- publicystyka: Recenzja ,,Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu

publicystyka:

Recenzja ,,Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu

Fabuła książki ,,Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu'' Johna Flanagana opiera się na prostym, znanym zarysie. Jest to historia piętnastolatka, który w Dniu Wyboru (czytaj: W dniu, w którym wszystkich młodzieńców przyporządkowywano nauczycielom danego fachu) chce trafić do szkoły rycerskiej. Wie jednak, że nie ma najmniejszych szans, bo brak mu predyspozycji. Jest za to sprytny i zwinny. Dostrzega to zwiadowca – Halt. I tak Will (tak bowiem nazywa się nasz bohater) trafia pod opiekę zwiadowcy i szkoli się w skradaniu, strzelaniu z łuku, wspinaniu itp.

Przyznać muszę, że pierwsze kilkanaście stron było nieco odrzucające. Już w pierwszym zdaniu Autor, mym zdaniem, nie popisał się kunsztem. Widać w nim naśladownictwo Tolkiena. Oto ono:

 

Morgarath, władca Gór Deszczu i Nocy, niegdysiejszy baron Gorlandu w królestwie Araluen, wodził wzrokiem dookoła, spoglądając na ponury krajobraz swego jałowego i spłukanego deszczem królestwa i przeklinał pod nosem; przeklinał nie pierwszy i nawet nie tysięczny już raz.

 

Może Was takie zdanie nie odrzucić, to tylko moje wrażenia. Jednak, przymknąwszy na to oko, czytałem dalej. A dalej było już tylko lepiej. Co prawda do czasu rozpoczęcia nauk Willa myślałem, że nie dotrwam do końca. Jednak, gdy nauki się już zaczęły, zaczęło robić się ciekawie.

 

Fachowe opisy owych nauk świadczą o tym, że Autor zna się na rzeczy. Opisy walk, strzelania z łuku, sztuki skradania się i krycia w cieniu, a także wspinaczki, są długie. Nie porywają, lecz są realistyczne. Można się z nich nawet czegoś nauczyć. Może nie powinienem porównywać, ale jednak to zrobię. Porównam do opisów walki w ,,Wiedźminie'' Sapkowskiego. Tamte opisy są może bardziej dynamicznie i wciągające, lecz, gdyby naprawdę spróbować walczyć w ten sposób, można by jedynie zebrać niezły łomot. Do tego (mowa wciąż o Wiedźminie) nieźle się to czyta, ale niekiedy nie można zrozumieć, o co w ogóle chodzi. Różnorakie dextery, finty i sinstry to techniki nieznane przeciętnemu czytelnikowi. Zaś John Flanagan zapewnia nam opis szczegółowy, a do tego prawdziwy. Pouczający wręcz. Nie mówię oczywiście, że po przeczytaniu można spokojnie złożyć podanie do zakonu Asasynów, ale jednak prawdziwość tych opisów to duża zaleta.

 

Kolejną zaletą jest dobra gra na emocjach czytelnika. Równolegle do historii Willa Autor ukazuje nam jak radzi sobie jego kolega z sierocińca, który to dostał się do szkoły rycerskiej. Flanagan zręcznie sprawia, że utożsamiamy się z nim, a później kilku osiłków sprawia mu niezły łomot, dyskryminuje, wyzywa i niszczy życie. Potem jednak nasz niedoszły rycerz odpowiada pięknym za nadobne, ale lepiej się na ten temat nie rozpisywać. Nie chcę dawać spoilerów.

 

Do wad dopisać mogę jeszcze niezbyt wyszukany styl. Po raz kolejny kłania się tutaj nieudane naśladownictwo Tolkiena. Raczej nie jest to bowiem wina tłumacza (Stanisław Kroszczyński).

 

I jeszcze jedno. Bardzo mało tutaj fantastyki! Są może wymyślone krainy, ale nie zamieszkują ich elfy, krasnale, magowie ani inne fantastyczne postaci. Flanagan ograniczył się do zaledwie kilku zmyślonych stworów, z którymi pod koniec musieli się uporać.

 

Nie dość tego, podtytuł nie jest zbyt trafny. Ruiny Gorlandu to po prostu miejsce akcji ostatniej części książki.

 

Podsumowując, polecić mogę to ludziom szukającym niezbyt wyszukanych, prostych historii (tzw. Kiczowatych odstresowywaczy). Spodobać się to może też czytelnikom naprawdę młodym, którzy swą przygodę z fantastyką dopiero zaczynają.

Komentarze

Drobna uwaga. Tytuł brzmi "Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu", a nie Gorlandu.

Rzeczywiście. Sorki, niedopatrzenie.

Fabuła książki ,,Zwiadowcy: Ruiny Gorlanu'' Johna Flanagana opiera się na prostym, znanym zarysie. Jest to historia piętnastolatka - prosty, znany zarys? Czy historia każdego/jakiegokolwiek piętnastolatka jest znanym i prostym zarysem? Czy jakakolwiek książka jest zarysem i to w dodatku prostym i znanym? Popatrz,ile jedno zdanie budzi pytań i wątpliwości:) Odrzucające strony? - może warto nad frazeologią popracować? No i walisz ślepakiem co do tego pierwszego zdania... czyś Ty miał w ręku Władcę Pierścieni? Wiesz, jak tam brzmi pierwsze zdanie, że porównujesz? A proste historie - znam ich wiele - nie muszą być kiczowate! 
Do roboty:) 

Miałem WP, dlatego właśnie porównuje. No i wiem właśnie, że poobnie zaczynają się książki Tolkiena, no ale takie miałem odczucia po ,,Zwiadowcach''. Poza tym nie zgadzam się z uwagą.

Czy historia każdego/jakiegokolwiek piętnastolatka jest znanym i prostym zarysem? - Wyjęte z kontekstu zdanie łatwo podważyć. Zacząłem przecież tłumaczyć fabułę.

 Czy jakakolwiek książka jest zarysem i to w dodatku prostym i znanym?

Nie jest, a opiera się nań.

Poza tym raczej z uwagami ogólnie się zgadzam. Cóż, to dopiero moja druga recenzja i nie jestem w tym zbyt dobry. Dziękuję i pozdrawiam.

To czwóreczka ode mnie za recenzję :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

"No i walisz ślepakiem co do tego pierwszego zdania... czyś Ty miał w ręku Władcę Pierścieni? Wiesz, jak tam brzmi pierwsze zdanie, że porównujesz?"

Ale autor recenzji nie napisał, że pierwsze zdanie powieści jest naśladownictwem pierwszego zdania powieści Tolkiena, tylko naśladownictwem Tolkiena - a temu stwierdzeniu nie sposób odmówić prawdziwości (Morgarath? co za banał...).

Fakt, że książka nie przejawia wielkiego przełomu fantasy i nie przeczytamy w niej o niewiadomo czym. Nie ma tam smoków, ani strzyg, czy innego ciekawego diabelstwa prosto z piekieł, ale i tak jest ciekawie. Pomysł autora na wielkie małpy, które widzimy pod koniec książki (już nie pamiętam ich dokładnej nazwy) był ambitny i świeży. Nie wiem jak u was, ale mnie wyobraźnia podczas czytania "Zwiadowców" działała doskonale, a goryle sprawiały, że momentami ciarki przechodziły mi po plecach. Jako autor recenzji porównujesz styl walki z książki do tej z "Wiedzmina". Ja nie odczułam takich podobieństw, a nawet uważam, że styl walk opisywany przez autora jest przyjemniejszy i łatwiejszy w zrozumieniu, niż w innych książkach. "Zwiadowcy" to raczej spokojna książka dla młodszych czytelników, więc fabuła nie może być zbytnio skomplikowana. Autor pokazuje nam realia z życia, nawet współczesnego. Bo przecież dokuczanie sobie nawzajem to wręcz przywilej lub choroba młodszych ludzi - starszych też. Mnie się książka bardzo podobała i szybko ją pochłonęłam, sięgając po kolejne tomy. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś o wiele, wiele gorszego, a tu okazało się, że pierwszy tom to miła niespodzianka. Dalsze cześci są jeszcze lepsze, przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Nowa Fantastyka