- Opowiadanie: Gruszel - O Siewku, co cień swój zgubił

O Siewku, co cień swój zgubił

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

O Siewku, co cień swój zgubił

 

Od­rzu­ce­nie

 

Siew­ko za­wsze sta­rał się być taki jak inni, choć za­miast świąt i tań­ców, wolał ciszę lasu. Gdy Ja­cze­mir do wsi Stru­my­ki po­wró­cił, mło­dzie­niec słu­chał jego prze­chwa­łek, mimo, że wcale go nie za­chwy­ca­ły. Gdy zda­nie o nowym soł­ty­sie miał po­wie­dzieć, ugryzł się w język, choć wie­dział, że oj­ciec po­słu­chał­by jego zda­nia i nie zgo­dził się na tak wy­so­ką pańsz­czy­znę. Gdy wy­śmie­wa­no Bognę, córkę ubo­gie­go pa­ste­rza, śmiał się razem z in­ny­mi, choć wcale go to nie ba­wi­ło.

Pew­ne­go dnia Siew­ko ukoń­czył pierw­szą rzeź­bę i zaraz ukrył, by resz­ta miesz­kań­ców wsi nie wi­dzia­ła. Gdy matka spy­ta­ła, co też cały dzień wy­czy­niał, za­miast na polu pra­co­wać, skła­mał, że po­ma­gał sta­re­mu Bo­ży­da­ro­wi, co mu dziat­ki po­mar­ły i sam jeden zo­stał.

Dla cie­nia Siew­ka to było zbyt wiele. Wy­sko­czył do przo­du, zu­peł­nie igno­ru­jąc pa­lą­ce słoń­ce i po­mknął w krze­wy cze­rem­chy, zni­ka­jąc z oczu mło­dzień­cowi. Naj­pierw chło­pak zu­peł­nie się tym nie prze­jął, gdyż, jak uwa­żał, cień do ni­cze­go w życiu po­trzeb­ny nie był, a nawet kło­po­tu na­py­tać po­tra­fił, kiedy to za­kra­dał się do Jagny, by za­kryć oczy i w ob­ję­ciach za­mknąć.

Bo­ga­ty był oj­ciec Ja­gien­ki, to cud że córę za Siew­ka chciał wydać. Ro­dzi­na we­se­li­sko szy­ko­wa­ła, bo i posag po­kaź­ny, lecz mło­dzie­niec skry­cie gar­dził Jagną, gdyż nie­do­bra to była dzie­wu­cha, pysz­na i na­dę­ta.

I żył tak dni kilka, za nic mając uwagi star­szy­zny, że bez cie­nia to już nie ten sam Siew­ko, bo choć po­rząd­ny, to jed­nak ni­ja­ki. Chło­pak prze­ra­ził się do­pie­ro, gdy do stru­my­ka pod­szedł, by twarz obmyć, a od­bi­cie jego nie­wy­raź­ne się stało. Wiel­kie było jego zdzi­wie­nie, gdy pa­trząc na swą dłoń i mru­żąc oczy, po­tra­fił do­strzec wierz­bę, co po dru­giej stro­nie rzecz­ki rosła. Zro­zu­miał, że za­czął zni­kać.

Wpadł tedy mło­dzie­niec do chat­ki na skra­ju wio­ski, by szep­tu­chę wie­ko­wą o pomoc pro­sić.

– Ach, ło­bu­zie – rze­kła, wpa­tru­jąc się w niego po­kry­ty­mi biel­mem ocza­mi – cień twój uciekł, a wraz z nim i cie­bie ka­wa­łek. Nie je­steś już sobą, mie­szasz się z oto­cze­niem, aż w końcu zu­peł­nie nie­wi­docz­ny się sta­niesz i bę­dzie Ja­gien­ka pła­kać po tobie rzę­si­ście.

Za­drża­ły usta Siew­ka, lecz nie żalił się on nigdy, tedy pierś wy­piął do przo­du i głowę pod­niósł do góry.

– Co robić, bab­ciu? – spy­tał. – Nie chcę tak skoń­czyć, chcę dom zbu­do­wać, drze­wo po­sa­dzić i… i żonę po­siąść!

– Wiem, że wiele cie­bie w środ­ku po­zo­sta­je i może tylko jedna Mo­kosz praw­dę zna o tobie. – Po­gła­dzi­ła go po gło­wie, jak miała w zwy­cza­ju. – Ale jeśli dalej bę­dziesz żył w swoim środ­ku, nikt nie bę­dzie po­tra­fił cię od­róż­nić od resz­ty, bo sta­niesz się żaden, i jako cho­rą­giew na wie­trze bę­dziesz po­wie­wać.

Mło­dzie­niec jak za­wsze spu­ścił wzrok i na­brał wody w usta. Nie­mi­ły był to dla sta­rej ko­bie­ty widok, więc uli­to­wa­ła się nad bie­da­kiem.

– Nie­da­le­ko stąd – po­wie­dzia­ła szep­tu­cha – na Kop­nej Górze, miesz­ka­ją trzy sio­stry, co lasem się opie­ku­ją. Do nich też dziwy wszel­kie za­gu­bio­ne zdą­ża­ją. Jeśli twój cień ma choć krzty­nę ro­zu­mu, tam też go znaj­dziesz.

– Dzię­ku­ję, bab­ciu! – Uśmiech­nął się Siew­ko.

– Ale miej ba­cze­nie! – Twarz ko­bie­ty na­bra­ła po­wa­gi. – Bo Zmora strasz­li­wa tam gra­su­je, co mięso ludz­kie za jadło ob­ra­ła, ale i cie­niem nie po­gar­dzi. Zwa­żaj tedy, by nie przy­szło ci głową za­pła­cić.

Mło­dzie­niec prze­łknął gło­śno ślinę, zło­żył po­da­rek z kró­li­czej skór­ki i od­szedł w po­śpie­chu.

Wahał się po­cząt­ko­wo, bo sta­ru­cha nie miała w na­tu­rze skłon­no­ści do bajań, lecz gdy spo­strzegł, że znów mu ko­lo­rów ubyło, ru­szył na wy­pra­wę.

 

Dom na Kop­nej Górze

 

Gdy Siew­ko do­tarł wresz­cie na szczyt góry, po­twier­dzi­ły się słowa szep­tu­chy i oczom jego uka­za­ła się chat­ka. Nie była ona by­naj­mniej zwy­kła, oj nie.

Ta chat­ka bo­wiem na trzech no­gach stała, jed­nej ku­rzej, jed­nej sar­niej i jed­nej wil­czej. Ko­ły­sa­ła się lekko w rytm wia­tru, a co chwi­la wy­da­wa­ła ciche sap­nię­cia, jakby we śnie po­grą­żo­na.

Pod­szedł pod nią ostroż­nie, szu­ka­jąc wej­ścia, ale żad­ne­go zna­leźć nie po­tra­fił. Ob­szedł do­oko­ła i nic. Żad­nych scho­dów, żad­nej liny. Uznał więc, że po jed­nej z nóg się we­sp­nie, naj­le­piej ku­rzej, bo tam jest czego się chwy­cić. Już miał pod­cho­dzić, już rękę wy­cią­gał, gdy usły­szał trzask ła­ma­nej ga­łąz­ki. Od­wró­cił się szyb­ko i uj­rzał dziew­czyn­kę ubra­ną je­dy­nie w li­ście klonu, zwią­za­ne tak umie­jęt­nie, że wy­glą­da­ły jakby rosły na jej skó­rze.

– Kim je­steś i czego tu szu­kasz? – spy­ta­ła, a głos miała jak śpiew pta­ków wio­sen­ny.

– Je­stem Siew­ko ze Stru­my­ka, przy­by­łem po mój cień.

– Chodź zatem ze mną, Siew­ku ze Stru­my­ka, za­pro­wa­dzę cię do mych sióstr, bo nic tutaj nie wskó­rasz.

Zgo­dził się i po­szedł z dziew­czyn­ką. Po­pro­wa­dzi­ła go na kra­niec po­la­ny, gdzie za świer­kiem ukry­to pa­le­ni­sko. Obok niego sie­dzia­ły dwie ko­bie­ty, jedna w kwie­cie wieku, druga o twa­rzy po­kry­tej zmarszcz­ka­mi. Ich ciała rów­nież po­kry­wa­ły li­ście, star­szą opla­ta­ła wierz­ba, młod­szą ja­błoń.

– Je­stem Dą­brów­ka, a to Moj­mi­ra i nasza dzie­ci­na, Pę­żyr­ka. Usiądź chłop­cze, do zmierz­chu jesz­cze da­le­ko – po­wie­dzia­ła sta­rusz­ka.

– Nie mam czasu – od­parł, nie po­stę­pu­jąc ani kroku. – Stra­ci­łem swój cień, zni­kam. Nie w gło­wie mi bie­sia­dy ni za­ba­wy.

– Po­śpiech cię zgubi – od­rze­kła ko­bie­ta odzia­na w li­ście ja­bło­ni. – A cier­pli­wość ura­tu­je. Usiądź, chat­ka i tak budzi się razem z gwiaz­da­mi.

– Mo­żesz też odejść i po­sta­rać się wspiąć na chat­kę – do­da­ła Pę­żyr­ka. – Kto wie, może cię wpu­ści?

Sta­nął Siew­ko po­mię­dzy dom­kiem a pa­le­ni­skiem, co chwi­la błą­dząc wzro­kiem od jed­ne­go do dru­gie­go. Już po­stą­pił krok w stro­nę chat­ki, to cof­nął się, by na wiedź­my spoj­rzeć. I stał­by tak może i do rana, choć spie­szył się ponoć, gdyby nie kształt po dru­giej stro­nie po­la­ny ma­ja­czą­cy. Do­strzegł stwo­rze­nie dzi­wacz­ne, wodą ocie­ka­ją­ce, o pysku rybim, ale ła­pach wy­drzych.

Po­czła­pa­ło w ich stro­nę, bez słowa mi­nę­ło Siew­ka i za­sia­dło obok naj­star­szej wiedź­my.

Za­wró­cił mło­dzie­niec do pa­le­ni­ska, na chwi­lę za­po­mi­na­jąc o cie­niu i nie spusz­cza­jąc stwo­rze­nia z oczu.

– Kim je­steś? – spy­tał.

– Je­stem Pe­re­płut, to oczy­wi­ste jak to, że blade ob­li­cze Horsa nocą na­dej­dzie – od­par­ło stwo­rze­nie. – Lep­szym py­ta­niem jest, kim ty je­steś? Pa­trzę na cie­bie, ale świer­ki widzę, im bar­dziej szcze­gó­ły chcę do­strzec, tym bar­dziej mi umy­kasz.

– Je­stem… – od­po­wie­dział mło­dzie­niec, ale nie po­tra­fił do­koń­czyć. – Je­stem… kim ja je­stem?

Spoj­rzał na niebo, które sza­rzeć za­czę­ło i dreszcz zimny prze­biegł mu po ple­cach. Z dala od wio­ski nic nie było takie pewne i oczy­wi­ste.

– Muszę już iść! – po­wie­dział, kie­ru­jąc kroki w stro­nę chat­ki.

– Za­cze­kaj!

Siew­ko po­czuł na dłoni mokry uścisk Pe­re­płu­ta.

– Czuję twoje cie­pło – po­wie­dział stwór. – Więc jest jesz­cze szan­sa. Jed­nak jeśli teraz pój­dziesz, chat­ka pożre cię i nigdy nie od­naj­dziesz tego, po co tu przy­sze­dłeś. A jeśli to praw­da, że cień chcesz od­zy­skać, jak wiedź­mom mó­wi­łeś, bę­dziesz mu­siał na swej dro­dze Zmorę spo­tkać. Pro­szę, za­ufaj mi i po­cze­kaj bo droga twa nie­ła­twa.

Chło­pak za­sta­na­wiał się chwi­lę, po czym do­strzegł, jak ścia­na lasu bły­ska ty­sią­ca­mi ślepi, gdy za jego ple­ca­mi buch­nę­ło ogni­sko, roz­pa­lo­ne przez Moj­mi­rę.

– Uczta już się za­czy­na. – Naj­star­sza z wiedźm wy­pro­sto­wa­ła się nad pa­le­ni­skiem.

Śle­pia roz­bły­sły, od­bi­ja­jąc blask pło­mie­ni. Siew­ko po­wiódł wzro­kiem do­oko­ła, po czym wes­tchnął i usiadł mię­dzy wiedź­ma­mi.

Nie mi­nę­ło wiele czasu, gdy do ognia po­czę­ły pod­cho­dzić stwo­ry wszel­kiej maści. Na­prze­ciw mło­dzień­ca za­sia­dła dzi­wo­żo­na o skó­rze chro­po­wa­tej ni­czym kora drze­wa, zaraz obok przy­cup­nął bies, sto­pan i ubożę, roz­po­zna­wał je wszyst­kie z bajań szep­tu­chy opo­wia­da­nych w cie­płe, let­nie noce. Każde z nich kła­nia­ło się resz­cie i za­sia­da­ło przy pa­le­ni­sku.

Drża­ło serce Siew­ka, a nogi wy­ry­wa­ły się do biegu, mimo to zo­stał, aż mrok nie za­padł zu­peł­nie. Wtedy noc prze­szył ryk roz­ry­wa­ją­cy chmu­ry. Gwiaz­dy wyj­rza­ły zza igieł świer­ku, a przy­by­sze wsta­li, jak jeden mąż.

– Jeśli na­praw­dę chcesz od­zy­skać swój cień, mu­sisz wejść do chat­ki odzia­ny je­dy­nie w od­wa­gę i upór – po­wie­dzia­ła Pę­żyr­ka.

Mło­dzie­niec prze­stą­pił z nogi na nogę, nie­pew­nie roz­glą­da­jąc się wokół. W końcu jed­nak kiw­nął głową.

– A więc tak bę­dzie – od­parł jej Siew­ko i ścią­gnął ubra­nia. Za­drżał, gdy po­czuł na na­giej skó­rze zimne po­wie­trze.

Naj­star­sza z wiedźm chwy­ci­ła pło­ną­cą szcza­pę i ru­szy­ła w stro­nę po­la­ny. Wtedy oczom Siew­ka uka­za­ła się chat­ka, jed­nak za­miast okien­nic, pa­trzy­ła na niego żół­ty­mi śle­pia­mi, a drzwi kła­pa­ły ni­czym pasz­cza. Długa dra­bi­na wy­su­nę­ła się z nich jak język, trzy nogi za­tu­po­ta­ły.

– Weź to i nie pusz­czaj, jeśli chcesz jesz­cze zo­ba­czyć swój cień i ze Zmorą spo­tka­nie prze­żyć. – Stara ko­bie­ta po­da­ła mu szcza­pę i de­li­kat­nie po­pchnę­ła ku chat­ce.

– Ru­szaj, Siew­ko ze Stru­my­ka, od­najdź, co za­gu­bi­łeś! – rze­kła Moj­mi­ra.

Nogi ugię­ły się pod str­wo­żo­nym chło­pa­kiem, mimo tego zmu­sił się, by po­dejść do ta­jem­ni­czej be­stii. Ze­bra­ne stwo­ry za­pisz­cza­ły, za­skrze­cza­ły i za­re­cho­ta­ły, aż pod­niósł się śpiew setek gar­deł, dziki i pier­wot­ny.

Mło­dzie­niec ru­szył przed sie­bie, domek spo­strzegł go nie­mal na­tych­miast. Jesz­cze krok i trój­ka nóg po­ru­szy­ła się nie­cier­pli­wie. Po chwi­li pę­dzi­ła już z pręd­ko­ścią roz­ju­szo­ne­go tura.

Stwo­ry za­wy­ły, gdy chat­ka oplo­tła mło­dzień­ca dra­bi­ną, ni­czym ję­zy­kiem i wcią­gnę­ła do środ­ka. Po chwi­li znik­nął w pasz­czy i on, i po­chod­nia.

 

Trze­wia wła­sne­go je­ste­stwa

 

Wnę­trze chat­ki było po­grą­żo­ne w cał­ko­wi­tej ciem­no­ści i gdyby nie pło­ną­cy kawał drew­na, Siew­ko nie od­na­la­zł­by drogi.

Izdebka w któ­rej się znaj­do­wał, pach­niała su­szo­ny­mi zio­ła­mi i stę­chli­zną. Po­wa­ła wi­sia­ła nisko nad głową, a ca­łość ru­sza­ła się nie­znacz­nie, w rytm od­de­chów chat­ki. Na dru­gim końcu po­miesz­cze­nia wid­nia­ło przej­ście, o su­ro­wych, jakby wy­ku­tych w skale ścia­nach, pro­wa­dzą­ce scho­da­mi w dół.

Za­wa­hał się, lecz nie wi­dząc innej drogi, ru­szył nimi. Jego droga nie była długa, już po chwi­li usły­szał nu­ce­nie pie­śni, którą kie­dyś matka śpie­wa­ła do snu. Za­cie­ka­wio­ny zszedł do końca, wkra­cza­jąc w jasny blask setek lamp.

To po­miesz­cze­nie oka­za­ło się tak wiel­kie, że Siew­ko za­czął za­sta­na­wiać się, jakim cudem chat­ka je po­mie­ści­ła. Wszę­dzie uno­sił się za­pach żywicy, a w po­wie­trzu tań­czy­ły dro­bin­ki kurzu. Ogrom­ne płót­na, za­wie­szo­ne wiele pię­ter wyżej, przed­sta­wia­ły wspa­nia­łe sceny bitew, wy­da­rze­nia, których Siewko nie rozpoznawał i potężne sylwetki, przywodzące na myśl bogów. Te wi­szą­ce niżej, zakrywające ściany, zwy­kle pre­zen­to­wa­ły nie­sa­mo­wi­te kra­jo­bra­zy, por­tre­ty i owoce, na tle kwiatów i wazonów. Po­mię­dzy nimi, nucąc spo­koj­nie, spa­ce­ro­wał stu­rę­ki męż­czy­zna, od stóp do głów po­ma­lo­wa­ny farbą w naj­bar­dziej fan­ta­zyj­ne ko­lo­ry, ja­kich mło­dzie­niec nigdy nie wi­dział i wy­obra­zić sobie nie mógł.

Ar­ty­sta od­wró­cił głowę w jego stro­nę i pod­szedł, od­kła­da­jąc pędz­le na stół. Gdy zna­lazł się już zu­peł­nie bli­sko, chło­pak za­uwa­żył, że na jego po­wie­kach na­ma­lo­wa­ne są złote źre­ni­ce, a te praw­dzi­we po­zo­sta­ją nie­wi­docz­ne.

Męż­czy­zna przyj­rzał się mło­dzień­co­wi sztucz­ny­mi oczy­ma, po czym po­słał uśmiech.

– Witaj chłop­cze, przy­by­łeś po nauki? – spy­tał. – Spra­wię, że za­ko­chasz się w czym ze­chcesz, na­bie­rzesz pasji i zro­zu­miesz, czym jest dreszcz wy­wo­ła­ny two­rze­niem no­we­go.

– Witaj, nie­zna­jo­my – od­parł Siew­ko. – Przy­by­łem tu, by od­na­leźć swój cień. Nie je­stem twoim uczniem.

– Kimże więc je­steś?

Męż­czy­zna od­su­nął się od mło­dzień­ca i za­czął oglą­dać ob­ra­zy, marsz­cząc brwi.

– Je­stem… – Siew­ko za­wa­hał się. – Kim je­stem?

– Och, mój drogi, to oczy­wi­ste. Je­steś po­ten­cja­łem, je­steś ar­ty­stą, je­steś rze­mieśl­ni­kiem i wo­jow­ni­kiem. Każda z tych cech two­rzy cząst­kę cie­bie i po­mo­gę je roz­wi­nąć. Po­ka­żę kim je­steś i co po­wi­nie­neś robić.

– Czy wtedy po­wró­ci mój cień i ko­lo­ry?

Męż­czy­zna mil­czał dłuż­szą chwi­lę, co rusz roz­ra­bia­jąc farbę lub czysz­cząc pędz­le.

– Mam pro­po­zy­cję. Po­ma­lu­ję twoje ciało, byś już nigdy nie bał się, że znik­niesz.

– Prze­cież wtedy będę pusty w środ­ku, a farba może się ze­trzeć.

– Nie ze­trze się – za­pew­nił męż­czy­zna. – Do­pil­nu­ję tego.

Siew­ko prze­szedł wzdłuż po­ko­ju, przy­glą­da­jąc się ob­ra­zom tak pięk­nym, tak re­al­nym, że mło­dzień­co­wi wy­da­wa­ło się, że ru­sza­ją się i żyją. Prze­szedł obok ga­lo­pu­ją­ce­go konia, po­dzi­wia­jąc po­tęż­ne mię­śnie pra­cu­ją­ce pod sier­ścią. Minął wzgó­rze po­ro­śnię­te bu­kiem i wazę w to­wa­rzy­stwie ja­błek na zło­tym ta­le­rzu. Za­trzy­mał się do­pie­ro przy por­tre­tach dzie­wusz­ki, która wy­glą­da­ła jakby miała tyle wio­sen, co on sam.

Pierw­szy obraz przed­sta­wiał jej ła­god­ne ob­li­cze i ro­ze­śmia­ne oczy, a blade lico po­pla­mio­ne było far­ba­mi. Ko­lej­ny, gdzie plamy farb nie­mal prze­sła­nia­ły skórę, lecz próż­no Siew­ko szu­kał po­przed­nie­go bla­sku w oczach. I ostat­ni, z wy­krzy­wio­ny­mi usta­mi w nie­mym krzy­ku. Je­dy­nie plam­ka po­licz­ka wy­sta­wa­ła spod gru­bej war­stwy barw­ni­ka.

– Kto to? – spy­tał mło­dzie­niec.

Ma­lo­wa­ny męż­czy­zna nie­mal przy­biegł.

– Moja pierw­sza uczen­ni­ca – od­parł. – Zdol­na, lecz sła­bo­wi­ta, nie miała tej pasji, która utrzy­ma­ła­by ją przy mnie. Zo­bacz, obraz nędzy i roz­pa­czy, choć ma­lo­wa­łem jej lico naj­lep­szy­mi barw­ni­ka­mi. Ale ty je­steś inny. Tobie się uda, wie­rzę w to.

Mło­dzie­niec za­sta­no­wił się przez chwi­lę, bo słowa męż­czy­zny miłe były jego uchu. Jed­nak, zaraz potem do­strzegł w od­da­li wię­cej por­tre­tów, po­krę­cił więc głową i za­czął iść przed sie­bie, pil­nu­jąc, by żaden obraz nie zajął się od pło­ną­cej szcza­py.

– Za­cze­kaj mło­dzień­cze!

Męż­czy­zna chwy­cił pę­dzel i znów pod­szedł do chło­pa­ka.

– Po­zwól choć na jedno po­cią­gnię­cie.

Siew­ko za­sta­no­wił się mo­ment, ale gdy spoj­rzał na ob­ra­zy, tak wspa­nia­łe i pełne pasji, przy­zwa­la­ją­co wy­cią­gnął rękę.

Opusz­cza­jąc pokój, oglą­dał ko­lo­ro­wą farbę zdo­bią­cą nad­gar­stek. Przed nim roz­cią­gał się ciem­ny ko­ry­tarz, pusty i zło­wro­gi. Usły­szał po­tę­pień­cze wycie, jakby zszy­te z ty­się­cy gło­sów. Za­drżał i nie­omal szcza­py nie pu­ścił. Zmora da­wa­ła ostrze­że­nie, wy­pę­dza­ła go z chat­ki.

Siew­ka znów na­szły wąt­pli­wo­ści i znów zwol­nił kroku, jed­nak pło­mień do­da­wał mu od­wa­gi, roz­świe­tla­jąc ko­ry­tarz. Ru­szył szyb­ko i już po chwi­li do­tarł do pięk­nie zdo­bio­nych drzwi. Gdy po­cią­gnął klam­kę, owiał go go­rą­cy po­dmuch, a uszy wy­peł­ni­ły szme­ry roz­mów. Uci­chły zaraz potem, dzie­siąt­ki ma­łych twa­rzy­czek zwró­ci­ło się w jego stro­nę. Każda z nich wy­glą­da­ła dzie­cię­co i rów­no­cze­śnie łu­dzą­co po­dob­nie do resz­ty.

Po­miesz­cze­nie było małe, lecz przy­tul­ne. Pod­ło­gę wy­ło­żo­no wil­czy­mi skó­ra­mi, tak przy­jem­ny­mi dla bo­sych stóp mło­dzień­ca. Cie­pło biło z pieca, w środ­ku wy­pie­kał się chleb.

– Witaj, przy­ja­cie­lu – ode­zwał się jeden ze stwor­ków, w któ­rym Siew­ko roz­po­znał Po­ku­cia. – Przy­by­wasz tutaj, by się ogrzać, za­sma­ko­wać to­wa­rzy­stwa i umi­lić czas za­ba­wą?

– Wi­taj­cie, nie­zna­jo­mi – od­rzekł mło­dzie­niec. – Przy­by­łem tu, by zna­leźć swój cień. Nie je­stem wa­szym przy­ja­cie­lem.

– A więc kim je­steś? – Z tłumu wy­ło­nił się ko­lej­ny du­szek, wbi­ja­jąc w mło­dzień­ca spoj­rze­nie.

– Tego nie wiem.

– My ci po­wie­my. – Pierw­szy Pokuć usiadł na wil­czej skó­rze. – Je­steś bra­tem, je­steś synem i przy­szłym ojcem, je­steś to­wa­rzy­szem i prze­ciw­ni­kiem, wład­cą i pod­wład­nym. Zo­stań, a po­ka­że­my ci, czym jest przy­jaźń oraz nie­na­wiść.

– A czy wtedy wróci mój cień i ko­lo­ry?

Pokuć wstał z pod­ło­gi i pod­szedł do tłumu. Dusz­ki za­szu­mia­ły, po­czę­ły szep­tać mię­dzy sobą. W końcu skłę­bi­ły się, two­rząc wiel­ką kopię sie­bie sa­mych.

– Jeden z nas zła­pie cię za rękę, byś po znik­nię­ciu za­wsze miał pew­ność, że wciąż ist­nie­jesz – od­po­wie­dzia­ły chó­rem.

– Wtedy wciąż będę nie­wi­docz­ny, a mój prze­wod­nik może mnie pu­ścić.

– Za­pew­nia­my, nie puści.

Za­my­ślił się Siew­ko, wzro­kiem lu­stru­jąc pokój. Jego uwagę przy­ku­ło łoże, wy­glą­da­ją­ce jakby ktoś nie­daw­no na nim spał.

– Czyje ono jest? – spy­tał.

– Na­sze­go pierw­sze­go przy­ja­cie­la – od­rze­kły dusz­ki. – Bawił się z nami i był szczę­śli­wy, ale z cza­sem za­czął pra­gnąć sa­mot­no­ści. Jed­nak, być sa­me­mu jest źle, nie da­ły­śmy mu tego zaznać. Tedy od­szedł dnia pew­ne­go, bie­dak, i teraz pew­nie krzą­ta się gdzieś, no­sząc w sercu smu­tek. Ty je­steś inny, wi­dzi­my to. Bę­dzie­my razem już na za­wsze, nie od­stą­pi­my cię na krok!

Mło­dzie­niec za­sta­no­wił się, wbi­ja­jąc wzrok w puste łoże, które mogło być jego. Gdy do­strzegł mokre ślady łez, po­krę­cił głową, idąc przed sie­bie. Szcza­pę drew­na trzy­mał bli­sko, by nie spa­lić wil­cze­go futra.

– Za­cze­kaj! – po­wie­dzia­ły Po­ku­cie. – Po­zwól, że zło­ży­my na twej dłoni po­ca­łu­nek, byś w dal­szej po­dró­ży czuł nasze cie­pło.

Siew­ko zwol­nił kroku, aż przy­sta­nął. Chwi­lę za­sta­na­wiał się, jed­nak osta­tecz­nie wy­cią­gnął dłoń w ich stro­nę. Gdy opusz­czał pokój, czuł bi­ją­ce cie­pło w dłoni.

Tym razem nie było ni scho­dów, ni ko­ry­ta­rza, je­dy­nie ogrom­na ni­cość, któ­rej nie po­tra­fił roz­świe­tlić nawet blask pło­mie­ni. Ugię­ły się ko­la­na pod chłop­cem, a włosy sta­nę­ły dęba, gdy za­wiał wiatr tak silny, że pra­wie zga­sił pochodnię. Znów usły­szał wycie Zmory i zgrzyt pa­zu­rów dra­pią­cych o ka­mień.

Ku­si­ło Siew­ka by za­wró­cić, zo­stać już na za­wsze w po­ko­ju peł­nym dusz­ków, bądź po­bie­rać nauki u ma­lo­wa­ne­go męż­czy­zny. Po­czuł się sa­mot­ny i opusz­czo­ny, a nagie ciało drża­ło z zimna.

Mimo to ze­brał się w sobie i ru­szył dalej, cie­płą ręką osła­nia­jąc się od wia­tru. Gdy spoj­rzał na nią, ze zgro­zą stwier­dził, że pra­wie jej nie do­strze­ga, je­dy­nie ja­skra­wa plama farby świe­ci­ła w ciem­no­ściach.

Po chwi­li do­tarł do ścia­ny ka­mien­nej, z wy­drą­żo­nym przej­ściem, osło­nię­tym ko­ta­rą. Prze­szedł przez nie i jego oczom uka­zał się gęsty las, pach­ną­cy ży­wi­cą i ro­ślin­ny­mi so­ka­mi. A wszyst­ko to tak in­ten­syw­ne, tak ko­lo­ro­we i mocne, że mło­dzień­co­wi za­krę­ci­ło się w gło­wie.

Po­środ­ku, na omsza­łym pniu, sie­dzia­ła ko­bie­ta, mo­cząc stopy w sa­dzaw­ce. Spoj­rza­ła na niego, po­sy­ła­jąc uśmiech.

– Witaj, wę­drow­cze – rze­kła. – Czy przy­by­łeś tu, by do­ty­kać zioła, po­czuć zimną toń wody i wą­chać kwia­ty?

– Witaj, nie­zna­jo­ma – od­parł Siew­ko. – Przy­by­łem tu, by zna­leźć swój cień. Nie je­stem miesz­kań­cem tej chat­ki.

– Och – zdzi­wi­ła się. – A więc kim je­steś?

– Kim je­stem? – po­wtó­rzył za nią mło­dzie­niec.

– Jeśli nie wiesz, ja od­po­wiem. – Ze­sko­czy­ła z pnia i po­de­szła bli­żej. – Je­steś kimś, kto czuje, widzi i sma­ku­je. Je­steś czę­ścią lasu, a las jest czę­ścią cie­bie. Je­steś wy­so­ki­mi gó­ra­mi i wart­ki­mi stru­my­ka­mi, słoń­cem, które ogrze­wa i wia­trem, który ziębi. Je­steś gwiaz­da­mi na nie­bie i zie­mią pod sto­pa­mi, bo skła­dasz się z tego sa­me­go, co one. Zo­stań, a po­ka­żę ci smaki, ja­kich jesz­cze nie pró­bo­wa­łeś, za­pa­chy, ja­kich jesz­cze nie czu­łeś i wi­do­ki, ja­kich jesz­cze nie wi­dzia­łeś.

– A czy wtedy po­wró­ci mój cień i ko­lo­ry?

Za­tro­ska­ła się ko­bie­ta, krzy­wiąc ob­li­cze. We­szła po ko­la­na do wody i spoj­rza­ła w górę, na błę­kit­ne niebo.

– Uplo­tę ci z po­lnych kwia­tów wie­niec, byś nawet gdy znik­niesz, czuł jego dotyk i za­pach. Zga­dzasz się?

– Wia­nek uschnie, a ja wciąż po­zo­sta­nę nie­wi­docz­ny.

– Uplo­tę ci nowy i tak do końca twych dni.

Za­sta­no­wił się Siew­ko nad pro­po­zy­cją, a ku­si­ła go wiel­ce. Prze­szedł wzdłuż brze­gu sa­dzaw­ki, wpa­tru­jąc się w mętną toń. Spoj­rzał na pięk­ne lilie, ro­sną­ce na jej środ­ku. Każda z nich miała niespotykany kształt i kolor.

– Pięk­ne – stwier­dził.

– Sym­bo­li­zu­ją każ­de­go to­wa­rzy­sza, który za­tra­cił się w mym lesie. Byli szczę­śli­wi, jed­nak twier­dzi­li, że przy­tło­czy­ły ich do­zna­nia, dotyk wil­got­nej ziemi i woń mchu. Ode­szli, a teraz pew­nie oglą­da­ją szary świat, szu­ka­jąc wra­żeń ja­kich za­zna­li tylko tutaj. Ale ty je­steś inny, tobie się tu spodo­ba. Dusza twoja wraż­li­wa, oczy wiel­kie. Bę­dzie­my razem śpie­wać pie­śni nio­są­ce ra­dość życia.

Mło­dzie­niec za­sta­no­wił się przez chwi­lę, jed­nak do­strzegł, że kwia­ty rosną da­le­ko od brze­gu, nie­do­stęp­ne i obo­jęt­ne. I tym razem po­krę­cił głową, ru­sza­jąc przed sie­bie. Ogień trzy­mał bli­sko, by nie za­ję­ły się od niego źdźbła trawy.

– Za­cze­kaj! – Usły­szał za ple­ca­mi. – Po­zwól cho­ciaż wsu­nąć za twe włosy kwiat ger­be­ry, by za­pa­chem po­dróż umi­lał.

Siew­ko od­wró­cił się i po­chy­lił głowę, a woń kwia­tu wy­peł­ni­ła noz­drza.

 

Rzeka, co rwie i topi

 

Usły­szał szum wody, gdy tylko za­su­nął za sobą ko­ta­rę. To po­miesz­cze­nie oświe­tla­ła lekka po­świa­ta, bi­ją­ca od krysz­ta­łów wy­ra­sta­ją­cych z każ­dej skal­nej szpa­ry. Po­wie­trze prze­siąk­nę­ło wil­go­cią, nagie ciało Siew­ka prze­szył dreszcz.

Mło­dzie­niec ru­szył przed sie­bie, uno­sząc po­chod­nię. Znikł już nie­mal zu­peł­nie, je­dy­nie de­li­kat­ny kon­tur dłoni przy­po­mi­nał mu, że wciąż ist­nie­je.

Parł na­przód, ra­niąc bose stopy o ostre ka­mie­nie. Po chwi­li mu­siał się za­trzy­mać, gdyż przed nim pły­nę­ła rzeka, wście­kła i roz­pę­dzo­na. Wyła ni­czym naj­strasz­niej­sza z be­stii, z furią godną We­le­sa.

Chło­pak do­strzegł po dru­giej stro­nie coś ciem­ne­go, o Siew­ko­wej po­stu­rze. Cień! Cień jego na dru­gim brze­gu czeka, wbija w niego wzrok tę­sk­ny!

Stopy mło­dzień­ca opar­ły się o skraj brze­gu, oczy wpa­trzy­ły w ciem­ną toń. I gdy stał tak, po­chło­nię­ty my­śla­mi, brzeg za­rwał się, po­cią­ga­jąc go za sobą.

Siew­ko za­krzy­czał, wy­pu­ścił szcza­pę, którą na­tych­miast po­chło­nę­ła rzeka, lecz wdra­pał się na brzeg z po­wro­tem.

Usiadł na skra­ju, oto­czo­ny ni­kłym świa­tłem krysz­ta­łów. Nie wi­dział już cie­nia, zlał się z mro­kiem. I zro­zu­miał, że nie prze­kro­czy rzeki, że gdy tylko w niej stopy po­sta­wi, ta go po­rwie, a nurt po­nie­sie da­le­ko. Za­pła­kał cicho, bo oto tutaj przy­szło mu znik­nąć sa­mot­nie, w oto­czeniu zimnych skał.

Za­wo­łał swój cień, bła­gał o po­wrót, jed­nak od­po­wie­dział mu tylko wście­kły ryk rzeki. Po­czął prze­kli­nać ją, okrut­ną, nie­prze­bła­ga­ną, ale ta zda­wa­ła się nie sły­szeć. Spoj­rzał na sie­bie ostat­ni raz, nie do­strze­ga­jąc już pra­wie nic i za­wró­cił, chcąc cho­ciaż raz jesz­cze uj­rzeć so­czy­stą trawę, wil­got­ny mech i cie­pło słoń­ca.

Ryk rzeki cichł po­wo­li, a w mło­dzień­cu wzbie­ra­ła roz­pacz. I gdy już miał chwy­tać ko­ta­rę i z ży­ciem się że­gnać, tup­nął mocno pię­ta­mi o zie­mię.

– Nie! – ryk­nął. – Tak być nie może!

I za­wró­cił, roz­pę­dza­jąc się coraz bar­dziej. Skoro i tak nie ma już żad­nych szans, skoro i tak jego los jest przy­pie­czę­to­wa­ny, nie­chaj zgi­nie w czar­nych głę­bi­nach, ale na Pe­ru­na! Niech­że spró­bu­je! Biegł ile sił w no­gach, nie zwa­ża­jąc na ostre ka­mie­nie i łzy spły­wa­ją­ce po po­licz­kach. Jeśli zgi­nie, to cho­ciaż wal­cząc o swoje, sobą będąc ten jeden raz!

Dziki krzyk wy­darł się z jego gar­dła, płuca pa­li­ły, a stopy zdarł do krwi.

Do­tarł do brze­gu, jed­nak za­miast zwol­nić, przy­spie­szył jesz­cze bar­dziej i w jed­nym, dłu­gim susie po­ko­nał część rzeki. Go­to­wy na spo­tka­nie z zimną jak dło­nie We­le­sa wodą, za­ci­snął po­wie­ki i na­piął mię­śnie.

Jed­nak za­miast w wo­dzie znik­nąć, Siew­ko stał w rzece, z kost­ka­mi je­dy­nie za­nu­rzo­ny­mi.

– Jest płyt­ka! – Zdu­miał się. – Pły­ciut­ka!

Echo ja­ski­ni nio­sło śmiech mło­dzień­ca, gdy ten brnął przed sie­bie.

Wtem coś oplo­tło jego kost­kę, jakby ręka tru­pia, i prze­wró­ci­ło w lo­do­wa­tą wodę. Po­cią­gnę­ło wzdłuż rzeki, ra­niąc plecy o ka­mie­nie.

 

Zmora, co mięso ludz­kie jada

 

Siew­ko nie zdą­żył nawet krzyk­nąć, gdy tuż przed nim ob­ja­wi­ła się twarz upior­na, po­zszy­wa­na z dzie­sią­tek dzie­cię­cych skór.

– Przy­by­łeś, mimo moich gróźb – rze­kła Zmora. – Tedy pożrę cię jak resz­tę, skórę przy­wdzie­ję, a z kości stwo­rzę lich­tarz!

Ob­ró­ci­ła się, fa­lu­ją­ce ciel­sko za­dy­go­ta­ło, za­trzę­sło się i Zmora przy­bra­ła gro­te­sko­wy, jak w krzy­wym zwier­cia­dle wi­ze­ru­nek Jagny, obie­ca­nej mu dzie­wusz­ki.

– Och, Siew­ko – po­wie­dzia­ła, na­śla­du­jąc jej głos. – Cze­muż nie mo­żesz być taki jak resz­ta?

Z każ­dym jej sło­wem świat wokół tra­cił barwy, a rzeka na­bie­ra­ła ciem­ne­go ko­lo­ru.

– Ze mną bę­dziesz żył do­stat­nio, ni­cze­go na­szym dziat­kom nie brak­nie! Co może być lep­sze nad bo­gac­two i bez­pie­czeń­stwo?

Siew­ko nie od­po­wie­dział, wie­dząc, że Zmora głu­cha na jego słowa. Za­miast tego za­nu­rzył po­ma­lo­wa­ną rękę w wo­dzie, a ona od razu na­bra­ła ży­wych barw i ko­lo­rów. Zaraz za­ję­ły się od niej ścia­ny, a Zmora za­wy­ła i znów za­fa­lo­wa­ła.

Przy­bra­ła twarz Ja­cze­mi­ra, przy­stoj­ną i ru­mia­ną.

– Chodź Siew­ko, po­je­dzie­my razem do karcz­my, bę­dzie­my pić i bawić się do rana – rze­kła tu­bal­nym gło­sem. – Bę­dzie­my rzą­dzić i wy­da­wać roz­ka­zy, a kto się nam sprze­ci­wi, temu biada!

Z każ­dym jego sło­wem ro­bi­ło się coraz zim­niej, aż rzeka za­mar­z­ła, ła­piąc kost­ki Siew­ka. Mło­dzie­niec za­sza­mo­tał się, gdy Zmora wy­cią­gnę­ła rękę.

Wtedy jed­nak dłoń chło­pa­ka, ta na któ­rej Po­ku­cie zło­ży­ły po­ca­łu­nek, buch­nę­ła żywym ogniem, ale nie opa­rzy­ła Siew­ka.

Pod­niósł ją wy­so­ko nad sie­bie, a rzeka stop­nia­ła. 

Zmora za­skrze­cza­ła, wijąc się z bólu i znów przy­bra­ła nową twarz.

Tym razem był to sam Siew­ko, lecz inny, doj­rzal­szy i bar­dziej po­nu­ry. Ubra­ny w czy­stą ko­szu­lę, o ja­kiej mło­dzie­niec nie śnił, a brodę miał bujną i za­dba­ną.

– Je­stem tobą, więc chcę two­je­go dobra – po­wie­dział. – Pięk­ne są twe ide­ały, lecz zwio­dą cię na ma­now­ce. Skoń­czysz zgorzk­nia­ły, a życia bę­dzie w tobie tyle, ile w twych rzeź­bach. Nie za­ło­żysz ro­dzi­ny ani uzna­nia nie zdo­bę­dziesz, a to spra­wi, że świat znie­na­wi­dzisz i nie bę­dzie on już nigdy ani twój, ani dla cie­bie.

Z każ­dym sło­wem Zmory ka­mien­na ja­ski­nia pę­ka­ła coraz bar­dziej, a tuż obok Siew­ka upa­da­ły ogrom­ne głazy, roz­bry­zgu­jąc wodę. Odłam­ki ra­ni­ły mło­dzień­ca, roz­ci­na­jąc twarz. 

Za­chwiał się Siew­ko, a z wło­sów wy­padł kwiat i za­to­nął w rzece. Po chwi­li urósł i ko­rze­nie za­pu­ścił. Wiły się pędy, skały ła­piąc i wią­żąc je do skle­pie­nia, tak, że po­wsta­ła pięk­na mo­zai­ka, prze­pla­ta­na ko­rze­nia­mi i li­ść­mi.

Za­sko­wy­cza­ła Zmora w ago­nii i od­bie­gła, umy­ka­jąc przed pę­da­mi.

Ode­tchnął Siew­ko z ulgą i pierś dum­nie wy­piął. W pew­nym mo­men­cie usły­szał wo­ła­nie, lecz to do niego na­le­żał głos. Po dru­giej stro­nie rzeki do­strzegł swoją syl­wet­kę, ma­cha­ją­cą mu na po­wi­ta­nie. Przy­spie­szył i już zaraz wdra­py­wał się na suchy brzeg.

 

Siew­ko

 

Mło­dzie­niec przystanął kilka pię­dzi przed cie­niem, wpa­tru­jąc się w niego z uśmie­chem.

– Za­sia­da­łem przy ogni­sku z naj­więk­szy­mi dzi­wa­mi, ja­kiem wi­dział, ży­ją­ca chat­ka wcią­gnę­ła mnie do środ­ka, prze­by­łem wiele pokoi i wiele pokus od­par­łem, Zmorę po­ko­na­łem, by w końcu cię zna­leźć – rzekł mło­dzie­niec. – Jed­nak nie ro­zu­miem, dla­cze­go ode mnie od­sze­dłeś?

– Nie od­sze­dłem – od­parł cień. – Jeno ty mnie wy­rzu­ci­łeś, gdy nie chcia­łeś przy­jąć, jako sie­bie sa­me­go. Tedy za­bra­kło dla mnie miej­sca i odejść mu­sia­łem.

– Ża­łu­ję, szcze­rze ża­łu­ję, bo czas tra­ci­łem na bycie tym, kim nie byłem i nie chcia­łem być. Wróć do mnie, pro­szę. – Siew­ko wy­cią­gnął rękę, ale cof­nął ją, nie po­tra­fiąc nic zo­ba­czyć.

– Wrócę, jeśli od­po­wiesz na moje py­ta­nie. – Cień ob­szedł go wokół, jakby oglą­dał po raz pierw­szy. – Kim je­steś?

Mło­dzie­niec za­milkł, marsz­cząc brwi. Kilka razy otwo­rzył usta, na­brał po­wie­trza i tyleż samo razy je wy­pu­ścił. Czas le­ciał, a on nadal mil­czał. Cień cze­kał cier­pli­wie, nie po­ga­niał, nie gry­ma­sił.

W końcu mło­dzie­niec wy­piął dum­nie pierś i uniósł głowę.

– Je­stem ar­ty­stą, wo­jow­ni­kiem i rze­mieśl­ni­kiem. Je­stem bra­tem, ko­chan­kiem i przy­ja­cie­lem. Je­stem nie­bem i zie­mią, lasem i rzeką. Je­stem Siew­ko ze Stru­my­ka – od­po­wie­dział, a głos jego zlał się z gło­sa­mi Dą­brów­ki, Moj­mi­ry i Pę­żyr­ki. Pe­re­płu­ta, ma­lo­wa­ne­go męż­czy­zny, dzie­sią­tek stwor­ków i ko­bie­ty znad sa­dzaw­ki.

Za­kla­skał cień ra­do­śnie, za­plą­sał i wsko­czył w skórę Siew­ka. Ko­lo­ry po­wró­ci­ły na jego ob­li­cze, a płuca jakby pierw­szy raz na­bra­ły po­wie­trza.

– Wra­caj­my – rzekł cień. – Lecz co zro­bisz dalej?

– Wciąż nie je­stem pełny – głos mło­dzień­ca stał się zde­cy­do­wa­ny. – Za­mie­rzam wró­cić do wszyst­kich po­ko­jów, które od­wie­dzi­łem i sko­rzy­stać z pro­po­zy­cji, jeśli jesz­cze mogę. Ale to ja po­ma­lu­ję swoje ciało, to ja wy­bio­rę to­wa­rzy­sza, jeśli ten mnie ze­chce, i to ja uplo­tę sobie wia­nek. A kiedy wrócę… może po­ka­żę swoje rzeź­by lu­dziom z wio­ski?

– Wiedz jed­nak, że to do­pie­ro po­czą­tek twej po­dró­ży, a praw­dzi­we wy­zwa­nia i strasz­liw­sze jesz­cze Zmory do­pie­ro cze­ka­ją na cie­bie. Nie po­wi­ta cię wio­ska jak bo­ha­te­ra, a przy pierw­szej spo­sob­no­ści wy­tknie pal­cem, jak to ma w zwy­cza­ju. Moż­li­we, że się zła­miesz, a im ma­te­riał tward­szy, tym gło­śniej sły­chać huk. Czy je­steś na to gotów?

– Nie wiem – od­rzekł Siew­ko. 

– Dobra od­po­wiedź – po­wie­dział cień, milk­nąc na wieki.

Bo i nic nie miał do do­da­nia, choć droga do­pie­ro się za­czę­ła i trwać miała, póki mło­dzie­niec nie wy­zio­nie ducha.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

najpierw uwagi:

 

Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu. Gdy Jaczemir do wsi Strumyki powrócił, młodzieniec słuchał jego przechwałek, mimo, że wcale mu nie imponowały. Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć, ugryzł się w język, choć wiedział, że ojciec posłuchałby jego opinii i nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę. Gdy wyśmiewano Bognę, córkę ubogiego pasterza, śmiał się razem z innymi, choć wcale go to nie bawiło.

Stylizacja językowa na baśń, więc rażą takie słowa, jak: imponować i opinie. Później też się wkradają takie bardziej współczesne określenia, które łatwo zastąpić (np. realne, furia). Dużo chociów.

 

Dla cienia Siewka to było zbyt wiele. Wyskoczył do przodu, zupełnie ignorując palące słońce i pomknął w krzewy czeremchy, znikając z oczu młodzieńca.

A nie czasem młodzieńcowi, bo teraz zdanie sugeruje, że cień był na oczach.

 

kiedy to zakradał się do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.

Bogaty był ojciec Jagienki, to cud że córę za Siewka chciał wydać. Rodzina weselisko szykowała, bo i posag pokaźny, lecz młodzieniec skrycie gardził Jagną, gdyż niedobra to była dziewucha, pyszna i nadęta.

Skoro gardził, to czemu się do niej zakradał, oczy zakrywał, przytulał itd? 

 

Dostrzegł stworzenie dziwaczne, wodą ociekające, o pysku rybim ale łapach wydrzych.

Przecinek przed “ale”

 

a ze stóp leciała krew.

To mi jakoś koślawie brzmi. Może – stopy zdarł do krwi albo stopy pokryły się krwią.

 

Mam problem z bohaterem. Wg tytułu i niektórych określeń to chłopiec, kiedy indziej zaś młodzieniec, więc mi się to trochę gryzie i nie umiem go sobie dobrze wyobrazić. Podróż przez chatkę przypomina mi trochę podróż Małego Księcia i odwiedzanie kolejnych planet. To też sprawia, że bohatera postrzegam jako młodszego niż jest zapewne w Twoim zamyśle.

 

Co do samego opowiadania to trudno mi powiedzieć. Nie czytało się źle, ale targetem baśni nie jestem, więc też specjalnie nie porwało. Mimo wszystko uważam, że całkiem udana zabawa ze stylizacją :)

Hejka, Gruszel. Na becie trochę się rozpisałem, więc teraz bardziej ogólnikowo. Historia w zamyśle miała być osadzona w baśniowych klimatach z nutą Słowiańskich wierzeń. Sens fabuły, jest dość prosty, nieskomplikowany, co samo w sobie jest w porządku przy obranej konwencj. Po namyśle stwierdzę, że może brakowało mi podbudowy grzeszków Siewka, bo o każdym z nich strzelasz dość skromnie, po jednym zdaniu, przez co ten przekaz i sens ostrego cienia mgły mógłby wybrzmieć nieco bardziej. Ale z uwagi na troskę o psychikę Autorki uznałem, ze juz nie będę więcej siał wątpliwości w głowie na becie, iż juz wcześniej trochę do tego się przyczyniłem :P Sama stylizacja jednak mi tutaj nie przeszkadza, a nawet dobrze komponuje się z założona lekka formą. Może faktycznie pewne słówka, niepasujące do tych czasów dałoby sie jeszcze wyłowić, ale nie razi mi to mojego oka na tyle, aby popsuło to odbioru całości. A sam tytuł… myślałem, że jak mówiłem Ci o zamienniku formy Siewka, to będzie to oczywiste, ze ten chlopiec to pasuje troche tak słabo xD Ale dobra, było bez szału, ale przyzwoicie, stąd tekst polecę jak dojdę do laptoka. Koniec końców jednak ciekawy eksperyment formą jak na to co wczesniej pisałaś.

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Hej OldGuard!

 

Co do choci, w zamyśle było to celowe powtórzenie, nie wiem jak wyszło ;V I tak, kilka słów jest dość współczesnych, poprawię je, dzięki. Po prostu ciężko mi było je wszystkie wyłapać.

 

Co do samego opowiadania to trudno mi powiedzieć. Nie czytało się źle, ale targetem baśni nie jestem, więc też specjalnie nie porwało. Mimo wszystko uważam, że całkiem udana zabawa ze stylizacją :)

To troszkę taki mój eksperyment z baśnią i drogą bohatera ;) Rozumiem, że tematyka nie twoja i cieszę się że uważasz zabawę ze stylizacją “całkiem udaną” ;)

Dzięki za komentarz!

 

Hej NearDeath!

 

Po namyśle stwierdzę, że może brakowało mi podbudowy grzeszków Siewka, bo o każdym z nich strzelasz dość skromnie, po jednym zdaniu, przez co ten przekaz i sens ostrego cienia mgły mógłby wybrzmieć nieco bardziej.

Możliwe, ale już zbyt wiele było zmian ;P A i nie chciałam się zbytnio rozpisywać.

 

Ale z uwagi na troskę o psychikę Autorki uznałem, ze juz nie będę więcej siał wątpliwości w głowie na becie, iż juz wcześniej trochę do tego się przyczyniłem :P

Dziękuję za troskę, moja psychika już siadała xD

 

A sam tytuł… myślałem, że jak mówiłem Ci o zamienniku formy Siewka, to będzie to oczywiste, ze ten chlopiec to pasuje troche tak słabo xD

Ach, nie wpadłam na to xDD Poprawiłam tytuł!

 

Ładna baśń. Misiowi spodobała się. Dobrze, że tytuł został zmieniony. Przesłanie podane jest w naturalny sposób. Bajkowe działanie pomocnych artefaktów zgodne z regułami baśni. Pomysł z zanikaniem po utraceniu cienia interesujący. Całość udana. Czyta się dobrze. Klik.

Hej Misiu!

Bardzo mi miło że ci się podobała ;) Tak, tytuł powinien zostać zmieniony, czujny NearDeath zawsze czuwa ;P Dziękuję za klika!

No, podoba mi się, przyjemnie się czytało, co tu więcej mówić :). Fajna baśniowa stylizacja, coś nowego w twojej twórczości, a to zawsze na plusik. Błędów nie widzę, ale może ślepiec ze mnie xd

 

Jesteś żukiem, Siewko! xD

Ech, Gruszel, nie najlepiej czytało mi się historię o Siewku.

Najbardziej irytowała mnie nieudolna stylizacja (zastosowanie inwersji nie jest wystarczającym zabiegiem), zwłaszcza że w tekst wplatasz sporo zbyt współczesnych słów, a to, przynajmniej mnie, dezorientuje i zaczynam zachodzić w głowę, skąd Siewko wie o martwej naturze i skąd tam się wzięła gerbera. I proszę mi nie mówić, że w baśni wszystko jest możliwe.

Zastanawiam się też, dla kogo przeznaczona jest opowieść, bo chyba nie dla najmłodszych czytelników – obawiam się, że nie dostrzegą tu wyłożonej przez Ciebie baśniowej mądrości. Młodzież, przypuszczam, woli całkiem inny rodzaj literatury, a dorośli raczej nie znajdą tu nic nowego, pozwalającego im odkryć siebie.

Poczekam, Gruszel, na Twoje kolejne opowiadanie.

 

odzia­ny je­dy­nie w od­wa­gę i de­ter­mi­na­cję… → Czy w czasach tej baśni wiedziano, co to determinacja?

Może: …odzia­ny je­dy­nie w od­wa­gę i upór/ gorliwość

 

Naj­star­sza z wiedźm chwy­ci­ła pło­ną­cą szcza­pę drew­na… → Masło maślane – szczapa nie może być inna, jak tylko drewniana.

 

w górę pod­niósł się śpiew… → Masło maślane – czy coś może podnieść się w dół?

 

Po­ko­ik w któ­rym się znaj­do­wał, pach­niał su­szo­ny­mi zio­ła­mi i stę­chli­zną. → W chatkach nie ma pokoików.

Proponuję: Izdebka w której się znaj­do­wał pach­niała su­szo­ny­mi zio­ła­mi i stę­chli­zną.

 

Wszę­dzie uno­sił się za­pach ter­pen­ty­ny… → Czy w czasach tej baśni wiedziano, co to terpentyna?

Proponuję: Wszę­dzie uno­sił się za­pach żywicy

 

Ogrom­ne płót­na, za­wie­szo­ne wiele pię­ter wyżej, przed­sta­wia­ły wspa­nia­łe sceny bitew, hi­sto­rycz­ne wy­da­rze­nia i pan­te­on bogów. → Skąd Siewko ze wsi Strumyk wiedział, co przedstawiają płótna? Skąd wiedział, co to są historyczne wydarzeniapanteon?

 

Te wi­szą­ce niżej, za­peł­nia­ją­ce każdą piędź ścian… → Obawiam się, że nie można zapełnić piędzi ścian, bo piędź jest miara długości, nie powierzchni.

 

pre­zen­to­wa­ły nie­sa­mo­wi­te kra­jo­bra­zy, por­tre­ty i mar­twą na­tu­rę. → Czy Twój bohater na pewno wiedział, co to martwa natura?

 

– Bawił się z nami i był szczę­śli­wy, ale z cza­sem za­czął pra­gnąć sa­mot­no­ści. Jed­nak, być sa­me­mu jest źle, nie da­ły­śmy mu. → Czego mu nie dały?

 

wiatr tak silny, że pra­wie zga­sił szcza­pę drew­na. → A może: …wiatr tak silny, że pra­wie zga­sił pochodnię.

 

Każda z nich miała uni­ka­to­wy kształt i kolor. → Raczej: Każda z nich miała niespotykany kształt i kolor.

 

– Po­zwól cho­ciaż wsu­nąć za twe włosy kwiat ger­be­ru… → Gerbera jest rodzaju żeńskiego, więc: – Po­zwól cho­ciaż wsu­nąć za twe włosy kwiat ger­be­ry

Skąd w czasach tej baśni znano gerbery?

 

a woń kwia­tu wy­peł­ni­ła noz­drza. → Czy gerbery pachną?

 

Siew­ko za­krzy­czał, wy­pu­ścił szcza­pę drew­na→ Siew­ko za­krzy­czał, wy­pu­ścił szcza­pę/ pochodnię

 

przy­szło mu znik­nąć sa­mot­nie, oto­czo­ny zimną skałą. → Czy skała może kogoś otoczyć?

Proponuję: …przy­szło mu znik­nąć sa­mot­nie, w otoczeniu zimnych skał.

 

a w mło­dzień­co­wi wzbie­ra­ła roz­pacz. → …a w mło­dzień­cu wzbie­ra­ła roz­pacz.

 

Ubra­ny w czy­ste ko­szu­le, o ja­kich mło­dzie­niec nie śnił… → W ile koszul był ubrany?

 

Mło­dzie­niec za­trzy­mał się kilka pię­dzi przed cie­niem, wpa­tru­jąc w niego z uśmie­chem. → A może: Mło­dzie­niec przystanął kilka pię­dzi przed cie­niem, wpa­tru­jąc się w niego z uśmie­chem.

 

– Je­stem ar­ty­stą, wo­jow­ni­kiem i rze­mieśl­ni­kiem. Je­stem bra­tem, ko­chan­kiem i przy­ja­cie­lem. → Obawiam się, że Siew­ko ze Stru­my­ka nie używałby taki słów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć,

 

niestety zgodzę się ze stanowiskiem regulatorów. Uważam, że stylizacja w tym tekście nie wyszła zbyt szczęśliwie. Zwłaszcza że jest niekonsekwentna. W części zdań wprowadzasz inwersję, by w innych zupełnie ten pomysł porzucić. Do tego, przyznam szczerze, stylizacja ta była po prostu męcząca.

Miałaś niezły pomysł, przedstawiłaś bardzo barwny, żywy i zróżnicowany świat. Na plus także słowiańskość.

Morał, tak ważny dla baśni element, dla dorosłych ludzi będzie raczej truizmem. Czy to źle? Myślę, że nie. Czasem warto przypomnieć, że nie warto porzucać własnej indywidualności na rzecz rzekomo wartościowego gremium :) Toteż morał również na plus.

Tyle ode mnie, mam nadzieję, że niezbyt surowo Cię potraktowałem. Opowiadanie zabiła stylizacja. Jeśli ją poprawisz, możesz zrobić z tego naprawdę niezłą baśń.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hej Reg!

Cieszę się że przyszłaś i przepraszam że znów Cię zawiodłam ;( Ostatnio bardziej zleży mi na twojej opinii niż na kilkach do biblio xD Mój życiowy cel to napisanie czegoś co Ci się spodoba i jeśli masz jeszcze do mnie cierpliwość, proszę, zaczekaj chwilę, może akurat się zbiorę i dam radę ;P

Masz rację, porwałam się na coś, co wymagało wiedzy znacznie większej niż ta, która posiadam, stąd wyszedł zakalec ;P Mimo tego, nie żałuję, dowiedziałam się bardzo wiele na tej opowieści, bo chociaż nieudana, była dla mnie eksperymentem na wielu płaszczyznach. 

Wybacz że znowu nie podeszło. Bardzo dziękuję za cierpliwość. Większość błędów poprawiona, zatrzymałam się jedynie na gerberze (masz rację, ale nie wiem jak ją poprawić, stąd muszę zdobyć chwilę do namysłu, ew. przeszukać internet dla zamiennika). Bardzo dziękuję za komentarze.

Jedna uwaga, gdzie spróbuję się obronić:

 

– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. → Obawiam się, że Siewko ze Strumyka nie używałby taki słów.

Tak, Siewko nie użyłby takich słów, ale to też nie jego słowa, tylko zasłyszane. Zrozumiał je, przetrawił, ale przemawiał głosem napotkanych osób, które przekazały mu “cząstkę siebie”. Stąd nie wiem czy to błąd, muszę się zastanowić.

 

Dziękuję za komentarze i uwagę! heart

 

Hej fmsduval!

Miło mi, że wpadłeś i postanowiłeś się podzielić wrażeniami ^^ Jak już pisałam wcześniej, tak, to nieudany eksperyment i porwałam się na coś, na co miałam zbyt małą wiedzę.

Mimo tego, cieszę się że pomysł Ci się podobał i cała reszta nie kulała ;)

Dzięki za komentarz! heart

 

Początek opowiadania trochę mnie zmęczył. Nie zdołałam wczuć się w bohatera, ponieważ pierwsze wydarzenia po prostu streszcza nam narrator. Z tego też powodu odejście cienia nie było dla mnie dostatecznie umotywowane na poziomie emocjonalny. Później opowieść nabiera tempa i od wejścia do chatki zupełnie mnie kupiła ;)

Gruszel, nie przepraszaj, bo nie po temu powodu!

Sama mówisz, że chcesz się uczysz, a skoro tak, to na drodze osiagania coraz lepszych umiejętności, obok przeżywania radości sukcesów, czasem trafi się także tekst mniej udany. I to jest normalne – staraj się wyciągać naukę z niepowodzeń i unikaj podobnych w przyszłości.

Owszem, Gruszel, mam sporo cierpliwości i na pewno mi jej dla Ciebie nie zabraknie. Wiem, że zbierzesz się w sobie i dasz radę. I jakkolwiek niezmierni mi miło, gdy czytam: „Mój ży­cio­wy cel to na­pi­sa­nie cze­goś co Ci się spodo­ba…” to wiedz, że będzie mi znacznie przyjemniej, kiedy przeczytam porządnie napisane dobre opowiadanie, z którego Ty będziesz bardzo zadowolona. I wiem, że tak się stanie.

A na razie eksperymentuj, bo bez eksperymentów nie będzie postępu.

 

…za­trzy­ma­łam się je­dy­nie na ger­be­rze…

Sugeruję, abyś zastąpiła gerberę różą, lilią lub konwalią. Te rośliny znane są ludzkości od dawna, a ich zapach jest intensywny, wręcz upajający. W tekście wspominasz też o czeremsze – jej kwiaty również są niezwykle wonne.

 

Tak, Siew­ko nie użył­by ta­kich słów, ale to też nie jego słowa, tylko za­sły­sza­ne. Zro­zu­miał je, prze­tra­wił, ale prze­ma­wiał gło­sem na­po­tka­nych osób…

Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć. Czy Ty, gdy ktoś będzie mówił do Ciebie językiem np. prawniczym, pojmiesz wszystko, czy raczej sięgniesz do słowników? Siewko, nie tylko nie miał słowników, ale w jego otoczeniu nie było nikogo, kto by mu znaczenie tych słów wyłożył. I nie wierzę, że bez niczyjej pomocy, bez wytłumaczenia, mógłby samodzielnie je „przetrawić” i właściwie pojąć to, co usłyszał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej ośmiornico!

Racja, początek mógłby być lepszy, ale cieszę się, że końcówka ratuje ;)

 

Reg

cieszę się, że mogę się tu spokojnie uczyć i że tylu o wiele mądrzejszych ode mnie użytkowników ma ochotę wejść i powiedzieć co o mojej pisaninie uważają ;) 

 

Owszem, Gruszel, mam sporo cierpliwości i na pewno mi jej dla Ciebie nie zabraknie.

Uff ;)

 

„Mój życiowy cel to napisanie czegoś co Ci się spodoba…” to wiedz, że będzie mi znacznie przyjemniej, kiedy przeczytam porządnie napisane dobre opowiadanie, z którego Ty będziesz bardzo zadowolona. I wiem, że tak się stanie.

Po prostu lubię wyzwania ;) Bez celu jakoś mi tak… no nie wiem, pusto?

 

Sugeruję, abyś zastąpiła gerberę różą, lilią lub konwalią. Te rośliny znane są ludzkości od dawna, a ich zapach jest intensywny, wręcz upajający. W tekście wspominasz też o czeremsze – jej kwiaty również są niezwykle wonne.

Och, dzięki. Gerberę wybrałam ze względu na znaczenie, o którym doczytałam na jednej ze stron. Ale racja, gryzie się ze światem przedstawionym.

 

Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć.

Dobry argument, choć rozsypuje mi całą końcówkę. No nic, posiedzę, pomyślę i zmienię ;D Dzięki za uwagi!

 

Bardzo proszę, Gruszel. I życzę Ci wielu wyzwań podsycających chęć pisania i pozwalających rozwijać talent. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mnie się baśń podobała. Całkiem niegłupia.

Gdyby tak od razu było widać, kogo cień opuścił…

Trochę dziwne, że ojciec Jagienki chciał wydać córkę za o wiele biedniejszego chłopca, ale pewnie nie jest to niemożliwe.

mimo, że wcale go

Nie wtrynia się przecinka w zestaw mimo że. Ani w chyba że itp. Stawia się go przed całością.

Babska logika rządzi!

Reg,

dziękuję heart

 

Hej Finklo

 

A mnie się baśń podobała. Całkiem niegłupia.

Baardzo mnie to cieszy ;)

 

Trochę dziwne, że ojciec Jagienki chciał wydać córkę za o wiele biedniejszego chłopca, ale pewnie nie jest to niemożliwe.

Początkowo wątków było znacznie więcej i jakoś to umotywowałam, ale zrobił się niezły bajzel. Masz rację, teraz jest to s umie niewytłumaczone.

 

Nie wtrynia się przecinka w zestaw mimo że. Ani w chyba że itp. Stawia się go przed całością.

Och, dzięki, nie wiedziałam.

 

Dziękuję za komentarz! ;)

Cześć!

 

Jak dla mnie to udało Ci się stworzyć taki baśniowy klimat. Wiadomo, że to opowieść nastawiona na jakiś morał, ale fajnie to wszystko urozmaiciłaś. Jest nietypowy powód zniknięcia cienia, tajemnicza chatka, cała masa dziwnych stworów. Całkiem udany tekst. Zgłaszam do biblioteki.

Cześć, Gruszel!

 

Bardzo mi się podobało! Przeleciałem wzrokiem komentarze i większość wskazuje na baśń, a ja tu wypatruję raczej takiej swojskiej bajędy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

Czytałem z przyjemnością, nie zacinałem się – technicznie jest naprawdę super.

Początkowo nie ogarnąłem dlaczego cień zniknął, potraktowałem to jako ot, taki początek opowieści, ale pod jej koniec wróciłem do tego momentu i dotarło do mnie kilka faktów :P W ogólę pochwalę, że w takiej mnogości postaci i sytuacji, w której bohater się znalazł, na koniec mam wrażenie, że to wszystko jest spójne. Poskładałaś to wszystko bardzo sprawnie.

Tyle ode mnie, mam nadzieję, że wypełniłaś pole z reprezentatywnym fragmentem do biblioteki, bo Siewko właśnie tam leci ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Alicello!

Cieszę się że ostatecznie tekst Ci się podobał, dzięki za polecenia do biblioteki!

Dziękuję za komentarz!

 

Hej Krokusie!

 

Bardzo mi się podobało! Przeleciałem wzrokiem komentarze i większość wskazuje na baśń, a ja tu wypatruję raczej takiej swojskiej bajędy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

Miło mi to czytać ;P Faktycznie, chciałam nastawić się na taką bajędę, cos w stylu tych które opowiadając babcie do snu ;)

 

W ogólę pochwalę, że w takiej mnogości postaci i sytuacji, w której bohater się znalazł, na koniec mam wrażenie, że to wszystko jest spójne. Poskładałaś to wszystko bardzo sprawnie.

Dzięki! Właśnie przy tylu wątkach, postaciach i miejscach nieco bałam się, że czytelnik się pogubi. Dobrze że tak nie jest ;)

 

Tyle ode mnie, mam nadzieję, że wypełniłaś pole z reprezentatywnym fragmentem do biblioteki, bo Siewko właśnie tam leci ;)

Wypełnione! Dzieki!

 

Dziękuję za komentarz!

Ładna baśń, dobrze mi się czytało. Mimo sporej ilości postaci nie gubiłam się. Miałam jednak wrażenie, że tekst był mocno skrócony i pozostawały Ci niepowyjaśniane rzeczy. Na przykład: co takiego było w Siewku, że ojciec Jagienki chciał mu dać córkę za żonę?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej Irko!

Miło mi że dobrze Ci się czytało ;) Co do skrócenia tekstu było wręcz przeciwnie – został wydłużony ;) Ale bałam się że jeśli rozrośnie się jeszcze bardziej, straci na szybkości akcji i zrobi się nużący, a nie chciałam wchodzić zbytnio w poboczne wątki. Ale oczywiście, możliwe że to błąd, właśnie dlatego że niektórzy rzeczy po prostu nie wyjaśniłam. Dzięki, postaram się pamiętać następnym razem ;D

Hej, ho :)

 

Zgodzę się z częścią przedmówców, że stylizacja niezbyt udana… I mnie osobiście mocno to opowiadanie zepsuła, zwłaszcza na początku, zanim ją “z rezygnacją zaakceptowałam”. Po pierwsze, ta inwersja rzeczywiście nie wystarcza – a po drugie, może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”? Nie twierdzę, że się znam – ale tak sobie pomyślałam – czy współczesny czytelnik ma szansę coś takiego docenić? ;)

Myślę, że wystarczyłby prosty, nieskomplikowany (być może pozornie) język.

 

Co do odbiorcy – to rzeczywiście jest pewna zagwozdka. ;) To nie jest tekst dla dzieci, może dla młodzieży… Ale jednak określiłabym to "baśnią dla dorosłych”. ;)

 

Ja uważam, że pierwszy akapit jest w porządku – nie widzę potrzeby rozwijania go. Błyskawicznie zarysowuje charakter bohatera i tematykę opowiadania.

Gorzej z przejściem do drugiego akapitu… ;) Bo nagle tak ni z gruchy, ni z pietruchy mamy tę “rzeźbę”. Te artystyczne aspiracje są tutaj wskazane, hm… Odrobinę niezdarnie? ^^’ I ta ucieczka cienia też zbyt nagła…

 

Fragment z wiedźmami wydał mi się niepotrzebnie rozwlekły; te wszystkie oczy wyglądające z lasu, potworki itp. nie służyły raczej żadnemu celowi… Jeżeli to taki ozdobnik, to moim zdaniem za długi. Zastanawiam się również, czy rzeczywiście jest konieczne, by bohater ujrzał chatkę przed spotkaniem trzech czarownic – właściwie nic z tego nie wynika, tylko czytelnik jest skołowany, bo nie wie, czy to chatka zmory czy trzech dobrych wiedźm.

 

Dlaczego “pokuć” z wielkiej litery? To chyba tak, jakby “smoka”, “krasnoluda” itp. pisać z wielkiej?

 

Nie bardzo rozumiem postać artysty – a może nie rozumiem tylko motywu portretów uczennicy.

Ja to zrozumiałam tak, że ta uczennica jakimś sposobem zamieniła się w ten portret – czy może on zaklął ją w ten portret – i ten artysta wydał mi się straszny, zwłaszcza, że poza tym brzmiał na miłego… Słowem – zajechało psychopatą. xD Ale potem okazało się, że jednak był miły i miał dobre intencje…?

Przez to dziwne wrażenie z nim związane pokucie również wydały mi się jakieś takie mroczne i straszne – nie wiedziałam, czy można im ufać, czy nie będą chciały zatrzymać Siewka siłą itp. I tak samo miałam z kobietą na łące (zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”. Może powiedziała, że tylko ich symbolizują – a tak naprawdę była złą wiedźmą i uwięziła ich na zawsze…?

Nie wiem, czy to celowy zabieg – że czytelnik nie wie, czy te postaci są pozytywne, czy jednak ma się ich bać. Jeżeli tak – to cholernie udany. Jeżeli nie – chyba spróbowałabym przepisać ten fragment o portretach, wyjaśnić, dlaczego właściwie tam wiszą, kto je malował – artysta czy uczniowie? (Może np. uczniowie, malując swój smutny/przerażony portret, zrozumieli, że jednak są nieszczęśliwi.)

 

– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. Jestem niebem i ziemią, lasem i rzeką. Jestem Siewko ze Strumyka.

Mnie ten fragment nie wydał się “nieprawdopodobny” czy coś takiego. Moim zdaniem jest jasne, że to powtórzenie zasłyszanych wcześniej słów. Inna sprawa, że nie jestem fanką takich górnolotnych przemów – no, ale w baśni to aż tak bardzo nie razi.

 

No i wreszcie – cień. Nie bardzo rozumiem tutaj jego symbolikę. Ma chyba reprezentować “prawdziwe ja” Siewka, jego ego, w tym talent rzeźbiarski – i to ego w końcu nie wytrzymuje, “obraża się” i ucieka. Tylko że… hm… “Cień” zasadniczo kojarzy mi się bardziej z jakimiś skrytymi obawami, traumami, “ciemną stroną” ludzkiej osobowości. “Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)

To moje podstawowe skojarzenie nie do końca pokrywa się z Twoją symboliką – i teraz pytanie, czy to tylko moje skojarzenie… Bo może warto byłoby jakoś bardziej uzasadnić to umiejscowienie tego “ego”, tych artystycznych aspiracji, tego pragnienia wyrażenia siebie – właśnie w cieniu.

Od razu zaznaczam – wiem, że to nie byłoby łatwe – ale uważam również, że zgrabnie ujęte, wyniosłoby to opowiadanie na zupełnie nowy poziom. ;)

 

A na koniec – coś miłego. ;) Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana. Zazdroszczę wyobraźni – motywy z artystą, pokuciami i kobietą na łące – bardzo ciekawe (choć wolałabym, by były bardziej jednoznaczne – j.w. ;)). Podobnie podobały mi się trzy pokolenia wiedźm oraz wiedźmowe ubranka. ;) Walka ze zmorą – ciekawa i bardzo udana. (Zwłaszcza rzucony do walki gerber robi wrażenie). Język – niepotrzebnie stylizowany, ale poza tym bardzo ładny – gdyby nie ta męcząca inwersja, byłoby super.

 

Myślę, że niełatwo jest napisać ciekawą i oryginalną baśń – w końcu wszystko już było… A Tobie się jednak udało. :)

 

Przepraszam, jeśli byłam zbyt wredna – ale uważam, że opowiadanie zasługuje na wnikliwą analizę. ;) Raz jeszcze, zazdroszczę wyobraźni. Naprawdę.

 

Pozdrawiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW!

Bardzo się cieszę że wpadłaś, jeszcze z tak obszernym komentarzem!

 

Zgodzę się z częścią przedmówców, że stylizacja niezbyt udana… I mnie osobiście mocno to opowiadanie zepsuła, zwłaszcza na początku, zanim ją “z rezygnacją zaakceptowałam”. Po pierwsze, ta inwersja rzeczywiście nie wystarcza – a po drugie, może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”? Nie twierdzę, że się znam – ale tak sobie pomyślałam – czy współczesny czytelnik ma szansę coś takiego docenić? ;)

Tak, trochę zepsułam, rzuciłam się na coś, na czym się nie znam. Mój błąd. Chciałam się wzorować na Mitologii Słowiańskiej Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. To jednak nie takie proste jak myślałam ;P

 

Dlaczego “pokuć” z wielkiej litery? To chyba tak, jakby “smoka”, “krasnoluda” itp. pisać z wielkiej?

Racja, nie wpadłam na to xD

 

Przez to dziwne wrażenie z nim związane pokucie również wydały mi się jakieś takie mroczne i straszne – nie wiedziałam, czy można im ufać, czy nie będą chciały zatrzymać Siewka siłą itp. I tak samo miałam z kobietą na łące (zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”. Może powiedziała, że tylko ich symbolizują – a tak naprawdę była złą wiedźmą i uwięziła ich na zawsze…?

Zabieg był celowy, nie chciałam żeby te postacie były jednoznacznie złe lub dobre. Bardziej chodziło mi o to, że mogą przynieść coś dobrego, jeśli odpowiednio się do nich podejdzie. Ale jeśli pozwolisz im całkowicie pokierować twoim życiem, to nie będzie miało dobrych konsekwencji i Siewko musiał to zrozumieć. Więc może oni nie końca mieli złe intencje, ale czasami wyszło jak wyszło ;) Ich całkowite oddanie pasji nie każdemu mogłoby się spodobać i nie każdy mógłby wytrzymać.

 

– Jestem artystą, wojownikiem i rzemieślnikiem. Jestem bratem, kochankiem i przyjacielem. Jestem niebem i ziemią, lasem i rzeką. Jestem Siewko ze Strumyka.

Mnie ten fragment nie wydał się “nieprawdopodobny” czy coś takiego. Moim zdaniem jest jasne, że to powtórzenie zasłyszanych wcześniej słów. Inna sprawa, że nie jestem fanką takich górnolotnych przemów – no, ale w baśni to aż tak bardzo nie razi.

Ja też nie, ale zależało mi, żeby to była baśń pełną gębą, czyli z oczywistym przekazem, stąd te słowa.

 

No i wreszcie – cień. Nie bardzo rozumiem tutaj jego symbolikę. Ma chyba reprezentować “prawdziwe ja” Siewka, jego ego, w tym talent rzeźbiarski – i to ego w końcu nie wytrzymuje, “obraża się” i ucieka. Tylko że… hm… “Cień” zasadniczo kojarzy mi się bardziej z jakimiś skrytymi obawami, traumami, “ciemną stroną” ludzkiej osobowości. “Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)

Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził, dlatego z początku nawet cieszył się, że poszły.

 

A na koniec – coś miłego. ;) Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana. Zazdroszczę wyobraźni – motywy z artystą, pokuciami i kobietą na łące – bardzo ciekawe (choć wolałabym, by były bardziej jednoznaczne – j.w. ;)).

Dzięki, chodziło mi waśnie o to, jak sprawdzę się w typowej baśni i drodze bohatera. Co do jednoznaczności to wybacz, nie przepadam za nią i nawet w baśni nie dałam rady. Nie cierpię gdy postacie są jednoznacznie dobre lub złe, jak dla mnie to wszystko spłaszcza.

 

Przepraszam, jeśli byłam zbyt wredna – ale uważam, że opowiadanie zasługuje na wnikliwą analizę. ;) Raz jeszcze, zazdroszczę wyobraźni. Naprawdę.

Nie byłaś wredna, cieszę się, że masz odwagę napisać, jeśli czegoś nie rozumiesz, bądź coś Ci nie pasuje. Dla mnie to też bardzo cenne wskazówki, na co zwrócić uwagę następnym razem. Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz! ;)

 

Pozdrawiam!

 

Co do jednoznaczności to wybacz, nie przepadam za nią i nawet w baśni nie dałam rady.

Hm, nie chodziło mi tutaj o taką “jednoznaczność-jednoznaczność” – tylko o to, jakie emocje wzbudziły we mnie te postacie. Ten przekaz:

Zabieg był celowy, nie chciałam żeby te postacie były jednoznacznie złe lub dobre. Bardziej chodziło mi o to, że mogą przynieść coś dobrego, jeśli odpowiednio się do nich podejdzie. Ale jeśli pozwolisz im całkowicie pokierować twoim życiem, to nie będzie miało dobrych konsekwencji (…).

– zrozumiałam. Chciałam raczej zwrócić uwagę na to, że te postaci wzbudziły we mnie strach – nie wiedziałam właśnie, czy chcą dobrze, ale czasem im nie wychodzi, a w takim wypadku wzruszają ramionami i żyją dalej – czy może chcą dobrze, a jak im nie wychodzi, to zamieniają się w bestie i swoich uczniów mordują/przemieniają/permanentnie więżą. ;) To znaczy nie byłam pewna, czy artysta nie będzie próbował fizycznie powstrzymać Siewka, podobnie pokucie, czy kobieta nie zastosuje na nim jakiejś czarnej magii. I myślę, że to niezrozumienie wynika z tego fragmentu z portretami – nie wiem, czy jestem jedyna, ale naprawdę odniosłam wrażenie, że ci uczniowie zostali w te portrety zaklęci. Tak jak wspomniałam, uważam, że ten fragment skorzystałby na lekkim rozbudowaniu i wyjaśnieniu.

 

Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził, dlatego z początku nawet cieszył się, że poszły.

Tak, to dla większości czytelników będzie jasne, natomiast – jest po prostu mało zgrabnie… hm… wprowadzone. Po przeczytaniu Twojego komentarza przyszła mi do głowy enlightened taka scena – powiedzmy, jako drugi paragraf:

Siewko jest w lesie i oddaje się w tajemnicy swojej pasji – rzeźbieniu. Wtedy Cień ożywa, przyjmuje różne formy (pozuje?), cieszy się – są jednością i są ze sobą szczęśliwi. Siewko wraca do wioski – i Cień odchodzi w zapomnienie, zostaje odrzucony, stłamszony – bo Siewko podporządkowuje się oczekiwaniom reszty.

Myślę, że coś w tym stylu załatwiłoby kilka rzeczy naraz: 1) zarysowałoby naturę Cienia i jego symbolikę, powiedziałoby czytelnikowi, jak ma go rozumieć; 2) opisałoby relację pomiędzy Siewkiem a Cieniem (na ten moment wszelką relację czytelnik musi sobie dopowiedzieć); 3) pozwoliłoby płynniej przejść do ucieczki Cienia (bo wtedy wiedzielibyśmy, “kim” jest, co musiał “znosić”, dlaczego nie wytrzymał i uciekł).

 

Heh. ^^’

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Wybacz, ze tak długo nie odpisywałam DHBW, ostatnio dzieje się wszystko na raz ;-;

 

Chciałam raczej zwrócić uwagę na to, że te postaci wzbudziły we mnie strach – nie wiedziałam właśnie, czy chcą dobrze, ale czasem im nie wychodzi, a w takim wypadku wzruszają ramionami i żyją dalej – czy może chcą dobrze, a jak im nie wychodzi, to zamieniają się w bestie i swoich uczniów mordują/przemieniają/permanentnie więżą. ;)

Tak, i właśnie o to mi chodziło. Chatka nie miała być bezpieczna, nie ma gwarancji co zrobią napotkane tam osoby, więc to całkiem naturalne, że wzbudzają strach i nieufność. Mówiąc że nie lubię jednoznaczności, chodziło mi o nią na wszystkich frontach.

 

Tak jak wspomniałam, uważam, że ten fragment skorzystałby na lekkim rozbudowaniu i wyjaśnieniu.

Możliwe że tak, ale tez możliwe ze nie. Z pewnością wydźwięk byłby wtedy inny, ale właśnie straciłoby na tajemniczości i tym niepokoju, bo ludzie zazwyczaj boją się tego, czego nie rozumieją.

 

Co do sceny z cieniem, faktycznie, mogłaby się przydać, dzięki za wskazówkę. Możliwe że kiedyś, za jakieś kilka lat, wrócę do tej opowieści i ją rozbuduję, a może i zmienię kompletnie. Wtedy na pewno te uwagi będę dla mnie cenne, dzięki.

Okej, jeśli to było zamierzone, to pełen sukces. ;)

 

Cieszę się, że mogłam pomóc. :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Dzięki za pomoc, wezmę sobie uwagi do serca ;D

Hej Gruszel,

Zbierałem się, zbierałem i… żałuję, że dopiero teraz przeczytałem, bo podobało mi się bardzo :)

Stylizacja jak najbardziej na plus – choć widziałem, że zdania były podzielone.

Takie klimaty słowiańskie zawsze mi przeszkadzają i unikam ich jak mogę, ale w Twoim opowiadaniu wyszło to fajnie. Przeczytałem jednym tchem, zastanawiając się co się stanie dalej.

Pozdrawiam

Hej Ramshiri!

Miło mi że jednak się zebrałeś ;) Co do stylizacji, to jeszcze nieco mi brakuje, ale dowiedziałam się naprawdę wiele, więc niczego nie żałuję ;P Fajnie, że Ci się podobała i że przeczytałeś tekst na raz. To duży komplement.

Dzięki za komentarz!

Hej, bardzo miłe opowiadanie, ujmujące i z morałem. Zgadzam się z poprzednikami, że nie wszystko jest jasne, aczkolwiek mi to akurat dało troche przestrzeni na interpretacje. 

 

Sam początek jednak musiałem przeczytać parę razy, ponieważ jest nieoczywiste dla mnie o kim mowa.

 

Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu. Gdy Jaczemir do wsi Strumyki powrócił, młodzieniec (kto jest młodzieńcem? Czemu mam myśleć, że Siewko?) słuchał jego przechwałek, mimo, że wcale go nie zachwycały. Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć (Siewko, Jaczemir czy młodzieniec?), ugryzł się w język, choć wiedział, że ojciec posłuchałby jego (kogo?) zdania i nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę. Gdy wyśmiewano Bognę, córkę ubogiego pasterza, śmiał się (kto? :) ) razem z innymi, choć wcale go to nie bawiło.

 

Pozdrwiam!

Hej Velendirze!

Miło mi, że wpadłeś i jeszcze milej, że uznałeś opowiadanie za ujmujące ;)

Co do początku, zgodzę się, jest dość (bardzo) niezręczny. Mam naukę na przyszłość czego nie robić. Masz rację, pierwszy akapit jest nieczytelny, dziękuję za opinię!

Cześć!

 

Wybrałem akurat to z Twoich opowiadań, bo ma najwięcej komentarzy… zobaczymy, co przyciągnęło publiczność.

 

Stylizacja jest ciekawa, ale co mnie uderza od samego początku, to jakby taki wysyp przecinków – chociaż może to też element stylizacji?

 

Czasem zdarzają się powtórzenia:

 

– Kim jesteś i czego tu szukasz? – spytała, a głos miała jak śpiew ptaków wiosenny.

– Jestem Siewko ze Strumyka, przybyłem tutaj po mój cień.

– Chodź zatem ze mną, Siewku ze Strumyka, zaprowadzę cię do mych sióstr, bo nic tutaj nie wskórasz.

 

Schemat oczywiście znany jest z baśni: wędrowiec szuka czegoś bardzo ważnego i po drodze zbiera pozornie niepotrzebne “gadżety”, najczęściej trzy, które w starciu ze strażnikiem (Zmorą) okazują się bardzo przydatne. Co do tego schematu nie pasuje – i co mi się podoba – to że dawcy tych “gadżetów” początkowo próbują wędrowca zatrzymać, a dopiero kiedy wykazuje upór, udzielają mu pomocy.

 

I gdy już miał chwytać kotarę i z życiem się żegnać

Tego nie chwytam. Chciał się powiesić na tej kotarze, czy jak?

 

Historia ogólnie fajna. Motyw rzeźbiarstwa został wspomniany chyba tylko raz – trochę szkoda, bo to było zdaje się ważne. Ale czytało się szybko i przyjemnie.

 

Pozdróweczka!

Precz z sygnaturkami.

Hej kosmito!

Wybrałem akurat to z Twoich opowiadań, bo ma najwięcej komentarzy… zobaczymy, co przyciągnęło publiczność.

To raczej zawdzięczam komentarzom z bety xD

 

Stylizacja jest ciekawa, ale co mnie uderza od samego początku, to jakby taki wysyp przecinków – chociaż może to też element stylizacji?

Nie, to mój osobisty problem xD

 

Schemat oczywiście znany jest z baśni: wędrowiec szuka czegoś bardzo ważnego i po drodze zbiera pozornie niepotrzebne “gadżety”, najczęściej trzy, które w starciu ze strażnikiem (Zmorą) okazują się bardzo przydatne. Co do tego schematu nie pasuje – i co mi się podoba – to że dawcy tych “gadżetów” początkowo próbują wędrowca zatrzymać, a dopiero kiedy wykazuje upór, udzielają mu pomocy.

Tak, chciałam wypróbować ten schemat w praktyce, więc fajnie, że go widać ^^ Co do gadżetów, to żeby je zdobyć, Siewko musiał wykazać się jakąś cechą, to była swoista próba przed ostatecznym bossem ;P

 

Tego nie chwytam. Chciał się powiesić na tej kotarze, czy jak?

Nie, nie, bardziej przejść i zostać na łące póki nie zniknie ;P A wiele czasu mu nie zostało, stąd to żegnanie się z życiem.

 

Historia ogólnie fajna. Motyw rzeźbiarstwa został wspomniany chyba tylko raz – trochę szkoda, bo to było zdaje się ważne. Ale czytało się szybko i przyjemnie.

Tak, motyw rzeźbiarstwa potraktowałam trochę po macoszemu, jednak chciałam skupić się na drodze. Faktycznie, mogło go być więcej ;P

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję ;)

Cześć, Gruszelko. Głęboki wdech :)

Siewko zawsze starał się być taki jak inni, choć zamiast świąt i tańców, wolał ciszę lasu.

Siewko zawsze starał się być taki, jak inni, choć od świąt i tańców wolał ciszę lasu.

mimo, że wcale go nie zachwycały

Ja też mam odruch pisania "mimo, że" zamiast "mimo że", chociaż to niepoprawne. Ale o wiele lepiej jest napisać "choć". I brzmi ładniej, i przecinek się nie pcha. I "choć" można powtarzać, jest raczej przejrzyste.

Gdy zdanie o nowym sołtysie miał powiedzieć

Nie przesadzasz z tym archaizowanym szykiem? Właściwie czasownik na koniec daje (szkolna) łacina… I "zdanie" tutaj trochę źle się parsuje, pomyślałam o zdaniu gramatycznym, a nie o zdaniu – opinii. Poza tym – powtarza się.

nie zgodził się na tak wysoką pańszczyznę

Nieuctwo historyczne ze mnie wyłazi, ale – miałby coś do gadania?

Pewnego dnia Siewko ukończył pierwszą rzeźbę

Hmm. Może jednak: Gdy? "Ukończył" trochę za wysokie.

by reszta mieszkańców wsi nie widziała

Hmmm.

spytała, co też cały dzień wyczyniał, zamiast na polu

Nie. https://sjp.pwn.pl/sjp/wyczyniac;2538897.html

zupełnie ignorując

Bardzo zgrzyta, to anglicyzm. Cień mógł na przykład wyskoczyć mimo palącego słońca.

pomknął w krzewy czeremchy, znikając

Najpierw pomknął, potem zniknął (wyobraź sobie!) więc albo: pomknąwszy między krzewy czeremchy, zniknął; albo: pomknął między krzewy czeremchy i zniknął.

Najpierw chłopak zupełnie się tym nie przejął, gdyż, jak uważał, cień do niczego w życiu potrzebny nie był, a nawet kłopotu napytać potrafił, kiedy to zakradał się do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.

Hmm. Może tak: Z początku chłopak wcale się tym nie przejął, bo przecież cień do niczego w życiu nie jest potrzebny, a nawet kłopotu napytać potrafi, kiedy się człowiek podkrada do Jagny, by zakryć oczy i w objęciach zamknąć.

to cud że

To cud, że. Trochę tu przeskoczyłaś z tematu na temat.

młodzieniec skrycie gardził Jagną, gdyż niedobra to była dziewucha, pyszna i nadęta

A zdanie wyżej wyraźnie ją podrywał…?

za nic mając uwagi starszyzny

"Uwagi" jakieś nowoczesne. A, i "starszyzna" to nie to samo, co starsi ludzie – nie wiem, czy o tym wiesz, więc piszę na wszelki wypadek.

Chłopak przeraził się dopiero, gdy do strumyka podszedł, by twarz obmyć, a odbicie jego niewyraźne się stało.

Trochę Ci nie wychodzi z tą stylizacją. Na razie – uprość.

potrafił dostrzec wierzbę

Ujrzał. Albo dostrzegł, jeśli chcesz. Ale nie "potrafił", bo taka konstrukcja jest angielska.

mieszasz się z otoczeniem

Nie leży w stylu, ale poza tym – dlaczego właściwie miałby się mieszać z otoczeniem? Co właściwie robi ten cień? Nie może być zasadą jednostkowienia, bo Siewko pozostał Siewkiem…

Zadrżały usta Siewka

Zadrżały wargi Siewkowi; albo: zadrżały wargi Siewkowe (jeśli chcesz mocno stylizować).

lecz nie żalił się on nigdy, tedy pierś wypiął do przodu i głowę podniósł do góry

Stylizacja, pustosłowie: lecz, że nie żalił się nigdy, pierś wypiął i głowę podniósł.

że wiele ciebie w środku pozostaje i może tylko jedna Mokosz prawdę zna o tobie

Nie wiem, o co chodzi. Może się wyklaruje dalej.

Ale jeśli dalej będziesz żył w swoim środku, nikt nie będzie potrafił cię odróżnić od reszty

Hmm. Nikt nie zdoła cię od innych odróżnić. Ale początku zdania nie umiem poprawić.

staniesz się żaden

Zrozumiałam to tak, że wtedy Siewko będzie nikim. Dobrze?

Młodzieniec jak zawsze spuścił wzrok

Młodzieniec, jak zawsze, spuścił wzrok.

Niemiły był to dla starej kobiety widok

Archaizuj też gramatykę: Niemiły był ten widok starowince.

Twarz kobiety nabrała powagi.

Twarz, nie będąc osobą, nie może nabrać powagi.

co mięso ludzkie za jadło obrała

Pewnego dnia wstała i powiedziała sobie – będę ludożercą? :D

Wahał się początkowo,

"Początkowo" jest współczesne, lepiej "z początku". Albo: wahał się trochę.

starucha nie miała w naturze skłonności do bajań

Dziwne i nie pasuje do stylizacji. "Starucha" jest pejoratywnie nacechowane, a to przecież dobra wiedźma? Może: stara bajek opowiadać nie zwykła?

znów mu kolorów ubyło

Ale przedtem tylko nabierał przezroczystości, są rzeczy przejrzyste – a barwne?

potwierdziły się słowa szeptuchy

Nowoczesne.

i oczom jego ukazała się chatka

Hmm. Może po prostu: ujrzał chatkę?

Nie była ona bynajmniej zwykła, oj nie.

I zamiast mi od razu powiedzieć, jaka była niezwykła, zapewniasz o tym. A ja się zastanawiam, czy naprawdę była niezwykła, czy to tylko takie gadanie…

Kołysała się lekko w rytm wiatru,

Czy wiatr ma rytm?

Uznał więc

Nowoczesne.

wyglądały jakby

Wyglądały, jakby.

Zgodził się i poszedł z dziewczynką.

W sumie można wyciąć, chociaż…

za świerkiem ukryto palenisko

Palenisko to raczej w chacie, ale niech tam. Tylko jak je ukryjesz za drzewem?

Ich ciała również pokrywały liście, starszą oplatała wierzba, młodszą jabłoń.

Hmm. Może tak: Ich ciała również okrywały liście, starszą wierzbowe, młodszą jabłoniowe.

Usiądź chłopcze

Usiądź, chłopcze.

odparł, nie postępując ani kroku

Hmm.

Straciłem swój cień, znikam.

Powiedziałabym, że ta wypowiedź jest zbyt pospieszna, ale że siostry zaraz mówią właściwie to samo, chyba taka miała być.

co chwila błądząc wzrokiem

A błądzenie jest działaniem jednorazowym? Nooo?

Już postąpił krok w stronę chatki, to cofnął się

To postąpił krok ku chatce, to cofnął się.

I stałby tak może i do rana

Ale nie stał, tylko się cofał i wracał.

choć spieszył się ponoć

Spokojnie, rozumiemy. Nie zapewniaj.

gdyby nie kształt po drugiej stronie polany majaczący.

Nienaturalne, nie pasuje ze stylizacją. I zaraz opisujesz to stworzenie, a "majaczący kształt" to właśnie takie niewiadomoco:

Zawrócił młodzieniec do paleniska, na chwilę zapominając o cieniu i nie spuszczając stworzenia z oczu.

Może jednak: zapomniawszy? I oddziel to niespuszczanie z oczu, bo zeugma.

to oczywiste jak to

Hmm.

Lepszym pytaniem jest,

Hmmmmmmmmm.

im bardziej szczegóły chcę dostrzec, tym bardziej mi umykasz

Zdecydowanie coś tu nie wyszło stylistycznie.

Z dala od wioski nic nie było takie pewne i oczywiste.

Temat. Plusik.

kierując kroki

Tak po prostu? Czy on nie ma tu panikować?

Jednak jeśli teraz pójdziesz

Trochę łamie język.

A jeśli to prawda, że cień chcesz odzyskać, jak wiedźmom mówiłeś, będziesz musiał na swej drodze Zmorę spotkać.

Primo – czemu nie miałaby to być prawda? I secundo – źle się czyta takie zdania z orzeczeniami na końcu.

Proszę, zaufaj mi i poczekaj bo droga twa niełatwa.

Hmm. Poczekaj, bo droga twa niełatwa.

zastanawiał się chwilę, po czym dostrzegł

Coś tu jest nie tak…

Ślepia rozbłysły, odbijając blask płomieni

A to nie była jedna czynność? Np: Ślepia rozbłysły odbitym blaskiem płomieni?

poczęły podchodzić

Aliteracja.

rozpoznawał je wszystkie z bajań szeptuchy

Znał je wszystkie z bajań szeptuchy. Która, jak powiedziałaś wyżej, bajać nie zwykła. Hmm? Wiem, że używasz tego słowa w dwóch znaczeniach, ale jednak.

został, aż mrok nie zapadł zupełnie

Został, póki mrok nie zapadł zupełny. Albo: aż mrok zapadł zupełny.

Wtedy noc przeszył ryk rozrywający chmury.

Hmm?

– A więc tak będzie – odparł jej Siewko

Lepiej: rzekł.

ściągnął ubrania

Ubranie. Czyli wszystko to, w co był ubrany.

poczuł na nagiej skórze zimne powietrze

A może po prostu: zimno?

ukazała się chatka, jednak zamiast okiennic, patrzyła na niego żółtymi ślepiami

Chatki normalnie nie patrzą. Ukazała się chatka, jednak zamiast okiennic, żółte ślepia wpatrywały się w niego. Taki musi być szyk, jeśli chcesz zachować to "zamiast", ale istnieją obejścia.

ze Zmorą spotkanie przeżyć

Tak nie można: spotkanie ze Zmorą przeżyć.

Ruszaj, Siewko ze Strumyka

Odmieniłabym imię: Siewku.

mimo tego zmusił się

Nowoczesne i powtarza "się".

zapiszczały, zaskrzeczały i zarechotały, aż podniósł się śpiew setek gardeł

Hmmm. Aż? Ale czasowe aż, czy tak, że aż, czy…?

Młodzieniec ruszył przed siebie, domek spostrzegł go niemal natychmiast.

Hmm. Dałabym na pewno "a", ale poza tym…

Po chwili pędziła już

Hmm.

oplotła młodzieńca drabiną, niczym językiem

Oplotła?

Izdebka w której się znajdował, pachniała

Wtrącenie: Izdebka, w której się znajdował, pachniała.

w rytm oddechów chatki

W rytm oddechu chatki.

widniało przejście, o surowych, jakby wykutych w skale ścianach, prowadzące schodami w dół

Hmmmmmmmmmmmm. Czyli drzwi, korytarz? I – surowych ścianach? Hę?

ruszył nimi

Hmm.

Jego droga nie była długa

Anglicyzm, powtórzona "droga".

nucenie pieśni

Nucenie jest czyjeś. Może: usłyszał nucenie i rozpoznał pieśń?

Zaciekawiony zszedł do końca, wkraczając w jasny blask setek lamp.

Hmmmm. Imiesłów!

okazało się tak wielkie, że Siewko zaczął zastanawiać się

Dwa "się", i to na akcentowanych miejscach. Może: Siewko zachodził w głowę? Albo: nie mógł pojąć?

Ogromne płótna, zawieszone wiele pięter wyżej, przedstawiały wspaniałe sceny

Zaraz, zaraz, ale – ponad kręgiem światła? To jak on je widzi?

wydarzenia, których Siewko nie rozpoznawał

Hmmm.

zwykle prezentowały niesamowite krajobrazy

Nie "zwykle", tylko "w większości" (zwykle odnosi się do większej próbki i raczej do czasu), i "prezentowały"?

złote źrenice

Źrenice? Na pewno?

po czym posłał uśmiech

Hmm. To wymaga dopełnienia dalszego, ale nawet z nim…

Witaj chłopcze

Przecinek!

zakochasz się w czym zechcesz

Zakochasz się, w czym zechcesz.

czym jest dreszcz wywołany tworzeniem nowego

Hmm. Od początku się domyślałam, że będzie chodziło o sztukę (i bycie sobą). Ale to zdanie brzmi dziwnie.

Jesteś potencjałem

Słowo nie pasuje do stylizacji. No, naprawdę.

Każda z tych cech

To nie są cechy. To są role.

Pokażę kim jesteś

Pokażę, kim jesteś. Pokazać trzeba komuś.

co rusz rozrabiając farbę lub czyszcząc pędzle

Dlaczego "co rusz"? Masz na myśli, że był ciągle w ruchu?

Pomaluję twoje ciało, byś już nigdy nie bał się, że znikniesz.

Niezbyt zgrabne.

tak realnym, że młodzieńcowi wydawało się, że ruszają się i żyją

Na tym polega realność obrazów, nie?

podziwiając potężne

Aliteracja.

wyglądała jakby

Wyglądała, jakby.

miała tyle wiosen

Może być, ale lepiej będzie: liczyła.

Kolejny, gdzie

To nie pasuje do poprzedniego zdania. Na kolejnym plamy farb….

lecz próżno Siewko szukał poprzedniego blasku w oczach

Lecz Siewko na próżno szukał blasku, który znikł z jej oczu. Lepiej nie potrafię :(

z wykrzywionymi ustami w niemym krzyku

Szyk! Z ustami wykrzywionymi w niemym krzyku.

wystawała spod grubej warstwy barwnika

Barwnik i farba – to nie to samo.

Jednak, zaraz potem

Bez przecinka.

Zaczekaj młodzieńcze!

Zaczekaj, młodzieńcze!

przyzwalająco wyciągnął rękę

"Przyzwalająco" zapewnia. Wycięłabym.

korytarz, pusty i złowrogi. Usłyszał potępieńcze wycie

Korytarz usłyszał wycie, hmm? I trochę zapomniałaś o stylizacji.

nieomal szczapy nie puścił

Omal szczapy nie puścił.

Zmora dawała ostrzeżenie

Hmm.

Ucichły zaraz potem, dziesiątki małych twarzyczek zwróciło się w jego stronę.

Ucichły zaraz, a dziesiątki małych twarzyczek zwróciły się ku Siewkowi.

Każda z nich wyglądała dziecięco i równocześnie łudząco podobnie do reszty.

A jak to się wyklucza?

A więc kim jesteś?

A więc: kim jesteś?

zaszumiały, poczęły szeptać

Tu akurat aliteracja byłaby dobra, dałaby efekt dźwiękowy: zaszumiały, zaszeptały.

tworząc wielką kopię siebie samych

"Kopia" zgrzyta ze stylizacją, ale w ogóle chwilę mi zajęło, zanim się połapałam, o co chodzi.

byś po zniknięciu zawsze miał pewność, że wciąż istniejesz

Jest tu pewien brak logiki…

Wtedy wciąż będę niewidoczny

Wtedy i tak będę niewidoczny.

wzrokiem lustrując

A można lustrować czym innym?

Jego uwagę przykuło łoże, wyglądające jakby ktoś niedawno na nim spał.

Hmmm.

Jednak, być samemu jest źle

Bez przecinka. “Być” też można wyciąć.

krząta się

Na pewno?

Ty jesteś inny, widzimy to.

Ciut angielskie.

wbijając wzrok w puste łoże

Hmmmm.

pokręcił głową, idąc przed siebie

Czyli wszedł dalej do pokoju?

zwolnił kroku, aż przystanął

Hmm. Aż?

Chwilę zastanawiał się

Zastanawiał się chwilę.

bijące ciepło w dłoni

Hmmm.

Kusiło Siewka by zawrócić

Kusiło Siewka, by zawrócić.

ze zgrozą stwierdził, że prawie jej nie dostrzega

I znowu: hmmmmmmmmmmmmmmmmmmm. Stylizacja się rozłazi.

jedynie jaskrawa

Nie brzmi za dobrze.

do ściany kamiennej, z wydrążonym przejściem, osłoniętym kotarą

Do ściany kamiennej, w której było przejście, zasłonięte kotarą.

intensywne

Nowoczesne.

Spojrzała na niego, posyłając uśmiech.

Uśmiech posyła się zawsze komuś.

dotykać zioła

Dotykać kogo, czego? ziół.

krzywiąc oblicze

Hmmmm.

byś nawet gdy znikniesz, czuł

Wtrącenie: byś, nawet gdy znikniesz, czuł.

ja wciąż pozostanę niewidoczny

Znowu – "wciąż" jest anglicyzmem, powinno być "i tak".

rosnące na jej środku

Wychodzi na to, że lilie rosną na środku toni.

Symbolizują

Nie pasuje do stylizacji.

przytłoczyły ich doznania

Jak wyżej.

szukając wrażeń jakich zaznali tylko tutaj

To też, a poza tym: wrażeń, jakich.

jednak dostrzegł, że kwiaty rosną daleko od brzegu

Ale to widział od początku?

wsunąć za twe włosy

Raczej we włosy (w twe włosy), albo za ucho.

woń kwiatu wypełniła nozdrza

Przyda się jednak zaimek.

To pomieszczenie oświetlała lekka poświata

Masło maślane trochę.

Powietrze przesiąknęło wilgocią

A przedtem było suche?

jedynie delikatny kontur dłoni

Ledwo widoczny, blady, słaby. P. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

raniąc bose stopy o ostre kamienie

Czyli – był!

gdyż przed nim płynęła rzeka, wściekła i rozpędzona

Tak nagle? I "gdyż"?

I gdy stał tak, pochłonięty myślami,

Ale on tylko obserwuje cień?

Siewko zakrzyczał

Krzyknął.

Usiadł na skraju

Na skraju czego?

oto tutaj przyszło

"Tutaj" psuje rytm, wycięłabym.

błagał o powrót

Hmmmm?

Począł przeklinać ją

Począł ją przeklinać.

ale ta zdawała się nie słyszeć

"Ta" zbędne, wiemy, kto.

Spojrzał na siebie ostatni raz, nie dostrzegając już prawie nic i zawrócił, chcąc

Spojrzał na siebie ostatni raz i nie dostrzegł już prawie niczego. Zawrócił więc, by.

ciepło słońca

Ujrzeć ciepło?

tupnął mocno piętami o ziemię

Obiema?

I zawrócił, rozpędzając się coraz bardziej

Naraz?

Skoro i tak nie ma już żadnych szans

Nowoczesne trochę.

skoro i tak jego los jest przypieczętowany,

Skoro los jego i tak już przypieczętowany.

Biegł ile sił w nogach

Biegł, ile sił w nogach.

Dotarł do brzegu, jednak zamiast zwolnić, przyspieszył jeszcze bardziej

A dlaczego miałby zwolnić?

w jednym, długim susie pokonał część rzeki

Jednym długim susem. Ale poza tym… hmm.

Gotowy na spotkanie z zimną jak dłonie Welesa wodą, zacisnął powieki i napiął mięśnie.

Nowoczesne, ale kiedy on miał czas na to wszystko?

z kostkami jedynie zanurzonymi.

Zanurzony tylko po kostki.

śmiech młodzieńca, gdy ten brnął przed siebie

"Ten" zbędne – wiemy, kto.

coś oplotło jego kostkę, jakby ręka trupia

Hmmm.

gdy tuż przed nim objawiła się twarz upiorna

Twarz objawiła się jemu, nie przed nim. Przed nim mogła się pojawić.

dziesiątek dziecięcych skór

Do zobaczenia w koszmarnych snach… ale kto te skóry liczył?

Tedy pożrę cię jak resztę,

Znowu coś się tu ze stylizacją potentegowało.

kości stworzę lichtarz

ZROBIĘ.

Zmora przybrała groteskowy, jak w krzywym zwierciadle wizerunek

Przybrać mogła kształt, formę, pozór. Ale w żadnym wypadku "wizerunek".

taki jak reszta

Taki, jak reszta.

świat wokół tracił barwy, a rzeka nabierała ciemnego koloru

Czyli rzeka nie jest częścią świata?

wiedząc, że Zmora głucha na jego słowa

Jednak przydałoby się "jest".

barw i kolorów

To to samo.

zajęły się od niej ściany

Zająć się coś może ogniem. Ale kolorami?

Przybrała twarz Jaczemira, przystojną i rumianą.

Znowu – twarzy przybrać nie mogła. Tylko postać.

Chodź Siewko

Chodź, Siewko.

rzeka zamarzła, łapiąc kostki

Więżąc, chyba, że bardzo chcesz antropomorfizować rzekę.

Młodzieniec zaszamotał się

Szarpnął się. Albo zaczął się szamotać.

ta na której

Ta, na której.

przybrała nową twarz

Jak wyżej.

Ubrany w czystą koszulę, o jakiej młodzieniec nie śnił

Zrobienie prania przekraczało bowiem jego siły… :P

nie będzie on już nigdy ani twój, ani dla ciebie

Dygresja filozoficzna – no, bo nie jest.

kamienna jaskinia pękała coraz bardziej

Jaskinia… pękała? Przecież jaskinia to pęknięcie (albo wydrążenie) w skale!

Odłamki raniły młodzieńca, rozcinając twarz.

Nie przedłużaj: Odłamki cięły twarz młodzieńca.

z włosów wypadł kwiat

Z włosów wypadł mu kwiat.

wiążąc je do sklepienia, tak

Tu bez przecinka.

Zaskowyczała Zmora w agonii i odbiegła, umykając przed pędami.

Hmm.

W pewnym momencie

Nowoczesne.

lecz to do niego należał głos

Głosy do nikogo nie należą.

dostrzegł swoją sylwetkę, machającą mu na powitanie

A może: ujrzał siebie samego, machającego na powitanie?

już zaraz wdrapywał się

"Już" bym wycięła.

mnie wyrzuciłeś, gdy nie chciałeś przyjąć

"Gdy" też można wyciąć, będzie zgrabniej.

czas traciłem na bycie tym, kim nie byłem i nie chciałem być

Dość współczesne.

cofnął ją, nie potrafiąc nic zobaczyć

Imiesłowy! Nie zdoławszy niczego zobaczyć, jak już.

Młodzieniec zamilkł, marszcząc brwi.

A mówił?

płuca jakby pierwszy raz nabrały powietrza

Nie to, co przed chwilą, hmm? :)

głos młodzieńca stał się zdecydowany

Dużą literą: Głos młodzieńca nabrał zdecydowania.

Nie powita cię wioska jak bohatera, a przy pierwszej sposobności wytknie palcem, jak to ma w zwyczaju

Wioska nie ma palca :P

powiedział cień, milknąc na wieki

Imiesłów! Powiedział cień i zamilkł na wieki.

 

 

Jasne przesłanie i całkiem zgrabnie przedstawione, choć stylizacja się potyka. Kilka opisów można by podszlifować. W paru miejscach troszeczkę łopatologiczne. Ale zależało mi, żeby Siewko cień odnalazł :) baśniowy z niego chłopczyna, to i czytelnik może siebie pod niego podstawić, więc nie brakowało mi specjalnie tła. Nie jest to jeszcze rasowa baśń, chociaż wyraźnie goni ten ideał.

Z myślą zawartą w tej historii można się jednak nie zgodzić ;)

porwałam się na coś, co wymagało wiedzy znacznie większej niż ta, która posiadam, stąd wyszedł zakalec

Trochę wiedzy, a trochę umiejętności powiązania rzeczy ze sobą. Ot, choćby:

zatrzymałam się jedynie na gerberze (masz rację, ale nie wiem jak ją poprawić, stąd muszę zdobyć chwilę do namysłu, ew. przeszukać internet dla zamiennika)

Dlaczego potrzebujesz nazwy gatunku? Możesz kwiat opisać, możesz po prostu powiedzieć "kwiat" – i będzie dobrze.

Siewko nie użyłby takich słów, ale to też nie jego słowa, tylko zasłyszane. Zrozumiał je, przetrawił, ale przemawiał głosem napotkanych osób, które przekazały mu “cząstkę siebie”

A jak je zrozumiał?

Mam poważne obawy, czy Siewko, wieki temu wychowany w pogańskiej wioseczce, usłyszawszy słowa, których znaczenie z pewnością było mu obce, będzie je przetrawiał i próbował pojąć.

O, właśnie.

może w ogóle nie ma potrzeby tak tego tekstu “postarzać”?

Zwłaszcza, że jego przesłanie jest o wiele bardziej nowoczesne, niż Ci się może wydawać :)

Ja to zrozumiałam tak, że ta uczennica jakimś sposobem zamieniła się w ten portret – czy może on zaklął ją w ten portret

Ja z początku też, ale niekoniecznie interpretowałabym go jako psychopatę, raczej jako siłę (sztuki), która może człowieka pochłonąć, jeśli on się da.

zastanawiałam się, czy te lilie na sadzawce to nie są przemienieni “towarzysze”

Też o tym pomyślałam.

czytelnik nie wie, czy te postaci są pozytywne, czy jednak ma się ich bać

Myślę, że jednak ambiwalentne. Jak dla mnie reprezentują różne sprawy w życiu, po prostu. Sprawy, które nie powinny być (według Autorki przynajmniej) szczytem ordo amoris, ale nie należy ich też lekceważyć.

“Cień” to dla mnie coś takiego, co wyciąga z ciebie psychoterapeuta, żebyście mogli to razem pomaglować, rozpracować, a wreszcie zaakceptować. ;) ;)

"Czarnoksiężnik z Archipelagu"? ;)

Typowa bajkowa/baśniowa struktura 3 + 1 – zachowana

Tak, zdecydowanie widać, że przemyślałaś konstrukcję.

Chciałam się wzorować na Mitologii Słowiańskiej Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. To jednak nie takie proste jak myślałam ;P

Za mało wzorców. Poszerz wokabularzyk :)

baśń pełną gębą, czyli z oczywistym przekazem

Hmmm… ale czy baśnie mają oczywisty przekaz? Poza dużym naciskiem na porządek moralny, oczywiście?

Cień miał być tym, co spycha się w głąb siebie i za nic nie pozwala, by ktoś go odkrył. Myślałam przy tym nad cechami, których Siewko się wstydził

Klasyczny jungowski cień, znaczy. Ale czy to wyszło…

Chatka nie miała być bezpieczna, nie ma gwarancji co zrobią napotkane tam osoby, więc to całkiem naturalne, że wzbudzają strach i nieufność.

Życie nie jest bezpieczne :)

motyw rzeźbiarstwa potraktowałam trochę po macoszemu

Trochę tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Tarnino!

 

Jak zawsze przeraża mnie długość twojego komentarza. I jak zawsze, na strawienie go trochę mi zejdzie (jeszcze trawię komentarz poprzedni ;P).

 

Jasne przesłanie i całkiem zgrabnie przedstawione, choć stylizacja się potyka.

Oj nie, droga Tarnino. Ona leży i kwiczy xD Poszalałam tutaj, nie powinnam, zdarza się ;P Fajnie jednak, że chociaż fabuła dawała radę ;P

 

Kilka opisów można by podszlifować. W paru miejscach troszeczkę łopatologiczne.

To chyba mój najgorzej napisany tekst (poza tymi pierwszymi, ale to jest temat tabu ;P).

 

Ale zależało mi, żeby Siewko cień odnalazł :) baśniowy z niego chłopczyna, to i czytelnik może siebie pod niego podstawić, więc nie brakowało mi specjalnie tła. Nie jest to jeszcze rasowa baśń, chociaż wyraźnie goni ten ideał.

Och, dobrze że jednak był jakieś pozytywy ;P Historii trochę brakuje, ale moim zdaniem ma swoje momenty.

 

Z myślą zawartą w tej historii można się jednak nie zgodzić ;)

Jasne, że tak! Z każdą myślą można się nie zgodzić. Jednak jeśli uparłam się na baśń, to i morał starałam się jakiś zawrzeć (a czy mądry to już inna kwestia).

 

Trochę wiedzy, a trochę umiejętności powiązania rzeczy ze sobą.

Może kiedyś, kiedy nabiorę doświadczenia, spróbuję się z tą historią zmierzyć na nowo, chociaż wtedy zmianie ulegnie pewnie coś więcej niż tylko stylistyka ;P

 

Zwłaszcza, że jego przesłanie jest o wiele bardziej nowoczesne, niż Ci się może wydawać :)

Jest to dobry i z pewnością łatwiejszy trop. Mi po prostu spodobał się taki starodawny klimat.

 

Ja z początku też, ale niekoniecznie interpretowałabym go jako psychopatę, raczej jako siłę (sztuki), która może człowieka pochłonąć, jeśli on się da.

O to chodziło, z tego co pamiętam, z całą trójką. Więc i dla mnie żadna z postaci nie była psychopatami, raczej mieli inne spojrzenie na świat. Problem w tym, że chcieli swoje wartości wpychać innym, choć raczej z dobrymi intencjami.

 

Myślę, że jednak ambiwalentne. Jak dla mnie reprezentują różne sprawy w życiu, po prostu. Sprawy, które nie powinny być (według Autorki przynajmniej) szczytem ordo amoris, ale nie należy ich też lekceważyć.

No o to chodziło. Mogą to być sprawy miłe, przyjemne, w końcu wszystkie trzy pokoje zdawały się przytulne, albo przynajmniej zachęcające, ale kryją w sobie też niebezpieczeństwo w jakie wpadnie ktoś, kto za długo tam przebywa. Nie lubię dzielić postacie na złe i dobre, dla mnie raczej powinny po prostu być i mieć swój cel ;V

 

Tak, zdecydowanie widać, że przemyślałaś konstrukcję.

Yupi!

 

Za mało wzorców. Poszerz wokabularzyk :)

Oj zdecydowanie muszę! Wrócę silniejsza!

 

Klasyczny jungowski cień, znaczy. Ale czy to wyszło…

Ulubiona_emotka_Baila xD

 

Dzięki za komentarz, potężny jak zwykle! Fajnie, że jednak coś Ci się podobało i szkoda tylko, że tak zepsułam tą stylizacją ;P

 

Oj nie, droga Tarnino. Ona leży i kwiczy xD Poszalałam tutaj, nie powinnam, zdarza się ;P

I bądź tu, człowieku, dyplomatyczny XD

Mi po prostu spodobał się taki starodawny klimat.

Uważaj tylko, żeby klimat pasował do historii.

 Problem w tym, że chcieli swoje wartości wpychać innym, choć raczej z dobrymi intencjami.

Hmm, a ja ich zrozumiałam jako wcielenie samych tych wartości. Tj. nie mają niczego innego, tylko to potrafią.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I bądź tu, człowieku, dyplomatyczny XD

Czasami nie trzeba xD

 

Uważaj tylko, żeby klimat pasował do historii.

Ok, chyba rozumiem o co Ci chodzi.

 

Hmm, a ja ich zrozumiałam jako wcielenie samych tych wartości. Tj. nie mają niczego innego, tylko to potrafią.

To się nie wyklucza ;P

 

Samsung udostępnia paczkę GIF-ów próbujących wywyższyć SMS'y nad iMessage – MobileWorld24

To się nie wyklucza ;P

Nie, pewnie, że nie. Tylko, gdyby nie byli wcieleniem tych wartości, to mogliby odpuścić. A chyba nie mogą ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie, pewnie, że nie. Tylko, gdyby nie byli wcieleniem tych wartości, to mogliby odpuścić. A chyba nie mogą ^^

Nie, nie mogą ;P Tak, tez myślałam o takich wartościach, które niekontrolowane mogą wciągnąć (pewnie niektórzy tak mają, że nie mogą przestać pisać, choćby mieli dość xD), ale niosą też wiele dobrego.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka