- Opowiadanie: Yada - Lilith

Lilith

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Lilith

Stała na rogu ulicy, z kruczoczarnymi włosami rozwianymi na wietrze i twarzą podobną do porcelanowej lalki, jednocześnie rozpustną i niewinną jak u dziecka. Wydatne, różowe usta poruszały się niemal niezauważalnie, w sposób podobny do tego, w jaki zakonnice szepczą swoje modlitwy. Z roztargnieniem i niedbałością przejechała językiem po wargach. Cała postać kobiety emanowała nieziemską siłą, a w błękitnych oczach kryło się coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż olbrzymia pewność siebie. Wszyscy mijający ją ludzie intuicyjnie opuszczali spojrzenie i przyspieszali kroku, aby jak najszybciej znaleźć się z dala od niej. Nikt nie zauważył, jak promienie słońca załamują się na jej ramionach ukazując świetlisty zarys skrzydeł.

Kobieta westchnęła, a cała jej twarz stężała w zamyśleniu. Zacisnęła usta, brwi zbiegły się w jedną linię. Nie trwało to jednak długo. W czasie krótszym od tego, w jaki pojedyncza kropla deszczu przebywa drogę z nieba na ziemię, oblicze kobiety rozpogodziło się. Uniosła twarz i zaczęła węszyć niczym zwierzę łapiące trop. Potem ruszyła przed siebie. Nie szła, tylko płynęła, niemal nie dotykając stopami chodnika. Tłum bezszelestnie rozstępował się przed nią, aby, gdy tylko przeszła, zbić się z powrotem w zwartą masę.

Czujne spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, że kobieta kogoś poszukuje. Zatrzymywała się czasami i węszyła w powietrzu, aby sprawdzić kierunek. Kilkakrotnie gubiła ślad, ale wiedziała już, że znajduje się blisko swojego celu i nic nie mogło jej przeszkodzić.

Mijała kolejne ulice, nie zauważając nawet, że wciąż przechodzi koło tych samych miejsc. Była jak mała dziewczynka, zagubiona w wielkim świecie, bez nikogo znajomego u boku. Otaczało ją coraz mniej ludzi, jednak nie zwróciła na to uwagi. Podobnie jak na to, że za jej plecami słońce prawie znikło z horyzontu.

Nagle poczuła go, a zaraz potem zobaczyła. Szedł ulicą, cały ubrany na czarno, z kapturem nasuniętym na twarz. Mimo to kobieta rozpoznała go od razu. Uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się blask entuzjazmu. Przyspieszyła kroku, żeby go nie zgubić. W momencie, kiedy mężczyzna skręcił niespodziewanie w jedną z wąskich alejek, podążyła za nim.

Zatrzymał się, przeczuwając, że jest śledzony. Nasłuchiwał przez chwilę, ale nie mógł usłyszeć obcych kroków. Kobieta bez najmniejszego szmeru przysunęła się do niego i stanęła tuż za jego plecami. Mimo tej bliskości nie zauważył, że stoi za nim. Zadrżał tylko nieznacznie, kiedy położyła mu na ramieniu swoją smukłą dłoń.

Nie zareagował od razu. Oddychał rytmicznie, a po pewnym czasie niepewnie otworzył usta i przeciągnął językiem po spierzchniętych wargach. Dopiero wtedy się odwrócił. Silniejszy podmuch wiatru zerwał z jego głowy kaptur, odsłaniając młodą, przystojną twarz. Dostrzegł stojącą za nim kobietę. Uśmiechała się do niego, a jej wargi poruszały się, szepcząc niemo: „Adamie”.

„Pamiętasz mnie?”, zapytała. Jej aksamitny głos mógłby należeć do anioła. Mężczyzna uśmiechnął się niepewnie, ale widząc, że dziewczyna jest zrelaksowana i gotowa na bliższą znajomość, rozluźnił się. „Nie pamiętam, kochanie. Ale zawsze możesz mi przypomnieć.” „Chcesz tego?” Nie odpowiedział i ona też nie mówiła nic więcej. W pewnym momencie ich spojrzenia zetknęły się. Mężczyzna poczuł napięcie i w bezwarunkowym odruchu odsunął się do tyłu. Zbliżała się do niego powoli,

a potem położyła dłoń na jego policzku i zaczęła go łagodnie pieścić. Dotyk sprawiał przyjemność. Chłód jej palców był jednak silniejszy od gładkości i delikatności skóry. „Mój biedny, biedny Adam. On nic nie pamięta.” Szeptała wprost do jego ucha. Potem zbliżyła się do jego twarzy i przyłożyła swoje gorące, mięsiste wargi do jego ust, składając na nich najcudowniejszy pocałunek, jaki w życiu przeżył. Oczy zamknęły się bez jego udziału. Gdy otworzył je ponownie, stała kilka kroków dalej.

„Pamiętasz mnie, prawda?”. „Wydaje mi się, że wciąż nie.” Uśmiechnął się przekornie. Tym razem jednak nie odwzajemniła się tym samym. Patrzyła na niego wzrokiem pożądliwym i nienawistnym zarazem. „Nie uciekniesz mi.” Usłyszał jak mówi, ale nie zauważył, aby jej usta się poruszyły. „Tym razem nie pozwolę ci odejść i się oszukać.” Teraz pewien był, że jej wargi nawet nie drgnęły. Dreszcz przerażenia przebiegł po jego plecach. Cofał się powoli, krok za krokiem, bojąc się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch. Poczuł, jak jego plecy dotykają ściany. Dziewczyna wyszczerzyła zęby w zwierzęcym grymasie. Nie miał gdzie uciekać, a wyobraźnia podpowiadała mu, że za chwilę stanie się coś złego. „Wariatka”, pomyślał.

„Pamiętasz mnie prawda?” Starał się wydobyć głos ze ściśniętego gardła, ale nie zdołał wykrztusić nic, prócz piskliwego jęku. Pokręcił przecząco głową, mając nadzieję, że kobieta zostawi go w spokoju. Ona jednak przysunęła się jeszcze bliżej. Nerwowo patrzył po jej dłoniach, szukając narzędzia, którym mogłaby go skrzywdzić. Nic takiego nie znalazł. Wydawała się być bezbronna jak dziecko.

„Oczywiście, że mnie nie pamiętasz, Adamie.” Tym razem słowa padły wprost z jej ust, a zaraz po nich wydobyła z siebie potworny chichot, który byłby w stanie przerazić każdego. W oczach kobiety pojawił się złowróżbny blask, jej ciało napięło się, gotowe do ataku, a ona sama fuknęła na niego wściekle, jak dzika kotka. Zacisnęła dłonie mocno na jego ramionach, a palce wbiły się głęboko w skórę. Syknął przez zęby. „Nie?” Jej głoś był przesycony wściekłością. „Nie pamiętasz mnie. Ani długich wieczorów, które spędzaliśmy razem. Ani spacerów przy blasku księżyca, kiedy konary drzew chroniły nas od deszczu. Ani słodkości mojej skóry. Ani zapachu moich włosów. Ani miękkości mchu, na którym przysięgałeś, że tak tylko ze mną.” Jej oczy z błękitnych stały się czarne. Z rozchylonych warg wydobyło się ciężkie westchnienie, zawierające w sobie zarówno złość, jaki i żal. „Wszystko takie piękne, mówiłeś, z tobą. Tylko z tobą. I byłoby tylko ze mną, gdybyś nie obudził się nagle u boku tamtej. I tak, zapomniałeś.” Wpatrywał się w kruczoczarne włosy, rozwiane dziko na wietrze oraz w błękitne oczy, które teraz zaszły czernią. Usta kobiety wykrzywione były w paskudnym grymasie. „Nie pamiętam pani”– powiedział, patrząc jej prosto w twarz.

Zrozumiała. W jednej sekundzie dostrzegła swój błąd i poczuła ogromne rozczarowanie. Jej oczy nabrały zwykłego, błękitnego odcienia, ale nie pozbyły się drzemiącej w nich złości. Mężczyzna, którego trzymała w swoich ramionach nie był tym, którego szukała. Pomyliła się. Po raz kolejny. To nie jej Adam stał przed nią, patrząc na jej ciało zieloną głębią swojego spojrzenia. Nachyliła się nad mężczyzną, a z jej uchylonych ust wyłonił się kawałek języka. Ciemnofioletowy, rozdwojony i cienki, był językiem żmii w jej kobiecych ustach. „Adamie…” Dźwięk, jaki z siebie wydobyła nie przypominał już ludzkiego głosu, ale raczej wysoki, raniący uszy syk.

Zbliżyła się do niego na tyle, że mogłaby go przytulić. Przyparty do ściany nie mógł uciec, a sparaliżowany strachem nie potrafił, nawet gdyby mu na to pozwoliła. Całe ciało kobiety drżało, a ona nie potrafiła przejąć nad nim kontroli. Wiedziała, co zamierza zrobić i nie chciała się powstrzymywać. Jedną ręką objęła szyję mężczyzny, drugą przytrzymała się muru. Przymknęła powieki. Pod palcami poczuła mrowienie. Złość, smutek i żal, które trzymała w sobie przez tyle lat, teraz zapragnęły się uwolnić. „Przecież mój Adam poznałby mnie od razu. On nie zapomniał”, pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Potem spojrzała prosto w rozszerzone zdumieniem i przerażeniem oczy mężczyzny. Czuła, jak energia z jej ciała przechodzi przez przestrzeń pomiędzy nimi i trafia w głąb niego. Spomiędzy palców, którymi trzymała jego szyję wystrzeliło jasne światło. Po pewnym czasie źrenice mężczyzny rozszerzyły się do tego stopnia, że nie mogła już widzieć zielonych jak dno oceanu tęczówek. Jęknął kilkakrotnie. Spomiędzy rozchylonych warg wypłynęła strużka krwi. Ciało mężczyzny zaczęło rozgrzewać się i dygotać. Kilka sekund później zamarł bez oddechu, z głową zwieszoną na piersi. Puściła go. Ześlizgnął się w dół po ścianie, jakby nie umarły, ale wykończony długą, fizyczną pracą. Na ziemi jego ciało spoczęło jednak nieruchomo, ułożywszy się w irrealnej pozycji. Głowa, po uderzeniu z twardym asfaltem, przechyliła się na bok, a spomiędzy rozwartych nagle ust wychynął siny język. Kobieta spojrzała w pokryte gwiazdami niebo. Zapowiadało się na deszcz.

Odwróciła się i ruszyła przed siebie, tak jak przyszła, nie idąc, ale raczej płynąc nad ziemią. Większy podmuch wiatru wzburzył czarne włosy, które na moment zasłoniły jej pustą, pozbawioną emocji twarz. Gdy opadły z powrotem na swoje miejsce, ukazały dwie samotne łzy, spływające po gładkim i kremowym policzku. Właśnie w tym momencie niebo przecięła błyskawica, a zaraz po niej lunął deszcz, zmywając z policzków te dwie, nikłe oznaki człowieczeństwa. Korony drzew poruszyły się w tańcu, a wiatr, przemykający pomiędzy ich liśćmi szeptał „Lilith. Lilith…”, przyzywając ją do siebie.

 

 

*Lilith– mezopotamska demonica, porywająca i mordująca noworodki. Wykorzystywana w wielu kulturach jako uosobienie zła. Według tradycji żydowskiej była pierwszą żoną biblijnego Adama, stworzona tak jak on z prochu ziemi. Bóg wygnał ją z Edenu, a potem z żebra mężczyzny powołał do życia Ewę.

Koniec

Komentarze

Twoja opowieść bez wątpienia ma w sobie jakiś urok. Podoba mi się. Pozdrawiam :)

A mnie wprost przeciwnie. Jest szablonowa do bólu :(

Wygląda na wprawkę. Nastrój niby jest, ale "mięsa" narracji mało (jak dla mnie).
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka