- publicystyka: Stephen King, "To" - recenzja

publicystyka:

Stephen King, "To" - recenzja

 

 

Miałam pięć, może sześć lat, nie więcej. Leżałam w łóżku po uszy nakryta kołdrą i powinnam już dawno spać, więc musiało być późno. Ze swojej poduszki widziałam ekran telewizora, troszkę pod dziwnym kątem, ale w sumie nie było na co narzekać. Telewizor był włączony, siedzieli przed nim rodzice i oglądali film – oglądali, bo mogli – dorosłość jest wspaniała! Walcząc ze snem, ukradkiem obserwowałam przemykające po ekranie obrazy. Pamiętam, że dźwięk był przyciszony (zapewne po to, żeby nie zbudzić śpiącego grzecznie dzieciaka) i kadry filmu przewijały się przede mną bezgłośnie. Zobaczyłam chłopca w żółtym płaszczyku przeciwdeszczowym, biegnącego tuż przy krawężniku. Gonił papierowy okręcik, porwany przez wodę, spływającą skrajem ulicy. Okręcik nagle zniknął w głębokim kanale i chłopczyk uklęknął z nadzieją, że być może uda mu się go jeszcze wyłowić. Wsunął głowę w szeroki otwór i począł się rozglądać. I wtedy pojawiło się To. Wrzasnęłam przeraźliwie i nakryłam się kołdrą, ze strachu szczękając zębami, aż zadzwoniło. Tamtej nocy rodzice odkryli, że telewizor stoi pod troszeczkę niewłaściwym kątem względem mojego łóżka i szybko naprawili ten błąd.

 

Jakiś czas potem przeprowadziłam małe śledztwo i odkryłam, co takiego widziałam tamtej nocy – film na podstawie książki Stephena Kinga „To". Poprosiłam rodziców, żeby mi ją kupili, a ledwie umiałam czytać. „Wybij to sobie z głowy", usłyszałam w odpowiedzi, co bardzo mnie oburzyło. Ale przecież dzieci dorastają, a dorosłość bywa pod pewnymi względami wspaniała, prawda? Mając wreszcie w ręce powieść i patrząc na jej okładkę z głową clowna wyzierającą z kanału, bałam się. Ale nie Tego. Jestem już duża i potwory dawno przestały mnie przerażać. Bałam się, że książka mnie zawiedzie, że nie okaże się taka, jaką przez lata sobie wyobrażałam. Bałam się, że Stephen King, mistrz w straszeniu nie tylko pięcioletnich dziewczynek, jednak nie sprosta oczekiwaniom, które zdołały we mnie urosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów. Legenda – tylko to przychodzi mi do głowy, kiedy o tym myślę.

 

Otworzyłam książkę i początek zwalił mnie z nóg. Czarne macki niesamowitego klimatu wychynęły z pierwszej strony, schwyciły mnie i brutalnie wciągnęły prosto w opowieść o małym George'u, który w żółtym płaszczyku przeciwdeszczowym biegł za papierowym okrętem, porwanym przez nurt spływającej ulicą wody. George natknął się na To. Nie był jedyną ofiarą psychopaty, który grasował po Derry, czyhając na dzieci, kalecząc je i mordując w sposób tak okrutny, że ciarki chodzą po grzbiecie – tak mówili dorośli. Ale dzieci wiedziały swoje: To nie było człowiekiem. Niejeden chłopczyk widział w Derry clowna stojącego niedaleko i uśmiechającego się ohydnie, z pożółkłymi zębami i pękiem balonów w wyciągniętej ręce. I to właśnie dzieciom przyszło stoczyć walkę ze złem. Jednak po wielu latach zło do Derry powróciło.

 

Książka ma swój ciężar i wcale nie mówię tutaj o czymś, co można określić za pomocą kilogramów. „To" jest jak głęboka studnia z kleistym błockiem, które wciąga. I kiedy, po lekturze, ręce mogą już sięgnąć krawędzi studni, uchwycić się jej i pomóc wydostać na światło dzienne, jeszcze przez długi czas można znaleźć na sobie ciężki zapach tej historii, błąkającej się po głowie i raz po raz zawracającej myśli w jej stronę – „To" jest książką, która nie pozwoli o sobie zapomnieć. Nie czyta się też jej szybko. Nie w tym rzecz, że tysiąca stu stron pomiędzy okładkami nie da się pochłonąć w krótkim czasie. Przewraca się stronę – czas zwalnia, rzeczywistość oddala się i znika. W tym przypadku to nie czytelnik pochłania książkę, ale to książka pochłania czytelnika – przerażająca, ponura i niesamowita.

 

Dawno temu, będąc dzieckiem, przestraszyłam się zębów clowna obserwującego z kanału chłopca, który gonił papierowy okręcik. Potem bałam się, że kiedy przeczytam powieść, ten dziwny i trochę niesamowity obraz rozmaże się i zniknie, zastąpiony czymś dużo mniej przerażającym. A potem się bałam, kiedy Eddie Kaspbrak zaglądał w piwniczne okno opuszczonego domu i zobaczył za szybą clowna z ropiejącymi strupami na gnijącej twarzy; i kiedy Don Hagarty rozszerzonymi oczyma obserwował, jak jego przyjaciela To morduje pod mostem, uśmiechając się dziko i krzycząc, by Don też przyszedł, że na pewno mu się spodoba! I tylko strach, że lektura zawiedzie, okazał się niesłuszny.

 

„To" jest jedną z najbardziej niesamowitych książek, jakie czytałam. Polecam tym, którzy w powieści nie szukają szybko następujących po sobie zdarzeń i zawrotnej akcji, a zamiast tego wolą powoli drążyć historię, zapadając się w nią coraz głębiej i głębiej. Stephen King spokojnie prowadzi czytelnika z leniwym nurtem wody, czarując genialnym językiem. I nagle uśpiony czytelnik zdaje sobie sprawę, że woda na którą wypłynął, ma dużo ciemniejszy odcień niż z początku mu się zdawało, że tuż obok czyhają niepokojące wiry, zrobiło się nieprzyjemnie ciemno i chciałoby się już wrócić do domu. Ale na to za późno, bo łódka jest maleńka, woda głęboka i zimna, a wiosła nie wiadomo kiedy przepadły i teraz suną w ciemnościach w stronę dalekiego brzegu. Wtedy strach przeradza się w coś namacalnego. Niesamowite, że można tak zaczarować i przerazić czytelnika, niesamowite – to jedno słowo bez przerwy kołacze mi się po głowie. Z tej książki nie sposób się otrząsnąć.

 

 

 

 

 

Komentarze

Oj, też pamiętam tę scenę :)
potem po kilku latach obejrzałem cały film i zrobił na  mnie  spore wrażenie, a muszę powiedzieć, że miłośnikiem horrorów nie jestem :)
ksiązki nie przeczytałem, ponieważ styl pana Kinga jakoś mnie męczy i po przeczytaniu Mrocznej Wieży mam go na dłuższy czas dość ...
co do recenzji to wg mnie bardzo ładnie napisana, potrafi zachęcić do przeczytania
i kto wie może też się w końcu na TO skuszę :)

Pozdrawam

Wczoraj w autobusie 188 jechała dziewczyna i czytała właśnie tę książkę :) Ciekawy zbieg okoliczności :D

Dobra książka, jedna z lepszych Kinga ;)

Mhm, zbieg okoliczności :) Swój egzemplarz także taszczyłam ze sobą wszędzie i czytałam po autobusach, chociaż zwykle tego nie robię - nie wypuszczam z rąk książek, kiedy mnie wciągną, a wtedy przegapiam przystanki :)

To i ja dodam swoje trzy grosze: "To" jest moją ulubioną książką ze wszystkich, jakie kiedykolwiek czytałem - a czytam całkiem sporo i od dosyć dawna. 
Coś niesamowitego. 

Oglądałem "To" dawno temu i zrobiło na mnie ogromne wrażenie, aż do końcówki, która niestety mnie zawiodła.

Uwaga spoiler!
Nie podobało mi się, że Pennywise jest wytłumaczalny czymś tak banalnym jak ukryty mackowaty potwór, którego można ot tak zaszlachtować. Ten stwór zupełnie nie pasował mi do reszty, rażąco odstawał klimatem.
Koniec spoilera.

Nie zmienia to faktu, że poza tą nieszczęsną końcówką, rzecz jest świetna.

Kocham "To" i To. Mówiłem nawet o nim na swojej maturze ustnej z języka polskiego. Podoba mi się także ta recenzja, ale nie zapewne dlatego bo mówi o tej powieści w samych superlatywach... z którymi się w pełni zgadzam.

JeRzy, co do twojego komentarza... rozumiem ciebie, nawet jeśli się nie zgadzam. Widzę, dlaczego wytrąciło cię to z równowagi. Z drugiej jednak strony, taki cthullistyczny potwór jakim na końcu się okazał Pennywise pasował dla mnie w pełni... shit, moment kiedy Frajerzy wchodzą do legowiska Tego i patrzą na poły-prawdziwą formę, dosłownie wyrwał z moich ust: "Nie, kur*a, nie!", z tym że to był okrzyk na pół wystraszony na wpół podniecony. Dodatkowo, jeśli czytasz więcej jego książek i wiesz co nieco o Kingowej kosmologii (Ka, Szkarłatny Król, Mroczna Wieża i jej różne poziomy, Can-toi, etc...) to takie oblicze Pennywise'a zdecydowanie pasuje... chociaż ten argument może nie trafiać do osoby, która Kingów wiele sie nie naczytała.

film widziałem,nie tak dawno w TV leciał,książki nie czytałem a recenzja bardzo fajnie zachęcająca do przeczytania.polecam "stukostrachy"książke kinga.

Bardzo sprawnie napisana recenzja, dobrze się czyta.

Dziękuję ślicznie za komentarze.

Nowa Fantastyka