Ogromnie dziękuję moim betującym: Sonata, SaraWinter, Golodh i Edward Pitkowski.
Ogromnie dziękuję moim betującym: Sonata, SaraWinter, Golodh i Edward Pitkowski.
Na szubienicę prowadziła ścieżka, która po zachodzie słońca przybierała barwę szkarłatu. Wiła się wokół wzgórza i podążała przez tunel powykręcanych drzew. Las ustępował w połowie wzniesienia i przechodził w martwe polany, które ciągnęły się aż do rosnącego na szczycie drzewa. Zbyt stare, aby dawać owoce, służyło jako niemy świadek wielu śmierci.
– Może jednak się dogadamy, co? Mam złoto, mogę…
– Bądź cicho.
Osobliwa para wędrowała pod baldachimem gałęzi, przez które przedzierał się blask księżyca. Wysoka kobieta o splątanych lokach popędziła idącego przed nią mężczyznę. Dzieliły ich jakieś dwa metry odległości, a dłonie łączyła cienka nić.
– Pośpiesz się albo cię zmuszę – ostrzegła go.
Joel nerwowo przełknął ślinę. Przywołał swój najlepszy uśmiech i uniósł dłonie.
– Idę, idę. Nie musisz mi od razu grozić, moja droga.
Zerknął na kobietę przez ramię. Jeszcze dość młoda, całkiem ładna, prawie egzotyczna. Ciemna skóra, takie same włosy i jeśli dobrze pamiętał, oczy również w kolorze węgla. Tak mu się przynajmniej zdawało jakiś czas temu w karczmie, gdzie ją poznał. Nie tak wyobrażał sobie resztę wieczoru.
***
Ludzie wiwatowali na jego cześć. Szedł ramię w ramię ze swoimi braćmi, ale w przeciwieństwie do nich, Joel uśmiechał się szeroko. Machał wieśniakom i pławił się w chwilowej sławie. Uwielbiał ten moment.
Zatrzymali się, gdy podeszła do nich kobieta wraz z małą dziewczynką, zapewne córką. Dziecko wyciągnęło w jego kierunku bukiecik polnych kwiatów. Mężczyzna zignorował szydercze prychnięcia swoich towarzyszy, pochylił się i przyjął podarunek. Chłopka, dość młoda i niebrzydka, posłała mu zalotny uśmiech.
***
– Nie spotkaliśmy się wcześniej. Nie wiem, czym ci zawiniłem, ale mogę ci to sowicie wynagrodzić.
– Nie naprawisz tego złotem – ucięła. Stanęła i rozejrzała się. Przez chwilę nasłuchiwała. – Jestem za wcześnie – mruknęła do samej siebie. Potrząsnęła głową i oszczędnym gestem kazała mu iść dalej.
Zostawili za sobą obumarłe drzewa i wyszli na rozległą polanę.
– Co do…?! – Więzień stanął jak wryty. Przemknął wzrokiem po polanie. Setki kruków zalały łąkę tak gęsto, że ledwo dostrzegał kępki traw. Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa.
Próbował się szarpnąć, ale syknął, gdy poczuł, jak i tak ciasna nić mocniej wrzyna się w ciało. Zaklął. Cienki strumyk krwi spłynął po jego nadgarstku.
Dum-dum. Podskoczył i obrócił się, słysząc dźwięk bębenka. Niewiele większy od dłoni złożonych w koszyczek, obwiązany sznurem, spoczywał na lewym biodrze wiedźmy.
– Sa… Salma, tak? Skończmy tę zabawę i po prostu powiedz, ile chcesz. Mogę…
Dum-dum i krok do przodu.
– Mówiłam ci, że nie chcę twoich monet.
Joel zerknął przez ramię na widoczne w oddali stare drzewo, a następnie na nić na nadgarstku. Uniósł wzrok na pogrążoną w mroku ścianę lasu za plecami Salmy i ocenił odległość.
Palce lewej dłoni wiedźmy zadzwoniły o skórę bębenka. Kobieta naprężyła się i nie spuszczała oczu ze swojej ofiary. Mężczyzna wyskoczył do przodu. Chciał ją ominąć i odepchnąć, ale usunęła mu się z drogi. To na moment rozproszyło uwagę Joela. Zgubił krok. Zamachał rękami, ale utrzymał równowagę i pobiegł, chcąc zwiększyć dystans.
Wiedźma wyprostowała prawą rękę. Nić, która łączyła ją z więźniem, powoli się naprężała. Szarpnęła. Noc rozdarł ryk, kiedy włókno pociągnęło go do tyłu. Przebiło skórę, mięso i dopiero kość stawiła mu opór. Trysnęła krew.
– Ostrzegałam cię. Raz spętany, nie możesz uciec.
Podeszła bliżej. Długimi paznokciami rozorała sobie wierzch lewej dłoni. Zamiast krwi, pojawiła się kolejna nić, która oplotła drugą, jeszcze nieskrępowaną rękę mężczyzny.
– Ty dziwko… – zawył, tuląc zakrwawioną kończynę do piersi. – Spłoniesz za to na stosie…
Salma lekko przechyliła głowę i przez chwilę patrzyła w milczeniu.
– Wstawaj.
– Powiedz, czego chcesz! A dam ci to… wszystko. Tylko mnie puść, musi być coś…?!
– Wstawaj albo cię zmuszę. Mogę cię tam zaciągnąć bez rąk. I bez nóg, jak mam być dokładniejsza.
Joel ni to zaklął, ni to zawył. Powoli wstał i chwiejnym krokiem ruszył do przodu. Minął ją szerokim łukiem, łypiąc z ukosa. Salma wznowiła grę na bębenku.
Pierwsze kruki zbudziły się, gdy tylko je minęli. Podniosły łby spod skrzydeł i obróciły na nich swe błyszczące, złote ślepia. Odprowadziły ich wzrokiem, a potem zaczęły nerwowo skakać. Prawo i lewo. Prawo i lewo.
Jeden zakrakał, a chwilę później zawtórowało mu dziesiątki kolejnych.
***
– Liczymy na wasze wsparcie. Zepsucie nie może się szerzyć.
Joel pokiwał poważnie głową. Spotkanie pod osłoną nocy w domu burmistrza nieco go zaskoczyło, ale im większa ostrożność, tym mniejsza szansa na wykrycie.
– Powiadają, że jesteś bardzo skuteczny.
– Nie działam oficjalnie. Przychodzę i słucham, ludzie sami chętnie paplają. A w każdej plotce jest ziarno prawdy. Znalezienie winnej to kwestia czasu. – Joel lekko się uśmiechnął.
Burmistrz spojrzał na swoich ludzi, którzy pilnowali wejścia.
– Ocalcie moje miasto. Nagroda w złocie, tak jak ustaliliśmy.
***
Więzień zaczął się trząść. Rozbieganym wzrokiem błądził od jednej krawędzi polany, do drugiej. Patrzył na powyginane drzewo i na potworne ptaszyska, które jakimś sposobem wyglądały na większe z każdym kolejnym krokiem.
Wrzasnął i upadł, gdy za jego plecami zatrzepotały setki skrzydeł. Kruki, które minęli jako pierwsze, zerwały się do lotu i pociągnęły za sobą kolejne, niczym walący się sufit, który stracił swoją podporę. Czarna pierzasta chmura zawirowała nad nimi, po czym ptaki rozpierzchły się i zaczęły krążyć po niebie.
Joel opadł na plecy i kręcił głową. Oparty na zdrowej ręce uniósł się i spojrzał na Salmę gotów błagać. Zbladł i zamarł, kiedy dostrzegł to, czego nie mógł zobaczyć wyraźnie w półmroku puszczy.
Dum-dum. Bębenek nie gubił melodii ani na moment, a kobieta zamiast jednego cienia miała dwa. Coś, co powinno być śladem jej ciała, miało własną wolę, długie szpony i szczerzyło kły. Stwory wyminęły ją i ruszyły w kierunku Joela, cały czas połączone z Salmą cienką nicią. Mężczyzna zawył i próbował się odczołgać. Gdy niemal sięgnęły jego stóp, wstrzymał je cichy rozkaz.
– Jeszcze nie teraz. To musi być pod szubienicą.
Cienie kłapnęły zębami rozczarowane, ale się cofnęły. Krążyły niespokojnie po ziemi, niczym piranie, które już dostrzegły swoją ofiarę, ale ta była poza ich zasięgiem. Czekały.
Więzień zaszlochał. Odczołgał się kawałek, by wstać kilka kroków dalej. Potykając się, uciekał od wiedźmy w kierunku samotnego drzewa.
Palce uderzające w bębenek przyśpieszyły, gdy ofiara stanęła, oparta o gruby, porośnięty mchem pień, nie mając żadnej drogi ucieczki. Poza skokiem z klifu po drugiej stronie. Jeden z cieni kilkakrotnie okrążył Salmę. Następnie rozdziawił paszczę i pożarł jej stopy. Wniknął pod skórę i rozpoczął wspinaczkę. Macki błądziły po ciele, aż wytropiły miejsce, którego szukały. Czerń rozlała się w oczach, zabijając biel. Rozlała się po żyłach, aż w końcu dotarła do linii włosów. Zamieniła je w mahoniowe, skalane gdzieniegdzie szarością pióra, które sięgały aż do ramion.
Drugi z cieni wgryzł się w korzeń drzewa. Gdy znalazł drogę, zaczął sunąć po korze. Jednocześnie rósł i pęczniał, jak opita krwią pluskwa. Pomknął do jednej z grubych gałęzi.
– Joelu Astabren, wyznaj swoje grzechy – rzekła Salma, zbliżając się. Mężczyzna mocniej oparł plecy o pień. Spojrzał w panice na boki, ale zaraz przypomniał sobie o niciach, wciąż obowiązanych wokół nadgarstków. Zawył i ukrył twarz w dłoniach.
***
Joel uśmiechnął się, gdy poczuł miękkie usta na swoim ramieniu. Uniósł powieki i zerknął na jasnowłosą dziewczynę, która leżała wyciągnięta u jego boku. Koc zaplątany w ich nogach nie skrywał jej nagości, ale dziewczynie zupełnie to nie przeszkadzało.
Obróciła się na brzuch, oparła głowę na zgiętej ręce i zaczęła wodzić palcem po jego brodzie.
– Przystojny jesteś. I niezły w łóżku. Jakim cudem żadna cię jeszcze nie usidliła?
Roześmiał się, po czym spojrzał jej w oczy.
– Widocznie nie spotkałam jeszcze tej właściwej.
Atmosfera wokół nich zgęstniała. Już miał wpić się w jej usta, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Zdziwiona zerknęła na szparę w lekko uchylonych okiennicach, przez którą wpadał blask księżyca
– Wino. Kazałem przynieść karczmarzowi więcej za jakiś czas.
Wstał i wciągnął spodnie. Zanim nacisnął klamkę, zerknął na towarzyszkę, która przykryła się kocem i wtuliła twarz w poduszkę.
Ledwo uchylił drzwi, do środka wpadło pięciu uzbrojonych mężczyzn. Otoczyli łóżko z wyciągniętą bronią, a żołnierz stojący najbliżej wejścia wymierzył w dziewczynę kuszę.
– Co… co się dzieje?!
– Skarbie, było miło, ale – Joel sięgnął po koszulę leżącą nieopodal i niewzruszony zaczął zapinać kolejne guziki – jesteś oskarżona o czary. Nawet nie potrzebujemy świadków, bo sama pokazałaś mi, jak warzysz te swoje miksturki.
Dziewczyna zamarła, ale po chwili z wrzaskiem rzuciła się ku niemu. Kilka silnych ciosów powaliło ją, a jeden z obcych przycisnął nagą dziewkę do podłogi i zaczął krępować jej ręce.
– Ty gnido! Jesteś donosicielem!
– Nie lubię tej nazwy, skarbie. Jestem tylko prostym inkwizytorem, który zbiera dowody i wskazuje winnych.
***
– Ty… ty…
Język mu się plątał, a nieskładne myśli kołatały w głowie. Drżące nogi nie były w stanie go utrzymać. Upadł na ziemię. Nie zauważył, jak cień ukryty w drzewie przebił się przez korę i przybrał postać grubego sznura. Niczym wąż, oplótł szyję więźnia. Ten ponownie zawył, gdy poczuł lekki ucisk, ale im bardziej szarpał, tym mocniej zaciskał pętlę.
– Nie zostawiasz mi wyboru. Wyznam je za ciebie.
Podeszła bliżej. Niewidzialna siła uniosła więźnia. Wiedźma pochyliła się lekko. Z kącików jej oczu spłynęła czarna ciecz, która oderwana od skóry przybrała kształt łysego pyska, którego większość stanowiły dwa rzędy ostrych zębów. Stwór wbił się w usta mężczyzny w upiornym pocałunku. Ciało Joela zaczęło się konwulsyjnie szamotać, a oczy uciekły w głąb czaszki. Straszydło coś z niego wysysało, zostawiając po sobie pustkę i mrok.
Szarpnęło nią, gdy cień gwałtownie się cofnął, ponownie wnikając w ciało. Zrobiła dwa kroki w tył. Lekko dyszała. Przymknęła oczy, ale powieki gwałtownie drgały. Z jej ust dobiegł drwiący śmiech.
– Nic niewarci! Wydaje wam się, że rządzicie tym światem. Ale jest ktoś ponad wami… – Uniosła i szeroko rozłożyła ręce. – Wisielczy Królu, składam ci kolejną ofiarę, przyjmij tego grzesznika!
Kruki wciąż kołujące nad nimi z wrzaskiem runęły i zaczęły siadać na nagich gałęziach. Tłoczyły się ciasno wokół siebie, ale nie oponowały, gdy lądowały kolejne. Ostatni z nich zajął swoje miejsce i złote ślepia spojrzały na Salmę. Bezlistne dotąd drzewo zyskało pierzastą, czarno-złotą koronę.
– Setki niewinnych kobiet posłane na stos, abyś mógł dostać złoto.
– Nie! Proszę! Mam rodzinę, dzieci… Nie możesz…!
– W dodatku kłamca.
Mężczyzna chciał coś jeszcze powiedzieć, ale spomiędzy rozchylonych warg dobiegł tylko niezrozumiały charkot. Pętla zaczęła się zaciskać, ciągnąc go ku górze.
– Pewnie czujesz się teraz bezsilny. Słaby. – Zadarła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. – To dobrze. Chcę, abyś doświadczył tego choć przez moment. Tej rozrywającej niemocy.
Tak jak ja, gdy pierwszy z was wziął mnie siłą. Gdy wypędziliście mnie z wioski. Gdy mnie biliście. Gdy mnie złamaliście. Gdy odebraliście mi wszystko. Gdy…
– Wszyscy zasługujecie na śmierć – szepnęła.
Joel zamachał rękami, szukając czegoś, czego mógłby się przytrzymać. Spojrzał na Salmę, ale jej czarne jak węgiel oczy patrzyły na niego z satysfakcją. Napawały się jego cierpieniem, gdy coraz krótszy sznur ciągnął go w górę. Stanął na palcach.
– Czujesz to? Wisielczy Król cię osądził i skazał.
Patrzyła w milczeniu, jak walczące i szamoczące się ciało powoli wiotczeje. Jak ręce próbujące poluźnić postronek słabną, by w końcu opaść bezwładnie. Jak zwłoki kołyszą się leciutko, za plecami mając blady księżyc.
Przerwała grę na bębenku. Cień wycofał się z jej ciała, opuścił je tą samą drogą, którą wtargnął i zajął swoje miejsce na ziemi. Odetchnęła. Przymknęła na moment oczy i oparła dłoń na brzuchu.
– Wisielczy Królu. Wisielczy Królu. Wisielczy Królu – powiedziała cicho, po czym uniosła wzrok. Błądziła spojrzeniem od jednej gałęzi do drugiej, próbując wypatrzeć znajomy kształt pomiędzy czarnymi ptaszyskami.
– Salmo, Salmo…
Drgnęła.
– Przyszłaś do mnie po zemstę, ofiarowałem ci ją. Jeszcze nie zapłaciłaś pełnej ceny i znowu mnie wzywasz?
Zachrypnięty niski głos, który nie miał jednego źródła. Kruki wbiły w nią wzrok i wiedziała, że to on patrzył na nią setkami oczu. Coś gruchnęło. Trzasnęło. Jedna z gałęzi przesunęła się w bok, ukazując parę świecących jadeitem ślepi.
Przełknęła ślinę. Jej puls przyśpieszył. Zawahała się niepewna, czy nie przekroczyła granicy. Wisielczy Król nie był łaskawy.
– Radują mnie twe ofiary, ale nadużywasz mojej cierpliwości, Salmo.
Spuściła głowę. Pokiwała twierdząco.
Karnie ukorz się przed swym bogiem, a spojrzy przychylnym okiem, rozbrzmiało w jej głowie. Słowa z innego życia, zanim oddała się ciemności.
– Chcę ją zobaczyć – wyszeptała drżącym głosem. Zacisnęła powieki, nie mogąc znieść nagłej ciszy i oczekiwania na odpowiedź.
– Hmm…
Trzask. Syk. Pękanie. Gdy otworzyła oczy, już stał pod drzewem. Krył się w jego cieniu, ale dostrzegła zarys przysadzistej sylwetki. Rozcapierzonych jak szpony gałęzi wyrastających z głowy o nieokreślonym kształcie, ukrytej pod kapturem z liści.
– Należy do mnie. Zawisła tutaj, a jej trupa pożarły moje kruki.
Salma wepchnęła sobie pięść w usta, aby nie wydobyło się z nich rozpaczliwe wycie. Wzięła kilka głębokich wdechów przez nos.
– Błagam.
– Znalazłaś swoją zemstę. Tych, którzy powiesili twą córę. Niemal spłaciłaś zaciągnięty u mnie dług. Ale i tak powracasz, aby zadręczać się tą, która należy już do świata umarłych.
Skuliła ramiona.
– Była niewinnym dzieckiem… Ja… ja przyprowadzę więcej. Powiedz tylko ilu. Za ilu kupię jej wolność?!
Wisielczy Król roześmiał się.
– Jest martwym kwiatem, który zdobi mój orszak i zbyt rzadkim, abym się go wyrzekł. Nie starczyłoby ci życia, aby spłacić taki dług. – Umilkł na moment, ale jadeitowe oczy mierzyły ją dłuższą chwilę. – Okażę ci łaskę, za dobrą i wierną służbę. Jedna rozmowa.
Otworzyła usta, ale nie powiedziała ani słowa. Trzask. Syk. Pękanie.
– Mamusiu?
Wyłoniła się spomiędzy korzeni. Brudna od ziemi, ze skołtunionymi włosami. Salma zaszlochała i pobiegła w jej kierunku. Objęła zimne ciało, które nie odwzajemniło uścisku i pozostało upiornie niewzruszone.
– Kochanie… – wyszeptała wiedźma. Odgarnęła zbłąkane pasma z dziecięcego czoła i z bólem spojrzała na siną twarz. Na zasnute mgłą oczy. Na fioletowe pręgi na szyi po sznurze, na którym zawisła. – Przepraszam! Tak strasznie przepraszam! Ja… powinnam była… cię ochronić. To mnie szukali, a znaleźli ciebie.
Skrzywdzili ją zamiast mnie… Jakim bydlęciem musieli być, aby skrzywdzić dziecko w ramach wydumanej zemsty. Może gdybyś urodziła się chłopcem, to… Ten świat należy do mężczyzn. Oddałam się ciemności, aby mieć równe szanse, ale to i tak za mało.
Jeszcze raz ją uściskała, ale dziewczynka nadal stała nieruchomo.
– Tęsknię za tobą, mamusiu. Dlaczego cię tu nie ma?
Łzy, dotychczas ledwie strumyk, zamieniły się w wodospad. Salma nie wiedziała, że jeszcze potrafi płakać. Przez pierwsze tygodnie nie mogła przestać, a później jej oczy wyschły na dobre.
– Ja… powinnam tam z tobą umrzeć – wyszeptała.
Zerknęła w bok, na Wisielczego Króla, nadal ukrytego w cieniu, który nie spuszczał z nich bacznego spojrzenia.
– Zrobię wszystko, abyśmy znowu były razem.
Wyprostowała się i wzięła dziewczynkę za rękę. Spojrzała w stronę bożka i czekała.
– Przyznaję, byłabyś ciekawym dodatkiem do mojego dworu. Niemniej, ja niczego nie ofiaruję bez zapłaty. Wszystko ma swoją cenę.
– Straciłam wszystko, żadna opłata nie będzie już zbyt wysoka.
Zdawało jej się, że pokiwał głową. Do jej uszu dotarła fala cichych trzasków, przypominających łamanie cienkich gałązek. Myślał.
– Jeszcze sto dusz, Salmo, tylu mi przyprowadź. Sama tu wtedy zawiśniesz i dołączysz do swojej córy w wisielczym królestwie.
Stu. To tak wielu, pomyślała. Choć ból rozlał się w jej piersi, poczuła też ulgę. Jej udręka wkrótce się skończy. Stu mężczyzn. Każdy z nich to grzesznik zasługujący na śmierć.
– Dobiliśmy targu, Wisielczy Królu.
Zerknęła na córkę i mocniej ścisnęła jej dłoń.
– Jeszcze jedno, Salmo. Twa córa jest samotna, marzy się jej przyjaciel. Następnym razem przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona.
Ujmujący, ponury klimat. Opis drzewa szubienicznego w pierwszym akapicie od razu przypomniał mi następujący cytat (z lektury dla szkół podstawowych!):
… pierwsi buntownicy
już zgromadzeni pod maćkową gruszę,
a ta się cieszy, że do siego roku
dwa razy będzie nosiła owoce.
Układ z Wisielczym Królem nieciekawy, a dający do myślenia, bo czy my wszyscy nie zawieramy podobnie zgniłych (choć na szczęście rzadko tak drastycznych) układów z potęgami tego świata? Z drugiej strony król (jak to i u nas bywa) nie wydaje się wszechmocny i któregoś dnia trafi na lepszego od siebie. Mnie by pewnie kusiło, aby o tym opowiedzieć, ale – tutaj zamysł był inny. Jeszcze kilka szybkich uwag językowych:
Chłopka, dość młoda i niebrzydka posłała mu zalotny uśmiech.
Domknąć wtrącenie przecinkiem.
poczuł, jak i tak ciasna nić mocniej wżyna się w ciało.
Auć! Zabolało. Kto tutaj coś żnie, jakie żniwa, gdy zboża nie ma? Tu się rznie ciało!
pokazałaś mi jak ważysz te swoje miksturki.
Na wadze szalkowej czy elektronicznej? Jeżeli jednak w garnku, to przez rz. Poza tym przecinek przed “jak”.
Powiedź tylko ilu.
I którędy będzie ich wiódł?…
Podsumowując, ciekawa lektura, inspirująca, dziękuję!
Hej!
Przyznam, że początek dość patetyczny, chyba za bardzo jak na mój niewyrobiony gust. ;-) Mamy i zachód słońca i blask księżyca, szkarłat, martwe polany i szpaler gałęzi. To oczywiście bardzo subiektywne wrażenie, ale odczułem lekki przesyt.
Później jest tego nieco mniej (choć niektóre opisy znów atakują mnie patosem) i lepiej mi się czytało, aczkolwiek historia niestety mnie nie porwała. Lubię Twoje teksty, bo masz fajne pomysły, szczególnie ostatni szorcik bardzo mi przypadł do gustu mimo pewnych zastrzeżeń co do języka. Tym razem nie podeszło. Być może to wina bohatera, który jest miałki (zapewne celowo, ale moim zdaniem przerysowanie poszło o kilka kresek za daleko). Joel szlocha, wyje, ryczy i tego było dla mnie trochę za dużo. Do tego niestety bardzo łopatologiczny (jak dla mnie oczywiście) przekaz, czego nie lubię nawet wówczas, kiedy się z czymś zgadzam. Mam jednak nadzieję, że moja opinia pozostanie jednostkowa. ;-)
Poniżej kilka moich spostrzeżeń technicznych.
Osobliwa para wędrowała pod szpalerem gałęzi, przez które przedzierał się blask księżyca. Wysoka kobieta o splątanych lokach popędziła idącego przed nią mężczyznę. Dzieliły ich jakieś dwa metry odległości, a dłonie łączyła cienka nić.
– Pośpiesz się albo cię zmuszę – ostrzegła go.
Joel nerwowo przełknął ślinę. Przywołał swój najlepszy uśmiech i uniósł dłonie. Mimowolnie wzdrygnął się, gdy jego wzrok padł na łączącą ich nić.
Tak miało być? ;-)
– Nie naprawisz tego złotem – ucięła. Stanęła i rozejrzała się. Przez chwilę nasłuchiwała. – Jestem za wcześnie – mruknęła do
samejsiebie.
Samej moim zdaniem niepotrzebne.
Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa.
Raczej nie była to jedna głowa. ;-)
Podskoczył i obrócił się, słysząc dźwięk bębenka. Niewiele większy od dłoni złożonych w koszyczek, obwiązany sznurem, spoczywał na lewym biodrze wiedźmy.
Podmiot domyślny w drugim zdaniu mnie nie przekonuje. ;-)
Joel przełknął ślinę.
Przełknął też kilka akapitów wcześniej.
Uniósł wzrok, spojrzał na pogrążoną w mroku ścianę lasu za plecami Salmy i ocenił odległość.
Rozumiem, że literówka. :P
Kobieta naprężyła się i nie spuszczała oczu
ze swojejz ofiary.
Moim zdaniem można skrócić.
Noc rozdarł
jegoryk, kiedy włókno pociągnęło go do tyłu.
To zdanie średnio mi się podoba, ale przynajmniej jego bym usunął. Unikniesz powtórzenia, a można się spokojnie domyślić, kto ryczał. ;-)
Przebiło skórę, mięso i dopiero kość stawiła
muopór.
Tu też można wyciąć.
Podniosły łby spod skrzydeł i obróciły na nich
swebłyszczące, złote ślepia.
I tu.
Węglowe macki błądziły po ciele, aż wytropiły miejsce, którego szukały.
Te macki były z węgla? :P
Gdy znalazł drogę, zaczął sunąć po
jegokorze.
Wiadomo, że to kora drzewa. ;-)
Uniósł powieki i zerknął na posiadaczkę burzy jasnych włosów, która leżała wyciągnięta u jego boku.
To określenie nie brzmi najlepiej.
Koc zaplątany w
ichnogach nie skrywał jej nagości, ale dziewczynie zupełnie to nie przeszkadzało.
Już miał wbić się w jej usta, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona zerknęła na lekko uchylone okiennice, przez które wpadał blask księżyca.
Wydaje mi się, że taki przeskok z punktu widzenia powinien wymusić nowy akapit.
Kruki wciąż kołujące nad nimi
z wrzaskiemrunęływ dółz wrzaskiem i zaczęły siadać na nagich gałęziach.
Tłoczyły się ciasno wokół siebie, ale nie oponowały, gdy lądowały kolejne. Gdy ostatni z nich zajął swoje miejsce, złote ślepia spojrzały na Salmę, a bezlistne dotąd drzewo zyskało pierzastą, czarno-złotą koronę.
– Setki niewinnych kobiet posłane na stos, abyś
tymógł dostać złoto.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie oczywista! :-)
"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski
Ślimak zagłady,
ajj! jaki wstyd, że takie orty przepuściłam :o już poprawione, dziękuję i kajam się!
Dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że udało mi się choć trochę oddać klimat. No i “inspirująca” – miód na moje serce palce, które dzielnie wystukiwały tekst z nadzieją, że spodoba się choć kilku osobom.
I tak: Wisielczy Król nie miał być i nie jest wszechmocny. Ma swoje przywileje i ograniczenia, ale podoba mi się jako postać i mam nadzieję rozwinąć ten pomysł. Choć już bardziej osadzę to pewnie na wisielczym dworze , bo światotwórstwo to moja ulubiona część :)
I zgadzam się co do układów – fajnie to określiłeś, “zgniłe” to bardzo pasujące słowo. Każdy z nas walczy o coś, o lepsze jutro, a cena bywa wysoka.
Zanais,
witam jurora i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem jak szybko się tu zjawiłeś (i damn, nie uda się ukryć żadnego błędu :D). Mam nadzieję, że lektura nie była udręką i jeszcze raz dzięki za super pomysł na konkurs, ten tekst by nie powstał gdyby nie wybrany przeze mnie tytuł.
FilipWij,
dzięki za odwiedziny i wskazanie wszystkich błędów – eh, chyba jestem przypadkiem beznadziejnym skoro nadal tyle ich mam :(
Celowałam w ponury klimat, ale skoro “daje” patosem (którego sama nie lubię) to coś mi chyba nie wyszło. Ale dobrze, że o tym mówisz, to dla mnie ważne. Zobaczę jak inne opinie, ale jeżeli wybrzmiewa tu dużo patosu, to wyszedł mi efekt kapkę odwrotny do zamierzonego.
Joel jest przerysowany, taki miałam zamysł, rozumiem jednak, że nie każdego przekona on i sam przekaz. Przyjmuję, wskazówka dla mnie i dzięki za szczerość – cenię ją sobie, choć wiadomo, że wolałabym aby tekst podobał się wszystkim (ale tak dobrze to nigdy chyba nie będzie ;p).
Dzięki za Twój czas, szczególnie, że tekst się nie spodobał.
Mam nadzieję, że nie zepsułem piątku. ;-) Wolę być szczery, niż nic nie pisać, bo uważam, że masz dryg do pisania, a przede wszystkim świetną wyobraźnię, co udowodniłaś nie tylko ostatnim szortem, ale także tekstem na “Wiedźmy” (nadal trzymam kciuki ;-)) i opowiadaniem na konkurs o złych.
A co do przekazu, to on jest bardzo przekonujący, tylko zbyt jednostronny i dosłowny, moim skromnym zdaniem oczywiście. ;-)
Udanego weekendu!
"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski
FilipWij, zupełnie nie :) w końcu to też kwestia gustu – sama nie przepadam za np. Zbyt onirycznymi tekstami. No i pisząc jednak trzeba wyrobić sobie grubszą skórę, nabrać dystansu. Cieszę się, że miałeś ochotę zajrzeć, szkoda, że nie siadło, ale to też informacja zwrotna. No i skoro podobały Ci się inne moje opowiadania to i tak sukces, że jedno na tle innych tylko się nie spodobało. Jeszcze raz dzięki za odwiedziny i czas!
Witaj.
Przejmująca, bolesna, rozrywająca serce opowieść.
Ogromnie mi się podobała. Zakończenie zasługuje na dodatkowe uznanie. Salma musi postąpić, jak ci, których prześladowała, w imię wyższego celu. Najpierw odebrałam końcową rozmowę jako pewnego rodzaju nadzieję dla tęskniących: matki i córki, lecz ostatnie zdania Króla rozbiły tę nadzieję, a przynajmniej ją przyćmiły.
Problematyka zemsty jest moim zdaniem niezwykle ważną kwestią. Trudno wskazywać tutaj na argumentację, próbować usprawiedliwić tych, którzy mszczą się za okrutne zbrodnie, szczególnie w przypadku szukania odwetu przez zrozpaczonego rodzica po stracie ukochanego dziecka, bo trzeba by najpierw samemu przeżyć taką tragedię, aby móc się wypowiadać, potępiać lub rozgrzeszać.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie.
Pecunia non olet
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Zło rodzi zło, a ono kolejne zło… Mroczny tekst, ale rozumiem bohaterkę. Chociaż wiem, że nie powinno się wchodzić w takie umowy…
Treść nieco poszatkowana (nie przepadam za takim zabiegiem), ale dałam radę poskładać.
Babska logika rządzi!
Moje uwagi znasz z bety, więc będzie krótko :). Podobał mi się ten tekst, jak również (o czym zapomniałem Ci chyba wspomnieć) pomysł na Wisielczego Króla i te nici które wychodziły z Salmy.
Klikam.
Wczoraj próbowałem dodać komentarz, ale forum się zawiesiło :(
To opowiadanie podoba mi się nawet bardziej niż “Tylko jeden przystanek dalej“. Trochę początek na ciut za wysoko (w sensie próbowania za bardzo przymiotnikami i patosem), ale bardzo szybko plastyka opisu się klaruje i jest już świetnie. Zgadzam się z Finklą, że pocięta historia Joela mogła być przedstawiona w nieco bardziej spójnym bloku. Rozumiem zamysł stopniowego odkrywania prawdy przed czytelnikiem, ale takie przeskoki fabularne były dość ryzykowne. Mimo wszystko w ogólnym odbiorze to fajnie zagrało i opowiadanie uważam za dość udane.
Jak wiele może się wydarzyć w czasie drogi skazanego na śmierć. Podobała mi się konstrukcja tekstu, bardzo pasująca do tematu: skazany z jednej strony prosi o litość, ale też niejako “życie przelatuje mu przed oczami”, tu ograniczone do wydarzeń, które doprowadziły go do nieuchronnej śmierci.
Bardzo podobały mi się też opisy miejsc i postaci, są bardzo plastyczne (jak zresztą chyba pisałem już pod twoim ostatnim tekstem). Patosu szczególnie nie odczułem, raczej mrok, ponurość, klimat świata przepełnionego przemocą i pozbawionego nadziei.
Fabularnie tez mamy ciekawy motyw, bo zazwyczaj to inkwizytor jest łowcą wiedźm, tu mamy wiedźmę, która złowiła inkwizytora.
Zachrypnięty niski głos, który nie miał jednego źródła. Kruki wbiły w nią wzrok i wiedziała, że to on patrzył na nią setkami oczu. Coś gruchnęło. Trzasnęło. Jedna z gałęzi przesunęła się w bok, ukazując parę świecących jadeitem ślepi.
Ten fragment zrobił na mnie duże wrażenie. Po prostu wtedy już miałem wrażenie “cholera, jakie to jest dobre, chcę więcej”.
– Jeszcze jedno, Salmo. Twa córa jest samotna, marzy się jej przyjaciel. Następnym razem przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona.
A końcówka uderzyła. Mocno. Dobijałaś tym finałem. Czytelnik już wie w jak bardzo złym świecie jest, a ty mu pokazałaś, że jeszcze nic nie wie, bo ten świat jest jeszcze gorszy.
Bez żadnych wątpliwości udaję się z klikiem do Biblioteki.
Cześć!
Jest mrok, jest szubienica, to będzie ludzka tragedia. Z takimi myślami podszedłem do tego tekstu i trafiłem. Wzięłaś na warsztat nielekki temat i całkiem nieźle sobie z nim poradziłaś. Wyszło strasznie i nieco brutalnie, ale pasuje to do okrutnej zemsty, którą planuje bohaterka. Dużo fantastyki, i to takiej niebanalnej, oryginalnej na swój sposób; ledwie troje znaczniejszych bohaterów, ale wszystko się spina i pasuje do siebie.
Napisane ładnie, plastycznie, bez większych zgrzytów (poza tym poniżej):
Joel zerknął przez ramię na stojące w oddali stare drzewo, a następnie na nić na nadgarstku.
Aliteracja; 5 x N
Scenka zostanie w głowie na jakiś czas. Styl pasuje do tematyki, choć w końcówce Wisielczy Król staje się nieco ludzki, bo wchodzi w dialog i na całkiem sporo pozwala bohaterce.
3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i polecam do biblioteki!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć, Shanti!
Na początku jeszcze myślałem, że pocałunek będzie taki ładny, potem już wiedziałem, że będzie nie ładny (ale takiego już wtedy Joelowi życzyłem), a pod koniec miałem nadzieję, że to jeszcze nie koniec i coś się wydarzy. No i się doczekałem. Zatem – jak widzisz – oczekiwania spełnione :P
Ja w ogóle mam wrażenie, że Twoje opowiadania są trochę jak filmy z efektami specjalnymi – lubisz powrzucać pomiędzy efektowne sceny takie spokojniejsze przerywniki. Ma to sens :) Wszystko się poskładało, zrobiłaś mały twist, a na koniec dorzuciłaś może i klasyczny “pakt z diabłem”, ale odpowiednio wybrzmiał.
Mieszane mam uczucia jedynie co do rozmowy z córką. Odebrało jej mowę aż za bardzo, jak na starania jakie podjęła, które mogły się wydać przegięciem w oczach Wisielczego Króla.
Poza tym ładnie napisany, ciekawe były nici i samo wisielcze wzgórze i Wisielczy Król.
Pozdrawiam i polecam :)
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Kompletnie nie moja bajka, ale przeczytałem, więc zostawię po sobie ślad.
Momentami przypominał mi sie Piekara (ale odkrycie, nie? starczy inkwizytor napisać), momentami czułem się jak Kaja Godek na imprezie wściekłych lemparcić. Prosiło sie o jakieś przełamanie, bo przyjęłaś biało-czarną optykę – wszyscy źli, ona dobra (a niby czemu? inkwizytor niemusiał być urzędasem kupionym za złoto, który kasuje niewinne, a i bohaterka mogła mieć co nieco za pazurami) i ostatecznie tak się stało. Ciekawie postawiłas sprawę, lecz w moim odczuciu nie zbalansowało to 16k znaków tej mrocznej opowieści. Ale, jak napisałem, takie fantasy to nie moja bajka.
Bruce,
dziękuję za odwiedziny – ostatnio rzadko Cię widziałam na portalu, więc tym bardziej cieszę się, że zajrzałaś do mnie (choć ja sama też byłam dość mało aktywna przez okres wakacyjny).
Ogromnie mi się podobała. Zakończenie zasługuje na dodatkowe uznanie.
<3 dziękuję! nie byłam pewna czy zakończenie wywoła odpowiedni efekt
Problematyka zemsty jest moim zdaniem niezwykle ważną kwestią. Trudno wskazywać tutaj na argumentację, próbować usprawiedliwić tych, którzy mszczą się za okrutne zbrodnie, szczególnie w przypadku szukania odwetu przez zrozpaczonego rodzica po stracie ukochanego dziecka, bo trzeba by najpierw samemu przeżyć taką tragedię, aby móc się wypowiadać, potępiać lub rozgrzeszać.
Dokładnie. I niby nie przynosi ukojenia, a jednak wielu nadal obiera tą ścieżkę. No i jako ludzie jesteśmy skomplikowani, pełni sprzeczności i dobra ale sporo w nas mroku.
Irka_luz,
witam jurora!
Finkla,
dokładnie to chciałam przekazać “Zło rodzi zło, a ono kolejne zło”. Pomysł na poszatkowanie pojawił się w trakcie pisania, pewnie mogłam to lepiej przemyśleć, ale cieszę się, że da się to poskładać w całość.
Edward Pitkowski,
jeszcze raz dziękuję za pomoc i wszystkie rady – dodanie więcej o przeszłości Joela było zdecydowanie dobrym zabiegiem! Gdybyś potrzebował bety, chętnie się odwdzięczę.
Wisielczy Król to chyba moja ulubiona postać i jeszcze do niego mam nadzieję wrócić :)
silver_advent,
dzieki za odwiedziny i miło słyszeć, że opowiadanie całkiem się podobało. To bardzo budujące :)
To opowiadanie podoba mi się nawet bardziej niż “Tylko jeden przystanek dalej“. Trochę początek na ciut za wysoko (w sensie próbowania za bardzo przymiotnikami i patosem),”
widzę, że to już jak prawie mój nawyk… muszę z tym walczyć – bardzo ciężko zaczyna mi się opowiadania, może powinnam pisać od środka aby nie wrzucać na start czegoś takiego (miało być mrocznie, ale dla niektórych osób jednak patetycznie, więc coś jest na rzeczy :( ).
PanDomingo,
Dziękuję za odwiedziny i Twój czas!
Patosu szczególnie nie odczułem, raczej mrok, ponurość, klimat świata przepełnionego przemocą i pozbawionego nadziei.
Cudownie, czyli sprawa nie jest stracona! Sama bardzo nie lubię patosu, więc cieszy mnie, że nie dla wszystko tak to wybrzmiało (choć wiadomo, dla mnie cenna informacja aby to jednak tonować)
Ten fragment zrobił na mnie duże wrażenie. Po prostu wtedy już miałem wrażenie “cholera, jakie to jest dobre, chcę więcej”.
Zrobiłeś mi tym dzień :)
krar85,
Jest mrok, jest szubienica, to będzie ludzka tragedia. Z takimi myślami podszedłem do tego tekstu i trafiłem.
Tak, niestety pod tym kątem zero u mnie oryginalności. Nie umiem i nie lubię pisać bardziej hmm, optymistycznych tekstów. Musi być mrok, śmierć i rozpacz.
Dużo fantastyki, i to takiej niebanalnej, oryginalnej na swój sposób
Kamień z serca – uważam, że wszystko już tak naprawdę było, ale bardzo mi zależy aby w ogranych tematach dodawać coś od siebie/coś nowego czy nieoczekiwanego, widzę, że w jakiejś części się udało.
Krokus,
oczekiwania spełnione, więc uff!
a w ogóle mam wrażenie, że Twoje opowiadania są trochę jak filmy z efektami specjalnymi – lubisz powrzucać pomiędzy efektowne sceny takie spokojniejsze przerywniki.
o! Wezmę to jako komplement, choć ciut specyficzny :D (choć mam nadzieję, że to takie efekty specjalne pełną parą, a nie kiepskiej jakości sgi… ;p). W sumie nie patrzyłam na to z tej strony, ale lubię jak się dzieje. Zostając przy nomenklaturze filmowej, bardziej czuję akcyjniaka/przygodę jak chodzi o gatunek.
Co do córki, to przyjmuję ten zarzut – zdecydowałam jednak, że zostanie mocno drugoplanową postacią (może nie do końca słusznie). Niemniej w tak dość krótkim tekście nie widziałam miejsca na mocniejsze zaakcentowanie kolejnej postaci.
I ja bardzo dziękuję.
Pozdro. :)
Pecunia non olet
Faktycznie ponure. I smutne. Pewnie zależało Ci na sprzedaniu takiego klimatu i myślę, że cel został osiągnięty. Sama historia może mnie nie porwała, ale nie sposób odmówić jej mrocznego uroku. No i wszystko jest na swoim miejscu – żal i współczucie dla wiedźmy i jej córki, oburzenie na działania Inkwizytora, dreszcze na myśl o przerażającej rzeczywistości, w której wiedźmy dobijają mrocznych targów z nieczystymi siłami.
Czytało się dobrze, bez potknięć. Gdyby trzeba było, zgłosiłbym tekst do biblioteki, ale widzę, że masz komplet głosów.
Pozdrawiam!
Cześć!
Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony widzę tu ciekawy pomysł na moc wiedźmy, to mnie naprawdę ujęło, chciałabym więcej, ale sama fabuła mnie niestety nie wciągnęła. Do tego mam odczucie przesytu zarówno jeśli chodzi o styl jak i złowieszcze opisy. Lubię mroczne teksty, ale tutaj to mi się wydało troszkę wymuszone. Mamy kruki o złotych ślepiach, nić praktycznie odcinającą bohaterowi rękę (w sumie chyba powinien się wykrwawić zanim doszedł do drzewa), grę na bębenku, cienie, Wisielczego Króla, a do tego wszystkiego okrutną śmierć dziecka.
To, co mówi na koniec Król sugeruje, że bohaterka jest zdolna do zabicia dziecka i to jakoś mi zaburza jej kreację, bo wcześniej napędzała ją zemsta, a potem już zgadza się na zabicie stu osób i to nie tylko tych, którzy prześladują wiedźmy, tak to odebrałam. Jak dla mnie w tekście troszkę zabrakło szarości, bo mamy tu taki ostry przekaz:
Skrzywdzili ją zamiast mnie… Jakim bydlęciem musieli być, aby skrzywdzić dziecko w ramach wydumanej zemsty. Może gdybyś urodziła się chłopcem, to… Ten świat należy do mężczyzn. Oddałam się ciemności, aby mieć równe szanse, ale to i tak za mało.
Nie jestem fanką gmatwania tekstu do granic możliwości i tworzenie już “piątego” dna, ale to trochę kłuje w oczy. Moim zdaniem lepsze byłoby w tych zapisach myśli pokazanie jakiegoś przebłysku, wspomnienia, zamiast samego wniosku, że mężczyźni są źli, a kobiety zawsze pokrzywdzone.
I w sumie wyszło na to, że Salma zabija ludzi, żeby mogła się zabić? Najpierw chciała chyba odzyskać córkę, a potem postanowiła do niej dołączyć? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po prostu nie mogła się powiesić na drzewie. Czy Król Wisielców nie wszystkich przyjmował do swojego orszaku?
W moim odczuciu opisy wypadły trochę nienaturalnie, momentami wydawało mi się, że troszkę przesadziłaś i zamiast budować klimat, to te opisy zaczynają być niezbyt logiczne.
Mam trochę sugestii technicznych.
Na szubienicę prowadziła ścieżka, która po zachodzie słońca przybierała barwę szkarłatu.
Tu miałam lekkie zawieszenie, bo to stwierdzenie faktu, ale nie pokazujesz czytelnikowi dlaczego tak się dzieje. Czy ścieżka była wydeptana w glinie? A może to była magia i ścieżka świeciła w ciemności.
Las ustępował w połowie wzniesienia i przechodził w martwe polany, które ciągnęły się aż do stojącego na szczycie drzewa. Zbyt stare, aby dawać owoce, służyło jako niemy świadek wielu śmierci.
To mi zgrzytnęło, bo “zbyt stare” nie współgra z drzewem w dopełniaczu.
Dzieliły ich jakieś dwa metry odległości, a dłonie łączyła cienka nić.
Zawsze mam odczucie, że metr nie jest dobrą jednostka do fantasy, no i właściwie wiadomo, że chodzi o odległość, więc można by z tego zrezygnować.
– Pośpiesz się albo cię zmuszę – ostrzegła go.
Właściwie wiadomo kogo ostrzegła.
Zerknął na kobietę przez ramię. Jeszcze dość młoda, całkiem ładna, prawie egzotyczna. Ciemna skóra, takie same włosy i jeśli dobrze pamiętał, oczy również w kolorze węgla. Tak mu się przynajmniej zdawało jakiś czas temu w karczmie, gdzie ją poznał. Nie tak wyobrażał sobie resztę wieczoru.
Tutaj się zamotałam, bo on zerka na Salmę, to czemu miałby sobie przypominać jej wygląd. “Takie same włosy” jest tu trochę mylące, można by w takiej sytuacji pograć powtórzeniami.
Szedł ramię w ramię ze swoimi braćmi, ale w przeciwieństwie do nich, Joel uśmiechał się szeroko.
Nie dawałabym już tam podmiotu, bo zaburza płynność zdania.
Mężczyzna zignorował szydercze prychnięcia
swoichtowarzyszy, pochylił się i przyjął podarunek.
Moim zdaniem zbędny zaimek.
Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa.
Ja bym tutaj zmieniła szyk, bo to zdanie nie płynie.
Cienki strumyk krwi spłynął po jego nadgarstku.
Chyba lepiej napisać strużka.
Podskoczył i obrócił się, słysząc dźwięk bębenka. Niewiele większy od dłoni złożonych w koszyczek, obwiązany sznurem, spoczywał na lewym biodrze wiedźmy.
Jak dla mnie podmiot się tu zgubił.
Palce lewej dłoni wiedźmy zadzwoniły o skórę bębenka.
Może lepiej uderzyły albo zadudniły.
Nić, która łączyła ją z więźniem, powoli się naprężała.
Wcześniej nić wrzynała się w skórę przy próbie szarpnięcia, a teraz on się rzucił do ucieczki i nić się powoli napręża. Mnie to trochę zgrzyta.
Zamiast krwi, pojawiła się kolejna nić, która oplotła drugą, jeszcze nieskrępowaną rękę mężczyzny.
Ja bym wyrzuciła jedno określenie.
Podniosły łby spod skrzydeł i obróciły na nich swe błyszczące, złote ślepia.
Obróciły ślepia na łbach?
Jeden zakrakał, a chwilę później zawtórowało mu dziesiątki kolejnych.
zawtórowały
Joel lekko się uśmiechnął i wziął łyk wina z kubka.
Raczej upił łyk wina.
Rozbieganym wzrokiem błądził od jednej krawędzi polany
,do drugiej.
Nie widzę uzasadnienia dla tego przecinka.
Patrzył na powyginane drzewo i na potworne ptaszyska, które jakimś sposobem wyglądały na większe z każdym kolejnym krokiem.
Jak się do czegoś zbliżamy, to zawsze wydaje się coraz większe. Może zamiast tego warto napisać, że stawały się bardziej złowrogie.
Kruki, które minęli jako pierwsze, zerwały się do lotu i pociągnęły za sobą kolejne, niczym walący się sufit, który stracił swoją podporę.
Niezbyt mnie przekonuje to porównanie, bo ptaki lecą w górę. Może lepsza byłaby tu wzbierająca fala.
Czarna pierzasta chmura zawirowała nad nimi, po czym ptaki rozpierzchły się i zaczęły krążyć po niebie.
Ja bym to ”nad nimi” usunęła.
Odczołgał się kawałek, by wstać kilka kroków dalej.
Uprościłabym to, bo wygląda jak ta sama informacja podana dwa razy.
Czerń rozlała się w oczach, zabijając biel. Rozlała się po żyłach, aż w końcu dotarła do linii włosów. Zamieniła je w mahoniowe, skalane gdzieniegdzie szarością pióra, które sięgały aż do ramion.
Ten opis jest dla mnie niezrozumiały. Czerń zamieniła ciemne włosy w mahoniowe? Czy bohaterka miała pióra we włosach? I czy włosy się wydłużyły?
Jednocześnie rósł i pęczniał
,jak opita krwią pluskwa.
Wstał i wciągnął spodnie. Zanim pociągnął klamkę, zerknął na towarzyszkę, która przykryła się kocem i wtuliła twarz w poduszkę.
Powtórzenie
Ledwo uchylił drzwi i do środka wpadło pięciu uzbrojonych mężczyzn.
Ja bym zamieniła na “a”.
Z kącików jej oczu spłynęła czarna ciecz, która oderwana od skóry przybrała kształt łysego pyska, którego większość stanowiła paszcza pełna ostrych zębów.
Łysy pysk, w znaczeniu bez sierści? Poza tym piszesz o kształcie, więc jak dla mnie to sam pysk by wystarczył. Pysk i paszcza mają właściwie to samo znaczenie, więc niezbyt to logiczne.
Przejmujący tekst i piękne wyjaśnienie tego, skąd biorą się potwory.
W pełni zasłużona biblioteka.
"...poniżej wszelkiego poziomu"
Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło . Będę chyba trochę w opozycji co do niektórych komentarzy (pewnie to wynika z moich upodobań), ale mi właśnie te opisy się podobały. Nie czułam tu patosu, ale nieźle oddany klimat. Jedyne czego mi brakowało, to próby zaatakowania samej wiedźmy (skoro ucieczka była niemożliwa, to mógł ją zaatakować – czyli zbliżyć się – w przypływie desperacji). Podobały mi się również przejścia pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. Nie lubię uśmiercania dzieci i tu też mi zgrzytnęło, ale jest to oczywiście tu dobrze umotywowane. Nie dziwi mnie również przystanie na te warunki przez bohaterkę, ponieważ czuję jej tęsknotę matki i pragnienie połączenia się z dzieckiem, które zawiodła za wszelką cenę. A jej świat nie jest przecież sprawiedliwy.
Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela? Bo czytając Twoje opowiadanie, właśnie taki obraz powstał w mej głowie, idealnie pasujący do mojego Azylu, ale nie chciałabym popełnić tutaj rodzaju plagiatu :).
Cześć, melduję, że przeczytałam.
Osobliwa para wędrowała pod szpalerem gałęzi, przez które przedzierał się blask księżyca.
Szpaler to rząd nasadzeń. Można wędrować między szpalerami, przy szpalerze – drzew/krzewów. Może: para wędrowała pod przekryciem gałęzi…
Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa.
Takie zapudrowane powtórzenie. Nie trzeba wykorzystywać słowa “łby”.
“…Chowały głowy pod skrzydłami lub zwracały je w kierunku samotnego drzewa…”
...Pan muzyk? Żebym zryżał!
Treść nieco poszatkowana (nie przepadam za takim zabiegiem), ale dałam radę poskładać.
A mi się ten zabieg podobał. Żałuję jedynie, że wynika z niego tylko fakt, że mężczyzna jest inkwizytorem. To już coś, ale oczywiście byłoby ciekawiej, gdyby miał bardziej osobiste porachunki z wiedźmą.
Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela?
Jest wiedźmą, na zlecenie Wisielczego Króla tropi swoich prześladowców. Pośrednio mści się za krzywdy wyrządzone jej i jej podobnym kobietom. Mści się na mężczyznach, którzy rządzą światem, zaprzedając duszę kolejnemu mężczyźnie – Wisielczemu Królowi.
Tekst był w porządku. Czy brakuje mi próby podjęcia walki z wiedźmą? Nieszczególnie. Aczkolwiek inkwizytor chyba powinien być chociaż odrobinę wyszkolony i przez to świadomy swojego losu.
Kobieta przeklęta, która nie potrafi pogodzić się ze stratą. Zaprzedaje duszę, zaślepiona zemstą i chęcią połączenia z córką, że godzi się na absurdalne zadanie. Nigdy nie sprowadzi stu inkwizytorów.
Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela?
Jest wiedźmą, na zlecenie Wisielczego Króla tropi swoich prześladowców. Pośrednio mści się
za krzywdy wyrządzone jej i jej podobnym kobietom. Mści się na mężczyznach, którzy rządzą światem, zaprzedając duszę kolejnemu mężczyźnie – Wisielczemu Królowi.
To oczywiście zrozumiałam z tekstu, ale właśnie taki pomysł z łowczynią/ wiedźmową inkwizytorką przyszedł mi do głowy do mojego opowiadania, a że jest to mocno inspirowane tym opowiadaniem, wolałam zapytać autorki, jak ona widziała swoją postać :).
Wybaczcie wszyscy późną odpowiedź ale urlopowałam się bez dostępu do komputera, na którym mogłabym napisać bardziej rozbudowane odpowiedzi.
Adam_c4, Ambush,
dzięki za odwiedziny i Wasz czas :)
Alicella,
dzięki za odwiedziny :)
Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony widzę tu ciekawy pomysł na moc wiedźmy, to mnie naprawdę ujęło, chciałabym więcej, ale sama fabuła mnie niestety nie wciągnęła. Do tego mam odczucie przesytu zarówno jeśli chodzi o styl jak i złowieszcze opisy. Lubię mroczne teksty, ale tutaj to mi się wydało troszkę wymuszone.
Przyjmuję, choć tutaj zdania są mocno podzielone, więc obawiam się, że zawsze komuś tekst nie siądzie i tyle. Ale i tak dzięki, że o tym mówisz, będę myśleć nad tym.
To, co mówi na koniec Król sugeruje, że bohaterka jest zdolna do zabicia dziecka i to jakoś mi zaburza jej kreację, bo wcześniej napędzała ją zemsta, a potem już zgadza się na zabicie stu osób i to nie tylko tych, którzy prześladują wiedźmy, tak to odebrałam. Jak dla mnie w tekście troszkę zabrakło szarości, bo mamy tu taki ostry przekaz:
Myślę, że fakt, że zabija ludzi dużo mówi o bohaterce. Jest skrzywdzona, ale sama krzywdzi innych. I z jej perspektywy słusznie, ale czy ma do tego prawo?
Moim zdaniem lepsze byłoby w tych zapisach myśli pokazanie jakiegoś przebłysku, wspomnienia, zamiast samego wniosku, że mężczyźni są źli, a kobiety zawsze pokrzywdzone.
Tutaj zależało mi na pokazaniu świata mężczyzn, tego jak ten świat widzi Salma. Bo zawsze jest druga strona medalu, ale w oczach Salmy to wygląda inaczej, a ona ma prawo do odbierania innym życia.
I w sumie wyszło na to, że Salma zabija ludzi, żeby mogła się zabić? Najpierw chciała chyba odzyskać córkę, a potem postanowiła do niej dołączyć? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po prostu nie mogła się powiesić na drzewie. Czy Król Wisielców nie wszystkich przyjmował do swojego orszaku?
Połączyć się z córką, umrzeć, ale żyć dalej w jego dworze choć nie jako człowiek. Ale tu masz rację, mogłam to bardziej wyjaśnić, rozwinąć, bo może się to wydać nielogiczne. Dzięki za to i za uwagi techniczne :)
Monique.M
dzięki za odwiedziny! :)
Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło .
O to tego chyba nie czytałam, muszę nadrobić!
Będę chyba trochę w opozycji co do niektórych komentarzy (pewnie to wynika z moich upodobań), ale mi właśnie te opisy się podobały. Nie czułam tu patosu, ale nieźle oddany klimat.
Fajnie, że o tym mówisz, bo zdania mocne podzielone. Zastanawiam się, czy mogę to lepiej zbalansować czy osiągnę efekt, że nikomu się nic nie spodoba…
Jedyne czego mi brakowało, to próby zaatakowania samej wiedźmy (skoro ucieczka była niemożliwa, to mógł ją zaatakować – czyli zbliżyć się – w przypływie desperacji).
Rozważałam to, ale tego właśnie chyba wszyscy oczekiwali, więc trochę na przekór, choć nie wiem czy to była dobra decyzja.
Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela? Bo czytając Twoje opowiadanie, właśnie taki obraz powstał w mej głowie, idealnie pasujący do mojego Azylu, ale nie chciałabym popełnić tutaj rodzaju plagiatu :).
Zostawiałam to trochę niedopowiedziane, ale Salma przez to co ją spotkało, wybiera na ofiary mężczyzn, ale nie tylko inkwizytorów. Wszystkich, którzy w jej przekonaniu są źli lub krzywdzą słabszych od siebie.
Co do plagiatu to spokojnie – myślę, że takich archetypów/podobnych postaci było w opowiadaniach/książkach mnóstwo. Eureki tutaj nie odkryłam (niestety ;p), więc póki nie będzie to kobieta kropka w kropkę o imieniu Salma to bez obaw :)
Ghlas cailin,
dzięki za uwagi, jednak chętnie poznałabym opinię o tekście jako całości, czy się podobał czy nie itp.
Dawid Majerski,
dzięki za odwiedziny i Twój czas!
gdyby miał bardziej osobiste porachunki z wiedźmą
rozważałam to, ale uznałam, że przy takiej długości to się nie sprawdzi (za dużo wątków vs. liczba znaków), plus aby miało moc i robiło wrażenie potrzebowałoby o wiele więcej kontekstu, przeszłości
. Zaprzedaje duszę, zaślepiona zemstą i chęcią połączenia z córką, że godzi się na absurdalne zadanie. Nigdy nie sprowadzi stu inkwizytorów.
Tak zdanie absurdalne. Ale ona zdesperowana. I Wisielczy Król nie chciał samych inkwizytorów, ale i tak zdanie trudne, ale wiedział, że jest w pozycji siły w tych negocjacjach.
Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło .
O to tego chyba nie czytałam, muszę nadrobić!
W moich początkach na forum NF wzięłam udział w konkursie związanym z obrazami Różalskiego (nie wiem czy znasz ten konkurs, ale dużo opowiadań było bardzo fajnych). Ja akurat wybrałam dość krwawy obraz i napisałam “Tylko białe kwiaty są niewinne”.
A jeśli chodzi o moje pytanie o Salme, to identycznej na pewno nie zrobię, przecież zmienię jej imię ;P. A tak na poważnie to mam na tą postać trochę inny pomysł.
<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>
Shanti – Pocałunek pod szubienicą
Hmmm, wydawało mi się, że to opowiadanie jest dłuższe, niż wskazywałaby liczba znaków. Mrocznie, mrocznie w tym tekście, zupełnie jakbyś próbowała zgasić wszelką nadzieję i dobroć, która mogłaby się przypadkiem pojawić. Każda postać tutaj ma serce twardsze od borsuczego lichwiarza, każda ma coś na sumieniu i każdą trudno polubić. Moja sympatia dla matki osłabła, kiedy ta zgodziła się na propozycję Króla. Pech matki, że jej dziecko skończyło akurat na Wisielczym Królu, bo jeśli dobrze zrozumiałem, właśnie dlatego przejął duszę dziewczynki.
Masz trochę patosu, ale dla mnie w znośnych proporcjach, trochę typowych zagrań dla dark fantasy, ale wszystko podane z umiarem i całkiem strawne, jeśli ktoś lubi taką konwencję. Ja lubię, więc czytałem z przyjemnością. Oczywiście, potem musiałem zwilżyć gardło czymś mocniejszym!
Domyślam się, że Twoim zamiarem było opowiedzieć o dramacie matki-wiedźmy, której zabrano i powieszono córkę, i która teraz, używając czarów, mści się, doprowadzając do śmierci kolejnych mężczyzn. Przyjmuję do wiadomości, że Salma jest opętana żądzą zemsty, ale czy konieczne było opisanie tak bogatego repertuaru cierpień zadawanych Joelowi? No, po prostu nie gustuję w tego rodzaju dramatycznych scenach, więc nie mogę powiedzieć, że spodobała mi się ta historia.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Szkoda też, że lekturę utrudniają błędy, które, choć wskazali je wcześniej komentujący, wciąż nie są poprawione.
…aż do stojącego na szczycie drzewa. → Drzewa nie stoją, drzewa rosną.
Osobliwa para wędrowała pod szpalerem gałęzi… → Można iść w szpalerem, ale nie pod nim.
Proponuję: Osobliwa para wędrowała pod baldachimem gałęzi…
Opuścili obumarły, głuchy las i wyszli na rozległe polany. → Na ile polan wyszli?
Skoro znaleźli się na polanie, nie mogli wyjść z lasu, albowiem polany znajdują się w lesie.
…zerknął przez ramię na stojące w oddali stare drzewo… → Drzewa nie stoją.
Może: …zerknął przez ramię na widoczne w oddali stare drzewo…
…na stojące w oddali stare drzewo, a następnie na nić na nadgarstku. Uniósł wzrok, spojrzał na pogrążoną… → Czy to celowe powtórzenia?
Joel lekko się uśmiechnął i wziął łyk wina z kubka. → Czy dobrze rozumiem, że wziął łyk wina w palce?
Łyków wina się nie bierze, wino się pije.
…gdy ofiara stanęła, oparta o gruby, porośnięty mchem konar… → Nie wydaje mi się, aby ofiara mogła oprzeć się o konar, albowiem ten wyrasta z pnia na pewnej wysokości.
Pewnie miało być: …gdy ofiara stanęła, oparta o gruby, porośnięty mchem pień…
Mężczyzna mocniej oparł plecy o konar. → Mężczyzna mocniej oparł plecy o pień.
…o niciach, wciąż obowiązanych wokół jego nadgarstków. → Zbędny zaimek.
Już miał wbić się w jej usta… → Czy tu aby nie miało być: Już miał wpić się w jej usta…
…zerknęła na lekko uchylone okiennice, przez które padał blask księżyca… → Blask księżyca nie mógł wpadać przez okiennice.
Proponuję: …zerknęła na szparę w lekko uchylonych okiennicach, przez którą wpadał blask księżyca…
Wstał i wciągnął spodnie. Zanim pociągnął klamkę… → Nie brzmi to najlepiej.
Może w drugim zdaniu: Zanim nacisnął klamkę…
Ledwo uchylił drzwi i do środka wpadło… → Raczej: Ledwo uchylił drzwi, do środka wpadło…
Otoczyli łóżko z wyciągniętą bronią… → Czy dobrze rozumiem, że łóżko wyciągnęło broń?
…z wrzaskiem rzuciła się w jego kierunku. → Raczej: …z wrzaskiem rzuciła się ku niemu.
…przybrała kształt łysego pyska, którego większość stanowiła paszcza pełna ostrych zębów. → Obawiam się, że pysk i paszcza to synonimy.
…z wrzaskiem runęły w dół… → Masło maślane – czy mogły runąć w górę?
…ukazując parę świecących jadeitem ślepi. → Jadeit świeci?
…dostrzegła zarys przysadzistej, niskiej sylwetki. → Zbędne dopowiedzenie – ktoś przysadzisty jest niski.
…przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona. → A bywają stare dzieci?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zanais,
“Ja lubię, więc czytałem z przyjemnością”
No i ekstra, o to mi chodziło. Zdawałam sobie sprawę, że nie każdemu się spodoba, ale fajnie, że nie zmarnowałam Ci czasu :)
regulatorzy,
dzięki za odwiedziny, szkoda, że się nie spodobało, ale rozumiem, liczyłam się z tym. Niemniej dzięki za łapankę – już poprawione (niestety nie zawsze mam chwilę aby od razu poprawiać, a lubię na bieżąco odpowiadać na komentarze).
Z jednym się tylko nie zgodziłam:
…przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona. → A bywają stare dzieci?”
Nie bywają, ale chodziło mi pokreślenie tego, czego wymagał Wisielczy Król.
Nie bywają, ale chodziło mi pokreślenie tego, czego wymagał Wisielczy Król.
Shanti, a co Wisielczy Król rozumiał pod pojęciem młodego dziecka? I czym różni się dziecko młode od innych dzieci, w wieku, rzecz jasna, dziecięcym?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Może chodziło o podkreślenie, że dziecko ma być równie młode i o dwa lata starsze już by się nie nadawało, chociaż nadal byłoby dzieckiem?
Babska logika rządzi!
No to mógłby chcieć, aby dziecko było w jej wieku i równie niewinne.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Czyli w skrócie: młode i niewinne jak ona. ;-)
Babska logika rządzi!
Że młode to już bym sobie darowała. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mroczny klimat, sporo przemocy, nieco czarno-biały obraz. Tak się zastanawiam… ją wypędzili z wioski, a dziecko powiesili? Trochę to nie pasuje. A może jej się udało uciec, a córkę zostawiła? I druga kwestia, nad którą się zastanawiam to: czy ona rzeczywiście ubiła interes z Wisielczym Królem? Niby powiedziała tak, ale potem pojawił się warunek, który wiele zmienił, a Ty odebrałaś jej w tym momencie głos. Trochę to niesprawiedliwe wobec Selmy. Chciałabym zobaczyć jej reakcję, bo bez niej nie wiem, ile zostało w niej człowieka. I nie chcę z góry przyjąć, że nadal zamierzała spełnić warunki umowy.
Czytało się dobrze, przemocy rzeczywiście sporo, ale podałaś ją w sposób możliwy do strawienia. W sumie podobało mi się, ale bardziej podobałoby mi się, gdybyś dała jej szansę na reakcję w końcówce.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Hej!
Komentarz będzie pisany na bieżąco. ;)
Niech nie dziwi Cię moja obecność akurat pod tym opowiadaniem, ale planuję czytać konkursowy „Dwór wisielczego króla”, więc chciałam najpierw zajrzeć tutaj. Wiem, że nie jest to konieczne, ale tak już mam. ;)
Zaczyna się ciekawie. Ładne opisy, mężczyzna, który chce się dogadać i kobieta pewna siebie, prowadząca go trochę jak na smyczy. ;)
Nie wiem, co to za fragment z dzieckiem i chłopką, czy ma to związek z egzotyczną pięknością? Hm…
A dalej mamy znowu uwięzionego Joela, atmosfera jest gęsta, bohater zostaje prowadzony nie wiadomo gdzie, musiał coś zrobić, tylko nie wiadomo co, no i nie wiadomo, gdzie jest prowadzony. Lubię takie pytania w tekstach.
Coraz bardziej zacieśniasz pętlę wokół Joela, dwa cienie tworzą atmosferę grozy.
– Widocznie nie spotkałam jeszcze tej właściwej.
Literówka.
Atmosfera wokół nich zgęstniała. Już miał wpić się w jej usta, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Zdziwiona zerknęła na szparę w lekko uchylonych okiennicach, przez którą wpadał blask księżyca
Podmiot się zagubił i brakuje kropki.
Czyli Joel poznawał kobiety/kobietę i jako inkwizytor, donosił na nie? Hm, jeśli tak, to czy spanie z nimi nie było też swojego rodzaju potępiane? Wpadający ludzie widzieli, że są w łóżku, trochę mi przy tej lekkości w podejściu do tematu czegoś brakuje.
Ogólnie jestem trochę z tych, co to widząc przemoc i cierpienie, stają po stronie cierpiących i niektórych zbrodniarzy to sama bym… Ale tutaj coś mi nie gra. Widzimy Joela w łóżku z kobietą, którą wydaje na pastwę innych. Problem w tym, że nie widzimy go jako kogoś, kto jest zimnym gnojkiem. Jasne, dokonał setek zbrodni w białych rękawiczkach (choć te wzmianki o setkach wydają się trochę przesadzone, biorąc pod uwagę, że musiał wyszukać sto kobiet-czarownic, jak on ich szukał?). Tylko że Selma jest w tym wszystkim okrutna i ta bezwzględność bije po oczach, przez co ciężko jej współczuć (mając tylko wstawki kursywą).
Na koniec dostajemy zadanie od Wisielczego Króla, które pokazuje, czym jest zemsta. A no jest tylko pustką przyoblekającą ciało, nie daje nic w zamian. Sama swojego czasu bawiłam się w wątek zemsty w opowiadaniu, które pisałam. U mnie też była wiedźma, która dokonując zemsty na pewnym okrutnym wojowniku, w pewnym momencie skrzywdziła niewinne dziecko.
Tak to już jest, że zemsta często pochłania niewinnych.
Podobało mi się to opowiadanie, jestem fanką historii z wątkiem zemsty i trudnymi wyborami. Niedociągnięcia, o których wspomniałam, nie przeszkadzały w odbiorze.
Pozdrawiam serdecznie, lecę do Króla!
Ananke
Nie jestem fanem horrorów, a to opowiadanie zaliczyłem do nich, ale doceniam!