- Opowiadanie: Sarah - 2. Strażnik wiedzy.

2. Strażnik wiedzy.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

2. Strażnik wiedzy.

Wydawałoby się, że poranne słońce nie ogrzewa ciała tak, jak słońce w południe, ale dodając do tego ciężką pracę, to nawet rankiem robi się człowiekowi gorąco. Człowiek, którego ludzie nazywają pan Leśny, właśnie kosił trawę kosą. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, które zaczęły spływać po skroniach. Przystaną na chwilę i prawą ręką starł go i rozejrzał się dookoła. Z daleka widział swój dom. Mała chatka, którą z dwóch stron otaczał las, a gdzieniegdzie z pozostałych dwóch wyrastały pojedyncze drzewa lub niskie krzewy. Tam gdzie teraz stał widział swój dom przysłonięty sosną. Rosła ona przed domem, tak, że znajdowała się po lewej od głównych drzwi.

 

Miejsce było oddalone przynajmniej o pięć kilometrów od najbliższego gospodarstwa, więc nie musiał się przejmować żadnymi wścibskimi sąsiadami, których w tych czasach wielu. Marzą o nagrodzie, którą można dostać za podanie miejsca pobytu jakichkolwiek wrogów króla. Takich wrogów nie brakuje, dlatego ludzie zaczęli uważać na to, co mówią, z kim rozmawiają i komu zwierzają się ze swoich przemyśleń, bo przez żądzę bogactwa swoich sąsiadów mogą trawić do więzienia. On nie miał takiego problemu, mieszkał z córką Adą i dziewczyną, która straciła pamięć. Ta mieszkała z nimi już od sześciu miesięcy, a człowiek, który ją tu przyprowadził pokazał się tylko dwa razy. Raz, gdy zjawił się z nią po raz pierwszy, a drugi raz, gdy słudzy króla węszyli na terenie Abry. Na szczęście do jego domu nie przyszli, a dziewczyna nadal jest bezpieczna.

 

Słońce było coraz wyżej, a powietrze robiło się coraz bardziej duszne. Postanowił skończyć na dzisiaj. Może jeszcze spróbuję wieczorem, gdy słońce zacznie zachodzić – pomyślał. Kosę oparł o jakieś drzewo i ruszył do domu. Dziewczyny pewnie już wstały, to dobrze. Wyśle je do lasu na grzyby, w lesie jest zapewne chłodniej. Będą mieć trochę rozrywki, a przy okazji pyszny obiad. Właśnie wszedł do domu, zamknął za sobą drzwi. W domu jest chłodniej, nic dziwnego, że dziewczyny ciągle tu przesiadują czytając jakieś romanse. Skromny salonik był na wprost drzwi wejściowych, zrobił kilka kroków i zobaczył to, czego się spodziewał. Dwie dziewczyny siedzące na wytartych, gdzieniegdzie potarganych fotelach. Czytały, jak zwykle.

 

– Taki piękny dzień, a wy zamierzacie tutaj siedzieć? – spojrzały na niego – Jest lato, powinniście się przejść po lesie, pozwiedzać Abrę, ruszyć na podbój serca jakiegoś przystojnego młodzieńca. – uśmiechnęły się, wyglądają naprawdę pięknie.

 

– Ojcze, mówisz nam to już od jakiegoś czasu, ale gdy zamierzamy udać się na targ do wioski, to twierdzisz, że nie powinnyśmy się aż tak oddalać od domu. – przekomarzała się Ada.

 

– To, dlatego, że się o was martwię. Pomyślałem, że szkoda, żebyście cały dzień siedziały w domu, więc pomyślałem, że mogłybyście pozbierać trochę grzybów. – uśmiechnął się, ale Ada zrobiła zawiedzioną minę, a Anna tylko przysłuchiwała się ich rozmowie. Właściwie rzadko się odzywała, a przynajmniej przy nim.

 

– Oczywiście ojcze.

 

Nie chciała mu zrobić przykrości, przynajmniej tyle z Anną dla niego mogą zrobić. Z resztą Anna nigdy nie narzekała, nie sprzeciwiała się, jest cały czas małomówną, zamkniętą w sobie dziewczyną. Jest tak od samego początku. Nic, więc też dziwnego, że przyprowadzono ją tutaj, do jej ojca, bo Annę bardzo łatwo byłoby odnaleźć wśród mieszkańców wioski. Nie tylko to, że jest piękna wyróżniałoby ją z tłumu, ale też jej rdzawe włosy, te na pewno nie uszłyby uwadze.

 

* * *

 

Nareszcie koniec – pomyślał Marek, idąc długim korytarzem – nic ciekawego, jak zwykle. Jedyne pocieszenie to, to że jutro mam się udać do Gamy, a Alfred może wysłać swoich szpiegów. Mam nadzieję, że na terenie miasta Gamy nie będzie żadnych podejrzanych ludzi i nie ma strażników wiedzy. Nie chciałbym, aby ktoś niewinny ucierpiał, gdyby rozgorzała jakaś bitwa pomiędzy szpiegami króla a strażnikami. Usłyszał za sobą wołający go głos, wiec przystanął i odwrócił się. To był Damien, jego najlepszy przyjaciel, który podkochuje się w Kati. Biedaczek – pomyślał – on ją w ogóle nie interesuje. Damien miał jasne włosy, był wysoki i może nawet przystojny, ale zdaniem Kati „chudzielec bez mięśni.” Chłopak nie ma szczęścia.

 

– O co chodzi? – spytał Marek.

 

– Chciałem się z tobą tylko przywitać. – stał już przy Marku – Co było ciekawego na zebraniu mistrzów? – Damien zawsze się dopytywał, odkąd Marek został jednym z mistrzów, ciągle mu opowiada o jakiś ciekawych sytuacjach, jakie miały miejsce podczas zebrania.

 

– Jutro muszę jechać do Gamy. – ruszyli wolno korytarzem.

 

– Nie wyglądasz, jakbyś się cieszył na możliwość opuszczenia Stolicy. – zauważył.

 

– Możliwe, że są tam strażnicy wiedzy. Buntowników jakoś bym zniósł, są kiepscy w magii, ale strażnicy… to inna sprawa.

 

– Myślisz, że zaatakują?

 

– O ile tam są. – zamilkł.

 

– Ciesz się… – mówił szeptem – że nie szukają strażników w Abrze. – Marek spojrzał na niego i przytaknął mu głową.

 

– Masz rację.

 

* * *

 

Ada i Anna wróciły już z lasu, zjadły obiad, a teraz siedziały w cieniu drzew rozkoszując się chłodnym wiaterkiem. Obie były w tym samym wieku, Ada miała ciemnoblond włosy, opierała się o drzewo plecami i właśnie czytała ostatnią stronę książki. Anna była oparta o inne drzewo, oczy miała zamknięte i wsłuchiwała się w śpiew ptaków. Kiedy Ada skończyła czytać westchnęła, zamknęła książkę i położyła ją obok siebie na trawie.

 

– O czym myślisz? – spytała Ada, a Anna spojrzała na nią, ale tylko na chwilę. Gdy odpowiadała patrzyła w dal.

 

– O niczym.

 

– Założę się, że o tym przystojniaku, który cię tu przyprowadził pół roku temu. – uśmiechnęła się.

 

– Raczej o tym, jak spotkaliśmy się po raz pierwszy, moje pierwsze wspomnienie.

 

Mówiła spokojnym głosem, ale jej serce na samą myśl, o tym przyspieszało rytm. Nie jest to coś, co chciałaby opowiedzieć Adzie. Te zbyt straszne wspomnienia, by o nich opowiadano… starała się zapomnieć, ale było ciężko biorąc po uwagę fakt, że cały czas starała się sobie coś przypomnieć. Przypomnieć z jej poprzedniego życia. Ten, który ją tu przyprowadził nie zdradził jej swojego imienia. Powiedział, że tak będzie bezpieczniej. Bezpieczniej? Czy coś mu groziło? A może jej? Mam nadzieję – pomyślała – że niedługo znów się pojawi, ale tym razem powie jej, o co w tym wszystkim chodzi.

 

Pamięta, jak zbudziła się leżąc przy zwłokach, jakiegoś starego mężczyzny. Wokół pełno krwi, a ona nie wiedziała, co tam robi. Potem pojawił się on, otulił ją swoim płaszczem, wziął na ręce i używając magii przeniósł ich tutaj. Zniknął na dwa miesiące, pojawił się na chwilę, ale po dwóch dniach znów zniknął, kiedy znów się pojawi? Nie miała pojęcia.

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry / dobry wieczór
Pozwolę sobie powtórzyć za Jakubem: nieśmiało się opowieść rozkręca... Czy dlatego, że przedstawiasz króciutkie fragmenty bardzo dużej całości?
Przyciąga uwagę odmienność Twoich opowiadanek. Chociaż wiadomo, że (prawie na pewno) chodzi o to samo, co w innych tego rodzaju historiach, nie rozpoczynasz od krwawych bitew, pogromów i te pe. Interesujące.
Gdybyś jeszcze tak powalczyła z dziwnymi i śmiesznymi błędami... > Na jego czole pojawiły się kropelki potu, które zaczęły spływać po skroniach. < Czy anatomia Twoich bohaterów aż tak różni się od naszej? Podobna kwestia: ludzie muszą uważać na to, co mówią, z kim rozmawiają, a pan Leśny beztrosko wysyła dziewczyny na grzybobranie. Nie można w lesie spotkać tajnych agentów królewskich, amatorskich donosicieli, głupich plotkarzy? Takie kwestie trzeba przemyślec przed pisaniem...
Powodzenia w kontynuacji.

Masa stylo-potworów czyha w tym lesie na Czerwonego ze złości czytelnika. Stylistyka nie jest twoją mocną stroną. AdamKB słusznie ujął zgrabną puentą o zjawisku przyciągania uwagi odmiennością, dziwacznością w tworzeniu zdań.

Opowieść rozbraja wieloznacznością zaserwowanych narracyjnych popisów, jak w obrazie Barei, Stanisława: "Pamięta, jak zbudziła się leżąc przy zwłokach, jakiegoś starego mężczyzny. Wokół pełno krwi, a ona nie wiedziała, co tam robi. Potem pojawił się on, otulił ją swoim płaszczem, wziął na ręce i używając magii przeniósł ich tutaj."

Rozjechane czasy. Brak logiki zdarzeń. Krew się lała, trupy pojawiają się i znikają razem z bohaterką, która nie wiedziała, o co chodzi z krwią. :) Magia słowa!

Pszepraszam Cię Sarah, że to nie jest komentarz do twojego opowiadania, choć i taki pewnie się pojawi, ale mam taką małą rzecz do kolegi. Bo jestem tu nowy i troszkę przeglądałem opowiadania i komentarze. Na myśl nasuwa mi się takie pytanie: baazyl, czy  cokolwiek, co ludzie tu piszą, zadowala Cię? A może tak tylko- narzekasz dla narzekania, cyepiasy si, ebz sobie humor poprawic? Pzdr

Dobry wieczór / dzień dobry
Przepraszam Cię, Marquarcie, że nie jestem Baazylem --- i jego, Baazyla też za to przepraszam --- ale o co Ci chodzi?
Tobie podoba się wszystko, bez wyjątków? Każdego i za wszystko wyróżniłbyś pochwałą przed frontem kompanii? Wolno Ci, oczywiście; chwal na prawo i lewo, nikt złego słowa nie powie --- lecz prawem wzajemności pozwól, by coś tam komuś tam dlaczegoś tam się nie podobało tak na sto procent...

Ależ AdamieKB- nie chwalmy wszystkiego..... Ale kolega Baazyl wydaje się być przesadnie skrupulatny w wydawaniu swoich sądów.... Po prostu nazbyt wiele znajduje u wszystkich tych blędów. A może po prostu baaardzo chce takie znależć. Zresztą- nie mam nic przeciw wolności sądów, ale niech będą wyważone.... Pozdrawiam.

Intensywna praca może uratowałaby to opowiadanie. Ale brawa za kolejną podjętą próbę łamania schematów. Któraś z tych prób na pewno będzie bezbłędna. :-)
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka