- Opowiadanie: QiJiguang - Poszukiwania - Część I

Poszukiwania - Część I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Poszukiwania - Część I

POSZUKIWANIA – Część I

 

 

Noc była ciepła, południowy wiatr zwiększył temperaturę powietrza. Dało się wytrzymać warte bez stania przy ognisku. Aleksander miał przez tydzień, co noc trzymać warte w obozie, z powodu przegranego zakładu.

Mianowicie chodziło o to, ile snorków jest w jaskini, którą chcieli zbadać, w poszukiwaniu artefaktów lub martwych poszukiwaczy artefaktów, w celu odzyskania ich sprzętu. Gdy zakładał się z Iwanem o to, ile ich tam siedzi, wyraźnie słyszał trzy, może cztery bestie, więc tyle obstawił. Iwan powiedział, że są tam góra dwa. Po wejściu do jaskini okazało się, że leży tam jeden i to ranny, a jaskinia jest tak zbudowana, że dźwięki z niej wychodzące były potęgowane i powielane, co dawało efekt, jakby kilka osób na raz krzyczało to samo. Jednak wyprawa do głębin okazała się owocna. Znaleźli tam dwie konserwy "Śniadanie Turysty", flaszkę przedniej wódki "Kozak", oraz podstawową apteczkę. Już mieli stamtąd wychodzić, gdy uwagę Aleksandra przykuł kawałek metalu, leżący na dnie jaskini. Jak się okazało, był to przewód wentylacyjny, biegnący gdzieś poniżej gruntu. Aleksander wyciągną z plecaka podręczny reflektor diodowy i zapalił go, oślepiając siebie i kumpla na chwilę. Uważnie przyjrzał się tylnej ścianie jaskini. Była trochę innego koloru niż reszta ścian. Aby sprawdzić co się za nią kryje, uderzył w nią kolbą swojego AKS. Ściana wydała głuchy dźwięk. Przyjrzał się uważniej i zaczął popychać ścianę w różnych miejscach, aż ustąpiły. Oczom Aleksandra i Igora ukazały się wąskie schody prowadzące w ciemność. Aleksander odezwał się do zapatrzonego w ciemność stalkera:

 

– Schodzimy, czy co?

 

Iwan milczał.

 

O Iwanie można powiedzieć wiele złych rzeczy, że pije za dużo, pali za dużo, za długo śpi, ale nie to, że jest tchórzem.

 

Po chwili Aleksander zapytał znowu, tym razem z mniejszym przekonaniem :

 

– Schodzimy…?

 

Iwan ocknął się jakby ze snu, i zdecydowanie odpowiedział :

 

– Tak! Ty pierwszy, ja za tobą.

 

– Dlaczego ja zawsze mam być pierwszy?

 

– Bo ty lepiej strzelasz i masz lepszą latarkę. Będziesz oświetlał drogę.

 

– Co z tego, że mam lepszą latarkę. Ty swoją też możesz oświetlać drogę.

 

– Nie pierdol głupot! Moja nadaje się jako tylna lampka do roweru, którego zresztą nie mam i mogę sobie co najwyżej poświecić nią w dupie! Ruszaj się, bo jeszcze coś nas w tej grocie wyniucha, pijawka czy coś jeszcze gorszego…

 

Aleksander, bez szemrania zanurzył się w mroczny tunel, a zaraz za nim wszedł jego przyjaciel.

 

Po dość długim i powolnym schodzeniu po schodach prowadzących w dół dotarli do małego pomieszczenia, w którym nie można było splunąć, nie powodując przy tym powodzi, a co dopiero miało się w nim zmieścić dwóch rosłych mężczyzn. Ale jakoś im się to udało.

 

– I co teraz ? – rzucił w przestrzeń Aleksander.

 

– Jak wcześniej odnalazłeś wejście, to teraz kombinuj co dalej Sherlocku.

 

Aleksander obrócił się wokół własnej osi, zahaczając łokciem o ścianę, otwierając tym samym, kolejne tajne przejście. Tym razem nie sprzeczali się kto ma iść pierwszy, i czy w ogóle mają dalej iść. Ruszyli zgodnym krokiem w trzewia tunelu, oświetlając sobie drogę latarką Aleksandra.

 

Tunel był tak niski, że aby się w nim poruszać trzeba było się tak nisko zgiąć, że nosem prawie się ocierało o wydeptaną ścieżkę.Aleksander i Iwan poruszali się jak najciszej, jedynymi dźwiękami w tunelu oprócz ich przyspieszonych oddechów, był chrzęst kamieni. Doszli do ostrego zakrętu, za którym znajdowały się normalne drzwi. Stanęli jak wryci. Spodziewali się raczej kolejnych ukrytych drzwi niż zwykłych, najnormalniejszych drzwi na świecie, które może mieć w domu.

 

– No i co teraz ?– szepnął Iwan.

 

– Co, co ? Jak już tu wleźliśmy to wchodzimy z buta . Myślałeś, że zapukamy i grzecznie poczekamy, aż ktoś je otworzy !?

 

– No nie, ale czemu od razu z buta, tam może być jakaś pułapka.

 

Na potwierdzenie swych słów, dotknął zimnej mosiężnej klamki i delikatnie ją przekręcił. Drzwi otworzyły się bez najmniejszego dźwięku.

 

Ich oczom ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie z oświetleniem, co stanowiło swoistą odmianę po ciasnym i ciemnym tunelu. Pierwszy wszedł Iwan, zaraz za nim, gasząc latarkę wszedł Aleksander. Pomieszczenie przywodziło na myśl jakąś stalinowską celę egzekucyjną, szary tynk sypiący się z sufitu, krzywo wylewany w pośpiechu beton, żarówka na drucie przywieszona do sufitu i kraty na podłodze, oraz stalowe drzwi na przeciwko.

 

Po zamknięciu drzwi, rozległ się cichy syk gazu. Mężczyźni spanikowali, że zaraz umrą. Po chwili usłyszeli, głos, zniekształcony, odtwarzany jakby ze starej płyty gramofonowej, ów głos oznajmił im, że rozpoczęła się sekwencja oczyszczania z radioaktywnego pyłu. Poczuli jak kamienie spadają im z serc i rozbijają się o stalowe kraty, z pod których wydobywał się gaz. Po około trzydziestu sekundach, głos oznajmił im, że sekwencja zakończyła się, a drzwi które były naprzeciwko otworzyły się z cichym sykiem siłowników hydraulicznych. Z lekkim wahaniem wkroczyli w oświetlony korytarz, wykonany podobnie jak wcześniejsze pomieszczenie, tyle że nieco staranniej. Korytarz był krótki, a na jego końcu znajdowały się trzy pary drzwi. Nad pierwszymi widniały napisy, cyrylicą, po angielsku i po polsku : "Stołówka". Nad drugimi w trzech językach : "Sypialnie", a nad ostatnimi : "Pracownia". Obaj jednocześnie ruszyli w stronę ostatnich drzwi. Nie było w nich klamki czy jakiegoś przycisku, tylko czytnik kart z klawiaturą numeryczną. Aleksander w przypływie geniuszu, wyciągną swoją kartę telefoniczną z Jamajki, którą dostał kiedyś od ojca, której nie oddałby za żadne artefakty Zony. Przeciągną ją przez czytnik, a na klawiaturze wystukał : 1111. Drzwi otworzyły się natychmiast. Nie mógł w to uwierzyć, podobnie jak Iwan.

 

W pracowni na obrotowym krześle siedział starszy, zgarbiony człowiek z bujną siwą czupryną. Obserwował coś pod mikroskopem, poświęcając temu całą swoją uwagę. Aleksander i Iwan stanęli z otwartymi gębami jak szympansy czekające na owoce w porze obiadu. Staruszek wstał i wyjął próbkę z mikroskopu, gdy się odwrócił, zrobił podobną minę jak Aleksander i Iwan, po czym sięgnął pod biurko i wyjął z niego pistolet.

 

– Nie ruszać się ! – powiedział piskliwym głosem.

 

Obaj ani drgnęli, nadal stojąc w osłupieniu.

 

– Kim jesteście, rzućcie broń, połóżcie się na ziemi ! – wystrzeliły komendy jak z karabinu.

 

Wykonali posłusznie polecenia jak żołnierze na mustrze.

 

– A teraz gadać, dla kogo szpiegujecie i po co zostaliście tu przysłani !

 

Pierwszy odezwał się Iwan :

 

– No co ty dziadek oddaj mi tę pukawkę bo widzę, że ręce ci się trzęsą, jeszcze zrobisz sobie krzywdę. Nie przyszliśmy tu zabijać.

 

– To jak tu trafiliście? Tylko ludzie, którzy wiedzą o tym miejscu potrafią tu trafić, ale tylko ja znam kod do drzwi!

 

– Spokojnie, trafilismy tu przez czysty przypadek. – odezwał się Aleks

 

– Nie wierzę wam, jesteście szpiegami!

 

Iwan zręcznie zakradł się za starszego mężczyznę i kolbą pistoletu, zręcznie uderzył go w głowę, tak aby stracił przytomność.

 

Przebudzenie było bardzo bolesne, doktorowi było cholernie niedobrze gdy się obudził. Jakby przez mgłę usłyszał głos:

 

– I widzisz dziadku? Jak mówiłem nie przyszlismy tu zabijać, bo inaczej już byś leżał rozerwany na około jakiejś anomalii. Gadaj jak się nazywasz?

 

– Nazywam się… Filip… Pietrowicz…

 

– Co tu robisz?

 

– Zajmuję się badaniami… z zakresu fizyki i biologii

 

– No widzisz! Trzeba było tak odrazu.

 

– To teraz, my chyba powinniśmy się przedstawić, co nie Groźny?

 

– Jestem Aleksander Władimir Aleksandrowicz mówią mi Aleks.

 

– A ja jestem Iwan Urukowicz mówią na mnie Groźny.

 

– Co pan tu robi? – zadał pytanie Aleksander

 

– No więc, krótko mówiąc badam Zonę. Należałem do pierwszego zespołu naukowców, który został tu wysłany. Badałem odziaływania Zony na faunę i florę tych terenów, oraz wpływ anomalii grawitacyjnych na otoczenie.

 

– Czemu jest pan tutaj sam?

 

– Podczas jednych badań terenowych, zaatakowały nas pijawki, żołnierze rzucili się do walki dając nam czas na ucieczkę, jednak moi koledzy wpadli w wilczy dół i nie mogłem ich stamtąd wydostać, byłem więc zmuszony do pokonania reszty drogi sam.

 

– Kiedy to było?

 

– Będzie już 10 lat odkąd tu utknąłem.

 

– Nie mógł pan stąd po prostu wyjść?

 

– Nie, bo moja baza jest za daleko, a pozostałe bunkry opustoszałe, nie mam odpowiedniego kombinezonu, ani radia do wezwania pomocy. Badania mogę spokojnie prowadzić tutaj, a jedzenie jest może nie najlepsze, ale starczy go jeszcze na wiele lat.

 

– Możemy panu jakoś pomóc? Oczywiście nie za darmo – dodał Iwan ratując swój honor twardziela.

 

– Ależ tak! Dosłownie spadliście mi z nieba! Potrzebuję pewnego rzadkiego artefaktu, który można znaleźć na terenach okalających elektrownie. Zauważono tam ogromne skupisko anomalii grawitacyjnych, które w połączeniu z bliskością elektrowni utworzyły nieznany nam jeszcze artefakt. Chciałbym, abyście dostarczyli mi go do badań. Jak mówiliście nie za darmo. Teraz dam wam trochę sprzętu, naboi i lepsze detektory anomalii oraz nowszą broń, która jest tu w razie ataku mutantów. Po powrocie przekaże wam współrzędne schowka z pieniędzmi i dwoma kombinezonami naukowymi. To jak zgadzacie się?

 

Obaj milczeli, ich twarze wyrażały głębokie zamyślenie. Po chwili odezwał się Aleksander :

 

– To jaki ma pan sprzęt dla nas?

 

Po wyekwipowaniu, obaj stalkerzy opuścili bunkier drugim wyjściem.

 

– To jest to! – powiedział Aleksander.

 

– Co?

 

– No w końcu mamy coś do roboty, i dostaliśmy lepszy sprzęt, ten noktowizor jest zajebisty, i jeszcze ten Dragunov z lunetą termowizyjną! Takiego sprzętu nie ma żaden stalker w Zonie!

 

– Trzeba przyznać profesorkowi, sprzęt niezły. No cóż trzeba ruszać do obozu, wyspać się.

 

– Racja, w końcu będę spokojnie spał, jak będziesz pilnował, z taką bronią…

 

– Co ty, a zakład ? Tam był jeden snork, a nie trzy. He he, masz tydzień z bani! Ja śpię, ty pilnujesz. No nie rób takiej miny! Niech ci będzie, po drugiej w nocy zmienię cię, ale pozostałe pięć i tak masz odrobić!

 

– Ok, ok niech tak będzie…

 

O tej sytuacji właśnie rozmyślał Aleksander, trzymając wartę pierwszej nocy. Noc przebiegła spokojnie.

 

Wiosenne słońce przyniosło jeszcze więcej ciepła, co w połączeniu z południowym wiatrem dawało przyjemny efekt.

 

Iwan obudził się.

 

– Ale fajny dzionek!

 

– Ta… – odpowiedział mu elokwentnie Aleksander.

 

– Co ty taki markotny? Nie wyspałeś się czy co? – zażartował Iwan.

 

– Bardzo zabawne. Nie mamy czasu na żarty, trzeba coś przekąsić i ruszamy w drogę.

 

Iwan wyczołgał się ze śpiwora, przeciągną się aż trzasnęły mu kości i sięgnął do plecaka. Wyjął z niego dwie konserwy i dwa „Stalkery” – napoje energetyzujące, zastępujące w Zonie kawę. Otworzyli konserwy wielkimi majchrami, zjedli w pośpiechu nic nie mówiąc, popili i zgasili ognisko.

 

– To gdzie teraz idziemy? – zapytał Iwan

 

– Czekaj spojrzę na PDA, musimy się udać najpierw na wysypisko, Tolik – mój kumpel, ma szczegółowe mapy Zony z zaznaczonymi bezpiecznymi ścieżkami. Nie ma na nich anomalii, co do mutantów nie można być pewnym na sto procent.

 

– Nikt nie mówił, że będzie lekko.

 

– Wiem, w końcu to Zona, nie wiesz co będzie za następnym zakrętem.

 

Jakby na potwierdzenie tych słów, po przejściu może kilkunastu kroków od ich byłego obozowiska, przebiegła obok nich wataha przestraszonych ślepych psów. Nie zrobiło to na nich najmniejszego wrażenia. Dwaj stalkerzy ruszyli w stronę wydeptanej ścieżki ku wysypisku. Słońce zaczęło mocniej grzać i rozleniwiało obu stalkerów, w ich kombinezonach zaczęła się robić gorąco.

 

– O w mordę! Jak tak dalej pójdzie to zdechniemy z wycieńczenia!

 

– To prawda, niedaleko stąd jest grota, odpoczniemy tam, a potem ruszymy dalej.

 

Aleksander zszedł ze ścieżki, prowadząc kumpla do jamy. Przed wejściem wyciągnęli swoje nowe pistolety maszynowe MP5 i byli przygotowani do odparcia ewentualnego ataku ze strony groty. Na szczęście nic tam nie było. Iwan usiadł, wyciągną Biełomory i poczęstował przyjaciela. Zapalili zaciągając się głęboko szarym dymem. Aleks bawił się puszczając kółka z dymu. Wkrótce w pieczarze było tak gęsto od dymu, że można go było kroić nożem. Niebo zachmurzyło się. Zdecydowali, że można ruszać dalej. Idąc ścieżką, napotkali przewrócony wojskowy terenowy wóz.

 

– Czekaj chwile! Idę się odlać. – powiedział Aleksander.

 

– Dobra. Tylko uważaj, żeby ci coś ptaszka nie odgryzło! – zażartował Iwan.

 

Gdy Aleksander odszedł w krzaki, nie wiadomo skąd wyleźli dwaj mężczyźni , celując w Iwana z automatów Kałasznikowa.

 

– Co my tu mamy? Samotny stalker! Wyskakuj no ptaszku z fantów. Szybko, bo nie mamy czasu. Jak oddasz po dobroci to darujemy ci życie!

 

– Spokojnie panowie, oprócz tego karabinu nie mam nic.

 

– Jasne, jasne ! Otwieraj plecak – powiedział drugi z bandytów.

 

Iwan ściągną plecak i zaczął wypakowywać z niego rzeczy. W tej samej chwili Aleks wyszedł z krzaków i zauważył zaistniałą sytuację.

 

– O w mordę – szepnął i padł na ziemie. Wyciągną swojego Dragunova i przyłożył lunetę do oka. Iwan właśnie oddawał rzeczy bandytom.

 

– No ten pistolet maszynowy jest elegancki, jak to mówią „nówka nie śmigana” ! – powiedział pierwszy z bandytów.

 

– To się nam trafiło! Dobry dzień dzisiaj mamy! – powiedział to chyba w złą godzinę.

 

Iwanowi wypadło coś z ręki i schylił się, tym samym nieświadomie oczyścił linię strzału dla Aleksa.

 

– Z dedykacją dla ciebie skurwielu – szepnął Aleksander, celując w skroń pierwszego bandyty.

 

Pocisk przebił głowę atakującego na wylot. Iwan padł na ziemię. Drugi zaczął się rozglądać na boki, powinien zrobić to samo, co Iwan. Widać było, że nie ma wyszkolenia wojskowego. Drugi pocisk wystrzelony przez Aleksandra, trafił najemnika prosto w oko, przebijając czaszkę nieprzyjaciela, rozsiał krew i kawałki mózgu na ścieżce. Iwan wstał, popatrzył na bandytów, po czym splunął na nich i sprzedał jeszcze po kopniaku łamiąc żebra ich ścierwom.

 

– Ha! I na co wam to było? Ze stalkerami się nie zadziera! Tak kończą frajerzy!

 

– A ty co jak słup soli stałeś i posłusznie oddawałeś im nasze fanty?

 

– Musiałem, wyskoczyli jak Filip z konopi, wycelowali we mnie swoje automaty i co, z nożem w zębach miałem na nich skoczyć? To nie amerykański film, gdzie jeden koleś rozwala dwudziestu gołymi rękoma.

 

– Dobra, niech ci będzie. Zabieramy ich broń i amunicje i spadamy stąd, cholera wie czy nie kręcą się tu ich kumple.

 

Ruszyli szybkim krokiem po ścieżce, poruszając się jak najciszej. Po kilku godzinach dotarli do obrzeży wysypiska. W miarę jak się zbliżali, coraz dokładniej było widać, składowisko starych radzieckich pojazdów, oraz snujących się z wolna stalkerów. Było już późno, słońce chyliło się ku zachodowi, niebo zmieniało kolor na krwistoczerwony, a cienie okalających wysypisko pagórków robiły się coraz dłuższe.

 

– No to jesteśmy na miejscu – powiedział Aleksander.

 

– Też się cieszę. Może napijemy się dzisiaj wódki?

 

– W sumie, czemu nie? Tyle tu ludzi, że będzie można spokojnie się napić i posłuchać wieści.

 

– To ruszajmy się szybciej, bo zabraknie dla nas, bo mamy tylko jedną flaszkę.

 

Obaj przyspieszyli kroku i po chwili znaleźli się pod bramą wysypiska. Na ich spotkanie wyszedł strażnik, w ciężkim, wojskowym kombinezonie. W pierwszej chwili przestraszyli się, że wysypisko przejęli wojskowi, dopiero po chwili w słabym świetle gasnącego dnia, ujrzeli naszywkę, żółty symbol radioaktywności na czarnym tle, widniejący na lewej piersi stalkera.

 

– Uf… Już myślałem, że mamy przechlapane – powiedział Igor.

 

Strażnik wycelował w nich swój lekki karabin maszynowy RPK – 74, mówiąc :

 

– Czego tu koty szukacie ? Nieznajomym wstęp wzbroniony, już z daleka was widzieliśmy, macie szczęście, że dowódca jest ostatnio spokojny, po tym jak roznieśliśmy wszystkich bandytów z okolicy.

 

– Jesteśmy wolnymi stalkerami, przyszliśmy tu do Tolika, po mapy.

 

– Jeżeli go znacie to wchodźcie, czym chata bogata – zażartował rosły strażnik.

 

Przeszli, zbywając jego żart milczeniem.

 

– Tolik jest w transporterze wojskowym, pomalowanym żółtym sprejem – powiedział strażnik na odchodnym.

 

Na złomowisku zaczęto rozpalać ogniska, by ogrzać się i odstraszyć mutanty. Jeden stalker wyciągną gitarę, by śpiewem dodać otuchy kumplom oraz otwierano butelki wódki, aby zapomnieć o smutkach i problemach. Przyjaciele podeszli do wskazanego im przez strażnika transportera. Był zamknięty od wewnątrz. Aleks uderzył trzy razy pięścią w drzwi. Usłyszeli ponury, przepity głos :

 

– Kto się tak kurwa dobija?! Już gadać, albo idę dalej spać!

 

– Tolik, to ja! Aleksander!

 

– Jaki Aleksander?

 

– Aleksandrowicz!

 

– Kurde… Aleks, to ty?

 

– Tak, ja. No już, otwieraj!

 

– Dobra, dobra. Tylko mnie nie poganiaj, wiesz, że tego nie lubię!

 

Usłyszeli brzdęk upadającego kawałka metalu. Drzwiczki otworzyły się z okropnym skrzypieniem, ze środka powiało zapachem przetrawionej wódki, wonią przepoconych skarpet i niemytego ciała oraz jakimś bliżej nieokreślonym smrodem, co dawało mieszankę iście wybuchową i najbezpieczniej byłoby przebywać tam w masce przeciwgazowej. Ze środka wyszedł człowiek niewielkiego wzrostu, z gęstą czarną brodą i łysiejącą głową. Na nosie miał okulary z okrągłymi szkłami. Był ubrany w najprostszą skórzaną kurtkę, z wszytymi tu i ówdzie płytkami kevlaru.

 

– Witaj, stary druhu! – ucieszył się Tolik i z wielką siłą, jak na tak niepozornego człowieka, uściskał Aleksandra.

 

– Cześć… Uh… Puść, bo mi żebra połamiesz…

 

– Przepraszam, czasem zapominam jaki jestem silny.

 

– Nic nie szkodzi. To jest mój przyjaciel Iwan.

 

– Przyjaciel mojego przyjaciela, jest moim przyjacielem – mówiąc to uścisnął dłoń Iwana zgniatając mu palce.

 

– Rzeczywiście, jesteś silny.

 

– Dobra nie stójmy tak, tylko usiądźmy w środku.

 

Weszli do środka, Aleksander i Iwan usiedli na jednej kanapie, a Tolik na przeciwległej. W środku było dość dużo miejsca na urządzenie „gabinetu”. Na tylnej ściance była przytwierdzona lampka, oraz wykonana ręcznie, z wielką starannością mapa Zony z wieloma kolorowymi punktami. Był tam także kawałek blachy zagięty u dołu i przytwierdzony pod kątem z trzech stron, który służył jako deska kreślarska do rysowania map. Na pozostałych ścianach były porozwieszane plakaty z gołymi babami.

 

– Widzę, że niezły warsztacik tu sobie urządziłeś. – powiedział Aleks.

 

– Tak, trzeba coś robić. Za moje mapy w Zonie można dostać niezłą kaskę, a i tak niewiele ich sprzedaje. Tylko zaufanym ludziom i niektórym handlarzom.

 

– My do ciebie właśnie w tej sprawie. Musimy dostać się do centrum Zony i potrzebujemy jednej z twoich map.

 

– Nie ma sprawy, ale doskonale o tym wiesz, że na tym świecie nawet w mordę za darmo nie dostaniesz.

 

– Rozumiem. Czego potrzebujesz?

 

– Nic wielkiego, i tak będziecie szli do centrum, to będzie wam po drodze… Chodzi mi o to, że jeden ze stalkerów, kupił ode mnie mapę, ale na kredyt. Dałem mu ją, bo wiedziałem gdzie urzęduje, ale nikomu nie chce się ruszyć dupy, po kasę dla mnie, bo jest tu im za dobrze. Znajdziecie go, sprzedacie mu kulkę między oczy i będziemy kwita.

 

– Jak nazywa się ten frajer co cię okantował i gdzie urzęduje?

 

– Kręci się z kumplami w okolicy Czerwonego lasu, wołają na niego Wadik, poznacie go bez problemu, bo jest rudy i ma okropnego zeza.

 

– Ilu ich tam jest dokładnie, bo jeżeli więcej niż czterech, powystrzelają nas tam jak kaczki – zauważył Iwan.

 

– Spokojnie, z tym sprzętem co tu macie, takie dupki wam nie podskoczą. Dobra, dość gadania o interesach. Napijmy się wódki. Dzisiaj obalamy świeżą dostawę!

Koniec

Komentarze

Wiadomo czego wersja 0.1.175,6.   

Tekstowi potrzebna jest korekta.

Nie czytam opowiadań w częściach. Za wiele tych rozpoczętych, a nie dokończonych opowieści.

„Noc była ciepła, południowy wiatr zwiększył temperaturę powietrza.” –– Specjalnym pokrętłem zwiększył temperaturę? ;-)

 

„Dało się wytrzymać warte bez stania przy ognisku”. Aleksander miał przez tydzień, co noc trzymać warte w obozie, z powodu przegranego zakładu”. –– Powtórzenia, literówki.

 

„Mianowicie chodziło o to, ile snorków jest w jaskini, którą chcieli zbadać, w poszukiwaniu artefaktów lub martwych poszukiwaczy artefaktów, w celu odzyskania ich sprzętu”. –– Powtórzenie.

 

„Gdy zakładał się z Iwanem o to, ile ich tam siedzi, wyraźnie słyszał trzy, może cztery bestie, więc tyle obstawił. Iwan powiedział, że są tam góra dwa”. –– Zrozumiałam, że Aleksander obstawiał bestie żeńskie, Iwan natomiast bestie męskie. ;-)

 

„…co dawało efekt, jakby kilka osób na raz krzyczało to samo”. –– …co dawało efekt, jakby kilka osób naraz krzyczało to samo.

 

„Aleksander wyciągną z plecaka podręczny reflektor diodowy i zapalił go, oślepiając siebie i kumpla na chwilę”. –– Aleksander wyciągnął

Nie idzie się na wyprawę w towarzystwie kumpla na chwilę; to powinien być kumpel na całe życie. ;-)

 

„Aby sprawdzić co się za nią kryje, uderzył w nią kolbą swojego AKS”. –– Powtórzenie.

 

„Przyjrzał się uważniej i zaczął popychać ścianę w różnych miejscach, aż ustąpiły”. –– Różne miejsca ustąpiły? ;-)  

 

„Po dość długim i powolnym schodzeniu po schodach prowadzących w dół…” –– Powtórzenie i masło maślane!

 

„Tunel był tak niski, że aby się w nim poruszać trzeba było się tak nisko zgiąć, że nosem prawie się ocierało o wydeptaną ścieżkę”. –– Powtórzenia!

 

„Doszli do ostrego zakrętu, za którym znajdowały się normalne drzwi. Stanęli jak wryci. Spodziewali się raczej kolejnych ukrytych drzwi niż zwykłych, najnormalniejszych drzwi na świecie, które może mieć w domu”. –– Powtórzenia!

 

Doszedłszy do drzwi które może mieć w domu, rezygnuję z poznania dalszego ciągu, nie mając pewności, czy dalszy ciąg będzie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo, bardzo dużo powtórzeń. Po kilku pierwszych zdaniach mozna poczuć niechęć do zapoznania się z tekstem. Mimo to byłam cierpliwa. Masz bardzo denerwującą manierę opisywania wszystkiego w sposób pedantycznie dosłowny.

 Zdanie typu: Wszedł i zgasił latarkę,bo w pomieszczeniu było jasno. Naprawdę uważasz, że czytelnik by się nie domyślił?

 

Jedna rzecz, która nie daje mi spokoju, jak w pomieszczeniu oświetlonym jedną, nędzna żarówką można prowadzić badania, korzystając z mikroskopu? Bieda! :)

Nowa Fantastyka