- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Wigilia u Pana Zmierzchu

Wigilia u Pana Zmierzchu

Tekst krótki, ale pisanie trochę zajęło. Mam nadzieję, że udało mi się wyzbyć większości problemów, na które zwracano mi uwagę przy poprzednich opowiadaniach. Jak zawsze, jestem otwarty na wszelkie dyskusje.

 

Wykorzystane słowa z listy: choinka, Święty Mikołaj, prezenty (prezentów, prezentami), śnieg (śniegiem), kolędy, wigilia, narodziny, żłób, niezapowiedziany gość.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wigilia u Pana Zmierzchu

– Co za niereformowalny żłób! – krzyknął Pan Zmierzchu i uderzył pięścią w wymoszczony sianem stół, aż choinka podskoczyła.

– Słucham, szefie, szczególnie uważnie. – Usiłując ukradkiem usunąć z ust ukruszoną uwerturę biesiady, Ben bełkotał bezradnie.

– Czyś skaleczył się w rozum, żeby przed pierwszą gwiazdką wyżerać dekoracje świąteczne? Już nie mówię o tym, jakich boleści dostaniesz od ładowania pierniczków z choinki na pusty żołądek po tym, jak urządziłeś sobie dwudniową głodówkę. Dobrze, jeżeli nie spęcznieją ci w trzewiach tak, że będziemy wzywać pogotowie, ale naprawdę nie to jest problemem. Ile razy mówiłem, że to, co jest nam potrzebne, to wigilia idealna? Że ozdoby mają być perfekcyjne? Ile czasu spędziliśmy na projektowaniu kompozycji?

Aby podkreślić ten punkt widzenia, Pan Zmierzchu płynnie przeszedł w swoją demoniczną postać, trzymetrowego czarnego skorpiona, i ponownie przymierzył w stół, tym razem zaodwłokiem, pozostawiając długi zielonkawy zaciek nieopodal miejsca czekającego na wypadek, gdyby pojawił się niezapowiedziany gość. Potem powrócił do ludzkiej formy i przyjrzał się uważnie:

– Wyrównajcie siano, przynieście nowy obrus i kilka rezerwowych pierniczków dla uzupełnienia dekoracji. – Westchnął i zapatrzył się smutno w fotografię młodej dziewczyny, ciemnowłosej i ciemnookiej w regularnym owalu oliwkowej twarzy, w jeansach opiętych, w nieco męskiej koszuli śnieżnobiałej jak z Rozstrzelania powstańców madryckich. Poznał Theri przed kilkoma miesiącami podczas finału Międzynarodowej Olimpiady Lingwistyki Matematycznej, on był jednym z autorów zadań, ona medalistką. Nie dawała się zapomnieć, zawsze obecna na granicy rzeczywistości i wyobraźni niczym ledwo uświadomione mrowienie.

Tymczasem zakrzątnęli się zaraz wszyscy oprócz starego Zdzisława. Zdzisław działał jeszcze w pierwszej Solidarności, więc szef ufał jego wiedzy o obalaniu systemów i uważał go za najcenniejszy nabytek w mrocznym międzynarodowym zespole. On też odegrał największą rolę w projektowaniu wieczerzy, a teraz mówił, gładząc pożółkłe wąsiska i z trudem dobierając angielskie zwroty:

– Od dawna nie widziałem lepiej przygotowanego spotkania świątecznego. Nie poskąpiliśmy wysiłków ani funduszów… Jeżeli, jak twierdzisz, Święty Mikołaj naprawdę podróżuje po świecie w tę noc, nie wyobrażam sobie, aby się u nas nie zatrzymał. Czy jednak dotychczasowe starania?… – Przypomniał sobie z uznaniem, jak demon podłączał swój telson, czyli ostatni, kolczasty segment odwłoka, do portu J w laptopie i sączył jadowitą treść bezpośrednio do Internetu.

– Były pewne postępy, ale to nie to. Nie przeczę, podoba mi się, jak prości ludzie bezmyślnie powtarzają moje opowiastki, a analitycy głowią się i obwiniają chińską czy rosyjską propagandę. Na pewno będziemy się tak dalej bawić, ale to nie wystarczy. Choćbym zraził do szczepień całą dostępną populację, ten wirus nie zdoła rozpętać zupełnego chaosu i pogrążyć demokracji. Z początku, gdy się pojawił, pokładałem w nim większe nadzieje, ale wtedy nie było żadnych wiarygodnych danych…

– Będą inne wirusy. Może odra wróci na wielką skalę?

– Tak czy inaczej – chrząknął Pan Zmierzchu – trudno czekać, aż pojawi się jakiś usłużny patogen i odwali za nas robotę destabilizacji. Jeżeli dzisiaj uda nam się schwytać Mikołaja w naszą pułapkę i przejąć jego środki działania, już wkrótce będziemy mogli obdzielać wszystkich takimi prezentami, jakie będą potrzebne. Dowolnie obracać jednych przeciw drugim i podważać ośrodki władzy. Wyobrażasz sobie tę moc? Nie dopuszczam myśli o porażce. – Chrząknął ponownie i z narastającą frustracją powrócił myślami do Theri. – Poradź, Jeessie drogi (nie potrafił lepiej wymówić imienia Zdzisława), czy to możliwe, abym miał cały świat u stóp, a nie mógł zdobyć jednej jedynej wybranki?

– Technicznie niemożliwe – ocenił Polak – nie zajmowałem się nigdy doradzaniem dyktatorom, ale takie rzeczy się załatwia. Jak nie prośbą, to groźbą albo podstępem. Jako wykwalifikowany Pan Zmierzchu powinieneś sam wiedzieć najlepiej. Może już wkrótce będziesz mógł zwyczajnie nakazać, aby ci ją przyprowadzono. A jeżeli nawet nie – i choćbyś nie miał podstaw, by ją bezpośrednio zaszantażować – zawsze znajdą się haki na kogoś z rodziny. O czym my zresztą mówimy w ten szczególny wieczór…

– To prawda – przytaknął demon – przygotowania, jak widzę, już zakończone, nadchodzi moja pora dnia, czas wypatrywać pierwszej gwiazdki.

Wyszli więc wszyscy przed dom. Gospodarz był bardzo dumny z wyboru swojej najnowszej siedziby. Utajona, niemal nieznana turystom dolina wciśnięta pomiędzy pasmo Kerkini-Bełasicy a masyw Sławianki na samym pograniczu grecko-bułgarskim. Nawet służby państwowe zdawały się czasem mieć wątpliwości, po której stronie granicy leży ten zakątek. W cieplejszych porach roku drzewa rozbrzmiewały gwarem ptactwa, pod samo ogrodzenie podchodziły wilki i niedźwiedzie, podobno planowano też reintrodukcję lwów. Na północy, na granicy zasięgu wzroku, dolina zwierała się i wznosiła tarasami ku wielkiej koronie Pirinu i Riły, najwyższych gór między Alpami a Kaukazem. Nie czekali długo.

– Jest gwiazdka, tam, nad przełęczą! – pierwszy krzyknął z dziecięcą radością Ferdie, na co dzień ponury drab-informatyk rodem z serca Afryki, którego cera bardzo się odcinała od przyprószonej śniegiem ziemi; po chwili wskazano drugą i trzecią, i kolejne, i zanim chór podnieconych głosów zdążyłby przycichnąć, było już widać Drogę Mleczną i wszystkie znaczniejsze gwiazdozbiory.

Zebrawszy się niespiesznie, powrócili do wnętrza. Podczas gdy młody Samuel, stosunkowo najlepszy kucharz w towarzystwie, doglądał garnków, a szef nerwowo sprawdzał zastawioną przy choince magiczną pułapkę, dbały o wierność tradycji Zdzisław sięgnął po Biblię i czytał na głos fragment opisujący narodziny Jezusa.

Kiedy waza z zupą została już przytaszczona i wszyscy zgromadzili się przy stole, przypomniał o konieczności podzielenia się opłatkiem. Zaszczyt rozdysponowania go przypadł Panu Zmierzchu, który jednak nie wywiązywał się z tej roli najlepiej. Chodził dookoła stołu ze smutnym białym strzępem i zaglądał nagle ludziom w oczy, jakby w każdym widział wroga albo zdrajcę. Zanim udało się zakończyć rytuał, większość uczestników utraciła dobry humor i apetyt. Siedzieli więc milczkiem w kole, niemrawo grzebiąc łyżkami w talerzach. Tematy do rozmowy wcale się nie nasuwały: poważnemu dorosłemu człowiekowi trudno jest mówić o swoich obawach co do planu zwabienia Świętego Mikołaja. To, że jego szef lubi się czasem zmieniać w olbrzymiego skorpiona, nie upraszcza sytuacji.

– Wyślemy każdemu – mówił właśnie między łykami – to, na co zasługuje. Politycy dostaną listy przyjaciół i wrogów, ale nie ze wszystkim wiarygodne… anarchiści dostaną adresy domowe polityków… dzieci dostaną po uszach, niech wiedzą, że świat jest przykry… prawnicy dostaną poradniki zawiłej mowy… co do lekarzy, lekarzom damy naprawdę hojne prezenty. – Roześmiał się złośliwie, przez ułamek sekundy nawet zachrzęścił karapaksem.

– Czy to rzeczywiście da się zrobić? – spytał ktoś z końca stołu.

– Czemu nie? O ile słusznie odgaduję naturę Świętego Mikołaja, odmienną przecież od mojej, dostęp do jego mocy powinien nam umożliwić obdarowanie każdego tym, czym zechcemy.

Wtedy usłyszeli stukanie do drzwi. Nie byli jeszcze pewni, czy to nie ułuda, ale powtórzyło się.

– Jeżeli to jakiś domokrążca, urzędnik, zbłąkany turysta albo inny pasożyt społeczny… – zapowiedział gospodarz z groźbą w głosie.

– Choćby to nawet miał być celnik albo faryzeusz, wyrzucenie go zrujnuje świąteczną atmosferę – wyjaśnił spokojnie Zdzisław – pozostawienie pustego miejsca li tylko dla ozdoby to najgorszy błąd, jaki można popełnić. Taka beznadziejna sztampa, że to aż podejrzane – dodał jeszcze pod nosem, widząc szefa ruszającego ku drzwiom, a przeczuwając tożsamość przybysza.

A za progiem rzeczywiście stała Theri, zdjęła kurtkę, przerzuciła warkocz przez ramię i stała: rumiana od mrozu, roześmiana i ledwie uchwytna w pamięci.

– Dzień dobry panom! – zawołała jasnym głosem. Pan Zmierzchu stał z objawami osłupienia i tachykardii, wszystkim opadły żuchwy i co kto miał, aż dopiero Zdzisław podniósł się szarmancko, aby wziąć od dziewczyny okrycie. Pokierował ją zaraz do stołu, a Samuel nalał barszczu.

– Moja rodzina obchodzi Boże Narodzenie za kilkanaście dni – powiedziała tytułem wyjaśnienia – pomyślałam, że równie dobrze mogę dziś zajrzeć. Tyle do mnie piszesz, że przecież musiałam się zainteresować, co się u ciebie dzieje. W przyszłym roku też zamierzasz układać zadania olimpijskie? Nie wiedziałam, że zgromadziłeś tylu gości. Wciąż jeszcze bawicie się w przejmowanie władzy nad światem?

– Niekoniecznie traktujemy to jako zabawę – artykułował z trudem Pan Zmierzchu – i w ogóle nie przypominam sobie, abym wysyłał ci swój adres.

– Edytowałeś artykuł o lingwistyce matematycznej w Wikipedii spod stałego adresu IP, zamiast założyć konto. Użyłeś tych samych rzadkich struktur gramatycznych, co w korespondencji ze mną.

– Rozumiem… Tak, oczywiście zamierzam pomagać przy przyszłorocznej olimpiadzie, chyba że będę już wtedy miał pilniejsze zajęcia.

„Jak ona może być tak nieostrożna?” – zastanawiał się Zdzisław. „Czy nie rozumie, że szef aż zaciera kleszcze, aby ją zniewolić?” – Starał się nie myśleć zbyt głośno.

Do tego czasu wszyscy spożyli już zupę i na stół wjechały dania główne. Niestety, Samuel oparł się naciskom w sprawie przyrządzania nieznanych mu ryb; pozostało zadowolić się plastrami indyka na zimno, sałatką ziemniaczaną, pieczywem i bukietem serów. Atmosfera rozluźniła się trochę, większość zebranych jadła z apetytem. Pan Zmierzchu poszukiwał słów, mimowolnie a sugestywnie zagłębiając się widelcem w rożku brie od strony ostrzejszego kąta. Odezwał się wreszcie:

– Myślę, że tu ze mną pozostaniesz. Mogłabyś nam pomagać w naszych planach… Ćwiczylibyśmy razem lingwistykę matematyczną.

– Nie rozważałam takiego pomysłu – odpowiedziała lekko – mam zbyt wiele zobowiązań: rodzina, nauka, inni znajomi. Czy nie możemy po prostu cieszyć się wspólnie tym wyjątkowym dniem?

Jedzenie ustawało, stołownicy nachylali się koncentrycznie, ciekawi rozmowy. Gospodarz zmarszczył brwi, bardziej nerwowo niż groźnie.

– Sam nie rozumiem, jak to się stało, ale od naszego poprzedniego spotkania jesteś nieodzownym elementem moich planów. Gdyby cię nie było na świecie, żądanie władzy nad nim nie miałoby sensu. Wkrótce i tak kazałbym cię sprowadzić… – chciał jeszcze mówić, ale urwał bez koncepcji.

„Dlatego przecież wolałam sama przyjść, nie wiem, co inaczej gotów byłby wymyślić i komu zrobić krzywdę” – pomyślała Theri, a na głos dodała miękko, acz prowokacyjnie:

– Odkąd to jestem najmądrzejszą dziewczyną świata? Najpiękniejszą? Jaki prawdziwy władca planety zadowoliłby się pierwszym przypadkowym wyborem?

Do odpowiedzi na to pytanie Pan Zmierzchu był dobrze przygotowany:

– Co do urody, zrobiłem bezpośrednie badanie porównawcze na reprezentatywnej próbie piętnastu tysięcy dorosłych internautów z całego świata i czterdzieści sześć procent respondentów oceniło cię wyżej od zeszłorocznej miss świata, mimo że jakość wykorzystanej fotografii była niezadowalająca. O inteligencję tym bardziej niepotrzebnie pytasz, ten srebrny medal olimpijski naprawdę o czymś świadczy, a i wyniki testów masz przecież w piątym i szóstym odchyleniu standardowym powyżej średniej, chociaż akurat w IQ pokładam ograniczoną wiarę. Reasumując, być może – być może! – nie byłabyś pierwsza na świecie w którymś z tych pomiarów, ale w kombinacji obydwu prawie na pewno. W pełni więc odpowiadasz moim wysokim oczekiwaniom.

– Bardzo dobrze – odpowiedziała cicho – jestem więc tutaj. I co teraz zrobimy? – Głos niespodziewanie oziębł, rzucała wyzwanie. – Wahanie nie przystoi mrocznemu władcy. Zdaje się, że coś zapodziałeś? – Podała mu zwitek sznura i kilka innych przedmiotów znalezionych na półce za oparciem krzesła, nieopodal własnej fotografii. – Proszę, działaj.

Cisnął to wszystko z pasją przez pokój o szybę okienną, upadło z brzękiem, ramiona obwisły mu bezwładnie.

– Kiedy już zostanę władcą, dla ciebie zawsze będę dobrym władcą – powiedział łamiącym się głosem – bądź dla mnie także dobra.

– Widzicie, jednak nie tak łatwo skrzywdzić kogoś, na kim wam zależy – podsumowała Theri – na szczęście nie każdy to potrafi. Mamy Wigilię, może czas na śpiewanie kolęd?

Podczas gdy istotą lingwistyki matematycznej nie jest znajomość języków, osiągane dzięki niej głębokie zrozumienie struktur gramatycznych niewątpliwie ułatwia naukę, a ona właśnie hobbystycznie starała się poznać najważniejsze teksty kultury przynajmniej dla narodów Europy, w tym i kolędy. Zresztą wszyscy bez kłopotu zaintonowali Good King Wenceslas, przy czym Pan Zmierzchu pofatygował się z objaśnieniem, że utwór ten wywodzi się z opowieści o królu Czech Wacławie I Świętym, którego po angielsku określano nieporadnie jako Wenceslasa. Po chwili Noel oraz Stille Nacht także udały się sporej części uczestników, a potem Theri połączyła siły ze Zdzisławem, aby ku jego wzruszeniu odśpiewać Bóg się rodzi. Dla reszty świętujących było to zadanie beznadziejne, przy pierwszych wersach próbowali chwilami coś pomrukiwać, potem ustąpili.

– Wzgardzony, okryty chwałą… – dziewczyna wyciągnęła jeszcze czysty, wysoki akcent na „wzgar”, niemal po góralsku, po czym ton zaczął nieuchronnie opadać ku końcowi strofy. I zaczęła się druga, a słuchacze trwali w bezruchu, owładnięci dziwnym urokiem obco brzmiących dźwięków:

– Niemało cierpiał, niemało, żeśmy byli winni sami… – na kształtnych wargach nienawykłej do polszczyzny Theri zabrzmiało, jakby byli winnicami, ale nikt nie miał szans na to zwrócić uwagi. I nawet Pan Zmierzchu utracił poczucie czasu, przymknął oczy i nie wiedział, czy minęły sekundy, czy tygodnie, gdy chrapliwy baryton Zdzisława wybił się w ostatniej strofie:

– Podnieś rękę, Boże Dziécię, błogo-sław krainę miłą, w dobrych radach, w dobrym bycie wspieraj jej siłę swą siłą! Dom nasz i majętność całą, i Twoje wioski z miastami. A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami.

Wtedy dopiero, jeszcze po chwili cichej kontemplacji, obecni oprzytomnieli, rozejrzeli się. Podnieśli larum. Pod choinką – pełno prezentów. Gdy zszokowany gospodarz podszedł zbadać sprawę, naruszona już magiczna pułapka prawie od razu wybuchła mu w twarz.

 

Trzy godziny później, opatrzywszy oparzenia Pana Zmierzchu i rozplątawszy krępujące go zaczarowane włókna, Theri żegnała się.

– Ja ciebie wcale nie skreślam. Jesteś ciekawym… człowiekiem, mamy wspólne tematy do rozmów. Skoro ci zależy, przestań tkwić w tej pustelni, przyjedź do mnie do miasta, zapraszaj na spacery, na spotkania, opowiadaj choćby i o swoich niecnych intrygach, zaproponuj wspólne badania – powiedziała na odchodnym.

Pan Zmierzchu został ze swoimi zausznikami oraz zasłużonymi prezentami, mianowicie dużą ilością węgla, żelem na oparzenia i książką zatytułowaną Poradnik początkującego dyktatora, wydanie ilustrowane dla dzieci do lat ośmiu.

– Najwyraźniej moja moc była niewystarczająca na Mikołaja – stwierdził, przeżuwając gorycz porażki – ale nic nie szkodzi, kiedyś poradzimy sobie lepiej. Mamy prawie cztery miesiące na przygotowania.

– Czemu akurat cztery miesiące?

– Tym razem spróbujemy porwać Zająca Wielkanocnego.

Zdzisław jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Jaki szybki miś! Bardzo dziękuję za komentarz i życzenia.

Przeczytane. Fajny pomysł. 

Dla mnie początek i koniec super, a w środku mi lekko zainteresowanie siadło. 

Demon wyszedł nieco pierdułkowacie, za to cudownym osobnikiem jest Zdzisław;)

Czy poradnik jest już napisany? Nie to, że chciałabym skorzystać, ale chętnie bym się zapoznała. 

 

"...poniżej wszelkiego poziomu"

Jak widać, muszę jeszcze popracować nad trzymaniem równego poziomu przez cały tekst. Z pewnością tempo akcji nie jest tutaj szybkie, miałem nadzieję, że obroni się atmosferą wigilijną i smakowitością opisów. Dobrze, że przynajmniej klamry uważasz za udane.

Owszem, demon taki miał być – z charakterem niedostosowanym do deklarowanych ambicji. Zdzisław był od początku potrzebny dla uzasadnienia względnej “polskości” obrzędów, cieszę się, że oprócz tego dało się z niego zrobić postać z krwi i kości.

A ja bym chciał przeczytać na przykład Niezwykłe przygody Anatola stukniętego na początku. Widział ktoś gdzieś wejście do L-przestrzeni?

Dziękuję za podzielenie się opinią i pozdrawiam!

Sympatycznie. Zasłużony prezent piękny. Dziewczyna wszechstronnie utalentowana, może aż przesadnie, bo zaczyna się ocierać o Marysujkowatość. Ale gdyby nie zaczarowała wszystkich śpiewem… Matematyka to potężna nauka, może i Lingwistyka daje radę. Bo tu zaraz trzeba będzie ratować zająca.

Aha, czy te aliteracje w wypowiedzi Bena są zamierzone? Jeśli tak, to dlaczego występują tylko (chyba?) tam?

Babska logika rządzi!

Miało być sympatycznie, zwłaszcza w zakończeniu – to przecież konkurs świąteczny, nikt nie chce pogłębić sobie depresji wskutek lektury wysłanych nań opowiadań. Przesadnie wszechstronna, Marysujkowatość, mówisz? Mam może trochę słabości do takich postaci, ale dotychczas zwykle pisałem je męskie, więc jest tu jakiś ślad postępu. Poza tym chciałem zwrócić uwagę – ale ująłem to może zbyt subtelnie w tekście, nie wiem, czy znalazłaś to czytelnym – że mógł zajść tutaj mały cud wigilijny: Theri, zapewne za sprawą potrzebującego odwrócenia uwagi Świętego Mikołaja, być może nie pojawiła się u Pana Zmierzchu  t a k a,  j a k a  b y ł a,  tylko  t a k a,  j a k  j ą  s o b i e  w y o b r a ż a ł.  Dzięki temu otrzymał szansę zrozumienia swoich błędów i rozwinięcia nowej postawy moralnej, a jak ją wykorzysta, to można wnioskować z ostatnich zdań opowiadania.

Aliteracje w wypowiedzi Bena. Miały w pewnym sensie wprowadzić w klimat tekstu, przykuć na początek uwagę, a przy tym ewentualnie zasygnalizować, że ten Ben rzeczywiście czuje się kimś drobniejszym czy mniej znaczącym, podwładnym Pana Zmierzchu (sssuuuuuuubbbb). Nie wiem, czy ten zabieg się udał, wciąż eksperymentuję z takimi środkami stylistycznymi.

Bardzo dziękuję za wartościowe uwagi i kliczka do Biblioteki!

Cześć i czołem. :-)

Zobaczyłam, że coś wstawiłeś i pospieszyłam. ;-)

W szczególny sposób napisałeś ten tekst! Celowo nadawałeś zdaniom określoną konstrukcję zwłaszcza w pierwszej części, przed przyjściem dziewczyny.

Bardzo ciekawy efekt, już nie mówiąc, o pracy przy niektórych zdaniach. 

Całość – szalenie oryginalna i jednocześnie bliska czasowo. Ja to lubię! W Twoich opowiadaniach jest powaga i dowcip. Humor, taki jak ten z tachykardią, lingwistyką matematyczną, czy już ten z pierwszego opowiadania, które umieściłeś na forum bardzo mi pasuje. Zresztą w każdym z tekstów można znaleźć takie smaczki. Celne i rozśmieszające, mnie z pewnością. xd

 

Już po skończeniu.

Historia niesamowita. Mi się w ogóle nie dłużyło, bo strasznie fajnie kreślisz zagadkowe postaci i nigdy nie wiem, w którą stronę skręcisz.

Kiedy czytałam o listach, przypomniał mi się niedawny esej/artukuł, w którym krytyk literacki (nie wiem, czy jest uznany i dobry, ponieważ go nie znam) zalecał perfidnie, i nad wyraz złośliwie, książki dla szeregu bardzo znanych osób. Warunek był jeden, wszystkie musiały być niezłe. Lista była kapitalna zarówno wybrańców jak i książek. Pojmujesz, maści, odcienie, kolory, sprawy były bardzo różne, z odległych "parafii". Pretekstem do ofiarowania – świąteczna wilia.

Oj, przeczytałabym więcej o starciu pomiędzy nimi, bo obie postaci i otoczenie jednej super zarysowane. Miałeś mało znaków. Jak się w nich zamknąć? Co wziąć na warsztat, co pociągnąć? Ostatnio sporo zastanawiam się nad motywem kobieta-mężczyzna-miłość-zauroczenie. Zdaje mi się dość wyeksploatowanym, choć ciągle nośnym, ponieważ króluje miłość romantyczna, precyzyjniej, nasze jej wyobrażenie. Ależ to dziedzictwo jest silne, co prawda wsparł je neoliberalizm i marketing, lecz dla mnie, jako czytelnika musi być obecny jeszcze inny trigger (haczyk, wyzwalacz), choć jak to zrobić w 15k. Sztuka. 

 

Naturalnie, skarżypytuję i gratuluję opka :-)

 

Zauważone drobiazgi i w nich rozmieniam "grube na drobne, czyli grosze":

,młodej dziewczyny, ciemnowłosej i ciemnookiej w regularnym owalu oliwkowej twarzy,

Zerknij na to "w". Mogę nie mieć racji, prosi się o "o owalu", ale to byłoby licho, chyba żeby był to owal fotografii i wtedy "w owalu". Nie wiem. Ale nie cyzeluj. ;-)

,Pokierował ją też zaraz do stołu, a Samuel nalał barszczu.

A może by to podkreślenie wyciąć?

,Moja rodzina i tak obchodzi Boże Narodzenie za kilkanaście dni – powiedziała tytułem wyjaśnienia – pomyślałam więc, że równie dobrze mogę dziś zajrzeć.

Tu, wydaje mi się, pojawia się coś w rodzaju nadmiarowości (podkreślenia). W sumie pierwsze podkreślenie jest niepotrzebne, ale sam zdecyduj, ponieważ w takich elementach wyraża się charakter femme fatale, którą była dla niego (naturalnie, przyjmując określony punkt widzenia).  ;-)

 

Edytka: Pisz więcej, jak chcesz i o czym chcesz! :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Asylum!

Zawsze miło widzieć Twój komentarz, a tak obszerny to już naprawdę gratka!

W szczególny sposób napisałeś ten tekst! Celowo nadawałeś zdaniom określoną konstrukcję zwłaszcza w pierwszej części, przed przyjściem dziewczyny.

Tutaj ładnie wyczułaś, że tekst składa się w zasadzie z dwóch części – po napisaniu zdania To, że jego szef lubi się czasem zmieniać w olbrzymiego skorpiona, nie upraszcza sytuacji zawiesiłem się na dobre dwa tygodnie.

Widzę (już nie od dziś), że niektóre z moich przyzwyczajeń, jak wykorzystywanie w narracji dosyć specjalistycznych słów z różnych dziedzin i wydumany humor, Tobie akurat bardzo odpowiadają. Niestety, nie wszyscy się z tym zgadzają, ale mam nadzieję, że w miarę rozwoju uda mi się to w jakimś stopniu zachować, a zarazem poprawić przystępność.

Historia niesamowita. Mi się w ogóle nie dłużyło, bo strasznie fajnie kreślisz zagadkowe postaci i nigdy nie wiem, w którą stronę skręcisz.

Naprawdę się cieszę, że tak to odebrałaś! Mnie się nieraz wydaje, że nie wyzyskuję koncepcji do końca – rysuję sobie ciekawe możliwości, aby potem wyjść sztampą – staram się poprawić w tym zakresie, ale to nie takie łatwe, wyobraźni nie rozwija się na żądanie.

zalecał perfidnie, i nad wyraz złośliwie, książki dla szeregu bardzo znanych osób.

Chętnie przeczytałbym ten esej, jeżeli przypadkiem pamiętasz, gdzie został opublikowany.

Zdaje mi się dość wyeksploatowanym, choć ciągle nośnym, ponieważ króluje miłość romantyczna, precyzyjniej, nasze jej wyobrażenie.

I to jest ciekawa koncepcja metaliteracka: przecież już miłość romantyczna nie zasadzała się właściwie na drugiej osobie, tylko na jej wyobrażeniu (biała sukienka Maryli!).

Naturalnie, skarżypytuję i gratuluję opka :-)

Jeszcze raz dziękuję!

 

Co do zauważonych drobiazgów – zdanie z owalem było długo cyzelowane i wydaje mi się, że wybrnąłem względnie najlepiej, z pozostałymi się zgadzam i poprawię. Napisałbym szerzej, ale chwilowo nie bardzo mam czas.

Edytka: Pisz więcej, jak chcesz i o czym chcesz! :-)

Jaka miła zachęta!

Tutaj ładnie wyczułaś

Eh, słabo, bo to ciągle szukanie źdźbła w stogu siana, ale niekiedy coś tam mi się udaje dostrzec. Za mało czytam, ciągle, literatury. Właściwie więcej zaczęłam “widzieć”, gdy sama zaczęłam popisywać. ;-)

nie wszyscy się z tym zgadzają, ale mam nadzieję, że w miarę rozwoju uda mi się to w jakimś stopniu zachować, a zarazem poprawić przystępność.

Wszyscy nigdy nie będą, mamy, chyba w niespotykanym do tej pory (myślę o ostatniej dekadzie, choć proces zaczął się dużo wcześniej) stopniu zróżnicowanie wiedzy i doświadczeń oraz wspólnej bazy. Łączniki są brutalnie zrywane. Pewnie, przystępność warto poprawiać, ale zachować swoje też! xd

Mnie się nieraz wydaje, że nie wyzyskuję koncepcji do końca – rysuję sobie ciekawe możliwości, aby potem wyjść sztampą

Czy ja wiem? Chyba bym się nie zgodziła z Tobą. Wyzyskanie możliwości jest cholernie trudne w określonej liczbie znaków, wiele stron trzeba wyrzucić do kosza, a i czas, jego brak niezbyt sytuację ułatwia. Sztampa jest dobra, taki Szekspir pisał odwiecznie znane historie. Słowacki, Prus, Mickiewicz też.  Miłosz silnie reagował na sytuację. Zresztą chyba oni wszyscy, ale to na dłuższe wyjaśnianie musiałoby być i nie wiem czy bym podołała, tak z marszu. Raczej nie.

I to jest ciekawa koncepcja metaliteracka: przecież już miłość romantyczna nie zasadzała się właściwie na drugiej osobie, tylko na jej wyobrażeniu (biała sukienka Maryli!).

Zdecydowanie tak. Jestem pod wpływem E.Illouz i oczywiście naszej Janion. :-)

 

srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Za mało czytam, ciągle, literatury.

Ja też… wydaje mi się, że nigdy nie byłoby dostatecznie dużo.

chyba w niespotykanym do tej pory (myślę o ostatniej dekadzie, choć proces zaczął się dużo wcześniej) stopniu zróżnicowanie wiedzy i doświadczeń oraz wspólnej bazy. Łączniki są brutalnie zrywane.

Nie byłbym taki pewien. Myślę, że na przykład różnica wiedzy i doświadczeń pomiędzy przyjezdnym inteligentem a góralem w późno-XIX-wiecznym Zakopanem była nieporównywalnie większa, stąd zresztą posłużyła za inspirację niejednego wspaniałego dzieła. Dziś kontakt z osobą z przeciwnej strony spektrum rzadziej inspiruje, częściej wyprowadza z równowagi… (Wtedy do wyprowadzania z równowagi służył zaborczy urzędnik).

Czy ja wiem? Chyba bym się nie zgodziła z Tobą. Wyzyskanie możliwości jest cholernie trudne w określonej liczbie znaków, wiele stron trzeba wyrzucić do kosza, a i czas, jego brak niezbyt sytuację ułatwia.

Wszystko to prawda i trudno nie zauważyć, że taka Balladyna to w warstwie fabularnej czysta kalka Makbeta, ale nie myślę koniecznie o sileniu się na sztuczną oryginalność. Raczej o tym, że często kreuję sobie szansę na dobre wyzyskanie jakichś rozwiązań i zupełnie ją przeoczam, zadowalając się mniej udaną linią fabuły (typowy przykład – zaproponowane dopiero w komentarzach przez Krara wejście hipopotama w Wyrywaniu zębów przy pomocy testów ciążowych). Albo znowu wprowadzam jakiś motyw, mając go za udany, ale nie do końca zdając sobie sprawę, jak tragicznie jest już zgrany (właśnie, gra w szachy ze Śmiercią). Nie wspominając już o niedopracowanej warstwie psychologicznej postaci i notorycznym zapominaniu o zasadzie show, not tell.

Zdecydowanie tak. Jestem pod wpływem E.Illouz i oczywiście naszej Janion.

Jeżeli się zastanowić, chyba to wziąłem rzeczywiście z książek Janion, choć mógłbym jej więcej poczytać, a Illouz zupełnie nie znam, więc tutaj dziękuję za podpowiedź.

 

Pozdrawiam serdecznie i ślimaczo!

Nie byłbym taki pewien. Myślę, że na przykład różnica wiedzy i doświadczeń pomiędzy przyjezdnym inteligentem a góralem w późno-XIX-wiecznym Zakopanem była nieporównywalnie większa, stąd zresztą posłużyła za inspirację niejednego wspaniałego dzieła.

Tak, gdyby w ten sposób to analizować – zgoda. Chyba trudniej oswoić różnice i zdać sobie z nich sprawę w czasie, w którym się żyje, niż oceniać, przyglądać się przeszłości. Ostatnio słyszałam taki pogląd, że obecnie mam kłopot z syntezą, że potrafimy rozkładać na czynniki pierwsze, lecz zostajemy z tysiącem odłamków w ręku i nic z takiej analizy nie wynika. Co więcej nawet nie podejmuje się prób ułomnej syntezy. Kiedyś ponoć było z tym łatwiej. Nie wiem.

Raczej o tym, że często kreuję sobie szansę na dobre wyzyskanie jakichś rozwiązań i zupełnie ją przeoczam

Nikt nie jest doskonały. :p

Nie wspominając już o niedopracowanej warstwie psychologicznej postaci i notorycznym zapominaniu o zasadzie show, not tell.

Bo sprawa jest niełatwa. Z tym shołowaniem zamiast tellowania nie przesadzałabym, podobnie jak z brakiem infodumpów. IMHO jest i na to miejsce w opowiadaniach.

 

i ja pozdrawiam srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Chyba trudniej oswoić różnice i zdać sobie z nich sprawę w czasie, w którym się żyje, niż oceniać, przyglądać się przeszłości.

Nie wątpię.

Ostatnio słyszałam taki pogląd, że obecnie mam kłopot z syntezą, że potrafimy rozkładać na czynniki pierwsze, lecz zostajemy z tysiącem odłamków w ręku i nic z takiej analizy nie wynika.

Skojarzenie z Ferdydurke nie byłoby tu chyba nie na miejscu? A także Tuwim: a patrząc, widzą wszystko oddzielnie… że dom, że Staszek, że koń, że drzewo

Co więcej, nawet nie podejmuje się prób ułomnej syntezy. Kiedyś ponoć było z tym łatwiej. Nie wiem.

Jeżeli mówimy o jednostkach dobrze wykształconych, bo pozostałe w ogóle rzadko podejmują próby analizy czy syntezy, zastanawiałbym się, czy nie ma na to wpływu metodyka nauczania. Kiedyś (XIX wiek, chyba jeszcze początek XX), o ile mi wiadomo, nauka szkolna opierała się na myśleniu syntetycznym, nie tylko w przedmiotach ścisłych, lecz także przyrodniczych i humanistycznych: uczniowie poznawali wpierw reguły ogólne, potem dopiero mieli z nich wnioskować konkrety. Takie wykształcenie też niosło ze sobą pewien bagaż, ofiary pozostawały ze skłonnością do zbyt pochopnej syntezy i operowania stereotypami, a w rozkładzie zjawiska na czynniki sprawcze – nieporadność. Nie mówiąc już o tym, że przechodzenie od ogółu do szczegółu zazwyczaj jest mniej naturalne dla dziecka. A skoro już wspomnieliśmy o XIX-wiecznym Zakopanem, jednym z pierwszych proponentów myślenia analitycznego w szkolnictwie (pomagania uczniowi w rozważaniu znanych mu przykładów i wyciąganiu reguł ogólnych) był Tytus Chałubiński.

Nikt nie jest doskonały…

… nu starat’sia nada, jak powiedziałaby wiedźma z Błędu księżniczki Heleny, opowiadania niestety nieudanego.

Jeżeli mówimy o jednostkach dobrze wykształconych, bo pozostałe w ogóle rzadko podejmują próby analizy czy syntezy, zastanawiałbym się, czy nie ma na to wpływu metodyka nauczania.

Pewnie ma, jeśli myślimy o jednostkach, jednak jeśli mówimy o myślicielach to np. taki Marks potrafił przewidzieć, w którą stronę zmierzają zjawiska z rewolucji przemysłowej, fabryk, zysku (pisze dużym skrótem); Horheimer i Adorno – próbowali złapać dialektykę oświecenia; Bloom “Umysł zamknięty”; po dwóch światowych wojnach na tyle się ogarnięto, że budowano Unię i co ma być jej spoiwem (Habermans i Derrida – za nim nie przepadam), poza tym Benjamin, Foucault, Kołakowski, Bauman i wielu innych.

… nu starat’sia nada, jak powiedziałaby wiedźma z Błędu księżniczki Heleny, opowiadania niestety nieudanego.

Nie czytałam, zajrzę. ;-) W każdym razie zjawisko wydaje mi się nie do uniknięcia. ;-) Na etapie pisania chyba nie warto bardzo silnie modyfikować i kontrolować pomysłu, lecz biec wraz z opowieścią. Czas na ocenę i analizę przyjdzie poźniej. Przynajmniej ze mną tak jest. :D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pewnie ma, jeśli myślimy o jednostkach, jednak jeśli mówimy o myślicielach (…)

Dobre doprecyzowanie: wybitne umysły na pewno wybijały się ponad poziom wyniesiony ze szkoły. Zresztą w filozofii to Ty tutaj jesteś specjalistką.

Nie czytałam, zajrzę.

Zajrzeć oczywiście możesz, ale nie chciałbym namawiać do uważnej lektury, bo to jest jakieś 65000 znaków ciężkawego światotwórstwa i dwóch rozbieżnych wątków.

Zresztą w filozofii to Ty tutaj jesteś specjalistką.

Matko, nie jestem! Lubię mędrkować i zafascynowała mnie filozofia, bo ludzie ją uprawiający mają naprawdę coś do powiedzenia i mówili to, lecz są cholernie hermetyczni. Moje marzenie – aby filozofia, tak jak we Francji była obowiązkowym normalnym przedmiotem w gimnazjum i liceum.

Zajrzeć oczywiście możesz

Zajrzę i zobaczę, czy aby nie przesadzasz z ciężkawym słowotwórstwem. :p

 

Do wcześniejszego, bo zapomniałam napisać, zaciekawił mnie Tytus Chałubiński. Nie znałam, ale ciekawa postać.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Matko, nie jestem!

W porządku – rozumiem, że nie zajmujesz się profesjonalnie filozofią, ale dostrzegłem już, że znasz się na niej wyraźnie lepiej ode mnie.

Moje marzenie – aby filozofia, tak jak we Francji była obowiązkowym normalnym przedmiotem w gimnazjum i liceum.

Nie miałbym nic przeciwko. Myślę, że byłoby dużo wyrzekania na kolejny (pozornie) nieprzydatny w życiu przedmiot, ale na pewno lepsze to niż HiT.

ciężkawym słowotwórstwem.

Mówiłem akurat o światotwórstwie, ale słowotwórstwo w sumie też…

Do wcześniejszego, bo zapomniałam napisać, zaciekawił mnie Tytus Chałubiński. Nie znałam, ale ciekawa postać.

I to jak! – nie mam pojęcia, czemu jest całkowicie pomijany w programie szkolnym (to znaczy… w zasadzie mam kilka hipotez). Jak dla mnie, najwybitniejszy Polak drugiej połowy XIX wieku. Artykuł w Wikipedii jest całkiem niezłym wstępem do poznawania tej postaci, a potem ewentualnie istnieją książkowe biografie.

Chodziło o światotwórstwo, tak. Nocą myśli idą swoimi ścieżkami, a ręka sprzeciwia się głowie, pisząc to, co sama chce. ;-)

Niestety, zdążyłam już usłyszeć kilka recenzji HiTu.

Z tym wyrzekaniem nie wiem, jak by było. Znam jedynie przykład swojej znajomej, polonistki i teatrolożki, która od lat uczy w liceum i takim kombinacie szkół zawodowych. Jest tytanem pracy, rzekłabym nawet, że organicznym. Kiedy skończyłyśmy studia z filozofii współczesnej (tam ją poznałam), zaczęła prowadzić w swoich szkołach filozofię (godzina w tygodniu). Obie byłyśmy zdumione tak pozytywnym odbiorem. Młodzież była przeszczęśliwa, bo wreszcie mogła porozmawiać i pozastanawiać się nad ważnymi sprawami, które czasami nie są rozstrzygalne. Naturalnie, nie były to wypisy z filozofii lecz starannie wybrane tematy, pytania, kwestie. Taki np. T.Nagel (współczesny filozof) popełnił niewielką książeczkę "Co to wszystko znaczy. Bardzo krótkie wprowadzenie do filozofii", zresztą nie on jeden napisał coś w rodzaju wstępu, wyimków z zagadnień/pytań, które zajmowały/ują centralne miejsca w filozofii.

Tytus Chałubiński ogromnie mnie zaskoczył, a mógłbyś polecić jakąś książkową biografię? Z chęcią dowiedziałabym się więcej.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Odbiegliśmy od pierwotnych wątków związanych z opowiadaniem tak bardzo, że – jeżeli Ci to nie przeszkadza – proponuję przenieść się z dalszym dialogiem do wiadomości prywatnych.

xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Ślimaku!

 

ponownie przymierzył w stół, tym razem zaodwłokiem, pozostawiając długi zielonkawy zaciek nieopodal miejsca pozostawionego na wypadek, gdyby pojawił się niezapowiedziany gość.

To można jakoś przeredagować.

 

Mroczne postacie w ciepłe i śmieszne słowa ubrane. Miałem trochę skojarzeń z bajką “Pinky i Mózg”, a to jest fajna bajka :D Przyczepiłbym się, dlaczego Pan Zmierzchu jest skorpionem, a nie ślimakiem, chyba, że miało nie być aż tak strasznie.

Zapytałem kiedyś jednego Francuza “hej, jak to się stało, że zamieszkałeś w Polsce?” Odpowiedział: “Zawsze jest ten sam powód: dziewczyna”. Pan Zmierzchu chyba zmierzy się z podobnym wyzwaniem, choć nie odczytałem w jakiej dokładnie krainie przyjdzie mu zapraszać Theri na spacery.

Prezent dostał taki, jaki mu się należał :) i wyszło ogólnie bardzo sympatycznie.

 

Pozdrawiam, polecam, powodzenia w konkursie!

 

PS. “Żeśmy byli winnicami” piękne – ja zapytam w takim razie, w której kolędzie śpiewamy o łabędziu? ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

To można jakoś przeredagować.

Dziękuję za celne spostrzeżenie – już się robi!

Miałem trochę skojarzeń z bajką “Pinky i Mózg”, a to jest fajna bajka

Nie znam. Był jakiś cykl nowel detektywistycznych dla dzieci “Mors, Pinky i…”, ale nie wiem, czy o to Ci chodzi.

Przyczepiłbym się, dlaczego Pan Zmierzchu jest skorpionem, a nie ślimakiem

Ciągle mi powtarzają, żeby nie pisać wszystkich postaci literackich na swój obraz i podobieństwo…

Pan Zmierzchu chyba zmierzy się z podobnym wyzwaniem, choć nie odczytałem, w jakiej dokładnie krainie przyjdzie mu zapraszać Theri na spacery.

To nie jest wprost napisane, ale jeżeli się zastanowić: rodzinę ma najwidoczniej prawosławną, skoro “obchodzi Boże Narodzenie za kilkanaście dni”, nie mogła też mieć bardzo daleko w opisane miejsce, skoro postanowiła się tam spontanicznie wybrać – najprędzej Grecja lub południowe Bałkany.

Prezent dostał taki, jaki mu się należał :) i wyszło ogólnie bardzo sympatycznie.

Znakomicie, taki był plan – i bardzo dziękuję za Twoje markowe 3P!

PS. “Żeśmy byli winnicami” piękne – ja zapytam w takim razie, w której kolędzie śpiewamy o łabędziu?

Trochę się naszukałem – “Chwała bądź Bogu z wysokości” w Tryumfach króla niebieskiego, ale to jest niepoprawny łabędź. Mogę jeszcze zapytać, w której kolędzie zwracamy się do trądu…

Ślimaku, poddaję się… do trądu, myślałem, że to będzie może o pastuszkach, albo królach, którzy “dotrą du…(mni?)”, ale nie mogę skojarzyć żadnej kolędy :| nawet zatrudniłem swojego tatę, który lubuje się w takich zagadkach, ale wymiękł…

Łabę(ą)dzia oczywiście dobrze znalazłeś, a że niepoprawny… <ulubiona_emotka_baila>

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Trąd był podstępny, bo z synonimu, we Wśród nocnej ciszy: Na ciebie króle, prorocy…, przy czym rytm utworu wymusza akcent na “le”, przez co wyraźnie słychać wołacz do “lepry”.

Przeczytane.

Miło widzieć komentarz jurorski z potwierdzeniem lektury. Dziękuję!

Całkiem fajne opowiadanie, ale to co się wybija na pierwszy plan, to świetny język. Widze w komentarzach, że już Asylum Ci nakadziła w tym względzie, więc ja się tylko skromnie podpiszę ;)

Krokus wcześniej napisał Ci, że opowiadanie przypomina mu kreskówkę “Pinky and The Brain”, swoją drogą świetna krecha, jednak ja tutaj mam bardziej skojarzenia z Gru z animacji o Minionkach. Badass pragnący kontroli nad światem, otoczony kilkoma totumfackimi, który ugina się przed miłością. Brdzo ładne to i świąteczne, dlatego klikam :)

Poniżej jedna tylko, tycia uwaga.

 

A za progiem rzeczywiście stała Theri, zdjęła kurtkę, przerzuciła warkocz przez ramię i stała: rumiana od mrozu, roześmiana i ledwie uchwytna w pamięci.

– Dzień dobry panom! – zawołała jasnym głosem,(O! Tutaj) Pan Zmierzchu stał z objawami osłupienia i tachykardii, wszystkim opadły żuchwy i co kto miał, aż dopiero Zdzisław podniósł się szarmancko, aby wziąć od dziewczyny płaszcz. Pokierował ją zaraz do stołu, a Samuel nalał barszczu.

Czy to powtórzenie jest celowe? Zastanawiam się też, czy we wskazanym miejscu nie powinieneś dać kropki zamiast przecinka.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

świetny język. Widzę w komentarzach, że już Asylum Ci nakadziła w tym względzie, więc ja się tylko skromnie podpiszę

Naprawdę mi przyjemnie, że także dostrzegasz. Staram się stale szlifować tę warstwę twórczą.

skojarzenia z Gru z animacji o Minionkach. Badass pragnący kontroli nad światem, otoczony kilkoma totumfackimi, który ugina się przed miłością.

W zasadzie trafne podsumowanie, chociaż Minionków niewiele oglądałem, a jeszcze mniej pamiętam, więc nie było tutaj inspiracji.

Bardzo ładne to i świąteczne, dlatego klikam

Tak właśnie myślałem, że tego rodzaju fabuła trafi w nastrój świąteczny względnie najlepiej. Dziękuję za kliknięcie!

Czy to powtórzenie jest celowe? Zastanawiam się też, czy we wskazanym miejscu nie powinieneś dać kropki zamiast przecinka.

Celowe, zdawało mi się, że doda poetyki opisowi przyjścia Theri, ale rozumiem, że tego nie odczułeś w ten sposób? Kropkę zamiast przecinka mogę dać, wydawał mi się płynniejszy, ale w ogóle miewam tendencję do nadmiernego wydłużania zdań.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ś.

No właśnie odczułem, dlatego pytam :) Ale bardziej niż poetykę odczułem, hmm, to takie wrażenie, jakby ktoś opowiadał Ci historie i zadowolony z zainteresowania jakie wywołuje snutą opowieść, z uśmiechem podkreśla jakiś aspekt, dodając jakiemuś faktowi dobitności. Mnie się to podobało :) 

Known some call is air am

Opisane przez Ciebie wrażenie brzmi całkiem dobrze, chyba zbliżone do tego, co chciałem wywołać, więc na razie zostawiam podwójne “stała”.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się :) Masz narratora wszechwiedzącego, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Pan Zmierzchu raczej tyranem nie będzie, wyraźnie brakuje mu umiejętności strategicznych ;) Czy Theri jest agentką Mikołaja, bo skoro Mikołaj ma wgląd w postępki obdarowywanych, to bez trudu wyczuł pułapkę. Tak więc albo interwencja dziewczyny była niepotrzebna, albo była tam na prośbę Mikołaja. Fajny pomysł na prezent dla Pana Zmierzchu, szczególnie poradnik ;)

Ostatni kop :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Anet, Twoja wizyta jest niezawodnie sympatyczna, a tym razem jeszcze wyjątkowo szybka!

 

Irko, bardzo dziękuję za ostatniego kopa. W szczegółach…

Masz narratora wszechwiedzącego, ale jakoś mi to nie przeszkadza.

A zazwyczaj przeszkadzałoby Ci? Wydaje mi się, że narrator wszechwiedzący nie jest wadą konstrukcyjną, ale mogę nie być na bieżąco z teorią narracji; a może to tylko Twoja osobista preferencja?

Czy Theri jest agentką Mikołaja, bo skoro Mikołaj ma wgląd w postępki obdarowywanych, to bez trudu wyczuł pułapkę. Tak więc albo interwencja dziewczyny była niepotrzebna, albo była tam na prośbę Mikołaja.

Bardzo zręcznie wyczułaś ten wątek. Dedukcja słuszna, ale to nie jest doprecyzowane wewnątrz opowieści – czy Mikołaj natchnął ją na poziomie podświadomości, czy jawnie z nią porozmawiał i namówił na wizytę, czy może wręcz była najdosłowniej jego agentką: elfką z fabryki zabawek posłaną w świat ludzi dla zdobywania przydatnych informacji i nawiązywania kontaktów (tej ostatniej koncepcji nie rozważałem podczas pisania, ale wydaje się potencjalnie obiecująca). Poza tym, jak już wspomniałem gdzieś wyżej, wydaje mi się, że w pewnym sensie ją magicznie dostroił na ten wieczór – dopasował tak, aby pojawiła się Panu Zmierzchu całkiem jak w jego skrytych wyobrażeniach – mogłem nie przemycić tej idei w tekście dostatecznie wyraźnie.

Fajny pomysł na prezent dla Pana Zmierzchu, szczególnie poradnik

Nawet nie był zaplanowany, spontanicznie pojawił się podczas pisania.

 

Jeszcze raz dziękuję za miły i dogłębny komentarz!

A zazwyczaj przeszkadzałoby Ci?

Generalnie nie, ale mam wrażenie, że tutaj to często minus. Ostatnio odświeżałam sobie Pratchetta i on tam ma permanentnie narratora wszechwiedzącego, a bardzo go lubię ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Motyw złych postaci, które na końcu wcale takie złe nie są, bardzo dobrze tu wyszedł i jest to, jak dla mnie, najmocniejszy element opowiadania. Właściwie od początku można się domyślić, że nic z tego wielkiego planu opanowania świata nie wyjdzie, ale nie wiadomo dlaczego i to jest coś, co wzbudza zainteresowanie.

Bardzo subtelnie przemyciłeś tu humor, nie jest nachalny a raczej sytuacyjny, i za go duży plus. Elementem, który mnie tutaj nieco zgrzytnął, jest nawiązanie do pandemii, nie wydaje się nic wnosić do tej historii. Dla mnie to taki doklejony motyw.

Poznał Theri przed kilkoma miesiącami[+,] podczas finału Międzynarodowej Olimpiady Lingwistyki Matematycznej, on był jednym z autorów zadań, ona medalistką.

A nie brakuje tu przecinka?

Kiedy waza z zupą została już przytaszczona i wszyscy zgromadzili się przy stole, przypomniał o konieczności podzielenia się opłatkiem. Zaszczyt rozdysponowania go przypadł Panu Zmierzchu, który jednak nie wywiązywał się z tej roli najlepiej. Chodził dookoła stołu ze smutnym białym strzępem i zaglądał nagle ludziom w oczy, jakby w każdym widział wroga albo zdrajcę. Zanim udało się zakończyć rytuał, większość uczestników utraciła dobry humor i apetyt.

To dobre :D, właśnie taki humor mi się podoba.

Cześć!

 

Motyw złych postaci, które na końcu wcale takie złe nie są, bardzo dobrze tu wyszedł i jest to, jak dla mnie, najmocniejszy element opowiadania.

To był od początku rdzeń zamysłu, ale tutaj ze względu na optymistyczne założenia świąteczne motyw został rozegrany asymetrycznie – pokazuję lub próbuję pokazać, że sama “deklaracja mroczności” nie wystarcza, aby stać się zupełnie złym, nie pokazuję jednak, że w odpowiednim środowisku niemal każdy może szybko dojść do czynów powszechnie kojarzonych z kompletnym zepsuciem moralnym.

Właściwie od początku można się domyślić, że nic z tego wielkiego planu opanowania świata nie wyjdzie, ale nie wiadomo dlaczego i to jest coś, co wzbudza zainteresowanie.

Dobrze, że mogło to posłużyć za zanętę ciągnącą do dalszej lektury.

Elementem, który mnie tutaj nieco zgrzytnął, jest nawiązanie do pandemii, nie wydaje się nic wnosić do tej historii. Dla mnie to taki doklejony motyw.

Skoro już miałem złowieszczego pana planującego przejęcie władzy nad światem, chciałem pokazać, że według wszelkiego prawdopodobieństwa sama pandemia nie jest wynikiem czyichś machinacji, ale jak najbardziej może być w takich machinacjach wykorzystywana. Zgadzam się jednak, że ten wątek można uznać za sztucznie doklejony, a nawet psujący nastrój świąteczny – należało to lepiej przemyśleć.

A nie brakuje tu przecinka?

O, tutaj otworzyłaś interpunkcyjną puszkę Pandory. Zastosowanie powinna mieć w tym przypadku reguła 90.I.1.d “Przecinek między połączonymi bezspójnikowo jednorodnymi częściami zdania – okoliczniki jednorodne”. I czytamy, że takie okoliczniki oddzielamy przecinkiem, jeśli tworzą przykładowe wyliczenie (to nie tutaj) lub “okolicznik, który występuje na drugim miejscu, jest bliższym określeniem pierwszego”. Do ilustracji tej zasady mamy następujące przykłady: W ubiegłym tygodniu, w środę, wrócił z Australii; Wóz stał zawsze na podwórzu, przy samej stodole.

I w tym momencie pojawiają się trzy kwestie. Po pierwsze, w moim odczuciu przed kilkoma miesiącamipodczas finału nie są nawet okolicznikami jednorodnymi – ten pierwszy określa czas przez odwołanie do kalendarzowego pomiaru jego upływu (nazwijmy to roboczo liczebnym okolicznikiem czasu), ten drugi przez odwołanie do konkretnego wydarzenia (rzeczowny okolicznik czasu). Dlatego nie czuję żadnej potrzeby oddzielania ich przecinkiem; zaznaczam jednak, że nie ma to oparcia w znanych mi opracowaniach gramatycznych, gdyż one nie różnicują w ten sposób okoliczników na dalsze podtypy. Po drugie, nawet w ramach aktualnie obowiązujących zasad interpunkcji można bronić braku przecinka, zauważając mianowicie, że podczas finału nie musi stanowić bliższego określenia przed kilkoma miesiącami, gdyż wprawdzie może identyfikować datę dokładniej (gdy wiemy, kiedy był ten finał), ale może też być odwrotnie – jeżeli o finale wcześniej nic nie wiemy, to raczej owo przed kilkoma miesiącami dookreśla jego datę. I wreszcie należy spostrzec, że w kontekście opowiadania wiadomość o finale nie jest dla czytelnika wskazaniem czasu (skoro, jako się rzekło, o tym finale nic nie wie), tylko wyjaśnieniem, jakie wspólne zainteresowania doprowadziły ich do spotkania; dałoby się więc nawet twierdzić, że pomimo użycia przyimka podczas stanowi dobrze zamaskowany okolicznik przyczyny!

Ostatecznie więc przecinka nie stawiam, przyznając jednak, że na przykład ogromna większość polonistów sprawdzających prace maturalne uznałaby to za błąd interpunkcyjny.

To dobre :D, właśnie taki humor mi się podoba.

A zauważyłaś tutaj jeszcze nawiązanie literackie?

 

Dziękuję za przeczytanie i ciekawe uwagi, życzę mnóstwo weny w rozpoczynającym się roku!

O, tutaj otworzyłaś interpunkcyjną puszkę Pandory.

No i cudownie, bo ja uwielbiam interpunkcyjne puszki Pandory :D. Bardzo ciekawe jest to uzasadnienie.

Oprócz zasady, na którą się powołałeś, to jeszcze się zastanawiałam, czy nie można tego potraktować jak wtrącenia, ale wtedy byłby chyba problem z logiką zdania.

A zauważyłaś tutaj jeszcze nawiązanie literackie?

Przyznam się, że czytając to, miałam takie odczucie, że z czymś mi się to kojarzy, ale nie wymyślę z czym.

jeszcze się zastanawiałam, czy nie można tego potraktować jak wtrącenia, ale wtedy byłby chyba problem z logiką zdania.

Też mi się tak wydaje.

Przyznam się, że czytając to, miałam takie odczucie, że z czymś mi się to kojarzy, ale nie wymyślę z czym.

Chodzi nocami po Warce

i zagląda nagle ludziom w oczy,

jakby w każdym widział wroga albo zdrajcę,

widmo bezsennych nocy.

(Jacek Kaczmarski, Starość Piotra Wysockiego)

Taki raczej prymitywny rodzaj nawiązania – dosłowny cytat wbudowany w nowym kontekście – aż się czasem zastanawiam, czy to w dobrym guście literackim, choć na przykład Sapkowskiemu się nieraz zdarzało.

Taki raczej prymitywny rodzaj nawiązania – dosłowny cytat wbudowany w nowym kontekście – aż się czasem zastanawiam, czy to w dobrym guście literackim, choć na przykład Sapkowskiemu się nieraz zdarzało.

Moim zdaniem w dobrym, o ile się nie przesadza z ilością takich wtrąceń. Wiesz, mnie się wydaje, że jeśli ktoś skojarzy od razu taki cytat, to z jednej strony doceni, ale z drugiej na chwilę wybije się z historii, którą czyta. Więc jak ze wszystkim, coś za coś.

Dzięki za opinię. Rozumowałem mniej więcej podobnie, ale dobrze mieć niezależne potwierdzenie.

Wciągnęło mnie i ubawiło, zostałam fanką pana Zdzisława!

Nie wiem, czy pisałeś mając w głowie Zawulona z Patroli, ale jednocześnie silnie mi się kojarzył (chociażby przez ukrytą monstrualną postać) i komicznie kontrastował z Twoim Panem Zmierzchu. Urzeka mnie obraz Wielkiego Złego kompletnie bezradnego wobec zauroczenia :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Wciągnęło mnie i ubawiło, zostałam fanką pana Zdzisława!

Bardzo mi miło! Pan Zdzisław, jak już gdzieś wspomniałem w komentarzu powyżej, pojawił się z potrzeby fabularnej, bo jeżeli mam opisywać wigilię, to najlepiej uda mi się wigilia związana z polskimi tradycjami, a więc potrzebuję organizującego ją Polaka. Dobrze, że mimo to wyszedł jak człowiek, a nie jak narzędzie narracyjne.

Nie wiem, czy pisałeś mając w głowie Zawulona z Patroli

Nie miałem, ale może spróbuję sprawdzić, co i jak z tym osobnikiem…

Urzeka mnie obraz Wielkiego Złego kompletnie bezradnego wobec zauroczenia

Widać, że w ogóle czuje się w roli Wielkiego Złego mocno niepewnie. Może nawet sam nie miał takich aspiracji, tylko na przykład imperatyw kulturowy mu narzuca, że skoro potrafi się zmieniać w wypasionego skorpiona, to musi być odpowiednio złowieszczy…

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Cieszę się, że przeczytałaś i dałaś znać. Życzę miłej pracy jurorskiej!

No no panie Ślimaku Zagłady fajne to opowiadanie i ma bardzo ciekawie opracowany tekst

Pani (panno?) Sysiu Wnerwisiu, bardzo mi przyjemnie, że opowiadanie przypadło Ci do gustu oraz chciałaś się podzielić swoją korzystną opinią odnośnie jakości opracowania tekstu! Jestem też otwarty na wszelkie wskazówki, gdybyś zwróciła uwagę na jakieś błędy lub niedociągnięcia. Może chciałabyś wiedzieć, że na tym portalu zwykliśmy zwracać się do siebie przez “ty”, ale jeżeli forma “pan, pani” ma być Twoim osobistym smaczkiem językowym, zapewne też nikt nie będzie miał tego za złe.

Ślimaku!

Bardzo mi się spodobało to opowiadanie. :3

Humor subtelnie otacza treść swoją opieką, upiększając całokształt opowiadania. Podoba mi się postać nieuczącego się na błędach Pana Zmierzchu, który musi wybrać między Theri, a kontrolowaniem świata, chociaż nie umie tego zrobić i chce osiągnąć oba.

Trochę mi się kojarzy z serialem Lucyfer i wątkiem tytułowego Diabła i pani detektyw, z którą współpracuje.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Katafrakcie barbarzyński!

Cieszę się, że trafiło w barbarzyńskie preferencje, choć zabrakło w nim rejz, krwawych rzezi i zbieractwa-łowiectwa. Humor łagodny, świąteczny, gorzej – całość groteskowo optymistyczna w stosunku do dalszego rozwoju wydarzeń. Niektórzy komentujący wskazywali, że Pan Zmierzchu wypada raczej blado w porównaniu z Theri i Zdzisławem, ale jeżeli Tobie pasuje, tym lepiej; celnie zwróciłeś uwagę w świetle ostatniego akapitu, że na błędach się nie bardzo uczy.

Pozdrawiam ślimaczo!

Hej Ślimaku!

 

Na początku trochę pomarudzę ;) 

 

No więc, czytało się szybko, ale tym razem jakby… za szybko? Zdawało mi się, że przeczytałam wszystko na jednym wdechu, ale, niestety, nie w tym dobrym sensie. Często coś po prostu opisujesz, zamiast pokazać, stąd akcja pędzi jak szalona i nie pozwala mi się wczuć. Brakowało mi jakiegoś wstępu, czegoś, co pozwoliłoby w ten świat wejść.

Drugi problem to Theri. Wydawała mi się trochę w stylu Marry Sue; mądra, piękna, wspaniała i w ogóle fajna. I Pan Zmierzchu ponoć mieszkał na kompletnym zadupiu, jak ona tam dotarła?

 

zaodwłokiem

Czymże jest zaodwłok skorpiona? Przyznaję, aż pogrzebałam po internecie i nadal nic, ale możliwe, że to ja słabo szukam ;)

 

systemów i uważał go za najcenniejszy nabytek w mrocznym[+,] międzynarodowym zespole.

Nie wiem, czy przecinek potrzebny, popraw, jeśli się mylę.

 

Przypomniał sobie z uznaniem, jak demon podłączał swój telson, czyli ostatni, kolczasty segment odwłoka, do portu J w laptopie i sączył jadowitą treść bezpośrednio do Internetu.

Nie mówię, że telson jest tutaj złym słowem, ale czy bardziej nie pasowałby kolec jadowy?

 

Tematy do rozmowy nie nasuwały się

A to, wybacz, brzmi nieco koślawo. Gdzieś czytałam, żeby unikać “się” na końcu i chociaż tutaj to niekoniecznie koniec zdania, wciąż nieco mnie kłuje.

 

mówił właśnie między łykami

Czasami gubi Ci się podmiot.

 

A teraz pochwały ;) Przede wszystkim – humor! Dobrze się bawiłam czytając, kilka razy uśmiechnęłam, więc wydaje mi się, że cel tekstu spełniony. I drugi duży plus, to pomysł. Fajny, lekki i, przynajmniej dla mnie, świeży ;) Pan Zmierzchu wyszedł Ci bardzo dobrze, ciężko go nie polubić. Mam nadzieję na jego dalsze przygody.

 

– Niemało cierpiał, niemało, żeśmy byli winni sami… – na kształtnych wargach nienawykłej do polszczyzny Theri zabrzmiało, jakby byli winnicami, ale nikt nie miał szans na to zwrócić uwagi.

Świetne! Zaśmiałam się głośno ;P

 

Dziękuję za lekturę!

 

Hej, Gruszel!

Na początku trochę pomarudzę ;)

Ależ z przyjemnością posłucham!

Zdawało mi się, że przeczytałam wszystko na jednym wdechu, ale, niestety, nie w tym dobrym sensie.

Po części mógłbym zrzucić winę na limit znaków, ale niewątpliwie to cenna wskazówka. Na pewno mogło tutaj zabraknąć trochę bogatszego opisu świata, zbudowania świątecznego nastroju.

Drugi problem to Theri. Wydawała mi się trochę w stylu Marry Sue; mądra, piękna, wspaniała i w ogóle fajna.

Czyż nie? Trochę bym się bronił konwencją – ona wypełnia (mniej lub bardziej świadomie) rolę agentki Świętego Mikołaja, to jaka ma być?

I Pan Zmierzchu ponoć mieszkał na kompletnym zadupiu, jak ona tam dotarła?

Jeżeli pytasz o zlokalizowanie, to jest podane w tekście: Edytowałeś artykuł o lingwistyce matematycznej w Wikipedii spod stałego adresu IP, zamiast założyć konto. Użyłeś tych samych rzadkich struktur gramatycznych, co w korespondencji ze mną. A jeżeli o fizyczne znalezienie się na miejscu, zwykle da się to zrobić, pytanie co najwyżej o długość wędrówki – ale to Europa, prawie zawsze masz jakieś skomunikowane miasteczko w promieniu trzydziestu kilometrów.

Czymże jest zaodwłok skorpiona? Przyznaję, aż pogrzebałam po internecie i nadal nic, ale możliwe, że to ja słabo szukam ;)

Po angielsku dzielimy skorpiona na prosomę, mesosomę i metasomę – po polsku to chyba będzie głowotułów, przedodwłok i zaodwłok. Tak podaje na przykład http://stareaneksy.pwn.pl/biologia/1.php?id=1478192.

Nie wiem, czy przecinek potrzebny, popraw, jeśli się mylę.

Nie ma to jak ciekawe pytanie o interpunkcję! Pokrótce – jeżeli mamy szereg określeń rzeczownika, równorzędne wymagają przecinka, nierównorzędne należy pozostawić bez niego. Rzadko zdarzają się określenia wyraźnie nierównorzędne, więc zwykle bezpieczniej jest postawić ten przecinek. A jednak osobiście robię to niechętnie: uważam, że reguła ta, zaczerpnięta najpewniej z interpunkcji niemieckiej, słabo odpowiada naturalnemu rytmowi polszczyzny, w którym określeń rzeczownika się nie drobi (nawet i w wymowie), lecz spaja w jeden potok składniowy. Dlatego zwykłem nie stawiać przecinka, gdy tylko intuicyjnie dostrzegam choćby śladową nierównorzędność, a tutaj ona jest całkiem łatwa do uzasadnienia: mroczny to przymiotnik jakościowy, daje się stopniować, międzynarodowy to przymiotnik stosunku, stopniować się właściwie nie daje. Mam międzynarodowy zespół, który mogę dodatkowo opisać jako mroczny. (Oczywiście przymiotnik dookreślający trafia przed dookreślany). Dodatkowo możesz poczytać https://www.jezykowedylematy.pl/2011/10/piekne-jasne-wlosy/, a także wątek https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/27728, w którym pisałem o naturalnej kolejności określeń.

Nie mówię, że telson jest tutaj złym słowem, ale czy bardziej nie pasowałby kolec jadowy?

Zaraz potem jest “jadowita treść” i tego nie dałem rady odmienić, więc musiałem tutaj się pozbyć “jadowego”.

A to, wybacz, brzmi nieco koślawo. Gdzieś czytałam, żeby unikać “się” na końcu i chociaż tutaj to niekoniecznie koniec zdania, wciąż nieco mnie kłuje.

Mnie dużo bardziej kłułoby tematy do rozmowy się nie nasuwały – niezgrabne byłoby umieszczenie się na początku grupy orzeczenia, czyli w zasadzie w pozycji akcentowanej: nie może przecież przyłączyć się akcentowo (stworzyć enklityki) do rozmowy. Może najlepiej byłoby pozbyć się całego nasuwania się, ale czym je zastąpić?

Czasami gubi Ci się podmiot.

Ostatnim podmiotem męskim w tym miejscu jest “jego szef” i właśnie on mówił – myślisz, że to jednak nieczytelne?

Dobrze się bawiłam czytając, kilka razy uśmiechnęłam, więc wydaje mi się, że cel tekstu spełniony.

Raczej tak, nie zależało mi tu za bardzo na przepychaniu głębszych prawd życiowych.

I drugi duży plus, to pomysł. Fajny, lekki i, przynajmniej dla mnie, świeży

Mnie się coraz częściej zdarza, że pomysł, który miałem za świeży, okazuje się zleżały od pokoleń – w każdym razie cieszę się, że znalazłaś tu dla siebie coś nowego!

Pan Zmierzchu wyszedł Ci bardzo dobrze, ciężko go nie polubić. Mam nadzieję na jego dalsze przygody.

Dotychczas nie bardzo się nad tym zastanawiałem, ale może…

 

Dziękuję za ciekawy komentarz i pozdrawiam!

A jeżeli o fizyczne znalezienie się na miejscu, zwykle da się to zrobić, pytanie co najwyżej o długość wędrówki – ale to Europa, prawie zawsze masz jakieś skomunikowane miasteczko w promieniu trzydziestu kilometrów.

Chodziło o fizyczne dostanie się na miejsce, bo gdy opisałeś niedostępną, nieznaną turystom dolinę, wyobraziłam sobie zupełną dziurę ;)

 

Po angielsku dzielimy skorpiona na prosomę, mesosomę i metasomę – po polsku to chyba będzie głowotułów, przedodwłok i zaodwłok. Tak podaje na przykład http://stareaneksy.pwn.pl/biologia/1.php?id=1478192.

No widzisz, zawsze się czegoś ciekawego można nauczyć ;) Znałam bardziej angielskie nazwy, stąd zdziwienie ;)

 

Nie ma to jak ciekawe pytanie o interpunkcję!

Nie ma to jak ciekawa odpowiedź na pytanie o interpunkcję ;)

 

Zaraz potem jest “jadowita treść” i tego nie dałem rady odmienić, więc musiałem tutaj się pozbyć “jadowego”.

No też racja, jednak to brzmiało, jakby wsunął cały telson, co w sumie też nie wychodzi dobrze ;V

 

Mnie dużo bardziej kłułoby tematy do rozmowy się nie nasuwały – niezgrabne byłoby umieszczenie się na początku grupy orzeczenia, czyli w zasadzie w pozycji akcentowanej: nie może przecież przyłączyć się akcentowo (stworzyć enklityki) do rozmowy. Może najlepiej byłoby pozbyć się całego nasuwania się, ale czym je zastąpić?

Mnie chyba kłułoby mniej, ale to już raczej kwestia gustu. Za to, wydaje mi się, że skoro coś brzmi słabo, warto by nad tym przysiąść, może nawet zastąpić innym, choćby mniej pasujących słowem, ale nie zatrzymującym nad tekstem? W końcu, wybacz, nie potrafię nie napisać tego agresywnie, ale wiedz, że nie o to mi chodzi, czytelnik nie zna powodów, dla których napisałeś coś koślawie i raczej zastanawiać się nie będzie. Prędzej się skrzywi i wyrobi opinię. Można spróbować to zastąpić, np. nadchodziły? Albo zmienić całe zdanie, na coś w stylu: Nie wiedzieli o czym rozmawiać/Nikt nie wiedział, o czym zacząć rozmowę itp.

 

Ostatnim podmiotem męskim w tym miejscu jest “jego szef” i właśnie on mówił – myślisz, że to jednak nieczytelne?

Tak, jest, ale to dodatkowa informacja do zapamiętania przez czytelnika, a jeśli tego nie zapamięta, będzie musiał wracać i szukać. Bardzo dobrym poradnikiem jest Magia Słów, Joanny Wyrczy-Biekier. Autora pisze tam o zdaniach, które, choć brzmią dobrze, są obciążające dla czytelnika, właśnie przez to, że kilka informacji musi zapamiętać do końca tekstu, w efekcie czego, robi się trudny w odbiorze. To nie do końca ten przykład, ale sądzę, że dość podobny i może warto się temu przyjrzeć? W końcu jednym z celów tekstu jest, by czytało się go z łatwością i płynnie, nie zastanawiając się, kto jako ostatni był podmiotem, a skupiając na fabule/przekazie. Ale ogółem, książkę czytałam dawno, więc możliwe, że piszę głupoty ;)

 

 

 

 

Chodziło o fizyczne dostanie się na miejsce, bo gdy opisałeś niedostępną, nieznaną turystom dolinę, wyobraziłam sobie zupełną dziurę

Przypuszczam, że po wstępnym zlokalizowaniu okolicy obejmowało to popytanie ludzi w miasteczku, gdzie mogłaby się mieścić taka siedziba (osobiście zacząłbym pewnie od rozmowy z piekarzem lub dostawcą pizzy), a potem długi pozaszlakowy spacer.

No też racja, jednak to brzmiało, jakby wsunął cały telson, co w sumie też nie wychodzi dobrze

Tak, też nie jest to optymalne rozwiązanie.

W końcu, wybacz, nie potrafię nie napisać tego agresywnie, ale wiedz, że nie o to mi chodzi, czytelnik nie zna powodów, dla których napisałeś coś koślawie i raczej zastanawiać się nie będzie. Prędzej się skrzywi i wyrobi opinię.

Nie napisałaś agresywnie, powiedziałbym, że wręcz bardzo łagodnie jak na to zagadnienie – kiedy sam to komuś tłumaczę, wychodzi mi dużo gorzej. A dobrze, że przypominasz, bo łatwo się jednak zapędzić w obronie swojej wersji. Nie wiem, czy takie położenie “się” jest obiektywnie “koślawe”, ale na pewno wielu odbiorcom może przeszkadzać. Odrobinę przerobię to zdanie.

W końcu jednym z celów tekstu jest, by czytało się go z łatwością i płynnie, nie zastanawiając się, kto jako ostatni był podmiotem, a skupiając na fabule/przekazie. Ale ogółem, książkę czytałam dawno, więc możliwe, że piszę głupoty

Z pewnością nie piszesz głupot, ale tutaj jest inny problem: kiedy piszesz dialog i co chwila nazywasz podmiot wypowiedzi, to albo ciągle tym samym słowem i wypada to fatalnie stylistycznie (”Zdzisław powiedział… Zdzisław schylił się…” i tak co drugie zdanie), albo zmuszasz czytelnika do ciągłego przypominania sobie, który z bohaterów jest nauczycielem geografii, a który mańkutem (w realnym życiu nie myślisz o znajomych w ten sposób!) – nie ma idealnego wyjścia. Dlatego obecnie myślę, że czasem lepiej nie nazywać wypowiadającego się, jeżeli nie jest to absolutnie potrzebne – a tutaj akurat łatwo odgadnąć, kto mówi, zwłaszcza że na końcu chrzęści karapaksem.

Nie wiem, czy takie położenie “się” jest obiektywnie “koślawe”, ale na pewno wielu odbiorcom może przeszkadzać. Odrobinę przerobię to zdanie.

Raczej ciężko tu mówić o obiektywiźmie, bo to co konkretnie słowo “koślawe” miałoby znaczyć?

 

kiedy piszesz dialog i co chwila nazywasz podmiot wypowiedzi, to albo ciągle tym samym słowem i wypada to fatalnie stylistycznie

Tak, to faktycznie jest problem. Po prostu akurat w tym przypadku musiałam się zastanowić kto mówi, ale może tylko ja? A może byłam zmęczona i to przez to? Masz rację, trzeba znaleźć balans między domyślnym podmiotem a nazywaniem go, żeby też nie wpaść zbytnio w powtórzenia.

Raczej ciężko tu mówić o obiektywizmie, bo to co konkretnie słowo “koślawe” miałoby znaczyć?

Może rzeczywiście nie najzręczniej to wyraziłem… zresztą dlatego pozostawiłem “koślawe” w cudzysłowie, że trudno dojść dokładnego znaczenia. Chciałem powiedzieć coś w tym rodzaju: nie wiem, czy uznane podręczniki stylistyki wskazują taką konstrukcję jako wadliwą, ale szanuję Twoje osobiste odczucie w tym względzie, zwłaszcza gdy przypuszczam, że mogłoby się pod nim podpisać dużo więcej odbiorców (bo i mnie struktura tego zdania nie wydaje się idealna).

obiektywizmie

Wybacz, jakaś zmulona dzisiaj jestem xD

 

nie wiem, czy uznane podręczniki stylistyki wskazują taką konstrukcję jako wadliwą

Z tego co wiem właśnie Magia Słów coś o tym pisała, ale pod ręką nie mam, sprawdzić nie mogę, więc czytałabym to z przymrużeniem oka ;)

 

ale szanuję Twoje osobiste odczucie w tym względzie, zwłaszcza gdy przypuszczam, że mogłoby się pod nim podpisać dużo więcej odbiorców (bo i mnie struktura tego zdania nie wydaje się idealna).

Właśnie chwilowo nie mam żadnych innych dowodów poza nimi, stąd ciężko mi się przy czymś upierać ;) Widzę, że na sprawach językowych znasz się znacznie lepiej, więc raczej tyle mam do dodania ;D

Dzięki za rozmowę, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy pod jakiś tekstem (a raczej będę do Ciebie wpadać częściej, choćby dla rozmów właśnie) ^^

Z tego co wiem właśnie Magia Słów coś o tym pisała, ale pod ręką nie mam, sprawdzić nie mogę, więc czytałabym to z przymrużeniem oka

Może któregoś razu rozejrzę się za ową Magią słów.

Widzę, że na sprawach językowych znasz się znacznie lepiej, więc raczej tyle mam do dodania

Jak już ustaliliśmy, czasem podszywanie swojej intuicji wiedzą językową prowadzi do brnięcia w konstrukcje z trudem tylko zdatne do obrony. A omawiane zdanie poprawiłem do postaci Tematy do rozmowy wcale się nie nasuwały.

Dzięki za rozmowę, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy pod jakiś tekstem (a raczej będę do Ciebie wpadać częściej, choćby dla rozmów właśnie)

Bardzo mi przyjemnie! Ostatnio jakoś brakuje mi weny, ale przecież i do Twoich tekstów kiedyś zajrzę…

Jak już ustaliliśmy, czasem podszywanie swojej intuicji wiedzą językową prowadzi do brnięcia w konstrukcje z trudem tylko zdatne do obrony. A omawiane zdanie poprawiłem do postaci Tematy do rozmowy wcale się nie nasuwały.

Masz rację czasem dobrze wysłuchać czyjejś opinii, nawet jeśli osoba dysponuje mniejszą wiedzą, bo przecież podstawowe wyczucie każdy ma. I faktycznie, akurat w tym przypadku zdaje mi się, że zdanie było do poprawy. Cieszę się więc, że mogłam pomóc ;) Nowe zdanie, jak dla mnie, brzmi lepiej.

 

 

Bardzo mi przyjemnie! Ostatnio jakoś brakuje mi weny, ale przecież i do Twoich tekstów kiedyś zajrzę…

Ach, mi też bardzo miło, choć nie chodziło o krypto sugestię xD Czasami ciężko ubrać coś w słowa tak, żeby nie brzmiało jak zachęta. Oczywiście, od własnych tekstów nie odganiam, chętnie poczytam twoją opinię, ale nie chcę też, żebyś czuł się zobowiązany ;)

Bez obaw, nie czuję się przesadnie zobligowany, ale publikujesz tu na tyle dużo i solidnie (bibliotecznie), że na pewno prędzej czy później na coś zwrócę uwagę.

Miś przeczytał po raz drugi, chociaż daleko od Wigilii oraz Wielkanocy. Gdy czytał pierwszy raz, był współuczestnikiem i uważał, że byłoby nie w porządku wyrażać swoją opinię przed końcem konkursu. Potem różne okoliczności sprawiły, że nie wracał do już przeczytanych tekstów. Dzisiaj z przyjemnością może napisać, że Twój tekst lokował bardzo wysoko i zdania nie zmienił. 

Ślimakowi jest bardzo przyjemnie zapoznać się z korzystną opinią Misia. Doskonale znam też myśl “kiedyś wrócę do tego tekstu i skomentuję” – zawsze pojawiają się “różne okoliczności”, nic się na to nie poradzi. Nadmienię jednak, że komentowanie tekstów współuczestników przeważnie nie jest poczytywane u nas za faux pas – ale i to zapewne wiesz, będąc już o wiele bardziej doświadczonym Misiem niż wówczas.

Wyjątkową Wieczerzę opisałeś, Ślimaku. A i towarzystwo zebrane przy stole zaprezentowało się znakomicie. Bardzo to zacne opowiadanie i cieszę się, że w końcu do niego dotarłam. :)

 

Zdzi­sław pod­niósł się szar­manc­ko, aby wziąć od dziew­czy­ny płaszcz. → Nieco wcześniej napisałeś: A za pro­giem rze­czy­wi­ście stała Theri, zdję­ła kurt­kę… → Kiedy kurtka stała się płaszczem? A może miała płaszcz pod kurtką? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorko, szczerze się cieszę, że w końcu dotarłaś i miałaś przyjemność z lektury! Dużo jeszcze mogę się od Ciebie nauczyć w zakresie systematycznego dążenia raz obraną drogą (na przykład przez kolejkę opowiadań), a przecież to dla Ślimaka kluczowa umiejętność.

Kiedy kurtka stała się płaszczem? A może miała płaszcz pod kurtką?

Nie pamiętam już tak dokładnie, co sobie myślałem, pisząc to dwa i pół roku temu, ale chyba chciałem po prostu uniknąć powtórzenia słowa “kurtka” w niewielkim przecież odstępie. Zresztą zawsze sądziłem, że kurtka to rodzaj płaszcza, ale nie znam się na modzie, na pewno Ty orientujesz się lepiej. Na razie zmieniam na “okrycie”, a gdybyś miała jakąś trafniejszą propozycję, oczywiście możesz podsunąć.

Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa fantastycznych lektur!

Tak, Ślimaku, kurtka i płaszcz to nie to samo, choć oba stroje są okryciami. Bardzo zgrabnie rozwiązałeś problem.

Do zobaczenia pod Twoimi kolejnymi opowiadaniami i mam nadzieję, że będzie ich wiele.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka