- Opowiadanie: Lechu - Krwiopijak

Krwiopijak

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krwiopijak

 

 

 

– Cholera – mruknął rycerz Evans. – Nieźle mnie to dziadostwo podrapało! Najważniejsze, że uratowałem miasto, a i do sakiewki, z miejskiego budżetu, niechybnie coś wpadnie!

 

 

Rycerz siedział w poczekalni miejskiego ratusza i wyczekiwał spotkania z burmistrzem. Evans trzymał zawiązany worek, z którego, co jakiś czas, słychać było syczenie.

 

 

– Co to za cholerstwo trzymasz pan w tym worku?! – spytał zaciekawiony, gruby mężczyzna, który siedział obok rycerza. – Syczy to nie przymierzając, jak moja stara! Aż się wystraszyłem, że dowiedziała się gadzina, o goblinie, co żem go wczorajszej nocy ukatrupił i przylazła tu za mną, aby się do mojej nagrody dobrać!

 

 

Grubas otworzył skrzynkę, którą miał na kolanach i pokazał Evansowi niewielkie, martwe zwłoki.

 

 

– Wyrośnięty – powiedział rycerz. – Były z nim problemy?

 

 

– A gdzie tam! – zaśmiał się grubas. – Fasoli żem nasypał w kącie stodoły, dzban kwaśnego mleka żem postawił, zakopałem się w sianie i czekałem. Goblin przylazł, bo czemu miałby i nie przyleźć, skoro od fasoli i kwaśnego mleka, to on tylko stare baby woli podglądać. Brzydal nażarł się i zasnął. Strzeliłem chuderlaka przez łeb jak spał. Łatwo zarobione dziesięć dukatów! A pan, co tam masz w tym worze? – Zaciekawiony wskazał zawiniątko.

 

 

Evans rozwiązał worek i pokazał ucięty łeb potwora.

 

 

Ha! – krzyknął grubas – Może i syczy jak moja starka, ale wygląda zupełnie inaczej! Jest dużo ładniejsze! – Łowca goblinów głośno zarechotał. – Cóż to takiego?

 

 

– Wąpierz – odpowiedział krótko Evans. – Podobno w królestwie płacą po sto dukatów za głowę.

 

 

– Wąpierz?! – krzyknął gruby, po czym ściszył głos – Zabieraj to panie, jak najszybciej, bo się swojego łba pozbędziesz. Nic żeś pan nie słyszał o królewnie?

 

– O królewnie? – Evans podrapał się po czuprynie i wzruszył ramionami. – Stało się coś? Chwila! Co tak śmierdzi?! – rycerz złapał się za nos.

 

 

– Fasola – odpowiedział grubas i poklepał skrzynkę. – Nawet po śmierci tylko im psikusy w głowie. Pieprzone zgrywusy.

 

 

– Wróćmy do królewny – powiedział, zmartwiony, że straci sto dukatów Evans. – Co ma królewska córka wspólnego z wampirami?

 

 

– A tak, tak, królewna! – podjął gruby. – Stało się to niedawno, ale wieść bardzo szybko gruchnęła po królestwie. Otóż nadworny poeta napisał dramat.

 

 

– A to niespodzienka – mruknął Evans.

 

 

– Wyobraźcie sobie, że ten chędożony wariat wymyślił, że opiszę miłość wampira do kobiety.

 

 

– Przecież to niedorzeczne. Wąpierze nie posiadają uczuć. Każdy o tym wie – westchnął rycerz. – To, że przybierają ludzką postać, nie znaczy, że stać je na ludzkie odruchy.

 

 

– Nie musicie mi tego tłumaczyć! – krzyknął gruby. – Wiadomo, że im tylko chłeptanie krwi w głowie! Wyobraźcie sobie, że rzeczony poeta napisał, że miłość wampira do kobiety została odwzajemniona! Na dodatek wąpierz zrezygnował z ludzkiej krwi, aby przypodobać się bohaterce dramatu!

 

 

– No nie! Tego już za wiele! – krzyknął Evans. – Chociaż, z drugiej strony, to tylko dramacik, niegroźna bajeczka, jakich wiele się piszę po dworach.

 

 

– Ha! – ryknął grubas. – I tu się, panie mylisz! Otóż księżniczka tak się zaczytała w dziele, tak przypadło jej do gustu, że sama zakochała się w wampirze! Wyimaginowanym rzecz jasna.

 

 

– Teraz to mnie pan omamiasz. – rzekł rycerz urażonym tonem – Królewna zakochała się w wampirze? Łeż jakich mało.

 

 

– Jak starkę kocham! – przysiągł gruby kładąc dłoń na klatce piersiowej. – Postanowiła odnaleźć swojego Edwarda, bo tak nazywał się wspomniany wampir i wziąć go za małżonka. Najgorsze jest to, że król sam doszedł do wniosku, że wąpierze wcale nie są takie straszne i zakazał na nie polowań! Zamiast nagrody, za zabicie wampira, dostaniecie trzydzieści batów!

 

 

– Cholera, ale się wpakowałem. – rycerz westchnął ściskając mocniej worek, jakby chciał go schować. – Co, pan radzisz? – spytał zdezorientowany.

 

 

– Nie znacie miasta, racja?

 

 

– Racja. Jestem tu pierwszy raz.

 

 

– Widział ktoś jak żeś go pan usiekł?

 

 

– Nikt. Byłem sam.

 

 

– Chwaliliście się komuś tym łbem?

 

 

– Tylko panu.

 

 

– Słuchajcie jak zrobimy – powiedział gruby. – Dajcie mi ten worek i znikajcie z miasta, zanim ktoś zaczniecie być kojarzeni z tym incydentem. Ja utopię łeb poczwary w gnojówce i będzie po sprawie. Znam miejsca, w tym mieście, do których nikt nie zagląda.

 

 

– Dziękuję, za pomoc. – powiedział rycerz podając zawiniątko grubemu. – Jestem rycerz Evans i klnę się, że kiedyś spłacę dług wdzięczności.

 

 

– Edward. I klnę się, aby pan nie komentował mojego imienia, bo przypieprzę w pysk. Bywajcie!

 

 

– Bywajcie!

 

 

 

***

 

– Och, Edward! – kobieta wyprężyła się jak kotka. – Co w Ciebie wstąpiło? Najpierw kwiaty, potem kolacja, a na koniec ten piękny, srebrny naszyjnik – zachwycona wypięła pierś. – Skąd wziąłeś na to wszystko pieniądze?

 

 

Edward wstał z łóżka i nalał sobie wina.

 

 

– Miałem kochanie niespodziewany przypływ dukatów. Stu dziesięciu dukatów – powiedział z uśmiechem. – Czasami cieszę się, że mieszkamy na takim zadupiu i pewne informacje docierają tutaj później.

 

 

– Nie rozumiem – odpowiedziała kobieta rozchylając nogi. Piękne nogi.

 

 

– Nieważne – rzekł Edward i klęknął przed nią. – Skarbie.. Mogłabyś dla mnie posyczeć?

Koniec

Komentarze

Tutaj nic nie ma. Prawie same dialogi, zero fabuły, zero wszystkiego. Po prostu nie wiem, co to jest nawet

Krótkie i przewidywalne. Poza tym, "żart powtórzony po raz setny przestaje być śmieszny", a era, kiedy naśmiewanie się ze Zmierzchu było śmieszne, już dawno przeminęła. 

Tak więc z przykrością muszę oznajmić, że żart ci się nie udał, autorze.

Aaa tam. Mnie poprawił humor. Chociaż strasznie naiwny ten rycerz.

 Fasoli, żem nasypał w kącie stodoły, dzban kwaśnego mleka, żem postawił, zakopałem się w sianie i czekałem. - żem to nie to samo co że: przecinki bez sensu.

 

Wąpierz?! - Krzyknął gruby, po czym ściszył głos - niewłaściwy zapis dialogu, zresztą jest kilka takich błędów w tekście.

 

Przecinki i zapis dialogów do korekty. Brak tła, w zasadzie same dialogi. Ta część przygód Evansa jest znacznie słabsza niż poprzednia. Może następna będzie ciekawsza. Oby.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Czy to ten sam rycerz Evans? Nie wierzę!

Proszę natychmiast napisać fajne opowiadanko, poziomem i dowcipem dorównujące pierwszemu, bym mogła co rychlej o przeczytanym właśnie tekście zapomnieć.

Nie musi być napisane na jutro.

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mi też się przyjemnie czytało a niektóre fragmenty były zabawne ;)

Zastanawiam się tylko czy wieść może "gruchnąć"?

Wieść może gruchnąc, jak najbardziej. Wieści przeważnie gruchają. Możesz to sprawdzić w słowniku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie rozbawiło, ale tylko troszkę. Mimo, że przewidywalne, nie przeszkadzało mi to.

Dziękuję za komentarze. Widzę, że jednych rozbawiło, a drugich nieszczególnie. Tak to już jest z żartami. Nigdy nie trafiają do wszystkich. ;) Co do przewidywalności tematu, to za bardzo mnie kusiło, aby sobie odpuścić ten motyw. :)

Czy wychwyciliście jeszcze jakieś błędy? Głównie mam problem jeszcze z przecinkami.

Pozdrowienia.

Miło się czytało, ale faktycznie przewidywalne. Poprzednia przygoda rycerza była o niebo lepsza. Mimo to czekam na następne:)

Dosyć zabawne, zawsze mi miło, gdy się ktoś pośmieje z meistrimu (błąd specialnie), więc to na +. Jakby tylko cosik się pojawiło pomiędzy dialogami byłoby jednak znacznie ciekawiej :-).

Nowa Fantastyka