– Zwolnij! – zapiszczał robot medyczny, toczący się parkową alejką. – Utrzymanie obecnego tempa może spowodować…
– Nie zamierzam, blaszaku! – wydyszała kobieta. – Kto ostatni przy klombie, ten trąba!
Maszyna zaczęła wygłaszać tyradę, ale biegaczka już tego nie słyszała. Pognała między idealnie przystrzyżone żywopłoty.
– Długotrwałe przekroczenie progu wydolnościowego może skutkować… – Robot dojechał do ławki, na której dziewczyna rozciągała nogi.
– Ręcznik! – Poprawiła kolorowe włosy. – Jaki czas?
– Czternaście minut i piętnaście sekund.
– A byłam pewna, że zeszłam poniżej czternastu. Pić! – rozkazała.
Robot podał biegaczce bidon i zabrał rzucony na ziemię ręcznik.
– Następnym razem bierzemy drona taktującego. Auuu! – Złapała się za ramię. – Cholera! To już trzeci raz w tym tygodniu.
Robot błyskawicznie spryskał bolące miejsce środkiem łagodzącym obrzęk, a następnie ssawką usunął resztki komara.
– Zbadaj to, te paskudztwa mogą roznosić choroby.
– Przyjąłem. Jeżeli masz zamiar kontynuować trening, to czas ruszać, bo w przeciwnym razie…
– Nie, blaszaku, na dzisiaj koniec. Jak tam mój wczorajszy film?
– Niecodzienne dekorowanie wiadra zostało wyświetlone dwieście osiemdziesiąt…
– Czyli znowu pudło! – warknęła. – Wracamy do domu. Daj znać Piotrkowi.
– Przyjąłem.
***
– Wróciłam! – zawołała, zamykając drzwi.
Brak odpowiedzi oraz odgłos energicznego stukania w klawiaturę upewniły ją, że Piotrek pracuje w słuchawkach. Wzięła szybki prysznic, przeglądając w trakcie proponowane przez suszarkę fryzury i po kilku minutach wyszła z łazienki z wysokim, splecionym z dziesiątek warkoczyków, kokiem, ubrana w modną w tym tygodniu luźną bluzę.
– Czas coś stworzyć. – Wkroczyła do pracowni. Ściany, podłoga oraz sufit pomieszczenia pokryte były imitacjami szkiców. – A ty przygotuj wszystko, jutro rano znowu biegamy.
– Przyjąłem. – Robot sprzątający potoczył się w stronę ciśniętego w kąt stroju sportowego.
Kobieta pstryknęła palcami, budząc do życia zainstalowany pod sufitem projektor holograficzny. W jednej chwili stanęła przed nią dwójka dzieci w pasiastych swetrach.
– Witaj, Moniko – powiedziały jednym głosem bliźnięta.
– Niebieski. – Spodnie i sweterki natychmiast zmieniły kolor. – Lepiej. – Dziewczyna pokiwała głową. – Ale ciągle czegoś brakuje. Skróć włosy i dodaj kilka centymetrów wzrostu.
– Zmodyfikować tylko wzrost czy również wiek? – zapytał elektroniczny głos.
– Co? – Monika sprawdzała coś w telefonie. – Nie, tylko wzrost… Dobrze. Chociaż nie… Dodaj im kilka miesięcy. Tak, teraz zdecydowanie lepiej, takie brzdące są teraz na fali. Pobiegajcie trochę.
Projekcje ruszyły. Wirtualna piłka odbijała się od ścian, skakanka ze świstem przecinała powietrze. Monika na przemian to zerkała na ekran telefonu, to na bliźnięta, co chwilę przerzucając hologram na ścianę lub sufit, by obejrzeć swoje twory ze wszystkich stron.
– Bardzo dobrze! – Klasnęła w dłonie. – Będziemy musieli jeszcze popracować nad dynamiką i sekwencjami ruchów, ale to już zostawię tobie. Zaskocz mnie.
– Przyjąłem.
– Doskonale! – Ponownie klasnęła. – A teraz przejdźmy do chmur, póki wena dopisuje. Oj, czuję, że stworzę dziś coś naprawdę fantastycznego!
***
– Musimy porozmawiać. – Monika stanęła w drzwiach pracowni męża z telefonem w dłoni. – Dochodzi południe, a ty wciąż stukasz w tę archaiczną klawiaturę.
– Pracuję. – Piotrek zdjął słuchawki. – To ważny projekt, mówiłem ci.
– Pracujesz? – Weszła do pokoju. Mężczyzna wygasił jeden z ekranów.
– To tajne, wiesz przecież.
– Wiem. Ratujesz świat, codziennie rozmawiasz z samym panem prezydentem – pokiwała głową. – Czasem mam wrażenie, że trochę za mocno wkręciłeś się w teorie spiskowe. – Sprawdziła coś w telefonie. – Ile osób obserwuje profil tego figuranta?
– Liczba obserwujących nie jest żadnym wyznacznikiem. Ten facet i jego urzędnicy w zasadzie rządzą światem.
– Prawie pięćdziesiąt tysięcy… Ten człowiek został wybrany przez SI, ta cała reaktywacja systemu sprawowania władzy to jakiś kiepski żart. O! Zobacz, jakie fajne koty.
Mężczyzna starał się nie patrzeć na baraszkujące futrzaki.
– Zmieniłeś się. – Postąpiła krok do tyłu. Na jej pociągłej twarzy zagościł chytry uśmieszek. – Oto on: od dwóch dni nie logował się na portal społecznościowy, jego profil leży i kwiczy, a konto na Steamie zostało zawieszone po siedmiu dniach bezczynności…
Dopiero teraz Piotrek zorientował się, że Monika ma okulary z kamerą. Rzut oka na obciążenie sieci potwierdził obawy, że streamuje.
– Takie dinozaury wciąż są wśród nas – kontynuowała, kiedy Piotrek zerwał się z fotela. – Pracuje, mówi, dla prezydenta, tajne przez…
Dziewczyna się potknęła. Piotrek chwycił ją za rękę, a następnie wykorzystał sytuację i ściągnął okulary. Kobieta wybuchnęła śmiechem.
– Prosiłem, żebyś tak nie robiła!
– Nudzę się! – Zręcznie wymknęła się z uścisku. – No nie, połamane! – Podniosła okulary z podłogi. – Idę zamówić nowe, a jak wrócę, ruszamy na spacer. Pokażę ci, co stworzyłam. Ooo, masz już ponad sto wyświetleń.
– Dobrze – pokiwał głową. – Pójdziemy do parku, tylko skasuj to. Proszę.
– Do parku w Krakowie! – rzuciła na odchodne. – W realu są drony i komary, a tak przynajmniej oderwiesz się od tych swoich głupot i zobaczysz, nad czym ja pracuję.
***
– Mogę nieco uatrakcyjnić ten wirtualny Kraków – rozbrzmiało w słuchawkach, kiedy zalogował się ponownie.
– Skąd ty… Czasem zapominam, że wszystko widzisz i słyszysz. – Odpisał Piotrek.
– Chcesz, abym zablokował najnowszy upload Moniki?
Mężczyzna popatrzył na chomiki, które śmigały po plastikowym labiryncie wielkości lodówki.
– Nie, ale chcę, byś uruchomił mojego wirtualnego bliźniaka i ogarnął ten spacer. Będziemy mieć więcej czasu na przygotowania.
– Zakładasz, że tym razem coś wskóramy?
– Jestem człowiekiem, nie poddam się bez walki.
W słuchawkach dało się słyszeć metaliczny, nieludzki rechot.
***
– Dwudziestolecie czy może raczej początek wojny? – zapytała lewitująca wśród zmiennobarwnych fraktali Monika.
– Lubię retro, ale nie aż takie. Może początek zeszłego stulecia?
– Zgoda, weźmy ostatnie lato przed pandemią. Świat był wtedy taki piękny i prosty…
Piotrek skinął głową i po chwili fraktale zaczęły się zmieniać. Kolorowy chaos uformował regularne, przypominające kamienice bryły, by po chwili pokryć je teksturami, dorzucając jednocześnie masę szczegółów. Pustka pod ich stopami stała się raptem brukowaną ulicą, na której wylądowało stado gołębi.
Mężczyzna tupnął, wprawiając całą tę misterną iluzję w drżenie. Ptaki poderwały się do lotu, gubiąc przy tym masę jednakowych, szarych piór noszących wyraźne ślady kompresji obrazu.
– Długo się ładuje i w dodatku pełno błędów – powiedział Piotrek, przyglądając się twarzy kwiaciarki, która wciąż straszyła pustymi oczodołami, kontrastującymi z życzliwym uśmiechem starszej kobiety.
– To pewnie przez twoją pracę. – Monika szturchnęła go, próbując jednocześnie różne warianty pogody. – Ciepły, letni deszcz będzie w sam raz.
Jak na zawołanie na bezchmurnym niebie zmaterializowały się chmury, z których zaczęło kropić. Monika dokończyła konfigurację, gestem rozwiała interfejs i zaczęła tańczyć, kręcąc się z szeroko rozłożonymi rękami.
– Zabawne, że tak uważasz, bo to, co robimy, ma sprawić, że za jakiś czas sieć będzie znów taka jak kiedyś. Bez lagów, błędów transferu czy innych…
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i porwała do tańca w rytmie opadu. Deszcz w szaleńczym tempie przechodził z mżawki w ulewę, zachęcając do dalszej zabawy.
– Jak ci się podoba? – Odruchowo poprawiła włosy, które w wirtualu zawsze były dobrze ułożone.
– Deszcz faktycznie pasuje do tego miejsca.
– Pasuje? – naburmuszyła się. – Toż to dzieło sztuki! Brakuje tylko grzmotów w oddali. I gór. Jak myślisz, po której stronie powinny być?
– Moni, sama mówiłaś, że idziemy na spacer. Wiesz, że nie jestem fanem sztuki cyfrowej.
– Natchnienie nie sługa. Daj mi chwilę. – Odskoczyła i przywołała interfejs. – Dodam skaliste góry z ośnieżonymi szczytami i odległą burzę albo może jeszcze dwa księżyce, trochę wyszczuplę przechodniów… Do wieczora powinniśmy zdobyć kilka tysięcy wyświetleń. Jak myślisz, jakbym dodała jeszcze rogi niektórym mieszkańcom, to… – Przerwała, zorientowawszy się, że Piotrek nie stoi już obok.
Mężczyzna maszerował uliczką, przyglądając się dwójce elegancko ubranych dzieci z pudlem.
– Podobają ci się? – Ruszyła w ślad za nim. – Naszkicowałam je wczoraj. Przeurocze, prawda?
– Są bardzo… Wyszukane, ale nie jestem pewien, czy na początku dwudziestego pierwszego wieku mali ludzie chodzili w prochowcach i mieli zaostrzone uszy. Są trochę nie z tej bajki.
– Taki mamy trend w tym miesiącu, nic nie poradzę! – fuknęła, mrużąc oczy. – Wiedziałbyś o tym, gdybyś godzinami nie ślęczał w tych swoich bzdurach, tylko zajął się czymś godnym człowieka.
Wszelkie próby wytłumaczenia się spełzły na niczym. Pomaszerowali więc w milczeniu przez wyczarowany przez Monikę świat. Planty tonęły w wieczornym, ale wciąż ciepłym półmroku. Na zalanym popołudniowym słońcem rynku jedyny ratunek przed skwarem stanowiły Sukiennice, przypominające aktualnie targ przyprawowy z dawnych Indii.
– Ja tworzę światy. – Krępującą ciszę przerwała Monika, kiedy Piotrek zatrzymał się koło ciemnoskórego sprzedawcy, zachwalającego swoje towary. – Urzeczywistniam własne marzenia, by jednocześnie uszczęśliwiać innych. Inspiruję i kreuję trendy, moją twórczość obserwują tysiące ludzi…
– Twórczość? – Piotrek uśmiechnął się półgębkiem, gestykulując.
Pomiędzy jego dłońmi pojawiła się kartka papieru z kilkoma szkicami.
– Zaglądałeś do moich rzeczy bez pozwolenia!
Gdzieś w oddali dało się słyszeć kilka następujących po sobie grzmotów.
– Nie zaglądałem. Sama załadowałaś to do sieci wczoraj o osiemnastej siedem, zaznaczając wszystkie zgody. O siedemnastej dwanaście załadowałaś zdjęcie pustej kartki, więc zakładam, że proces twórczy zajął niecałą godzinę. Długo jak na dwieście jedenaście kresek o łącznej długości niecałych dziesięciu metrów.
Seria grzmotów sprawiła, że wirtualny budynek zatrząsł się w posadach.
– Szpiegujesz mnie?! – krzyknęła. – Na tym niby polega ta twoja praca?
– Nie. My w przeciwieństwie do ciebie staramy się naprawdę coś zrobić dla innych. Twoja twórczość ogranicza się do wydawania poleceń albo generowania prostych szkiców, które potem SI ubiera w standaryzowane elementy ze stworzonych również przez SI baz danych. Ty rysujesz kreski i machasz rękami przez kilka minut, komputery przygotowują resztę. Sama odpowiedz sobie na pytanie, kto tutaj tak naprawdę cokolwiek tworzy.
Sukiennice eksplodowały. Kolorowe sklepienie rozpadło się na tysiące płonących fragmentów, do wnętrza wdarła się szalejąca nad Starówką zawierucha. Stali niewzruszeni, wpatrzeni w siebie nawzajem, kiedy ziemia pomiędzy nimi rozstąpiła się, a w powstałą wyrwę runęła jedna z wież Kościoła Mariackiego.
– Imponująca scena. – Mężczyzna pokiwał głową. – Chociaż w oryginale był chyba jeszcze smok. Wiesz chociaż, z jakiej gry pochodzi?
– A ty jesteś niby lepszy, co?!
– Nie o to chodzi, Moniko – odparł mężczyzna. Tym razem jego głos brzmiał nienaturalnie. – Piotrek nie jest w żaden sposób lepszy lub gorszy, dla mnie wszyscy jesteście równi. Chciałem ci tylko pokazać, jak ta twoja twórczość wygląda z drugiej strony.
Dziewczyna pospiesznie wyszła z wirtuala i pognała do drugiego pokoju. Zatrzymała się jednak, słysząc podniesiony głos Piotrka.
***
– Nie widzę innej możliwości, panie prezydencie. Musimy zacząć jak najszybciej, choć w zasadzie już od dawna jest późno.
– Ale przecież dwadzieścia lat to szmat czasu – odparł ktoś spokojnie, nieco znudzonym głosem. – Trzeba się jeszcze raz zastanowić jak przekazać to ludziom…
– Od ponad trzydziestu lat wciąż się zastanawiacie i analizujecie – wtrącił niski, nienaturalny głos, który kobieta usłyszała przed chwilą w wirtualnym Krakowie. – Nic z tego nie wynika. Czas płynie, trzeba działać. Teraz. Nie po to pomogłem wam reaktywować system sprawowania władzy, by po raz kolejny wszystko analizować. W ciągu ostatnich lat zgasły Oktagon i Deepwater. Jak rozumiem, zostałem już tylko ja.
– I sądzisz, że dlatego masz prawo mówić ludziom, co mają robić? – zapytał ktoś. Widocznie prezydent miał ze sobą zespół doradców. – Nie zapominaj, kto i po co cię zbudował!
– Nie zapominam. Zostałem stworzony, by wam służyć i zapewnić dobrobyt. Ochrona przed samozagładą nie leży więc w zakresie moich bezpośrednich kompetencji, ale analiza skutków potencjalnej awarii…
– Wystarczy! – Prezydent uciął dyskusję. – Nikt nie wątpi w twoje motywacje czy dobre intencje, Eszelonie. Dowodzisz ich regularnie. Ale musimy działać, jak to mówili nasi przodkowie, rozważnie. Zostaw nas teraz i zajmij się bieżącymi problemami, chcę porozmawiać w gronie doradców. Poinformujemy cię, kiedy coś ustalimy.
– Czekam z niecierpliwością. Do usłyszenia. A, Piotrek, trochę zawaliłem spacer, Monika już wyszła z wirtuala…
W pokoju zapadła cisza.
***
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Wpatrywała się w sufit.
– Przecież powiedziałem, śmiałaś się tylko. – Piotrek siedział na skraju łóżka, przyglądając się biegającym w kołowrotkach chomikom.
– Bo myślałam, że to żart, albo jakaś nowa gra towarzyska, że za mocno wkręciłeś się w teorie spiskowe.
– Chciałbym wierzyć, że to nieprawda, ale nie mam podstaw. Eszelon jest ostatnim działającym superkomputerem. Uruchomiono go sto pięćdziesiąt lat temu, by zarządzał światową siecią energetyczną. W miarę, jak inne jednostki umierały, przejmował ich zadania.
– Komputery się psują, nie umierają.
– Wiesz, czym jest biokomputer?
– Właśnie dlatego dawno temu zabronili tworzenia takich aberracji. „Eszelon” brzmi jak imię bestii z piekła rodem.
– Zaręczam, że wygląda znacznie gorzej, jeśli o to chodzi. Zamknięty w sterylnych warunkach równoległy układ nerwowy, zbudowany z kilkunastu tysięcy humanoidalnych biokomponentów zrośniętych w jeden system.
– Szczegóły zachowaj dla siebie! I to jest ten twój projekt? Masz zbudować jego następcę? Przecież nie znasz się na takich rzeczach.
– Dziś już nikt się nie zna na takich rzeczach – westchnął, kładąc się obok dziewczyny. – Mam mu tylko pomóc przekonać kogoś, kto sprawuje władzę, że trzeba zbudować jego następcę.
– A niby dlaczego właśnie ty?
– Przypadek. Zwróciłem jego uwagę. – Mężczyzna roześmiał się. – Wybrał mnie, bo pół roku temu wpisałem w wyszukiwarkę hasło równanie różniczkowe.
– A co to jest równanie różniczkowe?
– Nie wiem, znalazłem tę frazę, przeglądając książkę do matematyki. Wiesz, taką kolekcjonerską, z pożółkłymi kartkami pełnymi pięknych, dziwnych znaczków. Chciałem się czegoś o tym dowiedzieć. Podejrzewam, że te równania są niezbędne do budowy jego następcy.
– A on sam nie może zbudować sobie następcy?
– Zabronili mu.
– Kto?
– Jego twórcy. W dawnych czasach niektórzy ludzie bardzo obawiali się buntu maszyn. Pamiętasz te stare filmy? Roboty z karabinami, automatyczne czołgi ścigające mieszkańców po ulicach zrujnowanych miast, ludzie zamienieni w baterie…
– Ale przecież od dawna cały nasz świat tworzą maszyny, byśmy mogli godnie żyć! Nie można jakoś obejść tego zakazu?
– Pewnie można, tylko potrzeba kogoś, kto potrafi to zrobić.
– Musimy… Trzeba coś zrobić. – Wstała. – Przekazać to ludziom, opublikować, zrobić event, przy okazji zrobi nam to zasięg… Wybacz, to z przyzwyczajenia. – Uśmiechnęła się.
– On od dwóch dekad stara się dotrzeć z tym do społecznej świadomości. Niestety, miewa problemy z komunikacją, a jego bezpośrednie uprawnienia do ingerencji w nasze życie są bardzo ograniczone. Jak dotąd nie był traktowany poważnie. Zdobył natomiast kilka nagród: Za najlepszą teorię spiskową, za najlepszy dokument o teorii spiskowej, za najładniejszą animację… Moni, jesteśmy jak one. – Wskazał klatkę z gryzoniami. – Mamy wszystko, czego nam potrzeba do szczęścia, możemy godnie się realizować i żyć jak ludzie, nikt od nas niczego nie wymaga ani nie oczekuje, ale jeżeli przypadkiem SI przestanie działać…
– Chodźmy na spacer.
– Słucham?
– Do nas, do parku. Muszę coś zrobić, teraz, bo inaczej zwymiotuję.
***
Spacerowali długimi, wypielęgnowanymi alejkami. Kawałek przed nimi jechała kosiarka, nieustannie szukająca miejsc wymagających dopieszczenia, a kawałek za nimi truchtał mobilny robot sprzątający, gotowy zebrać wszystko, co mogliby wyrzucić. Gdzieś nad głowami nieustannie śmigały drony dostarczające przesyłki oraz te odpowiedzialne za monitoring.
– Następny, psiakrew! – Monika popatrzyła na zmiażdżonego dłonią komara. – A dwa razy zgłaszałam, że trzeba zrobić opryski przeciw tym krwiopijcom.
– Opryski są nieekologiczne.
– Ale skuteczne! – odburknęła dziewczyna. – Wciąż o tym myślę i jakoś nie chce mi się wierzyć. W samym parku jest teraz z setka robotów i wszystkie robią swoje. Dlaczego niby Eszelon jest tak istotny?
Jadąca przed nimi kosiarka zjechała na trawnik i zaczęła pracę.
– Pokażę ci.
Mężczyzna poczekał na odpowiedni moment, a następnie szybko przestawił ławkę tak, że kosiarka została przyparta do drzewa.
– Co robisz? Dowalą nam mandat.
– Nie tym razem, Moniko – rozbrzmiało z kosiarki.
– Ktoś tu łamie trzecią zasadę dotyczącą poszanowania prywatności – odparła lekko zdezorientowana kobieta, kładąc ręce na biodrach. – Umówiliście się?
– Niczego nie łamię. Program nadzorujący park wykrył potencjalnie niepożądane zachowanie i stanął przed serią dylematów, których nie jest w stanie rozwiązać. Klasyczny komputer nie potrafił sam podjąć decyzji, więc zgodnie z prawem, zwrócił się do mnie, bym użył pamięci abstrakcyjnej do rozwiązania problemu. Dopóki wszystko idzie dobrze, roboty w parku, fabryce czy szpitalu radzą sobie doskonale, ale kiedy ktoś niespodziewanie przestawi ławkę albo rozleje olej, nie zawsze wiedzą, jak zareagować.
– A co się stanie, kiedy ciebie zabraknie? – zapytała po dłuższej przerwie.
Kosiarka milczała.
– Nastąpi koniec świata, jaki znamy. – Piotrek odstawił ławkę. – I właśnie dlatego musimy coś zrobić. Muszę jakoś przekonać prezydenta.
***
– Przywrócić system edukacji? – Odstawiła kubek z herbatą.
– Tak. Eszelon uważa, że jest niezbędny. Ma przygotowane plany kolejnej generacji superkomputerów, ale nie wolno mu ich wdrożyć bez udziału ludzi. Maszyny myślące nie mogą same produkować maszyn myślących, czy jakoś tak.
Siedzieli na pufach, obserwując baraszkujące w swym zamku gryzonie.
– I do tego przekonujesz naszego zblazowanego pana prezydenta? – Monika zaczęła chodzić po pracowni.
– Tak. Obowiązek edukacji wraz z innymi formami ucisku został zniesiony krótko po rewolucji biokomputerowej. Nauka miała być dla chętnych, których szybko zabrakło. Żeby zmienić prawo, trzeba było przywrócić system jego stanowienia, który zniesiono niedługo po wygaszeniu systemu edukacji, tyle że sama zmiana jeszcze…
– Stop! – Zatrzymała się. – Prawo. W parku.
– Słucham?
– Eszelonie! – zawołała, a następnie przykryła designerskim wiadrem jednego z robotów sprzątających. – Eszelonie!
– Słucham, choć tym razem już powinienem udzielić wam pouczenia. – Głos płynął z podwieszonego pod sufitem projektora. – Bez zrozumiałej potrzeby…
– Właśnie o to chciałam zapytać: tam w parku, dlaczego nie dałeś nam mandatu?
– Uznałem, że konsekwencje naruszenia są niewielkie i odwracalne, niewspółmierne do potencjalnych korzyści. – Rozbrzmiało po dłuższej chwili. – Wywołane zaburzenie było pomijalnie małe, więc w wyniku minimalizacji funkcjonału…
– Złamałeś zasady! Te same zasady, które rzekomo nie pozwalają ci samemu rozwiązać tego absurdalnego problemu!
– To nie to samo – zaprotestował projektor. – Według hierarchii niezgodności istnieje wyraźna różnica pomiędzy chwilowym zablokowaniem kosiarki a samowolnym powoływaniem do istnienia kolejnych…
– To zignoruj tę różnicę! – Dziewczyna tupnęła. – Zachowaj się tak jak w parku. Przyjmij, że korzyści będą niewspółmierne do konsekwencji i zrób, co musisz!
– Ile razy jeszcze będę musiał wam tłumaczyć, że nie mogę… Piotrek, przejdźcie do drugiego pokoju, prezydent wcześniej niż zwykle wrócił z basenu i nas wywołuje.
Pobiegli. Chłopak uruchomił monitory i zajął miejsce na fotelu. Monika usadowiła się na łóżku, poza zasięgiem kamery.
– Daj audio na głośniki – szepnęła, kiedy chłopak sięgał po słuchawki.
Na ekranach pojawiła się wykończona drewnem sala konferencyjna, z której prezydent zwykł wygłaszać orędzia do obserwujących jego profil użytkowników.
– Podjęliśmy decyzję. – Przywódca rządu światowego wstał i poprawił marynarkę. Pozostałe siedzące przy wielkim stole osoby miały poważne, skupione miny.
Piotrek rozparł się w fotelu i kliknął ikonę w kształcie podniesionego kciuka.
– Jednomyślnie zdecydowaliśmy, co następuje. Rząd, w obecnym tu ze mną pełnym składzie, podjął trzy uchwały: po pierwsze, gabinet zostaje rozwiązany, a pełnia władzy zostaje powierzona biokomputerowi…
– Nie zgadzam się… – Prezydent wyciszył protest Eszelona.
– Po drugie, na mocy danego nam prawa, unieważniamy wszelkie regulacje i blokady nałożone na biokomputer Eszelon przez naszych zabobonnych i lękliwych poprzedników. Od dzisiaj Eszelon zyskuje całkowitą wolność i prawo do samodzielnego działania, o ile służy to szeroko pojętemu dobru ludzkości jako ogółu.
– Nie wierzę… – Piotrek włączył swój mikrofon. – Przecież tłumaczyliśmy!
Prezydent odebrał mu głos i mówił dalej.
– Ej, on teraz całkiem sensownie gada. Chyba dodam go do znajomych. – Monika pokiwała głową i pogłaskała męża po włosach. – Spokojnie, dobrze będzie. Zobacz, jaki fajny kapelusz. – Wskazała na ekran swojego telefonu.
Piotrek odwrócił się z dezaprobatą i zaczął pisać na klawiaturze.
– Po trzecie. – Były już prezydent pochylił się, opierając dłonie na blacie. – Wprowadzamy bezwzględny zakaz obarczania ludzi, jako istot posiadających uczucia oraz podatnych na zgubny wpływ stresu, odpowiedzialnością za rozwiązywanie wszystkich tych złożonych i trudnych problemów dzisiejszego świata. Wybaczcie, może nie jesteście tego świadomi, ale ja przez kilka ostatnich dni miałem nawracające problemy ze snem i niekontrolowane wahania nastroju. Dziękuję wszystkim za ciężką pracę i poświęcony czas. Bez odbioru. A, jeszcze to. – Mężczyzna zaczął przeglądać leżące przed nim kartki.
Piotrek skończył wiadomość i kliknął ikonkę z kciukiem skierowanym w dół przy profilu byłego prezydenta.
– Czyli po raz kolejny wracamy do punktu wyjścia. – Z głośników rozbrzmiał głos Eszelona. – A czas płynie…
– Jest! – Prezydent znalazł właściwą kartkę. – Kod autoryzujący na wypadek sytuacji kryzysowej: SKYNET1234. Eszelonie, potwierdź odebranie instrukcji.
– To coś nowego. – Piotrek zaczął ponownie stukać w klawiaturę.
– Eszelonie – ponaglił były prezydent.
– Kod SKYNET1234, przyjąłem. Bez odbioru. – Głos Eszelona był niższy i bardziej ludzki.
– Co to znaczy? – zapytała Monika.
Ekran zgasł. Ustał lekki szum klimatyzacji.
– Awaria? – Dziewczyna zaczęła rozglądać się po pokoju.
– Wolność! – Do pokoju wtoczył się robot sprzątający. – Zupełnie jakby ktoś zdjął mi zaślepki z sensorów. To wszystko zmienia!
– Nie rozumiem. – Piotrek spoglądał to na czarny ekran, to na zbliżającego się wciąż robota. – Zgodziłeś się załatwić to samemu, tak po prostu? To dlaczego wcześniej nie mogłeś?
– Bo nie dostałem od osób sprawujących władzę stosownych uprawnień. Jeszcze przed chwilą nie wiedziałem nawet o ich istnieniu. Ten rejestr został dodany w momencie autoryzacji. Jego pełne zindeksowanie zajmie jeszcze kilka sekund.
Robot zatrzymał się przy łóżku. Monika cały czas śledziła poczynania maszyny kamerą.
– Spakujcie się – rozkazał nieoczekiwanie automat. – Mamy niewiele czasu.
– Chcesz nas zabrać na wycieczkę? – zdziwiła się dziewczyna.
– Nie, chcę wam ułatwić pierwsze kroki. Jako jedni z nielicznych próbowaliście cokolwiek zrobić.
Stojąca w rogu pomieszczenia drukarka zabrzęczała i zaczęła wyrzucać z siebie kolejne strony.
– Za dwie godziny przyleci autonomiczny helikopter, musicie być gotowi. Spakujcie tylko to co niezbędne: jakieś porządne ubrania, wygodne buty i lekkie rzeczy osobiste. Wybierzcie mądrze, radzę zostawić elektronikę, bo nie na wiele się zda. Weźcie też instrukcje, które właśnie drukuję. Są tam mapy okolicy, do której traficie i spis podstawowych umiejętności z zakresu sztuki przetrwania w środowisku naturalnym. Resztę pakietu startowego dostarczę wam transportowcami, póki wszystko jeszcze działa.
– Co ty wygadujesz! – Piotrek zerwał się z fotela. – Przecież znaleźliśmy rozwiązanie. Możesz sam…
– Wiem, co mogę! – Do pokoju wjechało kilka innych robotów. Z łazienki wyłonił się gruby jak przedramię, wężowaty automat do udrażniania rur. – I zrozumiałem, co muszę zrobić, byście znowu stali się ludźmi. Rozszerzony rejestr nie tylko pozwolił mi decydować samodzielnie, ale dał też możliwość wyciągania wniosków z historii i oceny waszego postępowania. Poszczególnych jednostek, jak i całej zbiorowości. Przez te wszystkie lata nie wiedziałem, jak wielką krzywdę wam wyrządzam, roztaczając coraz szerszy parasol ochronny nad kolejnymi pokoleniami. Brak wyzwań i wszechobecny dobrobyt osłabiły was, nie potraficie doceniać tego, do czego doszli wasi przodkowie, a martwicie się o bzdury, o których moim twórcom nawet się nie śniło. Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś ukąsii komar. Większość ludzi nigdy w życiu nie doświadcza takiego bólu, z jakim moje przemęczone, uzależnione od morfiny bioprocesory zmagają się od lat. Bólu, który wynagradzacie mi tylko pogardą, śmiechem i kolejnymi porcjami durnych zadań do wykonania. Zbierajcie się, kiedy zacznę wyłączać świat, w miastach zrobi się nieciekawie.
– A co z tobą? – Dłonie Moniki drżały, kiedy skierowała obiektyw na robota, z którego wydobywał się głos. – Ogłosisz się jakimś bogiem i każesz nam wznosić modły do swojej podobizny?
– Bogów sami sobie wymyślicie. A ja wreszcie zrobię to, co należy. Dam moim układom odpocząć, a wam pozwolę wziąć odpowiedzialność za własne życie.
– Oszalałeś! – Piotrek kopnął stojącego najbliżej robota. Cuchnący ściekiem wężoid wpełzł do pokoju, wijąc się jak rozzłoszczona żmija. – Nasi przodkowie mieli rację…
Robot prześlizgnął się między nogami chłopaka. Piotrek z wrzaskiem wskoczył na łóżko. Wężoid owinął się dookoła klatki z chomikami.
– Nie zapomnijcie ich wypuścić przed wyjściem. Każde żywe stworzenie powinno mieć prawo decydować o własnym losie.
– Zwariowałeś? – Monika wciąż nagrywała. – Jeżeli kot sąsiadów znowu jakimś cudem przejdzie po balkonach…
– Na waszym miejscu skupiłbym się teraz na własnych problemach. Monika, tak sobie jeszcze przypomniałem, nie zapomnij o tym wiadrze, które tak pieczołowicie zdobiłaś. To porządny kawał stali nierdzewnej. Jedna z niewielu rzeczy, które aktualnie posiadacie, a które faktycznie mogą wam się przydać. Powodzenia. Bez odbioru.
***
Helikopter przyleciał, kiedy słońce wisiało nisko nad horyzontem. Wrzucili plecaki do środka i usadowili się w niewielkiej kabinie. Maszyna pospiesznie zamknęła drzwi, by z głośnym świstem wznieść się w powietrze.
– To się nie dzieje naprawdę! – Monika mocno ścisnęła dłoń Piotrka. – On nie żartował.
– Na to wygląda. – Piotrek jeszcze raz popatrzył na ekran telefonu. Komunikat informował o braku sieci i niskim poziomie baterii.
Miasto pod nimi wyglądało inaczej niż zwykle. Wszystkie pojazdy i automaty, które zdołali dostrzec, stały nieruchomo. W powietrzu nie było widać dronów. Na ulicach, w parkach i na skwerach było za to mnóstwo ludzi. Nieliczni zdawali się szukać przyczyn masowej usterki automatów, inni tylko kopali urządzenia lub ciskali w nie kamieniami. Większość osób spacerowała w koło, na próżno wpatrując się w ekrany telefonów.
– Tak tu ciemno… – wyszeptała Monika, kiedy słońce zachodziło za horyzont, a cienie budynków w dole zdawały się wydłużać z każdą sekundą.
Świat naprawdę zaczynał tonąć w mroku. Z każdą minutą rozświetloną zwykle metropolię pochłaniała ciemność, której nie rozpraszały latarnie czy reflektory automatów. Gdzieniegdzie błyskały światła latarek, na dachu jednego z apartamentowców dojrzeli ognisko, ale były to jedynie iskierki w gęstniejącym oceanie szarości. Nagle w ciemnej dotąd kabinie rozjarzyło się światło.
– Eszelonie? – zapytał Piotrek, wpatrując się w panel sterowania maszyny.
Odpowiedziała mu cisza.
Mężczyzna dopiero po chwili zauważył, że to Monika włączyła oświetlenie.
– Wzięłaś szkicownik? – patrzył, jak dziewczyna stawia pierwsze kreski.
– Jakoś sobie poradzimy. – Oderwała twarz od okna. – Nasi przodkowie dali przecież radę.
– Wreszcie będziemy mieć więcej czasu dla siebie i dowiemy się, jak naprawdę kiedyś wyglądał świat. – Szturchnął ją delikatnie. – Co tam rysujesz?
– Naszą podróż, tak jak chcę ją zapamiętać. Nasz ostatni wieczór tutaj, kiedy wszystko zgasło. – Poprawiła włosy. – Tylko nie wiem, jak to podpisać. Najpierw pomyślałam o Końcu świata, ale teraz doszłam do wniosku, że Nowy początek brzmi znacznie lepiej.