- Opowiadanie: CzubekxD - Na Ceres zapanował spokój

Na Ceres zapanował spokój

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na Ceres zapanował spokój

Marian Cieślak stał przed sądem. Czekał na nieuchronny wyrok. Wymykał się sprawiedliwości co najmniej przez dwadzieścia lat. Uważał się za osobę niewinną, bo działał z rozkazów Kompanii Handlowej. Firma potrafiła ochraniać swoich zasłużonych pracowników, jednak Cieślak wpadł przez przypadek. Zgubiła go rutynowa kontrola przy wchodzeniu do kosmolotu. Coś się stało z korektorami DNA, maskującymi jego prawdziwą tożsamość. Zwykłe niedopatrzenie, za które został postawiony na wokandzie.

Ktoś na sali zaczął jeść pomarańcze. Zapach przywrócił starszemu jegomościowi bieg wydarzeń. Pamięć szaleńczo przeskoczyła do początków całej historii…

~*~

Kompania Handlowa musiała zakończyć strajk na Ceres, ponieważ bunt górników przynosił ogromne straty. Dlatego firma wysłała Cieślaka na misję, który dostał wszelkie możliwe pełnomocnictwa oraz miał przywrócić działanie kopalni.

– Lot potrawa około sześciu godzin – z głośników rozległ się głos kapitana. – Prosimy ograniczyć poruszanie się po pokładzie. Za chwilę wlecimy w strumień. Skutki przemieszczania się z prędkością nadświetlną mogą okazać się nieprzyjemne. Zaleca się podróż w pozycji embrionalnej.

Statek ruszył z orbity Marsa do pasa głównego. Przewoził sprzęt, zapasy oraz grupę interwencyjną, która miała poskromić zbuntowanych pracowników.

Cieślak nie mógł zasnąć. Obrał pomarańcze, po czym włączył interfejs systemu operacyjnego „Polux”, softwareowego oprogramowania używanego przez wojskowych. Przed jego oczami pojawił się ekran. Wszedł w zakładkę „Operacja Lodołamacz” i zaczął przeglądać akta.

 

Ze względu na nieregularności orbity doba została dostosowana na Ceres do systemu Ziemskiego. Sterowaniem natężaniem światła zajmowały się lampy pozytronowe. Temperaturę w kolonii ustawiono na wahającą się od dwudziestu jeden do dwudziestu ośmiu stopni w skali Celsjusza. Koloniści urządzili sobie małe tropiki.

Plan działania zaczął się krystalizować. Jeśli górnicy nie wykażą woli współpracy, może dojść do starcia.

Ważne, żeby zacząć od mocnego uderzenia. Trzeba pokazać im, że nie żartujemy – pomyślał.

~*~

Pilot musiał manewrować w pasie asteroid. Znalezienie Ceres, wśród wielu kosmicznych śmieci i małych obiektów, było ciężkim zadaniem, ponieważ skanery wariowały. Statek nie ułatwiał zadania, bo jego pierwotnym przeznaczeniem był przewóz węgla. Maskarada miała zmylić górników.

– Położenie planety karłowatej mogło się trochę zmienić – poinformował kapitan. Miejsce, w którym się znajduje nie jest stałe. W ciągu godziny powinniśmy ją namierzyć i skorygować trajektorię lotu w stosunku do jej położenia. – Komunikat został zakończony, a z głośników wydobył się szum.

– Odprawa za kwadrans! – wyryczał Cieślak do interkomu. – Jak kogoś nie zobaczę na pokładzie głównym, skręcę mu kark.

Sam zaczął przygotowywać się. Sprawdził broń, założył skafander, a hełm wziął do ręki. Później zszedł na odprawę i czekał, aż pojawią się wszyscy. Ochroniarze przyszli przed wyznaczoną godziną. Większość z nich wylano dyscyplinarnie z sił specjalnych, więc byli przyzwyczajeni do punktualności. Kilku innych miało wyroki sądowe za pobicia czy napaści. Kompanię uzupełniał pluton inżynierski.

– Desant na powierzchnię rozpoczniemy za niecałe czterdzieści pięć minut. Grupa uderzeniowa wkroczy do miasteczka i aresztuje jednego z przywódców rebelii. Pluton Stępińskiego sprawdzi i przygotuje lekki sprzęt. Ciężkim zajmą się chłopaki od „Ogóra”. Inżynierowie rozpoczną budowę kopuły atmosferycznej. Szczegółowe rozkazy otrzymacie bezpośrednio od dowódców. Gra się rozpoczęła. Pora lądować.

~*~

Drużyna interwencyjna zatrzymała się piętnaście minut od wejścia do osady górniczej. Wiedzieli, że cel siedzi w domu i spędza czas z rodziną. Blokowisko zaraz powinno pogrążyć się we śnie. Do mieszkania mieli wkroczyć godzinę po zgaśnięciu świateł. Czekali.

– Operacja raczej nie będzie stanowić problemu – wyjaśniał Nowak, dowódca drużyny. – Górnicy nie powinni mieć broni na terenie kolonii. Powtarzam: nie powinni, co nie oznacza, że nie trzymają spluw. Uważajcie na przypadkowych przechodniów. Na razie nie chcemy przypadowych ofiar. Są jakieś pytania dotyczące akcji?

Nowak rozejrzał się po ludziach: – Nie ma. Dobrze.

Wreszcie lampy w domach zgasły. Nadszedł odpowiedni moment, żeby wyruszyć na akcję. Ochroniarze jeszcze raz sprawdzili broń, po czym włączyli noktowizory na przesłonach hełmów. Szybko przeszli przez śluzę. Wejścia nikt nie pilnował. Górnicy chyba nie spodziewali się takiej odpowiedzi ze strony firmy. Po osiedlu poruszali się jak koty dzięki czemu podeszli pod blok bezszelestnie. Nikt nie zamknął nawet drzwi prowadzących na klatkę schodową.

Na trzecie piętro dotarli bez problemów. Dwójka z taranem stanęła przed drzwiami. Raz. Dwa. Trzy. Uderzyli. Przed nimi stała pusta framuga. Następni w szeregu wbiegli do mieszkania. Rozejrzeli się i szybko wkroczyli do sypialni.

– Nie ruszaj się, skurwysynu! – ochroniarz wycelował broń w Jana Ludwińskiego, rzekomego przywódcę buntu. Inny zrzucił pościel na ziemię i skuł podejrzanego.

– Wyciągamy go! – rzucił rozkaz Nowak. – Po wyjściu wpakujcie go do worka atmosferycznego.

Obudzone dzieci zerkały zza drzwiczek pokoju. Patrzyły jak nieznane postacie wyprowadzają ojca z mieszkania. Kiedy tylko nieznajomi wyszli, w domu rozległo się głośne szlochanie.

~*~

W kolonii wrzało. Plotki odbijały się echem od ścian bloków. Od rana górnicy schodzili się na lądowisko, które nieoficjalnie uznano za miejsce zebrań. Na placu zjawili się prawie wszyscy. Przekrzykiwali się nieustannie:

– Co się stało z Jankiem?

– Kto go wyniósł?

– Skąd są te ciule?

– To prowda, że go pobili?

Z tłumu kipiała złość. Faceci w grupkach dyskutowali. Wyraźnie czekali na osoby, które zaczęły akcję protestacyjną. Rozglądali się za Adamem Płatkiem, najbliższym współpracownikiem Ludwińskiego.

W końcu go zobaczyli. Szedł w pomarańczowym kombinezonie. Jeden z nich, swój człowiek, na którego mogli liczyć. Kiedy przechodził, wszyscy zaczęli klaskać. Nikt dokładnie nie rozumiał, co się dzieję. Jednak w zaistniałej sytuacji wydawał się on jedynym ratunkiem.

Płatek wszedł na podest. Z tego miejsca widział prawie wszystkich. Podniósł rękę, żeby ich uciszyć.

– Chłopy nie jest dobrze – ze smutkiem w głosie rozpoczął przemówienie. – Dostoł żech wiadomość z gory. Kożom nom bezwarunkowo skończyć strajk. Inaczej użyją innych metod, żeby nom take działania wybić ze łba. Momy godać z temi, co Janka porwoli.

Zgromadzeni ryknęli śmiechem.

– A co nom niby zrobią? Jak nos zmuszą? – padły pytania z tłumu.

– Chłopy nie ma się z czego śmiać. Przysłali tukaj wojsko jakieś, żeby doprowadziło nos do porządku. Ale my się nie domy tym skurwielom. – Nowa siła wstąpiła w słowa wiceprzewodniczącego. Mówił z niespotykaną dotąd pasją. Oczy zaczęły mu świecić, jakby sam diabeł zapalił w nich ogarki. – Pokożemy tym szujom, na co nas stoć. Tyromy tu jak woły, brakuje nom podstawowych środków sanitarnych, a z pensji ciągnom nom datki za żarcie, kerego ciągle przyłązi mnij! Nie domy się skurwysynom!

– Nie domy! Nie domy! Nie domy! – ryczał rozjuszony tłum.

– Teraz myślymy, co robić. – wołał do ludzi. Co z kobietami i bajtlami. Trzeba przygotować groba do obrony. Chłopy myślymy.

Mężczyźni podzielili się na grupy. Rozmawiali w takich zespołach, w jakich zjeżdżali pod powierzchnię. Ufali sobie nawzajem. Kolonia stanowiła ich dom odkąd zostali wynajęci przez Kompanię Handlową. Byli najlepszymi górnikami w Układzie słonecznym. Wszyscy pochodzili ze Śląska.

Do południa powstał plan działania. Płatek wyszedł jeszcze raz na podium, żeby go ogłosić:

– Familio zwolniemy pod, tak na wszelki wypadek. Tam bydom bezpieczne. Przed groba stawiomy zasieki i kopiemy doły. Zbieromy wszystko, czym mogemy się bronić: kamienie, flaszki, jak żech godoł: cokolwiek. Jo z Jurkiem Skwirą i Staszkiem Wartakiem pódymy pokozoć postulat i negocjować z tymi ciulami. – Płatek żegnał się z kolegami. Z głową pełną obaw poszedł do obozu wroga.

~*~

Cieślak spodziewał się delegacji górników, ale nie tak szybko. Czas w jakim się zorganizowali niemal mu imponował. Z raportów zwiadowców wiedział o przemieszczaniu się ludzi z osiedla do kopalni. To posunięcie nie spodobało się szefowi misji. Przedstawicieli wyrobników postanowił przyjąć przy klatkach więziennych, żeby złamać ich ducha.

Obóz robił potworne wrażenie na Płatku i jego kolegach. Ciągle w surowym stanie. Metalowe, powyginane konstrukcje pięły się ku górze, jakby rzucając wyzwanie niebiosom. Ciągle gdzieś stukano, walono, leciały iskry. Ludzie w czarnych skafandrach bojowych przypominali im diabły, a samo miejsce ostatni krąg piekła.

– Witam szanownych przedstawiciel klasy pracującej – zakpił Cieślak. – Wylądujecie w tych klatkach, jeśli nie zaczniecie normalnie pracować.

– Straszysz nos? Nie domy się zwariować twoim sztuczkom… – głos górnika załamał się, ponieważ zobaczył w jakich warunkach trzymają Janka. Klatka miała tak małe wymiary, że więzień został zmuszany do kucanie, nie mógł się ani wyprostować, ani położyć. Pręty obwinięto drutem kolczastym, który wbijał się boleśnie w ciało przy każdej próbie zmiany pozycji. Płatek szybko jednak odzyskał pewność siebie. – Żądomy natychmiastowego wycofanio twojej bandy oprychów. Uwolnienio naszego kamrata, przywrócenio związku zawodowego i podniesienio wypłaty. Chcemy, żeby Kompania traktowała nos…

– W dupie mam wasze żądania, tak samo jak firma – ochroniarz przerwał mu w pół zdania. – Tutaj żadne prawo nie obowiązuje. Podpisaliście kontrakty i macie się z nich wywiązać. Rządzi silniejszy, czyli ja. Teraz się obrócisz na pięcie. Zabierzesz tych pionków i zaczniecie wydobywać węgiel.

– A jak nie to co? – odparł butnie przedstawiciel kolonii.

– Jeśli się nie podporządkujesz, wtedy rozwalę tą waszą całą wioskę. – Cieślak uśmiechnął się paskudnie. Chwycił ramiona Płatka żelaznym uściskiem i kopnął w krocze. – Teraz spierdalaj. Koniec negocjacji.

Dowódca Sił Interwencyjnych patrzył z wieżyczki jak górnicy odjeżdżają łazikiem. Przestał uważać zadanie za proste.

– Nowak Ilu ludzi mieszka w kolonii? – rzucił pytanie podkomendnemu.

– Około dwóch i pół tysiąca. Z czego ponad połowę stanowią mężczyźni. Czterdzieści procent to kobiety, a dzieci tylko niewielki odsetek – referował podwładny.

– Łącz mnie z dowództwem. Potrzebujemy wsparcia.

– Tak jest!

Nadajnik zahuczał, a po chwili połączenie doszło do skutku. Poślizg, ze względu na odległość, był rzeczą naturalną, co nie zmieniało faktu, że strasznie irytującą.

– Centrala. Melduję, że natrafiliśmy na pewne utrudnienia ze strony kolonistów – zdawał raport Cieślak. – Potrzebujemy wsparcia. Do czego mogę posunąć się w razie oporu?

Odpowiedź przyszła po kwadransie: Wysyłamy batalion z ciężkim sprzętem. Masz użyć wszelkich dostępnych środków, żeby górnicy wznowili wydobycie. Akcje Kompanii lecą w dół. Ceny węgla rosą. Powtarzam: osadnicy mają za wszelką cenę wrócić do pracy.

~*~

Kolonia z niecierpliwością oczekiwała przybycia posłów. Kiedy wjeżdżali do osady, zapadło ciężkie milczenie. Delegacja nie zdjęła kasków, dopóki nie zajęli miejsca na podeście. Wpatrywało się w nich tysiące oczu. Liczyli na załagodzenie sytuacji. Wreszcie Płatek zdjął hełm. Nie patrzył na nich.

– Chłopy, sytuacjo wyglądo następująco – zaczął mówić szeptem. – Janka trzymają w klotce, jak jakigoś psa. Pobili nos i kozali wrócać do roboty. Trza się gotować na najgorsze. Bo albo wrócemy na groba na tych warunkach albo wolczymy.

– Wolczymy! – Wściekły tłum nie potrafił znieść upokorzenia. Miarka się przebrała. Jedyny wybór jaki im pozostał to walka z Kompanią albo praca w urągających godonści realiach.

Ewakuacja osiedla zakończyła się po sześciu godzinach. Potworne zmęczenie dawało się wszystkim we znaki. Adam Płatek zamykał pochód. Żegnało go echo złowróżbnie chichoczące między ścianami bloków.

~*~

Trzeciego dnia, od wkroczenia Cieślaka i jego zbirów, górnicy kończyli budowę umocnień. Prowizoryczne barykady dodawały otuchy. Marek i Andrzej pracowali za czterech. Praca pomagała zapomnieć, w jakiej sytuacji się znaleźli.

– Dumasz, że dondzie do walki? – zapytał Marek. Przerwał kopanie i popatrzył na brata bliźniaka.

– Pewnie ja. Co nom zostało? Patrz tam. – Brat wskazał palcem na niebo. Zobaczył jasny punkt zbliżający się do powierzchni planetoidy. Jakiś transportowiec miał zaraz wylądować. Andrzej przestawił komunikator na tryb rozmowy indywidualnej. – Cosik leci na bazę ochroniarzy.

– Może się tam rozleci. Hehe.

– Szczerze wątpia. Idemy zoboczyć, co to dokładnie spodło. – Andrzej, nie czekając na odpowiedź bliźniaka, podbiegł do łazika i odpalił silnik. – No idesz czy ni?

– Pewnie, że ja. Mom nadzieję, że nie zoboczom, że nos ni ma.

– Daj spokój skończyemy potym. Dół głębszy na dzieśynć cyntów nie zrobi różnicy.

Pojazd ślizgał się po lodowej powierzchni Ceres. Chłopcy zobaczyli, jak transportowiec opada na ziemię. Zatrzymali się w takiej odległości, żeby wszystko obserwować. Szybki w hełmie ustawili na powiększenie i czekali co wyłoni się z trzewi statku orbitalnego.

Po chwili zobaczyli wojskowych wychodzących z czołgami z napędem antygrawitacyjnymi. Emblematy na skafandrach przybyszów przedstawiały trupią czaszkę, oznakę amerykańskich najemników. Ci ludzie za pieniądze sprzedaliby własną matkę.

Bracia porozumieli się bez słow. Musieli natychmiast wrócić do kopalni i przekazać złe nowiny reszcie.

~*~

Kiedy tylko bliźniacy znaleźli się w przyczółku obrony, pobiegli szukać Płatka.

– Szefie – krzyknęli jednocześnie, zauważywszy przywódcę strajku. – Przylecieli. Mojom czołgi.

– Godojcie po leku bo nic nie rozumiam. – Płatek rozłożył ręce.

– Przylecioł transportowiec. – Wokół trójki rozmawiających zebrało się kilku gapiów. – Wyjechały z niego czołgi antygrawitacyjne.

– To niedobrze. Bardzo niedobrze.

Wiadomości rozeszła się lotem ptaka. Zmartwieni górnicy szeptem przekazywali plotkę. Wieczorem ich najgorsze oczekiwania spełniły się. Ochroniarze szczelnym kordonem otoczyli umocnienia kolonistów. Atmosfera w obozie zgęstniała. Duch walki opuścił obrońców. Górnicy rozstawili warty, a reszta ludności weszła do budynków przyległych do kopalni i położyła się spać.

~*~

Rano naprzeciwko siebie stanęła ponad setka uzbrojonych ludzi oraz górnicy z kamieniami i kijami, rozbitymi butelkami i tym wszystkim co wpadło im w ręce, kilku wytrzasnęło nawet jakieś strzelby. Dodatkowo z podziemi zabrali zapas dynamitu.

W pierwszej linii ochroniarze ustawili grupy szturmowe. Zwiad napastników dokładnie wiedział, gdzie koncentrują się pracownicy kolonii. W odwodzie zostały możdzierze, działka maszynowe i czołgi.

– Macie natychmiast wrócić do pracy! Postulaty są niezgodne z polityką Kompanii Handlowej, waszej wspaniałej matki, która was karmi i kocha. – Na szańcach rozległ się propagandowy bełkot. – Ubieramy was i płacimy uczciwie za pracę.

Górnicy najpierw wybuchnęli śmiechem, a później zaczęli śpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Sytuacja wisiała na ostrzu noża. Ochroniarze czerwonymi markerami celowali w górników. Ktoś wreszcie nie wytrzymał i rzucił kamieniem. Po nim poleciał następny. W ruch poszły też butelki. Jedna drasnęła nawet kombinezon przeciwnika, co mogło stanowić niebezpieczeństwo dla jego życia, jednak sanitariusz szybko załatał dziurę pianką uszczelniającą. Żołdak co najwyżej dostał odmrożenia. Większość pocisków kolonistów ledwo dolatywała do napastników.

– Czy oni ocipieli? – pytał poirytowany Cieślak. – Koniec tego. Walimy!

Ochroniarze urządzili sobie strzelnicę. Celowali w głowy i klatki piersiowe. Koloniści przetrwali pierwszą falę uderzeniową. Próbowali się odgryzać, rzucając zapalone laski dynamitu. Kilka nawet wybuchło w pobliżu najemników, jednak nie wyrządziły im krzywdy.

– Odpalac możdzieże, człogi mają zaatakować z obu flanek – wydał rozkaz dowodzący.

W końcu duch walki kolonistów został złamany. Górnicy uciekali do budynków kopalni, co tym bardziej rozochociło napastników. Pracownicy w pomarańczowych skafandrach stanowili łatwy cel. Padali jak muchy.

– Przerwać ogień – ryknął Nowak. Strzały ucichły. – Melduję wstrzymanie działań. Górnicy uciekli. Proponuję ponownie nakazać im powrót do pracy. – Ochroniarze wiwatowali, ciesząc się ze zwycięstwa.

– Łącznik do mnie! – wołał dowódca Sił Interwencyjnych. – Ślij raport do sztabu: sytuacja opanowana. Górnicy na dniach rozpoczną wydobycie węgla. Posiłki wracają, bo nie musimy już korzystać z ich usług. Z dwoma plutonami zostanę na miejscu i poczekam aż sytuacja się unormuje. Na Ceres zapanował spokój.

 

~*~

­– Proszę wstać. Sąd wchodzi. – Policjanci podnieśli Cieślaka, który nie kwapił się, żeby to zrobić.

Zapach pomarańczy gdzieś się ulotnił. Czuł tylko pot strażników. Tak pachniała niewola. Wiedział to z doświadczeń zebranych w kolonii na asteroidzie.

– Zanim ogłoszę wyrok czy ma pan coś na swoją obronę?

– Tak. Wykonywałem tylko rozkazy moich przełożonych. Działałem w dobrej wierze. Reprezentowałem i chroniłem interesy Kompanii Handlowej w przestrzeni kosmicznej!

– Mhm. Panie Marianie Cieślak, sąd skazuje was na dożywocie. Zebrany materiał dowodowy nie zostawia cienia wątpliwości. Dopuścił się pan okropnej zbrodni, wydając rozkaz otwarcia ognia do górników na Ceres. Z powodu Pańskich działań zginęła ponad setka ludzi. Pozostałych zmuszał pan do pracy w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. W postawionych przez pana klatkach zginęło kolejnych dziesięciu kolonistów, w tym Jan Ludwiński, jeden z przywódców strajku. To, że w chwili zdarzenia nie istniało jeszcze Międzyplanetarne Prawo Gwiezdne, nie może zostać uznane za okoliczność łagodzącą, ponieważ wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem godności i praw. Wszyscy są też obdarzeni rozumem i sumieniem oraz powinni postępować w stosunku do siebie w duchu braterstwa. – Sędzia przytoczył pierwszy artykuł Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. – mylił się pan również w kwestii samostanowienia prawa na Ceres. Przypomnę tylko, że prawa człowieka są: powszechne, przyrodzone, niezbywalne, nienaruszalne, naturalne i niepodzielne. Osobiście uważam, że dożywocie nie stanowi adekwatnej kary do pańskiej winy. Wyprowadzić więźnia.

Koniec

Komentarze

Ktoś na sali zaczął jeść pomarańcze -> jakoś nie wydaje mi się, by na jakiejkolwiek sali sądowej można było jeść. a już napewno nie lepiącą się pomarańczę. to nie plac zabaw;/

Kompania Handlowa musiała zakończyć strajk na Ceresie. Bunt górników przynosił ogromne straty. Dlatego firma wysłała Cieślaka na misję. Dostał wszelkie możliwe pełnomocnictwa. Miał przywrócić działanie kopalni. -> 5 bardzo krótkich zdań, ktore można by było spokojnie zlepić w dwa. Kropki bardzo spowalniają cztelnika, w takiej ilości są drażniące. Lepsze by było trochę dłuższe zdania, składające się ze zdań podrzędnych. Oczywiście bez przesady w drugą stronę - zdanie na 5 linijek byłoby jeszcze gorsze niż takie urywanki. 

Cieślak nie mógł zasnąć. Obrał pomarańcze, po czym włączył interfejs systemu operacyjnego „Polux”, softwareowego oprogramowania używanego przez wojskowych. Przed jego oczami pojawił się ekran. Wszedł w zakładkę „Operacja Lodołamacz” i zaczął przeglądać akta. TO TUTAJ POWINIEN SIĘ ZACZYNAĆ NOWY AKAPIT Ze względu na nieregularności orbity doba została dostosowana na Ceresie do systemu Ziemskiego. A NIE TUTAJ.
Sterowaniem natężaniem światła zajmowały się lampy pozytronowe. czemu? bo zaczynasz nową myśl. niby notatki, a w rzeczywistości opisujesz nową planetę. 

Ważne, żeby zacząć od mocnego uderzenia. Trzeba pokazać im, że nie żartujemy – pomyślał. pomyślał kto? ostatnio cieślak wystąpił jakiś czas temu, więc z domyślego podmiotu lepiej by było zrezygnować na rzecz normalnego.

dobrze wiedzieć, że cieślak potrafi ryczeć:) lepiej pasowałoby zwyczajne "powiedział", nie ma co udziwniać. 

Większość z nich wylano dyscyplinarnie z sił specjalnych, więc byli przyzwyczajeni do punktualności. -> nie widzę związku przyczynowo skutkowego między wylaniem dyscyplinarnym a punktualnością. a to właśnie opisałeś w tym zdaniu:)

worek atmosferyczny? wtf?

resztę przeczytałam, ale przyznam, było to trochę meczące. radzę popracować nad narracją, pozastanawiać się, czy faktycznie to, co napisałeś jest tym, co masz na myśli i czy inna osoba zobaczy to w swojej glowie podobnie do ciebie.  posprawdzaj, czy domyślne podmioty pomiędzy zdaniami nie wprawiają czytelnika w błąd, czy szczegóły takie jak taran do drzwi, pomarańcze w sądze, byłyby prawdopdobne. po za tym uważaj na akapity. one nie służa tylko do wizualnego porządkowania tekstu. 

pozdrawiam i żałuję, że ten komentarz taki niepochlebny:( powodzenia następnym razem. 

Możdzierz, Autorze, strzela się z możdzierza albo coś rozdrabnia w moździerzu...

Pierwsza uwaga: nazwa tej planetoidy, Ceres, nie odmienia się. Ale funkcjonuje nazwa alternatywna: Cerera, i ta jest odmienna. Słownik ortograficzny wielkim przyjacielem piszącego jest... 

Druga uwaga: Panie Marianie Cieślak, sąd skazuje was na dożywocie. ---> prawie padłem z wrażenia. Albo panie --- pana, albo Marianie Cieślak --- was. Tylko że to "was" jakoś nie pasuje... Zgadnij, dlaczego.  

Trzecia uwaga: jedną z fundamentalnych zasad jest, że prawo nie działa wstecz. Jeśli wczoraj ukradłem, a nie było na to sankcji, jutro nie można mnie za tę kradzież skazać, bo w momencie dokonywynia kradzieży czyn ten nie stanowił przestępstwa.  

To wystarczy, by Twój tekst zaliczyć do słabych. Doceniam, oczywiście, chęci, ale finał mocno osłabił początkowe, niejako na kredyt dawane, uznanie. Co wisi na ostrzu noża*), łatwo z tego ostrza spada...  

 

*) Twoje słowa, Autorze, Twoje... Wiesz, dlaczego ich użyłem? Zajrzyj do słownika frazeologicznego, potem do orto i doczytaj się zasady nie modyfikowania frazeologizmów...

Niestety jestem na nie.

Zgadzam się z komentarzem Aprila i dorzucam od siebie:

Zapach przywrócił starszemu jegomościowi bieg wydarzeń. Pamięć szaleńczo przeskoczyła do początków wydarzeń - szkaradne powtórzenie powodujące, że chciałem rzucić tekst w cholerę

Jeżeli atmosfera była taka potwornie zimna, że przecięcie kombinezonu groziło przynajmniej poważnym odmrożeniem, nie wyobrażam sobie jak górnicy mogli zapalać laski dynamitu.

Fabuła bez żadnego pomysłu, raczej przybliżona adaptacja historii do realiów sf, zakończona morałem, że złego człowieka trzeba ukarać. Tutaj bardzo duży minus.

Wspomniane elementy sf również trochę mnie zraziły, między innymi dlatego, że nie wnoszą niczego nietypowego do wydarzeń. Czołgi mogłoby być nieantygrawitacyjne, kopalnia mogłaby być na ziemi. Za to też minus, chociaż mniejszy niż poprzedni.

Pozdrawiam, oczywiście serdecznie :) 

Uwagi odnośniw pisowni i związków frazeologicznych przymuję bez zastrzeżeń. Jednak co do kilku kwestii pozowlę sobie na polemikę.

@April, worek atmosferyczny wymysliłem na potrzeby przetransportowania więźnia.

zaryczał, powiedział, nakazał, stwierdził - mogłem wybierać. Zdecydowałem się na zaryczal, takie prawo autora.

@AdamKB, masz absolutną rację, kolejnym podstawowym prawem jest prawo do obrony i powrzechnie przyjętą zasadą jest to,że akty niższe muszą byc dostosowane do wyższych, a do deklaracji praw człowieka jest odniesienie chyba w każdej konstytucji i prawa te są niezależne od stanu prawnego obowiązującego w panstwie (w moim przypadku planetoidzie). Co do zasady braku działania prawa wstecz to w przypadku zbrodniarzy wojennych chyba nieco inaczej to wyglądało. Dopiero pod koniec wojny stworzono przepisy, które pozwałay skazywać hitlerowców. Jesliby sądzić ich na podstawie przepisów prawa karnego z 1932 roku (obowiązywał do rozpoczęcia wojny) to wyroki podziemia nalezy uznać za morderstwa a samą organizację za przestępczą. Jeśli by działały te przepisy to Rudolf Hoess nie zawisłby na placu obozu Auschwitz.

@McDb odowłania historyczne miały byc oczywiste. Morał był ukłonem z mojej strony do wyroków za kopalnie.

Co do zapalania lasek przez górników, oni tez mieli kombinezony, mój bład jeśli tego nie opisałem, ale ostanio zarzucono mi, że wszystko wyoślam. Zaś jesli chodzi o samą reakcję spalania to wpływ temperatury nie ma za bardzo znaczenia.

Z pozytywów to widzę, ze poprawiłem interpunkcję i zapis dialogów, czyli idzie ku lepszemu:)

Pozdrawiam serdecznie

Ja nie porównywałbym konfliktu globalnego z operacją pacyfikacji jednej kopalni. Poza tym dopiero teraz "podpadłeś" mi na amen --- raz za to, że chyba każdy osioł odniesienia załapał, a Ty jeszcze objaśniasz, powtórnie za takie uproszczone skopiowanie schematu ważkiego wydarzenia.  

I pozostał błąd ortograficzny w wyrazie "?możdizeż'... Brr... 

@Adamie gdzie objaśniam? A tak na marginesie to wcześniej czytały to 3 osoby w moim wieku (około 23 lat) i żadana nie złapała aluzji historycznych. Dobra uznajmy nawet odmienność sytuacji o charkterze globalnym i tej z pacyfikacji jednej kopalni, to dalej pozostaje mój argument praw człowieka, do którego się nie odniosłeś. ALe mam wraqżenie, żę i tak się nie porozumiemy w tej kwestii, ponieważ będzię tu działć prosty mechanizm obrony włąsnej tezy.

Pozdrawiam

Prosty, powiadasz, mechanizm obrony własnej tezy? 

Przeniosłeś, niemal przekopiowałeś pewne wydarzenie w przyszłość i poza Ziemię. OK, zabieg dopuszczalny i niekaralny. Ale przeoczyłeś pewne uwarunkowania:  

--- wielkie kompanie zwykle rządzą się własnymi, wewnętrznymi prawami. W ramach tychże praw zawierają kontrakty / umowy o pracę, określają warunki pracy, również płacowe, określają prawa i, co ważniejsze, obowiązki pracowników oraz sankcje za ewentualne naruszenia obowiązków;  

--- do tego nikt się praktycznie nie wtrąca, bo politykom i ekonomistom zależy na zyskach, a nie na losie garstki ludzi; 

--- akcję pacyfikacyjną kompania jest w stanie utajnić do tego stopnia, że nikt się na czas nie dowie, gdzie i co się stało, a na długie jęzory też ma swoje sposoby, lojalnych i potrzebnych natomiast potrafi w potrzebie chronić; 

--- po czasie praktycznie g***o kogo obchodzi, że padło kilka ofiar, i praktycznie nie ma tak zwanej sprawy. 

Morały z tego takie: 

--- że przenoszenie prawie żywcem historii w przyszłość i odmienne uwarunkowania jest sztuką bardzo trudną;  

--- że co młodszych nie wzrusza, nie obchodzi historia własnego kraju.

"maskującymi jego prawdziwą tożsamość. Zwykłe niedopatrzenie, za które został postawiony na wokandzie."
No raczej nie za to, że miał kijową maskę DNA, tylko za inne przestępstwa?

"Zapach przywrócił starszemu jegomościowi bieg wydarzeń. Pamięć szaleńczo przeskoczyła do początków całej historii…"
Ale że co?!?!

Bosh

Nowa Fantastyka