- Opowiadanie: MPJ 78 - Szczęśliwy numer

Szczęśliwy numer

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Szczęśliwy numer

Filip VIII, zwany powszechnie Pustosakwym patrzył z zamkowej wieży na Awalo, swą stolicę. Jego umysł pracował intensywnie ignorując zupełnie piękno miasta skąpanego w zachodzącym słońcu. Trudno go za to winić, po raz kolejny miał bowiem klasyczny problem władców. Potrzebował większej gotówki, by ożenić się z Esmeraldą, księżną Calderonii, a skarbiec jak na złość znów świecił pustkami. Gdyby chodziło o takie drobiazgi jak ceremonia, można by dać pierwszeństwo cnocie skromności i ciąć koszta. Jednakże wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż aby przekonać wybrankę do ślubu potrzeba będzie silnych argumentów. Oferta małżeństwa wsparta przemarszem dużej armii nad granicę, najpewniej zostanie przyjęta. Swadźba bez tego argumentu najprawdopodobniej będzie odrzucona. Filipa denerwowało też powszechne powątpiewanie w jego wypłacalność i będący tego efektem przydomek. Gdyby nie on, mógłby werbować żołnierzy bez konieczności płacenia im żołdu na kwartał z góry.

 

Opcji rozwiązania problemu było kilka i wszystkie wydawały się złe. Można było tak jak radził kanclerz zaczekać z ożenkiem. Wedle skomplikowanych wyliczeń książęcego skarbnika, w ciągu trzech lat powinno udać się zgromadzić potrzebną kwotę bez konieczności cięcia wydatków. Istniało jednak zagrożenie, że wybrankę Filipa w tym czasie poślubi ktoś inny. Wówczas bogactwa Calederonii umkną mu sprzed nosa, a wojnę i tak trzeba będzie rozpętać, by krwią zmazać plamę na honorze Almarii.

Drugą opcją było wzięcie pożyczki od krasnoludzkich bankierów. Niestety, w ramach zastawu żądali pięcioletniego przywileju kopania miedzi w Taranisowych Górach. Filip traktował to jako ostateczność. Przywilej oznaczał zwolnienie z wszystkich podatków, w efekcie nawet gdyby brodatym pokurczom nie oddał ani dukata, to w pięć lat zarobią tam więcej niż wyniesie negocjowany kredyt. Zostawała jeszcze opcja trzecia, podnieść, lub wprowadzić nowe podatki. Tylko które?

– Czyżby wasza książęca mość miał jakiś problem? – Laura, wieloletnia kochanka i powiernica księcia ukłoniła się dwornie.

– Zastanawiam się nad podniesieniem podymnego.

– Obawiam się, iż niewiele na tym skarb skorzysta. Ostatnio chłopi i mieszczanie rozbierają kuchnie, piece i kominy by uniknąć płacenia tego podatku.

– To jak gotują strawę?

– Zostawiają paleniska i dziury w strzechach by dym miał jak wylecieć.

– To wprowadzę podatek paleniskowy od każdego ogniska w domu.

– Lud będzie szemrał, a potem zacznie gotować nad kagankami i pochodniami.

– Co radzisz?

– Nie wprowadzać nowego podatku, ale ogłosić, iż by uchronić ludzi od śmierci z zaczadzenia, a miasto od pożarów każda kamienica i chata muszą mieć komin, pod groźbą kar.

– Jesteś kochana.

– Wiem – odrzekła skromnie Laura.

– Skoro kwestie finansowe mam z głowy, chętnie posłucham plotek.

– W mieście jest nowa wieszczka.

– Też mi sensacja. Nie dość, że mamy cech widzących przyszłość kasandrytów, to jeszcze pełno tego niecechowego tatałajstwa szwenda się na ulicach. Za miedziaka miłość wróżą, a za dwa wielki spadek – Filip splunął z pogardą.

– Ta jest inna. To arystokratka, na moje oko ćwierćelfka, ma własnego rycerza, i jest świetna w tym co robi.

– A niby skąd to wiesz?

– Wróżyła mi, że mój ukochany będzie szukał pieniędzy. Jeśli mu nie doradzę, to ona widzi garnek wiszący nad pochodnią. Jeśli zaś mnie wysłucha i przyjmie moją radę, to dobrze na tym wyjdzie.

– Ciekawe… – Umysł Filipa pracował gorączkowo nad otrzymanymi informacjami. – To ona ci doradziła z tymi przepisami o kominach?

– Jak wasza książęca mość może tak myśleć! – Laura była szczerze oburzona takim posądzeniem. – Nieco się zdrzemnęłam wracając powozem do pałacu i wówczas śniła mi się chata, w której ludzie dusili się od dymu. Gdy więc usłyszałam o podymnym…

– Faktycznie, jesteś wyjątkowo bystrą kobietą.

Filip nie do końca wierzył swej kochance, nie dał jednak tego po sobie poznać. Postanowił też osobiście sprawdzić co potrafi owa wieszczka.

 

Kilku jezdnych przemierzało kręte uliczki Awalo. Ciemne pozbawione herbów płaszcze oraz naciągnięte na głowy kaptury nie pozwalały ustalić kim oni są. Niemniej wszyscy przechodnie na ich widok kryli się w bramach kamienic. Wiedziano bowiem powszechnie, iż w ten sposób zwykła podróżować incognito bogata szlachta. Kawalkada zatrzymała się przed kamienicą, w której mieszkała Frederica Constanca ap Quadro Montea. Po chwili trzech przybyszy weszło do środka, pozostali na zewnątrz zajęli się pilnowaniem koni.

Negro Maure ap Thal właśnie kończył sesję aktywnej medytacji, podczas której oczyścił umysł oraz rozciągnął wszystkie partie mięśni, gdy usłyszał cichy brzęk kolczug na schodach. Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami szybko przypasał miecz. Nadchodzący mógł być zarówno rycerzem, który szybko chciał sprawdzić, czy warto wdawać się mu w pojedynek, jak i kolejnymi rzezimieszkami wynajętymi przez cech kasandrytów. Kiedy tylko do izby weszło trzech zbrojnych, z sąsiedniego pomieszczenia dał się słyszeć głos wieszczki.

– Spokojnie, to klient.

– Na pewno? – Thal nie podzielał pewności swej pani.

– Witam waszą książęcą mość w moich skromnych progach. – Frederica niczym duch pojawiła się w izbie i z elfią gracją skłoniła się jednemu z przybyszy.

– Bez tytułów jestem tu incognito.

Świat zawirował Negro przed oczami. Oto na wyciągniecie miecza, miał Filipa Pustosakwego. Człowieka, którego nigdy co prawda nie widział, ale był pewien, iż przez niego przepadła szansa na karierę w zakonie. Drania, który jako koszmar zjawiał się w koszmarach sennych. Wystarczył jeden ruch ręką, by temu przeklętemu księciu ściąć głowę. Zakonne, szkolenie pozwalało panować nad pokusami, ale teraz pragnienie wyrównania rachunków, zdawało się nie być niczym ograniczone, a krwawa mgła ukrywała wszystko poza Pustosakwym.

– Spokojnie. – Ręka wieszczki spoczęła na ramieniu Thala i jej wola zdusiła pragnienie zemsty.

– Zapraszam waszą książęcą mość. – Wskazała swój gabinet.

 

Filip, odrzucił do tyłu szeroki kaptur i wkroczył do królestwa Fredericy. Szybko ocenił gust i majętność wróżbitki, jako przemawiające za jej klasą. Na wszelki wypadek postanowił sprawdzić czy jest tak dobra jak mówią.

– Wiesz po co tu przybywam?

– By znaleźć odpowiedź jak pogodzić polityczne kalkulacje i pragnienia serca z bezwzględnymi realiami skarbu.

– Musze przyznać, iż jesteś lepsza od kasandrytów – rzekł z rozbrajającą szczerością. – Co więc mi radzisz?

– Nie szukać daleko tej, która jest blisko – Wpatrujące się w księcia oczy Fredericy zdawały się mieć zieloną poświatę.

– Ciekawe. Filip zamilkł na chwilę. – A co ze skarbem?

– Miast ściągać z ludzi pieniądze, trzeba sprawić, by sami je przynieśli.

– Ha, ha, ha, przedni żart. Lud i szlachta nigdy nie zapłacą dobrowolnie podatków.

– Nie mówię o podatkach. Widzę tysiące chętnych dających srebrnego dukata, by zyskać ich sto. Nieliczni spełnią swe marzenie, a większość zapełni skarbiec.

Filip skrzywił się, albowiem niewiele z tego co mówiła Frederica zrozumiał. Jego umysł wyraźnie przysypiał. Pytał o coś, ale nie pamiętał odpowiedzi. Zdawało mu się, że to wieszczka zadaje mu pytania, a on jej wyjawia swe największe sekrety. W końcu westchnął głęboko, otrząsając się z tego jawosnu.

– Na czym to skończyliśmy?

– Na marzeniu o złocie, za które ludzie są gotowi zapłacić.

– A co mam uczynić, gdyby jednak nie wyszło.

– Sięgnij po tych, którzy ignorują twe prawa.

– Mówisz zagadkami.

– Twe serce dobrze odczyta, moje słowa.

– Mam nadzieję. – Filip wstał i już zamierzał wyjść, gdy spytał. – Ile płacę?

– Pierwsza wróżba jest gratis.

– To lubię – rzekł książę, zamykając za sobą drzwi.

 

Sypialnia księcia Filipa nie była zaprojektowana do spania. Mieściła szereg mebli zupełnie w tej czynności niepotrzebnych. Pomieszczenie rozświetlały olbrzymie odlane z brązu świeczniki polerowane tak, by udawały złote. Mogły one pomieścić nawet dwadzieścia dwie świece. Niestety stan skarbu sprawiał, iż paliły się na nich jedynie pojedyncze sztuki. Oprócz nich w różnych miejscach stało kilkanaście krzeseł i stołów różnych wzorów, będących partiami próbnymi, które zamówił jeszcze ojciec obecnego władcy Almarii. Najbardziej zaskakującym był zastęp luster otaczających łoże tak wielkie, iż bez problemu zmieściłoby się na nim jednocześnie osiem kochanek i Filip. Nie była to bynajmniej miara teoretyczna, ale sprawdzona książęca praktyką. Tym razem jednak zajmowały je jedynie dwie osoby, Filip i Laura.

– Wiesz, ta twoja wróżka, zawiodła mnie niemal zupełnie. Dobrze, że choć nie chciała za swe wysiłki wynagrodzenia.

– A co ci mówiła?

– Mam sprawić, by lud sam z siebie przyniósł mi swoje złoto.

– Tylko tyle? – zainteresowała się kochanka.

– Coś o wymarzonym bogactwie, za które mieszczanie i szlachta sam chętnie zapłacą mi po dukacie od głowy.

– To może mieć sens. – Laura usiadał gwałtownie na łożu, zaś jej mina sugerowała, iż intensywnie nad czymś myśli. Jej naga sylwetka, odbita pod różnymi w kątami w lustrach sprawiła, iż Filip natychmiast zapomniał o kwestiach finansowych. Już miał swe zamiary przekuć w czyny gdy rzekła.

– Wiem co zrobisz.

– Tak. – Władca Almarii wyciągnął rękę w stronę kochanki.

– To będzie książęca loteria.

– Co? – Filip nie przypominał sobie takiej łóżkowej konfiguracji.

– Misiaczku, skup się na chwilę. – Laura strąciła doń księcia ze swojego biodra. – Mieszczanie na balach czasem bawią się na elfią modę w loterię. Każdy daje do puli jakiś drobiazg, potem spisuje się listę przyporządkowując każdemu z przedmiotów numer.

– Ale po co? – Filip nie bardzo widział związek.

– Później wszyscy losują numery, a przedmioty zmieniają właścicieli. Niekiedy można je „wykupić”, od nowego właściciela. Bywa z tym masa zabawy.

– Nadal nie widzę związku sposobu, dzięki któremu złoto wpłynęłoby do mojego skarbca.

– Misiu to proste. Zrobimy loterię książęcą. Każdy los będzie miał inny numer i kosztował dukata, tak jak chciała wróżka.

– To bez sensu, przecież po losowaniu ludzie z powrotem dostaną te swoje denary – stwierdził książę.

– Nie ponieważ zrobimy losowanie i powiedzmy tylko jeden numer wygra pięćset dukatów, dwa następne dajmy na to po sto, a cztery kolejne po pięćdziesiąt. Jeśli zagra choć tysiąc chętnych zarobisz na czysto sto denarów.

– Wątpię, że znajdzie się tylu chętnych do zagrania.

– W samym Awalo mieszka jakieś sto tysięcy ludzi, elfów i krasnoludów nie licząc. Na comiesięczne targi przybywa tu nawet dwadzieścia tysięcy twoich poddanych, jakby losowanie powiązać z dniem targowym…

– Tak… – Filip przytulił się do Laury

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz – rzekła z wyrzutem kochanka.

– Słucham, słucham. – Pustosakwy na chwilę przerwał całowanie szyi dziewczyny. – Jutro ze skarbnikiem ustalisz szczegóły.

– Misiu, ale loteria, numery – Laura bezskutecznie próbowała przemówić Filipowie do rozsądku.

– Myślę, że dziś dla mnie najszczęśliwszym numerem byłby sześćdziesiąt dziewięć.

Koniec

Komentarze

Kłopoty finansowe – ech, któż ich nie doświadczył… Pewnie miało być zabawnie, ale nic nie poradzę, że opowiastka o księciu-przygłupie nie jest w stanie wzbudzić we mnie wesołości.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

– Witam wasza ksią­żę­ca mość w moich skrom­nych pro­gach. ―> – Witam waszą ksią­żę­cą mość w moich skrom­nych pro­gach.

 

– To lubię – rzekł ksią­żę za­my­ka­jąc za sobą drzwi.. ―> Pewnie miało być: – To lubię – rzekł ksią­żę, za­my­ka­jąc za sobą drzwi.

 

łoże tak wiel­kie, iż bez pro­ble­my zmie­ści­ło­by się na nim… ―> Literówka.

 

ale spraw­dzo­na ksią­żę­ca prak­ty­ką. ―> Literówka.

 

– To może mieć sens.

– Laura usia­dał gwał­tow­nie na łożu… ―> – To może mieć sens. – Laura usia­dał gwał­tow­nie na łożu

 

Jej naga syl­wet­ka, od­bi­ta pod róż­ny­mi w kon­ta­mi w lu­strach… ―> Jej naga syl­wet­ka, od­bi­ta pod róż­ny­mi ką­ta­mi w lu­strach…

Czy to niedobór finansów każe widzieć w lustrach różne konta. ;)

 

Jeśli zagra choć choć ty­siąc chęt­nych… ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Pu­sto­sa­kwy na chwi­le prze­rwał ca­ło­wa­nie dziew­czy­ny w szyję. ―> Raczej: Pu­sto­sa­kwy na chwi­lę prze­rwał ca­ło­wa­nie szyi dziew­czy­ny.

 

naj­szczę­śliw­szym nu­me­rem by­ło­by sześć­dzie­siąt dzie­więć. ―> Piszesz o numerze, a ten jest rodzaju męskiego, więc: …naj­szczę­śliw­szym nu­me­rem by­łby sześć­dzie­siąt dzie­więć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomieszczenie rozświetlały olbrzymie odlane z brązu świeczniki polerowane tak, by udawały złote. Mogły one pomieścić nawet dwadzieścia dwie świece.

Nie rozumiem jak polerowanie brązu ma się do jego koloru. Możesz mi to wytłumaczyć? Poza tym lepiej byłoby użyć mosiądzu, bo w zależności od jego rodzaju, można zrobić z niego coś, co będzie ala złote. Mosiądz ołowiowy akurat ładnie pasuje.

Motyw – Negro Maure ap Thal. Spodziewałem się, że coś się z nim wydarzy, spróbuje go zabić a tak naprawdę powstała krótka scena, która więcej miesza niż wyjaśnia. Wiesz jak dla mnie ten fragment wygląda? Tak:

Świat Negro zawirował. Przed nim stał książę który zepsuł mu karierę i chciałby go zabić w ramach zemsty. Ale to zostawmy, bo Filip idzie do wróżki a ta właśnie uspokoiła Negro by jednak się nie mścił.

Nie rozumiem po prostu sensu wtrącenia tego, a jeśli chciałeś zrobić furtkę dla fabuły innego opowiadania to mogłoby to być inaczej ujęte a sama postać Negro bardziej wpleciona w wątek.

 

Zakonne, szkolenie pozwalało panować nad pokusami, ale teraz pragnienie wyrównania rachunków, zdawało się nie być niczym ograniczone

Bez przecinka po “Zakonne”. To zdanie nie trzyma się kupy. Szkolenie jak widać nie zmieniło tego, że nie potrafi panować nad pokusami i zapędami. Moim zdaniem lepiej byłoby:

Zakonne szkolenie ćwiczyło go by panować nad pokusami, lecz pragnienie wyrównania rachunków było w nim zbyt silne, przez co efekty wieloletniego treningu nie miały teraz znaczenia.

A ogólnie, to napięcie w czytaniu spadało wraz z postępem lektury. Trochę mało kumaty ten władca, kochanka lepiej rządziłaby państwem ale nie taki chyba był zamysł w ukazaniu postaci. Stutysięczny tłum takiego księcia wyniósłby na widłach przy pierwszej okazji.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Ech, dawno mnie nie było, a tu widzę, że w Twojej interpunkcji nic się nie zmieniło.

Tytuł opowiadania w przedmowie aż się prosi, żeby był linkiem do tekstu. 

 

Jak Reg przypuszczam, że miało być zabawnie, ale mnie jakoś nie rozbawiło. Czegoś tu zabrakło, ale nie podpowiem, czego, bo sama nie wiem. Jakiegoś pazurka. 

I uwiera mnie trochę kilka wątków, które zaczęte/wspomniane nie zostały dokończone – np. wspomniana już sprawa Negro, czy część wypowiedzi wróżki dotycząca o tej, co jest blisko. To wszystko sprawia, że mam bardzo mocne poczucie czytania fragmentu, a nie osobnej historyjki, choćby i z jakiegoś cyklu. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No, też nie ruszyło, chociaż początkowo historia zapowiadała się ciekawie. Trochę za dużo nierozwiązanych wątków. Długie to opko nie jest, więc można coś dopisać. Ciekawam jak się skończył pomysł z loterią.

Końcowego twistu nie zrozumiałam.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opowiadanie dość krótkie, nie jest jakoś bardzo złe, da się przeczytać. Jak dla mnie, zabrakło albo solidnego pomysłu, albo miejsca (ochoty?) na rozpisanie wątków. Tak jak rycerz u wieszczki – pojawia się konflikt na parę zdań, po czym nie odgrywa już żadnej roli w tekście. No i szkoda tej Laury, marnuje się u boku przygłupiego księcia. ;)

Wyłapałam parę błędów:

Wówczas bogactwa Calederonii umkną mu sprzed nosa, a wojnę i tak trzeba będzie rozpętać wojnę

→ powtórzenie.

Filip, traktował to jako ostateczność.

→ zbędny przecinek.

Filip, odrzucił do tyłu szeroki kaptur i wkroczył do królestwa Fredericy.

→ tak jak wyżej. Dodatkowo “Fredericy” brzmi i wygląda dość dziwnie. Nie lepiej byłoby “Frederiki”?

Ogólnie z interpunkcją jest problem, a im dalej w las, tym bardziej niechlujnie.

deviantart.com/sil-vah

Regulatorzy,

Pierwsze poprawki naniosłem. 

 

Sagitt

Co do brązu mogłem się sieknąć. W domu mam moździerz zdaje się z brązu którzy po polerce filcem i pastą świeci jak złoto. No chyba ze on jest z mosiądzu???

 

“Motyw – Negro Maure ap Thal.” – Jest naszkicowany opowiadaniu “Nie można zrobić bigosu bez rozbicia jaj” Tam jest też więcej na temat tego kim jest wróżbitka. 

 

Co do Filipa Pustosakwego, jest on mocno wzorowany na kilku autentycznych francuskich królach. Nawet imię po jednym z nich odziedziczył. Żaden z pierwowzorów nie skończył na widłach ba nawet nie poszedł pod gilotynę  :D

 

Śniąca

Z interpunkcją walczę bez sukcesów. Masz z Reg rację. Wydawało mi się, że będzie zabawnie. Książę tak spłukany, że nazwano do Pustosakwym. Przymiarki do zdobycia ręki przyszłej żony za pomocą szantażu wojną. Typowi fantastyczni książęta pisaliby serenady, albo zabijali smoka, laugh Kochanka pomagająca mu zdobyć kasę na ożenek. Wygląda na to że jednak balans nie zaskoczył. 

 

Irka_Luz

Kochanka mówiła o numerze na loterii a książę o numerku no teges ten tego no. No pozycja, seks, 69. Wydawało mi się że każdy się domyśli.

 

Silva

Poprawiłem linkowania będzie więc można przy pewnej dozie masochizmu zgłębić przyczyny konfliktu i lepiej poznać niektórych bohaterów :)

 

Zaraz naniosę poprawki.

 

Frederica tak pisana była w opowiadaniu o robieniu bigosu i tak została. Jeszcze się zastanowię czy ja zmodyfikuję. 

 

 

 

Hmmm. Z jednej strony sympatyczne, na swój sposób nawet zabawne. Z drugiej – zgadzam się z przedpiścami. Zaczynasz wysoko, a potem robi się coraz zwyczajniej.

Fajny pomysł na problem władcy. Taki realistyczny, a nie smok pustoszący pogłowie owiec.

Ale ten król sztampowy w swojej obsesji erotycznej i głupocie.

Przecinki…

Babska logika rządzi!

Finklo to w zasadzie był książę :D 

 

Może jeszcze nad nim popracuje w innych opowiadaniach bo jak czytam w komentarzach wzorowanie go na francuskich autentykach nie wyszło mu na dobre :D

Książę czy król – jeden pies. ;-)

Babska logika rządzi!

Ale za to arystokratyczny pudelek z rodowodem :D

Że z rodowodem – to pewne. ;-)

Babska logika rządzi!

Tekst dobry, ale trudno się go czyta przez liczne błędy interpunkcyjne i literówki. Jeśli chodzi o treść, to wydaje się być spójna i ciekawie wymyślona, ale nie ustrzegła się paru błędów (wątek z Thalem wydaje się być niepotrzebny). Mimo wszystko tekst mi się podobał, dobra robota.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka