- Opowiadanie: Aeandril - Elvis, czyli wieczny kawaler

Elvis, czyli wieczny kawaler

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Elvis, czyli wieczny kawaler

 

A więc drogie dzieci, o czym my to rozmawialiśmy… a tak, tak zgadza się bajka! Już się robi! Pewnego dnia, gdy świat chylił się ku kresowi, a krew dzielnych wojów przelewała się rzekami przez ziemię nieprzyjaciela…, co Ty tam mówisz zakuty łbie?! Że mam nie opowiadać po raz setny, jak ojca matka po powrocie z tawerny witała?! Hmmm…. może to faktycznie nie jest opowieść dla Was. No cóż, więc zaczniemy od początku.

 

Od razu uprzedzę, że nasza historia nie będzie ani o dzielnych wojach, ani mądrych magach. Zabraknie w niej wielkiej odwagi serc, o której można by opowiadać ballady… Wielkie to oni co najwyżej mieli żołądki. Nasza historia będzie o Mikrogonach. Kim są Mikrogony pytacie? Otóż w zamierzchłych czasach, gdy oręż jeszcze nie był narzędziem często używanym, a Twoja wielkość mogła co najwyżej przyczynić się do tego, że zostaniesz wpieprzony przez kogoś jeszcze większego, na świecie panowały Mikrogony. Chociaż w sumie panowały to może nie jest najlepsze słowo. Były to istoty, u których inteligencja najlepiej wyszła matuszce Naturze, co jak można się domyślić nie było dla nich wielce przydatne. Oprócz tego i umiejętności wsuwania niezliczonych ilości jedzenia na czas, Mikrogony nie były w niczym wyjątkowe… poza pewnym osobnikiem.

 

Jednym z młodego pokolenia Mikrogonów był Elvis. Elvis jako jedyny ze swych ziomków miał ambicję większe niż pełna lodówka i plany wybiegające dalej niż dzisiejszy obiad. Możecie mi nie wierzyć, ale Elvis był romantykiem… wiele godzin spędzał zasłuchany w dźwięk muzyki granej przez ludzi lub po prostu podziwiając ich budowle. Bo trzeba Wam wiedzieć moi mili, że Mikrogony żyły na małej łące pomiędzy wielkimi blokowiskami i centrami handlowymi. Co tam mamroczesz pod nosem? Że miało być o zamierzchłych czasach? No bo…. A weź mi nie pyskuj gówniarzu, bo jak cię zaraz… ! Tak mi krew na starość psujecie! Ale wracając… Tak więc wielkie molochy, będące dowodem szybkiej ekspansji cywilizacji zachodu, otaczały tę oazę szczęścia ze wszystkich stron. Słowem mieli zdrowo prze… Aaaa!!! Gdzie mnie z tą patelnią babo jedna! Dzieci, dzieci! Wiem że dzieci! Przekichane chciałem rzec, słyszysz?! Przekichane!! Ech krucy… trza Ci było Adamie tym żebrem handlować? No nic..

 

Tak więc jak już wspomniałem, życie na Łące nie było łatwe. Jednak Mikrogony, jako istoty mało wymagające od życia, wiele do szczęścia nie potrzebowały. Słowem, cieszyły się z tego jak jest, albo jak nie jest, a być by mogło. Wyjątkiem był Elvis. Otóż Elvis był nieszczęśliwy, a konkretnie był nieszczęśliwie zakochany (dziwicie się jakbyście nie wiedzieli przez kogo chłop może mieć problemy na tym świecie). Nasz mały bohater kochał z całego serca swoją wybrankę – Marlyn, która jak łatwo się domyśleć, równie mocno pałała do niego uczuciem obojętności. Elvis jako rozsądny Mikrogon powinien sprawę olać i pójść z kumplami na parę mocniejszych do baru. Ale że ten dupek z łukiem i skrzydełkami popił ostatnio ostro z Serafinami i capnął właśnie jego… słowem sytuacja nie była tak prosta jak by mogło się wydawać. Sytuacji nie poprawiał fakt, że rodzina Marlyn nie chciała widzieć zwykłego przeciętniaka, takiego jak Elvis, którego stan i pochodzenie znacznie odbiegały od statusu tej znanej i szanowanej familii (swoją drogą, to jak te chciwe mendy ten status zdobył to też ciekawa historia, ale o tym może kiedy indziej). Sytuacja nie miała wyjścia. No może poza jednym.

 

Otóż jedynym sposobem na to, aby Elvis zdobył wybrankę swojego serca, była możliwość zaimponowania Marlyn oraz jej rodzinie. Naszemu małemu ciałem, choć duchem wielkiemu bohaterowi, do głowy przychodził tylko jeden pomysł. Należało wybrać się do świata ludzi i zdobyć jeden z ich mitycznych przedmiotów. W takiej sytuacji, wybór mógł paść tylko na…. I chociaż Elvis bardzo obawiał się tej decyzji, w końcu zmuszony był ją podjąć. Zdecydował się, że przyniesie dla Marlyn… właściwie kij wie jak to się nazywało u ludzi, ważne że było ładne i miało pomóc mu zdobyć serce ukochanej. Dzień podróży w końcu nadszedł… dzielny Elvis z duszą na ramieniu przekroczył granicę swojej łąki i wkroczył na straszny i przerażający, owiany złą sławą…. chodnik. Przeprawa przez ten pełny grozy obszar przeznaczony do przemieszczania się przez ludzi, była jedną z najgorszych rzeczy w życiu Elvisa. Bo chociaż ludzie poruszali się na dwóch nogach (z wyjątkiem Mariana spod piątki, który używał do tego celu czterech kończyn ) robili to zadziwiająco szybko, co groziło rozdeptaniem naszego małego bohatera. Jednak jak wiadomo, są w życiu mężczyzny takie chwile, w których to serce przejmuję władzę nad rozsądkiem, a im kto ma mniej szczęścia, tym więcej rozumu, co tworzy zależność wprost proporcjonalną możliwą do opisania wzorem na ….. słowem przeszedł.

 

Gdy Elvis po chwili odpoczynku uniósł swój wzrok, jego oczom ukazał się paszcza najgroźniejszego potwora jakiego kiedykolwiek widział w swym życiu, co biorąc pod uwagę fakt, że wychował się z wujkiem Władkiem, było nie lada osiągnięciem! Jednak nic nie mogło zrazić naszego bohatera! Elvis ruszył aby stawić czoła niebezpieczeństwu, które szybko okazało się … drzwiami do super marketu. A gdy malec tylko przekroczył jego próg… Demolka, chaos, destrukcja, Armagedon, mentos z coca-colą,…. to wszystko nic w porównaniu z tym co tam zastał. Jednak i tym razem nieustraszone serce śmiałka pchało na przód jego maleńkie ciało, gdy nagle niespodziewanie, jego oczom ukazał się cel jego wędrówki! Wyczekiwany i pożądany jak ambrozja boskiego Olimpu, jak złote runo przez areopagitów, jak zimny browar po ciężkiej pracy… słowem był to piękny i lśniący pieniążek o nominale jednego grosza, którego wszyscy pożądali przez jego kształt i barwę. Elvis nie myśląc długo postawił monetę na kancie i wskoczył na nią dzikim rajdem rozpoczynając swój triumfalny powrót do domu i co jasna do ust swej ukochanej Marlyn (które jak dotąd wykorzystywały każdą okazję, aby mieszać go z błotem, co jednak w nadziei Elvisa miało ulec zmianie). Ponieważ powrót naszego bohatera przypadł na godzinę 22:08, a ostatni sklep monopolowy i McDonald został zamknięty o 22, w drodze do domu nie spotkały go żadne przeszkody. (ps. to tak na prawdę ściema, bo chłopak ostro zabalował, ale dzieciaki chcą już iść spać, więc usłyszycie o tym następnym razem). Tak więc zmierzajmy do końca…

 

Elvis został przywitany przez swoich towarzyszy gromkim i radosnym: "Gdzie mi ku*** *** w szkode tą landryną się ***… a no tak dzieci. O czym ja to… Ach! Już wiem! Tego dnia Elvis postanowił odpocząć, aby w blasku chwały i zębów wypolerowanych pastą Elmex wkroczyć do domu Marlyn. Jednak po drodze zdarzyło się coś, co odmieniło życie naszego bohatera. Gdy cel jego wędrówki wydawał się już bliski, a wymarzona kobieta wydawała się być na wyciągnięcie jego ręki… Elvis spotkał Martina. Martin gromko zawołał " Łożesz Ty w dupę jeża jaka wielka moneta. CHŁOPAKI!!! Bierta ją! Będzie na melanż!". I zanim Elvis zorientował się o co chodzi, monety już nie było, on za to siedział w barze wraz ze swoimi ziomkami i stanął niespodziewanie przed dylematem, który trapił jego lud, a także każdą inteligentną formę życia od zarania dziejów: "Jak tu kurna nie pić jak się postawiło (mimo że nie z własnej woli)?!"

 

Tak oto nasz bohater poznał wreszcie smak życia kawalerskiego, którego resztę spędził rżnąc w pokera, chlejąc piwsko i oglądając mecze z kolegami. Słowem był szczęśliwy. A Marlyn… a kij ją tam wie. To może tak jednego bo mi w gardle zas…. co pijaku? kto pijak ? że ja?? uż Ty… AAAA!!!

 

I wśród krzyków i razów wymierzanych kijem staruszkowi, dobiegła końca bajka o Elvisie, wiecznym kawalerze, który życie swoje przeżył w beztrosce i radości. KONIEC

 

Koniec

Komentarze

Jakbyś mógł/ mogła, to może drugi akapit byś podzieliła/ podzielił troszkę?

A mógłbym, już się robi ;)

Mam nadzieję że teraz będzie się wygodniej czytać. Pozdrawiam :)

Aeandril 2012-11-17  21:53
Jeszcze raz dzięki wszystkim za opinię, mam nadzieję że każde kolejne opowiadanie będzie stało na wyższym poziomie :) trzymajcie kciuki! :)


Niestety ;/
Opowiadanie jest napisane, według mnie, bardzo nieznośnym językiem. Bardzo prostym, właściwie słowo "kolokwialnym" będzie tutaj idealne. Do tego ten blok tekstu - nie wiem czy opowiadanie jest chaotyczne, bo tak je napisałeś, czy dlatego, że zostało zbite w kupę.Obstawiam, że to pierwsze, a drugie jeszcze efekt potęguje. No i cierpisz na syndrom nadużywania wielokropków tam, gdzie to niepotrzebne.
Przekleństw się nie wykropkowuje, to nie radio przed 22. O małych literach na początku zdań nawet nie wspomnę, bo to przecież podstawa.

Autorze, ile masz lat?


Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Chaos opowiadania bierze się z faktu że było pisane na "zawołanie" przez fb, podobało mi się w tej formie więc nie chciałem jej zmieniać. Za uwagę o wielokropkach dziękuję. I za wiarę we mnie, to tak ważne i budujące dla początkującego :)

swoją drogą, to jak te chciwe mendy ten status zdobył/ zdobyły

było nie lada osiągnięciem/ było to nie lada osiągnięciem

Takie błędy tam wyłapałem

Ponawiam pytanie: ile masz lat?

Jeśli aż tak Was to nurtuje: 18 :) Widzę że większość osób wypowiadających się na tej stronie stara się pokazać reszcie jak wiele im jeszcze brakuję żeby pisać na prawdę dobre teksty. Nie ma takiej potrzeby, wiem o tym doskonale. Tylko myślałem że wspólna pasja raczej powinna łączyć ludzi :) No nic, miłego wieczoru :)

Aeandril, wrzucasz niedopracowany tekst, to Ci mówimy, że taki jest. Jak chcesz się rozwijać, to przyjmij krytykę na klatę i wynieś z niej jakąś lekcję, popraw się. Nie wiem czego oczekujesz, z tą pasją pisania, że przeczytamy Twój tekst i co napiszemy? Wydawało mi się, że jeśli publikujesz tutaj opowiadanie, to chcesz poznać opinie innych.

No dobrze, ale jako, że chcę Ci pokazać jak wiele Ci brakuje nie tylko do pisania dobrych tekstów, ale do poprawnego pisania w ogóle, to tak:
- przed "że" stawiamy przecinek,
- w drugim zdaniu "brakuje" nie "brakuję",
- "naprawdę" piszemy łącznie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

W całym Twoim opowiadaniu najbardziej podoba mi się ostatnie słowo. Złożone z wielkich liter, bez błędów – to była wielka przyjemność móc je przeczytać i nie zadawać sobie pytania, co też Autor miał na myśli, pisząc je po ostatniej kropce. Wszystko co napisałeś przed tym słowem, jest, moim zdaniem, zbiorem zdań mających uchodzić za przaśno-siermiężne, niedbałe, potoczne ale aspirujące do bycia zabawnymi. Niestety, uważam że wyszło mało wesoło, a raczej żałośnie i bełkotliwie. Opowiadanie jest raczej o niczym, chyba że czegoś nie zauważyłam. Wypisałam co mnie walnęło po oczach, ale błędów jest więcej – głownie powtórzenia i źle złożone zdania.  

 

tak, tak zgadza się bajka! Już się robi! Pewnego dnia, gdy świat chylił się ku kresowi, a krew dzielnych wojów przelewała się rzekami przez ziemię nieprzyjaciela… – Powtórzenia. Cztery razy „się” w dwóch zdaniach, to zbyt wiele.

 

…o której można by opowiadać ballady – Myślę, że ballady to można raczej układać lub śpiewać.

 

…a Twoja wielkość mogła co najwyżej… – Czy piszesz list do kogoś, że używasz wielkiej litery?

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Były to istoty, u których inteligencja najlepiej wyszła matuszce Naturze… – Rozumiem, że rzecz dzieje się raczej na wschodzie, gdzie matuszki występują obficie. ;-)

 

…umiejętności wsuwania niezliczonych ilości jedzenia na czas… – Domyślam się, że czas z wyglądu przypominał wielką łopatę, na którą wsuwało się niezliczone ilości jedzenia. ;-)

 

Przeprawa przez ten pełny grozy obszar przeznaczony do przemieszczania się przez ludzi – Przemieszczanie się przez ludzi polegało na błyskawicznym wnikaniu w ich ciała i jeszcze szybszym ich opuszczeniu, tak że ludzie nigdy nie zorientowali się, iż ktoś się przez nich przemieszcza. ;-)  

 

Gdy Elvis po chwili odpoczynku uniósł swój wzrok– Cy mógł unieść unieść  cudzy wzrok?

 

Wyczekiwany i pożądany […] jak złote runo przez areopagitów – Kim są areopagici i dlaczego złote runo było dla nich takie ważne? Bo nawet nie chcę myśleć, że możesz nie mieć pojęcia o Argonautach.

 

Elvis nie myśląc długo postawił monetę na kancie – Spróbuj, kiedy będziesz miał naprawdę bardzo dużo wolnego czasu, postawić monetę na kancie. Życzę powodzenia. ;-)  

 

…i wskoczył na nią dzikim rajdem… – A tutaj poproszę o wyjaśnienie, jak się wskakuje dzikim rajdem.

 

...przypadł na godzinę 22:08 [...] zamknięty o 22 – Liczby zapisujemy słownie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ojojojoooj... Zapewne miało być lekko i wesoło, ale cóż, nie wyszło... Zanim wyłuska się zasadniczą historię z odmętów całości, odechciewa się czytać. Niestety... Przedobrzone. Oraz pełne byczków...  

Cóż, takie zwykle są początki. Ale masz czas na naukę, więc zamiast płakać bierz się do roboty. Powodzenia.

Płakać raczej nie mam w zwyczaju a pisać dalej będę na pewno. Dziękuję i pozdrawiam :)

Niestety, mnie również się nie podobało. Styl jest odpychający, najbardziej drażniły mnie dygresje, wstawki opowiadacza, które miały być zabawne, ale każda kolejna była tylko coraz gorsza. Końcówkę przejrzałam raczej niz przeczytałam, bo zabrakło mi sił aby wczytywać się w kolejne zdania. Humor rynsztokowy, że tak powiem, fabuła szczątkowa.

A to nie lepiej zastanowić się nad czymś, dopieścić pomysł, a następnie popracować solidnie nad ubraniem go w słowa?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak można coś oceniać nie doczytując do końca, co ?:) Ja doczytałam do ostatniej kropki.

(tak na marginesie, lepiej nie pisz "KONIEC" na końcu. Polonistka w podstawówce mnie za to szykanowała, mówiąc, że to jest nie poprawne i w ogóle. Ale kto by słuchał polonistek?)

Mi się podobało. Na prawdę nie rozumiem zarzutów, że styl nie ten, że na siłe wesoło. Narracja jest specyficzna i ciekawa. Nie zła! Taka miała być. Karykaturalne przedstawienie rzeczywistości, porównania. To zamysł autora( jeśli dobrze wyczułam). Opowiadanie jest jednym, długim monologiem specyficznego żula/ szajbuska. Nie dziwota, że miejscami może kogoś nudzić...i być nazwanym "humorem rynsztokowym". :)

PS. Oczywiście możecie nie brać pod uwagę moją opinię, bo młoda, nie opierzona, się nie zna. Piszę co myślę. Aeandril! Nie poddawaj się!(wiem, że Ci to nie grozi, ale na wszelki wypadek napiszę.) Powodzenia! Nadal kreuj Swój wielki świat. Warto.

Jak można coś oceniać nie doczytując do końca, co ?


Spróbuj zjeść danie, po którego pierwszym kęsie chce Ci się zwracać i zadaj podobne pytanie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie wiem czy warto porównywać danie do tego tekstu. Jednak opowiadanie powinno mieć na końcu zawiązanie, jakąś myśl:) Jeżeli jest takie krótkie warto doczytać do końca i przekonać się na pewno czy to ma sens. Jedzenie smakuje zawsze tak samo, czy to na końcu czy to na początku.

E. Za bardzo się wymądrzam. Za to przepraszam. Ale wiem, że jak się już pisze coś o tekście, to o tym przeczytanym.

Pozdrawiam!:)

Problemem większości opowiadań na tym portalu jest to, że dobry pomysł autora/autorki nie idzie w parze z dobrym i sensownym wykonaniem. Tu jest podobnie, z tą różnicą, że poza brakiem dobrego wykonania, nie ma również pomysłu. Rozumiem zamysł. Rozumiem, że miało być lekko, śmiesznie i zabawnie, ale niestety nie wyszło. Co oczywiście nie oznacza, że następnym razem się nie uda. Powiedziałbym wręcz, że całkiem prawdopodobnym jest, że tak się stanie.

Nowa Fantastyka