- Opowiadanie: habakuk - Bóg

Bóg

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bóg

Do dziś nie jestem pewien, czy to, co wtedy zobaczyłem, było snem, czy jawą. Wizja nadeszła zupełnie niespodziewanie, a kiedy już się rozpoczęła, musiałem się jej poddać. Kierowała mną żądza poznania prawdy, choć przecież nie mogłem wiedzieć, że właśnie prawdę zaraz poznam. Tak się jednak czułem, jakbym oto miał doznać objawienia. Uległem temu.

 

Nie pamiętam chwili, w której postanowiłem pójść na cmentarz. Nie pamiętam nawet, jak tam dotarłem, ani drogi powrotnej. W pamięci pozostał sam cmentarz i to, co się tam wydarzyło. Teraz, gdy zapisuję te słowa, nie mogę pozbyć się myśli, że to jednak naprawdę miało miejsce. Ta świadomość napawa mnie przerażeniem i rozpaczą.

 

Była noc. Płonęło wiele zniczy, jak po Wszystkich Świętych. Cmentarz mienił się ich kolorami, rozpływającymi się w mroku. Szumiał ciepły wiatr, leniwie kołyszący koronami drzew. Niebo pełne gwiazd, które na zawsze pozostaną milczącymi świadkami tej sceny.

 

Stałem właśnie nad grobem mojego dziadka, gdy coś, jakiś wewnętrzny bodziec, skierowało mój wzrok na biegnącą przez cmentarz drogę. Dostrzegłem na niej postać, odzianą w czarne, zwiewne szaty. Poruszała się niczym zjawa, szybując niewysoko ponad ziemią, z rozpostartymi ramionami. Przebiegł mnie dreszcz. Pierwsza myśl ponaglała mnie do ucieczki, ale wtedy właśnie pojawiło się to dziwne uczucie, które kazało mi zostać i czekać.

 

Zjawa skręciła i zaczęła zmierzać w moją stronę. Nie potrafiłem dostrzec twarzy, a kiedy zbliżyła się dostatecznie blisko, zrozumiałem dlaczego. Nie miała twarzy w znaczeniu takim, jak mają ludzie. Patrząc na nią miało się świadomość, że tam, na wysokości głowy, jest twarz, ale nie potrafię powiedzieć, czy rzeczywiście tam była. Jakby pojawiała się i zmieniała dla każdego, kto ma nieszczęście na nią spojrzeć. Dla mnie przyjęła zniekształcone oblicze człowieka, wydającego się być szaleńcem. Jej cera była ciemna, prawie czarna i pełna bruzd. Najgorsze były oczy – wielkie, wyłupiaste oczy, zdradzające ukryty za nimi obłęd, zdający się być jednak świadomym wyborem. Nie potrafię wyobrazić sobie nic bardziej przerażającego, niż szaleniec, który wie o swoim szaleństwie. Wokół tej fantasmagorycznej twarzy kłębiły się czarne, grube włosy, które poruszały się niczym węże. Okryta była kapturem.

 

Stałem zahipnotyzowany, a ta potworna zmora zbliżała się do mnie. Nie potrafiłem się poruszyć, musiałem tam zostać. Czułem, że zjawa żąda tego ode mnie i nie zniesie odmowy. Jej ogromne oczy wpatrywały się we mnie bezlitośnie, na twarz wypełzł obłąkańczy uśmiech. Usłyszałem sapiący oddech. Przybliżyła się do mnie na odległość wyciągniętej ręki, a potem jeszcze bliżej. Zawisła nade mną i, spojrzawszy z góry, rzekła syczącym głosem:

 

– Szukasz swego boga? Ja nim jestem.

 

Tak wiele myśli i odczuć przeze mnie przepływało. Wciąż nie wiedziałem, co się dzieje. Czy to umysł płata mi figle, czy nawiedził mnie złośliwy duch? Jakaś część mnie wciąż trzymała się kurczowo realnego świata i chciała wierzyć, że to wszystko lada moment się skończy. Ale inny głos powatarzał, że to już się nigdy nie skończy, bo właśnie poznaję najstraszliwszą prawdę świata.

 

– Tak, czujesz to. Nie ma innego. Do kogo się modlisz? Tylko do mnie. Za kogo? Za swoich braci, którzy są już ze mną. I cierpią. Wszyscy cierpią i ty też będziesz. Ten świat stworzyłem, by was zwodzić. Błąkacie się i szukacie zbawienia. Ono nigdy dla was nie istniało. Wiedz o tym, a twój ból będzie sprawiał mi radość.

 

Zjawa przyglądała mi się przez chwilę, przenikając mnie wzrokiem. Kiedy już myślałem, że nie zniosę dłużej tego spojrzenia, zaczęła się unosić i rozmywać. Gdy już prawie straciłem ją z oczu, usłyszałem śmiech. Obłąkańczy, wstrętny śmiech. Śmiech sadysty, zwycięzcy, władcy i szaleńca. Wiatr się wzmógł i szarpnął koronami drzew. Spojrzałem na niebo i dostrzegłem spadającą gwiazdę.

 

Chcę wierzyć, że to nie przypadek. Że dostrzegłem tę gwiazdę, by móc zachować nadzieję. Że zesłał ją ktoś, kto jest naprawdę i wie, w jakiej znalazłem się sytuacji. Tak trudno mi to jednak przychodzi. Budzę się każdej nocy zlany potem. Otwieram oczy i widzę ją, tą straszną twarz. I słyszę jej śmiech. Czeka mnie życie w cierpieniu. Każdego dnia będę wątpił. I zawsze już będę się bał.

Koniec

Komentarze

Jeśli Ty mówisz do boga, to jest to modlitwa. Jeśli bóg mówi do Ciebie, to jest to schizofrenia paranoidalna. A spadająca gwiazda? No cóż, właśnie możemy obserwować Perseidy. 

Nie podobało mi się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie również się nie podobało. Nieprzekonywujące to i nieciekawe. Dziannik pamiętnika biednego schizofrenika, dokładnie. Ponadto Autor mógłby się zdecydować, czy jedgo zdaniem pisze się "żądać", czy może jednka "rządać"...

Kartka z pamięnika, pardon.

http://sjp.pwn.pl/szukaj/%C5%BC%C4%85da%C4%87

pozdrawiam

Po "rządzy poznania prawdy" dałem sobie spokój z dalszym czytaniem. Byłaby ocena "2", ale nie ma już ocen.

2 za jednego orta? surowo dosyć, każdemu się zdarza. pozdrawiam

świętomir: mój błąd, przepraszam, rzeczywiście był tam ort. 

Znany wyraz / wyrazy: "żądanie", "żądać", "żądza", " żądny" --- na przykład poznania wiedzy... A to jest portal literacki, to nie ulega wątpliwości.  

No więc sprawa jest chyba prosta. 

W sumie ---wprawka pisarska. Nieco bardziej rozbudowana scenka. Wątła treść.  Zdarzają się powtórzenia wyrazów, na przykład parę razy pod rząd wyrazu "twarz". Do wyeliminoania lekki nadmiar  czasownika "być" i wyrazu "który". 

Ale --- jeżeli będzie postęp, pomysł na szerszą, bardziej skomplikowana fabułę, ulegnie wzbogaceniu język narracji --- może być dobrze.

Bo to opowiadanie kompozycyjnie jest niezłe.  

Strasznie dużo tam, ta, to, tego...

 

"Otwieram oczy i widzę ją, tą straszną twarz. I słyszę jej śmiech." - TĘ twarz, a poza tym jak na mój gust to nie twarz się śmieje, tylko zjawa, nie?

 

Przeczytałam bez emocji. Powodzenia przy kolejnych próbach.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie też się nie podoba. Zbyt pretensjonalnie zbudowany nastrój grozy jak na coś tak krótkiego i mało strasznego. Styl (jak również obecność "boga") wygląda na ściągnięty z Lovecrafta, ale brakuje tu czegoś naprawdę przerażającego.

Postać spotkana na cmentarzu to raczej diabeł niż Bóg, co zresztą wynika z wypowiedzi owej postaci. Jeśli potraktujemy to jako celowy zabieg wprowadzenia w błąd bohatera, to uzyskujemy obraz dzisiejszej zagubionej młodzieży, która tak ugrzęzła w relatywizmie moralnym, że nie potrafi odróżnić dobra od zła.

Jeżeli, ta myśl była przekazana celowo, to ogólnie może być, jeżeli zaś wyszło  niechcący - to słabe.

Dziękuję za komenatrze. Wyciągam wnioski i jadę dalej. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka