- Opowiadanie: Shanti - Pocałunek pod szubienicą

Pocałunek pod szubienicą

Ogrom­nie dzię­ku­ję moim be­tu­ją­cym: So­na­ta, Sa­ra­Win­ter, Go­lodh i Edward Pit­kow­ski. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Pocałunek pod szubienicą

Na szu­bie­ni­cę pro­wa­dzi­ła ścież­ka, która po za­cho­dzie słoń­ca przy­bie­ra­ła barwę szkar­ła­tu. Wiła się wokół wzgó­rza i po­dą­ża­ła przez tunel po­wy­krę­ca­nych drzew. Las ustę­po­wał w po­ło­wie wznie­sie­nia i prze­cho­dził w mar­twe po­la­ny, które cią­gnę­ły się aż do rosnącego na szczy­cie drze­wa. Zbyt stare, aby dawać owoce, słu­ży­ło jako niemy świa­dek wielu śmier­ci.

– Może jed­nak się do­ga­da­my, co? Mam złoto, mogę…

– Bądź cicho. 

Oso­bli­wa para wę­dro­wa­ła pod baldachimem ga­łę­zi, przez które prze­dzie­rał się blask księ­ży­ca. Wy­so­ka ko­bie­ta o splą­ta­nych lo­kach po­pę­dzi­ła idą­ce­go przed nią męż­czy­znę. Dzie­li­ły ich ja­kieś dwa metry od­le­gło­ści, a dło­nie łą­czy­ła cien­ka nić.

– Po­śpiesz się albo cię zmu­szę – ostrze­gła go. 

Joel ner­wo­wo prze­łknął ślinę. Przy­wo­łał swój naj­lep­szy uśmiech i uniósł dło­nie. 

– Idę, idę. Nie mu­sisz mi od razu gro­zić, moja droga.

Zer­k­nął na ko­bie­tę przez ramię. Jesz­cze dość młoda, cał­kiem ładna, pra­wie eg­zo­tycz­na. Ciem­na skóra, takie same włosy i jeśli do­brze pa­mię­tał, oczy rów­nież w ko­lo­rze węgla. Tak mu się przy­naj­mniej zda­wa­ło jakiś czas temu w karcz­mie, gdzie ją po­znał. Nie tak wy­obra­żał sobie resz­tę wie­czo­ru. 

 

***

Lu­dzie wi­wa­to­wa­li na jego cześć. Szedł ramię w ramię ze swo­imi brać­mi, ale w prze­ci­wień­stwie do nich, Joel uśmie­chał się sze­ro­ko. Ma­chał wie­śnia­kom i pła­wił się w chwi­lo­wej sła­wie. Uwiel­biał ten mo­ment. 

Za­trzy­ma­li się, gdy po­de­szła do nich ko­bie­ta wraz z małą dziew­czyn­ką, za­pew­ne córką. Dziec­ko wy­cią­gnę­ło w jego kie­run­ku bu­kie­cik po­lnych kwia­tów. Męż­czy­zna zi­gno­ro­wał szy­der­cze prych­nię­cia swo­ich to­wa­rzy­szy, po­chy­lił się i przy­jął po­da­ru­nek. Chłop­ka, dość młoda i nie­brzyd­ka, po­sła­ła mu za­lot­ny uśmiech. 

 

 ***

 

– Nie spo­tka­li­śmy się wcze­śniej. Nie wiem, czym ci za­wi­ni­łem, ale mogę ci to so­wi­cie wy­na­gro­dzić. 

– Nie na­pra­wisz tego zło­tem – ucię­ła. Sta­nę­ła i ro­zej­rza­ła się. Przez chwi­lę na­słu­chi­wa­ła. – Je­stem za wcze­śnie – mruk­nę­ła do samej sie­bie. Po­trzą­snę­ła głową i oszczęd­nym ge­stem ka­za­ła mu iść dalej. 

Zostawili za sobą obumarłe drzewa i wy­szli na roz­le­głą po­la­nę.

– Co do…?! – Wię­zień sta­nął jak wryty. Prze­mknął wzro­kiem po po­la­nie. Setki kru­ków za­la­ły łąkę tak gęsto, że ledwo do­strze­gał kępki traw. Nie­ru­cho­me ni­czym po­są­gi, cho­wa­ły głowy pod skrzy­dła­mi lub miały łby zwró­co­ne w kie­run­ku sa­mot­ne­go drze­wa. 

Pró­bo­wał się szarp­nąć, ale syk­nął, gdy po­czuł, jak i tak cia­sna nić moc­niej wrzy­na się w ciało. Za­klął. Cien­ki stru­myk krwi spły­nął po jego nad­garst­ku.

Dum-dum. Pod­sko­czył i ob­ró­cił się, sły­sząc dźwięk bę­ben­ka. Nie­wie­le więk­szy od dłoni zło­żo­nych w ko­szy­czek, ob­wią­za­ny sznu­rem, spo­czy­wał na lewym bio­drze wiedź­my. 

– Sa… Salma, tak? Skończ­my tę za­ba­wę i po pro­stu po­wiedz, ile chcesz. Mogę…

Dum-dum i krok do przo­du. 

– Mó­wi­łam ci, że nie chcę two­ich monet.

Joel zer­k­nął przez ramię na widoczne w od­da­li stare drze­wo, a na­stęp­nie na nić na nad­garst­ku. Uniósł wzrok na po­grą­żo­ną w mroku ścia­nę lasu za ple­ca­mi Salmy i oce­nił od­le­głość.

Palce lewej dłoni wiedź­my za­dzwo­ni­ły o skórę bę­ben­ka. Ko­bie­ta na­prę­ży­ła się i nie spusz­cza­ła oczu ze swo­jej ofia­ry. Męż­czy­zna wy­sko­czył do przo­du. Chciał ją omi­nąć i ode­pchnąć, ale usu­nę­ła mu się z drogi. To na mo­ment roz­pro­szy­ło uwagę Joela. Zgu­bił krok. Za­ma­chał rę­ka­mi, ale utrzy­mał rów­no­wa­gę i po­biegł, chcąc zwięk­szyć dy­stans. 

Wiedź­ma wy­pro­sto­wa­ła prawą rękę. Nić, która łą­czy­ła ją z więź­niem, po­wo­li się na­prę­ża­ła. Szarp­nę­ła. Noc roz­darł ryk, kiedy włók­no po­cią­gnę­ło go do tyłu. Prze­bi­ło skórę, mięso i do­pie­ro kość sta­wi­ła mu opór. Try­snę­ła krew. 

– Ostrze­ga­łam cię. Raz spę­ta­ny, nie mo­żesz uciec.

Po­de­szła bli­żej. Dłu­gi­mi pa­znok­cia­mi roz­ora­ła sobie wierzch lewej dłoni. Za­miast krwi, po­ja­wi­ła się ko­lej­na nić, która oplo­tła drugą, jesz­cze nie­skrę­po­wa­ną rękę męż­czy­zny. 

– Ty dziw­ko… – zawył, tuląc za­krwa­wio­ną koń­czy­nę do pier­si. – Spło­niesz za to na sto­sie…

Salma lekko prze­chy­li­ła głowę i przez chwi­lę pa­trzy­ła w mil­cze­niu.

– Wsta­waj. 

– Po­wiedz, czego chcesz! A dam ci to… wszyst­ko. Tylko mnie puść, musi być coś…?!

– Wsta­waj albo cię zmu­szę. Mogę cię tam za­cią­gnąć bez rąk. I bez nóg, jak mam być do­kład­niej­sza. 

Joel ni to za­klął, ni to zawył. Po­wo­li wstał i chwiej­nym kro­kiem ru­szył do przo­du. Minął ją sze­ro­kim łu­kiem, ły­piąc z ukosa. Salma wzno­wi­ła grę na bę­ben­ku.

Pierw­sze kruki zbu­dzi­ły się, gdy tylko je mi­nę­li. Pod­nio­sły łby spod skrzy­deł i ob­ró­ci­ły na nich swe błysz­czą­ce, złote śle­pia. Od­pro­wa­dzi­ły ich wzro­kiem, a potem za­czę­ły ner­wo­wo ska­kać. Prawo i lewo. Prawo i lewo.

Jeden za­kra­kał, a chwi­lę póź­niej za­wtó­ro­wa­ło mu dzie­siąt­ki ko­lej­nych.

 

***

 

– Li­czy­my na wasze wspar­cie. Ze­psu­cie nie może się sze­rzyć.

Joel po­ki­wał po­waż­nie głową. Spo­tka­nie pod osło­ną nocy w domu bur­mi­strza nieco go za­sko­czy­ło, ale im więk­sza ostroż­ność, tym mniej­sza szan­sa na wy­kry­cie.

– Po­wia­da­ją, że je­steś bar­dzo sku­tecz­ny. 

– Nie dzia­łam ofi­cjal­nie. Przy­cho­dzę i słu­cham, lu­dzie sami chęt­nie pa­pla­ją. A w każ­dej plot­ce jest ziar­no praw­dy. Zna­le­zie­nie win­nej to kwe­stia czasu. – Joel lekko się uśmiech­nął.

Bur­mistrz spoj­rzał na swo­ich ludzi, któ­rzy pil­no­wa­li wej­ścia.

– Ocal­cie moje mia­sto. Na­gro­da w zło­cie, tak jak usta­li­li­śmy. 

 

***

 

Wię­zień za­czął się trząść. Roz­bie­ga­nym wzro­kiem błą­dził od jed­nej kra­wę­dzi po­la­ny, do dru­giej. Pa­trzył na po­wy­gi­na­ne drze­wo i na po­twor­ne pta­szy­ska, które ja­kimś spo­so­bem wy­glą­da­ły na więk­sze z każ­dym ko­lej­nym kro­kiem. 

Wrza­snął i upadł, gdy za jego ple­ca­mi za­trze­po­ta­ły setki skrzy­deł. Kruki, które mi­nę­li jako pierw­sze, ze­rwa­ły się do lotu i po­cią­gnę­ły za sobą ko­lej­ne, ni­czym wa­lą­cy się sufit, który stra­cił swoją pod­po­rę. Czar­na pie­rza­sta chmu­ra za­wi­ro­wa­ła nad nimi, po czym ptaki roz­pierz­chły się i za­czę­ły krą­żyć po nie­bie.

Joel opadł na plecy i krę­cił głową. Opar­ty na zdro­wej ręce uniósł się i spoj­rzał na Salmę gotów bła­gać. Zbladł i za­marł, kiedy do­strzegł to, czego nie mógł zo­ba­czyć wy­raź­nie w pół­mro­ku pusz­czy. 

Dum-dum. Bę­be­nek nie gubił me­lo­dii ani na mo­ment, a ko­bie­ta za­miast jed­ne­go cie­nia miała dwa. Coś, co po­win­no być śla­dem jej ciała, miało wła­sną wolę, dłu­gie szpo­ny i szcze­rzy­ło kły. Stwo­ry wy­mi­nę­ły ją i ru­szy­ły w kie­run­ku Joela, cały czas po­łą­czo­ne z Salmą cien­ką nicią. Męż­czy­zna zawył i pró­bo­wał się od­czoł­gać. Gdy nie­mal się­gnę­ły jego stóp, wstrzy­mał je cichy roz­kaz.

– Jesz­cze nie teraz. To musi być pod szu­bie­ni­cą. 

Cie­nie kłap­nę­ły zę­ba­mi roz­cza­ro­wa­ne, ale się cof­nę­ły. Krą­ży­ły nie­spo­koj­nie po ziemi, ni­czym pi­ra­nie, które już do­strze­gły swoją ofia­rę, ale ta była poza ich za­się­giem. Cze­ka­ły. 

Wię­zień za­szlo­chał. Od­czoł­gał się ka­wa­łek, by wstać kilka kro­ków dalej. Po­ty­ka­jąc się, ucie­kał od wiedź­my w kie­run­ku sa­mot­ne­go drze­wa.

Palce ude­rza­ją­ce w bę­be­nek przy­śpie­szy­ły, gdy ofia­ra sta­nę­ła, opar­ta o gruby, po­ro­śnię­ty mchem pień, nie mając żad­nej drogi uciecz­ki. Poza sko­kiem z klifu po dru­giej stro­nie. Jeden z cieni kil­ka­krot­nie okrą­żył Salmę. Na­stęp­nie roz­dzia­wił pasz­czę i po­żarł jej stopy. Wnik­nął pod skórę i roz­po­czął wspi­nacz­kę. Macki błą­dzi­ły po ciele, aż wy­tro­pi­ły miej­sce, któ­re­go szu­ka­ły. Czerń roz­la­ła się w oczach, za­bi­ja­jąc biel. Roz­la­ła się po ży­łach, aż w końcu do­tar­ła do linii wło­sów. Za­mie­ni­ła je w ma­ho­nio­we, ska­la­ne gdzie­nie­gdzie sza­ro­ścią pióra, które się­ga­ły aż do ra­mion. 

Drugi z cieni wgryzł się w ko­rzeń drze­wa. Gdy zna­lazł drogę, za­czął sunąć po korze. Jed­no­cze­śnie rósł i pęcz­niał, jak opita krwią plu­skwa. Po­mknął do jed­nej z gru­bych ga­łę­zi.

– Joelu Asta­bren, wy­znaj swoje grze­chy – rze­kła Salma, zbli­ża­jąc się. Męż­czy­zna moc­niej oparł plecy o pień. Spoj­rzał w pa­ni­ce na boki, ale zaraz przy­po­mniał sobie o ni­ciach, wciąż obo­wią­za­nych wokół nad­garst­ków. Zawył i ukrył twarz w dło­niach.

 

***

 

Joel uśmiech­nął się, gdy po­czuł mięk­kie usta na swoim ra­mie­niu. Uniósł po­wie­ki i zer­k­nął na ja­sno­wło­są dziew­czy­nę, która le­ża­ła wy­cią­gnię­ta u jego boku. Koc za­plą­ta­ny w ich no­gach nie skry­wał jej na­go­ści, ale dziew­czy­nie zu­peł­nie to nie prze­szka­dza­ło. 

Ob­ró­ci­ła się na brzuch, opar­ła głowę na zgię­tej ręce i za­czę­ła wo­dzić pal­cem po jego bro­dzie.

– Przy­stoj­ny je­steś. I nie­zły w łóżku. Jakim cudem żadna cię jesz­cze nie usi­dli­ła?

Ro­ze­śmiał się, po czym spoj­rzał jej w oczy.

– Wi­docz­nie nie spo­tka­łam jesz­cze tej wła­ści­wej.

At­mos­fe­ra wokół nich zgęst­nia­ła. Już miał wpić się w jej usta, gdy ktoś za­pu­kał do drzwi.

Zdzi­wio­na zerknęła na szparę w lekko uchylonych okiennicach, przez którą wpadał blask księżyca

 – Wino. Ka­za­łem przy­nieść karcz­ma­rzo­wi wię­cej za jakiś czas. 

Wstał i wcią­gnął spodnie. Zanim nacisnął klam­kę, zer­k­nął na to­wa­rzysz­kę, która przy­kry­ła się kocem i wtu­li­ła twarz w po­dusz­kę. 

Ledwo uchy­lił drzwi, do środ­ka wpa­dło pię­ciu uzbro­jo­nych męż­czyzn. Oto­czy­li łóżko z wy­cią­gnię­tą bro­nią, a żoł­nierz sto­ją­cy naj­bli­żej wej­ścia wy­mie­rzył w dziew­czy­nę kuszę. 

– Co… co się dzie­je?! 

– Skar­bie, było miło, ale – Joel się­gnął po ko­szu­lę le­żą­cą nie­opo­dal i nie­wzru­szo­ny za­czął za­pi­nać ko­lej­ne gu­zi­ki – je­steś oskar­żo­na o czary. Nawet nie po­trze­bu­je­my świad­ków, bo sama po­ka­za­łaś mi, jak wa­rzysz te swoje mik­stur­ki.

Dziew­czy­na za­mar­ła, ale po chwi­li z wrza­skiem rzu­ci­ła się ku niemu. Kilka sil­nych cio­sów po­wa­li­ło ją, a jeden z ob­cych przy­ci­snął nagą dziew­kę do pod­ło­gi i za­czął krę­po­wać jej ręce.

– Ty gnido! Je­steś do­no­si­cie­lem!

– Nie lubię tej nazwy, skar­bie. Je­stem tylko pro­stym in­kwi­zy­to­rem, który zbie­ra do­wo­dy i wska­zu­je win­nych.

 

***

– Ty… ty… 

Język mu się plą­tał, a nie­skład­ne myśli ko­ła­ta­ły w gło­wie. Drżą­ce nogi nie były w sta­nie go utrzy­mać. Upadł na zie­mię. Nie za­uwa­żył, jak cień ukry­ty w drze­wie prze­bił się przez korę i przy­brał po­stać gru­be­go sznu­ra. Ni­czym wąż, oplótł szyję więź­nia. Ten po­now­nie zawył, gdy po­czuł lekki ucisk, ale im bar­dziej szar­pał, tym moc­niej za­ci­skał pętlę. 

– Nie zo­sta­wiasz mi wy­bo­ru. Wy­znam je za cie­bie. 

Po­de­szła bli­żej. Nie­wi­dzial­na siła unio­sła więź­nia. Wiedź­ma po­chy­li­ła się lekko. Z ką­ci­ków jej oczu spły­nę­ła czar­na ciecz, która ode­rwa­na od skóry przy­bra­ła kształt ły­se­go pyska, któ­re­go więk­szość sta­no­wi­ły dwa rzędy ostrych zębów. Stwór wbił się w usta męż­czy­zny w upior­nym po­ca­łun­ku. Ciało Joela za­czę­ło się kon­wul­syj­nie sza­mo­tać, a oczy ucie­kły w głąb czasz­ki. Stra­szy­dło coś z niego wy­sy­sa­ło, zo­sta­wia­jąc po sobie pust­kę i mrok. 

Szarp­nę­ło nią, gdy cień gwał­tow­nie się cof­nął, po­now­nie wni­ka­jąc w ciało. Zro­bi­ła dwa kroki w tył. Lekko dy­sza­ła. Przy­mknę­ła oczy, ale po­wie­ki gwał­tow­nie drga­ły. Z jej ust do­biegł drwią­cy śmiech. 

– Nic nie­war­ci! Wy­da­je wam się, że rzą­dzi­cie tym świa­tem. Ale jest ktoś ponad wami… – Unio­sła i sze­ro­ko roz­ło­ży­ła ręce. – Wi­siel­czy Królu, skła­dam ci ko­lej­ną ofia­rę, przyj­mij tego grzesz­ni­ka!

Kruki wciąż ko­łu­ją­ce nad nimi z wrza­skiem ru­nę­ły i za­czę­ły sia­dać na na­gich ga­łę­ziach. Tło­czy­ły się cia­sno wokół sie­bie, ale nie opo­no­wa­ły, gdy lą­do­wa­ły ko­lej­ne. Ostat­ni z nich zajął swoje miej­sce i złote śle­pia spoj­rza­ły na Salmę. Bez­list­ne dotąd drze­wo zy­ska­ło pie­rza­stą, czar­no-zło­tą ko­ro­nę.

– Setki nie­win­nych ko­biet po­sła­ne na stos, abyś mógł do­stać złoto.

– Nie! Pro­szę! Mam ro­dzi­nę, dzie­ci… Nie mo­żesz…!

– W do­dat­ku kłam­ca.

Męż­czy­zna chciał coś jesz­cze po­wie­dzieć, ale spo­mię­dzy roz­chy­lo­nych warg do­biegł tylko nie­zro­zu­mia­ły char­kot. Pętla za­czę­ła się za­ci­skać, cią­gnąc go ku górze. 

– Pew­nie czu­jesz się teraz bez­sil­ny. Słaby. – Za­dar­ła głowę, aby spoj­rzeć mu w oczy. – To do­brze. Chcę, abyś do­świad­czył tego choć przez mo­ment. Tej roz­ry­wa­ją­cej nie­mo­cy. 

Tak jak ja, gdy pierw­szy z was wziął mnie siłą. Gdy wy­pę­dzi­li­ście mnie z wio­ski. Gdy mnie bi­li­ście. Gdy mnie zła­ma­li­ście. Gdy ode­bra­li­ście mi wszyst­ko. Gdy…

– Wszy­scy za­słu­gu­je­cie na śmierć – szep­nę­ła.

Joel za­ma­chał rę­ka­mi, szu­ka­jąc cze­goś, czego mógł­by się przy­trzy­mać. Spoj­rzał na Salmę, ale jej czar­ne jak wę­giel oczy pa­trzy­ły na niego z sa­tys­fak­cją. Na­pa­wa­ły się jego cier­pie­niem, gdy coraz krót­szy sznur cią­gnął go w górę. Sta­nął na pal­cach.

– Czu­jesz to? Wi­siel­czy Król cię osą­dził i ska­zał. 

Pa­trzy­ła w mil­cze­niu, jak wal­czą­ce i sza­mo­czą­ce się ciało po­wo­li wiot­cze­je. Jak ręce pró­bu­ją­ce po­luź­nić po­stro­nek słab­ną, by w końcu opaść bez­wład­nie. Jak zwło­ki ko­ły­szą się le­ciut­ko, za ple­ca­mi mając blady księ­życ.

Prze­rwa­ła grę na bę­ben­ku. Cień wy­co­fał się z jej ciała, opu­ścił je tą samą drogą, którą wtar­gnął i zajął swoje miej­sce na ziemi. Ode­tchnę­ła. Przy­mknę­ła na mo­ment oczy i opar­ła dłoń na brzu­chu. 

– Wi­siel­czy Królu. Wi­siel­czy Królu. Wi­siel­czy Królu – po­wie­dzia­ła cicho, po czym unio­sła wzrok. Błą­dzi­ła spoj­rze­niem od jed­nej ga­łę­zi do dru­giej, pró­bu­jąc wy­pa­trzeć zna­jo­my kształt po­mię­dzy czar­ny­mi pta­szy­ska­mi.

 – Salmo, Salmo…

Drgnę­ła. 

– Przy­szłaś do mnie po ze­mstę, ofia­ro­wa­łem ci ją. Jesz­cze nie za­pła­ci­łaś peł­nej ceny i znowu mnie wzy­wasz?

Za­chryp­nię­ty niski głos, który nie miał jed­ne­go źró­dła. Kruki wbiły w nią wzrok i wie­dzia­ła, że to on pa­trzył na nią set­ka­mi oczu. Coś gruch­nę­ło. Trza­snę­ło. Jedna z ga­łę­zi prze­su­nę­ła się w bok, uka­zu­jąc parę świe­cą­cych ja­de­item ślepi. 

Prze­łknę­ła ślinę. Jej puls przy­śpie­szył. Za­wa­ha­ła się nie­pew­na, czy nie prze­kro­czy­ła gra­ni­cy. Wi­siel­czy Król nie był ła­ska­wy.

– Ra­du­ją mnie twe ofia­ry, ale nad­uży­wasz mojej cier­pli­wo­ści, Salmo.

Spu­ści­ła głowę. Po­ki­wa­ła twier­dzą­co.

Kar­nie ukorz się przed swym bo­giem, a spoj­rzy przy­chyl­nym okiem, roz­brzmia­ło w jej gło­wie. Słowa z in­ne­go życia, zanim od­da­ła się ciem­no­ści.

– Chcę ją zo­ba­czyć – wy­szep­ta­ła drżą­cym gło­sem. Za­ci­snę­ła po­wie­ki, nie mogąc znieść na­głej ciszy i ocze­ki­wa­nia na od­po­wiedź. 

– Hmm…

Trzask. Syk. Pę­ka­nie. Gdy otwo­rzy­ła oczy, już stał pod drze­wem. Krył się w jego cie­niu, ale do­strze­gła zarys przy­sa­dzi­stej syl­wet­ki. Roz­ca­pie­rzo­nych jak szpo­ny ga­łę­zi wy­ra­sta­ją­cych z głowy o nie­okre­ślo­nym kształ­cie, ukry­tej pod kap­tu­rem z liści. 

– Na­le­ży do mnie. Za­wi­sła tutaj, a jej trupa po­żar­ły moje kruki.

Salma we­pchnę­ła sobie pięść w usta, aby nie wy­do­by­ło się z nich roz­pacz­li­we wycie. Wzię­ła kilka głę­bo­kich wde­chów przez nos. 

– Bła­gam. 

– Zna­la­złaś swoją ze­mstę. Tych, któ­rzy po­wie­si­li twą córę. Nie­mal spła­ci­łaś za­cią­gnię­ty u mnie dług. Ale i tak po­wra­casz, aby za­drę­czać się tą, która na­le­ży już do świa­ta umar­łych. 

Sku­li­ła ra­mio­na. 

– Była nie­win­nym dziec­kiem… Ja… ja przy­pro­wa­dzę wię­cej. Po­wiedz tylko ilu. Za ilu kupię jej wol­ność?!

Wi­siel­czy Król ro­ze­śmiał się.

– Jest mar­twym kwia­tem, który zdobi mój or­szak i zbyt rzad­kim, abym się go wy­rzekł. Nie star­czy­ło­by ci życia, aby spła­cić taki dług. – Umilkł na mo­ment, ale ja­de­ito­we oczy mie­rzy­ły ją dłuż­szą chwi­lę. – Okażę ci łaskę, za dobrą i wier­ną służ­bę. Jedna roz­mo­wa.

Otwo­rzy­ła usta, ale nie po­wie­dzia­ła ani słowa. Trzask. Syk. Pę­ka­nie. 

– Ma­mu­siu? 

Wy­ło­ni­ła się spo­mię­dzy ko­rze­ni. Brud­na od ziemi, ze skoł­tu­nio­ny­mi wło­sa­mi. Salma za­szlo­cha­ła i po­bie­gła w jej kie­run­ku. Ob­ję­ła zimne ciało, które nie od­wza­jem­ni­ło uści­sku i po­zo­sta­ło upior­nie nie­wzru­szo­ne.

– Ko­cha­nie… – wy­szep­ta­ła wiedź­ma. Od­gar­nę­ła zbłą­ka­ne pasma z dzie­cię­ce­go czoła i z bólem spoj­rza­ła na siną twarz. Na za­snu­te mgłą oczy. Na fio­le­to­we pręgi na szyi po sznu­rze, na któ­rym za­wi­sła. – Prze­pra­szam! Tak strasz­nie prze­pra­szam! Ja… po­win­nam była… cię ochro­nić. To mnie szu­ka­li, a zna­leź­li cie­bie.

Skrzyw­dzi­li ją za­miast mnie… Jakim by­dlę­ciem mu­sie­li być, aby skrzyw­dzić dziec­ko w ra­mach wy­du­ma­nej ze­msty. Może gdy­byś uro­dzi­ła się chłop­cem, to… Ten świat na­le­ży do męż­czyzn. Od­da­łam się ciem­no­ści, aby mieć równe szan­se, ale to i tak za mało.

Jesz­cze raz ją uści­ska­ła, ale dziew­czyn­ka nadal stała nie­ru­cho­mo. 

– Tę­sk­nię za tobą, ma­mu­siu. Dla­cze­go cię tu nie ma?

Łzy, do­tych­czas le­d­wie stru­myk, za­mie­ni­ły się w wo­do­spad. Salma nie wie­dzia­ła, że jesz­cze po­tra­fi pła­kać. Przez pierw­sze ty­go­dnie nie mogła prze­stać, a póź­niej jej oczy wy­schły na dobre.

– Ja… po­win­nam tam z tobą umrzeć – wy­szep­ta­ła.

Zer­k­nę­ła w bok, na Wi­siel­cze­go Króla, nadal ukry­te­go w cie­niu, który nie spusz­czał z nich bacz­ne­go spoj­rze­nia.

– Zro­bię wszyst­ko, aby­śmy znowu były razem. 

Wy­pro­sto­wa­ła się i wzię­ła dziew­czyn­kę za rękę. Spoj­rza­ła w stro­nę bożka i cze­ka­ła. 

– Przy­zna­ję, by­ła­byś cie­ka­wym do­dat­kiem do mo­je­go dworu. Nie­mniej, ja ni­cze­go nie ofia­ru­ję bez za­pła­ty. Wszyst­ko ma swoją cenę.

– Stra­ci­łam wszyst­ko, żadna opła­ta nie bę­dzie już zbyt wy­so­ka.

Zda­wa­ło jej się, że po­ki­wał głową. Do jej uszu do­tar­ła fala ci­chych trza­sków, przy­po­mi­na­ją­cych ła­ma­nie cien­kich ga­łą­zek. My­ślał.

– Jesz­cze sto dusz, Salmo, tylu mi przy­pro­wadź. Sama tu wtedy za­wi­śniesz i do­łą­czysz do swo­jej córy w wi­siel­czym kró­le­stwie. 

Stu. To tak wielu, po­my­śla­ła. Choć ból roz­lał się w jej pier­si, po­czu­ła też ulgę. Jej udrę­ka wkrót­ce się skoń­czy. Stu męż­czyzn. Każdy z nich to grzesz­nik za­słu­gu­ją­cy na śmierć. 

– Do­bi­li­śmy targu, Wi­siel­czy Królu.

Zer­k­nę­ła na córkę i moc­niej ści­snę­ła jej dłoń.

– Jesz­cze jedno, Salmo. Twa córa jest sa­mot­na, marzy się jej przy­ja­ciel. Na­stęp­nym razem przy­pro­wadź mi dziec­ko. Młode i nie­win­ne, jak ona. 

Koniec

Komentarze

Ujmujący, ponury klimat. Opis drzewa szubienicznego w pierwszym akapicie od razu przypomniał mi następujący cytat (z lektury dla szkół podstawowych!):

… pierwsi buntownicy

już zgromadzeni pod maćkową gruszę,

a ta się cieszy, że do siego roku

dwa razy będzie nosiła owoce.

Układ z Wisielczym Królem nieciekawy, a dający do myślenia, bo czy my wszyscy nie zawieramy podobnie zgniłych (choć na szczęście rzadko tak drastycznych) układów z potęgami tego świata? Z drugiej strony król (jak to i u nas bywa) nie wydaje się wszechmocny i któregoś dnia trafi na lepszego od siebie. Mnie by pewnie kusiło, aby o tym opowiedzieć, ale – tutaj zamysł był inny. Jeszcze kilka szybkich uwag językowych:

Chłopka, dość młoda i niebrzydka posłała mu zalotny uśmiech.

Domknąć wtrącenie przecinkiem.

poczuł, jak i tak ciasna nić mocniej wżyna się w ciało.

Auć! Zabolało. Kto tutaj coś żnie, jakie żniwa, gdy zboża nie ma? Tu się rznie ciało!

pokazałaś mi jak ważysz te swoje miksturki.

Na wadze szalkowej czy elektronicznej? Jeżeli jednak w garnku, to przez rz. Poza tym przecinek przed “jak”.

Powiedź tylko ilu.

I którędy będzie ich wiódł?…

 

Podsumowując, ciekawa lektura, inspirująca, dziękuję!

Hej!

 

Przyznam, że początek dość patetyczny, chyba za bardzo jak na mój niewyrobiony gust. ;-) Mamy i zachód słońca i blask księżyca, szkarłat, martwe polany i szpaler gałęzi. To oczywiście bardzo subiektywne wrażenie, ale odczułem lekki przesyt.

Później jest tego nieco mniej (choć niektóre opisy znów atakują mnie patosem) i lepiej mi się czytało, aczkolwiek historia niestety mnie nie porwała. Lubię Twoje teksty, bo masz fajne pomysły, szczególnie ostatni szorcik bardzo mi przypadł do gustu mimo pewnych zastrzeżeń co do języka. Tym razem nie podeszło. Być może to wina bohatera, który jest miałki (zapewne celowo, ale moim zdaniem przerysowanie poszło o kilka kresek za daleko). Joel szlocha, wyje, ryczy i tego było dla mnie trochę za dużo. Do tego niestety bardzo łopatologiczny (jak dla mnie oczywiście) przekaz, czego nie lubię nawet wówczas, kiedy się z czymś zgadzam. Mam jednak nadzieję, że moja opinia pozostanie jednostkowa. ;-)

Poniżej kilka moich spostrzeżeń technicznych.

Osobliwa para wędrowała pod szpalerem gałęzi, przez które przedzierał się blask księżyca. Wysoka kobieta o splątanych lokach popędziła idącego przed nią mężczyznę. Dzieliły ich jakieś dwa metry odległości, a dłonie łączyła cienka nić.

– Pośpiesz się albo cię zmuszę – ostrzegła go. 

Joel nerwowo przełknął ślinę. Przywołał swój najlepszy uśmiech i uniósł dłonie. Mimowolnie wzdrygnął się, gdy jego wzrok padł na łączącą ich nić.

Tak miało być? ;-)

– Nie naprawisz tego złotem – ucięła. Stanęła i rozejrzała się. Przez chwilę nasłuchiwała. – Jestem za wcześnie – mruknęła do samej siebie.

Samej moim zdaniem niepotrzebne.

Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa. 

Raczej nie była to jedna głowa. ;-)

Podskoczył i obrócił się, słysząc dźwięk bębenka. Niewiele większy od dłoni złożonych w koszyczek, obwiązany sznurem, spoczywał na lewym biodrze wiedźmy. 

Podmiot domyślny w drugim zdaniu mnie nie przekonuje. ;-)

Joel przełknął ślinę.

Przełknął też kilka akapitów wcześniej.

Uniósł wzrok, spojrzał na pogrążoną w mroku ścianę lasu za plecami Salmy i ocenił odległość.

Rozumiem, że literówka. :P

Kobieta naprężyła się i nie spuszczała oczu ze swojej z ofiary.

Moim zdaniem można skrócić.

Noc rozdarł jego ryk, kiedy włókno pociągnęło go do tyłu.

To zdanie średnio mi się podoba, ale przynajmniej jego bym usunął. Unikniesz powtórzenia, a można się spokojnie domyślić, kto ryczał. ;-)

Przebiło skórę, mięso i dopiero kość stawiła mu opór.

Tu też można wyciąć.

Podniosły łby spod skrzydeł i obróciły na nich swe błyszczące, złote ślepia.

I tu.

Węglowe macki błądziły po ciele, aż wytropiły miejsce, którego szukały.

Te macki były z węgla? :P

Gdy znalazł drogę, zaczął sunąć po jego korze.

Wiadomo, że to kora drzewa. ;-)

Uniósł powieki i zerknął na posiadaczkę burzy jasnych włosów, która leżała wyciągnięta u jego boku.

To określenie nie brzmi najlepiej.

Koc zaplątany w ich nogach nie skrywał jej nagości, ale dziewczynie zupełnie to nie przeszkadzało. 

Już miał wbić się w jej usta, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona zerknęła na lekko uchylone okiennice, przez które wpadał blask księżyca.

Wydaje mi się, że taki przeskok z punktu widzenia powinien wymusić nowy akapit.

Kruki wciąż kołujące nad nimi z wrzaskiem runęły w dół z wrzaskiem i zaczęły siadać na nagich gałęziach.

Tłoczyły się ciasno wokół siebie, ale nie oponowały, gdy lądowały kolejne. Gdy ostatni z nich zajął swoje miejsce, złote ślepia spojrzały na Salmę, a bezlistne dotąd drzewo zyskało pierzastą, czarno-złotą koronę.

– Setki niewinnych kobiet posłane na stos, abyś ty mógł dostać złoto.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie oczywista! :-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Ślimak zagłady,

ajj! jaki wstyd, że takie orty przepuściłam :o już poprawione, dziękuję i kajam się!

 

Dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że udało mi się choć trochę oddać klimat. No i “inspirująca” – miód na moje serce palce, które dzielnie wystukiwały tekst z nadzieją, że spodoba się choć kilku osobom. 

I tak: Wisielczy Król nie miał być i nie jest wszechmocny. Ma swoje przywileje i ograniczenia, ale podoba mi się jako postać i mam nadzieję rozwinąć ten pomysł. Choć już bardziej osadzę to pewnie na wisielczym dworze , bo światotwórstwo to moja ulubiona część :)

I zgadzam się co do układów – fajnie to określiłeś, “zgniłe” to bardzo pasujące słowo. Każdy z nas walczy o coś, o lepsze jutro, a cena bywa wysoka.

 

Zanais,

witam jurora i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem jak szybko się tu zjawiłeś (i damn, nie uda się ukryć żadnego błędu :D). Mam nadzieję, że lektura nie była udręką i jeszcze raz dzięki za super pomysł na konkurs, ten tekst by nie powstał gdyby nie wybrany przeze mnie tytuł. 

 

FilipWij,

dzięki za odwiedziny i wskazanie wszystkich błędów – eh, chyba jestem przypadkiem beznadziejnym skoro nadal tyle ich mam :(

 

Celowałam w ponury klimat, ale skoro “daje” patosem (którego sama nie lubię) to coś mi chyba nie wyszło. Ale dobrze, że o tym mówisz, to dla mnie ważne. Zobaczę jak inne opinie, ale jeżeli wybrzmiewa tu dużo patosu, to wyszedł mi efekt kapkę odwrotny do zamierzonego. 

Joel jest przerysowany, taki miałam zamysł, rozumiem jednak, że nie każdego przekona on i sam przekaz. Przyjmuję, wskazówka dla mnie i dzięki za szczerość – cenię ją sobie, choć wiadomo, że wolałabym aby tekst podobał się wszystkim (ale tak dobrze to nigdy chyba nie będzie ;p).

Dzięki za Twój czas, szczególnie, że tekst się nie spodobał.

 

 

 

Mam nadzieję, że nie zepsułem piątku. ;-) Wolę być szczery, niż nic nie pisać, bo uważam, że masz dryg do pisania, a przede wszystkim świetną wyobraźnię, co udowodniłaś nie tylko ostatnim szortem, ale także tekstem na “Wiedźmy” (nadal trzymam kciuki ;-)) i opowiadaniem na konkurs o złych.

A co do przekazu, to on jest bardzo przekonujący, tylko zbyt jednostronny i dosłowny, moim skromnym zdaniem oczywiście. ;-)

 

Udanego weekendu!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

FilipWij, zupełnie nie :) w końcu to też kwestia gustu – sama nie przepadam za np. Zbyt onirycznymi tekstami. No i pisząc jednak trzeba wyrobić sobie grubszą skórę, nabrać dystansu. Cieszę się, że miałeś ochotę zajrzeć, szkoda, że nie siadło, ale to też informacja zwrotna. No i skoro podobały Ci się inne moje opowiadania to i tak sukces, że jedno na tle innych tylko się nie spodobało. Jeszcze raz dzięki za odwiedziny i czas!

Witaj.

Przejmująca, bolesna, rozrywająca serce opowieść. 

Ogromnie mi się podobała. Zakończenie zasługuje na dodatkowe uznanie. Salma musi postąpić, jak ci, których prześladowała, w imię wyższego celu. Najpierw odebrałam końcową rozmowę jako pewnego rodzaju nadzieję dla tęskniących: matki i córki, lecz ostatnie zdania Króla rozbiły tę nadzieję, a przynajmniej ją przyćmiły.

Problematyka zemsty jest moim zdaniem niezwykle ważną kwestią. Trudno wskazywać tutaj na argumentację, próbować usprawiedliwić tych, którzy mszczą się za okrutne zbrodnie, szczególnie w przypadku szukania odwetu przez zrozpaczonego rodzica po stracie ukochanego dziecka, bo trzeba by najpierw samemu przeżyć taką tragedię, aby móc się wypowiadać, potępiać lub rozgrzeszać.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie. 

Pecunia non olet

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zło rodzi zło, a ono kolejne zło… Mroczny tekst, ale rozumiem bohaterkę. Chociaż wiem, że nie powinno się wchodzić w takie umowy…

Treść nieco poszatkowana (nie przepadam za takim zabiegiem), ale dałam radę poskładać.

Babska logika rządzi!

Moje uwagi znasz z bety, więc będzie krótko :). Podobał mi się ten tekst, jak również (o czym zapomniałem Ci chyba wspomnieć) pomysł na Wisielczego Króla i te nici które wychodziły z Salmy. 

Klikam.

Wczoraj próbowałem dodać komentarz, ale forum się zawiesiło :(

To opowiadanie podoba mi się nawet bardziej niż “Tylko jeden przystanek dalej“. Trochę początek na ciut za wysoko (w sensie próbowania za bardzo przymiotnikami i patosem), ale bardzo szybko plastyka opisu się klaruje i jest już świetnie. Zgadzam się z Finklą, że pocięta historia Joela mogła być przedstawiona w nieco bardziej spójnym bloku. Rozumiem zamysł stopniowego odkrywania prawdy przed czytelnikiem, ale takie przeskoki fabularne były dość ryzykowne. Mimo wszystko w ogólnym odbiorze to fajnie zagrało i opowiadanie uważam za dość udane. 

Jak wiele może się wydarzyć w czasie drogi skazanego na śmierć. Podobała mi się konstrukcja tekstu, bardzo pasująca do tematu: skazany z jednej strony prosi o litość, ale też niejako “życie przelatuje mu przed oczami”, tu ograniczone do wydarzeń, które doprowadziły go do nieuchronnej śmierci.

Bardzo podobały mi się też opisy miejsc i postaci, są bardzo plastyczne (jak zresztą chyba pisałem już pod twoim ostatnim tekstem). Patosu szczególnie nie odczułem, raczej mrok, ponurość, klimat świata przepełnionego przemocą i pozbawionego nadziei.

Fabularnie tez mamy ciekawy motyw, bo zazwyczaj to inkwizytor jest łowcą wiedźm, tu mamy wiedźmę, która złowiła inkwizytora.

Zachrypnięty niski głos, który nie miał jednego źródła. Kruki wbiły w nią wzrok i wiedziała, że to on patrzył na nią setkami oczu. Coś gruchnęło. Trzasnęło. Jedna z gałęzi przesunęła się w bok, ukazując parę świecących jadeitem ślepi.

Ten fragment zrobił na mnie duże wrażenie. Po prostu wtedy już miałem wrażenie “cholera, jakie to jest dobre, chcę więcej”.

– Jeszcze jedno, Salmo. Twa córa jest samotna, marzy się jej przyjaciel. Następnym razem przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona.

A końcówka uderzyła. Mocno. Dobijałaś tym finałem. Czytelnik już wie w jak bardzo złym świecie jest, a ty mu pokazałaś, że jeszcze nic nie wie, bo ten świat jest jeszcze gorszy.

Bez żadnych wątpliwości udaję się z klikiem do Biblioteki.

Cześć!

 

Jest mrok, jest szubienica, to będzie ludzka tragedia. Z takimi myślami podszedłem do tego tekstu i trafiłem. Wzięłaś na warsztat nielekki temat i całkiem nieźle sobie z nim poradziłaś. Wyszło strasznie i nieco brutalnie, ale pasuje to do okrutnej zemsty, którą planuje bohaterka. Dużo fantastyki, i to takiej niebanalnej, oryginalnej na swój sposób; ledwie troje znaczniejszych bohaterów, ale wszystko się spina i pasuje do siebie.

Napisane ładnie, plastycznie, bez większych zgrzytów (poza tym poniżej):

Joel zerknął przez ramię na stojące w oddali stare drzewo, a następnie na nna nadgarstku.

Aliteracja; 5 x N

 

Scenka zostanie w głowie na jakiś czas. Styl pasuje do tematyki, choć w końcówce Wisielczy Król staje się nieco ludzki, bo wchodzi w dialog i na całkiem sporo pozwala bohaterce.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Shanti!

 

Na początku jeszcze myślałem, że pocałunek będzie taki ładny, potem już wiedziałem, że będzie nie ładny (ale takiego już wtedy Joelowi życzyłem), a pod koniec miałem nadzieję, że to jeszcze nie koniec i coś się wydarzy. No i się doczekałem. Zatem – jak widzisz – oczekiwania spełnione :P

Ja w ogóle mam wrażenie, że Twoje opowiadania są trochę jak filmy z efektami specjalnymi – lubisz powrzucać pomiędzy efektowne sceny takie spokojniejsze przerywniki. Ma to sens :) Wszystko się poskładało, zrobiłaś mały twist, a na koniec dorzuciłaś może i klasyczny “pakt z diabłem”, ale odpowiednio wybrzmiał.

Mieszane mam uczucia jedynie co do rozmowy z córką. Odebrało jej mowę aż za bardzo, jak na starania jakie podjęła, które mogły się wydać przegięciem w oczach Wisielczego Króla.

Poza tym ładnie napisany, ciekawe były nici i samo wisielcze wzgórze i Wisielczy Król.

 

Pozdrawiam i polecam :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Kompletnie nie moja bajka, ale przeczytałem, więc zostawię po sobie ślad.

 

Momentami przypominał mi sie Piekara (ale odkrycie, nie? starczy inkwizytor napisać), momentami czułem się jak Kaja Godek na imprezie wściekłych lemparcić. Prosiło sie o jakieś przełamanie, bo przyjęłaś biało-czarną optykę – wszyscy źli, ona dobra (a niby czemu? inkwizytor niemusiał być urzędasem kupionym za złoto, który kasuje niewinne, a i bohaterka mogła mieć co nieco za pazurami) i ostatecznie tak się stało. Ciekawie postawiłas sprawę, lecz w moim odczuciu nie zbalansowało to 16k znaków tej mrocznej opowieści. Ale, jak napisałem, takie fantasy to nie moja bajka.

Bruce,

dziękuję za odwiedziny – ostatnio rzadko Cię widziałam na portalu, więc tym bardziej cieszę się, że zajrzałaś do mnie (choć ja sama też byłam dość mało aktywna przez okres wakacyjny).

 

Ogromnie mi się podobała. Zakończenie zasługuje na dodatkowe uznanie.

<3 dziękuję! nie byłam pewna czy zakończenie wywoła odpowiedni efekt

Problematyka zemsty jest moim zdaniem niezwykle ważną kwestią. Trudno wskazywać tutaj na argumentację, próbować usprawiedliwić tych, którzy mszczą się za okrutne zbrodnie, szczególnie w przypadku szukania odwetu przez zrozpaczonego rodzica po stracie ukochanego dziecka, bo trzeba by najpierw samemu przeżyć taką tragedię, aby móc się wypowiadać, potępiać lub rozgrzeszać.

Dokładnie. I niby nie przynosi ukojenia, a jednak wielu nadal obiera tą ścieżkę. No i jako ludzie jesteśmy skomplikowani, pełni sprzeczności i dobra ale sporo w nas mroku.

 

Irka_luz,

witam jurora!

 

Finkla,

dokładnie to chciałam przekazać “Zło rodzi zło, a ono kolejne zło”. Pomysł na poszatkowanie pojawił się w trakcie pisania, pewnie mogłam to lepiej przemyśleć, ale cieszę się, że da się to poskładać w całość.

 

Edward Pitkowski,

jeszcze raz dziękuję za pomoc i wszystkie rady – dodanie więcej o przeszłości Joela było zdecydowanie dobrym zabiegiem! Gdybyś potrzebował bety, chętnie się odwdzięczę.

Wisielczy Król to chyba moja ulubiona postać i jeszcze do niego mam nadzieję wrócić :)

 

silver_advent,

dzieki za odwiedziny i miło słyszeć, że opowiadanie całkiem się podobało. To bardzo budujące :)

 

To opowiadanie podoba mi się nawet bardziej niż “Tylko jeden przystanek dalej“. Trochę początek na ciut za wysoko (w sensie próbowania za bardzo przymiotnikami i patosem),”

widzę, że to już jak prawie mój nawyk… muszę z tym walczyć – bardzo ciężko zaczyna mi się opowiadania, może powinnam pisać od środka aby nie wrzucać na start czegoś takiego (miało być mrocznie, ale dla niektórych osób jednak patetycznie, więc coś jest na rzeczy :( ).

 

PanDomingo,

Dziękuję za odwiedziny i Twój czas!

 

Patosu szczególnie nie odczułem, raczej mrok, ponurość, klimat świata przepełnionego przemocą i pozbawionego nadziei.

Cudownie, czyli sprawa nie jest stracona! Sama bardzo nie lubię patosu, więc cieszy mnie, że nie dla wszystko tak to wybrzmiało (choć wiadomo, dla mnie cenna informacja aby to jednak tonować)

 

 

Ten fragment zrobił na mnie duże wrażenie. Po prostu wtedy już miałem wrażenie “cholera, jakie to jest dobre, chcę więcej”.

Zrobiłeś mi tym dzień :)

 

krar85,

Jest mrok, jest szubienica, to będzie ludzka tragedia. Z takimi myślami podszedłem do tego tekstu i trafiłem.

Tak, niestety pod tym kątem zero u mnie oryginalności. Nie umiem i nie lubię pisać bardziej hmm, optymistycznych tekstów. Musi być mrok, śmierć i rozpacz.

 

Dużo fantastyki, i to takiej niebanalnej, oryginalnej na swój sposób

Kamień z serca – uważam, że wszystko już tak naprawdę było, ale bardzo mi zależy aby w ogranych tematach dodawać coś od siebie/coś nowego czy nieoczekiwanego, widzę, że w jakiejś części się udało.

 

Krokus,

oczekiwania spełnione, więc uff!

a w ogóle mam wrażenie, że Twoje opowiadania są trochę jak filmy z efektami specjalnymi – lubisz powrzucać pomiędzy efektowne sceny takie spokojniejsze przerywniki.

o! Wezmę to jako komplement, choć ciut specyficzny :D (choć mam nadzieję, że to takie efekty specjalne pełną parą, a nie kiepskiej jakości sgi… ;p). W sumie nie patrzyłam na to z tej strony, ale lubię jak się dzieje. Zostając przy nomenklaturze filmowej, bardziej czuję akcyjniaka/przygodę jak chodzi o gatunek.

Co do córki, to przyjmuję ten zarzut – zdecydowałam jednak, że zostanie mocno drugoplanową postacią (może nie do końca słusznie). Niemniej w tak dość krótkim tekście nie widziałam miejsca na mocniejsze zaakcentowanie kolejnej postaci.

 

 

heart I ja bardzo dziękuję. 

Pozdro. :)

Pecunia non olet

Faktycznie ponure. I smutne. Pewnie zależało Ci na sprzedaniu takiego klimatu i myślę, że cel został osiągnięty. Sama historia może mnie nie porwała, ale nie sposób odmówić jej mrocznego uroku. No i wszystko jest na swoim miejscu – żal i współczucie dla wiedźmy i jej córki, oburzenie na działania Inkwizytora, dreszcze na myśl o przerażającej rzeczywistości, w której wiedźmy dobijają mrocznych targów z nieczystymi siłami.

Czytało się dobrze, bez potknięć. Gdyby trzeba było, zgłosiłbym tekst do biblioteki, ale widzę, że masz komplet głosów.

Pozdrawiam!

Cześć!

 

Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony widzę tu ciekawy pomysł na moc wiedźmy, to mnie naprawdę ujęło, chciałabym więcej, ale sama fabuła mnie niestety nie wciągnęła. Do tego mam odczucie przesytu zarówno jeśli chodzi o styl jak i złowieszcze opisy. Lubię mroczne teksty, ale tutaj to mi się wydało troszkę wymuszone. Mamy kruki o złotych ślepiach, nić praktycznie odcinającą bohaterowi rękę (w sumie chyba powinien się wykrwawić zanim doszedł do drzewa), grę na bębenku, cienie, Wisielczego Króla, a do tego wszystkiego okrutną śmierć dziecka.

To, co mówi na koniec Król sugeruje, że bohaterka jest zdolna do zabicia dziecka i to jakoś mi zaburza jej kreację, bo wcześniej napędzała ją zemsta, a potem już zgadza się na zabicie stu osób i to nie tylko tych, którzy prześladują wiedźmy, tak to odebrałam. Jak dla mnie w tekście troszkę zabrakło szarości, bo mamy tu taki ostry przekaz:

Skrzywdzili ją zamiast mnie… Jakim bydlęciem musieli być, aby skrzywdzić dziecko w ramach wydumanej zemsty. Może gdybyś urodziła się chłopcem, to… Ten świat należy do mężczyzn. Oddałam się ciemności, aby mieć równe szanse, ale to i tak za mało.

Nie jestem fanką gmatwania tekstu do granic możliwości i tworzenie już “piątego” dna, ale to trochę kłuje w oczy. Moim zdaniem lepsze byłoby w tych zapisach myśli pokazanie jakiegoś przebłysku, wspomnienia, zamiast samego wniosku, że mężczyźni są źli, a kobiety zawsze pokrzywdzone.

I w sumie wyszło na to, że Salma zabija ludzi, żeby mogła się zabić? Najpierw chciała chyba odzyskać córkę, a potem postanowiła do niej dołączyć? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po prostu nie mogła się powiesić na drzewie. Czy Król Wisielców nie wszystkich przyjmował do swojego orszaku?

W moim odczuciu opisy wypadły trochę nienaturalnie, momentami wydawało mi się, że troszkę przesadziłaś i zamiast budować klimat, to te opisy zaczynają być niezbyt logiczne.

Mam trochę sugestii technicznych.

Na szubienicę prowadziła ścieżka, która po zachodzie słońca przybierała barwę szkarłatu.

Tu miałam lekkie zawieszenie, bo to stwierdzenie faktu, ale nie pokazujesz czytelnikowi dlaczego tak się dzieje. Czy ścieżka była wydeptana w glinie? A może to była magia i ścieżka świeciła w ciemności.

Las ustępował w połowie wzniesienia i przechodził w martwe polany, które ciągnęły się aż do stojącego na szczycie drzewa. Zbyt stare, aby dawać owoce, służyło jako niemy świadek wielu śmierci.

To mi zgrzytnęło, bo “zbyt stare” nie współgra z drzewem w dopełniaczu.

Dzieliły ich jakieś dwa metry odległości, a dłonie łączyła cienka nić.

Zawsze mam odczucie, że metr nie jest dobrą jednostka do fantasy, no i właściwie wiadomo, że chodzi o odległość, więc można by z tego zrezygnować.

– Pośpiesz się albo cię zmuszę – ostrzegła go

Właściwie wiadomo kogo ostrzegła.

Zerknął na kobietę przez ramię. Jeszcze dość młoda, całkiem ładna, prawie egzotyczna. Ciemna skóra, takie same włosy i jeśli dobrze pamiętał, oczy również w kolorze węgla. Tak mu się przynajmniej zdawało jakiś czas temu w karczmie, gdzie ją poznał. Nie tak wyobrażał sobie resztę wieczoru. 

Tutaj się zamotałam, bo on zerka na Salmę, to czemu miałby sobie przypominać jej wygląd. “Takie same włosy” jest tu trochę mylące, można by w takiej sytuacji pograć powtórzeniami.

Szedł ramię w ramię ze swoimi braćmi, ale w przeciwieństwie do nich, Joel uśmiechał się szeroko.

Nie dawałabym już tam podmiotu, bo zaburza płynność zdania.

Mężczyzna zignorował szydercze prychnięcia swoich towarzyszy, pochylił się i przyjął podarunek.

Moim zdaniem zbędny zaimek.

Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa. 

Ja bym tutaj zmieniła szyk, bo to zdanie nie płynie.

Cienki strumyk krwi spłynął po jego nadgarstku.

Chyba lepiej napisać strużka.

Podskoczył i obrócił się, słysząc dźwięk bębenka. Niewiele większy od dłoni złożonych w koszyczek, obwiązany sznurem, spoczywał na lewym biodrze wiedźmy. 

Jak dla mnie podmiot się tu zgubił.

Palce lewej dłoni wiedźmy zadzwoniły o skórę bębenka.

Może lepiej uderzyły albo zadudniły.

Nić, która łączyła ją z więźniem, powoli się naprężała.

Wcześniej nić wrzynała się w skórę przy próbie szarpnięcia, a teraz on się rzucił do ucieczki i nić się powoli napręża. Mnie to trochę zgrzyta.

Zamiast krwi, pojawiła się kolejna nić, która oplotła drugą, jeszcze nieskrępowaną rękę mężczyzny. 

Ja bym wyrzuciła jedno określenie.

Podniosły łby spod skrzydeł i obróciły na nich swe błyszczące, złote ślepia.

Obróciły ślepia na łbach?

Jeden zakrakał, a chwilę później zawtórowało mu dziesiątki kolejnych.

zawtórowały

Joel lekko się uśmiechnął i wziął łyk wina z kubka.

Raczej upił łyk wina.

Rozbieganym wzrokiem błądził od jednej krawędzi polany, do drugiej. 

Nie widzę uzasadnienia dla tego przecinka.

Patrzył na powyginane drzewo i na potworne ptaszyska, które jakimś sposobem wyglądały na większe z każdym kolejnym krokiem. 

Jak się do czegoś zbliżamy, to zawsze wydaje się coraz większe. Może zamiast tego warto napisać, że stawały się bardziej złowrogie.

Kruki, które minęli jako pierwsze, zerwały się do lotu i pociągnęły za sobą kolejne, niczym walący się sufit, który stracił swoją podporę.

Niezbyt mnie przekonuje to porównanie, bo ptaki lecą w górę. Może lepsza byłaby tu wzbierająca fala.

Czarna pierzasta chmura zawirowała nad nimi, po czym ptaki rozpierzchły się i zaczęły krążyć po niebie.

Ja bym to ”nad nimi” usunęła.

Odczołgał się kawałek, by wstać kilka kroków dalej.

Uprościłabym to, bo wygląda jak ta sama informacja podana dwa razy.

Czerń rozlała się w oczach, zabijając biel. Rozlała się po żyłach, aż w końcu dotarła do linii włosów. Zamieniła je w mahoniowe, skalane gdzieniegdzie szarością pióra, które sięgały aż do ramion.

Ten opis jest dla mnie niezrozumiały. Czerń zamieniła ciemne włosy w mahoniowe? Czy bohaterka miała pióra we włosach? I czy włosy się wydłużyły?

Jednocześnie rósł i pęczniał, jak opita krwią pluskwa.

Wstał i wciągnął spodnie. Zanim pociągnął klamkę, zerknął na towarzyszkę, która przykryła się kocem i wtuliła twarz w poduszkę. 

Powtórzenie

Ledwo uchylił drzwi i do środka wpadło pięciu uzbrojonych mężczyzn.

Ja bym zamieniła na “a”.

Z kącików jej oczu spłynęła czarna ciecz, która oderwana od skóry przybrała kształt łysego pyska, którego większość stanowiła paszcza pełna ostrych zębów.

Łysy pysk, w znaczeniu bez sierści? Poza tym piszesz o kształcie, więc jak dla mnie to sam pysk by wystarczył. Pysk i paszcza mają właściwie to samo znaczenie, więc niezbyt to logiczne.

Przejmujący tekst i piękne wyjaśnienie tego, skąd biorą się potwory.

W pełni zasłużona biblioteka.

Lożanka bezprenumeratowa

Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło smiley. Będę chyba trochę w opozycji co do niektórych komentarzy (pewnie to wynika z moich upodobań), ale mi właśnie te opisy się podobały. Nie czułam tu patosu, ale nieźle oddany klimat. Jedyne czego mi brakowało, to próby zaatakowania samej wiedźmy (skoro ucieczka była niemożliwa, to mógł ją zaatakować – czyli zbliżyć się – w przypływie desperacji). Podobały mi się również przejścia pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. Nie lubię uśmiercania dzieci i tu też mi zgrzytnęło, ale jest to oczywiście tu dobrze umotywowane. Nie dziwi mnie również przystanie na te warunki przez bohaterkę, ponieważ czuję jej tęsknotę matki i pragnienie połączenia się z dzieckiem, które zawiodła za wszelką cenę. A jej świat nie jest przecież sprawiedliwy.

Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela? Bo czytając Twoje opowiadanie, właśnie taki obraz powstał w mej głowie, idealnie pasujący do mojego Azylu, ale nie chciałabym popełnić tutaj rodzaju plagiatu :).

Cześć, melduję, że przeczytałam. 

 

Osobliwa para wędrowała pod szpalerem gałęzi, przez które przedzierał się blask księżyca.

Szpaler to rząd nasadzeń. Można wędrować między szpalerami, przy szpalerze – drzew/krzewów. Może: para wędrowała pod przekryciem gałęzi…

 

Nieruchome niczym posągi, chowały głowy pod skrzydłami lub miały łby zwrócone w kierunku samotnego drzewa. 

Takie zapudrowane powtórzenie. Nie trzeba wykorzystywać słowa “łby”.

“…Chowały głowy pod skrzydłami lub zwracały je w kierunku samotnego drzewa…”

...Pan muzyk? Żebym zryżał!

Treść nieco poszatkowana (nie przepadam za takim zabiegiem), ale dałam radę poskładać.

A mi się ten zabieg podobał. Żałuję jedynie, że wynika z niego tylko fakt, że mężczyzna jest inkwizytorem. To już coś, ale oczywiście byłoby ciekawiej, gdyby miał bardziej osobiste porachunki z wiedźmą. 

 

Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela?

Jest wiedźmą, na zlecenie Wisielczego Króla tropi swoich prześladowców. Pośrednio mści się za krzywdy wyrządzone jej i jej podobnym kobietom. Mści się na mężczyznach, którzy rządzą światem, zaprzedając duszę kolejnemu mężczyźnie – Wisielczemu Królowi. 

 

Tekst był w porządku. Czy brakuje mi próby podjęcia walki z wiedźmą? Nieszczególnie. Aczkolwiek inkwizytor chyba powinien być chociaż odrobinę wyszkolony i przez to świadomy swojego losu.

Kobieta przeklęta, która nie potrafi pogodzić się ze stratą. Zaprzedaje duszę, zaślepiona zemstą i chęcią połączenia z córką, że godzi się na absurdalne zadanie. Nigdy nie sprowadzi stu inkwizytorów.

Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela?

Jest wiedźmą, na zlecenie Wisielczego Króla tropi swoich prześladowców. Pośrednio mści się

za krzywdy wyrządzone jej i jej podobnym kobietom. Mści się na mężczyznach, którzy rządzą światem, zaprzedając duszę kolejnemu mężczyźnie – Wisielczemu Królowi. 

To oczywiście zrozumiałam z tekstu, ale właśnie taki pomysł z łowczynią/ wiedźmową inkwizytorką przyszedł mi do głowy do mojego opowiadania, a że jest to mocno inspirowane tym opowiadaniem, wolałam zapytać autorki, jak ona widziała swoją postać :).

Wybaczcie wszyscy późną odpowiedź ale urlopowałam się bez dostępu do komputera, na którym mogłabym napisać bardziej rozbudowane odpowiedzi.

 

Adam_c4, Ambush,

dzięki za odwiedziny i Wasz czas :) 

 

Alicella,

dzięki za odwiedziny :)

 

Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony widzę tu ciekawy pomysł na moc wiedźmy, to mnie naprawdę ujęło, chciałabym więcej, ale sama fabuła mnie niestety nie wciągnęła. Do tego mam odczucie przesytu zarówno jeśli chodzi o styl jak i złowieszcze opisy. Lubię mroczne teksty, ale tutaj to mi się wydało troszkę wymuszone. 

Przyjmuję, choć tutaj zdania są mocno podzielone, więc obawiam się, że zawsze komuś tekst nie siądzie i tyle. Ale i tak dzięki, że o tym mówisz, będę myśleć nad tym.

 

To, co mówi na koniec Król sugeruje, że bohaterka jest zdolna do zabicia dziecka i to jakoś mi zaburza jej kreację, bo wcześniej napędzała ją zemsta, a potem już zgadza się na zabicie stu osób i to nie tylko tych, którzy prześladują wiedźmy, tak to odebrałam. Jak dla mnie w tekście troszkę zabrakło szarości, bo mamy tu taki ostry przekaz:

Myślę, że fakt, że zabija ludzi dużo mówi o bohaterce. Jest skrzywdzona, ale sama krzywdzi innych. I z jej perspektywy słusznie, ale czy ma do tego prawo?

 Moim zdaniem lepsze byłoby w tych zapisach myśli pokazanie jakiegoś przebłysku, wspomnienia, zamiast samego wniosku, że mężczyźni są źli, a kobiety zawsze pokrzywdzone.

Tutaj zależało mi na pokazaniu świata mężczyzn, tego jak ten świat widzi Salma. Bo zawsze jest druga strona medalu, ale w oczach Salmy to wygląda inaczej, a ona ma prawo do odbierania innym życia.

I w sumie wyszło na to, że Salma zabija ludzi, żeby mogła się zabić? Najpierw chciała chyba odzyskać córkę, a potem postanowiła do niej dołączyć? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po prostu nie mogła się powiesić na drzewie. Czy Król Wisielców nie wszystkich przyjmował do swojego orszaku?

Połączyć się z córką, umrzeć, ale żyć dalej w jego dworze choć nie jako człowiek. Ale tu masz rację, mogłam to bardziej wyjaśnić, rozwinąć, bo może się to wydać nielogiczne. Dzięki za to i za uwagi techniczne :)

 

Monique.M

dzięki za odwiedziny! :)

 

Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło smiley.

O to tego chyba nie czytałam, muszę nadrobić!

 

Będę chyba trochę w opozycji co do niektórych komentarzy (pewnie to wynika z moich upodobań), ale mi właśnie te opisy się podobały. Nie czułam tu patosu, ale nieźle oddany klimat.

Fajnie, że o tym mówisz, bo zdania mocne podzielone. Zastanawiam się, czy mogę to lepiej zbalansować czy osiągnę efekt, że nikomu się nic nie spodoba…

Jedyne czego mi brakowało, to próby zaatakowania samej wiedźmy (skoro ucieczka była niemożliwa, to mógł ją zaatakować – czyli zbliżyć się – w przypływie desperacji).

Rozważałam to, ale tego właśnie chyba wszyscy oczekiwali, więc trochę na przekór, choć nie wiem czy to była dobra decyzja.

 

Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela? Bo czytając Twoje opowiadanie, właśnie taki obraz powstał w mej głowie, idealnie pasujący do mojego Azylu, ale nie chciałabym popełnić tutaj rodzaju plagiatu :).

Zostawiałam to trochę niedopowiedziane, ale Salma przez to co ją spotkało, wybiera na ofiary mężczyzn, ale nie tylko inkwizytorów. Wszystkich, którzy w jej przekonaniu są źli lub krzywdzą słabszych od siebie. 

Co do plagiatu to spokojnie – myślę, że takich archetypów/podobnych postaci było w opowiadaniach/książkach mnóstwo. Eureki tutaj nie odkryłam (niestety ;p), więc póki nie będzie to kobieta kropka w kropkę o imieniu Salma to bez obaw :)

 

Ghlas cailin,

dzięki za uwagi, jednak chętnie poznałabym opinię o tekście jako całości, czy się podobał czy nie itp.

 

Dawid Ma­jer­ski,

dzięki za odwiedziny i Twój czas!

gdyby miał bardziej osobiste porachunki z wiedźmą

rozważałam to, ale uznałam, że przy takiej długości to się nie sprawdzi (za dużo wątków vs. liczba znaków), plus aby miało moc i robiło wrażenie potrzebowałoby o wiele więcej kontekstu, przeszłości

 

. Zaprzedaje duszę, zaślepiona zemstą i chęcią połączenia z córką, że godzi się na absurdalne zadanie. Nigdy nie sprowadzi stu inkwizytorów.

Tak zdanie absurdalne. Ale ona zdesperowana. I Wisielczy Król nie chciał samych inkwizytorów, ale i tak zdanie trudne, ale wiedział, że jest w pozycji siły w tych negocjacjach.

 

Tematyka przypomina mi tę z moich niektórych tekstów ( zemsta na zabobonnych ludziach) i właśnie to mnie przyciągnęło smiley.

O to tego chyba nie czytałam, muszę nadrobić!

W moich początkach na forum NF wzięłam udział w konkursie związanym z obrazami Różalskiego (nie wiem czy znasz ten konkurs, ale dużo opowiadań było bardzo fajnych). Ja akurat wybrałam dość krwawy obraz i napisałam “Tylko białe kwiaty są niewinne”. 

 

A jeśli chodzi o moje pytanie o Salme, to identycznej na pewno nie zrobię, przecież zmienię jej imię ;P. A tak na poważnie to mam na tą postać trochę inny pomysłsmiley.

 

 

<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>

Shanti – Pocałunek pod szubienicą

Hmmm, wydawało mi się, że to opowiadanie jest dłuższe, niż wskazywałaby liczba znaków. Mrocznie, mrocznie w tym tekście, zupełnie jakbyś próbowała zgasić wszelką nadzieję i dobroć, która mogłaby się przypadkiem pojawić. Każda postać tutaj ma serce twardsze od borsuczego lichwiarza, każda ma coś na sumieniu i każdą trudno polubić. Moja sympatia dla matki osłabła, kiedy ta zgodziła się na propozycję Króla. Pech matki, że jej dziecko skończyło akurat na Wisielczym Królu, bo jeśli dobrze zrozumiałem, właśnie dlatego przejął duszę dziewczynki.

Masz trochę patosu, ale dla mnie w znośnych proporcjach, trochę typowych zagrań dla dark fantasy, ale wszystko podane z umiarem i całkiem strawne, jeśli ktoś lubi taką konwencję. Ja lubię, więc czytałem z przyjemnością. Oczywiście, potem musiałem zwilżyć gardło czymś mocniejszym!

 

Domyślam się, że Twoim zamiarem było opowiedzieć o dramacie matki-wiedźmy, której zabrano i powieszono córkę, i która teraz, używając czarów, mści się, doprowadzając do śmierci kolejnych mężczyzn. Przyjmuję do wiadomości, że Salma jest opętana żądzą zemsty, ale czy konieczne było opisanie tak bogatego repertuaru cierpień zadawanych Joelowi? No, po prostu nie gustuję w tego rodzaju dramatycznych scenach, więc nie mogę powiedzieć, że spodobała mi się ta historia.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Szkoda też, że lekturę utrudniają błędy, które, choć wskazali je wcześniej komentujący, wciąż nie są poprawione.

 

aż do sto­ją­ce­go na szczy­cie drze­wa. → Drzewa nie stoją, drzewa rosną.

 

Oso­bli­wa para wę­dro­wa­ła pod szpa­le­rem ga­łę­zi… → Można iść w szpalerem, ale nie pod nim.

Proponuję: Oso­bli­wa para wę­dro­wa­ła pod baldachimem ga­łę­zi

 

Opu­ści­li ob­umar­ły, głu­chy las i wy­szli na roz­le­głe po­la­ny. → Na ile polan wyszli?

Skoro znaleźli się na polanie, nie mogli wyjść z lasu, albowiem polany znajdują się w lesie.

 

zer­k­nął przez ramię na sto­ją­ce w od­da­li stare drze­wo… → Drzewa nie stoją.

Może: …zer­k­nął przez ramię na widoczne w od­da­li stare drze­wo

 

na sto­ją­ce w od­da­li stare drze­wo, a na­stęp­nie na nić na nad­garst­ku. Uniósł wzrok, spoj­rzał na po­grą­żo­ną… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Joel lekko się uśmiech­nął i wziął łyk wina z kubka. → Czy dobrze rozumiem, że wziął łyk wina w palce?

Łyków wina się nie bierze, wino się pije.

 

gdy ofia­ra sta­nę­ła, opar­ta o gruby, po­ro­śnię­ty mchem konar… → Nie wydaje mi się, aby ofiara mogła oprzeć się o konar, albowiem ten wyrasta z pnia na pewnej wysokości.

Pewnie miało być: …gdy ofia­ra sta­nę­ła, opar­ta o gruby, po­ro­śnię­ty mchem pień

 

Męż­czy­zna moc­niej oparł plecy o konar.Męż­czy­zna moc­niej oparł plecy o pień.

 

o ni­ciach, wciąż obo­wią­za­nych wokół jego nad­garst­ków. → Zbędny zaimek.

 

Już miał wbić się w jej usta… → Czy tu aby nie miało być: Już miał wpić się w jej usta

 

zer­k­nę­ła na lekko uchy­lo­ne okien­ni­ce, przez które pa­dał blask księ­ży­ca… → Blask księżyca nie mógł wpadać przez okiennice.

Proponuję: …zer­k­nę­ła na szparę w lekko uchy­lo­nych okien­ni­cach, przez którą wpa­dał blask księ­ży­ca

 

Wstał i wcią­gnął spodnie. Zanim po­cią­gnął klam­kę… → Nie brzmi to najlepiej.

Może w drugim zdaniu: Zanim nacisnął klam­kę

 

Ledwo uchy­lił drzwi i do środ­ka wpa­dło… → Raczej: Ledwo uchy­lił drzwi, do środ­ka wpa­dło

 

Oto­czy­li łóżko z wy­cią­gnię­tą bro­nią… → Czy dobrze rozumiem, że łóżko wyciągnęło broń?

 

z wrza­skiem rzu­ci­ła się w jego kie­run­ku. → Raczej: …z wrza­skiem rzu­ci­ła się ku niemu.

 

przy­bra­ła kształt ły­se­go pyska, któ­re­go więk­szość sta­no­wi­ła pasz­cza pełna ostrych zębów. → Obawiam się, że pyskpaszcza to synonimy.

 

z wrza­skiem ru­nę­ły w dół… → Masło maślane – czy mogły runąć w górę?

 

uka­zu­jąc parę świe­cą­cych ja­de­item ślepi. → Jadeit świeci?

 

do­strze­gła zarys przy­sa­dzi­stej, ni­skiej syl­wet­ki. → Zbędne dopowiedzenie – ktoś przysadzisty jest niski.

 

przy­pro­wadź mi dziec­ko. Młode i nie­win­ne, jak ona. → A bywają stare dzieci?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zanais,

“Ja lubię, więc czytałem z przyjemnością”

No i ekstra, o to mi chodziło. Zdawałam sobie sprawę, że nie każdemu się spodoba, ale fajnie, że nie zmarnowałam Ci czasu :)

 

regulatorzy,

dzięki za odwiedziny, szkoda, że się nie spodobało, ale rozumiem, liczyłam się z tym. Niemniej dzięki za łapankę – już poprawione (niestety nie zawsze mam chwilę aby od razu poprawiać, a lubię na bieżąco odpowiadać na komentarze). 

Z jednym się tylko nie zgodziłam: 

przyprowadź mi dziecko. Młode i niewinne, jak ona. → A bywają stare dzieci?”

Nie bywają, ale chodziło mi pokreślenie tego, czego wymagał Wisielczy Król. 

Nie bywają, ale chodziło mi pokreślenie tego, czego wymagał Wisielczy Król.

Shanti, a co Wisielczy Król rozumiał pod pojęciem młodego dziecka? I czym różni się dziecko młode od innych dzieci, w wieku, rzecz jasna, dziecięcym?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może chodziło o podkreślenie, że dziecko ma być równie młode i o dwa lata starsze już by się nie nadawało, chociaż nadal byłoby dzieckiem?

Babska logika rządzi!

No to mógłby chcieć, aby dziecko było w jej wieku i równie niewinne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czyli w skrócie: młode i niewinne jak ona. ;-)

Babska logika rządzi!

Że młode to już bym sobie darowała. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mroczny klimat, sporo przemocy, nieco czarno-biały obraz. Tak się zastanawiam… ją wypędzili z wioski, a dziecko powiesili? Trochę to nie pasuje. A może jej się udało uciec, a córkę zostawiła? I druga kwestia, nad którą się zastanawiam to: czy ona rzeczywiście ubiła interes z Wisielczym Królem? Niby powiedziała tak, ale potem pojawił się warunek, który wiele zmienił, a Ty odebrałaś jej w tym momencie głos. Trochę to niesprawiedliwe wobec Selmy. Chciałabym zobaczyć jej reakcję, bo bez niej nie wiem, ile zostało w niej człowieka. I nie chcę z góry przyjąć, że nadal zamierzała spełnić warunki umowy. 

Czytało się dobrze, przemocy rzeczywiście sporo, ale podałaś ją w sposób możliwy do strawienia. W sumie podobało mi się, ale bardziej podobałoby mi się, gdybyś dała jej szansę na reakcję w końcówce.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Hej!

Komentarz będzie pisany na bieżąco. ;)

 

Niech nie dziwi Cię moja obecność akurat pod tym opowiadaniem, ale planuję czytać konkursowy „Dwór wisielczego króla”, więc chciałam najpierw zajrzeć tutaj. Wiem, że nie jest to konieczne, ale tak już mam. ;)

 

Zaczyna się ciekawie. Ładne opisy, mężczyzna, który chce się dogadać i kobieta pewna siebie, prowadząca go trochę jak na smyczy. ;)

 

Nie wiem, co to za fragment z dzieckiem i chłopką, czy ma to związek z egzotyczną pięknością? Hm…

 

A dalej mamy znowu uwięzionego Joela, atmosfera jest gęsta, bohater zostaje prowadzony nie wiadomo gdzie, musiał coś zrobić, tylko nie wiadomo co, no i nie wiadomo, gdzie jest prowadzony. Lubię takie pytania w tekstach.

 

Coraz bardziej zacieśniasz pętlę wokół Joela, dwa cienie tworzą atmosferę grozy.

 

– Widocznie nie spotkałam jeszcze tej właściwej.

Literówka.

 

Atmosfera wokół nich zgęstniała. Już miał wpić się w jej usta, gdy ktoś zapukał do drzwi.

Zdziwiona zerknęła na szparę w lekko uchylonych okiennicach, przez którą wpadał blask księżyca

Podmiot się zagubił i brakuje kropki.

 

Czyli Joel poznawał kobiety/kobietę i jako inkwizytor, donosił na nie? Hm, jeśli tak, to czy spanie z nimi nie było też swojego rodzaju potępiane? Wpadający ludzie widzieli, że są w łóżku, trochę mi przy tej lekkości w podejściu do tematu czegoś brakuje.

 

Ogólnie jestem trochę z tych, co to widząc przemoc i cierpienie, stają po stronie cierpiących i niektórych zbrodniarzy to sama bym… Ale tutaj coś mi nie gra. Widzimy Joela w łóżku z kobietą, którą wydaje na pastwę innych. Problem w tym, że nie widzimy go jako kogoś, kto jest zimnym gnojkiem. Jasne, dokonał setek zbrodni w białych rękawiczkach (choć te wzmianki o setkach wydają się trochę przesadzone, biorąc pod uwagę, że musiał wyszukać sto kobiet-czarownic, jak on ich szukał?). Tylko że Selma jest w tym wszystkim okrutna i ta bezwzględność bije po oczach, przez co ciężko jej współczuć (mając tylko wstawki kursywą).

 

Na koniec dostajemy zadanie od Wisielczego Króla, które pokazuje, czym jest zemsta. A no jest tylko pustką przyoblekającą ciało, nie daje nic w zamian. Sama swojego czasu bawiłam się w wątek zemsty w opowiadaniu, które pisałam. U mnie też była wiedźma, która dokonując zemsty na pewnym okrutnym wojowniku, w pewnym momencie skrzywdziła niewinne dziecko.

 

Tak to już jest, że zemsta często pochłania niewinnych.

 

Podobało mi się to opowiadanie, jestem fanką historii z wątkiem zemsty i trudnymi wyborami. Niedociągnięcia, o których wspomniałam, nie przeszkadzały w odbiorze.

 

Pozdrawiam serdecznie, lecę do Króla!

Ananke

Nie jestem fanem horrorów, a to opowiadanie zaliczyłem do nich, ale doceniam!

Nowa Fantastyka