- Opowiadanie: Mroczny Kefir - Początek Przygody

Początek Przygody

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Początek Przygody

Witam!

 

Konto na portalu fantastyka.pl mam już od jakiegoś czasu, jednakoż nigdy się specjalnie nie udzielałem i czasem tylko czytałem różne opowiadania użytkowników.

 

Aż spróbowałem napisać coś własnego. Tylko jak mi wyszło? Są to dość krótkie opowiadanka, ale mam nadzieję, że dające do myślenia. :P

 

**********************************************************************************************

[b]Prolog[/b]

 

Gdyby ktoś przechadzał się ulicą im.Leonida Kalksteina i zajrzał przez okno burdelu mamuśki Sux, to ujrzałby grupkę krasnoludzkich przedsiębiorców, siedzących w wygodnych fotelach przy długim stole.

 

 

Gdyby ktoś przyjrzał by się jeszcze bardziej, zobaczyłby iż twarze ich są roześmiane i czerwone od pitego przez nich whisky, pochodzącej z najlepszej wytwórni pana Vivaldiego.

 

 

Gdyby jednak ktoś wytężył wzrok jeszcze bardziej, zobaczyłby, że pomiędzy nogami każdego krasnoluda klęczy małoletnia dziwka, robiąca swemu pracodawcy tak zwanego przez lud prosty „lodzika”.

 

 

Jednakże, była tam obecna jeszcze jedna osoba. Skryta w cieniu, siedząca na prostym, dębowym krześle popalając fajkę, ubrana w staromodny płaszcz podróżnika, okrywający całe ciało.

 

 

Osobnik patrzył z obrzydzeniem na scenę odgrywającą się obok niego. Bankierzy co jakiś czas wnosili toasty. „Za imperatora!” krzyczeli… „Za Imperium Lenderum!” wtórowali inni. A niektórzy milczeli. Byli półprzytomni od ilości spożytego alkoholu. Uderzali pięściami prostytutki po głowach. Te, gdy tylko stęknęły, były bite dalej. Ich twarze, brudne od spermy i moczu nie wyrażały żadnych uczuć. Paskudny widok. Obrzydliwe.

 

 

Niektórzy nazywają to cywilizacją. Inteligencja, szczególnie ta bankierska, nazwała to kapitalizmem. Tajemniczy osobnik nazywał to bestialstwem. Jedni widzieli „wszechobecne” bogactwo. Tylko niektórzy widzieli moralne ubóstwo. Jednostki bogacące się niewolniczą pracą reszty i ich życiem bez perspektyw. To nie kapitalizm. To korporacjonizm. Jednakże, twórcy „idei” myślą inaczej. Żałośni ludzie z klapkami o nazwie „złoto” na oczach.

 

 

Konserwatysta wstał, głośno szurając krzesłem. Jak gdyby nigdy nic podszedł do stołu. Krasnoludy nie zwróciły na niego uwagi. Dla nich był nikim. Nagle osobnik kopnął stół. A był to cios mocarny, taki, który, z niewiadomych przyczyn przeciął mebel w pół.

 

 

Atmosfera stała się napięta. Przedsiębiorcy szybko chwycili do kieszonek, ukrytych pod drogimi marynarkami. Mieli wprawę. Robili to szybko. Za wolno dla tajemniczego człowieka, który rzucił między tamtych worek ze szkłem. Materiał nagle się rozwiązał. Sekundę później krasnoludy padły martwe. Pochodna piasku trafiła każdego w tętnice szyjną. Tylko po szepcie słowa tajemniczego osobnika – maga skrytego w ciemności. Harmider, wszędzie hałas. Dziwki zaczęły krzyczeć i uciekać w stronę schodów. Czterech ochroniarzy nagle wypadło z ukrytego w ścianie przejścia, trzech kolejnych od strony drzwi frontowych, pięciu z piętra. Adept tajemnych sztuk tylko się uśmiechnął i zdjął kaptur. Okazał się piękną, płomiennowłosą i co najdziwniejsze, młodą kobietą. Szepnęła ona jedno słowo i zniknęła. Ludzie usłyszeli tylko trzask, jakby ktoś otworzył i zamknął klapkę rzeczywistości.

 

Czarodziejka myślała, że działała słusznie. Moralnie tak, lecz trzeba stąpać twardo po rzeczywistości. Prawda jest taka, że prostytutki stały się ofiarę negatywnych emocji ochrony i burdelmamy. Zostały brutalnie zgwałcone i straciły pracę. Większość miała dzieci. Bardzo małe dzieci, które umarły z głodu porzucone w rynsztoku.

 

 

 

********************************************************************************************

[b]Agitacja na Rynku[/b]

 

Przez duży rynek imienia Fryderyka Wilhelma von Baden, w rozwijającej się mieścinie o nazwie Vinderium dostojnym krokiem spacerowała sobie Tissaia de Siries – piękna i młoda arystokratka. Ubrana była w czerwoną, dość luźno leżącą na cielę jedwabną bluzkę, z dość dużym dekoltem Jej nogi, aż do kolan okrywała luźna, również czerwona sukienka a obuwie stanowiła para wysokich, brązowych, jeździeckich butów. Jej biodro opinał szeroki pas mieczowy, na którym wisiała długa pochwa z połtoraręcznym mieczem.

 

Ludzie patrzący na Tissaie mogliby oniemieć. I nie chodzi tu tylko o mężczyzn lecz i o kobiety. Była po prostu piękna i te określenie nie jest ani odrobinę przesadą.

Można ją opisać jako kobietę wysoką, mierzącą lekko ponad metr siedemdziesiąt pięć. Z idealną figurą. W jej rodzinie wierzy się gorąco w dewizę „w zdrowym ciele zdrowy duch” więc od małego ćwiczyła swoją kondycję i walkę mieczem. Co odbiło się szczególnie na jej ciele – widać było silne ramiona, zgrabne, umięśnione nogi i kształtne, duże piersi. Choć dorodność dwóch darów od bogów jest raczej wrodzona. Nie mniej kształtność jest nabyta.

Znakiem rozpoznawczym Tissai jednak były jej długie, sięgające aż do połowy pleców czerwone włosy. Dzięki nim każdy mógł ją rozpoznać

 

 

 

Większość kobiet, mówiąc szczerze, nie lubiła Tissai – była stanowcza, piękna i ubierała się w sposób „niegodny” dla jej statusu społecznego. I miała rozpuszczone włosy. Taki sposób ubioru i fryzury miały w większości dziwki.

 

I nie chodzi tu o te, które w ciemnym zaułku zaspokajają seksualnie nabuzowanych mężczyzn. Ani o te, które brudne klęczą pod stołem i są traktowane jak niewolnice. Ekskluzywne prostytutki pochodziły z dobrych rodzin, miały dobre maniery, były inteligentny i oczytane. I cholernie drogie. Kochali je wszyscy mężczyźni. I nienawidziła większość kobiet.

I prawda jest taka, iż były one w większości czarodziejkami. Tak jak Tissaia, odpowiedzialna za morderstwo kilku krasnoludzkich przedsiębiorców w karczmie, w stolicy Imperium Lenderońskiego – Viznum. Oczywiście, nikt jej nie rozpoznał. Byłą zbyt sprytna.

 

Spacerując sobie wolnym krokiem panna de Siries podeszła do kramu z jabłkami. Brodaty staruszek, widząc, iż piękna arystokratka osobiście podeszła do jego sklepiku cały oniemiał, uśmiechnął się, zbliżył się do niej i z pięknym, szczero żółtym uśmiechem zaproponował i pokazał jej swe najlepsze owoce. Ba, zaproponował nawet zniżkę wynoszącą dwukrotność normalnej ceny. Tissaia jednak jako szlachcianka była bogata. Kupiła jedno, piękne, dorodne jabłko i zapłaciła sprzedawcy Złotym Denarem. Ten widząc, iż jest to zarobek łączny tygodniowym dochodom bez odliczenia podatku cały pokraśniał i zaczął całować młodą czarodziejkę po rękach. Ta ze śmiechem odeszła spacerować dalej.

Zbliżając się do centralnej części rynku zobaczyła ogromny tłum ludzi. Oczywiście, nie było to niczym dziwnym – mężczyźni w każdym wieku uwielbiali oglądać wszelakie licytacje i pojedynki kupieckie, a co odważniejsi sami licytowali. Zdumiewające było to, iż było cicho. Słychać było tylko jeden głos – niski baryton, oznaczający zazwyczaj mężczyzn przystojnych, jak zawsze uważała Tissaia. Zaczęła iść w kierunku zbiorowiska i zaczęła rozumieć już, co seksowny nieznajomy mówił

-…wynika to z niesprawiedliwości społecznych! Patrzcie no towarzysze, co się dzieje wokół! Paskudne, krasnoludzkie wybryki! Co to ma być, że człowiek musi pracować dwanaście godzin w fabryce, a jakiś parszywy imperialista nieludź sobie siedzi dwie godziny przy biureczku i zarabia krocie, a proletariusz nie ma co do garnka włożyć?!

 

 

Ostatnie słowa wykrzyknął. Ludzie zaczęli wiwatować na jego cześć. Okazało się, iż ma na imię Władimir. Tissaia skrzywiła się. Imigrant ze wschodu. W większości są biedni i sprawiają kłopoty. Lecz ten wydawał się inny. Ubrany był w garnitur i płaszcz. Ciuchy były znoszone, jednakże posiadanie garnituru sprawiało, że było się „kimś”. W dodatku miał poprawną wymowę i nowoczesny, metropolitalny akcent. I miał bardzo radykalne poglądy. I był nieziemsko przystojny. Był bardzo wysoki i nawet spod płaszcz widać było, iż lata musiał bardzo ciężko fizycznie pracować. Lekki zarosty tylko dodawał mu uroku. „Diabeł w przystojnej skórze” – pomyślała arystokratka i z uśmiechem przygryzła dolna wargę

 

 

-Towarzysze! Jak to tak! Dajecie się w chuja robić?! Mówię wam! Z bronią w ręku, trzeba obalić imperialistyczny reżim i wprowadzić rządy robotników i chłopów! Kapytalysta nie rozumie potrzeb człowieka! Jest zły i myśli tylko o pieniądzach! Dobra winny być wydawane w imię równości! Chcę równego dostępu do nauki! I powrotu do starych porządków obyczajowych! Co to za pomysł, by kobieta mogła pracować wraz z mężczyzną i walczyć z nim?! Żeby licytowała! Banki prowadziła! I słyszałem coś ostatnio! Słyszeliśta pewno i wy! W karczmie jakaś magiczka zabiła ludzi i uciekła! Trzeba cofnąć emancypację, powiadam!

 

 

„Żałosny skurwysyn” – skwitowała go w myślach Tissaia. Była zła. Zawiodła się. – „Akcent tego sukinsyna zaczął się pogarszać i począł mówić coraz bardziej prostacko. I gada głupio. Skoro równość to wszystkich, a nie tylko wśród mężczyzn. Emancypację przeprowadzono w tym nowoczesnym Imperium czterdzieści lat temu, a ludziom wciąż w głowie takie głupoty… I w dodatku przeinacza fakty. Nie zginęli ludzie, tylko jego wróg rasowo-klasowy, ale cóż… populiści naginają fakty dla siebie…”

Ludzie zaczęli wiwatować na cześć rewolucjonisty. A on stał dumnie, lewą rękę włożył w fałdy swego obszernego płaszcza i po chwili grzebania wyjął czerwony materiał z wszytym złotym młotem skrzyżowanym z sierpem tego samego koloru.

-Tawarisze! Mówię wam! Walczyć trzeba! WalCZYYYYĆĄAAAAAAAA

 

 

Przerwano mu. A raczej przerwał mu bełt wystrzelony z kuszy strażnika, który trafił rewolucjonistę w kolano. Tamten upadł i zaczął skiełczeć jak zbity pies. Strażnik, ubrany w swój zwykły niebieski mundur uśmiechnął się szelmowsko i przebił się przez ludzi i wszedł na trybunę

 

 

-No, no, no. Cela czeka. Zamach na spokój, namawianie do walki i mordowanie, chęć wywołania wojny domowej… no chodź, nie słyszysz, jak cię loszek miejski woła?. Po twojemu to raczej komisaryat parszywy kurwa jego mać. Nie płacz. No już, otrzyj łzę i idziemy.

Słabość okazana przez Władimira zniszczyła wcześniej powstały czar. Okazał się on żałosny. Jego słowa straciły magię. Tylko kilku tumanów chciało mu iść z pomocą, lecz mądrzejsi ich powstrzymali. Po chwili życie wróciło do normalności. Zaczęto licytację zboża.

Tissaia odeszła z paskudnym uśmiechem na twarzy.

Koniec

Komentarze

Gdyby ktoś przyjrzał by się jeszcze bardziej(zamiast tego daj np. lepiej, bo bardziej masz w zdaniu niżej. Tak samo wyraz „jeszcze”. Zdania pod tym względem do przerobienia), zobaczyłby iż twarze ich są roześmiane i czerwone od pitego przez nich whisky, pochodzącej z najlepszej wytwórni pana Vivaldiego. – ktoś i by do usunięcia. W whisky zamieszałeś rodzaje. Jeśli pitego – to pochodzącego. Jeśli pitej – to pochodzącej. (Whisky to wódka, więc chyba powinien być żeński).

 

Gdyby jednak ktoś wytężył wzrok jeszcze bardziej, zobaczyłby, że pomiędzy nogami każdego krasnoluda klęczy małoletnia dziwka, robiąca swemu pracodawcy tak zwanego przez lud prosty „lodzika”.

 

Jednakże, była tam obecna jeszcze jedna osoba. Skryta w cieniu, siedząca na prostym, dębowym krześle popalając fajkę, ubrana w staromodny płaszcz podróżnika, okrywający całe ciało. – A to zdanie brzmi strasznie kaprawo. Szczególnie drugie. Ja bym proponował tak: Była tam obecna jeszcze jedna osoba ubrana w staromodny płaszcz podróżnika (podróżny?). Skryta w cieniu, siedziała na prostym dębowym krześle, popalając fajkę (i paliła fajkę).

 

Osobnik patrzył z obrzydzeniem na scenę odgrywającą się obok niego. – Osobnika zastąpił bym „nieznajomym”, a scenę zapisał w liczbie mnogiej – sceny, bo każdy krasnolud zapewne wymadzał coś innego.

 

Uderzali pięściami prostytutki po głowach. Te, gdy tylko stęknęły, były bite dalej. – Do przerobienia. Powtórzenia to raz, ale i składnia tu kuleje i same zdania zgrzytają.

 

Nagle osobnik kopnął stół. A był to cios mocarny, taki, który, z niewiadomych przyczyn przeciął mebel w pół. – Hola, hola! Ja wiem, że to jest fantastyka, ale bez przesady. Po pierwsze, kopniakiem stołu nie przeciął, tylko połamał. Tnie coś, co jest ostre, a podejrzewam, że wędrowiec nie był t-1000 i nie umiał sobie zrobić z nogi miecza. Po drugie, to dużo wiarygodniejsze byłoby piźnięcie ręką w środek blatu stołu, bo opór jest tam najmniejszy i najłatwiej złamać. Oglądałeś „The Quest” z VanDammem? Pod koniec była taka scena, w której główny oprych rozwala stół w karczmie. Jeśli nie, obejrzyj i zobacz jak to wygląda.

 

 Przedsiębiorcy szybko chwycili do kieszonek, ukrytych pod drogimi marynarkami. – Że co zrobili? Ręce chyba włożyli.

Sekundę później krasnoludy padły martwe. Pochodna piasku trafiła każdego w tętnice szyjną. Tylko po szepcie słowa tajemniczego osobnika - maga skrytego w ciemności. – Co to w ogóle za sformułowanie? Można gdzieś trafić po linie, po ścieżce, ale po szepcie? Można iść za głosem dochodzącym z oddali, ale tu chyba chodzi o to, że wypowiedział zaklęcie?

 

Okazał się piękną, płomiennowłosą i co najdziwniejsze, młodą kobietą. – W tym świecie magami były tyko stare baby, że młódka jest takim ewenementem?

 

Technicznie tekst bardzo słaby. Fabularnie nie powiem, bo nie mam już dziś czasu, żeby doczytać. Prawie wszystko do poprawki. Ale trening czyni mistrza, więc pisz i trenuj.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Na pierwszy rzut oka widać tu inspirację Sapkowskim. I wcale mnie to nie dziwi, bo debiuty mają to do siebie, że lubią być wzorowane na już powstałym świecie. Jednak na przyszłość już tego nie rób, bo nikt nie chce czytać przygód ze świata Wiedźmina ubranych w inny garniturek niż ten skrojony przez Sapka. Z prostego powodu. Nikt mu dorównać nie może. Sama się o tym dawno temu przekonałam, właśnie na tym portalu.

Z tym stołem to przegiąłeś i to na całego. 

"Adept tajemnych sztuk tylko się uśmiechnął i zdjął kaptur." I dużo, dużo później:

"Oczywiście, nikt jej nie rozpoznał. Była zbyt sprytna."

Do izby, w której Twoja bohaterka dokonała rzezi wpadło iluśtam ludzi z tak zwanej ochrony lokalu. Dziewczyna zdjęła kaptur, pokazała wszystkim swą uroczą buźkę, której jak później piszesz wszyscy jej zazdrościli i zniknęła. I to miało być sprytne? 

Więcej nie wytykam, bo zrobił to już Fasoletti. Popraw co możesz i pisz dalej.

Wygląda to trochę jakbyś napisał te tekściki zaspany o drugiej w nocy, a później rano wrzucił je na stronę bez przeczytania. Masa błędów, Fas już zwrócił uwagę na część z nich. Ja łapanki robić nie będę, bo mam dzisiaj lenia.

Potencjalna scena akcji jest całkowicie statyczna (ta z zabiciem krasnoludów).

Kreacja postaci jest, wybacz, beznadziejna. Arystokratka zabijająca bankierów w imię... czego? Ochrony dziwek? Później przez chwilę sympatyzująca z komuchem tylko dlatego, że był przystojny? Ał. 

Co do tej emancypacji kobiet... O ile komuniści (a rozumiem, że imieniem nawiązujesz do Lenina?) jak najbardziej nie popierali kobiecych inicjatyw w polityce i życiu społecznym, o tyle akurat praca kobiet w zawodach męskich była jak najbardziej reklamowana (hasła w stylu: "kobiety na traktory" i czasopisma: "Kobieta dzisiejsza", a później "Kobieta i życie").

Uczepię się jeszcze nawiązań do Wiedźmina. Sam początek stylistycznie przypomina początek jednego rozdziału z któregoś tomu pięcioskięgu. Tego, w którym bodaj Ciri siedzi u Vysygoty na bagnach (albo Geralt, nie pamiętam już tak dobrze). Poźniej nawiązujesz imionami. To nie wpływa dobrze na odbiór tekstu, bo od razu przywodzi na myśl styl Sapkowskiego stwarzając poczucie ogromnego kontrastu.

 

Powodzenia w przyszłości,

M.W.

Dziękuję bardzo za wszystkie uwagi - dzięki nim będę mógł pisać lepiej.

A opowiadanka pisane... z nudów. I forma jest moją piętą Achillesa.

Cholera, macie rację, początek brzmi jak z Sapkowskiego, jeśli dobrze pamiętam, to z 4 części.... kurde, wryło się w podświadomość.

A tutaj to nie jest taki stricte komunizm. Wzoruję się na historii i świecie, jednakże nie będę czerpał bezpośrednio do niej :P A Włodzimierz... w sumie nie chodziło o Lenina, ale po prostu lubię to rosyjskie imię.

No w sumie stereotyp w tym świecie panuje, że magiczka to zabobonna stara kobitka :P

A Arystokratka zabija.... w imię filozofii. Tylko w imię tego, dlatego jest głupia. Chciałem pokazać, że takie zachowania, których w historii jest pełno, są zwyczajnie debilne. Ta kreacja ma być taka... ale się zmieni. Po prostu dziewczynka jeszcze żyje ideałami, nic nie wie o życiu. naczytała się ballad, a nigdy nie pracowała.... ale o tym dowiedzieć się będzie można, jeśli coś napiszę

Dziękuję za wszystkie uwagi! :)

Gdyby ktoś przyjrzał by się jeszcze bardziej, zobaczyłby iż twarze ich są roześmiane i czerwone od pitego przez nich whisky, pochodzącej z najlepszej wytwórni pana Vivaldiego.

To w końcu od "pitego" czy od "pochodzącej"- zdecyduj się jaki rodzaj ma whisky.

Pomijam stylistykę i błędy językowe. Ale idiotyzmy w stylu ukształtowania piersi i tak dalej... Ręce i cycki opadają.

Nie mówiąc o tym, że mamy kolejnego Autora, nie umiejącego bez błędu napisać tytułu....

PS. A to jest poważna sprawa.

Pozdrówko.

2/6

Co mnie najbardziej boli - rozbijanie zdań. Coś w stylu "Wlazł kotek. Na płotek. I mruga." - to nie brzmi dobrze. Poza tym absolutny brak sensu w niektórych sytuacjach, na przykład: dlaczego Władimir używa słowa "chuj" podczas przemówienia do ludu?

Z tego, co wiem, to imię typu Tissaia w bierniku powinno być napisane "Tissaję", nie "Tissaię" (w tekście brakuje nawet ogonka), tak jak np. "Metallikę", a nie "Metallicę". Tutaj jednak przydałaby się wypowiedź osoby, która ma dokładną wiedzę na ten temat.

Cały akapit:

Można ją opisać jako kobietę wysoką, mierzącą lekko ponad metr siedemdziesiąt pięć. Z idealną figurą. W jej rodzinie wierzy się gorąco w dewizę „w zdrowym ciele zdrowy duch” więc od małego ćwiczyła swoją kondycję i walkę mieczem. Co odbiło się szczególnie na jej ciele – widać było silne ramiona, zgrabne, umięśnione nogi i kształtne, duże piersi. Choć dorodność dwóch darów od bogów jest raczej wrodzona. Nie mniej kształtność jest nabyta.

nie ma moim zdaniem żadnego sensu. Primo: oddzielenie zdania "Z idealną figurą." w myśl tego, o czym mówiłam wcześniej (chociaż byłoby w porządku, gdyby ten zabieg nie powtarzał się tak często). Secundo: "(...) ćwiczyła swoją kondycję i walkę mieczem" - ćwiczyła walkę mieczem dla sportu, serio? Idealne dla arystokratki. Poza tym znowu kolejne zdanie jest niepotrzebnie oddzielone od tego (i następne również). Zdania dłuższe niż na linijkę naprawdę nie są aż tak straszne. Tertio: widziałeś kiedyś piersi umięśnionej kobiety, nie napompowane silikonem? Nie określiłabym ich jako szczególnie kształtne... Quarto: trzymanie się jednego czasu zamiast skakania pomiędzy przeszłym a teraźniejszym też nie szkodzi. Quinto: powtórzenia, o których więcej napisałam poniżej.

W pierwszej części rzucają się w oczy bezsensowne równoważniki zdań, a akcja ze stołem, jak ktoś już wspomniał, jest przegięciem. "Jednak" i jego pochodne są niezalecane nawet bezpośrednio po przecinku, a co dopiero na początku zdania. Liczba powtórzeń jest zastraszająca. Co śmieszne - wygląda to tak, jakby każde "był", "miała" - lub cokolwiek innego - od razu przywoływało kolejne, bo kiedy zjawi się jedno, można się spodziewać przynajmniej jednego kolejnego.

Czego nie wybaczam: "te określenie". Bardzo stare książki mówią, że to regionalizm wschodni, ciekawa jestem, czy wciąż "te + M/B, n, l.poj" ma taki status. Nawet jeśli - nie usprawiedliwia to autora w takim tekście, jeśli stanowi pojedynczy przypadek, a nie element stylu. TO określenie, TE określenia, prosta sprawa.

No i zdanie "Ubrana była w czerwoną, dość luźno leżącą na cielę jedwabną bluzkę, z dość dużym dekoltem" brzmi dość pokracznie, szczególnie z tym cielęciem.

Na koniec jeszcze dodam, że chyba czas pogodzić się z przecinkami.

A, nie, jeszcze muszę wspomnieć o tym, o czym napisać RogerRedeye: tu jest Polska, tu się tytuły pisze inaczej, niż u anglojęzycznych.

No z tymi piersiami... to widziałem, ale moje życia erotyczne raczej nie powinno być przedmiotem dyskusji w komentarzach... :P

I dziękuję za uwagi, następnym razem opowiadanie będzie lepsze. 

Mroczny kefirze, ksztaltowanie klaty to widać raczej u mężczyzn. Swoją drogą zastanawia mnie, czy o czyichś rękach też byś napisal, że są dwoma kształtnymi darami natury? No bo przecież jak najbardziej są. Nawet ośmielę się powiedzieć, że bardziej się przydają w codziennym użyciu.

A dodam przy okazji, skoro już jestem, że marysójkowate bohaterki zwyczajnie mnie denerwują i w życiu, i w opowiadaniach.

Świadomość wyglądu piersi wcale nie musi się wiązać z życiem erotycznym, więc prosiłabym bez takich. I mam wrażenie, że mówimy o całkiem różnych rzeczach. Nie brnijmy w nieporozumienie.

Bardzo słaby tekst. Móstwo literówek i błędów językowych. Dużo czytaj, ale nie zapomnij też czegoś napisać od czasu do czasu. Bez tego nie zrobisz postępów.

Spodziewałam się czegoś więcej. Życzę powodzenia w dalszej twórczości :P

Nowa Fantastyka