- publicystyka: Recenzja "Sucker punch", czyli dlaczego należy ufać pierwszemu wrażeniu

publicystyka:

Recenzja "Sucker punch", czyli dlaczego należy ufać pierwszemu wrażeniu

Od premiery minęło już trochę czasu, ale przez całą długość filmu przychodziły mi do głowy teksty do oceny tegoż i zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać.

 

 

Kiedyś, kiedy byłam młoda i naiwna, marzyłam o tym, by ktoś wreszcie nakręcił film z rozmachem charakteryzującym gry komputerowe. Film, w którym byłyby prawdziwie dziwne i realistyczne humanoidy, rozległe fantastyczne scenerie, cały bestiariusz starannie animowanych potworów i dynamiczne sceny walki. ,,Avatar” Jamesa Camerona poniekąd spełnił moje wymagania, choć fabularnie leży i kwiczy. Co zaś się tyczy „Sucker punch”... zaczęłam żałować, że w ogóle kiedykolwiek miałam takie marzenie.

 

Z angielskiego orłem nie jestem, ale na względnie przyzwoitym poziomie porozumieć się z drugim człowiekiem potrafię. Nie potrafię za to znaleźć żadnego sensownego tłumaczenia i wyjaśnienia dla tytułu tegoż filmu. „Sucker punch”. O ile punch może być jeszcze zrozumiane w kontekście fabuły jako widowisko kukiełkowe (za słownikiem Ling), tak sucker wydaje mi się jakieś takie dziwne i nie miejscu. Może to coś w stylu „Pawia królowej”, gdzie tytułowy paw może być interpretowany tylko i wyłącznie jako literackie wymiociny naszej rodzimej autorki Doroty Masłowskiej; może obecność słowa suck wskazuje na to, że film ssie? W mojej opinii niestety tak właśnie jest.

 

Główną bohaterką najnowszej produkcji Zacka Snydera (twórcy filmów takich jak „300” czy „Legendy sowiego królestwa”) jest Baby Doll – dziewczę o smutnej twarzyczce laleczki dollfie i platynowych kiteczkach, które ani na moment przez godzinę i 49 minut trwania filmu się nie rozluźniają. Ojczym, rozeźlony nieuwzględnieniem go w testamencie zmarłej żony, zabija siostrę Baby Doll, a ją samą umieszcza w ośrodku dla chorych umysłowo. Który po pięciu minutach posępnego wstępu przestaje wyglądać jak ośrodek dla chorych umysłowo, a zaczyna jak ponury burdel, w którym zupełnie normalne i zdrowe na umyśle dziewczyny tańczą dla swoich „klientów”. Mamy też smaczek w postaci polskiej pani psycholog (będącej tak naprawdę kimś w rodzaju choreografa, bo jej rola jako psycholog jest znikoma), która ma na imię Wiera i jest „Polką” tylko dlatego że eleganckie panie w średnim wieku są sexy, jak mają obcy akcent – tu brzmiący bardziej na rosyjski, co w połączeniu z jej imieniem każe mi myśleć, że reżyser miał pałę z geografii. Baby Doll okazuje się mieć niezwykły talent do tańca – zaskakujące – i potrafi zahipnotyzować tym męską publiczność, a jednocześnie – to element fantasy – sama odbywa wtedy mentalną podróż do świata, w którym toczy widowiskową walkę z przeciwnikami różnej maści. Podstarzały mentor pojawiający się w jej wizjach podpowiada jej, jak wykorzystać te umiejętności do ucieczki z ośrodka i tym samym uniknąć czekającego ją za kilka dni zabiegu lobotomii, po którym stałaby się warzywem i nie mogłaby zeznawać przeciw ojczymowi.

 

I tu zaczynają się strome schody, po których film nieubłaganie stacza się w dół. Baby Doll w fantazyjnych wycieczkach pomagają cztery dziewczęta o równie pretensjonalnych imionach (to jest Sweet Pea, Rocket, Amber i Blondie). Mają za zadanie zebrać cztery przedmioty mające pomóc im w ucieczce. Samo to rozwiązanie fabularne sprawiło, że film dłużył mi się niemiłosiernie, bo myślałam tylko o tym, ile to jeszcze potrwa, zanim wreszcie zbiorą wszystkie swoje artefakty. Żadnego zaskoczenia, bo wiadomo, że mają już to i to, brakuje jeszcze tego i tamtego, a niepowodzenie po drodze jest równie przewidywalne jak i jego brak. Tak więc dziewczyny zbierają swoje znajdźki w wyimaginowanych misjach, w których odziane w stroje japońskich uczennic sieką zastępy mechanicznych Niemców/goblinów/androidów/właściwie-to-wszystko-jedno-kogo katanami i pistoletami, do których przyczepione są takie małe breloczki jak do telefonów komórkowych. Walki może i są efektowne, ale tylu scen slow motion, ile jest w „Sucker punch”, nie zobaczyłam przez całe dotychczasowe życie. Idąc dalej inspiracją grami komputerowymi, przez każdą taką sekwencję potyczki dziewczynom włos ze ślicznych główek nie spada, makijaż się nie rozmazuje ani włos nie czochrze, dzięki czemu przez cały czas są śliczne, ponętne i takie, że podejdź do mnie i mnie zgwałć. Naprawdę nie wiem, jaki cel temu przyświecał, poza cieszeniem oka i zawartości slipek męskiej widowni. Z tym drugim to żadna ironia, bo poza światem fantazji wychowanki ośrodka chodzą głównie w gorsetach i minispódniczkach lub sukienkach.

 

Już po trailerze spodziewałam się, z jakiego rodzaju filmem będę mieć do czynienia, ale nie sądziłam, że będzie AŻ TAK zły. Jedyne, co zasługuje na pochwałę, to muzyka. Klimatyczne, melancholijne wykonanie takich utworów jak „Sweet dreams” czy „White rabbit” nadaje całości niepokojącego charakteru. Sam soundtrack jednak, nie wiadomo jak genialny, nie uratuje filmu, który jest po prostu słaby. Poprzedni film Snydera, „Legendy sowiego królestwa”, mimo przewidywalnej fabuły bardziej przypadł mi do gustu. Może reżyser powinien mniej się skupić na efektach komputerowych (których nagromadzenie w „Sucker punch” sprawia, że każdy z osobna wygląda raczej słabo), a bardziej na fabule.

Komentarze

Przyznam, że miałem identyczne wrażenia po obejrzeniu tego filmu. Wstępna scena jest naprawdę dobra, potem niestety jest tylko znacznie gorzej i poziom spada po równi pochyłej aż do samego końca. Ścieżka dźwiękowa rzeczywiście wyróżnia się na plus.

Wydaje mi się, że kilkuwarstwowa konstrukcja świata w filmie jest nieco subtelniejsza, bo obnraz psychiatryka jako klubu tanecznego tez nie jest rzeczywistoscią tego zakładu, a pewną imaginacją. Oczywiście, jak zauwazylaś w recenzj, film całkiem dobrze zajmował się cieszeniem oka i zawartości slipek męskiej widowni (może z tymi slipkami, jako stateczny już pan, dałem sobie spokój ;) ), ale czarował też obrazami, animacjami, walkami. 
I na koniec taka refleksja. Od dosyć długiego już czasu chodzę do kina nie oczekując wiele i z założeniem, że wyłaczam fizyczne, naukowe postrzeganie świata. To sprawia, że nie meczę się biezącą analizą i nie jestem rozczarowany. Jakość filmu zaśoceniam iloscią zerkniec na zegarek. Na "Sucker Punch" zerknałem ledwie dwa, może trzy razy.  {Ostatnio, będąc z żoną na "Oh Karol 2" połowe czasu spedziłem sprawdzajac stan wskazówek ;)}

Trochę ta recenzja kuleje, bo raz zaciemnia prosty w zasadzie obraz trójwarstwowej rzeczywistości, o którym wspomina ilbastro, a dwa - jak się już bierzę za analizowanie tytułu, to wypada wklepać w Google jakiś słownik, chociażby niezastąpiony Urban Dictionary i od razu wiadomo, że zwrot sucker punch jak najbardziej istnieje i ma sens. Jest to określenie nieucziwego ataku z zaskoczenia (np. od tyłu), a sucker denotuje poddanego takiej zagrywce, który nie zdołał się obronić.

Ja przyznam, że po nawale negatywnych recenzji przysiadłem do filmu oczekując jedynie scen rozwałki eksploatujących tematy, które są mi bliskie od dziecka (mechy, naziści-zombie, walki ze smokiem - Michał R. Wiśniewski, choć IMO delikatnie zagalopował się z dodawaniem Sucker Punch znaczeń, słusznie komentował, że w scenach "batalistycznych" chodzi o eksplorację czterech estetyk-fetyszy: anime, cyberpunka, steam czy może diesel punku, fantasy). Zdziwiło mnie więc, że nie są one aż tak istotne dla samego filmu, jakby wynikało, a Snyder rzeczywiście próbował zrobić jakieś ciekawsze, niestandardowe tło dla czystego funu rozwałki. Ba, na końcu znalazł się interesujący twist (SPOILER!!! - okazuje się, że wcale nie wokół głównej bohaterki kręci się cały ten cyrk) i dodatkowa zabawa z granicami rzeczywistości i ułudy.
Nie chodzi mi o peany pochwalne, bo film jest zasadniczo nieudany. Fabułka jest prościutka jak drut, a granie na emocjach nie wychodzi dobrze, gdy żadna z aktorek właściwie nie gra. No, i scena z pociągiem i robotami strasznie mnie zawiodła. Ale nie powiem jednocześnie, że zmarnował mój czas. Myślę, że jako zły-ale-mający-w-sobie-coś obraz znajdzie sobie wąskie, ale wierne zaplecze miłośników (jak choćby też hołubiony przez MRW i też nie tak koszmarny,jak się piszę zwykle Speed Racer).

Also, narzekanie na slow motion i bullet time'y wszelakie, jeśli miało się świadomość, że idzie się na film Snydera, jest raczej pozbawione sensu. Od razu wiadomo, że połowa filmu będzie w spowolnieniu, taki reżyser.

Google (nie tylko Translate) zmęczyłam widać niewystarczająco w poszukiwaniu tłumaczenia. Ale gafa, ulala. oO

W zakończeniu nie odniosłam takiego wrażenia. Cała akcja nie tyle się kręciła ,,tak naprawdę" wokół innej bohaterki, tylko nagle bohaterkę zmieniła. Zbyt wielkiej filozofii bym się tu nie doszukiwała, w tych nerdowskich fetyszach też, poza tym, że są. ;P

W twiście nie ma większej filozofii, mnie zaskoczyło po prostu, że próbowano zrobić coś z prostym schemacikiem. Czy się udało, nie wiem, ja nie byłem dość spostrzegawczy, by go przewidzieć. Ogólnie we wszystkich recenzjach nie zwracano uwagę, że Snyderowi chciało się próbować bawić z tym, co robi. Bezpieczniejsze, w mojej opinii, byłoby wszak nakręcenie filmu akcji, który nie bawi się w poziomy rzeczywistości, filtrowanie zdarzeń wyobraźnią i i tego typu zagrywki, tylko wszystkie te dobroci typu mechy przedstawia w postaci jakiejś usprawiedliwiającej je historii czysto science-fiction czy fantasy. A, że to nie wyszło za dobrze? Nieudany eksperyment też liczy się jako eksperyment.

Zastanawia mnie, że ten film akurat stał się aż takim workiem treningowym nie tyle nawet dla krytyków ogólnofilmowych, co dla nerdów (niektóre opinie, jak recenzja na io9, są masakrycznie przesadzone). Nie jest "dobrym" filmem, jeśli patrzeć po całokształcie, ale też nie jest to jakieś dno i metr mułu w typie "The Spirit".

Errata
Przedstawić, nie przedstawia.

Heh, czasem lubię przeczytać recenzje tak znęcające się nad jakimś filmem :D W moim prywatnym rankingu Najgorszych Filmów Świata króluje "Tropiciel" (Wiking wychowany przez Indian zabija Wikingów, którzy zabijają Indian), widzę że w Twoim Sucker Punch dotarł bardzo wysoko ;) A poza tym mam tak, że czasem bardzo negatywna recenzja bardzo zachęca mnie do obejrzenia filmu :D Twoja naprawdę mnie zachęciła.

Dreammy, w sumie mam podobnie. To chyba dlatego że lubię się znęcać nad naprawdę kiepskimi filmami/książkami/etc. :D ,,Tropiciel" też był zacny, wytrwałam do połowy.

:(
Sucker Punch mnie zaskoczył. Na plus. I w sumie m.r.w w zalinkowanej przez M.Bizzare recenzji oddał moje przemyślenia.
Nie wiem czemu ten ogólnie smutny film, dostał takie baty od krytyków, a szczególnie nerdowskich krytyków. Czyżby oskarżenia mrw, że wywołuje nadmierne poczucie winy, w trakcie gdy powinno cieszyć się "poruszeniem w slipkach", są prawdziwe?

Autorko - sceny burdelowe to też sceny z wyobraźni. Wyjaśnia to Snyder bardzo łopatologicznie w samej końcówce :P
pozdrawiam

Zwrot 'sucker punch' można również znaleźć na lingu.

Mnie film się podobał, może dlatego, że nie miałam żadnych oczekiwań wobec niego. Mamy tu młodą dziewczynę, która, przynajmniej z tego, co ja zauważyłam w onirycznym  wstępie, chciała zabić ojczyma, ale przypadkiem zastrzeliła siostrę. Myślę, że z tego powodu na końcu pozwoliła się "ukarać'. W każdym bądź razie zakończenie mnie zaskoczyło i zasmuciło.
Co do tego, że dziewczyny walczą w czyściutkim strojach a la japońskie uczennice i nawet fryzura im się nie zmierzwiła - w końcu wszystko dzieje się w jej głowie. Akurat w tym filmie mi to nie przeszkadzało.
Jak dla mnie pod pozorem lekkich "snów w śnie" czy raczej "marzeń w marzeniach" przedstawiono czy przynajmniej próbowano przedstawić coś głębszego. A do tego świetna muzyka. Z przyjemnością go obejrzałam po tylu gniotach, które ostatnio są nam serwowane. I myślę, że czymś podobnym może być teraz "Sleeping Beauty", pytanie, czy trafi u nas do kin..

Jestem wielką wielbicielką tego filmu, jak widzę jest nas niewielu:)
 Lubię w nim grę konwencjami, odwołania do ikon popkultury i wyimaginowaną poetykę "piękna wojny". Rozumiem twoje zarzuty dotyczące czystych sukienek, pretensjonalnych imion czy banalności questu, ale od początku wydawalo mi się to zamierzoną przez Snydera grą, cudzysłowiem, specyficzną estetyczną konwencją. Oglądając film w takim kontekście zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Jeśli jednak nie zrobi się takiego zalożenia, albo jeśli się go ogląda jak zwykły "fantastyczny" film, faktycznie przyznaję, może zmęczyć, znudzić, zniechęcić i wzbudzić pytanie: ale o co chodzi?
Ja jednak zostałam tak uwiedziona tym filmem, że popełniłam nawet o nim felieton, bo estetyczne pomysły Snydera i pokrętna wbrew pozorom fabuła, łacznie z ową amerykańską wykładnią psychologiczną, zupełnie mnie oszołomiły i ucieszyły, jak dziecko. Pomijając, że to faktycznie smutny film.

lucy cykor, chętnie przeczytam ten felieton. Zamieszczałaś go gdzieś?

Obejrzę kiedyś ten film chyba tylko po to, że czasami trzeba obejrzeć coś naprawdę złego, żeby docenić filmy "tylko" przeciętne. ;)

"Kiedyś, kiedy byłam młoda i naiwna..."

@Winky, kochanie, nie przejmuj się! W dalszym ciągu taka pozostajesz! ;)

Widać to doskonale po tym, jak odbierasz filmy. I jeszcze pisujesz recenzje, choć właściwie niczego z tego filmu nie zrozumiałaś! Tak mi podniosłaś ciśnienie, że aż się zarejestrowałem na tym forum... (właściwie to dziwne, że nie zrobiłem tego wcześniej, gdyż "Fantastykę" czytam od pierwszego numeru - więc może dobrze się stało... ;))

Otóż dziewczyno, film, mimo pozornej płycizny, wyglądając na produkt lekki, łatwy i przyjemny - wcale takim nie jest. Oczywiście, jak ktoś ma braki intelektualne lub jest niewymagającym widzem i nie drąży tematu - to warstwa wizualna może go zwieść. Tak właśnie zwiodła ciebie, skoro przedkładasz nad "Sucker Punch" równie efektowny wizualnie, choć skierowany raczej do dzieci film o królestwie sów...

Nie rozpuszczając się dłużej, tłumaczę:

FILM TEN JEST HOŁDEM DLA WSZYSTKICH OFIAR PONUREGO PROCEDERU, JAKIM BYŁ ZABIEG LOBOTOMII PRZEDCZOŁOWEJ! Oraz innych, niewinnych ofiar zamkniętych zakładów psychiatrycznych...

Pomijając fakt, że dzieje się głównie w warstwie wyobraźni (dokąd ucieka główna bohaterka), zatem wszelkie pomieszanie z poplątaniem jest dopuszczalne (niczym w "Matrixie"), to jednak sceny dotyczące rzeczywistości są raczej koszmarne. Dziwne, że kobiety to jakoś nie poruszyło, szczególnie, że dziewczyny z ośrodka szantażem i przemocą zmuszane są do świadczenia usług seksualnych, a nasz "psychiatryk" to taki ekskluzywny burdel...

"Żadnego zaskoczenia", "włos z głowy nie spada"? Chyba widzieliśmy inny film... Mnie się wydaje że spada i to nie tylko włos, ale niejeden łeb. Tak ciężko rozgraniczyć sen od jawy? I nie zaskoczyło cię, że film nie kończy się dobrze, choć był taki "lukierkowy", a zwycięsko z całej sytuacji wychodzi postać drugoplanowa???

Mną ten film wstrząsnął. I dał do myślenia. Na tyle, że choć znałem temat, poczytałem sobie na nowo o lobotomii wykonywanej szpikulcem do lodu, z której kilku cwaniaków zrobiło sobie dochodowy biznes, a kilku innych, skwapliwie z nowych "możliwości" skorzystało. Nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności, mimo olbrzymiej śmiertelności, niewielkiej skuteczności i straszliwych spustoszeń w psychice pacjentów, powodowanej zabiegiem.

Film dobrze pokazuje wynaturzenia, do jakich doszło z czasem. Zabieg traktowano jak receptę na wszystko i aplikowano jak aspirynę... Wyobraź sobie, że zabieg zlecali rodzice, żeby im dzieci dały spokojnie spać! Nawet ojciec Kennedy'ego, załatwił swoją córeczkę w ten sposób, bo sprawiała mu kłopoty natury obyczajowej. Do końca długiego życia pozostała w ośrodku dla obłąkanych...

A jak się postudjuje trochę historię tego koszmaru, to łatwo już wyłapać takie smaczki, jak osoba "podstarzałego mentora" która tak cię drażni. Ostatecznie okazał się kierowcą autobusu...

A właśnie pewien kierowca autobusu, walnie przyczynił się swoją historią do zaprzestania tego typu zabiegów...

Ale jak ktoś sobie z góry założył, że film jest prosty i płytki, bo laska w stroju uczennicy lata sobie z kataną po wsi i wycina w pień hordy wszelakiego plugastwa, tak dla seksu, sportu i dobrej zabawy - to już jego sprawa. Widocznie do niektórych obrazów trzeba dorosnąć...

Amen.

 

Nowa Fantastyka