- Opowiadanie: Deckard - Alfabet dwojga

Alfabet dwojga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Alfabet dwojga

Poniżej tych trzech gwiazdek znajduję się początek niewielkiego i (na razie) nieco mało fantastycznego opowiadania. Jeśli czytelnik przymruży oko na brak elementów fantastycznych, i tekst mu się spodoba,

obiecuję dodać kontynuację.

 

 

* * *

 

Trzecia rano. Houston jeszcze śpi.

Dlaczego, chociaż ten jeden raz, nie możemy robić tego samego?

Dlaczego obowiązki zawsze wzywają nas o tak nieludzkich porach?

Dlaczego drzwi tej cholernej szafy zawsze się zacinają?

Dlaczego zawsze, jak ostatni idioci, zamykamy w niej swój kombinezon?

Dlaczego w tej chłodni jest tak cholernie zimno?

Dlaczego…

 

Krzyk naszej towarzyszki wyrwał nas z zamyślenia.

– Proszę, nie rób tego! Po prostu mnie wypuść, nikt nie musi o tym wiedzieć! Mogę…

Odwróciliśmy się gwałtownie w jej stronę, i uśmiechnęliśmy najszerzej jak tylko potrafimy.

 

To zawsze je ucisza.

 

Patrzyliśmy na siebie nawzajem przez dłuższą chwilę. Ona oczyma pełnymi przerażenia i strachu,

my zaś wyraźnie rozbawionymi, niemal serdecznymi.

Zaczęła płakać.

My zaczęliśmy się śmiać.

-Oh, jesteście zawsze tak bardzo różne i rozmaite. I mimo to tutaj, w tym jednym, specjalnym miejscu,

wszystkie jesteście dokładnie takie same. Bezradne.

Jej płacz przerodził się w wycie.

– Ależ proszę, wyrzuć to z siebie. Tylko nie przesadzaj z intensywnością, nie powinnaś się przemęczać.

Po tych słowach wycie przybrało na sile.

 

Gdzieś tutaj mamy chyba parę zatyczek, ale jakoś nie jesteśmy w humorze na kompromisy.

 

Podeszliśmy do niej i otwartą dłonią uderzyliśmy w twarz.

Uciszyła się. Z jej nosa popłynęła strużka pięknej, jasnoczerwonej krwi. Wytarliśmy ją kciukiem.

– Przepraszam. Nie chcieliśmy cię uszkodzić.

Zlizaliśmy krew z palca i ruszyliśmy z powrotem w stronę szafy.

Zamek w drzwiach nareszcie zakoczył. Wyciągneliśmy swój strój.

 

Zaczęliśmy od cienkiego płóciennego płaszcza. Oryginalnie był chyba kremowy, ale teraz bliżej było mu

do ciemnego beżu z wyraźnym odcieniem karmazynu.

Następnie przez głowę włożyliśmy skórzany kaftan. Zrobiony ze skóry sztucznej, oczywiście.

 

Nie jesteśmy przecież potworem.

 

Nałożyliśmy gumowane rękawice, i zaczepiliśmy je haczykami do ramiączek kaftana.

Później przyszła pora na rękawice. Na koniec z półki szafy zdjęliśmy czarną maskę spawalniczą.

Z maską pod pachą ruszyliśmy w jej kierunku.

Próbowaliśmy spojrzeć w jej oczy po raz ostatni, ale uciekała od naszego wzroku.

Pogładziliśmy ją po policzku.

– Proszę, to ci się przyda – powiedzieliśmy, nakładając maskę na jej głowę.

Nie próbowała już walczyć, a sama maska przylegała idealnie.

– Widzisz, teraz już wiesz w jakim celu musieliśmy zgolić twoje włosy.

 

Załkała. Cicho.

 

Oh, nie bądź już taka smutna.

Odsunęliśmy się od niej, i przeszliśmy na drugą stronę pomieszczenia. Do stołu.

 

Stała na nim już otwarta waliza z moimi narzędziami. Na prawo od niej leżało zdjęcie naszej towarzyszki.

 

Bardzo pomocne przy wyborze sprzętu.

 

Wpatrzyliśmy się w jej rude, lekko kręcone włosy. W jej piękną twarz przyzdobioną piegami, jej cudownie

wydatne kości policzkowe i jej przepiękny podbródek. W jej śliczne, ciemnozielone oczy.

W jej wspaniały uśmiech.

 

Wybieramy mechaniczną piłę japońską, dwa skalpele, stalowy tasak, palnik gazowy i 

milimetrowe wiertło dentystyczne.

 

 

Sprzęt zawijamy w dużą, jedwabną chustę. Z chustą w garści przechodzimy z powrotem do szafy,

i zakładamy swój hełm.

Jest to wielce trudne zadanie, gdy dostępna jest tylko jedna dłoń.

Nie po raz pierwszy złamaliśmy swoją żelazną zasadę: Narzędzia na końcu.

Po chwili zdołaliśmy jednak uporać się z hełmem, i już w pełni gotowi ruszamy w jej stronę.

 

Już przy niej sprawdzamy stan piły, włączając kolejno wszystkie jej tryby.

Ich dźwięk wzmógł jej łkanie, ale dalej było ciche.

– Spokojnie…

Odkładamy resztę narzędzi obok siebie, na ziemi. W ręku zostawiamy tylko piłę.

Dźwięk narzędzi dotykających podłogi znów wzmaga jej płacz, mimo to dalej pozostaje on niemal niesłyszalny.

– … spokojnie…

Opuszczamy plastikową przyłbicę hełmu i wzmacniamy chwyt na rękojeści piły.

… już kończymy.

 

 

* * *

 

 

 

Dzwoniący telefon wyrwał go ze snu.

Greg Miller podniósł się z łóżka i siadając na jego krawędzi, podniósł słuchawkę. Od razu rozpoznał głos

swojego przełożonego, kapitana Allena:

– Miller, on znowu uderzył. Imię ofiary to Olena Potyomkin. Imigrantka, pochodzi z Archangielska. Miała dwadzieścia osiem lat. Dwadzieścia dziewięć, jeżeli liczymy jeszcze dzień dzisiejszy. Znaleźli ją w jej apartamencie na Commerce Street 1100.

Westchnął.

– Która to już ofiara?

– Ósma.

– Jak pan myśli, czy to już ostatnia?

Kapitan potrzebował chwili by "przetrawić" pytanie.

– Obawiam się, że nie. Będzie mu teraz trudniej, może nareszcie śledztwo ruszy w dobrym kierunku, ale to go nie

powstrzyma.

Na linii zapanowała cisza.

– Wysłać kogoś żeby podwieźli cię na miejsce?

– Nie trzeba. Będę tam za pół godziny.

Odłożył słuchawkę.

 

Osiem ofiar.

Anne Boyard, Catherine Dane, Elisa Ferguson, Gina Hoover, Ida Jendrikson, Kassandra Lumen, Mara Novaković.

Olena Potyomkin.

 

Każda była kobietą. Każda została odnaleziona w dniu swoich urodzin. Ciało każdej z nich odnajdywano zmasakrowane.

Miller do dziś pamięta pierwsze wezwanie, i słowa jakie wypowiedział jeden z laboratoryjnych techników na widok Anne Boyard:

– Przecież to nie jest ciało! To jest jakaś papka!

I choć wtedy wypowiadającego się Greg uderzył w twarz, teraz by po prostu przytaknął.

Morderca za każdym razem pozostawiał nienaruszoną głowę, którą uprzednio golił na łyso. A reszta…

Ponadto, przy każdej ofierze znajdowano pełen zestaw jej dokumentów, i ubranie w którym była widziana

po raz ostatni. Wszystko to starannie ułożone obok zwłok.

W opinii Grega, morderca był po prostu chorym skurwielem. Większość oficerów HPD podzielało jego zdanie.

Niestety większość nigdy nie będzie całością.

Znajdowali się też tacy, którzy podziwiali systematyczność i zorganizowanie "Alfabetycznego mordercy".

Tymi ludźmi Miller po prostu gardził. Było ich stosunkowo niewielu, ale sam fakt że tacy się znaleźli, i to w szeregach stróżów prawa, źle świadczył o policji w największym mieście Teksasu.

 

Wstał z łóżka i udał się do łazienki. Wziął prysznic i umył zęby – zawsze gdy "Alfabetyczny" mordował, Greg

kompletnie tracił apetyt.

Ubrał się w pośpiechu, z wieszaka przy drzwiach zabrał jeszcze kluczyki do swojej Crown Victorii, i 

opuścił mieszkanie.

Na miejsce dotarł dopiero po godzinie, ale nikt nie powinien mu z tego powodu robić wyrzutów – o siódmej

rano godzina na dostanie się do centrum była świetnym wynikiem.

 

Gdy już wysiadł z samochodu, mundurowi pokierowali go do apartamentu Potyomkin.

 

Wnętrze było przestronne i bardzo jasne od porannego światła, które wlewało się przez ścianę wychodzącą

na wschód – całą wykonaną ze szkła.

Ciało znajdowało się przed wejściem do sypialni. Zapakowane było w brązową, papierową torbę.

Na niej leżała głowa.

Na prawo od torby leżały poskładane w kostkę ubrania, na nich zestaw dokumentów, częściowo przykryty fotografią ofiary pozostawioną przez mordercę – robił to za każdym razem.

Z regularnej grupy techników, na miejscu było tylko dwóch, a jeden już zdążył zarządzić sobie przerwę.

Millera to nie dziwiło. Przy wszystkich poprzednich ofiarach nie znaleziono żadnego śladu po mordercy, a ciała ułożone były zawsze w ten sam sposób. Obecność kogokolwiek z laboratorium była tylko formalnością.

Obok wyjścia na taras Greg dojrzał Adama Jenkinsa, głównego detektywa kierującego sprawą morderstw.

 

Jenkins był dawnym przyjacielem Millera, jeszcze z czasów akademii policyjnej. Jednak po jej ukończeniu Adam zdecydował się na wyjazd do Michigan, by pracować w rodzinnych stronach.

Do Houston wrócił dziewięc miesięcy temu, i nie mógł wybrać na powrót lepszego czasu. Już w tydzień po powrocie przydzielono mu sprawę Catherine Dane, którą natychmiastowo połączono ze sprawą Anne Boyard. Tę z kolei sprawę prowadził właśnie Miller.

Ze względu na to, że mordercy brakowało tylko jednego zabójstwa, by oficjalnie zyskać miano seryjnego, kapitan Allen w pośpiechu utworzył zespół mający powstrzymać następne morderstwa, i przede wszystkim samego zabójcę. Dowództwo tej grupy do końca pozostawało kwestią sporną – wszyscy zdawali sobie sprawę, że objęcie takiej drużyny jest drogą do dobrej kariery. Nie był to jedyny czynnik, a wiele pozostałych miało dużo wspólnego z mentalnością miejscowych, więc w drodze kompromisu Allen na dowódcę desygnował Jenkinsa. Greg Miller nigdy nie włączył się do wyścigu o stanowisko – przez lata służby zapracował na opinię surowego, trzymającego się zasad oficera. Taka postawa nie sprzyjała dobrym relacjom z kolegami po fachu, szczególnie tutaj.

Ostatecznie jednak to, kto objął dowództwo nie miało żadnego znaczenia, ponieważ zespół nie zdziałał praktycznie nic przez cały okres swojego istnienia. Mimo to, jego skład pozostał niezmieniony, a sprawa dalej była ukrywana przed mediami, choć stawało się to coraz trudniejsze – z oczywistych względów.

 

Jenkins wyglądał jednak na zajętego, więc Greg postanowił wypytać technika o szczegóły.

Miał płonną nadzieję, że teraz, za ósmym razem, "Alfabetyczny" popełnił jakiś błąd.

 

– Wszystko tak jak zwykle. Głowa jest w stanie oryginalnym, oczywiście nie licząc włosów. O reszcie nie można

powiedzieć tego samego, będę potrzebował to poukładać w laboratorium. Tak jak zawsze, są tu ciuchy i biżuteria ofiary. Do tego dokumenty i jej zdjęcie.

 

Miller stał nad technikiem jeszcze przez chwilę. Gdy już zamierzał odejść, coś przykłuło jego uwagę.

– Gdzie biżuteria?

Technik odwrócił głowę.

– Co?

– Pytałem, gdzie biżuteria? Biżuterię znaleziono tylko raz, przy Anne Boyard. Mówisz, że przy tej też. Pokaż mi.

Zawahał się.

– Tylko przy Boyard?

Greg wyglądał na zirytowanego.

– Jak długo pracujesz przy tej sprawie?

– Od początku.

– I nie wiesz o braku biżuterii u innych ofiar?

– Ja… wiem. Wiem.

– No to jeżeli teraz jakąś znalazłeś, pokaż mi.

Technik sprawiał wrażenie skołowanego.

– Ale przy niej nie ma biżuterii.

Miller przypatrzył mu się pilnie.

Nie wyglądał groźnie. Był raczej mikrej postury i jego ogólna aparycja sugerowała że urodził się w okularach,

a dzieciństwo spędził w bibliotece.

Właśnie przecierał oczy. Były podkrążone, a ich białka wyraźnie przekrwione.

– Człowieku, może nie ma jeszcze południa, ale do teraz powinieneś być już w stanie normalnie funkcjonować.

Dezorientacja technika tylko się pogłębiła.

Miller złapał go za przegub dłoni. Ten nie próbował jej zabrać.

– Masz silnie przekrwione oczy, a twoje ciśnienie jest cholernie wysokie.

Od jak dawna nadużywasz kokainy? – zapytał Greg.

Twarz technika błyskawicznie zmieniła wyraz.

– Nie, nie, to nie tak. Po prostu dzisiaj…

Miller spoglądał na niego wyczekująco.

… musiałem wcześnie wstać.

 

 

* * *

 

Koniec

Komentarze

 

Wysokiego ciśnienia nie da się tak łatwo rozpoznać. Seryjny morderca i seryjny kryminał. Pozdrawiam.

  Pomysł z alfabetem mi się podobał. Wstęp też jest fajny. Zmieniasz czasy:

 Miller do dziś pamięta pierwsze wezwanie, i słowa jakie wypowiedział jeden z laboratoryjnych techników na widok Anne Boyard

Używaj czasu przeszłego w całym zdaniu, a nie tylko w jego częściach.

Za bardzo też opisujesz czynności jakie robił główny bohater.

Wstał z łóżka i udał się do łazienki. Wziął prysznic i umył zęby. > Nie wiem, mogę ci powiedzieć na swoim przykładzie, bo też tak pisałem, że to trochę odstrasza

- Proszę, nie rób tego! Po prostu mnie wypuść, nikt nie musi o tym wiedzieć! Mog-

Tutaj chyba zabił ofiarę. Użyj trzykropka, bo można to uznać za błąd.

Fabuła ciekawa, ale nieco miałka. Napisz kolejną część, może Greg coś odnajdzie.

Pzdr

 

 

 

 

 

 

 

eh znowu czarne pole ;p mam nadzieję, że nie przeszkadza ;D

Fakt. To ciśnienie jest nieco naciągane, ale myślę że same silnie przekrwione oczy wystarczyły do wysunięcia podejrzenia.

A co do tego przerwanego krzyku, to ona tak zareagowała na to gwałtowne odwrócenie się. Może nie brzmi to przekonująco, ale tak sobie sytuację podczas pisania wyobraziłem. :)

Aha, ten myślnik już poprawiam.

Postać mordercy jest ciekawa, napisane nieźle, ale trochę mało pokazałeś/łaś. Daj więcej, bo na podstawie tego fragmentu trudno cokolwiek ocenić.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Witam wszystkich. Opowiadanie czyta się przyjemnie. Zazgrzytał mi tylko moment, gdy w pośpiechu tworzony jest zespół, bo brakuje jednej ofiary, by morderca zyskał miano seryjnego. Dla mnie zabrzmiało to tak, jakby policjanci martwili się o wysokość kary dla niego. Ale może to tylko moje wrażenie. Słowo "ciśnienie" zamieniłabym po prostu na "tętno". Ono też powinno wzrosnąć i da się je oszacować w ten sposób.

Polecam powieść pt. "Ptasznik". Na niej nauczysz się kryminalistycznego rzemiosła. Kryminały nieźle się sprzedają. Jeżeli wypucujesz wszystkie szczegóły, poprowadzisz sprawnie intrygę, zróżnicujesz osobowości, dodasz amerykańskiego

smaczku (Harlam Coben), to może... Są czytelnicy, którzy lubią drastyczne kryminały. Ja - nie.

Jakoś mało mnie pociągają kryminały. Ten oto tekst zacząłem pisać jako swego rodzaju odskocznię od wszechobecnej fantastyki, głównie naukowej. :)

Oj, to mi szpetnie przygadałeś, kolego.

Nie do końca rozumiem w jaki sposób. Nie chciałem nikogo obrazić, a już na pewno nie ciebie, ryszardzie. :)

 

S.F. to moja pasja. Jeżeli na tym portalu jest jej dużo, to ja jestem chińskim cesarzem na emigracji. Pozdrawiam ciepło.

No to jest nas dwóch - zacząłem od Lema, Asimova, Clarka i Herberta jak miałem może 11 lat. Po prostu raz na jakiś czas robię sobie krótką przerwę - żeby się nie ograniczać. Myślę że do tego tekstu pchnął mnie "sknocony kryminał" Lema, który potrzebował wyrazistego czarnego charakteru. No i zakończenia.

Pozdrawiam ;)

"Seryjny morderca i seryjny kryminał" - podpisuję się pod tym obiema rękami. Ogólnie rzecz biorąc: słabo. No i to nie jest fanstastyka. A, tak dla przypomnienia, znajdujemy się na portalu, który "fantastykę" ma nawet w nazwie.

Nowa Fantastyka