- Opowiadanie: marten - S.T.O. Część druga: Kula śniegowa

S.T.O. Część druga: Kula śniegowa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

S.T.O. Część druga: Kula śniegowa

Chyba naprawiłem błędy części pierwszej (tak mi się wydaje): uprościłem styl, zrezygnowałem z gawędziarskiej narracji.

 

 

 

 

 

Kula śniegowa.

 

Ja, jako bierny obserwator, lub jak wolicie – kibic z białym szalikiem, często pozwalam sobie na formułowanie wszelakich teorii dot. życia ludzi. Niektóre z nich mają charakter permanentny, inne dotyczą jedynie pewnego konkretnego rozdziału. Wszystkie zaś łączy fakt, iż są prawdziwe. Tak się to zazwyczaj kończy, że wszystkie artykułowane przeze mnie tezy pózniej okazują się słuszne. Cóż począć, taki los.

Jedna z moich teorii zrodziła się podczas opisywanych tu wydarzeń. Mówi ona o pewnym cyklu. Człowiek hoduje wokół siebie zespół cech, podmiotów, nawyków, gospodaruje nimi, aż wokół gospodarstwa zaczyna robić się ciasno. Zbyt pózno zdaje sobie sprawę, że ze swą ekspansją zabrnął za daleko. Monopolistycznym makrosystemem zaczynają karmić się niezadowoleni. Wszelkie ułomności znajdują swoje ujście w zbiorowej frustracji. Porządek zmienia się w pretekst do przewrotu. Staje się nawozem, dzięki któremu może narodzić się nowy system norm i przykazań, który w końcu również ulegnie zużyciu i tak w kółko.. Tak to przynajmniej wygląda z lotu ptaka.

 

--

 

Na znak Prowadzącego tłum zamilkł. Rozpoczął się maraton gestów, inkantacji, tyrad, śpiewów, oklasków.

Niebo stawało się coraz bardziej karmazynowe, a atmosfera coraz bardziej gęsta. W końcu naturalny blask, ku uldze prowadzących procesję, zastąpiło blade światło ogromnego lampionu, wiszącego nad placem, wspieranego przez siedemdziesiąt, poustawianych na wzór okręgu smukłych kolumn. Zbliżał się koniec przedstawienia. Jego zwieńczeniem miała być lakoniczna przemowa Architekta. Lucif starał się zachowywać możliwie niestandardowo, kierując się nadzieją, że może to ktoś zwróci się do niego, skoro on nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu. Przebierał nogami, gwizdał, rzucał sąsiadom dziwaczne spojrzenia. Bezskutecznie.

 

Dokładnie siedemdziesiąt lat temu Stwórca pochylił się nad swym błądzącym ludem. Potępił zuchwałych, a na ich miejsce wywyższył wszystkich poniżanych. Od tamtego czasu żyjemy w innym świecie. (…) Wszelkie niegodziwości, widmo relatywizmu, a także jątrzące, prowadzące do nikąd maksymy zostały strząśnięte gestem karzącej dłoni. Takie też było ich przeznaczenie, bowiem zaufanie pierwiastkowi rozumu, autonomizmu, pierwiastkowi Złego, prowadzi do zguby. (…)Cywilizację pogrążoną w konfliktach podnieść mogło tylko Słowo, jednak Słowo właściwie podane. Jednakowoż nie zawsze tak było, w pamięci mamy zwłaszcza rok 1962, kiedy to Słowo zawłaszczone zostało przez Złego i nie puszczał on swego łupu aż do chwili, kiedy okazało się, że bratanie się z niegodziwcami, przyzwolenie na dowolność interpretacji, oraz dewaluacja symboli prowadzi ludzkość na manowce…

 

 

Kiedy Architekt w końcu opuścił swe wątłe ramiona i odwrócił się do tłumu zgarbionymi plecami, udając się wąskim mostem wiszącym ponad głowami ludzi w głąb świątyni, Lucifa opanowało potworne uczucie zawodu. Mięśnie się rozluźniły, pot na potylicy gdzieś wyparował. Wiedział, że kapłani będą teraz zmierzać do sąsiedniego dystryktu, by nazajutrz odtworzyć to, co tutaj właśnie dobiegło końca. Lucif leniwie powłóczył nogami, chcąc możliwie oddalić to, co było nieuniknione. Działanie jego zmysłów ograniczone było do minimum, prawie nie zauważył cudzej dłoni, uparcie chcącej włożyć coś do kieszeni jego długiego, czarnego płaszcza. Zanim zorientował się co się dzieje, dłoń wraz z właścicielem zniknęła w tłumie. Lucif niezgrabnie wyjął, jak się okazało, malutką broszurkę, która złośliwie wyślizgnęła mu się z rąk i opadła na bruk. To, co zobaczył na wierzchniej stronie broszurki, zaaplikowało mu dawkę ożywczej energii, której tak potrzebował. Dyskretnie rozejrzał się wokoło. Paru gapiów zdążyło już zwrócić podejrzliwe spojrzenia w kierunku Lucifa i zakazanego symbolu widniejącego na broszurce leżącej na ulicy. Lucif wiedział, że momenty takie jak te są punktami zwrotnymi, a decyzja, jaką się podejmie, przynosi przeróżne skutki. Mógł odejść, a ktoś z gapiów podniósłby notatkę i niezwłocznie zaniósł do lokalnego Urzędu Bezpieczeństwa, jak uczciwy obywatel. On ugiął kolana i szybkim ruchem schował te kilka kartek z powrotem do kieszeni, po czym z pośpiechem udał się w kierunku domu.

 

 

--

Wydaje mi się, że moje zdolności narracji powoli zaczynają rozkwitać… Cóż, zawsze byłem omnibusem, potrafiłem poruszać się po wielu płaszczyznach jednocześnie, a wszelkie słabości niwelowałem w mgnieniu Wszechwidzącego Oka, że tak powiem. Od kiedy pamiętam, byłem perfekcjonistą. Co nie znaczy, że wszystko robiłem bez wysiłku, wręcz przeciwnie – żelazną zasadą była wolna niedziela i tak już pozostało.

 

 

--

– Chodz, Świetliku. Lepiej pózno niż pózniej. – powiedział znudzonym tonem facet.

Jak on mnie nazwał? Lucif coraz bardziej żałował, że zdecydował się pójść za wskazówkami broszurki, którą otrzymał od anonimowego doręczyciela na Placu Głównym.

Dyskretnie rozejrzał się wokoło.

– Jak na podziemny system irygacyjny, całkiem tu przytulnie – rzucił zdawkowym tonem.

Facet odpowiedział uśmiechem.

– Cieszymy się, że do nas wpadłeś, Świetliku. Akurat tak się niespodziewanie składa, iż to dziś mamy spotkanie o charakterze nadzwyczajnym. Zgodzisz się być gościem honorowym?-

– Dlaczego nazywasz mnie Świetlikiem? – Spytał Lucif.

– Jeśli sobie tego nie życzysz, mogę przestać. Tutaj panuje swoboda i szacunek do autonomii drugiej osoby. Wiem, to może początkowo być dla ciebie dziwne, nawet szokujące, ale po krótkim czasie poczujesz się niczym delfin na nowo wrzucony do oceanu. Wiesz, co to delfin? Lucif dał mu znać, że nie wie. Dał mu również do zrozumienia, że nowe otoczenie, plus nachalna retoryka tego dziwaka sprawiają, że czuje się coraz bardziej zirytowany i zagubiony.

– Niebawem wszyscy będą. Rozgość się. -

Na ścianach wisiały portrety osób powszechnie potępionych. W połączeniu z archaicznym umeblowaniem, miejsce spotkań urządzone w jednym z podziemnych magazynów sprawiało wrażenie intensywnie odrealnionego. Lucif upatrzył sobie miejsce na jednym z miękkich, upstrzonych łatami foteli, podczas gdy mężczyzna, po przedstawieniu się jako Mort, zdanie po zdaniu, nakreślał mu powody wyłowienia go tłumu. Większości z tych powodów Lucif nie pojmował. Była mowa o spoglądaniu w głąb ka(co to takiego ka?), transcendencji i innych bluznierstwach, toteż puszczał wszystko mimo uszu.

Wkrótce przez drzwi obite stalowymi zasuwami weszła grupka ludzi, składająca się z kilku mężczyzn, dwóch kobiet, dziecka i niepełnosprawnego.

Rozsiedli się na swoich miejscach. Mężczyzna na wózku zatrzymał się przy blaszanym, mocno sfatygowanym kominku.

– Jak sam widzisz, nie jesteś najmłodszym osobnikiem w naszym gronie…– Rzekł zadowolonym tonem Mort.

Kilkuletni łysy chłopiec, siedziący po turecku na dywanie, pożerał Lucifa wzrokiem.

W końcu lider grupy przeszedł do sedna.

Mijała minuta za minutą. Mort przestawiał Lucifowi wizję przeszłości zgoła inną od tej powszechnie znanej.

 

Rosnąca islamizacja… deprecjonowanie Kościoła… bankructwo polityki rozdawnictwa, napuchnięty balon biurokracji… niezadowolenie społeczne… radykalne ruchy polityczno-religijne w całej Europie, zwłaszcza w krajach Beneluksu i Skandynawii… sukces wyborczy tychże grup, likwidacja demokracji, UE, konkordatów z Watykanem… wprowadzenie Nowego Ładu… kontrolowana amnezja, rewizja historii… zepchnięcie świeckiej opozycji na margines, w końcu – powszechne prześladowania. Kontrola umysłów za pomocą prasy i telewizji. Likwidacja internetu.

 

--

 

Dalszy ciąg spotkania sobie pominiemy. Nie ma czego żałować, pitu-pitu do kotleta, oraszone kilkoma wznioslymi hasłami i tyle. Istotne jest, że prawdziwe imię Morta brzmi Jonatan, łysy chłopiec okazał się być mańkutem, a Lucif wyszedł z tego zebrania uzbrojony po zęby, gotowy na przyszłość.

Koniec
Nowa Fantastyka