- Opowiadanie: mcharazka - BŁĘKITNY PTAK, ROZDZIAŁ 2

BŁĘKITNY PTAK, ROZDZIAŁ 2

Oceny

BŁĘKITNY PTAK, ROZDZIAŁ 2

Hash trzymał się blisko Lanncy tak, jak małe dziecko nie opuszcza matki. Pałac Królów był olbrzymi a ogromne, liczne korytarze wyglądały w większości identycznie. Wszechobecna służba skakała dookoła nich, przyjmując wprawnie wydawane polecenia księżniczki. Chłopak czuł, że jest rozbawiona jego zażenowaniem, ale jemu do śmiechu nie było. Szczególnie, gdy wyobraził sobie Rasena, czyhającego gdzieś za rogiem w którymś ciemnym korytarzu, otoczonego płomieniami i chcącego jego śmierci.

– Nie bój się, Hash. Jesteś bezpieczny – szepnęła do niego, biorąc pod rękę i prowadząc na górę.

– Gdzie idziemy? Nie, nie wiem, co powiedzieć. Nie nadążam…

– Do moich komnat. Musimy się przebrać na wieczerzę.

Chłopak poczuł palącą czerwień zalewającą mu całą twarz.

– KOMNAT, Hash. Nie martw się, będę za drzwiami obok.

Ulżyło mu. Nie wiedziałby całkiem jak zachować się w sytuacji, którą sobie wyobraził. Po chwili sam zirytował się z powodu swoich myśli. Były złe, tak mu zawsze mówiono.

– Dobra, spróbuje nie zrobić z siebie błazna – sapnął.

– Nie zrobisz, cały czas będę przy tobie. Niestety nie zdążyłam nauczyć cię etykiety. – Księżniczka zamyśliła się na chwilę, ale zaraz uśmiechnęła figlarnie i dodała. – Będziesz musiał improwizować. To tutaj. – Zatrzymała się na początku długiego korytarza. – Tutaj będziemy mieszkać. Całe skrzydło dla nas… – Uśmiechnęła się i ignorując obecność służki cmoknęła go w policzek. Służka otworzyła szerzej oczy, ale nic nie powiedziała. Na to przyjdzie czas, gdy już wróci do swoich współpracownic.

– Możesz odejść. I pogoń tych od ubrań, nie wypada spóźnić się na wieczerzę z okazji własnego powrotu – powiedziała do nadal przypatrującej się ze zdumieniem dziewczyny Lannca.

– Tak, pani, już biegnę!

Obróciła się na pięcie i szybko ruszyła na dół. Hash obejrzał się za nią i zobaczył, że kolejne dwie służki idą do nich. Jedna trzymała ciemnoniebieską suknię a druga męskie odzienie w odcieniu ciemnej czerwieni i błękitu.

Hash natychmiast wyczuł wielką radość bijącą od uśmiechniętej od ucha do ucha księżniczki.

Dziewczyny przystanęły przed nimi i skłoniły skromnie. Lannca roześmiała się głośno widząc ich figlarne uśmiechy.

– Tiana, Nuva! – krzyknęła rzucając się na nie i ściskając mocno.

– Nenia, wiedziałyśmy, że wrócisz! – odpowiedziała śliczna brunetka, śmiejąc się głośno. Oczy miała brązowe, tak jak Hash. Druga dziewczyna stała troszkę z tyłu. Była zadowolona, ale nie aż tak szczęśliwa jak Tiana. Hash czuł jej szczęście, ale poza nim także zadowolenie. Zwykłą radość z zysku, taką, jak u Rasena. Śmiała się głośniej od brunetki, jednak w jej błękitnych, zimnych oczach nie widział choćby odrobiny tak bardzo okazywanej radości. Obie dziewczyny były ładne i zgrabne, ale Tiana – śniada i niewysoka wyglądała naprawdę przyjaźnie. Nuva z kolei, blada i wysoka, zachowywała dystans. W ogóle nie wzbudziła w nim jakiejkolwiek sympatii. Poza tym, że były niemalże swoimi przeciwnościami, wyglądały na naprawdę bliskie przyjaciółki Lanncy.

– Gdzieś ty była, Nen? – zapytała Tiana.

– Hm, sama nie wiem. Gdzieś daleko. Wróciłam dzięki Hashowi. – Popatrzyła na chłopaka i uśmiechnęła się. – To mój rycerz.

Znowu cmoknęła chłopaka w policzek i przytuliła się do jego ramienia. Czuł, że się czerwieni, ale górą była radość. Cieszył się z tego, że spotkał tą dziwną dziewczynę.

Tiana od razu dygnęła wdzięcznie, uśmiechając się. Nuva tylko delikatnie skłoniła głowę, mierząc chłopaka przenikliwym wzrokiem.

– Nen, musimy porozmawiać dzisiaj w nocy! Teraz czas na wieczerzę. Chodź, pomogę Ci się ubrać, moja kochana księżniczko – powiedziała ze zwykłą sobie szczerą radością Tiana.

Lannca puściła Hasha i przyjrzała się mu krytycznie.

– Kurde, przydałoby ci się golenie i strzyżenie, wyglądasz jak jakiś bandzior z lasu. No, ale nie mamy na to dzisiaj czasu, no nie? Nuva pomoże ci się ubrać.

– Chodźmy, sir Hash. Pomogę panu odziać się odpowiednio na dzisiejszy wieczór – powiedziała, uśmiechając się,  Nuva i ruszyła głębiej w korytarz.

Rozeszli się. Komnata chłopaka była wielkości domu, z którego uciekł. Rozświetlone pomieszczenie kryło w sobie tyle bogactw, o ile nawet zapewne nie słyszał. Złote kandelabry i naczynia, delikatne, lniane zasłony i ogromny gobelin, przedstawiający zapewne grupkę jakichś herosów lub bogów dosłownie spiorunowały młodzieńca.

– Panie, pomóc Ci się rozdziać? – zapytała spokojnie służąca, odrywając go od podziwiania bogatego wnętrza. Hash okropnie się zmieszał.

– Ja… – zaczął niepewnie. – Chyba dam sobie radę – powiedział i odwrócił się do dziewczyny tylko po to, by stracić resztki odwagi, które mu pozostały. Nie zauważył, czy już wcześniej miała tak głęboko rozpięty uniform, który nosiła cała żeńska część służby. To, co teraz było odsłonięte, odezwało się dreszczem w dole jego pleców. Podeszła do niego powoli, przysunąwszy się potem niebezpiecznie blisko niego. Nie miał pojęcia, jak się zachować.

– Chcesz? – zapytała, jeszcze bardziej odsłaniając i tak mocno już odsłonięte piersi i coraz bardziej zbliżając.

Hash zamknął oczy. Nie miał pojęcia, co zrobić. Chciał zobaczyć, jak to jest, ale… zobaczył obraz wściekłej Lanncy stojącej w drzwiach, otoczonej szalejącym, morderczym wichrem. Uśmiechnął się sam do siebie, delikatnie, ale stanowczo odpychając Nuvę i otwierając oczy. Starał się nie zpuszczać jednak wzroku z jej twarzy.

– Nie. Nie chcę. Wyjdź, proszę. Dam sobie radę z ubieraniem. – Uśmiechnął się do dziewczyny i skinął jej przyjaźnie głową. Wyczuł, że nagle zażyczyła sobie jego śmierci. Wcześniej chciała dać sobie przyjemność kosztem jego cierpienia. Czuł to, ale dopiero teraz sobie uświadomił. Odwróciła się i wyszła bez słowa.

Hash ubrał się i podszedł do wielkiego lustra. Czuł się tutaj dziwnie. To wszystko było dziwne. Bał się, mimo zapewnień Lanncy, że jest bezpieczny. Już dwie osoby chciały jego śmierci, a to nie wróżyło nic dobrego.

Patrzył w lustro i zastanawiał się, ile mógłby kupić za taki strój w swoim świecie. Skórzane, brązowe buty były dość niewygodne, ale zdecydowanie nadrabiały wyglądem. Spodnie w tym samym kolorze nie były ani trochę wytarte. Wyszyte złotą nicią smoki, pikujące w kierunku jego barków robiły piorunujące wrażenie. Narzucona na błękitną koszulę szkarłatna kamizelka również prezentowała się ładnie. Usiadł na ogromnym łożu i czekał, starając się nie myśleć zbyt wiele.

W końcu usłyszał pukanie do drzwi, ale ledwie zdążył wstać, otwarły się i do komnaty pewnym krokiem weszła Lannca.

– No, no. Bardzo ładnie wyglądasz. Dostojnie… – Podeszła do niego. – Podoba mi się. Nuva powiedziała, że wstydziłeś się przy niej rozbierać? Nie chciałeś pomocy służki, bo się wstydziłeś! – Roześmiała się.

– Ty również wyglądasz pięknie – odpowiedział Hash, starając się nie komentować tłumaczenia Nuvy. Księżniczka była ubrana w zwiewną, błękitną suknię ściśniętą w talii. Włosy miała splecione w prosty warkocz, który mimo swej prostoty wyglądał wspaniale. Niebiesko włosa piękność patrzyła mu prosto w oczy. Teraz widać w nich było prawdziwe szczęście.

Pod wpływem nieznanego dotąd impulsu dotknął jej twarzy. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się, a ich twarze powoli, lecz nieuchronnie zbliżały się. Pocałunek przyniósł im wiele nowych, nieznanych dotąd uczuć. Roześmieli się, nie mogąc znieść w ciszy własnych serc i spojrzeń.

– Niech to zostanie między nami, dobrze, Hash? – szepnęła. W odpowiedzi otrzymała kolejny pocałunek. – Okej, niech to znaczy tak. Chodźmy na dół, nie wypada się spóźnić. Ha, ależ się Rasen wpieni, jak nas zobaczy!

– No cudownie, jeszcze bardziej mnie znienawidzi – rzucił beztrosko. Tak przynajmniej mógł ukryć swój prawdziwych strach.

 

***

 

Już przed schodami na dół, do Sali biesiadnej, gdzie miała odbyć się wieczerza, wypatrzył ich królewski herold. Wyprostował się, odchrząknął, i z wyczuciem właściwym jego profesji zaczął deklamacje tytułów Lanncy w momencie, w którym wyłoniła się zza rogu krętych schodów. Jego słowa długo rozbrzmiewały w wielkiej sali, lecz w końcu zakończył ich recytację.

– … i Księżniczka Menilli! Lady Nenia Lanx Lamia Satura L’Oiseau Bleu wraz ze swoim służącym.

Lannca aż przystanęła. Rozejrzała się wściekle po Sali, gdzieniegdzie śmiali się przyboczni Rasena a i on sam nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na zasmuconego. Większość jednak, widząc gniew księżniczki, milczała. Również sam Lothario.

– Nie sługa, zacni goście… – Zaczęła bardzo spokojnie, ale dość głośno księżniczka. – A mój towarzysz, przyjaciel, rycerz, wybawca… – zrobiła pauzę. Hash wiedział, co powie. Była przepełniona złośliwością. Chciała jak najbardziej dopiec tym, którzy nazwali go służącym. Bał się, a ona dokończyła. – … i wybranek.

Wszyscy zamilkli. Niespodziewanie jakiś młodzieniec w czarno-fioletowej szacie wstał. Twarz poczerwieniała mu z gniewu.

– Panie Lothario, czy to jakaś kpina?! – krzyknął w stronę króla a Lannca natychmiast poczuła, jak wstrętny robal strachu zaczyna poruszać się w jej żołądku. – Zaledwie przed chwilą wspomnieliście o ręce waszej córki, a ona śmie jakiegoś zawszonego przybłędę zwać swoim wybrankiem? Wolne żarty! Jak mam dać panu moją kawalerię, skoro nie potraficie nawet własnej szczeniary na smyczy utrzymać?

Lothario wstał. Patrzył zagniewany to na córkę, to na człowieka, który przed chwilą go obraził. W końcu przemówił.

– Mości Książę, to prawda, wspomniałem, lecz nic nie obiecałem. Teraz w dodatku muszę dobrze przemyśleć całą sytuację. Obraziliście mnie w moim własnym domu, obraziliście moją córkę, o której rękę zamierzacie się rzekomo tak bardzo starać. Zdanie dziecka, a tym bardziej kobiety, nie liczy się w tym zamku, więc rozsądnym byłoby puścić mimo uszu słowa księżniczki. Wieczerzajmy teraz, a jutro rozmówimy się w sprawie naszej umowy.

Człowiek uhonorowany tytułem księcia usiadł z powrotem na swoim miejscu, Hash był pewien, że się uspokoił. Natomiast król… był wściekły. A Lannca przerażona.

Za szybko, za szybko! – pomyślał przerażony Hash, gdy gniew Lanncy zapłonął mocniej niż kiedykolwiek odkąd się spotkali.

– Chodź – powiedziała i odwróciwszy się na pięcie zaczęła z powrotem wchodzić na górę i pociągnęła za sobą i Hasha.

– Stój, córko – zagrzmiał Lothario. Lannca ani myślała się zatrzymać, ale król nie mógł o tym wiedzieć po jedenastoletniej rozłące.

Nagle ściany się poruszyły i wyszły z nich dwie kamienne, puste w środku zbroje.

– Powiedziałem stój, dziewczyno! – W głosie króla dało się już usłyszeć nutkę gniewu.

Nenia tylko parsknęła i machnęła wdzięcznie dłonią. Kamienne istoty rozpadły się na kawałki.

Stojący niedaleko, przestraszony strażnik patrzył równie zdumiony, co Hash.

A on sam właśnie wtedy poznał potęgę szlachetnie urodzonych w tym nieznanym, okrutnym, ale i pięknym świecie.

 

***

 

– Sama tego chciałaś! – wrzasnął książę, który niedawno obraził króla. – Nie wiem, co jest twoim żywiołem, ale to mój jest najpotężniejszy!

Hash poczuł, że powietrze wokół nich gęstnieje niebezpiecznie.

Lannca zatrzymała się i roześmiała.

– Ty, słabeuszu, chcesz walczyć o moją rękę? Kpisz sobie! – Zawołała przez ramię, a powietrze natychmiast wróciło do normalności – Duchu powietrza, wzywam Cię! – krzyknęła.

– Nenia, nie! – zawołał natychmiast król, wbiegając po schodach najszybciej jak  tylko mógł.

Hash spojrzał na dziewczynę i wyczuł, że ona chce po prostu kogoś zabić.

– Rusz się, synu! – zabrzmiało w jego głowie, a on natychmiast usłuchał.

– Lann! – krzyknął. – Uspokój się! Rozmawialiśmy o tym jeszcze dzisiaj!

Dziewczyna zdawała się go nie słyszeć. Mruczała tylko coś pod nosem, zamknąwszy oczy.

– Lannca! Czy ty mnie do jasnej cholery słyszysz? Albo się uspokoisz, albo… odejdę! Nie odbieraj zaufania, jakim cię obdarzyłem!

Bijące podmuchy zelżały. Król stał jak wryty. Nie wierzył w to, co widzi.

– Słyszysz mnie, księżniczko? – zapytał chłopak, już spokojniej.

– Tak… Hash. Przepraszam, poniosło mnie… – odpowiedziała i wsparła się na jego ramieniu. – Uff, wyczerpujące. Duch jest twardszy, niż myślałam…

Król nadal patrzył zdumiony. Jego córka była w stanie dokonać to, czego nawet on zapewne nie potrafił. Powstrzymała jednego z Panów Żywiołów.

– Dziewczyno, to było niebezpieczne… – Zaczął Lothario powoli. – Wiesz, jak potężne i nieobliczalne to istoty. W najlepszym wypadku zniszczyłby połowę zamku! Ponadto jesteś niedoświadczona, mógłby cię zabić! Nie wolno przywoływać ich ot, tak. Chłopcze… – zwrócił się do Hasha. – To, co przed chwilą zrobiłeś… cóż, dotarłeś lepiej ode mnie do mojej własnej córki. Możesz zasiąść z nią przy stole, jeśli taka twoja wola. Chłopak skłonił się w odpowiedzi, lecz tak niezgrabnie, że na twarz Lanncy wpełzł bolesny grymas towarzyszący wciąganemu z głośnym sykiem powietrzu. Król uśmiechnął się pobłażliwie. Hash wiedział, że władca Menilli jest do niego przyjaźnie nastawiony. Zeszli na dół, a księcia w purpurze nie było już na Sali.

– Proszę o wybaczenie – powiedział Lothario. – Sir Hash w istocie jest rycerzem. Moja córka ma pełne prawo nazywać go swoim wybrankiem, co nie znaczy, że przystaję na takie romanse i zachowania. Zacznijmy wreszcie tę wieczerzę, bo zrobiłem się bardzo głodny.

Zasiedli do stołów, służba przyniosła parujące półmiski. Mięso, warzywa i wino wypełniły stoły. Etykieta widocznie obowiązywała. Mówiono cicho, jedzono powoli. I w tedy Hash poczuł, że zbliżają się kłopoty. Najzwyczajniej, choć żołądek opustoszał, pęcherz zdążył się napełnić. Problem w tym, że etykieta uwzględniała też kwestię wstawania, co zdradziła mu Lannca przy okazji dawania drobnych porad w drodze z ich komnat do sali biesiadnej. Nikt nie wstawał, jeśli Król siedział.

– Hash, nie denerwuj się tak, nie ma potrzeby, naprawdę. Wszystko jest w porządku – szepnęła mu Lannca do ucha. – Popatrz na Rasena. Chyba nigdy się tak nie denerwował.

Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie i upiła malutki łyk wina, po czym kontynuowała, nie zauważając zmieszania i męki chłopaka. – Nie wiedziałam, że Nuva zostanie jego służącą. Współczuje dziewczynie, musi mieć z nim strasznie ciężko. Zawsze był głupi. A, właśnie! Wiesz, że nasze komnaty są połączone? Nie musisz wychodzić na korytarz nocą, żeby do mnie przyjść. Lampa przy lustrze to taka jakby trochę klamka, wiesz? Fajowo, no nie?

Hash spojrzał na dziewczynę, która właśnie zaczęła nalewać sobie kolejny, bóg jeden wie, który już kielich wina. Bez problemu ocenił, że jest mocno podpita. Sam chciałby móc chociaż spróbować tego trunku. Zastanawiał się, czy smakowało tak, jak to tanie, które kiedyś pił z kolegami, choć był niemalże pewny, że nie.

– Lann, nie pij już więcej, bo tak nie wypada. – Uśmiechnął się słabo. – Zjedz coś. Patrz, ten bażant… kojarzy mi się z naszym pierwszym wspólnym posiłkiem. Może spróbujesz?

Księżniczka wyglądała, jakby zaraz miała się rozgniewać. Na szczęście tylko wyglądała.

– Uhm… czy mógłbyś mi nałożyć, Sir Hash? – zapytała wolno, uśmiechając się.

Ale wpadłem. – Pomyślał chłopak. – Nie dam rady tak się zgiąć, żeby sięgnąć tego bażanta a nie wypada odmówić pomocy damie. Cholera jasna, ale wpadłem!

– Dobrze, moja pani. Z przyjemnością. – Wyciągnął rękę po bażanta, ale nie mógł go dosięgnąć. Musiał podnieść się z krzesła, ale nie mógł. Twarz wykrzywił mu bolesny grymas, ale sięgnął pieczeń i odciąwszy ładnie wyglądający kawałek nałożył księżniczce. Gdy odkładał tacę, zrozumiał, że już nie usiądzie. Nie wiedział co robić.

– Chłopcze, ta zasada może zostać złamana. Możesz załatwić potrzebę za tamtymi drzwiami, z murku – powiedział bardzo cicho niemłody już mężczyzna, który siedział obok niego. – Trzeba było zapytać. – Dodał po chwili uśmiechając się półgębkiem.

Hash poczuł się wspaniale. Był bardzo wdzięczny temu człowiekowi. Wstał i poszedł we wskazanym kierunku. Drzwi faktycznie prowadziły na zewnątrz, z tą jednak różnicą, że stał na murze, a nie na murku. Było jeszcze widno, więc nie miał problemu z wypatrzeniem granic między gruntem a przepaścią. Gdy wracał do stołu, czuł się jak nowo narodzony. Usiadł na swoim miejscu i skosztował wina. Było wspaniałe. Przynajmniej nie czuł siarki. Podziękowawszy jeszcze raz nieznajomemu mężczyźnie natychmiast zabrał się za jedzenie.

– Wolniej, Sir, nie spieszcie się. – Usłyszał z tyłu znajomy, figlarny głosik. Tiana stała między nim i księżniczką. Uśmiechnął się do niej i kiwnął przyjaźnie głową. Dygnęła wdzięcznie po czym cicho się roześmiała. Poczuł na sobie wzrok Nuvy. Spojrzał na nią. Była wściekła, pełna zazdrości i chęci zemsty. Siedzący przed nią Rasen udawał zaangażowanego w dyskusję z oboma sąsiadami, ale co chwilę z zawiścią zerkał to na niego, to na siostrę.

– Groźny człowiek – rzucił ten sam rycerz, który wcześniej uratował Hasha przed niechybną hańbą. – Jeśli już kogoś znienawidzi, to nie odpuszcza. Nie widziałem Cię tu wcześniej, Panie. Czyżbyś przybył razem z księżniczką Nenią?

Hash dość mocno się zachłysnął. Mało to pocieszające, że ten cały Rasen nie odpuszcza… – Pomyślał.

– Tak, przybyłem razem z Lann… Księżniczką Nenią. A ty kim jesteś? – Mężczyzna popatrzył z dziwnym wyrazem twarzy na Hasha. – Panie, panie. Wybacz, panie, zapomniałem. – Dodał po chwili Hash, ciesząc się, że w ogóle przypomniał sobie jak tytułować innych, zwłaszcza starszych od siebie.

Jego rozmówca wcale jednak nie wyglądał na zagniewanego. Był rozbawiony, po części za sprawą wina, a po części jego rubasznej natury.

– Sir Magnus, do usług. – Hash przyjrzał mu się nieco. Mężczyzna był na pewno postawny. Przewyższał chłopaka o jakieś dwie głowy a sam Hash, ze swoim „ponad metr osiemdziesiąt pięć”, nie należał do najniższych. Blond włosy wpadające w rudy były już gdzieniegdzie potraktowane siwizną. Plecy miał tak wielkie, że w połączeniu z ogromnym wzrostem, i całą budową ciała z pewnością dawały conajmniej stukrotną przewagę w zapasach z bykiem. Jednak mimo groźnego wyglądu, oczy mężczyzny wyglądały bardzo łagodnie.

– Jestem Pierwszym z piętnastu królewskich ostrzy. Dziś wyjątkowo siedzę tu, gdzie siedzę. Wszystko przez ciebie i księżniczkę! – Udał zdenerwowanie mężczyzna. Hash z łatwością to wyczuł, więc się zbytnio nie przejął.

– Jestem Hash, przybyłem do tego świata raz… – Teraz zauważył groźbę w oczach spokojnego człowieka.

– Młodzieńcze, o tym opowiesz mi później. Księżniczka przedstawiła cię jako „Sir”. Jesteś rycerzem, zgadza się?

– Może o tym również opowiem później? – zapytał niepewnie.

– Taki z niego rycerz, jak ze świni kurtyzana, mości Magnusie! – Rzucił rycerz siedzący z drugiej strony stołu. – Jakeśmy go z księżniczką na trakcie przydybali, to mało w gacie nie narobił!

Poznaczona bliznami twarz rycerza, mimo śmiechu, wyglądała dość brzydko. Ciemne, zimne oczy były gotowe w każdym momencie oglądać śmierć. Nie był tak potężnie zbudowany jak sir Magnus, ale z pewnością wyglądał na sprawnego zabójcę.

Członek królewskich ostrzy roześmiał się. Hash myślał, że spłonie ze wstydu. Jednak aura otaczająca olbrzyma nadal była tak samo ciepła w przeciwieństwie do nowego rozmówcy, którego to otaczał zimny mrok. Hash momentalnie zdał sobie sprawę, że to okrutny morderca, za nic mający ludzkie życie. Jego aura emanowała wprost ilością zakatowanych mężczyzn i kobiet, w każdym wieku. Ten człowiek nie wiedział, co to litość.

– Kto wie, może po prostu był w stanie lepiej od Ciebie ocenić przeciwnika. O ile się nie mylę, to ciebie księżniczka wysadziła z siodła, prawda? I to ty ją obraziłeś, Nore. – Uśmiech w jednej chwili z niknął z twarzy Magnusa. Z twarzy drugiego rycerza również. Zagościła tam wściekłość.

– Teraz to ty obrażasz mnie, Magnusie, pomijając mój tytuł. Ten szczyl jest i będzie tchórzem. Nie wiedziałem, że mówię do księżniczki, poza tym wszystko wyjaśniłem z panem Rasenem. Nawet jeśli lepiej ode mnie ocenił siłę przeciwnika, schował się za suknią księżniczki.

Wszyscy wkoło zamilkli. Złość między dwoma rycerzami narastała, skupiwszy też uwagę większości biesiadników. Rycerz Rasena niewątpliwie miał właśnie ochotę zaszlachtować wielkiego rycerza, ale w swoje zamysły wliczał również i życie Hasha. Magnus zaś, dozując ostrożnie swój własny gniew, ledwie opierał się chęci ukarania Norego.

– Powiedz jeszcze słowo mające na celu obrazę księżniczki lub jej rycerza, a przysięgam na własny ród, że nie dożyjesz następnego kielicha tego wspaniałego wina – wymruczał groźnie.

Hash czuł, że nie są to słowa rzucane na wiatr. W trakcie ich wypowiadania aura, którą określił mianem śmierci, otaczająca wielkiego rycerza wzrosła do tego stopnia, że nie był w stanie wyczuć tej pochodzącej od Norego.

Ten zaś obdarował ich obu zimnym spojrzeniem i sięgnął po puchar z winem, które jakimś cudem wyparowało. Wziął dopiero co przyniesiony dzban i zaczął nalewać sobie kolejną porcję, ale wino zawisło w powietrzu. Hash popatrzył na księżniczkę. Patrzyła na Norego, bynajmniej przyjaźnie. Cud latającego wina został wyjaśniony.

Nenia rozejrzała się po wszystkich zainteresowanych całą sytuacją mętnym wzrokiem, po czym wróciła do Norego.

– Mówisz… – Zaczęła niepewnie a Hash czuł obawę, że się zająknie, jak to czasem bywa. – Mówisz, że nazwanie mnie ździrą i zaliczanie do pospólstwa, to coś, co można sobie wyjaśnić ze swoim przełożonym? Twierdzisz, że nazywanie kogoś, kto jest tak blisko rodziny królewskiej tchórzem, powinno być puszczone płazem? Myślisz, że obrażanie Pierwszego z Królewskich Ostrzy nie jest równoznaczne z wyśmiewaniem mego ojca? I wreszcie, czyżbyś nie pomyślał, jaka kara może grozić za obrazę księżniczki, króla i dowódcy jego Gwardii?

Hash poczuł najsilniejszy, pierwotny strach wpełzający na twarz Norego. Kara musiała być straszna. Widocznie ktoś, kto mordował bez litości, musiał poznać śmierć bardziej niż inni, a co za tym idzie, również strach przed nią. Lannca natomiast absolutnie nie mówiła źle, na dodatek mętne spojrzenie zniknęło i księżniczka bez strachu patrzyła prosto na przerażonego rycerza. Pewnie już zdążyła odkryć jakieś zastosowanie magii powietrza w leczeniu upojenia alkoholowego, bo wyglądała na całkowicie trzeźwą.

Powietrze zgęstniało niebezpiecznie. Hash od razu rozpoznał to uczucie.

– Lann, pamiętaj o przysiędze – powiedział szybko, dotykając lekko jej ramienia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obserwuje go teraz cała sala, na której nagle wszyscy ucichli, włącznie z królem i Rasenem.

Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego, nadal siedząc. Zła aura, która ją otaczała, zaczęła znikać a powietrze wróciło do normalności. Poczuł ukłucie radości, gdy od strony króla doszła go fala podziwu. A zaraz po niej głos samego Lotharia, siedzącego tuż obok, bo ramię w ramię z córką.

– Masz w sobie dziwną siłę, Sir Hash. Od dawien dawna wiadomo, że kobiety z rodu L’Oiseau Bleu są nieokiełznane, a ich mocy nie powstrzyma żaden człowiek, choć to my, mężczyźni, rządzimy. Mimo tego, tobie się udało. Dwukrotnie! Z pewnością dobrze bym zrobił, wybierając wolność i miłość mojej własnej córki. Nore, opuścisz teraz salę i udasz się do koszar. Jutro moja córka zadecyduje, co z tobą zrobić. Twoje naganne zachowanie zostanie ukarane, bez względu na wszystko. A teraz wracajmy do naszej biesiady, bo od tego gadania mi w gardle zaschło!

Nore był wściekły. Tym bardziej, że wino, które wisiało w powietrzu, wróciło do normalności, i całkiem konkretnie rycerza zmoczyło. Wstał i skinąwszy głową jedynie Rasenowi bez słowa opuścił salę.

 

***

 

Uczta w końcu dobiegła końca. Goście rozchodzili się z wolna. Ostatnią część wieczerzy stanowiły toasty z okazji powrotu księżniczki. Dość głośne, co w cale nie było dziwne, jeśliby wziąć pod uwagę ile wina zostało wypite. Ktoś nawet dał początek toastowi na cześć Hasha. Rasen doskonale udawał aprobatę. Jego aura parowała wręcz wściekłością, ale jego służąca czuła również zazdrość.

Również sam Lothario wznosił te toasty z tak samo wielkim zapałem jak za córkę. Nie był pijany, dość długo rządził, wiedział więc, że nie należy królowi się upijać publicznie. W końcu, późną nocą, zakończyli wieczerzanie i ruszyli do swojego własnego skrzydła. Hash wciąż nie mógł uwierzyć, że z ulicy przeniósł się do prawdziwego pałacu. Z służbą, strażą, królem i księżniczką… Przypuszczalnie także intrygami, szpiegami i tak dalej. Teraz szedł obok dziewczyny którą zdaje się pokochał, tak, jak i ona jego. Z dnia na dzień jego życie przewróciło się do góry nogami. Cieszył się z tego, ale jednocześnie bał. Rasen, Nore, Nuva, Książe w purpurze… Już po pierwszym dniu tak wiele osób zdążyło go znienawidzić. Jednak z drugiej strony stali Lannca, pan Lothario, sir Magnus i Tiana– ludzie, których już zaczął uważać za przyjaciół w tym pełnym dziwactw świecie. Jednak to, co mówił Nore, było prawdą. Był tchórzem, po prostu się bał.

– Chciałbym stać się silniejszy. – Pomyślał. – Ale to prawdopodobnie niemożliwe. Magia, rycerze, nie rozumiem tego. Mimo wszystko… chcę, żeby ktoś chociaż nauczył mnie szermierki. Jutro zapytam sir Magnusa, może on znajdzie instruktora odpowiedniego dla takiego totalnego żółtodzioba, jakim jestem.

– Hash – odezwała się księżniczka. – Jestem całkowicie wyczerpana. Możesz spać jak długo zechcesz, nikt nie będzie cię budził. Wybacz, że dzisiaj nie będziesz miał służby do pomocy, ale Nuva jest z Rasenem.

– To nawet lepiej… wolę samemu się ubierać i rozbierać… – odparł, a Lannca uśmiechnęła się lekko.

– Rozumiem. W takim razie, dobrej nocy Hash.

– Tak, śpij dobrze Lan… – zawahał się. – Księżniczko – dokończył, skłaniając się lekko.

Lanca pokręciła wściekle głową. Hash nawet bez tej dziwnej umiejętności odczytywania ludzi mógł bez problemu dostrzec, że tylko udaje zdenerwowaną. Świeciły się jej oczy.

– Lann. Tylko dla ciebie, Hash. Tobie jedynemu zabraniam nazywać mnie prywatnie księżniczką. Poza tym podoba mi się, jak tak do mnie mówisz… Zrozumiano?

Chłopak poczuł ogromną radość. Ta aura, potężna jak żadna inna, pochodziła od niego. Pierwszy raz w życiu czuł prawdziwe szczęście. Wszystko dzięki tej jednej dziewczynie, księżniczce królestwa leżącego w jakimś dziwnym świecie. Nawet nie myślał, czy istnieje szansa powrotu na Ziemię. To tutaj pierwszy raz poznał szczęście i miłość. Nie było żadnego powodu, by opuszczać to miejsce.

Abstrakcja! – Pomyślał. – Rozmawiam z księżniczką, która jest czarodziejką, do tego przebywam w królestwie Menilli, w mieście De Baldur… w pałacu królewskim. To brzmi jak żart, albo jakaś historia rodem z filmu!

Ale jest faktem. Jestem tutaj obcy. Muszę przystosować się do nowych warunków, albo… zginę. Zostanę przez ten świat odrzucony, jak organ po nieudanym przeszczepie. Wszystko zależy ode mnie. Nie poddam się, nie mogę. Stanę się tak silny, że nikt więcej nie nazwie mnie tchórzem!

– Dobrze, rozumiem, Lann – powiedział, zastanawiając się, dlaczego bije od niego aura taka, jaką widział u niej wtedy, gdy pomagała chłopom znieść upał, sprowadzając wiatr. Biła od niego teraz taka sama siła, przepełniona dobrem, nieskalana gniewem czy zawiścią.

Czuł, że podobna energia wypełnia także uśmiechnięte od ucha do ucha Tianę oraz Nenię.

– W takim razie śpij dobrze – powiedziała Lannca, cmoknęła chłopaka w policzek i otworzyła drzwi do swej komnaty znikając wraz z służącą. A on znów był zbyt zaskoczony, by coś powiedzieć, lecz ostatecznie zdołał wydukać „Dobranoc”. Oboje, księżniczka i bezdomny chłopak, usnęli, zanim zdążyli chociażby pomyśleć o pełnym emocji dniu.

 

Koniec

Komentarze

Napięcie w tym fragmencie jakby osłabło. Nie całkiem, bo jednak trochę się tu dzieje, ale w porównaniu z kilkakrotnymi zwrotami akcji w pierwszym rozdziale, teraz opisane przygotowania do uczty i sama uczta, szału, niestety, nie robią. Owszem sugerujesz, że w przyszłości bliższej lub dalszej Hash pewnie będzie miał kłopoty, bo wrogowie się mnożą, więc pozostaję z nadzieją, że będzie coraz ciekawiej.

Wykonanie, niestety nadal fatalne. Co prawda zdarzają się jeszcze źle zapisane dialogi, ale w porównaniu z poprzednią częścią, w tej materii jest zdecydowanie lepiej. Przeszkadzają natomiast liczne powtórzenia, nie zawsze poprawnie konstruowane zdania, miejscami nadmiar zaimków, czasem literówki, błędy i różne usterki. Interpunkcja mogłaby być lepsza.

Mcharazko, proszę, postaraj się, aby dalszy ciąg był napisany na tyle poprawnie, by lektura stała się przyjemnością, bo obawiam się, że już nie będę mogła poświęcić Ci więcej czasu na korektę.

 

Gdzie idzie­my? Nie, nie wiem, co po­wie­dzieć. – – Dokąd idzie­my? Nie nie wiem, co po­wie­dzieć.

 

– Dobra, spró­bu­je nie zro­bić z sie­bie bła­zna – sap­nął. – Literówka.

 

igno­ru­jąc obec­ność służ­ki cmok­nę­ła go w po­li­czek. Służ­ka otwo­rzy­ła sze­rzej oczy, ale nic nie po­wie­dzia­ła. Na to przyj­dzie czas, gdy już wróci do swo­ich współ­pra­cow­nic. – Powtórzenie. Współpracownice, moim zdaniem, brzmią zbyt współcześnie.

By uniknąć powtórzenia, proponuję: …igno­ru­jąc obec­ność pokojówki cmok­nę­ła go w po­li­czek. Ta otwo­rzy­ła sze­rzej oczy, ale nic nie po­wie­dzia­ła. Na to przyj­dzie czas, gdy znajdzie się wśród innych służek.

 

po­wie­dzia­ła do nadal przy­pa­tru­ją­cej się ze zdu­mie­niem dziew­czy­ny Lan­n­ca. – …po­wie­dzia­ła Lannca do nadal przy­pa­tru­ją­cej się ze zdu­mie­niem dziew­czy­ny.

 

Chodź, po­mo­gę Ci się ubrać, moja ko­cha­na księż­nicz­ko… – Chodź, po­mo­gę ci się ubrać, moja ko­cha­na księż­nicz­ko

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

po­wie­dzia­ła Nuva i ru­szy­ła głę­biej w ko­ry­tarz. – Raczej: …po­wie­dzia­ła Nuva i ru­szy­ła w głąb ko­ry­tarza.

 

Roz­świe­tlo­ne po­miesz­cze­nie kryło w sobie tyle bo­gactw, o ile nawet za­pew­ne nie sły­szał. – Nie bardzo wiem, jak można słyszeć o ile bogactwa.

Proponuję: Roz­świe­tlo­ne po­miesz­cze­nie urządzone było z przepychem trudnym do wyobrażenia.

 

– Panie, pomóc Ci się roz­dziać?– Panie, pomóc ci się roz­dziać?

 

od­ry­wa­jąc go od po­dzi­wia­nia bo­ga­te­go wnę­trza. – Wiemy, że wnętrze jest bogate, pisałeś o tym w poprzednim zdaniu.

Proponuje: …od­ry­wa­jąc go od po­dzi­wia­nia imponującego/ wspaniałego wnę­trza.

 

To, co teraz było od­sło­nię­te, ode­zwa­ło się dresz­czem w dole jego ple­ców. – Ze zdania wynika, że odsłonięta została i drgnęła dolna część pleców Hasha.

Pewnie miało być: To, co ujrzał sprawiło, że poczuł dreszcz w dole ple­ców.

 

Po­de­szła do niego po­wo­li, przy­su­nąw­szy się potem nie­bez­piecz­nie bli­sko niego. – Oba zaimki są zbędne.

Może wystarczy: Podeszła powoli i przysunęła się niebezpiecznie blisko.

 

za­py­ta­ła, jesz­cze bar­dziej od­sła­nia­jąc i tak mocno już od­sło­nię­te pier­si i coraz bar­dziej zbli­ża­jąc. – Powtórzenia.

Proponuję: …za­py­ta­ła, podchodząc i odsłaniając piersi.

 

Hash za­mknął oczy. Nie miał po­ję­cia, co zro­bić. – Dwa zdania wcześniej już napisałeś, że chłopak nie miał pojęcia, co robić. Staraj się unikać takich powtórzeń.

 

Chciał zo­ba­czyć, jak to jest, ale… zo­ba­czył obraz…– Powtórzenie.

 

Sta­rał się nie zpusz­czać jed­nak wzro­ku z jej twa­rzy.Sta­rał się nie spusz­czać jed­nak wzro­ku z jej twa­rzy.

 

Wy­czuł, że nagle za­ży­czy­ła sobie jego śmier­ci. Wcze­śniej chcia­ła dać sobie przy­jem­ność kosz­tem jego cier­pie­nia. Czuł to, ale do­pie­ro teraz sobie uświa­do­mił. – Powtórzenia.

 

Spodnie w tym samym ko­lo­rze nie były ani tro­chę wy­tar­te. Wy­szy­te złotą nicią smoki, pi­ku­ją­ce w kie­run­ku jego bar­ków ro­bi­ły pio­ru­nu­ją­ce wra­że­nie. – W jaki sposób smoki wyszyte na spodniach mogły pikować w stronę barków?

Za SJP: pikować «wykonywać szybki lot samolotem w dół»

 

Włosy miała sple­cio­ne w pro­sty war­kocz, który mimo swej pro­sto­ty wy­glą­dał wspa­nia­le. – Powtórzenie.

Proponuję: Włosy miała sple­cio­ne w war­kocz, który mimo swej pro­sto­ty wy­glą­dał wspa­nia­le.

 

Nie­bie­sko włosa pięk­ność pa­trzy­ła mu pro­sto w oczy.Nie­bie­skowłosa pięk­ność pa­trzy­ła mu pro­sto w oczy.

 

Już przed scho­da­mi na dół, do Sali bie­siad­nej… – Już przed scho­da­mi na dół, do sali bie­siad­nej

 

i z wy­czu­ciem wła­ści­wym jego pro­fe­sji za­czął de­kla­ma­cje… – Raczej: …i z wy­czu­ciem wła­ści­wym swojej pro­fe­sji za­czął prezrntację

 

wy­ło­ni­ła się zza rogu krę­tych scho­dów. – Można wyłonić się zza rogu korytarza, ale jak można wyłonić się zza rogu schodów?

 

– … i Księż­nicz­ka Me­nil­li! – Zbędna spacja po wielokropku.

 

Ro­zej­rza­ła się wście­kle po Sali… – Ro­zej­rza­ła się wście­kle po sali

 

– Nie sługa, zacni go­ście… – Za­czę­ła bar­dzo spo­koj­nie, ale dość gło­śno księż­nicz­ka. – A mój to­wa­rzysz, przy­ja­ciel, ry­cerz, wy­baw­ca… – zro­bi­ła pauzę… – – Nie sługa, zacni go­ście… – za­czę­ła bar­dzo spo­koj­nie, ale dość gło­śno księż­nicz­ka. – A mój to­wa­rzysz, przy­ja­ciel, ry­cerz, wy­baw­ca… – Zro­bi­ła pauzę

Nadal nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

A Lan­n­ca prze­ra­żo­na.

Za szyb­ko, za szyb­ko! – po­my­ślał prze­ra­żo­ny Hash… – Powtórzenie.

 

a księ­cia w pur­pu­rze nie było już na Sali. – …a księ­cia w pur­pu­rze nie było już na sali.

 

I w tedy Hash po­czuł, że zbli­ża­ją się kło­po­ty.I wtedy Hash po­czuł, że zbli­ża­ją się kło­po­ty.

 

Współ­czu­je dziew­czy­nie, musi mieć z nim strasz­nie cięż­ko. – Literówka.

 

– Uhm… czy mógł­byś mi na­ło­żyć, Sir Hash? – Uhm… czy mógł­byś mi na­ło­żyć, sir Hash?

 

Po­dzię­ko­waw­szy jesz­cze raz nie­zna­jo­me­mu męż­czyź­nie na­tych­miast za­brał się za je­dze­nie.Po­dzię­ko­waw­szy jesz­cze raz nie­zna­jo­me­mu mężczyźnie, na­tych­miast za­brał się do je­dze­nia.

 

– Wol­niej, Sir, nie spiesz­cie się.– Wol­niej, sir, nie spiesz­cie się.

 

Nie wi­dzia­łem Cię tu wcze­śniej, Panie.Nie wi­dzia­łem cię tu wcze­śniej, panie.

Zwroty grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Był roz­ba­wio­ny, po czę­ści za spra­wą wina, a po czę­ści jego ru­basz­nej na­tu­ry.Był roz­ba­wio­ny, po czę­ści za spra­wą wina, a po czę­ści swojej ru­basz­nej na­tu­ry.

 

z pew­no­ścią da­wa­ły co­najm­niej stu­krot­ną prze­wa­gę… – …z pew­no­ścią da­wa­ły co ­najm­niej stu­krot­ną prze­wa­gę

 

– Kto wie, może po pro­stu był w sta­nie le­piej od Cie­bie oce­nić prze­ciw­ni­ka.– Kto wie, może po pro­stu był w sta­nie le­piej od cie­bie oce­nić prze­ciw­ni­ka.

 

pier­wot­ny strach wpeł­za­ją­cy na twarz No­re­go. Kara mu­sia­ła być strasz­na. Wi­docz­nie ktoś, kto mor­do­wał bez li­to­ści, mu­siał po­znać śmierć bar­dziej niż inni, a co za tym idzie, rów­nież strach przed nią. – Powtórzenia.

 

wie­dział więc, że nie na­le­ży kró­lo­wi się upi­jać pu­blicz­nie. – Raczej: …wie­dział więc, że królowi nie wypada/ nie uchodzi upi­jać się pu­blicz­nie.

 

Z służ­bą, stra­żą, kró­lem i księż­nicz­ką…Ze służ­bą, stra­żą, kró­lem i księż­nicz­ką

 

pan Lo­tha­rio, sir Ma­gnus i Tiana– lu­dzie… – Brak spacji przed półpauzą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hm, faktycznie wyglada to dosc miernie… bede musial sie znacznie bardziej przylozyc nastepnym razem i nie poprawiac wiecej bez polskiej klawiatury, bo pozniej wychodzi sporo literowek. Dziekuje za kolejna porcje poprawek, niektore dopuscilem przez nieuwage, inne to bledy. Postaram sie ich unikac, a sama akcja ruszy nieco w nastepnym rozdziale.

Byc moze po nim tez zrobie sobie chwile przerwy, zbiore w sobie i przeczytam kilka ksiazek. Mnie latwiej bedzie pisac, wam czytac. Jednoczescie moze udostepnie cos krotkiego, nowego, ale z tego samego uniwersum,  zeby pocwiczyc i wlasciwa czesc miec w miare mozliwosci bezbledna. W kazdym razie wdzieczny jestem za czas, jaki na to poswiecilas. 

PS Przepraszam za brak polskich znakow, ale obecnie nie mam dostepu do wyzej wymienionej polskiej klawiatury :)

Mcharazko, popieram Twój zamiar wstrzymania się z prezentacją kolejnych rozdziałów Błękitnego Ptaka. Obawiam się, że nie znajdziesz wielu czytelników, szczególnie że nie wiadomo nawet, jak długa jest cała opowieść. Mało kto zagląda do fragmentów, bo nigdy nie ma pewności, czy dalszy ciąg w ogóle nastąpi.

Dobrym pomysłem jest zamieszczenie krótszego opowiadania – z pewnością przeczyta je więcej osób, a poza tym w opowiadaniu łatwiej zaproponować poprawki i ewentualne zmiany. Raz jeszcze przypominam o możliwości bety.

No i zawsze warto dużo czytać i usilnie pracować nad poprawieniem warsztatu. Powodzenia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W zasadzie dla lepszego zrozumienia swiata moglbym najpierw zajac sie opowiadaniami, kilka, dotyczacych poszczegolnych bohaterow, wydarzen i miejsc juz jest gotowych, wiec wyczekujcie.

Co do betowania – chetnie bym skorzystal, udostepniajac to, co do tej pory napisalem komus, kto mialby czas, checi i tak dalej. Czy istenieje jakis specjalny watek do tego? ;)

Owszem. Wspomniałam o wątku i podałam link do niego w jednym z komentarzy pod poprzednią częścią. Na wszelki wypadek czynię to raz jeszcze: http://www.fantastyka.pl/loza/17 ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiem, wiem, wróciłem do niego. Czyli tam mam się ogłaszać. Dzięki jeszcze raz :)

Podtrzymuję zdanie z części pierwszej. Mogłoby być lepiej językowo, ale historia ciekawa i nawet wciągająca.

Nowa Fantastyka