- Opowiadanie: yako - Informacja

Informacja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Informacja

Co do samego opowiadania można uznać je za luźną kontynuacją tekstu, który znajdziecie na moim profilu lub

tutaj: http://www.fantastyka.pl/4,1789.html

Moi Drodzy, życzę miłej lektury!

 

 

 

 

INFORMACJA

 

 

– Ile jeszcze? – Zdecydowanie to pytanie dominowało nad wszystkimi pozostałymi, jakie gnieździły się w jego głowie. Już przestał dochodzić, jak i dlaczego tu się znalazł; pomimo utraty pamięci, nie próbował odtworzyć obrazów z zamazanej przeszłości. Jedyne czego teraz pragnął to widok końca korytarza, który jak na złość zdawał się tylko wydłużać.

 

Po obu stronach pod ścianami, na całej jego długości siedzieli różni ludzie, beznamiętnie wpatrujący się w sąsiada z naprzeciwka. Nieważne, czy był to mężczyzna w średnim wieku, staruszka lub ośmiolatek. Wszyscy sprawiali wrażenie nieświadomych swojej obecności w tym miejscu, jednak on wiedział, że to tylko pozory. Gdy w powietrzu zabrzmiało konkretne imię, dana osoba wstawała z krzesła i czym prędzej ruszała przed siebie. Teraz, gdy to jego wywołano, koncentrował się wyłącznie na dojściu do celu ignorując przy tym wszystkich tu obecnych.

 

Korytarz był pozbawiony okien, więc nie miał możliwości pomiaru czasu, jaki upłynął od momentu rozpoczęcia wędrówki. Co dziwniejsze, już zdążył zapomnieć, kiedy się ona zaczęła a tym samym nie widział powodu by zawracać z raz obranej drogi. Znów usłyszał w powietrzu czyjeś imię, po czym zobaczył jak jakiś stary buddysta wstaje spod ściany i rusza wzdłuż korytarza. Szli więc teraz gęsiego, co mu nawet odpowiadało. Mimo braku jakiejkolwiek komunikacji ze staruszkiem, czuł ulgę, że nie idzie w nieznane sam.

 

Z czasem towarzysz podróży zaczął przyśpieszać, więc poszedł w jego ślady nie chcąc stracić go z oczu. Nie trwało to długo, gdyż po chwili obaj stanęli jak wryci przed białymi drzwiami, zwiastunem końca wędrówki. Mnich z szacunkiem uchylił je i momentalnie zniknął we wnętrzu ciemnego pomieszczenia.

 

– W zasadzie co mi zależy? – uśmiechnął się w duchu i ruszył przed siebie, kierowany odgłosem kroków staruszka.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

Światło dochodzące z korytarza znikło wraz z zamknięciem drzwi. W pomieszczeniu panowała przytłaczająca ciemność, lecz i tak zdawało mu się, że wyczuwa czyjąś obecność.

 

– Kim jesteś? – zawołał starając zapanować nad własnymi nerwami. Dopiero teraz wszystkie emocje, które pozostawały uśpione podczas wędrówki dały o sobie znać.

 

Nie zaszczycono go werbalną odpowiedzią, lecz po chwili zobaczył mały czerwony punkcik, podkreślający obecność drugiej osoby. Palacz zaciągnął się jeszcze trzy razy zanim podjął próbę nawiązania rozmowy.

 

– Panie Mateuszu, czy może pan tak nie krzyczeć? – po tych słowach, zapalił malutką lampkę, która co prawda nie oświetliła całego pokoju, jednak zrodziła przyjemny półmrok. Pomieszczenie całkowicie było pozbawione mebli, nie licząc biurka oraz dwóch krzeseł. Na jednym z nich siedział okularnik w średnim wieku, który właśnie gasił papierosa na dnie luksusowej popielniczki z wielobarwnego szkła. Gdy skończył, przestawił ją tuż obok dopiero co zapalonej lampki, a następnie uprzejmym gestem zaprosił Mateusza by zajął drugie krzesło po przeciwnej stronie biurka.

 

– Ktoś ty? Gdzie ja jestem? Gdzie się podział wchodzący tutaj mnich? – kolejne pytania wypełniły pomieszczenie, jednak okularnik ani myślał na nie odpowiadać. Czekał w milczeniu, wciąż wskazując puste siedzenie. Mateusz zrozumiał i czym prędzej zastosował się do niemego polecenia.

 

– Proszę pana, kim ja jestem rzecz to trudna do pomyślenia a co dopiero opisania. Jednak dla ułatwienia nam dalszej pogawędki, proszę zwracać się do mnie per Wyjaśniaczu lub Administratorze.

 

Widząc, że instruowany gość, chce zadać kolejne pytanie, okularnik szybko podniósł wskazujący palec na znak ostrzeżenia.

 

– Mogłem się domyśleć, że należy pan do tych dociekliwych – ton jego wypowiedzi jednoznacznie zdradzał zażenowanie – od teraz będziemy się trzymać kilku zasad. Po pierwsze, ja mówię a pan słucha. Po drugie, odpowiada pan tylko na bezpośrednio zadane pytania. Gdy skończymy będzie pan mógł pytać o co tylko zechce. Jeśli będziemy się tego trzymać, to zaoszczędzimy sobie nawzajem wielu nieporozumień. Zgadza się pan ze mną?

 

– Tak

 

– Widzi pan jakie to proste? No dobrze zatem zaczynajmy – powiedziawszy to, zanurkował pod blat biurka by po chwili pojawić się z wielką teczką, która aż pękała od nadmiernej ilości kartek. Gdy położył ją przed sobą, Mateusz pochylił się by lepiej widzieć zapisany czarnym markerem numer, zajmujący całą okładkę teczki. Administrator widząc jego zaciekawienie uśmiechnął się pobłażliwie.

 

– Spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnimy – rozerwał sznurki i zajrzał w pierwszą kartkę.

 

– Czy nazywa się pan Mateusz Kordek?

 

– Tak

 

– Urodzony w Warszawie czwartego maja 1984 roku o godzinie 4:45, na siedzeniu taksówki niejakiego Zdzisława Kręcikowskiego?

 

-Tak – pytanie zaskoczyło go, jednak postanowił trzymać się zawartej z Wyjaśniaczem umowy.

 

– Imię ojca Henryk zaś matki Wiesława?

 

– Tak

 

Z tą odpowiedzią Administrator zamknął teczkę, po czym odłożył ją na bok. Następnie spojrzał życzliwie w stronę Mateusza i uśmiechnął się.

 

– Nie ma wątpliwości, tożsamość została potwierdzona. Zatem możemy przystąpić do rozmowy, jednak wpierw muszę panu przekazać pewną wiadomość – widząc zniecierpliwienie w oczach gościa, wzruszył bezradnie ramionami.

 

– Ja wiem, że już chciałby pan stąd iść i zająć się sobą, ale proszę mnie zrozumieć, takie są procedury. Na szczęście wiadomość jest krótka, więc dużo czasu na to nie stracimy.

 

Mateusz pokiwał głową potwierdzając, że rozumie, jednocześnie modlił się by wiadomość nie była bardziej bolesna od zawiadomienia o karze za nie wypełnienie pitu na czas. Po jej usłyszeniu nawet skarbówka nie wydawała się już taka zła…

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

Zgodnie z przypuszczeniami okularnika, Mateusz w żaden sposób nie mógł przyswoić sobie tego, co właśnie usłyszał. Na szczęście perfekcjonizm i rutyna, jaka się wkradła do pracy Wyjaśniacza, pozwoliły zaradzić powstałej niedogodności. Ponownie zanurkował pod blat stołu i wyciągnął spod niego pilot od telewizora. Ku zdziwieniu Mateusza posiadał on tylko jeden olbrzymi czerwony guzik, który właśnie zetknął się z opuszkiem kciuka okularnika.

 

– Niech pan popatrzy za siebie – Administrator, skrzyżował ręce na piersi oczekując aż polecenie zostanie spełnione.

 

Gość odwrócił się bez szemrania w nadziei, że w końcu niejasności ustąpią miejsca wyjaśnieniom. Z zaciekawieniem obserwował ścianę, na której niewiadomo skąd wyświetlono obraz czarno-białego filmu. Dziwił go fakt, że okularnik do jego odtworzenia nie potrzebował jakiegokolwiek projektora. Po chwili zupełnie zaprzestał próby rozwiązania niewytłumaczalnego zjawiska gdyż całkowicie zaabsorbował go film. A raczej jego główny bohater.

 

– Przecież to ja! – Krzyknął z niedowierzaniem, nie licząc nawet na jakiekolwiek sprostowania ze strony okularnika. I tak by nie nadeszło, gdyż widząc zaangażowanie Mateusza, Administrator wolał niczego nie komentować.

 

Główny bohater filmu siedział właśnie w herbaciarni skupiając całą uwagę na przepięknej dziewczynie, towarzyszącej mu przy stoliku. Znajdowali się w tej części lokalu, która przeznaczona była dla palaczy, jednak żadne z nich nie zdradzało najmniejszych oznak uzależnienia od nałogu.

 

Film był niemy, więc treść rozmowy tych dwojga pozostała dla Mateusza nieznana. Jednak po wyrazie twarzy głównego bohatera domyślił się, że zaraz stanie się coś wielce niepożądanego. Miał rację. Gardło mu się ściskało, gdy obserwował jak wylatuje z herbaciarni na ulicę, krzycząc coś przed siebie. Na jego twarzy gościły teraz wszystkie możliwe negatywne emocje.

 

Zatem się rozstaliśmy. Jaka szkoda, że tego nie pamiętam. Taka piękna dziewczyna… – z rozmyślań wyrwało go chrząknięcie Administratora, które zdawało się brzmieć jak „to jeszcze nie koniec”.

 

Mateusz ponownie więc spojrzał w wyświetlany na ścianie film by dopiero teraz zrozumieć co okularnik miał na myśli. Główny bohater owszem wybiegł na ulicę, jednak to nie rozstanie było przyczyną jego furii. Pędził niczym błyskawica w stronę chłopca, który właśnie postanowił podążyć śladami niesfornej piłki i tym samym znalazł się na samym środku jezdni.

 

Całe zdarzenie trwało zaledwie chwilę, lecz dla Mateusza każda sekunda zadawała się przeciągać w nieskończoność. Odetchnął z ulgą widząc jak jego filmowy odpowiednik w ostatnim momencie ratuje dziecko od zderzenia z rozpędzonym samochodem. Lecz nie był to koniec niemej projekcji.

 

Chłopak bez podziękowania poleciał na spotkanie nowej przygody, zaś główny bohater spojrzał na drugą stronę ulicy gdzie stała jego znajoma z herbaciarni. Krzyczała coś, jednak, hałas miejski zagłuszył ją całkowicie. Wskazała więc palcem w górę, na co on zareagował błyskawicznie. Wzniósł oczy by zobaczyć jak niezabezpieczone rusztowanie spada z trzeciego piętra. Prosto na jego głowę.

 

W tym momencie obraz znikł. Administrator pozwolił sobie jeszcze na podsumowanie filmu pytaniem.

 

– Czy teraz zrozumiał pan wiadomość?

 

 

***

 

 

 

 

 

Osłupiały wzrok Mateusza niewątpliwie można było uznać za odpowiedź twierdzącą, co niezmiernie ucieszyło Administratora. Oczywiście nie uzewnętrzniał się z tym, ponieważ jak sam uważał, radowanie się z czyjejś śmierci stanowi wielki nietakt. Teraz, gdy jego gość dojrzał do pojęcia iż nie należy już do świata żywych, Wyjaśniacz mógł z czystym sumieniem zacząć swoją pracę.

 

– Panie Mateuszu, wiem że ma pan masę pytań. Właśnie nadszedł czas wyjaśnień, więc proszę mi nie przerywać, bo natrafimy na kolejny impas. Czy jest pan w stanie to dla mnie zrobić?

 

Kiwnięcie głową było prawie niezauważalne, jednak to wystarczyło okularnikowi by rozpocząć oświecanie.

 

***

 

 

 

Zapewne pamięta pan korytarz, przez który musiał przejść zanim do mnie dotarł. Po obu jego stronach siedzą przeróżne osoby, nieustannie wpatrujące się wyłącznie w przestrzeń. Co dziwniejsze, nie mogło umknąć pańskiej uwadze, iż także nie zważał na to co się dzieje wokół. Nie ważne było kim pan jest, co robił w przeszłości oraz dlaczego tu się znalazł. Jedyne pragnienie, jakiego pan doświadczał to widok zbliżającego się końca korytarza. Czy to nie dziwne?

 

Utracona tożsamość jednak wróciła w chwili, gdy przekroczony został próg tego pokoju. Wcześniej była uśpiona po to, żeby nie rozpraszać pańskiej uwagi w trakcie wędrówki. Teraz gdy świadomość znów jest aktywna, należałoby się zastanowić co pan robił w tym korytarzu. Ostrzegam zaczną się schody…

 

Każdy istniejący człowiek ma coś w rodzaju dwóch powłok. Pierwsza z nich znajduje się w czasie i przestrzeni, to znaczy jest w pełni materialna i mówiąc potocznie należy ona do świata żywych. Druga powłoka zaś ma czysto nie fizyczny charakter, czyli niemożliwością jest umiejscowienie jej gdziekolwiek. Można by powiedzieć, że jest ona Nigdzie, ponieważ istnieje poza tym co namacalne . Krzywi się Pan? Myśli, że to zbyt abstrakcyjne, filozoficzne gadanie? Mówiłem, że zaczną się schody. No, ale postarajmy się to nieco uprościć. Wiem, że jako nastolatek uwielbiał pan gry fabularne i nieobce jest dla pana pojęcie planu astralnego, tak bardzo rozpropagowanego przez kulturę masową. Dla lepszego zrozumienia czym jest druga powłoka ludzka , posłużymy się właśnie tym pojęciem. Zakłada ono, iż istnieje pewien wymiar oderwany od świata fizycznego, coś w rodzaju rzeczywistości czysto duchowej. Na czas dalszych wyjaśnień przyjmijmy, że owa niematerialna powłoka ludzka, znajduje się właśnie w planie astralnym. Teraz pan rozumie? Tym planem astralnym jest oczywiście Korytarz, którym zawędrował pan prosto do mnie. Widzę, że pan się mimo wszystko gubi, postaram się więc mówić jaśniej. Dla ułatwienia pierwszą powłokę będę nazywał ciałem i umysłem zaś drugą, esencją. Niestety są to terminy wielce nieprecyzyjne, jednak lepsze takie niż żadne.

 

Przez całe życie, człowiek nie zdaje sobie sprawy, że jego najważniejsza część znajduje się poza nim. Tak, właśnie w tym Korytarzu. Wraz ze śmiercią, ta część ludzkiej istoty wstaje z krzesła i zaczyna wędrówkę, która kończy się w chwili gdy ustają wszystkie funkcje biologiczne materialnej powłoki. Już trochę jaśniej? Owy Korytarz to po prostu poczekalnia, w której znajduje się esencja czy też istota każdego człowieka. Umieszczona jest poza czasem i przestrzenią, jednak ma ścisły związek ze światem materialnym.

 

Zatem gdy ciało umrze, esencja wędruje z poczekalni prosto do mnie. Oh. Aż słyszę pańskie myśli „Kim do diabła jesteś?”. Cóż, nie bez powodu przedstawiłem się jako Wyjaśniacz alias Administrator.

 

Otóż moim zadaniem jest przejęcie z Korytarza każdej esencji, która będzie na to gotowa. Zastanawia się pan co to znaczy? Cóż przez gotowość, mam na myśli oczywiście śmierć człowieka. Jednak nie zajmuję się wyłącznie gromadzeniem wszystkich ludzkich zasobów, jakie znajdują się w Korytarzu. Najważniejszą rzeczą po przybyciu kogoś do tego pokoju, jest wyjaśnienie mu co się stało i odpowiedzenie na wszystkie pytania jakie zostaną mi zadane. A skoro dotarliśmy do pytań, zapewne ma pan…

***

 

 

 

 

 

– Tak kurwa mam! – Mateusz przerwał gwałtownie, jednak na okularniku najwidoczniej nie zrobiło to wrażenia. Cały czas siedział wygodnie na krześle z założonymi rękami na piersi, zaś jego twarz nie zdradzała jakichkolwiek emocji.

 

– Zatem niech się pan nie krępuje – powiedział beznamiętnie.

 

Ten spokój w głosie jeszcze bardziej zirytował Mateusza, a do tego sprawił, że poczuł się całkowicie bezradny. Brak reakcji emocjonalnej Administratora, utwierdził go tylko w przekonaniu, że każdy atak na tego nieziemskiego biurokratę jest całkowicie bezsensowny. Jedynym rozsądnym wyjściem wydawało się prowadzenie rozmowy na tle formalnym, gdyż wszelka próba agresji była od razu ścinana.

 

– Jeśli dobrze zrozumiałem, umarłem i teraz moja dusza stawiła się do sądu ostatecznego?

 

– Nie Panie Kordek – Wyjaśniacz pokręcił przecząco głową – Otóż nie ma czegoś takiego jak sąd ostateczny. Pojęcie nieba, piekła, czyśćca, są jedynie tworami kultury umożliwiającym mówienie o samym procesie śmierci, który zawsze był, jest i będzie niepojęty dla człowieka. Z pańskich akt wynika, że był pan za życia ateistą i nie wierzył w życie pozagrobowe. I bardzo słusznie, bowiem ono nie istnieje, a przynajmniej nie w obrębie tego, co zwykło się nazywać potocznie życiem.

 

– Zatem co się tu dzieje do cholery?! Po co tu jestem skoro nie żyję? – Mateusz z trudem panował nad głosem.

 

Okularnik zdjął binokle z nosa i zaczął je czyścić białą chusteczką, którą nie wiadomo kiedy, wyciągnął z kieszeni kamizelki. Przez chwilę w pokoju panowała bezlitosna cisza, zdająca się przeciągać w nieskończoność. W powietrzu dawało się wyczuć silne napięcie bijące, zza biurka gdzie siedział Mateusz. Ciężko było mu zachować spokój, jednak nie miał odwagi zadawać kolejnych pytań.

 

– Jest pan tutaj, by uzupełnić naszą bazę danych – Administrator przerwał ciszę zakładając okulary na nos. Zrobił to w sposób tak beznamiętny, jakby mówił coś najbardziej oczywistego na świecie.

 

– Bazę danych?

 

– Tak. Jest pan, a raczej pańska esencja jest czymś w rodzaju Informacji. Tak zwykliśmy na was mówić – odparł Wyjaśniacz.

 

– My? Czy…

 

– Do tego jeszcze dojdę – przerwał mu szybko okularnik – Zacznę od tego, że ludzie się nie mylą. Większość z was zakłada, iż świat istnieje dzięki jakiejś boskiej interwencji lub też… jak wy to nazywacie? Big Bang? – Wyjaśniacz spojrzał na Mateusza tak jakby chciał uzyskać potwierdzenie, lecz zanim Kordek zdążył odpowiedzieć, okularnik wznowił swój wywód.

 

– Otóż, na początku rzeczywiście był Wielki Wybuch, dzięki któremu narodził się świat mogący dalej ewoluować w nieskończoność. Lecz sam fakt tego zjawiska nie ma sensu, jeśli nie posiada ono określonego celu. Tym celem jest doskonalenie się Absolutu.

 

– Absolutu? Znaczy Boga?

 

– Nie panie Mateuszu. Bóg nie istnieje, a przynajmniej nie w takiej formie jaką mógłby sobie wyobrazić człowiek. Absolut to świat. Jednak jest to inny poziom świata, jaki wy znacie. Dla ułatwienia powiem, że stanowi on pewien rodzaj duchowości, otaczający i przenikający wszystko co materialne. To właśnie ta duchowość zainicjowała istnienie świata i też w tym istnieniu go podtrzymuje. A dzieje się to za sprawą ludzi… Widzę, że znów zaczyna się pan gubić, już wyjaśniam dokładniej. Otóż świat istnieje, ale może się rozwijać tylko dzięki działaniu człowieka. Jest to swego rodzaju proces, który umożliwia posunięcie wszystkiego do przodu. Zaistniały stan rzeczy, może się zmienić tylko poprzez nastanie stanu odeń odmiennego. To czyn ludzki, pozwala światu się rozwijać, a dzieje się to przez zwyczajne sprzężenie zwrotne. Postaram się to wyjaśnić na pewnym przykładzie. W sferze materialnej następuje zmiana, powiedzmy Aleksander Wielki podbija Persję. Później ten wielki wódz umiera, jego królestwo się rozpada, następują rządy innych ludzi, jednak i oni muszą kiedyś umrzeć. Po nich przychodzą kolejni i tak proces zmiany nie ustępuje ani na chwilę. Jednak pojawia się pytanie, jaki jest sens tego wszystkiego? Już panu mówię. Jak wspomniałem wcześniej, po śmierci esencja ludzka trafia poprzez Korytarz do tego miejsca by się ze mną spotkać. Tutaj ja, poza wszelkimi wyjaśnieniami, mam za zadanie coś zrobić z tą esencją… Tak, w tym momencie z panem. Muszę zatem tę esencję, czy też Informację, dołączyć do Absolutu, gdyż jest ona nośnikiem danych jakie zostały zebrane podczas jej bytowania w świecie materialnym. Mówiąc prościej, pan umarł, zaś teraz zostanie dołączony do Absolutu, który w pewnym sensie zaktualizuje się, poprzez nowe informacje jakie zostały zebrane za pańskiego życia.

 

Okularnik widząc minę Mateusza uświadomił sobie, ze jego gość prawdopodobnie dalej nie może pojąć tego, co zostało powiedziane. Już chciał zacząć tłumaczyć wszystko od początku, kiedy to Kordek wyrwał się z kolejnym pytaniem.

 

– Czyli ten Absolut jest czymś w rodzaju programu, zaś moja esencja ma go w pewnym sensie upgradeować, tak?

 

– Widzę, że zaczyna pan rozumieć – Wyjaśniacz przytaknął, przy czym po raz pierwszy pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech.

 

– Ale po co? Po co ma nastąpić to „nadpisanie” Absolutu?

 

– Widzi pan, Absolut to coś w rodzaju samowiedzy. Rozwija się on wraz z światem materialnym. Można by powiedzieć, że dla niego to, co istniejące w czasie i przestrzeni jest czymś w rodzaju lustra, dzięki któremu, może on dowiedzieć się czym jest i jaki jest naprawdę. To tak jak z geniuszem artysty. Żeby stwierdzić, iż dany twórca jest wybitny, trzeba najpierw ocenić jego dzieło, nie da się bowiem zaklasyfikować kogoś jako osobę genialną, bez wcześniejszego świadectwa tej genialności…

 

– To wszystko nie mieści mi się w głowie! – Kordek przerwał, jednak nie był to już objaw wściekłości lecz rezygnacji.

 

Znów zapadła cisza, lecz tym razem nie przepełniało ją napięcie a zwyczajna konsternacja wynikająca z nadmiernej ilości informacji zbyt abstrakcyjnych do przyswojenia przez tok rozumowania Mateusza. Jednak mimo wszystko mężczyzna nie chciał dać za wygraną i po chwili padło kolejne pytanie.

 

– Podsumowując, umarłem a raczej umarło moje ciało na Ziemi tak?

 

– Zgadza się

 

– A co z umysłem?

 

– Umysł i ciało jak już powiedziałem należały do tej pierwszej powłoki. Powiedzmy dla ułatwienia, ziemskiej. A zatem on też już w pewnym sensie nie istnieje – sprostował okularnik.

 

– I po tej śmierci, jakaś moja druga część, którą teraz jestem, rozpoczęła wędrówkę przez Korytarz i trafiła tutaj. Jest to esencja, mająca być wcielona przez pana do Absolutu, żeby mógł się udoskonalić dzięki danym o świecie jakie zebrała moja materialna powłoka?

 

– Dokładnie tak! – Administrator ożywił się trochę.

 

– A zatem można powiedzieć, że materialna powłoka jest czymś w rodzaju sondy, przekazującej informacje do niematerialnej powłoki? Ta zaś po śmierci tej pierwszej, stanowi esencję mojego życia i zostaje przekazana do Absolutu by ten mógł się rozwinąć?

 

– Widzę, że wszystko pan zrozumiał! – Wyjaśniacz się ucieszył i tym razem obdarował Mateusza pełnym uśmiechem.

 

– Nic nie rozumiem! – Kordek walnął pięścią w blat biurka tak mocno, że lampka zadrżała. Jednak okularnik wydawał się być niewzruszony. Spojrzał na swego gościa i spytał bardzo uprzejmie.

 

– Czego pan dokładnie nie rozumie?

 

– A co z wolnością? Czy całe moje życie było zatem kłamstwem? Żyłem tylko po to by zostać dołączonym do tego pieprzonego Absolutu? – Okularnik zasypany pytaniami, postanowił przez chwilę się nie odzywać, aż nie będzie miał pewności, że nie padną kolejne. Nie chciał mnożyć wątpliwości Mateusza, których i tak było dość. Wznowił konwersację więc dopiero wtedy gdy usta jego gościa zamarły w bezruchu.

 

– Widzi pan, żyjąc mógł pan robić co chce, jednak po śmierci konieczne jest wcielenie do czegoś większego. Zresztą jakie to ma znaczenie? Przecież za życia był pan pogodzony z myślą, iż po śmierci nie ma nic. Ta wolność w żadnym wypadku nie została naruszona. Teraz zaś gdy pan już nie należy do świata żywych… Sam pan rozumie… – Administrator ściszył głos, tak jakby chciał by Mateusz sam domyślił się reszty. Udało mu się to w zupełności.

 

– Nie ma innej drogi? Co się ze mną stanie po dołączeniu? – padły histeryczne pytania.

 

– Powiem tak. Czy pan tego chce czy nie, dołączenie do Absolutu jest nieuniknione. To nie podlega nawet najmniejszej dyskusji. Jednak nie ma też mowy o tym, żeby pańska wolność została w jakikolwiek sposób zagrożona.

 

– Co to znaczy?

 

– Po wcieleniu do Absolutu, będzie pan mógł robić co zechce. Co prawda, zapomni pan o tej rozmowie, zapomni pan o stanie życia i śmierci. Jednak będzie to egzystencja wieczna i dowolna, zależna tylko od pańskiego widzimisię.

 

Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Administrator pozwalał oswoić się z nową sytuacją, w jakiej znalazł się Kordek, ten zaś po chwili milczenia okazał pierwsze oznaki zrozumienia całego wywodu Wyjaśniacza. Następne pytanie bowiem należało do tych, które określa się mianem dociekliwych, a takie stawiane są przecież dopiero w chwili przyswojenia danego stanu rzeczy.

 

– Czyli będę mógł robić wszystko?

 

– Oczywiście!

 

– Będę mógł ożenić się z kim zechcę, mieć wspaniałe dzieci, tłumy przyjaciół, masę pieniędzy, być szczęśliwym? – Mateusz niedowierzał.

 

– Wszystko czego tylko pan sobie zażyczy.

 

– Dlaczego nie mogłem mieć tego przed śmiercią?

 

– Za życia, człowiek posiada wolną wolę w świecie niezależnym od niego, bo stworzonym przez Absolut. Musi więc w pewnym sensie się do niego dostosować. Jednak po śmierci, gdy esencja dołączy już do Absolutu i stanie się jego integralną częścią, wówczas może kształtować swój świat jak tylko zechce. Powiedzmy, że to jest pewnego rodzaju nagroda dla człowieka, za informacje jakie umożliwiają rozwój Absolutu.

 

– To chyba nawet nie jest takie złe – odparł Mateusz po chwili zadumy.

 

– Bynajmniej, to jest właśnie to, do czego dąży człowiek przez całe życie. Spełnienie osiągane jest całkowicie w Absolucie, a do tego jest ono wieczne.

 

– Mam jeszcze kilka pytań Wyjaśniaczu – Mateusz bardziej się ożywił, strach zniknął z jego twarzy i ustąpił miejsca ciekawości.

 

– Oczywiście – okularnik przytaknął, a sposób w jaki to zrobił przypominał zgodę jaką zwykło się widzieć u księży wypełniających ostatnią posługę.

 

– Ten Korytarz i pokój, gdzie one są?

 

– Nigdzie, to twór Absolutu jaki widzi pan w sobie. Tak naprawdę, tego wszystkiego nie ma – mówiąc to Administrator rozłożył ręce jakby chciał nimi wszystko ogarnąć – Cała nasza rozmowa, jest tylko projekcją pańskiego umysłu by mógł pan zrozumieć co się stało i zaraz stanie. W rzeczywistości od dawna jest pan już w Absolucie, jednak dotrze to do pana w chwili gdy się zechce z tym pogodzić. Gdy to nastąpi, przejdzie pan przez te drzwi, i wybierze świat jaki tylko zechce – mówiąc to, Wyjaśniacz pokazał ręką za siebie gdzie niewiadomo kiedy pojawiły się drzwi, zupełnie inne od tych przez które Mateusz wchodził do pokoju. Tamte wręcz emanowały białym światłem, te zaś nie wyróżniały się niczym szczególnym.

 

– Skoro i tak jestem w Absolucie, to na co te wyjaśnienia? Po co ta iluzja? – padło kolejne pytanie.

 

– Jak już wspominałem, autonomia wolnej woli człowieka nie jest naruszona nawet przez chwilę. Absolut chce tym samym uświadomić esencji ludzkiej, iż ciągle ma ona wybór. Mimo tego, że zostanie dołączona do czegoś większego od siebie, może wybierać dalej co się z nią dzieje. Jednak już nie w świecie materialnym ale w wieczności.

 

– A ludzie w korytarzu? Co z nimi? Co z mnichem, który tutaj wszedł przede mną?

 

Okularnik uśmiechnął się nieznacznie.

 

– Ci ludzie czekają na swój czas. Kiedyś dołączą do Absolutu tak jak i pan. Co do mnicha… Owszem wszedł chwilkę przed panem, do tego pokoju ale tak naprawdę nigdy się w nim nie pojawił. To pomieszczenie jest wytworem pańskiego umysłu, więc wszystko co tu się zdarzy ma związek wyłącznie z panem. Mnichowi zaś w tym samym czasie objawia się projekcja jego własnego umysłu…

 

– Zaraz, przecież mówił pan, że umysł tak jak ciało, należy do pierwszej powłoki, która jest materialna, a ona przecież umarła! Jakim cudem, więc teraz umysł może tworzyć cokolwiek?

 

Wyjaśniacz zaśmiał się co było dla Mateusza nowością, jednak mężczyzna nie dawał za wygraną. Skoro już tu był, chciał dowiedzieć się wszystkiego.

 

– Widzę, że jest z pana uważny słuchacz. Bardzo mi się to podoba. Ale do rzeczy! Tak, ma pan rację, umysł umarł wraz z ciałem, jakie znajdowało się w czasie i przestrzeni, czyli na Ziemi. Jednak w chwili śmierci pierwszej powłoki, aktywowała się druga, którą określiliśmy mianem esencji. Ona też posiada ciało i umysł, jednak przejawiają się one w sposób odmienny niż te, która posiadała powłoka ziemska. Rozumie pan?

 

– Wydaje mi się, że tak… – Kordek odpowiedział ostrożnie, tak jak się to robi w telewizyjnych teleturniejach.

 

– Jest pan gotowy? – Wyjaśniacz spytał zatroskany.

 

Mateusz kiwnął głową, po czym wstał z krzesła. Rozśmieszyło go bardzo jak Administrator poderwał się gwałtownie, by nie okazać się nietaktownym w stosunku do swego gościa. Iluzja czy nie, maniery wymagały by pożegnać się na stojąco.

 

– Przyznaję, że ciągle mi się to nie mieści w głowie – Kordek przyznał zakłopotany.

 

– Trudny jest tylko pierwszy krok, ale pan ma go już za sobą – okularnik uśmiechnął się życzliwie.

 

Przez chwilę Mateuszowi wydawało się, że już kiedyś słyszał te słowa. Może w poprzednim życiu? Nieważne. Teraz czas na nowe! Dotknął ręki Administratora odwzajemniając uścisk po czym skierował się w stronę drzwi. Stanął przed nimi i przez chwilę zastanawiał się czy to jest jedna z tych chwil, którą powinno się celebrować jak najdłużej. Lecz odrzucił tę myśl od razu, gdyż wydawała się niedorzeczna w obliczu nadchodzącej nieskończoności. Odwrócił się ostatni raz w stronę okularnika i uśmiechnął, jak to się robi na ostatnie pożegnanie. Wyjasniacz pokiwał głową z aprobatą spoglądając jak Mateusz Kordek znika za drzwiami tego, czego nikt nie jest w stanie pojąć…

 

 

 

 

***

 

 

 

– Czy jest tu kto? – zawołał przerażony.

 

– Tak panie Wong, proszę tutaj – padła odpowiedź, po której pomieszczenie oświetlił blask zapalanej świeczki. Stała ona na potężnym kamiennym bloku , przypominającym jeden z tych jakie Su Wong, widywał dawno temu nie wiadomo kiedy, niewiadomo gdzie.

 

– Kim jesteś? – padło kolejne pytanie.

 

W tym momencie zza bloku wyłonił się drobny człowieczek w pomarańczowo – żółtych szatach i drewnianych sandałach. Całą twarz miał pozbawioną jakiegokolwiek zarostu, zaś jego głowa, była bardzo misternie ogolona i wręcz błyszczała w świetle dopiero co zapalonej świecy. Założone na nos stare binokle dodawały mu powagi i na swój szczególny sposób, pewnego rodzaju majestatu.

 

– Proszę pana, kim ja jestem rzecz to trudna do pomyślenia a co dopiero opisania. Jednak dla ułatwienia nam dalszej pogawędki, proszę zwracać się do mnie per Wyjaśniaczu lub Administratorze…

Koniec

Komentarze

Obecny tekst zawsze uważałem za niewypał


--- co rozumiesz poprzez niewypał --- że nie warto marnować czasu na czytanie?

pozdrawiam

I po co to było?

Nie:) To znaczy, tylko że mam wątpliwości co do tekstu. Pewnie dlatego, że w jakiś sposób jest dla mnie ważny, i chciałem by był jak najlepszy. Czy się udało, tego nie wiem :) 

jakiś sposób jest dla mnie ważny

--- wobec tego usuń wstęp, który sugeruje coś zgoła odmiennego, albo go popraw.

pozdrawiam

I po co to było?

Z pańskich akt wynika, że był pan za życia agnostykiem i nie wierzył w życie doczesne - tu chyba jakieś drobne nieporozumienie. Jeśli dobrze pamiętam agnostyk nie wierzy w Boga, ale nie zaprzecza jego istnieniu.

Poza tym podobało mi się. Poczułam się, jakbym to ja była Kordkiem i do mnie kierowane były wyjaśnienia. Klarowne i mimo wielowarstwowości zrozumiałe. 

Zmień ten wstęp, bo zniechęca do czytania.

Trochę błędów przy przecinkach, w paru miejscach jakieś potknięcia,  ale niezbyt istotne. Ciekawy tekst i ciekawe podejście do życia po życiu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik - wstęp zmieniłem, rzeczywiście mógł zniechęcać do czytania. Masz rację ten agnostyk może wprowadzać zamęt. Wychodziłem z założenia, że jeśli nie wierzy się w Boga ( nawet jeśli jego istnieniu się nie zaprzecza), to automatycznie nie wierzy sie także w życie doczesne (gwarantowane przez Boga). No ale skoro powstała taka niejsaność, to chyba lepiej zamienię tego agnostyka na ateistę:)
Dziękuję za wskazówki:)  

To ja poproszę jeszcze o linka do wcześniejszego tekst, bo ten na górze nie działa. Z tego, co wiem, po wklejeniu linka trzeba dać spację, żeby zadziałał. Pozdrawiam i cieszę się, że trochę pomogłam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Link u góry strony jest już dostępny:) Zapomniałem o spacji :P Dzięki! :)

Byłam tak sprytna, że sama znalazłam, o! Ale przeczytam dopiero jutro. Zalewa mnie proza życia. A przeczytam na pewno, bo zaczęłam początek i mnie "wciągło". A do tego piórko!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Hmm... Z tym agnostykiem to rzeczywiście nie jest taka prosta sprawa i ateista chyba lepiej by pasował. No i życie doczesne... Życie doczesne to jest, zdaje się, życie przed śmiercią. Zazwyczaj ateista, teista czy agnostyk wierzą w życie doczesne. Do niewiary w nie trzebaby chyba raczej jakimś nihilsitą być. Ogólnie pomysł całkiem ciekawy, choć mnie taka wizja nie przekonała, ale zrzucam to na karb lektury "Valis", w trakcie której właśnie jestem.

KaelGorann -Agnostyka już nie ma:) Rzeczywiście napisałem życie doczesne a powinno być pozagrobowe. Już to zmianiam:) Dziękuję za uwagi ^^

 Z pańskich akt wynika, że był pan za życia agnostykiem i nie wierzył w życie doczesne.

Jak to? Za życia nie wierzyl, że żyje? Mógł się uszczypnąć!  Na pewno życie doczesne miałeś na myśli, a nie wieczne -- pozagrobowe?

w baskerville - tego już w tekście nie ma:) Miałem cały czas na myśli życie pozagrobowe, mimo tego iż napisałem "doczesne". Pomyłka freudowska:)Chociaż pomysł, że ktoś żyje i nie wierzy w to życie jest całkiem ciekawy xD Pozdrawiam i dziękuję za wnikliwość :)

"Po obu stronach pod ścianą" - pod ścianami. Ci ludzie siedzieli w końcu po obu stronach korytarza, więc nie może być mowy o jednej ścianie.

"beznamiętnie wpatrujący się w sąsiada z naprzeciwka" - w sąsiadów. Chyba że wszyscy wpatrywali się w jedną osobę.

"Światło dochodzące z korytarza znikło wraz zamknięciem drzwi" - brakuje "z"

"jednak oku

larnik ani myślał na nie odpowiadać" - niepotrzebna spacja/enter po "oku"

Poza tym błędny zapis dialogów.


Dotarłem do połowy i szczerze powiedziawszy nie mam specjalnej ochoty na dalszą lekturę. Nawet nie chodzi o to, że tekst jest źle napisany. Po prostu nie wciąga. Brakuje mu szlifu, tego "czegoś" w stylu budowania zdań i prowadzenia fabuły, co przyciąga czytelnika. 

Vyzart - Dziękuję za wyłapanie błędów, już je poprawiłem:) Czy możesz powiedzieć jaki jest poprawny zapis dialogów? Każda rada jest na wagę złota:) Z góry dzięki! 

    Fatalnie odstręczający od czytania wstęp. Każde wstępne objaśnienie tekstu to literacki niewypał,  znakomicie zniechęcajacy do czytania. A cóz tak ważnego jest w tym, że inspiracją do napisania tekstu stała się  dialektyka Hegla, a opowiadanie stanowi kontynuacją czegoś tam? Czyli co --- najpierw mam czytac tekst z linka? Cóż za bzdura.

    Tekst sam powinien wciągąć czytelnika i sam się bronić. 

   O wiele lepiej byłoby, gdyby Autor przylozył się do ręcznej edycji i sensownie znormalizował odstępy między akapitami i polikwidowł zbędne interlinie.

    Pozdro.  

RogerRedeye - Możliwe, że niepotrzebnie wspominałem tutaj o Heglu. Odszedł zatem w niebyt. Co do tego, że opowiadanie stanowi kontynuację czegoś innego... Co w tym złego? Zresztą jak zostało napisane, jest to "luźna kontynuacja", więc spokojnie można owy tekst traktować jako coś całkowicie autonomicznego. Co do ręcznej edycji - czy naprawdę ta forma tekstu uniemożliwia/utrudnia czytanie? Jeśli mogę prosić to powiedz też coś o samym tekście, każda rada się przyda ^^
Dziękuję za wszystkie uwagi :) 

Interpunkcja. Sporo "mętnych" zdań.  

Big Bang jako moment i zarazem przejaw narodzin Absolutu --- interesujące. Absolut jako nieskończony zbiór danych --- już mniej frapujące, bo co z danymi / informacjami dublującymi się? Sprzecznymi na elementarnym, indywidualnym poziomie? Zamiast nadmiernie rozwlekłego "oswajania" bohatera z nową dla niego rzeczywistością przydałaby się kontynuacja z naświetleniem tych kwestii.

AdamKB - Z interpunkcją od zawsze miałem problemy, nadal jej nie czuję :( Mimo wszystko może uda mi się ją kiedyś poskromić :) Możesz podać przykład dublujących się informacji? Bo za bardzo nie wiem jak się do tego ustosunkować. Wychodziłem z założenia, że jeżeli każdy człowiek/ esencja posiada jakieś informacje, to są one zawsze danymi indywidualnymi i nie mogą się powtórzyć. To tak samo jak dwóch ludzi obserwuje ten sam przedmiot ale każdy odbiera go na swój sposób - jest to wiedza całkowicie prywatna. Absolut dzięki temu poznaje każdy punkt widzenia i tym samym może się rozwijać, skupiając się na danych najbardziej dla niego istotnych. Co do rozwlekłego "oswajania" bohatera z nową rzeczywistością, miałem nadzieję, że to "filozoficzne" gadanie ma w sobie pewien urok. Ale rzeczywiście na dłuższą metę może być to męczące :) 
Dziękuję za wnikliwość i czas poświęcony na lekturę^^

Przeczytałam wstęp i jestem mocno zdumiona. Autorze, dlaczego opisowi wędrówki korytarza i doświadczanym przy tej sposobności przeżyciom, poświęciłeś tak wiele miejsca? Cały wstęp! Czy korytarz jest aż tak ważny w dalszej części Twojego opowiadania?

 

„Ile jeszcze? – Zdecydowanie to pytanie dominowało nad wszystkimi pozostałymi, jakie gnieździły się w jego głowie.” –– Ja napisałabym: Ile jeszcze? –– to pytanie zdecydowanie dominowało nad wszystkimi pozostałymi, które gnieździły się w jego głowie.

 

„Po obu stronach pod ścianą, na całej jego długości siedzieli różni ludzie, beznamiętnie wpatrujący się w sąsiada z naprzeciwka”. –– O! Teraz rozumiem, że Autor pisze o korytarzu, który doznał zaniku pamięci. ;-)

 

„Nieważne, czy był to mężczyzna w średnim wieku, staruszka lub ośmiolatek”. –– Korytarzowi jest obojętne, kto siedzi pod jego ścianami. ;-)

 

„Wszyscy sprawiali wrażenie nieświadomych swojej obecności w tym miejscu, jednak on wiedział, że to tylko pozory”. –– Mam wrażenie, że korytarz wiedział więcej, niż dawał po sobie poznać; więcej, niż siedzący pod ścianami ludzie. ;-)

 

„Teraz, gdy to jego wywołano, koncentrował się wyłącznie na dojściu do celu ignorując przy tym wszystkich tu obecnych”. –– Wywołany korytarz, jak na prawdziwy korytarz przystało, zignorował wszystkich i skupił się na dojściu. ;-)


„Korytarz był pozbawiony okien, więc nie miał możliwości pomiaru czasu, jaki upłynął od momentu rozpoczęcia wędrówki”. –– Domyślam się, że gdyby korytarz miał okna, byłyby one jego zegarami i dzięki temu mógłby mierzyć czas wędrówki. ;-)

 

„Co dziwniejsze, już zdążył zapomnieć, kiedy się ona zaczęła a tym samym nie widział powodu by zawracać z raz obranej drogi”. –– Korytarze tak mają, że nie cieszą się imponującą pamięcią, i niezwykle niechętnie rezygnują z raz wytyczonego kierunku. ;-)

 

„Znów usłyszał w powietrzu czyjeś imię, po czym zobaczył jak jakiś stary buddysta wstaje spod ściany i rusza wzdłuż korytarza”. –– Narząd słuchu korytarza umieszczony jest zapewne w jego przestrzeni i domyślam się, że gdzieś obok znajduję się również narząd wzroku. ;-)

 

„Szli więc teraz gęsiego, co mu nawet odpowiadało”. –– Cieszy mnie, że autor uznał na stosowne powiedzieć nam o zadowoleniu korytarza. ;-)

 

„Mimo braku jakiejkolwiek komunikacji ze staruszkiem, czuł ulgę, że nie idzie w nieznane sam”. –– Korytarz, jako ciąg komunikacyjny, był pewnie rozczarowany brakiem więzi ze staruszkiem, ale przynajmniej miał świadomość, że są razem. ;-)

 

„Z czasem towarzysz podróży zaczął przyśpieszać, więc poszedł w jego ślady nie chcąc stracić go z oczu”. –– Tu dowiaduję się, że to był korytarz z ruchomym chodnikiem, dlatego mógł łatwo przyśpieszyć, nie tracą nikogo z oczu. ;-)

 

„Nie trwało to długo, gdyż po chwili obaj stanęli jak wryci przed białymi drzwiami, zwiastunem końca wędrówki”. –– Wiem już także, że korytarz miał sprawne hamulce, pozwalające zatrzymać się dość gwałtownie i niespodziewanie. ;-)

Ponieważ drzwi występują w liczbie mnogiej, ja napisałabym: …zwiastującymi koniec wędrówki.

 

„ – W zasadzie co mi zależy? – uśmiechnął się w duchu i ruszył przed siebie, kierowany odgłosem kroków staruszka”. –– Cieszę się, że korytarz nie został za drzwiami, że poszedł przed siebie, w nieznane. Dzielny korytarz. ;-)

 

Może jeszcze tu wrócę, ale –– prawdę mówiąc –– nie jestem specjalnie ciekawa dalszych losów korytarza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy - uśmiałem się po pachy i dzięki Ci za to!:)  Wydaje mi się jednak, że zdanie : "Jedyne czego teraz pragnął to widok końca korytarza, który jak na złość zdawał się tylko wydłużać", jednoznacznie wskazuje, iż to nie korytarz w tym momencie gra tu pierwsze skrzypce ^^ Ale mogę się mylić - w sumie to chyba wolę Twoją wersję :D Dziękuję także, za sugestie jak zmodyfikować zdania - rzeczywiście wydają się być lepsze po przeróbce. Mam prośbę, wróć! Chociażby dla samej ciekawości dlaczego lepiej nie ignorować korytarzy xD 
Pozdrawiam i dziękuję za tak barwne uwagi :) 

Mnie wciągnęło nawet. Dość niestereotypowa wizja zaświatów. Ale powinna być jeszcze rozbudowana albo zabrakło jakiegoś nagłego zwrotu akcji, tak mi się wydaje. Bo pozostaje niedosyt, gdy bohater wszystko gładko zrozumiał i przechodzi przez drzwi. Po prostu zabrakło jakiegoś zaskoczenia na samym nkońcu.

Agroeling - Założenie było takie, że Administrator będzie tak długo odpowiadał na pytania Kordka, aż ten wszystko zrozumie. Ze względu na to, iż nie chciałem by historia trwała w nieskończoność, kiedyś główny bohater musiał wszystko pojąć i pogodzić się ze swym losem. Mógłym to jeszcze bardziej rozbudować, ale wydaje mi się, że byłoby to wtedy już całkowicie nie do przetrawienia :) Cieszę się, żę tekst Cię wciągnął :D 
Dziękuję za poświęcony czas:) 

yako, wybacz, ale ja zrozumiałam, że korytarz przerażony własną długością –– a wiemy, że są długości mogące  przerazić –– wydłużającą się jeszcze, wolał zobaczyć swój koniec, może nawet skończyć się ślepą ścianą. ;-)

Poza tym nie wspomniałeś w tym fragmencie, że tam ktoś gra na skrzypcach, a ja niczego nie usłyszałam. ;-)

Skoro prosisz, pewnie wrócę i przeczytam.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyznaję, zabrakło dokładności z mojej strony.  

Nie chodziło mi o to, co zawarłeś w ripoście --- jak najbardziej słusznej. Miałem na uwadze to, że wśród miliardów indywidualności, wcielanych do Absolutu, siłą rzeczy muszą znajdować się takie, których droga życiowa, charakter, umysłowość powodują, że niosą w sobie / ze sobą informacje powtarzające się, takie same.  

Częściowo, jak mniemam, przyznałeś mi rację w kwestii selekcji informacji: Absolut dzięki temu poznaje każdy punkt widzenia i tym samym może się rozwijać, skupiając się na danych najbardziej dla niego istotnych (podkreślenie moje). Więc gdzie "lądują" informacje mniej istotne lub całkiem bezwartościowe z punktu widzenia Absolutu i jakie są kryteria przydatności?   

Pozwolę sobie na taką uwagę natury ogólnej: wziąłeś się za temat bardzo trudny i równie interesujący koncepcyjnie, ale potraktowałeś go raczej powierzchownie; pomyśl, czy nie warto przysiąść fałdów i rozpracować rzecz do końca.

Regulatorzy - dziękuję bardzo! Korytarz się cieszy a ja razem z nim:) 
Pozdrawiam ^^

AdamKB - Rzeczywiście temat jest trudny, i mętny - tak jak i filozofia Hegla, której elementy zainspirowały mnie do napisania tego opowiadania. Zgadzam się z Tobą w 100%, że tematyka została przeze mnie ujęta powierzchownie. Bałem się, że jeśli będę tworzył nowe "dopowiedzenia" odnośnie samego Absolutu, to nie znajdzie się nikt, kto byłby w stanie dotrwać do końca opowiadania. Dlatego zdecydowałem się na tego rodzaju wulgaryzacjię i pozwoliłem sobie na pewne niedopowiedzenia. Było to ryzykowne, i w rezultacie chyba sam sobie strzeliłem w stopę, jednak cieszę się, że znalazły się osoby, które zdołały przetrwać całkowicie starcie z Absolutem:)
Co do kryteriów przydatności informacji - zna je tylko Absolut i ten kto już stał się jego częścią. Nie ośmieliłbym się ich tutaj przedstawiać, gdyż wówczas uznałbym, że wiem jakie informacje (a tym samym jakie części naszego życia) są ważniejsze od innych. Człowiek moim zdaniem nie powinien tego wiedzieć. Zostawmy to "większym" od nas:)
Myślę, że problem można ująć dwojako: 
a) albo istnieje selekcja informacji (a my tych kryteriów nie znamy)
b) albo nie istnieje selekcja informacji (nie jest potrzebna) gdyż żadna informacja dla samego Absolutu nie może się zdublować. Na wszystko On spogląda "świeżym okiem".
Jednak jak już powiedziałem - zostawmy to "większym" od nas :D
Dziękuję za ciekawe i jakże celne uwagi:)  

Zaskoczyliście mnie obaj. Ty, yako, i Korytarz. Widzisz, nabrałam szacunku do pomieszczenia. Mam nadzieję, że Korytarz jest wyrozumiały i wybaczył mi wcześniejsze „lekkie” traktowanie. ;-)

Przepatrzywszy tekst podczas pierwszej wizyty w Korytarzu, nie miałam szczególnej ochoty na przeczytanie całości, ale skoro zaprosiłeś mnie do lektury, zjawiłam się ponownie. Ze zdumieniem stwierdziłam, że jakkolwiek teorie filozoficzne o bytach i niebytach nie należą do zagadnień szczególnie mnie zajmujących, to Twoje opowiadanie przeczytałam bez przykrości, a nawet ze zrozumieniem. Z pewnością lektura byłaby jeszcze przyjemniejsza, gdybym mogła skupić się wyłącznie na treści, bowiem zauważane niedoskonałości rozpraszały mnie nieco.

Mam nadzieję na Twoje kolejne, coraz lepsze opowiadania.

 

„…zobaczył mały czerwony punkcik, podkreślający obecność drugiej osoby…” –– …zobaczył mały czerwony punkcik, określający/ustalający obecność drugiej osoby

Czyjaś obecność była zaledwie wyczuwalna, niepewna.

 

„…po tych słowach, zapalił malutką lampkę…” –– Ja napisałabym: …po tych słowach włączył malutką lampkę

Chyba że zapalił lampkę naftową, bądź oliwną.

 

„Pomieszczenie całkowicie było pozbawione mebli…” –– Pomieszczenie było pozbawione mebli

Gdyby było pozbawione całkowicie, to nie byłoby tam żadnego mebla.

 

„Proszę pana, kim ja jestem rzecz to trudna do pomyślenia a co dopiero opisania”. –– Proszę pana, kim ja jestem, to rzecz trudna do pomyślenia, a co dopiero opisania.

 

„Ja wiem, że już chciałby pan stąd iść i zająć się sobą…”. –– Ja wiem, że chciałby pan już stąd iść i zająć się sobą

 

„…za nie wypełnienie pitu na czas”. ––  …za niewypełnienie PIT-u w terminie.

Choć może niektórzy wypełniają go „na czas”, byle szybciej. ;-)

 

„Na szczęście perfekcjonizm i rutyna, jaka się wkradła do pracy Wyjaśniacza…” –– Na szczęście perfekcjonizm i rutyna, które się wkradły do pracy Wyjaśniacza

 

„Ponownie zanurkował pod blat stołu…” –– Wcześniej była mowa o biurku. Biurko to nie stół.

 

„…obserwował ścianę, na której niewiadomo skąd…” –– …obserwował ścianę, na której nie wiadomo skąd

 

„…do jego odtworzenia nie potrzebował jakiegokolwiek projektora”. –– …do jego odtworzenia nie potrzebował żadnego projektora.

Proponuję żadnego, albowiem za chwilę jest: „…nie licząc nawet na jakiekolwiek sprostowania…”

 

„Gardło mu się ściskało, gdy obserwował jak wylatuje z herbaciarni na ulicę, krzycząc coś przed siebie. –– Film był niemy, na twarzy malowały się emocje, krzyk był domniemany.

Nie wiem, jak się krzyczy przed siebie. ;-)

Proponuję: Gardło mu się ściskało, gdy obserwował jak wybiega z herbaciarni na ulicę, chyba krzycząc coś.

 

„…który właśnie postanowił podążyć śladami niesfornej piłki i tym samym znalazł się na samym środku jezdni”. –– Myślę, że chłopiec niczego nie postanawiał, a piłka wcale nie była niesforna.

Proponuję: …który właśnie biegł za toczącą się piłką i znalazł się na samym środku jezdni.

 

„Chłopak bez podziękowania poleciał na spotkanie nowej przygody…” –– Chłopak, bez podziękowania, pobiegł na spotkanie nowej przygody

 

Nie ważne było kim pan jest…” –– Nieważne było kim pan jest

 

„Jedyne pragnienie, jakiego pan doświadczał…” –– Jedyne pragnienie, którego pan doświadczał

 

„…nieobce jest dla pana pojęcie planu astralnego…” –– …nieobce jest panu pojęcie planu astralnego…

 

Owy Korytarz to po prostu poczekalnia…” –– Ów Korytarz to po prostu poczekalnia…

 

Oh. Aż słyszę pańskie myśli…” –– Och. Aż słyszę pańskie myśli…

 

„…odpowiedzenie na wszystkie pytania jakie zostaną mi zadane”. –– …odpowiedzenie na wszystkie pytania które zostaną mi zadane.

 

„Cały czas siedział wygodnie na krześle z założonymi rękami na piersi…” –– Cały czas wygodnie siedział na krześle, z rękami założonymi na piersi

 

Pojęcie nieba, piekła, czyśćca, są jedynie tworami kultury umożliwiającym mówienie…” –– Pojęcia nieba, piekła, czyśćca, są jedynie tworami kultury umożliwiającymi mówienie

 

Ciężko było mu zachować spokój…” –– Trudno było mu zachować spokój

Ciężkie jest coś, co dużo waży. Atmosfera w pokoju była napięta, sytuacja Mateusza trudna.

 

„Jednak jest to inny poziom świata, jaki wy znacie”. –– Jednak jest to inny poziom świata, który wy znacie.

 

„…gdyż jest ona nośnikiem danych jakie zostały zebrane…” –– …gdyż jest ona nośnikiem danych, które zostały zebrane

 

„…poprzez nowe informacje jakie zostały zebrane za pańskiego życia”. –– …poprzez nowe informacje, które zostały zebrane za pańskiego życia.

„…ze jego gość prawdopodobnie dalej nie może pojąć tego…” –– …że jego gość prawdopodobnie nadal nie może pojąć tego

 

„Znów zapadła cisza, lecz tym razem nie przepełniało napięcie…” –– Znów zapadła cisza, lecz tym razem nie przepełniało jej napięcie

 

„Czego pan dokładnie nie rozumie?” –– Czego, dokładnie, pan nie rozumie?

 

„Wznowił konwersację więc dopiero wtedy..” –– Wznowił więc konwersację dopiero wtedy

 

„- To chyba nawet nie jest takie złe - odparł Mateusz po chwili zadumy. - Bynajmniej, to jest właśnie to, do czego dąży człowiek przez całe życie.” –– To chyba nawet nie jest takie złe –– odparł Mateusz po chwili zadumy. –– Oczywiście/istotnie/owszem, to jest właśnie to, do czego dąży człowiek przez całe życie.

 

„Mateusz bardziej się ożywił, strach zniknął z jego twarzy i ustąpił miejsca ciekawości”. –– Mateusz nieco się ożywił, z twarzy zniknął strach i ustąpił miejsca ciekawości.

 

„…jednak dotrze to do pana w chwili gdy się zechce z tym pogodzić”. –– …jednak dotrze to do pana w chwili, gdy zechce się pan z tym pogodzić.

 

„…Wyjaśniacz pokazał ręką za siebie gdzie niewiadomo kiedy pojawiły się drzwi…” –– …Wyjaśniacz pokazał ręką za siebie gdzie nie wiadomo kiedy pojawiły się drzwi

 

„…umysł umarł wraz z ciałem, jakie znajdowało się w czasie…” –– …umysł umarł wraz z ciałem, które znajdowało się w czasie…

 

„…jednak przejawiają się one w sposób odmienny niż te, która posiadała powłoka ziemska”. ––  …jednak przejawiają się one w sposób odmienny niż te, które posiadała powłoka ziemska.

 

„Jest pan gotowy? – Wyjaśniacz spytał zatroskany”. –– Ja napisałabym: Jest pan gotowy? –– spytał zatroskany Wyjaśniacz.

 

„Rozśmieszyło go bardzo jak Administrator poderwał się gwałtownie, by nie okazać się nietaktownym w stosunku do swego gościa”. –– Ja napisałabym: Rozśmieszyło go bardzo, gdy Administrator, nie chcąc być nietaktownym wobec gościa, poderwał się gwałtownie

 

„…przypominającym jeden z tych jakie Su Wong, widywał dawno temu nie wiadomo kiedy, niewiadomo gdzie”. –– …przypominającym jeden z tych, które Su Wong widywał dawno temu, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie.

 

„…zaś jego głowa, była bardzo misternie ogolona…” –– …zaś głowa, była bardzo dokładnie ogolona

Zbędne jego, wiadomo o czyjej głowie mówisz.

Uważam, że misternie można ostrzyc włosy, ułożyć misterną fryzurę, ale golenie głowy wystarczy wykonać dokładnie. No, bardzo dokładnie.

 

„Proszę pana, kim ja jestem rzecz to trudna do pomyślenia a co dopiero opisania”. –– Proszę pana, kim ja jestem, to rzecz trudna do pomyślenia, a co dopiero opisania.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy -  Razem z Korytarzem cieszymy się, że wróciłaś:) Dziękuję za tak misterne poprawki. Jestem pod wrażeniem. Że też Ci się chciało!  Mam nadzieję, że uda mi się je nanieść przed upłynięciem czasu na edycję tekstu :D  
Serdecznie pozdrawiam ;>

Ciesze się, że mogłam pomóc. Cieszę się także Waszą radością. ;-)

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety, nie podobało mi się. Od początku łatwo domyślić się, o co chodzi (że bohater umarł), wywód filozoficzny dotyczący losu "esencji" po śmierci jak dla mnie zwyczajnie nudny i przydługi, zakończenie również przewidywalne. Do tego dochodzi troszkę przyciężki styl, niedookreślenia podmiotów, wadliwa interpunkcja, nieprawidłowy zapis dialogów.

Może następnym razem.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim - dziękuję za uwagi :) Następnym razem na pewno bardziej się przyłożę :) 

Nowa Fantastyka