- Opowiadanie: Inatan - Tresowany szczur

Tresowany szczur

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tresowany szczur

Działo się to za czasów, gdy dolina leżąca pomiędzy rzekami Helic, a Vizkar była pod panowaniem plemienia mężnych Rakzharów. Ich władcą był wielki Sithar, mąż dzielny, mądry i silny, który rozciągnął panowanie swego rodu na całą krainę skrytą pomiędzy długimi szyjami obydwu rzek. Wódz wszedł już wtedy w złoty wiek swego życia, gdy na pomarszczonej czaszce zalśniły bielusieńkie niczym śnieg włosy, a ciało osłabło, niezdolne do utrzymania miecza czy topora. Lecz jego umysł nadal był bystry i przejrzysty niczym wody górskich potoków, nadal potrafił rządzić swymi ziemiami rozsądnie, surowo, lecz sprawiedliwie, broniąc własny lud przed głodem i najeźdźcami.

 

Wtedy też, podczas wczesnowiosennego święta na cześć powrotu życia, do głównej siedziby rodu Rakzharów zawitał pewien młodzieniec. Przestąpił przez drewnianą bramę raźnym krokiem, wkraczając w miejsce i czas pełen śmiechu, tańców oraz pieśni dziękczynnych dla Pani Życia. Młodzian ów, przedstawiając się jako Myszołów, wkrótce dołączył do wspólnej zabawy. Śmiał się, pił i sławił imię Bogini, wymachując kuflem pełnym piwa, aby gestem tym dodać swym okrzykom większej wagi.

 

Gdy krwawe słońce zatonęło w skrzących się wodach Helicu, gdy ludzie, senni oraz zmęczeni poczęli przygotowywać się do powrotu do swych odległych siedzib czy też chat znajdujących się w obrębie palisady grodu, młodzieniec zrobił coś zdumiewającego. Spod kaftana wyciągnął… szczura. Szczur ten jednakże nie był zwyczajnym gryzoniem, jak te, które tępi się w spichlerzach oraz gospodarstwach. Ów zwierz miał białe, lśniące furo, ślepia czerwone niczym płomienie, którymi – zdawało się – inteligentnie spogląda na gapiów. Nie był przerażony widokiem gawiedzi – co więcej, odpowiadała mu liczna publiczność. Marszczył bladoróżowy nosek, podchodził do niektórych, wąchał ich dłonie oraz okruchy porozrzucane po stole – lecz niczego nie tknął, nic nie ujął w swe żółte ząbki. Tak, jakby czekał na rozkaz.

 

I rozkaz nadszedł. Myszołów wyciągnął zza pazuchy fujarkę, na której zaczął grać cichą, lecz skoczną melodię. Szczurek stanął na dwóch łapkach niczym człek, zadudnił jedną z nich o stół, po czym zaczął wywijać się w tanecznych ruchach. I choć zwierzę nie mogło poruszać się jak istota ludzka, doskonale imitowało ruchy w taki sposób, aby oszukać zmysły publiczności. Wszyscy westchnęli z podziwem, widząc szybkie ruchy zwierzątka, jego taneczne kroki, które wydawały się im być zupełnie człowiecze.

 

Gdy występ dobiegł do końca, Myszołowa nagrodzono za wspaniały występ monetami, które posypały się na stół z donośnym brzękiem. Skwapliwie zebrał je wszystkie do skórzanego, pustego dotąd mieszka, który ledwie pomieścił nagrodę. Zaś sam szczur otrzymał rarytasy, na które na co dzień mogli pozwolić sobie jedynie bogacze. Zjadł wszystkie podane mu smakołyki, pieczołowicie wylizał długie wąsy oraz wąski pyszczek z dumą, jaka przystaje wodzom, czym wywołał serię poczciwego śmiechu.

 

Wkrótce o Myszołowie i jego tresowanym szczurze usłyszał sam Sithar z rodu Rakzharów. W krainie tej nie działo się wiele, toteż każdą nowinę okrzykiwano wydarzeniem niezwykłym. Ludzie zachłystywali się pogłoskami, powtarzając i rozpleniając je po całej ziemi. W końcu wiadomość ta dotarła do samego wodza, który rozkazał, aby i przed jego osobą zatańczył tresowany szczur.

 

Tak też się stało. I po raz pierwszy od wielu, naprawdę wielu lat, w oczach tego surowego władcy – w małych, ciemnych paciorkach skrytych w fałdach pomarszczonej skóry – zalśniły ogniki prostej radości, beztroski, na którą mógł pozwolić sobie jedynie w dzieciństwie, gdy na jego karku nie spoczywał jeszcze ciężar odpowiedzialności wodza.

 

Widząc, jak jego występ spodobał się głowie rodu Rakzharów, Myszołów postanowił pozostać nieco dłużej w ich siedzibie. Jego szczur często tańczył, otrzymując za to nieliche wynagrodzenie – zarówno dla samego gryzonia, jak i dla jego pana. Dwójka ta zwabiała ciekawskich z okolicznych wiosek, handlarzy oraz bardów, których odwiedziny zwiększały znaczenie grodu. Widząc to, Sithar postanowił zatrzymać Myszołowa w osadzie na dłużej, oferując mu w zamian za to mieszek ciężki od monet.

 

Nastały roztopy. Zima wypuściła z lodowych szponów dolinę. Rzeki Helic i Vizkar rozszerzyły swe koryto, wyciągając macki brudnej pozimowej wody głęboko w ląd. Zalały pola i lasy, zniszczyły całe wsie, rozrywając domy na strzępy, niosąc swymi porywistymi wodami deski daleko na północ, aż do morza Jtansalskiego.

 

I właśnie wtedy, gdy Sithar martwił się o dobro swych poddanych, gdy dbał tylko o nich, osłabiając swe granice, aby pomóc ludowi w tych ciężkich czasach, nastąpił atak. Plemię Nakarów z południa, których klęska powodzi nie uderzyła tak dotkliwie, napadło na ziemię Rakzharów w momencie, gdy ci byli najbardziej osłabieni.

 

Bitwy były krótkie, lecz krwawe. Przeważające siły południowców niemalże zdusiły dzielnych mężów z plemienia Rakzharów, którzy w popłochu zostawiali za sobą kolejne wsie na pastwę najeźdźców. Pospiesznie ratowali ludzi, zbierali dobytek, pędzili bydło i uciekali w dziwnej mieszance wojska, cywilnej ludności oraz stad ryczących zwierząt na północ, do głównej siedziby, której nie dosięgły macki powodzi.

 

Uchodźcy falą podobną do wód kataklizmu przelewali się przez drewniane bramy pod czujnym okiem łuczników na wieżach. Gdy znaleźli się w obrębie murów z ich umartwionych swym losem dusz spadł ciężar. Ulga odcisnęła się na twarzach wszystkich, którzy znaleźli schronienie – mimo, iż schronienie to oznaczało ścisk w tłumie podobnym do nich samych, wśród ludzi głodnych, chorych, odzianych w łachmany, topiących i ślizgających się w błocie, które zaległo na ścieżkach w osadzie. Byli jednak bezpieczni przed wrogiem, gdyż gród był dobrze chroniony. Wysokie palisady były nie do zdobycia, naostrzone pale szczerzyły drewniane zębiska z ziemnego wału w stronę wrogów, a z wieżyczek łucznicy wypuszczali strzały, aby odstraszyć szturmujących osadę nieprzyjaciół.

 

Na chwilę walki ustały. Wojownicy Nakarów próbowali zdobyć palisadę w szturmach odważnych, lecz szaleńczych, pośród nocy, kiedy jedynym świadectwem działań wojennych były okrzyki mieczy, jęki cięciw, wibrujący w uszach wrzask umierających. Atakami tymi wrogowie nic nie zyskali, jedynie stracili niektórych żołnierzy, którzy legli w błocie oraz własnej krwi pod drewnianymi murami, z brzechwami strzał sterczącymi z brzuchów i pleców.

 

Wydawało się, że zagrożenie zostało zażegnane. W środku grodu mobilizowano pozostałych wojowników Rakzharów, przygotowywano uchodźców do obrony, ostrzono miecze, rozdawano włócznie. Liczono zapasy, rozdzielano racje, aby żywność starczyła na jak najdłuższy okres czasu. Organizowano się do odparcia wroga i wygnania go z własnych ziem. W sercach ludzi zalśniła nadzieja na przekucie przeszłości, która spłynęła wraz z powodzią na północ, na spokojną przyszłość.

 

Wtedy nadeszła zdrada – plemieniu Rakzharów wbito nóż w serce, w najbardziej witalne, najważniejsze miejsce ich społeczności.

 

Otruto Sithara.

 

Rozległy się ostre krzyki i lamenty żałobników. Wojownicy niespokojnie szeptali wśród swych szeregów, ludność cywilna próbowała otrząsnąć się z szoku. Najbliżsi ludzie byłego władcy biegali w popłochu, ślizgając się w błocie i przepychając przez tłum, starając opanować chaos, jaki nastał w siedzibie. Niektórzy z nich zwoływali naradę, na której pragnęli wybrać nowego wodza, inni roznosili wokół słowa nawołujące do odwagi i opanowania, powstrzymania łez do czasu, gdy będzie na nie odpowiednia chwila. Gdy wydawało się, że kryzys został już zażegnany, zdrajca uderzył ponownie – zatruto żywność, przeznaczoną na ten dzień dla obrońców.

 

Na błotnistych uliczkach grodu zaległy trupy, z twarzami upchniętymi w mokrą glebę, albo też w niebo, martwym wzrokiem pożerając ostatni widok, jaki przyszło im zobaczyć. Wokoło rozlegał się lament żałobników oraz krzyk umierających w okropnych boleściach, wijących się w zakamarkach uliczek, zaciszu domostw, na zatłoczonych placach i głównych ścieżkach. Chaos w grodzie nawarstwił się. Zdrowi biegali w panice, nie wiedząc, co czynić.

 

Nadszedł ostatni cios zdrajcy w osłabione ciało plemienia Rakzharów – w noc ciemną, pochmurną, podczas nowiu księżyca zabito strażników bram i otwarto wrota. Na dany przez zdrajcę sygnał do środka wpadli wściekli, żądni krwi Nakarowie, którzy poczęli mordować mężczyzn, palić chaty i bezlitośnie gwałcić pozostałe przy życiu kobiety, śmiejąc się głośno w powietrze tej okrutnej, czarnej nocy.

 

Pod ciężkim, pochmurnym niebem trwało szaleństwo. Pośród błagalnych jęków, wśród krzyków bólu i rozpaczy odzywały się czyste dźwięki dzwoniących łańcuchów, gdy z podbitych czyniono niewolników. Uradowani zwycięstwem Nakarowie śmiali się i żartowali, głośno rozprawiali o planach dotyczących bogactw, które wpadły w ich mocne od włóczni ręce. Wtedy do środka grodu, na koniu o sierści czarnej niczym ta noc, wjechał przywódca wrogich wojowników. Swych żołnierzy obdarzał dumnym spojrzeniem, na podbitych patrzył z politowaniem i wyższością. Gdy napawał się widokiem swego zwycięstwa, zawołał jednego ze swego ludu, aby do jego stóp przyprowadził zdrajcę.

 

Myszołowa.

 

Licząc na nagrodę, zdradził Rakzharów, którzy przyjęli go z otwartymi ramionami. Zgwałcił ich gościnność, splamił swe imię dla złotych monet. Teraz zaś patrzył buńczucznie na dumnego, srogiego wodza, żądając nagrody.

 

I nagrodę otrzymał. Śmiejąc się, przywódca nakazał zakuć go w ciężkie kajdany i wtrącić do wykopanego w ziemi lochu, gdzie omotano go łańcuchami tak, aby nie mógł się poruszać. „Oto twoja nagroda”, rzekł Nakar, rechocząc okrutnie. „Podziel się nią z twym tchórzliwym towarzyszem, tresowanym szczurem, który tańczy tak, jak mu zagrają”.

 

Kiedy drzwi do loszku zostały zamknięte, biały szczur wyszedł zza pazuchy Myszołowa, patrząc na niego chytrymi, czerwonymi oczkami. Grajek szeptał do niego, błagał, aby gryzoń przecisnął się przez wyjście na powierzchnię, spróbował przynieść klucze, sprowadzić pomoc – zrobić cokolwiek. Szczur jednakże tego nie zrobił. Wpatrywał się w Myszołowa, poruszając długimi wąsami, szczerzył żółte siekacze jakby w ironicznym uśmieszku. Wdrapał się na szyję swego pana, wbił pazurki w twarz i pożarł jego oczy, aby zaspokoić głód.

 

Ochrypły okrzyk długo rozbrzmiewał w wilgotnych, ciemnych ścianach loszku, nim oślepiony, pozostawiony swej zdradzie mężczyzna nie zwiesił głowy na pierś.

 

Tak oto zakończyło się życie Myszołowa, pana i władcy tresowanego szczura.

Koniec

Komentarze

Naprawdę świetny tekst. To wielki epicki tekst, w którym muszą występować wielcy, silni i mądrzy władcy, których to władza "rozciąga się" po "całej krainie skrytej pomiędzy długimi szyjami obydwu rzek."

 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Patos i przesada w tworzeniu metafor i porównań. Zdania teoretycznie zrozumiałe, jednak przez swoją konstrukcję i nagromadzenie informacji śmieszą. Przykład poniżej:

Atakami tymi wrogowie nic nie zyskali, jedynie stracili niektórych żołnierzy, którzy legli w błocie oraz własnej krwi pod drewnianymi murami, z brzechwami strzał sterczącymi z brzuchów i pleców.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie przeszkadza mi kwiecisty język. Jednakowoż, dla zadowalającego efektu, kwieciste zdanie, podobnie jak bukiet kwiecia, winno być sporządzone kunsztownie, z dbałością o najdrobniejsze detale, a jego nadrzędnym celem jest cieszyć oko. Tu kunsztu trochę zabrakło, a, siląc się na metaforę, kwiatki też nie za świeże.

Generalnie sama fabuła, choć oklepana, zła nie jest, ale gdzieś w tym wszystkim pogubiło się napięcie, a intryga rozwiązana została zbyt łatwo. Trudno też się utożsamić w jakikolwiek sposób z bohaterami, którym brakuje jakiejkolwiek głebi i którzy zostali ledwo nakreśleni.

Pozdrawiam.

Bardzo słabiutki tekścik. Pomysł nie porywa, sposób wykonania pozostawia wiele do życzenia. Zdania, nieporadnie wzniosłe i kwieciste, trącą grafomanią.

Przed Autorką jeszcze wiele pracy.

 

„Wódz wszedł już wtedy w złoty wiek swego życia, gdy na pomarszczonej czaszce zalśniły bielusieńkie niczym śnieg włosy, a ciało osłabło, niezdolne do utrzymania miecza czy topora”. –– Złoty wiek, to najlepsze lata czyjegoś życia. Jak do tego pojęcia ma się pomarszczona czaszka, siwizna i słabe ciało?

 

„Szczurek stanął na dwóch łapkach niczym człek, zadudnił jedną z nich o stół, po czym zaczął wywijać się w tanecznych ruchach”. –– Już słyszę to dudnienie szczurzej łapki, aż się echo niesie. Równie ładne i wdzięczne jest wywijanie się w tanecznych ruchach. ;-)

 

„…w tanecznych ruchach. I choć zwierzę nie mogło poruszać się jak istota ludzka, doskonale imitowało ruchy w taki sposób, aby oszukać zmysły publiczności. Wszyscy westchnęli z podziwem, widząc szybkie ruchy zwierzątka…” –– Powtórzenia.

 

„Gdy występ dobiegł do końca, Myszołowa nagrodzono za wspaniały występ…” –– Powtórzenie.

 

„…pieczołowicie wylizał długie wąsy oraz wąski pyszczek z dumą…” –– Szczurek istotnie musiał być osobliwością, skoro miał pyszczek z dumą. ;-)

 

Jego szczur często tańczył, otrzymując za to nieliche wynagrodzenie – zarówno dla samego gryzonia, jak i dla jego pana”. –– Bardzo koślawe zdanie. Może: Jego szczur często tańczył, otrzymując za to spore wynagrodzenie – zarówno dla siebie, jak i dla swego pana.

Myślę jednak, że wynagrodzenie/zapłatę otrzymywał Myszołów, nie szczur.

 

„Rzeki Helic i Vizkar rozszerzyły swe koryto…” –– Obie rzeki jedno koryto? ;-)

Gdy nastają roztopy, rzeki nie poszerzają koryt. Wezbrane wody występują z brzegów i zalewają okolicę. Wtedy jest powódź.

 

„…którzy legli w błocie oraz własnej krwi pod drewnianymi murami…” –– Drewniany mur nie istnieje.

Mur, to «ściana budynku lub ogrodzenie wykonane z cegieł, kamieni lub bloków betonowych spojonych zaprawą»

 

„…aby żywność starczyła na jak najdłuższy okres czasu”. –– …aby żywności wystarczyło na jak najdłuższy okres. Lub: …aby żywności wystarczyło na jak najdłuższy czas. Albo: …aby żywności wystarczyło na jak najdłużej.

Okres i czas to synonimu. Okres czasu, to masło maślane.

 

„Organizowano się do odparcia wroga i wygnania go z własnych ziem”. –– Zdanie sugeruje, że oblegani sposobią się do napaści na wroga by, wygnawszy go, zdobyć jego ziemie. ;-)

 

„Najbliżsi ludzie byłego władcy biegali w popłochu, ślizgając się w błocie i przepychając przez tłum, starając opanować chaos, jaki nastał w siedzibie”. –– W jaki sposób starali się opanować chaos, skoro sami spłoszeni, przepychali się i panikowali, chaos ów potęgując?

 

„Na błotnistych uliczkach grodu zaległy trupy, z twarzami upchniętymi w mokrą glebę, albo też w niebo…” –– Umiem sobie wyobrazić upchnięcie twarzy w mokrą glebę, ale wysiadam przy próbie upchnięcia twarzy w niebo. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszystkie komentarze.
Patos i powaga były zabiegiem celowym, tak samo jak i słabe nakreślenie bohaterów. Chciałam, aby tekst był w formie opowieści, czy też legendy. Spróbowałam, nie wyszło. Nauczka dla mnie, aby pozostać przy dobrze znanej mi formie.

Niestety, nie podoba się. Uproszczenie języka pomoże, niewątpliwie, ale pomysł przydałby się lepszy.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie przebrnąłem dalej niż trzeci akapit. Słabiutki tekst.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Do patosu i powagi trzeba, droga Autorko, dopasować język. Tym razem nie wyszło, ale nic straconego --- nauka wymaga czasu i prób...

Patos jest w gruncie rzeczy całkiem fajny. Nadanie tekstowi patetycznego wydźwięku to bardzo zacny zabieg. Problem jest taki, że z patosem łatwo przegiąć - ty przegięłaś. Ot, cała tajemnica. Ale źle nie jest, proponowałbym jednak dużo jeszcze ćwiczyć.

Nowa Fantastyka