W pewnym państwie pewnego razu żył sobie pewien rycerz. Rycerz ów silny był i sławny, ramię miał i wolę niezłomne. I wędrował tak po świecie, żeby tym ramiem pomóc komuś, kto by go potrzebował. I wędrował, ale znaleźć nie mógł. I nadal wędrował, ale nie mógł. No i znów wędrował, ale nie mógł. I dalej wędrówkę swą kontynułował, w końcu do wioski dotarł, gdzie mieszkali chłopi. Wchodząc, rozejrzał się i zobaczył chłopów i chałupy i widział, że ci chłopi jacyś smutni, że jakby się czegoś boją. No i tak się rozglądawszy,podszedł do jednego chłopa, który akurat jechał wozem i się spytał:
– Gdzie tu jest karczma, bom spragniony?
– A, panie – odparł chłop – Karczma jest, do końca drogi i po lewo. Ale niewiele mamy, ledwo dla nas starcza.
Rycerz oblicze swe zmarszczył i spytał:
– Co się stało? Jakoś tak kiepsko wyglądacie, w sensie, wioska i wy. Jakby…
– Panie, my o tym się mówić boim – odparł chłop, bojąc się, bowiem bał się rzeczywiście.
– Ale o czym? Ktoś was gnębi? – rycerz ucieszył się. To w sam raz dla niego, wreszcie komuś pomoże.
– Panie… – westchnął chłop – Dobrze, powiem, bo na dobrego wyglądasz. Otóż, czarodziej nas gnębi zły, który ludzi swoich ma. Zbójcy oni wszyscy. Gdy na wioskę napadli, omal jej nie spalili. No i my mu haracz płacić musimy.
– Rozumiem – jeszcze bardziej odparł, ciesząc się – To coś dla mnie. Z dobroci serca – zaczął – Z ducha mego czystego, z serca odważnego, obronię was, chłopów biednych, przed czarodziejem złym. I zapłaty nie żądając, do boju ruszę…
– Panie rycerzu – przerwał mu chłop – Przepraszam, że przerywam mowę, bo jeszcze jedno jest. Oni smoka swojego mają, bestię niepokonaną. Niejedno miasto w pył obrócił.
– Miasto? To po kiego… Przepraszam, zdziwiony jestem, że bestia z miast na wioski się tak nagle przerzuciła.
– A kto go tam wie? – wzruszył ramionami chłop – Ważne, że żyć w spokoju nie możemy, bo prawie wszystko, co mamy, oddawać im musimy.
– A to łotry – odparł rycerz, oburzywszy się. Bo oni źle robili – To mego miecza posmakują. I nieważne, czy smok, czy nie, ja sprawiedliwość i porządek przywrócę, orężem mym i ramieniem niezłomnym.
– Ale, panie, tak za nic? – zdziwił się chłop – Faktycznie, serce twe czyste.
– Serce tak, ale ja nie. Jedyną zapłatą, jaką bym chciał, to kąpiel i posiłek.
– Więc dobrze – odparł chłop – Jak ich, Panie, zabijesz, wtedy posiłek dostaniesz.
– Jakże to? – spytał, zdziwiony.
– Prosto. Jeśli pójdziesz i zginiesz, stracimy tylko zapasy.
– Więc dobrze – odparł rycerz – Idę zabić gadzinę i zbójców. Jeśli wygram, dostanę posiłek.
– Umowa – kiwnął chłop. Głową. Siedzibę tam mają – wskazał na północ, na lasy – Smok wejścia do wąwozu pilnuje, nikt żyw tam nie wejdzie.
– Cóż – rycerz pierś swą dumnie wypiął – Ja będę pierwszy.
* * *
I ruszył rycerz na północ, żeby ramiem swym silnym, wolą potężną, duchem niezłomnym i sercem odważnym pomoc chłopom biednym nieść, przez zbójców gnębionym. I zbroja jego lśniła i miecz uniesiony. I chwała za nim szła, a vctoria przed nim. I do ich, zbójów kryjówki, dotarł, gdy bestię straszliwą, smoka, zobaczył, uzębioną straszliwie i o pancerzu z łusek. I Smok oko otworzył i łypnął na niego i wstał i ogniem zionął i nie trafił, bo rycerz szybki był. I smok zionął znów, ale nie trafił. Rycerz za to powiedział płomiennym głosem:
– Gadzino zła, tym oto mieczem żywot twój haniebny zakończę i chłopów uwolnię. Przysięgam ci to ja, Naram z Kergvu, rycerz potężny i sławny.
Smok poczekał – był przecież kulturalny. Ale potem rzucił się na rycerza. I rycerz wskoczył na jego łapę i przebiegł po grzbiecie i cios zadał w łeb, miecz po jelec wbijając. I potwór zadrżał i padł, dech ostatni wyzionął i już nieżył, martwy. Rycerz zszedł z ciała smoka i ruszył dalej. I ruszyło ku niemu czterdziestu zbójców, lecz nie mieli z nim szans. Zabił każdego z nich, bowiem taki był silny. I szedł, siekąc i krew leciała przeciwników i zabił ich wszystkich. Lecz nagle zobaczył mężczyznę w czarnej szacie z kapturem, który lewitował ku niemu. I rzekł mężczyzna, a rzeknięciu śmiech towarzyszył straszliwy, szaleńczy:
– Nędzniku, jak śmiałeś?! Zabiłeś mi smoka, zabiłeś moje sługi! Ale to nie koniec, pokonaj mnie! – rozłożył ręce, między którymi pojawiła się kula ognia – Szykuj się na śmierć!
– Chyba ty – odparł rycerz i zrobił unik. I wbiegł po ścianie wąwozu, skoczył, ciął i odleciał, bo go czarodziej odrzucił siłą umysłu. I znów, ale odleciał. I dostał kulą ognia, ale ledwo, więc przeżył, tylko go oparzyło. Ale on nie zwracał na to uwagi, lecz leżał, udając nieprzytomnego. I, gdy czarodziej zbliżył się do niego, ten ciął mieczem, wbijając go prosto w serce czarodzieja. I czarodziej krzyknął straszliwie i padł, a jego ciało rozpadło się w proch. I z niego uniosła się ciemna chmura i rozbłysła i eksplodowała.
– Pokonałem cię, łotrze – rycerz wstał i rzekł – Jakże mogło być inaczej, przy mym sercu czystym i twym, złem przesiąkniętym do głębi.Ha! – wsadził miecz do pochwy, bo go przedtem uniósł, to znaczy, gdy mówił. I wrócił do wioski, gdzie chłopi mu wdzięczni byli i wolność świętowali. A najwdzięczne mu były chłopki, toteż z jedną z nich świętował osobiście. I oto dobro nad złem zwyciężyło i dobry złego pokonał, chwałę swą zwiększając.
Wypatrzone przeze mnie błędy:
dostaniesz.ył
straczliwą
bestię straczliwą, smoka, zobaczył, uzębioną straszliwie - inne powtórzenia są celowe, to chyba nie.
I do ich, zbójów kryjówki, dotarł, gdy bestię straczliwą, smoka, zobaczył - raczej zobaczył gdy dotarł, niż dotarł gdy zobaczył.
I Smok oko otworzył i łypnął na niego i wstał i ogniem zionął i nie trafił - przed kilkoma "i" z pewnością powinien być przecinek.
zionął i nie trafił, bo rycerz szybki był. I smok zionął znów, ale nie trafił. - przez to "ale" zdanie brzmi, jakby wcześniej trafił.
cios zadał w łeb, miecz po jelec wbijając. - nie mogę tego znaleźć w żadnym poważnym słowniku, ale moja intuicja jest taka, że jeżeli wbił, to jednak sztych lub pchnięcie, a nie cios. Wikisłownik potwierdza: "cios: (1.1) uderzenie albo cięcie częścią ciała lub narzędziem". Potocznie wszystkie te słowa znaczą to samo, więc raczej to nie ma dużego znaczenia
już nieżył, martwy. - masło maślane, nie wiem, czy celowe.
rzeknięciu - rzeczeniu?
ciął mieczem, wbijając go prosto w serce czarodzieja. - j.w.
wollność
i woz jedną z nich wollność świętowali. - co w ogóle to zdanie znaczy?
Ogólnie z początku (do końca dialogu) wrażenie całkiem niezłe, czyta się gładko, jest ciekawie. Potem w moim odczuciu zaczynasz przesadzać ze stylem i archaizmami, robi się dość topornie, a i akcja nie zachęca. Więcej jest też błędów w tej drugiej części.
ironiczny podpis
Jak widać, Autor tekstu doskonale umie grafomanić. Zupełnie, jakby pisał na serio. Ale nawet grafomanić trzeba umieć. To opowiadanie jest takie, jak Twoje pozostałe, Tenuvie, bez polotu i nieoryginalne.
Literówki poprawione:) Po prostu klawiatura w moim komputerze czasem odmawia posłuszeństwa, muszę na to uważać - czasem, gdy piszę, to kursor mi przeskakuje w dowolne miejsce tekstu. Co do przesady i błędów - to jest tekst na GRAFOMANIĘ, więc wszystko jest celowe:) Dzięki, Issander:)
Czyngis - nie czuję się załamany tym, że moje opowiadania nie trafiły w Twoje gusta:)
Mój błąd, dopiero teraz zajrzalem do założeń konkursu :) Werdykt jednak pozostaje ten sam, do końca dialogu dobre, potem słabo.
ironiczny podpis
Jedyną zapłatą, jaką bym chciał, to kąpiel i posiłek.
- Więc dobrze - odparł chłop - Jak ich, Panie, zabijesz, wtedy posiłek dostaniesz.
- Jakże to? - spytał, zdziwiony.
- Prosto. Jeśli pójdziesz i zginiesz, stracimy tylko zapasy.
Bystrzacha z chłopiny. Brawo, Autorze --- nie tak znów często wykorzystuje się możliwości tak zwanego chłopskiego rozumu, rozbawiając czytelników brakiem logiki w pozornie rozsądnym podejściu do sprawy.
Druga część to bardzo dobra imitacja grafomanii, tej nakazującej pisanie o czymś, o czym autor nie ma większego pojęcia. Ale od czego bóg z maszyny plus motyw przewodni?
- Chyba ty :D
Gdyby nie byłby to opowiadanie na grafomanie stwierdziłby, że piszesz jak 9-latek. Moje wnioski: Po pierwsze grafomania, grofomanią ale interpunkcja jest ważna (jeśli stosujesz dadaizm to wiedz że daleko ci do mania artysty by to stosować, ponieważ rezultaty tego są mierne). Po drugie opowiadaniu brakuję humoru i dynamiki w rezultacie początek historii dialogi są w miare a koniec słaby, brakuję rozwinięcia. Jeśli chodzi o samą ideę konkursu grafomani, to u ciebie widać przesade. To co mi się podobało to pedejście chłopa do rycerza, wykazał się mądścią prostego człowieka. Najpierw smoka ubić, armie zdzisiątkować i czarodzieja wysłać w objęcia śmierci byw nagrode oczymać kompiel, posiłek i przyjemności z wdzięcznymi chłopkami – B-A-J-KA po prostu.
Przykro mi, ale ten tekst jest raczej nieczytelny :) Nie może rozśmieszać coś, przez co się brnie.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Dzielny rycerz, że tak bez wsparcia i przygotowania rozwalił smoka i czarownika na dokładkę. Może to czyste serce tak działa… Mam nadzieję, że sobie od świętowania zwycięstwa serducha nie uszkodził i się nie zepsuł. ;-)
Babska logika rządzi!
Bajecznie wprost i dogłębnie opisałeś chęci niesienia pomocy przez rycerza w czyn przekłute po spotkaniu i rozmowie z chłopem, co wyznał jemu całą krzywdę doznaną od czarodzieja z kapturem w czarnej szacie, jego 40 rozbójników a jeszcze wcześniej od smoka ziejącego.
I tylko mi trochę żal rycerza, że po dokonaniu czynów dzielnością się charakteryzujących, chłopi zamiast go nakarmić i umyć jak obiecali, dali świętować z dziewką osobiście. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.