- Opowiadanie: growe - Kroniki Paladynów - w.poprawiona

Kroniki Paladynów - w.poprawiona

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kroniki Paladynów - w.poprawiona

 

 

Przesyłam pierwszą część prologu o Paladynach. Nad tą wersją posiedziałem trochę czasu, by sprawdzić jej błędy.

Mam nadzieję, że się spodoba. Druga część prologu zawiera przemianę głównego bohatera – teraz jest nieoszlifowana. Życzę miłej lektury.

 

Prolog

 

Na dworze dzień wyglądał, jakby jeszcze się nie obudził. Lekka mgiełka osiadła na morzu, a rześkie powietrze przetoczyło się nad uśpionym miastem. Gdzieniegdzie jakiś ptak zaćwierkał, samochód odpalił silnik czy ktoś kłócił się wniebogłosy.

Słońce wyszło już zza ciemnych chmur i rzuciło jasne promienie na zagracony pokój Merlina Browninga. Pomieszczenie było bardzo małe, wszędzie leżały nierozpakowane pudła, a na końcu stało wielkie sosnowe biurko, które przylegało do łóżka. Z czasem zrobiło się jaśniej i po chwili lekko muskularny chłopak, leżący na łóżku, otworzył oczy. Usta wciąż miał otwarte. Sączyła się z nich lepka przezroczysta ślina.

 

Merlin miał 17 lat. Był średniego wzrostu brunetem o niebieskich oczach. Krótka broda i lekko garbaty nos dodawały mu uroku , a uwydatnione barki poszerzały jego posturę. Za kilka godzin osiągał wiek dojrzały, a więc mógł również przemienić się w Paladyna – magicznego wojownika, zdolnego do teleportacji czy atakowania różnorakimi ciosami za pomocą otrzymanej wcześniej broni. Bardzo popularnym orężem był miecz. Rzadszymi i trudniejszymi do zdobycia były łuk i kastet. Obydwa rynsztunki silniejsze od miecza zadawały dodatkowe obrażenia.

 

Aby Merlin mógł posiąść moc starożytnej rasy wojowników, musiał przejść przez specjalny test, który sprawdzał jego możliwości. W Komnacie Przodków, gdzie miała dokonać się przemiana, cała rodzina musiała utworzyć taką figurę geometryczną, by każdy widział obok siebie pozostałych uczestników. Partycypant nie miał prawa odejść czy przerwać połączenia, ponieważ w tym czasie Nowicjusz, czyli osoba przemieniająca się, wypełniała powierzoną misję w odrębnym świecie. Wysyłano go tam za pomocą zaklęcia wypowiadanego przez najstarszego członka rodziny.

 

Merlin na wieść o tym, że za niedługo będzie władał mocą przekraczającą wszelkie ludzkie wyobrażenia, uśmiechnął się szeroko i wyprostował ręce. Aby nie zakończyć tak cudownego uczucia, jakim było codzienne wylegiwanie się w łóżku, zamknął powoli oczy i udał się do świata swojej wyobraźni.

 

Przypomniał sobie swój pierwszy trening.

Wtedy nie myślał o niczym innym, skupiając całą swoją uwagę na tym, by dobrze się przygotować. Notował i rozmyślał. Ćwiczył rozciąganie i wytrzymałość. Wszystko, co poprawiało stan fizyczny, było w tamtym czasie bardzo ważne. W ciągu ostatnich dwóch tygodni rzadko kto widział go na zewnątrz, choć temperatura sięgała powyżej trzydziestu stopni Celsjusza. Niepokój o syna owładnął też i serca autorytarnych rodziców.

– Nic mi nie jest – odparł szorstko Merlin po kolejnej, nieudanej próbie matki chcącej się czegoś dowiedzieć.

 

 

Obraz się zmienił i teraz szedł po plaży z ojcem. Słońce świeciło na czerwono. Morze zalśniło jak miedź. W tle słychać było krakanie ptaków.

 

 

– Ten test będzie tak samo trudny jak siła, którą po nim obejmiesz.

– Nie rozumiem – odparł Merlin, drapiąc się po głowie.

– To proste – żachnął się ojciec. – Im ciężej będzie ci go przejść, tym więcej mocy zyskasz. Wiedz, że nie tylko my jesteśmy odpowiedzialni za nasze zasoby energii. To jak myślimy o czymś określa nasze nastawienie, a tym samym pozwala nam przezwyciężyć jego słabe strony.

– A więc uważasz, że jeśli uwierzę w zwycięstwo, to dostanę więcej mocy?

– Oczywiście.

 

Scena zamazała się i wrócił do miejsca, w którym panował nieporządek. Za kilka godzin będzie należał do rodziny paladynów. Jeśli dobrze się ukryje ze swoimi mocami, nadal będzie mógł przebywać wśród swoich przyjaciół. Rezygnacja z normalnego życia nie wchodziła w grę. Co prawda przyzwyczajenie się zajmie mu trochę czasu, ponieważ w pierwszych trzech miesiącach wciąż mogą się ukazywać pewne symptomy emanowania energii, jak na przykład świecące się ręce. Ale jeśli ojciec i reszta dała radę opanować swoje moce to nie ma powodu, by i jemu się to nie udało. Tak czy owak wszystko przyjdzie z czasem.

 

 

– Merlin! – rozległ się wysoki głos jakiegoś mężczyzny.

Do pokoju wpadł ojciec chłopaka. Był to potężnie zbudowany człowiek. Spokojnie mierzył około dwóch metrów, a teraz, kiedy stanął przed nim, wyglądał jak ogromny tytan. Z odrazą patrzył na każde klejące się pudło. W końcu zmarszczył czoło i przemówił:

– Śniadanie. Ruszaj się!

– Już ósma? – spytał Merlin zaspanym głosem i głęboko ziewnął.

– Tak. Czekamy na dole.

Merlin omiótł wzrokiem całe pomieszczenie, po czym podźwignął się i ubrał.

 

Kiedy zszedł na parter, rodzina siedziała już w salonie przy ogromnym, dębowym stole. Victor, najstarszy syn Christophera, przywitał go lekkim uśmiechem. Był bardzo podobny do matki. Sonja, dwudziestodwuletnia siostra, rzuciła mu agresywne spojrzenie i wróciła do rozmowy z ojcem. Była tam też Diana, najmłodsza z sióstr, Zoey, żona Victora o meksykańskiej urodzie i matka – dumna kobieta o lekko widocznych zmarszczkach i rozpuszczonych blond włosach.

 

Wszyscy spożywali przyrządzone przez Zoey śniadanie. Merlin ogarnięty rządzą jedzenia chwycił krwisty stek trzęsącą się ręką i łapczywie zaczął go pożerać. Mięso wchłaniał tak szybko, że nie zważał na zdziwione spojrzenia reszty członków rodziny.

– No czo? – spytał, wycierając sobie usta z kapiącej krwi.

– Po posiłku lecimy do Komnaty Przodków – zaczął zdecydowanym tonem ojciec. – Vincent jest już na miejscu. Właśnie kończy przygotowania do przemiany.

 

 

Pół godziny potem, kiedy każdy najadł się do syta, stanęli na podwórku przed wielkim, rodzinnym domem. Pałac był znany w całym rejonie. Mówiono, że posiada ukryte skarbce i niezliczone ilości komnat. Dwie wieże z tyłu nadawały mu średniowieczny styl. Okna niczym witraże zalśniły na złoty kolor.

Wiał tu lekki wietrzyk. Z plaż dochodziły ich uszu krzyki roześmianych ludzi. Życie budziło się na nowo. Victor klepnął brata po ramieniu i powiedział:

– Twoja kolej, leszczu.

– Szykuj się na wycisk – zażartował Merlin, otrzepując swój rękaw z kurzu.

Wykonali tradycyjny „żółwik” i zerknęli na Sonję. Kobieta rozmawiając o czymś z matką ruszała ustami tak szybko, że obaj ryknęli śmiechem.

– Chwyćcie się za ręce – zaczął Christopher, wcinając się Sonji, która już zamierzała coś odszczeknąć.

 

 

Głowa rodziny nakreśliła kółko w powietrzu i nagle pojawił się czarny, owalny portal. Był płaski i obracał się z zawrotną szybkością. Nikt prócz Merlina nie był tym zjawiskiem zdziwiony. Każdy z nich miał inną formę przywołanego portalu, a ponieważ najmłodszy Browning nigdy nie widział czarnej elipsy ojca, teraz stał jak kołek i nie mógł wydusić ani słowa.

 

– To ojciec potrafi się teleportować, nie będąc paladynem? – zagaił poruszony Merlin.

– Nie wiem, jak to zrobił – przyznał Victor, który jako jedyny usłyszał pytanie – ale jest to jakiś wyższy stopień magii.

– Chciałbym go poznać – mruknął do siebie i oczy rozbłysły mu przez moment.

– Słońce zalało im twarze olśniewającym promieniem.

– Lecimy! – zawołał dobitnie ojciec.

 

Christopher zrobił krok do przodu i natychmiast porwał za sobą resztę. Świat znikł i przestrzeń otoczyły mijające ich światła. Wiatr muskał ich członki, ale też zapierał dech w piersiach. Oczy wytrzeszczyły się do granic możliwości. Gwiazdy, może punkty migały w oddali jak kontrolki. Lecieli tak szybko jak porwane przez wiatr ptaki.

 

*

Koniec

Komentarze

lekko muskularny chłopak --- dziwnie trochę mi to zabrzmiało. Był w końcu muskularny, czy nie?
17 lat --- siedemnaście lat
Obydwa rynsztunki - nie jestem przekonany, co do poprawności tej frazy, w ogóle cały ten akapit wydaje mi się dziwny --- te "dodatkowe obrażenia" są jakby wyjęte z gry komputerowej
za niedługo --- poprostu niedługo
Ten test będzie tak samo trudny jak siła, którą po nim obejmiesz. --- podobnie, jak bohater, zupełnie nie rozumiem, o co tu chodzi
Spokojnie mierzył około dwóch metrów --- a niespokojnie? ;)
rządzą jedzenia --- ?!?!
Pół godziny potem --- jakoś naturalniej mi brzmi: "pół godziny później"


Jeden cytacik:

Świat znikł i przestrzeń otoczyły mijające ich światła. Wiatr muskał ich członki, ale też zapierał dech w piersiach. Oczy wytrzeszczyły się do granic możliwości. Gwiazdy, może punkty migały w oddali jak kontrolki.  ---> Wiatr muskał członki świateł? Tylko muskał, chociaż jednocześnie zapierał dech w piersiach? Oczy same się wytrzeszczyły? Dziwne, bo gdy porządny wiatr w oczy wieje, pierwszym odruchem jest mrużenie, przymykanie oczu. No to gwiazdy czy punkty, i jakie punkty? Co robią w tym tekście kontrolki, i czego / jakie / na czym umieszczone są te kontrolki?  

Tak, popracowałeś nad poprawkami, ale cóż, nadal jest wiele do zmian na lepsze.

Ach ta dzisiejsza młodzież... Zapierające dech muskanie członków?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Muszę skupić się na logice każdego zdania, bo na niej robię byki ;) Jestem jeszcze początkującym, ale szybko się uczę. 

---> Russ.  Jak wiadomo od czasów spisywania eposu o Gilgameszu, skrybowie o różnych rzeczach i sprawach myślą podczas pracy... :-)

Bardzo popularnym orężem był miecz. Rzadszymi i trudniejszymi do zdobycia były łuk i kastet. Obydwa rynsztunki silniejsze od miecza zadawały dodatkowe obrażenia.  --- hmm, zastanowiłbym się dwa razy nad wartością merytoryczną tych informacji...

Muszę skupić się na logice każdego zdania, bo na niej robię byki ;) Jestem jeszcze początkującym, ale szybko się uczę. --- owszem, dobrze, że to zauważasz. Życzę zatem powodzenia.

pozdarawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka