- Opowiadanie: GreasySmooth - Docent Uktuglan i jurny zombiak

Docent Uktuglan i jurny zombiak

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

BasementKey, Finkla, Użytkownicy

Oceny

Docent Uktuglan i jurny zombiak

Do­cent Uktu­glan ro­zej­rzał się wokół sie­bie po raz ostat­ni. Noc była ciem­na, gwiaz­dy skry­ły się za gę­sty­mi, atra­men­to­wy­mi chmu­ra­mi. Na nie­któ­rych gro­bach pa­li­ły się po­je­dyn­cze świecz­ki. Wy­tę­żał wzrok, ale nie za­uwa­żył ni­ko­go. Na cmen­ta­rzu był sam.

Czas za­czy­nać, po­my­ślał.

Zła­pał za szpa­del. Spulch­nio­na zie­mia pra­wie nie sta­wia­ła oporu. Nie­dłu­go zo­ba­czył deski, wresz­cie całe wieko trum­ny. Ta ra­zi­ła wręcz li­cho­ścią, bu­ko­we deski skle­co­no po­spiesz­nie i byle jak. Widać było, że nikt nie chciał łożyć na po­grzeb prze­chrzty. Do­cent po­czuł od trum­ny sub­tel­ny za­pach wcze­sne­go etapu roz­kła­du.

Miał po­chy­lić się nad trum­ną, by ją otwo­rzyć, ale po­śli­zgnął się na wil­got­nej ziemi, wpadł do grobu i wy­rżnął skro­nią o wieko. Jęk­nął gło­śno i stra­cił przy­tom­ność.

Obu­dził go głos, który do­cho­dził z nie­da­le­ka. Po­tęż­ny, do­stoj­ny, ce­re­mo­nial­ny…

– Mamy na­dzie­ję, że bo­go­wie znaj­dą w życiu na­sze­go mły­na­rza Ro­ber­ta ja­kieś jasne punk­ty, na po­chwa­łę za­słu­gu­ją­ce – sły­szał do­cent. – Bo nam zna­leźć je było nie­zwy­kle trud­no.

Do­cent pod­niósł się na rę­kach i ro­zej­rzał. Do­pie­ro teraz do­szło do niego, że był śro­dek dnia.

– Trud­no wręcz nie od­czu­wać pew­nej ulgi, że ten opój wresz­cie wy­cią­gnął ko­py­ta… – mówił ka­płan, po czym urwał nagle, wbi­ja­jąc wzrok w bla­de­go, umo­ru­sa­ne­go zie­mią Uktu­gla­na, wy­cho­dzą­ce­go z grobu alej­kę dalej.

Tłum ża­łob­ni­ków zwró­cił się w jego kie­run­ku, nie­któ­rzy za­czę­li krzy­czeć.

– Bo­go­wie! Wsta­niec! Siła nie­czy­sta! – wrzesz­czał prze­ra­żo­ny ka­płan. Za­mie­rzył się pa­sto­ra­łem w Uktu­gla­na. Do­cent uło­żył ręce i za­czął in­kan­ta­cję…

Fale świa­tła i mroku zde­rzy­ły się do­kład­nie nad trum­ną ze świe­żo zmar­łym mły­na­rzem.

Ża­łob­ni­cy za­mil­kli. Upły­nę­ła pełna na­pię­cia chwi­la. Po czym z trum­ny do­bie­gło ka­sła­nie. Wieko otwo­rzy­ło się.

– Pa­trz­cie – sły­chać było szept do­cho­dzą­cy spo­śród grupy ża­łob­ni­ków – nawet w cze­lu­ściach Ro­ber­ta nie chcie­li.

– Pew­nie im już wszyst­kie siar­czy­ste wino wypił – wy­szep­ta­no w od­po­wie­dzi.

– Ja myślę, że był głod­ny, bo w pie­kłach gęsi nie po­da­ją, nawet na kre­dyt! – szep­nął kto inny.

Z trum­ny wstał męż­czy­zna w sile wieku. Był blady, oczy miał prze­krwio­ne, wzrok błęd­ny, wyraz twa­rzy za­gu­bio­ny.

– Wo­ody­y­yy… – mówił wolno, za­chry­płym, przy­tłu­mio­nym gło­sem. – Su­uszy­yy….

– Dzie­sięć lat się modlę, żeby zię­cia do ziemi za­bra­li – jęk­nę­ła star­sza ko­bie­ta – a on po jed­nym dniu w trum­nie ot, tak sobie po­wra­ca!

Uktu­glan w tym cza­sie scho­wał się za na­grob­kiem i za­czął skra­dać w kie­run­ku bram cmen­ta­rza. Ro­bert za to spró­bo­wał wstać, prze­wró­cił trum­nę na bok. Wy­czoł­gał się z niej z tru­dem. Wzrok wstań­ca z trum­ny padł na ko­bie­tę, sto­ją­cą w pierw­szym rzę­dzie.

– Mania… Żono ko­cha­na… – wy­szep­tał.

Ko­bie­ta za­czę­ła łkać. Chwi­lę potem w ra­mio­na męż­czy­zny rzu­ci­ła się młoda dziew­czy­na.

– Ro­ber­cie! Nie mo­głam bez cie­bie żyć!

Zaraz jed­nak cof­nę­ła się prze­ra­żo­na.

– Jaki ty zimny… – po­wie­dzia­ła cicho.

– Ty ła­chu­dro! – wrza­snę­ła żona na Ro­ber­ta. – Nie dość, że z pa­ste­recz­ką mnie zdra­dzał, to jesz­cze z córką cie­śli!

Męż­czy­zna zro­bił krok do tyłu, po­pa­trzył na twa­rze ze­bra­nych. Po chwi­li od­zy­skał rezon, roz­pro­sto­wał nogi.

– Moje mo­dli­twy zo­sta­ły wy­słu­cha­ne – po­wie­dział z za­do­wo­le­niem, uśmiech­nął się sze­ro­ko i za­czął ucie­kać.

– Nie gonić – wrza­snął ka­płan – siła nie­czy­sta!

Ktoś krzyk­nął za ucie­ka­ją­cym:

– Ro­ber­cie, nie uiścisz za karty?

Ktoś inny krzyk­nął:

– Ro­ber­cie, win­nyś za mał­ma­zję przed­wczo­raj w karcz­mie!

Ro­bert wy­biegł z cmen­ta­rza i rzu­cił się pro­sto w za­gaj­nik. Ża­łob­ni­cy pa­trzy­li onie­mia­li. Do pła­czą­cej żony pod­szedł ka­płan. Od­chrząk­nął i na­chy­lił się.

– Ro­zu­mie pani sama – po­wie­dział cicho – że opła­ta za po­grzeb w takim wy­pad­ku prze­pa­da. A za ko­lej­ny może być co naj­wy­żej mały upust. 

 

Uktu­glan szedł po­wo­li, roz­glą­da­jąc się do­oko­ła. Brzo­zo­wy las po­ra­sta­ły gęste, wy­so­kie trawy. Jego ma­gicz­ne zmy­sły po­zwa­la­ły mu wy­czuć bli­ską obec­ność umar­la­ka, nie mógł go jed­nak doj­rzeć. Po dłuż­szej chwi­li zza ple­ców usły­szał głos:

– Hop, hop, panie cza­ro­dzie­ju!

Pod­szedł do Ro­ber­ta, sie­dzą­ce­go na pniu. Przy­glą­dał mu się przez chwi­lę.

– Co za wiel­ka szan­sa dla nauki – po­wie­dział do­cent.

– Nie macie go­rzał­ki? – spy­tał tę­sk­nie Ro­bert.

Do­cent do­tknął jego skóry.

– Mogę się dzię­ki tobie dużo na­uczyć.

– Ale mnie cią­gnie do lu­pa­na­ru – po­wie­dział Ro­bert.

Uktu­glan pod­niósł ramię Ro­ber­ta, po­ma­chał nim, potem zmie­rzył puls.

– Naj­le­piej, jak wezmę na wy­dział…

– Macie tam gęś w śliw­kach?

Do­cent wes­tchnął.

– Ale z kości prze­chrzty nici… Pewno będą pil­no­wać.

– Z kogo? O czym mó­wisz?

– Prze­chrzty, to jest czło­wie­ka, który zmie­nił re­li­gię. Jego pisz­czel jest mi po­trzeb­na do czaru – wy­tłu­ma­czył Uktu­glan.

– Aaa, tak, czaru – po­wie­dział nie­pew­nie Ro­bert.

Ne­kro­man­ta przy­po­mniał coś sobie.

– Czemu mó­wi­łeś, że twoje mo­dli­twy zo­sta­ły speł­nio­ne?

– Jak mi za­czę­ło piec w sercu, to mo­dli­łem się, żebym mógł jesz­cze przed śmier­cią zjeść gęś, napić się go­rzał­ki i pójść do lu­pa­na­ru.

– A gdy­bym to wszyst­ko za­pew­nił – spy­tał do­cent – to zmie­nił­byś wy­zna­nie?

Fun­du­sze na wy­jazd po­win­ny to unieść, po­my­ślał.

– Wy­zna­nie? In­ne­go boga czcić? A co mnie, może być.

– A mógł­bym potem od­pi­ło­wać mały ka­wa­łek pisz­cze­li? – spy­tał ne­kro­man­ta.

Ro­bert skrzy­wił się.

– Nic nie po­czu­jesz – dodał po­spiesz­nie Uktu­glan. – Za­ła­tam!

– A, skoro tak mó­wi­cie…

– Stoi? – spy­tał do­cent.

– Stoi – uśmiech­nął się lu­bież­nie umar­lak. – Dzię­ki bogom za stę­że­nie po­śmiert­ne.

 

Ka­płan mu­siał przy­znać przed sobą, że nie wie­dział, kogo teraz bał się bar­dziej, dwóch wstań­ców, któ­rzy po­szli hen w las, czy Gar­ric­ka. Za­czy­nał ża­ło­wać swo­jej de­cy­zji o za­trud­nie­niu go. Przy­bocz­ni łowcy cza­row­nic spra­wia­li nie­wie­le lep­sze wra­że­nie, choć za­pew­ne nie byli tak tędzy w po­my­ślun­ku.

Sam Gar­rick był wy­so­ki i po­staw­ny, na jego twa­rzy wid­nia­ły bli­zny i ślady po opa­rze­niu. Jego usta były ści­śnię­te, a twarz pełna na­pię­cia i gnie­wu. Miał na sobie ciem­ne szaty prze­ty­ka­ne zło­tem i czer­wie­nią. U pasa wi­sia­ły miecz i kaj­da­ny. Od we­wnętrz­nej stro­ny płasz­cza widać było licz­ne kie­sze­nie, pełne fio­lek, koł­ków i ostrych, me­ta­lo­wych przy­rzą­dów.

– Ślad bę­dzie świe­ży, je­stem wy­czu­lo­ny na złe moce. Będę ich miał do jutra. Za­pła­ta z góry. O nic się nie bój­cie – po­wie­dział łowca, ce­dząc słowa.

Ka­płan skrzy­wił się. Miał na­dzie­ję, że nie­dłu­go wpad­nie jakiś ślub albo po­grzeb, bo koszt był duży, a szka­tu­ła nie­zbyt pełna. Nie­chęt­nie, ale zgo­dził się. Nie mógł po­zwo­lić na to, żeby po jego pa­ra­fii gra­so­wa­ły złe moce.

– Jesz­cze jedno, kle­cho – po­wie­dział łowca po­nu­rym gło­sem.

– Tak?

– Nie macie może ja­kiejś dziew­ki do spa­le­nia na sto­sie?

Ka­płan prze­łknął ślinę. Gar­rick pytał, jak gdyby pa­le­nie ludzi na sto­sie spra­wia­ło mu przy­jem­ność. Po­krę­cił prze­czą­co głową.

– Szko­da, szko­da – po­wie­dział za­wie­dzio­ny Gar­rick. – Miło jest po­łą­czyć przy­jem­ne z po­ży­tecz­nym.

 

– Nigdy – wrza­snę­ła kor­pu­lent­na wła­ści­ciel­ka przy­byt­ku, pani Betty. – Nie ma nawet mowy! Co za pie­kiel­ne wia­try was przy­wia­ły?

Sie­dzą­ce na ró­żo­wej ka­na­pie w głębi po­miesz­cze­nia, skąpo ubra­ne dziew­czy­ny pa­trzy­ły z za­cie­ka­wie­niem. Tego jesz­cze u nich nie grano.

Po go­rzał­ce i gęsi Ro­bert był nieco ospa­ły. Za­sta­na­wiał się, czy ko­lej­ność uciech zo­sta­ła do­brze do­bra­na.

– Kiedy w róż­nym sta­nie tu się przy­cho­dzi­ło… – od­parł nie­pew­nie.

– Ale żywym! – krzyk­nę­ła Betty.

Ro­bert mil­czał, pa­trzył smut­no.

– Je­steś zimny i śmier­dzisz gro­bem! Nawet nie za­py­tam dziew­czyn!

– A gdyby tak wy­per­fu­mo­wać? – spy­tał Uktu­glan. – I na­trzeć olej­kiem roz­grze­wa­ją­cym?

– Chyba żar­tu­je­cie! Po­szli!

– A może cho­ciaż ta­niec? – spy­tał ża­ło­śnie Ro­bert.

Betty za­sta­no­wi­ła się. Dzień miał się ku koń­co­wi, a klien­tów było jak dotąd nie­wie­lu.

– No… skoro tak panom za­le­ży… to po­dwój­na staw­ka. I bez do­ty­ka­nia. I ko­le­ga ma pach­nieć jak księż­nicz­ka na we­se­lu.

Ro­bert zła­pał do­cen­ta za ramię.

– Idzie­my pręd­ko do ap­te­ka­rza! Do zo­ba­cze­nia, dobra pani!

Po­szli razem raź­nym kro­kiem, trzy­ma­jąc się pod ramię. Ro­bert za­nu­cił spro­śną pio­sen­kę.

 

W ap­te­ce pa­no­wał pół­mrok. Czuć było za­pach me­dy­ka­men­tów.

– Chcia­łem, żeby ko­le­ga był pach­ną­cy i po­wab­ny – po­wie­dział Uktu­glan.

Ap­te­karz za­ło­żył bi­no­kle i spoj­rzał uczo­nym wzro­kiem. Wcią­gnął po­wie­trze nosem i skrzy­wił się. Za­czął cze­goś szu­kać w my­ślach. Po chwi­li jego ob­li­cze się roz­ja­śni­ło.

– To dla nas żaden pro­blem. Po­dwój­ny fio­łek gór­ski na ter­pen­ty­nie, do tego fe­ro­mo­ny dzika. Pa­no­wie po­cze­ka­ją.

Wró­cił z fla­ko­nem ole­istej cie­szy i podał go wstań­co­wi. Ro­bert po­wo­li i sta­ran­nie na­tarł olej­kiem szyję, twarz, brzuch, ra­mio­na i dło­nie. Po całym po­miesz­cze­niu roz­szedł się kwie­ci­sty za­pach. Uktu­glan mu­siał przy­znać, że nawet dla niego Ro­bert stał się nieco po­cią­ga­ją­cy. Po­ło­żył rękę na ra­mie­niu kom­pa­na…

Drzwi ap­te­ki gwał­tow­nie otwo­rzy­ły się, trza­ska­jąc o ścia­nę. Na po­sadz­ce za­dud­ni­ły pod­ku­te buty.

– Pan łowca, witam – po­wie­dział uni­że­nie i z lek­kim stra­chem ap­te­karz.

Dwóch dra­bów zła­pa­ło do­cen­ta i umar­la­ka, zanim zdą­ży­li za­re­ago­wać. Gar­rick stał za swo­imi przy­bocz­ny­mi i uśmie­chał się po­nu­ro. Więź­niów skuto oło­wia­ny­mi kaj­da­na­mi, w któ­rych Uktu­glan wy­raź­nie wy­czu­wał do­mie­szek anyt­ma­gi­nium. Po dro­dze do­cent drżał ze stra­chu. O okru­cień­stwie Gar­ric­ka i jego przy­bocz­nych było gło­śno w całej kra­inie.

 

Do ich celi wrzu­co­no ko­bie­tę z ru­dy­mi wło­sa­mi. Miała na sobie takie same kaj­da­ny z oło­wiu. Uktu­gan od razu roz­po­znał w niej osobę ob­da­rzo­ną ma­gicz­ną mocą.

– Wi­ta­my! Was za co, dobra pani? – spy­tał do­cent.

Usia­dła, po­pra­wi­ła roz­czo­chra­ne włosy sku­ty­mi rę­ko­ma.

– Za czary. Fey­an­na.

– Miło mi, do­cent Uktu­glan, a to Ro­bert. A za jakie czary wsa­dzi­li, jeśli można spy­tać? – Do­cent był nieco skrę­po­wa­ny obec­no­ścią ko­bie­ty.

– A, takie… Uroki, zioła, maści… – po­wie­dzia­ła nie­pew­nie. Była nieco skrę­po­wa­na obec­no­ścią maga z uczel­ni.

Szarp­nę­ła kaj­da­na­mi. Wy­glą­da­ły bar­dzo so­lid­nie, ale le­ża­ły nie­zbyt cia­sno na smu­kłych nad­garst­kach cza­row­ni­cy. Do­cen­to­wi przy­szedł do głowy pe­wien po­mysł.

– Wiem, jak to brzmi – po­wie­dział – ale czy mo­żesz po­trzeć dłoń­mi o kark mo­je­go przy­ja­cie­la? Umarł le­d­wie nie­daw­no…

Fey­an­na za­czer­wie­ni­ła się, na jej twa­rzy za­go­ścił gniew. Prze­ra­żo­ny Uktu­glan rzu­cił szyb­ko: – Olej! Jest cały w oleju!

Fey­an­na po­ki­wa­ła głową. Ze­bra­ła ole­istą ciesz ze skóry umar­la­ka. Ten uśmiech­nął się nie­cnie. Na to Fey­an­na syk­nę­ła, przez co Ro­bert wy­raź­nie się prze­stra­szył i sku­lił.

Kaj­da­ny z ła­two­ścią ze­szły z na­tłusz­czo­nych rąk. Na dło­niach cza­row­ni­cy za­tań­czy­ły pło­mie­nie. Za­czę­ła śmiać się cicho, ale zło­wro­go.

Tak na­ro­dzi­ła się le­gen­da Fey­an­ny, łow­czy­ni łow­ców cza­row­nic, a także danie “Skwier­czą­cy Gar­rick”. Oko­licz­ne lu­pa­na­ry po dziś dzień na­wie­dza pe­wien mocno wy­per­fu­mo­wa­ny, lekko uty­ka­ją­cy na jedną nogę je­go­mość, pro­sząc o spro­śne tańce. Z kolei lo­kal­ni kupcy skar­żą się na nieco ku­le­ją­ce stra­szy­dło, które po­bie­ra opła­tę, w swo­ich sło­wach “lu­pa­na­ro­we”, za prze­pro­wa­dze­nie przez bagna.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Opowieść przeciekawa, pełna humoru oraz zaskakujących zwrotów akcji i – jak dla mnie – nagle urwana, w najciekawszym momencie. :) Rozumiem, że trzeba sobie dopowiedzieć, co stało się dalej z dwoma bohaterami i ich nową towarzyszką. :)

 

Z technicznych:

Ta raziła wręcz lichością, bukowe deski byle jak sklecono. – tu mi dziwnie brzmi końcówka zdania

Docent podniósł się na rękach i rozejrzał się. – można ostatnie “się” skreślić

Uktuglan w tym czasie schował się za nagrobkiem i zaczął się przesuwać – tu także 

Trudno wręcz nie odczuwać pewnej ulgi, że ten opój wreszcie wyciągnął.. – na końcu jedna lub trzy kropki

Roberta złapał docenta za ramię.

Drzwi apteki gwałtownie otworzył się, trzaskając o ścianę.

To “anytmaginium” jest jakimś fantastycznym związkiem, tak? Czy chodzi ogólnie o “anty magię”? 

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Ooo, dzięki! Cieszę się, że się spodobało. Poprawione.

 

Tak, antymaginium jako zmyślony związek, jak barbarinium w poprzedniej :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Tak myślałam. :)

Kontynuuj tę opowieść, bo ciekawie się zapowiada. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Doobre! Krótkie, a tyle się dzieje. Miś też czeka na więcej. Poleca do czytania uśmiechnięty. smiley

Ten to se pożyje…pozazdrościć;)

Lekko bizarro, ale czyta się.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć!

 

Zabawny szort. Przy końcu trochę się obawiałam, że tekst się nagle urwie, ale zakończenie jednak dobrze zapięło całość. 

Zabawny szort. Przy końcu trochę się obawiałam, że tekst się nagle urwie, ale zakończenie jednak dobrze zapięło całość. 

Dzięki, cieszę się, że się podobało. Ech, mam reputację człowiekia, co nie umie kończyć, no pięknie…

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Ech, mam reputację człowiekia, co nie umie kończyć, no pięknie…

Nie masz xD

Tekst jest krótki i mnie się wydawało, że w tylu znakach się to zakończenie nie zmieści. Nie spodziewałam się zwrotu akcji z wiedźmą po prostu.

Ciekawe zakończenie, choć momentami gubiłem się, kto zmartwychwstał, kogo pogrzebano na stałe… :P

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Greasy – ciekawa, zabawna historia. Początkowo bałam się trochę, że będzie się wolno rozkręcać, ale już po chwili wiedziałam, że pójdziesz jak burza i zabierzesz mnie ze sobą :D I ta scenka na pogrzebie – taka prawdziwa :D

– Miło mi, docent Uktuglan, a to Robert. A za jakie czary wsadzili, jeśli można spytać? – Docent był nieco skrępowany obecnością kobiety.

– A, takie… Uroki, zioła, maści… – powiedziała niepewnie. Była nieco skrępowana obecnością maga z uczelni.

Piękne :) heart

 

Stworzyłeś fajnych bohaterów, w dodatku w opowiadaniu jest mnóstwo humoru, który bardzo lubię, bo przywodzi mi na myśl Pratchetta. Jak tylko będę miała wolną chwilę, to z pewnością zerknę na pozostałe opka z tego uniwersum :)

 

Co mi się rzuciło w oczy, to powtórzenia, zwłaszcza w pierwszej części i momentami niezbyt zgrabie skonstruowane zdania, ale to rzadkość. Nie przeszkadzało w odbiorze tekstu. 

Dobra robota!

Dzięki!

 

który bardzo lubię, bo przywodzi mi na myśl Pratchetta.

To zaszczyt, być postawionym na tej samej szali!

 

Co mi się rzuciło w oczy, to powtórzenia, zwłaszcza w pierwszej części i momentami niezbyt zgrabie skonstruowane zdania, ale to rzadkość.

Przejrzę tekst świeżym okiem :)

Ciekawe zakończenie, choć momentami gubiłem się, kto zmartwychwstał, kogo pogrzebano na stałe… :P

Dzięki, zerknę, czy da się jakoś poprawić.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Mi też się podoba :)

 

Dialogi, akcja, bardzo fajnie – ciekawie, pełno konfliktów, zwrotów akcji. Zabawna puenta na koniec.

 

Czego chcieć więcej? No właśnie więcej, min. 10k więcej, a pewnie 20k zrobiłoby robotę. Ta historia aż się prosi o rozbudowanie.

 

Klika daję.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Klika daję.

 

Dzięki!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

No, docent daje radę! Musi mu straszliwie zależeć na tym gnacie przechrzty, że się popisał taką pomysłowością. Ciekawe, do czego to potrzebne.

Końcówka nieco krępująca, ale fajna.

Tak się zastanawiam. Olej na wynekromowanym umrzyku… GreasySmooth, masz ochotę opowiedzieć, skąd wziął się Twój nick? ;-)

Babska logika rządzi!

No, docent daje radę! Musi mu straszliwie zależeć na tym gnacie przechrzty, że się popisał taką pomysłowością. Ciekawe, do czego to potrzebne.

Strach się bać, pewnie czegoś potężnego, co zadziała nie tak, jak powinno :)

 

Końcówka nieco krępująca, ale fajna.

Przynajmniej fajna, dzięki!

Olej na wynekromowanym umrzyku… GreasySmooth, masz ochotę opowiedzieć, skąd wziął się Twój nick? ;-)

Tylko po 23 :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

O, to już niedługo. Poczekam. ;-p

Babska logika rządzi!

W ramach skracania kolejki przyjrzałam się praktykom docenta Uktuglana i muszę przyznać, że były to nad wyraz pożyteczne, a przy tym wielce zabawne obserwacje. ;D

 

Zła­pał za szpa­del.Zła­pał szpa­del.

 

Za­mie­rzył się pa­sto­ra­łem w Uktu­gla­na. → Za­mie­rzył się pa­sto­ra­łem na Uktu­gla­na.

Zamierzamy się na kogoś, nie w kogoś.

 

– Su­uszy­yy…. → Zbędna kropka po wielokropku, albowiem po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Uktu­glan w tym cza­sie scho­wał się za na­grob­kiem i za­czął skra­dać w kie­run­ku bram cmen­ta­rza. → A może; Uktu­glan w tym cza­sie przykucnął za na­grob­kiem i za­czął skra­dać się w kie­run­ku bramy cmen­ta­rza.

Bo chyba nie skradał się ku kilku bramom jednocześnie.

 

Jego ma­gicz­ne zmy­sły po­zwa­la­ły mu wy­czuć… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

wy­raź­nie wy­czu­wał do­mie­szek anyt­ma­gi­nium. → …wy­raź­nie wy­czu­wał do­mie­szkę anyt­ma­gi­nium.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wróciło :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Przykład bardzo dobrego fantasy, opartego na klasycznej recepcie na sukces w tym gatunku: weźmy znany motyw i go odwróćmy.

Pomysł na łowcę czarownic (wyższego rzędu) mnie oczarował. Atmosfera, jak zwykle u autora, pełna niewymuszonego humoru. Polecam!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki Radku! :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka