisać, choćby ze względu na 30k znaków, których wcale nie było czuć :) Miejscami można by popracować nad stylem, prawda. Głównie fragment o krzyczącym człowieku wydał mi się jakiś kanciasty. Ale poza tym – tekst czytał mi się sam :)

 

Ja w Bastion nie grałam, ale Nero skojarzył mi się z Włóczykijem, przez ten plecaczek, wędrówkę. Także przez to rozglądanie się. Kiedy opisywałeś jak chłopiec patrzył w tę i we w tę, przed oczami stanął mi Włóczykij robiący daszek z jednej ręki, wychylający się i wypatrujący czegoś na horyzoncie :D No i jeszcze ten Kij pisany wielką :D

 

W ogóle postać chłopca szalenie mi się spodobała. Ma takie filozoficzne podejście do życia, ale jednocześnie bezpretensjonalne. Jego inteligencja nie razi w oczy, ba, wydaje się czymś wręcz naturalnym. Przy tym wszystkim nie traci też swojego dziecięcego uroku. Pokłada ufność w dziadku, pomimo, że ten odszedł, chłopiec nadal ma go w swoim sercu – uważam, że to jedna z ważniejszych rzeczy, o które zahaczyłeś w tej bajce :)

Chrupie marchewki, kurczę, świat po Kolizji, w sumie nie wiadomo, skąd miałby je wziąć… I to jest według mnie niesamowicie rozbrajające :) Gdyby swojego rodzaju koniec świata i tak nie nastąpił, to przecież chłopiec też jadłby te warzywka, to byłaby taka jego mała tradycja, a tradycje mają to do siebie, że niechętnie się zmieniają, nawet pomimo końca świata :) A poza tym, to jest bajka, urzeka tym, że nie wszystko musi być solidnie wytłumaczone – mały mędrzec świetnie wpasowuje się w taką konwencję :)

 

Tak ciągnąc ten temat bajki. Rzeczywiście, zaczynanie od opisu przyrody nie jest najtrafniejsze, ale nie mam pojęcia co bardziej by tutaj pasowało, a to dlatego, że od początku poczułam tę zieloną trawę porastającą łagodne stoki i ciepłe, beztroskie niebo tak kontrastujące z apokalipsą. Tutaj jeszcze na chwilę wrócę do tych marchewek i związanej z nimi “niezmienności”. To pokazuje, że nawet pomimo okropności jakie mogą spotkać świat, trawa nadal pozostanie zielona, niebo błękitne, a pewne tradycje pozostaną :) Możliwe, że sobie to nadinterpretowuję, ale, parafrazując bodajże Thargone’a, tekst, który mogę sobie interpretować jak tylko chcę, to szalenie dobry tekst :)

 

 

 

Dobra, to ja już nie chwalę Nero, tylko przechodzę do innych postaci… I tu też będą same pochwały, ale może uda mi się jakąś przyczepkę znaleźć ;) Ten strażnik, co wyglądał jak sęp – niezły opis. O dziadku to już wiesz, że pomimo, że nie występował bezpośrednio, to było czuć jego ducha :) Starego króla może trochę mniej, ale nie na tyle, żeby mógłby to być powód do przyczepki. Krzyk – świetne imię :D Chociaż ten początkowy fragment z nim trochę można by wygładzić ;) To niech Wiser będzie moją przyczepką – trochę zbyt typowy, szczególnie na początku nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, nadrabia potem trochę tym krzykiem ‘Nie można zostać królem ot tak” :D Imię też ma w porządku. Braiviusa już przemilczę … ; ) Może to był syn Wisera? ;)

 

Tak się od początku zastanawiałam, czy Sześcian Władzy to… Właściwie można by w tym miejscu powiedzieć o tym, że fabuła prosta, bez żadnych zaskoczeń, ale z drugiej strony to bajka. A ta prostota ma swój urok, taki sielankowy, niezwykle awangardowy w postapokalipsie.

 

A.R.T.U. i Kij zostawiasz bez wyjaśnień, ale zostawiasz sobie tym samym pole do napisania nowych opowiadań z tym bohaterem, a fabuła Sześcianu Władzy i tak pozostaje domkniętą, więc IMO to nie jest minus :)

 

Więc w sumie głównym zarzutem jest ten styl, miejscami do dopracowania. Ale poza tym, to ja bajki bardzo lubię, w tym i tę :)

@Lenah, ach i och! Twój komentarz strasznie poprawił mi humor. Świetnie zrozumiałaś intencje towarzyszące powstaniu Sześcianu. Bo tak, nie da się ukryć, że jest to bajka i choć pisana w taki sposób by podobać się dorosłym, głównym odbiorcą są starsze dzieci. Fabuła nie powinna być więc przesadnie skomplikowana. Bardzo się cieszę, że postać Nero przypadła Ci do gustu. Czytając Twój komentarz poczułem jakbym napisał go lepiej niż w rzeczywistości :D Dziękuję też za krytyczne uwagi. Wziąłem je sobie do serca :)

Przeczytałem tekst jeszcze raz, pomyślałem, pokręciłem głową…

Nie przekonałeś mnie uzasadnieniem zachowania Nero, ale, po zastanowieniu, kupuję je w tym kontekście. Jeśli napisałbyś tekst z podobnie zachowującym się bohaterem w jakiejś cięższej konwencji, miałbym prawo zrzędzić, ale to jest przecież post-apokaliptyczna bajka. To samo tyczy się inteligencji i sprytu głównego bohatera, z tego zarzutu również się pokornie wycofuję.

A.R.T.U. jest w tekście, bo ma was ciekawić i wkurzać, że nie wiecie o co chodzi.

Jeżeli coś jest w tekście i ma mnie ciekawić, to ja chcę mieć na końcu rozwiązanie kwestii [ekhm, ekhm, kto to mówi] lub jakieś podstawy do domysłu [uff, wybrnąłem]. Ja rozumiem, że to będzie kiedyś w innym tekście, ale zwyczajnie mi się coś takiego nie podoba. Myślę, że nie przekonam Cię w tej kwestii, bo wiem, że zrobiłeś to zupełnie świadomie, mimo to ja uważam, że treść opowiadania powinna się w nim cała zawierać i w drugą stronę: cała treść tekstu powinna być tylko treścią opowiadania.

Ale to tylko ja, powiedzmy, że to taka moja osobista preferencja.

Co do Bastionu, to jeżeli drugą inspiracją dla Nero była któraś z innych postaci z tej gry, no to niestety słabo, gdyż nie doszedłem w niej za daleko [w międzyczasie musiałem formatować kompa i jakoś nigdy do tego nie wróciłem, ale może wrócę], więc nie rozwiążę Twojej zagadki.

No i po rewizji kwestii z pierwszego akapitu tego komentarza już bym nie był taki szorstki i punktem bym sypnął, wcale nie na zachętę. Ale lenah mnie ubiegła. No i dobrze :]

No nieźle.

@lenah, dzięki za nominację :) @Skoneczny, drugą inspiracją był młody Son Goku z Dragon Balla :D I spoko, że po moich wyjasnieniach tekst bardziej przypadł do gustu. Jeśli jesteś w nastroju na punktowe "rozdawnictwo" to polecam dać szansę "IX", które jakiś czas temu utknęło na 4pkt., a od Finkli i regulatorzy zebrało lepsze opinie niż "Sześcian Władzy". To historia w zupełnie innym stylu i nawet gdzieś tam została dostrzeżona, więc sądzę, że może się spodobać :)

Ja czytałam IX ;) Nie mogę powiedzieć, żeby mi się nie spodobało, tym bardziej, ze wciąż gdzieś tam w głowie siedzi, ale pamiętam, że coś mi z końcówką nie po drodze było :(

A jak już o końcówkach, bo we wcześniejszym komentarzu zapomniałam napisać, to spodobała mi się, głównie przez motyw człowieka w drodze :) Ale generalnie, została tak ładnie napisana, w luźnym, nieco tajemniczym, ale niosącym nadzieję stylu :)

Zielone pagórki ciągnęły się wokół jak okiem sięgnąć, a gęsta trwa była krótka, regularnie odwiedzana przez stada spokojnych roślinożerców.

Chyba chodziło o trawę ;)

Nie mam pojęcia, o co chodzi z A.R.T.U. ani dlaczego kij jest Kijem, w tekście nie znalazłam nigdzie żadnego uzasadnienia dla dużej litery.

Skojarzenie z kostką Rubika jest oczywiste. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób jej ułożenie mogłoby “obudzić” miasto. Nawiasem mówiąc proponuję ujednolicić pisownię słowa “mieścianie” – raz używasz kursywy, innym razem nie.

Ogólnie czytało mi się bardzo dobrze. Nie widzę powodu, dla którego ten tekst nie miałby być w bibliotece ;)

Przynoszę radość :)

@Anet, dzięki za przeczytanie i nominację do Biblioteki. Co prawda głos lenah był 5 potrzebnym punkcikiem, ale miło że i Ty uznalaś Sześcian za wart nominacji :) Co do mieścian, o ile nie ma jakichś baboli to słowo pisane jest kursywą w przypadku wypowiedzi narratora (który jest świadomy niepoprawności tego terminu) oraz normalnie w kwestiach bohaterów. Sześcian zaś, o czym wspominałem już wcześniej, stanowił jedynie wymyślny klucz do sterowni Miasta. To Nero przebudził Miasto.

A, to widzisz, w ogóle nie zwróciłam uwagi na podział na opisy i dialogi (przy mieścianach) ;)

Teraz rozumiem.

Przynoszę radość :)

Po przeczytaniu pierwszych kilku akapitów zdziwiło mnie, że Nero nie ma żadnej, nawet najbardziej podstawowej broni miotającej. Potem przeczytałam o haku z samozaciskającą się/pęczniejącą żyłką i doszłam do wniosku, że Nero musi być wyjątkowo głupi, skoro nie użył tego haka na samym początku. Dodatkowo okrzyki w stylu „przybywam w pokoju” wydają mi się wyjątkowo naiwne i niepasujące do samotnego młodzieńca wychowanego w post apokaliptycznym środowisku. Po wyciągnięciu tego wniosku, zupełnie odechciało mi się czytać, gdyż głupi i/lub naiwni bohaterowie działają mi na nerwy.

Przepraszam…

Hmm... Dlaczego?

@Drewian, co do haka: dlaczego zakładasz, że Nero znajdował się wystarczająco blisko uciekającego, aby go użyć? Linka ma ograniczoną długość. Potem też niezbyt mógł jej użyć w trakcie pogoni, gdyż gwałtownie przewrócony mężczyzna mógłby poważnie ucierpieć upadając na wystające z ziemi metalowe żebra.

W kwestii okrzyków. A co Ty byś krzyczała w takiej sytuacji? Jak próbowałabyś przekonać obcą osobę, że nie chcesz jej zrobić krzywdy? Już pomijam fakt, że Nero ma zaledwie dwanaście lat i ma prawo do pewnej dozy naiwności. Ne wspominając nawet o tym, że bohater, który w stresowej sytuacji zachowuje się arcylogicznie wypada dużo mniej wiarygodnie.

Tak więc, nie przepraszaj. I jeśli komentujesz, to proszę, najpierw przeczytaj tekst do końca i zastanów się czemu coś jest tak, a nie inaczej.

Dzięki.

Podobało mi się twoje założenie, żeby tchnąć nieco optymizmu w postapo. Nero wzbudził sympatię i z zainteresowaniem śledziłem jego losy, natomiast zgadzam się z tymi, którzy nie doświadczyli “fajerwerków” – rozwiązanie tytułowej zagadki nie dostarczyło mi głębszych przemyśleń ani emocji i dlatego w swoim czasie zrezygnowałem z nominowania Sześcianu do piórka (jednocześnie przepraszam, że dopiero teraz zebrałem się do napisania kilku słów komentarza).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

@Nevada, dzięki za miłe słowa. Jestem świadom, że w opowiadaniu brakuje efektu "wow", ale cieszy mnie, że mimo to się podobało :-)

Witaj.

Dziękuję za link (podany przy innym opowiadaniu) oraz zaproszenie do lektury. :)

 

Co do kwestii językowych, mam pewne zapytania oraz sugestie (do przemyślenia):

Czemu tutaj „tobołek” jest pisany małą literą, a „krwawnik” – raz małą, a raz wielką, podobnie „Stary Świat” (za każdym razem to błędy ortograficzne)?

Była mniej więcej dwa razy większa od zaciśniętej pięści, wykonana ze srebrzystego, połyskliwego metalu i poprzecinana liniami znaczącymi połączenia poszczególnych płytek i części. – styl/powtórzenie; może pierwsze zastąpić wyrażeniem podobnym, np.: „na oko”, albo: „w przybliżeniu”?

Miał nikłe pojęcie o tym, czym były, wiedział jednak jak niebezpieczne potrafią być takie miejsca. – powtórzenie

 

Widzę, że neologizm „mieścianie” jest zapisany kursywą, a do tego wyjaśniłeś bardzo dokładnie, co znaczy „angierszcyzna”. ;)

 

Cisza, jaka nastała, mogła wynikać tylko z dwóch rzeczy: albo starszy mężczyzna nie wierzył, jak dwunastolatek jest w stanie zmieścić w sobie tyle jedzenia (przecinek?) albo pytanie, które zadał Nero, wydało mu się szokująco głupie.

– Nadal nie rozumiem. – Upierał się dzieciak. – czy w tym kontekście „upierał się” nie jest czynnością „gębową”?

Szerokie, wypolerowane na błysk stopnie pięły się wiele metrów w górę, wżynając coraz głębiej w gładkie, metalowe ściany. – czy tu czasem nie jest ortograf?

„Skarbiec otworzy tylko ten, kto zna i rozumie stary świat lub prawdziwy mędrzec, potrafiący pojąć jego tajemnice. Nikt inny.(czemu tu jest kropka?)” to były jego słowa.

Bo dla tych, którzy to zrobili, skończyło się to śmiercią. – powtórzenie – w jednym krótkim zdaniu aż trzy razy ten sam zaimek w różnej formie

Łatwo jest ułożyć każdą ze ścian osobno, ale wszystkich sześciu na raz, już nie. – razem?

Spękane ściany domów i chodniki zasklepiły się, pozabijane dotąd deskami okna, obrastały w szyby. – zbędny ostatni przecinek?

 

 

Ten tekst wyjaśnia mi wiele na temat treści, przeczytanych jako pierwsze w Twoim kolejnym opowiadaniu. :) I znowu traktuję i odbieram go jako fragment. ;)

Dobre: pomysł na zagadkę, odwołanie do słynnej kostki Rubika, uratowanie mężczyzny i późniejsza pomoc “rudowłosego dzieciaka”. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem wcześniej Dzieciak i diabeł, kontynuację przygód Nera, nie pamiętając, że “Sześcian” tkwi w kolejce. Dobry też jest ten tekst i mógłbym powtórzyć, dlaczego mi się podobał. jak napisałem w komentarzu do Dzieciak i diabeł. Słusznie ten tekst jest w Bibliotece, a “Dzieciak” też tam wkrótce powinien się znaleźć

@Koala75, długa to musi być kolejka w takim razie ;)

Cieszę się, że Sześcian władzy znalazł kolejnego czytelnika oraz że tekst się podobał. Niektóre starsze opowiadania mają tendencję, by źle znosić próbę czasu (przynajmniej w moich oczach), ale tego chyba to nie dotyczy.

Nowa Fantastyka