- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Król Olszyny, czyli moralność hodowli. Opowieść anapestem

Król Olszyny, czyli moralność hodowli. Opowieść anapestem

Eksperyment stylistyczny zacierający granice rodzajowe, nie mam pewności, czy nie okaże się obcy wymogom konkursu, ale uznałem, że może warto się podzielić.

 

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Król Olszyny, czyli moralność hodowli. Opowieść anapestem

W dzikich górach, w karpackiej ustroni, gdzie nie bywa turysty ni drwala, uroczysko barwami się płoni, gdy wierzchołki drzew słońce przepala. Tu jelenie zrzucają poroża, tu w strumieniach pluskają się pstrągi: dla słabości przemysłu, dla wielkiego bezdroża pozostało tak pięknie, jak ongi.

Tu szukamy elfickiej krainy, przechowanej w legendzie i pieśni, już daleko za nami dziedziny, wokół szumy i szepty – las nie śpi. Wobec licznych torfowych topieli kij na biodrach oprzyjmy i w poprzek, by nie zaznać śmiertelnej kąpieli, lecz się zawsze wydźwignąć i oprzeć.

Wśród olszyny pokaźna polana ukazuje się w pełnej nam krasie, minie wiek – nieskalana, zawieszona w przestrzeni i czasie. Na polanie pokaźny stał szałas: a to Króla Olszyny jest pałac. Pod pałacem wkopano w głąb loch: w tym dworzyszczu panuje Król Olch.

 

Ten nasz las kryje wciąż dumny lud, parający się zbiorem i rolą, wiosną głód, w lecie skwar, zimą chłód, lecz witają nas chlebem i solą. Tutaj sobie podobno ubrania szyją z łyk zmarłych drzew, z padłych zwierząt, tu im honor zabójstwa zwyczajowo zabrania i nieznana jest kradzież, i nierząd.

Tak mówili sadzając za stół, co od jadła się zgoła uginał, ale wszyscy umilkli, gdy król uniósł w górę zdobiony puginał. Wtem tą dłonią się klepnął po udzie (o włos ciężkich uniknął więc ran) i zakrzyknął:

– Popatrzcie, to ludzie! Ugościmy ich tu ponad stan.

Wypytywał o rzeczy bieżące:

– Co wam życie istotnie wydłuża? Co mówicie po długiej rozłące? Telefonia, doprawdy, rzecz duża… Jaki teraz ideał poety? Gdzieście w upał jedzenie chowali? Gdy wam lęk dławi pierś, gdzie szukacie podniety? Czy wierzycie wciąż w magię kowali?

Czemu zimy są lżejsze i krótsze? Czemu mało tak zwierząt wędrownych? Czy przywódcy nie myślą o jutrze? Czy od mądrych wolicie wymownych?

Mówi cicho, emocje gdzieś w skrytce, ale w chwilach wyraźnych zawahań dłoń sękata układa się w szczypce, w oczach błyska Workuta albo inny Astrachań.

 

Podtrzymujmy rozmowę tę żywą, a na stole pieczywo; a że zdało się nieco gorzkawe:

– Z czego ono? – pytamy ciekawie.

Jeden z elfów odpowie w tym względzie:

– Skoro żyto nie wzejdzie z tych gleb, a zaś z dębu padają żołędzie, to mielemy na mąkę – jest chleb!

Każdy z elfów spokojnie siedzący, każdy niższy, drobniejszy niż człowiek, każdy także ma brodę i wąsy, i obwisły strąkami cień powiek. Owłosienie to wszędzie zielone, czy to farb sprawka jest, czy alleli; to się skrzywią, to spojrzą na stronę, jakby wszystko o ludziach dokładnie wiedzieli.

Czy w tych twarzach jest mądrość przedwieczna, czy zwyczajna ponura przekora? Czy maniera jest przykra, czy grzeczna, czy społeczność jest wzniosła, czy chora? Elfów ród wokół nas zasiadł w krąg, gdy król mówi, to każdy jak niemy, jakby las suchych drzew, gdzie tu pąk, czegóż brak pośród nich? Zrozumiemy…

– Mili państwo, w tak ciepłej gościnie najwspanialej upływa nam czas: ośmielimy się prosić, nim minie, by móc poznać każdego już z was. Jest nasz zwyczaj, że córki i żonę każdy gościom przedstawiłby, a tu… czy umarły, zarazą rażone? Czy to raczej wasz chwyt patriarchatu?

 

Król Olszyny uważniej spogląda, oczy jakby zdążyły wypłowieć, i z warg chwytnych jak wargi wielbłąda wydobywa spokojną wypowiedź:

– Nasze elfki, podniebne istoty, jak motyle wzlatują nad las, więc spotkania sprawiały kłopoty najzręczniejszym wśród nas.

Jeśli nawet udała się schadzka (wymagana i zwinność, i spryt), to tak krótka, gwałtowna, prostacka, że zostaje lęk, przykrość i wstyd. Elfka w ciąży też fruwa nad bór, dziecko więc rodzi się pośród chmur i córeczka odleci wraz z matką, ale chłopczyk przeżywał dość rzadko.

Stąd skreśliliśmy dawne zwyczaje, złe nawyki pomarłych już plemion: naszym paniom płacimy nawzajem, utrzymując je tutaj pod ziemią. Jeśli wejście zawali się głazem i całuje się czule kończyny, i ozdabia je srebrem, żelazem, to nie ujdą w powietrze dziewczyny.

Tu im słońce skrzydełek nie wypala jak zbrodzień, tu noc straszna spokoju im nie ćmi; mogą z nami widywać się co dzień, mogą tańczyć i bawić się z dziećmi. A ich włosy najtkliwszą są wełną, którą stroje nam zawsze powleką: to widzicie, że zalet jest pełno: a zbieramy też pilnie ich mleko.

 

Gdy niechybnie zakwestionujemy, czy nie było innego ratunku, czy wspomniane przez niego problemy zagrażały przetrwaniu gatunku, czy trzymanie płci pięknej w zagrodzie to nie hańba, niesława i żal, elfów król oprze dłoń w siwej brodzie, elfów król spojrzy wprost, w oczach stal:

– Wy mi, ludzie, tych kazań nie głoście, bo to każdy, kto przyjdzie, każdy głupi wędrowiec, pierwszy raz widzi świat, gdzie zwierzęta to goście, nikt nie trzyma ni bydła, ni owiec. Jeśli kogo trzymamy w ten sposób, jeśli nigdy nie ujrzeć ma nieba, to jedynie dotyczy to osób, które wiedzą, skąd taka potrzeba.

To dla dzieci, nie dla mnie ta bajka, gdy mówicie, że godniej jest trzymać kurę ślepą, kto, po co zabiera jej jajka… Ja już na was nie będę się zżymać. Mógłbym was tu zatrzymać na zawsze i przemocą słuszności wam dowieść, lecz was puszczę na czasy łaskawsze. I będziecie mi winni… opowieść.

Koniec

Komentarze

Miła historia, ale jej rymowaniem to mi zaimponowałeś. Na prawdę chylę głowę, bo zdatne do czytania i nie częstochowskie;)

Biedne Elfki.

"...poniżej wszelkiego poziomu"

Witaj, Ślimaku Zagłady. :)

Na pytanie króla :

Jaki teraz ideał poety?

w zasadzie mam tylko jedną odpowiedź – Autor niniejszego tekstu. :)

W SP w latach 70-tych startowałam często w konkursach recytatorskich i do dziś pamiętam w całości wiersz, wówczas wyryty na pamięć – “Noc Listopadowa” Gałczyńskiego, w której wspomniane są m. in. niesłychanie trudne anapesty (a także: “jamby, trocheje i daktyle”). :) Nawet nie śmiem omawiać rymów czy doboru słownictwa, bo jestem po prostu zachwycona! :)

Wspaniała opowieść, oryginalna forma jej przekazania, wyszukany humor, świetne potraktowanie tematyki konkursowej, brawa! :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klikam (szkoda, że to jednak wiersz – znakomity, ale zawsze, bo zasługuje na podwójny klik). :)

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję za pierwsze komentarze, i to tak pozytywne!

 

Ambush, zgadzam się, biedne… Czytelnik może sobie zadać dodatkowe pytania: czy elfki rzeczywiście “rozumieją, skąd taka potrzeba”? Czy są zindoktrynowane, aby “rozumieć”? Nie wiem, na ile to wybrzmiało, ale wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku tekst może być wymierzony bardziej przeciw traktowaniu kobiet w pewnych “kulturach” niż przeciw hodowli zwierząt i roślin.

 

Bruce, Twoje pochwały czyta się niezmiernie miło! Jak wiesz, nie uważam się za ideał, ale czynię wszelkie starania, by do tego ideału dążyć, jak ciąg do nieskończoności – i wierzę, że za każdym razem jest odrobinę lepiej. Noc Listopadową to Ty mi poleciłaś, przeczytałem wtedy z dużą przyjemnością i co tu ukrywać – wciąż zdaję sobie sprawę, że jest lepsza od wszystkiego, co kiedy napisałem.

A kiedy chodzi o formę przekazania opowieści… ma pewne ograniczenia, ale zdało mi się, że ci elfowie to tak poetyczny lud, aby jedynie taki eksperyment formalny mógł oddać im sprawiedliwość (jaka by ona nie była).

Bardzo dziękuję za podwójny klik!

heart

Pecunia non olet

Też klikam. Nie podejmę się ‘merytorycznego’ komentarza, bo nie mam do tego przygotowania, ale jako zwykły czytelnik jestem pod wrażeniem, oczarowany rytmem, rymami i plastyką opisów. Przesłanie też niebanalne. Mam nadzieję, że taki komentarz wystarczy, jako uzasadnienie klika, zwłaszcza, że nie rozdaję klików często. Pozdrawiam i więcej takich tekstów życzę.

P.S. Zapomniałem dodać, że tekst ma wartość dydaktyczną. Bez niego pewnie dalej bym nie wiedział, co to anapest, a tak, to sobie wygooglałem.

Hej 

Król Olch był złym duchem, a u ciebie jest uosobieniem mądrości do tego zapalonym ekologiem ( jak to elf). Chyba nie przemawia do mnie wizja elfa prawiącego morały o tym jak ludzie mają traktować otaczający ich świat. Przedstawiłeś jednostronny pogląd (moim zdaniem :) i tekst ratuje jego forma, która jest świetna :) 

Nie znam się na rymach ( twoje do mnie trafiają) a treść … ja tego nie kupuję. Więc też nie podejmuję się oceny twojego tekstu.

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Koalo, Twoje wizyty zawsze sprawiają przyjemność, a komplementy są rozkoszne. Szczerze się cieszę, że tekst Ci się spodobał. Wcale nie przeszkadza, że nie podjąłeś się merytorycznego komentarza. Nawzajem pozdrawiam serdecznie!

Hej, Bardzie Jaskrze!

Mój Król Olch – nie jest złym duchem – tylko zapalonym ekologiem, uosobieniem mądrości? Jednostronny pogląd: w sensie, że niby przedstawiam go jako ideał, źródło moralności, i dlatego nie kupujesz treści? Oczywiście, masz wszelkie prawo do takiej oceny czytelniczej – nie wiem tylko, czy dostrzegłeś w tekście, że on elfki traktuje gorzej od owiec. To jest jakby kluczowa kwestia w odbiorze.

 

Pozdrawiam Cię również!

Hej 

 

Ślimak Zagłady

 

“Mój Król Olch – nie jest złym duchem – tylko zapalonym ekologiem, uosobieniem mądrości? Jednostronny pogląd: w sensie, że niby przedstawiam go jako ideał, źródło moralności, i dlatego nie kupujesz treści? Oczywiście, masz wszelkie prawo do takiej oceny czytelniczej – nie wiem tylko, czy dostrzegłeś w tekście, że on elfki traktuje gorzej od owiec. To jest jakby kluczowa kwestia w odbiorze.” 

 

Hmm pewnie masz rację, czytając drugi raz i po twoim komentarzu ten fragment jest bardziej czytelny. Jak rozumie masz na myśli ten fragment ?

 

“Tu im słońce skrzydełek nie wypala jak zbrodzień, tu noc straszna spokoju im nie ćmi; mogą z nami widywać się co dzień, mogą tańczyć i bawić się z dziećmi. A ich włosy najtkliwszą są wełną, którą stroje nam zawsze powleką: to widzicie, że zalet jest pełno: a zbieramy też pilnie ich mleko.”

 

No nic może nie dla mnie są rymowane teksty :) Bo jak widać ich sens mi ucieka tym bardziej wstrzymuje się od jakiejkolwiek oceny :)

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

To nie jest jedyny fragment, bo w sumie cała końcówka tekstu o tym opowiada, ale pewnie rzeczywiście wybrałeś teraz ten wycinek, w którym problem jest natychmiast widoczny. Niemniej bardzo Ci dziękuję za komentarz, przecież to dla mnie także cenna wskazówka, że ten aspekt tekstu nie jest dla czytelników łatwo zauważalny, a Król Olszyny może być postrzegany zaledwie jako nieznośny moralista.

Fajne, fajne :)

Miło mi, że postanowiłeś podzielić się zadowoleniem z lektury!

Słowo worek, wiem, ale naprawdę dobrze oddaje to co zrobiłeś w mojej głowie.:) Pozdrawiam

Bardzo mi się podobało. Eksperyment rytmiczny, w którym udało się utrzymać fabułę :)

ninedin.home.blog

Jak przyjemnie słyszeć, że bardzo Ci się podobało! Staram się dojść do tego etapu rozwoju, w którym będę mógł prowadzić fabułę w obranej mierze wierszowej równie swobodnie jak prozą. Nie wiem tylko, czy to nie jest sztuka dla sztuki, bo jak powiedziała Drakaina:

Wierszem możesz napisać utwór epicki. Ale już się tego zasadniczo na poważnie nie robi.

Też myślę, że to zupełnie dobry utwór, ale nie taki, aby zaraz krytycy zakrzyknęli wespół w zespół Epika wierszowana żyje!

Ślimaku już się bałem że elfy z gór karpackich stały się wyznawcami proroka :D

 

 

Opowiadanie mocno poetyckie, dobrze się je czytało, zwłaszcza że był w nim przewrotny humor 

;)

Bardzo mi się podobało, Ślimaku. Abstrahując od formy, która wymagała na pewno sporo roboty, sama opowiastka również udana, zwłaszcza na poziomie humorystycznym. Prychnąłem srogo przy “chłopczyk przeżywał dość rzadko”, a i w innych miejscach co najmniej się uśmiechnąłem :)

Wiadomo, forma robi tu największe wrażenie, ale i za te parę szczerych uśmiechów funduję Ci biblioteczny kopniak z półobrotu prosto w ślimaczą skorupkę :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Świetne, bo jest i Król Olch i Sztandar z Ochłapu oraz niejednoznaczność. Podziwiam kunszt posługiwania się słowem, że to udało się zrymować. Nawet tam, gdzie wydawało mi się, że jest źle – zawsze był mój błąd.

Biblioteka się należy i wszystko się należy IMHO.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Naprawdę się ucieszyłem, widząc kolejne ciekawe komentarze i tekst w Bibliotece!

 

MPJ 78, nie wiem, czy to jeszcze jest “opowiadanie mocno poetyckie”, czy raczej już “mocno opowiadający wiersz”, Loża zdaje się skłaniać ku drugiej interpretacji. A skojarzenie z niektórymi odłamami islamu pewnie w jakimś stopniu uprawnione, choć zależało mi na tym, aby nie dawać jasnych wyznaczników i wypowiadać się bardziej ogólnie przeciw opresji społecznej.

 

Fmsduvalu, to bardzo dobrze, że bardzo Ci się podobało. Forma stanowiła pewne wyzwanie (choć nie bardzo duże), na ogół tekst jakoś płynął, ale raz czy dwa się trochę zaciąłem. Humor też pojawiał się dosyć naturalnie.

Kwestia “chłopczyków” była natomiast nieźle przemyślana: nie tylko lekki element humorystyczny, ale także porządna ślepa uliczka ewolucji mogąca prowadzić do wymarcia gatunku. Jeżeli na którymś etapie okazało się, że elfki z mutacją kształtującą ten sposób rozrodu mają istotnie więcej córek (może ze względu na jakieś mutacje równoległe, a może po prostu wypełniają dogodną niszę ekologiczną), długowieczni elfowie wkrótce mieliby dostęp głównie do takich partnerek i cecha utrwaliłaby się w populacji. Przez to liczba elfów-samców zaczęłaby maleć do zaniku (“złe nawyki pomarłych już plemion”).

Ślimak, kopnięty z półobrotu prosto w skorupkę, przemieszcza się spektakularnym ślizgiem przez przeszklone drzwi Biblioteki i ląduje ze znamiennym plaśnięciem na samej górze wystawy.

 

Radku, miło widzieć Twoją korzystną opinię i zadowolenie z lektury. Istotnie starałem się uniknąć nadmiernych jednoznaczności i “wykładania kawy na ławę”. Przyznam jednak, że nie jest dla mnie jasne, do czego się odnosisz, pisząc o “Sztandarze z Ochłapu”.

@Ślimak Zagłady:

Przyznam jednak, że nie jest dla mnie jasne, do czego się odnosisz, pisząc o “Sztandarze z Ochłapu”.

Trochę nie wiem jak to powinno się nazwać prawidłowo, ale Jakub Ćwiek nazwał sztandar Oberona “Ochłapem sztandaru”. W tłumaczeniu dosłownym powinno być chyba “Krwawy sztandar”, ale to się jednoznacznie kojarzy zupełnie z czym innym.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć, Ślimaku!

 

Najpierw treść. Wiadomo – limit w konkursie nie pozwalał na rozwinięcie skrzydeł w kwestii fabuły, więc opowiastka rozbudowana nie jest, do tego część znaków “przehulałeś” na opisy krainy Króla Olch, ale mimo to zdołałeś w niej zawrzeć sens. Masz tu bardzo lubiane przeze mnie podejście, że nie ma tego złego i tego dobrego, bo dobro i zło to pojęcia względne – zależne od tego po której stronie siedzimy. Możemy oceniać Króla i jego poddanych według naszej etyki, ale to nie jest etyka ich świata. Król zresztą wypomina nam rzeczy, których wyprzeć się nam nie uda.

Podsumowując – treściwa to opowiastka, z sensem, na pewno przemyślana.

Językowo jest tak jak się spodziewałem – ładnie i plastycznie, ale ten język łączy się z tym, co wychodzi przed szereg….

…czyli formą. Jak widzę Twój tekst na portalu, to wiem, że to będzie językowa uczta, nie zawsze lekka do czytania, ale na pewno warta uwagi. Bardzo mnie cieszy, że nie osiadasz na laurach, że język nie jest dla Ciebie tylko narzędziem, którym nauczyłeś się już posługiwać i teraz rzeźbisz te same figurki. Nie muszę chyba pisać, że takiego tekstu, jak powyżej nigdy nie czytałem. Moim zdaniem widać w nim pracę artysty. Artysty, bo jest to robione ze świadomością i pracę, bo ubranie tego w słowa wymagało najpierw lat ćwiczeń, a potem z pewnością godzin roztrząsania, jak najlepiej ubrać to w słowa.

Chciałbym ponarzekać, ale chyba mi się nie uda. Technikaliów właściwych poezji nie odważę się kwestionować.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie! Czyżby zbliżała się Twoja pora kwitnienia?

 

Jeżeli chodzi o treść i podejście, nie mam jeszcze tutaj zbyt wielkiego przekonania czy wiary w siebie. Postaci cechujące się ambiwalencją moralną raczej mi dotychczas nie wychodziły i tutaj, choć świadomie starałem się to wyważyć, przypuszczałem jednak, że większość odbiorców jasno uzna Króla za osobnika złowrogiego. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej Twoim zdaniem udało się to trochę lepiej.

 

Względem formy – owszem, zaprzeczanie mogłoby być poczytane za fałszywą skromność. Z pasją kształtuję i rozwijam język swoich prób literackich, czasem tylko mam wątpliwości, czy nie należałoby włożyć więcej starań w kwestie, które mam znacznie gorzej opanowane, chociażby psychologię bohaterów. Dopóki jednak piszę dla przyjemności, dopóty mogę skupiać się na tym, co naprawdę przynosi mi satysfakcję.

 

Pozdrawiam nawzajem! Życzenia powodzenia, zauważam, oryginalne.

Sorry, Winnetou, ale jeśli dojdzie do głosowania, będę na nie.

Nie przeczę – forma jest po prostu miodna, ale zabrakło mi piórkowej treści, która by tę formę wypełniła.

Pełen szacun za rym i rytm. Nie znam się, ale chyba anapest jest cholernie trudny?

Co do treści natomiast – to scenka, jedna rozmowa dwóch społeczności, obydwu obarczonych takimi wadami, że trudno zgadywać, która jest gorsza/głupsza. Czy wredniej jest niewolić lub uprzedmiotawiać kobiety, czy też zostawiać wnukom świat słabo nadający się do życia? Wart Pac pałaca… Król przynajmniej ma na tyle rozsądku, żeby nie krytykować drugiej strony.

Że ani jedno zachowanie, ani drugie nie jest szlachetne, to wiadomo od dawna, nie znalazłam więc w tekście czegoś godnego uwagi i piórka. Biblioteka jak najbardziej, ale nie więcej.

Fabuły właściwie nie ma.

Za to wykonanie zacne.

Babska logika rządzi!

Miło Cię widzieć, Finklo – i bardzo dziękuję za ciekawe uwagi!

Cudownie, że doceniasz formę i wykonanie, zgadzam się natomiast, że w sensie narracyjnym jest to raczej scenka, o szczątkowej fabule. Oczywiście tutaj limit zrobił swoje, trudno zmieścić w tysiącu słów pełnoprawne opowiadanie, choć nie jest to niemożliwe.

Nie zwracasz jednak uwagi wprost na tę “scenkowość”, lecz przede wszystkim na to, czy da się z niej wydobyć wartościowy przekaz. I w tym miejscu na pewno masz rację, “że ani jedno zachowanie, ani drugie nie jest szlachetne, to wiadomo od dawna”. Spodziewałem się natomiast zaskoczyć czytelnika przewrotną myślą, iż jakaś bardzo obca kultura mogłaby akceptować niewolenie istot inteligentnych, a odrzucać wyzysk zwierząt. Nie znaczy to oczywiście, abym jako autor uważał obydwa warianty za obiektywnie równie złe – i w istocie spodziewam się, że tekst powinien przede wszystkim być odczytywany jako krytyka opresji społecznej, a nie hodowli i rolnictwa. Możesz zatem mieć rację, że nie przekazuje w tym zakresie niczego bardzo oryginalnego.

Czy anapest taki trudny? Ma taką opinię, ale od dawna mam słabość do miary 4+6, więc przychodzi mi jakby nieco bardziej naturalnie. Drakaina jednak nie wydawała się przekonana, czy eksperymenty z wydłużaniem i skracaniem wersów udały się w pełni.

Nie spodziewam się w ogóle, aby doszło do głosowania, ale z ciekawości – czy zdarzyło się kiedykolwiek, aby tekst, przy którym głosowałaś na NIE, zdobył piórko?

jakaś bardzo obca kultura mogłaby akceptować niewolenie istot inteligentnych, a odrzucać wyzysk zwierząt.

Dlaczego nie? Mało to było klisz o hitlerowcach, którzy kochali swoje psy? Pewnie niejeden plantator lepiej dbał o swoje wyścigowe konie niż o niewolników. Prawdopodobnie niejeden człowiek miałby dylemat, czy najpierw ratować swojego kotka, czy obcego staruszka. Te potencjalne obce kultury nie byłyby aż tak odmienne od nas.

Nie spodziewam się w ogóle, aby doszło do głosowania, ale z ciekawości – czy zdarzyło się kiedykolwiek, aby tekst, przy którym głosowałaś na NIE, zdobył piórko?

Chyba dojdzie. Wydaje mi się, że takiego sytuacje się zdarzały – bodajże przy “Lilusiu”, kiedy ja uznałam, że nie ma fantastyki, ale reszta Loży przegłosowała.

Babska logika rządzi!

Prawdopodobnie niejeden człowiek miałby dylemat, czy najpierw ratować swojego kotka, czy obcego staruszka. Te potencjalne obce kultury nie byłyby aż tak odmienne od nas.

Przez moment miałem zaprzeczyć, że przecież to całkiem co innego, niż systemowo uznawać hodowlę kobiet za bardziej moralną od hodowli zwierząt, ale potem sobie przypomniałem czasy pańszczyźniane, chociażby na przykładzie jednego fragmentu z Mickiewicza…

I z obyczajem ruskim to się zgadza. (…)

Skarbowe chude, poderwane klacze,

Nawet te, które wożą lazarety,

Jeśli je stawią w faraona gracze,

Liczą się zawsze: klacz za dwie kobiety.

I poniżej w przypisie autorskim:

Kobietę w czasie głodu na Białorusi przedawano w Petersburgu za dwieście franków. Ze wstydem wyznać należy, iż panowie niektórzy polscy z Białorusi tego towaru dostarczali.

Czyli trudno się nawet wymawiać kwestią wpływów rosyjskich…

 

Chyba dojdzie.

Jeszcze nie wiadomo – zresztą powiem Ci, że sam byłbym bardzo skłonny przychylić się do argumentacji Drakainy.

Następnym razem nie wycofuj się z kandydowania, to pewnie będziesz mógł się przychylić albo odchylić. ;-p

Babska logika rządzi!

Jest to jakaś zachęta, choć we własnej sprawie pewnie wypadałoby się powstrzymać od wychylania.

No, raczej tak. Ale w pozostałych kwestiach – dowolne odchyły.

Babska logika rządzi!

Miło się czytało, zazdroszczę – o jakże Ci zazdroszczę – panowania nad słowem, rymem, materią z której przędziesz tę opowieść. Odmalowałeś ten świat tak, że mogłem go wyraźnie zobaczyć. Jednocześnie – zdumiewałem się tym rytmem, tym rymem, nienachalnym, nieprzeszkadzającym – po dłuższej chwili już wręcz nieuchwytnym, odświeżającym jak górski strumień we władztwie króla Olch.

Sama fabuła czy też raczej ta pojedyncza scena, którą zaserwowałeś – już zachwyciła mnie dużo mniej niestety. Nie znaczy to jednak, że oceniam ją nisko – po prostu tak mocno ustawiłeś oczekiwania tą formą, że spodziewałem się równie wykwintnej treści. Co do hodowli kobiet – przecież to nie tylko u elfów, jeszcze dziś są przecież kraje gdzie kobiety trzyma się w głębinach, zamknięte za głazem, poobwieszane ozdobami, by same były ozdobą.

Podoba mi się to zetknięcie dwóch kultur – obu – mających sporo za paznokciami.

Ogólny odbiór – bardzo pozytywny.

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Cześć ;)

Jestem zachwycona tekstem. Wykonałeś kawał dobrej roboty, utkałeś ze słów piękną opowieść. Rytm, treść – wszystko przemyślane i smakowite w odbiorze. Genialnie operujesz słowem i masz świetne wyczucie językowe. Trafiasz w punkt każdym wyrazem :)

Eksperyment jak najbardziej się udał :D

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie.

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Witam serdecznie nowych komentatorów!

 

Jimie, zaskoczyła mnie odrobinę Twoja zazdrość, ale tym bardziej zapamiętam ją jako kolejną lekcję, aby doceniać twórczość innych autorów i czerpać z niej w zakresach, w których miewam niedociągnięcia, ale nie czuć się koniecznie z tego powodu małowartościowym czy całkiem nierozwiniętym pisarzem. Nie zaszkodzi mi pamiętać, że są i takie aspekty, które już teraz potrafię rozegrać na solidnym poziomie, sprawiać przyjemność w lekturze, a nie tylko prosić o ciągłe porady.

Cenną uwagą wydaje mi się też ta sprawa rozbieżności oczekiwań. Nie zwróciłem dotychczas uwagi na to, że dobre wykonanie może nie tylko nie przykryć ewentualnych wad fabuły, ale wręcz zwiększyć nadzieje co do niej. Jest to jakaś zachęta do dalszej pracy…

Nie tylko u elfów – w pewnej mierze zgoda, ale zależało mi na rozegraniu tej obcości, ich odmiennych uwarunkowań nawet biologicznych, które prowadzą do tego, że akceptują tę akurat formę hodowli przy jednoczesnym szacunku dla przyrody. Tekst straciłby wiele i na klimacie, i na uniwersalności (nie wspominając już o elemencie fantastycznym), gdyby opowiadał o natknięciu się na szejka arabskiego podczas wakacji na Podhalu.

Ogólnie – bardzo dziękuję za ciekawe, przemyślane spostrzeżenia!

 

Ermirie, chyba pierwszy raz tu się spotykamy, tym bardziej mi miło, że tekst przypadł Ci do gustu. Też wydaje mi się, że jest stosunkowo udany, zwłaszcza pod względem formalnym, ale na pewno zaczynasz już zauważać, że wiele osób tutaj ma znakomite wyczucie językowe i od niejednego sporo jeszcze mogę się nauczyć.

Pozdrawiam nawzajem!

Podoba mi się, Ślimaku, anapest i jego przesłanie. 

Można go odbierać na wielu poziomach: kobiecej hodowli, utylitarności i wybieraniu z dostępnych opcji, ponieważ inne, pozostając poza naszymi wyobrażeniami, nie istnieją. To trochę tak jak z ekonomią i wzrostem. Nikt nie wyobraża sobie świata bez wzrostu, wydaje się przyrodzony i naturalny. Chociaż wiem, skąd się to wszystko wzięło oraz czym i po co rzesze ekonomistów i społeczeństwa go utrzymywały, i tak w głowę zachodzę, jak łatwo omamić rzesze narracją. 

Jeśli nawet nie dopuścimy myśli o innych możliwościach, wszystkie modele po wielokroć złożone, oparte na miliardzie czynników (agentów) i bliskiej przeszłości są w stanie prognozować jedynie stany równowagi w obrębie przekonań. Modele ładnie prognozują nam przyszłość, a kiedy (przypadkiem ktoś zauważy), że dzieje się czyimś kosztem, mówi się – trudno. Jest takie polskie powiedzenie "gdzie drwa rąbią, tak wióry lecą", lecz jak mają "nie lecieć", gdy założenia są rodzajem opoki, a reguły dostępu niewolą dyskurs. Co z tego, że generuje się je z wieków uciemiężenia i wymiaruje na budowlę, która innym deklarowanym celom miała służyć. Projektujemy most zamiast domu, asfaltujemy ścieżkę w lesie, bo przecież tak trzeba. Jak w takiej sytuacji wypróbować proste modele oparte na innych założeniach? "Kijem Wisłę zawracać"?

Kiedyś myślałam, że człowiek jest racjonalny – błąd, wierzyłam w cząstkę tego, pomimo przekonywującego Nobla. Dzisiaj oddaję się ekonomii behawioralnej, człowiek jest z gruntu nieracjonalny, a sytucja niepodobna do obecnej w nauce, choć i ona również podlega silnej presji i w coraz większym stopniu nieracjonalności. Przykładem może być rozwój samochodów elektrycznych versus wodorowych (i żeby było jasne, nie jestem zwolennikiem określonego, choć wodór wydaje się bardziej obiecujący), podobnie elektrownie jądrowe versus słońce i wiatr, bo przy tym pobieraniu (też przyszłościowym) musi być podstawa.

O, kurcze, "pojechałam" z dygresją, daleko odchodząc od tekstu, więc czym prędzej wracam.

 

Przedstawiona sytuacja jest ciekawa, wiele myśli, jak widzisz nawet odległych, budzi. Elfy są idealnym wyborem. Budujesz napięcie w przedziwny sposób, w dialogu, przez obrazy i skojarzenia. To trudne, lecz moim zdaniem się udało.

Z marudzenia, niekiedy zdawało mi się – w trakcie czytania – że w poszukiwaniu formy, tekst zabrzmiał słabiej. Chyba nie upierałabym się, aż tak bardzo przy utrzymaniu formy, choć ją podziwiam. Przypomniał mi się fragment leśmianowy z "Zielonej godziny".

 

"Kochajcie mnie, kochajcie, wy gęstwy zieleni, 

Wypełzło z nor podziemnych na jasność przestworu, 

Zrodzonego w tym samym, co me serce, dniu! 

 

I wy, senne gromady powikłanych cieni, 

Z głębi słońca na zawsze wygnane w zmierzch boru, 

I ty stary, uparty, niewzruszony pniu! 

 

I ty, skrętna jemioło, coś zwykła na dębie, 

Wieszać gniazda czepliwe dla ciszy, nim jeszcze 

Snem się złotym opierzy, by ulecieć w świat! 

 

I ty wąski strumieniu, co w srebrnym obrębie 

Taisz niebo dla szczura wodnego, gdy w dreszcze 

Fal twych wpada, nadbrzeżny potrącając kwiat! 

 

Kochajcie mnie, kochajcie! Bo mnie wicher mroźny 

Gnał ku wam z gwiazd bezleśnych aż na tamtą stronę 

Życia, gdzie w zieloności wypoczywa skroń! 

 

Kochajcie mnie, kochajcie, bom miłością groźny! 

Nie znam granic ni kresów! Pożądam i płonę! 

Płonący wołam światu: Razem ze mną płoń!"

 

Przeczytałam też komentarze i rozmowę z Finką – szalenie interesująca. Ciągle zastanawiam się nad tym, czy Twoja myśl była przewrotna oraz na ile rzeczywiście to już było, bo przecież naziści-mordercy kochali swoje dzieci, żony, kulturę zwaną wysoką, a twórcy ilorazów inteligencji, właściciele niewolników i wszelkiej maści kolonizatorzy dążyli do przymusowej sterylizacji, traktowali ludzi jak rzeczy. Wydaje mi się, że coś innego próbujesz pokazać, a mianowicie budowanie moralnego uzasadnienia dla trwania określonego świata. 

 

Fajne opko. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, zawsze się bardzo cieszę, widząc Cię pod moim tekstem, a komentarz jak zwykle przebogaty w wątki, erudycyjny, dostrzegasz w treści rzeczy, które tylko niewyraźnie przeczuwałem, a i takie, o których wcale nie miałem pojęcia, że tam są! Odpowiem, jak to bywa, wyrywkowo, nieadekwatnie…

To trochę tak jak z ekonomią i wzrostem. Nikt nie wyobraża sobie świata bez wzrostu, wydaje się przyrodzony i naturalny.

Taki wzrost mierzony za pośrednictwem PKB czy innych przybliżonych szacowań to w najlepszym przypadku abstrakcja, w najgorszym – fetysz. Wydawałoby mi się jednak, że ogólniej można wydobyć pewien sens: historia odkryć i wynalazków, rozwoju przemysłu i usług, zmierza (z potknięciami) ku temu, abyśmy mieli dostęp do większego zakresu rzeczy i czynności, na które mamy chęć, oraz więcej czasu na nie. Tak rozumiany wzrost może mieć sens. A do czego doprowadzi w granicy – utopii czy antyutopii – to chyba kwestia otwarta.

Modele ładnie prognozują nam przyszłość, a kiedy (przypadkiem ktoś zauważy), że dzieje się czyimś kosztem, mówi się – trudno.

Trudno wyjść poza zestaw aksjomatów, mamy coraz więcej możliwości w grze, wirtualna rzeczywistość, inżynieria genetyczna, ale kiedy nie wiadomo, w którą stronę zmierzać, jakiego porządku szukać? Przy grze w go można było chociaż uczyć sztuczną inteligencję od zera, dać tylko zasady, gdy jednak grać całą rzeczywistością, już sama implementacja z konieczności wbuduje interpretację.

Budujesz napięcie w przedziwny sposób, w dialogu, przez obrazy i skojarzenia. To trudne, lecz moim zdaniem się udało.

Cieszę się, że doceniasz ten aspekt, chociaż sam nie wiem, na ile świadomie to zrobiłem i czy nie jest to zabawa tylko dla garstki odbiorców.

Przypomniał mi się fragment tuwimowy z "Zielonej godziny".

Fragment ten Leśmianowy, ale i owszem, piękny, warto było zwrócić uwagę, a czytałem tylko kiedyś pobieżnie. Dziękuję!

właściciele niewolników (…) dążyli do przymusowej sterylizacji

Taki to Nobla z ekonomii nie dostanie.

Wydaje mi się, że coś innego próbujesz pokazać, a mianowicie budowanie moralnego uzasadnienia dla trwania określonego świata.

Tak!

 

Raz jeszcze dziękuję za ciekawy, wielowarstwowy wpis.

Mądrych to warto poczytać :)

Zarówno komentarz Asylum, jak i Twoja odpowiedź Ślimaku Zagłady, to dla Jima intelektualna uczta. Aż mi głupio, że ja tam tego wszystkiego co Asylum, nie dostrzegłem, nie doczytałem ;-)

Nie będę się więc wbijał między mądrzejszych, jedynie w opozycji do tego co Asylum napisała, zarzucę, że człowiek nie jest ani zwierzęciem racjonalnym, ani zupełnie nieracjonalnym – jest przede wszystkim stworzeniem racjonalizującym. I jak widać w Twoim utworze Ślimaku Zagłady, nie tylko człowiek, ale elfy również :)

 

pozdrawiam,

 

Jim

 

entropia nigdy nie maleje

Dzięki za odpowiedź, Ślimaku,  i sorry, że w swoim komentarzu tak daleko odpłynęłam myślami. 

Sporo ostatnio czytam nt. nowej ekonomii i historii, więc moje myśli automatycznie skręcają w tę stronę. Jeśli dobrze się przyjrzeć liście Noblistów, można na niej odnaleźć niezbyt chlubne przykłady. 

Shame on me, wstyd z tym Tuwimem, który jest Leśmianem. :-( Wyedytuję swój komentarz i zaraz poprawię błąd. :-)

 

Jimie, Jimie, Jimie, opozycji nie będzie, ponieważ masz rację. Człowiek jest zwierzęciem cholernie racjonalizującym swoje zachowania i uczynki, a elfy z opowiadania też to robią.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tak sobie myślę, że to bardzo trafne stwierdzenie. Nie zwróciłem dotychczas uwagi na tę racjonalizację, a ona rzeczywiście jest w tekście i w ten sposób zdawałby się on przekazywać ideę, że to cecha wspólna wszelkim istotom rozumnym. A czy to prawda? Nie mam całkowitej pewności, ale brzmi w jakimś sensie prawdopodobnie – chociaż może motyw “obcości” wypadłby dużo mocniej, gdyby elfowie nie mieli żadnej potrzeby racjonalizacji? Obawiam się, że trudno byłoby to wówczas napisać tak, aby nie okazali się po prostu tępi i aroganccy. W każdym razie ciekawe pole do rozważań warsztatowych.

Cześć!

 

Ciekawy punkt widzenia i niecodzienna – jak na NF – forma… Wciąż zastanawiam się nad morałem lub konkluzją z tej rymowanej opowieści. Jedna wydaje się oczywista i nieco kontrowersyjna, kolejne zbyt abstrakcyjne. Po pierwszym czytaniu trudno mi odnieść się do tekstu. Odezwę się za kilka dni.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć!

 

Miło mi, że tekst zwrócił Twoją uwagę i skłonił Cię do namysłu. Wnioski na pewno nie są tutaj podane wprost, może nawet sam dla siebie nie formułowałem ich w pełni, rzeczywiście miałem nadzieję raczej zastanowić i zaciekawić czytelnika niż wtłoczyć mu żywcem do głowy prawidła moralne.

Jeżeli przez “oczywistą i nieco kontrowersyjną” konkluzję rozumiesz ideę, jakoby hodowla istot świadomych nie była w niczym gorsza od hodowli zwierząt, naturalnie nie to chciałem przekazać. Wszystko wprawdzie i tak zależy od przyjętych założeń moralnych. Ciekaw jestem Twoich dalszych przemyśleń.

 

Pozdrawiam nawzajem, ślimaczo!

Witaj Ślimaku Zagłady!

 

Jestem pełen podziwu dla Twojego kunsztu operowania słowem i rymem. Kilka momentów było naprawdę pięknych, mocno podziałały na moją wyobraźnię.

Treść skłania do zastanowienia się: czy gorsze moralnie jest zniewolenie nieświadomych istot, czy takich, które wiedzą, że są zniewolone? Z tekstu nie wynika, czy elfki się na to godziły (mimo, że “wiedziały skąd taka potrzeba”), ale skoro zostały zniewolone, to chyba wbrew swej woli.

A może to były Dökkálfar – Mroczne elfy? ;)

 

Pozdrawiam!

Witaj, Kronosie Maximusie!

Jestem pełen podziwu dla Twojego kunsztu operowania słowem i rymem. Kilka momentów było naprawdę pięknych, mocno podziałały na moją wyobraźnię.

Naprawdę mi przyjemnie, że tak korzystnie to odbierasz!

Treść skłania do zastanowienia się: czy gorsze moralnie jest zniewolenie nieświadomych istot, czy takich, które wiedzą, że są zniewolone?

Z perspektywy znanych nam systemów etycznych raczej nie ma wątpliwości. Wydaje mi się natomiast możliwe, że zupełnie obca społeczność, innego inteligentnego gatunku, operowałaby na tak odmiennych paradygmatach moralnych – w jakimś zakresie na pewno miałem to na myśli przy pisaniu.

Z tekstu nie wynika, czy elfki się na to godziły (mimo, że “wiedziały skąd taka potrzeba”), ale skoro zostały zniewolone, to chyba wbrew swej woli.

Nawet i tego nie wiemy stanowczo, bardzo prawdopodobne, ale ktoś mógłby sobie wyobrażać, że one autentycznie chcą pozostać ze swoją społecznością, tylko instynkt latania mają tak silny, iż trzeba je zamykać pod ziemią, ażeby nie przeważył.

Przy okazji Twoje sformułowanie przypomina mi definicję słowa niewolnik, pewnie z jakiegoś starego słownika: “rab roboczy woli swej pozbawiony”.

A może to były Dökkálfar – Mroczne elfy?

Trudno powiedzieć, z bujnym omszałym owłosieniem i wargami chwytnymi jak u wielbłąda na pewno nie były to całkiem typowe elfy.

 

Pozdrawiam!

 

Cześć,

 

mam wrażenia podobne jak Jim. Fajny klimat, precyzyjnie skontruowana opowieść, nituzinkowy bohater, aż człowiek życzyłby sobie równie bogatej fabuły, perypetii bohaterów, “pojedynków w przestworzach i w czarodziejskich lożach” ;) Dostajemy natomiast scenkę, taką trochę rodem z “Ballad i romansów”, pozostawiającą lekki niedosyt we mnie. Być może warto było rozwinąć tę historię i opublikować ją poza limitem konkursowym, bo myślę, że miałaby wówczas większą szansę na piórko.

Powodzenia w konkursie!

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć!

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Zawsze dobrze jest wiedzieć, że większe grono odbiorców podziela zbliżone wrażenia. Skojarzenie z “Balladami i romansami” ciekawe, może nie pierwsze, które mi się nasuwało, ale na pewno uprawnione.

Pomysł rozwinięcia historii (rzeczywiście pisanej ciasno pod limit i termin) wydaje mi się kuszący. Nie ze względu na potencjalne piórko, lecz samą przyjemność z pisania. Byłyby tu jednak pewne trudności. Po pierwsze: wyczerpał się użytkowany punkt widzenia, trzeba by przenieść ciężar narracji na elfów, co byłoby trudne ze względu na ich… obcość. Po drugie: jaki byłby logiczny rozwój fabuły przy wyjściu z rozpisanych już założeń? W plemieniu zachodzą przemiany społeczne i najpierw wypuszczają (oczywiście przy użyciu Klucza-do-Piwnicy, ukłony!) niezamężne elfki, kiedy chcą sobie polatać, potem także zamężne, potem i te w ciąży, a potem gatunek przykładnie wymiera? To chyba akurat nie jest morał, do którego chciałbym doprowadzić opowieść.

 

Pozdrawiam nawzajem!

Powtórzę to co już pisałem: jestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o formę tekstu. Podział na strofy i wyszedłby kawał dobrej poezji :)

Sama opowieść też mi się podobała, jest dobra i klimatyczna.

Jak najbardziej udany eksperyment.

Miło, że postanowiłeś znów podzielić się komentarzem, że doceniasz opowieść i formę. Podział na wersy i strofy, jeżeli poprawi Ci to odbiór, zawsze możesz sobie wyobrazić!

Trochę szkoda, że “zniknąłeś” tamtą rozmowę, ale zakładam, że wróci na widok, kiedy zgodnie z planami przepracujesz tekst.

Podział na wersy i strofy, jeżeli poprawi Ci to odbiór, zawsze możesz sobie wyobrazić!

O kurczę, pożyczam to sfromułowanie dla odpowiedzi pod moimi tekstami

 

 

 

Co do rozwinięcia historii, to czasem zdarza mi się, że przycinam fabułę do ram konkursowych – czy to związanych z limitem, czy tematem. I tutaj właśnie tak sobie myślę, że warto czasem odpuścić i pozwolić płynąć fabule, bo wtedy może powstać prawdziwa perełka. Tyle z moich mądrości ;)

A jak już pisałem – to najbardziej interesowałyby mnie jednak powietrzne (lub) podziemne pojedynki. A może jakieś krasnoludy czy inne “krety z obcej planety” dotarłyby do elfek i porwały je drogą tunelową? :) Takie sobie luźne pomysły, do niczego nie namawiam…

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

O kurczę, pożyczam to sformułowanie dla odpowiedzi pod moimi tekstami

Widzę, jak mogło zabrzmieć, ale tutaj ten podział naprawdę byłby zupełnie naturalny, tylko chciałem zapisać tekst w sposób ciągły, aby choć powierzchownie wpasować się w nieuwzględniające wierszy wymogi konkursu.

I tutaj właśnie tak sobie myślę, że warto czasem odpuścić i pozwolić płynąć fabule, bo wtedy może powstać prawdziwa perełka. Tyle z moich mądrości ;)

Dzięki, uśmieszek uśmieszkiem, ale myślę, że to w istocie mądra uwaga!

A jak już pisałem – to najbardziej interesowałyby mnie jednak powietrzne (lub) podziemne pojedynki.

A ja właśnie wyjątkowo chciałem napisać utwór, który nie miałby sceny batalistycznej w kulminacji…

A może jakieś krasnoludy czy inne “krety z obcej planety” dotarłyby do elfek i porwały je drogą tunelową?

Brzmi intrygująco! Czasem mam wrażenie, że brakuje mi wyobraźni, aby wpadać na takie rozwiązania fabularne.

 

Pozdrawiam ponownie!

Jasne, Ślimaku komentarze wrócą wraz z gruntownie przebudowanym tekstem :)

Hej, Ślimaku

No nie wiem, co tu napisać. Gdyby oceniano warstwę stricte językową, dałbym TAKa, ale jako całokształt nie uwiodło mnie wystarczająco. Naprawdę podziwiam panowanie nad językiem i pisanie prozy rymowanej bez uszczerbku dla historii, ale to za mało i nie ma w tym Twej winy – wiadomo, tekst jest na Obcość, gdzie limit nie pozwala wcisnąć zbyt wiele.

Bohatera praktycznie nie ma, świat – dość ciekawy – został tylko zarysowany, a końcówka z dylematem moralnym naprawdę dobra, lecz widziałbym ją w dłuższym wydaniu.

Pozdrawiam

 

Cześć, Zanaisie!

Miło, że wpadłeś i skomentowałeś. Nie zasłaniałbym się limitem tak do końca, bo na pewno da się zmieścić zajmujące opowiadanie w tysiącu słów (tu na Portalu przypomina mi się chociażby Szósta), ale rzeczywiście jest to znacznie trudniejsze niż w dłuższych formach. Chętnie zgodzę się, że utwór ustępuje bogactwem historii, głębią przemyśleń – temu, czego zwykliśmy oczekiwać od tekstów piórkowych. Zawahałbym się także przed nazwaniem go “prozą” (Drakaina już tłumaczyła tę kwestię). A nijak nie można wymagać od członków Loży, aby oceniali jakość pod kątem poetyckim.

W każdym razie naprawdę się cieszę, że doceniasz wykonanie i warstwę językową.

Pozdrawiam ślimaczo!

Ja w dyskusję, czy to proza, czy nie, wchodzić nie zamierzam ;)

Wykonanie naprawdę solidne!

Czołem, Ślimaku!

Niestety, jestem na NIE.

Pod względem formy i języka tekst na pewno robi wrażenie. Czytało się niezwykle przyjemnie, a nawet powiedziałabym, że lektura zadziałała relaksująco: bardzo miło płynęło się przez ładnie odmalowane, bogate krajobrazy pełne szumiących lasów, ustronnych dolin i drzewnych pałaców. Tak, lektura była jak spacer po lesie w ciepły wiosenny dzień… przynajmniej z pozoru, ale o tym później.

Tu mi wszelako zgrzytnęło:

Podtrzymujmy rozmowę tę żywą, a na stole pieczywo; a że zdało się nieco gorzkawe:

Czy na pewno tak miało być? Nie bardzo mi to pasuje do kontekstu. Podtrzymujemy?

– Skoro żyto nie wzejdzie z tych gleb, a zaś z dębu padają żołędzie, to mielemy na mąkę – jest chleb!

Czy zaś nie powinno skryć się za dębem?

Językowo fajnie, fajerwerki wystrzelone, czytelnik siedzi, czyta, podziwia i musi się pokłonić przed zaawansowaną rymologią. Jedyne, czego właściwie brakuje, to treść. Jest tu przypowiastka z niby-morałem, który jednak wydał mi się nie tylko pretekstowy, ale i mało przekonujący, a być może nawet przekombinowany. I gdzieś pod tą poetyckością i sielskością kryją się natomiast treści mocno niepokojące i odrzucające.

Przede wszystkim nieintuicyjna wydaje się kwestia zachowania elfich kobiet: rodzenie w powietrzu? Jak, kurka, miałoby to działać? Zero instynktu macierzyńskiego? Jakim cudem jeszcze wszyscy nie wyginęli? Jasne, zdarzają się przypadki, w których potomstwo jest porzucane zaraz po urodzeniu, ale zwykle jednak istnieje jakiś rodzaj "zastępstwa" dla rodziców (kukułki).

 Kolejny problem w tym, że rozwiązanie, które wykorzystują elfy, na dłuższą metę nie ma większego sensu; tutaj w grę zaczyna wchodzić ewolucyjne ryzyko, że dzieci “produkowane” przez zniewolone matki, zaczną przejawiać szereg wad genetycznych wynikających z tego, że rodzicielki same będą słabe, chorowite, pogrążone w depresji. Spójrzmy na to, ile gatunków dzikich zwierząt marnieje w niewoli; tym bardziej prawdopodobnym jest, że istota obdarzona inteligencją, zamknięta na całe życie w podziemiach, również osłabnie, tak fizycznie, jak i psychicznie, i nie da zdrowego potomstwa. Po iluś pokoleniach takich praktyk Twoje elfy zaczną zmieniać się w orków.

Nie znaczy to oczywiście, abym jako autor uważał obydwa warianty za obiektywnie równie złe – i w istocie spodziewam się, że tekst powinien przede wszystkim być odczytywany jako krytyka opresji społecznej, a nie hodowli i rolnictwa.

Prawdę mówiąc, nie dostrzegam tu krytyki opresji społecznej, wręcz przeciwnie; przez cały czas miałam wrażenie, że przesłanie przechyla się w stronę faworyzowania elfiej perspektywy. Może to nadinterpretacja, ale konstrukcja Twojej opowieści, rozłożenie ciężaru, wydaje się sugerować, że clou całej rozmowy kryje się w tym zdaniu:

Jeśli kogo trzymamy w ten sposób, jeśli nigdy nie ujrzeć ma nieba, to jedynie dotyczy to osób, które wiedzą, skąd taka potrzeba.

Może i wiedzą, skąd taka potrzeba, ale czy się na to zgadzają? Ja na przykład wiem, skąd potrzeba gwałciciela, ale czy zrozumienie motywacji automatycznie implikuje wybaczenie?

Jeśli miałeś na celu stworzyć eksperyment myślowy, który zmusiłby czytelnika do główkowania, to powiedziałabym, że odniosłeś połowiczny sukces. Kiedy czytam opowieść ku przestrodze – a tym właśnie zdaje mi się Twój tekst – wolałabym w najmniejszym choćby stopniu relować z dylematami bohaterów. U Ciebie mi tego zabrakło. Finkla podrzuciła jako punkt odniesienia wybór pomiędzy ratowaniem kotka lub randomowego staruszka: to jest dylemat, z którym mam coś wspólnego, mogę sobie zrobić w głowie symulację własnego postępowania w sytuacji podbramkowej. Tymczasem dylemat, który Ty prezentujesz, nie wydaje się relewantny, ponieważ IRL raczej się z takim wyborem nie spotkamy. Możesz się co prawda zasłaniać obcością elfów – w końcu główną osią Twojego tekstu jest dialog między kulturami – ale ten aspekt dla mnie trochę zaginął pod innymi, bardziej widocznymi i bulwersującymi.

No i ten fragment:

Stąd skreśliliśmy dawne zwyczaje, złe nawyki pomarłych już plemion: naszym paniom płacimy nawzajem, utrzymując je tutaj pod ziemią. Jeśli wejście zawali się głazem i całuje się czule kończyny, i ozdabia je srebrem, żelazem, to nie ujdą w powietrze dziewczyny.

Tu im słońce skrzydełek nie wypala jak zbrodzień, tu noc straszna spokoju im nie ćmi; mogą z nami widywać się co dzień, mogą tańczyć i bawić się z dziećmi. A ich włosy najtkliwszą są wełną, którą stroje nam zawsze powleką: to widzicie, że zalet jest pełno: a zbieramy też pilnie ich mleko.

Czyli siedzą zamknięte i w kajdanach, podpięte do dojarek jak krowy na farmie? -_-

 

Dobra, wiem, że czepiam się srogo, niepotrzebnie rozkładając tekst na części pierwsze. Przepraszam, jeśli mój komentarz wydał Ci się nieprzyjemny; nie miałam na celu Cię obrażać ani atakować. Wszystkie zawarte powyżej uwagi są czysto subiektywne i absolutnie nie musisz się nimi przejmować. Potraktuj je jako zbiór luźnych przemyśleń ;) I sorry za chaos w wypowiedzi, próbowałam sformułować wiele myśli na raz i podejrzewam, że momentami może być nieczytelnie.

Podsumowując: sam przyznajesz, że to scenka o szczątkowej fabule. Jako eksperyment językowy sprawdza się doskonale, a forma naprawdę budzi podziw, ale imho to nie wystarczy na piórko.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Zanaisie, Twój komentarz był taki typowo “lożowy”, wyraźnie wynikający z potrzeby uzasadnienia głosu, ale cieszę się, jeżeli oprócz tego miałeś nieco przyjemności z lektury. A Twoje spostrzeżenia zawsze doceniam i staram się brać pod uwagę!

Czułkiem, Gravel!

Niestety, jestem na NIE.

Ani odrobiny zawodu – tak długi i bogaty w przemyślenia komentarz cieszy mnie dużo bardziej niż ewentualny głosik na TAK z króciutkim uzasadnieniem!

Pod względem formy i języka tekst na pewno robi wrażenie. Czytało się niezwykle przyjemnie, a nawet powiedziałabym, że lektura zadziałała relaksująco: bardzo miło płynęło się przez ładnie odmalowane, bogate krajobrazy pełne szumiących lasów, ustronnych dolin i drzewnych pałaców.

Właśnie na takie wrażenia liczyłem i dobrze wiedzieć, że również Ty potwierdzasz ich realizację! Czyli widzę już, co robię dobrze, a teraz czas przyjrzeć się temu, nad czym muszę jeszcze mocno popracować…

Tak, lektura była jak spacer po lesie w ciepły wiosenny dzień… przynajmniej z pozoru, ale o tym później.

Muszę powiedzieć, że wyobrażałem sobie scenerię zdecydowanie jesiennie (parę cytatów może na to wskazywać, choć bardzo niewyraźnie: ”uroczysko barwami się płoni”, “gdzieście w upał jedzenie chowali”, “z dębu padają żołędzie”).

Czy na pewno tak miało być? Nie bardzo mi to pasuje do kontekstu. Podtrzymujemy?

“Podtrzymujemy” miałoby zgłoskę za dużo. Właściwie chciałem tutaj wyrazić intencję (aby wyjaśnić, co motywuje zadanie za chwilę pytania o pieczywo), ale też nie jestem przekonany, czy dobrze to wyszło. Myślisz, że Prowadzimy rozmowę tę żywą byłoby lepiej zrozumiałe?

Czy zaś nie powinno skryć się za dębem?

U Doroszewskiego “zaś” 3. pot. (gw.) “wyraz towarzyszący niektórym spójnikom (…) wzmacniający ich charakter ekspresywny”, z przykładem z Trembeckiego: I przyjdą może te czasy, że z jego ciała jeść będziem frykasy, a zaś kot może nas schrusta.

Jedyne, czego właściwie brakuje, to treść. Jest tu przypowiastka z niby-morałem, który jednak wydał mi się nie tylko pretekstowy, ale i mało przekonujący, a być może nawet przekombinowany.

Przede wszystkim nie zamierzałem tutaj nachalnie wtłaczać odbiorcy jedynie słusznego morału, lecz raczej nakierować i pozostawić pole do przemyśleń. I może posunąłem to odrobinę za daleko, bo i dla mnie samego jest tu raczej jakby “mgławica myśli” niż jasno zamierzone przesłanie. Gdybyś jednak nalegała, abym wyraził akceptowalny autorsko morał, brzmiałby pewnie mniej więcej tak:

Dla całkowicie obcej kultury hodowla zwierząt mogłaby być równie odrażająca, jak dla nas hodowla istot inteligentnych, co jednak nijak nie znaczy, że jest obiektywnie równie zła, o ile w ogóle potrafimy wprowadzić obiektywną miarę.

Gradację oceny poprowadziłbym podobnie, acz odwrotnie niż Ty: morał ten z całą pewnością jest przekombinowany, może też być mało przekonujący, ale nie wydał mi się całkiem pretekstowy, choć trudno mi polemizować z taką zewnętrzną oceną.

I gdzieś pod tą poetyckością i sielskością kryją się natomiast treści mocno niepokojące i odrzucające.

I to już niedobrze. Jeżeli utwór może sprawiać wrażenie promowania postaw nieakceptowalnych moralnie – jeżeli można go bez złej woli odczytać jako afirmację tej elfickiej kultury – to już go w zasadzie dyskwalifikuje. I powinno być dla mnie dotkliwą nauczką na przyszłość, aby jaśniej wyrażać myśli. Chociaż wierzyłem, że kiedy podmiot liryczny kwituje postawę Króla Olszyny słowami “hańba, niesława i żal”, jest to dostatecznie zrozumiałe.

Przede wszystkim nieintuicyjna wydaje się kwestia zachowania elfich kobiet: rodzenie w powietrzu? Jak, kurka, miałoby to działać? Zero instynktu macierzyńskiego? Jakim cudem jeszcze wszyscy nie wyginęli?

Oprócz niezaprzeczalnego przebłysku czarnego humoru jest tu także istotna kwestia fabularna, co już przedstawiałem w odpowiedzi dla Fmsduvala. Opisywani w tekście elfowie są z pewnością na wymarciu i nie tylko z powodu braku niszy ekologicznej (zagarnianie terenów przez ludzi), ale też wskutek tego ślepego zaułka ewolucji. Jasno widać, że na pewnym etapie wystąpiła u nich mutacja (czy raczej szereg skojarzonych mutacji), skutkiem której “chłopczyk przeżywał dość rzadko”, ale za to elfki okazały się bardzo konkurencyjne względem tych o wcześniejszym genotypie. Może miały łatwiejszy dostęp do pożywienia (latając), może tylko wydawały się bardziej atrakcyjne, może po prostu rodziły znacznie więcej córek – w każdym razie cecha stała się dominująca w populacji. Elfowie, długowieczni i długo płodni, mogą do czasu rozmnażać się z tymi partnerkami, ale w końcu wszyscy wymrą.

Nie wydaje mi się nawet szczególnie kontrowersyjne, że gatunek mógłby też aktywnie sabotować własną rozrodczość z przyczyn czysto kulturowych – zobacz śmiertelność na XIX-wiecznych oddziałach położniczych i reakcję na odkrycie Semmelweisa.

Kolejny problem w tym, że rozwiązanie, które wykorzystują elfy, na dłuższą metę nie ma większego sensu; tutaj w grę zaczyna wchodzić ewolucyjne ryzyko, że dzieci “produkowane” przez zniewolone matki, zaczną przejawiać szereg wad genetycznych wynikających z tego, że rodzicielki same będą słabe, chorowite, pogrążone w depresji. Spójrzmy na to, ile gatunków dzikich zwierząt marnieje w niewoli; tym bardziej prawdopodobnym jest, że istota obdarzona inteligencją, zamknięta na całe życie w podziemiach, również osłabnie, tak fizycznie, jak i psychicznie, i nie da zdrowego potomstwa. Po iluś pokoleniach takich praktyk Twoje elfy zaczną zmieniać się w orków.

Oczywiście, to jest bardzo celny wywód i z tym się całkowicie zgadzam. Sęk w tym, że trudno sądzić zwycięzców w procesie ewolucji. Elfowie, którzy nie wprowadzili podobnych rozwiązań, zdążyli wyginąć przed czasem akcji (”złe nawyki pomarłych już plemion”). Tak, ci tutaj zdegenerują się, jeżeli ich wcześniej nie wykończy ekspansja ludzkości, ale tymczasem – trwają.

Prawdę mówiąc, nie dostrzegam tu krytyki opresji społecznej, wręcz przeciwnie; przez cały czas miałam wrażenie, że przesłanie przechyla się w stronę faworyzowania elfiej perspektywy.

Powtórzę: szczerze mnie niepokoi, że tekst może być odbierany w ten sposób. Może wręcz wypadałoby go jakoś poprawić. A przecież nie zakładałem, że elficka perspektywa może tu być jakkolwiek faworyzowana. Jeżeli dałem Królowi Olszyny więcej miejsca na przedstawienie swojego zdania, to dlatego, aby czytelnik uwierzył, że nie jest on stereotypowym pustym złoczyńcą, że pragnął jak najlepiej, że uwiązł w pułapce pewnego myślenia i nie potrafi się z niej wydostać. Sądziłem, iż nie muszę pisać ostrzeżenia wielkimi literami, że jego poglądy nie są poglądami autora.

Może to nadinterpretacja, ale konstrukcja Twojej opowieści, rozłożenie ciężaru, wydaje się sugerować, że clou całej rozmowy kryje się w tym zdaniu:

Jeśli kogo trzymamy w ten sposób, jeśli nigdy nie ujrzeć ma nieba, to jedynie dotyczy to osób, które wiedzą, skąd taka potrzeba.

Jest to clou z perspektywy elfów, ze strony tej “obcości”, którą przedstawiam. Ostatnie, co powiedział ludzki podmiot liryczny (nim mu Król przerwał, że nie życzy sobie wysłuchiwać kazań), to owa wspomniana już wyżej “hańba, niesława i żal”.

Może i wiedzą, skąd taka potrzeba, ale czy się na to zgadzają? Ja na przykład wiem, skąd potrzeba gwałciciela, ale czy zrozumienie motywacji automatycznie implikuje wybaczenie?

Myślę, że i Król Olszyny zdaje sobie sprawę z tego pytania, choć nie chce tego jawnie przyznać. Inaczej chyba nie kończyłby przemowy cokolwiek żałosnym argumentum ad baculum “mógłbym was tu zatrzymać na zawsze i przemocą słuszności wam dowieść”.

Jeśli miałeś na celu stworzyć eksperyment myślowy, który zmusiłby czytelnika do główkowania, to powiedziałabym, że odniosłeś połowiczny sukces.

Po tym wszystkim, co dotychczas napisałaś – lepiej połowiczny niż żaden, ale widzę wyraźnie: przede mną jeszcze bardzo wiele pracy nad świadomym tworzeniem…

Kiedy czytam opowieść ku przestrodze – a tym właśnie zdaje mi się Twój tekst – wolałabym w najmniejszym choćby stopniu relować z dylematami bohaterów. U Ciebie mi tego zabrakło. (…) Tymczasem dylemat, który Ty prezentujesz, nie wydaje się relewantny, ponieważ IRL raczej się z takim wyborem nie spotkamy. (…)

Gravel, nie daję czytelnikom wszystkiego na tacy, zmuszam do samodzielnego rozumowania, ale wszędzie mogą przebijać przemyślenia, które gdzieś mi się kłębią w głowie. I tutaj odpowiem Ci bardzo poważnie. Każdy rząd, który jest zdolny do wprowadzenia obowiązkowej służby wojskowej dla mężczyzn, gdy zagrożenie dla jego władzy przychodzi z zewnątrz – jest też zdolny do wprowadzenia obowiązkowej służby rozrodczej dla kobiet, gdy zagrożenie dla jego władzy polega na gwałtownym zmniejszaniu się populacji, którą można zarządzać. A w Europie za parędziesiąt lat to drugie będzie dużo bardziej prawdopodobne niż to pierwsze. To jest bardzo (!) relewantny dylemat.

No i ten fragment:

Stąd skreśliliśmy dawne zwyczaje, złe nawyki pomarłych już plemion: naszym paniom płacimy nawzajem, utrzymując je tutaj pod ziemią. Jeśli wejście zawali się głazem i całuje się czule kończyny, i ozdabia je srebrem, żelazem, to nie ujdą w powietrze dziewczyny.

Tu im słońce skrzydełek nie wypala jak zbrodzień, tu noc straszna spokoju im nie ćmi; mogą z nami widywać się co dzień, mogą tańczyć i bawić się z dziećmi. A ich włosy najtkliwszą są wełną, którą stroje nam zawsze powleką: to widzicie, że zalet jest pełno: a zbieramy też pilnie ich mleko.

Czyli siedzą zamknięte i w kajdanach, podpięte do dojarek jak krowy na farmie? -_-

Prawdę mówiąc, chyba nie znam znaczenia tego emotikona na końcu, mało używam “emotek” – mogłabyś wyjaśnić, jeżeli to nie kłopot. A ogólniej odpowiem w ten sposób: fragment jest napisany umyślnie dosyć niejasno. “Srebro, żelazo” możesz zrozumieć jako kajdany, ale równie dobrze jako biżuterię, ozdobne bransolety – pozytywne wzmocnienie, ładny i czuły prezent, który elfki noszą z chęcią, a zarazem utrudnia im instynktowną próbę odlotu, gdy przecież często otwiera się wejście. Ta niejasność wpisuje się w szerszy obraz, że nigdzie dobrze nie wyjaśniam, na ile one akceptują swoje położenie (może wcale nie akceptują, ale też całkiem prawdopodobne, że jest to zróżnicowane osobniczo).

A mleko… To miała być taka parodia gospodarki zagrodowej, zarysowanie jeszcze głębszej analogii. Kiedy już jednak zapytałaś, uświadomiłem sobie z pewnym takim zażenowaniem, że przecież ktoś gdzieś na świecie ma i taki fetysz…

Dobra, wiem, że czepiam się srogo, niepotrzebnie rozkładając tekst na części pierwsze. Przepraszam, jeśli mój komentarz wydał Ci się nieprzyjemny; nie miałam na celu Cię obrażać ani atakować. Wszystkie zawarte powyżej uwagi są czysto subiektywne i absolutnie nie musisz się nimi przejmować.

Ależ wręcz przeciwnie, wydał się wartościowy i fascynujący! Naprawdę doceniam, że poświęciłaś tyle czasu i uwagi na rzetelny rozbiór tekstu. Rozumiem subiektywizm uwag, ale Twój akurat pogląd na utwór bardzo szanuję i informacja o takim jego odbiorze jest po prostu cenna. Na pewno postaram się pamiętać w przyszłości, że nawet bardzo wyrobiony czytelnik nie powinien być pozostawiany sam sobie, może potrzebować jaśniejszego wskazania, które postawy są chwalone, a które krytykowane. A może i tutaj wypadałoby podjąć próbę przeredagowania?

Podsumowując: sam przyznajesz, że to scenka o szczątkowej fabule. Jako eksperyment językowy sprawdza się doskonale, a forma naprawdę budzi podziw, ale imho to nie wystarczy na piórko.

Jak najbardziej. Zgadzałem się przecież z Drakainą, że sama koncepcja nominacji może być chybiona, gdy najmocniejszą stroną utworu jest jednak (wierszowana) forma, a nie fabuła. Piórka są przyznawane przy użyciu kryteriów, które tutaj nie pasują. Biorę natomiast pod uwagę wszystkie porady (zapoznając się też pomału z materiałami, które podesłałaś pod Upadłym mnichem), rozwijam się i mam nadzieję, że prędzej niż później uda mi się też wyhodować tekst solidny fabularnie, z zadowalającym zakończeniem.

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak Zagłady

Powtórzę: szczerze mnie niepokoi, że tekst może być odbierany w ten sposób. Może wręcz wypadałoby go jakoś poprawić. A przecież nie zakładałem, że elficka perspektywa może tu być jakkolwiek faworyzowana. Jeżeli dałem Królowi Olszyny więcej miejsca na przedstawienie swojego zdania, to dlatego, aby czytelnik uwierzył, że nie jest on stereotypowym pustym złoczyńcą, że pragnął jak najlepiej, że uwiązł w pułapce pewnego myślenia i nie potrafi się z niej wydostać. Sądziłem, iż nie muszę pisać ostrzeżenia wielkimi literami, że jego poglądy nie są poglądami autora.

Podejrzewam, że tutaj wchodzi moja nadwrażliwość na pewne tematy, która w jakiś sposób wypacza moje postrzeganie ;) I absolutnie nie uważam, że poglądy Króla Olch są wyrazem Twoich prywatnych poglądów; przepraszam, jeśli wyraziłam się w komentarzu niejasno i odniosłeś takie wrażenie. Moje zbulwersowanie wynika z tego, że właśnie – Król Olch dostał sporo miejsca, w związku z czym jako czytelnik widzę to tak, że narracja przechyla się ku jego perspektywie. A im więcej czasu spędzamy w danej perspektywie, tym trudniej jest się od niej zdystansować i traktować ją jako “neutralną”.

 

Każdy rząd, który jest zdolny do wprowadzenia obowiązkowej służby wojskowej dla mężczyzn, gdy zagrożenie dla jego władzy przychodzi z zewnątrz – jest też zdolny do wprowadzenia obowiązkowej służby rozrodczej dla kobiet, gdy zagrożenie dla jego władzy polega na gwałtownym zmniejszaniu się populacji, którą można zarządzać. A w Europie za parędziesiąt lat to drugie będzie dużo bardziej prawdopodobne niż to pierwsze. To jest bardzo (!) relewantny dylemat.

Okej, przyjmuję argument, aczkolwiek nie przyszedł mi zupełnie do głowy ani w trakcie, ani po lekturze. W Twoim tekście dylemat widzę tak: hodowla zwierząt nieświadomych vs hodowla zwierząt świadomych.

 

Prawdę mówiąc, chyba nie znam znaczenia tego emotikona na końcu, mało używam “emotek” – mogłabyś wyjaśnić, jeżeli to nie kłopot.

-_-

Twarzyczka zdegustowania.

 

Na pewno postaram się pamiętać w przyszłości, że nawet bardzo wyrobiony czytelnik nie powinien być pozostawiany sam sobie, może potrzebować jaśniejszego wskazania, które postawy są chwalone, a które krytykowane. A może i tutaj wypadałoby podjąć próbę przeredagowania?

Wydaje mi się, że przy podejmowaniu tematów drażliwych warto jak najmniej zostawiać w domyśle, żeby potem uniknąć niezrozumienia. Z drugiej strony – z tego, co widzę w komentarzach, moja czepliwość jest tutaj ewenementem, więc skoro inni nie mają problemu ze zrozumieniem przesłania Twojego tekstu, to może problem tkwi we mnie? ;)

Także ani nie zachęcam, ani nie odwodzę od redagowania. Zresztą wydaje mi się, że skoro główną wartością opowiadania jest język i eksperyment stylistyczny, to może nie warto tego psuć dla podbijania kwestii drugoplanowej, którą jest fabuła/morał?

three goblins in a trench coat pretending to be a human

I absolutnie nie uważam, że poglądy Króla Olch są wyrazem Twoich prywatnych poglądów; przepraszam, jeśli wyraziłam się w komentarzu niejasno i odniosłeś takie wrażenie.

Dziękuję, tu mnie uspokoiłaś. Nie ma powodu do przeprosin, ale rzeczywiście trochę się obawiałem, że mogłaś to tak odebrać, choćby podświadomie.

A im więcej czasu spędzamy w danej perspektywie, tym trudniej jest się od niej zdystansować i traktować ją jako “neutralną”.

Przy obecnej ciągłej ekspozycji na stronnicze media – warto ćwiczyć.

Okej, przyjmuję argument, aczkolwiek nie przyszedł mi zupełnie do głowy ani w trakcie, ani po lekturze. W Twoim tekście dylemat widzę tak: hodowla zwierząt nieświadomych vs hodowla zwierząt świadomych.

Naturalnie. Chętnie przyznaję, że zbyt mało napisałem w tekście o wymieraniu elfów, aby ta wspomniana przeze mnie kwestia łatwo przychodziła do głowy, ta natomiast przedstawiona przez Ciebie (którą oczywiście też w większym stopniu miałem na uwadze przy pisaniu) rzuca się w oczy. I że ten “Twój” dylemat nie jest czymś istotnym na co dzień, lecz raczej prowokacją intelektualną w związku z tematem konkursu.

Twarzyczka zdegustowania.

Poniekąd zrozumiała.

Wydaje mi się, że przy podejmowaniu tematów drażliwych warto jak najmniej zostawiać w domyśle, żeby potem uniknąć niezrozumienia. Z drugiej strony – z tego, co widzę w komentarzach, moja czepliwość jest tutaj ewenementem, więc skoro inni nie mają problemu ze zrozumieniem przesłania Twojego tekstu, to może problem tkwi we mnie?

Nie nazwałbym tego “problemem”, raczej pełnoprawnym sposobem odbioru wynikającym z rozwiniętej wrażliwości na pewne zagadnienia – z którego niewątpliwie przyda się, abym zdawał sobie sprawę jako autor.

Zresztą wydaje mi się, że skoro główną wartością opowiadania jest język i eksperyment stylistyczny, to może nie warto tego psuć dla podbijania kwestii drugoplanowej, którą jest fabuła/morał?

Pewnie nie warto. Jeszcze raz dziękuję za obszerny i zajmujący komentarz!

Tak mi się czytało… od rymu do rymu. Natomiast doceniam umiejętności :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za wizytę i docenienie umiejętności! Postaram się, aby następnym razem czytało się lepiej.

Nie, nie, przecież wszystkim się podobało, to ja nie umiem w wiersze.

Przynoszę radość :)

Prawda, pamiętam Twoje krytyczne uwagi na temat obecności wierszy na Portalu. Może po prostu jeszcze nie natrafiłaś na ten, który naprawdę do Ciebie przemówi? A może naprawdę jesteś ściśle nastawiona na prozę – mamy przecież prawo do subiektywnych preferencji.

Nigdy nie lubiłam wierszy i nie sądzę, żeby coś się w tej kwestii zmieniło ;)

Zawsze je czytam:

raz-dwa-trzy-cztery

raz-dwa-trzy-cztery

ok, zgadza się, jest rytm – ale tak naprawdę to tylko utrudnia mi skupienie się na treści i kończę z takim “no, rymowało się, ale nie wiem, o czym było, czemu ten człowiek nie napisał tego normalnie?”.

Widocznie jestem niewrażliwa na poezję, natomiast, powtórzę, naprawdę jestem pod wrażeniem, że można w ten sposób napisać opowiadanie.

Przynoszę radość :)

Nawet i powieść można napisać, tylko nikt już takich prób współcześnie nie podejmuje. Wydaje mi się często, że takie rymowane i rytmiczne tworzywo wzbogaca tekst, pozwala w nim więcej dostrzec, głębiej się zastanowić – pewnie po części przez to, że łatwiej i dokładniej zapada w pamięć. Rytm i współbrzmienia pozwalają także dodatkowo przekazywać nastrój. Z drugiej strony forma wierszowana na pewno może też odwracać uwagę od treści, sprawiać wrażenie nienaturalności, nie bez powodu już od dawna odchodzi się od niej w utworach z narracją. Tutaj akurat, z tym motywem obcości i poetycznym ludem elfów, wyjątkowo mi pasowała. W sumie, jak zawsze, kwestia gustu.

Tak, pamiętam “Pana Tadeusza” przecież ;)

Wszystko zawsze jest kwestią gustu ;)

Może po prostu poezja wymaga innej wrażliwości, wyobraźni?

Przynoszę radość :)

Nawet i powieść można napisać, tylko nikt już takich prób współcześnie nie podejmuje.

Pojawiają się takie próby, np. Zjadacz skór, autora miałem okazję poznać na bizarroconie dwa lata temu, jest też na NF → Leszek Bigos.

Che mi sento di morir

Anet, innej, co nie znaczy, że lepszej. Wiele (jak sądzę) zależy od przypadku, z czym mamy styczność we właściwym momencie, co potrafią nam przekazać. Też nabrałem we wczesnych fazach rozwoju literackiego różnych manier i dziwactw, które trudno teraz wykorzenić.

 

BasementKey, prawda, Zjadacza skór nawet widziałem. Powiedzmy, że co najmniej doceniam rozmach projektu.

OFFTOP

Ba, jest też takie cudo: https://wydawnictwofiltry.pl/produkt/wypior/ , Mickiewiczem pisane i z Mickiewiczem-upiorem w jednej z ról (ogromnie mi się podobało, nominowałam do Zajdla, jak wyszło).

A z nie-polskich jest FANTASTYCZNY (serio, jestem pod wrażeniem) poemat epicki Jacka Mitchella “The Odyssey of Star Wars”, opowiadający całość historii SW w starannie odrobionej homeryckiej / klasycznej manierze. UWIELBIAM.

ninedin.home.blog

Ooo, dzięki Ninedin za polecajkę <3

Che mi sento di morir

Tymi rymami to mnie kupiłeś

Kto wie? >;

Również dziękuję za polecenie, obydwa tytuły brzmią bardzo interesująco, a poza tym fantastycznie, że utwory tego rodzaju bywają wciąż pisane i wydawane!

 

Skryty, cieszę się, że rymy przypadły do gustu. Mam nadzieję, że treść też była w miarę satysfakcjonująca.

Piórkowo będę na NIE, niestety.

Tekst jest pomysłowy, czapki z głów za utrzymanie rytmu, ale bliżej mu do pewnego eksperymentu literackiego czy wręcz literackiej zabawy niż do czegoś, co bym fabularnie określiła jako pełnoprawne opowiadanie – prymat nad fabułą (czy w ogóle może bardziej nad pewną filozofią tekstu) ma forma i jej utrzymanie. Bardzo udany tekst, fajny, pomysłowy, ale IMHO nie piórkowy.

ninedin.home.blog

Dziękuję za dodatkowy komentarz z wyjaśnieniem!

Porządne postawienie sprawy. Jak już pisałem we wcześniejszych komentarzach, oczywiście widzę, że tekst nie wpisuje się w piórkowe kanony czy zwykłe wytyczne nominacji, więc nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń. Naprawdę mnie cieszy Twoja korzystna ocena pomysłowości.

Eksperyment na pewno, czy zabawa literacka – nie wiem, zależy, jak ją definiujesz. Wprawdzie próbowałem tutaj wszyć różne myśli, nie tylko poćwiczyć formę, ale nie upieram się, aby pod tym względem utwór był szczególnie udany.

Wydaje mi się często, że takie rymowane i rytmiczne tworzywo wzbogaca tekst, pozwala w nim więcej dostrzec, głębiej się zastanowić – pewnie po części przez to, że łatwiej i dokładniej zapada w pamięć. Rytm i współbrzmienia pozwalają także dodatkowo przekazywać nastrój. (…) Tutaj akurat, z tym motywem obcości i poetycznym ludem elfów, wyjątkowo mi {taka forma} pasowała.

Oryginalna i doskonała. yes

Pecunia non olet

Bruce, bardzo dziękuję! Twoje pełne wsparcia komentarze naprawdę podbudowują i zachęcają do pisania, a przy tym nieraz masz też trafne uwagi merytoryczne i redakcyjne.

Cześć!

 

Wracam po kilku dniach. Dobry tekst, świetnie napisany, masa rymów, nieco mniej fabuły, fantastyka – jak to przy zderzeniu kultur bywa – nie brakuje. Obcość wybrzmiewa… Po długich bojach (z własną głową i nie tylko) zdecydowałem, że piórkowo będę na NIE.

Niecodzienna – jak na forum – forma nadal siedzi w głowie, wyrazy uznania za pomysłowość i wytrwałość w rymowaniu. Wielkie brawa za to! Niestety, siedzi mi w głowie również pokazana w tekście wizja oraz komentarz do niej.

Jeśli wejście zawali się głazem i całuje się czule kończyny, i ozdabia je srebrem, żelazem, to nie ujdą w powietrze dziewczyny.

Ok, jest obcość i inność, jest udane zderzenie kultur/poglądów, zwłaszcza przy aluzji do hodowli zwierząt, ale jest też – imho – pewna pochwała albo upatrywanie korzyści w narzucaniu komuś, co dla niego dobre (wg narzucającego). Czy taki był zamysł, trudno powiedzieć, zabrakła w każdym razie sceny z udziałem kobiet, albo pokazania tego w praktyce zamiast opisywania. Bo tutaj imho wybrzmiewa silna pochwała patriarchatu.

Jeśli kogo trzymamy w ten sposób, jeśli nigdy nie ujrzeć ma nieba, to jedynie dotyczy to osób, które wiedzą, skąd taka potrzeba.

Powiedział król, ok. Tu znowu brakuje zdania drugiej strony i przez to wygląd nieco upiornie. Zabrakło rozluźnienia, albo wtrącenia trzech groszy przez Królową. Argument w postaci trzymania zwierząt jest trochę w cieniu, wydaje się za mało wyeksponowany (nic – poza tytułem – nie zapowiada go). A trochę szkoda, bo mam wrażenie, że tu – właśnie na tym odbiciu piłeczki – chciałeś położyć ciężar całego tekstu. Zadanie niełatwe, jeżeli równocześnie się rymuje, ale szczytne. Niestety, wyszło trochę niejednoznacznie i budzi pewne obawy.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Pozdrawiam i nieustannie chylę czoła. smiley

Pecunia non olet

Krarze85, serdecznie dziękuję za ponowną wizytę i cenny, istotny komentarz!

Dobry tekst, świetnie napisany, masa rymów, nieco mniej fabuły, fantastyka – jak to przy zderzeniu kultur bywa – nie brakuje. Obcość wybrzmiewa… Po długich bojach (z własną głową i nie tylko) zdecydowałem, że piórkowo będę na NIE.

Niecodzienna – jak na forum – forma nadal siedzi w głowie, wyrazy uznania za pomysłowość i wytrwałość w rymowaniu. Wielkie brawa za to!

Przyjemnie jest czytać, że pod wyliczonymi względami tak korzystnie odebrałeś utwór, głos na NIE w niczym nie przeszkadza. Na pewno będę się starał wciąż rozwijać i poprawiać. A teraz przejdźmy do tej poważniejszej kwestii…

Niestety, siedzi mi w głowie również pokazana w tekście wizja oraz komentarz do niej. (…) pewna pochwała albo upatrywanie korzyści w narzucaniu komuś, co dla niego dobre (wg narzucającego). Czy taki był zamysł, trudno powiedzieć, zabrakło w każdym razie sceny z udziałem kobiet, albo pokazania tego w praktyce zamiast opisywania. Bo tutaj imho wybrzmiewa silna pochwała patriarchatu.

Zgłaszasz tu uwagi trochę podobne, jak Gravel, ostrzejsze nawet – i to już poważny sygnał ostrzegawczy. Z całą pewnością nie zamierzałem “silnie chwalić” patriarchatu. W tekście nie ma słowa aprobaty dla elfickiego systemu, przeciwnie – ludzki podmiot liryczny ocenia go jako “hańbę, niesławę i żal”. Trudno mi jednak spierać się z wrażeniem, które tekst najwyraźniej wywiera na niektórych czytelnikach, a którego jako autor stanowczo nie chciałem wytwarzać. Przyjmuję argument, że odrobina “show, not tell” w prezentowaniu sytuacji elfek poprawiłaby jakość odbioru.

Argument w postaci trzymania zwierząt jest trochę w cieniu, wydaje się za mało wyeksponowany (nic – poza tytułem – nie zapowiada go). A trochę szkoda, bo mam wrażenie, że tu – właśnie na tym odbiciu piłeczki – chciałeś położyć ciężar całego tekstu. Zadanie niełatwe, jeżeli równocześnie się rymuje, ale szczytne. Niestety, wyszło trochę niejednoznacznie i budzi pewne obawy.

Tak jest, tu właśnie miał być ciężar – jak już pisałem Gravel – rodzaj prowokacji intelektualnej, pytanie o to, czy bylibyśmy w stanie znaleźć możliwie obiektywne argumenty moralne dla odparcia stanowiska przedstawiciela bardzo obcej kultury, który twierdziłby, że godniej jest hodować istoty inteligentne i samoświadome niż zwierzęta. (Ubocznie też kwestia: jak postąpią nasze, ludzkie rządy w razie poważnej implozji demograficznej?) Istotnie, warto byłoby te problemy jakoś zasygnalizować przed finałem, niestety nie miałem na to dobrej koncepcji.

 

Teraz pozostaje takie pytanie: czy Twoim zdaniem utwór jest pod tym względem katastrofalny, czy istnieje realne zagrożenie, iż czytelnik uzna bez złej woli, że autor jest chory mizogin i takie zacofane poglądy chce wpajać? Jeżeli tak, niestety byłbym zmuszony tekst jakoś przerobić, choć będzie to ogromnie trudne ze względu na formę.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za zaangażowanie i pozdrawiam!

 

Bruce, dla Ciebie również ślimacze pozdrowienia!

Teraz pozostaje takie pytanie: czy Twoim zdaniem utwór jest pod tym względem katastrofalny, czy istnieje realne zagrożenie, iż czytelnik uzna bez złej woli, że autor jest chory mizogin i takie zacofane poglądy chce wpajać? Jeżeli tak, niestety byłbym zmuszony tekst jakoś przerobić, choć będzie to ogromnie trudne ze względu na formę.

surprise

Moim zdaniem – absolutnie! 

Bruce, dla Ciebie również ślimacze pozdrowienia!

Wzajemnie. :)

 

Pecunia non olet

W związku z ogólną rozmową o anapeście oraz miłymi uwagami Bruce przypomniał mi się ostatnio jej utwór Święta serc (https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/27800), który też jest właśnie całkiem zgrabnym przykładem metrum anapestycznego (z drobnymi odstępstwami). Nie chcę jakoś szczególnie naganiać do lektury, ale pomyślałem, że warto go tutaj przytoczyć jako kontekst.

heart Ślimaku Zagłady, zdumiona byłam Twoją informacją, że napisałam cokolwiek anapestem, ale – zapewniam – zupełnie inaczej, niźli Ty niniejszy utwór, bo całkiem nieświadomie, zatem – stuprocentowo nieprofesjonalnie. :). 

Nadal ubolewając, gratuluję Ci niezmiennie pomysłu oraz realizacji w postaci tak doskonałego opowiadania. :)

Pecunia non olet

Nie da się ukryć, że te pojęcia są najbardziej potrzebne krytykom literackim – aby potrafili uczenie nazwać to, o czym piszą – oraz autorom jak ja, którzy świadomie uczą się konstruowania wierszy. Ktoś z rozwiniętym wewnętrznym poczuciem rytmu może zupełnie dobrze utrzymać miarę wierszową nawet bez świadomości jej istnienia.

heart

Pecunia non olet

Ja tylko pozostawię ślad, że przeczytałem i jestem pod ogromnym wrażeniem rytmu Twojego utworu. Już nie raz mówiłem, że poezja nie dla mnie, więc i ten utwór jest nie dla mnie, ale potrafię docenić umiejętność podania fabuły w tak złożonej i pięknie wycyzelowanej formie.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Wspaniale, że się odezwałeś i podzieliłeś wrażeniami, mimo że poezja – jak to rzeczywiście nieraz przyznawałeś – nie należy do Twoich pasji. Doceniam tego rodzaju aktywność komentatorską, do której sam często nie umiem się zmotywować. Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce napisać jakiś tekst, którego grupa docelowa będzie bliższa Twoim preferencjom czytelniczym.

Pozdrawiam serdecznie,

Ś.

Ślimaku, jestem pełna podziwu dla Twoich umiejętności i przeczytałam zaprezentowane dzieło nie bez przyjemności, co jest dla mnie sporym zaskoczeniem, bo przecież zawsze wolałam prozę. :)

Króla Olszyny, czyli moralność hodowli odkopałam w ramach skracania kolejki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, wysoko sobie cenię Twój podziw i będę się starał wciąż rozwijać umiejętności. Naprawdę mi miło, że mogłem Ci sprawić choćby drobną przyjemność.

Życzę dużo zapału, powodzenia w skracaniu kolejki i natknięcia się na wiele fascynujących tekstów!

Dziękuję, Ślimaku. Kopię w czym się da. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skoro kopiesz, to podzielę się małym smaczkiem językowym. Otóż odkryłem wczoraj, że łopatę nieokutą (czyli w całości drewnianą, łącznie z czerpakiem) nazywano dawniej łopatą bosą. Analogicznie wóz, sanie, koło i tak dalej.

Ślimaku, kopię gołymi rękami, więc nawet bosa łopata chyba się nie przyda, ale dziękuję za podrzucenie narzędzia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka