- Opowiadanie: Radek - Pióro Maat

Pióro Maat

Po­dwój­ny fan­fic, za­rów­no „Fa­ra­ona” Bo­le­sła­wa Prusa, jak i „Tomka w kra­inie kan­gu­rów” Al­fre­da Szklar­skie­go.

Akcja toczy się głów­nie w za­świa­tach i w Au­strii, bo sta­tek SS Ali­ga­tor był za­re­je­stro­wa­ny w Trie­ście (Przed­li­ta­wia). Po­dróż mumii za­czy­na się w Egip­cie, ale cóż po­cząć.

 

Ogromnie dziękuję betującym.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pióro Maat

Ten sen powtarzał się ciągle. Anubis prowadził mnie przed sąd, w którym zasiadali Ozyrys, Neftyda i Izyda w towarzystwie czterdziestu dwóch asesorów. Pióro Maat na mój widok uciekło z wagi, szala z sercem pełnym win uderzyła o podłogę. Ammit, potwór zwany Pożeraczką, obróciła do mnie głowę i sprężyła do biegu ciało, w połowie lwa i hipopotama. Otworzyła krokodylą paszczę. Nie zdążyłem wypowiedzieć słowa.

Obudziłem się i jeszcze w półśnie wyszeptałem:

– Wer pehty, sankh tawy, ity her maat, sehotep tawy. – Nie chciałem wypowiedzieć horusowego imienia faraona Ramzesa: – Ten, którego moc jest wielka, daje nowe życie Obu Krajom, pomyślność, zdrowie i który łączy Dwa Kraje pod majestatem Maat.

Poranek jak wiele innych. Jeszcze nie wstało słońce. Ciekawe czy Bastet pokonała już węża Apep, żeby bóg Ra mógł wsiąść do rydwanu przemierzającego niebo. Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską. Stała przy moim łóżku.

„On był następcą Horusa, a ja go zabiłem, może nie ja, ale bez wątpienia stało się to nie bez mojego udziału”, pomyślałem o Ramzesie, unosząc się. „Był Horusem, jest Ozyrysem, a ja będę musiał kiedyś powiedzieć, że nie obraziłem króla ani żadnego boga. Amon jest największy”. Próbowałem uspokoić nerwy, ale najbardziej chciałem, żeby ten sen się nie powtarzał.

Przy łożu stało naczynie z alabastru wypełnione wodą doprawioną ziołami. Wypiłem jednym haustem, ale tym razem smak wydał się trochę inny. Wstałem, poczułem drętwienie ust, przełyku, przewróciłem się na podłogę. Nie zabolało. Wartownik wbiegł, ale wycofał się przerażony.

Usłyszałem słowa mojego zięcia Piankha, który wszedł do komnaty:

– Z lekarzem poczekajmy. Po co człowieka budzić, skoro sprawa jest jasna. Syn Amona, Horus go chroni, Boski Ojciec, Pierwszy Prorok Amona Herhor już najmłodszy nie był. – Użył mojego oficjalnego imienia o pełnej długości. – Kiedy tylko bóg słońca Ra wyjedzie rydwanem na niebo, wezwiemy balsamistów.

– Teraz ty jesteś Pierwszym Prorokiem Amona, panie – powiedział do Piankha sługa, stojący w drzwiach.

To było ostatnie, co usłyszałem za życia. Przestałem czuć cokolwiek: ani bólu, ani paniki, na razie. Widziałem tunel i światło. Pojawił się przewodnik.

Anubis prowadził przed sąd. Przez niedokładnie zasłaniającą drzwi kotarę widziałem Ozyrysa, Nefrydę i Izydę. Spojrzałem na pióro Maat na szali wagi. Na razie Ammit nie była zainteresowana moim sercem Ib.

***

SS Aligator stał w Port Saidzie. Dym walił z komina jak z wulkanu Etna. Statek należał do przedsiębiorstwa Hagenbecka, miał wyporność niewiele przekraczającą dwa tysiące ton i został przystosowany do przewozu zwierząt.

Tomek Wilmowski z ojcem poszli na targ. Mieli na sobie lniane, białe bluzy, spodnie i korkowe hełmy. Europejczycy w tropikach musieli dbać o wygodę i bezpieczeństwo. Wysokie buty chroniły przed ukąszeniami węży i licznych tu skorpionów.

Początkowo Wilmowskim towarzyszył bosman, odpowiedzialny za zaopatrzenie statku w węgiel. Żeby nie czuć smrodu targowiska, nie wypuszczał fajki z ust.

Arab sprzedający egipskie starożytności ciągnął Andrzeja, ojca Tomka, za rękaw, przekonując, że pokaże coś szczególnego i cennego. Na straganie miał niezliczone amulety, przedstawiające skarabeusze i egzotycznego Besa. Na półkach stały alabastrowe naczynia. Figurki sług, zwane uszebti, wyrzeźbiono z workiem na plecach i motykami w rękach. Uwagę przykuwała lekko pleśniejąca mumia, oparta o ścianę przy wejściu.

– Niemożliwe – powiedział Andrzej po polsku. – Si-Amon HeriHor Hem-Neczer Tepi-en-Amon – przeczytał na pieczęci.

– Znasz hieroglify, tato? – zdziwił się Tomek. – Co to znaczy?

– Tylko te z powieści „Faraon” Bolesława Prusa. Ta mumia to niby Herhor, jeden z negatywnych bohaterów. Z pewnością fałszywka.

Rozmawiali po polsku, ale Arab zrozumiał słowo „fałszywka”. Zaczął zapewniać, że pochodzi z Qantiru, a właściwie jego szwagier tam mieszka i znaleźli mumię ukrytą w ruinach. Jest cała nienaruszona, ze wszystkimi amuletami i przedstawia ogromną wartość, gdyby tylko nie pleśniała. Andrzej uciął dyskusję, poszedł z synem dalej.

Bosman prowadził karawanę wozów z węglem. Arab podbiegł do niego, niosąc mumię.

– Weźmiecie ją? Pali się, panie marynarzu.

– No dobrze, tylko zważę – odparł bosman, wyciągając z ust fajkę i spluwając na ziemię. – Zapłacę jak za węgiel, niech stracę, bo pleśnieje.

***

Zbliżaliśmy się do końca korytarza, który wydawał się ciemnym tunelem.

– A Doły Wskrzeszenia? – Odważyłem się spytać Anubisa.

– Nie zobaczysz ich, śmiertelniku.

– Jestem kapłanem Amona, pierwszym prorokiem – przypomniałem. – Całe życie służyłem bogom. Nazywam się Herhor.

Mógłbym przysiąc, że zobaczyłem złośliwy uśmiech Anubisa. Tak samo, jak we śnie, pióro Maat uciekło z wagi. Szala z moim pełnym win sercem Ib spadła na posadzkę.

– Sprawa jest oczywista, Herhorze – powiedział Ozyrys.

Struchlałem. Ammit szykowała się do skoku, szczerząc krokodyle zębiska.

– Chronią go potężne amulety – wysyczał potwór. – Nie dam rady.

– Jesteś matką magii, Izydo – rzekł Ozyrys do żony.

– A każda matka wie, co robią jej dzieci? Wezwijmy pomoc.

Z sufitu spadła Bastet, wylądowała na czterech łapach. Wstała, rozejrzała się. Izyda zwróciła uwagę, że Ozyrys podziwia boskie ciało i kocie ruchy córki Ra. Ammit pamiętała nie tylko ze słownika, że Bastet znaczy „ta, która drapie”. Odsunęła się.

– Spać nie można! – Prychnęła i fuknęła. – Ojciec już rydwanem po niebie śmiga, a wy sobie nie radzicie?

Popatrzyła na mnie świdrującymi, zielonymi kocimi oczami.

– Amulety zobaczyła nawet Pożeraczka, a to kapłan Amona i chronią go jeszcze zaklęcia. Póki mumia jest cała… – Spojrzała na Izydę. – Jeśli ona sobie nie poradzi, nic tu po mnie. Zabijam prawdziwe potwory, a nie takie ludzkie, popsute przez magię.

Ammit odsunęła się jeszcze dalej, a Izyda wyglądała, jakby straciła zainteresowanie tym, co się dzieje wokół. Bastet pomknęła po ścianie w górę i zniknęła, przenikając sklepienie. Nie umiałem nie podążyć za nią wzrokiem.

– Puszczamy go? – spytała Neftyda. – A gdzie sprawiedliwość?

– Jest tu gdzieś Maat, matko? Poszła sobie! – oburzył się Anubis i zwrócił do mnie: – No to zobaczysz Doły Wskrzeszenia, śmiertelniku.

Poczułem się bardzo dziwnie, kiedy moje Ka złączyło się z Ba i mogłem powstać jako nowe Akh na Polach Jaru. Byłem tak samo stary, jak w chwili śmierci. Dzieci zapomniały o zaklęciu wiecznej młodości?

Wiedziałem dokąd iść, nikt mnie nie musiał prowadzić. Pola były ogrodzone płotkami, na moim już pracowali uszebti. Mój zięć albo i córka zadbali, żeby włożyć figurki do grobowca i ożywić je zaklęciem.

Przy furtce sąsiada była tabliczka z napisem: „Ramzes Jedenasty”, a poniżej w kartuszu: „Mocny byk, ukochany przez Ra”. Uśmiałem się, ale jego imię koronacyjne tak właśnie brzmiało. Trzeba mieć kompleksy, żeby chcieć się tak nazwać.

– Ale jesteś stary – przywitał mnie dawno zmarły faraon.

On wyglądał tak, jak na portretach, biła od niego ponadczasowa młodość.

– Myślałem, że będziesz Ozyrysem – powiedziałem.

– Tak samo, jak za życia byłem Horusem. – Pokazał na tabliczkę przy furtce, wcale nie zmieszany.

Rzeczywiście, poniżej „byka” było napisane „Ozyrys” i kolejny, bardzo duży numer.

– Wejdź na piwo do mojej chaty, uszebti zrobiła – zaprosił faraon. – Ty jesteś tu od niedawna, u ciebie jeszcze nie doszło.

Jeszcze raz rzuciłem okiem na tabliczkę przy furtce, Oko Horusa wadżet, uzbrojone. Na Polach Jaru taki potężny talizman zabije z pewnością każdego wroga. Czy tutaj można umrzeć? Jak? Talizman z pewnością uzna mnie za wroga Ramzesa.

– Wybacz, ale nie skorzystam, wracam do siebie. Znam takie sztuczki – wyjaśniłem. – Jestem kapłanem. Byłem.

Na mojej tabliczce napisano: „Wyrodny syn Amona, Horus go przeklina”, a poniżej: „królobójca”. Trzeba będzie z tym żyć na wieki, trudno.

Moi uszebti się wykruszali, gdy mijały stulecia, czasami odchodzili, kiedy ktoś wykradał ich z grobowca. W końcu musiałem pracować sam jak mój sąsiad, ale on był wiecznie młody.

Potem zaczęły mnie nachodzić sny. Wydawało mi się, że stoję na targu. Widziałem siebie, ale nie mogłem się rozpoznać i znaleźć, rozglądałem się.

Na Polach Jaru coraz bardziej dokuczał mi ból lewej nogi. Czy tu można chorować? Co się dzieje? Jaki to ma związek z moimi snami? Powinienem się zwrócić o pomoc do Imhotepa? Tylko że tu się nie pojawiali żadni bogowie, oprócz Besa, ale on tylko wpadał na piwo, śmiał się, tańczył i grał na flecie.

Wreszcie poznałem się we śnie. Mumia, która stała przy ścianie i zaczynała pleśnieć właśnie od lewej strony, to ja. Ludzie wokół, przeklęci złodzieje grobowców, mówili niezrozumiałym językiem, choć to był Egipt. W świadomym śnie byłem w stanie zgadywać, co myślą. Widziałem obrazy w ich głowach, w końcu jestem prorokiem Amona.

Nie było łatwo tyrać cały dzień na polu, wieczorem wyrzucić boga Besa i osiągnąć potrzebne skupienie dla wejścia w świadomy sen. Tylko tak dawałem radę łączyć się ze światem, gdzie była moja mumia. Bes ma żonę, pod nieobecność męża odwiedzała mnie z dzbanem boskiego wina. Ją też musiałem wyprosić.

Ból lewej stopy się nasilał. Moja mumia leżała na stercie węgla na statku, który był zrobiony z metalu. Wydawało mi się to niemożliwe, ale byłem pewny. Statki robi się z papirusu i drewna. Kto mógłby być jednocześnie tak bogaty, żeby mieć tyle żelaza i jednocześnia tak głupi, żeby zrobić z niego statek? Przecież metal tonie i potrzeba jakichś sztuczek, które sprawią, że się utrzyma na wodzie!

Będę musiał nauczyć się wpływać na tych ludzi, na marynarzy, żeby nie rozwinęli mumii i nie wyjęli amuletów. Zacząłem od czytania ich emocji, potem zobaczyłem obrazy w ich głowach, wreszcie potrafiłem im je pokazywać. Języka, którym się posługiwali, nie rozumiałem. Tylko, co dalej?

***

SS Aligator dopłynął do portu Kolombo na wyspie Cejlon. Tomek przyglądał się załadunkowi słonia i tygrysa. Zwierzęta miały zostać dostarczone do ogrodu zoologicznego w Melbourne. Słonia przewiązano szerokimi pasami, a potem za pomocą dźwigu okrętowego przeniesiono na statek. Zwierzę było tak przerażone, że zamarło i tylko żałośnie trąbiło. Klatkę tygrysa umieszczono w pomieszczeniu z iluminatorem, żeby drapieżnik miał trochę naturalnego światła.

Marynarze, pochodzący z różnych ras i narodowości, odczuwali niewyjaśnioną potrzebę kupowania na straganach koło portu broszurek z niesamowitymi historiami o czarach, klątwach i seansach spirytystycznych.

Wypłynęli w morze. Tomek codziennie rano ćwiczył strzelanie, najpierw pod okiem bosmana Nowickiego, a potem często sam. W tym celu kapitan wygospodarował kajutę koło maszynowni, silnik zagłuszał strzały.

Bosman Nowicki powiedział Tomkowi, że marynarze mają mumię w kącie bunkra węglowego. Teraz się jej boją, tacy są zabobonni.

***

Z początku nie mogłem uwierzyć kwalifikacjom, jakie zdobyłem na kursach kiedyś w świątyni. Metalowy statek nie był tak mocny, jak wyglądał. Widziałem wiele słabych miejsc, które zostały zamaskowane farbą i wydawały się delikatniejsze niż grube liście papirusu.

Pisemka, które kazałem marynarzom kupić, okazały się przydatne. Żaden nie odważał się nawet zbliżyć do mojej mumii, a ja już umiałem wywołać cyklon.

Jeśli statek zatonie, spocznę na dnie oceanu, bezpieczny na kolejne wieki. Wyczytali, a ja zobaczyłem to w obrazach ich myśli, że muł będzie osiadał na mumii i ją zabezpieczy. Po wiekach na dnie może zamienić moje ciało w kamień. Statek stanie się nowym grobowcem, a wszyscy, którzy zginą na nim – uszebti.

***

Minęły trzy dni od wyjścia z portu Kolombo. Bosman Nowicki zawołał Tomka na pokład. Pokazał na horyzoncie granatową linię i od razu zawiadomił kapitana Mac Dougala.

– Cyklon – wyjaśnił bosman.

– Przecież jest ładna pogoda – zauważył Tomek.

– Ciśnienie już zaczęło spadać. – Kapitan pobiegł na mostek.

Kadłub SS Aligatora trzeszczał, przeciekał, ale wytrzymywał. Iluminatory strzelały pod naporem fal, jakby szkło rozbijała jakaś tajemna siła.

Marynarze biegali od pomp zęzowych do burt, żeby zatykać otwory. Woda zalewała klatkę tygrysa, przenieśli ją do innej kajuty. Wreszcie cyklon ucichł tak samo nagle, jak się rozpoczął. Nastał spokojny poranek, a przynajmniej tak się wydawało.

***

Byłem kapłanem, za życia nigdy nie pracowałem w polu. Po kolejnym dniu na roli i wywołaniu cyklonu byłem wykończony. Noga bolała nieznośnie, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Marynarzy jest za dużo, sztorm nie zatopił statku. Siły tego dnia wystarczyło mi jedynie na małą sztuczkę.

Marynarze SS Aligatora spali, nie wszyscy oczywiście, ale niektórzy mieli zdolność chodzenia we śnie. W ich pismach nazywano to “lunatyzmem”.

„Ten tygrys jest takim samym więźniem jak ja”, pomyślał jeden z nich, który cały dzień machał szuflą, wrzucając węgiel pod kocioł. „Też chce pochodzić”.

Marynarz umiał otworzyć klatkę i wrócił spać. Po człowieku, który umie tylko pracować łopatą, wiele więcej nie należało oczekiwać.

Tygrysem będzie łatwiej sterować niż człowiekiem. Trochę zmniejszy się populacja na statku, słoń oszaleje ze strachu przed drapieżnikiem i przy następnym cyklonie będzie łatwiej. Najpierw muszę odpocząć i zaufać instynktom zwierzęcia. Drapieżnik na razie powinien sobie poradzić sam.

***

Tomek Wilmowski wstał. Promienie słoneczne o poranku wdzierały się do kabiny, a tafla oceanu była gładka jak staw w parku. Odpiął pas zabezpieczający przed wypadnięciem z koi. Ubrał się szybko.

Wziął sztucer i paczkę nabojów. Zszedł pod pokład, otworzył drzwi. Zdziwił się, bo ktoś do kabiny, gdzie codziennie rano ćwiczył strzelanie, wstawił klatkę tygrysa. Co gorsza, nie była zamknięta. Zwierzę siedziało na tylnych łapach, waliło ogonem po bokach i szykowało się do skoku.

„To większe niż puszki, do których strzelałem”, pomyślał Tomek.

Jak na złość, przypomniały mu się słowa przyjaciela ojca, doświadczonego łowcy dzikich zwierząt Jana Smugi, że czaszka tygrysa jest wyjątkowo gruba i płaska. Trafienie pod zbyt małym kątem może spowodować, że zwierzę się tylko rozzłości i zabije człowieka, zanim on zdąży przeładować.

Tomek zdjął z ramienia sztucer. Włożył, jak najspokojniej umiał, nabój do lufy i chciał złożyć się do strzału. Tygrysa bardziej interesowały otwarte drzwi niż chłopiec. Czuł zapachy z kuchni, ludzi i zwierzęta. Zwiedziony intuicją pojawił się Smuga. Rzucił się na tygrysa, chcąc ratować życie Tomka. Chłopiec strzelił i zemdlał.

Andrzej Wilmowski dobiegł pierwszy, zobaczył syna, przyjaciela i tygrysa leżących na podłodze w kałuży krwi. Kiedy przybiegł obudzony kapitan Mac Dougal, Jan Smuga już wstał. Był zraniony pazurami tygrysa, ale powierzchownie. Tygrys nie żył, precyzyjnie trafiony w głowę ze sztucera, prosto między oczy. Andrzej Wilmowski wziął syna na ręce, Tomek dochodził do siebie, wracała mu przytomność. Nie chciał zaakceptować, że właśnie odebrał życie, choć to tylko duże i groźne zwierzę.

– To była tylko duża puszka – wyszeptał, bo strzelanie ćwiczył do takich właśnie celów.

Kapitan, ubrany jeszcze w koszulę nocną i szlafmycę, próbował się zorientować w sytuacji. Spostrzegł otwartą kłódkę. Albo ktoś zapomniał ją zamknąć, co mało prawdopodobne, albo na statku dzieje się coś bardzo dziwnego.

– W porządku chłopcze? – spytał Tomka kapitan po angielsku.

Chłopiec już stał na własnych nogach, ale był bardzo roztrzęsiony.

– Klatka była otwarta, pan Smuga…

– Wiem, musimy z twoim ojcem ustalić, co się stało. Straciliśmy cenny ładunek. Życie ludzkie było zagrożone.

***

W zaświatach na Polach Jaru nie było nigdy ani zbyt gorąco, ani zimno. Nie padał deszcz, ziemia miała swoją wilgoć. Nie występowały wydmy piasku ani spalone słońcem skały. Czasami od strony Morza Trzcin czuć było delikatny, przyjemny powiew.

Na statku, na którym było moje zabalsamowane ciało, wykradzione z grobowca, marynarze czytali pisma, gdzie mumie potrafiły tajemną mocą chodzić i działać samodzielnie. Mimo całej mojej wiedzy o magii wydało mi się to niemożliwe. Przynajmniej dobrze, że tak myślą. Ciekawe jak sobie radzi tygrys. Kolejna noc, cyklon i moje ciało będzie bezpieczne na dnie oceanu. Zdobędę uszebti i koniec tyrania.

***

Kapitan, razem z Andrzejem Wilmowskim przeszukali marynarskie kajuty. Odkryli potworne ilości broszurek o treściach ezoterycznych i niesamowitych historii o mumiach, wędrujących duchach i opętaniu. Nic dziwnego, iż wydawało im się, że stara mumia z bunkra węglowego nimi kieruje. Próbowali wmówić, że to z pewnością ona chodzi po statku w nocy i otworzyła klatkę tygrysa.

– Trzeba to całe cholerstwo spalić – rozkazał kapitan.

Żaden z marynarzy nie chciał się nawet do mumii zbliżyć ani oddać swoich broszurek.

– Nawet jak któryś czytać nie umie, to zna treść – zauważył ojciec Tomka. – Tyle ze sobą o tym gadają.

– Cóż! – Wzruszył ramionami kapitan. – Zawoła pan bosmana Nowickiego i sami musimy sobie z tym poradzić.

***

Wracałem z pola. Nie trzeba być kapłanem i mieć tytułu proroka, żeby poczuć, że coś się dzieje złego. Ba zaczęło się oddzielać od Ka. Ciało stało się jakby przezroczyste. Wprawdzie nie mogłem popatrzeć przez rękę, ale widziałem Ib bijące w piersi. Oj, niedobrze!

Moje pole się skurczyło. Nie ucieszyłem się, że mam bliżej do chaty. Oko Horusa na tabliczce u furtki sąsiada świeciło na czerwono, jakby chciało wskazać wroga i pokazać jak bardzo jest uzbrojone. Słyszałem tętent od strony Morza Trzcin.

Przy płocie sąsiada stała kobieta w obcisłej sukni, z opaską we włosach, za którą miała zatknięte pióro. Dostał nową uszebti? Wiedziałem, że nie. Oczami marynarzy naczytałem się tyle pism i pomyślałem na początku, że to Indianka. Bogini sprawiedliwości Maat przyglądała mi się bez cienia nienawiści. W dłoni trzymała klucz wiecznego życia Anch. Obok niej stanął mój sąsiad, faraon, którego zabiłem. Może nie dosłownie, ale się przyczyniłem do jego śmierci. Rzucił motykę i się gapił.

Czułem, jak ziemia drży, gdy Ammit biegnie. Pożeraczka była blisko. Widziałem wyraźnie zęby w paszczy jak u krokodyla, pazury lwa i nogi hipopotama. Nic już nie mogłem zrobić.

Koniec

Komentarze

Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską. Stała przy moim łóżku.

Tiara chyba leżała?

Przestałem czuć cokolwiek ani bólu, ani paniki, na razie.

Zabrakło dwukropka po “cokolwiek”.

Wypiłem jednym haustem, ale tym razem smak wydał się trochę inny. Wstałem, poczułem drętwienie ust, przełyku, przewróciłem się na podłogę.

Z ciekawości. Która z trucizn dostępna w starożytnym Egipcie działa tak szybko?

Arab, sprzedający egipskie starożytności ciągnął Andrzeja, ojca Tomka za rękaw, przekonując, że pokaże coś szczególnego i cennego.

Wyrzuciłbym przecinek po “Arab”, a dał przecinek po “ojca Tomka”, bo to wtrącenie. Ale głowy nie dam.

 

Hej, hej. No egipskich odniesień to włożyłeś tutaj bez liku ;)

Nie czytałem ani “Faraona” ani “Tomka w krainie kangurów” (lub innej części), więc trudno mi oceniać jak bardzo tekst sprawdza się fanfikowo. Natomiast z pewnością przypomniał mi się tu”Dracula” i podróż Demeter do Anglii. Podobnie masz tutaj statek z ukrytym na nim złem, które próbuje zabić marynarzy.

Bardziej przypadły mi do gustu wstawki z punktu widzenia Herhora, bo Tomek jest raczej biernym obserwatorem wydarzeń, z wyjątkiem późniejszej sceny z tygrysem, ale i tam wymaga pomocy Smugi. Mam wrażenie, że mógłbyś jeszcze trochę pociągnąć opko – czasem wkradało się wrażenie suchego sprawozdania.

Pozdrawiam

Witaj Radek !!!

 

Powodzenia w konkursie!!! Fajne opowiadanie. Bardzo podobała mi się druga część tekstu. Było tu kilka świetnych pomysłów. Fajnie się to czytało. Powiem ci, że nawet mnie wciągnęło. Akcja! Była tu akcja. Pozdrawiam serdecznie!!!

Super :)))

Jestem niepełnosprawny...

@Zanais:

Tiara kapłana Amona (najwyższego, czyli Pierwszego Proroka), wyglądała mniej więcej tak (gość w czapce z antenkami):

Czyli raczej był do tego jakiś stojak. Przynajmniej gdzieś w muzeum tak interpretowano obraz z grobowca. Być może z przyczyn rytualnych nie wypadało tego kłaść.

Przecinki z dwukropkiem poprawiłem, choć też nie mam pewności.

Moim zdaniem Tomek jest cały czas bierny. Tylko tyle, że udało mu się załadować, strzelić i trafić. Moim zdaniem, gdyby Smuga nie rzucił się na tygrysa, nic by się złego nie stało: kotek poszedłby zwiedzać statek (tzw.: cat patrol).

Z ciekawości. Która z trucizn dostępna w starożytnym Egipcie działa tak szybko?

Nie wiem. Tak szybko mógłby działać cyjanek albo wręcz coś neuroaktywnego. Są opisy grecko-rzymskie, że Egipcjanie dysponowali taką technologią.

Nie czytałem ani “Faraona” ani “Tomka w krainie kangurów” (lub innej części), więc trudno mi oceniać jak bardzo tekst sprawdza się fanfikowo.

Numerek Ramzesa się nie zgadza, bo wolałem być wierny obecnemu stanowi badań historycznych.

Mam wrażenie, że mógłbyś jeszcze trochę pociągnąć opko – czasem wkradało się wrażenie suchego sprawozdania.

Najbardziej na świecie boję się własnego wodolejstwa i supermocy zanudzenia czytelnika.

Bardzo dziękuję za przeczytanie i uwagi.

 

@davidq150:

Dziękuję za przeczytanie, za życzenia i bardzo się cieszę, że się podobało. :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Też myślę, że do takiej czapy powinien być stojak, więc faktycznie “stała” ;)

Najbardziej na świecie boję się własnego wodolejstwa i supermocy zanudzenia czytelnika.

Wodolejstwa nie widzę, a zanudzić można na różne sposoby. Ja tam trochę więcej o walce z mumią na statku bym poczytał.

Moim zdaniem Tomek jest cały czas bierny. Tylko tyle, że udało mu się załadować, strzelić i trafić. Moim zdaniem, gdyby Smuga nie rzucił się na tygrysa, nic by się złego nie stało: kotek poszedłby zwiedzać statek (tzw.: cat patrol).

No trochę mi brakowało tego zagrożenia. Kotek nie miał szans się wykazać.

Po przeczytaniu przedmowy byłem ciekaw, jak Ci pójdzie fanfikowanie A.Szklarskiego. Dobrze poszło.

W części ‘mumijnej’ pokazałeś swobodę w wykorzystaniu pojęć i terminów. Całość przeczytałem nie wiedząc kiedy i zaskoczył mnie koniec, że to już. Fajne (na lic. Anet)

@Zanais:

No trochę mi brakowało tego zagrożenia. Kotek nie miał szans się wykazać.

Chciałem zrobić alternatywne zakończenie, w którym kotek mija Tomka i Smugę, chowa się na statku, pożerając kucharza czy tam bajkuka. Potem znowu cyklon i tygrys płoszy słonia. SS Aligator spoczywa na dnie, a w ostatniej scenie Herhor pije piwo (wino mieli tylko bogowie na Polach Jaru) z pucharu, który podaje mu Tomek, już jako uszebti.

To by było antyfanficowe. Bo oryginalnie Tomek ustrzelił tygrysa, a ja tylko uzasadniałem, dlaczego klatka była otwarta :-)

 

@Koala75:

Bardzo się cieszę, że się podobało. Bardzo mi zależy na Twojej opinii. Dziękuję!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Interesujący pomysł na konkurs. Mam wrażenie, że okaże się oryginalny na tle innych. Fabuła nie jest skomplikowana, ale nie będę marudzić. Herhor sprytny plan wykombinował. A czy on znał tygrysy?

Babska logika rządzi!

Dziękuję :-)

A czy on znał tygrysy?

Zasięgi występowania tygrysów i lwów się nie pokrywają, a Egipt to kraina lwa. Czyli na wolności z nimi nie miał do czynienia. Stosunki dyplomatyczne z Asyrią pozwalają przypuszczać, że faraon mógł mieć “kota w paski” w ogrodzie, podobnie jak miewał żyrafę czy słonia właśnie.

Z drugiej strony lwy i tygrysy mimo różnic (lew jest stadny, tygrys – samotnikiem, lew boi się wody, tygrys pływa i nurkuje) wykazują ogromne podobieństwo zachowania i sposobu polowania. Czyli krótka i ścisła odpowiedź: trochę.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Zawiła przygodówka, Trochę ryzykownie zagrałeś, ale wyszło ciekawie i spójnie.

Cieszę się, że źli zostali ukarani. Pierwszy opis Ammit podobał mi się mniej, kolejne były super wkomponowane.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, Radku.

W mojej opinii wyszło dość przeciętnie. Miałeś dobry pomysł, znaczy się, przypadła mi do gustu idea kapłana, który z zaświatów walczy o zachowanie swojego zmumifikowanego ciała, ale wydaje mi się, że poległeś trochę z wykonaniem. Zlokalizowałbym dwa główne problemy: pierwszy, mniej poważny, dotyczy ogromnej ilości terminologii zaczerpniętej z mitologii starożytnego Egiptu, która może być umiarkowanie zrozumiała dla dużej części czytelników i spowalnia lekturę, bo trzeba się trzy razy zastanawiać nad danym fragmentem. Przykłady: 

 

Ciekawe czy Bastet pokonała już węża Apep, żeby bóg Ra mógł wsiąść do rydwanu przemierzającego niebo. Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską.

Z sufitu spadła Bastet, wylądowała na czterech łapach. Wstała, rozejrzała się. Izyda zwróciła uwagę, że Ozyrys podziwia boskie ciało i kocie ruchy córki Ra. Ammit pamiętał nie tylko ze słownika, że Bastet znaczy „ta, która drapie”. Odsunął się.

– Wejdź na piwo do mojej chaty, uszebti zrobiła – zaprosił faraon. – Ty jesteś tu od niedawna, u ciebie jeszcze nie doszło.

Jeszcze raz rzuciłem okiem na tabliczkę przy furtce, Oko Horusa wadżet, uzbrojone. Na Polach Jaru taki potężny talizman zabije z pewnością każdego wroga. Czy tutaj można umrzeć? Jak? Talizman z pewnością uzna mnie za wroga Ramzesa.

 

Uważam, że w mniejszym natężeniu to wszystko budowałoby dobry klimat, ale jest tego za dużo, o wiele za dużo. Opowiadanie ma tylko 17k znaków i sporą część zajęły właśnie takie o, jakbyś za wszelką cenę chciał się “popisać” znajomością tej egipskiej mitologii i zasypać opowiadanie ogromem nawiązań ;)

Drugi problem, o wiele poważniejszy, to sprawozdawczość, kompletnie bezemocjonalny sposób pokazania wydarzeń, głównie po Tomkowej stronie opowieści. Scena z tygrysem zbudowana jest w sposób następujący: “Zszedł. Naładował strzelbę. Strzelił. Zemdlał”. Nie wierzę Ci gdy piszesz, że Tomek był roztrzęsiony – w ogóle tego nie poczułem :( Nie mam pojęcia, jaki był limit, ale rozciągnąłbym to opowiadanie. Nie zawsze oszczędność słów dobrze przysługuje się tekstowi. 

Muszę oprócz tych dwóch zarzutów napisać, że opowieść jest spójna, przemyślana, nie ma logicznych braków. 

Ogólnie dochodzę do wniosku, że chyba średnio podoba mi się idea tego konkursu. Motyw mumii, która ma być umieszczona gdzieś w późniejszym okresie historycznym, a przy tym okraszona fantastyką to chyba nie do końca moja bajka ;P 

Pozdrawiam, AmonRa

Czytałam obie inspiracje, choć muszę przyznać, że Faraona tak średnio pamiętam. Za to cykl o Tomku Wilmowskim (a przynajmniej pierwsze siedem tomów) to książki mojego dzieciństwa. Wspominam je z nastalgią, bo nauczyły mnie ciekawości świata. I masz szczęście, że nie uśmierciłeś Tomka, bo, kurczę, tego bym Ci nie darowała ;)

Zastanawiałam się, jak zdołasz połączyć te dwie książki i z zaskoczeniem stwierdzam, że Ci się udało, choć oczywiście zaraz trochę pomarudzę ;) Szczególnie po macoszemu potraktowałeś kawałki z Tomkiem. O ile w części faraońskiej widać emocje, widać, że coś się dzieje, to część o Tomku – tu zgadzam się z Amonem – jest mocno sprawozdawcza, pośpieszna. Rozumiem, że główną rolę odgrywa tu Herhor, to jednak, skoro zdecydowałeś się wykorzystać Tomka, należało mu poświęcić co najmniej tyle samo uwagi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Ambush:

Bardzo dziękuję za przeczytanie i się cieszę.

 

@AmonRa:

Z mitologii Starożytnego Egiptu w wersji późnego Nowego Państwa eksploatuję praktycznie wyłącznie motywy pop-kulturowe: Sąd Ozyrysa, Rydwan (już nie barka) boga Ra, Ammit i Maat. W końcu Ramzes II, najpopularniejszy medialnie faraon, był Usermaatre Setepenre. Z popisów przyznaję się do Bastet, bo dosłowne tłumaczenie na “ta, która drapie” mnie urzekło. Tiara kapłana Amona, ozdobiona ureuszem jest żywcem wyjęta z Prusa, więc z tego się nie tłumaczę :-)

Co do emocji przy strzelaniu. Wyobrażam sobie sytuację:

Tomek schodzi, widzi tygrysa, chłopak sięga po naboje, drżącą ręką próbuje wyciągnąć jeden, ale rozsypują mu się po podłodze. Zwierzę spokojnie przechodzi przez otwarte drzwi, zaszczycając chłopca ostrzegawczym: “wrr”, zanim zerwie się do biegu.

Ogólnie rozumiem oba zarzuty :-)

Motyw mumii, która ma być umieszczona gdzieś w późniejszym okresie historycznym, a przy tym okraszona fantastyką to chyba nie do końca moja bajka

Moja też nie, dlatego sięgnąłem po fanfica i to dwa w jednym. Dzięki!

 

@Irka_Luz:

Przyznam się, że potraktowałem pisanie fanfica poważnie, tzn. starałem się, żeby moja fabuła ani o przecinek nie zmieniała treści oryginału. Dokonałem tylko dwóch korekt :-) (Etna i numerek Ramzesa)

Na statku, gdzie marynarze czytają broszurki, Tomek ćwiczy strzelanie, a tygrys śpi w klatce, raczej niewiele się dzieje. Co innego na Polach Jaru, gdzie bóg wpada na piwo, a na Morzu Trzcin mieszkają demony.

Rozważałem jakąś scenę dialogową na SS Albatros, ale to by tylko rozwadniało akcję i rzecz pewnie by dotyczyła Łazienek warszawskich albo lunaparku na Bielanach (o tym gadali w książce, bo bosman Nowicki mieszkał na Powiślu). Ktoś by się czepnął, że epatuję detalami życia stolicy (guberni).

Za to cykl o Tomku Wilmowskim (a przynajmniej pierwsze siedem tomów) to książki mojego dzieciństwa.

Mojego też :-)

nie uśmierciłeś Tomka, bo, kurczę, tego bym Ci nie darowała ;)

A chciałem, jakimś strasznym egipskim zaklęciem, ale jestem wiernym fanfic pisarzem :-)

 

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku!

 

Przyznam, że bardzo zmęczyły mnie fragmenty z odwołaniem do egipskich bóstw, bo zastosowałeś mnóstwo niezrozumiałych dla laika nazw i nawiązań to w bardzo dużym zagęszczeniu. Czułam się wtedy, jakbym jadła drożdżówkę z piachem :-) 

Spodobało mi się spojrzenie na wydarzenia z dwóch różnych stron, choć mam poczucie, że za szybko się wszystko skończyło. Miałam poczucie, że dopiero się rozkręcasz. Scena z Tomkiem i tygrysem rzeczywiście za szybka. Fajnie by było, gdyby trafił na trudność. Albo musiał chociaż tropić zwierzę, które zdążyłoby już narozrabiać. Bardziej ciekawił mnie wątek wpływu mumii na zdarzenia, niż sceny w zaświatach. Mam poczucie, że gdybyś na nich się skupił i trochę się tym pobawił, tekst byłby bardziej sexy :-) Przynajmniej dla mnie!

Pozdrowienia,

eM 

Cześć, Radku!

 

Czuć Radka w tekście, choć postanowiłeś napisać raczej krótki tekst. Nie oglądasz się za siebie, tylko lecisz do przodu. Można na pewno wyciągnąć z tej historii więcej, choćby klimatu grozy, ale też dałoby się skręcić bardziej w humoreskę z biedną mumią, która usilnie próbuje osiągnąć swój cel, ale wciąż i wciąż coś staje na przeszkodzie.

Stanąłeś gdzieś pośrodku z lekkim klimatem przygody. Książek o Tomku nie czytałem, ale domyślam się, że to właśnie ten klimat jest oddany i właśnie z fanfika się bierze.

Nawał egipskich nazw nieco męczył – początek trzeba było przebrnąć :P

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Marudzicie z tymi egipskimi terminami. Nikt nie robił researchu przed konkursem?

Babska logika rządzi!

Finklo, nie wszyscy, którzy zaglądają do tego tekstu uczestniczą w konkursie i zrobili sobie z tej okazji research ;P 

Przyznam się, że tekst w samym założeniu miał się trzymać na trzech filarach:

  1. trzymaniu się treści Faraona (z poprawką na numerek Ramzesa),
  2. wierności tekstowi Tomka w krainie kangurów,
  3. znanemu opisowi egipskich zaświatów.

Oprócz tego miał się dać czytać i “odptaszać” wymagania konkursowe. Może dodam, że w ikonografii egipskiej demony są reprezentowane właśnie przez ptaki.

Bardzo Wam dziękuję za przeczytanie i uwagi.

 

@emlisien:

Przyznam, że bardzo zmęczyły mnie fragmenty z odwołaniem do egipskich bóstw, bo zastosowałeś mnóstwo niezrozumiałych dla laika nazw i nawiązań to w bardzo dużym zagęszczeniu.

A który na przykład?

Przyznam się, że miałem przekonanie, że Sąd Ozyrysa, podobnie jak walka Horusa ze stryjem, Setem należy do wiedzy powszechnej jak nić Ariadny albo pięta Achillesa. Pozostałe postaci wprowadzałem raczej opowieścią np.: Bastet jako boska zabójczyni potworów.

Scena z Tomkiem i tygrysem jest oryginalna, więc jej nie zmieniałem. Moje jest tylko wyjaśnienie, czemu ktoś otworzył kłódkę.

 

@Krokus:

Nawał egipskich nazw nieco męczył – początek trzeba było przebrnąć :P

A szkoda, bo myślałem, że właśnie to jest w opowiadaniu fajne. Bo na statku (skoro nie mogłem zrobić poważniejszej katastrofy) było nudnawo.

 

Herhor jako faraon (widać ureusza) adoruje Ozyrysa. Blond peruka wynika z tego, że malarz wziął farbę “po taniości” i się zamieniła w kurz.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Mnie się podobało. Przemknęłam lekko ponad egipskimi opisami i trzymałam kciuki żeby nam się mumia nie rozpanoszyła. Przez moment przebiegła mi nawet wizja Tomka podającego śniadanie nadpsutej mumii w zaświatach, więc byłam ciekawa, w jakim kierunku to pójdzie. Wyszło nieźle. 

Mnie się duża ilość nazw i motywów egipskich podobała (ale też fakt, że ja je znam, więc problem z obcością odpada), a całość czytało się naprawdę nieźle (a i ten brak emocji w opisach to chyba odziedziczone po Szklarskim :) ). Klik ode mnie.

ninedin.home.blog

Taki drobiazg – Ammit to była ona. Z nieznanych mi powodów nazywana była też “suką Ammit”, choć zasadniczo była raczej mało psia.

W komentarzach robię literówki.

Dziękuję za przeczytanie i komentarze :-)

 

@Nova:

W założeniu rozumienie egipskich bogów i ich relacji nie było konieczne do podążenia za fabułą. Miało tylko stanowić niezbędne tło.

Dlatego się cieszę, że tak Ci się to czytało.

 

@ninedin:

Dziękuję za klika, ale dla mnie Szklarski był zawsze pełen emocji.

 

@NaN

Poprawiłem konsekwentnie na rodzaj żeński. Poprzednio pisałem zgodnie z rodzajem gramatycznym tzn. Ammit – on, a Pożeraczka – ona. Jakkolwiek jedyne źródło, podające płeć potwora znalazłem takie:

https://kids.britannica.com/students/article/Ammit/309834

Do tej pory (nie pamiętam dlaczego) przyjmowałem, że Ammit nie ma takiego atrybutu jak płeć.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Całkiem zgrabna historia, ciekawa postać złego i bardzo zręcznie wplecione elementy absurdalno-humorystyczne. Mam też kilka uwag.

 

Przede wszystkim jest dość skrótowe. Poza Polami Jaru trudno jest wczuć się w klimat miejsc, do których nas zabierasz.

 

Postać Tomka robi tu niewiele – nie wiadomo do końca, jaki ma cel jego podróż, nie ma żadnego życia wewnętrznego, w zasadzie funkcjonuje jako narzędzie fabularne bardziej niż postać.

 

Nie czuje się za bardzo życia na statku, cyklon pojawia się i znika na przestrzeni akapitu.

 

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Poprawiłem konsekwentnie na rodzaj żeński. Poprzednio pisałem zgodnie z rodzajem gramatycznym tzn. Ammit – on, a Pożeraczka – ona. Jakkolwiek jedyne źródło, podające płeć potwora znalazłem takie:

https://kids.britannica.com/students/article/Ammit/309834

Do tej pory (nie pamiętam dlaczego) przyjmowałem, że Ammit nie ma takiego atrybutu jak płeć.

 

Ciężka sprawa, ale wg. książki: “Życie codzienne w Starożytnym Egipcie” (była taka cała seria), to jednak ona.smiley

W komentarzach robię literówki.

@GreasySmooth:

Dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że Herhor się spodobał.

Poza Polami Jaru trudno jest wczuć się w klimat miejsc, do których nas zabierasz.

Pałac, gdzie umiera Herhor, jest opisany (trochę) w Faraonie. Nie wiem jednak, czy opis mułowej cegły, chorągwi i wyposażenia nie odwróciłby niepotrzebnie uwagi czytelnika od treści, czyli od snu bohatera.

Arabskie targowisko w Port Saidzie (100 km od Pi-Ramzes, gdzie toczyła się akcja Faraona) wydało mi się dosyć oczywiste z wyglądu i opisów tego rodzaju miejsc nie brakuje. Obawiałem się, że wręcz przepisałbym coś z pamięci.

 

Rozumiem, że więcej opisu przydałoby się SS Aligatorowi, ale ograniczyłem się do tego, co niezbędne dla akcji. U “Tomka w krainie kangurów” tego jest nieco więcej. Np. miał dwie śruby, co nakazuje przyjąć, że dwie maszyny parowe do napędu. Nie miał dzielonego kadłuba na sekcje (w odróżnieniu od Titanica) i drewniane drzwiczki do kajut. Czyli tygrys łapą by je umiał otwierać, nawet jakby nie opanował mechanizmu klamki.

Postać Tomka robi tu niewiele – nie wiadomo do końca, jaki ma cel jego podróż, nie ma żadnego życia wewnętrznego, w zasadzie funkcjonuje jako narzędzie fabularne bardziej niż postać.

W sumie to double-fanfic, czyli mam prawo założyć, że czytelnik zna bohatera i mogę świat wprowadzać trochę oszczędniej. Przynajmniej tak myślałem. Przy Kzince okazało się, że kompletnie nie mam racji :-(

Co do cyklonu, proszę:

Morze szalało we wściekłym tańcu. Olbrzymie fale, rozbryzgujące się pod uderzeniami straszliwej wichury, miotały statkiem. Fale tylne, boczne i przednie mieszały się bezładnie, tworzyły koliska i spienione wiry.

„Aligator” uderzany wichrem, kąpany po czubki masztów bryzgami rozszalałych fal toczył uciążliwą walkę o swe istnienie. Całą siłą rozdygotanych śrub przecinał wyrastające przed nim olbrzymie fale, kładł się na boki, jakby dla wytchnienia, potem znów wspinał się mozolnie na zwały wodne, ciężko spadał w przepastne otchłanie, trzeszczał w wiązaniach, lecz nie ulegał straszliwym żywiołom.

Strumienie deszczu zdawały się łączyć całkowicie pokrywające niebo czarne chmury z powierzchnią bryzgającego pianą morza. Pomimo pełni dnia zapanowała kompletna ciemność. Na statku rozbłysły światła.

(tekst z oryginału Alfred Szklarski „Tomek w krainie kangurów”)

Dla mnie to nadmiernie egzaltowany opis. Np. czepiałbym się do “kąpany po czubki masztów”. Jeśli statek ma pływalność, to czubki masztów zaznają co najwyżej obfitego prysznica. Dyskusję o konstrukcjach niewywracalnych (np. jacht Polonez) i niezatapialnych (wspomniany Titanic) proszę, pomińmy w tym kontekście.

Ograniczyłem się do pękających iluminatorów i pomp zęzowych, tudzież biegania po schodkach, bo bardziej mi to przypomina realia walki z żywiołem i życie na statku. Może jeszcze powinienem dodać migające i strzelające żarówki, ale staram się stopniować grozę ;-)

 

@NaN:

Na szczęście płeć lub jej brak u Ammit nie miało znaczenia dla treści. Jakkolwiek w pierwszej wersji sceny na Sądzie Ozyrysa Bastet miała sobie zakpić z Pożeraczki, mówiąc o niej “to”. Czasem człowiek ma szczęście.

“Życia codziennego w Starożytnym Egipcie” niestety nie czytałem.

 

Bardzo Wam dziękuję!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Diabli nadali!

Fabuła wciąga i fajnie ją rozwijasz oraz prowadzisz dwutorowo. Pomysł na fanfick i pierwszego kapłana – dobry! :-) Prusa za bardzo nie zauważyłam, ponieważ z Faraona pamiętam tylko Ramzesa z rzymskim znakiem. Za to sceny z Tomkiem Wilmowskim, jego ojcem i bosmanem przypominają mi serię Szklarskiego. :-)

Z terminologią egipską sama nie wiem: czy jej za dużo, za mało? Trochę się zatrzymywałam – prawda, lecz wydaje mi się, że z innych powodów niż nagromadzenie niezrozumiałych postaci i rytuałów, gdyż  czas podążałam, nie gubiłam się, do czego łatwo mogło dojść przy mojej słabej znajomości mitologii, religii i historii. Wątpliwości nie miałam żadnych, więc plus za przystępność pomimo nagromadzenia nazw bogów, rytuałów i zwyczajów. 

Natomiast, i tu zapodam swoje "ale". Miejscami się potykałam. Wydawało mi się, że czasami "naddajesz" przypominając czytelnikowi o tym, co już wie, np. powtarzającym się śnie, a dalej była jakaś niezgrabność z ojcem Tomka Wilmowskiego. Nie pamiętam już, czy Szklarski też tak robił? Dużo częściej bywasz lakoniczny, tj. jakby nie dopowiadasz lub "łamiesz" płynność" opowiadanej historii, skracając ją. Kurcze, opowiedziałabym tę historię samemu sobie na głos, aby usłyszeć jej brzmienie. Podam kilka przykładów z początku.

 

Drobiazgi:

Ammit, potwór zwany Pożeraczką, obróciła do mnie głowę i sprężyła do biegu swoje ciało, w połowie lwa i hipopotama. Otworzyła krokodylą paszczę. Nie zdążyłem wypowiedzieć słowa.

Zerknij, tu chyba czegoś brakuje. Przygotowanie ciała do biegu nie oznacza automatycznie skoku. Dla mnie brakuje "ruszyła w moją stronę" bądź inaczej. Niedopowiedzenie. Chyba żeby usunąć zdanie o otwarciu paszczy, zwiększając tym samym poziom niedopowiedzenia we wstępie. W końcu każdy z nas miewa koszmary.

Znowu mi się to przydarzyło. Obudziłem się i jeszcze w półśnie wyszeptałem:

Skreślenie – wydaje mi się niepotrzebne, jest niejako powtórzeniem pierwszego zdania, a za chwilę pojawi się jeszcze raz.

Nie chciałem powiedzieć horusowego imienia faraona Ramzesa

Wypowiedzieć, powiedzieć na głos, lub inaczej, bo lekko nie zrozumiałam? Chyba, że odwzorujesz  sposób wypowiadania się w tamtych czasach.  Wtedy uwaga jest bezzasadna.

„On był następcą Horusa, a ja go zabiłem, może nie ja, ale bez wątpienia stało się to nie bez mojego udziału”, pomyślałem o Ramzesie, unosząc się. „Był Horusem, jest Ozyrysem, a ja będę musiał kiedyś powiedzieć, że nie obraziłem króla ani żadnego boga. Amon jest największy”. Próbowałem uspokoić nerwy, ale najbardziej chciałem, żeby ten sen się nie powtarzał.

Płynność. Proponowana przeze mnie sekwencja lepsza z pewnością nie jest, lecz zerknij, bo może lepiej pokazuje, czego się czepiam, chodzi w gruncie rzeczy o zmiany  kosmetyczne.

Mamy następującą sytuację: bohater budzi się skąpany w wątpliwościach i przerażony. Myśli:

"On był następcą Horusa. Ja go zabiłem, a może nie ja? Bez wątpienia miałem w tym swój udział". Uniosłem się z posłania i, aby ukoić nerwy, sięgnąłem po naczynie z alabastru. "Był Horusem, jest Ozyrysem. Kiedyś będę musiał wyznać, że nie obraziłem żadnego boga i króla. Amon jest największy". Wypiłem jednym haustem wodę wymieszaną z ziołami. Jej smak wydał mi się inny.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No więc trafiłeś i z “Faraonem”, i “Tomkiem” w moje młodzieńcze uniesienia literackie, więc oczywiście bawiłam się nader dobrze :)

Na ile pamiętam, styl Szklarskiego podłapałeś nieźle, miło się też czytało o znanych postaciach. Plus jest tu sporo dystansu do oryginału, więc taki fanfik bawi.

Do Herhora zawsze, nawet za pierwszą lekturą Prusa, jak byłam strasznie smarkata, miałam mieszane uczucia, więc trochę jednak mu kibicowałam…

 

Co do samego opowiadania. Trochę skrótowe, a limitu miałeś sporo. Nie chodzi nawet o rozwijanie bardziej fabuły, ale o troszkę więcej oddechu. Albo komplikacji fabularnych, choć z drugiej strony to Szklarski…

Nieźle wypadły części mumijne, napakowałeś tam sporo wiedzy, momentami ocierając się o infodump, ale nie wpadając weń zbyt głęboko. Zresztą pewnie dla większości czytelników te wyjaśnienia były potrzebne, więc dobrze, że zdołałeś je wpleść w narrację dość gładko.

Fajna klamra z Ammit.

 

Skądinąd zabawne, bo u mnie też jednym z punktów widzenia jest mumia…

 

Czytało się płynnie, więc nie wypisywałam wszystkich babolków, ale masz tu garstkę:

 

obróciła do mnie głowę i sprężyła do biegu swoje ciało,

 

Na razie Ammit nie była zainteresowany moim sercem Ib.

Zainteresowana (literówka)

 

Hagenbeck'a → Hagenbecka

 

Początkowo Tomkowi z ojcem towarzyszył bosman

Niezgrabne. Może: Początkowo Wilmowskim towarzyszył…

 

egzotycznego Besa

Dlaczego akurat Bes ma być egzotyczny, a cała reszta artefaktów nie? Może: pokracznego Besa?

 

Ammit pamiętała nie tylko ze słownika, że Bastet znaczy „ta, która drapie”.

Tu nagle skaczesz do głosy Ammit.

 

Musiałem się nauczyć wpływać na tych ludzi, na marynarzy, żeby nie rozwinęli mumii i nie wyjęli amuletów.

Tu lepsze by było na początku “Będę musiał”, a dalej już narracyjny czas przeszły.

 

Z początku nie mogłem uwierzyć moim kwalifikacjom proroka, jakie zdobyłem na kursach kiedyś w świątyni.

Proroka? Troszkę się w tym miejscu zawiesiłam.

 

Moje Ba zaczęło się oddzielać od Ka. Ciało stało się jakby przezroczyste. Wprawdzie nie mogłem popatrzeć przez rękę, ale widziałem Ib bijące w mojej piersi. Oj, źle!

Moje pole się skurczyło.

Zaimkoza ;) Plus wydaje mi się, że “Oj, niedobrze!”, mimo że słabsze, lepiej by pasowało.

http://altronapoleone.home.blog

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

@Asylum:

Bardzo Ci dziękuję za przeczytanie, a jeszcze bardziej się cieszę, że się podobało. Opis egipskich zaświatów miał w opowiadaniu charakter przybliżenia czytelnikowi mechaniki świata przedstawionego, niczemu więcej. Czytając Twój komentarz, odnoszę wrażenie, że się udało, albo przynajmniej prawie.

Z drugiej strony nad płynnością muszę popracować. Z trzeciej – przykładowo sklejenie sceny Sądu Ozyrysa z powstaniem Akh na Polach Jaru jest intencjonalne, bo było takie zaklęcie, które pozwalało ominąć “pojedynek z demonami” na Morzu Trzcin.

Nie pamiętam już, czy Szklarski też tak robił?

Nie sądzę, on był bardzo sprawnym pisarzem.

 

Ammit otwiera paszczę

 

Zerknij, tu chyba czegoś brakuje. Przygotowanie ciała do biegu nie oznacza automatycznie skoku.

Może jestem cykor (na pewno jestem!), ale żeby się obudzić z przerażeniem, nie potrzebuję, by do mnie Pożeraczka skakała, wystarczy, że otworzy paszczę. Samo sprężenie do biegu/skoku – to pewnie byłoby za mało.

 

Znowu mi się to przydarzyło

dotyczyło nie samego snu, ale wypowiedzenia już na jawie imienia Ramzesa (Ten, którego moc jest wielka, daje nowe życie Obu Krajom, pomyślność, zdrowie i który łączy Dwa Kraje pod majestatem Maat). Jednak rzeczywiście wydaje się niepotrzebne.

 

Nie chciałem powiedzieć horusowego imienia faraona Ramzesa

Zmieniłem na “wypowiedzieć”, brzmi lepiej. Dziękuję.

 

Mamy następującą sytuację: bohater budzi się skąpany w wątpliwościach i przerażony.

U mnie to są dwa akapity niejako intencjonalnie. Pierwszy jest o wyrzutach sumienia i budowaniu samousprawiedliwienia: “zabić to nie zabiłem, tylko się przyczyniłem, nie liczy się” oraz “Amon jest największy”, więc może szef jakoś skręci ten problem w zaświatach.

Drugi akapit jest czysto opisowy. Starszy pan się obudził, wstaje i pije swoją wodę z ziołami. Tym razem skład okazał się inny niż zwykle. To się nie dzieje jednocześnie, bo Herhor jest człowiekiem czynu, a nie jałowych rozważań.

 

Wielkie dzięki!

 

@drakaina:

Do Herhora zawsze, nawet za pierwszą lekturą Prusa, jak byłam strasznie smarkata, miałam mieszane uczucia, więc trochę jednak mu kibicowałam…

U mnie Herhor był chyba pierwszym prawdziwym złolem, z jakim zetknąłem się w literaturze. Wszyscy wcześniejsi znajdowali się jakoś poza systemem (bandyci, rabusie, oszuści…), a ten był systemem, tworzył go.

Albo komplikacji fabularnych, choć z drugiej strony to Szklarski…

Właściwie to nie bardzo mi przyszła do głowy sensowna dodatkowa komplikacja fabularna: wykradzenie mumii z grobowca, pleśń, Bes i żona Besa, cyklon i tygrys.

Przypominam, że opowiadanie jest o tym, dlaczego kłódka była otwarta :-)

 

Klamrą w założeniu miała być Maat, która na początku ucieka (w postaci pióra), a potem stoi i patrzy, kiedy dzieje się sprawiedliwość.

momentami ocierając się o infodump

A gdzie?

 

Zresztą pewnie dla większości czytelników te wyjaśnienia były potrzebne, więc dobrze, że zdołałeś je wpleść w narrację dość gładko.

Starałem się czytelnika zabawić pokazaniem mechaniki działania zaświatów.

 

Dlaczego akurat Bes ma być egzotyczny, a cała reszta artefaktów nie? Może: pokracznego Besa?

Wydaje mi się, że dla każdego, kto próbuje się wgłębiać w historię (więc również religię) starożytnego Egiptu, natknięcie się na Besa jest szokiem i egzotyką. Jeśli ktoś podpisałby tę figurkę (osiemnasta dynastia), że jest od Azteków, większość ludzi powiedziałaby: OK.

Tu nagle skaczesz do głosy Ammit.

Tylko raz :-)

Tu lepsze by było na początku “Będę musiał”, a dalej już narracyjny czas przeszły.

Tak :-)

Proroka? Troszkę się w tym miejscu zawiesiłam.

OK, wyciąłem proroka.

Zaimkoza ;)

… została poddana kuracji. Dziękuję!

 

@Anet:

Sympatyczne :)

Miało być! W końcu happy end :-)

Sprawiedliwość triumfuje i to dosłownie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ładne fanfiction, trafne połączenie uniwersów. Całkiem dobrze bawiłem się przy lekturze. Sceny z Tomkiem i tygrysem rzeczywiście wypadły trochę beznamiętnie, jak wymuszone streszczenie. I siłą rzeczy zastanowiła mnie scena śmierci Herhora. Słowa

Wstałem, poczułem drętwienie ust, przełyku, przewróciłem się na podłogę. Nie zabolało.

stanowczo wskazują na piorunującą neurotoksynę, ale czy starożytni Egipcjanie znali już coś takiego? Na pewno nie ze sztucznej syntezy, czyli jakiś alkaloid roślinny, ale one zwykle szybko działają tylko po podaniu dożylnym. Nie wykluczam jeszcze, że taki efekt mogłaby dać naprawdę duża dawka tojadu. O tojad w Egipcie byłoby trudno, najbliżej mieliby do niego dostęp w górach Hellady i na Kaukazie, ale możliwe, że wysoko postawieni spiskowcy byliby w stanie go sprowadzić. Ciekaw byłbym zdania None’a albo Tarniny, znają się na tych zagadnieniach lepiej ode mnie.

Przypadkiem zauważone w tekście:

Mówili na to lunatyzm w ich pismach.

Niezręczne sformułowanie. Napisałbym raczej: W ich pismach nazywano to “lunatyzmem”.

„To większe, niż puszki, do których strzelałem”, pomyślał Tomek.

Przecinek przed “niż” zbędny, nie ma odrębnego orzeczenia.

Pozdrawiam,

Ślimak

Bardzo dziękuję za przeczytanie, dobre słowo i błędy zauważone “przypadkiem” oczywiście poprawiłem.

Co do trucizny, to pierwsze i najważniejsze usprawiedliwienie (słowem :-) ) opiera się na braku tagu SF (i tym bardziej Hard SF), za to mam Fantasy. Z założenia to jest podwójny fanfic, a nawet Szklarski miał u siebie ranę zadaną Smudze zatrutym nożem, który był godny Ostrza Morgula.

Historycznie istnieje udokumentowane przekonanie Rzymian, że Egipcjanie (w czasie panowania Oktawiana Augusta) dysponowali trucizną o podobnym działaniu i była ona komercyjnie dostępna.

Nie wiem, na ile prawdopodobne byłoby zsyntetyzowanie przez Egipcjan cyjanku potasu, ale obstawiałbym jakąś mieszankę. Działanie paraliżujące (neuroaktywne) ma jad kobry plującej i świetnie wchłania się z ust i przełyku. Dalej mogłaby działać jakaś trucizna roślinna np. koniina występująca w szczwole plamistym (rośnie w Egipcie). Nie jest potrzebny funkcjonujący układ trawienny, żeby dobić człowieka taką substancją. Na wszelki wypadek kazałem zięciowi głównego bohatera (ofiary) zwlekać z wezwaniem lekarza, bo wypłukanie mogłoby uratować życie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku,

 

przepraszam za zwłokę w odpowiedzi! Wyjdę na niedouczoną ignorantkę, ale niech będzie :-) 

Dla mnie, nieszczególnie zainteresowanej tematyką Egiptu, wszystkie poniższe pogrubienia są czymś, co równie dobrze mógłbyś zapisać jako: bla bla bla bla, tirli tirli, tirli. 

 

Wer pehty, sankh tawy, ity her maat, sehotep tawy. – Nie chciałem wypowiedzieć horusowego imienia faraona Ramzesa: – Ten, którego moc jest wielka, daje nowe życie Obu Krajom, pomyślność, zdrowie i który łączy Dwa Kraje pod majestatem Maat.

Poranek jak wiele innych. Jeszcze nie wstało słońce. Ciekawe czy Bastet pokonała już węża Apep, żeby bóg Ra mógł wsiąść do rydwanu przemierzającego niebo. Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską. Stała przy moim łóżku.

„On był następcą Horusa, a ja go zabiłem, może nie ja, ale bez wątpienia stało się to nie bez mojego udziału”, pomyślałem o Ramzesie, unosząc się. „Był Horusem, jest Ozyrysem, a ja będę musiał kiedyś powiedzieć, że nie obraziłem króla ani żadnego boga. Amon jest największy”. Próbowałem uspokoić nerwy, ale najbardziej chciałem, żeby ten sen się nie powtarzał.

 

Dobra, pamiętam imię boga Ra i że był taki ktoś jak Ramzes albo Ozyrys. Ale nie pamiętam ich losów i pewnie niewielu czytelników je zna (choć może akurat nie na tym forum). Wiem, że jest ktoś taki jak Bastet, choć tylko dlatego, że jest między innymi boginią uciechy kotów :-) Ale w takim nagromadzeniu i odwołaniu do zdarzeń, o których nie wiem nic, a o których czuję, że powinnam wiedzieć, żeby zrozumieć, jest to dla mojego umysłu nie do przyjęcia. 

Przyznam, że naprawdę niewiele rozumiem z tego fragmentu. Ktoś przyczynił się do czyjejś śmierci i teraz przejmuje się, że będzie musiał za to beknąć podczas sądu. Ale powiedziane w zawiły sposób z masą odwołań, które – nie jestem pewna, czy mają znaczenie. Chuck Palahniuk w “Consider this” pisze: nie chcesz, żeby Twój czytelnik czuł się jak idiota :-D

Pewnie, że można oczekiwać, że ktoś sobie posprawdza wszystkie te terminy i wtedy zrozumie, ale należy raczej założyć, że się zniechęci. 

Pozdróweczki,

eM

Wydaje mi się, że jako trucizna pasowałaby – tetradyksyna pozyskiwana z ryb, rozdymek. Znano ją w Egipcie, niejasno przypominam sobie, że pojawiła się na grobowcu jakiegoś faraona z V dynastii, jakiego – zabijcie nie pamiętam, którego. ;-) To bardzo ciekawa, neurotoksyna. Historycznie możemy znaleźć wiele odniesień do niej, jest po wielokroć razy silniejsza od cyjanku potasu. Przyjęta drogą pokarmową może doprowadzić do śmierci nawet po siedemnastu minutach, śmiertelna dawka zmieściłaby się na łebku szpilki, a poważne kłopoty powoduje również sam kontakt z nią: rana, wdychanie – dmuchnięcie środkiem w twarz. Związek jest bardzo stabilny i jak na razie nie znaleziono antidotum prócz płukania żołądka, podawania aktywnego węgla, podtrzymywania oddechu. Antidotum szukają głównie ośrodki japońskie, ponieważ w Japonii potrawy z rozdymek są głównym składnikiem fugu, potrawy, która stała się przysmakiem i niejako częścią kultury. Nawet licencjonuje się kucharzy, którzy potrafią przygotować potrawę z tej ryby.

Najbardziej interesujące są objawy, przypominają te, opisane przez Ciebie. Pokrótce – rodzaj zombifikacji: paraliż, w zasadzie zupełnym bezruch, sinienie oraz zachowanie pełnej świadomości i kontaktu z otoczeniem (widzi, słyszy, myśli). Wszyscy myśleli, że to śmierć, nawet lekarze.

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku nawet pojawił się lękowy trend do wymyślania sposobów uniknięcia śmierci za życia. Zastrzegano w testamentach nawet rzeczy tak drastyczne jak przebicie serca igłą po śmierci, skrócenie o głowę, czy w drugim nurcie montowanie w trumnach wynalazków typu szyba i zobligowanie spadkobierców do sprawdzania, czy się nie zaparowuje lub rurka na powierzchnię, zapewniająca powietrze, gdy denat się ocknie. Wszystko, aby mieć pewność.

 

W kontekst opowiadania i zastosowania określonej trucizny wpisuje mi się również reakcja bohatera, bowiem wpływ związków psychoaktywnych składa się z wywołania określonego stanu organizmu,  lecz  pamiętajmy, że interpretuje je konkretny człowiek żyjący w określonej kulturze, czyli mamy jednocześnie do czynienia z tzw. "set and setting" (po dzisiejszemu byłby to efekt placebo czy nocebo, choć  zakresy nie pokrywają się w pełni). Oddziaływanie jest odbierane przez doświadczenia: "set" – oczekiwania dotyczące działania substancji, "setting" – otoczenie, kontekst materialny i społeczny.

 

Była edytka: Edytor podmienił mi “paruje na haruje” i “nocebo na nowego”. Sami powiedzcie, jak tu nie pieklić się niekiedy na ułatwienia. xd 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć

Sympatyczne połączenie Faraona i Tomka i doceniam ukłon w stronę polskiej literatury. Rozterki mumii bardzo plastyczne. Czytało się dobrze i podobało mi się.

Pozdrawiam!

Interesujące, nie pomyślałem, że Egipcjanie mogliby mieć dostęp do tetrodotoksyny. W Morzu Śródziemnym występują jakieś rozdymkowate, chociaż chyba mniej toksyczne niż gatunki mórz wschodnich. Tetrodotoksyna jest blokerem kanału sodowego, odwrotnie do proponowanej przeze mnie akonityny (z tojadu), która wymusza otwarcie kanału sodowego. Objawy kliniczne mogą być pod wieloma względami podobne, bo w efekcie i tak wychodzi na to, że neurony nie mają jak transmitować sygnałów do komórek obwodu, ale duża dawka mojego kwiatuszka powoduje niemal natychmiastowe migotanie komór, a rybka nie da tego efektu i trzeba będzie zadowolić się paraliżem mięśni szkieletowych (w tym międzyżebrowych i przepony, w końcu prowadzi do uduszenia; współcześnie pacjenta podłączamy pod respirator i czekamy, aż trucizna wypłucze się z systemu).

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku nawet pojawił się lękowy trend do wymyślania sposobów uniknięcia śmierci za życia.

Oczywiście nie z powodu rozdymek, tylko z ogólniejszych, złożonych przyczyn kulturowych. Mamy tu nawet ładne srebrnopiórkowe opowiadanie: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/6523.

rurka na powierzchnię, zapewniająca powietrze, gdy denat się ocknie.

Co za pech, że wydychany dwutlenek węgla jako cięższy od powietrza nie zamierza nigdzie ulecieć przez żadną rurkę.

współcześnie pacjenta podłączamy pod respirator i czekamy, aż trucizna wypłucze się z systemu)

Teoretycznie tak, w praktyce bywa różnie, chodzi o czas, wiedzę – na co pacjent cierpi i gdzie jesteśmy (fizycznie).

Oczywiście nie z powodu rozdymek, tylko z ogólniejszych, złożonych przyczyn kulturowych. Mamy tu nawet ładne srebrnopiórkowe opowiadanie:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/6523.Tak, zdecydowanie masz rację. :-) 

Tak. Zastanawia mnie, skąd się to wtedy wzięło, czy aby nie z tych “rozdymkowych świadectw”? Nie wiem.

Co za pech, że wydychany dwutlenek węgla jako cięższy od powietrza nie zamierza nigdzie ulecieć przez żadną rurkę.

I tak to nie przeszkadzało w wymyślaniu wynalazków zabezpieczających, np. rodzimego hrabiego Michał Karnicke -Karnickiego, Kwiatkowskiego. :-)

Projekt trumny wg. Kwiatkowskiego.

 

 

Niesamowite jest dla mnie, wciąż, że tak łatwo możemy z jednej strony czerpać z historii, z drugiej z obecnej wiedzy, a wszystko jest potencjalnie jest możliwe. Hmm, potencjalnie. Czy to ma znaczenie, obawiam się , że niestety nie. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Teoretycznie tak, w praktyce bywa różnie, chodzi o czas, wiedzę – na co pacjent cierpi i gdzie jesteśmy (fizycznie).

Na szybko znalazłem informację, że w latach 1996-2006 w Japonii śmiertelność w zatruciach fugu wynosiła około 7%.

Tak. Zastanawia mnie, skąd się to wtedy wzięło, czy aby nie z tych “rozdymkowych świadectw”? Nie wiem.

Zakładałem, że był to przypadek zbiorowej histerii podsycanej przez literaturę gotycką, poza tym pochówki żywcem mogły być znacznie częstsze niż obecnie, nie zawsze wzywano lekarza do stwierdzenia zgonu. W sumie jednak też nie wiem na pewno.

Nie sprawdzałam tego. Niby nie dużo, te 7 %, ale wobec wiedzy dotyczącej, czym to może grozić, jakaś groza.

Zakładałem, że był to przypadek zbiorowej histerii podsycanej przez literaturę gotycką, poza tym pochówki żywcem mogły być znacznie częstsze niż obecnie, nie zawsze wzywano lekarza do stwierdzenia zgonu.

Mogło tak być,  jak mówisz. Właśnie takie rzeczy mnie najbardziej interesują – jak dochodzi do tego, że ogarnia nas zbiorowa histeria. Co decyduje.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@emilisen:

Bardzo dziękuję za rozwinięty komentarz. Będę się tłumaczył z moich intencji.

Chuck Palahniuk w “Consider this” pisze: nie chcesz, żeby Twój czytelnik czuł się jak idiota :-D

Ma rację i nic innego mi nie przyświecało, ale z drugiej strony czytelnika nudzi wykład, a info-dump jest… niemoralny jak sądzę. Z drugiej strony nie da się traktować czytelnika jak osoby o wiedzy zerowej.

 

Wer pehty, sankh tawy, ity her maat, sehotep tawy.

Mógłbym napisać:

Powiedział po egipsku, a język ten brzmiał nam obco, ale nie jak arabski, żadne “bla bla bla bla, tirli tirli, tirli“, ale bardziej “ptah, khufu i menkaure”. Wolałem przytoczyć prawdziwy kawałek, a dalej uczciwie przetłumaczyć, żeby umieścić czytelnika w nastroju. Dźwięk buduje nastrój, zapach oczywiście bardziej.

Horusowe imię faraona Ramzesa:

Gość miał kilka imion. U nas też się to zdarza: na chrzcie człowiek dostaje jedno, na bierzmowaniu drugie, a potem (dajmy na to) ksywę. Czytelnik dowiaduje się u mnie od razu, że gość nazywa się Ramzes i ma kilka imion: Ramzes i co najmniej jeszcze jedno (długie i śmieszne).

 

Bastet pokonała już węża Apep, żeby bóg Ra mógł wsiąść do rydwanu przemierzającego niebo

To się daje rozumieć wprost, bezkontekstowo wręcz. Nawet wiedza, że Ra=Słońce jest niepotrzebna. Z poprzedniego zdania wynika, że słońce jeszcze nie wstało i tyle czytelnikowi potrzeba.

Bóg Ra wsiada do rydwanu, przeszkadza mu wąż Apep (w pierwszej wersji był dopisek, że symbolizuje chaos, ale dla jasności wyrzuciłem), ale jakaś Bastet pokonuje zwierza. Dzieje się to raczej rutynowo, bo Herhor nie sprawdza newsów ani nie rzuca losów, żeby się tego dowiedzieć.

 

On był następcą Horusa, a ja go zabiłem, może nie ja, ale bez wątpienia stało się to nie bez mojego udziału

Przeanalizujmy zdania: Stephen Hawking na katedrze Lucasa Uniwersytetu Cambridge był następcą Newtona. Szkoda, że umarł.

Dla mnie do rozumienia tej wypowiedzi i powyższej z opowiadania wystarczy wiedzieć co to znaczy “następca”. Nawet znajomość legendy założycielskiej Egiptu nie jest wymagana ani wiedza kto to Newton.

 

Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską.

Czapka kapłana Amona była nazywana tiarą (moim zdaniem błędnie) u Prusa. Powieliłem. W Faraonie jest napisane, że Herhor ozdobił ją ureuszem bez dosłownego wyjaśnienia co to, a ja tu dorzuciłem “oznaczającym władzę królewską”. Fanfic miał nie wymagać znajomości oryginału, ale trochę powielam styl.

Nie wyjaśniam co to są Oba Kraje albo Dwa Kraje (uznałem, że bez przesady, nie trzeba i niepotrzebne), ale mówię kim jest Maat w dwóch miejscach:

1:

– Puszczamy go? – spytała Neftyda. – A gdzie sprawiedliwość?

– Jest tu gdzieś Maat, matko? Poszła sobie! – oburzył się Anubis i zwrócił do mnie: – No to zobaczysz Doły Wskrzeszenia, śmiertelniku.

2:

Bogini sprawiedliwości Maat przyglądała mi się bez cienia nienawiści.

W końcówce pozwoliłem sobie na dosłowność.

Ale w takim nagromadzeniu i odwołaniu do zdarzeń, o których nie wiem nic, a o których czuję, że powinnam wiedzieć, żeby zrozumieć, jest to dla mojego umysłu nie do przyjęcia. 

Rozumiem. Mi zależało na początku opowiadania na zbudowaniu mocnego kontekstu, że religia starożytnego Egiptu dzieje się naprawdę.

Nie miałem i nie mam przekonania, że czytelnik powinien to wszystko wiedzieć. Podsłuchuje myśli bohatera, to nie są jego własne myśli.

Przyznam, że naprawdę niewiele rozumiem z tego fragmentu. Ktoś przyczynił się do czyjejś śmierci i teraz przejmuje się, że będzie musiał za to beknąć podczas sądu.

Cały przekaz przeczytałaś idealnie :-)

Dziękuję za szczegóły. Rozjaśniły mi nieco.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@chalbarczyk:

Dziękuję :-)

To już drugi mój fanfic na tym portalu. Poprzednim trafiłem jak kulą w płot, bo wziąłem prozę, której nikt nie czytał.

 

@Asylum & Ślimak Zagłady:

Wydaje mi się, że jako trucizna pasowałaby – tetradyksyna pozyskiwana z ryb, rozdymek. Znano ją w Egipcie, niejasno przypominam sobie, że pojawiła się na grobowcu jakiegoś faraona z V dynastii, jakiego – zabijcie nie pamiętam, którego. ;-)

To by było bardzo ciekawe, bo cała moja wiedza o rozdymkach sprowadza się do rybki Fugu i tym, że występuje na morzach wschodnich.

Tetrodoksyna byłaby super, ale dlaczego od razu rezygnować z pospolitej w rejonie kobry plującej. Jad tego węża jest mało trwały, ale dla chcącego byłby dostępny na świeżo.

Co do akonityny się nie wypowiadam, choć rzeczywiście wydaje się bardzo skuteczna. Tojad nie rośnie w regionie, w odróżnieniu od rzeczonego szczwołu plamistego (również w starożytności nazywany cicuta jak szalej).

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku nawet pojawił się lękowy trend do wymyślania sposobów uniknięcia śmierci za życia.

Z tego powodu nawet Chopin życzył sobie, żeby przed pochówkiem wyjąć mu serce. Podobno chorzy na gruźlicę stosunkowo często byli grzebani żywcem.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Aż tak na truciznach się nie znam, ta tetradyksyna przyszła mi do głowy, bo znana i siedzę w książkach o voodoo. :-) Myślę, że w starożytnym Egipcie kapłani znali sporo różnych trucizn i psychodelików. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Fragmenty z kapłanem bardzo mi się podobały. Dzięki szczegółom czułam, że to Egipt, a ponieważ dość dobrze się rozeznawałam, nie przeszkadzał mi nadmiar informacji. Fajny również miałeś pomysł z przeplataniem tego ze “współczesnością”. Niestety prowadzenie narracji w tych fragmentach zupełnie mi nie leżało. Była zbyt oszczędna, wręcz chwilami uboga. Z komentarzy dowiedziałam się, że podobnie było u Szklarskiego i rozumiem to. Więc ogólnie na plus, ale z pewnym niedosytem smiley.

Bardzo Ci dziękuję za przeczytanie i opinię.

nie przeszkadzał mi nadmiar informacji.

Piszą ludzie, że dużo, a ja wycinałem do spodu. Na przykład sceny z Morza Trzcin (gdzie Herhor musiałby naparzać bumerangiem albo z łuku w ptaki) nie ma.

Niestety prowadzenie narracji w tych fragmentach zupełnie mi nie leżało. Była zbyt oszczędna, wręcz chwilami uboga.

Myślałem o jakimś dialogu o Warszawie (bosman Nowicki był oryginalnie z Powiśla), ale byłby to zdecydowany krok w bok. Szczerze to nie widziałem uzasadnienia fabularnego, żeby to rozbudowywać :-(

Może w czasie cyklonu: “pompuj, pompuj, wypompuj zęzę” i starego koja także zamokła :-)

 

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nowa Fantastyka