- Opowiadanie: Mini Tenshi - Angels - Wstęp i I rozdział

Angels - Wstęp i I rozdział

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Angels - Wstęp i I rozdział

Wstep

 

Nad zrujnowaną Ziemią budził się kolejny dzień. Słońce leniwie wschodziło by oświetlić zburzone budynki, kupy gruzów, zatrute rzeki w kolorach tęczy, suche badyle będące kiedyś drzewami oraz trupy cuchnące i gnijące.

 

W takim, o to świecie przyszło żyć ludziom po roku… właśnie nikt już nie liczy lat. Minęło ich tak wiele, że stracono rachubę w ich liczeniu, a wojna która wybuchała sprawiła, że ludzie zapomnieli o upływie czasu. Ten płynął tak szybko, że teraz lata odlicza się od po zakończeniu wojny. Czas od zakończenia jej to era metalu, a okresy w niej dzielą się jak przedrostki jednostek. Minął, więc już czasu dek i miilimetalu Teraz nastała pora mikrometalu, a każdy z okresów w tej erze charakteryzuje się jak najmniejsza ilością ciała, która nie została zastąpiona przez metal czy elementy elektroniczne, a te z czasem zajmują coraz to mniej miejsca i stają coraz lepsze i niezawodne.

 

A pomyśleć, że to wszystko przez wojnę, która zaczęła się tuż na początku XXII wieku. Dziwy asteroid uderzył w ziemie i po tym zaczęło się. Nie dość, że kosmiczny kamień zniszczył połowę Ziemi, to wylądowali razem z nim na zielonej planecie dziwne istoty, zwane Meroni, którzy dogadali się z ludzkością. Ludzie zaczęli najpierw z nimi walczyć. Pech chciał, ze po seksie, który uwielbiali ich partner zostawał zainfekowany dziwnym wirusem. Ten łączył się z ciałem, a to poczynało produkować nowy rodzaj metalu, który łączył się szkieletem, a potem mózgiem i całym układem nerwowym.

 

Na początku, wiec było to wielkim hitem. Zwiększona wytrzymałość ciała, siła i waga człowieka. Same pozytywy, wiec ludzie zaczęli szybko pieprzyć się jak króliki, a walki ustały. W końcu wirus zmutował i nawet zarażeni ludzie zarażali innych. W końcu jednak odbiło się, to na nich. „Meri” bo tak pieszczotliwe nazywano tego wirusa doprowadzał do stałych zmian w mózgach ludzi. Ci zaczęli niszczyć ziemię, a w końcu ich system nerwowy obciążony w niewyobrażalny sposób jak i ciało, które powoli stawało się metalem nie wytrzymywało tego wszystkie. Ludzie poczynali fiksować, a ich ciała odmawiały przyjmowania pokarmów czy wykonywania najprostszych funkcji życiowych. Kolejni, więc padali jak much, a że zainfekowanych było ok. 90% społeczeństwa szybko należało zapobiec temu procederowi.

 

W skutek tego wymyślono, iż połączenia nerwowe zastąpi syntetyczna sieć połączeń przypominająca internet. Przeprowadzano też operacje wszczepiania odpowiednich elementów dzięki, którym mogli normalnie funkcjonować. Jednak 50% społeczeństwa świata zmarło podobnie jak Meroni.

 

W końcu jednak świat wpadł na pomysł by począć się ulepszać. Skoro i tak wszyscy byli na, to samo chorzy straciło, to miano choroby, a nawet traktowane zaczęło być najpierw jako coś normalnego, a potem niczym błogosławieństwo.

 

Kolejne ulepszenia były dodawane do ludzkiego ciała, a sieć nerwową tak się rozrosła, że każdy z homo sapiens łączył się z drugim przez co możliwa była wymiana informacji między nimi jak i wspomnień.

 

W końcu, wiec można było uznać, ze gatunek ludzki wyginął zastąpiony na drodze ewolucji przez mechy, roboty, cyborgi i im podobne maszyny mające mało wspólnego z człowieczeństwem i człowiekiem.

 

Jednak z połączenia Meroni z człowiekiem rodził się nowy człowiek, który był odporny na choroby i niebezpieczeństwa tego świata. Ich układ pokarmowy, oddechowy i nerwowy stał się silniejszy, mocniejszy. Dzięki czemu mogli oni pić wodę z skażonych źródeł jak i oddychać pełnym zanieczyszczeń powietrzem, a do tego posiadali w sobie wewnętrzną magię. Ta ujawniała się w niespodziewanych momentach życia każdego z nich, a niektórzy byli naprawdę wspaniali.

 

To doprowadziło do walki właśnie nich z resztą ludzkości. W wyniku czego większość świata została zniszczona. Jednak ci z potomstwa Meroni i ludzi. Jednak ci z nich, którzy przetrwali ukrywają się przez resztą społeczeństwa.

 

W takim właśnie świecie przyszło żyć młodej dziewczynie. Coś ją goniło, uciekała przed czymś, a może kimś łapczywie łapiąc oddech. Wystraszona niczym sarna chcąca się schować przed drapieżnikiem zanim ten ja dopadnie i skrzywdzi. Rozum jej podpowiadał by uciekała ile tylko ma sił w nogach, serce waliło niczym potężny młot, a nozdrza wyrzucały ogromną ilość powietrza.

 

– Co wam zrobiłam?! –z jej gardła wylał się dźwięk wraz z sapnięciami wywołanymi zmęczeniem. Jednak zakapturzona dziewczyna nadal była ścigana, a napastnik nie odpowiedział. Za plecami śledziło ją stado robotów wraz z jakimiś dziwnymi istotami.

 

–Przecież nic wam nie zrobiłam! –krzyknęła ale oni nadal ją bez słowa ścigali.

 

Dziewczyna w końcu potknęła się o wystającą szynę. Padła, a posoka pociekła z jej zranionej nogi. Przeklęła pod nosem, spojrzała przed siebie i szybko zerwała się by wznowić wyczerpujący bieg. Szybko pokonywała kolejne metry jeszcze szybciej tracąc siły, a pogoń trwała.

 

Dziewczyna przeskakiwała przez szkody. W końcu widząc siatkę zagradzającą jej dalsza drogę ucieczki wspięła się na nią. Ta, aż trzeszczała pod naporem jej ciała. W końcu przeszkoda została pokonana. Nieopodal znajdowała się zrujnowana przystań. Mewy skrzeczały, a dziewczyna kierowała się właśnie tam licząc, że zgubi ogon miedzy kontenerami. Szybko, więc poczęła biegać pomiędzy nimi. W końcu przystanęła by złapać oddech. Schyliła się i zaciągnęła kilka razy sporą dawkę tlenu. Przełknęła ślinę i oblizała spierzchnięte usta. Rzuciła jeszcze okiem na kilka dobrze ukrytych zardzewiałych, rdzawych i zniszczonych kontenerów. Ruszyła ponownie biegnąc. Zapiszczała czując jak coś wbiło jej się w stopę. To zwróciło uwagę pościgu. Rozległy się dźwięki strzałów. Na szczęście chybiły nie czyniąc dziewczynie żadnej krzywdy. Ta biegła już w kierunku swej kryjówki. Starała się być cicha i ostrożna by jej nie znaleźli. Wspięła się na jedne z kontenerów. Schyliła najniżej jak mogła poczym weszła w wąską szczelinę między kontenerami. Zmęczona pościgiem dyszała jednak za chwilę opanowała się. Zatkała dłonią buzię jednak zdawało jej się, że bicie jej rozpędzonego serca odbija się echem i każdy je słyszy. Cała drżała z zimna i przerażenia. Nasłuchiwała czy nikt się nie zbliża. Miała nadzieję, że nie odnajdą jej. Jednak przecież krwawiła, zostawiała po sobie krwawe ślady. Szybko, wiec została wytropiona, a jej przerażone oczy mogły spostrzec zarys nóg osoby, która schyliła się.

 

Nastała chwilą ciszy nawet serce stanęło przerażone. A potem już tylko był strzał, krzyk, ciemność i cisza…

 

 

 

Rozdział I

 

– Myślisz, że coś z niej będzie?– odezwała się jeden piskliwy lecz wysoki głos. Należała do młodej osoby z całą pewnością.

 

– Pewnie! Widziałeś jak biegła ta nasza gepardzica, mrrrr~!- i znowu ten głos. Identyczny jak ten wcześniejszy.

 

– No, fakt szybka jest ale nieprzytomna – czekajcie, albo ktoś tutaj miał rozdwojenie jaźni albo ktoś rozmawiał same ze sobą.

 

– Daj jej jeszcze czas. Takie rany nie goją się szybko. – westchnął nieznajomy

 

– Racja. To papa kimkolwiek jesteś – poklepał dziewczynę po ramieniu poczym odszedł.

 

Dziewczyna leżała niczym kłoda nieprzytomna na wielki metalowym stole. Okryta jedynie białym prześcieradłem. Do jej ciała były podłączone najróżniejsze woreczki z kolorowymi płynami. Blada twarz kontrastowała z ciemnymi włosami, a powieki nie chciały ukazać co się pod nimi skrywa.

 

 

 

****

 

 

 

– I jak jej stan? – tym razem zabrzmiała dojrzalsza, bardziej męska barwa głosu. Jednak w odróżnieniu od poprzednich było w nim coś jakby „surowego” i nieco przerażające.

 

– Nieprzytomna, rana po strzale zregenerowała się podobnie jak przebita przez ostry kawałek zardzewiałego metalu stopa. Zakażenie jednak wdało się. Zdechlak przejął je na siebie. Biedak męczy się by zwalczyć je w sobie.. – westchnienie, jak by ona zawiodła i jeszcze kogoś skrzywdziła, a przecież nie chciała by ktokolwiek przez nią cierpiał. Rozległ się stukot szpilek, cmokanie i do tego ten damski zapach.

 

– Nasz Śpiąca Królewna jeszcze się nie obudziła? – no i znowu obrażono ją. Co to ma być spokojnie sobie leży nikomu nic nie robiąc, nie przeszkadzając, a już na nią wjeżdża. W każdy bądź razie słowa te dotarły do mózgu dziewczyny podobnie jak i słowa innych wraz z zapachem. Wiecie jak, to jest jak jedna laska obraża drugą. System walk się uruchamia i pobudza do działania. Tak też stało się w tym przypadku. Mózg dziewczyny dodała zapach, stukot szpilek i głos ze sobą jednoznacznie identyfikując, że to kobieta wypowiada te wstrętne słowa w jej kierunku.. Układ nerwowy przesłał przez synapsy sygnał do jednego z paluszków dłoni, a ten lekko się poruszył.

 

– Marnujecie tylko lekki i czas by przywrócić ja do świata żywych – dziewczyna zdecydowanie była niezadowolona z ratowania drugiej paniusi. Może obawiała się konkurencji albo miała rację? Kto ją tam wie. W każdy bądź razie z ust „Śpiącej Królewny” wydobyło się ciche mrukniecie.

 

– Zamknij się ona się budzi! – i znowu ten głos co sam do siebie gadał. Zaraz teraz, to brzmiało raczej jak dwa głosy nałożone na siebie tylko, że jeden się spóźniał. Mniejsza z tym, bo ból głowy który towarzyszył przebudzeniu się był niesamowity, tak samo jak suchość w gardle, a powieki były niczym z ołowiu tak samo jak palce. No i jeszcze wszyscy patrzyli się, a raczej gapili na nią jak by była największą atrakcją wieczoru. Tak, więc chciał czy nie należało się wysilić. Raz, dwa trzy powieki w górę. Dupa nie wyszło jeszcze raz. Raz, dwa trzy!

 

– Otworzyła oczy widzicie! – ponownie młody, męski głos komentowała wszystko. Tym razem trafnie. Tylko, że wszyscy widzowie mogli podziwiać jej szmaragdowe i diamentowe oczy jedynie przez kilka sekund. Po tym czasie powieki niczym kurtyny opadły na nie. Wszyscy się rozeszli po krótkiej chwili nieco zawiedzeni z wyjątkiem jednej osoby.

 

– Spokojnie masz jeszcze czas by obudzić się. – o tak ten głos z pewnością był przyjemny. Niski i takim ciepły, a do tego pocałunek niczym od obrońcy czy też starszego brata. Uspokajał i dodawał sił. Szkoda tylko, że trwało, to chwilę, a potem nastała cisza.

 

***

 

Kolejne dwa dni minęły. Tym razem jednak coś się zmieniło. Dziewczyna wyraźnie czuła, że ktoś na nią spogląda i to od dłuższego czasu. Czuła, to w kościach podobnie jak siłę. Powoli otworzyła oczy. Jednak obraz był zamazany niczym na źle wykonanym zdjęciu. Zamrugała, więc kilka razy. Kiedy zobaczyła sufit hali zaraz to wystraszona poczęła się rozglądać dalej. Worki z dziwnymi płynami wcale nie wyglądały za dobrze, a prześcieradło nie dawało zbyt dużo ciepła, metalowy stół w dodatku ziębił co sprawiło, iż jej ciało pokryła gęsia skórka. Serce dziewczyny przyspieszyło biegu wystraszone zaistniałą sytuacją. Ona sama była jednak unieruchomiona w obcymi miejscu, całkowicie sama i do tego niemal naga bez możliwości obrony czy też ucieczki. Zaś głowa strasznie ją bolała jakby ktoś przywali jej w łep 100 tonowym, wielkim młotem.

 

Chciała, więc się zerwać jak wypłoszone zwierze jednak kiedy tak zrobiła mroczki pojawiły się przed jej oczami, świat zawirował i rozpłynął się.

 

– Spokojnie, jesteś bezpieczna. – ciężar spoczął na jej klatce piersiowej przykłówając ją do stołu. Dopiero po dłuższej chwili mogą ona dojrzeć mężczyznę., który wyglądał na chorego tak jak i ona. Przyglądała się jego czarny, krótki włosom, które zdobiły okrągłą buzię, o cerze koloru ziemistego. Oczy zdawały jej się być barwy zgniłej zieleni lecz nie tliła się w nich żadna iskierka nadziei. Ich blask już dawno przygasł pod naporem codziennego życia, które tak go męczyło nie przynosząc chwili wytchnienia czy drobnego okruszka szczęścia, które mogło by uradować wykończone serce i zniszczoną duszę. Teraz jednak, ta osoba o smutnych oczach, białej twarzy, podkrążonych oczach jak i zapadniętych policzkach poczęła gładzić dziewczynę po włosach. Uśmiechając się jakby miało, to pocieszyć pacjentkę. Ona sam zaś uśmiechnął się lekko czując jak chropowata lecz duża dłoń gładzi ją niczym matka swoje dziecko chcąc dodać mu otuchy. Dziewczyna zaś uspokoiła się. Zmierzyła opiekuna jeszcze raz wzrokiem. Teraz widziała dokładnie, tą zniszczona bluzę, szarą, całą pocerowaną nićmi w najróżniejszych kolorach z po doszywanymi łatami jak i ubrudzoną lekko, przecierająca się w kilku miejscach .Zaraz, to spojrzała na ciemno niebieskie, przyduże jeansy, które ciągały mu się po podłodze i spadały z kościstych bioder. Z pewnością przydeptywała je ubłoconymi trampkami. Ale co ona mogła na to poradzić. Jej strój też nie był zbyt wygodny i ładny. Po prostu każdy zakładał, to co znalazł i lubił mieć na sobie, tak by zasłonić kawałek swego ciała i tyle. Po prostu tak się tutaj ubierano i tyle.

 

– Nazywa się May– zabrzmiał jej głos. Nieco wyczerpany z lekką chrypą lecz ciągle pełny młodzieńczego zapału i wigoru w dodatku melodyczny i miły dla ucha.

 

– Ciii, nie marnuj sił. Zaraz pewnie zjawi się tutaj cała kompania i przepyta cię. Ale miło mi cię poznać. Mnie zwą Rafael, Rapciu w skrócie ale możesz mi mówić Zdechlak lub Lekarz – mężczyzna odkaszlnął poczym splunął krwią na bok. Wytarł nieco niechlujnie dłonią popękane i wyschnięte usta. Na jego twarzy malowała się pustka i obojętność. Jednak May wcale nie było, to tak obojętne. Wyciągnęła, więc swoje długie, szczupłe ramię, a jej drobna dłoń spoczęła na barku mężczyzny,

 

– Nie przejmuj się. Wyzdrowiejesz tak jak ja. – poklepała go po ramieniu poczym ona odkaszlnęła odkręcając się na bok. Czuła przy okazji jak cały brzuch ją boli. Teraz dopiero rozejrzała się po pomieszczeniu. To nie było z byt wielkie, a ściany miało wykonane z metalu. Sufit, na którym przez chwilę spoczęły jej oczy znajdował się kilka metrów nad nią, a zwisała z niej lampa. Ta kołysała się dając jedyne światło w tym pomieszczeniu. Niestety cała była brudna i pokryta kurzem, a taka ilość świtała powodowała, iż panował tu lekki półmrok. Jednak innych okien nie było tutaj.

 

May po chwili ponownie odwróciła się w stronę Rafaela. Spoglądała w jego smutne oczy. Dotarło do niej, ze to chłopak przejął jej obrażenia. Chociaż spała słyszała rozmowę kilka dni wcześniej.

 

– Czemu mi pomogliście i czemu zabrałeś moje….– i przerwano jej . Do pomieszczenia wpadła dwójka chłopaków. Obaj roześmiani z uśmiechem na buzi. Obaj w podobnym wieku co dziewczyna w kolorowych strojach chociaż nieco zniszczonych. Wyglądali niczym lustrzane odbicia. Bujne blond czupryny, młoda twarz pełna radości życia, błyszczące niebieskie oczy przypominające kolorem rześki i wartki strumy. Do tego młode ciała i jak by inny, bardziej modny styl ubierania. Jednak u obu Panów wszystko kropka w kropkę takie samo. Oprócz jednego faktu ten po prawej miał na czubku swojej głowy czapkę z daszkiem, a ten drugi nie.

 

– Cześć!- zabrzmiał jeden głos.

 

– Jak się masz? – i kolejny identyczny.

 

– Oho, zaczyna się – Rafel spojrzała na chłopaków. – Nie forsujcie jej – dodał poczym westchnął i zrobił miejsce młodzieńcom, którzy zaraz to chwycili dłonie dziewczyny i pocałowali w starym stylu.

 

– Witaj nasz piękny kwiatku. Mamy nadzieje, ze nie gniewasz się ale musieliśmy zdjąć z ciebie te ubranka – zaśmiali się, a jedne nachyli się nad May – ale ciało masz super tylko trochę kościste– jeden szepnął je do ucha lecz, a May zarumieniła się. Po chwili jednak drugi z bliźniaków kontynuował – ale brzuszek masz ekstra! – dodał i przejechał powoli jak by specjalnie by dziewczyna poczerwieniała jeszcze bardziej po jej brzuchu.

 

– Jaka słodka – zapiszczeli Panowie uśmiechając się do May.

 

– Ja jestem Tom – ukłonił się chłopka bez czapki – a to jest Tod – wskazał na swojego brata, który dygnął w odpowiedni sposób. May również z nimi przywitała się. Panowie jednak nie mogli się oprzeć by nie zasypać dziewczyny tona pytań. Powoli, wiec pomogli jej wstać i zaczęli przepytywać o wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Głowa nie jednego z pewnością rozbolała by od natłoku tych myśli. Jednak May dzielnie się trzymała nie słuchając tych pytań. Jej wzrok przyciągnęła pewna osoba, dziewczyna o wściekle rudych włosach sięgających do połowy pleców, lekko kręcących się i spiętych w luźny kucyk. Kolor ten przypominał połączenie barwy rdzy jak i ognia. Jednak idealnie pasowały do tej lekko rumianej twarzy i brązowych oczy, które wyrażały widoczne niezadowolenie. Do tego jeszcze krwisto czerwone usta jak i obcisłe spodnie i bluzka z wielki dekoltem. May nie miała również pojęcia skad dziewczyna wytrzasnęła takie szpile w barwie jej ust.

 

– Spokój…! – z stanu zamyślenia wyrwała ją niski, męski głos, który sprawił, iż po plecach dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz połączony ze strachem.

Koniec

Komentarze

Autorko, językowo to opowiadanie jest straszne. Po prostu straszne. Przyznaję, że po pierwszych trzech akapitach przeskoczyłem do środka tekstu. Nie lepiej. No to na koniec - tragedia. Bardzo, bardzo trudno się czyta. Ciekawe, czy ktoś się poświęci i przebrnie przez całość. Natomiast zrobiłaś jedną świetną rzecz: mrrrr~! Zakładam, że nieświadaomie, bo Ci się palec omksnął, ale "mrrrr~!" jest naprawdę śliczne.

Ja pier... nicze. Też dotrzymałem do trzeciego akapitu. Widać, że tekst był spisywany tak zwanym "strumieniem świadomości". Stężenie błędów i literówek jest masakryczne, a niektóre zdania tak pokraczne, że ciężko wyłapać jakikolwiek sens.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chciałem przeczytać całość - może i przeczytam - ale faktycznie gdzieś tak koło trzeciego akapitu muszę parę rzeczy wykrzyczeć.

Akapit pierwszy - jeszcze zwracam uwagę na styl: "słońce leniwie wschodziło", "trupy cuchnące i gnijące". Banały straszne. Jeśli nie dało rady wymyślić nic oryginalniejszego, lepiej już było zostać przy słońcu, które po prostu wschodzi, i trupach, które po prostu są trupami.

Akapit drugi - na wypas wychodzą byki: "w takim, o to", "wojna która wybuchała". Za szybko trochę. Rozumiem, że gdzieś w tekście literówki mogły się schować, ale przynajmniej sam początek warto sprawdzić kilka razy od lewa do prawa, żeby dać czytelnikowi szansę wciągnąć się w historię. Tego typu kulfony strasznie wybijają z rytmu.

Jest jedno zdanie, w którym absolutnie się zakochałem: "Dziwy asteroid uderzył w ziemie i po tym zaczęło się". Pytania mam trzy: Po pierwsze, kim była ta dziwa? Po drugie, w ile ziemi uderzyła swoim asteroidem? Po trzecie, po którym?

Akapit trzeci wreszcie - asteroid zniszczył połowę Ziemi (jakieś bardziej wyjątkowej, bo już z dużej litery). W tym miejscu historię kończymy, bo zniszczenia połowy Ziemi nic by nie przetrwało. Na odchodne, żegnając się ze zniszczoną Ziemią, machamy na do widzenia kolejnemu gramatycznemu potworkowi: "wylądowali razem z nim na zielonej planecie dziwne istoty".

Spróbuję przeczytać całość, naprawdę, ale spektakularny brak szacunku dla czytelnika widać już na tym etapie.

Podsumowując: Przeczytałem zarówno wstęp jak i rozdział pierwszy, a nadal nie dowiedziałem się, kim lub czym jest tytułowy Angels. Nie chcę się pastwić nad fabułą, narracją, stylem, błędami. Krótko mówiąc, jest bardzo, bardzo źle. Widać jasno, że jesteś autorką kompletnie początkującą, powtórzę więc radę, którą gdzieś już tu w komentarzach czytałem: Jeśli sprawia Ci to przyjemność, to pisz, ale z publikowaniem chwilowo się wstrzymaj. Masz braki warsztatowe, które z dnia na dzień nie znikną. Dużo czytaj. Wybieraj uznanych autorów, a nie popularną pulpę. Z powieściami daj sobie spokój. Wymyśl krótką historię, napisz ją najlepiej jak potrafisz, kilka razy przeczytaj od A do Z i powyłapuj błędy. Przed umieszczeniem kolejnego tekstu w sieci znajdź życzliwego ale szczerego znajomego, który przeczyta twój twór i pozakreśla na czerwono to, co mu zgrzytało. Powtarzaj to do skutku, aż usłyszysz, że znajomy czytał Twój tekst z wypiekami na twarzy. Wtedy możesz zaryzykować stwierdzenie, że wyszło Ci coś poprawnego. Nie musi tak być - życzliwym znajomym dużo mniej potrzeba do uzyskania wypieków na twarzy - ale będzie na to szansa. Czytając wstęp i pierwszy rozdział opowieści o tajemniczym Angelsie wypieków na twarzy nie dostanie raczej nikt, bez względu na to, jak życzliwy by nie był.

Szczerze, to cztery osoby powiedziały mi, że koncepcja całego tego opowiadania nawet jest w miarę. (Pokazałam im cały zarys fabuły rozpisany) Pomysł na taki świat również im się podobał i nawet chcąc ze mną takie opowiadania pisać.

Ale ja po waszych komentarzach czuję, że brakuje mi warsztatu.

I nie wiem czy teraz pisać się do jakiejś gazetki internetowej z opowiadaniami, gdzie poprawią moje teksty, a  ja po ich przeczytaniu nauczę się jak pisać, a przynajmniej zobaczę swoje błędy?

Nie wiem tez czy dalej mam pisać na pbf ale, to chyba nie poprawia zdolności pisarski.

 

A i faktycznie opowiadanie pisane na „strumieniu świadomości” dodatkowo w nocy.

Po porostu jak mam wenę, to napisanie opowiadania, to nie problem. Tylko gorzej jest z faktem, że kolejne pomysły mnie zalewają i nie mogę rozpisać jednego pomysłu/

 

 

Tak, więc ze jesteście bardziej doświadczeni powiedzcie czy pisać dalsze opowiadania czy sobie darować, a może nawiązać z kimś współpracę, kto by mnie poprawiał?

 

Proszę o radę

Za dużo tych grafomanów tutaj. Totalnie za dużo.

Tego się nie da czytać. Błędne zapisy dialogów, marne opisy. Przeczytaj kilka dobrych książek, a dopiero weź się za pisanie.

"...czy pisać dalsze opowiadania czy sobie darować...", jeśli chcesz tworzyć, to musisz pisać, żeby nabierać wprawy. Jak zaznaczył ktos wcześniej, bardzo ważne jest także czytanie dobrej literatury, ale samo czytanie to nie wszystko, bo trzeba także pisać. Tylko pisać nie na ilosć, a na jakość, to znaczy jak już masz jakiś tekst, to potem poprawiasz go do bólu. Potem oceniasz, czy nadaje się ten twór do publikacji, jeśli nie, bierzesz następny pomysł i zaczynasz od początku - a w międzyczasie czytasz arcydzieła literatury - a którymś w końcu spłodzisz coś co uznasz za wystarczajaco dobre, wrzucisz na stronę... i czytelnicy wyłapią masę błędów, o których nie miałaś pojęcia. ;P Poważnie: czytać, pisać, czytać, pisać i tak w kółko. ;) 

A współpraca z kimś, kto wyłapie błędy, powie co musisz poprawić, itp. również jest bardzo przydatna.

Ten tekst niestety jest fatalny.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

To nie tylko można, to trzeba skwitować cytatem z Prymasa Tysiąclecia.  

Odnośnie współpracy z kimś, kto poprawiałby błędy. Nie tędy droga. Precyzując: niczego się nie nauczysz, gdy ktokolwiek będzie przepisywał tekst za Ciebie na nowo, bo do pisania za Ciebie rzecz się wtej chwili sprowadzi, tyle jest do zmian, poprawienia. Zacznij od samego wypunktowania błędów przez kogoś oblatanego w języku, ale poprawiaj sama --- tak się nauczysz najszybciej i najskuteczniej, ryjąc po książkach i słownikach.

Niestety, nie dałam rady, odpadłam równie szybko co niektórzy poprzednicy. Pal licho język, zacznę od tego, że zniszczenie "połowy Ziemi" musiałoby wywołać takie następstwa fizyczne (geologiczne, magnetyczne, klimatologiczne i bogowie greccy wiedzą, jakie jeszcze), że wątpię, by cokolwiek jeszcze na niej wyżyło. Jeśli to figura retoryczna, to i tak dziabnęła mnie jako wielce niewiarygodna.

 

Poza tym mogę tylko dodać, że ten fragment, który przeczytałam, jest bardzo chaotyczny. Czytelnik nie siedzi w głowie autora, więc jeśli przedstawiasz jakieś swoje wizje, musi to być zrobione w sposób dość przystepny. Skróty myślowe, zwarte bloki tekstu, powtórzenia, wadliwa interpunkcja, miejscami dziwny szyk zdań i literówki dodatkowo nie pomagają.

 

Nie wiem, co jest dalej, nie wiem, jaki masz pomysł i czy jest oryginalny, zaskakujący, czy nie. Póki co jednak radzę popracować nad jasnością przekazu. Strumieniom świadomości mówimy zdecydowane nie. Dużo czytaj, ćwicz, pokazuj teksty komuś, kto ma choć elementarne pojęcie o języku polskim i sprawdzaj teksty aż do bólu. Powtórzenia i literówki można wyłapać samemu, tylko trzeba się przyłożyć. Z czasem również inne rzeczy jest łatwiej wyłapywać i poprawiać.

 

Powodzenia i pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Językowo ubogo, na co już uwagę zwrócili inni. I postawa autorki mnie trochę zdenerwowała. Ucz się pisać sama, tak, żeby było poprawnie. Nikt za Ciebie pisał nie będzie, a musiałby, biorąc pod uwagę jak ten tekst wygląda językowo.

Co do pomysłu: może i jakiś miałaś, ale nie potrafisz go przedstawić. Na  wstępie zalewasz nas różnymi wiadomościami jakbyś chciała za wszelką cenę opisać wszystko na raz. Tak się nie robi.

Po porostu jak mam wenę, to napisanie opowiadania, to nie problem.


Wybacz szczerość, ale klepanie bez namysłu kolejnych słów nie jest "pisaniem opowiadania". Nad opowiadaniem trzeba pracować, szczególnie, jeśli nie ma się doświadczenia. To nie jest tak, że usiądziesz i napiszesz od razu nie wiadomo jak świetny tekst. Pisz następne, ale nie na zasadzie "usiądę i zacznę klepać w klawiaturę", tylko analizuj każde zdanie, które napiszesz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka