- Opowiadanie: akaterin - Odwaga

Odwaga

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Odwaga

Anubhav owinęła się ciaśniej szalem. Popękana ziemia wciąż oddawała ciepło dnia, przyjemnie ogrzewając odziane w sandały stopy, lecz z każdą chwilą powietrze stawało się coraz zimniejsze.

Spojrzała w niebo, które spowiła czerwień, jakby ktoś przeciął jedną z tętnic bogini.

Co mogło oznaczać tylko jedno – tej nocy poleje się krew.

Słodki wiatr zawiał znad pustyni, poruszając siwymi, ozdobionymi koralikami włosami. Za jej plecami rozszedł się stukot kopyt. Jeździec nagle zahamował, lekko zeskoczył na ziemię i pewnym krokiem ruszył w jej kierunku.

– Yaatani właśnie zamordowali Ratni i jej rodzinę. – Rozbrzmiał głos jej córki. – Nie oszczędzili nawet dzieci.

Anubhav przytaknęła. Dobrze pamiętała, jak mała Ratni biegała z Ugrsvab pomiędzy namiotami ich obozu. Zawsze uśmiechnięta dziewczynka z wielkimi, czarnymi oczami, którymi z zafascynowaniem oglądała świat wokół.

A teraz nie żyła, zabita przez ich oprawców.

– Ten możnowładca zakatował ich na śmierć batem – syknęła Ugrsvab. – Słyszysz matko? Batem! Znaleziono ich ciała całkowicie obdarte ze skóry.

Anubhav westchnęła i zamknęła oczy. Dobrze wiedziała, w jakim kierunku ta rozmowa zmierzała.

– Ugrsvab…

– Nie! Ile jeszcze będziesz chciała czekać? Ilu naszych ludzi będzie musiało zginąć, zanim zobaczysz, że nie możemy tak dłużej żyć?

Anubhav spojrzała na swoją córkę. Gęste, czarne włosy, spięte w gruby warkocz opadały na prawe ramię. Szeroko otwarte, podkreślone węglem oczy krzyczały z rozpaczy. Usta zaciskała mocno, jakby musiała powstrzymywać się przed powiedzeniem czegoś, czego nie chciała. Albo, żeby opanować wyrywający się z gardła szloch.

– Dziecko, walka rzadko kiedy jest dobrym rozwiązaniem.

Ugrsvab przetarła dłonią po czole i wbiła palce we włosy. Za jej plecami rozciągały się rdzawe klify, wyglądające niczym płonący ołtarz ofiarny.

– Gdzie się podziała ta sławna Anubhav, która sprawiła, że ulice Rajaadu spłynęły krwią?!

Staruszka zacisnęła pięści. Jej stawy zaprotestowały bólem.

– Zestarzała się i zmądrzała, po tym, jaką cenę jej przyszło zapłacić…

– Wolę zginąć, nic żyć w niewoli.

Anubhav prychnęła.

– Ciekawe, czy twoja córka podzieliłaby to zdanie. 

Ugrsvab odwróciła wzrok, lecz Anubhav zdążyła zauważyć, że wnętrza jej brwi uniosły się do góry. Na to nie miała odpowiedzi.

Stała tam więc w milczeniu i wpatrywała się w iskrzący się marmur budynków Rajaadu, od którego oddzielał je wąski pas pustyni i szeroka na kilkanaście jardów rzeka. Złote kopuły pałacu, który kiedyś należał do jej ludu, pobłyskiwały, odbijając ostatnie promienie słońca.

– Czasem, żeby zaniechać walki, potrzeba więcej odwagi, niż żeby ją podjąć… – kontynuowała staruszka.

Zmarszczki przy nosie jej córki pogłębiły się, kiedy uniosła górną wargę z pogardą.

– Zachowaj te mądrości dla siebie, matko.

Anubhav zrozumiała, że Ugrsvab podjęła już decyzję. Że nie przyszła tutaj prosić o radę, lecz, żeby poinformować o swoich zamiarach.

Zabolało, niczym wymierzony policzek. Wszystkie komórki ciała staruszki krzyczały, że powinna powstrzymać to, co miało zaraz się wydarzyć. Lecz nie mogła nic zrobić. Przekazała już władzę córce, a podważając jej rozkaz, doprowadziłaby do rozłamu.

– Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy cena okaże się zbyt wysoka – wysyczała.

Ugrsvab zmrużyła oczy, po czym przytaknęła i się oddaliła. Jej szerokie spodnie szeleściły przy każdym kroku.

Staruszka przygryzła wysuszone od piasku usta i wzięła głęboki wdech.

Miała nadzieję, że jej córka okaże się mądrzejsza. A teraz jednym pochopnym krokiem zamierzała zrujnować wszystko, co wypracowali przez dwadzieścia cztery lata cierpień.

Przed jej oczami pojawiły się obrazy ognia, który trawi ich obóz. Widok Yaatan bezwzględnie mordujących całe rodziny.

Nóż przejeżdżający po szyi ukochanego.

Uświadomiła sobie, że stoi z zaciśniętymi oczami. Gdzieś w oddali zawył kojot, dając wyraz kiśniejącego w jej ciele bólu. 

Ale nie, nie była zupełnie bezsilna.

Pobiegła do siebie, zebrała potrzebne rzeczy, lecz nie mogła się powstrzymać i zajrzała do namiotu córki. Mała Aasha leżała w łóżeczku, przykryta kocem w rdzawe, geometryczne wzory. Ozdobione długimi, czarnymi rzęsami powieki przykryły już te wiecznie ciekawe świata oczka. Malutka klatka piersiowa unosiła się w powolnym rytmie. 

Nawet kiedy spała, była uosobieniem słodyczy. Ciemne loczki, pucowate policzki, malutkie zaciśnięte piąstki.

Anubhav przejechała pomarszczonym palcem po aksamitnej skórze wnuczki, wyczuwając pod opuszkami tę niezliczoną ilość miniaturowych włosków. Niesamowite, że ten malutki cud będzie tym, co pozostanie po niej, kiedy już odejdzie. Nie zasłużyła na takie dziedzictwo. 

Ale to właśnie dlatego musiała to zrobić. Musiała ochronić to malutkie istnienie przed konsekwencjami błędów przodkiń. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w góry. 

Kiedy dotarła na miejsce, świat spowiła ciemność. Stanęła przed wejściem do jaskini i zaczęła zrzucać z siebie ubrania. Zimne powietrze złożyło na nagiej skórze bolesny, promieniujący do stawów pocałunek.

Z torby wyciągnęła miskę z czerwonymi, startymi skorupami ślimaków. Dolała do niej odrobinę wody, wymieszała. Zanurzyła w mieszance palec, po czym przeciągnęła po lewej ręce, rysując wijące się linie – symbol życia, które bogini w nią tchnęła i niekończącej się linii czasu. Wokół oczu narysowała serię kropek, niemą prośbę, żeby bogini pozwoliła jej zobaczyć, to co dla śmiertelników jest niedostępne. Przetarła palcem po ustach, błagając o mądrość, żeby wiedziała, o co się modlić; zwracając się do bogini, należało świadomie dobierać słowa. Kapryśna Maan potrafiła spełniać życzenia wiernych w nieprzewidywalny sposób.

Coś musnęło jej stopę. Anubhav spuściła wzrok i wzdrygnęła się, kiedy zobaczyła, że po jej palcach maszerował skorpion wielkości dłoni.

Jednak to był dobry znak. Bogini lubiła miejsca blisko innych mieszkańców pustyni.

Rozpaliła pochodnię, pod pachę wzięła kilka kawałków drewna, oraz woreczek z mieszanką ziół i weszła do jaskini. W środku znalazła palenisko, pozostałości po poprzednim razie, kiedy ktoś udał się tutaj na modły. Do czarnego węgla dorzuciła drzewo sandałowe i podpaliła.

Płomienie leniwie zaczęły się wznosić, wytwarzając ciepło, które owinęło Anubhav niczym koc. Wpatrując się w ogień, usiadła na zimnej skale i wzięła do ręki woreczek z ziołami.

Rozpoczęła czant, po każdej frazie dorzucając szczyptę ziół do ognia. Po jaskini rozszedł się słodki zapach drzewa sandałowego, przeciętego wonią goździków, mirry oraz jaśminu. Z każdym wersem pieśni zapach stawał się coraz bardziej intensywny, wręcz czuła go w ustach. Z każdym wersem świat wokół coraz bardziej zamazywał się, a ona powoli zbliżała się do miejsca poza czasem.

Z ognia nieśmiało wyjrzało kilka macek dymu i ruszyło w jej kierunku. Spiralnym ruchem otoczyły dłonie, począwszy od rąk, ciało zaczęła wypełniać jasna, ciepła energia. Jedno z ramion dymu musnęło usta w ciepłym dotyku i w tym momencie przyszły do niej słowa:

– Niech ze złożonej tej nocy ofiary krwi, urodzi się nadzieja na lepsze jutro.

Świat zawirował, przysparzając ją o mdłości, a potem się zatrzymał. Znalazła się w potwornie jasnym miejscu, wszechobecne światło raziło oczy, a przed nią stała młoda, piękna kobieta. Skórę miała koloru miodu, rozpuszczone, falowane włosy opadały na ramiona.

Wbiła w nią zielone oczy, które promieniowały głębią, niepasującą do wieku kobiety.

– Anubhav Shaakshee Hoon. Kto by pomyślał, że to właśnie ciebie zastanę kojącą się u moich stóp. – Powolnym krokiem zaczęła obchodzić staruszkę, a białe sari zdobione złotem ciągnęło się za nią w powietrzu. – Ciebie, najbardziej arogancką z całego rodu…

Kobieta nie śmiała podnieść wzroku. Czy to mogła być sama bogini? Czy to umysł płatał jej figle?

– I przychodzisz tu do mnie z nadzieją, że posprzątam bałagan, który sama narobiłaś.

Anubhav przełknęła ślinę. Złość bogini czuła na własnej skórze: po jej rękach rozeszło się gorące mrowienie, jakby zbliżyła się zbytnio do ognia.

Tylko że to nie ona narobiła ten bałagan, tym razem to…

– Myślisz, że twoje słowa zmieniły cokolwiek dla Ugrsvab, kiedy wychowywała się w cieniu historii o wielkim powstaniu?! Kiedy na każdym kroku powtarzano jej o niesamowitych wyczynach jej matki?

Mrowienie wzmogło się, skóra zaczęła szczypać. Anubhav poczuła ukłucie strachu w trzewiach. Czemu zignorowała te wszystkie ostrzeżenia, które dostała te dwadzieścia cztery lata temu?

– Pani. – Jej głos się zachwiał. – Masz rację, noszę na swych ramionach wiele błędów młodości. – Zmusiła się do tego, żeby unieść wzrok. – Ale czy musi za nie cierpieć mój lud? Jeżeli musisz kogoś ukarać, to ukarz mnie.

Bogini zmrużyła oczy.

– Jesteś gotowa ponieść konsekwencje swych czynów?

Anubhav przełknęła ślinę. Uświadomiła sobie, że się trzęsie.

Na co się porywała? Co zrobi bogini, żeby ukarać ją za całą krew, którą w swojej głupocie przelała? 

Jednak jeżeli to coś zmieni, jeżeli przez to jej lud będzie odrobinę mniej cierpiał, jeżeli jej wnuczka będzie miała szansę na szczęśliwe życie…

– Tak.

Bogini przez chwilę milczała. Stukając palcem o skrzyżowane na piersi ramiona, uważnie przyglądała się staruszce, jakby chciała ją przejrzeć na wylot. 

– Dobrze więc. Wycierpisz wiele, lecz jeżeli wytrwasz w wierze i wybaczysz tej, która to na ciebie sprowadziła, to i ja ci wybaczę i spełnię twą modlitwę.

Zapadła ciemność.

Anubhav przebudziła się w obcym ciele. W ciele mężczyzny, który pełnił straż przy bramach miasta i którego chwilę później gardło zostało brutalnie poderżnięte. 

Później towarzyszyła jednej z wojowniczek córki. Razem z nią obserwowała jak ulice Rajaadu wypełnia morze Yaatan, po tym, jak ktoś wzniósł alarm. I razem z nią zginęła, kiedy włócznia przebiła jej ciało. 

Trafiła również do ciała przerażonego chłopca, następcy tronu Yaatan, którego szyję przebiła strzała jednego z jej pobratymców. 

I tak przez całą noc – jakby bogini uwięziła ją w nieskończonej pętli cierpienia istnień, które w tamtej chwili wydawały z siebie ostatnie tchnienia. 

Jej czaszka z trzaskiem została zajeżdżona o twardy mur. W ustach poczuła metaliczny smak krwi, w której się topiła, kiedy ktoś przebił płuco. Po policzkach ściekało nabite na ostrze oko.

W końcu przestała liczyć ile razy umarła. Przestała liczyć w ilu miejscach ją zraniono, nie zwracała uwagi na wsiąkającą w ubrania ciepłą krew. 

Jednak przebijała się przez napór tych doznań i resztką sił obserwowała, jak powstanie jest krwawo tłumione. 

Wpadający przez otwór jaskini ciepły promień słońca, przywołał ją do świata żywych. Podparła się rękoma i uniosła do góry, a plecy boleśnie zaprotestowały po spędzonej na zimnej skale nocy. Jednak ten ból był niczym, w porównaniu z ciężarem wspomnień, które nosiła w swoim sercu. Ciężarem, który powodował, że najchętniej położyłaby się z powrotem na ziemi i już nie wstawała.

Ale zrobiła to. Wzięła na swoje barki ciężar cierpień, za które była w pewnej części odpowiedzialna. Teraz pozostało jej tylko mieć nadzieję, że bogini wypełni swoją część obietnicy. 

Zmusiła się, żeby wstać: wiedziała, że niedługo słońce zacznie razić z pełną mocą, ogrzane powietrze zrobi się nie do zniesienia. A w tych ciężkich chwilach jej ludzie będą potrzebowali wsparcia.

Kiedy przekroczyła granicę obozu, przywitała ją cisza – tylko wiatr zawodził, zataczając się między namiotami. Pomimo grzejącego z nieba słońca, na skórze pojawiła się gęsia skórka. Obóz wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan: wśród potarganych tkanin przebijały się połamane rusztowania. Przeszła obok ciemnozielonego namiotu, który niepokojąco kiwał się przy każdym podmuchu wiatru. Zza jego ścian dochodził cichy szloch.

Anubhav zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Dokonało się. Po raz kolejny jej lud wziął broń do ręki i spróbował powstać spod miażdżącej pięści Yaatan. Lecz nie osiągnęli niczego, poza niepotrzebnym rozlewem krwi i rozjuszeniem oprawcy.

Jej wszystkie mięśnie napięły się. 

Ugrsvab.

Ruszyła w kierunku namiotu córki. Odetchnęła z ulgą, kiedy zastała ją klęczącą na ziemi. Jednak w tym momencie zorientowała się, że Ugrsvab zaciska palce na drewnianych szczeblach łóżeczka córki. Łóżeczka, które było puste. 

Nie.

Zginął Yaatański następca tronu. Fakt, że pozostawili przywódczynię przy życiu, oznaczał, że postanowili jakoś inaczej ją ukarać.

– Gdzie Aasha?

Ugrsvab zacisnęła dłonie mocniej na szczeblach, a z jej oczu popłynęły łzy, ciągnąc za sobą smugi rozmazanego węgla. Włosy miała rozczochrane, pojedyncze kosmyki uciekały w przypadkowych kierunkach.

To nie mogła być prawda. Anubhav przeszła przez piekło, żeby jej wnuczka nie musiała cierpieć.

– Odpowiedz!

Ugrsvab oparła czoło o łóżeczko przed nią. 

– Zabrali ją.

Anubhav poczuła, że spada. Że obrazy wokół rozmazują się niczym węgiel na policzku jej córki.

Mała Aasha. Niczemu nie winna mała Aasha, której teraz przyjdzie zapłacić za głupotę przodków. Co oni zamierzali z nią zrobić?

Już nigdy nie usłyszy tego wesołego śmiechu. Już nigdy wnuczka nie pociągnie za białe włosy.

Ugrsvab odebrała jej to, co miała najcenniejsze – dziedzictwo. To wszytko, co przeszła tej nocy, ta ofiara, poszło na nic. 

Miała ochotę krzyczeć. Miała ochotę wyrzucić Ugrsvab, że to była jej wina. Że swoją głupotą sprowadziła na świat ilość cierpienia, którego ciężaru nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. Że gdyby nie była taka uparta, gdyby posłuchała, to nigdy do tego by nie doszło…

Spojrzała na córkę. Na zgarbione ramiona, klatkę piersiową poruszaną cichym szlochem, spuszczoną głowę. Ugrsvab nie potrzebowała reprymendy – sama dawała sobie radę z osądzeniem swych czynów. I nienawidziła się za nie. 

Tak, na jej barkach ciążyła ogromna odpowiedzialność. Ale była również tylko człowiekiem. Cierpiała, śmiała się, wściekała tak jak wszyscy inni.

Czy nie rzeczą ludzką było popełniać błędy? W swojej ślepocie sprowadzać cierpienie przez nieodpowiednią ocenę sytuacji, przez to, że w złej chwili damy ponieść się emocjom?

Czy Anubhav nie klęczała w tej samej pozycji dwadzieścia cztery lata temu? Czy nie płakała nad ciałem ojca Ugrsvab, ojca, którego sama jej odebrała?

Kim ona była, żeby ją osądzać?

Podeszła do córki, objęła ją ramionami. Śmierdziała potem, dymem i krwią.

– Czasem prawdziwa odwaga polega na tym, żeby umieć się podnieść, leżąc w popiołach własnych błędów.

Ugrsvab odciągnęła ręce od łóżeczka i wtuliła się w ramiona Anubhav.

Staruszka usłyszała w swojej głowie głos bogini.

„Jeżeli wytrwasz w wierze i wybaczysz tej, która to na ciebie sprowadziła, to i ja ci wybaczę i spełnię twą modlitwę”. 

Klapa namiotu poruszyła się i przez szparę wpadł pojedynczy promień ciepłego światła. Światła będącego niczym balsam, nałożony na poparzoną od słońca skórę. Światła, które niosło w sobie obietnicę. Obietnicę, że z tego cierpienia urodzi się nadzieja na lepsze jutro.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Gratuluję tutejszego debiutu i to już w dniu rejestracji. :)

 

Sprawy językowe – sugestie oraz wątpliwości do przemyślenia – przykłady:

– Gdzie się podziała ta sławna Anubhav, która po sprawiła, że ulice Rajaadu spłynęły krwią?! – niejasny zwrot

Stała tam więc w milczeniu i wpatrywała się w iskrzący się biały marmur budynków Rajaadu, od którego oddzielał ich wąski pas pustyni i szeroka na kilkanaście jardów rzeka. – je? (chodzi tylko o rozmawiające matkę i córkę?)

Przekazała już władzę córce, a podważając jej rozkaz, doprowadziłoby do rozłamu. – zła składnia końcówki zdania?

– Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy cena okaże się zbyt wysoka. – wysyczała. – zbędna pierwsza kropka?

Mogła poprosić o pomoc moce silniejsze niż ona. Pobiegła do siebie, zebrała potrzebne rzeczy, lecz nie mogła się powstrzymać i zajrzała do namiotu córki. – powtórzenie

Anubhav przejechała pomarszczonym palcem po aksamitnej skórze wnuczki, wyczuwając, (zbędny przecinek?) pod opuszkami tę niezliczoną ilość miniaturowych włosków.

Spojrzała na jaskinię przed sobą i zaczęła zrzucać z siebie ubrania. – styl

Powolnym krokiem zaczęła obchodzić staruszkę, a białe sari zdobione złotem ciągnęło się za nią powietrzu. – brak „w”?

Kiedy przekroczyła granicę obozu, przywitała ją cisza – tylko wiatr zawodził cicho, zataczając się między namiotami. – styl

Pomimo grzejącego z nieba słońca, na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. – styl

Czy Anubhav, (zbędny przecinek?) nie klęczała w tej samej pozycji dwadzieścia cztery lata temu? Czy nie płakała nad ciałem ojca Ugrsvab, ojca, której ona jej odebrała, poprzez własny błąd? – w tym zdaniu posypała się składnia

 

Twoje opowiadanie wydaje się być urwanym fragmentem i pewnego rodzaju streszczeniem wydarzeń ciekawych, lecz podanych zbyt ogólnikowo. Zachęcam gorąco do rozwinięcia i uszczegółowienia opisywanych tu historii. Imiona bohaterów – oryginalne. Zakończenie ewidentnie pokazuje, że ciąg dalszy ma nastąpić. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

WARSZTAT 3

Pomimo kilku drobnych potknięć jest bardzo dobrze, Jak dla mnie nie ma się do czego przyczepić, ale ja nie jestem terminatorem języka polskiego jak Regulatorzy, więc mówię tu o technicznej ocenie zwykłego czytelnika.

 

NARRACJA 3

Czytało się baaardzo płynnie, opisy zrobiły to, co miały zrobić – i wsadziły mi obraz do głowy, i podały niezbędne informacje, i nie pozwoliły się zgubić w historii.

 

FABUŁA 1,5

Mógłbym się zgodzić z Bruce – niektóre zdarzenia podane są zbyt ogólnikowo, 14 tysięcy znaków to krótkie opowiadanie i dodatkowe 2-3 a nawet 5 tysięcy mogłoby tu bardzo pomóc, a jednocześnie wciąż należałoby do kategorii względnie krótkich.

Historia żadna tam nowa, ale podana w dobrym sosie związanym z warsztatem, co tylko pokazuje, że wciąż można dobrze podać odgrzewany kotlet.

 

DIALOGI 2

Zwykłe i dobre, podają nam konkretne informacje o postaciach, co jest bardzo istotne. Brzmią też odpowiednio do klimatu. Nestorka wyraża się jak nestorka, a młoda ambitna jak napalona na zrobienie kariery wielkiej buntowniczki-bohaterki.

 

POSTACI 1,5

Klasyczne, nic dodać, nic ująć – wyraźne, ale żadna nie błyszczy.

 

KLIMAT 1,5

Przez braki w wydarzeniach i przeskoki czasowe opko traci – na tyle, że tempo wydarzeń psuje potencjalne ładunki emocjonalne – opisy nie ratują tego, że szybko przelecieliśmy przez katorgę cyklu śmierci oraz szybko załatwiliśmy drugą sprawę – czyli wybaczyliśmy córce. Trochę jakby pisane pod koniec ośmiogodzinnej zmiany, a ty spieszyłaś się na tramwaj. 

 

Podsumowanie

Solidne opko bez wodotrysków, którego klimat i potencjał na klasyczne, dobre fantasy zabija tempo. Ludzie (jak na przykłąd ja) rozdmuchują swoje opka do 60k znaków ale w całej tej zupie znaków ledwo dwa kartofle i kość pływają – a u ciebie jest odwrotnie – jest zupa treściwa, aż łycha stoi, ale nie ma czego pochlipać, bo po dwóch kęsach talerz pusty. jednym słowem – niedosyt, ale nie zrodzony z ciekawości świata czy postaci, a po prostu braku dodatków.

 

PS.

Masz kota w domu? Bo chyba ci sierściuch przebiegał przez klawiaturę akurat, gdy pisałaś imiona postaci ;)

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

@bruce, @Folan, dziękuję ślicznie, duuużo wartościowej informacji zwrotnej :)

 

Faktycznie się trochę baboli prześlizgnęło – już poprawione. Czuję też to, co mówicie o tempie, będę nad tym pracować :)

 

P.S.

@Folan: Mam dwa koty :D I są bardzo niezadowolone, kiedy zamiast się nimi zajmować, piszę, więc często przebiegają mi przez klawiaturę ;)

I ja dziękuję, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Hej, 

 

bardzo mi się podobało :) Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcami (czy raczej przedpisarzami) i stwierdzę, że jak dla mnie fabularnie było wszystko, co potrzeba, a niedopowiedzenia tylko dodawały smaku. Sam zamysł sposobu odpokutowania bardzo ciekawy, też bardzo mi się podobał cały ten rytuał przed przywołaniem bogini. Zgodzę się z Folanem w kwestii opisów :)

 

Z czepiania się: przecinki. Tu:

spięte w gruby warkocz, opadały

i tu:

wyglądające, niczym płonący ołtarz

bym z nich zrezygnowała. 

 

Za to w kwestii:

Z każdym wersem pieśni zapach stawał się coraz bardziej intensywny, wręcz czuła go w ustach. Z każdym wersem świat wokół coraz bardziej zamazywał się, a ona powoli zbliżała się do miejsca poza czasem.

jestem fanką tego klimatu :D 

 

Powodzenia! 

 

E.

@CesarzowaMordoru, dziękuję, dziękuję, dziękuję blush Przecinki poprawione!

Akaterin, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zostałam wrzucona w sam środek pewnych wydarzeń, ale nie mam pojęcia, jak do nich doszło, nie wiem, kim są najeźdźcy, nie wiem też, gdzie rzecz się dzieje i tylko skąpe poszlaki pozwalają na snucie pewnych przypuszczeń.

Wykonanie, co stwierdzam z dużym smutkiem, pozostawia sporo do życzenia, ale mam nadzieję, Akaterin, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.  

 

przy­jem­nie ogrze­wa­jąc odzia­ne w san­da­ły stopy… → O stopach w sandałach powiedziałabym raczej: …przy­jem­nie ogrze­wa­jąc obute w san­da­ły stopy…

 

Spoj­rza­ła w niebo, które spo­wi­ła czer­wień, jakby ktoś prze­ciął jedną z tęt­nic bo­gi­ni. Co mogło ozna­czać tylko jedno – tej nocy po­le­je się krew.Spoj­rza­ła w niebo, które spo­wi­ła czer­wień, jakby ktoś prze­ciął jedną z tęt­nic bo­gi­ni, co mogło ozna­czać tylko jedno – tej nocy po­le­je się krew. Lub: Spoj­rza­ła w niebo, które spo­wi­ła czer­wień, jakby ktoś prze­ciął jedną z tęt­nic bo­gi­ni. To mogło ozna­czać tylko jedno – tej nocy po­le­je się krew.

 

Anu­bhav przy­tak­nę­ła. → Komu przytaknęła Anu­bhav? Z kim się zgodziła?

 

 A teraz nie żyła, za­bi­ta przez ich opraw­ców. → Zbędny zaimek.

 

Anu­bhav spoj­rza­ła na swoją córkę. → Zbędny zaimek.

 

Gęste, czar­ne włosy, spię­te w gruby war­kocz… → Warkoczy się nie spina, warkocze się zaplata, więc: Gęste czar­ne włosy splecione w gruby war­kocz

 

zdą­ży­ła za­uwa­żyć, że wnę­trza jej brwi unio­sły się do góry. → Masło maślane – czy coś może unieść się do dołu? Gdzie znajdują się wnętrza brwi?

Proponuję: …zdą­ży­ła za­uwa­żyć, że jej brwi unio­sły się.

 

Stała tam więc w mil­cze­niu i wpa­try­wa­ła się w iskrzą­cy się mar­mur… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Stała tam więc w milczeniu, wpatrzona w iskrzą­cy się mar­mur

 

Gdzieś w od­da­li zawył kojot… → W dalszym ciągu opowiadania czytam: Po­wol­nym kro­kiem za­czę­ła ob­cho­dzić sta­rusz­kę, a białe sari zdo­bio­ne zło­tem cią­gnę­ło się za nią w po­wie­trzu. -> Sari, o ile mi wiadomo, noszą Hinduski, czyli mieszkanki Azji, a kojot jest zwierzęciem żyjącym w Ameryce Północnej i Środkowej, więc nikt nie mógł słyszeć wycia kojota.

Proponuję: Gdzieś w od­da­li zawył szakal

 

dając wyraz ki­śnie­ją­ce­go w jej ciele bólu. → Co to znaczy, że ból kiśnie w ciele?

 

prze­je­cha­ła po­marsz­czo­nym pal­cem po ak­sa­mit­nej skó­rze wnucz­ki, wy­czu­wa­jąc pod opusz­ka­mi… ->Skoro dotykała wnuczkę jednym palcem, nie mogła niczego wyczuć wieloma opuszkami, więc: …prze­je­cha­ła po­marsz­czo­nym pal­cem po ak­sa­mit­nej skó­rze wnucz­ki, wy­czu­wa­jąc pod opuszką

 

i za­czę­ła zrzu­cać z sie­bie ubra­nia. → …i za­czę­ła zrzu­cać z sie­bie ubra­nie.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

roz­szedł się słod­ki za­pach drze­wa san­da­ło­we­go, prze­cię­te­go wonią goź­dzi­ków, mirry oraz ja­śmi­nu. → Wonią goździków i jaśminu przecięty był zapach drzewa sandałowego, nie drzewo, więc: …roz­szedł się słod­ki za­pach drze­wa san­da­ło­we­go, prze­cię­ty wonią goź­dzi­ków, mirry oraz ja­śmi­nu.

 

Świat za­wi­ro­wał, przy­spa­rza­jąc ją o mdło­ści… → Pewnie miało być: Świat za­wi­ro­wał, przyprawiając ją o mdło­ści

Sprawdź znaczenie słów: przysporzyćprzyprawić – znaczenie 3.

 

Kto by po­my­ślał, że to wła­śnie cie­bie za­sta­nę ko­ją­cą się u moich stóp. → Czy tu aby nie miało być: Kto by po­my­ślał, że to wła­śnie cie­bie za­sta­nę korzącą się u moich stóp.

Sprawdź znaczenie słów: koićkorzyć się.

 

Kiedy na każ­dym kroku po­wta­rza­no jej o nie­sa­mo­wi­tych wy­czy­nach jej matki? → Powtarza się coś, nie o czymś, więc: Kiedy na każ­dym kroku mówiono/ opowiadano jej o nie­sa­mo­wi­tych wy­czy­nach matki?  

 

które do­sta­ła te dwa­dzie­ścia czte­ry lata temu? → …które do­sta­ła dwa­dzie­ścia czte­ry lata temu?

 

Zmu­si­ła się do tego, żeby unieść wzrok. – Ale czy musi za nie cier­pieć mój lud? Je­że­li mu­sisz kogoś… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Jej czasz­ka z trza­skiem zo­sta­ła za­jeż­dżo­na o twar­dy mur. → Na czym polega zajeżdżanie czaszki o mur?

A może miało być: Jej czasz­ka została z trza­skiem zmiażdżona o twar­dy mur.

 

Po po­licz­kach ście­ka­ło na­bi­te na ostrze oko. → Jak jedno oko mogło ściekać po dwóch policzkach, skoro było nabite na ostrze?

 

nie zwra­ca­ła uwagi na wsią­ka­ją­cą w ubra­nia cie­płą krew. → …nie zwra­ca­ła uwagi na wsią­ka­ją­cą w ubra­nie cie­płą krew.

 

Wpa­da­ją­cy przez otwór ja­ski­ni cie­pły pro­mień słoń­ca… → Czy bywają też zimne promienie słońca?

 

Pod­par­ła się rę­ko­ma i unio­sła do góry… → Masło maślane – czy mogła unieść do dołu?

 

wspo­mnień, które no­si­ła w swoim sercu. → Zbędny zaimek – czy mogła nosić wspomnienia w cudzym sercu?

 

Po­mi­mo grze­ją­ce­go z nieba słoń­ca… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy słońce mogło grzać z innego miejsca?

 

Ugr­svab od­cią­gnę­ła ręce od łó­żecz­ka… → A może: Ugr­svab odsunęła ręce od łó­żecz­ka

 

Sta­rusz­ka usły­sza­ła w swo­jej gło­wie głos bo­gi­ni.

„Je­że­li wy­trwasz w wie­rze i wy­ba­czysz tej, która to na cie­bie spro­wa­dzi­ła, to i ja ci wy­ba­czę i speł­nię twą mo­dli­twę”. 

Sta­rusz­ka usły­sza­ła w gło­wie głos bo­gi­ni.

Je­że­li wy­trwasz w wie­rze i wy­ba­czysz tej, która to na cie­bie spro­wa­dzi­ła, to i ja ci wy­ba­czę i speł­nię twą mo­dli­twę

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.

 

Klapa na­mio­tu po­ru­szy­ła się… → Namioty nie maja klap.

Proponuję: Poła na­mio­tu po­ru­szy­ła się

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wszystkie komórki ciała staruszki krzyczały,

Hmm, dla mnie takie naukowe określenia w fantasy, wzorowanym na czasach historycznych są raczej całkiem koślawe i nie pasują do narracji.

 

wytwarzając ciepło

Aj, też trochę nieporadne to określenie.

 

Ale to moje czepialstwo, a główne błędy wskazała Reg, więc już się zamykam. :D

Napisane całkiem nieźle, czytało się szybko. Nie miałem problemów z przejściem przez tekst, więc to duży plus.

Światotwórstwo jest ledwie liźnięte i zaciekawiło mnie, ale zostawiło z niedosytem. Z drugiej strony, czytelnik jest wrzucony już w środek czegoś, jakichś ważnych wydarzeń i ich skutków. I tak, jak sam tekst pod kątem językowym czyta się dobrze, to jeśli chodzi o historię i wnioski, to hmm, trudno mi powiedzieć. Na pewno nie zaszkodziłoby temu opowiadaniu jego rozwinięcie, ukazanie większego kontekstu, żeby wydarzenia i wybory postaci fajniej się spinały.

Pozdrawiam i życzę powodzenia! :D

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cześć,

 

czytało się dobrze, płynnie. Podoba mi się ten girl power – kobiety jako władczynie społeczne, fajne to i więcej tego bym sobie życzył we współczesnych opowieściach i w życiu realnym też ;)

 

Przyłączę się do lekkiego czepialstwa fabularnego, mam bardzo mało informacji o świecie przedstawionym, nie tylko o krainie, ludach, społeczności, ustroju, ale także takie dość podstawowe informacje ściśle związane z dzianiem się – jaki jest cel powstania, ilu żołnierzy mają powstańcy, ilu rządzący.

Mam też wrażenie, że historia jest zbyt prosta – starość i mądrość mówią: nie walcz, bo nie masz szans; młodość i lekkomyślność mówią: mam dość, zginę z bronią w ręku, bo lepiej jest zginąć wolnym niż żyć w niewoli. Opowieść stara jak świat i obawiam się, że dość szybko zostanie przeze mnie zapomniana.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

 Popękana ziemia wciąż oddawała ciepło dnia, przyjemnie ogrzewając odziane w sandały stopy, lecz z każdą chwilą powietrze stawało się coraz zimniejsze.

Hmmm. "Ogrzewając odziane" nie brzmi najlepiej, ale w ogóle to zdanie jest ciut niezdecydowane. Jest ciepło, zimno, przyjemnie, nieprzyjemnie? A sandały to buty, więc się w nie obuwamy, nie odziewamy.

 Spojrzała w niebo, które spowiła czerwień, jakby ktoś przeciął jedną z tętnic bogini.

Mieszana metafora, "jedną z" zbędne. Można by na przykład zrobić tak: Spojrzała w niebo splamione czerwienią, jakby z przeciętej tętnicy bogini.

 Co mogło oznaczać tylko jedno – tej nocy poleje się krew.

Hmm.

 Słodki wiatr zawiał znad pustyni, poruszając siwymi, ozdobionymi koralikami włosami.

W zasadzie koraliki obciążają włosy, więc nie wiem, czy wiatr by nimi jeszcze poruszył. Ale – ciągle jest miło i niemiło zarazem. Tak ma być?

 Za jej plecami rozszedł się stukot kopyt.

Dziwne sformułowanie. Dlaczego po prostu nie usłyszała tętęntu za plecami?

 Jeździec nagle zahamował, lekko zeskoczył na ziemię i pewnym krokiem ruszył w jej kierunku.

Ale za plecami bohaterki. Ona tego nie widzi.

 – Yaatani właśnie zamordowali Ratni i jej rodzinę. – Rozbrzmiał głos jej córki.

Chwila, to jeździec jest córką? Mylące trochę. I ciut za bardzo się silisz na filmowość – "powiedziała jej córka" byłoby o wiele zgrabniejsze.

 z zafascynowaniem

Z fascynacją.

 zabita przez ich oprawców

Mmmm… https://wsjp.pl/haslo/podglad/13313/oprawca zasadniczo zabija, więc trochę masło maślane.

 Dobrze wiedziała, w jakim kierunku ta rozmowa zmierzała.

C.t., idiom, w dodatku mało fantastyczny, współczesny: Dobrze wiedziała, do czego zmierza ta rozmowa.

 Ile jeszcze będziesz chciała czekać? Ilu naszych ludzi będzie musiało zginąć, zanim zobaczysz, że nie możemy tak dłużej żyć?

To dobrze by było skrócić i wzmocnić – mówi podniecona dziewczyna, nie parlamentarzysta: Ile jeszcze chcesz czekać? Ilu naszych ma zginąć, żebyś się obudziła?

 spojrzała na swoją córkę

Zaimek zbędny.

Gęste, czarne włosy, spięte w gruby warkocz opadały na prawe ramię.

W warkocz włosy są splecione, ewentualnie związane, i w takim stanie już nie opadają. Gruby czarny warkocz spoczywał na prawym ramieniu.

 Szeroko otwarte, podkreślone węglem oczy krzyczały z rozpaczy.

Czy oczy mogą krzyczeć?

 Usta zaciskała mocno, jakby musiała powstrzymywać się przed powiedzeniem czegoś, czego nie chciała. Albo, żeby opanować wyrywający się z gardła szloch.

Melodramat trochę.

Ugrsvab przetarła dłonią po czole

Przetarła czoło dłonią ALBO przesunęła dłonią po czole.

 Za jej plecami rozciągały się rdzawe klify, wyglądające niczym płonący ołtarz ofiarny.

W jaki sposób klify wyglądały jak płonący ołtarz? I czy ołtarz płonie, czy ofiara na nim?

jaką cenę jej przyszło zapłacić

Jaką cenę przyszło jej zapłacić.

 Wolę zginąć, nic żyć w niewoli.

Literówka.

 – Ciekawe, czy twoja córka podzieliłaby to zdanie.

Hmm.

 wnętrza jej brwi uniosły się do góry

Gdzie brew ma wnętrze?

 wpatrywała się w iskrzący się marmur

Siękoza: roziskrzony marmur byłby równie dobry.

 szeroka na kilkanaście jardów rzeka

Nic mi to nie mówi. Anglosaski jard wynosi 91,44 cm, ale to nie znaczy, że w tym świecie też tak jest. Nie używaj jednostek miar – porównaj rzekę z czymś innym.

 pobłyskiwały, odbijając ostatnie promienie słońca

Uprościłabym: pobłyskiwały w ostatnich promieniach słońca.

 kiedy uniosła górną wargę z pogardą

No, nie wiem. Psuje mi to obraz.

 Zabolało, niczym wymierzony policzek.

Może: Zabolało to jak policzek.

Wszystkie komórki ciała staruszki

Komórki nijak nie pasują do enturażu. To fantasy, miecz i sandał, a tu nagle takie wysokotechniczne pojęcie?

 że powinna powstrzymać to, co miało zaraz się wydarzyć. Lecz nie mogła nic zrobić.

Utajniasz.

 podważając jej rozkaz, doprowadziłaby do rozłamu

?

 – Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy cena okaże się zbyt wysoka – wysyczała.

Uh, jak w naszej polityce. No, przepraszam, ale na czym jej zależy? Na dobru jej ludu – czy na tym, żeby mieć rację?

 się oddaliła

A może: odeszła?

 dając wyraz kiśniejącego w jej ciele bólu.

Dając wyraz czemuś, ale to porównanie psuje efekt. Less is more. I – kisnącego.

 kocem w rdzawe, geometryczne wzory

Wzory nie są rdzawe. Koc ma rdzawy kolor, tak.

Malutka klatka piersiowa unosiła się w powolnym rytmie.

Z lekka melodramatyczne.

 wyczuwając pod opuszkami tę niezliczoną ilość miniaturowych włosków

?

 Niesamowite, że ten malutki cud będzie tym, co pozostanie po niej, kiedy już odejdzie.

Dziwnie to brzmi.

 Ale to właśnie dlatego musiała to zrobić.

Dlatego, że nie zasłużyła?

 Kiedy dotarła na miejsce, świat spowiła ciemność.

Dopiero wtedy? Czy jednak tymczasem?

Zimne powietrze złożyło na nagiej skórze bolesny, promieniujący do stawów pocałunek.

I znowu ambiwalencja – jak dotąd nic jej nie podtrzymuje. Mam nadzieję, że zaraz do tego dojdziemy.

 miskę z czerwonymi, startymi skorupami ślimaków

Źle zorganizowany opis – czytelnik musi sobie poprawiać obraz. Napisałabym raczej: misę pełną czerwonego proszku ze skorup ślimaków. Ponadto – skoro niosła ją w torbie, to nic się nie rozsypało?

 Dolała do niej odrobinę wody, wymieszała.

"Odrobinę" to chyba ciut za mało, żeby uzyskać konsystencję smarowalną. Co prawda mamy tu ostre odłamki muszli…

 palec, po czym przeciągnęła po lewej ręce

Mętne zdanie: palec i przeciągnęła nim po lewym przedramieniu.

 Przetarła palcem po ustach

Przetarła palcem usta, ale to sugeruje raczej, że coś z nich starła. Dałabym: przesunęła palcem po ustach; albo: położyła smugę barwnika na ustach.

 należało świadomie dobierać słowa

Raczej: z rozwagą. Przecież bohaterka nie wchodzi w trans.

 Kapryśna Maan potrafiła spełniać życzenia wiernych w nieprzewidywalny sposób.

Hmm. Angielskawe.

kiedy zobaczyła, że po jej palcach maszerował skorpion wielkości dłoni

C.t.: kiedy zobaczyła, że po jej palcach maszeruje skorpion wielkości dłoni.

 Bogini lubiła miejsca blisko innych mieszkańców pustyni.

?

 wzięła kilka kawałków drewna, oraz

Bez przecinka.

W środku znalazła palenisko, pozostałości po poprzednim razie, kiedy ktoś udał się tutaj na modły.

Aliteracja.

 Płomienie leniwie zaczęły się wznosić, wytwarzając ciepło, które owinęło Anubhav niczym koc.

Hmm. Dlaczego leniwie? Dlaczego jak koc? Przecież bohaterka jest zdenerwowana, spięta, a nagle ją uspokajasz.

 Rozpoczęła czant

Sprawdziłam dwa słowniki i nie wydaje mi się, żeby można – albo trzeba! – było spolszczać angielskie "chant", skoro mamy pieśń, zaklęcie, recytację…

zapach drzewa sandałowego, przeciętego wonią

Woń nie przecina drzewa. Nie jest piłą. Zapach może być zmieszany z wonią, ale uważaj z doborem słów.

 wręcz czuła go w ustach

Jak każdy zapach, wycięłabym to doprecyzowanie.

 Z każdym wersem świat wokół coraz bardziej zamazywał się, a ona powoli zbliżała się do miejsca poza czasem.

Można by to pokazać.

 Z ognia nieśmiało wyjrzało kilka macek dymu i ruszyło w jej kierunku.

Czy macki wyglądają? I czy mogą być nieśmiałe?

Spiralnym ruchem otoczyły dłonie

Hmm?

 ciało zaczęła wypełniać jasna, ciepła energia

To nic nie znaczy. Spójrz tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Niech ze złożonej tej nocy ofiary krwi, urodzi się nadzieja na lepsze jutro.

Tu nie powinno być przecinka.

 przysparzając ją o mdłości

Przyprawiając ją o mdłości. Przysparza się komuś czegoś, ale z mdłościami to dziwnie brzmi.

 Znalazła się w potwornie jasnym miejscu, wszechobecne światło raziło oczy, a przed nią stała młoda, piękna kobieta. Skórę miała koloru miodu, rozpuszczone, falowane włosy opadały na ramiona.

Skrócić, wzmocnić. Pamiętaj wyobrażać sobie, co opisujesz: Jaskrawe światło zalewało oczy. W złotej mgle ciemniała sylwetka kobiety, smukłej, o długich falujących włosach.

 Wbiła w nią zielone oczy, które promieniowały głębią, niepasującą do wieku kobiety.

Wbija się spojrzenie, nie oczy. Reszta bez sensu.

 ciebie zastanę kojącą się

A nie: korzącą? Brak przecinka.

 Powolnym krokiem zaczęła obchodzić staruszkę, a białe sari zdobione złotem ciągnęło się za nią w powietrzu.

Nie wiem, czy warto z niej robić istotę fizyczną. Chyba wystarczyłby sam głos – ale jeśli chcesz boginię pokazać, to przeorganizuj opis. Zacząć trzeba zawsze od tego, co widać najpierw. Na filozofii robiliśmy (ja zrobiłam…) ćwiczenie opisu fenomenologicznego: weź dowolny przedmiot, przyjrzyj się dobrze i opisz, nie używając pojęć złożonych. Tylko kolory, kształty etc. qualia – nie wnioskuj, do czego służy. To może Ci się przydać.

 bałagan, który sama narobiłaś

Którego narobiłaś; albo: który zrobiłaś.

 Złość bogini czuła na własnej skórze:

Zbędne, zaraz to pokazujesz.

 Myślisz, że twoje słowa zmieniły cokolwiek dla Ugrsvab, kiedy wychowywała się w cieniu historii o wielkim powstaniu?!

W cieniu historii?

 Kiedy na każdym kroku powtarzano jej o niesamowitych wyczynach jej matki?

Powtarzano jej opowieści o niesamowitych wyczynach. Poza tym – czy w całym plemieniu naprawdę nie ma nikogo, kto miałby odrobinę inne zdanie? Kto by stracił więcej, niż zyskał? Kto po namyśle uznał, że nie było warto? Kto po prostu nie zgadza się z ideą powstań?

 Anubhav poczuła ukłucie strachu w trzewiach

?

 Czemu zignorowała te wszystkie ostrzeżenia, które dostała te dwadzieścia cztery lata temu?

Nie po polsku: Czemu puściła mimo uszu ostrzeżenia sprzed dwudziestu czterech lat?

 Jej głos się zachwiał

Głos może zadrżeć, ale nie może się chwiać.

 noszę na swych ramionach wiele błędów młodości

Idiom: noszę na barkach. Zaimek zbędny.

 Ale czy musi za nie cierpieć mój lud? Jeżeli musisz kogoś ukarać, to ukarz mnie.

A czy nie jesteś częścią swego ludu? Taka refleksja na marginesie.

 Stukając palcem o skrzyżowane na piersi ramiona

Ile rąk ma bogini?

 jakby chciała ją przejrzeć na wylot

Zapewniasz.

 Anubhav przebudziła się w obcym ciele. W ciele mężczyzny, który pełnił straż przy bramach miasta i którego chwilę później gardło zostało brutalnie poderżnięte.

Hmm, ale dlaczego?

 obserwowała jak ulice Rajaadu wypełnia morze Yaatan, po tym, jak ktoś wzniósł alarm

Obserwowała, jak ulice Rajaadu wypełnia morze zaalarmowanych Yaatan. https://wsjp.pl/haslo/podglad/37345/alarm/4592176/wezwanie

 jakby bogini uwięziła ją w nieskończonej pętli cierpienia istnień, które w tamtej chwili wydawały z siebie ostatnie tchnienia.

Po pierwsze, nie jakby – bo właśnie to się zdarzyło (może pętla nie była nieskończona). Po drugie, opisujesz to dalej i niezbyt zresztą ładne podsumowujące zdanie jest zbędne, a nawet psuje efekt.

 W końcu przestała liczyć ile razy umarła. Przestała liczyć w ilu miejscach ją zraniono,

W końcu przestała liczyć, ile razy umarła. Przestała liczyć, w ilu miejscach ją zraniono.

 Jednak przebijała się przez napór tych doznań

Niezbyt ładne.

 promień słońca, przywołał ją

Nie dawaj przecinka między podmiot i orzeczenie.

uniosła do góry

Czy można się unieść w dół? A bohaterka po prostu wstała.

 plecy boleśnie zaprotestowały po spędzonej na zimnej skale nocy

Klisza, dziwny szyk. Plecy bolały, sztywne po nocy spędzonej na zimnej skale.

 Jednak ten ból był niczym, w porównaniu z ciężarem wspomnień, które nosiła w swoim sercu.

Jednak ten ból był niczym w porównaniu z ciężarem wspomnień, które niosła w sercu. "Nosiła" to forma częstotliwa i sugeruje, że to trwało już od jakiegoś czasu.

 Ciężarem, który powodował, że najchętniej położyłaby się z powrotem na ziemi i już nie wstawała.

Ale zrobiła to.

Hmm. Może: Ciężarem, który przygniatał ją do ziemi. Ale podołała.

 Wzięła na swoje barki ciężar cierpień, za które była w pewnej części odpowiedzialna. Teraz pozostało jej tylko mieć nadzieję, że bogini wypełni swoją część obietnicy.

Aliteracja (ciężar cierpień), powtórzenie. W sumie wycięłabym to.

 wiedziała, że niedługo słońce zacznie razić z pełną mocą

Niezbyt naturalne.

A w tych ciężkich chwilach jej ludzie będą potrzebowali wsparcia.

A to już całkiem telewizyjne. Wyrzuciłabym w pieruny.

 przywitała ją cisza – tylko wiatr zawodził, zataczając się między namiotami

To cisza, czy wycie wiatru? I w jakim celu uosabiasz wiatr? Czy on ma przedstawiać zawodzącą płaczkę? Jeśli tak, świetnie, tylko wytnij tę ciszę.

 Pomimo grzejącego z nieba słońca, na skórze pojawiła się gęsia skórka.

Niegramatyczne: Choć żar lał się z nieba, dostała gęsiej skórki.

 Obóz wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan:

Można to wyciąć.

 wśród potarganych tkanin przebijały się połamane rusztowania

Przez potargane płachty namiotów przebijały się połamane drewniane szkielety.

 który niepokojąco kiwał się przy każdym podmuchu wiatru

Hmm.

 Lecz nie osiągnęli niczego, poza niepotrzebnym rozlewem krwi i rozjuszeniem oprawcy.

Hmm. Oprawca może tu być tylko metaforyczny.

 Jej wszystkie mięśnie napięły się.

Dlaczego? Szyk: Wszystkie jej mięśnie.

 drewnianych szczeblach łóżeczka

Pod namiotem?

 Zginął Yaatański następca tronu

Przymiotniki od nazw krajów – małą literą.

 Fakt, że pozostawili przywódczynię przy życiu, oznaczał, że postanowili jakoś inaczej ją ukarać.

Mało naturalne i cokolwiek infodumpowe. Nie mam bladego pojęcia o tłumieniu powstań, ale coś mi tu psuje zawieszenie niewiary.

 Ugrsvab zacisnęła dłonie mocniej na szczeblach, a z jej oczu popłynęły łzy, ciągnąc za sobą smugi rozmazanego węgla.

Wzmocnić (to może nikt nie zauważy, że węgiel nie rozpuszcza się w wodzie): Ugrsvab mocniej zacisnęła dłonie na szczeblach. Z jej oczu popłynęły łzy, czarne od węgla.

 pojedyncze kosmyki uciekały w przypadkowych kierunkach.

Szczegół nie na miejscu. Odwraca uwagę.

 To nie mogła być prawda. Anubhav przeszła przez piekło, żeby jej wnuczka nie musiała cierpieć.

Melodramat, a to piekło opisałaś raczej oszczędnie, co dodatkowo psuje efekt.

 Ugrsvab oparła czoło o łóżeczko przed nią.

"Przed nią" zbędne, tylko mąci. Tu nie ma innego łóżeczka.

 nie winna

Łącznie.

 Już nigdy wnuczka nie pociągnie za białe włosy.

Wnuczka już nigdy nie pociągnie za siwe włosy.

 to, co miała najcenniejsze

To, co miała najcenniejszego.

 To wszytko, co przeszła tej nocy, ta ofiara, poszło na nic.

Zapewniasz – bardzo oszczędnie opisałaś tę ofiarę. Jest też literówka.

 Miała ochotę wyrzucić Ugrsvab, że to była jej wina.

Miała ochotę wyrzucać Ugrsvab, że to jej wina.

 Że swoją głupotą sprowadziła na świat ilość cierpienia, którego ciężaru nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.

Melodramatyczne. Filozoficznie też wątpliwe.

 klatkę piersiową poruszaną cichym szlochem

Hmm.

 Ugrsvab nie potrzebowała reprymendy – sama dawała sobie radę z osądzeniem swych czynów.

Hmmm.

 wściekała tak jak wszyscy inni

Wściekała, tak jak wszyscy.

 Czy nie rzeczą ludzką było popełniać błędy?

Prawdy ogólne powinny być w czasie teraźniejszym: Czy nie jest rzeczą ludzką popełniać błędy?

 przez nieodpowiednią ocenę sytuacji

Sformułowanie z innej bajki, bardzo współczesne.

 damy ponieść się

Szyk: damy się ponieść.

 Czy Anubhav nie klęczała w tej samej pozycji dwadzieścia cztery lata temu?

Czy Anubhav nie klęczała tak samo dwadzieścia cztery lata temu?

 Kim ona była, żeby ją osądzać?

"Ona" zbędne.

 umieć się podnieść, leżąc w popiołach własnych błędów.

Jak chcesz się podnieść – leżąc? Umieć się podnieść z popiołów własnych błędów.

 Ugrsvab odciągnęła ręce od łóżeczka

? Może po prostu puściła szczeble?

 Staruszka usłyszała w swojej głowie głos bogini.

Zaimek zbędny, aliteracja, i w zasadzie można to zdanie wyciąć z korzyścią dla efektu.

 Światła będącego niczym balsam, nałożony na poparzoną od słońca skórę.

"Będące" prawie zawsze można wyciąć. Było niczym balsam na poparzonej słońcem skórze.

 

Młode, ale obiecujące. Masz coś do powiedzenia, i to nie jest coś trywialnego, zerojedynkowego (czego, wyznaję, spodziewałam się na początku). Musisz tylko uważać, jak to mówisz – staranniej organizować opisy, dobierać słowa i obrazy – wyobrażać sobie, co opisujesz, bo chyba nie zawsze to robisz. Masz problemy z frazeologią (i nie zawsze rozróżniasz podobnie brzmiące wyrazy…) i łączliwością frazeologiczną (chyba wypisałam wszystkie?) – czytaj stare książki, nie najnowsze (przeważnie źle wydane i bez korekty). Miejscami tekst jest trochę przegadany, rozmywa się. Trafiło się też parę miejsc po prostu melodramatycznych. Zakończenie mnie zaskoczyło – ma sens tematycznie, chociaż nie wiem, czy w świecie przedstawionym (ale tekst jest na tyle krótkim wycinkiem długiej historii, że konsekwencje nie wybrzmiewają – powstanie jest tylko tłem Twojej myśli i mnie na przykład nie zabrakło informacji rodem z podręcznika, bo nie potraktowałam go dosłownie). Ta ambiwalencja na początku trochę myli – jest dramatycznie, ale jednak nie do końca. Uważaj na to. I cóż. Pisz dalej?

 Podoba mi się ten girl power – kobiety jako władczynie społeczne, fajne to i więcej tego bym sobie życzył we współczesnych opowieściach i w życiu realnym też ;)

Ha, ha, akurat ;P

 historia jest zbyt prosta – starość i mądrość mówią: nie walcz, bo nie masz szans; młodość i lekkomyślność mówią: mam dość, zginę z bronią w ręku, bo lepiej jest zginąć wolnym niż żyć w niewoli

Niekoniecznie – gdyby tak było, owszem, można by rzecz rozbudować i wejść w polemikę, ale chyba nie tylko o to chodziło. Uczciwość (bohaterka wybacza córce – pamiętając, że popełniła takie same błędy, choć przed konfrontacją z boginią była gotowa młodą potępić) i wytrwałość mają być podstawą nadziei, nie wielkie gesty. Ale – to moje odczytanie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka