- Opowiadanie: Wiśnia - Król Gór

Król Gór

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Król Gór

Zejście

 

 

 

Góry były tego roku bardzo łaskawe. Błyszczały zielenią zamiast dusić śnieżną pokrywą, dawały schronienie zamiast skrzętnie zasypywać ścieżki i przejścia.

 

Bjorn kochał je nad życie. Nie potrafił sobie wyobrazić poranka bez mroźnego wdechu ani bez dotyku zimnej, obojętnej skały. Szanował góry a one w dziwny, pierwotny i mistyczny sposób zdawały się szanować jego. Zatopił w nich cząstkę siebie, którą zbierał wraz z owocami które łaskawie mu oferowały i ze zwierzyną, którą upolował. Każdego dnia uśmiechał się do słońca i wiedział, że zaklął już na zawsze w tych szczytach swoją duszę. Pływał w strumieniach i chodził po drzewach, nie dbał o dom ani nie martwił się nadchodzącym zmrokiem– wiedział, że i tak znajdzie to czego potrzebuje. Nie bał się niczego.

 

Mimo tego wiedział, że musi opuścić Góry.

 

Jego codzienny taniec z wiatrem przerywał Śpiew Totemów. Wzbudzał w nim niepokój, zakłócał harmonie i symbolizował wszystko, czego się obawiał– konieczność zejścia na dół i mieszkania z ludźmi, ludźmi którzy nie rozumieli niczego i niczego nie szanowali.

 

Totemy były przewrotnymi i niejasnymi stworzeniami. Postawione przed wiekami przez Króla Gór miały za zadanie strzec jego siedziby i dbać o równowagę w naturze, jednak z biegiem czasu zdeformowały się. Zamiast reprezentować nieskończoną, czystą i konsekwentną moc, zdały się zaadaptować pewien rodzaj nienawiści i przewrotności, nauczyły się kłamać i zwodzić, wyrobiły sobie odrębne charaktery i irytujące przywary. Przyprawiały wędrowców o szaleństwo, kierowały ich w bagna i rozpadliny, korzystając ze swojej mistyczności folgowały swoim najniższym, zgniłym uciechom. Ludzie wierzyli Totemom, a one korzystały z tej wiary w plugawy, niegodny naturze sposób.

 

Bjorn jednak wiedział, że nie może zignorować Śpiewu Totemów.

 

Był to pierwszy z nadanych im mocą Króla rytuałów, stworzony w jednym, bardzo jasnym celu– aby informować o niebezpieczeństwie. Rytuał, na który każdy Strażnik Góry musiał odpowiedzieć– Bjorn miał szczęście być jednym z nich.

 

Nie można jasno zdefiniować brzmienia Śpiewu. Jest to rodzaj dźwięku, który raczej się czuje niż słyszy– jak nieskrępowana obawa przed skokiem do wody z wysokiej krawędzi albo spacer nocą niepewną ścieżką. Bardziej niż melodię przypomina jazgot z elementami krzywej, niespokojnej pieśni. Uczucie, którego się boisz i którego nie pojmujesz.

 

Zaczął więc schodzić.

 

 

Latarnik

 

Kiedy dotarł do wioski, ludzie nie mieli pojęcia kim jest, byli prymitywni i bali się go. Dzieci wytykały palcami człowieka ubranego w skóry, noszącego imponującą brodę i długie, kruczoczarne włosy. Wyglądał mało postępowo– chociaż zachowywał się względnie normalnie, widać było, że nie czuje się komfortowo w nowym towarzystwie. Tak jakby znalazł się pośród dzikich zwierząt nie znając ich obyczajów, czując się osaczonym i wyobcowanym.

 

Chwilę potrwało zanim przypomniał sobie słowa, których potrzebował aby porozumieć się z gawiedzią. Wiedział, że to tutaj przybędą wszyscy Strażnicy i wiedział, że ludzie znają ten prastary „zawód”, ponieważ jedyna ścieżka, która prowadziła do Groty Króla Gór, miała swój początek w owej wiosce, której nazwa uleciała mu z pamięci.

Widział również, że to nie jest dobry czas dla Gór.

 

Naturalną cechą ludzi, której nie rozumiał zupełnie jest potrzeba ciągłej ekspansji. Chcieli wszystko zrozumieć, pojąć, kontrolować. Chcieli przewidywać pogodę, sprowadzać deszcz, formować kamienie i panować nad oceanami. Nie pragnęli harmonii– pragnęli dominacji. Nie potrzebowali pokoju, byli niespokojni i władczy, nienawidzili Strażników za to, że bliżej im było do stoickiego spokoju przyrody niż do ludzkiego rozchwiania, nienawidzili ich za to, że mieli klucz do nieznanego, a mimo tego nie chcieli mieć go na własność. Nie chcieli kochać tylko przejmować i potem kiedy wszystko zostanie zniszczone– wydzielać małe obszary, o które mogliby dbać i udawać, że tak naprawdę zawsze im na tym zależało. Bjorn bał się ich ostrych siekier, młotków, gwoździ, sznurów. Czuł niepokój lasów, jezior, zwierząt. Czuł zbliżającą się nieuniknioną i nieprzerwaną krwawą masakrę.

 

Nic dziwnego, że nikt nie chciał z nim rozmawiać ani on specjalnie też nie miał na to ochoty. Skierowano go zatem do Latarni.

 

Była to dość przeciętna, spiczasta budowla, która jak wiadomo wskazywała drogę statkom– jednak żadne statki nie przypływały. Stała więc nieużywana, zamieszkana przez dziwacznego Latarnika, który po chwili pukania otworzył mu drzwi.

 

Wyglądał dość staro ale nie zdawał się być niedołężny. Twarz miał zniszczoną od wiatru i deszczu, ubrany w znoszone acz solidne ubranie, uśmiechał się tajemniczo. Niewiele w nim było tak typowego ludziom osądu, ale nie koniecznie emanował ciepłem. Był jednocześnie niepokojący i uspokajający, jego obecność sprawiała Bjornowi dziwną, przewrotną przyjemność. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek słyszał coś o tym człowieku.

 

-Witam! Czekałem na ciebie.– dziarsko zagadnął stary – wejdź i czuj się jak u siebie, na ile to oczywiście możliwe – dodał z szelmowskim uśmiechem.

 

-Skąd człowiek wiedział że Strażnik przybędzie? – zdziwiony Bjorn z trudnością poskładał słowa. Wszak nie przypominał sobie, aby ludzie potrafili usłyszeć Śpiew Totemów– byli na to zdecydowanie zbyt głusi.

 

-A, takie tam, przeczucie starego dziada. W pewnym wieku pewne rzeczy po prostu się wie i niespecjalnie się je analizuje. Czego w takim razie mógłbyś chcieć ode mnie? – zapytał, patrząc Bjornowi głęboko w oczy zaciekawionym spojrzeniem.

 

-Wiedza. Czy inni Strażnicy byli? Czy udali się do Groty? – spytał twardo.

 

-Nie, nikt nie przybył oprócz ciebie. Musisz być pierwszy. Nie znam waszych zwyczajów, ale to chyba źle, prawda? Taki brak reakcji.– z przekąsem wetknął stary.

 

-Niech człowiek nie myśli, że zna i dostrzega. Dużo słowa nie znaczy dużo rozumie. Wiatr nie używa słowa a widzi i wie wszystko.– odparł bez cienia speszenia. Faktycznie jednak to było dziwne– do wioski nie miał wcale najbliżej, inni powinni być tu już dawno temu, powinni zmierzać do Groty. Postanowił nie tracić już więcej czasu i ruszył do wyjścia. Zatrzymał go jednak głos, który zdecydowanie nie przypominał głosu Latarnika.

 

-Chciałbyś kroczyć po chmurach a utoniesz w krwi i ogniu. – oznajmił z dziwną lekkością, gruby, głośny i drażniący dźwięk. Strażnik odwrócił się szybko. Na miejscu Latarnika nie było nikogo a dom sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Bardzo dziwne i bardzo złe. Jeszcze nie wkroczył na ścieżkę, a już czuł niebezpieczeństwo. Czuł, ale nie rozumiał– miał wrażenie, że z takiego kalibru drapieżnikiem jeszcze nigdy się nie mierzył, a widział już wiele stworzeń i wiele z nich zabił.

 

Poruszony tym dziwnym zjawiskiem, pchany poczuciem obowiązku i obawą, ruszył w stronę ścieżki aby spotkać się z Totemami.

 

 

Totemy

 

 

 

Stały na swoim miejscu, jak zawsze. Trzy obrzydliwe konstrukcje, trzy zwierzęce gęby wykrzywione w niewypowiedzianym cierpieniu. Nienawidził ich, ale musiał z nimi rozmawiać, to była część rytuału, której nie mógł naruszyć ani ominąć. Każdy z Totemów miał na powierzchni wyrytą dziwaczną i niepokojącą inskrypcję, którą każdy zainteresowany musiał wyrecytować zanim dostąpi rozmowy z przedwiecznymi. Nieco poruszony Bjorn zaczął czytać:

 

 

 

TOTEM WILKA karze niesprawiedliwych i sprawiedliwych tak samo. Zrodzony z bólu i wykarmiony przekleństwem piętrzy się nad martwym lądem i spogląda z pogardą na swoich wrogów. Zgniłe jest jego królestwo i niedowierza żadnej dobrej nowinie. Króluje nad trupami i jego hymnem jest jazgot umierającego.”

 

 

 

Przerażający, ogromny łeb wilka otworzył oczy i spojrzał nań wzrokiem szaleńca. Lekko skonsternowany, Strażnik zaczął czytać kolejny tekst:

 

 

 

TOTEM NIEDŹWIEDZIA nie rozumie i nie potrzebuje zrozumienia. Strąca głowy śmiertelnym i pożera zabłąkane dusze. Zrodzony z przemocy i wykarmiony trucizną miażdży całą kreację. Nie ma królestwa bo nie potrafi być królem nawet dla samego siebie. Króluje nad słabymi i jego hymnem jest ból.”

 

 

 

Potężny niedźwiedź zbudził się w gniewie. Ostatnia inskrypcja zabrzmiała echem wśród gór:

 

 

 

TOTEM KRUKA kłamie i zwodzi wszystko co rozumie. Wydziobuje resztki mózgów z czaszek zagubionych w dziczy wędrowców. Zrodzony z tajemnicy i wykarmiony szyderstwem włada i oszukuje. Jego królestwem jest niebo, chociaż nie potrafi latać. Króluje nad stworzeniem i brzydzi się jego istotą. Jego hymnem jest lament.”

 

 

 

Kruk przerwał swój sen.

 

 

 

-Zacznijmy taniec Strażniku, tylko czy znasz kroki? Czy dostrzegasz parkiet? Czy czujesz rytm?– zagaił ptak, mistrz iluzji.

 

Bjorn wiedział jednak czego się spodziewać– masy niezwiązanych ze sobą, losowych informacji, gróźb i obietnic. Musiał odnaleźć w swoim sercu odwagę– Totemy może i wydawały się przerażające, ale były werbalnie niegroźne, potrafiły co najwyżej zdrowo namieszać w głowie. Kluczem do zrozumienia ich przekazu paradoksalnie było odrzucenie zrozumienia. Nie strach.

 

-Przedwieczni, przybywam, gdyż słyszeć Śpiew. Śpiew oznacza niebezpieczeństwo króla. Proszę, powiedzieć Strażnikowi jak ma chronić Króla.– dość nieskładnie wydukał te zdania, ale z każdym słowem przypominał ich sobie coraz więcej.

 

-Chronić Króla?!- zagrzmiał Niedźwiedź– Król nie żyje a ja pożarłem jego flaki i wbiłem jego głowę na pal! Co niby taki śmieć jak ty może zrobić?! Co poczniesz w obliczu potęgi ci niepojętej?!- pytał absurdalnie poirytowany.

 

-Król Gór to makieta, stary głupiec– wściekle wtórował mu Wilk, tocząc pianę z pyska– stary głupiec pozbawiony wyobraźni, szerszej perspektywy. Piękno? Kto dzisiaj potrzebuje piękna? ZAMIENILIŚMY PIĘKNO NA PRZEMOC!- głowa miotała się i darła jak opętana.

 

Bjorn nie rozumiał co się dzieje. Wpadł w panikę– Totemy może i były szalone, ale nigdy nie pozwoliłyby sobie na tak otwartą wrogość wobec swojego stwórcy, coś tu było zdecydowanie nie w porządku, coś śmierdziało.

 

Siarką, krwią i popiołem.

 

Kruk otworzył dziób i podjął mowę monotonnym głosem.

 

-Każdego dnia upada nowa gwiazda, każdej nocy lis zabija królika, każdego popołudnia martwa mewa spada do oceanu. Miejsce życia zajmuje śmierć a ono uparcie rozpycha się łokciami w atmosferze tego niekończącego się fermentu. Nic nie ocalisz, Strażniku. Nic już nigdy nie zobaczysz. Nic już nigdy nie da ci radości. Zginiesz, dzisiaj u stóp swojego ukochanego Króla Gór wyplujesz ostatnią kropelkę krwi jaka krąży w twoim słabym sercu.

 

Kiedy wypowiedział te słowa, ziemia zagrzmiała i pierwszy Totem pękł.

 

Z drewnianego pala wyłonił się największy wilk jakiego Bjorn kiedykolwiek widział na oczy. Wyrywał się trzymającym go przy ziemi rękom, wydostawał się z kłębowiska jęczących ciał, rozszarpywał głowy i odgryzał kończyny. Kąpał się w tym pobojowisku groteskowo umierających kawałków mięsa, które zrozpaczone, wrośnięte w ziemię nie chciały go puścić, jakby wiedząc, że zwiastuje to straszliwe niebezpieczeństwo. Strażnik nigdy w życiu nie widział takiego obrazu, nie chciał widzieć. Nie chciał nawet wiedzieć, że takie rzeczy mogą istnieć, że taka zgnilizna może opanować jakikolwiek kawałek stworzenia. Stał, bezwiednie trząsł się i płakał, patrząc na ten spektakularny taniec śmierci i rozpaczy.

 

Potem drugi i trzeci Totem pękły jednocześnie.

 

Ogromny czarny kruk porywiście trzepotał skrzydłami i próbował uwolnić się rękom trzymającym go przy ziemi. Wściekle dziobał i wyrywał je garściami niczym chwasty z ogródka skrzecząc przy tym przeraźliwie. Kilka metrów dalej walczył niedźwiedź. Zamaszystymi ruchami łap przetrącał kręgosłupy i rozrzucał kawałki ciał w promieniu kilkunastu metrów. Kopał i darł mięso, którego jazgot w niczym nie przypominał już jakikolwiek dźwięk jaki jest w stanie z siebie wydać człowiek czy zwierzę.

 

Ten obrazek był najbardziej przerażającą i zdehumanizowaną rzeczą jaką Bjorn ujrzał kiedykolwiek. Był jak nieposkromiona fala zaprzeczenia wszystkiemu co znał, kochał, podziwiał, a nawet się bał. Był czystą Czernią.

 

W oparach śmierci i posoki Strażnik stracił przytomność.

 

 

Król

 

Odzyskiwał świadomość parę razy na kilka, kilkanaście sekund, ciągnięty po ziemi. Widział ciała, stosy ciał. Strażnicy. Jednak przybyli tutaj przed nim, być może walczyli, być może tak jak on po prostu padli z przerażenia. Wszyscy mieli twarze powykręcane w agonii, jak gdyby tuż przed śmiercią doświadczyli niewypowiedzianego cierpienia. Jakby pragnęli umrzeć w pierwszej sekundzie, w której zaczęli to wszystko oglądać. Po raz kolejny stracił przytomność.

 

 

 

-Patrz głupcze! Patrz na swojego króla, króla którego chciałeś chronić i za którego umierasz!- obudził go nieludzki warkot wilka. Spojrzał przed siebie. W prostej, zwyczajnej jaskini jakich wiele– stał tron. Wyrzeźbiony z kamienia, ociosany dość prymitywnie mebel stał pod ścianą, a na nim spoczywał martwy Król Gór. Majestatyczny, potężny starzec, fundament życia w tych pięknych obszarach. Stworzenie, nie człowiek– coś, czego nie dało się objąć rozumem, coś co piętrzyło nowe szczyty i drążyło tunele w starych, coś co decydowało o pokrywach śnieżnych i zalesieniu, coś co jednocześnie panowało nad Górami i było ich poddanym, a kiedy było trzeba– to i nimi samymi.

 

Teraz był jednak po prostu martwy, pusty, jakby w jednej chwili zdecydował się opuścić swoje ciało bo nie widział sensu w dalszym zamieszkiwaniu go. W jaskini było przeraźliwie zimno. Kamień był wrogi i nieufny tego dnia, był pusty.

 

Niedźwiedź złapał Bjorna za szyję i podniósł go do góry z triumfalnym rykiem, który przetoczył się po szczytach mrożąc krew w żyłach wędrowcom.

 

-To już ostatni. Nasz Wybawca będzie ucieszony.– mruczał zadowolony Kruk. – Patrz, patrz po raz ostatni na to wszystko. Patrz co oddaliśmy w zamian za wolność i za szczerość. Patrz na to i wyobraź sobie jak płonie i marnieje.– po czym niedźwiedź stanął z nim na skraju skarpy i skierował jego bezwładne ciało w stronę przepięknej panoramy krajobrazu. Totemy po kolei wyrecytowały:

 

 

 

-Zrodzony z bólu i wykarmiony przekleństwem.

 

-Zrodzony z przemocy i wykarmiony trucizną.

 

-Zrodzony z tajemnicy i wykarmiony szyderstwem.

 

 

 

Ostatni Strażnik Gór uśmiechał się w stronę jeziora kiedy jego głowa odłączyła się od ciała i głucho potoczyła się w przepaść.

 

 

 

Latarnik siedział sam, oglądając morze i patrząc na gwiazdy. Właśnie wyszła ostatnia dzisiaj kobieta, którą wyleczył z zapalenia płuc. Ludzie w wiosce go kochali, mówili o nim– zbawca, uzdrowiciel, przewodnik. Wiedział, że wszystko już jest w porządku, był spokojny, zrównoważony. Słyszał i czuł radość, która wylewała się z Groty Króla. Góry, lasy, wody, nie ważne, wszystko będzie należało do ludzi, wszystko posiądą i zainfekują przecząc idei stworzenia, której tak nienawidził i nie rozumiał. Zaśmiał się po cichu sam do siebie. Zawsze uważał, że zamieszkanie w nieczynnej latarni jako Niosący Światło to był jeden z jego najbardziej wybornych żartów.

Koniec

Komentarze

Podobało się. Humor w zakończeniu ładnie wieńczy opowiadanie, choć dla mnie jest nieco zbyt dosłowny.

Sformułowanie "wyrywał je garściam" jakoś mi do kruka nie pasuje. Pozdrawiam.

Mogłoby być ciekawie, gdyby było lepiej napisane. Ale niestety nie jest. Stylistycznie katastrofa.

Zatopił w nich cząstkę siebie, którą zbierał wraz z owocami które łaskawie mu oferowały i ze zwierzyną, którą upolował.  Trzy "które" w jednym zdaniu i to odnoszące się do różnych rzeczowników? I w dodatku jednego przecinka brak. I właściwie jak można zbierać cząstkę siebie?

Jak kichniesz na jedzenie i potem je zjesz, to tesz zbierasz z niego cząstki siebie :)) Pozdrawiam i dzięki za komentarze. Stylistycznie wiem, że kuleje ale pracuję nad tym. Ale żeby od razu katastrofa?

też* oczywiście, sory, dopiero wstałem ;)

Brakuje wielu przecinków. I z niektórych zdań umyka sens. Taki mistycyzująca opowieść powinna być trochę poetycka w formie wyrazu, a u Ciebie dużo zdań jest zbyt niezgrabnych i mętnych. No może nie katastrofa, ale...

...próbował uwolnić się rękom trzymającym go przy ziemi... --  uwolnić się z rąk, trzymającym..

trzymających..

 

Nie podoba mi się Twoje opowiadanie. Miałeś pomysł, starałeś się zawrzeć jakieś przesłanie, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Ponadto, moim zdaniem, fatalnie stosujesz współczesne pojęcia, opisując czasy dawne, by nie rzec prymitywne.

 

„Góry były tego roku bardzo łaskawe. Błyszczały zielenią zamiast dusić śnieżną pokrywą, dawały schronienie zamiast skrzętnie zasypywać ścieżki i przejścia.” – Rozumiem, że w tej krainie góry decydowały, kiedy spadnie śnieg.  

 

„Wzbudzał w nim niepokój, zakłócał harmonie…” - …harmonię

 

„Kiedy dotarł do wioski, ludzie nie mieli pojęcia kim jest, byli prymitywni i bali się go. Dzieci wytykały palcami człowieka ubranego w skóry, noszącego imponującą brodę i długie, kruczoczarne włosy. Wyglądał mało postępowo…” – A jak bardzo postępowo wyglądali prymitywni mieszkańcy wioski?

 

„…widać było, że nie czuje się komfortowo w nowym towarzystwie.” – Prymitywnych wieśniaków nie nazwałabym niekomfortowym nowym towarzystwem. Napisałabym raczej, że źle się czuł wśród obcych sobie, wrogich ludzi.

 

„Naturalną cechą ludzi, której nie rozumiał zupełnie jest potrzeba ciągłej ekspansji.” – Kiedy prymitywne plemiona wędrowały, zajmowały nowe obszary, zdobywały nowe ziemie, nie wiedziały, że to z potrzeby ciągłej ekspansji.

 

„Była to dość przeciętna, spiczasta budowla…” – Dodałabym, że budowla była dość wysoka. Latarnie morskie zazwyczaj są takie, ale nie widziałam wszystkich latarni.

 

„…zamieszkana przez dziwacznego Latarnika, który po chwili pukania otworzył mu drzwi.” – Nie wyjaśniasz, dlaczego Latarnik przez chwilę pukał, nim otworzył drzwi.

 

„Twarz miał zniszczoną od wiatru i deszczu…” – Moim zdaniem wiatr i deszcz raczej konserwują cerę. A jeśli dojdzie do tego nieco opalenizny, twarz będzie czerstwa i ogorzała. Taką maja ludzie morza.

 

Niewiele w nim było tak typowego ludziom osądu, ale nie koniecznie emanował ciepłem.” – Nie rozumiem tego zdania, a szczególnie jego pierwszej części. Czym jest tak typowy ludziom osąd, którego niewiele w nim było?

…ale niekoniecznie emanował ciepłem. Czy nie można pominąć emanowania i napisać, np. że sprawiał wrażenie chłodnego, nieprzystępnego?

 

 „Był jednocześnie niepokojący i uspokajający, jego obecność sprawiała Bjornowi dziwną, przewrotną przyjemność.” – Jak jajeczko częściowo nieświeże. Cieszę się, że jajeczko mam, przykro mi, że nie mogę go zjeść.

 

„W pewnym wieku pewne rzeczy po prostu się wie i niespecjalnie się je analizuje.” – Ja napisałabym: …i niespecjalnie nad nimi zastanawia.

 

„Taki brak reakcji.- z przekąsem wetknął stary.” – Brak reakcji na co? Czy stary miał z przekąsem westchnąć czy coś wytknąć? Bo kompletnie nie mam pojęcia, i nawet nie chcę się domyślać, co i w co wetknął.

 

„Czuł, ale nie rozumiał- miał wrażenie, że z takiego kalibru drapieżnikiem jeszcze nigdy się nie mierzył, a widział już wiele stworzeń i wiele z nich zabił.” – Na miejscu Strażnika też byłabym skonfundowana, widząc takiego kalibru drapieżnika, mimo wcześniejszych osiągnięć łowieckich. Czy nie wystarczyłoby, że drapieżnik był np. wielki, ogromny, wielgachny, potężny?

 

„Lekko skonsternowany, Strażnik zaczął czytać kolejny tekst:”Konsternacja to inaczej onieśmielenie, skrępowanie, zakłopotanie, zagubienie, zmieszanie, zawstydzenie, zażenowanie. Czy musi być ta, najmniej tu pasująca, konsternacja?

 

„…wydawały się przerażające, ale były werbalnie niegroźne…” – Ja napisałabym: …ale w gruncie rzeczy, niegroźne…

 

„Kluczem do zrozumienia ich przekazu paradoksalnie było odrzucenie zrozumienia.” – Ja napisałabym: Kluczem do zrozumienia ich przekazu, co najdziwniejsze, było odrzucenie zrozumienia.

 

„Co poczniesz w obliczu potęgi ci niepojętej?!- pytał absurdalnie poirytowany.” – A może: Co poczniesz w obliczu potęgi, której nie pojmujesz?!

Rozumiem, że niedźwiedź jest poirytowany, ale czy musi być poirytowany absurdalnie, czyli niedorzecznie?

 

„-Król Gór to makieta, stary głupiec- wściekle wtórował mu Wilk, tocząc pianę z pyska- stary głupiec pozbawiony wyobraźni, szerszej perspektywy.” – Może” Król Gór to kukła… Darowałabym sobie także szerszą perspektywę.

 

„Stał, bezwiednie trząsł się i płakał, patrząc na ten spektakularny taniec śmierci i rozpaczy.” – Czy taniec nie mógłby być, np. nadzwyczajny, niesamowity, miast spektakularny?

 

„Ogromny czarny kruk porywiście trzepotał skrzydłami i próbował uwolnić się rękom trzymającym go przy ziemi. Wściekle dziobał i wyrywał je garściami…” - …próbował uwolnić się z rąk trzymających go przy ziemi. W jaki sposób kruk wyrywa ręce garściami?

 

Kopał i darł mięso, którego jazgot w niczym nie przypominał już jakikolwiek dźwięk jaki jest w stanie z siebie wydać człowiek czy zwierzę.” – Od kiedy  kopane i darte mięso jazgocze? Dalsza część zdania też jest mało zrozumiała.

 

„Ten obrazek był najbardziej przerażającą i zdehumanizowaną rzeczą jaką Bjorn ujrzał kiedykolwiek.” – Zdehumanizowanie tego obrazka pojął całym swoim człowieczeństwem?

 

„Niedźwiedź złapał Bjorna za szyję i podniósł go do góry z triumfalnym rykiem,w stronę przepięknej panoramy krajobrazu.” – Masło maślane – nie można złapać za szyję i podnieść do dołu, …do góry… jest zbędne.Panorama krajobrazu też pachnie masłem maślanym.

 

„Właśnie wyszła ostatnia dzisiaj kobieta, którą wyleczył z zapalenia płuc.” – Moim zdaniem w miejsce zapalenia płuc, lepsza byłaby, np. wielka gorączka.  

 

„Góry, lasy, wody, nie ważne, wszystko będzie należało do ludzi, wszystko posiądą i zainfekują przecząc idei stworzenia…” – Zamiast …zainfekują…, użyłabym …zniszczą…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Krótko -  pisz dalej, nie poddawaj się. Masz dobre pomysły, muszisz tylko popracować nad umiejętnością pisania. Używaj krótkich zdań, czy nawet równoważników.  Inaczej trudno się tekst czyta. Dobrym przykładem są zdania na poczatku tekstu, które mógłbyś spokojnie podzielić na dwa - trzy. Nie bój się też rozwijać opowiadania np. powinieneś poświęcić więcej uwagi na wizytę bohatera u Latarnika. Wydaje i się zbyt uboga w opis i przeżycia postaci, w porównaniu do reszty opowiadania.

Plusy należą się za dobry pomysł i świetną rozmoez totemami. Trzymam kciuki za kolejny tekst.

Dzięki wielkie za wszystkie rady, na pewno je rozpatrzę i wezmę do serca. Piszę dosyć mało (jestem leniwy) dlatego moje teksty wyglądają dość amatorsko, ale mam zamiar to zmienić i w końcu zabrać się za to na poważnie. Tak czy inaczej doceniam słowa krytki jak i zachęty :) pozdrawiam! 

Pomysł ciekawy. Nasunęła mi się myśl, puenta, wniosek, przesłanie... Stare czasy i zwyczaje odchodzą, przychodzą nowe,drapieżne, i okrutne, ale od nas zależy czy temu się poddamy. Niby nic nowego ale dobrze o tym czasem przypomnieć. 

Sam pomysł mi się podoba. Ale masz tak okropne kłopoty ze słowami, że jeszcze bardzo dużo pracy przed tobą. Mimo to zachęcam do dalszych, poważnych prób.

Nowa Fantastyka